BONUS #7: Scenariusz z serialu ( oryginalnie z odcinka) :Ogień, węgiel i lód

0 | Skomentuj





1
00:00:44,204 --> 00:00:46,487
1x20 -  Ogień, węgiel i lód

2
00:00:55,927 --> 00:00:58,679
Masz do tego prawo,
synu.

3
00:00:58,763 --> 00:01:00,806
Jesteś ostatnim Khanem.

4
00:01:00,890 --> 00:01:02,558
Kiedy nadejdzie czas,

5
00:01:02,641 --> 00:01:07,062
Dziedzictwo Mandaryna
stanie się twoje

6
00:01:13,902 --> 00:01:15,862
Gdzie je znajdę, matko?

7
00:01:17,823 --> 00:01:20,367
Temuginie, to przeznaczenie

8
00:01:20,408 --> 00:01:22,661
A kiedy znajdziesz je wszystkie,

9
00:01:22,744 --> 00:01:28,416
Będziesz mógł zrobić wszystko
czego tylko zapragniesz

10
00:01:28,500 --> 00:01:30,335
Zostanę Mandarynem?

11
00:01:30,376 --> 00:01:33,004
Tak, mój synu.

12
00:01:33,046 --> 00:01:34,464
Gene?

13
00:01:34,547 --> 00:01:35,965
Gene!

14
00:01:36,048 --> 00:01:37,842
Nadążasz za nami?

15
00:01:39,468 --> 00:01:42,555
Wybacz,
o czym rozmawialiśmy?

16
00:01:42,638 --> 00:01:45,349
O Mandarynie, i o tym
po co mu pierścienie

17
00:01:45,391 --> 00:01:48,060
Tak.

18
00:01:48,060 --> 00:01:49,520
Teraz pamiętam.

19
00:01:51,420 --> 00:01:52,713
Wiemy, że pierwszy Mandaryn

20
00:01:52,838 --> 00:01:55,048
Był jakimś chińskim tyranem

21
00:01:55,132 --> 00:01:56,383
Pochował pierścienie
po całym świecie

22
00:01:56,466 --> 00:01:58,051
W ramach testu

23
00:01:58,135 --> 00:01:59,970
A ten nowy Mandaryn ich szuka

24
00:02:00,053 --> 00:02:02,013
Miał już jeden, kiedy
pierwszy raz go spotkałem

25
00:02:02,097 --> 00:02:03,556
Raczej dwa

26
00:02:03,598 --> 00:02:06,518
Mandaryn miał dwa pierścienie
kiedy go poznaliśmy

27
00:02:06,601 --> 00:02:08,269
I odebrał nam trzeci

28
00:02:08,353 --> 00:02:11,189
Tak, o to chodziło

29
00:02:11,272 --> 00:02:12,732
Ale mówiłeś...

30
00:02:12,774 --> 00:02:14,692
Że miał też pierścień mojego taty

31
00:02:14,775 --> 00:02:16,319
Ukradziony przez Stane'a

32
00:02:16,402 --> 00:02:19,697
Taa, właśnie tak mówiłem

33
00:02:19,780 --> 00:02:21,198
I nie było nic więcej
o Mandarynie

34
00:02:21,282 --> 00:02:23,075
W świątyni mądrości?

35
00:02:23,117 --> 00:02:25,369
Przecież byłem trochę zajęty
ratowaniem ci życia

36
00:02:25,452 --> 00:02:27,037
Po tym, jak zemdlałeś

37
00:02:27,121 --> 00:02:28,580
Ja oberwałem.

38
00:02:28,622 --> 00:02:29,998
Jak tam sobie chcesz

39
00:02:30,082 --> 00:02:32,376
Bądź milszy

40
00:02:32,417 --> 00:02:35,837
To... tak w sumie
prawie jeszcze nic nie wiemy?

41
00:02:35,962 --> 00:02:37,088
Cóż, wiemy że Mandaryn

42
00:02:37,172 --> 00:02:38,632
Również nie wie
gdzie one są.

43
00:02:38,715 --> 00:02:40,508
Gdyby wiedział,
już by je miał.

44
00:02:40,550 --> 00:02:43,261
Na szczęście, to my mamy
kolejną mapę

45
00:02:43,303 --> 00:02:44,929
Ee, i co z nią?

46
00:02:45,013 --> 00:02:46,764
Cóż, nic.

47
00:02:46,806 --> 00:02:48,933
Jest o wiele bardziej skomplikowana
od pierwszej

48
00:02:49,017 --> 00:02:51,144
Moje komputery
analizują ją od tygodni

49
00:02:52,562 --> 00:02:53,813
Zadzwoń, kiedy to się skończy

50
00:02:53,855 --> 00:02:56,065
Wtedy razem tam pójdziemy.

51
00:02:56,148 --> 00:02:57,984
Muszę wrócić do sklepu ojczyma.

52
00:02:58,067 --> 00:02:59,819
Zaraz tam ma przyjść pewien klient

53
00:02:59,860 --> 00:03:01,612
O! Odprowadzę cię

54
00:03:01,695 --> 00:03:03,781
To cześć, Gene.

55
00:03:05,199 --> 00:03:06,742
A mnie to nie odprowadza

56
00:03:06,784 --> 00:03:08,660
Bo ty tu mieszkasz.

57
00:03:17,461 --> 00:03:19,588
Cieszę się, że ze mną
znowu rozmawia,

58
00:03:19,588 --> 00:03:21,381
Ale teraz chyba całkiem odbiło jej

59
00:03:21,464 --> 00:03:23,216
Na punkcie Gene'a

60
00:03:23,299 --> 00:03:26,427
Ktoś tu jest zazdroosny.

61
00:03:26,469 --> 00:03:29,889
Tony, patrz.

62
00:03:29,889 --> 00:03:31,432
Komputer go odnalazł

63
00:03:31,599 --> 00:03:34,977
Następny pierścień jest...

64
00:03:36,520 --> 00:03:39,857
W samym środku aktywnego wulkanu

65
00:03:39,940 --> 00:03:40,775
Tak.

66
00:03:40,858 --> 00:03:42,318
Wulkan...

67
00:03:42,401 --> 00:03:46,780
A oprócz tego gigantyczny robot
czekający na nas

68
00:03:47,990 --> 00:03:49,825
Czy może być jeszcze gorzej?

69
00:03:55,080 --> 00:03:57,541
Ee. Powiedziałam Gene'owi
że Tony to Iron Man

70
00:03:57,624 --> 00:03:58,542
Tony, Rhodey: Co?

71
00:03:58,625 --> 00:04:00,543
Nie no, żartowałam,

72
00:04:00,627 --> 00:04:02,671
Ale musimy

73
00:04:02,671 --> 00:04:04,172
Pepper, odbiło ci?

74
00:04:04,255 --> 00:04:06,299
Znaczy, Wiem, że się teraz
z nim przyjaźnisz

75
00:04:06,341 --> 00:04:07,550
Ale serio...

76
00:04:07,592 --> 00:04:08,885
Serio co?

77
00:04:08,927 --> 00:04:11,012
Co ma jeszcze zrobić, żebyś mu uwierzył?

78
00:04:11,095 --> 00:04:12,055
Uratował mnie.

79
00:04:12,096 --> 00:04:13,181
Uratował ciebie!

80
00:04:13,222 --> 00:04:15,766
Przecież nadstawiał dla nas kark

81
00:04:15,850 --> 00:04:18,060
I jest kumplem Tony'ego. nie?

