Part 200: Mojemu mężowi odwala

0 | Skomentuj


**Pepper**

Zostaliśmy otoczeni z każdej możliwej strony. Raz padał atak z powietrza, ziemi lub pod naszymi nogami. Jedna ze zbroi wynurzyła się na powierzchnię, strzelając z unibeamu. Cała nasza trójka upadła, lecz War Machine sam zaatakował wroga, który mierzył w locie również tę wiązkę, co poprzedni. Rozdzieliliśmy się strategicznie, więc ja zajęłam się gościem nad nami, Rhodey walił czym popadnie w kolosa, co wynurzał się z ziemi, zaś Tony uderzał repulsorami w ostatniego przeciwnika. Dawaliśmy z nim radę. Jednak szczęście nie trwało wiecznie.
Gdy powaliłam "lotnika" na dół, pojawił się czwarty mocarz. Jednym ruchem przygniótł nas do podłoża.

Pepper: Geniuszu, może pora na jakiś lepszy plan?
Tony: Dobra. Daj pomyśleć
Rhodey: Eee... Nie chcę wam nic mówić, ale on nas zgniecie, jak robala
Pepper: Jak zwykle pozytywnie nastawiony do życia. Ciekawe, czemu ta Ivy na ciebie poleciała?
Rhodey: Pepper, opanuj się!
Pepper: Ej! Ja tylko jestem ciekawa
Tony: Uspokójcie się i wymyślmy coś!
Rhodey: Dobra, więc skopiowali twoje schematy, tak?
Tony: Zgadza się
Rhodey: Czyli jako ich twórca znasz słabe punkty
Tony: Są starej daty
Rhodey: No i?
Tony: Musimy zwalić je z nóg... Celować w kolana!

Zrobiliśmy, jak kazał i każdy strzał mierzyłam w stopy. Jeden dziadziuś padł, drugi też leżał, zaś trzeci łatwo nie dawał za wygraną.
Nagle zauważyłam, że Iron Man zastygł w miejscu. Znowu mu odwala?

**Tony**

Dlaczego celuję do Andrew? Przecież on nie żyje. Schowałem broń. Czy to możliwe, że przeżył? Cieszyłem się z tego. Jednak reszta nie podzielała mojego zdania. Chcieli go skrzywdzić. Nie mogłem im na to pozwolić. Zaatakowałem Rhodey'go z unibeamu, zaś na Rescue użyłem mini rakiet. Ani jednego draśnięcia? Są twardzi.

Pepper: Rhodey, walnij bazooką! Niech mu się oczy otworzą!
Rhodey: Nie zrobię tego, bo go zranię
Pepper: Bez dyskusji, zgredzie! Strzelaj!
Tony: Co wy robicie? Powariowaliście?! Czemu strzelacie do Andrew?!
Pepper: Mówiłam? Strzelaj do cholery i o nic więcej nie pytaj!
Rhodey: To będzie bolało
Tony: Rhodey, oszalałeś?!
Rhodey: Nie

Wymierzył z broni w moją zbroję. Szybko użyłem mocy do pola siłowego, by odeprzeć atak. Niestety, ale pocisk był silniejszy, aż trafił zarówno mnie, jak i Andrew. Spadałem, przebijając się przez skrzynie. Nie potrafiłem wstać, a w miejsce, gdzie wcześniej widziałem dawnego przyjaciela, pojawił się wróg. Powoli wracała mi świadomość, choć nie pamiętałem poprzedniego zajścia.

Tony: Rhodey... co ja zrobiłem?
Rhodey: Doznałeś kolejnych halucynacji i zaatakowałeś nas
Pepper: Pozostała dwójka też leży i SHIELD za chwilę ogarnie ten bałagan, a ty już nigdzie nie polecisz, aż grzybki halucynki wyparują z twojej głowy
Tony: Jakie grzybki?
Pepper: Och! Odwala tobie. Jak tak dalej pójdzie, załatwię od Victorii kaftan bezpieczeństwa
Tony: Pepper, przesadzasz
Pepper: Ja przesadzam? Ja przesadzam?!
Rhodey: Spokój! Wracajmy do bazy... Wstaniesz sam?
Tony: Raczej tak

I od razu tego pożałowałem. Miałem zawroty głowy, a w dodatku obraz mi się zamazywał. Upadłem, mdlejąc.

<<Włączono autopilota>>

**Rhodey**

Zacząłem się poważnie bać tych ataków halucynacji u Tony'ego. Musieliśmy poradzić się specjalisty, co zrobić. SHIELD przymknęła złoczyńców. konfiskując zbroje, więc plan się powiódł.
Po znalezieniu się w zbrojowni, odłożyliśmy pancerze, zaś chorego zabraliśmy do pokoju medycznego. Dziewczyny już tam nie było. Pewnie siedziała z Mattem. To nawet dobrze. FRIDAY ponownie przeskanowała organizm, gdy my usiłowaliśmy skontaktować się z dr Yinsenem. Moją uwagę przykuł wynik analizy czyjegoś DNA. Pepper od razu się wkurzyła, uderzając pięścią o blat stołu.

Rhodey: Pepper, starczy! Wiem, co czujesz, ale pokonamy ją
Pepper: Ta cholera ciągle wraca i kurwa, agenci nie mogą jej zamknąć na stałe!
Rhodey: Spokojnie, bo się spalisz... Teraz dowiedzmy się, czy da się Tony'emu pomóc

Nawiązaliśmy bezpieczne połączenie z lekarzem. Dla ułatwienia kontaktu przełączyliśmy się przez komputer na wideorozmowę.

Dr Yinsen: Witajcie. Nie wiedziałem, że tak szybko się ze mną skontaktujecie... Mówcie, jaki macie problem?
Rhodey: Chodzi o Tony'ego
Dr Yinsen: Pewnie ma efekty po odstawieniu starego implantu... Towarzyszyły mu zawroty głowy, dezorientacja, czy też...
Pepper: Ktoś go otruł!
Dr Yinsen: Jak?
Pepper: Ta pierdolona suka musiała maczać w tym palce! Podszyła się pod pana i dała truciznę Tony'emu!
Dr Yinsen: Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale co dokładnie się dzieje?
Rhodey: Ma w organizmie środek halucynogenny
Dr Yinsen: No to bardzo niedobrze


--**---

200 part. Czy ktoś jeszcze pamięta wyzwanie z 100 rozdziałów "W sieci"? Pobity rekord, ale to nie wszystko. Pozostało 166 i myślę, że też to jest możliwe. Dzięki TonyPepper, Alison (później Pepper) oraz innym czytelników ten blog rozpoczął swoją podróż. Wytrwacie do końca? Sama nie wiem, kiedy zakończę bloga. Być może nigdy.

Part 199: Atak zbroi

0 | Skomentuj



~*Sześć godzin później*~

**Katrine**

Wstałam o dziewiątej z łóżka i nadal nie było nikogo poza mną. Czułam się dziwnie, lecz nie musiałam znosić okropnego bólu głowy, jak wcześniej. Na stoliku znalazłam talerz z tostami oraz sok winogronowy. Do tego była dołączona kartka.

Hej, Katty. Przyniosłem ci śniadanie.
Na pewno jesteś głodna. Oby tobie zasmakowało.
PS: Gdybyś czegoś potrzebowała, siedzę nad odrabianiem lekcji w pokoju.
Trzeba nadrobić zaległości :)
Matt


Katrine: Jaki ty uroczy, Matty

<<Dla ciebie zrobi wszystko>>

Katrine: Eee... Kim ty jesteś? Kto się tu ukrywa?

<<Przepraszam... Chciałam upewnić się, że wszystko z tobą w porządku... Nie bój się. Nikt cię tu nie skrzywdzi>>

Katrine: Na pewno?

