Rozdział 15: Obserwator

10 | Skomentuj

--*Pepper*--

Pancerz był sprawny i szybko nie zużywał energii. Ulżyło mi, że nikt nie zginął. W sumie byłam jedyną pasażerką tego samolotu.
Chciałam zadzwonić do chłopaków, ale linia była zajęta.

-Komputerze. Jak daleko jest do Nowego Jorku?

<<Za trzy godziny zbroja będzie w mieście >>

-Czy zbroja ma jakieś uszkodzenia?

<<Skanuję...>>

<<Brak uszkodzeń>>

-Całe szczęście. Włącz tryb maskujący

<<Ostrzeżenie. Ten tryb zużywa wiele energii >>

-To nieistotne. Nie chcę być zestrzelona. Włącz ten tryb!- rozkazałam zbroi

Duch mógł mnie namierzyć i nie mogłam na to pozwolić. Chcę wrócić do domu w jednym kawałku.
Po minionych godzinach byłam w zbrojowni. Dziwne było to, że nie zastałam bałaganu. Zwykle tego mogłam się po nich spodziewać. A może jeszcze są w szpitalu? Pójdę ich odwiedzić, ale najpierw muszę spotkać się z Bobbie. Pewnie czeka na mnie w domu.
Pojechałam taksówką pod mój dom, gdzie już czekała na mnie.

-Długo tu stoisz?

-Niekoniecznie. Z godzinkę na pewno- uśmiechnęła się Bobbie

Otworzyłam drzwi i zaniosłam walizki do pokoju.

-Pomogę ci-wyręczyła mnie, biorąc ciężką walizkę, której sama nie potrafiłam zanieść

Dość szybko uporałyśmy się z ciężarem. Odstawiłyśmy je obok szafy. Później chciałam się zająć rozpakowywaniem rzeczy.

-Jak ci minął lot?- spytała

-Super. Prawie zginęłam, ale to nic- odparłam z ironią

-Jak to prawie?

Musiałam komuś to powiedzieć. Musiałam z kimś się tym podzielić.

-Znasz może Ducha?- spytałam z ciekawością

-Tak, ten dupek, co zrobi wszystko dla pieniędzy. Znam go, ale wolałabym go nigdy nie poznawać. Z nim są same kłopoty. Czemu uwziął się na tobie?- wyjaśniła, pytając

-On chce zabić Tony'ego, a moja śmierć najlepsza, by go wykończyć. Jest bardzo nerwowy, a z chorym sercem łatwo go wprowadzić do grobu- byłam wściekła

-A to pluskwa. Ducha nie łatwo jest zabić, ale jakoś go śmierć nie ominie- zaczęła coś planować Bobbie

-Muszę zobaczyć się z Tony'm. Zaprowadzisz mnie do niego?- poprosiłam ją

-Dobrze, ale nie zdenerwuj się tym, co zobaczysz- ostrzegła mnie, a jej głos był niepewny


Rozdział 14: Niewidzialny, nieprzewidywalny

8 | Skomentuj


Lekarka przedstawiła się jako Victoria Bernes. To ona ma się mną opiekować. Ho ją o to poprosił. Tylko nie jest za młoda na bycie lekarzem? O dziwo ma tyle samo doświadczenia, co miał dr Yinsen, nim ktoś go zabił.
Dowiem się, kto to zrobił, a śmierć Whitney nie pójdzie w zapomnienie.

-No to wszystkie parametry masz w normie. Jest szansa, że za tydzień opuścisz szpital. Czy nic cię nie boli?- pocieszyła mnie, ale później spojrzała niepewnie na implant

-Trochę, jak próbuję się ruszyć

-Nie dziwię się. Prawie miałeś złamane żebra, ale na szczęście skończyło się na niegroźnym stłuczeniu- wyjaśniła lekarka

-A nie mogę wyjść już jutro?- prosiłem, bo chciałem być, jak najszybciej w domu

-Wiedziałam, że tak będzie. Ho mi tyle razy mówił, jaki ty jesteś niecierpliwy. Zrobimy tak, Tony. Jeśli jutro nie będzie nic się działo i będziesz w stanie chodzić bez problemu, wypiszę cię ze szpitala- rzuciła propozycję

To mnie zaciekawiło. Jest szansa, że szybciej wrócę. Teraz nic mi nie może przeszkodzić.

-Zgadzam się, ale bez przekrętów

-Bez przekrętów- zaśmiała się

To było dosyć proste. Czułem się coraz lepiej, więc mogłem w spokoju zadzwonić do Pepper. Bardzo za nią tęsknię. Ciekawe, jak jej poszło na szkoleniu?
Wziąłem telefon i wybrałem numer do Pepper.

-Już chcesz do niej dzwonić?- spytał się Rhodey

-Tak. Powinienem już to dawno zrobić

-Ach, romantyk- zakpił ze mnie

-Rhodey, wystarczy

Czekałem, aż odbierze, ale nie mogłem się połączyć. Znowu go wyłączyła?

-Nie odbiera. To dziwne- zmartwiłem się tym

-Może jest zajęta. Pewnie ma treningi

-Dobra, nie tłumacz jej. Zadzwonię później- odłożyłem telefon na stół

To nie było normalne, że miała wyłączony telefon. Ona nigdy go nie wyłącza, tylko w przypadku samolotu jest do tego zmuszona. Coś jest nie tak. Za bardzo się o nią martwię, a Rhodey nie brzmi zbyt pewnie. Coś ukrywa.

-A nie rozmawiałeś z nią ostatnio? Nie mówiła ci czegoś ?- zacząłem się zastanawiać, czy moje przeczucia są prawdziwe

-Mówiłem jej o wypadku i, że ma skupić się na treningach. To wszystko- powiedział ze zdenerwowaniem

-Rhodey, co ty ukrywasz?- przejrzałem go na wylot, że coś zataił przede mną








Wszystko miałam spakowane. Sprawdziłam, czy zabrałam każdą walizkę i plecak z Rescue. Gdy się okazało, że mam wszystko, wyszłam z pokoju.
Zanim miałam wrócić do domu, postanowiłam pożegnać się z moją mentorką. Mimo oblanego egzaminu, wiele mnie nauczyła. Na pewno te treningi nie pójdą w las.
Ostrożnie zapukałam do jej drzwi i chwyciłam za klamkę. Oczywiście zastałam ją przy biurku, jak popijała kawę.

-Witaj, Pepper. Co cię do mnie sprowadza?

-Przyszłam się pożegnać. Dziękuję za wszystko- podziękowałam, salutując

-Ja również ci dziękuję. Byłaś jedną z tych, które dały łatwo za wygraną. Życzę ci powodzenia- wstała od biurka i podeszła do mnie, podając mi rękę

-Dziękuję, agentko Hill- odwzajemniłam gest

-Pamiętaj, że zawsze możesz poprawić test. Wróć, jak będziesz gotowa- zasugerowała

- Dobrze. Do widzenia- przytaknęłam głową

-Do widzenia

Wyjechałam z bazy po następnych godzinach na lotnisko. Myślałam o Tony'm i Rhodey'm. Mam nadzieję, że wszystko z nimi dobrze, choć z moim chłopakiem to nigdy nic nie wiadomo.
Weszłam na pokład samolotu, odkładając walizki do specjalnego pomieszczenia. Usiadłam w fotelu, zapięłam pasy i trzymałam blisko siebie zbroję.
Nawet nie zauważyłam, jak szybko znalazłam się w powietrzu.

