Part 143: Do trzech razy sztuka

0 | Skomentuj
**Matt**

Duch nie zwracał uwagi na krzyk swojej córki. Czy tylko ja ją słyszałem? W ostatniej chwili wyślizgnąłem się spod jego kolana i wstałem. Jednak nie ustałem zbyt długo, bo znowu się na mnie rzucił z pięściami.

Matt: Czemu... to... robisz? Przecież... jej nie... skrzywdziłem
Duch: Powiedziałem, że masz się trzymać od niej z daleka. Wiedziałem o fikcyjnym meczu. Zdradziła ją droga, bo poszła w przeciwną stronę. I jak się okazuje, napotykam ciebie. Przypadek?
Katrine: Znowu mnie śledziłeś?! Jak mogłeś?! Masz go puścić wolno! Słyszysz?!
Matt: Proszę... przestań
Duch: Obiecaj na swoje życie, że przestaniesz zadręczać moją córkę. Zrozumiano?
Matt: Ale... ja
Duch: Żadnych "ale'!
Katrine: Tato, zostaw Matta w spokoju!
Duch: Przykro mi, ale musi otrzymać karę

Po raz kolejny zostałem uderzony w twarz, że krew ciekła z nosa. Nie wiedziałem, do czego się jeszcze posunie. Nawet z genami Makluan byłem bezradny.
Nagle poczułem, jak jego ręce zaciskają się na karku. Zaczął mnie dusić, aż nie potrafiłem oddychać. To był mocny ścisk, skoro po kilku sekundach straciłem przytomność.

**Katrine**

Nie zdołałam nic zrobić. Przeze mnie, mój ojciec był taki dla niego surowy. Pewnie, gdybym nie pozwoliła na pocałunek, nie potraktowałby Matta tak okrutnie. Sprawdziłam, czy oddycha. Ledwie, ale żył.

Katrine: Co ty chciałeś zrobić? Ty go prawie zabiłeś!
Duch: Chciałem jedynie smarkacza nastraszyć
Katrine: Jeśli masz kogoś karać, to mnie
Duch: Katrine...
Katrine: Nie chcę, żebyś mu robił krzywdę. Daj mi jakąś karę, ale daj mu już spokój

Mówiłam to ze łzami w oczach, lecz na poważnie. Wolałabym sama być "nastraszona" przez niego w ten sam lub gorszy sposób. Ojciec zniknął, jak duch i zostałam sama z chłopakiem. Ciągle oddychał. Myślałam, by go zabrać go szpitala, ale widziałam, że lekko otworzył oczy.

Matt: Katty...
Katrine: Przepraszam... Przepraszam, że przeze mnie cierpiałeś. Wybaczysz mi?
Matt: Nie... żałuję... że... cię... spotkałem
Katrine: Powinnam cię zabrać do szpitala. Wyglądasz okropnie. Prawie cię zabił, a ja jedynie na to patrzyłam. Mogłam wyjąć nóż, ale...
Matt: Dom
Katrine: Słucham?
Matt: Zabierz... mnie... do domu
Katrine: Mam nadzieję, że jesteś lekki
Matt: Trochę... ważę
Katrine: Trzymaj się

Ostrożnie go chwyciłam z chodnika, biorąc na ręce. Musiałam, jak najszybciej go zabrać do jego domu, bo zrobiło się na tyle ciemno i ktoś może na nas wyskoczyć. Jednak teraz nam szczęście dopisywało. Trafiliśmy bezpiecznie... Niekoniecznie. Jakiś wariat się kręcił z biczami na pile tarczowej, a jakiś blaszak próbował z nim walczyć.

Katrine: Matt, nie zasypiaj. Już jesteśmy na miejscu
Matt: Whiplash
Katrine: Kto?
Matt: Kłopoty... Wejdź... do... tego domu... Ach! Tu... mieszka... moja... mama
Katrine: No dobrze... Matt, słyszysz mnie? Matt!

Cholera. Znowu stracił przytomność. Zdołałam go zabrać, gdzie mi wskazał drogę. Dobrze, że ten wariat nas nie zauważył. Gdy weszłam z nim do mieszkania, jakaś kobieta w czarnych włosach od razu zaprowadziła mnie do salonu, gdzie położyłam poszkodowanego. Bałam się, że z nim było bardzo źle.

**Rhodey**

Nie byłem w stanie określić, jak długo jeszcze zbroja wytrzyma, ale Pepper była coraz bliżej domu mamy. Musiałem jeszcze odwrócić jego uwagę na kolejne kilka minut. Wystrzeliłem pocisk sporego kalibru, aż wylądował na ziemi.

Rhodey: Lepiej się stąd wynoś, Whiplash! Iron Mana tu nie znajdziesz!

Biczownik na chwilę się zatrzymał. Chyba odbierał jakąś wiadomość od swojego szefa. Czekałem na jego kolejny ruch, mierząc z rękawic.

Whiplash: Tym razem ci daruję, War Machine. Skoro Iron Mana nie ma, nic tu po mnie

Naprawdę? Jeden komunikat i już odleciał dobrowolnie? Przynajmniej są bezpieczne. Kiedy wróciłem do bazy, zauważyłem, jak płonie jedna część fabryki. Szybko odkręciłem zawór, gasząc pożar. Ogień jedynie objął tę część, gdzie było wejście do zbrojowni. Nic nie ucierpiało.

Rhodey: FRIDAY, przeskanuj cały teren. Szukaj bomb, pułapek i Whiplasha

<<Teren czysty. Whiplash zniknął i nie pozostawił żadnej bomby>>

Rhodey: Na pewno?

<<Gdyby coś się znalazło, powiedziałabym, prawda?>>

Rhodey: No tak

<<Nie martw się. Już nic im nie grozi>>

Rhodey: A jeśli znowu wróci?

<<Wtedy będzie wiedział, z kim na do czynienia>>

Chyba faktycznie nie musiałem się martwić Whiplashem. Mogłem odłożyć zbroję i wrócić do domu.

**Katrine**

Z pomocą jego cioci opatrzyłam rany, które były najbardziej poważne. Wcześniej mówił coś o jakiejś mamie. Sprawdziłam, czy miał gorączkę. Czoło miał lekko rozpalone, ale niewykluczone, że wtedy musiał bredzić.

---**---

Hej. Jako, że wolne mi się przedłużyły przez rekolekcje, mam czas na dokończenie przepisywania fazy szóstej. To przedostatnia notka do tej finałowej. W sensie, że fazy, bo opo jeszcze się nie skończyło. Podjęłam wyzwanie na 365 notek. Czy się uda? Zobaczymy :)

Part 142: Będę twoją zmorą

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Szturchnąłem lekko Lily, by ją obudzić. Jednak spała, jak zabita. Nie mogłem czekać, aż sama zareaguje, więc pobiegłem poszukać Pepper. Zapach z kuchni był na tyle wyczuwalny w powietrzu, że tam mogłem znaleźć rudą. I miałem rację. Robiła gofry.

Rhodey: Dobrze, że jesteś, Pepper. Gdzie Matt?
Pepper: Wyszedł... Czy coś się stało?
Rhodey: Musimy uciekać
Pepper: Czemu? Przecież...

Nagle usłyszałem odgłos wybuchu na terenie fabryki. Nie wiedziałem dokładnie, gdzie, ale byłem pewny, że to sprawka Whiplasha.

Rhodey: Dalej uważasz, że nic się nie dzieje? Musimy uciekać. Już!
Pepper: O nie! Lily!
Rhodey: Śpi mocno. Nie zdołałem jej obudzić. Weź ją, a ja rozprawię się z Whiplashem
Pepper: Co? Whiplash? Czego on chce?
Rhodey: Chyba ma niedokończone porachunki

Wskazałem jej skrót do zbrojowni, by szybciej ewakuować dziewczynę. Po kilku minutach, Pepper próbowała jakieś sposoby na obudzenie, ale nadal miała twardy sen. Poprosiłem, żeby skierowała się bocznym wyjściem na zewnątrz.
Gdy uzbroiłem się w pancerz, wyszedłem naprzeciw wroga. Wycelowałem wszystkim, co miałem.