82
00:04:18,144 --> 00:04:19,061
Tony?

83
00:04:19,103 --> 00:04:20,396
Zadzwonimy do niego

84
00:04:20,438 --> 00:04:21,772
Powiemy mu?

85
00:04:21,856 --> 00:04:23,983
Pomoże nam zdobyć pierścień

86
00:04:38,497 --> 00:04:39,372
Huh?

87
00:04:39,456 --> 00:04:40,665
Chodzi mi o Temugina.

88
00:04:40,707 --> 00:04:43,501
Zgadzam się tylko dla niego

89
00:04:43,585 --> 00:04:46,004
Zrozumiałeś?

90
00:04:46,045 --> 00:04:47,046
Tak, oczywiście.

91
00:04:47,130 --> 00:04:48,339
Ja--

92
00:04:48,381 --> 00:04:51,426
Chłopak.

93
00:04:53,553 --> 00:04:56,555
Temuginie, nie bój się go.

94
00:04:56,597 --> 00:04:59,558
Ten człowiek,
będzie nam pomagał.

95
00:04:59,600 --> 00:05:02,144
I wspierał w twojej wędrówce.

96
00:05:02,228 --> 00:05:04,605
Zostanie twoim ojczymem.

97
00:05:06,982 --> 00:05:09,985
Nazywa się Zhang.

98
00:05:33,549 --> 00:05:37,219
Przyszedłeś tutaj po poradę,
chłopcze?

99
00:05:37,219 --> 00:05:38,804
Nie potrzebuję cię

100
00:05:38,846 --> 00:05:40,723
Jestem blisko czwartego pierścienia

101
00:05:40,806 --> 00:05:42,016
I wkrótce, będę miał je wszystkie

102
00:05:42,099 --> 00:05:45,352
A później odzyskam to
co mi odebrano

103
00:05:45,436 --> 00:05:49,273
Chodzi o to, że Tony Stark
jest blisko pierścienia.

104
00:05:49,356 --> 00:05:54,069
Powiedz, jak masz go zamiar
ukraść tym razem?

105
00:05:54,152 --> 00:05:57,239
Jesteś żałosny,
podążasz za nim,

106
00:05:57,322 --> 00:05:59,699
I odbierasz to co zdobywa

107
00:05:59,741 --> 00:06:03,453
Nie zasługujesz na
pierścienie Mandaryna

108
00:06:08,207 --> 00:06:09,959
Dzwoniący: Tony Stark.

109
00:06:10,001 --> 00:06:12,211
2 nieodebrane połączenia

110
00:06:12,253 --> 00:06:14,130
Dzwoniąca: Pepper Potts.

111
00:06:14,172 --> 00:06:15,923
11 nieodebranych połączeń

112
00:06:16,007 --> 00:06:17,717
Odtwarzanie wiadomości.

114
00:06:24,382 --> 00:06:25,842
Nie możemy dłużej czekać

115
00:06:25,925 --> 00:06:27,427
Bo twoi rodzice mogą to odkryć

117
00:06:33,391 --> 00:06:35,101
Później powiemy Gene'owi,
jak było

118
00:06:37,103 --> 00:06:38,145
Bardzo mi z tym źle.

119
00:06:38,229 --> 00:06:39,855
Naprawdę bardzo chciał nam pomóc

120
00:06:39,897 --> 00:06:41,023
Z szukaniem pierścienia

121
00:06:41,106 --> 00:06:43,108
Ech, może nie będzie, aż taki zły

122
00:06:53,827 --> 00:06:57,414
Twoje bogactwo bywa czasem
naprawdę przydatne, Tony

123
00:06:57,497 --> 00:06:58,748
Wiesz kto jest przydatny?

124
00:06:58,790 --> 00:06:59,916
Gene.

125
00:07:00,000 --> 00:07:01,418
Naprawdę,
czemu nie mówisz mu prawdy?

126
00:07:01,459 --> 00:07:03,044
Już i tak trzyma język za zębami
w sprawie pierścieni

127
00:07:03,086 --> 00:07:03,962
W tej sprawie też tak będzie

129
00:07:10,176 --> 00:07:14,055
Pepper, nie możemy z tym
poczekać do powrotu?

130
00:07:14,138 --> 00:07:15,765
A jeśli zginiemy?

131
00:07:15,848 --> 00:07:17,058
Jeżeli tak się stanie to,
będziesz myślał tylko

132
00:07:17,099 --> 00:07:19,143
"Trzeba było powiedzieć"

133
00:07:19,226 --> 00:07:22,146
Tak naprawdę nie musimy
wchodzić do środka wulkanu

134
00:07:22,229 --> 00:07:24,940
Przeskanowałem cały ten obszar
przez satelitę.

135
00:07:24,982 --> 00:07:26,775
Świątynia jest zasypana

136
00:07:26,817 --> 00:07:28,026
U stóp wulkanu.

137
00:07:28,110 --> 00:07:29,736
Masz satelitę?

138
00:07:29,820 --> 00:07:31,780
T.A.R.C.Z.A ma
Skorzystałem z niego

139
00:07:31,863 --> 00:07:34,616
A "skorzystałem,"
znaczy "włamałem się."

140
00:07:34,616 --> 00:07:37,160
Ugh, czyli nawet jeśli to wszyscy
przeżyjemy

141
00:07:37,285 --> 00:07:39,579
To nas zamkną. Świetnie

142
00:08:04,228 --> 00:08:06,188
Chciałbyś, żeby Gene
tłumaczył, prawda?

143
00:08:06,271 --> 00:08:07,398
Tak jest

144
00:08:07,481 --> 00:08:08,857
Mam tutaj wgrane

145
00:08:08,899 --> 00:08:10,275
Wszystkie chińskie słowa

146
00:08:10,317 --> 00:08:13,070
Tłumaczenie znaku:
Powściągliwość.

147
00:08:17,574 --> 00:08:18,909
Rany, gorące.

148
00:08:18,950 --> 00:08:20,577
Nie czaję

149
00:08:20,660 --> 00:08:22,662
W poprzednich świątyniach
komnata z pierścieniem

150
00:08:22,746 --> 00:08:24,247
Otwierała się po naszym wejściu

151
00:08:24,330 --> 00:08:25,957
Dlaczego tu nie?

152
00:08:34,382 --> 00:08:35,758
Co ty wyprawiasz?

153
00:08:35,841 --> 00:08:38,260
Dobrze wiesz, co się dzieje
po aktywacji tych testów

154
00:08:38,260 --> 00:08:39,887
No tak, Wiem.

155
00:08:39,929 --> 00:08:41,305
Ale przecież musimy wiedzieć
na czym ten test polega

156
00:08:41,388 --> 00:08:43,224
Jakby co.

157
00:08:43,265 --> 00:08:45,434
To nie ma żadnego sensu.

158
00:08:45,476 --> 00:08:47,478
Odejdź!

159
00:08:51,899 --> 00:08:53,191
Czy?

160
00:08:56,945 --> 00:08:58,697
Czy my aktywowaliśmy test?

161
00:09:00,198 --> 00:09:01,741
Aaa!

162
00:09:04,536 --> 00:09:06,538
Rhodey!

163
00:09:17,757 --> 00:09:19,300
Rhodey!

