Pokazywanie postów oznaczonych etykietą IMAA inaczej. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą IMAA inaczej. Pokaż wszystkie posty

Part 349: Polec z honorem

0 | Skomentuj

**Pepper**

Ładunek musiał być podłożony gdzieś blisko, lecz nie miałam bladego pojęcia, gdzie dokładnie mógł się znajdować. Słuchałam uważnie, próbując zlokalizować bombę. Czołgałam się po podłodze, zważając na ostrożność w razie kolejnej serii strzałów.
Nagle rozniósł się wybuch. Gdzie? W części roboczej. Natychmiast wstałam, biegnąc do wyjścia. Nie spostrzegłam pocisku, który zranił mnie w ramię. Wrzasnęłam z bólu, padając na kolana. Rana mocno krwawiła.

**Tony**

Przeraziłem się nie na żarty. Ten krzyk mógł należeć tylko do jednej osoby. Do Pepper. Zdołaliśmy ochronić polem siłowym ładunek, by wybuchł z kontrolowaną eksplozją. Maria nie została ranna. O mały włos od katastrofy, a wróg zniknął.

Rhodey: Myślisz, że uciekł?
Tony: Pewnie tak... Córciu, dobrze się czujesz?
Maria: Nic mi nie jest. Dzięki wam, ale mama...
Tony: Wiem... Już do niej idziemy

Polecieliśmy do domu. Blisko przejścia dostrzegliśmy czyjąś rękę. Bałem się, że oberwała. I nie pomyliłem się. Wydziałem jej grymas bólu, a do tego krwawiące prawe ramię. Chwyciłem ukochaną w swoje ramiona i zabrałem do lecznicy. Tam przyjrzałem się dokładnie ranie. Ta kula była inna. Mogła deformować się w ciele.

Pepper: Będę żyła?
Tony: Na pewno będziesz... To może trochę zaboleć
Pepper: Jak bardzo? Aaa! Kurwa mać! To jest te "trochę"?!
Maria: Mamo, trzymaj się. Musisz wytrzymać
Pepper: Aaa!
Tony: I już wyjęty
Rhodey: Rany. Martwego możesz zbudzić
Pepper: Bardzo śmieszne, Rhodey

Wyjęte odłamki położyłem na metalowej tacy, zaś kończynę zabandażowałem, tamując krwawienie. Sytuacja opanowana. Niby tak. Część pocisku dałem do analizy. JARVIS nie miał najlepszych wieści. Nigdy w życiu z czymś taki się nie spotkałem.

[[Pocisk mógł zawierać truciznę. Żeby odtruć organizm, potrzebna jest odtrutka]]

Tony: Chyba sobie żartujesz. Jak mamy ją zdobyć?

[[Innym sposobem jest transfuzja]]

Pepper: O nie. Nie piszę się na to
Tony: JARVIS?

[[Żartowałem]]

Rhodey: Hahaha! Chyba ktoś tu zaraz się nieźle wkurzy
Pepper: Hahaha! Komputer ma czarny humor
Tony: Popracuję nad tym
Pepper: Chętnie pomogę... JARVIS, jaka jest prawda?

[[Nic pani nie dolega. Rana powinna zagoić się w ciągu trzech dni]]

Pepper: Świetnie

Wszyscy byli uśmiechnięci, choć ten żart nie wypalił naszej sztucznej inteligencji. Wystarczy lekko zmodyfikować program i gotowe.
Kiedy chcieliśmy wrócić do części roboczej, rozległ się alarm. Jakaś energia uaktywniła się z niebezpieczną siłą rażenia. Znajdowała się niedaleko portu. Poprosiłem córkę, żeby została z Pep, a my polecieliśmy na miejsce sygnatury.

~*Godzinę później*~

**Rhodey**

Niebieska energia wydawała mi się podejrzliwie znajoma. Diana? Ona stała za tymi wybuchami o potężnej mocy? Upewniliśmy się, podchodząc bliżej jej źródła. Stała w środku portu, krzycząc, a siła elektryczności wysadzała skrzynie w powietrze.

Rhodey: Diana? Lightning, co z tobą?
Lightning: Tato?
Rhodey: Jestem tu. Możemy pogadać?
Tony: Lepiej uważaj, żeby cię nie skrzywdziła
Rhodey: Jest moją córką i ufam jej
Tony: Nie ma kontroli nad mocą. Musisz zachować ostrożność
Rhodey: Gdyby próbowała coś zrobić, użyj impulsu dźwiękowego
Tony: A jednak niezbyt masz do niej zaufanie
Rhodey: To tak na wszelki wypadek

Podszedłem bliżej Diany, która utworzyła wokół siebie krąg energetyczny. Jeśli go przekroczę, może mnie spalić. No nic. Raczej warto zaryzykować. Zdołałem przekroczyć barierę, podchodząc najbliżej córki, jak się dało.

Rhodey: Córeczko, co się stało? Dlaczego krzyczysz i marnujesz swoje siły?
Lightning: Jesteśmy sami... Mama... Ona nas opuściła
Rhodey: Przecież wiem, ale wróci
Lightning: Nie wróci!
Rhodey: Diana?
Lightning: Już jej nie zobaczymy żywej, rozumiesz?! Dzwonili z Akademii i powiedzieli że jakiś kadet...
Rhodey: Spokojnie. Co mówili?
Lightning: Dźgnął ją w brzuch i w takim stanie walczyła! Nie wycofała się, gdy została wezwana na misję! Była tak uparta, jak ty! Tato, ona umarła!

Byłem w szoku. Najpierw mama, a teraz moja żona. Załamałem się, aż zamierzałem krzyczeć. Jednak dla córki byłem silny. Przytuliłem ją, tłumiąc złość. W oczach zaszkliły się łzy, a ona płakała.

Rhodey: Wszystko będzie dobrze. Razem przez to przejdziemy

---**---
 \
Nie ma na razie chwili wytchnienia. Ciągle coś musi się dziać :D

Part 348: Extremis cz.2

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Pepper dalej krzyczała. Przez chwilę zamilkła, lecz później znowu zaczęła się złościć. JARVIS wykonał pełny skan organizmu, potwierdzając zmiany widoczne również wewnątrz. Extremis w pełni wyleczyło serce. Ogólnie ciało było silniej umięśnione, a innych oznak nie zdiagnozowano. Przy nawet niewielkiej dawce łatwo o niespodzianki.

Pepper: Naprawdę jesteś zdrowy
Tony: A nie mówiłem? Opłaciło się ryzyko... Czy przestaniesz krzyczeć?
Pepper: Już się uspokoiłam
Rhodey: Na chwilę
Pepper: Milcz
Maria: Co teraz, tatku?
Tony: Będę żył tak długo, aż zestarzeję się z wami
Maria: Hahaha! Jakoś nie mogę wyobrazić sobie ciebie bez włosów i zębów
Tony: Oj! Do tego długa droga... JARVIS, czy Extremis miało jakiś dodatkowy wpływ na organizm?

[[Niewystarczająca ilość danych]]

Tony: No dobra. Zróbmy test

Zaczął podnosić ciężary, sprawdzając siłę. Potrafił unieść wiele przedmiotów, więc posiadał nadludzkie zdolności. Później przebiegł od pierwszej do drugiej ściany. Szybkość uległa niewielkiemu przyspieszeniu, niż poprzednio. Potem milczał i to nas zastanawiało najbardziej. Co sprawdzał?

**Tony**

Zupełnie czułem się inaczej. O wiele lepiej bez mechanicznego serca. Dawno nie posiadałem w sobie tyle energii. Musiałem poznać nowe zdolności, bo raczej nie stanę się drugim Kapitanem Ameryką. Nie mogłem czytać w myślach ani przenosić przedmiotów za pomocą umysłu. Zanim skończyłem eksperymenty, usłyszałem dzwoniący telefon Pep. Dziwna sprawa.

Pepper: Wszystko gra, Tony?
Tony: Kto dzwoni?
Pepper: Ty
Rhodey: Przecież... Przecież nie wyjął telefonu
Tony: Bingo! Mam łączność z technologią. Może uda mi się dogadać ze zbroją?

Pojawił się błysk w oku, zaś części pancerza leciały w moją stronę, pokrywając ciało. Dziwactwo. Widziałem, jak zaniemówili. Też byłem w szoku. Nie spodziewałem się takich mocy.

Pepper: Jak ty to zrobiłeś?
Tony: Już wam mówiłem. Mam więź z technologią. Rozumiem ją
Maria: Wow! A kanały możesz przełączać bez pilota?
Tony: Pewnie tak
Maria: Hahaha! Koniec z kupowaniem baterii
Pepper: I ciebie bawi coś takiego? On mógł zginąć! Rhodey powiedział, że umarłeś na kwadrans. Mówił prawdę?
Tony: Tak było
Pepper: Na pewno nic ci nie jest?
Tony: Pep, w końcu nie mam tej słabości. Nie umieram, więc powinnaś się cieszyć
Pepper: Masz rację
Maria: Mamo?
Pepper: Muszę na chwilę wyjść. Wybaczcie
Tony: Skarbie, zostań z nami

Za późno. Szybko opuściła zbrojownię, udając się do domu. Myślałem, że będzie spokojniejsza, gdy przestanę być ofiarą losu. Myliłem się. Pozostało bez zmian.

Rhodey: Daj jej chwilę samotności
Tony: Powiedzcie mi... Czy ja powiedziałem coś nie tak?
Rhodey: Ona się boi
Maria: Ma rację. Potrzebuje teraz spokoju

**Pepper**

Zdenerwowałam się i musiałam napić się mocnej kawy, po której szybko nie zasnę. Tony tego nie rozumiał. Co z tego, że wyleczył serce, skoro przy obowiązkach Iron Mana, każda akcja wiązała się ze śmiercią? Zaczęłam płakać, przypominając sobie te momenty, kiedy życie ukochanego wisiało na włosku. Przez różnych wrogów i nie tylko.

Pepper: Dlaczego... Dlaczego ty nadal nie rozumiesz? Tak trudno pojąć ten strach o twoje życie? Tak trudno?

Wzięłam spory łyk kofeiny, kojąc psychiczny ból. Nie mogłam mu pozwolić, by dalej latał na bezmyślne akcje. Wkrótce sam wykończy swój organizm. Extremis nie dało nieśmiertelności. Wciąż mógł umrzeć, jak zwyczajny człowiek. I to mnie bolało najbardziej.
Gdy chciałam położyć się do łóżka, pojawił się czerwony punkt na ścianie, zatrzymując na środku mojego czoła. Natychmiast padłam, unikając strzału. Jednak ciągle byłam pod ostrzałem.

Pepper: RHODEY! TONY! POMÓŻCIE! AAA!

Krzyknęłam, by bardziej zwrócić uwagę na zagrożenie, a przy okazji spłoszyć snajpera. Serce podskoczyło do gardła przez narastający strach. Na szczęście pojawili się w kuchni. Rhodey jako War Machine wybiegł za fabrykę, a Tony sprawdził, czy oberwałam.

Tony: Jesteś cała?
Pepper: Tony... On... On tu nadal jest
Rhodey: PUNISHER!
Pepper: O nie. Nie! Nie idź tam!
Tony: Spokojnie, Pep. Zaraz go przegonimy. Nie wychylaj się, dobrze?
Pepper: Zgoda
Tony: Kocham cię
Pepper: Ja ciebie też

Od razu poleciał pomóc przy odstraszeniu strzelca. Nie słyszałam nic. Poza tykaniem bomby.

Part 347: Extremis cz.1

0 | Skomentuj

**Tony**

Po raz kolejny przejrzałem dane, które zdołałem zgromadzić o powstaniu pierwszej wersji serum. Nawet, gdybym zapytał Kapitana Amerykę o recepturę, na pewno jej nie zna, choć właśnie Extremis zmieniło go w bohatera o wolność. Wystarczyła minimalna dawka, co również wiązała się z ryzykiem. Wymieszałem odczynniki, dodając je w niewielkich ilościach. Niebieska próbka zabarwiła się na zielono. Czy to dobrze? Substancję pobrałem do strzykawki. Trochę miałem obawy. Jeśli bardziej sobie zaszkodzę, Pep nigdy mi nie wybaczy.

Rhodey: Możesz jeszcze zrezygnować, Tony. Mamy jeszcze czas, by znaleźć inne rozwiązanie. Na pewno chcesz ryzykować?
Tony: W każdej walce... stawka była... wysoka
Rhodey: Nie rób tego... Zastanów się, nim będziesz żałował
Tony: Jestem gotowy

Wstrzyknąłem w ramię serum, wprowadzając do krwiobiegu. Nic się nie działo. Wszystko było, jak wcześniej. Czyżbym powinien wziąć większą dawkę?
Nagle poczułem, jak moje ciało umiera. Upadłem na podłogę, tracąc przytomność.

**Rhodey**

Wiedziałem, że to nie był najlepszy pomysł, ale musiał robić po swojemu. Zależało mu, by wyleczyć chore serce, a teraz umierał. Nie wyczuwałem pulsu. No dobra. Bez paniki.

Rhodey: Tony! Tony, błagam cię! Powiedz coś!

[[Jest nieprzytomny, a serce przestało bić]]

Rhodey: Co?!

[[Przyczyną jest Extremis]]

Rhodey: No wiem, ale... Co ja mam zrobić?

