Part 159: Kwestionujesz moje rozkazy?!

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Nie mogłem się rozłączyć. Aby być w pełni świadomy, że rozmawiam z Tony'm, zadam mu takie pytanie, na które zna odpowiedź. Nikt inny nie byłby w stanie udzielić dobrej odpowiedzi. Musiałem spróbować.

Rhodey: Nie wierzę w duchy, rozumiesz? W sensie takie, co są duszami zmarłych. Widziałem, jak umierasz
Tony: Przepraszam cię, Rhodey. Ja sam nie wiedziałem, że przeżyję. Dzięki zbroi mi się udało przebudzić
Rhodey: I tak ci nie wierzę
Tony: Nie dziwi mnie to
Rhodey: Zadam ci jedno pytanie... Jeśli odpowiesz na nie dobrze, zacznę cię słuchać. Jeśli nie, rozłączę się i wyłączę telefon. Zresztą, czeka mnie trening u gen. Stone
Tony: Ale świetnie dawałeś radę jako War Machine. Akcje treningowe nie powinny być dla ciebie kłopotem

Po części zacząłem pojmować, że gadam z przyjacielem, ale dla jeszcze większej pewności musiałem zapytać.

Rhodey: Odpowiedz na pytanie... Czy był jeden taki dzień, gdy nie siedziałem z książką od historii?
Tony: Dałeś banalne pytanie. Siedziałeś, ale nie raz... Musisz zadać coś trudniejszego
Rhodey: Zgoda. Podniosę poprzeczkę... Jaki miałem inny plan, gdyby Akademia Wojskowa nie poszła po mojej myśli?
Tony: Hmm... Chyba zostałbyś z nami, walcząc w zbroi. Wiem, że lubisz swoje wdzianko. Przekonałem się o tym, jak testowałeś War Machine. Na pecha później trafiłeś na Vanko
Rhodey: Masz rację... Tony, to naprawdę ty
Tony: Cieszę się, że mi wierzysz, a teraz mam do ciebie sprawę
Rhodey: Słucham
Tony: Duch i twoi rodzice nie wiedzą o moim powrocie. Jednak potrzebuję, żebyś przekazał swojej mamie ważną wiadomość
Rhodey: Przekażę, jeśli pani generał zechce mnie uwolnić z kary. Nie poszedłem na biegi, bo gadam z tobą
Tony: Wybacz, ale to sprawa życia i śmierci
Rhodey: Mów
Tony: Dr Yinsen został aresztowany pod zarzutem eksperymentalnych lekarstw i próby zabójstwa... Policja sądzi, że chciał mnie zabić
Rhodey: Idioci. Przecież on uratował ci życie
Tony: Teraz było podobnie. Po zdobyciu kylitu z Arktyki, włożył go do implantu, dzięki czemu mogę żyć bez zbroi
Rhodey: Powiem mamie, ale teraz muszę wracać do pozostałych
Tony: Rozumiem... Trzymaj się
Rhodey: Ty też... Aha! Wybacz za ten numer
Tony: Jaki?
Rhodey: Zachowałem się, jak debil
Tony: Hmm... Po części się zgodzę, skoro nie dałeś mi dojść do słowa... Powodzenia na szkoleniu
Rhodey: Dzięki... Przyda się

Rozłączyłem się, aż znienacka wyskoczyła na mnie pani generał. Przestraszyłem się. Jak mogłem jej nie zauważyć? Chyba muszę przygotować się na sporą serię pompek.

Gen. Stone: Skończyłeś pogaduchy?
Rhodey: Tak
Gen. Stone: Świetnie. Zatem rusz swój tyłek i biegać 10 kilometrów
Rhodey: Miały być pięć
Gen. Stone: Kwestionujesz moje rozkazy?!
Rhodey: Nie, madame
Gen. Stone: To masz nauczkę za telefon! RUSZAĆ SIĘ! JUŻ, JUŻ, JUŻ!

Wybiegłem w podskokach, dołączając do reszty skatowanych żołnierzy. Zdołałem pobiec dwa kilometry, ale musiałem przerwać. Nie przygotowałem się na takie dystanse. Jednak chciałem dalej biec, a nogi odmawiały mi posłuszeństwa.

**Tony**

Pepper wie, dzieci wiedzą, a teraz i Rhodey poznał prawdę. Pozostała Roberta z mężem i Duch, choć wolałbym dla niego nie istnieć.

~*Dwie godziny później*~

**Pepper**

Wybiła osiemnasta. Nadal byłam niecierpliwa, co Tony przygotował z Rhodey'm, ale musiał poradzić sobie sam przez jego wyjazd. Ciekawe, jak mu idzie?
Nagle ktoś zasłonił mi oczy.

Pepper: Tony, nie lubię takich zabaw. Porywasz mnie?
Tony: Tak, bo jesteś kluczem do mojego serca
Pepper: Znalazł się romantyk
Tony: Pep, to miało mnie urazić?
Pepper: Zależy, jak te słowa zinterpretujesz

Uśmiechnęłam się, pozwalając na działanie męża. Chwycił za rękę, prowadząc w nieznane? Nic nie widziałam, choć byłam przekonana, że dalej znajdowaliśmy się w domu. Dopiero, kiedy odsłonił moje oczy, poznałam sypialnię. Przy łóżku leżało wino wraz z zapiekankami. Oj! Ma talent kulinarny, lecz niezbyt się postarał.