164
00:09:25,431 --> 00:09:27,433
On opowiada historię pierścieni Makluan

165
00:09:27,516 --> 00:09:31,895
I ich pana,
pierwszego Mandaryna

166
00:09:35,148 --> 00:09:38,985
Jest napisane, że ten, nie wiadomo kto
chciał mieć następcę

167
00:09:39,069 --> 00:09:40,654
Kogoś komu da pierścienie Makluan
po swojej śmierci

168
00:09:40,695 --> 00:09:42,364
Ale jego własne dzieci

169
00:09:42,447 --> 00:09:44,199
Na nie nie zasługiwały

170
00:09:57,628 --> 00:10:01,340
Rozesłał je więc
na cztery strony świata...

171
00:10:11,892 --> 00:10:14,728
I stworzył testy, mające na celu
zmierzenie wartości i moralności

172
00:10:14,770 --> 00:10:16,229
Poszukujących ich

173
00:10:20,984 --> 00:10:21,943
Rhodey!

174
00:10:22,027 --> 00:10:23,153
Pepper, nie!

175
00:10:23,236 --> 00:10:24,821
Czekaj

176
00:10:28,491 --> 00:10:30,118
Trzeba mu pomóc!

177
00:10:30,201 --> 00:10:33,579
Wiem, ale najpierw musimy wiedzieć
co się z nim dzieje.

178
00:10:35,748 --> 00:10:37,291
To co widzimy,
to go pokrywa.

179
00:10:37,333 --> 00:10:39,460
A nie jest w nim.

180
00:10:43,589 --> 00:10:45,341
Chyba to jest ten test.

181
00:10:50,220 --> 00:10:51,680
To jeden z tych testów

182
00:10:51,722 --> 00:10:52,848
W których nas wykańczają?

183
00:10:52,889 --> 00:10:56,101
Tak, tych.

184
00:11:00,981 --> 00:11:02,941
Ah!

185
00:11:02,982 --> 00:11:04,442
Rhodey, słyszysz mnie?

187
00:11:05,985 --> 00:11:06,903
Aaa!

189
00:11:10,615 --> 00:11:12,325
To przeze mnie.

190
00:11:13,951 --> 00:11:15,077
Pepper!

191
00:11:15,119 --> 00:11:16,245
Pepper, czy ty--

192
00:11:16,329 --> 00:11:17,496
Gene?

193
00:11:17,538 --> 00:11:18,581
Gene!

194
00:11:18,622 --> 00:11:19,832
To przeze mnie!

195
00:11:19,874 --> 00:11:21,500
Jesteśmy w świątyni przy St. Helens

196
00:11:21,542 --> 00:11:22,751
A Rhodey ma kłopoty!

197
00:11:22,835 --> 00:11:24,837
Musisz nam pomóc!

198
00:11:24,920 --> 00:11:27,256
Gene?

199
00:11:27,339 --> 00:11:28,715
Przeze mnie!

200
00:11:28,799 --> 00:11:30,092
Jesteśmy--

201
00:11:30,133 --> 00:11:31,260
Rhodey--

202
00:11:31,301 --> 00:11:32,219
Musisz--

203
00:11:32,261 --> 00:11:33,553
Pepper!

204
00:11:33,637 --> 00:11:35,597
Pepper, nie słyszę cię!

205
00:11:35,680 --> 00:11:37,474
Gdzie jesteś?

206
00:11:37,557 --> 00:11:38,475
Pepper!

207
00:11:38,558 --> 00:11:40,727
Utrata sygnału.

208
00:11:45,106 --> 00:11:46,524
Dalej, Tony

209
00:11:46,608 --> 00:11:48,234
Musisz odebrać.

210
00:11:50,820 --> 00:11:52,029
Rhodey, nie!

211
00:12:01,747 --> 00:12:05,459
Czy jesteś godzien?

212
00:12:05,501 --> 00:12:06,585
Ugh!

213
00:12:06,627 --> 00:12:09,379
Stan osłon cieplnych 74%.

214
00:12:09,463 --> 00:12:13,133
Rozmowa przychodząca: Gene Khan

215
00:12:13,175 --> 00:12:14,092
Priorytet: Łączenie

216
00:12:14,134 --> 00:12:15,177
Gene?

217
00:12:15,260 --> 00:12:17,012
Tony!
Nie mogę rozmawiać.

218
00:12:17,053 --> 00:12:18,430
Zrobiło się trochę gorąco.

219
00:12:18,513 --> 00:12:19,389
Oddzwonię.

220
00:12:19,431 --> 00:12:20,348
Stark, nie--

221
00:12:20,432 --> 00:12:21,474
Rozłączono.

222
00:12:21,516 --> 00:12:23,685
Ugh!

223
00:12:41,410 --> 00:12:42,828
Dalej, Rhodey.

224
00:12:42,912 --> 00:12:44,663
Proszę, nie zmuszaj mnie do tego!

225
00:12:44,747 --> 00:12:48,500
Aagh!

226
00:12:48,542 --> 00:12:51,336
Ostrzeżenie: Poziom mocy
wroga został zwiększony

227
00:12:51,420 --> 00:12:52,504
Osłony cieplne zagrożone

228
00:12:52,504 --> 00:12:53,880
Pozostało 34%

229
00:12:57,300 --> 00:12:58,260
Co się tu dzieje?

230
00:12:58,301 --> 00:13:00,637
Trwają wstrząsy sejsmiczne

231
00:13:00,679 --> 00:13:04,224
Trzęsienie ziemi?

232
00:13:04,307 --> 00:13:06,184
Rozmowa przychodząca: Pepper Potts.

233
00:13:06,267 --> 00:13:07,936
"Poczwórny priorytet"

234
00:13:08,019 --> 00:13:09,103
Łączenie.

235
00:13:09,145 --> 00:13:10,313
Tony, gdzie jesteś?

236
00:13:10,396 --> 00:13:12,315
Myślę, że wulkan wybucha!

237
00:13:12,356 --> 00:13:13,774
To Rhodey.

238
00:13:13,816 --> 00:13:15,735
Cokolwiek on robi
to wywiera wpływ na wulkan.

239
00:13:15,776 --> 00:13:18,029
To, zatrzymaj go!

240
00:13:18,112 --> 00:13:19,530
Co niby mam zrobić?
Walczyć z nim?

241
00:13:19,572 --> 00:13:21,157
To Rhodey!
Nie mogę.

242
00:13:23,409 --> 00:13:25,577
Dobra, oddaj mi zbroję,
to się nim zajmę.

243
00:13:25,619 --> 00:13:26,954
A ty zdasz ten test

244
00:13:27,037 --> 00:13:28,539
Alarm środowiskowy

245
00:13:28,580 --> 00:13:31,542
Nieznana energia wywołuje zagrożenie obszaru

246
00:13:31,583 --> 00:13:32,709
Jest blisko jakieś miasto?

247
00:13:32,793 --> 00:13:34,169
Jak duży jest ten obszar?

248
00:13:34,252 --> 00:13:36,588
Zagrożenie na skalę globalną.

249
00:13:36,671 --> 00:13:38,632
Czy zbroja powiedziała właśnie to
co myślę?

250
00:13:38,715 --> 00:13:40,216
Komputerze, wyjaśnij.

251
00:13:40,258 --> 00:13:42,761
Nieznana energia rozprzestrzenia się
pod skorupą planety

252
00:13:42,844 --> 00:13:46,055
Co może wywołać równoczesne
wybuchy wulkanów na całym świecie

253
00:13:46,139 --> 00:13:49,142
Przez to wydzieli się wystarczająca
ilość popiołu

254
00:13:49,183 --> 00:13:51,561
Żeby zniszczyć życie na Ziemi

255
00:13:51,602 --> 00:13:52,520
Oh.