[[Proszę czekać]]

Rhodey: Mam czekać?! Cholera! On zaraz umrze!

Miałem nie wpadać w panikę, lecz sytuacja przerosła wszelkie obawy. Pepper nie mogła tu wejść. Zablokowałem wejście do zbrojowni i czekałem.

Rhodey: Tony, walcz... Proszę cię. Wygrasz tę walkę... Na pewno wygrasz

**Pepper**

Siedziałam z Marią w salonie, przeglądając zdjęcia z Egiptu. Śmiałam się, widząc te miny, jak spaliśmy. Wtedy też robiła fotki? Trochę niegrzecznie, lecz wybaczalne. W końcu nie popełniła żadnego przestępstwa. Najbardziej spodobała mi się fotografia, gdy wracaliśmy do domu. I te ujęcie powinno być oprawione w ramkę oraz postawione w salonie.

Pepper: Jak na jeden dzień, masz sporo fotek
Maria: Heh! Robiłam je nawet wtedy, gdy słodko chrapaliście
Pepper: Ja nie chrapię
Maria: Hahaha! Ktoś na pewno wydawał takie dźwięki w czasie snu
Pepper: To Tony
Maria: Możliwe... Może pójdziemy do niego?
Pepper: Szczerze? Sam do nas przyjdzie
Maria: Raczej zasiedzi się w warsztacie i go tak łatwo nie wyciągniemy
Pepper: Hahaha! Też racja
Maria: Więc idziemy?
Pepper: Tak

Schowałam album i wyszłyśmy z części domowej. O dziwo przejście do drugiego kawałka fabryki było zablokowane. Dziwne. Co oni tam wyrabiają?

~*Piętnaście minut później*~

**Rhodey**

To trwało zbyt długo. Minął kwadrans, a on nadal się nie obudził. Poza tym, na kamerach dostrzegłem rudą i jej córkę. Będą kłopoty. Już chciałem iść po adrenalinę, gdy ciało zamieniło się w kokon. JARVIS wciąż nie wykrył oznak życia, a coś się działo. Jakaś przemiana? Wstrzymałem się, obserwując ten proces.

Pepper: OTWIERAĆ TE DRZWI! WYŁAZIĆ STĄD! JUŻ!
Rhodey: JARVIS, blokada nadal działa?

[[Powinna być nie do przejścia... Uwaga.]]

Rhodey: Co jest?

[[Zaraz dojdzie do eksplozji. Proszę się schować]]

Rhodey: Dobra

Schroniłem się za kanapą, zerkając lekko przez mebel, co się działo. Kokon pękał, powodując mocny wybuch. Schowałem głowę, przeczekując chwilowo atak. Później mogłem zobaczyć, czy coś się zmieniło. Na moje nieszczęście siła wybuchu rozniosła się na tyle, że rozwaliła drzwi i Pepper mogła wejść do środka. Krzyczała, aż bałem się, że rzuci czymś we mnie. Jednak bardziej przejęła się Tony'm, który powoli otwierał oczy. Żył, ale implant odpadł od klatki piersiowej.

Tony: Zadziałało
Rhodey: Już myślałem, że z tego nie wyjdziesz. Piętnaście minut byłeś martwy
Pepper: Martwy?! Coś ty powiedział?! Do jasnej cholery! Tak było?! Co wyście zrobili?!
Tony: Ale jestem zdrowy
Maria: Nie masz implantu?
Tony: Nie
Rhodey: Chłopie, mogłeś zginąć!
Tony: Stawka była wysoka, ale było warto
Pepper: Tony... To Extremis?
Tony: Tak

Przytuliliśmy go, ciesząc się z jego powrotu do żywych. Wyglądał na silniejszego, niż wcześniej. Czy przestanę niańczyć przyjaciela, skoro ma zdrowe serce? Zależy, czy nie wywinie jakiejś głupoty.

Part 346: Zranienie duszy i ciała

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Niepotrzebnie to powiedziałem na głos. Był tak wściekły, aż rzucał wszystkim, co miał pod ręką. Wazon, niewielka lampa z komody, klucze do domu, a do tego zaczął bić pięściami w ścianę. Musiałem go uspokoić, zanim dostanie ataku ze stresu. Ostrożnie podszedłem do niego, kładąc rękę na ramieniu.

Rhodey: Tony, opanuj się. To nie twoja wina
Tony: Ten bydlak... On chodzi na wolności i przez niego ona zginęła?! Ile osób ma umrzeć z mojej winy?!
Rhodey: Złość ci tylko szkodzi. Pamiętasz, że masz na siebie uważać?
Tony: Była niewinna, Rhodey... Jak... Jak on mógł?
Rhodey: Już dobrze. Dorwiemy drania, ale najpierw wróćmy do zbrojowni
Tony: Dzięki... za... pomoc
Rhodey: Nie znamy się od wczoraj... No chodź... Pepper traci zmysły, bo nie wie, gdzie się szwendasz
Tony: Przeproszę... ją... Muszę
Rhodey: Jak się czujesz?
Tony: Jest okej
Rhodey: Nie kłam
Tony: Wolę kłamać... niż być... znowu ofiarą

Widziałem, że z trudem oddychał, ale nie chciał sobie pomóc. Sam zszedł po schodach, trzymając się za implant prawą ręką, a lewą próbować chwycić poręcz. Długo nie ustał i spadł ze schodów. Podbiegłem do niego, a on nie miał zamiaru wstawać. Zdołał usiąść i nic więcej nie robił.

Rhodey: Daj sobie pomóc. Wyglądasz kiepsko, a do tego zraniłeś sobie dłonie, gdy uderzałeś pięściami
Tony: Nic.. mi... nie będzie
Rhodey: Pepper na ciebie czeka z Marią. Nie zamierzasz wrócić do nich?
Tony: Nie... Nie będę... ranił... kolejnych osób
Rhodey: Nikogo nie skrzywdzisz, bo kochasz rodzinę, którą masz. Nie byłbyś w stanie zrobić im krzywdy. Ty taki nie jesteś, Tony... Wstaniesz?
Tony: Ech! Tak

Powoli się wyprostowywał, lecz nie poszedł w stronę drzwi wyjściowych. Był w kuchni. Co on kombinował? Wszystko stało się jasne, gdy wyjął z lodówki szkocką. Chyba nie próbował wypić całej? Odbiło mu. Tego byłem pewny. Wlał do szklanki alkohol, podnosząc go do góry.

Tony: Za bycie... egoistycznym dupkiem. Za... bycie mordercą
Rhodey: Alkohol tylko pogorszy sytuację. Nie próbuj tego pić
Tony: A właśnie, że... to robię
Rhodey: Nie przy mnie

Wziąłem mu szkło, rzucając je o podłogę, a whiskey schowałem tam, gdzie należało jej miejsce. Padł na kolana, nie zważając na ostre kawałki rozbitego naczynia. Specjalnie zadawał sobie fizyczny ból, bo nie wystarczył ten przy sercu. Ja też cierpiałem, ale jakoś nie pokazywałem tego przez twarz. Ukrywałem głęboko w sobie, choć zamierzałem dopaść mordercę.
Gdy miałem podnieść brata, usłyszałem płacz. Łzy spadały na podłogę, zatrzymując się na odłamkach szkła. Jedynie, co zrobiłem, to przytuliłem Tony'ego. Uspokajałem, lecz i tak Pepper bardziej mogła mu pomóc.

**Pepper**

Czekałam w zbrojowni, aż Rhodey wróci. Może odnalazł zgubę? Nie myliłam się. Zobaczyłam, jak przechodził przez przejście, podtrzymując mojego męża, by nie upadł. Natychmiast żądałam wyjaśnień, ale wpierw złapałam go, nim się przewrócił. Walczył z kimś? Bez zbroi? Rhodey, co ty powiesz? Położyłam ukochanego na kanapie, przykrywając kocem. Dopiero wtedy dostrzegłam ranne dłonie. Wyjęłam z apteczki plastry, bandaże oraz wodę utlenioną w celu opatrzenia skaleczeń.

Pepper: Co wyście zrobili?! Biliście się?!
Rhodey: Pepper, ty tego nie zrozumiesz. Znalazłem Tony'ego w domu mojej mamy, która... Ona nie żyje przez Punishera, a on się obwinia za jej śmierć!
Pepper: Tony?
Tony: Mówi prawdę
Pepper: Co ty zrobiłeś?
Tony: Wyrzuciłem... mój... gniew
Rhodey: Nawet chciał się upić, ale mu na to nie pozwoliłem
Pepper: Przynajmniej nie jest pijany... Dobra robota, Rhodey
Tony: Wybaczcie mi... za wszystko... Za to, jak... cierpieliście... z mojej... winy. Za to, jak... znosiliście... moje szaleństwa
Pepper: Już dawno ci wybaczyłam

Zawinęłam bandażami zranione miejsca, przemywając głębsze rany. Szybko się z tym uporałam i położyłam rzeczy na miejsce. Współczułam im z powodu Roberty. Była uczciwa, surowa, lecz zawsze pomagała w potrzebie.

Pepper: Odpoczywaj, dobrze?
Tony: Nie uciekam... Już nie
Pepper: I tak trzymaj

Uśmiechnęłam się lekko, całując geniusza w czoło. Maria nadal nie zeszła do zbrojowni. Widocznie wolała zostać w części domowej. To w sumie i nawet lepiej, bo nie powinna się niczym przejmować.

~*Dwie godziny później*~

**Tony**

Oni nie wiedzieli, jak trudno poradzić sobie z koszmarem w rzeczywistości. Roberta zginęła z mojej winy. Była związana z naszą działalnością, więc Castle pociągnął za spust, pozbywając się niewinnej osoby. JARVIS poszukiwał Punishera, co obecnie interesowało Rhodey'go. Chciał wykorzystać oszczędzoną energię w celu powalenia wroga. Jednak ja potrzebowałem skończyć pracę nad serum. Wstałem, mieszając ze sobą odczynniki.

Rhodey: Wiem, że Pepper poszła do Marii, ale powinieneś odpuścić na chwilę
Tony: Nie mogę... Te serum... to jedyna... nadzieja
Rhodey: Rozumiem cię, choć trochę przesadzasz. Możesz tego nie przeżyć
Tony: JARVIS?

[[Szanse są pół na pół]]

Rhodey: Co nie znaczy, że pozwolę na umyślne samobójstwo
Tony: Ja wiem, co muszę... zrobić

--**---

No i teraz otwiera nam się ostatnia dwupartówka oraz próba zmian życia. Czy jemu się uda z serum? Jakie będą skutki? Wszystko w kolejnych notkach ;)

Part 345: Strzał

0 | Skomentuj

~*Następnego dnia*~

**Natasha**

Punisher powrócił, przez co Clint nie mógł być spokojny. Długo przesiadywał nad ulepszeniami swoich strzał. Nie zwracał na nic uwagi. No poza wiadomościami, więc nie miałam ani chwili, by mu powiedzieć o ciąży. Ciągle bałam się jego reakcji, a kiedy strach ustaje, on jest w innym miejscu. Daleko ode mnie. Jednak tym razem musiałam coś zrobić. Zeszłam do pracowni.

Natasha: Jak długo będziesz tu siedział? Nadal nic nie zjadłeś. a śniadanie to najważniejszy posiłek dnia
Clint: Nie jestem głodny
Natasha: Zapomniałeś. że wycofaliśmy się z agencji? Mieliśmy żyć, jak normalni ludzie
Clint: Wiem, ale Frank Castle nie jest zwykłym przestępcą. Ostatnio zabił niewinną kobietę, co potwierdził mój znajomy. Zawsze pakował kulkę w łeb bandytom. Nigdy nie zamierzał ukarać zwykłego cywila
Natasha: A może to nie był zwykły człowiek?
Clint: Czyli nie pomylił się?
Natasha: Raczej nie... Clint, muszę ci coś powiedzieć
Clint: Poczekaj, aż skończę tę strzałę
Natasha: Nie... Nie mogę... To ważne
Clint: A, co może być ważniejszego od złapania groźnego kryminalisty?
Natasha: Jestem w ciąży
Clint: Słucham?!
Natasha: Nie przesłyszałeś się. Będziesz tatusiem

Był w szoku, czego nie zdołał przede mną ukryć. Dawno nie widziałam u niego takiej miny. Bardziej wyglądał na przerażonego. Chyba źle zrobiłam, mówiąc o tym akurat teraz. Pomyślałam, że przytulę męża i jakoś ukoję jego nerwy.

Natasha: Nie cieszysz się? Na pewno będziesz wspaniałym ojcem
Clint: Chłopiec, czy dziewczynka?
Natasha: Dziewczynka
Clint: Natasha, ja nie wiem, czy damy radę
Natasha: Będzie dobrze. Nie przejmuj się

Uśmiechnęłam się, opuszczając pracownię. Wierzyłam w Clinta, że podoła wyzwaniom rodzicielskim. Jeśli Tony i Rhodey poradzili sobie, to on nie będzie musiał się niczego obawiać. Zresztą, Punisher był na celowniku innych herosów. My mogliśmy zająć się swoimi sprawami.