Whiplash: Nie przyszedłem po ciebie, War Machine. Gdzie... jest... Iron Man?
Rhodey: Iron Man nie żyje! I teraz ja będę twoją zmorą... Nie pozwolę na ranienie jego bliskich
Whiplash: Nie wierzę ci. Kto śmiał mnie wyprzedzić?!
Rhodey: A tego ci nie zdradzę. Wynoś się stąd albo zostanie z ciepie kupa złomu!
Whiplash: Nie boję się ciebie
Rhodey: Chyba powinieneś

Wystrzeliłem w niego całą artylerię bez omijania pocisków największego kalibru. Musiałem go jakoś przegonić, żeby Pepper z Lily zyskały więcej czasu na ucieczkę. Dobrze, że mogą schronić się u mojej mamy. Whiplash ani trochę się nie przestraszył i zaczął atakować biczami. Oplótł cały pancerz, aż doszło do spięcia. Dzięki silnym rękom, rozerwałem jego broń na strzępy, wyrzucając go na ziemię.

Whiplash: Nieładnie tak psuć moje zabawki. Jednak tego nie zdołasz zniszczyć, blaszaku

Nie spodziewałem się ataku bomb. Trzy zdołałem odbić, ale czwarta mnie trafiła przy źródle zasilania. Zostałem odrzucony, wpadając na fabrykę.

<<Uwaga. Naruszono osłonę zbroi>>

Rhodey: Wiem... Poczułem

Wstałem, mierząc z rakiet w biczownika. Udało mi się zrzucić go z piły tarczowej, lecz ta walka nadal nie dobiegła końca. Gdy już chciałem strzelić z repulsorów. Whiplash zniżył się na dół, lecąc w kierunku... Pepper. Niedobrze. Musiałem jakoś zyskać na czasie.

**Katrine**

Tak miło z nim spędzałam czas. Śmialiśmy się, a kiedy na talerzu żadnego kawałku pizzy nie zostało, mogliśmy wypić colę do dna. Jednak zauważyłam, że była jedna szklanka. Chyba źle zamówiłam. I wtedy wypiliśmy w tym samym momencie, aż nasze spojrzenia na nowo się spotkały. Poczułam się nieswojo, że nie byłam w stanie ukryć rumieńców.

Matt: Ładnie się rumienisz
Katrine: Ech! Nie powinnam... Zresztą, już późno. Powinnam wrócić do domu
Matt: Ja chyba też
Katrine: A twoi rodzice... Przepraszam... Czy twoja mama nie ma nic przeciwko, że się spotykamy?
Matt: Nie, ale wolałaby, żebym tak nie ryzykował. Wie, do czego zdolny jest twój ojciec
Katrine: Niestety, ale rodziny się nie wybiera
Matt: To prawda. Ja na swoją nie narzekam. Teraz nie
Katrine: Miałeś jakieś kłopoty z ojcem? Przepraszam, że pytam, ale jestem... ciekawa
Matt: Przez niego mogłem stracić siostrę, bo zachowywała się tak samo bezmyślnie, jak on
Katrine: No dobra. Dzięki, że mogliśmy się spotkać. Miło było z tobą pogadać
Matt: I wzajemnie, Katty
Katrine: Teraz tak będziesz do mnie mówił?
Matt: A co? Nie podoba ci się?
Katrine: Jest świetne... Do zobaczenia w szkole

Uśmiechnęłam się, żegnając z nim. Jednak jeszcze nie odszedł. Cmoknął mnie w policzek, aż miałam wrażenie, że odfrunę. Motylki tańczyły w brzuchu, a na twarzy spaliłam buraka.

Katrine: Matty?
Matt: Tak?
Katrine: Bo ja... Ja chciałam... ci coś...

Nie zdołałam dokończyć, bo jego usta zetknęły się z moimi i doszło do pocałunku. Myślałam, że będę eksplodować, ale zdołałam opanować emocje. Pierwszy raz zostałam pocałowana przez chłopaka. Pierwszy raz.

**Matt**

Tak. Posunąłem się do tego. Widziałem, ze czuła to samo. Te rumieńce, uśmiech oraz wymyślone zdrobnienie. Wiedziałem, jak wiele ryzykuję, ale dla Katrine każda cena była warta. Gdy wybiła dwudziesta, rozeszliśmy się do domu. Byłem szczęśliwy, a wszelkie smutki z odejściem taty na chwilę odeszły w zapomnienie. Jednak pozostały zmartwienia, które wyszły z cienia. Mój instynkt bił na alarm. Zauważyłem Ducha. Ominąłem go, ale ten od razu mną rzucił o chodnik. Chciałem go jakoś odtrącić, lecz siła Makluan tu nie dała rady.

Matt: Co ty robisz?
Duch: Ostrzegałem cię. Łapy precz od mojej córki!

Kopnął w żebra, aż zaczął atakować po twarzy pięściami. Nie mogłem uciec. Jego kolano miażdżyło mi brzuch. Słyszałem czyjś hałas. To był krzyk Katrine.

Part 141: Katty i Matty

2 | Skomentuj


**Rhodey**

Wyjąłem kopertę z szuflady biurka i wziąłem się za czytanie listu. Ciekawe, co chciał mi przekazać?

Kochany bracie,
Chciałbym cię przeprosić, że zostawiam ciebie z tymi wszystkimi problemami, które wiążą się z ratowaniem świata. Jednak wolałbym, żebyś się skupił na swoim własnym życiu, jakim jest Akademia Wojskowa. Wiem, że wiązałeś z nią przyszłość. Marzyłeś o tym. I nie musisz się martwić, kto będzie zajmował się walkami z groźnymi przestępcami, bo SHIELD ma specjalne jednostki powołane do zażegnania każdego zagrożenia.
Czy mógłbym mieć dla ciebie prośbę? Czy byłbyś w stanie zaopiekować się moją rodziną tak, jak kiedyś Roberta troszczyła się mną po wypadku razem z twoim ojcem? Mam nadzieję, że porzucisz w końcu swoją kochankę na rzecz miłości w realnym świecie. Zasługujesz na nią, jak prawdziwy mężczyzna. Jeśli myślisz, że to jakiś żart, to jesteś w błędzie. Chcę twojego szczęścia i życzę ci, jak najlepiej. 
Jednak proszę cię o wybaczenie za to, co zrobiłem, ale nie widziałem innego wyjścia, jak ratowanie życia mojej ukochanej córki, którą kocham nad życie.
Jako, że mi pomagałeś przez te wszystkie lata od czasu wypadku, chciałbym coś po sobie pozostawić. Coś, co będzie wyłącznie dla ciebie pamiątką, czyli zdjęcie naszej trójki, gdy jedynie byliśmy przyjaciółmi, a teraz staliśmy się rodziną.
Kocham cię, jak brata
Tony


Nie spodziewałbym się, że tak wszystko idealnie zaplanuje. Czyli SHIELD ma się zajmować łapaniem złoczyńców? War Machine na emeryturę? Mowy nie ma. Jednak z drugiej strony, to muszę się zająć Akademią Wojskową. I jeszcze wpadł mu głupi pomysł z dziewczyną. Jestem szczęśliwy nawet bez niej. Dobrze mi z tym.
Po przeczytaniu listu chciałem wrócić do rodziców, ale usłyszałem jakiś hałas. I to nie byle jaki. Cholera! Whiplash! Ostrożnie zerknąłem przez okno. Czy to naprawdę był on?

**Katrine**

Nie musiałam zbyt długo czekać na Matta. Był punktualnie o osiemnastej, jak się umówiliśmy w pizzerii. Zamówiłam po średniej pizzy, frytkach i litrze coli. Mogłam jakoś się pomalować, ale gdybym to zrobiła, ojciec wiedziałby, że kłamię. No trudno. Na bal mam zamiar wyglądać, jak prawdziwa dziewczyna.

Katrine: Hej, Matt! Wybacz za kłopot. Nie powinnam cię prosić, żeby się spotkać, bo pewnie jesteś w niezbyt dobrym nastroju
Matt: W porządku. Dam radę... Cieszę się, że nic ci nie jest
Katrine: Nie. To ja powinnam się cieszyć, że wszystko z tobą w porządku. No poza śmiercią taty... Naprawdę współczuję
Matt: Jakoś przeżyję, choć chyba chciałaś się spotkać w innym celu... Nie wierzę, że cię puścił
Katrine: Powiedziałam o meczu siatkówki naszej szkolnej drużyny
Matt: Poważnie? Nie musiałaś kłamać
Katrine: Masz przeze mnie same kłopoty i... przepraszam
Matt: Hej! Nic się nie stało. Żyjemy, prawda? Teraz czeka nas bal
Katrine: No właśnie... Bal

Skoro on poruszył ten temat, może też będzie chciał mnie zaprosić? A! Kogo ja oszukuję? Pewnie nie lubi takich zabaw. Jeszcze wyjdę na kretynkę w miejscu publicznym. Ech! Raz kozie śmierć.