256
00:13:52,603 --> 00:13:54,146
Czyli jeśli nie przejdziemy testu

257
00:13:54,230 --> 00:13:56,524
Wszyscy na Ziemi zginą?

258
00:13:56,607 --> 00:13:59,443
Pepper, daj pomyśleć.

259
00:13:59,527 --> 00:14:01,320
Nie. Sama mogę to zrobić

260
00:14:01,362 --> 00:14:03,405
Zrobię to. Uda mi się

261
00:14:03,447 --> 00:14:05,699
Powściągliwość, ee,
czyli samokontrola, tak?

262
00:14:05,783 --> 00:14:08,535
Albo umiarkowanie. No tak.
Nie za dużo

263
00:14:08,577 --> 00:14:10,120
Pepper, co ty tam robisz?

264
00:14:10,204 --> 00:14:11,246
Test aktywowało,

265
00:14:11,330 --> 00:14:12,581
Wrzucenie lodu w światło

266
00:14:12,623 --> 00:14:13,540
Nie węgla.

267
00:14:13,623 --> 00:14:15,417
Więc teraz trzeba go wrzucić

268
00:14:15,500 --> 00:14:16,918
Pepper, czekaj, nie!

269
00:14:20,213 --> 00:14:22,048
Cóż, to dziwne.

271
00:14:31,557 --> 00:14:33,142
Rhodey!

272
00:14:33,184 --> 00:14:35,895
I czy coś się tam dzieje?

273
00:14:46,822 --> 00:14:49,700
Czy jesteś godzien?

274
00:14:57,184 --> 00:14:58,143
Matko!

275
00:14:58,226 --> 00:15:00,395
Matko! Matko!

276
00:15:00,478 --> 00:15:02,439
Ugh!

277
00:15:02,522 --> 00:15:03,648
Nie mogę znaleźć mamy

278
00:15:03,690 --> 00:15:04,899
Proszę!

279
00:15:04,941 --> 00:15:07,277
Twoja matka odeszła,
Temugin.

280
00:15:07,360 --> 00:15:08,278
Gdzie ona jest?

281
00:15:08,319 --> 00:15:10,780
Potrzebuję jej!

282
00:15:10,822 --> 00:15:14,158
Twoje łzy
jej nam nie wrócą, mój dzieciaku.

283
00:15:14,242 --> 00:15:15,993
Ona już nie wróci.

284
00:15:27,087 --> 00:15:28,338
Gdzie to jest?

285
00:15:28,380 --> 00:15:30,841
Gdzie to jest, Stark?

286
00:15:34,928 --> 00:15:37,597
To jest twój komputer?

287
00:15:37,681 --> 00:15:40,642
Nie, niemożliwe.

288
00:15:50,693 --> 00:15:52,278
James.

289
00:15:57,033 --> 00:15:58,451
James?

290
00:15:58,534 --> 00:15:59,827
Tony, jesteście tu?

291
00:16:05,457 --> 00:16:06,583
Pusto.

292
00:16:06,667 --> 00:16:08,210
A to ci dopiero.

293
00:16:08,293 --> 00:16:11,672
Ciekawe co ci chłopcy
tym razem robią?

294
00:16:15,634 --> 00:16:17,344
Rhodey!

295
00:16:21,598 --> 00:16:22,557
Mam cię!

296
00:16:22,599 --> 00:16:25,602
Co... się stało?

297
00:16:25,685 --> 00:16:27,520
Gorąco tu

298
00:16:27,604 --> 00:16:30,732
W końcu jesteśmy na plaży,
na wakacjach.

299
00:16:30,815 --> 00:16:33,151
Co?
Serio?

300
00:16:33,234 --> 00:16:34,235
Ja--

301
00:16:34,277 --> 00:16:35,611
Aaa!

302
00:16:35,695 --> 00:16:36,654
Tony!

303
00:16:36,737 --> 00:16:38,697
Jesteśmy w wulkanie!

304
00:16:42,368 --> 00:16:44,536
To co zrobiła Pepper,
musiało cię uratować

305
00:16:44,620 --> 00:16:46,246
Ale ten wulkan,
o nie--

306
00:16:46,288 --> 00:16:47,539
Uważaj!

307
00:16:47,539 --> 00:16:48,499
Ah!

308
00:16:48,540 --> 00:16:51,293
Czy jesteś godzien?

309
00:16:51,376 --> 00:16:52,377
Ugh!

310
00:16:57,340 --> 00:16:58,675
Pepper?

311
00:16:58,717 --> 00:17:00,302
Rhodey, odejdź!

312
00:17:00,385 --> 00:17:01,594
To nie ona.

313
00:17:01,678 --> 00:17:03,096
Ja ją przytrzymam

314
00:17:03,179 --> 00:17:05,140
A ty zajmij się testem!

315
00:17:05,140 --> 00:17:07,892
Tony, sam tego nie zrobię

316
00:17:07,976 --> 00:17:09,060
Musisz!

317
00:17:09,102 --> 00:17:10,186
Pepper wrzuciła węgiel.

318
00:17:10,228 --> 00:17:11,979
I nic z tego!

320
00:17:13,147 --> 00:17:14,440
Ah!
Ugh!

323
00:17:19,904 --> 00:17:22,031
Test, tak.

324
00:17:22,072 --> 00:17:24,950
Co powinienem zrobić--

325
00:17:28,078 --> 00:17:30,080
Ugh!

326
00:17:32,582 --> 00:17:34,251
Dalej, odbierz!

327
00:17:34,292 --> 00:17:35,210
Stark!

328
00:17:35,293 --> 00:17:36,419
Gdzie jesteś?

329
00:17:36,461 --> 00:17:37,838
Gene, tu Rhodey!

330
00:17:37,963 --> 00:17:39,381
Test został aktywowany

331
00:17:39,381 --> 00:17:40,507
Potrzebuję pomocy.

332
00:17:40,590 --> 00:17:42,717
Powiedz mi, gdzie jesteście

333
00:17:42,801 --> 00:17:44,677
Nie ma czasu!

334
00:17:44,761 --> 00:17:45,762
Jeśli nie zdamy tego testu...

336
00:17:46,763 --> 00:17:48,473
My spłoniemy!

337
00:17:48,556 --> 00:17:51,100
Dobra, powiedz co tam masz

339
00:17:55,813 --> 00:17:56,856
Alarm zbroi

340
00:17:56,939 --> 00:17:58,816
Osłony cieplne działają na rezerwie

341
00:17:58,899 --> 00:18:00,734
Konieczna interwencja użytkownika

342
00:18:00,818 --> 00:18:01,694
Nie mogę.

343
00:18:01,777 --> 00:18:04,154
To Pepper. Nie mogę z nią walczyć!

345
00:18:05,406 --> 00:18:08,951
Ah!

346
00:18:09,034 --> 00:18:10,536
Ugh!

347
00:18:10,577 --> 00:18:12,954
Konieczna interwencja użytkownika

348
00:18:13,038 --> 00:18:14,164
Ciągle nie rozumiem.

349
00:18:14,247 --> 00:18:16,625
Goni was jakiś ogień?

350
00:18:16,666 --> 00:18:17,584
Gene!

351
00:18:17,626 --> 00:18:18,710
Dobra!

