Zawieszenie po raz drugi

4 | Skomentuj
Blog zostaje zawieszony. Jest wiele powodów, ale niestety nie wyobrażam sobie dalszego prowadzenia strony. Nie da rady. Katari się odmeldowuje. Nie wiem, kiedy tu wrócę. Możliwe, że Wdowa zajmie się resztą notek. Jeszcze raz was przepraszam. Po prostu potrzebuję przerwy. Nie wiadomo, jak długa miałaby być.

PS: Blog o Daredevilu też zostanie zawieszony ( po czwartym rozdziale)  do odwołania.

~Katari



AKT XII: Nadzieja

3 | Skomentuj

Whitney została wpuszczona do budynku. Tym razem mogła skorzystać z windy. Gdy była przy gabinecie, zdziwiła się na brak obecności ojca. Wiedziała, że firmę traktował, jak drugi dom i spędzał w niej większość czasu, który mógłby inaczej spożytkować, jak spotkanie ojca z córką, bo bardzo ją zaniedbał. Dla Stane'a liczyły się zyski i pierwsze miejsce na rynku zbrojeniowym, jednak pojawienie się Hummer Multinational zmusiło go do rywalizacji za wszelką cenę.
Stane pojawił się 5 minut później. Poprawiał swój garnitur.

Stane: Whitney, a to niespodzianka! Co tu robisz tak późno? Jutro masz szkołę, wiesz?
Whitney: Wszystko gra?
Stane: A czemu pytasz?
Whitney: Nigdy nie byłeś tak zadowolony, ale... ty masz krew na rękach? Co się stało?!
Stane: To keczup, Whitney. Pomyślałem sobie, żeby coś zjeść i naszedł mnie apetyt na frytki. W jakiej sprawie przyszłaś? Mam robotę do dokończenia. Jestem z ciebie dumny, bo nie wymknęłaś się ze szkoły
Whitney: Mieliśmy mało lekcji. Powinieneś się cieszyć, że przyszłam, a ty nic. Czym jesteś taki zajęty? Noc jeszcze młoda i chciałam z tobą wyjść na miasto
Stane: Nie mam teraz na to czasu!
Whitney: Teraz?! Chyba nigdy!
Stane: Idź stąd!

Blondyna była na niego wściekła i było jej również przykro, jak ją potraktował. Do oczu napłynęły łzy. Wybiegła z gabinetu ojca.
Gdy już miała wejść do windy, przy schodach zauważyła ślady krwi. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć, bo na keczup to nie wyglądało. Ciekawość kazała podążyć tym śladem. W windzie też znalazła czyjąś krew. Coś jej mówiło, by pojechać na najniższe piętro. I tam znajdował się sejf z wynalazkami. Wszystkie ślady doprowadziły ją tutaj. Tu plamy były świeże.

Whitney: Co tu się stało?
Tony: Whitney...

Odwróciła się przerażona, szukając osoby, która powiedziała jej imię. Nikogo nie było za nią, przed, czy obok.

Whitney: Kto tu jest?

Nie uzyskała odpowiedzi. Uznała to za kiepski żart i wyszła z budynku. Tony dalej liczył, że może Rhodey otrzymał sygnał, a on nic. Jedynie widział na zegarku godzinę 23. Wyszedł z laboratorium, by poszukać Tony'ego. Pepper pobiegła za nim.

Pepper: Niech zgadnę. Instynkt macierzyński się odezwał? Hahaha!
Rhodey: Naprawdę ciągle się zmieniacie. Wy kobiety
Pepper; Chcesz jeszcze pożyć?! To bez takich mi tekstów!
Rhodey: Ojej! Pepper ma serduszko!
Pepper: Przywalę ci w tę mordę!

Rhodey przyspieszył, wiedząc, jak ruda zaczyna się gotować z furii. Trochę ją rozdrażnił, by rozluźnić napiętą atmosferę, ale szybko wróciły obawy, gdy dotarli pod Stark International. Whitney ich zauważyła.

Whitney: A wy, co tu robicie? Nie macie gdzie indziej chodzić?
Rhodey: Szukamy Tony'ego. Od 4 godzin nie wrócił
Whitney: Za bardzo się martwisz, Rhodey

Chciała już go zignorować i odwróciła się, idąc w swoją stronę.

Rhodey: A nie widziałaś czegoś podejrzanego? To ważne

Blondyna zatrzymała się na myśl, że ślady krwi mogły należeć do zaginionego.

Whitney: Nie wiem, czy mi uwierzycie, ale widziałam krew blisko sejfu Starka. Pomoże wam to coś?
Pepper: Panikarze! To musiała być farba!
Whitney: Na pewno nie była. Ona się wylewała. Nie czułam jej zapachu
Rhodey: Chyba wiem, co tu się kroi. Tony ma kłopoty
Pepper: Hahaha! Chociaż to on dla odmiany
Rhodey: Milcz! Bądź poważna!
Pepper: Przepraszam. Wolę myśleć pozytywnie, niż ubzdurać sobie najgorsze myśli o psychopatach, mordercach, porywaczach dla okupu, gwałcicielach...
Whitney: Skończ! Ty powinnaś się leczyć! Ja nie mogę wam pomóc i muszę już wracać. Rhodey, daj mi znać, jeśli to będzie prawda
Pepper: Ej! Stój! A kasę ,kiedy mi zapłacisz?!
Whitney: Powiedziałam ci, że nie zapłacę, Pogódź się z tym. Powodzenia

Pożegnała się i pobiegła, bo sama czuła, że stanie się coś strasznego. I to z ręki Stane'a. Pepper próbowała się przejąć sytuacją, ale jedynie to chciała pomóc Rhodey'mu w poszukiwaniach. Pokazała mu ukryte wejście na tyłach budynku. Drzwi zablokowane. Nie był to dla niej problem. Jednym uderzeniem z nogi rozwaliła je.

Rhodey: Wow! Pepper, jak ty to zrobiłaś?
Pepper: Mówiłam, że cię mogę zabić, więc się bój! Wiesz, gdzie jest ten sejf?
Rhodey: Chyba tam, gdzie zawsze

Przeszli wzdłuż korytarza o dziwo, nie wpadając na żadnego ze strażników. To było możliwe, że Stane chciał być sam, by zrealizować swój plan. Zatrzymali się przy jednej ze ścian, widząc łysielca na widoku.
Kiedy Pepper zauważyła przy nim broń, zrozumiała, że błędnie określiła rolę monstrum. Ostrożnie szli za nim. Swój strach ukrywali w sobie. Rhodey ciągle bał się, w jakim stanie będzie Tony, gdy go znajdą. Stane nie zauważył, że nie domknął sejfu, ale nikogo się nie spodziewał.

Stane: Ile jeszcze mam czekać?! Miało nie być żadnych przerw!

Uderzył go z pistoletu, a on był wyczerpany. Zaczęły mu się zamykać oczy, a oddech dalej był ciężki. Ból się nasilał. Jego serce biło zbyt szybko, że zaczęło stopniowo zwalniać.

Tony: Nie... dam... rady

Wstał i chciał wyjść. Zapomniał, że Stane miał przy sobie broń naszpikowaną ostrymi nabojami.

Stane: Nie ruszaj się! Ani mi się waż uciekać!

Strzelił z broni z dwóch pocisków. Jeden trafił go w nogę, a drugi blisko serca, ale implant ochronił go przed tym ostatnim uderzeniem.

Rhodey: Tony!
Pepper: Stane, ty pieprzona gnido!

Wyjęła gaz pieprzowy i psiknęła mu po oczach. Natychmiast pobiegł, by przemyć oczy, które piekielnie go szczypały. Tony padł na ziemię. Jego serce słabło. Był 4 godziny ponad bez ładowania i odpoczynku. Z początku bransoletka jakoś funkcjonowała, ale przez paralizator nie działała. Pepper nie była temu obojętna i zadzwoniła po karetkę. Rhodey zawiązał, tamując krwawienie przez stary pasek, który miał w torbie i niewielką białą szmatkę.

Pepper; Nóż też przy sobie masz ?
Rhodey: Pozorny zawsze ubezpieczony. Tony, słyszysz mnie?
Pepper: Nie widzisz, że padł? Pomoc zaraz będzie, ale nie wiem, czy go uratują. Przecież nie znają się na implancie
Rhodey: Jest jedna osoba, która się zna. Ta sama, co mu wszczepiła implant

Przyjaciel sprawdził mu puls i był słaby, a oddech niezbyt odczuwalny. Poklepał go lekko po twarzy. Nadal nie reagował. Odsłonił bluzkę i sprawdził, co z mechanizmem. Światełko było lekkie. Ledwo się świeciło, migocząc bardzo słabo.
Po niecałym kwadransie zjawili się sanitariusze. Pepper czuła przerażenie. W końcu zaczęła się o niego bać, gdy oni milczeli przy nim.

Pepper: Co z nim? Przeżyje?
Sanitariusz: Szybko została mu udzielona pomoc, ale niewykluczone, że operacja będzie konieczna
Rhodey: Operacja? Mama mnie zabije!
Sanitariusz: Nie mogę zbyt wiele powiedzieć, bo nie jestem lekarzem, a to, co ma metalowego na piersi .nie jest mi znane

Pepper wraz z Rhodey'm pojechali karetką do szpitala. Stane tylko obserwował z okna, jak odjeżdżają na sygnale.

KONIEC AKTU XII

---**----

Tadam, tadam... Katari da wam chwilę wytchnienia i notki tak szybko się pokazywać nie będą. Muszę zająć się rozwojem innego bloga, dlatego wybaczcie. Tak, więc ciąg dalszy nastąpi. Pytajcie.