<<Bez obaw. Hydra nie wie o tym miejscu>>

Katrine: Czy można wiedzieć, jak się nazywasz, komputerku?

<<Bystra jesteś... Nazywam się FRIDAY>>

FRIDAY? Kto wymyślił tak dziwną nazwę? Pewnie ojciec Matta, nim kopnął w kalendarz. Niby umarł, a Iron Man wciąż działa.
Gdy chciałam wyjść, drzwi zatrzasnęły się. Uruchomił się jakiś protokół bezpieczeństwa i ciągle dzwonił alarm. Dlaczego?

**Tony**

Powoli otwierałem oczy. Gadania mojej rudej nie dało się uniknąć. Do tego szykowały się kłopoty w mieście. Musiałem uzbroić się w zbroję. Jednak dźwięk ucichł. Zauważyłem Rhodey'go, który wyłączył ostrzeżenie. Chciałem lecieć na akcję, ale nie mogłem ruszyć kończynami. Co się stało? Czemu mnie związali?

Rhodey: Pepper, skończ gadać. Obudził się
Tony: Rhodey? Dlaczego jestem związany? Odbiło wam?
Pepper: Nam?! To ty jesteś chory!
Rhodey: Tylko na niego nie krzycz
Pepper: Oj! Ja wiem, co mam mówić do własnego męża! Tony, ty idioto! Czemu zachowywałeś się, jak ćpun po prochach?! Mało brakowało, a posunąłbyś się do rękoczynów
Tony: Co?! Rhodey, czy to prawda?
Rhodey: Niestety, dlatego nigdzie nie lecisz
Tony: Ludzie są w niebezpieczeństwie!
Rhodey: Zajmę się tym
Tony: Nie dasz rady. Przecież już dawno nie walczyłeś
Rhodey: A ty nie możesz... FRIDAY, przeskanuj organizm Tony'ego w poszukiwaniu substancji toksycznych

<<Skanowanie...>>

Tony: Pepper, zraniłem cię?
Pepper: Jeszcze nie... Ty coś pamiętasz ze swojego odpału?
Tony: Jak przez mgłę, więc raczej nic

<<Analiza dobiegła końca. W organizmie jest aktywny specjalny środek halucynogenny, powodujący urojenia, zaburzenia psychiczne, które w głębszym stopniu mogą trwale uszkodzić układ nerwowy>>

Tony: Jak do tego doszło?
Pepper: Na pewno nic tobie nie podawali?
Tony: Moment... Coś było

Przypomniałem sobie moment, kiedy obudziłem się z koszmaru. Doktorek mnie uspokajał, a potem uśmiechnął się i coś mi podał. Cholera! Jeśli Madame Mask nadal pozostała na wolności, to ona wtedy była w bazie powietrznej SHIELD.

Pepper: Tony, co się dzieje?

Nagle usłyszałem, jak w wiadomościach mówili o zamieszkach w mieście z użyciem... zbroi. Przyjrzałem się temu, rozpoznając skradzione schematy pierwszych modeli Iron Mana. Pancerz specjalny, War Machine i prototyp Iron Mongera. Wszystkie siały chaos i spustoszenie, a ja nie mogłem nic zrobić.

Pepper: Tony...
Tony: Rozwiąż mnie... Muszę działać
Rhodey: Ale nie sam... Lecę z tobą
Pepper: I ja też!
Tony: Pep, ktoś powinien zostać z Mattem i tą dziewczyną
Pepper: FRIDAY tu jest. Zresztą, można poprosić Robertę o pomoc
Rhodey: Nie ma mowy. Masz zostać. Będę go pilnował

Uwolnił mnie z lin i wskoczyłem do zbroi. Razem polecieliśmy w centrum ataków.

**Pepper**

Nie ma mowy, że uniknę takiej szalonej rozrywki. To świetna okazja, by przetestować Rescue. Komputer powiedział mi sposób na kamuflaż. I tak o to leciałam za tymi głąbami. Drugie dodatkowe oko do chronienia bezmózga się przyda.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, przestępcy byli w spoczynku. Nic nie robili. O co chodzi? Czyżby podstęp?

Tony: War Machine, widzisz to, co ja? Chyba nie poddali się dobrowolnie
Rhodey: Bądźmy czujni... Wojna wisi w powietrzu
Tony: Skąd wiesz?
Rhodey: Bo czekają na coś
Pepper: Ale się nie doczekają
Tony, Rhodey: PEPPER?
Pepper: Nie da się was upilnować z daleka
Tony: Wracaj do bazy! Tu nie jest bezpiecznie!
Pepper: Oj! Na razie jest cisza
Tony: Pepper!

Zostałam trafiona jakiś laserem, który z łatwością mnie powalił na ziemię. System nie odpowiadał. Chłopaki podlecieli do mnie, lecz znowu nastąpił strzał.

Part 198: Rescue

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Dawno nie widziałem Tony'ego w tak dobrym humorze. To trochę podejrzane, choć mnie też ucieszyła ta wiadomość o śmierci dawnej sąsiadki. Oby już nikt nie popsuł nam życia. Niebawem wrócę do walki z przestępczością, lecz najpierw te ważniejsze sprawy. Muszę podołać w roli przyszłego tatuśka. Najpierw czeka mnie rozmowa z rodzicami.
Z zamyśleń wyrwał pisk Pepper. Brawo, geniuszu. Zrobiłeś to. Czyli koniec świata nadchodzi.

Pepper: Nie wierzę. Nie wierzę! Tony, czy to...
Tony: Aha! Przedstawiam ci najnowszy model zbroi. Oto Rescue
Pepper: Wow! Jest świetna! Mogę ją przetestować?
Tony: Hehe! Nie tak szybko... Najpierw powinnaś poznać jej funkcje... Dostosowana do misji szpiegowskich z elementami niewidzialności oraz podstawowego rdzenia mocy. Rescue sprawdza się lepiej w powietrzu ze względu na swoją lekkość, więc my z War Machine będziemy cię wspierać w walce
Pepper: Hahaha! Nie potrzebuję pomocy. Sama mogę połamać kilka kości wrogom
Rhodey: No i widzisz, co narobiłeś?
Tony: Dość długo się wahałem, ale zobaczymy, czy zrobiłem błąd... Podoba się?
Pepper: No pewnie, że tak. Hahaha! Strzeżcie się złoczyńcy! Nadchodzi Rescue!
Tony: Jazdę próbną zrobisz później
Rhodey: Żeby nie zdemolowała w jedną noc pół Nowego Jorku
Pepper: Ej! To było naprawdę wredne. Nadal jesteś zły za grzebanie w komórce?
Rhodey: Tak, lecz na szczęście nie napisałaś do niej nic głupiego
Pepper: Wiesz... Yyy...
Rhodey: Pepper...
Pepper: Chciałam to zrobić
Rhodey: Pepper!

Zacząłem się gonić z rudą, a nasz geniusz próbował nie paść ze śmiechu. Wyglądało to dosyć zabawnie, zaś jej piski tylko dawały więcej satysfakcji. Ciekawe, jak długo wytrzyma?

**Tony**

Wiedziałem, że Rhodey jedynie się z nią droczył, więc raczej nie spadnie ani jeden rudy włos z głowy. No chyba, że będzie biegał za Pep z nożyczkami.
Kiedy oni robili ze zbrojowni szkolny plan zabaw, zbadałem zwłoki w pomieszczeniu medycznym. W tym samym, gdzie leżała Katrine. Matt czekał, aż się obudzi.

Tony: Wyliże się... Nie martw się
Matt: Może i racja, ale mogła zostać bardziej ranna
Tony: Hej! Ocaliłeś ją. Jest dobrze
Matt: A czemu sprawdzasz ciało tej baby?
Tony: Chodzi mi o moce maski, czy wpłynęły jakoś na jej zachowanie, ale... Nie wierzę... FRIDAY?