**Pepper**

Wstałam równo o dziewiątej z łóżka, lecz Tony'ego już nie było. Gdzie on się podział? Od razu pomyślałam o zbrojowni. choć zapach z kuchni sugerował, iż przyrządzał jakieś danie. Wyszłam z sypialni, schodząc po schodach. Pomyliłam się, co do osoby. Maria smażyła jajecznicę.

Pepper: Już wstałaś? Mogłaś jeszcze spać
Maria: Trochę zgłodniałam
Pepper: Widziałaś tatę?
Maria: Nie... Może jest zajęty czymś w fabryce
Pepper: Może
Maria: Ej! Przecież nie zrobi nic głupiego
Pepper: Córciu, nie byłabym taka pewna

Przegryzłam jabłko i poszłam do części roboczej. Tylko Rhodey leżał na kanapie. Nie wrócił do domu na noc? Dziwne. Rzuciłam poduszką w celu zbudzenia księżniczki. Dość szybko się ocknął, wstając gwałtownie i rozglądał się, skąd nadszedł atak.

Pepper: Był tu Tony?
Rhodey: Pepper, nie wiem, bo spałem... Musiałaś mnie budzić?
Pepper: W domu się śpi, a nie tutaj!
Rhodey: Dobra... Nie krzycz, bo mi głowę rozsadzi
Pepper: Piłeś?
Rhodey: Nie!
Pepper: Więc mogę dręczyć cię dalej
Rhodey: Nie mam pojęcia, gdzie może być. Gdybym wiedział, nie zataiłbym tego przed tobą
Pepper: No nie wiem, Rhodey... JARVIS. widziałeś mojego męża?

[[Przykro mi, pani Stark. Nie zaobserwowałem żadnego ruchu wcześniej]]

Pepper: Zaraz zwariuję. No gdzie on jest?!
Rhodey: A zbroja została?
Pepper: Tak
Rhodey: Więc nie mógł pójść daleko

Rhodey miał rację. choć bardziej zastanawiało mnie, dlaczego nic mi nie powiedział. Wyszedł bez słowa. Tony, gdzie jesteś? Daj jakiś znak życia.

**Tony**

Źle zrobiłem, nie mówiąc Pep, dokąd poszedłem. Chciałem porozmawiać z Robertą. Zawsze mogła doradzić, co robić w trudnej sytuacji. Na miejscu zobaczyłem posesję obklejoną żółtą taśmą, należącą do policji. Co tu się stało? Okno rozbite w drobny mak, mnóstwo szkła na podłodze, a do tego dziury. Bałem się wejść do środka, lecz jakoś przekroczyłem próg drzwi. Nikogo nie znalazłem, a w sypialni odkryłem więcej śladów po zbrodni. W ścianie odnalazłem dziury po pociskach. Strzelanina? To nie wszystko. Nie brakowało krwi w pomieszczeniu. Czy Rhodey o tym wiedział? To ukrywał przede mną?

**Rhodey**

Poszedłem do domu mamy. Musiałem poszukać innych śladów po mordercy. Pragnąłem wymierzyć własną sprawiedliwość. Nie spodziewałem się tu znaleźć Tony'ego. Stał obok ściany, gdzie wcześniej leżała moja rodzicielka we krwi. Po chwili się odezwał.

Tony: Wiedziałeś o tym, prawda? Wiedziałeś i nic nie powiedziałeś!
Rhodey: Nie chciałem cię denerwować
Tony: Roberta nie żyje?
Rhodey: Zabił ją wczoraj i nie mogłem jej ocalić
Tony: Kto... Kto mógł być do tego zdolny?
Rhodey: Punisher
Tony: On?! Przecież ona... Ona nie była zła!
Rhodey: Widocznie się pomylił

Part 344: Iron Man 2.0

0 | Skomentuj


**Rhodey**

Nie żyła. Nawet lekarz to stwierdził, gdy przyjechał. Nie było dla niej ratunku. Straciła jakiekolwiek szanse na przeżycie. Na razie Tony nie mógł się o tym dowiedzieć. W obecnym stanie lepiej, żeby nie próbował walczyć, czy winić się z powodu śmierci mojej mamy. Policja zabezpieczyła dowody, lecz nie dostrzegli tego, co ja. W ścianie znalazłem fragment pocisku, który pozwoli zidentyfikować strzelca. Wyszedłem z domu, pozwalając im pracować. Musiałem wrócić do zbrojowni. Przyjaciel nadal siedział przed komputerem, Maria zasnęła, a ruda przeglądała dane z firmy. Przynajmniej są zajęci. I dobrze.

Rhodey: Wybaczcie, ale na chwilę musiałem wyjść
Pepper: Nieźle cię wykurzyło, Rhodey
Tony: Wszystko gra?
Rhodey: Tak... A jak wam idzie?
Pepper: Ech! Dużo tego, ale chyba ogarniam
Tony: No ja niestety tego nie powiem, Pepper. Czeka mnie mnóstwo pracy
Rhodey: Idźcie spać. Zajmijcie się tym jutro
Pepper: Tylko po to tu wróciłeś? My wiemy... Ekhm... To znaczy, ja wiem, kiedy iść spać, lecz nasz geniusz ma swoje zasady
Tony: Muszę wiedzieć, jak to działa. Mam niewiele czasu
Rhodey: Przecież mówiłem, że ci pomogę
Tony: Do północy znajdź sobie zajęcie
Rhodey: Już mam

Podszedłem do wolnego stanowiska, skanując odłamek. Byli zajęci, więc nie zwracali na mnie uwagi. Musiałem wiedzieć, komu "podziękować" za śmierć rodzicielki.

Rhodey: JARVIS, możesz sprawdzić pochodzenie pocisku? Tylko nic im nie mów

[[Rozumiem... Już szukam]]

Rhodey: Ultimates upadli. Kto mógł być zdolny do ataku?

[[Jeden wynik pasuje]]

Rhodey: Czyli?

[[Pocisk należy do broni wojskowej]]

Rhodey: Wojsko? Nie, nie. To niemożliwe. Nie skrzywdziliby jej

[[Ustaliłem jedynie źródło pistoletu snajperskiego]]

Rhodey: Więc ktoś skradł jeden z nich i zaczął w nią strzelać? Musiał mieć jakiś motyw... Przeszukaj aktywnych przestępców

[[Do obecnych zagrożeń kwalifikuje się Frank Castle, znany też jako Punisher]]

Rhodey: Punisher... Możesz go namierzyć?

[[Jest poza zasięgiem]]

Rhodey: I tak nadal nie wiem, dlaczego ją zabił

**Tony**

Wiedziałem, że Rhodey coś ukrywał. Nigdy tak długo nie siedział w bazie. Nie licząc przypadków mojej głupoty. Co mogło się stać, że nie wraca do domu? Chyba Roberta musiała go przerazić. Zawsze musieliśmy jej słuchać. Mówiłem o tworzeniu serum, lecz warto też zająć się usprawnieniem zbroi. Kilka elementów należało zastąpić na lepsze.
Kiedy skończyłem analizować strukturę molekularną Extremis, oberwałem z liścia od żony.

Pepper: Zgłupiałeś do reszty?! Idź spać!
Tony: Nie krzycz, bo obudzisz Marię
Pepper: Już dawno poszła do domu. Nawet tego nie zauważyłeś
Tony: Ale nie musisz mnie bić
Rhodey: Oj! Chyba musi, bo masz się oszczędzać. Zapomniałeś o tym?
Tony: Nie macie nic lepszego do roboty, niż ciągle gadać te same teksty? Zaczyna się to robić nudne

Niepotrzebnie powiedziałem swoje myśli na głos. Ponownie dostałem w twarz od ukochanej.

Tony: Wy tego nie rozumiecie. Muszę być gotowy, jeśli kolejny wróg się pojawi. Jak nie chcecie, żebym walczył w zbroi, będę działać poza nią
Pepper: Co to znaczy?
Tony: Zobaczcie

Włożyłem opaskę z małym, niebieskim szkiełkiem kwadratowym na oko. Służyła do kontroli pancerza za pomocą myśli. Skupiłem się na skafandrze, aż wstał ze stołu. Szedł w naszą stronę. Wszystko szło dobrze. Do czasu użycia repulsorów. Źle ją skierowałem, bo celowała w Pepper.

Tony: Dość! Zatrzymaj się!

Krzyczałem w mojej głowie, ale i też przez gardło. Pancerz upadł obok niej, rozpadając się na części.

Tony: To dopiero początek. Gdy Extremis będzie gotowe, może pomóc przy kontroli
Rhodey: Zachowujesz się, jak Kontroler. Dlaczego? Nie możesz zrezygnować i iść na emeryturę? Przecież są też inni bohaterowie
Pepper: Rhodey ma rację. Nie możesz dźwigać tego ciężaru zupełnie sam
Tony: Może i tak, ale nie zamierzam siedzieć bezczynnie do kolejnej katastrofy. Widzieliście, co było z Ultimates. Nie wiadomo, kto jeszcze wyjdzie z cienia
Rhodey: Punisher
Tony: On? No nie wiem, Rhodey
Pepper: Och! Skończymy tę dyskusję jutro. Teraz wszyscy grzecznie idziemy spać
Tony: Pep...
Pepper: Spróbuj się nie posłuchać, a oberwiesz dwa razy mocniej
Tony: Nie złość się, dobra?
Pepper: Na ciebie muszę, a Rhodey też nie jest święty... Dobranoc, panowie
Tony, Rhodey: DOBRANOC, SADYSTKO
Pepper: Ej! Który to był?!
Tony: Śpij dobrze, kochana
Pepper: Tak lepiej

Rhodey położył się na kanapie, choć mógł wrócić do domu, a my z Pep udaliśmy się do sypialni.

Part 343: Powrót kata i oprawcy

0 | Skomentuj

**Pepper**

Nie byłam winna jego śmierci. Wręcz przeciwnie. Próbowałam zatrzymać samobójczy cios, ale bezskutecznie. Tony będzie się cieszył z tego zwycięstwa. W końcu, zakończyła się gonitwa za wrogami. Ultimates byli ostatni. Zniszczyłam cały arsenał broni z laboratorium, choć większość wysadziłam w powietrze. Niestety, lecz bez uwagi mediów się nie obyło. Musiałam coś wymyślić. Wyszłam z budynku uzbrojona w pancerz bojowy. Zostałam zaatakowana mikrofonami z każdej strony.

Pepper: Odpowiem na dwa pytania. Więcej nie musicie wiedzieć

Czy to prawda, że Iron Man spowodował ostatni wypadek?

Pepper: Nie, bo tak naprawdę organizacja, co po cichu pracowała w Stark Solutions, odpowiada za ten zamach

Rescue, dlaczego powiedziałaś, że w Stark Solutions?

Pepper: Pepper Stark, która była więźniem terrorystów, zdecydowała się na zmianę nazwy firmy. Wszystko ustaliła z głównym właścicielem. Koniec dyskusji

Wzbiłam się w powietrze, lecąc do bazy. Trochę skłamałam, lecz nie mogłam zdradzić swojej tożsamości. Świat jeszcze nie był gotowy, by poznać prawdę.

~*Półtorej godziny później*~

**Tony**

Udało jej się. Nie dość, że wróciła cała i zdrowa, to pokonała Ultimates. Wykończyła wroga samodzielnie, choć nie wiedziałem, dlaczego zmieniła nazwę firmy. Może nawet i lepiej, bo zaczniemy nowy początek. Czułem się na siłach, więc wyszedłem z lecznicy. Pep zdjęła zbroję, przytulając mnie. Wyprzedziła moje zamiary.

Tony: Wygrałaś, Pep. Jesteś wielka
Pepper: Media nie dały spokoju, dlatego skłamałam o porwaniu
Tony: Naprawdę przegrali?
Pepper: Ich szef nie wytrzymał i popełnił samobójstwo
Rhodey: Niektórzy nie dadzą się wziąć żywcem
Pepper: O! Hej, Rhodey... Słyszeliście ogólnie, co mówiłam?
Rhodey: Ciebie nie da się nie usłyszeć
Pepper: Głupek
Tony: Co teraz będzie?
Pepper: Zajmę się firmą za ciebie, zgoda? Nie martw się. Poradzę sobie
Tony: Wierzę ci. Nie musisz mi nic udowadniać... To ty zajmiesz się biznesem, a ja popracuję nad serum
Rhodey: Pomogę przy tym
Tony: Dzięki... Dziękuję wam obojgu
Pepper, Rhodey: DROBIAZG

Przytuliłem ich, wzruszając się lekko. Trwaliśmy w tym uścisku krótko, by zająć się zadaniem. Maria pewnie siedziała z Dianą, czyli nie miałem powodu do niepokoju. Usiadłem przy komputerze, analizując schemat cząsteczek poprzedniego serum, które SHIELD stworzyło jako ostatnią próbę Extremis. Czeka nas mnóstwo pracy przy tym, ale dla cienia szansy ocalenia, warto przyjąć takie ryzyko.

**Roberta**

Dziennikarze nie mieli nic innego do roboty, niż spekulować, co do losów Stark Solutions. Chyba Tony nie widział nic złego w tym, że to jego żona wprowadziła takie zmiany. No właśnie. Dawno u nich nie byłam. Powinnam zobaczyć, czy dobrze się czuje. Nikt nie był w stanie pomóc, a czas nie zamierzał się dla niego zatrzymać.