AKT XI: Porwanie

5 | Skomentuj


Tony zaryzykował i wybrał opcję pierwszą, czyli starcie z samym łysielcem, co na pewno było "poronionym" pomysłem. Jednak w ten sposób Pepper nie wyrwie mu implantu. Idąc do Stark International, zastanawiał się, jak zacząć rozmowę i musiał być opanowany. Nadal miał na celu zdobycie informacji w sprawie wypadku. Wydawało mu się, że jego przyjaciel mógł mieć rację, że materiały wybuchowe były potrzebne do celów budowlanych, jak postawienie nowego biurowca na Manhattanie, czy innej instytucji, skąd Stane mógł czerpać zyski. Gdy dotarł do jego biura, zastał go, siedzącego przy biurku.

Stane: Witaj, Tony. Dawno się nie widzieliśmy. Co tam u ciebie? Słyszałem, że chodzisz do klasy z Whitney

To było dziwne, bo on nigdy nie był miły dla Tony'ego. Wiedział, że przejmie firmę, mając 18 lat i nie chciał do tego dopuścić. Byli swoimi wrogami.

Tony: Tak. Chodzę z nią. Przyszedłem z tobą pogadać o ojcu
Stane: Wiem, że jest ci ciężko, ale chyba nie narzekasz. Naprawdę współczuję po śmierci Howarda. Uwierz mi, że dbam o interes firmy
Tony: Produkując broń?!
Stane: Uspokój się. Stark International zawsze z tego słynęło. Odnosimy wielkie sukcesy
Tony: My?
Stane: Jesteś nam potrzebny, Tony. Nie potrafimy zmusić do działania wynalazków twojego ojca z sejfu
Tony: Chcę wiedzieć wszystko o wypadku. Dlaczego mój tata zginął?!
Stane: To był wypadek
Tony: Który zrujnował mi życie!
Stane: Pomożesz nam, czy nie? Osobiście cię za to wynagrodzę
Tony: Nie pomogę ci tworzyć broni! Nie jestem głupi, Stane!
Stane: Coś tak myślałem, że będę musiał to zrobić

Mężczyzna chwycił za paralizator i poraził go prądem. Obudził się zamknięty w jakimś pomieszczenie, zwanym sejfem.

Tony: Stane! Co to ma znaczyć?!
Stane: Nie miałem innego wyjścia
Tony: To jest porwanie!
Stane: Hahaha! Przyszedłeś tu z własnej woli, więc nikt cię tu nie przetrzymuje siłą
Tony: Zabiłeś mojego ojca, czy nie?! Odpowiadaj!
Stane: Znasz zasadę "cel uświęca środki" ? To masz odpowiedź
Tony: Ty idioto! Jak mogłeś?!
Stane: Tak miało być. Pracuj, albo nigdy stąd nie wyjdziesz
Tony: Stane!

Chłopak był wściekły, że nie przewidział sztuczek zachłannego zabójcy. Był w szoku, że ciągle miał rację o wypadku. Żałował, że nie wybrał opcji z Whitney. Wolałby mieć wyrwany implant, niż być zamknięty w firmie.
Tymczasem Pepper rozmawiała z Rhodey'm o całym planie.

Pepper: No i gdzie go wcięło? Jak myślisz, co wybrał? Ja nie żartowałam z tym implantem
Rhodey: Ja też. Wolę, żeby załatwił to z Whitney, bo ona go nie zniszczy. Boję się Stane'a, bo jest nieobliczalny, a jeśli naprawdę stoi za śmiercią ojca Tony'ego, to nie będzie za dobrze, gdy prawda wyjdzie na jaw
Pepper: Musisz zawsze myśleć o najgorszym? Myśl pozytywnie. Jak poszedł do tej łysej pały, będzie żyć. Nie zrobię mu kuku

Zaśmiała się ruda i nie czuła powagi sytuacji. Nie wiedziała, kogo uznawać za gorsze zagrożenie. Uważała Whitney za najgorsze stworzenie, jakie Bóg stworzył.
Gdy oni próbowali zgadnąć, kogo uznać za potwora, Tony starał się jakoś uciec. Tkwił w zamknięciu przez godzinę. Miał myśl, by użyć jednego z prototypu wynalazku Howarda, przerabiając części dla użytku. Stane obserwował go przez kamery i widział, jak wziął się do "jego" pracy.

Tony: Puścisz mnie wolno, jeśli naprawię kilka urządzeń z sejfu?
Stane: Pomyślę nad tym. Jeszcze trochę tu posiedzisz
Tony: Wiedziałeś, jaki będzie skutek wypadku?! Przez ciebie jestem skazany na jakiś implant! Dlatego cię nienawidzę! Jak doszło do wybuchu?!
Stane: Trotyl wystarczył do zapłonu... Nie wiedziałem, że przeżyjesz
Tony: Mnie też chciałeś zabić?! Jesteś szalony!
Stane: Być może. Stanowiłbyś kłopot mojej przyszłości, ale teraz już nie masz szans mi tego zniszczyć

W całej tej sytuacji zapomniał, ze nie miał zbyt wiele czasu, a nie chciał paść, jak zużyta bateria przez niedziałającą bransoletkę. Miał farta, bo jednym z wynalazków była maska, która pozwalała zmieniać twarz. Mogła zapisywać wiele kopii. Włożył ją na twarz i zmienił się w strażnika. Stane był zdziwiony, co tam robił jego współpracownik. Nigdzie nie widział Tony'ego. Pojechał windą na piętro, gdzie był umieszczony sejf. Wstukał kod i był wściekły.

Stane: Co ty tu robisz? Gdzie jest Stark!?!
Tony: Nie wiem. Chyba uciekł
Stane: Co?! Znajdź go! Natychmiast, bo cię wyleję!
Tony: Tak, jest

Natychmiast wybiegł, udając, że wykonuje polecenie. Gdy był już przy wyjściu, maska przestawała działać. Nie było zbyt dobrze. Niestety Stane go zauważył. Uderzył go w twarz i kopnął w brzuch, aż go zgięło.

Stane: Niezły jesteś, a prawie się udało. Niestety nie wyszło ci to na dobre. Teraz cię dopilnuję, żebyś skończył i nie obchodzi mnie twoje serce. Masz pracować!
Tony: Stane... jesteś okropny
Stane: Chyba nie od dziś to wiadomo

Tony był słaby i nie zdołał się bronić przed nim, więc z łatwością zaciągnął go do sejfu i pod pilnym okiem go obserwował. Maskę zabrał ze sobą. Za plecami było widać broń. Był nieobliczalny, a Pepper dalej sądziła, że łysielca nie trzeba się bać. Rhodey dalej uważał tak samo.

Rhodey: Nie ma już 2 godziny. Zaczyna się ściemniać. Może pójdę go poszukać? Mam złe przeczucia
Pepper: Hej no! Nie bądź baba! Nic mu nie będzie
Rhodey: Wiesz już o jego sercu i dalej cię to nie rusza?
Pepper; Da sobie radę. Co w niego nie wierzysz?! To Iron Man i Tony Stark w jednej osobie!
Rhodey: Istnieje coś takiego, jak przeczucie. Nigdy tego nie odczuwałaś?

Pepper zamilkła. Zastanawiała się nad słowami Rhodey'go. Często przeczuwała zagrożenia, ale wygasło to, gdy została sama z Virgilem po rozwodzie. Czuła coś do Tony'ego, ale Stane'a nie znała na tyle dobrze, by powiedzieć coś o nim więcej, niż to, że był bogatym biznesmenem w dziedzinie zbrojeń.
Tony siedział nad jedną z broni. Im dłużej był przetrzymywany, ty gorzej to znosiło jego serce. Stane wiedział o nim prawie wszystko i tę wiedzę wykorzystał na jego niekorzyść. I jedno z nich był implant, który dał o sobie znać. Zgięło go w pół. Łysielec od razu przywalił mu w głowę z pistoletu, by zmusić go do pracy ponad jego siły.

Stane: Nie obchodzi mnie to, jak się czujesz. Zrobisz, co trzeba i możesz iść. Jak na razie nie widzę nawet początku pracy
Tony: To trwa
Stane: Jeden głupi wybryk i strzelę ci w kolano. Od tego zacznie się twój ból, ale to od ciebie zależy, czy będę musiał tak postępować
Tony: A twoi ludzie? Nie mogą tego zrobić?
Stane: Gdyby potrafili je zmusić do działania, nie byłbyś tutaj, prawda? To prosta logika, Tony. Pracuj

Chłopak był wycieńczony. Było już ciemno i implant znowu go zacisnął. Próbował oddychać, ale było to trudne. Już spawał pierwsze elementy i słabł. Niespostrzeżenie wysłał sygnał z komórki. Szybko to zrobił, by dokończyć robotę. Myślał, że gdyby wybrał drugą opcję, na pewno nie umierałby tak boleśnie. W głowie tliła się iskra nadziei, że ktoś go uratuje. Jedynie, czego się bał, to śmierci. Czuł jej oddech na sobie. Nie dawał rady, a Stane go dalej zmuszał.

Stane: Nie rób przerwy! Pracuj!
Tony: Morderca!

Uderzył go w twarz, aż splunął krwią na podłogę.

Stane: Gdy zrobisz, co trzeba, zajmę się Iron Manem. Jego zbroja mi się przyda
Tony: To ci... się nie uda

Nagle zadzwonił ktoś do wieży. To była Whitney. Czy była nadzieją? Wszystko miało się okazać później.

KONIEC AKTU XI


----***---

Od tego momentu nie będzie już kolorów, a same obrazki, czyli niewielka różnica. Sytuacja zrobiła się skomplikowana. No to macie pytania? Niestety u mnie łysol nie ma granic.