Tony: I jak?
Pepper: Nikt nie będzie nam przeszkadzał?
Tony: Nikt
Pepper: Gdzie są Matt i Lily?
Tony: Pomyślałem, by dać im bilety na maraton "Piratów z Karaibów"
Pepper: Poważnie? Hahaha! Tony, oni tego nie lubią
Tony: Nie znalazłem innego filmu na tak długi czas
Pepper: Tonusiu?
Tony: Trochę nam zajmie rozpamiętywanie naszej miłości

Uśmiechnął się, niczym drapieżnik, czyhający na ofiarę. Zza pleców pokazał... Nie wierzę. On tego chce? Jeszcze nie zdołał wydobrzeć po operacji, ale był zdecydowany.

Pepper: Jestem w szoku
Tony: Powinniśmy zadbać o bezpieczeństwo
Pepper: A co? Nie chciałbyś mieć trójki dzieci?
Tony: Mam dość babrania w pieluchach
Pepper: To od czego zaczynamy?

Spod łóżka wyjął pudełko, które mi wręczył. Sprawdziłam, co w nim się znajdowało. Sukienka... bielizna i to nie byle jaka, bo koronkowa. Żeby było fair, też mu podarowałam pudełko niespodzianek.

---***---

Hej! Życzę wam Wesołego Alleluja i mokrego dyngusa. Mam nadzieję, że dalej będziecie czytać to opo z przyjemnością. Szybko brniemy do 200, ale celem jest 365 notek lub 366. Zobaczymy, ile się uda. Ostatnio zajęłam się trzecim opowiadaniem, lecz połączenie dwóch światów. Razem z Agatą połączyłyśmy IMAA z Ninjago. Zapraszam na Wattpad :) 

Part 158: Niesprawiedliwy osąd

0 | Skomentuj


**Katrine**

Widocznie nie tylko ja posuwam się do kłamstw. Tych mniejszych i większych. Nie ukrywałam zdumienia, że nie będę miała młodszego rodzeństwa. To nawet dobra wiadomość bo wolałabym zostać jedynaczką.

Katrine: Nie mogłaś inaczej tego rozwiązać? Przecież nie próbowałby mnie zabić
Viper: Ale i tak się z nim rozwiodę. Już go nie kocham, a ty cierpisz najbardziej na tych bezsensownych kłótniach
Katrine: Tylko, że to moja wina. Gdybym nie poznała Matta, wszystko potoczyłoby się inaczej
Viper: Jednak ta sprawa z Nefarią nie była łagodna. Przez kłamstwa mogłaś zginąć i nie pozwolę na powtórzenie tej sytuacji
Katrine: Dlaczego chcesz rozwodu? Mamo, daj mu szansę. Przecież nie mamy, jak się utrzymać
Viper: Spokojnie, córciu. Damy radę

Nagle podszedł do nas ojciec, próbując nam coś przekazać. Stał z powagą, aż w końcu wydusił z siebie to, co miał do powiedzenia. Może go nienawidziłam całym swoim sercem, ale nie chciałam pozwolić na rozpad rodziny. Musimy trzymać razem.

Duch: Rozmawiałem z matką Matta
Viper: I co jej powiedziałeś?
Duch: Uzgodniłem z nimi tymczasowy sojusz
Katrine: Przynajmniej dobre i tyle... Będziesz dalej próbował mi zniszczyć życie?
Duch: Nie chciałem tego. Wybaczcie, jaki dla was byłem. Ostatnio te sprawy mnie przerastają. Szczególnie po tej akcji z Nefarią
Katrine: Czyli, co teraz będzie? Dasz mu szansę? Nie skrzywdzisz Matta?
Duch: Tego nie powiedziałem. Będę cię obserwował dla twojego dobra... Zresztą, teraz powinienem się skupić na twoim młodszym braciszku
Viper: Naprawdę?  Jakoś nie wierzę w tę zmianę
Duch: Chciałbym wszystko naprawić między nami. Nie pozwolę, by był taki, jak Katrine
Viper: Szkoda, że tak późno przejrzałeś na oczy
Duch: Nie rozumiem
Viper: Nie jestem w ciąży
Duch: Poroniłaś?
Viper: Nasza miłość już dawno przestała istnieć... Nie pozwolę ci znowu skrzywdzić Katrine. Jeśli nie zmienisz swojej surowości, będę żądała od ciebie rozwodu. Rozumiesz?
Duch: Tak

Nic więcej nie powiedział i poszedł do swojego pokoju. W jednej chwili pomyślałam o szczerej rozmowie z ojcem, ale dość szybko zastąpiłam myśl, skupiając się na minionym dniu.

**Tony**

Razem z całą rodziną zjedliśmy obiad. Żona upichciła pyszny makaron, który błyskawicznie zniknął z talerzy. Lily chyba poważnie wzięła do siebie radę, jaką jej udzieliłem. Matt jakoś nie brał udziału w rozmowie przy stole i też błądził myślami.
Gdy chciałem już zabrać się za zmywanie naczyń, usłyszałem, że ktoś dzwonił na mój telefon. Pomyślałem, by odebrać.