Katrine: Eee... Zechciałbyś pójść na bal?
Matt: A wiesz, że chciałem zapytać o to samo?
Katrine: Naprawdę?
Matt: Tylko nie wiem, kogo zaprosić
Katrine: Sądzę, że odpowiedź masz przed nosem
Matt: Masz rację... Katrine?
Katrine: Tak, Matt?
Matt: Znasz jakąś dziewczynę, która poszłaby ze mną na tę zabawę?

Już myślałam, że powie o mnie, a on szuka jakiejś innej? Wiedziałam, że wygłupiłabym się przed nim. Poczułam się źle, ale przez chwilę.

Matt: Żartuję, Katty. Może ty byś potowarzyszyła mi w piątek wieczorem za tydzień?
Katrine: Katty?
Matt: Nie ładne? Skoro traktujemy się, jak przyjaciele, powinniśmy mieć jakieś przezwiska
Katrine: Matty
Matt: Słucham?
Katrine: Twoje będzie takie... Eee... Na czym my to...
Matt: Pójdziesz ze mną na bal?
Katrine: Już myślałam, że nie zapytasz... No pewnie, że tak

Wypaliłam sporego rumieńca, gdy dotknął mojej dłoni, ale pewnie zrobił to przez przypadek. Zaczęliśmy jeść frytki, ale nie mogłam oderwać od niego wzroku. Po prostu się zakochałam.

**Rhodey**

Musiałem coś zrobić. Whiplash kręcił się w pobliżu fabryki. Pepper powinna wiedzieć, że są w niebezpieczeństwie. Szybko zbiegłem na dół, ale mama musiała mnie zatrzymać, chwytając za ramię.

Roberta: Rhodey, co z tobą? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha
Rhodey: Whiplash... Zbrojownia... Pepper... Niebezpieczeństwo
Roberta: Co? Jak to możliwe?
Rhodey: Muszę... ją... ostrzec
Roberta: Stój! Jeśli jest w pobliżu, może cię skrzywdzić, a na to nie pozwolę. Zadzwoń do niej i jej powiedz. Tak będzie najlepiej
Rhodey: No dobrze

Wybrałem numer do przyjaciółki, ale nie odbierała. Możliwe, że spała lub biczownik zagłuszył jakoś działanie telefonu na terenie fabryki. Coraz bardziej bałem się, że ją skrzywdzi i jeszcze jej dzieci. Nie mogłem czekać na rozwój wypadków. Wybiegłem z domu, kierując się do zbrojowni. Przebiegłem obok tego wariata, unikając jego wzroku. Pobiegłem do tylnego wejścia, skąd mogłem szybciej się dostać do budynku.
Gdy minęło pięć minut, wstukałem kod do wejścia. Poza Lily i FRIDAY nie było nikogo. Spóźniłem się?

Part 140: Kłamstwo za kłamstwem

0 | Skomentuj

**Katrine**

Niecierpliwie czekałam na wybicie godziny spotkania. Chciałam, jak najszybciej się z nim zobaczyć. Mamy ze sobą wiele do pogadania. Prawie, co sekundę sprawdzałam zegarek w telefonie, a czas się ciągnął w nieskończoność. Jednak mogłabym wyjść wcześniej z domu. Tak! To jest myśl!
Wstałam z łóżka, schodząc schodami na dół. Oczywiście ktoś musiał mnie dostrzec. Kto? Mój "kochany ojczulek".

Duch: A ty dokąd? Kolacja zaraz będzie
Katrine: Zostawiłam książki u przyjaciółki. Powiedziała, że to nie problem i da mi je dzisiaj
Duch: Hmm... I myślisz, że ci w to uwierzę?
Katrine: A powinieneś. Przecież szkoła jest ważna, prawda?
Duch: Puszczę cię, jak mi powiesz, gdzie tak naprawdę idziesz?
Katrine: No dobra. Nakryłeś mnie na kłamstwie. Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo... Nie uwierzysz mi, ale idę na mecz siatkówki
Duch: Tak późno?
Katrine: Gra reprezentacja mojej szkoły i chciałam iść

Błagam cię. Chwyć ten banał. Co ci szkodzi?

Duch: Przecież Akademia Jutra ma drużynę koszykówki
Katrine: Ale i siatkówki... W tym roku otworzyli
Duch: Ech! To idź, ale po co mi ściemniałaś z tymi książkami?
Katrine: Bo myślałam, że mnie nie puścisz
Duch: Ach! Trzeba było od razu mówić, że chodzi o mecz. Miej włączony telefon i postaraj się wrócić szybko
Katrine: Dobrze

Już chciałam wyjść, ale jeszcze na chwilę mnie zatrzymał.

Duch: Idziesz sama?
Katrine: No tak. Reszta siedzi na imprezie u Rhony
Duch: W waszych czasach nie ma nic lepszego od imprez? Ech! Później mi powiesz, jak było
Katrine: W porządku. Trzymaj się... Papa

Uśmiechnęłam się, udając, że już nie jestem wściekła na niego za to, co zrobił Mattowi ostatnim razem. Z jednej strony cieszyłam się, że chwycił moje kłamstwo. Jednak coś za łatwo mi poszło. Mam się bać? Grunt, że wyszłam z domu i mogłam iść na miejsce spotkania.

**Duch**

Katrine kłamała. Wiem to, ale puściłem ją. Wolałbym uniknąć kolejnej afery, jak kontroluję jej życie prywatne. No nic. Dzięki namierzaniu komórki, wiem, gdzie się znajduje. I nie szła w stronę szkoły, a bardziej w centrum miasta. Niebawem się dowiem, jaki naprawdę ma plan.

~*Godzinę później*~

**Pepper**

Zeszłam do zbrojowni, gdzie miałam znaleźć prezent z okazji rocznicy. Akurat natrafiłam na Lily, która zasnęła. Zauważyłam, że ma już naładowany implant, więc odłączyłam go od ładowarki. Żeby nie zmarzła, przykryłam ją kocem. Gdy upewniłam się, że śpi, ostrożnie podniosłam kanapę, szukając podarunku. Nie wiedziałam, czego dokładnie szukać.

Pepper: FRIDAY, mogę mieć dla ciebie prośbę?

<<Słucham>>

Pepper: Przeskanuj zbrojownię. Szukaj jakiejś paczki

<<A! Chodzi o prezent rocznicowy? Wiem, gdzie Tony go schował>>

Pepper: Gdzie?

<<Pod kanapą>>

Pepper: Ale ja już...

<<Schyl się i zobaczysz takie złote pudełko>>

Pepper: O! Chyba widzę

Sięgnęłam ręką, natrafiając na wspomniane pudełko. Była na nim karteczka.

Dla Pep

Byłam ciekawa, co jest w środku i zobaczyłam naszyjnik z sercem. To nie był zwyczajny naszyjnik, bo w środku były dwa zdjęcia, Na lewej połówce był Tony, a po prawej znajdowała się moja podobizna. Jednak, kiedy złączyłam je w całość, dostrzegłam napis.

Wieczna i nieśmiertelna. Nasza miłość

Pepper: Musiał wiele włożyć w to pracy

<<Ale raczej było warto, prawda?>>

Pepper: To jest śliczne. Szkoda, że ja nie dałam mu prezentu

<<A przygotowałaś coś?>>

Pepper: Mieliśmy iść do restauracji i tam miałam mu wręczyć film, który zrobiłam

<<Jaki dokładnie?>>

Pepper: O tym, jak się poznaliśmy i co z tej miłości wyszło

Włożyłam z powrotem naszyjnik do pudełka i poszłam do sypialni. Tam odłożyłam je, a później pomaszerowałam zrobić kolację. Dziś przygotuję gofry. Powinny im zasmakować.