-To będzie kolejny, długi lot- pomyślałam, patrząc przez okno

Telefon miałam wyłączony, by nie przeszkadzał w trakcie lotu. Zasady i takie tam.
Nie mogę się doczekać, aż zobaczę się z chłopakami. Pośmiejemy się razem i pogadamy. Bez żadnych zmartwień, że Duch coś nam zrobi. Szybko zmorzył mnie sen i zasnęłam. Czułam, jak samolot wysoko się unosi. Był spokój, który zagłuszył hałas zepsutego silnika. Potem słyszałam tykanie zegara.
Gdy otworzyłam oczy, dźwięk stawał się głośniejszy, a tykanie dochodziło z kabiny.

-Co jest?- zadałam sobie pytanie i wzięłam ze sobą Rescue

Gdy podeszłam do kabiny, znalazłam w niej sporą ilość ładunku wybuchowego. Jedna wielka bomba!
Przetarłam oczy, by wiedzieć, czy to nie jest złudzenie. Po chwili usłyszałam znajomy szept.

-Zginiesz tak samo, jak on powinien skończyć

I nagle nastąpił wybuch. Biegłam, co sił, by nie trafiła mnie fala wybuchu.
Zeskoczyłam z samolotu i spadając próbowałam założyć zbroję.

-No dalej, dalej

Za mną leciały kawałki samolotu. Mocny huk i po latającym obiekcie nie było śladu. Dobrze, że tylko ja tam byłam i nikt nie zginął. Fala eksplozji wyrzuciła mnie prosto do morza, ale w porę uruchomił się pancerz i wyleciałam do Nowego Jorku.

-Mam już dość, Duch!- przeklnęłam pod nosem


Rozdział 13: Z tarczą lub na tarczy

4 | Skomentuj

Trwały godzinne narady. Bałam się, co mi powiedzą. Zacierałam nerwowo ręce, rozglądając się po każdej stronie. Każdy z kadetów czekał na oficjalne wyniki.

 -Nie masz się czym denerwować. Widziałam, jak ci poszło. Byłaś świetna- pochwaliła mnie jedna z kadetek

 -Dzięki, ale ty byłaś lepsza. Bez problemu złożyłaś broń

 -Za to fatalnie mi poszło w walce

 -Jakoś to będzie- podeszłam do tablicy wyników

 Mieliśmy już wywieszoną listę, kto zdał lub oblał egzaminy. Lista była podzielona na oddziały: strateg, bioinżynier, snajper i medyk. Długo szukałam swojego nazwiska, aż po pięciu minutach znalazłam się po stronie oblanych. Jak to się stało? Właśnie podeszła do mnie agentka Hill. Była również zaskoczona wynikami.

 -Przecież, ja tylko...- nie dokończyłam, bo nie byłam w stanie

 -Może to jest pomyłka. Zapytam się generała. Poczekaj tu- poprosiła

 Patrzyłam na nią, jak rozmawia z Fury'm. Wciąż nie mogłam uwierzyć w wyniki. Przecież, ja tylko nie zdałam składania broni. Aż tak ważne było zdać każdy element egzaminu? Jestem beznadziejna. Przestałam się dobijać bardziej, gdy agentka miała już informacje.

 -Powiedz mi, że to pomyłka. Pomylił się, tak?- wciąż liczyłam na to, że zdałam

 Przez chwilę milczała, ale potem w końcu coś powiedziała. 

-To nie jest pomyłka. Przykro mi

 Wybiegłam z płaczem do łazienki. Było mi wstyd pokazywać się w domu. Niespodziewanie ktoś do mnie zadzwonił. Znowu Duch? Odebrałam, włączając zegarek. Teraz nie popełnię tego błędu. Usłyszałam głos Bobbie. Zupełnie o tym zapomniałam, że poprosiłam ją o śledzenie Tony'ego. Może wie coś więcej, co Rhodey ukrywa. Chwila. Ona nie zna ich tożsamości.

 -Bobbie, to ty?- chciałam się upewnić, że z nią rozmawiam

 -Tak, to ja. Mam do ciebie informacje. Pepper, słyszysz?

 -Tak, tak. Mów- otarłam policzki z łez

 -Jestem w szpitalu, gdzie on leży. Jakiś wariat z biczami podłożył mu ładunki i wleciał do wody

 -A co z nim? Żyje?- chciałam wiedzieć, czy Rhodey nie kłamał

 -Tak, wygląda dobrze. Jednak coś nie bardzo cię to interesuje. Pepper, co cię trapi?- spytała zmartwiona

 I co? Mam jej powiedzieć prawdę? Zresztą, nie potrafię kłamać. Powiem jej, ale Tony się o tym nie dowie.

 -Oblałam egzamin przez składanie broni- prawie krzyknęłam do słuchawki










Ktoś coś do mnie krzyczał, ale czułem, jak moje płuca chciały eksplodować. Czułem, jak dusiłem się. Jestem pod wodą?

 -Tony, otrząśnij się. Nie jesteś pod wodą! Jesteś w szpitalu!

 Rhodey? Tak, to on krzyczy. Nie mógłbym usłyszeć go, jakbym tonął. Chwila, coś sobie przypominam. Whiplash i jego bomby, a potem czyjaś dłoń, wyciągnięta mi na pomoc.
Powoli się uspokajałem. Widziałem biel ścian i niebieską lampę nade mną, a obok mnie siedział Rhodey. Jestem w szpitalu. Czyli nie umarłem. 

-Puls się stabilizuje. Wrócił- powiedziała lekarka

 Zrobiłem się senny i zasnąłem. Panika zniknęła. Dzięki, Rhodey. Gdyby nie ty, nie otrząsnąłbym się z tego koszmaru.

 ---Następnego dnia---

 Obudziło mnie oślepiające światło. Rhodey spał na krześle. Doceniam to, ile dla mnie zrobił. To on mnie uratował tak, jak zawsze.

 -No pięknie. Jestem w szpitalu!- otrząsnąłem się

 Niestety swoim krzykiem obudziłem Rhodey'go.

 -Tony, jak dobrze cię słyszeć- ucieszył się na mój widok

 -Znowu mnie uratowałeś. Dziękuję- byłem bardzo wdzięczny za to, że mnie ocalił przed śmiercią

 -Od tego przecież jestem. Nie martw się. Whiplash już nie wróci

 -O czym ty mówisz?- byłem w szoku, ale zdziwić się miałem jeszcze bardziej

 -Zabiłem go za to, co on ci zrobił, za ojca Pepper i za wszystkie krzywdy, które nam wyrządził- wytłumaczył się Rhodey

 Nie wierzę. Definitywnie z nim skończył?

 -A jeśli wróci?- miałem obawy

 -Nie wróci. Oberwałem mu głowę i wrzuciłem do morza. Nie żałuję tego. Zasłużył sobie na to 

-Rhodey, ja ciebie nie poznaję. Ty nigdy byś tego nie zrobił

 -Byłem wściekły i przerażony tym, że cię prawie zabił. Musiałem z nim skończyć. Musiałem- zacisnął pięści

 -Dobrze zrobiłeś. A co z Blizzardem?

 Skoro Whiplasha załatwił, to może Blizzard też nie będzie sprawiał problemów? Nie, to niemożliwe. On uciekł, gdy zasypała się baza na Arktyce.

 -Nie było go. Cieszę się, że żyjesz. Jak się czujesz?

 -Dobrze, ale nie rozumiem jednej rzeczy. Powinienem być martwy. Komu powinienem być jeszcze wdzięczny?- zacząłem się zastanawiać

 Do naszej rozmowy wtrąciła się jakaś lekarka. Poznałem po fartuchu, ale wyglądała zbyt młodo na lekarza.

 -Widzę, że doszedłeś do siebie. Nie było łatwo, ale udało się- uśmiechnęła się, spoglądając na monitor

Rozdział 12: Ostatnia wola cz. 2 Walka o wszystko i o nic

10 | Skomentuj


Pepper zawsze mogła liczyć na moje wsparcie. Chcę, by zdała ten egzamin na agentkę SHIELD. Wiem, ile to dla niej znaczy i nie mogę pozwolić na to, by przez zamartwianie się o swojego chłopaka nie zaliczyła testu.
Kiedy chciałem już rozłączyć połączenie, w ostatniej chwili Pepper coś powiedziała.