Dr Bernes: Tony, to ty? Wiem, że żyjesz. Ho mi o wszystkim powiedział, zanim go zabrali
Tony: Victoria?
Dr Bernes: Aresztowali go. Nie wiem, co mam robić
Tony: Przydałaby się pomoc dobrego prawnika... Jednak nie rozumiem, dlaczego? Co się stało?
Dr Bernes: Policja weszła do gabinetu i miała nakaz aresztowania. Ktoś musiał powiedzieć o mieszankach, a do tego wszystkiego, skonfiskowali każdą próbkę z laboratorium
Tony: No dobrze. Uspokój się, a ja zawiadomię Robertę. Chyba, że inna osoba powie jej o aresztowaniu
Dr Bernes: Ale jest jeszcze coś... Oskarżyli go o próbę zabójstwa
Tony: Co?! To już przesada! Kogo niby mógł zabić?
Dr Bernes: Ciebie

Byłem w szoku i rozłączyłem się. Nie spodziewałbym się natłoku jeszcze większych kłopotów. Musiałem im pomóc. Pepper od razu zauważyła, że się zdenerwowałem.

Pepper: Tony?
Tony: Przepraszam

Wstałem od stołu, idąc do zbrojowni. Musiałem coś wymyślić, żeby i dr Bernes nie podejrzewali o to samo. Wiedziałem o ich metodach, ale czasem dla uratowania ludzkiego życia potrzeba złamać kilka praw.

<<Tony, nie chcę cię martwić, ale chyba Rhodey będzie zajęty treningiem>>

Tony: Wolałbym najpierw z nim porozmawiać

<<Myślisz, że cię wysłucha? Prędzej się szybko rozłączy. Przecież on nie wie, że żyjesz. I jak mu to wyjaśnisz?>>

Tony: Już raz tak było. Zamknął mi drzwi przed nosem, ale on musi powiedzieć Robercie, by pomogła Yinsenowi. Nie może siedzieć w więzieniu za uratowanie życia! Nie może!

<<Tony, spokojnie>>

Tony: Dzwoń do niego

**Rhodey**

Sto pompek na pobudkę, kolejna seria za nie przejście toru przeszkód na czas, a jeszcze dwa razy tyle, bo miała "lepszy dzień". Tak się przedstawiała większość czasu treningu. Generał Stone daje niezły wycisk, choć jakoś wytrzymuję.
Gdy miałem iść na biegi po 5 kilometrów, wyświetlił mi się kontakt. Tony? Chyba mam zwidy.

Rhodey: Halo?
Tony: Hej, Rhodey. Mam do ciebie sprawę, ale nie...

Pomyślałem, że ktoś musiał się pomylić, wybierając numer, więc rozłączyłem się. Jednak znowu zaczął dzwonić. Nie wierzę w duchy. Nie wierzę. Żeby dowiedzieć się, o co chodzi, odebrałem.

Rhodey: Czego chcesz?! Nie chcę żadnego gniota!
Tony: Rhodey, uspokój się... To ja, Tony
Rhodey: Jak mam ci w to uwierzyć?!

Nie wiedziałem, jak mam zareagować. Znał moje imię, a po głosie rozpoznałem przyjaciela. Niemożliwe, żeby żył. Niemożliwe.

Part 157: Zero zmartwień

0 | Skomentuj

~*Pół godziny później*~

**Lily**

Nareszcie wolność! Jupi! Szybko zerwałam się z ławki, biegnąc do szafki po kurtkę. Jednak pożałowałam tego wysiłku. Musiałam się zatrzymać, by odetchnąć. Matt zdołał mnie dogonić.

Lily: Trochę... przesadziłam
Matt: Wiesz, że nie możesz biegać. Chcesz trafić do szpitala?
Lily: Nie
Matt: No to opanuj się i wracajmy
Lily: Zgoda... Tylko wezmę... kurtkę
Matt: W porządku?
Lily: Raczej
Matt: Martwię się o ciebie. Po tym, co ci zrobiłem...
Lily: To moja wina
Matt: Ej! Nawet tak nie mów
Lily: Ale nalegałam na "eksperyment"!
Matt: Uspokój się... Chciałaś dobrze
Lily: Przepraszam
Matt: Ja wyzdrowiałem, a ty musisz się zjawić u doktorka
Lily: Nie!
Matt: Nie masz innego wyjścia
Lily: Nie idę!
Matt: Na badania kontrolne... Pójdziesz?
Lily: Ech! Zgoda

Włożyłam kurtkę, zasuwając suwak i wyszliśmy na dwór. Deszcz padał, że na mojego pecha zapomniałam wziąć parasol. Jednak po dwóch godzinach, znaleźliśmy się w fabryce. Zaprowadziłam go do zbrojowni, ale nikogo tam nie było.

Lily: Nie! Spóźniliśmy się!
Pepper: LILY, A WY JUŻ PO SZKOLE?
Matt: Będzie ci winna wyjaśnienia

No tak. Pewnie tacie się polepszyło i wrócili do domu. Głos mamy dochodził z salonu. Fajne te moce. Są bardzo przydatne, choć coś mi się wydawało, że nasza przemiana nie była dokończona.

**Tony**

Wiedziałem, że w końcu się dzieci pojawią. Lily już wie. Pora na Matta. Nie musieliśmy na nich długo czekać, więc wstaliśmy, witając się z nimi. Chłopak wyglądał na skołowanego. Nic dziwnego, skoro tak nagle widzi umarlaka.