**Rhodey**

Próbowałem ułożyć myśli, ale nie byłem w stanie. Tony zabił się, by ratować swoją córkę. I co teraz będzie? Kto ma ratować świat?

Roberta: Wszystko gra?
Rhodey: Tak, tak. To... nic
Roberta: Coś cię trapi. Powiedz
Rhodey: Chodzi o to, że Tony'ego już nie ma, a razem z nim ratowałem świat przed złem
Roberta: I teraz nie wiesz, czy sam dasz radę?
Rhodey: Tak, ale jeszcze została kwestia Akademii Wojskowej... Przepraszam

Wstałem od stołu i poszedłem do swojego pokoju. Musiałem w końcu wziąć się za spełnienie woli mojego brata i przyjaciela. Nadszedł czas przeczytać list.


---**---

Hej. Jednak będę robiła coś w stylu weekendowego spamu. Trzeba nadrobić notki, więc soboty i niedziele na to przeznaczę. Czeka nas jeszcze jeden list i blisko jesteśmy finału fazy. Obrazki, które się pojawiły były zrobione przeze mnie na Gimp, ale jestem amatorką w takim sprawach. Więc jutro może nie być notki, ale mam nadzieję, że czytacie te opo z chęcią :)

Part 139: Kochana Pep

0 | Skomentuj

**Pepper**

Nie wiedziałam, że tak szybko do tego dojdzie. Kilka dni w szkole i już się zakochał. Nie chciałam mu psuć szczęścia, ale stąpa po kruchym lodzie. Z ojcem Katrine będzie miał same problemy. Jednak musiałam jakoś mu pomóc.

Pepper: Lepiej bądź ostrożny. Nie chcę cię widzieć pobitego po raz kolejny
Matt: Mamo, nie martw się. Potrafię o siebie zadbać
Pepper: Chyba gdzieś już to słyszałam... Wydaje mi się, że kiedyś powiedział tak twój ojciec przed jakąś misją
Matt: Ale ja jestem inny. Mam geny Makluan i zyskałem większą siłę, niż może mieć zwykły człowiek
Pepper: Matt, nie wszystko rozwiążesz przemocą. Czasem wystarczy pogadać
Matt: Ale nie z nim. Niebawem będzie bal i chcę ją zaprosić, ale on pewnie znowu mnie pobije
Pepper: Bal? Nic mi o tym nie mówiłeś
Matt: Trochę ciężko myśleć o zabawie, skoro niedawno był pogrzeb
Pepper: Pomogę ci. Nie martw się... Może powiedz też Lily, że szkoła coś takiego organizuje
Matt: Mamo, nie wiem, czy będzie w stanie
Pepper: Oboje powinniście zająć się swoim życiem, bo smucić się ciągle nie ma sensu
Matt: Ale ty się smucisz
Pepper: Jutro już tak nie będzie

Uśmiechnęłam się, dając mu nadzieję, że jutro będzie lepiej. Gdy Matt wyszedł, pomyślałam po raz kolejny nad otworzeniem tej nieszczęsnej koperty. Chciałam zamknąć ten smutny rozdział mojego życia tym listem. Ręce lekko drżały, dotykając kartki. Nie byłam pewna, co z niego się dowiem.

Kochana Pep,
Trochę inaczej to wszystko sobie wyobrażałem, ale za wszelką cenę chciałem uratować Lily. Chciałem się z tobą zestarzeć, patrząc z tobą na dorastanie naszych dzieci, gdy obierają swój własny kierunek w życiu. Jednak życie napisało mi inny scenariusz. 
Nigdy nie byłem dobrym mężem, ale i też ojcem. Przepraszam za chwile, w których mnie potrzebowałaś, a wtedy mnie nie było przy tobie. Wybacz za każdą łzę, jaką uroniłaś oraz za czas, który traciłaś, martwiąc się, czy wrócę z kolejnej misji Iron Mana. 
Chciałem wyprowadzić się razem z wami gdzieś, gdzie jest cisza i spokój. Żeby każdy dzień był lepszy od poprzedniego. Żałuję, że nie mogłem się z tobą pożegnać. Wiem, że będzie mi ciebie brak, a ty będziesz odczuwała tę samą pustkę, skoro byłem w stanie odebrać sobie życie dla naszej córki. Bardzo cię przepraszam, że musiałem tak postąpić, ale czułem się okropnie, patrząc, jak ona cierpi.
Akurat odszedłem od was w najgorszym momencie. Dlaczego? Bo następnego dnia mieliśmy się cieszyć naszą rocznicą ślubu. Nawet miałem dla ciebie prezent, którego nie zdążyłem ci ofiarować. Dlatego powinnaś go odnaleźć pod kanapą. Powinien ci się spodobać.
Bardzo cię kocham i nigdy nie zawahałem się do tego przyznać. Kochałem cię bardziej od budowania następnych zbroi, czy ratowania świata. Byłaś całym moim światem, ale z wielkim bólem serca musiałem cię opuścić. Żegnaj, ukochana żono.
Kocham cię
Twój Tony


Nie mogłam w to uwierzyć. Tak bardzo nas kochał, a ja głupia na niego krzyczałam, winiąc za chorobę Lily. On przecież nas chronił. Chciał się z nami wyprowadzić. I jeszcze wspomina o jakimś prezencie z rocznicy. Jedynie, co zrobiłam po przeczytaniu listu, to uroniłam kilka łez. Teraz żałowałam, że mu nie pomogłam, gdy w bezmyślny sposób oddał swój kylit.
Postanowiłam zejść do zbrojowni i poszukać tego podarunku.

**Katrine**

Niewiele zostało do balu, ale po ostatniej akcji z ucieczką i tym porwaniem, mam przerąbane u rodziców. Szczególnie u ojca, który pilnował mnie, jakbym była małym dzieckiem. Kontaktowałam się z Mattem jedynie wtedy, kiedy miałam pewność, że nikt nie podsłuchuje. Siedziałam tak, wpatrując się w sufit, myśląc o zabawie szkolnej. Nawet chciałam zaprosić Matta, ale w szkole. Poczekam do poniedziałku.
Gdy miałam zamiar do niego zadzwonić, musiałam się wycofać. bo do pokoju weszła mama. Nawet z nią nie miałam ochoty rozmawiać.

Katrine: Wyjdź stąd i mnie zostaw
Viper: Musimy pogadać
Katrine: Nie musimy
Viper: A właśnie, że tak... Twoje zachowanie jest niepokojące. Powinnaś porozmawiać z psychologiem
Katrine: O! A może od razu z psychiatrą?! Robicie ze mnie wariatkę!
Viper: Córciu...
Katrine: Nie jestem twoją córką, skoro nie dajesz mi żyć!
Viper: Chcę cię chronić
Katrine: Taa... Wmawiaj sobie

Usłyszałam, jak idzie w stronę łóżka, ale usiadła przy biurku. Czułam jej spojrzenie, choć leżałam odwrócona głową do ściany.

Katrine: Nic nie rozumiesz... Ja chcę być szczęśliwa i nie mam zamiaru spędzać tyle czasu z ojcem despotą, czy jakimś dobrowolnym katem
Viper: Syn Iron Mana nie powinien się zadawać z tobą
Katrine: Z tego, co słyszałam, to chciał go zabić twój własny mąż
Viper: Może miał takie zlecenie?
Katrine: Nie miał! Po prostu próbuje mi zniszczyć życie! A ty mu na to pozwalasz!
Viper: Katrine, uspokój się
Katrine: WYJDŹ! NATYCHMIAST!

Krzyknęłam tak głośno, że w końcu sobie poszła. Od razu chwyciłam za komórkę, pisząc krótkiego SMS-a, by spotkać się w pizzerii, bo miałam do niego sprawę. Szybko odpisał i się zgodził. Teraz jedynie musiałam czekać, aż będzie na zegarku osiemnasta. Pozostały dwie godziny. Trochę się boję, że ojciec spróbuje mnie śledzić, dlatego wezmę gaz pieprzowy i nóż dla obrony przed nim.

Part 138: Ważna lekcja

0 | Skomentuj
 
**Katrine**

Włamałam się do bazy z danymi od ojca, który miał namiary na każdego. Coś, jak FBI, ale w szerszym zakresie. Dość łatwo znalazłam to, czego szukam. Znalazłam numer telefonu do Matta. Nawet takie informacje mogłam bez trudu uzyskać. Teraz pozostało jedynie być z nim w kontakcie. Pomyślałam, by zadzwonić, skoro ojciec rozmawiał z mamą na dole. Dość szybko odebrał.