<<Przepraszam cię, Tony. Twój system obronny działa na każdego przeciwnika i wymierzyłam w nią bronią>>

Matt: Tato, co się dzieje?
Tony: Pepper nie będzie zachwycona
Matt: Czemu?
Tony: Madame Mask... Ona... Ona wciąż żyje

Poczułem strach o swoją rodzinę. Zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, bo ktoś inny miał maskę. Wcześniej leżała przy ciele, więc oszustka musiała tu wrócić. Powinienem powiedzieć o tym reszcie, zaś DNA z włosa utwierdziło mnie w przekonaniu o planie wariatki.
Po wyjściu z lecznicy, nie widziałem swoich przyjaciół. Moje serce zabiło bardziej na widok starych wrogów. Mandaryn i Kontroler? Nie. Nie!

Tony: Jakim cudem wy żyjecie?! Odejdźcie stąd! FRIDAY, celuj w nich!
Pepper: Tony, co z tobą? Źle spałeś?
Tony: Odejdź, Gene! Ty... Ty nie istniejesz!
Rhodey: Tony, coś ty brał za świństwo? Nafaszerowali cię dragami w SHIELD?
Tony: Kontroler? Nie! Tylko nie to! Co ty tu robisz?! Jakim prawem nadal jesteście żywi?!
Pepper: Oprzytomnij, głupku!
Tony: FRIDAY, strzelaj!

<<Nie wykonam tego rozkazu>>

Tony: Zrób to! Nie sprzeciwiaj się swojemu stwórcy! Zabij ich!
Rhodey: Kompletnie tobie odbiło?! Posłuchaj, co ty mówisz!
Pepper: Tylko w jeden sposób wróci do normalności
Rhodey: Pepper, nie rób tego!

Zbroja była tak daleko, a wrogowie znajdowali się coraz bliżej. Wpadałem w jeszcze większą panikę, aż poczułem, jak czymś oberwałem w głowę. Klucz francuski? Mrugnąłem raz, widząc na nowo swoich bliskich.

Tony: Co.. to... było?

Ledwo spytałem, pogrążając się w ciemności

**Katrine**

Obudziłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam. Próbowałam kogoś zawołać, bo byłam zaniepokojona. Chciałam usłyszeć wyjaśnienia. Do sali wbiegł... Matt? To on mnie tu zabrał?

Katrine: Gdzie... jestem?
Matt: W bezpiecznej kryjówce, więc nic ci nie grozi... Chyba nie... Nieważne... Dobrze się czujesz?
Katrine: Dziwne... Chyba oberwałam w makówkę... Jedyne, co pamiętam, to rozkaz matki. Chciała mnie porwać... Nie udało jej się
Matt: Bo twój anioł nad tobą czuwa
Katrine: Anioł?
Matt: Taki opiekun z nieba

Cmoknął mnie w czoło i zostałam sama. Ponownie pogrążyłam się we śnie, zasypiając.

Part 197: To twoja sprawa

0 | Skomentuj

**Matt**

Szybko wskoczyłem do zbroi War Machine, by odnaleźć Katrine. Miała rację, co do obserwatora. Na pojazdach widniało logo Hydry, więc musiałem pozostać niezauważony. Niestety, ale ten pancerz nie mógł stać się niewidzialny. Mogłem tylko lecieć wysoko, zakrywając się wieżowcami.
Po dwóch godzinach, zauważyłem uciekającą dziewczynę. Ostrożnie przyjrzałem się bliżej. Tak. Znalazłem ją, ale jej matka również to zrobiła, blokując drogę ucieczki.

Madame Hydra: Już nie masz, dokąd uciec. Wróć do mnie i zostaw ojca na zawsze. Dam tobie wszystko, czego zapragniesz
Katrine: Nie! Ty kłamiesz! Nigdzie z tobą nie pójdę!
Madame Hydra: Chciałam z tobą po dobroci, lecz nie pozostawiłaś mi innego wyboru... Brać ją!
Katrine: Pomocy!
Madame Hydra: Nikt cię nie usłyszy, Katrine. Jesteś moja
Matt: Nie byłbym taki pewien!

Wystrzeliłem kilka rakiet z arsenału, które odrzuciły samochody z agentami na drugi pas ruchu. Jedni zaczęli strzelać pistoletami, choć byłem na nie odporny. Jednak coś tu nie pasowało. Wykryłem więcej oznak życia. Nie! Proszę cię, Duch! Nie mieszaj się do tego! Może stał niezauważony, ale wyczuwałem jego obecność. I tak moim zadaniem zostało uratowanie Katrine.
Nagle wszystkie auta zaczęły wybuchać jedno za drugim, że kończył mi się czas. Pewnie on podłożył ładunki. Nie chciałem z nim walczyć i od razu chwyciłem ją, zabierając do zbrojowni.

Matt: FRIDAY, w jakim ona jest stanie?

<<Niegroźny uraz głowy i utrata przytomności nie stanowią zagrożenia dla jej życia>>

Matt: Całe szczęście

<<Ostatni raz tobie pomagam w czymś tak szalonym>>

Matt: Wiem, ale potrzebowała mojej pomocy

<<I co zrobisz?>>

Matt: Muszę skłonić rodziców, by pozwolili zostać Katrine z nami

<<Mierzysz za wysokie progi, Matt>>

Matt: Ech! Taki już jestem

**Rhodey**

To była zaledwie chwila, kiedy Matt bez pozwolenia zabrał mój pancerz. Co oni chcą od mojego War Machine? No nic. Na szczęście wrócił w jednym kawałku. Pilot też. Jednak nie spodziewałem się jakiejś dziewczyny. Później go opieprzę za kradzież, bo sprawy z Ivy były ważniejsze. Widziałem, że bardzo się martwił nastolatką i nawet zdecydował zabrać ją do pomieszczenia medycznego.

Rhodey: Wybacz, że dzwonię tak późno... Obudziłem cię?
Gen. Stone: Nie mogę spać
Rhodey: Przez ciążę?
Gen. Stone: Jakbyś zgadł... Rhodey, jutro przylecę do ciebie, bo musimy pogadać twarzą w twarz. Zgodzisz się, że trzeba mieć jakiś plan. Mój ojciec wie, a twoi rodzice?
Rhodey: Heh! Niebawem się dowiedzą
Gen. Stone: Nie ukrywaj tego w nieskończoność
Rhodey: Jak się czujesz? Mdłości przeszły?
Gen. Stone: Rzygałam, jak kot! I nie! Nie czuję się lepiej!
Rhodey: Ivy, nie denerwuj się. W takim stanie nie możesz
Gen. Stone: Czekałam, aż odpiszesz na SMS-a
Rhodey: No wiem... Miałem rudy problem
Gen. Stone: Rudy?
Rhodey: Pepper naruszyła moją prywatność i zabiłbym ją, gdyby nie powstrzymał mnie jej mąż
Gen. Stone: Hahaha! Zalazła ci za skórę, co? A twój przyjaciel ma się lepiej?
Rhodey: Szybko go wypisali, ale musi na siebie uważać i ja będę miał na niego oko
Gen. Stone: Może zacznij uczyć się, jak być tatuśkiem, niż niańczyć swojego kumpla?
Rhodey: Ivy, ja...
Gen. Stone: Oj! Nie wywiniesz się. Twoi rodzice muszą poznać prawdę i przygotuj się na dziecko
Rhodey: Jeszcze mamy czas
Gen. Stone: Pozorny zawsze ubezpieczony
Rhodey: Chyba masz rację
Gen. Stone: I mam... Do zobaczenia wkrótce, Rhodey
Rhodey: Dobranoc, Ivy

Gdy rozłączyłem się, usłyszałem alarm. Świetnie. Tony miał zamiar lecieć, ale nie mogłem mu na to pozwolić. Z małymi złodziejaszkami policja sama da radę. Pomyślałem, żeby pogadać z nim na osobności. W tej sprawie nie mogłem liczyć na pomoc Pepper. Po tym, co zrobiła... Lepiej niech się cieszy życiem w jednym kawałku. Następnym razem oberwie podwójnie.