Cały świat został oszukany.
Iron Man nic nie zrobił.
Ci, którzy go wrobili w katastrofę, zostali aresztowani.
 Policja postawi ich pod wymiar sprawiedliwości.
Nie wiadomo, czy wyjdą na wolność.

Roberta: Taa... Lepiej, żeby tam zgnili. Chyba, że któryś z nich żałuje tego, co zrobił

Wyłączyłam telewizor, idąc do łazienki. Umyłam się, a następnie poszłam położyć się do łóżka. Jednak coś mi nie dawało spokoju. Wyczuwałam czyjś wzrok. Ignorowałam instynkt, zamykając oczy. Powoli zasypiałam, lecz nagle dom znalazł się pod ostrzałem. Padłam na podłogę, chwytając za głowę. Chwilowo strzały ustały. Ostrożnie wstałam. I to był mój ostatni błąd. Przez moje ciało przeszła seria kul. Cała koszula nocna przesiąkała krwią dość mocno. Nie zdołałam dostrzec strzelca, padając na podłogę. Czułam, że umieram, więc musiałam jakoś wezwać pomoc. Doczołgałam się ostatkami sił do telefonu. Upadł na ziemię, ale wybrałam numer. Po kilku sekundach, usłyszałam głos syna.

Rhodey: Mamo? Coś się stało, że dzwonisz tak późno?
Roberta: R... Rhodey... Pomóż... mi. Ekhm!
Rhodey: Mamo, co się dzieje? Nigdy nie mówiłaś tak słabo
Roberta: Wezwij... Wezwij...
Rhodey: Halo? Jesteś tam? Mamo!

Nie dokończyłam, tracąc siły życiowe. Wydałam z siebie ostatnie tchnienie, konając.

**Rhodey**

Byłem przerażony. Bez zastanowienia wybiegłem z fabryki, kierując się do domu. Przy okazji wezwałem pogotowie i policję. Przygotowałem się na każdą ewentualność. Sprawdziłem kuchnię, salon, łazienkę, a następnie udałem się do sypialni. Była tam. Leżała przy ścianie z wieloma dziurami. Nie oddychała. Kto mógł jej to zrobić?

Part 342: Stark Solutions

0 | Skomentuj

**Maria**

Powiedziałam prawdę na głos. Nie spodziewałam, że do tego się przyznam, ale żaden z moich rodziców tego nie słyszał. Czasem bałam się przyznać, co czuję. Oby mamie udało się pokrzyżować plany tych chciwych kryminalistów.
Kiedy chciałam przekroczyć próg pomieszczenia medycznego, do części roboczej wleciała zbroja. Od razu rzuciłam się w jej ramiona.

Pepper: Whoa! Maria, co jest? Przecież żyję
Maria: Załatwiłaś ich?
Pepper: Potrzebuję dojść do szefa, a firma będzie czysta
Maria: Co to ma znaczyć?
Pepper: Trzeba skończyć z produkcją broni, a tylko oni są zagrożeniem
Maria: Czyli tata wyzdrowieje?
Pepper: Jest silny. Wygra z chorobą... Obudził się?
Maria: Właśnie miałam zamiar do niego iść... Ukrywacie coś przede mną?
Pepper: Ja też nie wiem, co zataił przed nami i chyba tak szybko się nie dowiem
Maria: Mamo!
Pepper: Dowiedzmy się razem

Odłożyła pancerz i poszłyśmy do niego. Rozmawiał z przyjacielem. Przynajmniej wyglądał lepiej, niż poprzednio. I tak martwiłam się o ojca. Ciągle groziło mu niebezpieczeństwo. Jego serce słabło, a ja mogłam tylko patrzeć. Byłam bezradna. Tak, jak mama.

Maria: Tato... Dobrze się czujesz?
Tony: Cześć, córciu... Już lepiej... Nie musisz się martwić
Maria: Ale i tak to robię... Powiedz mi, co jest grane? Chcę pomóc
Tony: Mam plan. Potrzebuję twojego zaufania
Pepper: Jak my wszyscy
Tony: Pepper?
Pepper: Powiedz nam prawdę. Jak bardzo jest źle?
Maria: Tato, prosimy cię
Tony: Dziesięć procent... Tylko tyle mi pozostało

Byłam w szoku. Mama zaczęła płakać, a ja próbowałam stłumić w sobie wszelkie uczucia. Jednak długo nie wytrzymałam. Emocje wzięły górę. Rozpłakałam się, niczym mała dziewczynka.

**Tony**

Rhodey nie dał się złamać. Dowiedział się jako pierwszy, a rodzina była wszystkim, co miałem. Jeśli ją stracę, pozostanę z niczym. Co to za życie, którym nie można się dzielić? Musiałem walczyć. Nie wiadomo, jak długo będzie trzeba. Nie zamierzałem umrzeć, dlatego Extremis musi być ukończone na czas. Pep wzięła Marię i jedynie Rhodey był ze mną. Ciągle milczał od poznania prawdy.

Tony: Rhodey... Rhodey, powiedz coś
Rhodey: A, co ja mam mówić?! Ja... Ja nie wiem, co robić... Nie chcę cię stracić... Jesteśmy braćmi
Tony: Dlatego będzie dobrze... Pepper walczyła?
Rhodey: Skąd wiesz?
Tony: Była zmęczona... Poznałem po oczach
Rhodey: Sama chciała walczyć z Ultimates. Nie wiem, czy jej się udało
Tony: Muszę z nią pogadać
Rhodey: Dobra, ale nie krzycz na nią
Tony: Nie będę, bo kocham ją nad życie

Zdałem sobie z tego sprawę dopiero za późno. Powinienem z nią sam porozmawiać. Bez córki, brata i kogokolwiek innego.

Rhodey: Nie ma jej
Tony: Co?! Gdzie ona...
Rhodey: Poszła dokończyć porachunki
Tony: Pep, co ty wyprawiasz? Życie ci niemiłe?

Miałem zamiar wstać, by włożyć zbroję, lecz ból był silniejszy od siły woli. Ledwo wstałem, upadając. Z pomocą Rhodey'go wróciłem do łóżka. Pepper, bądź cała. Błagam.

~*Pół godziny później*~

**Pepper**

Wybacz, kochany. Nie miałam innego wyjścia. Ultimates muszą się rozpaść, dlatego działam bez twojej wiedzy. Zdołałam unieszkodliwić obronę, żeby dość do szefa szajki. Nie próbował wyciągać broni. Był spokojny. Aż za spokojny. Coś kombinował i nie podchodziłam do niego.

Wejdź, Rescue. Nie bój się, a może powinnaś dla dobra swojej rodziny.

Pepper: Gdzie jesteś?!

Czekam na ciebie, Patricio Stark

Pepper: JARVIS, skan otoczenia

[[Wykryłem jedną oznakę życia]]

Pepper: Gdzie?

Jestem za tobą, suko

Niespodziewanie oberwałam z granatnika, który odrzucił mnie kilka metrów dalej. Jako jedyny mógł mówić, choć guzik interesowałam się jego słowami. Próbował rozproszyć moje myśli skupione na misji. Zaatakowałam z zaskoczenia repulsorami, obracając się na pięcie. Walczyłam zaciekle.

Pepper: Nie poddam się bez walki! I nie jestem suką!

Ale i też nie bohaterką.

Pepper: Och! Zamknij się!

Użyłam unibeamu, aż wylądował na podłodze. Usiłował wstać. Nie mogłam mu na to pozwolić. Na chwilę zrezygnowałam z walki. Musiałam poznać prawdę. Przycisnęłam go, chwytając za gardło.

Pepper: Jesteś ostatni. Lepiej powiedz mi...  Dlaczego chciałeś skrzywdzić moją rodzinę?! Dlaczego?! NO ODPOWIADAJ, DUPKU!

Wygrałaś, Stark

Pepper: Ej! Stój!

Strzelił sobie w łeb. Ani na chwilę się nie zawahał. Ultimates upadli. Pora zmienić Stark International na Stark Solutions.

---***---

Aplikacja mi w telefonie nawala. Nie wiem, co się stało i notki przez to nie są po kolei. Wybaczcie.

Part 341: Tak postępują bohaterowie

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Serce stanęło mi w gardle, słysząc niepokój rudej o Tony'ego. Czy naprawdę z nim było tak źle? Rozłączyła się, gdy chciałem poznać więcej informacji. Zdecydowałem, by im pomóc, gdyby zostali zaatakowani. Diana skończyła walkę wirtualną i razem pojechaliśmy do zbrojowni. Możliwe, że jej moce mogą się przydać.
Po dotarciu do celu, wpisałem kod. Weszliśmy do środka, zabierając pancerz War Machine, który stworzyli agenci SHIELD. Córka nie musiała brać skafandra, bo swoje umiejętności mogła wykorzystać do lotu. Poza tym, mogłem ją podrzucić. Polecieliśmy w stronę sygnału pozostałych kombinezonów.

Lightning: Dziwne, że mnie zabrałeś na tę akcję
Rhodey: Przyda się każda para rąk do pomocy
Lightning: Ultimates mogą nas zaatakować?
Rhodey: Mogą, bo naszym celem jest ochrona Rescue i Iron Mana
Lightning: No dobra. A mogę zabić tych złych?
Rhodey: Nie, córciu. Tak nie działają bohaterowie
Lightning: Ech! Wielka szkoda. Chciałam tylko wiedzieć, czy moje moce mogą odebrać komuś życie
Rhodey: Masz nikogo nie zabijać, jasne?
Lightning: Nawet, jak sytuacja będzie poza kontrolą?
Rhodey: Nawet wtedy

~*Trzy godziny później*~

**Pepper**

Nie miałam kontaktu ze zbroją męża. Widocznie stracił przytomność lub nie był w stanie mówić. Musiał mieć coraz większy problem z oddychaniem, skoro nie reagował na nic. Z drugiej strony, przydałoby się bronić przed wrogiem. Rhodey się nie mylił. Pojawią się nam na drodze.

Pepper: Mario, trzymasz się?
Maria: Nie mogę go obudzić. Co się dzieje?
Pepper: Musisz być blisko mnie, dobrze? JARVIS, podaj mi moją córkę i włącz zasilanie zapasowe

[[Uruchomiłem protokoły obronne. Włączono zasilanie zapasowe]]

Pepper: Dobra, a War Machine? Jest gdzieś blisko?

[[Potwierdzam obecność Rhodey'go Rhodesa w obszarze 5 kilometrów]]

Pepper: W porządku. Połącz mnie z nim

[[Łączenie...]]

Nagle zbroja Tony'ego oberwała w plecy. To Ultimates! Cholera! Natychmiast włączyłam pole siłowe, chroniąc Marię przed niebezpieczeństwem.

[[Osłony spadają do 30%]]

Pepper: Długo nie wytrzymają... Rhodey, gdzie jesteś?!
Rhodey: Za tobą
Pepper: Jak to?

Spojrzałam za siebie, dostrzegając przyjazny pancerz. Nie był sam. Towarzyszyła mu Diana. No w samą porę, paranoiku.

Pepper: Co tak długo?!
Rhodey: Były małe korki
Lightning: Tatku, nie ściemniaj. Powiedz, że byliśmy zajęci
Pepper: Witaj, Diano
Lightning: Hejka! Jak się trzymacie?
Pepper: Zabierz Marię do domu, dobrze?
Lightning: Wolę sobie powalczyć
Rhodey: Lightning, proszę
Lightning: O! W końcu nazwałeś mnie, jak należy i za to mogę to zrobić
Pepper: Dzięki

Oddaliły się bezpiecznie od pola bitwy, zostawiając nas samych z kilkoma zbrojami, co nie wyglądały zbyt groźnie.

Rhodey: Co z Tony'm?
Pepper: Potrzebuje ładowania
Rhodey: Na pewno tylko tego?
Pepper: Oj! Na pewno. Przestań być taki nieufny i dokopmy im!
Rhodey: Z przyjemnością

Wymierzyliśmy całą artylerię w wrogie jednostki, powodując spore obrażenia pancerzy. Ostatecznie użyliśmy unibeamu, by ich dobić. Piloci zdołali się ewakuować, nim doszło do eksplozji.

Pepper: Zabierz go do zbrojowni, a ja muszę coś załatwić
Rhodey: Co takiego?
Pepper: Odbić firmę z rąk tych naukowców
Rhodey: Poradzisz sobie sama?
Pepper: Muszę... No leć już!

Chwycił zbroję swojego brata, przyspieszając, gdy poleciałam w innym kierunku. Przy okazji zdołałam załatwić niedobitków, docierając do Stark International. Walczyłam z naukowcami do ostatniej iskry energii. Muszę wygrać. Dla Tony'ego.

~*Dwie godziny później*~

**Maria**

Dziewczyna bardzo mi pomogła. Byłam jej wdzięczna za ratunek, choć przejmowałam się stanem taty. Ciągle leżał w lecznicy z podłączonym implantem do ładowania. Na szczęście nie był sam, a mama wróci. Może ten wyjazd do Egiptu był naszym ostatnim, ale cieszyłam się, że ta jedna chwila wzmocniła więzy rodziny.

