Tony leciał nad miastem. Nie patrolował miasta. Chciał sprawdzić nową aktualizację zbroi. Wszystko szło, jak po maśle. Dość szybko pojął funkcje pancerza. Rhodey akurat nadzorował wszystko w zbrojowni, bo wiedział, że zawsze zdarzy się jakiś incydent. Tym razem, miało obejść się bez walk. Jednak nigdy nic nie wiadomo.
Tony: Wszystko działa, jak należy. Mogę wracać, Rhodey.
Rhodey: Świetnie, więc może pójdziemy po Pepper i wyjdziemy gdzieś na miasto. Co ty na to?
Tony: Nie mam nic przeciwko. Zresztą, powinienem już dawno o tym pomyśleć. Ostatnio zbroja próbowała was pozabijać. No i też mnie.
Rhodey: Wszyscy potrzebujemy czasem odpocząć od mocnych wrażeń.
Tony: Masz... rację.
Rhodey: Tony? Tony, co się dzieje?
Przyjaciel był zaniepokojony brakiem reakcji na pytania.
Rhodey: Komputerze, co się stało ze zbroją?
<<Brak uszkodzeń. System działa prawidłowo>>
Rhodey: Coś jest nie tak.
<<Uwaga. Bliskie zderzenie>>
Rhodey: O nie! Tony, obudź się! Tony!
Krzyczał, ale to nic nie dawało. Coraz bardziej wpadał w panikę, czego zazwyczaj nie robił. Zniknęło opanowanie. Tak, jak komputer powiedział, tak się stało. Zbroja rozbiła się w środku miasta. Od razu sporo przechodniów zwróciło uwagę na nieprzytomnego bohatera.
Gdy coraz więcej osób gromadziło się przy nim, histeryk przejął zdalne sterowanie nad pancerzem.
<<Autopilot włączony>>
Rhodey: Jaki jest stan użytkownika?
<<Słabe oznaki życiowe. Konieczna pomoc medyczna>>
Rhodey: Przecież... Przecież z nikim nie walczył. To nawet nie trzyma się kupy! Jak to możliwe?!
Nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Jedynie dźwięk telefonu.
Pepper: Rhodey, co się wyrabia? Właśnie szłam do was, a tu tyle gapiów patrzyło na Iron Mana, który dość szybko odleciał. Może mi to wyjaśnisz?
Rhodey: Nie będę kłamał. Nie jest dobrze.
Pepper: Jak bardzo? Czy on walczył z kimś? Coś nie tak z implantem? Kto go skrzywdził?!
Rhodey: Uspokój się. Ja też nie wiem, co się stało. Gdy zbroja wróci, zabiorę go do szpitala. Dr Yinsen powinien mu pomóc.
Pepper: A jeśli nie znajdziesz niego, co wtedy?
Rhodey: Nie wiem i wolałbym negatywnie nie myśleć.
I tymi słowami zakończył rozmowę telefoniczną z rudowłosą. Oboje byli nieświadomi stanu geniusza, a wszystko zmierzało do tego, że miało się zrobić o wiele bardziej poważnie. Pancerz po jakiś dziesięciu minutach wylądował, wyrzucając pilota na zewnątrz. Rhodes wziął go sposobem matczynym, zabierając do najbliższej placówki medycznej, gdzie mógłby spotkać cudotwórcę. Tego samego, co uratował chłopaka po wypadku samolotu.
Kiedy znalazł się na miejscu, miał szczęście. Spotkał specjalistę przy recepcji. Podbiegł do niego z chorym, a on bez żadnego słowa położył nastolatka na łóżko i zabrał na salę operacyjną. Z minuty na minuty było coraz gorzej. Usiadł przed blokiem, żeby cierpliwie zaczekać na zakończenie ingerencji chirurgicznej.
Nagle usłyszał gadatliwość rudej. Męczyła biedną panią z recepcji, zadając milion pytań z prędkością światła. Bez dłuższego zastanawiania porwał ją i zaczął wszystko tłumaczyć przy bloku. Najpierw usiedli oboje.
Rhodey: Zanim coś powiesz, daj mi dojść do głosu.
Pepper: Rhodey?
Rhodey: Ja też się boję o niego. Lekarz nic nie powiedział. Po prostu go zabrał na operację.
Pepper: Czyli z kimś walczył. Whiplash, A.I.M, Duch, Laser, Blizzard? Kto to zrobił?
Rhodey: Zbroja nie była uszkodzona. Komputer nic nie wykrył, a testy oprogramowania wyszły pozytywnie. Naprawdę nie potrafię tego pojąć, dlaczego tak bardzo z nim źle.
W ich głowach pojawiało się coraz więcej wątpliwości. Czyżby o czymś nie wiedzieli? Istniał jakiś sekret? Kto zawinił? Nie byli w stanie poukładać myśli, a minuty się dłużyły. Godzina za godziną i tak do drugiej w nocy. Rudzielec ledwo utrzymywał się przytomny. Tylko kofeina zawarta w kawie budziła dziewczynę na nowo do życia. Za to jej przyjaciel robił kwadransowe drzemki.