Tony: Coś nie tak?
Rhodey: Jest gorzej, niż myślałem
Tony: Co takiego?
Rhodey: Ivy tu leci
Tony: Auć!
Rhodey: A moja mama z tatą nic o tym nie wiedzą
Tony: Po raz drugi... Auć!
Rhodey: I co ja mam zrobić, Tony? Jesteś moją jedyną nadzieją
Tony: Hmm... Nie widzę tu żadnego problemu. Musicie ze sobą porozmawiać, a twoi rodzice powinni wiedzieć, co się szykuje. Hahaha!
Rhodey: To nie jest śmieszne!
Tony: Ludzie mają jeszcze większe kłopoty, a ty jedynie powinieneś powiedzieć im, co zaszło między tobą, a Ivy
Rhodey: Szaleństwo!
Tony: Być może

---**---

Mam problemy z internetem, więc wybaczcie za dłuższy poślizg, gdyby taki nastąpił :)

Part 196: Totalna katastrofa

0 | Skomentuj

**Tony**

Nie potrafiłem inaczej zareagować, niż zaśmiać się z jej słów. Wciąż pamiętałem temat ostatniej rozmowy z Rhodey'm. Na pewno podoła w byciu tatusiem, a Pep musi zrozumieć, że też szuka szczęścia w drugiej połówce. Myślałem, że mnie zabije za ten głupawy uśmieszek, ale dawno nie było na to okazji. Uwielbiam, gdy traci nad sobą kontrolę. Pierwszy raz nie czułem bólu. Może ten nowy implant będzie w stanie przekazać więcej mocy do zbroi. Coś czułem, że jeszcze dziś się mogę o tym przekonać.

Pepper: Śmiejesz się ze mnie? Poczekaj, aż wrócimy i ci wybiję te twoje perełki!
Tony: Hahaha! Pep, spokojnie... Rhodey też zasługuje, by być szczęśliwym. Naprawdę tak duży masz z tym problem?
Pepper: Tony, ty nie rozumiesz. On ma dziecko z inną kobietą!
Tony: Skąd wiesz? Oj! Na pewno Rhodey milczał w tej sprawie, więc... Włamałaś się do jego telefonu?
Pepper: Ja?! Nie!
Tony; Mów prawdę, bo jeśli się nie przyznasz, jak się dowiedziałaś, przetopię twoją zbroję
Pepper: Że, co zrobisz?! NIE! NIE RÓB TEGO! TONY!

Jej krzyki musiał usłyszeć każdy. Doktorek pojawił się błyskawicznie, a za nim wparował przyjaciel z moim synem. Świetnie, a FRIDAY wciąż stała przy łóżku bez żadnej reakcji. Wszyscy byli przerażeni, ale od razu się uspokoili, nie widząc zagrożenia.

Dr Yinsen: Co się dzieje? Czemu tak krzyczysz?
Tony: Po prostu troszeczkę pogroziłem naszej papryczce
Pepper: Papryczce?!
Rhodey: Tony, ja się cieszę, że w końcu zdrowiejesz, ale drażnić się z nią będziesz, jak wrócisz do domu
Pepper: Rhodey?
Rhodey: Tak?
Pepper: Chyba coś zgubiłeś. Hahaha!
Rhodey: Tony, pozwoliłeś jej na to?!
Dr Yinsen: Przestańcie krzyczeć... Wszystko gra?
Tony: Oczywiście
Pepper: Kto to jest Ivy?
Rhodey: Zabiję! ZABIJĘ! ODDAWAJ MI MÓJ TELEFON!
Pepper: Eee... Nie. O! Matt, zapomniałam powiedzieć, że Katrine do ciebie dzwoniła
Matt: Mamo! Dlaczego mnie nie obudziłaś?!
Dr Bernes: CISZA! Natychmiast stąd wyjdźcie i dajcie nam pracować!
Dr Yinsen: Dobrze mówisz... Poczekajcie na zewnątrz

Cała trójka wyszła za rozkazem lekarki. On jedynie sprawdził pracę nowego mechanizmu, diagnozując objawy, które mogłyby być groźne. Victoria jedynie przyglądała się zbroi w spoczynku. Sama naprawiła uszkodzenia, więc mogłem walczyć. Wystarczy tylko się stąd wydostać.
Kiedy analiza pikadełka dobiegła końca, otrzymałem do ręki wypis. Nie tego się spodziewałem.

Dr Yinsen: Nie będę cię dłużej zatrzymywał, ale musisz na siebie uważać. Twój organizm przez kilka dni może dziwnie reagować na zmiany, bo od teraz rozrusznik ładujesz raz na tydzień, więc nie zdziw się, kiedy poczujesz się senny przy braku zmęczenia. Mogą pojawić się też problemy z koncentracją, całkowite otępienie, czy zwykłe zawroty głowy... Tony, pamiętaj, żeby nie lecieć od razu na misję. Potrzebujesz przyzwyczaić się do nowej sytuacji... Będziesz dbał o siebie?
Tony: Będę uważał, lecz jako Iron Man zawsze podejmuję ryzyko... Czy mogę dostać zapasy leków dożylnych?
Dr Yinsen: W porządku... Już wcześniej o tym pomyślałem... Dzwoń, gdyby działo się coś niepożądanego i ujarzmij furię swojej żony
Tony: Hehe! Z tym ostatnim zawsze mam problem
Dr Yinsen: Powodzenia, Iron Manie

Uśmiechnął się głupawo, uwalniając mnie z kabli oraz wszelkich urządzeń. Wszedłem do zbroi i wychodziłem z helikariera, zabierając ze sobą Pepper, Rhodey'go i Matta. Wracaliśmy do domu, choć wpierw musiałem zahaczyć o zbrojownię.
Po znalezieniu się na miejscu, byłem w szoku, co zobaczyłem. Martwe ciało Madame Mask. Ktoś musi składać wyjaśnienia. Zresztą, nigdy jej nie lubiłem, ale chciałem znać prawdę, jak doszło do zabójstwa.

**Matt**

Katrine znowu dzwoniła. Pięć nieodebranych połączeń. Wykorzystałem czas, gdy FRIDAY relacjonowała przebieg walki z wariatką, by porozmawiać z ukochaną na spokojnie. Przeszedłem nieco dalej od zbrojowni. Jednak nadal nie spuszczałem ich z oczu. Mama była wściekła i to mogło się źle skończyć.

Matt: Katrine?
Katrine: Matt, czy to ty?
Matt: Spokojnie. Jestem sam... Przepraszam cię za moją mamę, ale chyba nie miała nic lepszego do roboty... Jeśli nie usłyszysz pisków, to wszyscy żyją
Katrine: Jeju! Tak źle?
Matt: Wujek się też wkurzył, bo szperała mu w telefonie... Katrine, wszystko gra?
Katrine: Uciekłam od ojca i nie mam, gdzie mieszkać... Czy to byłby problem, gdybym...
Matt: Ej! Nie ma problemu. Wpadnij do mnie
Katrine: Na kilka dni, aż się uspokoi
Matt: O co poszło?
Katrine: Chciałam z tobą pojechać na wycieczkę, a on mnie zamknął w pokoju. Uciekłam przez okno, lecz najgorsze jest to, że ktoś ciągle obserwuje każdy mój ruch
Matt: Kto?
Katrine: Moja matka

Z przerażenia upuściłem telefon na podłogę. Bałem się o nią i musiałem coś zrobić. Raczej ojciec się nie pogniewa, gdy "pożyczę" zbroję.