Maria: Dziękuję za ratunek
Lightning: Spoko. Nic wielkiego. Tacy są bohaterowie
Maria: I jak ci się żyje? W taki sposób?
Lightning: Eee...  No jakoś daję radę. A ty? Masz ciekawe życie, wiesz?
Maria: Czasami wolę mieć zwyczajnych rodziców. Wtedy strach byłby mniejszy o nich

Part 340: Fotografia dla pamięci

0 | Skomentuj

**Pepper**

Po tym, co nas spotkało, trudno komuś powierzyć swoje zaufanie. Nawet własnemu mężowi, dla którego wierność i uczciwość powinna być ważna w związku małżeńskim. Próbowałam skupić się na planie. Mamy zahaczyć o piramidy i wrócić do domu, gdzie na pewno Ultimates planują wykonać kolejny ruch.
Kiedy weszliśmy do zbroi, polecieliśmy w stronę Doliny Królów. Z góry widzieliśmy osady ludności, bazary, a do tego wielbłądy na pustyni.

Tony: Mario, masz aparat? Możliwe, że taka wycieczka może się nie powtórzyć
Maria: No dobra... Już się biorę za robienie zdjęć. Uśmiech, tatku!

Pierwsze zdjęcie było latającej zbroi Tony'ego. Potem obiektem zainteresowań okazały się zwierzęta, wędrujące po Saharze. Zdołała też wykonać fotografię naszej trójki.

Maria: I to będzie najlepsze
Pepper: Śliczne
Tony: Mogę zobaczyć?
Maria: Później
Tony: Według mapy, jesteśmy nad Doliną Królów. Gdzieś powinny być grobowce
Maria: Mam je!

Pstryknęła kolejną fotkę, obrazującą naszą podróż. Cieszyłam się, widząc piękno tego kraju. Inaczej wygląda w czasie wojny, ale w tej części mieliśmy spokój.
Gdy minęliśmy ostatnią piramidę, Tony leciał coraz niżej. Co on planuje?

Pepper: Tony, słyszysz mnie? Co się dzieje?
Tony: To... nic... Nie czekajcie... na mnie
Pepper: Jeśli źle się czujesz, to powiedz. Nie lubię być okłamywana
Tony: Dołączę... do was... później... Lećcie
Maria: Mamo, co się stało tacie?
Pepper: Sama nie wiem, córciu. Raczej nic dobrego

**Tony**

Przypomnienie o ładowaniu nie powinno się odezwać? Tak. To było coś innego. Pamiętałem o tym 90%. Poprosiłem JARVISA o pełny skan organizmu. Byłem przerażony, słysząc diagnozę

[[Implant coraz szybciej zużywa energię. Ładowania będą konieczne każdego dnia. Pozostało 10% do całkowitego zniszczenia mechanizmu]]

Tony: Niedobrze... Włącz autopilota

[[Autopilot włączony]]

Myślałem, że obejdzie się jeden dzień bez zmartwień. Nie udało się. Jedynie Maria zdołała zrobić kilka zdjęć, a i tak wakacje miały wyglądać o wiele inaczej. Nie mogłem okłamywać Pep, dlatego skontaktowałem się z nią przez komunikator.

Tony: Ach! Pepper... Pep, słyszysz... mnie?
Pepper: Tak. Głośno i powiedzmy, że wyraźnie
Tony: Muszę... naładować... implant
Pepper: Dlatego tak zniżyłeś lot?
Tony: Tak... Czy możesz... popchnąć mnie?
Pepper: Wiesz, że trzymam Marię
Tony: Daj... mi... ją
Pepper: Zgoda... I dziękuję
Tony: Za co?
Pepper: Za Egipt
Tony: Źle wyszło
Pepper: Nie dla mnie, bo byliśmy razem
Tony: Pep...
Pepper: Wracajmy do domu

Chwyciłem córkę, trzymając mocno w objęciach, by nie upadła. Komputer wiedział, jak sterować zbroją. Poprzez manewr orbitalny, do Nowego Jorku dotrzemy o dziesięć godzin szybciej. Oby starczyło czasu na naładowanie sztucznego serca.

Tony: JARVIS, o której... będziemy... na miejscu?

[[10 godzin, 30 minut oraz 10 sekund]]

Tony: Skąd... te dodatkowe... minuty?

[[Duży ruch w powietrzu i nie tylko przez samoloty]]

~*Pięć godzin później*~

**Rhodey**

Diana grała w jakąś grę na komputerze, a ja tylko przeglądałem najnowsze wiadomości. Powinienem powiedzieć Tony'emu, by nie pokazywał się w zbroi, bo zostanie zestrzelony. Wcześniej dzwoniłem do niego, lecz nie odbierał. Pora spróbować znowu. Po trzech sygnałach, odezwał się znajomy głos. Nie ten, który chciałem usłyszeć.

Pepper: Rhodey, jeśli nie masz nic ważnego do powiedzenia, to pogadamy, jak wrócimy
Rhodey: Nie mogę z tym czekać, bo tu chodzi o Tony'ego
Pepper: Znowu Ultimates?
Rhodey: Gdzie teraz jesteście?
Pepper: Lecimy nad oceanem. Wracamy z krótkich wakacji
Rhodey: Eee... Lepiej nie lećcie w zbrojach
Pepper: A to niby czemu? Masz z tym jakiś problem?
Rhodey: Nie ja, lecz wojsko
Pepper: Wojsko?
Rhodey: Mogą was zestrzelić, więc uważajcie na siebie... I w ogóle, co to za pomysł tak wyjeżdżać bez słowa?
Pepper: Chcieliśmy odpocząć, tak? Mamy do tego całkowite prawo i nie powinno cię to obchodzić!
Rhodey: Pepper, uspokój się
Pepper: Mam w nosie Ultimates! Chcę, żeby Tony dłużej żył!

Part 339: Wpierw poznaj wroga, a później działaj

0 | Skomentuj

**Tony**

Byłem sam w zbrojowni. Nawet JARVIS się nie odzywał. Zupełnie martwa cisza. Do tego nie znalazłem żadnych narzędzi, ładowarki, czy samych zbroi. Nie wiedziałem, co o tym myśleć.
Nagle rozbłysły światła w fabryce. Naukowcy przywiązali Pepper i Rhodey'go do osobnych platform, do których miały być oddane strzały. Moje pancerze, co wcześniej zostały zniszczone, stały przeciw swoim pilotom. Rescue przed rudą, zaś War Machine mierzył w przyjaciela. Myślałem, że egzekucje robili na pokaz. Zdziwiłem się, widząc w dłoni pilot. Ja miałem zadecydować, kiedy oddać strzał. Dlaczego? Ciało walczyło nad uzyskaniem kontroli. Miałem dysk, co nalegał na posłuszeństwo.


I tak to zrobisz, Stark., czy to będziesz ty lub my.
Oni wkrótce zginą, a twój koniec będzie wyznaczony jako ostatni.

Przegrałem. Wcisnąłem przycisk, uruchamiając maszyny do zabijania. Patrzyłem, jak giną. Już chciałem odwrócić się i nie przyglądać się cierpieniu bliskich, ale sam oberwałem kulkę w plecy. Najpierw jedna, a następnie druga, trzecia, czwarta, piąta... O dziwo osoby się zmieniały. Zabijały mnie duchy przeszłości.
Gdy przestałem śnić, gwałtownie wstałem, chwytając się za serce.

Pepper: Tony? W porządku?
Tony: Tak... Tak... Miałem tylko... zły sen
Pepper: Ostatnio chciałeś nas zabić przez to, co w nim widziałeś
Tony: Teraz tak nie będzie
Maria: Mamo? Już wstałaś?
Pepper: Tak, córciu... Głodna?
Maria: Trochę na pewno
Pepper: Heh! Zaraz pójdziemy coś kupić
Tony: Zostańcie. Sam załatwię prowiant
Pepper: Tony, zakupy to działka kobiet
Tony: Ale dla ciebie zrobię wyjątek

Cmoknąłem ją w policzek, wkładając bluzkę oraz buty. Musiałem odetchnąć świeżym powietrzem, by zapomnieć to, co widziałem. Akurat niedaleko znajdował się sklep. Kupił spore ilości wody oraz owoce. Nikt nie patrzył na mnie, jak na obcego. Po prostu każdy wpatrywał się w ekran telewizora. Mówili po arabsku. Mogłem tylko zrozumieć z obrazu. Ludzie krzyczeli, płakali lub wyładowywali swoją złość na niewinnym koszu ze śmieciami. W mediach pojawiło się zdjęcie Iron Mana, które nie wskazywało o czymś dobrym. Te budynki, co wtedy się zawaliły na nas. Zginęło mnóstwo ludzi. Czyżby obwiniali mnie za to? Postanowiłem wrócić do miejsca noclegu z zakupami.

**Rhodey**

Miałem dość Ultimates. Niszczyli naszą reputację, zwalając winę za wypadek na nas, a przecież to oni podłożyli bomby, synchronizując czas wybuchu. Potrzeba dowodów, jakich nie posiadam. Razem z Dianą pomyśleliśmy, by zadzwonić do Akademii Wojskowej. Może Ivy ma coś lepszego do powiedzenia. Udało się nawiązać połączenie za trzecim sygnałem.

Ivy: No hejka! Co tam u was słychać? Panda trafiła do zoo?
Lightning: Tak i szybko wróciła, ale potem ją zatrzymali. Polubiła mnie
Rhodey: A przez nią prawie miałem zawał
Ivy: Hahaha! Już drugi raz? Oj! A ja wam powiem, że u mnie są takie nudy i chciałabym wrócić
Rhodey: Same żółtodzioby?
Ivy: Przedszkolaki! Nie mogą złożyć broni, przejść najprostszego układu, a do tego narzekają na poranne pobudki. Ha! Niedoczekanie! Jak się Diana sprawuje?
Lightning: Uratowałam jedną z Inhumans
Ivy: Moja bohaterka. Jestem z ciebie dumna. A ty, Rhodey?
Rhodey: Ostatnio wpadłem w pułapkę, gdzie zginęli ludzie
Ivy: Słyszałam o tym, ale to nie twoja wina
Rhodey: Ktoś inny się do tego posunął. Słyszałaś może o Ultimates?
Ivy: Hmm... Pozostałość Hydry?
Rhodey: Tak jakby
Ivy: Coś się obiło o uszy
Lightning: Kiedy wracasz? Długo będziesz się użerała z tymi durniami?
Ivy: Hahaha! Jeszcze miesiąc, a potem mogę prosić o zwolnienie
Rhodey: Uważaj na siebie
Ivy: Raczej bardziej ostrożność powinna dotyczyć was. Jeśli mierzycie się z Ultimates, nie możecie działać na żywioł. Wpierw poznaj wroga
Ivy, Rhodey: A PÓŹNIEJ DZIAŁAJ
Lightning: Wow!
Ivy: Znasz tę zasadę?
Rhodey: Podstawowa przy planowaniu strategii... No dobra. Musimy kończyć, bo trzeba zrobić porządki w domu
Ivy: Zgoda, ale dzwońcie, kiedy tylko chcecie
Lightning: Pa, mamo!
Ivy: Trzymajcie się

Rozłączyłem się, biorąc do roboty. Nie kłamałem, co do sprzątania. Dawno nie robiłem ładu ze starymi gratami.

**Pepper**

Zjedliśmy posiłek, będąc syci do kolejnej pory przekąszenia czegoś dobrego. Tony zajmował się zbrojami, ładując ich zasilanie, a Maria grała na konsoli. Miałam takie dziwne przeczucie, że coś złego się wydarzy. Chyba Ultimates zaatakują ponownie.

Tony: W porządku, Pep?
Pepper: Tak... Chyba tak
Tony: Coś się stało?
Pepper: Martwię się, wiesz? Mam takie złe przeczucia, że...
Tony: Ej! Nie bój się. Wrócimy do domu cali i zdrowi. Najpierw pooglądamy piramidy, a później będziemy lecieć do Nowego Jorku
Pepper: Znowu manewr orbitalny?
Tony: Tak jest szybciej
Pepper: Taa... Może... O czym miałeś sen?
Tony: Nieważne
Pepper: Ważne, bo znowu zwariujesz
Tony: Nie tym razem... Panuję nad sobą. Nie zrobię nikomu krzywdy
Pepper: Chciałabym w to wierzyć
Tony: Więc uwierz. Naprawdę masz z tym problem?
Pepper: Zawsze

Part 338: Piasek. Wszędzie tylko piasek

0 | Skomentuj

**Roberta**

Już raz była taka sytuacja, że uznawali Iron Mana za mordercę. Historia lubi się powtarzać, lecz tym razem i Rhodey zyskał to miano. Może nie wspomnieli nic o nim w wiadomościach, ale to szybko się zmieni. Jeśli naprawdę mieli nowych wrogów, lepiej niech uważają na siebie.

~*Następnego dnia*~

**Pepper**

Świetny pomysł, Pepper. Wybierzmy się do Egiptu. Geniusz tak wszystko zaplanował, że nie lecieliśmy samolotem, a w zbrojach. Maria była ze mną, zaś on wyznaczał nam kurs. Mogłam się nie zgodzić, choć zasłużyliśmy na jeden dzień odpoczynku. Przyspieszyliśmy maksymalnie, bo dwadzieścia godzin lotu nie wytrzymają zasilania w pancerzach. Skróciliśmy dystans, wykonując manewr orbitalny.