Matt: Halo! Kto dzwoni?
Katrine: Na pewno nie złodziej
Matt: Katrine? Skąd masz mój numer?
Katrine: Wygrzebałam w bazie ojca... Jesteś cały?
Matt: Żyję, ale nie chciałbym znowu oberwać. Lepiej będzie, jeśli...
Katrine: Nawet nie próbuj tego mówić. Damy radę
Matt: Nie chcę, żeby ciebie skrzywdził
Katrine: Nie zrobi tego. Gorzej z tobą
Matt: Jeszcze wczoraj walczyłem w zbroi, by cię uratować, a dziś pochowałem własnego ojca
Katrine: Przykro mi... Na pewno czujesz się z tym źle
Matt: Bo mogłem go powstrzymać, ale byłem ślepy. Mogłem mu jakoś przeszkodzić
Katrine: Będzie dobrze, Matt. Jakoś wytrzymasz. Gdybyś potrzebował mojej pomocy, chętnie ci udzielę pomocnej dłoni
Matt: Dzięki. Jesteś wspaniałą przyjaciółką
Katrine: Przyjaciółką? Znamy się parę dni
Matt: To nie szkodzi. Pomogłaś wiele razy, a teraz przeze mnie masz kłopoty
Katrine: Nie mam... Muszę kończyć, bo zaraz wkroczy tu ojciec i zrobi jeszcze większą awanturę, niż wcześniej
Matt: Trzymaj się... Widzimy się jutro?
Katrine: Tak

Rozłączyłam się akurat wtedy, gdy usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Położyłam telefon na biurko, a później udawałam sen. Na dziś sprzeczek wystarczy.

~*Godzinę później*~ 

**Lily**

Pomogłam mamie wejść do pokoju, bo nadal była słaba. Ja też nie czułam się za dobrze. Jednak wina leżała przy implancie. Musiałam go naładować. Pozostawiłam szklankę wody przy jej łóżku i poszłam do zbrojowni. Na szczęście nikt tu nie sprzątał, więc ładowarka leżała w tym samym miejscu, co ostatnio. Wzięłam ją z kanapy i podłączyłam się do ładowania.

<<Wszystko gra, Lily?>>

Lily: Tak jakby. Dziś patrzyłam, jak zakopuję swojego tatę pod ziemią

<<Wiem o tym. Współczuję wam... Gdybyś czegoś potrzebowała, służę pomocą>>

Lily: Dziękuję, FRIDAY

<<On to zrobił dla ciebie>>

Lily: Wolałabym o tym nie wiedzieć

<<Poradzicie sobie. Razem z bratem macie tyle siły, że wesprzecie swoją mamę>>

Lily: Musimy wytrwać

<<Uda się wam. Na pewno>>

Implant dalej musiał się ładować, że nadal rozmawiałam z komputerem. Ułożyłam się wygodnie na kanapie, by wysłuchać jej wypowiedzi.

**Pepper**

Nie potrafiłam pogodzić się z odejściem męża. Mogłam go nie ignorować, bo obwiniałam za stan Lily. Jednak uratował ją. Poświęcił się dla niej, by dać nowe życie. Bez trucizny. Nawet nie byłam w stanie pomyśleć, co Tony napisał dla mnie w liście. Jeszcze nie zdołałam się otrząsnąć po pogrzebie, ale kiedyś muszę w końcu otworzyć kopertę. Może lepiej powinnam zajrzeć do dzieci, a później wezmę się w garść na przeczytanie listu.
Wstałam powoli z łóżka i wypiłam szklankę wody, którą zostawiła Lily. Mam kochane dzieci, ale żałuję, że sama nie mogę się odwdzięczyć za pomoc. Przecież teraz pozostaliśmy we trójkę, więc musimy trzymać się razem.
Moje myśli przerwało pukanie do drzwi. Pozwoliłam wejść.

Matt: Hej, mamo. Jak się czujesz?
Pepper: Już lepiej, ale ty wyglądasz okropnie
Matt: Z wielu powodów... Nie przeszkadzam?
Pepper: Nie wygłupiaj się i siadaj... Co się stało?
Matt: Jest to związane z pewną dziewczyną
Pepper: To ona cię pobiła? Dlaczego? Podglądałeś ją w szatni, czy...
Matt: Nie! Jest córką Ducha i ja... no... zakochałem się
Pepper: Moje biedactwo. Akurat źle cię trafiła strzała Amora
Matt: Ale ja ją naprawdę kocham i widzę, że też nie jestem dla niej obojętny, ale.. Mamo, nie wiem, co robić. Nie potrafię o niej zapomnieć
Pepper: Hmm... Młodzieńcza miłość. Kiedyś to przerabiałam
Matt: Naprawdę? Myślałem, że nikogo wcześniej nie kochałaś. W sensie, że...
Pepper: Każdy ma swój pierwszy raz. Kiedy miałam 17 lat, poznałam Happy'ego. Był mistrzem w koszykówce i dzięki niemu Akademia Jutra była numer jeden w Stanach. Mieliśmy wspólne hobby i tak jakoś wyszło. Byłam z nim na dwóch randkach, aż później zrozumiałam, że miałby każdą
Matt: Wow! Czyli po prostu...
Pepper: Zerwałam z nim. Zostaliśmy jedynie przyjaciółmi
Matt: No nieźle... To, co ja mam zrobić? Kocham Katrine, a ostatnio uratowałem jej życie i zamiast okazania wdzięczności, oberwałem od jej ojca w twarz
Pepper: Boli cię jeszcze?
Matt: Niezbyt, ale będę o nią walczył. Ja nie przestanę
Pepper: Dam ci radę
Matt: Właśnie na to czekałem
Pepper: Jeśli tak bardzo ci na niej zależy, nie ryzykuj kolejnej walki z Duchem. Widujecie się w szkole i niech na razie tyle wystarczy
Matt: Dziękuję

Przytulił mnie, a ja się cieszyłam, że szukał szczęścia u płci przeciwnej.

Part 137: Ty też musisz mi wybaczyć

0 | Skomentuj
**Matt**

Znalazłem kopertę w szufladzie, gdzie zwykle trzymałem jakieś ważne rzeczy. Jedną z nich był list. Czy byłem gotowy poznać jego myśli? Chyba tak. Teraz mam najlepszą na to okazję.


Kochany Matt,
Przepraszam, że byłem takim beznadziejnym ojcem. Z początku traktowałem cię, jak wroga, bo nie chciałem wychowywać w domu mordercy. Widziałem w tobie mordercę mojego ojca, który skazał mnie na życie z implantem. Wiem, że źle cię oceniłem, ale później zaakceptowałem prawdę. Nawet obiecałem sobie, że nigdy w życiu nie podniosę na ciebie ręki.
Tak bardzo dbasz o swoją siostrę i jestem z tego dumny. Zresztą, pomagałeś też mamie, kiedy ja nie byłem w stanie. O tak wspaniałym synu mogą pomarzyć inne rodziny. Prosiłbym cię, żebyś dalej opiekował się najważniejszymi kobietami w twoim życiu. No chyba, że też się w jakiejś innej zakochałeś. Życzę szczęścia.
Jednak mimo wszystko, chciałem, żeby nigdy wam nic nie brakowało. Starałem się was chronić przed każdym zagrożeniem. Nie wiem, czy mi się udało. Raczej zawiodłem na całej linii. Wybacz mi, jaki dla ciebie byłem.
Wiem, jak bardzo cię skrzywdziłem. Żałuję, że nie mogłem z tobą porozmawiać o tym, co zaszło, gdy byłeś bezbronnym dzieckiem. Na pewno pamiętasz, jak prawie cię zabiłem. Mam nadzieję, że nie pozwolisz Lily iść w moje ślady. Nie powinna się mścić i walczyć z tak chorym sercem. Powinna cieszyć się z życia, a nie je narażać. Pokaż jej, że powinna z niego korzystać.
Jako, że byłem twoim ojcem, a teraz odszedłem na zawsze, przejmiesz po mnie firmę, gdy skończysz 18 lat. Wiem, że mogę ci ufać i razem z Lily przeżyjecie piękne chwile.
Kocham cię
Twój tata
Nie mogę w to uwierzyć. Już prawie zapomniałem, że chciał mnie zabić, chociaż teraz rozumiem, co go do tego skłoniło. Wybaczyłem mu już dawno, lecz nie miałem okazji na szczerą rozmowę. I po tym wszystkim mam przejąć jego firmę? Widocznie testament spisał wcześniej. Jednak będę za nim tęsknił. Kochał mnie, mimo wcześniejszej nienawiści.