Part 195: Każda blizna ma swoją odrębną historię

0 | Skomentuj

**Tony**

Obudziłem się w dziwnym pomieszczeniu. Na szklanych drzwiach był znak orła, a mnie otaczały trzy postacie. Dwóch znanych mi lekarzy oraz zbroja. Wszystko wydawało się takie prawdziwe. Wstałem z łóżka, odpinając od siebie wszelkie urządzenia. Szedłem powoli po helikarierze, mijając puste pomieszczenia. Nikogo nie widziałem, lecz wydawało mi się, że kogoś słyszałem.

Pepper: Tony, jestem tu... Słyszysz mnie?
Tony: Pepper? Pepper, nie widzę cię! Gdzie jesteś?!

Biegłem najszybciej, jak się dało, próbując odnaleźć ukochaną. Miałem wrażenie niekończącego się korytarza. Przestrzeń się wydłużała, ale nie byłem w stanie wrócić do początku. Jedna ze ścian uciekała w dal, zaś ta druga próbowała mnie zatrzasnąć w pułapce.
Nagle usłyszałem hałas silnika i czyjś krzyk. Poczułem piekielny ból, rozrywający moje ciało wraz z rzeczywistością. Upadłem na kolana, krzycząc, aż wszystko popękało, niczym szkło.

Tony: Pepper!
Dr Yinsen: Tony, spokojnie... Jak się czujesz?
Tony: Gdzie ona jest?
Dr Yinsen: Przykro mi to mówić, ale nie żyje
Tony: Co?!
Dr Yinsen: Zabiłeś ją
Tony: To... To nie może być prawda... To musi być najgorszy... sen

W jednej chwili uświadomiłem sobie, iż wciąż śniłem najstraszliwsze koszmary. Gwałtownie się obudziłem, a jedna z maszyn głośno piszczała.

Dr Yinsen: Tony, Tony. Już dobrze. Oddychaj spokojnie
Tony: Pepper... czy ja ją... zabiłem?
Dr Yinsen: Oj! Musiałeś mieć bardzo zwariowany sen. Heh! Nic jej nie jest
Tony; Nie chciałbym... go znowu... przerabiać
Dr Yinsen: Nie martw się. Wszyscy żyją i tylko czekają, by z tobą się zobaczyć

Uśmiechnął się i znowu zrobiłem się senny przez jakiś lek. Poczułem, jak bicie serca zwalnia. Uspokaja się.

~*Godzinę później*~

**Pepper**

Chciałam wrócić do domu i paść na łóżko, ale nadal nie wiedziałam, co się działo z Tony'm. Rhodey na chwilę przysnął tak samo, jak Matt. Czekaliśmy na jakieś informacje. Ciągłe te piski urządzeń przyprawiały mnie o zawał. Nie chciałam go stracić.
Gdy miałam pójść po kawę, usłyszałam telefon. Dzwonił do Matta. Nie budziłam syna, więc dyskretnie sprawdziłam, kto dzwonił. Hmm... Katty? Katrine? Odebrać, czy dać jej spokój? Hmm... Odbiorę. Co mi szkodzi?

Katrine: Hej, Matt. Nie śpisz? Potrzebuję twojej pomocy
Pepper: Hej, tu mama Matta. Jeśli chcesz z nim pogadać, zadzwoń później lub powiedz, co mam przekazać
Katrine: Yyy... Zadzwonię później

Szybko się rozłączyła. Na pewno liczyła na rozmowę z kimś innym. Ciekawe, co od niego chce? Jeśli to coś niewłaściwego, nie pojedzie na wycieczkę. Tylko, czy on będzie w stanie na niej być? Trzy dni. Jedynie trzy dni.
Nagle znowu rozdzwoniła się komórka. Od Rhodey'go. A mnie nikt nie kocha? Nieważne. Miał jedno nieodebrane połączenie od jakiejś Ivy. O! I przyszedł mu SMS. Ciekawość mnie zżerała. Zdołałam odblokować ekran i odczytałam wiadomość. O mało nie spadłam z krzesła.


Spodziewasz się bliźniaków?

Co kurwa? Rhodey, do jasnej cholery! Nie wierzę! Czy ty... Boże! Zdradziłeś historię? To jest serio niemożliwe.

**Tony**

Znowu wróciła przytomność i zauważyłem jedną zmianę. Nie miałem w sobie implantu, ale żyłem. Jego miejsce zastąpiło coś innego. Trochę byłem zaniepokojony, lecz nie na tyle, by budzić resztę personelu. Dotknąłem ręką mechanizmu. Przypominał bardziej reaktor łukowy, choć spełniał funkcję poprzedniego urządzenia. Słyszałem, jak pracuje, a moje serce nie odrzuciło nowego wspomagacza. Jednak musiałem zapytać.

Tony: Co to jest?
Dr Yinsen: Nazywa się pikadełko. Ma w sobie cechy poprzednich rozruszników serca i zapewniam cię, że teraz będziesz czuł się o wiele lepiej
Tony: Dziękuję... Co z ładowaniem?
Dr Yinsen: Jedno na tydzień w zupełności wystarczy
Tony: Postaram się dbać o siebie
Dr Yinsen: Mam taką nadzieję
Tony: Mogę zobaczyć się z Pepper?
Dr Yinsen: Nie ma problemu. Już idę po nią

Przez drzwi weszła moja Pep. Była żywa i nic jej się nie stało. choć miała minę, jakby zobaczyła ducha. Usiadła przy łóżku ze spuszczoną głową. Sąsiadka zaatakowała? Czy ja o czymś nie wiem?

Tony: Pepper? Pepper, wszystko gra?
Pepper: Jak dobrze cię widzieć żywego. Tak bardzo się martwiłam o ciebie i nie próbuj mnie tak straszyć po raz kolejny, bo przyrzekam, że cię zatłukę własnymi rękoma, a do tego nie potrzeba zbyt wiele siły. Hahaha! Cieszę się, że żyjesz. Jak się czujesz?
Tony: Whoa! Jest dobrze, ale z tobą chyba nie. Mów, co cię gryzie?
Pepper: Gdyby mnie coś gryzło, to na pewno jakaś dziwna zmutowana pchła, co...
Tony: Zwolnij! Mów wolniej
Pepper: No, bo nie wiem, czy wiesz, ale...
Tony: Ktoś was skrzywdził?
Pepper: Gorzej... Rhodey chyba ma dziecko z jakąś kobietą

Part 194: Walka z demonami

0 | Skomentuj

**Pepper**

FRIDAY wyjaśniała ze szczegółami cały plan stworzenia nowego urządzenia, które zastąpi wadliwy implant. Żeby utrzymać Tony'ego przy życiu bez potrzebnej aparatury, doktorek włożył na niego zbroję. Jako, że czasu było niewiele, od razu skontaktował się z Victorią, która znajdowała się na helikarierze. Na szczęście Matt nie został ranny i mógł pójść z nami.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, Yinsen zabrał chorego do sali i za pozwoleniem Fury'ego przygotował wszystko, co potrzebował. My musieliśmy zostać, zaś lekarka czekała przed wejściem w pogotowiu.

Dr Bernes: Wcześniej wyglądał o wiele lepiej, niż teraz
Matt: To wina Madame Mask
Pepper: Jakim cudem się znalazła w zbrojowni? Dobrze, że nic ci nie zrobiła, bo przyrzekam, ale...
Matt: Ona nie żyje
Pepper: Co takiego?!
Matt: FRIDAY mnie ocaliła i teraz zrobi to samo dla taty
Rhodey: Jesteś pewny, że zabiła właściwą osobę?
Matt: No tak. Nikogo więcej nie było w pobliżu
Rhodey: Ona może zmieniać tożsamość
Matt: Wujku, będzie dobrze... Przecież nie pozbawiłaby życia niewinnej osoby
Rhodey: Może masz rację
Matt: Bo mam
Pepper: Teraz tylko, żeby Tony przeżył
Dr Bernes: Jestem przekonana, że znowu go ocali

Uśmiechnęła się do nas, dając potrzebną nadzieję na cud.