-Rhodey, mam jeszcze jedną prośbę. Mógłbyś tylko namierzyć Ducha?- poprosiła płaczliwym głosem

Dziwna prośba, jak na nią. Coś musiało się jej przydarzyć, skoro chce go znaleźć.

-Nigdzie nie lecisz, Pepper. Co tak ci zależy na nim?- chciałem znać przyczynę jej zachowania

-Ktoś mi wysyła pogróżki. Podejrzewałam Whitney, ale skoro nie żyje, to musi być Duch za to odpowiedzialny

Zagięło mnie dosłownie. Ktoś jej grozi? Niedobrze. Nie mogę powiedzieć tego Tony'emu. To mu zaszkodzi. I jeszcze może przeżyć ten szok po przebudzeniu. Lepiej podaruję mu tego.

-Ok. Znajdę go, ale nic nie rób na własną rękę

-Dobrze- obiecała Pepper

-Uważaj na siebie. Jeśli znowu dostaniesz pogróżkę, napisz mi o której to było godzinie. Komputer automatycznie zmieni czas i, jak są wysyłane o regularnej godzinie, łatwo zlokalizujemy twojego szantażystę

-Dzięki, Rhodey. Trzymaj się- pożegnała się

-Pa- rozłączyłem połączenie

Fatalnie. Najpierw ta walka na Arktyce, a teraz te pogróżki do Pepper? Co jeszcze będzie?
Usiadłem na krześle znów, przysypiając. Moje ciało żądało spoczynku, ale nie mogłem zapaść w sen, kiedy Tony jest nieprzytomny.

-Dobrze się czujesz?- podeszła do mnie lekarka

-Tak, w porządku. Tylko jestem zmęczony. Może mnie pani zaprowadzić do Tony'ego?-  poprosiłem, powstrzymując ziewanie

-Mogę, ale powinieneś wrócić do domu

-Chcę być przy nim. W razie, gdyby się obudził i nastąpiłby ten szok o którym pani mówiła- nalegałem

-Rhodey, mam 20 lat. Mów mi po imieniu. Gdy ktoś mi mówi "pani", to czuję się stara

-No dobrze, Viktorio

-Tak lepiej- uśmiechnęła się i poszedłem za nią

Mijałem kilka sal, gdzie leżeli agenci FBI. Ojciec Pepper rozmawiał z jakimś lekarzem. Trzeba naprawić komputer, by reagować na takie zagrożenie.
Następne drzwi były od OIOMu. Tam zauważyłem, jak Tony leżał przypięty do aparatury medycznej. Był blady, a ręce miał w bandażach. Na monitorze widziałem, jak jego serce ledwo bije. To cud, że żyje.

-Mogę tam wejść?- spytałem o pozwolenie

-Tylko mi nie zaśnij. Gdyby coś się działo, lub obudziłby się, zawołaj mnie- poprosiła Viktoria








Jak to dobrze, że nie zostałam z tym sama. Trochę mi ulżyło, gdy powiedziałam o tym Rhodey'mu. Jednak dziwne, że Whitney nie żyje. Czy to wszystko jest powiązane ze śmiercią lekarza? A jeśli tak, to kto w końcu jest temu winien?
Już chciałam zasnąć, ale alarm się odezwał. I bądź tu nie ziewaj. Nie mają, kiedy robić te fałszywe sygnały o zagrożeniu. Opuściłam pokój i trafiłam do głównego holu.

-Wszyscy na czas. Dobra robota, kadeci. Jutro wasz ostatni dzień. Bądźcie gotowi na test, który pokaże, czy warto dać wam odznakę- oznajmił agent, chowając licznik do kieszeni

-Jak to jutro? Nie za wcześnie?- byłam skołowana

-Dasz radę- wspierała mnie mentorka

Zmęczona padłam na łóżko. Jednak to nie był koniec. Znowu zdarzyło się coś niepokojącego. Ktoś do mnie zadzwonił. W słuchawce usłyszałam znajomy mi głos, tylko zniekształcony.

-Teraz twoja kolej

Nastąpił szum. Mogę dać sobie rękę uciąć, że to był Duch. Jeszcze mu mało?

Rhodey się tym zajmie. Muszę przestać się martwić. Skoro jutro mam podejść do egzaminu, muszę być przygotowana do perfekcji. Wyłączyłam telefon i zasnęłam.

---Następnego dnia---

Stawiłam się w centrali przygotowana do egzaminu. Denerwowałam się, jak nigdy. Nie chciałam tego oblać. Chciałam, by mój ojciec był ze mnie dumny.

-Dziś jest wasz wyjątkowy dzień. Jedni staną w szeregach SHIELD, a pozostali odejdą z honorem. Powiem tylko, że życzę wam powodzenia, kadeci. I zapamiętajcie jedno: nie poddawajcie się, jesli dziś wam nie wyjdzie. Do dzieła- wygłosił mowę generał Fury

No to roboty. Jakoś to będzie. To mój dzień i moja walka. Robię to dla ciebie, tato.
W pierwszej kolejności mieliśmy walkę wręcz. Przebrałam się do stroju treningowego, zakładając dodatkowo rękawice. Zajęłam pozycję i próbowałam przypomnieć, co mi mówiła zwykle agentka Hill.
Bez problemu położyłam kobietę na materac, stosując chwyt, którego się nauczyłam.

-Wygrywa Patricia Potts- ogłosiła jedna z agentek

Była uderzająco podobna do Czarnej Wdowy. Chwila, moment. To przecież ona. Nie wierzę. To ona też będzie mnie oceniać? Stres mnie zżera. I jak ja mam to zdać?
Kolejną konkurencją było składanie broni. Wszyscy w mig ukończyli układankę. A ja nadal nie umiałam tego złożyć. Agentka Hill prosiła o dodanie mi czasu, ale i tak przegrałam. Po minach egzaminujących widziałam, że poszło mi fatalnie.

-To nie koniec świata. Jeszcze tylko jedna sprawność- próbowałam się uspokoić

Strzelanie do tarczy było ostatnim zadaniem do zdobycia odznaki. Dzięki wcześniejszej determinacji na strzelnicy, bezbłędnie trafiłam w cel. Powtórzyłam to z trzy razy, by pokazać, że to nie było przypadkowo.








Siedziałem przy Tony'm. Bałem się o niego i również o Pepper. Teraz to głównym zagrożeniem jest Duch. Trzeba się go pozbyć.
Do sali wszedł ojciec Pepper. Nie musiał tu przychodzić. Niech zajmie się swoimi agentami. W dodatku muszę przy nim ukrywać tę sprawę z pogróżkami. Tego nie może się dowiedzieć. Od razu ją odeśle do domu, nim zda egzamin.

-W porządku ?- spytał, patrząc na monitor

-Tak. Co z agentami?- byłem ciekaw, czy wielkie odnieśli rany

-W miarę stabilnie. Dwóch ma rozległe poparzenia,a reszta kilka ran na głowie i brzuchu- podsumował Virgil

-Przynajmniej wiadomo, że żyją- wciąż siedziałem zmartwiony przy łóżku Tony'ego

-Rhodey, będzie dobrze. Wygrzebie się z tego. Przeżył wypadek, to przeżyje teraz- podniósł mnie na duchu

-Mam taką nadzieję

-Trzymaj się młody. Idę zobaczyć, co z tymi agentami. Dobranoc- i wyszedł z sali

Uf. Mało brakowało, a przejrzałby mnie na wylot, jak ostatnio. Ciężko mi jest okłamywać dla czyjegoś dobra. Nie będę nikogo martwił. Skończę z Duchem, jak Tony wydobrzeje. Nie zapomnę tego, co wydarzyło się na Arktyce. Najpierw Blizzard go zaatakował, a później pojawił się Whiplash. Dobrze, że Viktoria stała się drugim cudotwórcą.