Matt: Tato?
Tony: Jestem tu, synu
Matt: Mówiła... prawdę
Tony: No chodźcie tu do nas

Z całą rodziną zrobiliśmy grupowy uścisk. Matt uronił małą łezkę, ale nie wstydził się tego. Chyba pozostało jeszcze powiadomić Rhodey'go o moim "zmartwychwstaniu". Wyjaśniłem synowi, jakim cudem nadal żyję, a on słuchał z zainteresowaniem. Lily musiała usiąść i widziałem, że coś było z nią nie tak.

Tony: Biliście się?
Matt: Nie! Po prostu nie potrafiła przeżyć historii i z euforią wybiegła z klasy
Tony: Lily, dobrze wiesz, że...
Lily: Nic mi nie jest, tatku, ale będzie, jak dyrektor mnie udusi za brak usprawiedliwienia
Tony: Nie martw się... Już mu wysłałem twoje i Matta
Pepper: Pewnie jesteście głodni. Zaraz będzie gotowy obiad
Tony: Dziś chyba ja powinienem stać przy garach
Pepper: Nie ma mowy! Pozwolę ci, gdy będę przekonana, że nie spalisz kuchni
Tony: Ej! Nie jestem taki
Matt, Lily: HAHAHA!
Pepper: Matt, pomożesz?
Matt: Spoko. Nie ma problemu
Lily: A ja?
Tony: Mamy ze sobą do pogadania
Lily: Mam się... bać?
Tony: Nie musisz

Uśmiechnąłem się, a oni poszli pichcić jedzonko. Musiałem porozmawiać z Lily o wielu sprawach. Szczególnie o mojej przeszłości. Powinna wiedzieć, że ma korzystać z życia, a nie patrzeć na ograniczenia. Usiadłem obok niej, zaczynając rozmowę.

Tony: Nareszcie możemy na spokojnie porozmawiać... Jeśli od razu ci się nasunie jakieś pytanie, to pytaj
Lily: Zgoda
Tony: Nie wiem, czy pamiętasz, ale kiedyś mówiłem tobie o wypadku, który mnie spotkał. Byłaś wtedy maleńka
Lily: Nie bardzo kojarzę
Tony: Pozwól oświecić tobie pamięć... Chciałem pokazać ojcu swój wynalazek. Trochę się od siebie oddaliliśmy po śmierci mamy, a wtedy minęło 11 lat
Lily: Moment... Jak to się stało, że umarła?
Tony: Niezbyt pamiętam, bo byłem pięciolatkiem. Jednak on mi mówił wiele wersji wypadku. Raz, że została potrącona przez samochód. Druga była śmiercią w pracy... Trzeba przyznać, że miał bogatą wyobraźnię, a ja jedynie byłem naiwny. Dopiero po wypadku samolotu, szukałem sprawcy. Jak się okazało, mama zmarła w wyniku napadu na bank
Lily: Przepraszam, że zapytałam. Nie powinnam...
Tony: Nic się nie stało, Lily. Teraz panuję nad bólem z przeszłości
Lily: Więc, co chciałeś powiedzieć?
Tony: Powinnaś zapomnieć o implancie i żyć tak, jakby go nie było
Lily: Tato, to niewykonalne
Tony: A widzisz, żebym narzekał? Próbuję się cieszyć życiem. Na pewno kiedyś skończy się te szczęście i was opuszczę. Jednak staram się zmienić. Normalnie siedziałbym w zbrojowni zamiast być tu z tobą w salonie... Lily, gdybyś miała jakiś problem, zawsze możesz na mnie liczyć
Lily: Dziękuję

Przytuliłem ją, bo widziałem, że trudno jej zapomnieć o chorym sercu. Muszę nauczyć córkę życia bez zmartwień. Cholernie trudne wyzwanie, ale oboje damy radę.

**Katrine**

Cieszę się, że z siostrą Matta mam dobre kontakty. Szkoda tylko braku zgody w rodzinie. Niespodziewanie wrócił ojciec. Co? Znowu będzie się na mnie wydzierał? Dziwne... Podejrzanie cicho. Nawet mama nic nie mówiła.

Katrine: To moja wina? Mamo, co się stało?
Viper: Chyba się rozwodzę z twoim ojcem
Katrine: Nie wierzę! Dlaczego? Przez ciążę?
Viper: Nie jestem w ciąży
Katrine: Co?! Okłamałaś go?!
Viper: Żeby ciebie nie skrzywdził. Zrobiłam to, by cię chronić

---**---

W tym opo śmierć Marii była przypadkowa. Chciałam dać to jako coś zwyczajnego, a nie planowany zamach dla zysku. Mam nadzieję, że nadal dobrze wam się czyta to opo. Jednak zaczyna mi brakować pomysłów.

Part 156: Wynegocjować sojusz cz.2

0 | Skomentuj

**Pepper**

Nie bałam się Ducha. Mógł mi grozić, ale i tak nie pozwolę mu niszczyć szczęścia mojemu synowi. Żeby dalej mu wmawiać śmierć Tony'ego, nie zmieniałam czarnej sukienki, a jego zbroja była przykryta płachtą na ścianie. Zaprowadziłam go do zbrojowni. Taki był plan.