AKT X: Stane

3 | Skomentuj

Stane siedział do późna wieczorem w firmie, czekając na swoją córkę. Nie był to nikt inny, jak Whitney. Ta sama, która potrafiła zniszczyć cały dzień Pepper. Spoglądał na zegarek i dochodziła 23. Blondyna nie spieszyła się do niego. Szła na swoich szpilkach. Jednak zanim doszło do spotkania ojca z landryną, wywróciła się nie raz na swoich butach. W szkole dawała radę utrzymywać równowagę, ale żeby dojść do biura, musiała iść po schodach. Na jej pech winda była zepsuta. 15 minut później doczołgała się do odpowiedniego miejsca.

Stane: Czekałem na ciebie. Co tak długo? Spóźniłaś się!
Whitney: Wiem, ale winda nie działa, a jeszcze musiałam coś zrobić
Stane: Przyznaj, że chodzisz na zbyt dużych szpilkach
Whitney: Nie!

Zaprzeczyła, ale wywróciła się, aż złamał się jej obcas.

Stane: Dalej będziesz się o to kłócić? A zresztą... Mów, co ze Starkiem? Obserwujesz go, prawda?
Whitney: Tak. Nawet się złożyło, że chodzimy do tej samej klasy
Stane: Wyśmienicie. Teraz tylko dopilnuj, by nie próbował szukać informacji o wypadku
Whitney: A co w tym złego, że chce znać prawdę? Pamiętasz, jak ja się pytałam o mamę, a potem mi powiedziałeś, że umarła?! Wiesz, jak ja się czułam?!
Stane: Whitney, spokojnie. Rozumiem cię, ale czy coś już wie?
Whitney: Nie wiem. Szybko zniknął ze szkoły
Stane: Zniknął? Ty chyba też. Jeden z moich pracowników cię widział na mieście. Co masz na swoje usprawiedliwienie?
Whitney: Chwila przerwy
Stane: Nie rób już tak więcej!
Whintey: Przepraszam, tato

Stane wkurzył się, że jeśli Tony się dowie prawdy o wypadku, będzie skończony. Naciskał na nią, by zajęła się tą sprawą. Z łatwością jakoś zabiłby chłopaka, ale od razu Whitney wiedziałaby, że to on. Nawet znał jego słaby punkt.

Stane: Żeby to było mi ostatni raz! Zobaczysz, że ci obetnę kieszonkowe!
Whitney: Dobra, zajmę się tym, tylko nie odbieraj mi karty kredytowej!
Stane: To rób, co do ciebie należy! Nie wymykaj się z lekcji! Masz go... obserwować!

Blondyna zrozumiała wagę zadania, które zlecił jej ojciec. Gdyby nie warunki z odebraniem karty kredytowej, czy kieszonkowego, nie zgodziłaby się na takie postępowanie, choć sama święta nie była. Dowodem tego był ten zakład, który mógł skończyć się szarpaniną. Na pewno tak, by się skończyło, gdyby Rhodey ich nie rozdzielił.
Kiedy Whitney wyszła z biura, znowu potknęła się na schodach. Wkurzyła się i poszła boso bez butów. Chwyciła od nich paski i zeszła na dół. Gdy blondyna wyszła z budynku, Tony zasnął, Rhodey zrobił to samo, a Pepper czaiła się na ojca, by wyrzucić na niego całą swą gorycz i strach. Pojawił się dopiero o trzeciej nad ranem. Przestraszyła go, aż podskoczył.

Virgil: Pepper, co w ciebie wstąpiło?! Mam zejść na zawał?!
Pepper: Cześć, tatku! Czekałam na ciebie no, bo muszę z tobą pogadać. Mam przerąbane przez ciebie. Wiesz czemu? A, bo to przez Maggię. Chcieli mnie zabić! I co na o powiesz?! Nawet się nie spytasz, jak mi minął dzień?!
Virgil: Pepper, przestań krzyczeć, bo ogłuchnę

Ruda była podirytowana zachowaniem ojca, że z furią rozwaliła talerze, które były do zmywania. Stłukły się na małe kawałki. Virgil chwycił ją za rękę i siłą zaprowadził do jej pokoju. Była dalej wściekła, że tupała nogami, jak małe dziecko.

Pepper: Zostaw mnie!
Virgil: Uspokój się, Patricio! Co się z tobą dzieje?!
Pepper: Ty mnie nigdy nie słuchasz! Jakbyś dowiedział się, że mnie zabili, to też, by cię nie ruszyło?!
Virgil: Nie dajesz mi dojść do słowa
Pepper: To proszę... mów
Virgil: Ech... mam ciężką pracę, rozumiesz? Przepraszam, że przeze mnie Maggia cię zaatakowała
Pepper: Próbowała mnie zabić! Nie zmniejszaj problemu! Mogłam zginąć! Ale na szczęście mnie uratował
Virgil: Iron Man? Był w pobliżu?
Pepper: Tak. Czy zrobisz coś, żeby nas zostawili w spokoju?

Ojciec przytulił Pepper, widząc, jak bardzo przejęła się Maggią.

Virgil: Przepraszam. Nie pozwolę, by coś ci się stało. Już spokojna? Mogę cię zostawić samą i nie zrobisz nic głupiego?
Pepper: Hahaha! Te talerze! Ups! Mam je odkupić?
Virgil: Nie wygłupiaj się. Idź spać. Dobranoc

Cmoknął ją w czoło i pozwolił jej zasnąć w całkowitej ciszy. Przymknął drzwi, przyglądając się przez chwilę Pepper, która ułożyła się do snu.
Następnego dnia, następuje kolejny dzień w szkole. Cała trójka siedzi w tym samym rzędzie, by wspólnie rozmawiać i przesyłać tajne wiadomości. Oczywiście Pepper była mistrzynią. Ponad 10 wiadomości na minutę. Tony był zdziwiony jego treścią. Ruda chciała się z nim spotkać, ale bez Rhodey'go, bo, jak to ujęła, że wszystko "spieprzy, zniszczy i rozwali".

Tony: No i masz. Potrafi się rozpisać
Rhodey: Pepper?
Tony: Bingo!

Zaśmiali się oboje, a nauczyciel z fizyki trzasnął książką o biurko, zwracając im uwagę, że nie rozmawia się na jego lekcjach. Tony był zmieniony i nie tylko przez zwierzenie Pepper, ale ta sprawa, że Stane zabił Howarda, nie dawała mu skupić się w szkole. Chciał powiedzieć o tym swoim przyjaciołom i tym razem i rudą bez wahania tak mógł nazwać. Bransoletka nadal nie działała, jak należy, ale na szczęście po dwóch lekcjach mogli wrócić do domu. Co ciekawe, nagle pani z angielskiego zachorowała, która nigdy nie miała zwolnień lekarskich. W jej zdrowie zabawiła się Pepper. Wcześniejszego dnia dosypała do jej herbaty środki na oczyszczenie organizmu. Uśmiechała się przez ten wybryk i też to, jak w idealny sposób przywitała swego ojca. Po lekcji poszli do laboratorium.

Rhodey: To dziwnie. Profesor Green nigdy nie brała chorobowego
Pepper: Hahaha! Chorobowe! Dobre, dobre!
Rhodey: Nie wierzę! To twoja sprawka!
Pepper: Hahaha! Taa... no dobra. Przyznaję się
Tony: Chcesz się wpakować w...
Pepper: No powiedz to!
Tony: Kłopoty
Rhodey: Hahaha! Zgadza się
Tony: Ruda potrafi

Oboje wybuchli niepohamowanym śmiechem, a Pepper szykowała się, by ich odpowiednio ukarać. Na stoliku znalazła jakiś niewielki śrubokręt i z diabolicznym uśmiechem swoje zamiary wymierzyła w Rhodey'go. Dźgnęła go ostrym końcem w plecy.

Rhodey: Au! Pepper!
Pepper: Należało ci się. Aaa... jeszcze jeden
Tony: Au!
Pepper: Hahaha! To jest świetne!

Gdy ruda się uspokoiła, Tony podłączył pendrive do swojego bardziej zaawansowanego komputera w laboratorium. Pokazał im, co odkrył. Atmosfera była napięta, choć Pepper jeszcze trzymała w razie wypadku jakieś narzędzia za plecami.

Tony: Przejrzałem te pliki i wszystko się sprawdziło. To Stane spowodował wypadek
Rhodey: Nie przesadzasz? Czemu dalej tak myślisz?
Tony: Rachunek kupionych produktów firmy i tam są materiały wybuchowe
Rhodey: To nic nie znaczy! Przecież to też potrzebują do burzenia budynku. Nie szukaj teorii spiskowych
Pepper: A masz coś jeszcze?
Tony: A to mało? Jak mi  nie wierzysz, pójdę do niego i z nim pogadam
Rhodey: Poroniony pomysł, wiesz?
Tony:  Masz lepszy?! No słucham
Pepper: O nie! Już wiem, o czym on myśli! Mowy nie ma! Nawet mi tego nie próbuj, bo ci wyrwę ten implant! Zginiesz!
Tony; Mówiłaś, że już nie chcesz mnie zabić
Rhodey: Kobieta, zmienną jest
Pepper: Nie wtrącaj się, bo zarobisz limo!

Tony zastanawiał się, cz zaryzykować i pogadać z Whitney. Była to córka Stane'a, więc mógł próbować przez to jakoś zadziałać, ale bał się rudej. W każdej chwili mogła rzucić się na niego i zabić. To zabawne, bo bał się o swoje życie i to nie przez jakiegoś wroga, tylko samą Pepper Potts, co miała swoje pazurki.