-Wiem, że mnie nie słyszysz, ale jestem przy tobie. Rozumiesz? Musisz walczyć . Nie tylko dla mnie, ale i dla Pepper. Wierzę w ciebie- chwyciłem go za dłoń

Nawet nie zauważyłem, kiedy spadłem z krzesła. To ze zmęczenia.

-Chyba muszę zasnąć- powiedziałem do Viktorii, która była nade mną

-Musisz. To ci dobrze zrobi- pomogła mi wstać

Zasnąłem obok jego łóżka. Viktoria pozwoliła mi tam spać. Wiedziała, jak bardzo bliski jest mi Tony. Można powiedzieć, że jest moim przyszywanym bratem. Mieszka ze mną już dość długi czas.
Spałem przez kilka godzin, aż dźwięk maszyny mnie obudził. Kardiomonitor zaczął wariować, a Tony się wybudzał.

-Tony, nie wariuj. Spokojnie. Jestem tu. Jesteś bezpieczny

Od razu wezwałem lekarkę na pomoc.

-Co się dzieje?- byłem przerażony

- Nic się nie bój, Rhodey. Musisz go uspokoić. Jest w szoku

Chwyciłem go za rękę, głośno mówiąc do niego, a on myślał, że nie ma tlenu. To pewnie przez to, że był pod wodą.

-Tony, uspokój się. Nie jesteś pod wodą. Jesteś w szpitalu

-Trzymaj go. Podam mu coś na uspokojenie- wstrzyknęła mu jakiś lek


----------------------------*****************---------------------------------------------------------------------
Pepper już będzie wracała do naszych herosów, gdy egzamin dobiegnie końca. Jak uważacie, czy go zda? Jak długo sekret pozostanie sekretem? Czy to Duch odpowiada za pogróżki? Dobra, ja tu wam podrzucam pytania, a sami się jakoś udzielajcie. Oczywiście wiecie, że to był ostatni rozdział sezonu pierwszego. Otwieramy drugą część, która dla romantyczek będzie cudowna, choć dramat nadal zostanie. Z tego nie da się zrezygnować :) Muszę się wziąć za przepisywanie trójki, by potem nie było braków na blogu. Zapomniałam wspomnieć o ankiecie na temat największego złoczyńcy. Oddajcie swój głos anonimowo i dowiedzmy się, kto jest wrogiem numer jeden. Rozdział ponownie za tydzień.

Rozdział 11: Ostatnia wola cz.1 Zapisane w testamencie

6 | Skomentuj

Kolejną częścią treningu było składanie broni. Miałam przy sobie schemat i musiałam prawidłowo go złożyć, by potem z blastera strzelać.
Schemat był zbyt skomplikowany. Na pewno Tony złożyłby to bez patrzenia na instrukcję.
Kiedy chciałam zacząć składać pierwsze elementy, zadzwonił mój telefon. Tata? Czemu dzwoni tak wcześnie? Może to nic ważnego. Muszę skupić się na zadaniu. Odrzuciłam połączenie.

-To od czego tu zacząć?- spytałam się samej siebie na głos

Wzięłam do ręki poprzednie części, próbując ułożyć je w odpowiedniej kolejności. Jednak dzwonił coraz częściej, co mnie podirytowało. Postanowiłam odebrać.

-Musisz mi przeszkadzać? Muszę złożyć blaster!- wyrzuciłam swój gniew

-Wybacz, że ci przeszkadzam, ale chciałbym wiedzieć, czy nic ci się nie stało?- przeprosił, pytając z troską

-Jest dobrze. A czemu pytasz?- ciekawiła mnie jego odpowiedź

-Na szczęście nie jest źle. Jednak zawaliłem akcję. Jakiś wariat zranił moich agentów

-Tato, wszystko gra? Nie jesteś ranny?- zaczęłam się denerwować

-W porządku, Pepper. Byłem daleko od terrorysty. Jednak nie lubię cię okłamywać i muszę ci coś jeszcze powiedzieć, bo dzwonię ze szpitala

W głębi duszy czułam, jak serce się zatrzymuje. Co on chce mi przekazać?

-Co się jeszcze stało? Tony i Rhodey też tam byli? Są cali?- wyrzuciłam szybko pytania

-Nie było ich tam, ale właśnie stoi obok mnie Rhodey. Tony miał wypadek- przeszedł do sedna wiadomości

-Co?!- byłam zdruzgotana

-Dam ci Rhodey'go do słuchawki. Wszystko ci wyjaśni

Już chciałam krzyczeć, ale w porę się powstrzymałam. Ciekawe, co Rhodey ma mi do powiedzenia. Jest nieudolnym kłamcą, więc niech nawet nie próbuje mi wciskać ciemnoty.

-Tylko nie panikuj, Pepper. To był zwykły wypadek. Nie martw się. Nic mu nie będzie

-Jaki wypadek? Czemu mnie okłamujesz?- złapałam go na kłamstwie

-Mówię prawdę!- zaparł się Rhodey

-Akurat. Mów, co jest grane, bo przylecę do was- zagroziłam mu

Mogłam wziąć Rescue w każdej chwili i polecieć do nich. Nawet wiedziałam, w jakim byli szpitalu. Ciągle bałam się, że to coś poważnego. A jeśli to Whitney sprawka?

-Mieliśmy walkę na Arktyce- przyznał w końcu prawdę

-Arktyka? Ale z kim walczyliście?- nie mogłam w to uwierzyć

-Powiem ci później. Muszę kończyć. Trzymaj się- i rozłączył się


Libster Award

1 | Skomentuj



Otrzymałam nominację do Libster Award i jestem w szoku. Ta nominacja jest dla blogerów którzy wykazali "dobrą robotę". A mi się wydaje, że nie jest dobra.  Dla blogerów o małej liczbie obserwatorów.Ok przejdę do sedna. Musze odpowiedzieć na 11 pytań i nominować 11 osób. Nie można nominować osoby, która cię nominowała. No to start.

1. Ulubiona piosenka?
 Jak na razie to Breaking Benjamin- Had enough. Tyle mam przy niej wspomnień z pisaniem
2. Oglądasz jakiś kanał na yt? Czyj? 
 Tak, oglądam. 5 sposobów na, Matura to Bzdura i Krzysztof Gonciarz

3. Masz ulubiony kubek? Zdjęcie :)
  Kubek z kotkiem. Zdjęcia nie ma 

4. Dlaczego warto pisać?
 Pisanie pozwala odpłynąć od naszego świata, który nie jest dostępny dla innych i czujemy się w nim bezpieczni. Dzięki niemu zapominamy o problemach i fantazja jest piękna :)

5. Ile masz lat?
17

6. Jak długo już piszesz?
 Oj no nie pamiętam dokładnie, ale już 5 lat na pewno.

7. Czy zawsze jesteś szczera/ szczery?

Nie ma osób do końca szczerych. Przecież czasem trzeba zachować milczenie. Wolę część ukrywać siebie

8. Często przeklinasz?
 Oj tak. Bardzo często, bo łatwo mnie zdenerwować.

9. grasz na jakimś instrumencie?
 Niestety nie :(

10. Ulubione zajęcie o 3 w nocy?

Nic nie robię. Śpię :D

11. Tak czy nie? Dlaczego?

Tak ( ale nie wiem co to za pytanie :) )

Nominuję

http://pots-stark.blogspot.com

http://imaa.blog.pl

http://smoczy-straznicy.blogspot.com

http://iron-man-aa.blogspot.com

http://pepperpotstonystark.blog.pl

http://miloscimagia.blog.pl

http://tmnt-sekret.blogspot.com

http://maybe-life-isnt-for-everyone.blogspot.com

http://magiaiprzeznaczenie.blog.pl

Jest mniej, bo dwa zostały już nominowane przez osobę, która mi zadała pytania. Dobra, to moja kolej.