Niespodziewanie otworzyły się drzwi. Ledwo dostrzegli postacie w fartuchach. Doktor podszedł do nich, potrząsając delikatnie za ramiona.
Dr Yinsen: Pobudka. W domu się śpi, a nie tutaj.
Pepper: Eee... Co?
Otworzyła oczy, podnosząc głowę do pionu. Rhodey uczynił to samo.
Rhodey: Już koniec?
Dr Yinsen: Operacja trwała dość długo. Teraz trzeba tylko czekać.
Rhodey: Nie rozumiem.
Dr Yinsen: Implant źle pobudzał serce do działa. Cały mechanizm był zepsuty, więc musieliśmy go wymienić. Był w zapasach razem z metalem, ale...
Pepper, Rhodey: ALE?
Dr Yinsen: Nie wiadomo, co się wydarzy. Mogą wystąpić ataki.
Rhodey: Jakie ataki? W sensie, że...
Dr Yinsen: Zbyt duży impuls i może poczuć ból w klatce piersiowej, co w najgorszej sytuacji może doprowadzić do śmierci.
Pepper: Czy... Czy on umrze?
Dr Yinsen: Bez obaw. Na każdego kiedyś przyjdzie pora.
Zażartował, choć oni i tak odebrali to na poważnie.
Pepper: Możemy się z nim zobaczyć?
Dr Yinsen: Tak, ale uważajcie. Gdyby coś złego zaczęło się dziać, wołajcie od razu. Nie zwlekajcie, dobrze?
Pepper, Rhodey: DOBRZE.
Nie byli w stanie iść spokojnie do sali. Musieli biec, za co dostali opieprz od salowych. Rzucały im złowrogie spojrzenia, lecz później mogli odetchnąć z ulgą. Szczególnie, widząc Tony'ego z uchylonymi powiekami. Podeszli do niego. Chcieli rzucić mu się w ramiona, ale ze względu na ostrzeżenia Yinsena, zahamowali ten odruch.
Rhodey: Hej, Tony. Jak się czujesz? Dlaczego nie mówiłeś, że miałeś zepsuty implant?
Pepper: Martwimy się ciebie. Wiemy o wszystkim, chociaż powinieneś nam powiedzieć, jak do tego doszło.
Rhodey: Tony?
Tony: Wybaczcie, ale to wszystko przez zbroję. Jak we mnie strzeliła, spaliła kable w mechanizmie. Nie wiedziałem, że będzie tak źle.
Pepper: Wow! To wiele wyjaśnia.
Rhodey: Za ile cię wypiszą?
Tony: Trzy dni i będę w domu.
Pepper: To świetnie, ale czujesz się na siłach, żeby wrócić?
Tony: Pep, nic mi nie będzie. Miewałem gorsze epizody w karierze Iron Mana.
Pepper: Coś w tym jest.
Rhodey: No dobra. Zadzwonię do mamy, żeby przyjechała, a wy sobie pogadajcie.
Pepper: Od kiedy ty nas zostawiasz samych?
Rhodey: Heh! Nie umiecie bez siebie żyć.
Zaśmiał się, a mało, by brakowało na potężny sierpowy od gaduły. Szybko wyszedł z sali, zostawiając ich w spokoju.
Tony: Podejdź bliżej. Nie bój się.
Pepper: Nie chcę cię skrzywdzić.
Tony: Nigdy byś tego nie zrobiła.
Uśmiechnął się łagodnie, zaś ona wykonała prośbę. Od razu przytulił ukochaną, aż miał ochotę ją pocałować w policzek. Zrobił to bez wahania. Oboje spalili rumieńca ze wstydu.
Pepper: Trzeba się przyzwyczaić.
Tony: No wiadomo. Będzie dobrze.
Niestety cały romantyzm prysnął w ułamku sekundy. Chłopak mocno zbladł.
Pepper: Tony?
Urządzenie wysłało zbyt silny impuls, przez co serce zwalniało.
Pepper: Tony, nie! Proszę cię! Nie rób mi tego!
Na nic błagania oraz prośby. Zemdlał.
Pepper: Lekarza! Potrzebny lekarz!
Natychmiast do środka wparował Rhodey z dr Yinsenem. Medyk ocenił stan zdrowia na podstawie odczytów z kardiomonitora i działania rozrusznika serca.
Dr Yinsen: Musicie wyjść. Natychmiast!
Pepper: Nie! Nie zostawię go!
Dr Yinsen: Pozwólcie mi pracować! Wynocha!