**Tony**

Nie czułem nic, ale słyszałem czyjeś głosy. Szedłem w ich stronę, lecz dźwięk stawał się coraz to mniej słyszalny, a świat ogarniała czerń. Nie miałem zbroi. Nawet byłem bez implantu. Co się dzieje? Umieram? Niemożliwe. Nigdy się nie poddaję, więc skąd ten brak energii do życia?
Nagle poczułem potężne porażenie, które wstrząsnęło moim ciałem. Przez chwilę pojawił się jasny punkt w tej ciemności. Postanowiłem iść za nim. Jednak na mojej drodze pojawili się rodzice. Martwi, bo z nich spływała krew. Dotknąłem rodzicielki, aż próbowała mi odgryźć rękę. Przeszła przeze mnie, zmieniając się w koszmarną poczwarę. Nie wiedziałem, czy śniłem, ale druga zjawa również zmieniła się w coś na rodzaj demona, który chciał mną zawładnąć. Karmił się lękami. Jeśli nie przezwyciężę lęku przed wypadkiem z przeszłości, nie obudzę się w spokoju i chyba nigdy nie ujrzę Pep.
Kiedy zjawy zaczęły krzyczeć na całe gardło. zasłoniłem uszy, a pode mną pojawiła się przepaść. Wpadłem do drugiego koszmaru. Przeklęta wyspa.

**Ho**

Tony wynalazł genialny sztuczny umysł, jakim była FRIDAY. W dwie godziny zdołaliśmy stworzyć najnowsze urządzenie, co powinno dać radę zastąpić poprzedni implant. Nie potrzebowało metalu z Arktyki, a częstość ładowania skracała się do raz w tygodniu. Świetne rozwiązanie. Oby organizm Tony'ego zaakceptował nowy wspomagacz.
Po wstawieniu mechanizmu w odpowiednie miejsce, kardiomonitor pokazywał brak funkcji życiowych. Coś było nie tak. Wezwałem Victorię do pomocy. Wystarczyło zawołać i pojawiła się, jak burza.

Dr Bernes: Co się dzieje, Ho? W czym masz problem?
Dr Yinsen: Organizm nie akceptuje nowego serca. Musisz wstrzyknąć kardiofrynę na mój znak
Dr Bernes: Dlaczego ja? Ty tego nie możesz zrobić?
Dr Yinsen: Muszę nastawić pikadełko, żeby działało
Dr Bernes: Pikadełko?
Dr Yinsen: Tak nazwałem połączenie reaktora łukowego i implantu... Nie podoba ci się?
Dr Bernes: Ach! Te twoje pomysły... Jestem gotowa

Ustawiłem potrzebną energię do pobudzania mięśnia i wtedy Victoria wstrzyknęła substancję do krwiobiegu. Stan nadal pozostał bez zmian. Chyba bez defibrylatora się nie obejdzie. Strzeliłem jedno wyładowanie o średniej mocy. FRIDAY też nic nie mówiła, znając odczyty z kardiomonitora.

Dr Yinsen: Tony, wróć do nas. Jesteś nam potrzebny
Dr Bernes: Skalibrowałeś odpowiednio "pikadełko"?
Dr Yinsen: Wszystko pasuje. Problem w tym, że coś go blokuje i nie może wrócić

**Tony**

Znowu słyszałem czyjeś słowa. Miałem wracać. No tak. Jestem Tony Stark. Mam najwspanialszą żonę, o której każdy marzy i wychowujemy razem kochanego syna. Ryzykuję własnym życiem dla ich bezpieczeństwa, a świat zna mnie pod postacią Iron Mana. Musiałem walczyć i nie dać się złamać potworom.
Miałem dość przerabiania na nowo wyspy. Wiedziałem, że nie uratowałem Stane'a. Wiedziałem, że mogłem umrzeć, ale to właśnie tam Duch pokazał swoją część człowieczeństwa. Zacząłem się szarpać z łańcuchami, które znikały wraz ze zjawami.

Tony: Mam dość kręcenia się w tym chorym śnie! Chcę wrócić!

Krzyknąłem tak głośno, aż z echa utworzył się portal. Pobiegłem w jego stronę, ale on zbliżał się do mnie. Zatrzymałem się i moje ciało znalazło światełko. Rozbłysło się na wszystkie strony, a demony uciekły, bo ciemność znikała.

<<Stan stabilny... Obudził się>>

---***---

Mówiłam. Dwie notki na dzień. Jeśli komuś nie pasuje, to trudno.

Part 193: Żywy lub martwy

0 | Skomentuj

**Matt**

Kobieta w masce zaczęła zmieniać twarz. Mogła być każdym, więc z łatwością weszła do zbrojowni. Pomogę tacie w ulepszeniach systemu, żeby już nikt nie próbował go skrzywdzić. Lekko sparaliżował mnie strach. Stała jako agentka, mierząc z broni. Nie wiedziałem, jak mam się obronić. Nie miałem przy sobie nic. Na stole roboczym znalazłem tylko rękawicę.

Matt: Odsuń się, bo strzelę!
Sąsiadka: Oj! Myślisz, że się ciebie boję? Przecież ty nawet nie wiesz, jak to działa
Matt: Nie jestem sam
Sąsiadka: Czyżby?

<<Specjalny system ochrony włączono. Czy zezwalasz na użycie broni?>>

Sąsiadka: Ech! Znowu gadasz, a już myślałam, że cię uciszyłam na dobre

<<Na chwilę mnie wyłączyłaś, ale znowu działam>>

Matt: FRIDAY, zezwalam na broń

<<Cel namierzony>>

Sąsiadka: Whoa! Moment... Naprawdę chcesz skrzywdzić biedną staruszkę? Co o tym pomyśli twoja mamusia?
Matt: Wkurwiasz mnie swoim gadaniem

<<Matt, schowaj się>>

Sąsiadka: I tak pierwsza cię zabiję, lecz najpierw pozbawię twojej obrony>>

Zaczęła ostrzeliwać komputer, który miał uaktywnione pole siłowe. Szybko skoczyłem przez kanapę, ukrywając się przed tą wariatką. Chciałem jakoś ją powstrzymać, bo pole zaczęło się kruszyć. Natychmiast wystrzeliłem kilka strzałów z ukrycia, lecz ta siła mnie odrzuciła na ścianę. Nie skalibrowałem odpowiednio mocy. Jednak nie poddawałem się. Wstałem na równe nogi, strzelając w maskę.

Matt: FRIDAY, teraz!
Sąsiadka: Nawet, jeśli mnie zabijesz, to przyjdą następni
Matt: Kto?!
Sąsiadka: Każdy pragnie śmierci Iron Mana. Hahaha!

Ostatni raz usłyszałem jej śmiech i moc promienia z systemu obronnego przepaliła wariatkę na wylot. Krzyczała z bólu przez chwilę, aż upadła. Odetchnąłem z ulgą, choć w jednym miała rację. Są inni, co chcą zabić tatę. Komputer chyba wiedział, jak go ocalić. Zaczęła kończyć naprawdę zbroi. Dość szybko się z tym uporała. Poprosiła, żebym wszedł do pancerza. Zgodziłem się i poleciałem do szpitala.

**Pepper**

Krótko byliśmy przy Tony'm, bo znowu jego organizm starał się walczyć o życie. Stało się najgorsze. Serce przestało bić. Byłam przerażona i płakałam, czekając przed salą na poprawę sytuacji. Rhodey starał się jakoś mnie podnieść na duchu. Rozrusznik też zawodził. Co teraz?
Nagle usłyszałam dźwięk metalowych stóp. Może jej nie widziałam, ale coś mi mówiło, że zbroja chciała pomóc swojemu stwórcy.