KONIEC AKTU X

---***---

Dobra, Jest mały kłopot. Staram się dawać notki regularnie, ale brakuje czasu na drugiego bloga, więc nie zdziwcie się, że notka się nie pojawi na czas. No, a tak nasza ruda znowu pokazuje, że chłopaki powinni się jej bać. Jakieś pytania? Zapraszam----> tu

AKT IX: Prawda

3 | Skomentuj


Rhodey po skończonym wykładzie zerwał się z sali, jak najszybciej się da. W czasie mówienia profesora nie był w stanie poskładać myśli, więc w jego głowie nie było żadnych trosk, ale uaktywniły się, kiedy przypomniał sobie rozmowę z Pepper. Natychmiast wybiegł ze szkoły, kierując się do laboratorium. Był w połowie drogi.
Tymczasem Pepper poczuła, jak pierwszy raz przejęła się czyimś życiem, bo po rozwodzie użalała się jedynie nad sobą. Była bardzo ciekawska i chciała zadać setki pytań, choć po dłuższym namyśle, odsunęła się nieco od niego i zadała jedno zasadnicze pytanie.

Pepper: Jak to było z tym wypadkiem?
Tony; Sam do końca nie wiem, dlatego chciałem czegoś się od ciebie dowiedzieć
Pepper: Nie przeglądałam tych plików, więc jako jedyny się dokopiesz sedna tajemnicy. No to przez tydzień byłeś zaginiony. Jak ty przeżyłeś? We wraku samolotu znaleźli twojego ojca, który ee... no poszedł na tamten świat

Tony w jednej chwili poczuł, że znowu siedzi w tym przeklętym samolocie i na nowo poczuł, jak jego serce zostaje uszkodzone na zawsze. Szybko się otrząsnął, ale bardzo się zdenerwował. Biło, jak młot. Gdy odpiął ładowarkę, Pepper zauważyła migoczące światełko na klatce piersiowej.

Pepper: Dobrze się czujesz?
Tony: Eee... To nic. Po prostu coś sobie przypomniałem
Pepper: Wypadek?

Jego twarz nabrała zdziwienia. Ruda czytała, jakby w jego myślach. To był drugi znak, ale on nie widział w nim głębszego znaczenia, by coś znaczył.

Tony: Tak. Rhodey mnie ocalił, ale...
Pepper: Ale co?
Tony; Zbroja uchroniła jakoś przed śmiercią, ale on zrobił coś więcej. Zabrał mnie do szpitala. No i w takim "prezencie" dostałem implant. Można powiedzieć, że to moje drugie serce

Ruda się wzruszyła i miała ochotę się popłakać, ale nie chciała pokazywać tego po sobie, więc trzymała to w środku. Jednak chciała poczuć, jak mechanizm działa.

Pepper: Mogę dotknąć?
Tony: Nie krępuj się, tylko mi tego nie zniszcz
Pepper: A nie mogę?!

Znów na jej twarzy zagościł uśmiech diablicy.

Tony: Jeśli chcesz mnie zabić, zrób to teraz
Pepper: Hahaha! Innym razem. I jak to działa? Musisz to ładować, ale czemu? To coś na baterię? Po co ci to?

No i zaczął się stos pytań. Chłopak był zdumiony jej wielką zmianą zachowania. Również musiała pożartować, lecz nie zachowywała się, jak cięta osa. Martwiła się o niego. Gdy dotknęła ręką implantu, poczuła to słabe bicie serca. W głębi duszy dusiła współczucie i żal.

Tony: Mówiłem ci, że to moje drugie serce, a implant utrzymuje mnie przy życiu. Wysyła impuls, by pobudzić te prawdziwe serce do działania. Jeśli nie będę go ładować, padnę, jak zużyta bateria i już nie wstanę
Pepper: I pomyśleć, że już na samym początku chciałam cię zrzucić z dachu
Tony: Serio?!
Pepper: Ale już mi się odechciało. Jesteś bezpieczny, a poza tym jesteś Iron Manem i świat cię potrzebuje
Tony: Czyli już wiesz wszystko?
Pepper: Nie, nie, nie! Nie powiedziałeś mi jeszcze, dlaczego przez tydzień nikt nie wiedział, gdzie byłeś?
Tony: Byłem w szpitalu dość długo i wtedy też dowiedziałem się o rodzinie zastępczej
Pepper: Przynajmniej masz ich oboje, choć David Rhodes pilotuje w wojsku i mało, kiedy przyjeżdża, ale to służba dla kraju. Normalne. Ja mam ojca, który się mną nie interesuje, a matka jest po rozwodzie, więc ciekawie nie jest
Tony: Jesteś w szkole taka wygadana i nie pomyślałbym...
Pepper: Że nie jest u mnie tak słodko? No widzisz, życie. Cholerne, powalone i niesprawiedliwe

Tony poczuł się odrobinę głupio, gdy usłyszał, że Pepper miała własne problemy, których do siebie nie chciała przyciągnąć, ale niestety jej nie ominęły. Założył koszulkę i wstał z ziemi. Nadal był
słaby i nie musiał prosić rudej, bo sama chciała mu pomóc. Wspólnie usiedli na kanapie i rozmawiali. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie.

Tony: Przepraszam
Pepper: Za co?
Tony: Że cię w to wplątałem. Masz kłopoty z mafią, rozwód rodziców, a do tego jeszcze przeze mnie narazisz się na niebezpieczeństwo
Pepper: Nie wiem, czy pamiętasz, ale jestem córką agenta FBI, więc i tak mnie to nie minie

Uśmiechnęła się i lekko go szturchnęła, że ten oddał jej za to tym samym. Zaśmiali się, ale sytuacja nie trwała tak przyjemnie zbyt długo, bo nagłe wejście Rhodey'go zniszczyło czar.

Rhodey: Już jestem. Wszystko gra?
Tony: Pepper mnie uratowała, gdy ty siedziałeś na wykładzie. Jakby dom się palił, też byś nie uciekł?

Ruda wybuchła śmiechem i odsunęła się od Tony'ego, by przyjaciel nie pomyślał, że sytuacja była złagodzona. Nadal grała ciętą na wszystko i zgryźliwą.

Rhodey: To był ważny wykład, ale poza tym, trzeba mieć kulturę i słuchać, co ma do powiedzenia. Naprawdę było ciekawe. Szkoda, że nie byliście. Na pewno, by was to zainteresowało
Pepper: Ten zjazd oszołomów? Hahaha!
Tony: Pepper, odpuść mu. Wie, co dla niego się liczy i tyle. A jaki był temat?
Rhodey: Naprawdę mi wybacz, ale Pepper się tobą zajęła, tylko chyba przesadziła z rękoczynami
Tony: Cóż, zrobiła, co musiała

Oboje patrzyli na niego, jak na kosmitę, który pożarł mu mózg. Tak szybko wybaczył nieobliczalność Pepper, że to było dziwne. Rhodey wyczuł, że atmosfera stała się napięta. Tony wstał i po prostu wyszedł.

Rhodey: Tony, a ty dokąd?
Tony: Muszę się przewietrzyć
Rhodey: Nie kłam. Mów prawdę
Tony: Ale ci mówię prawdę

Wybiegł z laboratorium i zostali sami. Rhodey nie chciał już mówić o wykładzie. Wiedział, że źle wybrał, a czasu nie mógł cofnąć. Cieszył się, że Tony nadal żył, ale wyglądał na zmienionego.

Rhodey: Dzięki, Pepper
Pepper: Nie dziękuj. Wszystko zepsułeś!
Rhodey: Niby co?
Pepper: Ech... nieważne

Na jej policzkach pojawiły się rumieńce i również zostawiła Rhodey'go. Poczuła jakąś iskierkę, która lekko zatliła się w jej umyśle na temat geniusza. Wciąż nie mogła uwierzyć, ile on musiał znieść i to, że jego serce stanowiło poważny problem w życiu z codziennością. Miała nadzieję, że ze zdobytych dokumentów czegoś się dowie o śmierci Howarda.
Gdy Pepper wróciła do domu, Tony przejrzał pendrive na swoim laptopie. Przejrzał pliki edytowane tydzień przed wypadkiem i również po tym samym czasie, gdy było już po wszystkim. Były tam dokumenty, które przed katastrofą były propozycją zmiany przeznaczenia glebożerów. Po śmierci Howarda widniał na nich podpis wojska.

Tony: Nie wierzę. Stane. To musiał być Stane!

Uderzył pięściami w klawiaturę, ale miała go jeszcze zszokować reszta materiałów. Znalazł nawet wiadomość w sprawie umowy na produkcję broni. Jednak największe zdziwienie było w pliku z listą kupionych produktów Wśród nich znalazł ładunki wybuchowe.

Tony: Stane! Ty idioto! Nienawidzę cię!

Był wściekły, że podszedł do okna i w oczach zaszkliły mu się łzy. Gdy już zachodziło słońce, znowu zobaczył obraz swojego ojca.

Howard: Jestem z ciebie dumny, Tony. Nie idź śladami zemsty, tylko spróbuj żyć z balansem. Może mnie już nie ma, ale to ty jesteś kluczem do lepszej przyszłości
Tony: Tato... Ja... tęsknię

Obraz zniknął, rozmywając się. Chłopak uwolnił łzy wraz ze swoją wściekłością i bezradnością. Po pięciu minutach zdołał się uspokoić i sprawdził pozostałe dokumenty. Wszystkie projekty, które wcześniej zostały odrzucone, były zaakceptowane po jego śmierci.

Tony: Czy już mogę spać spokojnie, kiedy wiem, że to Obadiah Stane zabrał mi ojca? Nie... nie potrafię tak żyć. On musi za to zapłacić. Musi zostać wylany z firmy. Zniszczę go zgodnie z prawem. I Roberta mi w tym pomoże.