Zostali wyproszeni z pomieszczenia, gdzie toczyła się walka o jedno życie. Życie bohatera. Przyjaciele nie tracili wiary w szczęśliwe zakończenie. Wiedzieli, jak wiele Anthony Edward Stark poświęcił, a ile stracił. Jak często ryzykował własnym życiem dla dobra ludzkości, a kiedy był w stanie posunąć się do rzeczy niemożliwych. Za drzwiami sali nie słyszeli nic. Żadnych rozmów, dźwięków maszyn. Mogli jedynie domyślić się, co robił Ho.
Rhodey: Powiedziałem mamie, żeby przyjechała. Ma ważną rozprawę i nie może się zerwać, ale mówiła, że dołączy później.
Pepper: Oby przeżył. Tak wiele mam mu do powiedzenia.
Rhodey: Domyślam się. Jedynie możemy czekać.
Pepper: Prędzej osiwieje, zanim się doczekam.
Rhodey: Nie martw się. Tony jest silny. On nigdy nie poddał się tak łatwo. Musimy o tym pamiętać.
Pepper: Tak. Tak! Jest nadzieja!
Powoli zaczęła pojmować niezniszczalną siłę woli życia Starka. Cokolwiek, by się stało, nie da łatwo za wygraną. Żadnej kapitulacji. Potrzebna walka do ostatniego tchu.
Wreszcie po jakiejś godzinie mogli usłyszeć jakieś informacje. Doktor wyglądał na poważnego i nie zamierzał żartować.
Pepper: I co? Co z nim?
Dr Yinsen: Robiłem, co mogłem.
Pepper: Nie. To nie może być prawda!
Rhodey: Pepper, spokojnie.
Dr Yinsen: Zresztą, nie będę nic wam mówił. Sami zobaczcie.
Byli zmieszani, ale pragnęli zrozumieć. Pragnęli za wszelką cenę poznać prawdę. O dziwo chłopak był odpięty od wszelkiej aparatury. Nie potrafili ocenić, czy żył.
Dr Yinsen: Nie bójcie się. Śmiało. Podejdźcie.
Z lekkim niepokojem zbliżyli się do łóżka chorego. Był przykryty, aż do czubka głowy, co oznaczało tylko jedno.
Pepper: Nie! Tony, jak mogłeś?! Jak mogłeś nas zostawić?!
Bezradnie upadła na kolana, płacząc. Histeryk jakoś nie mógł uwierzyć, że odszedł bez pożegnania. Takiego świństwa nigdy nie zrobiłby im. Odkrył głowę i usłyszał, jak chrapie.
Rhodey: Pepper...
Pepper: Mam tego dość! Wszystko się sypie! To nie fair! Nawet nie powiedziałam mu, że go kocham!
Rhodey: Pepper!
Pepper: Czego?!
Popatrzyła na niego wściekle.
Rhodey: On żyje. Jak mi nie wierzysz, sama sprawdź.
Pepper: Wykręcę ci kiszki, jeśli kłamiesz.
Wstała z podłogi, podchodząc do łóżka. Przyłożyła głowę na poziom klatki piersiowej, skąd mogła usłyszeć bicie serca. Dość żywe uderzenia mięśnia. Wtedy już nie miała wątpliwości. Ucałowała geniusza w czoło, zaś później chwyciła lekarza za fartuch, podciągając do góry. On tylko się śmiał.
Pepper: My tu umieraliśmy ze strachu, a pan se robi jaja?! Tak nie można!
Dr Yinsen: A można.
Pepper: Nie! Nie ma pan prawa! Ciekawe, czy byłoby śmiesznie, jakby pańskie dziecko umierało i ktoś by to powiedział! Miło, by było?! Miło?!
Rhodey: Pepper, wystarczy.
Dr Yinsen: Jestem za stary na dzieci, ale w waszym przypadku musiałem tak postąpić. Zawsze myślicie o najgorszym. Nie wierzyliście w moje umiejętności, choć to mnie szukaliście. To nie było miłe... Wypis dostanie za trzy dni. To nie uległo zmianie.
Zanim wyszedł na dobre, Rhodey się odezwał.
Rhodey: Dziękujemy.
Trzy dni później, Tony opuścił szpital. Więcej ataków ze strony implantu już nie było, Iron Man miał wolne od bohaterowania, a Roberta podarowała mu coś, co będzie mu przypominać o tym, co stracił, oraz to, o co walczy. A było tym pudełko ze zdjęciami. Fotografia matki oraz ojca. Postanowił dodać do nich fotki z Pepper, Rhodey'm, prawniczką oraz jej mężem. W końcu, to oni byli jego nową rodziną.
--***---
Pięć lat mija od założenia pierwszego bloga, a za tym idzie też piąty rok pisania. Ten one shot powstał szybciej, ale dodaję go już dziś. Dziękuję tym, którzy mnie wspierali.
--***---
Pięć lat mija od założenia pierwszego bloga, a za tym idzie też piąty rok pisania. Ten one shot powstał szybciej, ale dodaję go już dziś. Dziękuję tym, którzy mnie wspierali.
I remember <3 Congratulations on those 5 years
OdpowiedzUsuńOh. Thank you, my darling <3
Usuń