352
00:18:18,752 --> 00:18:21,087
Chodzi o powściągliwość,
umiarkowanie,

353
00:18:21,087 --> 00:18:22,881
Nie za dużo każdego z nich.

354
00:18:22,922 --> 00:18:25,800
Mówisz, że Pepper wrzuciła
lód w światło

355
00:18:25,884 --> 00:18:27,343
A co z węglem?

356
00:18:27,385 --> 00:18:29,929
Próbowaliśmy, ale
nic z tego

357
00:18:29,971 --> 00:18:32,557
Ten ogień, on--
on powrócił.

358
00:18:32,640 --> 00:18:35,685
Jeśli dobry nie jest ani lód
ani węgiel...

359
00:18:35,726 --> 00:18:37,144
Może to oba?

360
00:18:37,228 --> 00:18:39,021
Może trzeba wrzucić oba na raz?

361
00:18:39,063 --> 00:18:40,314
Ale szczypce--

362
00:18:40,397 --> 00:18:41,273
To pułapka!

363
00:18:41,357 --> 00:18:42,691
Każdy test coś takiego ma.

364
00:18:42,733 --> 00:18:44,485
Trzeba zrobić jak mówię, Rhodes.

365
00:18:44,526 --> 00:18:46,403
No już!

366
00:18:54,619 --> 00:18:56,663
Obyś miał rację.

367
00:19:00,250 --> 00:19:01,251
Pepper!

368
00:19:04,087 --> 00:19:07,257
Jesteś godzien.

370
00:19:22,146 --> 00:19:24,690
Czy--
czy już po?

371
00:19:24,773 --> 00:19:26,525
To był węgiel?

372
00:19:26,567 --> 00:19:27,985
Mniej więcej,

373
00:19:28,068 --> 00:19:31,697
Przypuszczając, że Rhodey nie
jest teraz ognistym potworem

374
00:19:33,782 --> 00:19:35,200
Rhodes?
Rhodes!

375
00:19:35,283 --> 00:19:36,660
Co się dzieje?

376
00:19:38,870 --> 00:19:40,246
Później pogadamy.

377
00:19:40,330 --> 00:19:41,289
Dzięki.

378
00:19:41,331 --> 00:19:42,332
Rhodes, nie może--

380
00:19:55,845 --> 00:19:57,763
Chcesz go założyć?

381
00:19:57,805 --> 00:19:59,140
Raczej nie.

382
00:19:59,181 --> 00:20:01,308
Rhodey także nie chciał.

383
00:20:01,392 --> 00:20:02,560
Zmieniłam zdanie

384
00:20:02,601 --> 00:20:03,769
Nie powinniśmy mu mówić

385
00:20:03,852 --> 00:20:05,354
No wiesz, o Iron Manie.

386
00:20:05,437 --> 00:20:06,522
Serio?

387
00:20:06,563 --> 00:20:08,315
Bo ja mu wierzę, jak nigdy dotąd

388
00:20:08,357 --> 00:20:09,900
Nie, to nie to.

389
00:20:09,942 --> 00:20:12,653
Tylko zupełnie zapomniałam
jak to jest niebezpieczne

390
00:20:12,736 --> 00:20:14,863
Znaczy, co się działo,

391
00:20:14,946 --> 00:20:16,781
Nie chcę, żeby to spotkało Gene'a

392
00:20:20,452 --> 00:20:21,786
Przeanalizowałem go.

393
00:20:21,870 --> 00:20:23,037
To cacko...

394
00:20:23,079 --> 00:20:24,622
Komputer coś wyłapuje

395
00:20:24,706 --> 00:20:25,790
Ale nie wiadomo co.

396
00:20:25,874 --> 00:20:27,041
Jest włączony,

397
00:20:27,125 --> 00:20:29,335
Ale nie mogę z nim nic zrobić

398
00:20:29,419 --> 00:20:31,963
Ale Mandaryn może

399
00:20:32,004 --> 00:20:33,131
No tak.

400
00:20:33,214 --> 00:20:35,049
Ale mnie raczej martwi

401
00:20:35,091 --> 00:20:37,176
Co on chce z nimi zrobić?

402
00:20:40,471 --> 00:20:43,015
To przeznaczenie,
Temuginie.

403
00:20:43,057 --> 00:20:45,225
A kiedy znajdziesz je wszystkie,

404
00:20:45,267 --> 00:20:50,355
Będziesz mógł zrobić wszystko
czego tylko zapragniesz.

---**---

Specjalnie dla Martuśki, bo takie było życzenie :) Nie patrz na przecinki, a czasem było ciężko zrozumieć, co mówią. Mam nadzieję, że mimo wszystko ci się spodobało.

Part 6: Nie zatrzymasz mnie

2 | Skomentuj

Gdy byłam pewna, że do żadnego wybuchu nie dojdzie, otworzyłam okna w kuchni, salonie i jego pokoju. Wszędzie, by dym ulotnił się z mieszkania. Rhodey zajął się Tony’m. Sprawdzał bodajże jakąś bransoletkę na nadgarstku uważnie, przyglądając się niej. Nie wiem, co w tym badał, ale nie cieszył się ani trochę. Bałam się, że to coś poważnego.
Już chciałam wybrać numer numer po pogotowie, ale…


Rhodey: To nic nie da. Oni mu nie pomogą. Zostaniesz z nim? Pójdę po coś
Pepper: No dobra, ale wróć szybko
Rhodey: Nawet nie zauważysz, że wyszedłem. Sprawdzaj, co kilka minut tętno i oddech
Pepper: Dobra. A jesteś pewien, że nie przyda mu się lekarz?
Rhodey: Zobaczymy, ale wolałbym uniknąć dziś jazdy na ostry dyżur
Pepper: A to niby czemu?
Rhodey: Lepiej, żeby wyleczył się w domu


Trzasnął drzwiami i wyszedł, choć było słychać, jak biegł. Nie wiedziałam, dlaczego zniknął. Miałam wrażenie, że Tony potrzebował opieki medycznej. Od kilkunastu minut nadal leżał nieprzytomny. Naprawdę obawiałam się, że nie jest dobrze i będzie coraz gorzej.
3 minuty później, sprawdziłam puls i oddech. Puls ledwo odczuwalny, a oddech był prawidłowy. To już drugi raz, jak mdleje, ale wtedy ocknął się. A teraz czemu z tym zwleka?
Zdecydowałam się potrząsnąć jego ramionami. Brak reakcji. Oberwał w twarz dość porządnie. Dalej nic? Zaczynało mi brakować pomysłów, a ten patafian nadal nie wracał.
Nagle z łomotem, Rhodey wparował do środka z jakimś urządzeniem. Co to? Szybko wbiegł do salonu, gdzie leżał Tony i zdjął mu bluzkę. Moja twarz nabrała wielkiego zdziwienia, widząc migoczące kółeczko, które gasło. Rhodey jedynie podpiął to coś do tego ustrojstwa, odzyskując spokój ducha.


Rhodey: To powinno wystarczyć
Pepper: Co ty zrobiłeś?!
Rhodey: Ech… Długa historia, ale powiem krótko. Jeśli bym tego nie zrobił, mogłoby być nie za ciekawie
Pepper: Jak to? Możesz mnie jakoś oświecić, Rhodey? Rhodey!
Rhodey: Sam ci powie. Pomożesz mi go położyć na łóżku?
Pepper: Gdzie ma pokój?
Rhodey: Na lewo od kuchni. Gotowa?
Pepper: Tak


Chwyciłam chłopaka za ręce, a on wziął się za ciężar nóg. Niewiele nam zajęło dojście do odpowiedniej części mieszkania. Ostrożnie położyliśmy go na łóżku, przykrywając kocem,a urządzenie leżało obok niego, podpięte do kółka przy klatce piersiowej.