**Rhodey**

Dochodzi czternasta, a ja jeszcze sterczę nad grobem przyjaciela i brata razem z moimi rodzicami. Pamiętam, jak widziałem jego bladą twarz. Wyglądał, jak trup, ale nie miałem zamiaru go nigdy wpakować do trumny. A teraz leżał przysypany ziemią. Lily prosiła, żeby pochować Tony'ego razem ze zbroją. W końcu, to był nasz bohater.

Roberta: W porządku, Rhodey?
Rhodey: Tak... Po... prostu... myślę
Roberta: Mi też będzie go brak. Jeszcze pamiętam, jak po wyjściu ze szpitala, trafił do naszego domu i dzięki tobie zaakceptował prawdę. Zrobiłeś dla niego tak wiele
Rhodey: I odwdzięczył się tym samym
David: Musimy już wracać. Zaraz rozpęta się burza
Rhodey: Tato, a ty, co powiesz?
David: Rzadko miałem okazję go bliżej poznać, bo ciągle latałem po całym świecie. Jednak, słysząc przemowę, wiedziałem, że był kimś więcej, niż zwyczajnym chłopakiem z problemami
Rhodey: Bo był... Był Iron Manem

**Katrine**

Głośniej krzyczeć nie umie? Śmiało. Niech wszyscy cię usłyszą, tato. Tak był wściekły, że wrzeszczał też na mamę. Przecież tłumaczyłam mu. Gdyby nie Matt, już dawno byłabym martwa. Martwa? No właśnie. Ojciec wspominał, że chciał zabić jego ojca. Jak on mógł o czymś takim pomyśleć?

Viper: Kochanie, uspokój się. Przecież uratował Katrine... Zrobił coś dobrego
Duch: Ale miała się z nim nie zadawać!
Katrine: Skąd mogłam wiedzieć, jak ma na nazwisko?! Chodzimy razem do klasy! Powinieneś się wkurwiać na Iron Mana! Oj! Przepraszam bardzo, ale on nie żyje, a ty chciałeś sam to zrobić!
Duch: Jeszcze kiedyś mi podziękujesz. Próbuję cię chronić!
Katrine: Jakoś ci to nie wychodzi! I jeszcze kłamałeś o Nefarii! Miałeś długi!
Duch: TO NIE TWOJA SPRAWA!
Katrine: A właśnie, że moja! Gdyby nie ty, on...
Viper: CISZA!

Ryk mamy od razy przerwał całą kłótnię, ale my jeszcze nie skończyliśmy.

Viper: Katrine, do pokoju. Muszę pogadać z twoim ojcem w cztery oczy
Katrine: Mamo, ja...
Viper: Lepiej ciesz się, że za swoje nieumyślne zachowanie nie dostałaś kary
Duch: Słuchaj się mamy, córciu
Katrine: ZAMKNIJ SIĘ!

Byłam na niego wściekła. Udawałam, że wchodzę do pokoju. Zamknęłam drzwi, trzaskając nimi. Znowu ich podsłuchiwałam.

Viper: Trochę przesadziłeś... I długi? Miało już nie być żadnego handlu z Maggią. Obiecałeś...
Duch: To zacznij w końcu pracować! Próbuję nam zarobić na życie! Wcześniej ci to nie przeszkadzało
Viper: Bo nikt nie uczepił się Katrine. Przez ciebie jest zagrożona
Duch: Zabiłem Nefarię i każdego jego sługusa. Dostali słuszną kulkę w łeb, więc, to ja ją uratowałem, a nie ten szczeniak
Viper: Ten szczeniak właśnie ocalił jej życie, bo ty musiałeś rozliczyć się z Maggią... Mam nadzieję, że nic mu nie zrobiłeś
Duch: Nastraszyłem

Taa... Już ci w to uwierzy. Życzę powodzenia.

Viper: W jaki sposób? Chyba go nie pobiłeś?
Duch: Oj! Zbyt dobrze mnie znasz, Viper
Viper: Przecież jestem twoją żoną
Duch: No tak... To co mam z nią zrobić? Do szkoły musi chodzić
Viper: Nie niszczmy jej życia. Nie będę jej przenosić do innego liceum
Duch: Więc, jaki masz inny pomysł?
Viper: Tradycyjna obserwacja. I nawet nie próbuj pobić tego chłopaka po raz kolejny, bo będziesz miał przerąbane u jego rodziny
Duch: Skoro Stark już nie żyje, kto może mi zagrażać?
Viper: Na pewno ktoś się znajdzie

Niewiele wyniosłam z tej rozmowy, ale musiałam sama wymyślić jakiś prosty plan. Muszę jakoś nawiązać kontakt.

Part 136: Czas pożegnań

0 | Skomentuj
**Matt**

Nie wiem, o co mu chodziło. Przecież uratowałem Katrine. Jednak on musiał krzyczeć i walić pięściami po mojej twarzy, aż odważył się przeniknąć przez pancerz. Poczułem, jak jego ręka znajduje się wewnątrz zbroi i ściska serce. Chce mnie zabić?

Katrine: Puść go! Słyszysz?! Gdyby nie on, wyleciałabym w powietrze!
Duch: Mówiłem, że będziesz tego żałować. Teraz i Matthew dołączy do ojca
Matt: Co?! Ty go... zabiłeś?
Duch: Chciałem, ale sam się poddał
Matt: Morderca!
Duch: Nie zabiłem go. Jeśli nie przestaniesz zbliżać się do mojej córki, wyrwę ci twoje serce jednym ruchem... Zrozumiano?
Matt: Tak
Duch: Obyś nie kłamał

Gwałtownie wyjął ze mnie rękę, że musiałem odkaszlnąć, spluwając krwią o podłogę. Nie miałem obrażeń wewnętrznych, ale po prostu nieźle potraktował moją twarz. Wolałbym uniknąć powrotu do tej sytuacji, więc raczej powinienem o niej zapomnieć. Od razu odleciałem do fabryki, gdzie oddałem zbroję. Niestety, ale nie obyło się bez uwag.

Rhodey: Co ci się stało? Przecież byłeś w masce. Kto cię tak pobił?
Matt: Ojciec tej, której uratowałem. Jest już bezpieczna, a Maggia nie zrobi jej krzywdy. Duch o to też zadbał
Rhodey: Akurat jutro będzie pogrzeb twojego taty, a ty wyglądasz, jak siedem nieszczęść
Matt: Nic mi nie jest, wujku
Rhodey: To lepiej będzie dla ciebie, jak pójdziesz spać
Matt: A ty?
Rhodey: Będę spał w zbrojowni
Matt: Dobranoc
Rhodey: Śpij dobrze
Matt: Dziękuję... I wzajemnie

Zdołałem wymusić uśmiech, skoro ledwo czułem twarz. Poszedłem do swojego pokoju, a przy sąsiednim pomieszczeniu usłyszałem czyjś płacz. Zerknąłem, uchylając lekko drzwi. Okazało się, że to Lily rozpacza. Nie chciałem teraz z nią rozmawiać, więc położyłem się spać.

~*Następnego dnia na cmentarzu*~

Ja, Lily, mama, wujek i jego rodzina, byliśmy na cmentarzu, gdzie mieliśmy pochować tatę. Pogoda idealnie dopasowała się w nasze uczucia oraz czarny kolor ubrań. Ciemne chmury razem z deszczem. Nic więcej nie potrzeba. Cztery osoby niosły trumnę, w której był nasz bliski, a Lily włożyła go do zbroi. Chciała go pochować, jak bohatera. Później trumna została położona.