Pytania

1. Oglądasz jakieś anime?
2. Jesteś Otaku?
3. Co kochasz robić?
4. Masz fioła na punkcie jakiegoś serialu czy filmu? Jaki?
5. Bez czego nie możesz żyć?
6. Jakie masz motto życiowe?
7. Co cię doprowadza do szału?
8.Masz jakiegoś pupila w domu?
9.  Gdybyś miała jedną super moc, jaka by to była?
10. Jakie masz najskrytsze marzenia?
11.   Co robisz, jak piszesz? 


Ok. Tyle. Ja jeszcze raz dziękuję Jane Cat i czekam na wasz odzew :)

Rozdział 10: Koniec Whiplasha

11 | Skomentuj

----*Tony*----

Chciałem chociaż strzelić w Whiplasha, ale silny ból w klatce piersiowej zmusił mnie do bezwładnego leżenia na ziemi.

<<Uwaga. Zasilanie na 15%>>

-Tak, wiem.Czuję to- ledwo czułem, że żyję

Trzymałem się za klatkę piersiową, próbując wstać. Z trudem udało mi się stanąć na nogi, a Rhodey dalej strzelał rakietami.

-Jeszcze z tobą nie skończyłem-  użyłem reszty energii do strzelenia z repulsora

Wróg poleciał od Rhodey'go. Wykorzystałem czas na ucieczkę.

-Nie uciekniesz mi- rzucił pięć bomb na zbroję

Nadal nie mogłem nic zrobić. Zbroja nie była w stanie wykonać żadnych poleceń. Całą zbroję oplótł biczami, elektryzując cały pancerz.

-To już twój koniec. Żegnaj, Iron Manie

5...4...3...2...1

I znowu bomby wybuchły, wyrzucając mnie w powietrze. Spadłem do wody, a za mną poleciał Whiplash.

-Tony!- wykrzyczał Rhodey

Obraz zamazywał się. Nie chciałem panikować, ale nie potrafiłem oddychać pod wodą. Niestety wpadłem w panikę.
Trzymałem się za szyję i spadałem na dno. Nikogo nie słyszałem. Jedynie widziałem, jak Rhodey obrywa głowę Whiplasha. Nie wierzę, że to zrobił.
Mechaniczne ciało wpadło do wody wraz z oberwaną głową. Moje oczy powoli się zamykały, ale dostrzegłem War Machine, gdy wyciągnął do mnie rękę.

<<Uwaga. Stan krytyczny. Zbroja poważnie uszkodzona>>

To był ostatni komunikat, który otrzymałem, nim ogarnęła mnie ciemność.





---*Rhodey*---

Wyłowiłem go z wody. Wciąż miałem nadzieję, że wydobrzeje, ale, jak zobaczyłem zniszczoną zbroję, iskrzący implant wraz z ciężkimi ranami na ciele, musiałem go, jak  najszybciej zabrać do szpitala. Tylko, że z Arktyki to trochę potrwa, ale muszę go uratować.
I nie żałuję, co zrobiłem Whiplashowi. Należało mu się.

-Tony, będzie dobrze. Błagam, wytrzymaj jeszcze

Zabrałem go na ręce i poleciałem najszybciej, jak się da. Czułem, że z nim ciężko.

-Komputerze. Jaki jest stan zbroi?

<<Zbroja poważnie uszkodzona. Stan wynosi 5%>>

-Niedobrze. Pełna moc do silników!- przekierowałem całą moc do butów

<<Ostrzeżenie. Wykryto poważne uszkodzenia mechanizmu. Implant zakończy działanie>>

No dalej, Tony. Trzymaj się. Jeszcze tylko trochę. Błagam, nie umieraj.




---*Pepper*---

Byłam przygotowana do treningu. Po wyjściu z łazienki poszłam do pomieszczenia, gdzie ostatnio waliłam do worka. Agentka Hill już na mnie czekała.
Na podłodze leżały materace. Musiałam zdjąć buty, by nie pobrudzić. Agentka stała już w pozycji bojowej.

-Pora na ciąg dalszy treningu. Nauczę cię prostych ciosów i kilka bloków uderzeń. Gotowa?

-Tak. To zaczynamy

Stanęłam na materacu, przygotowując ułożenia rąk. Jedną zwinęłam w pięść, a tą drugą użyłam jako tarczy do blokowania ciosów.
Ruchy były płynne. Stałam prawidłowo i bez żadnych wahań ręka zrobiła pierwszy atak. Agentka oczywiście zrobiła unik.
Nim spostrzegłam, że trzyma mnie za nadgarstek, z łatwością mnie przewróciła.

-Lekcja pierwsza. Czujność. Nie może cię nic rozpraszać. Działaj z instynktem- podała mi rękę, bym mogła wstać

Spróbowałam dostosować się do jej rad. Robiłam wszystko według jej zalecenia, ale i tak za każdym razem była szybsza ode mnie.
Jednym ciosem powaliła mnie na materac.

-Spróbuj jeszcze raz. Skup się i nie rozpraszaj

Kolejne podejście. Teraz musi się udać. Próbowałam słuchać jej kroków, by wiedzieć, kiedy zaatakuje w moją stronę. Maksymalnie wytężyłam słuch.
Kiedy wyczułam, że się zbliża, gwałtownie odwróciłam się i chwyciłam ją za nadgarstek. Udało mi się ją powalić na materac. Sukces.

-Dobra robota, Pepper. Teraz tylko to powtórz i przejdziemy do dalszej części

Kiwnęłam głową. Zrobiłam sobie przerwę. Usiadłam na ławce, przeglądając telefon, czy nikt do mnie nie dzwonił.

Niespodziewanie dostałam anonimową wiadomość.

Umrzesz tak samo, jak on

Co to ma znaczyć? Kolejna groźba od Whitney?
Zignorowałam tę wiadomość i wróciłam do treningu.

-Dobra, co teraz?- zapomniałam, co miałam robić

-Powtórz ten ruch i możemy przejść dalej- przypomniała mi mentorka

Ostatni raz weszłam na materac, zajmując pozycję. Zrobiłam to, co wtedy.
Wytężyłam słuch i przewidziałam jej ruch. Bez problemu chwyciłam  za nadgarstek, przewracając ją do tyłu.

-Świetnie. Masz to opanowane

Po jej słowach otrzymałam kolejny SMS. Też od anonima. To była ta sama treść, ale zamiast słowa on było napisane Tony. To mnie wyprowadziło z równowagi. Zaczęłam obawiać się o jego życie.
Wybrałam numer do Tony'ego. Nie odbierał. Spróbowałam połączyć się z Rhodey'm. Był brak sygnału. Też mnie ignorował. Całe ręce mi drżały. Agentka od razu to zauważyła.

-Co się stało?- spytała zdziwiona moim zachowaniem

-To nic. Trenujmy dalej- rzuciłam niepewną odpowiedź

-Na pewno?- chciała się upewnić

-Na pewno- kliknęłam na usunięcie wiadomości





---*Rhodey*---

Przed wejściem do szpitala, zdjąłem z niego pancerz. Moją zbroję automatycznie odesłałem do zbrojowni. Wciąż trzymałem go na rękach. Wparowałem zdenerwowany do szpitala.