Pepper: Przyjaźnicie się?
Rhodey: Dość długo
Pepper: To powiedz mi, co jest grane? Dlaczego zemdlał?
Rhodey: Naprawdę chcesz wiedzieć?
Pepper: Chyba jesteście mi to winni
Rhodey: No dobra. On jest chory. Ma pewne problemy ze zdrowiem
Pepper: Jakie dokładnie?
Rhodey: Już ci mówiłem. Sam ci powie
Pepper: Jak się obudzi


Siedziałam przy łóżku Tony’ego, czekając  aż otworzy oczy. Żeby ruszył lekko ręką. No cokolwiek, by dał znak, że żyje. Rhodey coś ukrywał i ta niewiedza mnie denerwowała, że miałam ochotę zrzucić go z balkonu. Pogrozić, a to prosty sposób na zdobycie informacji.
Na zegarku dochodziła już szesnasta, czyli siedziałam tu 2 godziny i wciąć było bez zmian. Znowu chciałam wybrać numer po karetkę, a ten znowu nalegał, by tego nie robić.


Pepper: Chcesz tak czekać w nieskończoność?! Chcesz, żeby umarł?! Będziesz go miał na sumieniu, a ja nie chcę!
Rhodey: Uspokój się. Wszystko będzie dobrze
Pepper: Trzeba go zabrać do szpitala!
Rhodey: Widzę, że się martwisz, ale nie panikuj
Pepper: Rhodey, ja nic nie wiem, a wy coś oboje ukrywacie. Albo mi powiesz albo sama go zabiorę tam, gdzie mu na serio pomogą
Rhodey: Nie mogę ci powiedzieć, bo sam chciał, by tego nikomu nie mówić
Pepper: W takim razie, biorę go do szpitala i nie powstrzymasz mnie


Odłączyłam Tony’ego od urządzenia, chwytając matczynym sposobem. Nadal był lekki, ale czułam, że z nim źle. Dobrze, że miałam własne auto, by nie użerać się z autobusami. Tym bardziej w takiej sytuacji.
Po godzinie, znalazłam się na miejscu. Szukałam wolnego lekarza, ale każdy był zajęty. Nie byłam cierpliwa i wparowałam na salę obserwacji.


Pepper: Potrzebuję lekarza!


Wszyscy tak na mnie patrzyli, jak na jakąś wariatkę. Tylko jeden miał zwykłe spojrzenie. Mężczyzna w okrągłych okularkach z lekką siwizną na włosach. Od razu podszedł do mnie ze spokojem, świecąc latarką w oczy Tony’ego.


Dr Yinsen: Jak się nazywasz?
Pepper: Pepper
Dr Yinsen: Dobrze, Pepper. Nie denerwuj się i nie rób hałasu, bo leżą tu też inni pacjenci, którzy potrzebują spokoju
Pepper: Przepraszam, ale boję się. Dość długo jest nieprzytomny. Mógłby pan mu pomóc?
Dr Yinsen: A powiedziałem, że cię z tym zostawię? Spokojnie. Już nawet wiem, co mu dolega. Znam Tony’ego, bo go leczę i widzę, że znowu olewa zalecenia
Pepper: Jakie to?
Dr Yinsen: Z sercem. Nie mówił ci?
Pepper: Znamy się ledwo 2 dni
Dr Yinsen: Później będziecie mieli okazję na szczerą rozmowę, ale najpierw muszę go zabrać na badania
Pepper: Nic mu nie będzie?
Dr Yinsen: Zobaczymy. Chodź ze mną. Poczekasz przed salą


Poczułam się pewniejsza, bo odpowiednia osoba postawi Tony’ego do porządku. W głowie pojawiło się mnóstwo pytań, ale na jedno znałam odpowiedź. Zależy mi na nim. Czyżbym się zakochała? Nie, niemożliwe.


---***---

Pora zrobić krótka przerwę z notkami przez matury próbne. Jak na razie, co się wam podoba, a czego brak? Czekam na komentarze :)

Part 5: Zmiana planów

2 | Skomentuj

**Pepper**


Byłam wdzięczna Tony’emu, że mi pożyczył swoją bluzkę, ale to trochę dziwne, by po jednym dniu znajomości, od razu być takim pomocnym. Nieważne. Martwił się. Może znajdę w nim przyjaciela?
Kilka minut później poczułam się lepiej i chciałam już iść do domu. Wciąż chciałam wyjechać stąd, jak najszybciej się da. Przyniósł mi wodę. Naprawdę doceniam jego pomoc, ale…


Pepper: Dziękuję ci za pomoc, ale muszę już iść
Tony: Zostań jeszcze. Jeszcze nie wydobrzałaś do końca
Pepper: Jak długo będziesz mnie przetrzymywać?
Tony: Haha! Tak długo, jak będzie trzeba
Pepper: Potrafię o siebie zadbać. Możesz mi dać moją bluzkę?
Tony: Dałem do prania
Pepper: Ech… Musisz mnie wyręczać ze wszystkiego?
Tony: Chciałem ci pomóc. To wszystko
Pepper: Niech ci będzie. Mogę zostać, ale musimy się bardziej poznać
Tony: Dlaczego?
Pepper: Może zostaniemy przyjaciółmi?
Tony: To niemożliwe, skoro wyjeżdżasz
Pepper: Hmm… Mogę się jeszcze nad tym zastanowić, ale nie trawię ich
Tony: Ja też. Przez nich, musiałem wszystko…
Pepper: Zaczynać od nowa? Mam tak samo
Tony: Poważnie?
Pepper: Mhm….Dlatego chciałam znaleźć prawdziwych przyjaciół


Wypiłam wodę, odczuwając ulgę, bo już mnie nie mdliło,a towarzystwo Tony’ego nie przeszkadzało mi w niczym. Ciekawe, co o mnie myśli?


**Tony**


Dziwnie się czuję, patrząc na dziewczynę. I to nie byle jaką. Jest ruda, ale to nie znaczy, że sprawia kłopoty. Nie znam jej za bardzo, lecz postanowiłem pomóc Pepper. Może zmieni zdanie i zostanie na osiedlu? Miło poznać kogoś innego, kogo nie obchodzą ciuszki, a to, co się ma w sercu. Widziałem, jak nabrała kolorów. Chyba poczuła się lepiej.
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk bransoletki. Cholerny alarm. Zignorowałem go.


Pepper: W porządku?
Tony: Tak, tak. Ja tylko miałem coś do zrobienia, ale to może poczekać. Jak się czujesz?
Pepper: Pytałeś mnie o to, a teraz drugi raz. Mówiłam, że dobrze i mogę już iść. Nie chciałabym ci przeszkadzać
Tony: Znowu zmieniasz zdanie? A myślałem, że sobie pogadamy
Pepper: Nie ma, o czym
Tony: Tak twierdzisz? Ech… No to idź, jak chcesz


Za łatwo się poddałem. Czemu? Nie będę jej do niczego zmuszał. Jeszcze uzna za jakiegoś no… dziwnego typka. Na pedofila nie pasuje w tym wieku.
Ruda wstała z kanapy i podeszła do drzwi. Już chwyciła za klamkę. Ostatnia szansa, Tony. Zrób coś.