Pepper: Dobrze się czujesz?
Maria: Lepsza byłaby podróż samolotem
Pepper: Wiem o tym, lecz w ten sposób też dotrzemy. Wytrzymaj jakoś
Maria: Zgoda

Pół drogi było za nami. Zostało dziesięć godzin. Mario, bądź silna. Nikt nie mówił o wygodnym lataniu wokół Ziemi.

Pepper: Och! Następnym razem bierzemy zwykły transport... Tony, słyszysz mnie? Nienawidzę tak latać
Tony: Niebawem będziemy na miejscu. Nie bój się

~*Dziesięć godzin później*~

**Tony**

Wszystko poszło zgodnie z planem. Ultimates w niczym nam nie przeszkodzili. Mam nadzieję, że zbrojownia da radę sama obronić nasz dom. Pozostało jedynie poinformować Rhodey'go o naszym wyjeździe. Przez chwilową amnezję zupełnie o tym zapomniałem.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, byliśmy na pustyni. Nie było żadnej żywej duszy. Pepper musiała to skomentować.

Pepper: Poważnie? Lecieliśmy tak daleko po to, żeby podziwiać piasek? Gdzie są piramidy? Gdzie Sfinks? Ach! Co to za Egipt bez tego?!
Tony: Pepper...
Pepper: Wracamy do domu
Tony: Nawet nie zameldowaliśmy się, a ty już chcesz wracać?
Pepper: Nie takie miały być wakacje. Wszędzie tylko piasek, piasek i jeszcze raz PIASEK!
Maria: Czyli nici z wakacji?
Tony: Miasto jest pięć kilometrów stąd. Nie poddawajmy się tak łatwo

[[Przełączenie na zasilanie zapasowe]]

Pepper: Wszystko gra?
Tony: Jestem na rezerwach. A ty?
Pepper: Też, ale zaczynają się kończyć
Tony: Zmodyfikuję skafandry, gdy znajdziemy się w domu
Maria: Eee... Co mamy teraz zrobić?
Tony: Moc wystarczy na dotarcie do miasta

Zaczynałem przysypiać, bo lot kosztował mnóstwo energii. Ruda też ziewała, a Maria zasnęła w jej objęciach. Zdołaliśmy odnaleźć miejsce do noclegu, płacąc za jeden dzień. Odłożyliśmy zbroje, zmniejszając je do kształtu plecaka. Zerkałem przez okno na widoki.

Pepper: Nie chcesz spać? Powinieneś odpocząć, Tony
Tony: Zaraz się położę, Pep... Brakowało miejsc w samolocie, dlatego nie było innego sposobu, by odbyć tak daleką drogę do Egiptu
Pepper: Przecież najważniejsze jest to, żebyśmy byli razem we trójkę... Bezpieczni
Tony: Dobranoc, mój aniele
Pepper: Śpij dobrze, książę

Uśmiechnąłem się, obracając na prawą stronę. Spoglądałem przez chwilę w dal, myśląc nad tym rozwiązaniem z serum oraz zniszczeniem Ultimates dla dobra moich bliskich.

[[Za godzinę będzie nowy dzień. Zalecam sen, panie Stark]]

Tony: Zaraz pójdę... Czy stan implantu się zmienił?

[[90% stanu uszkodzeń]]

Tony: Poważnie? Mam coraz mniej czasu

[[Dlatego lepszym rozwiązaniem byłaby naprawa wadliwej technologii]]

Tony: Za późno, JARVIS. Nie zdążę w ciągu dwóch tygodni

[[Jako Iron Man nigdy nie dawałeś za wygraną]]

Tony: Wszystko się zmieniło... Jutro zwiedzimy piramidy i wracamy do domu

[[Obawiam się, że może być mały problem]]

Tony: Jaki?

[[Potrzeba generatora o średniej mocy, by podładować moc w zbroi. Czas ukończenia ładowania wyniesie sześć godzin]]

Tony: Sześć? A nie dałoby się jakoś skrócić?

[[Niezbyt, dlatego jutro nie wrócicie do Nowego Jorku]]

Tony: Chyba, że wezwę na pomoc Rhodey'go

Miałem zamiar do niego zadzwonić, lecz zabrakło zasięgu na kontakt. Na szczęście implant nie wymagał zasilania. Jedno dobre. Może jeden dzień nie wystarczy, żeby wynagrodzić szkody, ale coś da.
Kiedy położyłem się obok żony, zamknąłem oczy. Próbowałem śnić o czymś miłym. Zamiast tego pojawił się kolejny koszmar. Koszmar, który przestrzegał przed potęgą Ultimates.

Part 337: Co złego, to nie my

0 | Skomentuj

**Tony**

Zwariowałem? Chyba tak, ale... Znałem to miejsce. Byłem tu kiedyś? A do tego ta rudowłosa dziewczyna, czy też lepiej powiedzieć "kobieta". Miałem takie wrażenie, że kiedyś się spotkaliśmy. No dobra. To mega dziwne. Niczego nie pamiętam poza tym chorym snem. Przyniosła jakiś album, pokazując zdjęcia. Dużo mówiła i rzadko robiła przerwę, by złapać oddech. Powoli wracała pamięć. Nawet zamknąłem oczy, obrazując wspomnienia.

Pepper: I jak? Przypominasz coś sobie?
Tony: Tak... Tak! Teraz pamiętam! Dziękuję

Przytuliłem żonę, bo właśnie ja okazałem się tym szczęściarzem, który poprosił ją o rękę. Obym nigdy więcej nie doznał takiej amnezji.

Pepper: Dobrze, że wróciłeś. Nie rób tego więcej, jasne?
Tony: Co masz na myśli?
Pepper: Nie chcę, żebyś umarł
Tony: Dlatego mam plan. Masz do mnie pełne zaufanie?
Pepper: Raczej powinnam je mieć jako twoja żona
Tony: Zgadza się, Pep
Pepper: Powiedz... Co ci się się śniło?
Tony: Nie chcę o tym wspominać. Za dużo złego widziałem w tym koszmarze... Każdy umierał, a Duch mnie zmuszał do masowej egzekucji
Pepper: Chociaż wróciłeś do nas. To najważniejsze
Tony: Naukowcy podjęli kolejny ruch?
Pepper: Nie. Nadal pozostają w ukryciu... Oni chcą naszej śmierci, rozumiesz? Posuną się do wszystkiego. Nazywają siebie Ultimates z tego tytułu, bo mają technologię dawnych wrogów. Bomby elektromagnetyczne, dyski kontroli. To dopiero początek, Tony. Nie możemy ich ignorować
Tony: Nawet nie miałem takiego zamiaru. Musimy jedynie obmyślić plan działania
Pepper: Coś wykombinowałeś, geniuszu?
Tony: Najpierw chcę cię przeprosić za moje zachowanie. Nie byłem sobą i...
Pepper: Wybaczam ci wszystko, bo w miłości można zagoić stare rany. Najważniejsze, że żyjesz
Tony: JARVIS, wykonaj pełny skan organizmu. Czy mogę zrobić im krzywdę?

[[Wykryłem jedynie uszkodzenia mechanizmu ratunkowego, który polegał na wysłaniu impulsu, gdyby serce zaczęło zawodzić. Żadnych zmian w mózgu nie zarejestrowałem]]

Powinienem być spokojny, a jednak Ultimates wciąż pozostali utrapieniem. Maria przyszła do lecznicy, rzucając się w moje ramiona. Też bałem się o nią, dlatego kontratak powinien odbyć się, jak najszybciej.

Tony: Pep, mogę cię o coś zapytać?
Pepper: Zależy od pytania
Tony: Wyjedziemy na wakacje? Jestem wam to winien. Zresztą, zbroje będziemy mieć ze sobą, gdyby doszło do ataku
Maria: Tato, ty tak na serio?
Tony: Tak, córeczko. W ten sposób zrehabilituję się za kłamstwa oraz ciągle walki ze względu na bycie Iron Manem
Pepper: Świetny pomysł... A gdzie mamy lecieć?
Tony: Egipt
Pepper: Zawsze marzyłam o podróży do Egiptu
Tony: Więc ustalone. Chyba, że ty masz coś przeciwko, Mario?
Maria: Nie, nie! Jest okej. Jedziemy na wakacje. Jupi!
Pepper: Kiedy?
Tony: W jedną noc załatwię bilety. Pasuje?
Pepper: Czyli chcesz jutro? Jestem za
Maria: I ja też!

~*Czterdzieści minut później*~

**Roberta**

W wiadomościach mówili o tajemniczej eksplozji wieżowców. Zginęli ludzie, choć większość została ranna dość dotkliwie. Czy Rhodey z Tony'm brali w tym udział? Wydawało mi się, że tak. Nie próbowałam dzwonić do syna, bo pewnie zajmował się czymś ważnym.
Nagle zauważyłam, jak ktoś z Stark International oddał głos w sprawie tragedii.

Jesteśmy zdruzgotani ilością ofiar.
To był dla nas zwykły dzień, który przerodził się w koszmar.
Niestety, ale nasi bohaterowie za to odpowiadają.
Iron Man zawalił konstrukcję.
 Nie przypuszczaliśmy, że posunie się do czegoś takiego.
Tu nie usprawiedliwi go walka ze złoczyńcą, bo w swoje nieumyślne zachowanie,
osierocił wiele dzieci.
Mój przyjaciel pracował w sąsiedniej firmie.
W imieniu Stark International składam kondolencje.

Byłam w szoku. Oczerniali ich, zrzucając winę o tę katastrofę. Teraz musiałam skontaktować się z Rhodey'm. O dziwo odebrał.

Rhodey: Mamo, co się stało?
Roberta: A musiało, że dzwonię?
Rhodey: No raczej
Roberta: Byłeś z Tony'm przy Stark International?
Rhodey: No tak. Wtedy zawalił się na nas budynek. Mamo, czy my...
Roberta: Uznają Iron Mana za winnego
Rhodey: Jak to?
Roberta: Przykro mi, ale został uznany za mordercę
Rhodey: Przeklęci Ultimates. To ich sprawka! Nie mów o tym Tony'emu, zgoda?
Roberta: A źle z nim?
Rhodey: Niezbyt dobrze się czuje. Na razie jest z Pepper, ale...
Roberta: Nie musisz tłumaczyć. Wszystko rozumiem

Rozłączyłam się, powracając do oglądania wiadomości. Oboje narobili sobie wrogów. Trudne te życie bohatera.

---***---

 Witajcie w ostatniej części z dwupartówką. Już niewiele zostało, by zakończyć to opowiadanie, a mam jeszcze kilka do wstawienia, o których mówiłam w zeszłym roku.

Part 336: Zaćmienie

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Zadałem dosyć kłopotliwe pytanie. Pepper miała mętlik w głowie. Uważałem, że warto podjąć ryzyko, jeśli istnieją szanse na całkowite wyleczenie. Najpierw musieliśmy skupić się na Ultimates. Pewnie coś planują. Nie uwierzą w szybką śmierć. Wyślą jakiś zespół do oględzin, a gdy dowiedzą się, że przeżyliśmy, przylecą do zbrojowni dokończyć dzieła.
Gdy wyszedłem z pokoju medycznego, odezwał się alarm. Znowu w porcie.

Rhodey: JARVIS, co mamy?

[[Wykryłem potężną energię w tamtym obszarze]]

Rhodey: Diana wróciła?

[[Jest pan w błędzie. Pojawił się nowy Inhumans]]

Rhodey: Ultimates mogą na niego polować... PEPPER, ZOSTAŃ Z TONY'M
Pepper: CHCĘ WALCZYĆ
Rhodey: NAJPIERW MU POMÓŻ. MARIA NIE DA SOBIE RADY
Pepper: EJ!
Rhodey: ZARAZ WRÓCĘ

Uzbroiłem się w pancerz, śledząc źródło mocy. Przemieszczało się, zmieniając swoje położenie. Jednak ktoś mnie wyprzedził, walcząc z oprychami. Nie mogłem w to uwierzyć.

Rhodey: Diana?

**Lightning**

Och! Kiedy on się nauczy mojej ksywki? Tak trudno zapamiętać? Lightning! Lightning, do cholery! Medusa prosiła, żebym pomogła nowej przemienionej dziewczynie z mojej drugiej rodziny. Bez taty dawałam sobie radę, smażąc obwody w broni. Teraz tak łatwo mnie nie pokonają. Nahrees nauczyła kolejnych sztuczek, co z pewnością przydadzą się podczas walki.
Gdy odrzucałam ich na sporą odległość, nastolatka uciekała w popłochu. Jeszcze nie znałam jej mocy. Była przerażona przemianą.

Lightning: Tatku, zajmiesz się nią?
Rhodey: A nie lepiej rozprawić się z Ultimates?
Lightning: Kim?
Rhodey: Taką mają nazwę
Lightning: Eee... Mów, jak chcesz. Najważniejsze, by polegli
Rhodey: Wiadomo

Wystrzelił z repulsorów, rozpraszając wrogów od nas, zaś ona nadal biegła w tym samym kierunku. Próbowałam ją złapać, lecz ciągle przybywało więcej ludzi z tej tajemniczej organizacji. Cóż... Pora pokazać nową sztuczkę. Wytworzyłam w dłoniach kulę energii, która rosła coraz bardziej, aż wybuchła, porażając elektronikę.

Rhodey: Diana, coś ty zrobiła?!
Lightning: Ups?