KONIEC AKTU IX


---**---

Ok. Pojawiają się wyjaśnienia w sprawie wypadku, ale to nie koniec. Możecie się zaskoczyć, do czego dojdzie. W końcu, Stane też coś knuje. Nie zdradzam. Czekajcie do kolejnej nn :)

AKT VIII: Zmiana

3 | Skomentuj

Wykład historyczny Rhodey'go nadal trwał. Nie miał pojęcia, że Tony był "skazany" na Pepper. Gdyby bransoletka nie zawiodła, mógłby nikogo nie prosić o pomoc. Poza tym, widział, że nie najechała na jego ego, gdy w pobliżu nie było przyjaciela, a landryna pilną uczennicą nie była i wróciła do domu. Pepper chciała wiedzieć, co się z nim dzieje. Nie znała jego sytuacji i to miał być dzień, kiedy wszystko się między nimi zmieni na lepsze.

Pepper: I co ja mam z tobą zrobić? Gdzie ty chcesz iść?
Tony: Laboratorium
Pepper: Że niby gdzie?! W szkole?! Ty chyba żartujesz?!

Puściła go i upadł na podłogę. Pomyślała, że on udaje nieboraka, by jakąś ją poderwać. Miała ochotę go zabić za to.

Tony: Ja nie udaję. Naprawdę źle... się czuję

Znowu go zacisnęło przy implancie z bólu.

Pepper: No dobra. Powiedzmy, że ci ufam i pójdziesz do tego laboratorium, ale powiesz mi całą prawdę, co się z tobą działo po wypadku
Tony: Naprawdę chcesz wiedzieć?
Pepper: A jestem ciekawa. Coś za coś
Tony: Zgoda

Nie miał innego wyjścia, ale chciał jej się zwierzyć z trudną przeszłością. Wydawało mu się, że to jakoś wpłynie na rudą i nie będzie tak się chamsko do niego odnosić. Znowu podniosła go z ziemi i wyszli z klasy. Potem przeszli kawałek pustego korytarza, bo większość uczniów albo siedziała na trwającym wykładzie albo poszła na wagary.
Po kilku minutach, poszli już prosto przez miasto. Tony podpierał się o nią, by znowu nie upaść, a ruda w końcu zrozumiała, że nie było z nim dobrze.

Pepper: To daleko do tego "laboratorium" ?
Tony: Przy domu Rhodey'go
Pepper: Hahaha! Poważnie?! On na serio cię niańczy! Boże! Jak ty z nim wytrzymujesz ?! A Roberta? O rany! Naprawdę ci współczuję, Tony

Chłopak lekko się uśmiechnął, gdy powiedziała w końcu mu po imieniu. Ruda szturchnęła go, że ten znowu upadł. Prawie na kosz, ale na szczęście pociągnęła go lekko za rękę. Trochę ją to rozbawiło.

Pepper: Hahaha! Chcesz rozbić sobie łeb?
Tony: Twoja wina
Pepper: Taa... Od razu moja. Trzeba było tyle nie pić
Tony: Nie piłem. Co ty sobie... myślisz? Ach...

Coraz bardziej słabł, że prawie upadł. Na szczęście byli już blisko. Niespodziewanie Tony stracił przytomność. Na jej farta musiała go taszczyć przez samą fabrykę.

Pepper: Rany. Ile ty jesz?! O ludzie! A podobno uratowałeś ludzi. W zbroi jesteś lekki?! Nie no, ale ty mi tu nie wykitujesz! Obudzisz się?!

Zaczęła się z nim męczyć i chwyciła go za ręce, wlokąc po podłodze. Nie wiedziała dokładnie, gdzie znajdowało się laboratorium, ale dotarła do stalowych drzwi na kod. Była zmuszona dzwonić do Rhodey'go. Podpieprzyła telefon z kieszeni.

Pepper: Rhodey, tu Pepper. Wiem, że dzwonię i przerywam w tak "ciekawym" i "zajebistym" wykładzie, ale muszę dostać się do laboratorium, a Stark mi tu zdycha! Powiedz mi, jaki jest kod?!
Rhodey: A jednak jesteś na niego skazana
Pepper: Zamorduję cię, jak tylko wrócisz! Gadaj mi ten kod!
Rhodey: No dobra. Ja nie wiem, jaki kod. Musisz mieć gdzieś zapisane, albo zapytaj się go
Pepper: On mi tu leży! Mam gadać do umarlaka?!
Rhodey: A jest przytomny?
Pepper: No i jak ty mnie słuchasz?! Co ty? Głuchy?! Jak ty siedzisz na wykładzie?! Przecież ci to mówiłam!

Rhodey zrozumiał, jak poważna była sytuacja. Chciał zniknąć z wykładu, ale wycofał się z tego pomysłu. Znał kulturę i poszanowanie wykładowcy i nie chciał się źle zachować.

Rhodey: Tylko mi nie panikuj. Dołączę do was, jak skończy się wykład
Pepper: To, co mam zrobić?!
Rhodey: Nie krzycz, bo mnie wywalą. Uspokój się i weź głęboki oddech i znajdź coś u niego w kieszeni
Pepper: Rhodey...
Rhodey: Wszystko będzie dobrze. Sprawdź, czy oddycha i zobacz na bransoletce stan ładowania

Pepper sprawdziła, co trzeba i nie rozumiała.

Pepper: Ledwie 10%
Rhodey: To niedobrze. Sprawdź, czy drzwi są otwarte, bo może nie zablokował
Pepper: Obyś miał rację

Rhodey rozłączył się i Pepper wzięła sprawy w swoje ręce. Zanim chciała sprawdzić wejście, skusiła się do uderzenia go w policzek. Chciała go ocudzić, by się ożywił, jednak się nie udało.

Pepper: No błagam cię! Obudź się! Obudź się! No weź! Specjalnie cię taszczyłam po ziemi, żeby tu dojść, bo sam chciałeś! Możesz się chociaż obudzić?!

Znowu wymierzyła mu w twarz, że zdecydowanie odczuje to po przebudzeniu. Jednak do tego była daleka droga. Dopiero po kilku minutach sprawdziła stalowe drzwi. Na szczęście były otwarte. Od razu znowu go chwyciła, ale nie za ręce, bo już ją to znudziło, tylko za nogi. Ciężar był taki sam i ledwo go wciągnęła do środka. Przez chwilę skupiła się na pomieszczeniu i na chwilę zajęła się podziwianiem laboratorium geniusza.

Pepper: No niby geniuszem jest, ale padać na lekcji po raz drugi, to już nie jest mądre

Gdy skończyła podziwiać jego osiągnięcie technologii, zajęła się Tony'm, który dalej nie reagował na nic. Potrząsnęła nim, jakby chciała zrobić z niego koktajl na bardzo upalny dzień. Już miała zamiar uderzyć pięścią w jego implant, ale zdecydowała, że lekko go uderzy. Wtedy wyczuła, że on coś miał okrągłego pod bluzką. Sprawdziła, co to może być.

Pepper: Co to jest?! Tony, ocknij się, bo ci zaraz przywalę! I wcale nie żartuję! Zrobię to, nawet, jak jesteś kontuzjowany! Słyszysz mnie, głucholu?! Obudź się!

Pepper była spięta, a kiedy zaczęła patrzeć na mechanizm, poczuła, jak słabo bije jego serce. Wtedy chciała naprawdę mocno mu przywalić pięściami. W porę jej niepohamowane odruchy zahamował telefon Rhodey'go.

Pepper: Czego?!
Rhodey: Już idę do laboratorium. Jesteś tam?
Pepper: Jakoś weszłam. Uwierzysz, że było otwarte?!
Rhodey: To dobrze
Pepper: Rhodey, co on ma za kółko?
Rhodey: Kółko? A to pewnie mówisz o implancie. Musisz go podłączyć do ładowania. Podłącz ją do implantu i powinien się obudzić
Pepper: Ooł
Rhodey: Pepper, co ty zrobiłaś?
Pepper; Nic! On siedzi na tym kablu i znowu go muszę przesunąć! Wiesz, jaki on ciężki?! To twoja wina, Rhodey! To ty tyle wpieprzasz każdego dnia i on za ciebie bierze wzorzec
Rhodey: Słucham?! Nawet tak nie mów. Okej, zrób, co ci mówiłem i zaraz tam będę. Tylko go nie policzkuj
Pepper: Hahaha! Za późno!
Rhodey: Jesteś niemożliwa, Pepper
Pepper: Dobrze o tym wiem

Zaśmiała się i rozłączyła, by udzielić należnej mu pomocy. Teraz była przekonana, że nie podrywa jej na trupa, tylko miał poważne problemy ze zdrowiem, a implant był dla niej zagadką, choć przypuszczała, jak ważny stanowi element w życiu Tony'ego. Chwyciła go za nogi tak bardzo, że jego plecy stały się ścierką do podłogi, która pozbierała cały brud z ostatnich dni, kiedy pracował. Ostatecznie wzięła kabel i podpięła go do ładowania. Po raz kolejny spoliczkowała chłopaka, by się obudził. Gdy się opanowała, czekała na jego przebudzenie.
Nie musiała czekać zbyt długo, bo po godzinie odzyskał przytomność. Poczuł piekło na twarzy.

Tony: Pepper... Co ty zrobiłaś?!
Pepper: Nareszcie żyjesz! Więcej mi tak nie rób
Tony: I wzajemnie. Au! Jak ty mnie tu zabrałaś?! Po gwoździach mnie holowałaś?!
Pepper: Dobrze to ująłeś. Hahaha!
Tony: Ale i tak dziękuję. Nawet nie wiesz, że uratowałaś mi życie
Pepper: Poprosiłeś o pomoc, więc ci jej udzieliłam. Teraz musisz mi powiedzieć o wypadku. Obiecałeś

Przytuliła go, bo odczuła ulgę, że żył.