Roberta: Zebraliśmy się tu dziś, żeby pożegnać wielkiego człowieka, którym był Tony Stark. Świat znał go pod postacią obrońcy dobra w zbroi Iron Mana. Jest mi trudno coś powiedzieć... Tak trudno, że nie potrafię ułożyć odpowiednich słów... Zawsze zdołał wygrać każdą bitwę. Walczył dla swoich kochanych dzieci i wspaniałej żony. Jednak teraz trzeba uczcić jego pamięć minutą ciszy

Wszyscy zamilkli, wpatrując się na sosnowe drewno, pod którym leżał człowiek. Mama próbowała być silna, ale wyglądała na wyczerpaną. Lily też z trudem to znosiła. Trzymałem ją za rękę, by jakoś wytrzymała.

Roberta: Tony Stark pozostanie w naszych sercach jako niezwyciężony Iron Man, kochany członek rodziny, troskliwy ojciec i wspaniały przyjaciel, ale także i mój drugi syn, którego traktowałam, jakby był wydany z mojego łona. A teraz... Składam kondolencje rodzinie Anthony'ego. Niech wytrwają w te trudne dni... Niech on spoczywa w pokoju

Gdy kobieta skończyła swoją przemowę, mama lekko zasłabła, a przecież jeszcze ciało nie zostało pochowane. Poprosiłem ją, by usiadła. Powoli upadła na podłogę, płacząc. Wujek wraz ze swoim ojcem opuścili trumnę na sam dół dziury, usypując ją ziemią.

Matt: Już dobrze, mamo. Jakoś to przeżyjemy
Pepper: Kochanie...
Matt: Cii... Nie płacz. Poradzimy sobie
Pepper: Dziękuję, że tu jesteś

Przytuliłem ją, a później pomogłem jej wstać. Teraz i Lily wyglądała na bladą. Patrzyła na zasypaną dziurę, aż chwyciła się za implant. Chyba ona również mocno przeżyła tę sytuację. Musiałem zobaczyć, czy dobrze się czuje.

Matt: Lily?
Lily: W porządku. To... Nic
Matt: Czytałaś list, prawda?
Lily: Tak

**Lily**

Nie potrafiłam już dłużej wytrzymać. Wystarczy, że wspomniał mi o liście i poczułam, jak cały świat się zatrzymuje. Upadłam na kolana, lecz nadal byłam przytomna. Musiałam się uspokoić. Przecież mój ojciec sam napisał w liście, że to nie moja wina. Jednak właśnie tak się czułam. Wstałam z ziemi, by pomóc mamie, bo potrzebowała napić się wody. Matt mi pomógł ją zabrać do domu, a niektórzy jeszcze pozostali na cmentarzu.

~*Dwie godziny później*~

Wciąż za oknem padał deszcz, ale i tak nie musieliśmy iść do szkoły ze względu na pogrzeb. Podałam mamie szklankę wody. Od razu nabrała kolorów, ale na wszelki wypadek zajęłam się nią. Matt zniknął do swojego pokoju. Fakt, że ktoś musiał mu nieźle przywalić. Nie pytałam go, o co poszło, bo wolał to zachować dla siebie.

Lily: Jak się czujesz?
Pepper: Dobrze. Po prostu rano nie chciałam nic jeść
Lily: Stąd te zasłabnięcie?
Pepper: No nie ukrywam, ale masz rację... A jak z tobą?
Lily: Przeżyję
Pepper: Lily, jeśli to coś poważnego...
Lily: Tak. Wiem, że powinnam powiedzieć, ale też trudno mi się pogodzić ze śmiercią taty

**Matt**

Mama i Lily z trudem przeżywają całą tę sytuację. Dalej były blade, ale wolałem je zostawić na chwilę same. Musiałem przemyśleć, co robić. Ojciec Katrine będzie ją śledził i nie dopuści do naszych spotkań. Jednak najpierw zajrzę do koperty. Najwyższy czas dowiedzieć się, co miał mi do przekazania.

Part 135: Igranie z wrogiem

0 | Skomentuj
**Lily**

Tak bardzo było mi brak taty, że mój mózg sam tworzył jego postać. To wszystko przez tęsknotę. Żałuję, że nie zdołałam go powstrzymać. Mogłam zapobiec tej tragedii. Mogłam, ale nie byłam w stanie nic zrobić.

~*Pół godziny później*~

**Katrine**

Próbowałam znaleźć jakieś wyjście z magazynu, ale wszędzie stali ci faceci w maskach. Ugadywali coś między sobą, a ich szef chyba miał zamiar skontaktować się z moim ojcem. Skoczyłam wraz ze krzesłem, nasłuchując fragment jego rozmowy.

Nefaria: Dobrze myślisz, Duchu. Mamy twoją córkę i nie zawaham się jej zabić. Masz dwie godziny, żeby zapłacić swoje długi, bo inaczej możesz pożegnać się z Katrine. Zjaw się w H-08 na nadbrzeżu.

No dobra. Teraz przynajmniej wiem, gdzie jestem i czego ode mnie chce ten cały szef tych idiotów. Hmm... Pozostało mi jedynie liczyć na szczęście, że mnie nie zabiją. Ja tak sobie gadu-gadu w myślach, a on się tu zbliża. No pięknie. Co teraz? Nie czułam strachu. Ani trochę. Jakoś się stąd wydostanę.

Nefaria: Módl się, żeby twój tatuś miał przy sobie kasę, bo inaczej będzie nieprzyjemnie
Katrine: Jesteś idiotą
Nefaria: O! Widzę, że się mnie nadal nie boisz. A to błąd, dziewczynko
Katrine: Nie nazywaj mnie tak!
Nefaria: Za dwie godziny, to nie będzie miało znaczenia

Usłyszałam jakieś pikanie, dochodzące z krzesła. Poczułam gęsią skórkę, która rozeszła się po całych plecach, powodując dreszcz. Porywacz przestał sobie żartować. Dlaczego? Podłożył bombę pod moimi nogami.

Nefaria: Nadal nie czujesz strachu? Podziękuj swojemu ojcu. Dzięki niemu, możesz zginąć... Chcesz coś powiedzieć, zanim stąd pójdę? Nie? W końcu milczysz

Gdy włączył odliczanie na ładunku, zamknął pomieszczenie i wyszedł. Nie potrafiłam powstrzymać łez. Złamał mnie. Bałam się, że umrę, a wina znowu spada na mojego ojca. Przecież wcześniej mówił, że czeka na zlecenie od jakiejś Nefarii. Jednak kłamał. Miał długi, które przed nami ukrywał.
Kiedy zaczęłam myśleć nad planem ucieczki, usłyszałam jakiś hałas. Walczyli ze sobą i raczej to nie był mój ojciec. Hałas przypominał wystrzał z wielu broni na raz. Ktoś krzyczał "Nefaria" i pewnie uciekali w popłochu. Potem jedynie dochodził dźwięk metalowych stóp, zbliżających się do miejsca, gdzie byłam zamknięta. Bez problemu rozwalił drzwi, a ja jedynie schyliłam głowę, by nie oberwać.

Matt: Wszystko gra?
Katrine: Odsuń się! Tu jest bomba!
Matt: Spokojnie. Już jesteś bezpieczna, Katrine
Katrine: Chwila... Skąd ty znasz moje imię?
Matt: Poczekaj chwilę

Pomógł mi się uwolnić i wziął krzesło razem z bombą, wyrzucając je w powietrze, że siła wybuchu rozniosła się, nie raniąc nikogo.

Katrine: Dziękuję
Matt: Niebawem powinien pojawić się twój ojciec
Katrine: A mogę wiedzieć, kim jesteś?
Matt: Znasz mnie

Odsłonił swój hełm i byłam w szoku. To... Matt? On mnie ocalił. Rzuciłam mu się na szyję, choć było trudno przy tak wielkiej zbroi. Już chciałam go pocałować, lecz wszystko musiało się zepsuć. W najlepszym momencie przerywa nam ojciec. Od razu oddalił się, zasłaniając swoją twarz.

Duch: Nie powinieneś się w to mieszać. Maggia już nigdy nie skrzywdzi mojej rodziny
Katrine: Mogłam zginąć przez twoje kłamstwa!
Duch: Nie powinnaś była uciekać z domu
Matt: Na szczęście już jest bezpieczna. Sprawdzę, czy nie ma jakiś innych zbirów w pobliżu
Duch: Zaczekaj... Kim ty jesteś?
Matt: Bohaterem
Duch: To mi nie wystarczy. Stark umarł. Wiem to, więc ty musisz być Rhodey Rhodes lub syn Anthony'ego
Matt: Nie musisz wiedzieć

Od razu wystartował do lotu, lecz on go zatrzymał, chwytając za jego nogę, aż upadł. Kompletnie mu odbiło! Chciał wiedzieć, kto mnie uratował.