Matt: Mamo, wszystko gra?
Pepper, Rhodey: MATT?
Matt: Wiem, jak uratować tatę... Bardzo z nim źle?
Pepper: Jest bez implantu i serce nie może odpowiednio działać same
Matt: Dlatego FRIDAY wpadła na pewien pomysł
Pepper: FRIDAY?

<<Trzeba stworzyć nowe sztuczne serce na podstawie schematów implantu i reaktora łukowego. Powinno być odporne na impuls elektromagnetyczny i silniejsze od poprzedniego. Bateria energetyczna będzie musiała mieć jedno ładowanie w tygodniu, więc Tony przestanie w końcu narzekać>>

Pepper: Wow! To świetny pomysł
Rhodey: Jeśli nie jest jeszcze za późno, trzeba powiedzieć Yinsenowi
Matt: I po to mam zbroję... Działam na kamuflażu, by nikt nie widział pancerza
Rhodey: Dobrze robisz, Matt
Pepper: Jak się czujesz?
Matt: W porządku, choć wariatka z maską zrobiła sobie strzelnicę z komputera
Pepper: Kurwa! Sąsiadka tam była?! Na pewno jesteś cały?

<<Nie wykryłam poważnych obrażeń poza niewielkim urazem głowy>>

Matt: Heh! To moja wina. Nie wiedziałem, jak działa rękawica
Pepper: Zdejmij zbroję i niech zobaczy cię lekarz
Matt: Jeśli w ten sposób będziesz spokojniejsza, to zgoda

<<Mogę działać sama. Wyjaśnię mu cały plan>>

Gdy Matt wyszedł z pancerza, doktorek poinformował nas o stanie Tony'ego. Musiał go intubować i już samodzielnie nie oddycha. Powiedział, że w szpitalu nie jest w stanie nic więcej zrobić. Chciał się poddać, ale w porę zatrzymałam specjalistę.

Pepper: Jest pomysł, choć Matt z FRIDAY to wymyślili
Dr Yinsen: O co chodzi?
Matt: Trzeba zabrać tatę do SHIELD. Tam będzie mógł pan mu pomóc. Przecież oni wiedzą o Iron Manie
Dr Yinsen: Zgadza się... Zaraz zostanie przewieziony, a przy okazji ktoś mi wyjaśni, co chcecie zrobić?

<<Ja to zrobię>>


----***----

Widzę, że chyba już nikt tu nie zagląda, ale mimo wszystko nadal piszę. Może to nie ma sensu, ale chcę zakończyć wyzwanie z 366 notkami. Więc dodaję po dwie notki dziennie. Tak. Będzie spam z mojej strony. Przepraszam. Czy jest tu ktoś może, kto deklaruje się czytać tego bloga. Jeszcze mam wiele historii innych napisanych, które znikają z Wattpada. Mam nadzieję, że ktoś wytrwa do końca ;)

Part 192: Ta zniewaga krwi wymaga

0 | Skomentuj
**Rhodey**

Za szybko to się dzieje, a jednak Ivy jest w ciąży. Gdybym się zabezpieczył, nie byłoby problemu. Ciekawe, co jej ojciec na to. Pewnie się wkurzy, zaś moi rodzice dostaną szału. Tak. Wasz odpowiedzialny syn narobił sobie bachora bez planu. Bez zabezpieczeń. Musiałem wyjaśnić z nią tę kwestię i wrócić do Pepper. Nie chcę, żeby rzucała się z pięściami na doktorka.

Rhodey: Na pewno jesteś w ciąży? Testy z apteki też mogą kłamać
Gen. Stone: Rzygam, jak ledwo poczuję coś do jedzenia i na pewno niczym się nie zatrułam... Zostałam odesłana do domu, więc ojcu zaczęłam się tłumaczyć
Rhodey: Co mu powiedziałaś?
Gen. Stone: Gdybym powiedziała całą prawdę, leżałabym martwa. Nie mówiłam o sypianiu z kadetem. Wspomniałam tylko, że przez alkohol nie kontrolowałam siebie
Rhodey: Ivy, tak strasznie cię przepraszam. Powinienem wziąć jakieś tandetne prezerwatywy, a nie kochać bez zabezpieczenia
Gen. Stone: Co się stało, to się nie odstanie. Ojciec powiedział, że to mój problem. Mam ponieść odpowiedzialność za swoje czyny... A ty? Powiedziałeś rodzicom?
Rhodey: Jeszcze nie, ale powiem im później, gdy wszystko się ułoży
Gen. Stone: Co się stało?
Rhodey: Mój przyjaciel trafił do szpitala
Gen. Stone: Oj! Biedak...  No to życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia
Rhodey: Dzięki. Przekażę, gdy się obudzi... Ivy, nie martw się. Nie zostawię cię z tym samą. Razem wychowamy nasze dziecko
Gen. Stone: Poważnie? Jesteś na to gotowy?
Rhodey: Poradzimy sobie... Trzymaj się
Gen. Stone: Ty również

Poczułem, jak się uśmiecha i rozłączyłem połączenie. Wróciłem do rudzielca, który nerwowo splatał palce na kolanach. Wciąż nic nie było wiadomo. Musieliśmy czekać.

~*Trzy i pół godziny później*~

**Pepper**

Dość długo trwała ta operacja. Bałam się komplikacji, ale nadal nie mogłam pojąć, jak to się stało. Najpierw miał trudności z oddychaniem, później powoli one zanikały i pewnie przy Rhodey'm nabierał powietrza bez problemu. Co się mogło stać? Nerwowo zaglądałam na zegarek w poczekalni. Przyjaciel dołączył do mnie akurat wtedy, gdy doktorek zechciał się przed nami pojawić. Próbowałam być spokojna, lecz strach nie pozwalał na rozsądne działanie.

Pepper: Doktorze, co z Tony'm? Żyje? Możemy się z nim zobaczyć? Gdzie on jest?
Rhodey: Whoa! Pepper, przystopuj z pytaniami... Proszę nam powiedzieć, jak przebiegła operacja?
Dr Yinsen: Nie pytałem was o nic, bo czas działał na niekorzyść. Nie będę kłamać. Jest w kiepskim stanie i leży na OIOMie bez implantu
Rhodey, Pepper: CO TAKIEGO?
Dr Yinsen: Czynnik zewnętrzny był przyczyną zakłócenia działania mechanizmu. Jeśli nadal zostawiłbym go w Tony'm, umarłby na stole operacyjnym, a na to nie mogłem pozwolić
Pepper: I co teraz? Możemy się z nim zobaczyć?
Dr Yinsen: Jest uśpiony na kilka godzin. Organizm musi się zregenerować po uszkodzeniach, które zapewne są wynikiem ostatnich walk
Rhodey: Chwila... Skoro nie ma implantu, jak może żyć?
Dr Yinsen: Wszczepiłem mu tymczasowy rozrusznik, ale on nie rozwiąże sprawy... Gdybyście chcieli porozmawiać, będę ciągle przy nim

Byłam w szoku. Nienawidziłam tych sytuacji, szpitali, operacji, OIOMu. Nie chciałam widzieć Tony'ego w tak ciężkim stanie. Razem z Rhodey'm podeszliśmy pod salę. Przerażenie sięgnęło zenitu. Mój mąż cierpiał i nic nie mogłam z tym zrobić. Weszłam za pozwoleniem do niego, siadając obok łóżka chorego. Chwyciłam za rękę, by dać mu siłę do walki.

**Matt**

Już dwudziesta druga, a mama nadal nie wróciła. Postanowiłem sam zobaczyć, co robi w zbrojowni. Znowu nikogo nie było. Nic z tego nie rozumiałem. Zadzwoniłem do niej na komórkę. Cisza. Tata również milczał. Gdzie oni się wszyscy podziali?