Duch: Przykro mi z powodu straty twojego męża
Pepper: Raczej powinno ci być przykro z innego powodu, bo niszczysz ich miłość
Duch: Ciekawe... I po tym wszystkim, ile razy musiałem go upominać, by nie zadawał się z Katrine, ty wolisz nadal ryzykować... Zobaczysz, że w ten sposób jedynie dołączy do Starka
Pepper: Być może
Duch: Posłuchaj mnie, Patricio... Właśnie z tego powodu tu przyszedłem... Musisz coś zrobić z tym szczeniakiem
Pepper: A jeśli tego nie zrobię?
Duch: Wtedy będziesz kopała drugi grób... Chcesz stracić kolejną osobę?
Pepper: Ja tylko chcę szczęścia własnych dzieci. Powinniśmy cieszyć się z życia, a nie bać się, że ktoś może im zagrażać
Duch: Lily jest w porządku... Gorzej z nim, więc masz mu jakoś wybić z głowy te romanse. Zrozumiano?
Pepper: Rozumiem... Czy mogę cię o coś prosić?
Duch: Zależy, czego żądasz?
Pepper: Spokoju... Zostaw go i nas wszystkich... Wolisz być z nami w zgodzie, czy prowadzić wojnę?

Duch zaczął się zastanawiać. Teraz pozostało postawić twarde warunki sojuszu. Nie mogę pozwolić, żeby zabił Matta. Jeśli spróbuje go tknąć, uduszę gołymi rękoma. Od czegoś mam te geny, więc powinien się mnie bać.

Duch: Tymczasowy sojusz. Jednak masz zdyscyplinować swojego syna
Pepper: Nie będę go bić. To nie są moje metody wychowawcze... Tak działasz na swoją córkę?
Duch: Raz się zdarzy, a z drugim będzie tak samo
Pepper: Jakim drugim?
Duch: Viper jest w ciąży i teraz mam większe zmartwienia na głowie
Pepper: W ciąży? No to gratuluję
Duch: Jeśli nie urodzi syna, zabiję dziewczynkę
Pepper: Zwariowałeś?! Każda żyjąca istota zasługuje na życie!
Duch: Długo żyć nie będzie... Nie pozwolę na brak posłuszeństwa w moim domu!
Pepper: Czyli?
Duch: Rozmowę uznaję za zakończoną

Zrobił rozpęd, aż przeniknął przez ścianę. Nie mogłam zrozumieć, jak Katrine może żyć z takim surowym ojcem. Nie wierzę, żeby taki był. Po skończonej rozmowie, poszłam do Tony'ego, który leżał na kanapie, oglądając jakiś film, a przy tym musiał mlaskać. Pewnie dawno nic nie jadł i musiał odzyskać siły. Akurat dorwał się do popcornu. Objęłam go ramionami i pocałowałam w policzek.

Tony: Już koniec?
Pepper: Aha! Duch poszedł... Mam nadzieję, że nie będzie gnębił naszej rodziny
Tony: Będzie dobrze, Pep
Pepper: Trudno mi uwierzyć, że nie siedzisz w zbrojowni
Tony: To źle?
Pepper: Nie! Właśnie tak jest lepiej... Mieliśmy dziś obchodzić naszą rocznicę
Tony: Wiem o tym. Pamiętam, ale dopiero wieczorem, dobrze?
Pepper: Zgoda... Cieszę się, że znowu jesteśmy razem

Nasze usta się ze sobą złączyły, powodując jeden namiętny pocałunek. Położyłam się obok niego, dotykając rękami jego implantu. Poczułam, jak na nowo żyje. Przecież Iron Man nigdy nie umiera, zaś nasza miłość będzie wieczna, aż po grób.

**Lily**

Chyba nigdy nie pojmę fascynacji wujka. Jak można kochać historię? Babka przynudza faktami, datami i jeszcze krzyczy, że ta data jest ważna, a to może się pojawić na teście. Zupełnie brak spokoju. Pomyślałam, żeby stworzyć jakiś projekt. Własna zbroja? Dobra myśl, a gołąbki ze sobą romansują. Przez Katrine muszę siedzieć sama w ławce. Jednak polubiłam ją. Nie była taka zła, jak o niej myślałam na początku.

Pani Daniels: Do końca lekcji pozostało 40 minut. Wiem, że po tej lekcji możecie iść do domu, ale ta lekcja jest dosyć ważna, bo szczegółowo pojawi się na teście
Lily, Katrine, Matt: AAA!
Pani Daniels: Nie zrzędźcie
Lily: Och! Proszę cię, dzwonku. Dzwoń
Matt: Nie załamuj się tak, Lily. Wytrzymasz
Lily: Ja nie mam, co robić!
Pani Daniels: Lily, proszę o spokój!
Lily: Przepraszam... No cholera mnie zaraz weźmie. Zaraz tu umrę
Matt: Zajmij się czymś
Katrine: Możesz posłuchać jej biadolenia, by spróbować coś z tego zrozumieć
Lily: Bardzo śmieszne, Katrine. Ubaw po pachy
Katrine: Przeżyjesz

Uśmiechnęła się, dodając mi otuchy. Jednak jazgot nauczycielki kazał uderzyć głową o ławkę. Brat się śmiał ze mnie, a ja mu jedynie wystawiłam język. Obraziłam się na niego i chciałam zasnąć. Cholera! Zaraz głowa pęknie od tych dat!

Matt: Żyjesz?
Lily: Jak widzisz. Łykam tlen
Matt: Haha! Weź to
Lily: Co to jest?
Matt: Pusta kartka. Rób samoloty, bazgraj na niej. Rób, co chcesz, ale nie wal w głowę
Lily: Ech! No dobra

Wzięłam kartkę i zaczęłam rysować projekt zbroi. Musiałam coś zrobić, żeby zabić nudę, a pani Daniels nie mogła się zamknąć ani na sekundę. Gadała, gadała i jeszcze raz nawijała, jak najęta. Widziałam, jak ktoś zapisał na skrawku papieru "Kill me" i ją zgniótł. Ile zostało czasu? 30 minut? To jakaś kpina!