-Potrzebuję lekarza! Pomóżcie mi!- wołałem o pomoc

Na korytarz przybiegło dwóch lekarzy. Jedna to była kobieta w białym fartuchu z ledwo widocznym wydrukiem białego orła. A po jej prawej stronie był mężczyzna w zielonym fartuchu chirurgicznym. Od razu pobiegł po nosze. Próbowałem jej wyjaśnić, co się wydarzyło. Tylko, co mam jej mówić?

-Jego serce przestało bić. Musimy go zabrać na blok operacyjny- przyłożyła stetoskop w pobliżu jego implantu

-Nie, tylko nie to. Ratujcie go, proszę!

-Będzie dobrze, Rhodey- usłyszałem, jak ona do mnie mówi po imieniu

Skąd ona wie, jak się nazywam? To nieważne. Później z nią porozmawiam. Teraz jest najważniejsze, by Tony żył. Tylko to się liczy.
Czekałem długo na jakieś informacje, aż tu nagle ktoś wbiegł z rannymi agentami FBI. Co im się stało? Chwila, a ojciec Pepper?
Na całe szczęście nie był ranny. Podszedłem do niego. Byłem ciekaw, czemu komputer tego nie wykrył. Może faktycznie się popsuł?

-Co się stało, panie Potts?

-Był atak terrorystów. Jeden z nich miał na sobie bombę i wysadził się, raniąc resztę wokół

-Jak to terroryści?- byłem w szoku, bo powinienem był wtedy pomóc, a nic o tym nie wiedziałem

-Próbowaliśmy z nim negocjować, ale był zbyt uparty, żeby zgadzać się na jakiekolwiek warunki. W porę się wycofałem i prowadziłem akcję z daleka od tego typka- wyrzucił szybko swój gniew

Jak Tony wydobrzeje to mu powiem o naprawie komputera w zbrojowni. Tak nie może być, że nie wiemy o takim zagrożeniu. Mogła stać się jeszcze większa krzywda, ale dobrze, że z ojcem Pepper nic nie jest.

-A ty Rhodey, co tu robisz?

No i zaczęły się niewygodne pytania. Normalnie, jakbym mamę słyszał.

-Przyszedłem coś odebrać i...-zacierałem ręce

Nie umiem kłamać. On mnie przejrzy na wylot.

-Powiedz prawdę, bo powiem Robercie o waszej małej tajemnicy- nalegał, grożąc sekretem

-No dobra. Przejrzał mnie pan, ale proszę nie mówić Pepper. Nie chcę jej niepotrzebnie martwić. Powinna skupić się na szkoleniu, prawda?- prosiłem o dochowanie tajemnicy

-No to, co się naprawdę stało?

-Tony miał wypadek. Proszę jej nie mówić. Będzie histeryzować

-Nie lubię okłamywać mojej córki, nawet, jak trzeba. Roberta nie dowie się o was, ale Pepper powinienem to powiedzieć- wyciągnął telefon, by zadzwonić do niej


------------------********************--------------------------------------------------------------------

No i koniec akcji na Arktyce. Whiplash przepadł. Co będzie teraz? Czy lekarka, która się zjawiła, uratuje naszego geniusza? A jak pójdzie egzamin Pepper?  Kto stoi za pogróżkami? Zostały nam dwa rozdziały i witamy nowy sezon. Na wszystkie pytania powoli udzielę  odpowiedzi.. Jeśli macie jakieś inne wątpliwości to pytajcie :)

Rozdział 9: Każdy ekspert był kiedyś nowicjuszem

8 | Skomentuj


Wstałam wcześnie na trening. O dziwo byłam wyspana. Krótko byłam w łazience, by umyć się, ogarnąć wygląd i przebrać się w strój treningowy. Byłam spokojna, ale ten koszmar nie dawał mi spokoju. Czy to coś znaczy?
Po kilku minutach zeszłam do stołówki, gdzie zjadłam śniadanie. Kwadrans później został ogłoszony komunikat przez radiowęzeł.

- Proszę skierować się za 5 minut do holu głównego. Tam czekają na was mentorzy. Dziękuję- skończył mówić

Wstałam od stołu zaniosłam talerz do zmywania. Wszyscy kadeci poszli do holu. Ja też poszłam, ale za każdym razem próbowałam powstrzymać się od ziewania. Nie moja wina, że robią te głupie alarmy w środku nocy. I weź się wyśpij do porządku. Mam nadzieję, że dam radę na treningu.
Punktualnie dołączyłam do reszty.

-Dziś wszyscy idą na strzelnicę. Poćwiczycie swoją celność i refleks przez atrapy blasterów. Odmaszerować z mentorem do strzelnicy

-Tak, jest- zasalutowaliśmy

Razem z agentką Hill poszłam na strzelnicę. Tylko, żeby tak szybko mieć już opanowywanie strzelania? Przecież nawet fizycznie jestem słaba, a co dopiero moja celność. No nic. Trzeba spróbować. Zresztą to są atrapy i nikomu krzywdy nie zrobię.

-Dlaczego akurat strzelnica? Nie za wcześnie? - spytałam mentorki

-To nie zależy ode mnie. Generał Fury ustawił taki grafik. To co, gotowa?- podała mi okulary ochronne i broń

-Nie bardzo- byłam zdenerwowana

-Luzik. Musisz tylko celować w tę tarczę na środku. Dasz radę- klepnęła mnie po ramieniu, by dodać mi otuchy

Zajęłam pozycję. Włożyłam okulary i przyłożyłam blaster do siebie. Próbowałam skupić się na celu.

-Skup się tylko na tarczy. Bez obaw. Nikogo nie zranisz

-Na pewno?- spytałam dla pewności

-Na pewno. Dobra, strzelaj

Przede mną pojawiła się tarcza biało czarna. Załadowałam pociski i strzeliłam wprost z lekkim spustem. Trafiłam gdzieś z boku. Jedna porażka to nic.
Próbowałam dalej. Załadowałam blaster, strzelając do tarczy. Znowu minęłam środek.

-Nie wychodzi mi to!- byłam wściekła na samą siebie

-Spokojnie. Potrenujesz dłużej to będzie ci łatwiej szło. Jeszcze raz spróbuj- doradziła agentka Hill

Podeszłam do kolejnej próby ze słabszym zapałem. Powoli zaczęło mnie to męczyć. Pewnie chłopaki świetnie się bawią, gdy mnie zgryzają nerwy przez brak trafienia w cel.
Kolejny raz wycelowałam w tarczę. Znowu się minęłam z celem. To są chyba jakieś jaja!






Dlaczego nikt nie potrafi zostawić mnie w spokoju? Najpierw Blizzard, a teraz Whiplash. Wiedziałem, że może wrócić, ale żeby tak szybko? Niedobrze. Bardzo niedobrze. Jak ja mam z nim walczyć? Rhodey przydałaby się twoja pomoc.

-Jakim cudem ty jeszcze żyjesz?

-To samo mnie ciekawi, jak ty to robisz. Jednak tym razem nie będziesz miał tyle szczęścia

Podniósł mnie biczami wysoko i rzucił na lód. Nie miałem siły, by wstać. Wszystko mnie bolało.

<<Uwaga. Zbroja poważnie uszkodzona. Zostało 15%>>

-Jak z tobą skończę, nikt cię nie ocali, nawet twój blaszany kumpel, War Machine- wymierzył biczami kolejne ciosy

-Aaa!!

Ledwo podniosłem się z ziemi, chwytając go za bicze. Z rozmachem wyrzuciłem go daleko ode mnie. Jednak szybko wskoczył na swój latający dysk i już chciał rzucić biczami, ale czyjś strzał go powstrzymał. Nie wierzę. Rhodey?

-Zostaw go w spokoju- wystrzelił rakiety z arsenału

-War Machine- odetchnąłem z ulgą

Czyli jeszcze jest szansa na powrót.