Matt: FRIDAY, gdzie są mama z tatą i wujkiem?

<<Są w szpitalu. Poczekaj na nich lub zaśnij. Już późno, Matt>>

Matt: Dlaczego akurat tam? Co się stało?

<<Twój ojciec został zaatakowany. Nie mogłam go ostrzec, bo przez chwilę mój system był sparaliżowany. Urządzenie z impulsem elektromagnetycznym spowodowało naruszenie osłon, a w jego przypadku rozregulowało implant, uszkadzając w dość poważnym stopniu>>

Matt: Cholera! Kto mógł to zrobić?
Sąsiadka: A podpowiem ci, młody... To byłam ja. Hahaha!

Znienacka wyskoczyła jakaś kobieta w masce. Słyszałem o Madame Mask, ale nie rozumiałem jej motywu. Czemu uwzięła się na nas?

Matt: Czemu nie zostawisz mojej rodziny w spokoju?!
Sąsiadka: Oj! Nie mogę, bo widzisz... Ta zniewaga krwi wymaga
Matt: Nie rozumiem
Sąsiadka: Dzieciaku, kiedyś poznasz, czym jest ból. Zemszczę się na każdym z was za śmierć mojej przyjaciółki. Hmm... Twój tatuś umiera. Kolej na ciebie

---**---

No i mamy koniec fazy ósmej. Podkreślałam już nie raz, że stosuję sporo wulgaryzmów a pewne sceny są nieodpowiednie dla młodszych. Ostrzegam, bo czytacie na własne ryzyko, a kolejna część może być tego przykładem.

Part 191: Strefa zagrożenia

0 | Skomentuj

**Tony**

Po kilku kolejnych minutach, dotarło do mnie, że Rhodey sypiał z kobietą. I to nie byle jaką, bo samą generał. Musiałem mu pomóc tak, jak on zwykle pomagał mi. Jeśli jego przypuszczenia okażą się prawdą, Roberta zostanie babcią. Chyba tego nie przeżyje. Niestety, ale Pepper się dowie i będzie z niego się porządnie nabijać.
Nagle znowu poczułem się słabo, ale usiadłem na kanapie. Raczej szynko nie znikną efekty po walce. Chyba, że to coś innego. Nie. Niemożliwe.

Rhodey: W porządku?
Tony: Zdrzemnę się i od razu będzie lepiej
Rhodey: Wcześniej jakoś dbałeś o siebie. A teraz? Co się z tobą stało?
Tony: Ech! Sam nie wiem. Dużo się działo, ale najważniejsze, że znowu jesteśmy w komplecie. Teraz razem możemy wygrać tę wojnę
Rhodey: Jaką wojnę?
Tony: Wojnę pancerzy... Złoczyńcy dostali schematy i każdy z nich może zaatakować
Rhodey: Z moim przyjemniaczkiem nie mają szans
Tony: Nie byłbym taki pewny, Rhodey
Rhodey: Co z Yinsenem?
Tony: Został uniewinniony, więc to dobra wiadomość
Rhodey: A zła?
Tony: Sąsiadka nie daje nam żyć

Przed oczami miałem ostatnie ataki spowodowane przez sąsiadkę. Gdyby nie ona, nie byłbym w stanie tak szybko umrzeć. Niestety. Doktorek ostrzegł, że ostatni atak serca skończy moje życie. Trudno. Pogodzę się z tym, gdy zapewnię bezpieczeństwo najbliższym.
Kiedy chciałem zobaczyć się z Pepper i Mattem, usłyszałem głośny hałas z jakiegoś urządzenia. To był implant.

Rhodey: Tony, coś nie tak? Powiedz coś

Dźwięk mechanizmu był coraz głośniejszy, że musiałem zasłonić rękami uszy, a ból przeszedł błyskawicznie po całym ciele. Czułem chwilowy paraliż, aż patrząc na Rhodey'go, upadłem. Dusiłem się, lecz próbowałem złapać oddech. Chciał mnie uspokoić, ale prędzej wpadłem w panikę. Potrzebowałem oddychać. Potrzebowałem tlenu. Jeszcze przez chwilę spoglądałem na jego twarz, aż ból przy implancie na tyle wzrósł, że straciłem przytomność.

**Pepper**

Chłopaki musieli ze sobą pogadać. Taa... Męskie sprawy. Niech im będzie, ale pizzy za karę nie dostaną. Jadłam z Mattem kolację w milczeniu. Wyglądał na zamyślonego, więc nie chciałam mu przeszkadzać. Jednak cisza zamieniła się w tak przeraźliwy hałas, że musiałam sprawdzić, co oni wyprawiają w zbrojowni. Dość szybko skończyło się brzęczenie i znowu nastąpiła cisza, lecz musiałam do nich pójść.
Gdy znalazłam się na miejscu, Rhodey sprawdzał, czy z Tony'm wszystko gra. Leżał na podłodze bez żadnej reakcji. Natychmiast podbiegłam sprawdzić, jak się czuje.

Pepper: Rhodey, co z nim? Jak do tego doszło? Pracował? Rhodey!
Rhodey: Pepper, ciszej, bo ogłuchnę! Na początku wszystko grało, a potem implant zaczął hałasować
Pepper: Implant?
Rhodey: To on tak dudnił... Musimy go zabrać do szpitala
Pepper: Jak bardzo z nim źle?
Rhodey: Nie jestem w stanie ocenić, bo zemdlał przez ból... Pepper, czy coś wiesz? Każda informacja może pomóc
Pepper: Dużo się działo
Rhodey: Oj! Wiem, ale coś konkretnego!
Pepper: Cholera! Przecież naprawiał implant!
Rhodey: Był uszkodzony?
Pepper: W niewielkim stopniu
Rhodey: Dr Yinsen powinien mu pomóc

Ostrożnie chwycił rannego z podłogi. Pojechaliśmy autem do szpitala. Ciągle kontrolował jego funkcje życiowe. Był taki blady, a szybciej jechać nie mogłam. Policji wolałabym uniknąć, choć życie mojego męża stanęło na krawędzi.
Po jakimś kwadransie, pobiegłam szukać doktorka. Rhodey czekał w poczekalni, ale na szczęście szybko znalazłam specjalistę, który bez większego namysłu zabrał Tony'ego na operację. Nic nie tłumaczył. Zamknął drzwi i zajął się swoją pracą. Usiedliśmy przed blokiem, czekając na jakieś wieści. Rhodey długo nie usiedział w miejscu, bo zerwał się przez telefon. Kto jest taki ważny?

**Rhodey**

Nie powinienem opuszczać Pepper w tak trudnej chwili. Nie teraz, kiedy życie Tony'ego było śmiertelnie zagrożone. Nie wiedziałem, czy przeżyje, ale wciąż myślałem pozytywnie. Rozmowa z Ivy nie mogła poczekać. Wyszedłem ze szpitala, odbierając połączenie.

Rhodey: Wybrałaś zły moment na rozmowę
Gen. Stone: Przepraszam... Zadzwonię później... Albo nie! To nie może czekać!
Rhodey: Mów
Gen. Stone: Zrobiłam test ciążowy
Rhodey: Jaki wynik?
Gen. Stone: Myślałam, że będę mogła jeszcze pobyć w Akademii, ale dzięki tobie już nie mogę
Rhodey: Czyli?
Gen. Stone: Durniu, mam z tobą dziecko!
Rhodey: Słucham?!
Gen. Stone: Będziesz tatusiem!


---***---

Okey. Minęła rocznica. Pora brać się za kolejne notki. Za tydzień w poniedziałek będzie ostatnia notka z fazy dziewiątej. Jednak opo nadal trwa. Jest najdłuższe. Wytrwacie? Dla mnie to też wyzwanie ;)
© Mrs Black | WS X X X