Part 155: Wynegocjować sojusz cz.1

0 | Skomentuj

**Tony**

Po zakończeniu skanowania, FRIDAY wykryła dwie sygnatury wroga. Moment... Trzy? Kto jeszcze? Blizzard, Whiplash i Duch. Z Duchem mam sojusz, więc raczej nie powinienem się go obawiać.

Tony: Sprawdź, czego szukają. Czy stanowią jakieś zagrożenie?

<<Tymi dwoma nie musisz się przejmować. Donnie Gill jest poszukiwany przez SHIELD, Whiplash ulepsza swój sprzęt, a Duch leci w stronę zbrojowni>>

Tony: Co? Możesz powtórzyć to ostatnie?

<<Duch tu leci>>

Pepper: Cholera!
Tony: Pepper, co się dzieje?
Pepper: Matt ma dziewczynę
Tony: To świetnie. Zuch chłopak
Pepper: Ale ta jego dziewczyna jest córką Ducha
Tony: Aha! I co w tym złego?
Pepper: Nie rozumiesz? On nienawidzi naszej rodziny. Dwa razy go pobił!
Tony: Nie wierzę. Przecież mamy sojusz
Pepper: Już nie... Wszystko się zmieniło, jak zaczęli się ze sobą spotykać
Tony: Czego może teraz chcieć?
Pepper: Chyba ma z nami do pogadania
Tony: Lepiej nie będę się ujawniać. Niech dalej wierzy, że nie żyję
Pepper: Boisz się?
Tony: Ducha? Nie, ale muszę na razie uważać
Pepper: Zwykle rwałeś się do wszelkiego ryzyka. Nie poznaję cię
Tony: Próbuję się zmienić... FRIDAY, za ile minut tu będzie?

<<Za jakieś dwie godziny>>

Tony: W porządku... Gdyby zaczął coś kombinować, masz chronić Pep

<<Zezwalasz na użycie broni?>>

Pepper: Tony?
Tony: Zezwalam
Pepper: O czym ona mówi?
Tony: Byłem zabezpieczony na kilka sposobów. Wiedziałem, że kiedyś umrę, dlatego tak ulepszyłem system, by mógł was chronić w razie zagrożenia. Teraz możemy się dowiedzieć, czy będą konieczne

~*Dwie godziny później*~

**Lily**

Matt był zadowolony z szóstki za skok przez skrzynię. Kolejna za linę, drążek i pozostałe części gimnastyki, które były do zaliczenia. Teraz pozostała nam jedynie historia. Mieliśmy długą przerwę, a pogoda była znośna, więc poszliśmy we trójkę na dach. Słońce świeciło, jak nigdy dotąd. Już dawno nie czułam takiego ciepła.
Usiedliśmy przy krawędzi, gdzie był widok na firmę taty. Stark International.

Matt: Wszystko gra?
Lily: Jeśli chcecie się miętosić, to nie tutaj
Katrine: Nawet nie mieliśmy takiego zamiaru... Może zostańmy przyjaciółkami? Zacznijmy od nowa... Jestem Katrine

Podała mi rękę, a ja też się przedstawiłam. Chciałam zaakceptować dziewczynę Matta. Nie będę mu psuła szczęścia.

Lily: Lily
Katrine: Dużo o tobie mówił
Lily: Mam nadzieję, że same pozytywy
Katrine: Haha! Nie byłoby inaczej... Mój ojciec nienawidzi waszej rodzinki przez Iron Mana
Matt: Ale zapomniał, że ktoś inny ci uratował życie
Lily: Zawsze z niego był bohater... Zawsze
Matt: Lily?
Lily: Musimy porozmawiać na osobności... Wybacz nam na chwilę
Katrine: Spoko. Nie ucieknę

Puściła do niego oczko, co oznaczało, że chcieli ze sobą pobyć później sami. Oddaliliśmy się na bezpieczną odległość, by nie usłyszała naszej rozmowy. Tylko Matt musi znać prawdę. Jeśli ona się dowie, Duch może znowu skrzywdzić mojego brata, a nawet i... ojca. No pięknie. Przerąbane.

Matt: Co się stało, że Katrine nie może tego słyszeć? Chyba już ją lubisz?
Lily: Tak, ale tu chodzi o ojca
Matt: Lily, przecież musimy...
Lily: On żyje
Matt: Co?!
Lily: Tak. Widziałam go i mama też... Teraz pozostałeś ty i wujek z jego rodziną
Matt: Musiałyście mieć omamy. Śniło wam się
Lily: Ten sam sen? Naprawdę, Matt? Tak to sobie tłumaczysz? Jeśli mi nie wierzysz, sam zobaczysz w zbrojowni
Matt: Powiedzmy, że nie uznam cię za wariatkę... Jakim cudem przeżył?
Lily: Pochowałam go w zbroi, pamiętasz? Włączył się szereg protokołów do podtrzymywania życia
Matt: No dobra. Jakoś bardziej w to wierzę
Lily: Cieszę się, a teraz wróćmy do Katrine
Matt: Lily, wiem, co o tym myślisz. Nie powinienem się tak narażać, bo skończę w kostnicy. Ja to wszystko wiem, ale nic nie poradzę, że się zakochałem

Później już nic nie powiedział, a ja zaczęłam rozumieć, jak wiele ryzykował dla miłości. Przynajmniej są ze sobą szczęśliwi. Pomyślałam, by zostawić ich samych. Zeszłam na dół do łazienki. Musiałam sprawdzić bransoletkę. Ładowanie nadal nie było koniecznie. I dobrze. Mam dość tego ładowania się, co godzinę.
Poszłam do sali historycznej, gdzie czekałam na rozpoczęcie lekcji. Jeszcze miałam czas, żeby coś przekąsić. Jabłko wystarczyło.