Wstałem i chciałem pomóc Rhodey'mu. Niestety nie miałem mocy, nawet na strzelenie z repulsora. Byłem bezradny.

<<Uwaga. Zbroja jest namierzana>>

-Nie! Nie!- w kilka sekund zostałem trafiony bombami

-Zrzuć pancerz!- krzyczałem do zbroi

<<Błąd. Zbroja nie może być zdjęta>>

3...2...1

Nastąpił wybuch, który wyrzucił mnie w górę, aż spadłem na krę.

-Ty potworze!- strzelił Rhodey z repulsora

Whiplash wpadł do wody. Może to go załatwi. Rhodey podleciał do mnie.

-Długo zwlekałeś. Co się stało?

-Nie miałem z tobą żadnego kontaktu, a widziałem, że zbroja jest na rezerwach, to wyleciałem ze zbrojowni. Wybacz, że tak długo musiałeś czekać- wyjaśnił mi Rhodey

-Nie szkodzi. Jak nie Blizzard to Whiplash. Super!- powiedziałem z pogardą

-A skąd tu się Whiplash wziął? Miała być Whitney i...- przerwał, gdy pokazałem jej martwe ciało

-Czy ona...?

-Nie żyje. Blizzard się nie przyznaje. Mówił, że ktoś go w to wrabia- próbowałem wstać, ale od razu upadłem

Było mi słabo. Najgorsze było to, bo nie mogłem walczyć.
Nagle Whiplash podleciał dyskiem, miotając biczami na prawo i lewo.

-Jeszcze ci mało?- Rhodey rzucił się do walki





Mam już po dziurki w nosie tej strzelnicy. Cały czas nie potrafiłam trafić do celu. Co chwilę pocisk leciał w bok. I ja jestem córką ojca FBI? No nie wydaje mi się.

-Agentko Hill, możemy przejść do sali treningowej? Mam dość strzelnicy na dziś!- trzymałam się za głowę prawie krzycząc

-Jeszcze tylko godzina. Wytrzymaj- zaśmiała się

-Godzina?!- to mnie wyprowadziło z równowagi

Ze wściekłością w oczach ładowałam blaster i strzelałam do tarczy. Cała była przedziurawiona i żaden z pocisków nie trafił do celu.

-To są chyba jakieś jaja!- pisknęłam na cały głos

-Dobra, chodźmy już stąd. Musisz ochłonąć- uśmiechnęła się, otwierając drzwi

Agentka zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Zrobiła nam po herbacie i już czułam się spokojniejsza.

Usiadłam na kanapie, popijając zioła.

-Lepiej?

-Lepiej. A powiesz mi, czemu mnie tu przyprowadziłaś?

-Musisz się uspokoić. Chciałam też ci coś powiedzieć- wstała z sofy i poszła do jakiegoś pomieszczenia

Chwilę później wróciła na sofę z jakimś albumem. Co ona chce mi powiedzieć?

-Każdy ekspert był kiedyś uczniem. Popełniał wiele błędów, by stać się najlepszym. Ta zasada dotyczy każdego. Nie tylko agentów. Myślisz, że świetnie mi szły treningi? Bzdura

-Jak to możliwe?- zaczęłam się interesować jej historią

-Kiedy byłam w twoim wieku, mój ojciec wysłał mnie do jednej z siedzib SHIELD. Widział, że mam do tego predyspozycje. Byłam twarda i nieugięta, ale zawsze byłam słaba w walce wręcz. Natomiast używanie gadżetów stało się dla mnie czymś banalnie prostym. Teraz rozumiesz, o co mi chodzi? Wiesz, co chcę ci przekazać?

Niewiarygodne. Nie mogę w to uwierzyć. Wielka agentka z helikariera, która nie raz stoi u boku Fury'ego nie potrafiła walczyć bez broni? Tylko, jak jest u mnie? Mam słabość w strzelaniu i w walce fizycznej. To co ja robię na tym szkoleniu?

-To był błąd, zgadzać się na te szkolenie- zaczęłam żałować swojej decyzji

-Pepper, to nie był błąd. Pierwsze dni zawsze są trudne, ale nie rezygnuj. Dziś poprawimy trochę twoją siłę fizyczną. Dasz radę bez wyrywania włosów?- zaśmiała się

-Tak, dam radę- odparłam zdecydowanie

Po wypiciu herbaty poszłam do łazienki. Załatwiłam wszelkie potrzeby, umyłam ręce, a później twarz. Spojrzałam w lustro.

-Tak. Jestem gotowa


---------------***************---------------------------------------------------------------------------------

Whiplash wrócił. Pepper traci kontrolę nad gniewem. Co się jeszcze wydarzy? Jak już wcześniej wspomniałam to już zbliżamy się do końca jednego sezonu. Dokładnie to rozdział dwunasty go zakończy. Oczywiście to nie oznacza, że miną kłopoty, ale doczekacie się też tych upragnionych chwil z naszą parką. Jakieś pytania?

Rozdział 8: Maska

8 | Skomentuj

Arktyka? Co robi Whitney na Arktyce? A może to pomyłka komputera? Jest jeden sposób, żeby się dowiedzieć. Polecę tam.
Wyjąłem zbroję na takie mroźne klimaty.

-Naprawdę chcesz tam lecieć ? To może być pomyłka. Zresztą nie masz zbroi na warunki takiego zimna

-Ulepszyłem ją specjalnie, by przetrwała większy mróz. Poza tym dodałem kilka ulepszeń. Jest sprawniejsza w walce

Rhodey z powagą podszedł do fotela.

-No to na co czekasz? Leć!

Rhodey mnie nie powstrzymywał. Może znudziło mu się matkowanie. Tak, to , by wyszło na dobre.
Wzniosłem się w powietrze, włączając moc do butów. Na Arktyce znalazłem się po godzinie.

-Jak coś ,to nie odpowiadam za twoją głupotę

-Dobra, Rhodey. Wystarczy. Muszę się tylko upewnić, bo jeśli naprawdę tu jest, mam z nią do pogadania

Otworzyłem drzwi od bazy, gdzie wykrył komputer sygnaturę maski. Jednak wszystko było zamarznięte.

-Komputer. Skan otoczenia

<<Skanuję...>>

<<Błąd>>

<<Brak obecności innego życia>>

-Czyli to pomyłka. Wracaj już- wtrącił się Rhodey

Nie chciałem szybko wrócić do zbrojowni. Musiałem sam upewnić się, bo może teraz system też się pomylił. Może ktoś faktycznie tu jest?
Włączyłem latarkę na hełmie, chodząc po całym budynku.
Po dłuższym poszukiwaniu, zauważyłem blask.

-Rhodey, tam coś jest. Musiał ktoś tu być przede mną

Podszedłem do ściany, gdzie znalazłem maskę. Od Madame Mask. Czyli to prawda.

-Ona tu musi być. To jej maska. Tylko gdzie ona?

Nagle ktoś mnie zaatakował z jakiegoś blastera, zamrażając moją zbroję. Nie,to niemożliwe.

-Blizzard. A ty tu czego?

-Widzę, że wpadłeś w odwiedziny, Iron Manie. Myślałeś, że mnie zniszczyłeś, ale Gill czekał na odwet

Szybko odmroziłem strój, traktując wroga płomieniami.

-Ty też nie próżnowałeś. Ja też mam dla ciebie niespodziankę

Strzelałem repulsorami, ale on nadal stał. Niespodziewanie rzucił jakąś bombą, która poraziła cały system.

<<Nastąpi wyłączenie systemów>>

Dalej mogłem mówić, ale o broni nie było, ani mowy. Co tu robi Blizzard?





Chciałam w spokoju zasnąć. Jednak, co chwilę moja głowa obracała się szalenie w różne strony. Widziałam coś okropnego.