No tak. Zbroja padła, jak zużyta bateria. Przynajmniej powstrzymałam tych złych, tak? Medusa pojawiła się z Lockjaw i Blackboltem przy nowej Inhumans. Królowa uspokajała ją, zabierając do Attilanu. Misja wykonana. Uratowałam nieludzkie życie. Może zaczną mnie nazywać, jak powinni? Podeszłam do ojca, dając mu energię do uruchomienia tej puszki.

Lightning: Żyjesz?
Rhodey: Ech! Tak... Już zniknęli?
Lightning: Teraz będą musieli jej pomóc w poznaniu mocy
Rhodey: Dobrze cię widzieć, córciu. Martwiłem się, że zrobili ci krzywdę
Lightning: Taa... Te gnojki spróbują kogoś dotknąć, a spalę im wnętrzności w pył!
Rhodey: Ej! Lightning, spokojnie. Nie tak nerwowo
Lightning: Sorki
Rhodey: Zaczynasz mi przypominać Pepper
Lightning: Hahaha!
Rhodey: To nie jest śmieszne
Lightning: Oj! Przecież żartowałam
Rhodey: Naprawdę? Jakoś nie mogę w to uwierzyć
Lightning: Dzwoniłeś do mamy?
Rhodey: Byłem zajęty, a ona też się nie odezwała
Lightning: Trenowanie idiotów pochłania czas i cierpliwość
Rhodey: Hahaha! Ze mną nie miała problemu
Lightning: O! Więc tak ją poznałeś? Opowiesz mi?
Rhodey: Innym razem. Wracam do zbrojowni
Lightning: Lecę z tobą
Rhodey: Okej. Lepiej trzymaj się mocno
Lightning: Potrafię sama

Uśmiechnęłam się głupawo, uderzając w podłoże. Chyba mu szczęka opadła. Nie odezwał się ani jednym słowem.

Lightning: Co? Zatkało kakao?

**Tony**

To był sen. Prawdziwy koszmar. Pragnąłem się z niego obudzić. Moje prośby zostały wysłuchane, bo otwierałem oczy. Jedna osoba pochylała się nade mną. Kim ona była? Miała na palcu obrączkę, więc ożeniła się. Kto był tym szczęściarzem? Dziwnie się czułem. Niby ją kojarzyłem, ale słabo.

Pepper: Tony, nareszcie się obudziłeś!
Tony: Dlaczego płaczesz? Ktoś umarł?
Pepper: Ty, głupku. Mało brakowało, wiesz? Cudem cię odratowaliśmy
Tony: Chwila... Jakie "my"? Czy ja cię znam?
Pepper: Tony...
Tony: Skąd znasz moje imię?
Pepper: JARVIS, przeskanuj go! Co jest z nim nie tak?!
Tony: JARVIS? Do kogo ty mówisz?

[[Pan Stark doznał tymczasowej amnezji, co może być spowodowane sennym koszmarem]]

Pepper: Długo to potrwa?

[[Zależy od długości snu]]

Tony: Gadasz do komputera? Jesteś chora!

--***---

No i kończymy kolejną fazę. Pozostały nam dwie ostatnie. Teraz zrobię coś, na co chyba wszyscy czekają. Tony całkowicie będzie zdrowy. Tak. Odważyłam się na ten krok, choć lubię go męczyć. Historia będzie zataczać koło. Pamiętajcie ;)

Part 335: Za wolność umysłu!

0 | Skomentuj

**Pepper**

Mogliśmy krzyczeć, a on leżał bez jakiejkolwiek reakcji. Zupełnie tak, jakby był zamknięty w sobie. Myślał o czymś przez cały czas, nie zwracając uwagi na to, co się działo wokół niego. Pozorny spokój, który zamienił się w dramat. Zaczął świrować. Jak bardzo? Wstał, wymachując skalpelem.

Tony: Odejdźcie! Zostawcie mnie w spokoju!
Maria: Tato, co ci jest? Nie poznajesz nas?
Pepper: Jemu odbiło. Nie wiem, skąd to się wzięło... Tony, odłóż skalpel na miejsce. Nie zrobimy ci krzywdy
Tony: Zostawcie mnie! Zabiliście moją rodzinę! Nie... Nie zabijecie Iron Mana! Nie... zabijecie
Maria: Mamo?

Wstrzyknęłam mu w ramię środek uspokajający. Rozluźnił rękę, puszczając ostre narzędzie chirurgiczne na podłogę. Nadal nie spał, lecz ciągle dokuczał mu ból. Widziałam po wyrazie twarzy, że nie czuł się najlepiej. Poprosiłam córkę, by z nim została. Poszłam sprawdzić zapasy lekarstw. Nie potrafiłam odnaleźć morfiny. Skończyła się.

Rhodey: W porządku?
Pepper: Teraz już tak... Dziwne, że nie słyszałeś krzyków. Spałeś, czy jak?
Rhodey: Ech! No troszkę przysnąłem
Pepper: Lepiej wróć do domu. Sytuacja opanowana
Rhodey: Pepper, wiesz o Dianie. Inhumans ją chronią w Attilanie, a ja tam nie mogę z nią być. Do tego Ivy nadal się nie odezwała. Zaczynam się też martwić potrójnie
Pepper: Ale Tony wydobrzeje. Tak, jak zawsze
Rhodey: Nie jestem tego taki pewien

Naszą rozmowę przerwało wtargnięcie nastolatki. Była przerażona. Nie pytałam o nic. Jedynie pobiegłam do pomieszczenia, gdzie leżał nasz chory. Rhodey również zrobił to samo.

Pepper: Co jest grane, córciu?
Maria: Zobacz
Rhodey: Pepper? Niby panujesz nad sytuacją, prawda?

Zwątpiłam, widząc rozwalone narzędzia po całej sali. Nie mógł uspokoić swoich nerwów. Leki nie zadziałały zbyt długo. Tony, co się z tobą dzieje?

**Tony**

Przypomniałem sobie ponownie ten koszmar. Bałem się, że ich skrzywdzę, dlatego uciekałem. Nie mogłem się zatrzymać. Byłem przerażony też siłą tych zbirów ze Stark International. Serce biło zbyt szybko i w każdej chwili mogło zaprzestać działania. Musiałem jakoś opanować negatywne emocje. Usiłowałem słuchać głosów. Od kogo? Od przyjaciół.
Kiedy poczułem silny ból w klatce piersiowej, upadłem na podłogę. Ledwo dostrzegałem kogokolwiek, czy cokolwiek. Tylko przez słuch rozpoznałem Pepper, Marię i Rhodey'go.

Pepper: Tony, spokojnie. Zaraz ci pomożemy
Tony: Pep... Wybacz... Wybaczcie mi... oboje
Pepper: Oddychaj bez nerwów. Wszystko będzie dobrze
Tony: Ach! I tak... umrę
Rhodey: Chłopie, trzymaj się

Te słowa usłyszałem jako ostatnie, tracąc przytomność. W końcu umysł przegrał z ciałem. Ponownie w mojej głowie rozgrywał się koszmar. W pomieszczeniu, które bodajże było magazynem, znajdywały się różne postacie. Znałem każdego. Pośrodku stała platforma, a przy niej ściana pełna broni. Duch wybierał osobę, mówiąc krótko o niej.

Duch: Obadiah Stane. Modyfikował wynalazki twoje i ojca w broń. To oczywiste, że zginął z twojej ręki

W miejscu oprawcy pojawiło się moje ciało. Trzy sekundy i padł strzał z ręki sędziego, kim ja byłem. Potem wybrał Gene'a. Zmienił mi oręż na miecz. Położył skazańca, nakazując ścięcie winnego. Bez jakiejkolwiek chwili namysłu wymierzyłem cios.

Duch: Kto będzie następny, Anthony? Jak dużo krwi ma przelać się przez twoje dłonie? Nie odejdziesz tak łatwo do domu. Nie wrócisz tam nigdy

Niespodziewanie zgasły światła. Usłyszałem dźwięk karabinu, a następnie pojawiło się oświetlenie, ukazując resztę ciał. Ułożyły napis.


Jesteś mordercą, Iron Manie

**Rhodey**

Z Tony'm sytuacja wyglądała fatalnie. Pepper drugi raz uciskała klatkę piersiową, usiłując przywrócić krążenie. Coś zatrzymywało go od powrotu do rzeczywistości. Kolejny koszmar? Możliwe, a po tej śpiączce, mógł doznać urazu głowy. Mógłby zostać dłużej w szpitalu, wykryliby to i wyleczyliby mojego brata.
Kiedy ruda traciła siły, wyczułem puls.

Rhodey: Możesz przestać. Udało się
Pepper: Rhodey, ja mam... Ja mam tego dość... On ciągle może umrzeć, a my tylko spowalniamy to, co nieuniknione. Czy coś takiego ma nadal sens?
Rhodey: Nie poddawaj się. Może jego serce słabnie, ale wola walki tak szybko nie zniknie. Będzie walczył dalej, a my mamy mu pomóc w tym
Pepper: Więc mam wierzyć, że będzie lepiej?
Rhodey: Wspomniałaś wcześniej o serum
Pepper: Za duże ryzyko
Rhodey: A może warto je podjąć?

Part 334: Samobójcza misja

0 | Skomentuj

**Tony**

Próbowałem nawiązać kontakt z drużyną. Wciąż cisza. Musieli zagłuszać każdy sygnał przy użyciu EMP, chociaż zbroje jakoś były na chodzie. Niestety, lecz to może szybko się zmienić. Nawet zmieniłem kanał, lecz ciągle zanikało połączenie z War Machine oraz bazą.
Nagle dostrzegłem eksplozję jednego z budynków. Później zapalił się następny. To pułapka.

Tony: Rhodey, uciekaj! Rhodey!

Nie był świadomy zagrożenia. Musiałem coś zrobić. Użyłem pola siłowego, co raczej długo nie zniesie potężnego wybuchu. Fala zbliżała się nieuchronnie, wysadzając trzeci wieżowiec. Pozostały dwa obok Stark International.
Gdy miała podpalić się kolejna konstrukcja, zepchnąłem Rhodey, by nie oberwał.

[[Uwaga, Wyczerpywanie się energii zbroi. Stan poniżej 20%]]

Tony: Ach! Cała moc... do pola siłowego!

[[Wykonuję...]]

Na kilka sekund mieliśmy ochronę, aż wybuchł ostatni budynek, odrzucając nas daleko. Poczułem ból w plecach, a do tego towarzyszyły mi zawroty głowy. Straciłem kontrolę nad zbroją. Rozbiłem się.

[[Uwaga. Spada konstrukcja]]

Tony: Widzę. Ach! Muszę... wytrzymać...  Rhodey, słyszysz mnie? Rhodey!
Rhodey: Tony? To ty? Co się stało?!
Tony: Długo... nie wytrzymam... Zaraz nam... spadnie na łeb... Przydałaby się... twoja pomoc. Aaa!

[[Przypomnienie. Zalecane naładowanie implantu]]

Tony: Poczułem... Dzięki

Ból rozprzestrzenił się po całym ciele, zaś moc w pancerzu spadła do stanu krytycznego. Dłużej nie mogłem utrzymać ścian. Zostałem przygnieciony.

Tony: JARVIS... Ile mocy?

[[Tylko 15%]]

Zanim całkowicie opadłem z sił, zdołałem uderzyć raz z repulsora w niebo. Oby zobaczył znak.

**Rhodey**

Mogłem domyślić się, że nie wszystko pójdzie, jak po maśle. Teraz większość wieżowców stała w gruzach. To było coś w rodzaju reakcji łańcuchowej. Widocznie podłożyli bomby, synchronizując czas do wybuchu. Jeden istniał pozytyw. Wrócił kontakt z bazą. Krzyków rudej nie można ignorować.

Pepper: Rhodey, błagam! Odezwij się! Jesteś mi potrzebny!
Rhodey: Pepper, coś nie tak?
Pepper: Znajdź szybko Tony'ego! Kończy mu się energia w zbroi i implancie, a do tego nie odpowiada!
Rhodey: Zaraz go znajdę
Pepper: Chciałam was ostrzec, ale straciłam kontakt
Rhodey: Wiem, bo myśmy ledwo nawiązaliśmy ponownie rozmowę, a potem znowu zniknął sygnał
Pepper: Proszę cię! Znajdź Tony'ego!
Rhodey: Nie bój się. Wrócę z nim

Zacząłem przeszukiwać gruzy z nadzieją na odnalezienie przyjaciela w dobrym stanie. Jednak jego żona sugerowała złe prognozy. Musiałem, jak najszybciej odnaleźć Iron Mana, bo będzie kiepsko.
Kiedy odrzuciłem większość skał, zobaczyłem element napierśnika. Reaktor ledwo świecił. Niedobrze.

Rhodey: Znalazłem go, Pepper!
Pepper: Jak się trzyma?
Rhodey: Zaraz zobaczę... Tony, słyszysz mnie?
Tony: R... Rhodey?
Rhodey: Nie ruszaj się. Już cię stamtąd wyciągam

Wyrzuciłem bloki, dokopując się do nóg. Pozostałe odłamki odsłoniły resztę elementów zbroi. Pomogłem mu wstać, skoro nieźle oberwał. Od razu poleciał na autopilocie.