**Pepper**

Tony poszedł do salonu wraz z przenośną ładowarką, gdyby "wizyta" Ducha potrwałaby dłużej. Wyszłam na chwilę z fabryki, żeby sprawdzić, czy był blisko nas. Tak... Był. Nie spodziewałam się, że zaskoczy mnie od tyłu.

Duch: Nie zrobię ci krzywdy. Przyszedłem pogadać
Pepper: Oby, bo inaczej spuszczę ci łomot za to, co zrobiłeś mojemu synowi

Part 154: Wiecznie nieśmiertelni

0 | Skomentuj

**Lily**

Musiała dotknąć ręki taty, by sobie uświadomić, że nadal żyje. Wahała się, czy dotknąć jego twarzy. Jednak delikatnie głaskała głowę ojca. Widziałam, że nadal nie potrafiła zrozumieć tego, co widzi.

Pepper: Żyje? Ale... Ale jak?
Lily: Dzięki zbroi udało się mu przeżyć
Pepper: Jak długo tu leży?
Lily: Kilka godzin
Pepper: Jego implant... On działa
Lily: Poleciał na Arktykę po kylit... Mamo, wszystko będzie dobrze. Wrócił do nas

Przytuliłam ją mocno, że uroniła kilka łez. Po kilku minutach się otrząsnęła, a widok ruchu powiek oraz dłoni ją ucieszył. Zaczynał się budzić. Usiadłyśmy obok niego, wpatrując się, jak otwierał oczy.

Tony: Pepper... Jesteś tu
Pepper: Jestem... Jestem i zawsze będę... Tak się cieszę, że do nas wróciłeś
Tony: To dlaczego płaczesz?
Pepper: Ze szczęścia, bo znowu jesteśmy rodziną

Przytuliłyśmy go zbyt bardzo, aż skarżył się na ból. Zapomniałam o operacji, którą przeszedł. Od razu odsunęłam się, a mama nadal nie uwolniła z uścisku.

Tony: Wiem... że nadal... w to nie wierzysz... ale żyję. Możesz... mnie puścić?
Pepper: Wybacz

Odsunęła się od niego i nie wiedziała, co powiedzieć. Musiałam przesunąć rozmowę z tatą po szkole. Teraz ona musiała się sama nim nacieszyć.

**Pepper**

Niby widzę zmarłego męża. Dotknęłam go, czując ciepłe bicie serca, lecz wciąż nie mogłam pojąć. Tony żyje. Chciałam z nim porozmawiać. Problem w tym, że nie wiedziałam, o czym. Lily poszła do pokoju i zostaliśmy sami. Mogłam powiedzieć o rocznicy lub o tym, co się ostatnio wydarzyło. No właśnie. Powinien wiedzieć o Duchu. Włożył swoją koszulkę i usiedliśmy na kanapie.

Pepper: Naprawdę się cieszę z twojego powrotu. Tak bardzo tęskniłam
Tony: Domyślam się i pewnie przeczytałaś list
Pepper: Tak
Tony: Znalazłaś prezent?
Pepper: Jest śliczny, a ja mam też dla ciebie. Jednak sam będziesz musiał go znaleźć w domu
Tony: Haha! Wiedziałem, że tak będzie, Pep
Pepper: Zanim Rhodey wyjechał do Akademii, mówił o rocznicy. Planowaliście ją razem, ale nie zdradził mi, jakie mieliście plany
Tony: Przekonasz się za rok
Pepper: Ej! To było wredne
Tony: Żartowałem, słonko
Pepper: Czyli kiedy? Może jutro?
Tony: Zgoda, lecz muszę jeszcze uważać na implant po operacji
Pepper: Mogłeś mi powiedzieć
Tony: Miałem taki zamiar, a nie dałaś mi dojść do słowa na wystarczająco długo
Pepper: Ha! Znalazł się żartowniś
Tony: A co? Masz zamiar płakać?
Pepper: Już nie

Odważnie pocałowałam go w usta, czując, że życie znowu stało się cudowne.

~*Następnego dnia*~

**Lily**

Chyba musiałam źle nastawić budzik. Spóźniłam się o godzinę do szkoły, ale Matt był punktualny. Widocznie doktorek się nad nim zlitował. Wyglądał o wiele lepiej, niż poprzednio. Mam nadzieję, że już z nim wszystko gra. Chciałam z nim porozmawiać, choć raczej był bardziej zajęty swoją dziewczyną, która udawała, że go nie słyszy.
Akurat na W-Fie nic nie mogłam robić, a tak chciałam rywalizować z moim bratem. Mogłam przez ten czas zająć się nauką na sprawdzian z historii.
Gdy już chciałam otworzyć książkę, zostałam wezwana do dyrektora. Nie wiedziałam, co mu siadło na nos, więc poszłam z nim do jego gabinetu.