**Matt**

Tak mi się odwdzięcza? Uratowałem jego córkę. Zaro wdzięczności, ale za to Katrine mi podziękowała. A teraz? Duch oszalał i walił we mnie wszystkim, czym popadnie.

Rhodey: Matt, wracaj do domu
Duch: Kim do diabła jesteś, blaszaku?

<<Matt, moc gwałtownie spada>>

Matt: Aaa!

Poczułem, jak zostałem porażony prądem, a zbroja w jednej chwili przestała działać, jak trzeba. Nie mogłem strzelać i nawet się ruszyć.

<<Restartuję system. Ponowne włączenie za minutę>>

Matt: Duch!
Duch: Teraz mogę wiedzieć, kim jesteś

Nie miałem siły go powstrzymać. Sam wyrwał maskę, aż odkrył moją tożsamość. Był wściekły, aż oberwałem mocno w twarz.

Duch: Matthew Stark? A jednak miałem rację. Pożałujesz, że ze mną zadarłeś!
Katrine: Tato, puść go! On mnie uratował! Nie rozumiesz?
Duch: Zakazałem ci się zadawać ze Starkami, a teraz twój chłopak będzie cierpiał
Katrine: Nie!

Part 134: Szczęśliwa pomyłka

0 | Skomentuj

**Matt**

Wujek już siedział na fotelu, lokalizując źródło alarmu. Coś mi mówiło, że Katrine ma kłopoty. O dziwo zlokalizowałem jej telefon w miejsce kłopotów. Komputer coś mówił, że to kryjówka Maggii. Kimkolwiek oni są, potrzebuje mojej pomocy.

Matt: Kim jest Maggia?
Rhodey: Tacy terroryści w maskach. Ich szefem jest Nefaria, więc niedobrze
Matt: Ojciec dałby z nimi radę?
Rhodey: Raczej tak. Są mniej groźni od Whiplasha
Matt: Jeśli oni ją skrzywdzili... Nie! Ja muszę jej pomóc!
Rhodey: Znacie się?
Matt: Pożyczysz mi zbroję?
Rhodey: Komu chcesz pomóc?
Matt: To przyjaciółka... Proszę cię, wujku. Muszę do niej lecieć. Na pewno jest w wielkim niebezpieczeństwie
Rhodey: Nie mogę ci pożyczyć zbroi. W ten sposób sam ryzykujesz. Twój ojciec, by nie chciał, żebyś walczył
Matt: Nie wiem, czego chciał! Jeszcze nie przeczytałem tego cholernego listu!

Uderzyłem pięścią w stół roboczy. Zacząłem tak walić mocno, aż wszystkie narzędzia znalazły się na podłodze. Byłem wściekły. Nie chciałem słuchać, czego "mój ojciec, by nie chciał". Teraz nie ma go tu! Nie będę siedział bezczynnie, gdy Katrine wpadła w poważne tarapaty. Wiedziałem, że robię źle, ale musiałem zabrać zbroję War Machine. Wszedłem do pancerza, czego mi kategorycznie zabronił.

Rhodey: Matt, nie możesz...
Matt: Właśnie, że mogę. Muszę uratować moją przyjaciółkę. Zrobiłbyś to samo na moim miejscu
Rhodey: Matt!

Wyleciałem z fabryki, próbując namierzyć sygnał z komórki Katrine. Może nie potrafiłem posługiwać się pancerzem, lecz FRIDAY była pomocna. Jednak z początku nie chciała się w to mieszać. Namierzyła ją w opuszczonym magazynie na nadbrzeżu.

Matt: Daleko do celu?

<<Radziłabym ci wrócić do domu. Jest już późno, a jutro masz szkołę>>

Matt: Przestań udawać mamę. Chcę ją uratować... Pomożesz?

<<Jeśli zostaniesz ranny...>>

Matt: Nie martw się. Potrafię o siebie zadbać

<<Cel znajduje się godzinę drogi stąd>>

Matt: Można przyspieszyć?

<<Można>>

Matt: FRIDAY?

<<Tak?>>

Matt: Dziękuję, że się zgodziłaś

<<Po prostu chcę, żebyś wrócił w jednym kawałku>>

Matt: Kiedy to się skończy, zwrócę zbroję

Przyspieszyłem prędkość w butach, aż trasa skróciła się o pół godziny. Musiałem wymyślić jakiś plan. Przecież nie będę strzelał, jak szaleniec do facetów w maskach. Myśl, Matt. Myśl. Jak to rozegrać? Zadzwonić do jej tatuśka? A może on już wie?

**Lily**

Dłużej nie potrafiłam spać. Słyszałam jakiś alarm, ale ignorowałam go. Pomyślałam, by wziąć się za list. Wcześniej tak nakrzyczałam na nich, żeby dali mi spokój. Wzięłam głęboki wdech, sięgając po kopertę. Powoli otwierałam jej zawartość. Jednak czułam się z tym źle. Tata poświęcił się dla mnie, a teraz okaże się, czym się usprawiedliwi. Co mi przekaże? Wyjęłam kartkę i zaczęłam czytać w myślach treść listu.

Kochana Lily,
Przepraszam, że do tego doszło. Nie mogłem dłużej patrzeć, jak nikt nie jest ci w stanie pomóc. Za długo cierpiałaś. Wybacz, że dawałem ci zły wzór, ale jako Iron Man trudno jest pogodzić obowiązki ojca i kochającego męża twojej matki. Starałem się zapewnić wam bezpieczeństwo, lecz teraz musicie jakoś dać sobie radę beze mnie. I nie obwiniaj się, bo chciałem ci uratować życie. Zrobiłbym to znowu, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Wiem, że kylit mógł ci pomóc, dlatego uzyskałem go z mojego implantu dla ciebie.
Jeśli to czytasz, to będę się cieszył, że żyjesz, choć długo się nie zobaczymy. Pamiętam, jak cierpiałaś przez Matta, ale później mu wybaczyłem. Teraz tego oczekuję od ciebie. Wybacz mi. Chyba zawiodłem jako twój ojciec. Często misje w mieście były ważniejsze dla mnie, niż twoje problemy. Czasami miałem ochotę się poddać, bo nie potrafiłem pogodzić tylu ról na raz. Jednak dzięki temu, że urosłaś ze swoim bratem na mądre dzieci, wiem, że sobie poradzicie.
Będę tęsknić za naszymi chwilami, które spędziliśmy razem jako rodzina. Jednak nie pozostawiam cię bez niczego. Cała zbrojownia należy do ciebie. Wiem, że jesteś bardzo inteligentna, jak na swój wiek, dlatego ufam ci, że zrobisz z niej dobry użytek. Stworzysz wynalazki, pomagające ludziom.
Kocham cię
Twój tata

Co to ma znaczyć? On wiedział, że będę się obwiniać? Na kartkę spadło kilka łez. Nie potrafiłam się powstrzymać. Ledwie go straciłam. Nie wierzę, że dał mi całą zbrojownię na własność.

Lily: Kochałam cię, tato. Kochałam...  A ty musiałeś... odejść! Musiałeś?

Płacz był nie do powstrzymania. Opadłam na łóżko, łkając do poduszki. Jak pogodzę się z prawdą? On już nigdy nie wróci. Musiałam spróbować zasnąć, ale ten list przywrócił wspomnienia. Miałam wrażenie, że jest obok mnie i czuję jego ciepło. Jednak to było złudzenie, które nie mogło być prawdziwe.

---****--

Bardzo was przepraszam, że w tygodniu nie pojawiają się notki. Naprawdę straciłam ten wolny czas, ale ja tego opo nie porzuciłam. Nie porzuciłam tego bloga i dalej piszę. W zeszycie mam już sporo napisane i wystarczy jedynie przepisać. Listy były czasochłonne, ale z pomocą melodii "Healing", współpracy z Tośką, Agatą i Donią udało się je skończyć. Czekają nas jeszcze trzy listy. Jakieś pytania, co do notki? Zaspoileruję jedynie kawałek końca fazy szóstej. Będziecie zaskoczeni  :)
© Mrs Black | WS X X X