KONIEC AKTU VIII


---***----

Nadchodzi czas zmian w relacji między naszymi gołąbeczkami. Akcja będzie nabierać rozpędu, a tak myślałam, by zrobić kiedyś ( obecnie brak czasu) krótką animację z jednego aktu. Zobaczymy, co będzie w przyszłości, a na razie czekam na wasze wrażenia. Czy coś was zaskoczyło? Jakieś pytania? Pytajcie o co chcecie :)

AKT VII: Zakład

5 | Skomentuj

Następnego dnia, media nagłaśniają sprawę z pociągiem. Większość uczniów w szkole o tym mówi, ale Pepper miała do załatwienia porachunki z landryną. Żeby nie okazało się, że cały zakład był fikcją, Rhodey był świadkiem rozmowy.

Pepper: Koniec. Zrobiłam, co trzeba. Byłam ze Starkiem na randce
Whitney: Dowód, proszę

Ruda pokazała jej zdjęcia z aparatu. Nie było na nich nic.

Whitney: Tu nic nie ma
Pepper: Co?! To niemożliwe! Rhodey, skasowałeś je?!
Rhodey: Nie! Ja nic nie ruszałem, tylko przeczytałem ten nius o Iron Manie
Pepper: Ten geniusz musiał zasłonić obiektyw palcem! Zamorduję go!
Whitney: Oj! Papryczka się piekli
Pepper: Nie mów tak!

Pepper chciała ją rozszarpać na kawałki, ale Rhodey je rozdzielił w porę. Nagle poczuła, że ktoś ją podsłuchuje. Ze schodów wyciągnęła Tony'ego. Szarpała go za ucho.

Tony: Ej! Puszczaj!
Pepper: Ładnie to tak podsłuchiwać?!

Na widok Whitney skamieniał. Doskonale wiedział, kim ona jest. Również nie przepadał za nią przez jej ojca, czyli Stane'a.

Tony: Co ty tu robisz?
Whitney: A chodzę do szkoły od dawna, wiesz?
Pepper: Niestety. Czy musiałeś przesłaniać obiektyw swoim paluchem, jak robiłam zdjęcia?!
Rhodey: Pepper, opanuj się!
Pepper: Mamy do pogadania, geniuszu!

Znowu chwyciła go za ucho dość boleśnie i zaprowadziła na dach. Tymczasem Whitney powiedziała Rhodey'mu o szczegółach zakładu.

Rhodey: Skoro ona coś miała zrobić, to ty też
Whitney:  A no tak.  Ja miałam jej za to dać jakieś pięć dolców
Rhodey: I o to tyle hałasu?
Whitney: Wiesz, jaka ona jest. Chciała pokazać, że znowu wygra
Rhodey: To głupie
Whitney: Jej to powiedz. Muszę już lecieć. Powiedz jej, że niczego nie dostanie
Rhodey: Nie będzie zadowolona
Whitney: Nie mój problem

Tymczasem Pepper rozliczała się z Tony'm. Puściła jego ucho, które całe poczerwieniało.

Tony: Skończyłaś?! Może mi powiesz, co miałaś mi powiedzieć?! Obiecałaś!
Pepper: Niech ci będzie, Stark
Tony: Nie możesz mi mówić po imieniu? Jestem dla ciebie miły, a ty dalej się chamsko do mnie odnosisz. Do jasnej cholery, co ja ci zrobiłem?!
Pepper: Takie hobby

Zaśmiała się i wyjęła pendrive z torebki.

Pepper: Koniec interesów. Masz, co chciałaś, a teraz, to odejdź
Tony:  A z tym gazem, co to miało być?
Pepper: Ojej! Wszystko ci muszę tłumaczyć?
Tony: Chyba tak
Pepper: Co za geniusz! Hahaha! No dobra. Zrobiłam to, bo chyba zapomniałeś, że udajemy
Tony: Przepraszam, Pepper. Nie chciałem być nachalny. Lepiej już pójdę, bo inaczej mnie zabijesz
Pepper: Już tego nie chcę, a twój sekret jest bezpieczny. Rhodey o tym wie?
Tony: Tak

Już nic więcej nie powiedział i zszedł z dachu na lekcję wychowawczą. Omawiali sprawy organizacyjne i o stosownym zachowaniu, co nikogo nie interesowało. Tony coraz łatwiej znosił godziny w szkole, ale przenośna ładowarka miała wady. Nie ładowała go w pełni.
Kolejną lekcją była historia i ciągle Rhodey wyrywał się do odpowiedzi, aż sam zrobił wykład, dlaczego tak skończyła się II wojna światowa.

Tony: No nareszcie. Skończyłeś
Pepper: Lepiej, żeby cię nie usłyszał, jak go wspierasz, geniuszu

Chłopak już się do niej nie odezwał. Wyszedł z klasy na długą przerwę, która trwała 30 minut. Tradycyjnie byli na dachu we trójkę. Tu również milczał.

Pepper: Bardzo ciekawy wykład. Hahaha! Aż mnie to wzruszyło!
Rhodey: Chyba nikt oprócz nauczyciela mnie nie słuchał. Widziałem, że coś kombinujesz, Potts
Pepper: Ty! Nie po nazwisku! Mam cię tak pobić, żeby Roberta cię nie poznała?!
Rhodey: Czy ty zawsze musisz mieć jakiś problem? Zgodzisz się, że jej ciężko dogodzić. Prawda, Tony?

Tony dalej się nie mieszał, a myślami był przy sprawie dokumentów, które miał zamiar przejrzeć od razu po szkole. Udawał, że ich nie słuchał, ale tak naprawdę doskonale wiedział, o czym sobie pogadują.

Pepper: Lepiej go zostaw. Jak milczy, tak jest lepiej. Przynajmniej nie ma nic do gadania
Rhodey: Pepper...

To go rozzłościło i od razu zbiegł na dół. Słowa rudej przypomniały mu, czego musi się dowiedzieć i wiedział, że wiek nie miał nic do tego, czy może mieszać się w sprawy firmy, czy nie.
Na następnej lekcji siedział z daleka od przyjaciół, choć Pepper trudno było nazwać jakoś pozytywnie, skoro ciągle go drażniła. To była zwykła lekcja muzyki. Tylko wtedy złagodniała i wsłuchiwała się w puszczane utwory.

Pepper: Nareszcie coś, co można słuchać
Rhodey: Taa... Bo ty nikogo nie słuchasz, tylko siebie
Pepper: Tylko spokojnie... Jego tu nie ma... Wsłuchaj się... w Mozarta

Ignorowała wszystkich uczniów wokół, by opanować swoje emocje. Nagle Tony'emu zaświeciła się bransoletka. Wcisnął przycisk na niej i zaczęło się ładowanie.Wiedział, że musi to jeszcze dopracować. Rhodey nie potrafił już siedzieć bezczynnie.

Rhodey: Chyba nie wyrywasz się z lekcji?
Tony: Nie
Rhodey: Chłopie, co w ciebie wstąpiło? Od przerwy do nikogo się nie odzywasz. To przez Pepper?
Tony: Ech... Byłem zamyślony. Wybacz, ale nie potrafię myśleć o niczym innym, jak o wypadku
Rhodey: Wiem. Nadal ci nie daje spokoju, ale powiedziała ci, co wie?
Tony: Dała pendrive, Przejrzę go z pozostałymi danymi, które wcześniej skopiowałem
Rhodey: Ale zrobiłeś coś z implantem?
Tony: Bransoletka służy jako przenośna ładowarka. Nic mi nie będzie
Rhodey: Na pewno? Wiesz, że się martwię?
Tony: W porządku. Chodzi ci o ten wykład z historii, co będzie za godzinę?
Rhodey: Chciałem na niego iść
Tony: To idź. Dam sobie radę
Rhodey: Jesteś pewien?
Tony; Jak już, to ruda będzie na mnie skazana

Zaśmiali się oboje. I zadzwonił dzwonek. Ulubiona lekcja Pepper dobiegła końca. Trochę niezadowolona spakowała książki i chciała wyjść z sali, gdy Rhodey poszedł na wykład, który miał trwać ponad 4 godziny, co było dla niego wybawieniem przed kolejnymi nudnymi lekcjami, jak angielski i W-F.
Gdy Tony już miał wyjść na korytarz, zatoczył się. Tym razem Pepper była poważna. Być może, to było przez nieobecność Rhodey'go, przy którym zawsze się popisywała? Jak zwał, tak zwał.

Pepper: A ty tak zawsze?
Tony: Powinnaś iść... na lekcje. Głupia... bransoletka

Ledwo zdołał oddychać, bo ból w klatce piersiowej nasilał się przez niepełne ładowanie. Dziewczyna nie wiedziała, o czym on mówił. Czemu wkurzył się na bransoletkę, umieszczoną na nadgarstku? Tony zdołał wstać na nogi, ale musiał podpierać się ławki. Z trudem poprosił o pomoc.

Tony: Mogę cię o coś... prosić?
Pepper: No słucham
Tony: Możesz mi pomóc...? Ja... muszę się gdzieś dostać
Pepper: Nie wystarczy, że dojdziesz do higienistki?
Tony: Z tym nie pomoże. To jak?
Pepper: A mam jakieś inne wyjście? Dobra, żartowałam. Nie będziesz mi tu trupem

KONIEC AKTU VII

---**----

W kolejnym akcie Pepper będzie dość brutalna. W sensie, że... A nie ważne. Dowiecie się sami. Pytania?



AKT VI: Iron Man

4 | Skomentuj

Tony ponownie siedział w laboratorium, gdzie ponownie naładował implant. Męczył go ciągle ten sam schemat. Musiał wymyślić coś, co pozwoli mu nie olewać szkoły i ułatwi życie. Zdjął bransoletkę z nadgarstka i zaczął ją przerabiać. Pomyślał, by to ona stanowiła przenośną wersję ładowarki. Gdy będzie czas na ładowanie, ma się zaświecić na niebiesko i po włączeniu guzika, automatycznie się ładować. Wiedział, że to będzie dobry pomysł.
Po ukończeniu przerabiania, założył bransoletkę z powrotem i przyjrzał się zbroi. Zdecydował się polecieć poobserwować Stane'a.