Tony: Chciałem cię bardziej poznać, ale skoro wolisz iść, droga wolna
Pepper: Przepraszam, ale… Eee…
Tony: Zostaniesz jedynie na chwilkę?
Pepper: Co ci tak zależy?
Tony: Po prostu uważam, że powinniśmy się bardziej poznać
Pepper: Też tak uważam, ale nie dziś
Tony: To kiedy? Zobaczymy się jeszcze przed wyjazdem?
Pepper: Muszę przemyśleć kilka spraw. To do zobaczenia. I naprawdę dzięki za wszystko
Tony: Cóż… Eee… Odwdzięczyłem się za… wczoraj


Nagle poczułem ból przy implancie, ale zdołałem go jakoś ukryć, trzymając się ściany przy futrynie drzwi. Na szczęście szybko zniknęła mi z oczu. Na szczęście? Przecież nie chciałem się jej pozbyć. Stark, jesteś totalnym idiotą i debilem do entej potęgi.


**Pepper**


Nie wiem, czy zrobiłam dobrze. Muszę się dokładnie zastanowić, co mówię. Naprawdę chciałam z nim gadać, a potem stchórzyłam. Chyba poza zwykłą znajomością nic nie będzie.
Otworzyłam drzwi od mieszkania. Ledwo przekroczyłam próg i usłyszałam huk. Co znowu? Whitney spierdoliła ze schodów? I dobrze jej tak.
Zerknęłam na klatkę. Faktycznie tam była ona. Gene zbierał ją z podłogi, a obcasy oba złamała. Szkoda, że nie wyjebała się ryjem o beton.


Whitney: Aaaaa!
Gene: Ucisz się. Mówiłem, że kupię ci nowe


Chyba wrócę do domu, bo po raz trzeci się zrzygam, a kolejnej bluzki u sąsiada nie chciałabym prać. Hmm… Zostanę może na jeszcze kilka dni, ale później raczej się stąd wyniosę. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Trochę szkoda, bo Tony i Rhodey to fajni znajomi.
Nagle do drzwi ktoś zadzwonił. Spojrzałam przez oczko. Ten paranoik? Jak on się nazywał? Ach tak. Rhodey. Czego chce?
Nie chciałam być niegrzeczna, więc otworzyłam mu drzwi. Wyglądał na zdenerwowanego.


Pepper: Przyszedłeś mi wypominać o książce?
Rhodey: Nie tym razem. Jest u ciebie Tony?
Pepper: Nie ma go. Pewnie siedzi w domu. A coś się stało?
Rhodey: Dziwne, bo sprawdzałem, a on nigdy nie zamyka o tej porze na klucz. Przecież nie ma wieczora
Pepper: Przykro mi eee…
Rhodey: Rhodey
Pepper: Tak, tak. No, Rhodey. Niestety, ale tutaj go nie znajdziesz
Rhodey: A z tobą wszystko dobrze?
Pepper: Jest git, oprócz tego, że mam na sobie męską bluzkę
Rhodey: Pasuje ci w niej
Pepper: Rhodey, przywalę. Haha! Lepiej się bój


Gdy miałam już zamknąć drzwi, poczułam zapach spalenizny. I to na tym samym poziomie. Wyszłam na korytarz, czując coraz większy smród. Od mieszkania Tony’ego? Rhodey znowu się bał. Przecież potrafi gotować. Co się stało?
Od razu próbowaliśmy otworzyć drzwi. Dzięki  mocnej, prawej stronie ciała, użyłam nogi, by je rozwalić. Jednym  ciosem udało się. Chłopak dziwnie się na to patrzył. Nie ma pojęcia, że będę agentką SHIELD. Na pewno będę, a jak nie, zrobię wielką haje i Fury’ego. Nie no żartuję. Co ma być, to będzie.
Jak weszliśmy do środka, Tony leżał nieprzytomny. Od razu wyłączyłam gaz, by nie doszło do wybuchu. Co on tu robił? Nic z tego nie rozumiałam. Raczej musiałam zostać na dłużej. Teraz mam ważny powód. Jego życie.

Part 4: Nie może być gorzej

4 | Skomentuj


**Pepper**

Boże, dlaczego mi to robisz? Czy ta flądra z tym pedałem muszą tu mieszkać?! Ja ich zabiję! O kim mówię?  O Whitney Stane i Gene Khan. Gorzej nie mogłam trafić. Może jeszcze mnie nie zauważyli?  Moment... Czy oni trzymają się za ręce? Fuuj! To obleśne. Dobra, muszę im czmychnąć bez zwracania na siebie uwagi.
Weszłam do bloku, patrząc się na podłogę. Jaka ona piękna. Piękniejsza od cery tego pustaka, chociaż lepsze określenie pasowałoby podróba lalki Barbie. No dobra. Zdołałam ich ominąć, idąc do góry.
Gdy już miałam iść dalej schodami, niestety...

Gene: Nie udawaj, że nas nie poznajesz, Pepper

Wpadłam. No i co teraz?

Whitney: Ty też tu mieszkasz?! Och! Powinniśmy się gdzieś indziej przenieść, kochanie
Tony, Rhodey, Pepper: KOCHANIE?!

Niespodziewanie, chłopaki wyszli z piwnicy. Też się zdziwili, co usłyszeli. Jednak Tony przyglądał się tej blondynie. Nie mów, że ją znasz. Błagam! Nie mów!

Tony: Whitney, co ty tu robisz?
Whitney: Mieszkam, jak widzisz, Stark
Pepper: Wy się znacie?!
Tony: Niestety, ale wolałbym jej nigdy nie poznać! Zniszczyła mi życie!
Rhodey: Tony, opanuj się. Wiesz, że niedawno...

Posłał mu jakieś dziwnie spojrzenie, informując o czymś, o czym nie miałam pojęcia. No nieźle. Wy też skrywacie sekrety? Jak wszyscy.

Tony: Wiem
Pepper: Jak to się stało?
Gene: Kotku, mogę za ciebie to powiedzieć?
Whitney: Śmiało, misiu
Tony, Rhodey, Pepper: MISIU?!

Chyba zaraz się tak wkurwię, że rozpierdolę im łeb. Może młotkiem? Hmm... To jest myśl, ale prędzej zrzygam się i mnie Tony będzie odprowadzał do domu. Chyba będę chora.
Gene: Nie byłeś jej wart. Ciągle ją olewałeś, a poza tym, jesteś żałosny, jak twój ojciec
Rhodey próbował powstrzymać ręką Tony'ego. Czemu? A no tak. Chyba też się w nim zagotowało.

**Tony**

Tony: Nic nie wiesz o moim ojcu!
Rhodey: Tony, opanuj się

Miałem ochotę zabić Gene'a, a widziałem, że i Pepper nie była zadowolona z ich wizyty. Nie wierzę,  że tu mieszkają. Blefują! Przecież sto razy sprawdzałem, kto będzie tam mieszkać. No ona się wprowadziła kilka dni później po mnie i Rhodey'm, a tej szmaty nie było na liście, jak tego mordercy. Zabił mojego ojca. Nie wybaczę mu tego.