~*Dwadzieścia minut później*~

**Pepper**

Zdjęłam zbroję Tony'ego, podłączając mechanizm do ładowania. Był ledwo przytomny. Wyglądał bardzo źle. Na szczęście nie umarł, a mało brakowało.
Gdy on odpoczywał, próbowałam dowiedzieć się, na czym polegała porażka planu. Histeryk niewiele powiedział. Tylko o zakłóceniach i tych wybuchach.

Pepper: Jakim cudem znali nasze zamiary?
Rhodey: Są nieźli. Można powiedzieć, że to zbiorowa organizacja
Pepper: Ultimates
Rhodey: Słucham?
Pepper: Opis pasuje. Zobacz, co było w bazie SHIELD
Rhodey: Znowu zhakowałaś do nich dostęp?
Pepper: I tak już nie istnieją. Nie pamiętasz inwazji?
Rhodey: Trudno zapomnieć
Pepper: Okej... Przejdę do sedna. Bogacą się, tworząc repliki technologii AIM, Hydry plus kilka broni od Mr. Mixa. Głównie nienawidzą nas za to, że wykończyliśmy ich przyjaciół w wojnie z obcymi
Rhodey: Ultimates... Kiedy zabiją swój cel, zaprzestaną swoich działań?
Pepper: Znajdą nowych wrogów lub po prostu rozpadną się
Rhodey: Wolę drugą wersję
Pepper: Ja też

Wróciłam do ukochanego, sprawdzając jego stan w pomieszczeniu medycznym. Maria rozmawiała z nim, a raczej usiłowała nawiązać kontakt.

Part 333: Poznaj Ultimates

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Nie każdy spór można złagodzić pocałunkiem, ale na rudej podziałało, jak z pioruna. Przestała krzyczeć po Tony'm i wzięła się za szukanie sprawców. Wykorzystywali dawną technologię po różnych organizacjach, z którymi walczyliśmy. AIM, Hydra... Cel mieli dość prosty. Likwidacja nas.

Rhodey: Przestaliście prowadzić ze sobą wojnę?
Tony: Rhodey, my nie...
Rhodey: No raczej nie było rozmowy pokojowej. Mam rację?
Tony: Jak zawsze... Musimy dowiedzieć się, jakie mają nowe plany. Być może skończy się na sprzedaży Inhumans, czy porwaniach... JARVIS, czy z sejfu taty coś zniknęło?

[[Sejf został opróżniony trzy dni temu]]

Tony: No nieźle
Pepper: Chyba wiem, co chcesz zrobić... Tony, nie rób tego
Tony: Muszę ich poszpiegować. Nie martw się. Nie zamierzam z nimi walczyć
Rhodey: Zgadzam się z Pepper. Masz zostać. Zwłaszcza po tym, że zostało ci niewiele czasu
Tony: Dzięki za przypomnienie.Od razu poczułem się lepiej
Rhodey: Sarkazm?
Tony: Nie inaczej

Wciąż upierał się przy swoim. Wskoczył do pancerza, wylatując przez właz.

Pepper: Na co czekasz? Leć za nim!
Rhodey: A ty tego nie chcesz zrobić?
Pepper: Muszę zająć się Marią
Rhodey: Spoko... Przecież nie zostawię go samego
Pepper: I to właśnie chciałam usłyszeć... Leć, Rhodey

Uzbroiłem się w swój pancerz, wzbijając wysoko w powietrze. Śledziłem trasę przyjaciela, choć znałem jego cel. Stark International.

**Maria**

O rany! Moja głowa! Co się stało? Kto mnie tak potraktował? Ledwo odwróciłam się, widząc twarz mamy. Później rozpoznałam miejsce, gdzie obecnie się znajdowałam. Zbrojownia. Niewiele pamiętałam. Głównie siedziałam z mamą w salonie. Coś oglądałyśmy, a potem ona zniknęła na chwilę i ktoś zasłonił mi usta, przyczepiając jakieś ustrojstwo do karku. Reszta wyglądała, jak czarny ekran. Pustka.

Maria: Mamo... Co... Co ja zrobiłam?
Pepper: Nie wstawaj. Leż spokojnie, córeczko
Maria: Mamo, odpowiedz
Pepper: Próbowałaś skrzywdzić swojego ojca
Maria: Co takiego?!
Pepper: Wiemy, że nie byłaś sobą i teraz chce poszukać odpowiedzialnego za to typka, żeby poznać jego zamiary
Maria: Pozwoliłaś mu?
Pepper: Nie jest sam. Rhodey ma na niego oko
Maria: To... dobrze
Pepper: Oberwałaś atakiem sonicznym. Jak się czujesz?
Maria: Głowa mnie boli
Pepper: Bardzo?
Maria: Jak diabli!
Pepper: Zaraz przyniosę leki
Maria: Zostań ze mną! Proszę!
Pepper: Będę kilka kroków za tobą. Nikt ci nie zrobi krzywdy
Maria: Mamo...
Pepper: Cii... Już dobrze

Przytuliła mnie, uspokajając. Poczułam chwilową ulgę. Bałam się, że znowu kogoś zranię, a wtedy tego nie chciałam. Oby tatuś trzymał się dobrze.
Gdy rodzicielka wróciła z tabletkami, połknęłam jedną, popijając szklanką wody. Nie byłam w stanie wstać. Musiałam leżeć.

Maria: Nie chciałam mu zrobić krzywdy
Pepper: Wiem o tym. Nikt cię za to nie obwinia
Maria: Nie jest ranny?
Pepper: Nie, ale... Śpij dobrze
Maria: Znowu coś próbujesz przede mną ukryć?
Pepper: Nie!
Maria: Więc niepotrzebnie krzyczysz
Pepper: Wybacz, lecz ostatnio tylko się boję o was. Teraz jacyś szaleni naukowcy próbują wszystkiego, by zabić najskuteczniej, ile mogą
Maria: A tata? Co z nim? Jest gorzej?
Pepper: Ma plan, Mario. Jeśli się uda, będzie zdrowy. Będzie próbował ryzykować o wszystko, co walczył
Maria: Na czym ten plan polega? Chyba nie chce...
Pepper: Chce odtworzyć serum, które wyleczy chore serce
Maria: Uda się?
Pepper: Szanse pół na pół

**Tony**

Zdołałem zbliżyć się do budynku na tyle blisko, żeby dostrzec ruch postaci. Zbroja wykryła nadlatujący pancerz. Czyżby mieli dostęp do schematów? Byłem w błędzie. To Rhodey. Widocznie nie mogli mnie puścić samego. Z jednej strony, to dobrze. Gdybym zaczął spadać, może złapać skafander. Skontaktowałem się z nim przez kanał, który również sięgał dostępem do Pep.

Tony: Kazała ci mnie śledzić?
Rhodey: Raczej pilnować byś nie zrobił niczego głupiego
Tony: Muszę poznać ich cel, Rhodey. Mogą być groźni. Posunęli się do ataku na nasze córki, podkładali bomby, a do tego...
Rhodey: Whoa! Spokojnie, chłopie. Wiem o tym, dlatego chcę pomóc
Tony: Dzięki
Pepper: Maria na chwilę się obudziła i znowu śpi. Zrobiłeś jej niezłą bombę w głowie, bo narzekała na ból
Tony: Podaj leki. Masz... w apteczce
Rhodey: Tony?
Tony: Tracę... sygnał... Rhodey?
Rhodey: Halo! Czy ktoś mnie słyszy?
Pepper: Chłopaki, jesteście tam?

Chyba wiedzieli, że ich obserwujemy. Pozbawili nas łączności. Niedobrze, a miałem nie walczyć. Widocznie ten plan musi ulec zmianie.

Part 332: Przeprosinowy całus

0 | Skomentuj

**Tony**

Nie chciałem skrzywdzić córki, więc jedynie unikałem jej ciosów. Uderzała dość solidnie. Skąd ona ma tyle w sobie siły? Komputer włączył tryb ochronny zbrojowni, by użyć broni w razie konieczności.

Tony: Córciu, nie będę z tobą walczyć. Masz przestać, rozumiesz?
Maria: Zabrałem jej ciało, Stark. Walcz albo giń!
Tony: Maria! Aaa!

Uderzyła w moją klatkę piersiową, aż wrzasnąłem z bólu. Musiałem użyć rękawicy, żeby ogłuszyć ją. Poczułaby zwykły ból głowy. Bingo! Była pod czyjąś kontrolą! Atak soniczny powinien pomóc.

**Rhodey**

Nie znaleźliśmy nikogo w porcie. Pusto. Poza zadokowanym statkiem, nic więcej nie było. Szukaliśmy Marii oraz jakichkolwiek śladów po złoczyńcach. Nadal zero tropów.
Nagle usłyszeliśmy wybuch. Cały dok został zalany, a łódź spłonęła doszczętnie wraz ze skrzyniami. Podleciałem sprawdzić, czy ktoś żył. O dziwo nie znalazłem tam żywej duszy. Tylko jakieś plastikowe pistolety na wodę. To jakiś żart?

Rhodey: Pepper, daliśmy się nabrać
Pepper: Co masz na myśli?
Rhodey: Tu nic nie ma. Oni chcieli odwrócić uwagę
Pepper: Od czego? O Boże! Tony!

Natychmiast wzbiliśmy się w powietrze, lecąc do zbrojowni. Oby nie było za późno.

~*Godzinę później*~

**Tony**

Zdołałem chwycić za rękawicę, używając impulsu dźwiękowego. Od razu odczuła ból, a chip wypadł na podłogę razem z nią. Podbiegłem, sprawdzając, czy wszystko było w porządku. Puls i oddech pasował do normy. Całe szczęście.
Po przeskanowaniu technologii, wzorzec odpowiadał tej od AIM. Od kiedy Hydra współpracowała z pszczelarzami?

[[Potwierdzono: dysk kontroli]]

Tony: Jakim cudem ją dopadli? Coś tu nie pasuje, JARVIS. Czy ja śnię? To... To musi być jakiś sen na jawie lub koszmar

Położyłem nastolatkę na kanapie, przykrywając kocem. Powinna odpocząć. choć sam poczułem się senny. Dość szybko. Musiałem poczekać, aż Pep wróci z Rhodey'm.
Kiedy sprawdzałem odczyty energii, przez dach wleciały zbroje. Oczekiwałem wyjaśnień od rudej, choć mnie ścinały nogi do snu. Nie zamierzałem się poddać. Próbowałem utrzymać się przytomny.

Tony: Gdzie byliście? Och! Nie mogłem do was polecieć, bo rudy ktosiek zablokował dostęp do lokalizacji pancerzy. Ekhm... Pepper, masz mi coś do powiedzenia?
Pepper: Eee...
Rhodey: Może ja was zostawię samych i jak skończycie się na siebie drzeć, będę czekał w kuchni
Pepper: O! Zgłodniałeś już?
Rhodey: Ja zawsze jestem głodny
Tony, Pepper: HAHAHA!

**Rhodey**

Zostawiłem urocze gołąbki w spokoju. Z tym jedzeniem znalazłem wymówkę po to, żeby przyjaciółka dostała karę za mieszanie w systemie. Któregoś dnia przeprogramuje JARVISA jako niańkę elektroniczną, czego Tony'emu nie zabraknie do szczęścia. Z ukrycia patrzyłem na sytuację. Krzyczeli na siebie nawzajem, aż pocałowali się, tuląc czule. Ha! Wiedziałem, że tak będzie. Jeszcze przez chwilę obserwowałem sytuację w razie wtopy brata.

Tony: Pocałunek nie wystarczy jako przeprosiny
Pepper: Wiem, w jakim jesteś stanie, dlatego nie chciałam, żebyś ryzykował
Tony: Tak? A Maria zaatakowała mnie i...
Pepper: Czekaj, bo nie nadążam. Niby dlaczego miałaby to zrobić?
Tony: Dysk kontroli

Cholera! Kontroler powrócił? Obawiałem się najgorszego. Zignorowałem złe przeczucia w głowie, myśląc nad prawdziwym zamiarem wrogów.

Tony: Dlatego Maria zasnęła. Ogłuszyłem ją z rękawicy
Pepper: Oszalałeś?! Nie mogłeś zrobić czegoś innego?!
Tony: Pep, nie użyłem repulsora, a ataku sonicznego
Pepper: Czyli nic jej nie będzie?
Tony: Trochę pośpi i tyle
Pepper: Oby, bo inaczej skończy się dla ciebie źle
Tony: Grozisz mi?

No i robi się zarówno zabawnie, jak i niebezpiecznie. Musiałem tam wkroczyć zażegnać konflikt, zanim nie doszło do użycia siły.

Rhodey: Chyba nie masz zamiaru go zabić, co?
Pepper: A nie wiem. Może ty będziesz pierwszy
Rhodey: Whoa! Wystarczy!
Pepper: Hahaha!
Tony: Nawet nie ruszaj narzędzi, Pepper
Pepper: A jeśli ruszę to, co wtedy?
Tony: Ech! Jesteś okropna
Pepper: Twoja upierdliwość osła mnie denerwuje i mam tego po dziurki w nosie! Chcesz zginąć?! Tony, bo ja mam...

Nie dokończyła, bo ten głupek ją uspokoił kolejnym buzi buzi w usta.
© Mrs Black | WS X X X