Tony: To już będzie ostatni raz

Tymczasem w szkole, Rhodey nabijał się z zakładu Pepper.

Rhodey: I po co ci to było?
Pepper: Coś za coś. Nie ma nic za darmo
Rhodey: Nie powiedziałaś mu, co wiesz
Pepper: Bo dzwonek zadzwonił
Rhodey: No niech ci będzie. Chyba już nie wróci na lekcje. I znowu będzie przesłuchanie
Pepper: Hahaha! Ale ty masz problemy z matką! Prawniczka!
Rhodey: Stul dziób, ruda! A ty masz ojca agenta FBI. I co?!
Pepper: Jajco

Rhodey próbował z nią rozmawiać, jak człowiek z człowiekiem, ale nie wychodziło mu to. Natomiast Tony ponownie obserwował łysielca za biurkiem. Niespodziewanie zbroja wykryła zagrożenie w mieście. Pociąg jechał z zawrotną prędkością i był na torze, który nie został ukończony.

Tony: Dziś szybko nie wrócę. Ilu jest tam ludzi?

<< 150 osób i jeden pies>>

Tony: Dziwne te czasy. Nawet psy ze sobą wożą

Rozpędził się i poleciał do zwrotnicy, by zmienić kurs pociągu. Była zacięta.

Tony: Chyba trzeba to zrobić po staremu

Użył całej siły, by ręcznie zamienić tory. Nawet w zbroi nie był taki silny, ale musiał coś zrobić, by ocalić tych ludzi. No i psa. One też były nieukończone. Odłączył wagon z ludźmi. Jedynie spadał ten pusty, ale musiał go chwycić, by nie spadł na autostradę.

Tony: No dalej!

Chłopak opadał z sił i ledwo utrzymywał ciężar wagonu. Kiedy już miał spaść, w ostatniej chwili go chwycił. Odetchnął głęboko z ulgą.

Tony: O kurcze! Ech... Było naprawdę... blisko

Nie wiedział, że to było zaaranżowane przez Stane'a. Siedział w biurze i obserwował go od pojawienia się przy budynku.

Stane: A jednak się pojawił. Chcę mieć tę zbroję! Zdobądźcie ją!

W wiadomościach pojawiły się pierwsze wzmianki o zamaskowanym bohaterze. Tony nie chciał robić sensacji. Po prostu działał, jak trzeba. Pepper przeczytała wiadomość w komórce. Przypomniała sobie tamtą noc.

Pepper: No to brawo!
Rhodey: Co tam czytasz?
Pepper: A zajmij się sobą

Rhodey też nie należał do tych cierpliwych i siłą wyrwał jej telefon z rąk.

Pepper: Oddawaj to!
Rhodey: No faktycznie. Brawo
Pepper: Wiem, kim on jest. Nazywają go...
Rhodey: Iron Manem

Ruda nie miała tego na myśli. Wiedziała, że to był wynalazek Tony'ego.

Pepper: Iron Man? Nie, nie, nie! Jak już, to latający toster
Rhodey: Jesteś pokręcona, wiesz?
Pepper: Wiem
Rhodey: Spotkaj się z Tony'm i powiedz mu, co wiesz. Trzeba wywiązywać się z umów
Pepper: Powiedz to miss plastik. Kasy mi nie dała, bo ta pieprzona...

Rhodey w porę jej przerwał, bo wiedział, jak wiele epitetów może ruda wymyślić na Whitney.

Rhodey: Spokój. Masz to zrobić
Pepper: Bo inaczej co?
Rhodey: Powiem twojemu ojcu, że chciałaś mnie zabić
Pepper: Hahaha! Nie uwierzy ci
Rhodey: Czyżby? Jesteś nieobliczalna i on doskonale o tym wie.

KONIEC AKTU VI

----**---

Kiedyś na tym akcie miały się zakończyć scenariusze, ale na prośbę Wdowy dobiłam do 30 aktów, więc nie jesteśmy w połowie, a nowe projekty czekają, by się rozwinąć. W międzyczasie zaglądajcie do innego bloga z Marvela o ślepym prawniku, bo być może na jakiś czas znowu tu zawieszę notki. To zależy od wielu czynników, ale was proszę, żebyście czytali :)

AKT V: Tajemnica

6 | Skomentuj

Mijają 3 dni od udawanej randki. Tony próbował jakoś się skontaktować z Pepper, bo nadal nie rozumiał, dlaczego użyła na niego gazu pieprzowego, a potem go pocałowała. Siedział na lekcji, myśląc i o tym i o zawartym interesie z rudą.

Rhodey: Jak nie chcesz mieć czegoś w oku, to nie patrz się na nią
Tony: Taa... Wiem, ale... Zresztą....Nieważne

Zrezygnował i skupił się na kartce, gdzie szkicował projekt zbroi. Myślał, by ją ulepszyć. Był duchem nieobecny na lekcji. Profesor coś do niego mówił, a on milczał.

Prof. Klein: Panie Stark, proszę udzielić odpowiedzi
Tony: Eee... A jakie było pytanie?

Klasa wybuchła śmiechem, a ruda lekko się uśmiechnęła po kryjomu.

Prof. Klein: Kto odkrył grawitację?
Tony: Newton
Prof. Klein: I za to nie dostaniesz jedynki. Proszę skupić się na lekcji. Jakieś te ostatnie 15 minut
Tony: Przepraszam

Znowu wrócił do projektu zbroi. Myślał, jakie elementy do niej dodać. Rolki napędzane energią elektrostatyczną, czy silniki rakietowe?

Rhodey: Lepiej zajmij się lekcją. Znowu myślisz o niej?
Tony: Jakie znowu?
Rhodey: Patrzyłeś na nią
Tony: I co z tego?!

Nauczyciel rzucił książkę na biurko, robiąc potężny huk.

Prof. Klein: Lekcja jeszcze trwa, panie Stark

Tony przesiedział pozostały kwadrans z otępieniem. Był senny i rozkojarzony. W dodatku, na bransoletce pokazała się godzina kolejnego ładowania. Nie chciał przez to uciekać z lekcji i po fizyce poszedł na dach. Cała trójka ich tam była. Łącznie z Pepper.

Pepper: Wielki geniusz nie słucha na lekcji! Oni cię wyleją!
Tony: Możesz mi powiedzieć, co to miało być?!
Pepper: Ale co?
Rhodey: Ja też nie wiem, o co poszło. Możecie mi wyjaśnić?
Pepper: Milcz, Stark!
Tony: Nie! Ma prawo wiedzieć! Chciałem uzyskać informacje, jakie wie o katastrofie samolotu i....
Pepper: Zamknij się, bo ci przywalę!
Tony:  I za to miałem udawać jej chłopaka. Ja wywiązałem się z umowy. Twoja kolej

Mało brakowało, a Rhodey popłakałby się ze śmiechu. Przerwa szybko minęła i nie doszło do żadnego rozwiązania. Tony siadł pod oknem, otwierając atrapę podręcznika, gdzie miał niedokończony projekt zbroi. Ten sam, co zaczął robić na fizyce. Miał lekcję angielskiego. Pepper rysowała kwiatki w zeszycie, a Rhodey czytał coś o II wojnie światowej na temat Churchilla.
Lekcja była długa, ale w porę się skończyła. Tony wstał z krzesła i odezwał się alarm. Rhodey od razu widział, jak ten mdleje i pomógł mu wstać.

Rhodey: Co się dzieje?
Pepper: Hahaha! Niańka Starka! No wiedziałam!

Na szczęście nikt już rudej nie słyszał, bo czym prędzej, to wszystkich wywiało na obiad. Ani trochę nie przejęła się stanem Tony'ego.

Tony: Dobrze wiesz, co muszę zrobić, ale szkoła....
Rhodey: Wyjaśnię mamie. Na pewno to zrozumie, ale musisz coś wymyślić, by przez to nie znikać z lekcji
Pepper: Hahaha! Palant, palant, palaaaant!

Krzyknęła Pepper śpiewająco.

Rhodey: Zabiję cię!

Chłopak wyszedł ze szkoły. Pepper dalej nie czuła powagi sytuacji, ale w końcu się zainteresowała.

Pepper: A co on taki słabiak?
Rhodey: Ma... problemy. Nie będę ci mówić, jakie, bo znowu będziesz się śmiała. To on miał udawać twojego chłopaka. Po co?
Pepper: Bo Whitney
Rhodey: Rany Boskie
Pepper: Nie mieszaj go w to!
Rhodey: Z tym plastikiem się założyłaś?
Pepper: Aha. Trochę głupio wyszło. Potraktowałam Tony'ego gazem
Rhodey: Słucham?!

KONIEC AKTU V

---**---

Wszystkiego najlepszego dla dominiczki potts. Mam nadzieję, że notka była przyjemna w czytaniu

AKT IV: Kłopoty

10 | Skomentuj

Pepper szła przez miasto, myśląc nad poznanym jej chłopakiem. Polubiła go od razu, gdy zaczęli sobie doskakiwać do gardeł. Wyjątkowo była bardzo rozbawiona, wspominając, co mogła zrobić Tony'emu na dachu.
Spojrzała na zegarek i była już 22. Wiedziała, że ojciec jej zrobi za to awanturę, bo o tej późnej godzinie nie może chodzić sama. Po rozwodzie, Virgil próbował jej zapewnić bezpieczeństwo.