Byłam w jakimś mieście. Ciągnęła się gęsta mgła. Nie dostrzegłam nikogo.
Dopiero, gdy powoli szłam nieco dalej, spostrzegłam znane mi twarze. Otoczył mnie krąg ognia.
Rozglądałam się, szukając ucieczki, ale przed wyjściem stał Duch, który trzymał Iron Mana, wciskając swoją rękę w pancerz. Zaś kolejną osobą to był Whiplash. Trzymał zaplątanego biczami, porażonego Rhodey'go. Byłam przerażona.


-Nie ufaj nikomu- powiedział Duch

Te słowa powtarzały się i przewijały, aż ucichł jego głos. Po moich policzkach spłynęły łzy.
Później zauważyłam, że z mojego brzucha sączy się krew. Moje białe ubranie zmieniło się w krwistą i przerażającą sukienkę. Całe ciało zbladło w biel.


-Na pomoc!- krzyczałam, obejmując się ramionami przy ranie


Duch puścił Iron Mana. Zbroja zniknęła, a w ręce trzymał jego implant. Tony był blady i ciężko oddychał. Po kilku głośnych dusznościach, ucichł.
Już miałam do niego biec, ale instynktownie odwróciłam się i zobaczyłam, jak Rhodey doszczętnie płonął. Ich agonia naciskała na moją ranę, aż doszło do tego, że upadłam.
Nim powieki opadły, usłyszałam te same słowa, ale nie od Ducha. Twarz się zmieniła. To był mój ojciec.


-Nie ufaj nikomu


Obłęd tych słów gwałtownie mnie wybudził z tego koszmaru. Byłam przerażona.
Sprawdziłam, czy nie mam żadnych dziur. Upewniłam się, że to naprawdę nie była rzeczywistość. Próbowałam dojść do siebie.
Nawet nie zauważyłam, że po przebudzeniu coś krzyknęłam. Do pokoju weszła Bobbie.

-Pepper, w porządku?- spytała z troską

-Tak, to nic. Możesz wracać- odwróciłam się do ściany

Ona nie chciała odpuścić. Nie musiałam nic mówić. Nie znała mnie, a mimo tego wiedziała, że coś jest nie tak.

-Mów prawdę. Miałaś jakiś koszmar?- spytała

-Nie ważne. Jutro mam treningi i muszę się na tym skupić

-Przyszłam też się z tobą pożegnać. Wyjeżdżam, więc trzymaj się jakoś i nie daj się złamać- kiwnęła głową, uśmiechając się

-Dzięki. Udanej podróży- odwzajemniłam uśmiech

Nawet nie zauważyłam, kiedy zniknęła. Wzięłam się w garść i próbowałam zasnąć. Muszę być wypoczęta na jutrzejszy trening. Agentka Hill nie da mi forów. Tylko, co mam zrobić z tą kopertą ? Lepiej schowam do torebki.
Kiedy chciałam już zamknąć oczy, rozległ się alarm w placówce.

-Na serio?!- byłam podirytowana, że prawie wyrwałam sobie włosy

Ubrałam buty i zeszłam na hol. Jak się później okazało, to były tylko ćwiczenia jednego z agentów.

-Doskonały refleks, kadeci. Możecie wracać do koszar i widzimy się rano

Ziewnęłam ze zmęczenia i doczołgałam się do łóżka.



Musiałem coś zrobić. Rhodey kazał mi uciekać, ale co z Whitney? Muszę jej pomóc, chociaż chciała mnie wielokrotnie zabić. W końcu jest człowiekiem i ta maska ją zmieniła. Nie pozwolę jej umrzeć.
Włączyłem zapasowy generator, by być zdolnym do walki. Wystrzeliłem z unibeamu do Blizzarda. Poleciał na ścianę z hukiem, aż całą nią przebiłem się z nim.

-Widzę, że nie dajesz za wygraną. Co powiesz na to?

Rzucił kolejną bombę, ale użyłem pola siłowego. Pole nie wytrzymało i znów upadłem.

-Uciekaj stamtąd ! Już !

-Nie, Rhodey. Muszę ją znaleźć! - powoli zacząłem wstawać na nogi

-Wciąż nie masz dość?! Żałosne! Tracisz tylko czas!

-Komputer. Skan otoczenia

<<Skanowanie...>>

<<Brak jakichkolwiek oznak życia>>

Blizzard naładował swój blaster i wystrzelił mroźną kapsułę,  która rozpadając się zamarzała wszystko na swojej drodze. Baza ledwo stała, a ja nadal nie znalazłem Whitney.
Repulsorem strzeliłem w niego i wzniosłem się w powietrze. Nadal rozglądałem się, czy ona tu jest.
Szybko dostrzegłem jakąś dłoń ludzką.

-Rhodey, chyba ją znalazłem!

Wylądowałem z powrotem na ziemi, podchodząc do ciała. Rhodey nic nie mówił. Musiała paść łączność.
Wykorzystałem nieobecność wroga i sprawdziłem dokładnie, czy to była Whitney. Po jej blond włosach i zamkniętych powiekach rozpoznałem ją. Była zimna, jak lód.
Rzuciłem się na Blizzarda, szarpiąc go za kostium.

-Co ty jej zrobiłeś?!

Podniósł swój hełm.

-To nie ja! Ktoś chce mnie w to wrobić! Fakt, nienawidzę, gdy ktoś mi przeszkadza, ale jej tu nie było, Iron Manie!- strzelił z armaty, zamrażając moje nogi

Szybko się lód stopił. Niestety cała konstrukcja zaczęła nam spadać na głowę.

-Do zobaczenia, Iron Manie- zniknął Gill

Musiałem działać. Wziąłem Whitney i wyleciałem z bazy arktycznej. W porę udało mi się uciec. Jednak zbroja ledwo była na chodzie.

-Rhodey, jeśli mnie słyszysz, wezwij Mark II

Na kanałach wciąż była cisza. Gdzieś niezbyt daleko od pozostałości bazy, położyłem Whitney na śniegu.

-Komputerze. Wykonaj skan medyczny

<<Skanuję...>>

<<Brak funkcji życiowych>>

Nie wierzę. Blizzard ją zabił, ale nie przyznaje się do tego. Co się dzieje?
Najgorsze jest to, że to nie był koniec kłopotów. Zbroja była na rezerwach mocy. Nie byłem w stanie wrócić do zbrojowni, a autopilot nie działał.
Niespodziewanie zostałem przez kogoś zaatakowany. Poczułem silny ból kręgosłupa.

-Nie! To niemożliwe!

------------------------------*******************************---------------------------------------

Sytuacja robi się napięta i trudna do wyjścia. Za niecały miesiąc żegnamy sezon pierwszy i witamy nową część. Whitney padła martwa. Na kogo stawiacie? Czy to Blizzard ją zabił, a może ktoś inny? Jedno jest pewne, że dojdzie do nieuchronnego starcia z biczownikiem. Macie jakieś pytania odnośnie opo? Widzimy się za tydzień, bo na prośbę pewnej czytelniczki przyspieszam z premierą rozdziałów. To pewnie dla was dobra wiadomość, więc cieszcie się i łapcie pozytywne wibracje :)
+ Informacja
Unprotected- są plany na powrót, ale to zależy, czy się uda. Jesteście za czy przeciw? Wydarzenia 10 lat później.

http://unprotected-colia.blogspot.com/2015/03/unprotected-10-lat-pozniej-czy-to.html

Jeśli ktoś ma Twittera to właśie tam można mnie znaleźć. Dodaję wszelkie niusy odnośnie blogów.

https://twitter.com/anna_katari

Aha no i Wattpad. Wszystkie moje opowiadania tam zapisuję, Warto zajrzeć :)
© Mrs Black | WS X X X