Whitney: Dobra, przestań. I tak nie miałby z tobą szans
Pepper: Czyli wy tu mieszkacie?
Whitney: Oczywiście, że tak. I masz problem,  papryczko, bo się stąd nie ruszam. Prawda mój skarbie?
Tony, Rhodey,  Pepper: SKARBIE?!
Gene: Co się dziwicie? Kochamy się
Pepper: O nie!
Tony: Pepper,  wszystko gra?

Wyglądała, jakby miała zemdleć. Całkowicie zbladła. Martwiłem się. Czy to przez test?
Nagle zrzygała się na buty Whitney, aż ta pisnęła. Już Pepper miała upaść, ale asekurowałem jej upadek i znalazła się w moich ramionach.

Whitney: Podła żmija! Zniszczyła mi moje buty! Zapłacisz za to, suko!
Gene: Uspokój się. Kupię ci takie i jakie inne będziesz chciała
Whitney: O! Jesteś kochany, Gene

I pocałowali się. Pepper znowu chciała puścić pawia. Myślałem, że się powstrzyma, bo zasłaniała usta, ale się nie udało. Potem zemdlała. Biedna. Na szczęście już sobie poszli.
Zabrałem dziewczynę matczynym sposobem do swojego pokoju, a Rhodey bez problemu zajął się sprzątaniem wymiocin. Z początku patrzył na to, co wyrzuciła, zgadując, co jadła. Czasem nie rozumiem mojego przyjaciela, ale trudno.
Po kilku minutach, położyłem ją na kanapie, przykrywając kocem. Wczoraj, to ona się mną zajęła, więc wypadałoby zamienić role.

**Pepper**

Obudziłam się w znanym mi pomieszczeniu. Ktoś się patrzył na mnie. Boże, co ja zrobiłam? Chyba coś sobie przypominam. Obleśny widok Whitney i Gene'a.
Spojrzałam na moją bluzkę. Moją? Nie? Ona nie jest moja.

Tony: Chyba się nie gniewasz, że dałem Ci moją bluzkę? Nie chciałem, żebyś leżała w rzygach. A poza tym, jak samopoczucie? Lepiej?
Pepper: Eee...  Odrobinę tak, ale raczej wyniosę się stąd
Tony: Przez nich?
Pepper: Tak
Tony: W szafie miałem jedynie czerwoną bluzkę. Nie przeszkadza ci to?
Pepper: No pewnie,  że nie. Czerwień to mój ulubiony kolor. Ech... Dziękuję za pomoc. Powinnam już iść
Tony: Nie! Teraz, to ja ci zakazuję. Leż
Pepper: Martwiłeś się?
Tony: Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo

Part 3: Test

6 | Skomentuj


**Pepper**


Dość wcześnie wstałam. Nadal czułam zdenerwowanie, jak pójdzie mi na teście, a bardzo mi zależało, by zostać agentką SHIELD. To był jeden krok. Jednak musiałam myśleć optymistycznie. Przecież kiedyś będą mnie czekały gorsze rzeczy, jak śmierć, atak zombie, czy poród pierwszego dziecka, czy… Ej! Pomyślałam o tym, tak? Nieważne. Dobrze, że żaden geniusz nie wymyślił ustrojstwa do czytania myśli. Ogarnij się, Pepper. Wszystko będzie dobrze.
Po porannym rytuale, jak umycie twarzy, zjedzenie jednej kromki w pośpiechu, wyszłam na egzamin. Pamiętałam, gdzie znajdowała się placówka. Często tam przechodziłam, a przed ukończeniem Akademii Jutra, ciągle dopytywałam, co muszę zrobić, by stać się agentką.
Bez problemu zostałam wpuszczona do budynku. Udałam się wraz z agentką Hill do sali testowej. Dostaliśmy po arkuszach. No to do roboty


**Tony**


Siedziałem w swojej zbrojowni, czyli zwykłej piwnicy. Może nie, aż tak zwykłej, bo musiałem ukrywać dość ciężką zbroję przy rowerach. Musiałem nad nią jeszcze pracować, ale tym razem przyszedłem w innym celu. Moje serce jest uszkodzone na zawsze i muszę ładować implant, który utrzymuje mnie przy życiu. Trudno w to uwierzyć, ale taki słabiak, jak ja, co często spada ze schodów, jest Iron Manem. Tak jakoś wyszło, a Rhodey jako jedyny wie, co ukrywam. Powinienem być ostrożny, by Pepper tego nie zdołała się dowiedzieć, skoro jej ojciec to agent FBI.
Okazało się, że nie byłem jedyny, skrywający tajemnicę. Kilka dni temu przyjechał jakiś chińczyk, który często przesiaduje w piwnicy, chowając w niej jakieś pudełko, emanujące światłem.
Moje myśli przerwało pojawienie się Rhodey’go.


Rhodey: Myślałem, że walczysz z AIM
Tony: Jak widzisz, mam inne rzeczy do roboty
Rhodey: Chociaż dbasz o siebie. A powiesz mi, czemu zemdlałeś wczoraj?
Tony: Rhodey, czy ja muszę ci o wszystkim mówić?
Rhodey: Wiem, że mieszkamy osobno, ale i tak się martwię
Tony: Rozumiem cię, tylko, że ja doskonale dobrze wiem, co mam robić. Eee… trochę głupio wyszło z Pepper
Rhodey: Powiedziałbym to samo. Chyba ci się naskarżyła, że na nią nakrzyczałem?
Tony: Hahaha! Mówiła, a ja za to miałem najgorszą wtopę świata
Rhodey: No gadaj
Tony: Tak się natrudziła, by przygotować kawę,  ja jej odmówiłem
Rhodey: Oj! Źle zacząłeś
Tony: No wiem, ale… Eee… nieważne. Mam nadzieję, że zda test
Rhodey: Da radę. A na co zdaje?
Tony: Nie pytałem, ale to pewnie coś ważnego


**Pepper**


Uff. Ostatnie minuty. Mam nadzieję, że zdam. To naprawdę jeden, mały krok. Tak bardzo bym chciała latać plecakiem odrzutowym, strzelać granatami laserowymi i zwalczać Maggię, Tong… Z każdym świrem chętnie zadarłabym nosa.
Po godzinie, test dobiegł końca. Mogliśmy opuścić salę i wrócić do domu. Nie bardzo mi się spieszyło, więc poszłam do kafejki coś przekąsić. Rogaliki z waniliowym nadzieniem, a do tego sok pomarańczowy. Mmm… pychotka.
Usiadłam przy stoliku przy oknie, gapiąc się bezcelowo przez nie. Znowu myślałam o tym, co się wczoraj wydarzyło. Uratowałam mu życie. To wiele znaczy. Może coś się rozwinie między nami? Czy chciałabym się z nim zaprzyjaźnić? No pewnie. Tylko, czy on też tego chce?
Po zjedzeniu rogalika i wypiciu soku, zapłaciłam i poszłam powoli do domu. Nie spodziewałam się, że trafię na znajomą twarz przy skrzynce pocztowej. Wyjmował listy. Co? Nie wierzę! Czy on… Chwila! Może nie będzie tak źle? KURWA! PRZEKLĘTE MYŚLENIE! AAAA! A ona, co tu robi? Jasna cholera! Chciałam zacząć wszystko na nowo, a starzy “przyjaciele” poszli za mną. Pierdolę! Spakuję swoje rzeczy i już mnie tu nie ma! Chyba zrobiłam wielki błąd, przeprowadzając się na te osiedle.

----***---

Notka dosyć specjalna, bo wypadła w moje urodziny.Taki przypadek :)
© Mrs Black | WS X X X