Pepper: Będę martwa, jak wrócę do domu
Terrorysta: Raczej teraz spotka cię ten zaszczyt
Pepper: No nie! Maggia!
Terrorysta: Bystra dziewczynka tatusia

Pech chciał, że w domu zostawiła broń. To był, tylko gaz pieprzowy, ale skuteczny do obrony. Umiejętności walki wręcz były słabe, jednak improwizacja w tarapatach wychodziła jej najlepiej. Biegła przez uliczki, by go zgubić. Niestety nie był sam. Z czarnej furgonetki wyszli kolejni faceci w białych maskach, uzbrojonych w broń palną. Strzelali do dziewczyny, a ona próbowała jakoś ich zgubić. Trafiła do zaułka, skąd nie było dalszej drogi do ucieczki.

Pepper: Oj! Głupia ja! Głupia, głupia, głupia! Naprawdę zginę! Ja zginę!

Zaczęła mówić do siebie, by się uspokoić, ale to ją bardziej zdenerwowało. Terroryści otoczyli ją z każdej strony. Padła na kolana.

Pepper: Dobra, dobra! Poddaję się! Słyszycie?! Poddaję...

Nie dokończyła, bo z impetem wleciał Tony w zbroi. Strzelił do nich z repulsorów.

Tony: Uciekaj!
Pepper: Już się czuję pewniejsza, jak latająca konserwa na baterię mnie ratuje
Tony: Nie gadaj, tylko biegnij!

Nawet w obliczu zagrożenia była w stanie mówić swoje mądrości.

Terrorysta: Kim ty jesteś?
Tony: Jej obrońcą

Wystrzelił z unibeamu, a mężczyźni w maskach nie wiedzieli, z kim mieli do czynienia. Od razu uciekli i zostawili rudą w spokoju.

Tony: Jesteś cała?
Pepper: Leć już. Kotami też zajmujesz się, gdy siedzą na drzewie?
Tony: Zabiorę cię do domu. Tam będziesz bezpieczna. Powiedz mi, czego od ciebie chcieli?
Pepper: Nie twój interes

Zbroja chwyciła ją i poleciała wysoko w powietrze. Pepper była wkurzona i uderzała pięściami w pancerz.

Pepper: Puszczaj mnie, ty latająca puszko złomu
Tony: Naprawdę kocha kłopoty
Pepper: Słyszałam to, Stark

Chłopak był zmieszany, że otwarcie powiedziała jego nazwisko. Nie mówił jej, że zbudował zbroję. Tylko Rhodey o tym wiedział.

Tony: Nie jestem nim
Pepper: Taa... Akurat. To też mi będziesz wmawiać? Ile bajeczek wymyśliłeś dla bajerowania ludzi? A poza tym, taki jesteś mądry, a twój głos łatwo rozpoznałam. Nie ma w dzisiejszych czasach czegoś takiego, jak modulator głosu?
Tony: Gdzie mieszkasz?
Pepper: Odwal się i mnie postaw na ziemię! Taki ciekawski jesteś, a może byś chciał wiedzieć, kto maczał palce w twojej tragedii?

Tony zaczął się zastanawiać, czy faktycznie córka agenta FBI może mu pomóc w tej sprawie, ale najpierw, to chciał pomóc niej. Mimo tego, jak się do niego odzywała.

Tony: Chcę ci pomóc
Pepper: Odczep się ode mnie, a nikomu nie powiem, co zrobiłeś
Tony: Uratowałem ci życie. To coś złego?
Pepper: Oni nie przestaną
Tony: A jednak się wplątałaś w niezłe bagno, Pepper

Zaśmiał się, aż ją to podirytowało.

Pepper: Milcz, głupolu! Po prostu oni chcą pozbyć się mojego taty, a poza tym, nikogo nie słuchasz. Halo? Mówię do ciebie! Nie ignoruj mnie, bo....
Tony; Będziesz mówić więcej, Ja cię doskonale słyszę

Chłopak zdecydował się, by znaleźć jej adres zamieszkania przez poszukiwanie bazy danych. Gdy udało mu się zlokalizować, poleciał w tamtym kierunku, a ruda zaczęła go ściskać za kark, bo nie ufała mu. Jego serce zabiło mocniej, gdy popatrzył w jej oczy.

Tony: Ładny masz kolor oczu
Pepper: Podrywasz mnie?! A w dziób chcesz zarobić?! Aaa raczej w gębę!
Tony: Niee.... Tak tylko powiedziałem. Chciałem być miły. Możesz mnie nie dusić?
Pepper: Przyznasz się, że to ty jesteś, Tony?
Tony: No dobra. No i masz mnie, ale nic nikomu nie mów

Wciąż wahał się, czy jej zaufać, bo miał wątpliwości, gdy ta ciągle pakowała się w najgorsze kłopoty świata, a zadzieranie z Maggią, to była poważna sprawa. Raczej przewinienie.

Pepper: Nikomu nie powiem. Dziękuję

Już nie trzymała go tak silnie przy szyi. Była spokojna i nie obrażała się na niego. Podziwiała widok miasta z góry. Uśmiechnęła się, patrząc na Tony'ego, który odważył się ujawnić twarz.

Tony: Za 5 minut będziesz w domu. Powiedz swojemu tacie, że masz przez niego przerąbane. Skoro się o ciebie martwi, niech wie o tym
Pepper: Nie ma na to czasu. Ciągle, tylko pracuje i nic

Tony współczuł Pepper i wiedział, w jakiej była sytuacji. Howard po śmierci Marii zajmował się pracą, by zapomnieć. Chłopak tak nie potrafił, a w obecnej sytuacji również poczuł, że ma z nią  coś wspólnego.

Tony: Znam to. Mój ojciec też taki był, jak żył
Pepper: Pewnie chciałbyś wiedzieć, kto zawinił?
Tony: W sumie, to tak
Pepper: Hahaha! A to mam dla ciebie pewien interes. Powiem ci wszystko co wiem... Pod jednym warunkiem
Tony: Jakim?
Pepper: Musisz poudawać mojego chłopaka. Założyłam się z taką blondi i potrzebuję cię

Tony się zaśmiał. Nie wiedział, czy traktować jej słowa na serio, czy jako żart. Pomyślał o korzyściach z tego i przemyślał to.

Tony: Jeden dzień?
Pepper: Jeden! O! Dzięki, że się zgodziłeś
Tony: Jeszcze nic nie powiedziałem
Pepper: Powiedziałeś, że jeden dzień. Hahaha!
Tony: Jesteś okropna, Pepper
Pepper: Cóż. Trzeba się jakoś wyróżniać

Tony odstawił ją do domu i poleciał do laboratorium. Nie potrafił znowu myśleć o nikim innych, jak o Pepper. To był znak, którego nie potrafił odczytać. Po odłożeniu zbroi, poszedł do pokoju i zasnął, a raczej próbował. Zastanawiał się, co ruda mu powie o wypadku. Był ciekaw, czy ten, tak zwany interes wyjdzie na dobre.
Kolejnego dnia budzi się. Był to dzień wolny od szkoły. Sobota. Na telefonie miał ponad 20 nieprzeczytanych wiadomości.

Tony: Chyba jakiś SPAM
Rhodey:  Bez jaj! Pepper ci zatruwa życie! To jedna, długa wiadomość
Tony: Aż 20?
Rhodey: Hehe. Ruda potrafi o wiele więcej. Ona bez telefonu jest, jak żołnierz bez karabinu

Zaśmiał się, a Tony się lekko uśmiechnął. Gdy już miał się zarumienić, udawał, że jest mu gorąco i wietrzył się ręką. Przyjaciel nie dał się nabrać.

Rhodey: Oj, Tony. Wszedłeś w niezłe bagno
Tony: A to niby czemu?
Rhodey: Podając jej numer, skazałeś się na męczeństwo

Znowu głupio się zaśmiał, a Tony wyszedł do łazienki, gdzie doprowadził się do porządku. Pepper ciągle mu pisała wiadomości. Pamiętał, że nie podawał jej numeru i musiała się włamać, by go znaleźć. Trochę go to drażniło, że ciągle musiał sprawdzać jej przypominajki o udawanej randce.
Nadszedł wieczór. Spotkali się w parku. Mieli udawać parę.

Pepper: Wyluzuj, Żeby to wyglądało naturalnie
Tony: Przecież nikt tu nie chodzi
Pepper: Ona tu jest
Tony: Gdzie?

Wskazała na pustą ławkę. Chłopak nie wiedział, co ma o tym myśleć. Czy nie postradała ona rozumów? Jednak serce podpowiadało mu coś innego. Zrobili sobie kilka zdjęć i czule się obejmowali. Tony się rumienił i ruda również się speszyła, że nie chciała dochodzić do pocałunku. Chłopak sam się do tego posunął bez namysłu, bo mało, kiedy myśli. Najpierw robi, a potem się zastanawia.
Ich usta były niebezpiecznie blisko. Pepper poczuła się zagrożona i w jednej chwili potraktowała go gazem pieprzowym.

Tony: Pepper. Ekhm.... Czemu? Przecież mieliśmy udawać
Pepper: Temu

Sama przejęła inicjatywę i go pocałowała.

Pepper: Już... Jesteś wolny

KONIEC AKTU IV


---**---

Nasza Pepper ma tutaj bardzo trudny charakter, ale zobaczycie,  że się zmieni. Cieszę się, że ktoś poprzednią notkę skomentował. To daje motywacje. Przez drugiego bloga nie wiem, kiedy będę tu wstawiać akty. Postaram się, jak najszybciej. Pytania? A może macie swoje własne pomysły, co się wydarzy potem. Czekam na komentarze :)
 Na http://dance-with-daredevil.blogspot.com/2015/10/rozdzia-1-w-sieci-sekretow.html Jest rozdział. Zapraszam
© Mrs Black | WS X X X