Dyr. Nara: Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale musimy porozmawiać
Lily: Dyrektorze, ja...
Dyr. Nara: Nadal masz nieusprawiedliwione godziny, kiedy byłaś nieobecna. Wiem, że to z przyczyn chorobowych i rodzinnych, ale musisz tego pilnować
Lily: A Matt?
Dyr. Nara: Ma jeszcze czas, bo dłużej chodził od ciebie... Jeśli będziesz miała niską frekwencję, na żadną imprezę szkolną nie będziesz mogła przyjść
Lily: Co?! Tak nie można!
Dyr. Nara: Nie krzycz, bo to nic ci nie da
Lily: Przecież nie było mnie kilka dni
Dyr. Nara: Ale i tak musisz tego pilnować... Mogę na ciebie liczyć?
Lily: Tak
Dyr. Nara: Gdybyś miała jakiś problem, zgłoś go wychowawcy. Z tego, co wiem, to jest nim prof. Klein. Zgadza się?
Lily: Tak.... To on
Dyr. Nara: Już dłużej cię nie będę zatrzymywać. Możesz wrócić na lekcje
Lily: Dziękuję i przepraszam za kłopot

Od razu wyszłam wściekła z gabinetu, choć na końcu mówiłam dosyć łagodnie. Nie miałam wyjścia i wróciłam na salę gimnastyczną. Natrafiłam na zaliczenia gimnastyki. W każdej części sali było inne ćwiczenie na ocenę. Lina, drążek, skrzynia, czy też same materace. Matt właśnie robił rozpęd, przeskakując przez skrzynię, zaś ta jego dziewczyna wisiała na drążku. Usiadłam na ławce, obserwując zmagania innych uczniów.

**Katrine**

Próbowałam się skupić na zaliczeniu przewrotu w przód na drążku. Wuefista surowo dziś oceniał, ale dzięki temu mogłam poprawić swoje umiejętności. Wszystko poza myśleniem o ostatniej awanturze i to, co spotkało Matta.

**Tony**

Dość wcześnie się odezwał alarm ze zbrojowni. Sprawdziłam, kto był powodem zamieszania. A może fałszywy alarm? FRIDAY skanowała cały teren w poszukiwaniu wroga. Kto mógł się ujawnić?

Part 153: Bohaterka przyszłości

0 | Skomentuj
**Tony**

Lily mnie zobaczyła, a teraz pozostała reszta. Opowiedziałem jej o walce z Whiplashem oraz o tym, że gdyby mnie nie pochowała w zbroi, na pewno nie spotkalibyśmy się tak szybko. Jednak cieszyła się i nie potrafiła przestać płakać.

Tony: Lily, moja bohaterko. Uratowałaś... mnie
Lily: Tato?
Tony: Arktyka... To był... długi lot

Stwierdziłem, upadając całkowicie na podłogę. Chyba musiałem zapomnieć naładować implant. Przez chwilę widziałem jej zatroskaną twarz, a później opadły powieki.

**Lily**

Niby go widzę, ale wciąż nie mogę uwierzyć, że mój tata nadal żyje. Poleciał, aż na Arktykę? Dzięki telepatii zrozumiałam, co próbował mi przekazać. Przebył tak daleką drogą, by do nas powrócić. Byłam z niego dumna, a najlepsze było w tym wszystkim, gdy nazwał mnie swoją bohaterką.
Położyłam go na kanapie i zauważyłam, że implant ma 5%. Kiepsko. Pewnie stąd ta utrata przytomności. Jednak wyliże się. Podpięłam urządzenie do ładowania, czekając, aż się obudzi.

Lily: Nie mogę w to uwierzyć

<<Zapomniałam mu przypomnieć o naładowaniu implantu>>

Lily: On żyje

<<Dziwi cię to? Przecież sama tego dokonałaś. Przez te kilka dni działał na zasilaniu zapasowym i musiał zdobyć kylit. Specjalnie poleciał na Arktykę po metal, żeby mógł żyć bez zbroi>>

Lily: Wow! Jak on tyle przeżył?

<<Powiedziałam ci o zasilaniu dodatkowym. Czemu nie słuchasz? Nawet nie próbuj mnie ignorować>>

Lily: Faktycznie przypominasz mamę

<<Ale w projekcie miałam uwzględniony charakter Marii Stark>>

Lily: Kogo?

<<Matki Tony'ego. Zmarła, gdy miał zaledwie 5 lat>>

Lily: Nigdy mi o tym nie mówił

<<Będziecie mogli ze sobą pogadać na różne tematy, jak wydobrzeje. Musi odpocząć, a w szpitalu nie chciał siedzieć, więc od razu po małej operacji wrócił do domu>>

Lily: Tylko nadal nie rozumiem, skąd taki spadek. Zupełnie jakby...

<<Walczył. Tak. Natknął się na Whiplasha, ale zdołał jakoś mu uciec, choć doszło do walki, gdzie stracił sporo mocy>>

Lily: I co teraz?

<<Będzie żyć>>

Powiedziała takim głosem, że miałam wrażenie czucia jej uśmiechu. FRIDAY była taka ludzka. Naprawdę przypominała moją mamę.

~*Cztery godziny później*~

**Pepper**

Nareszcie Matt się obudził. Lekarz sprawdził jego stan, świecąc mu latarką w oczy. Martwiłam się, że to coś poważnego, a jutro już ma szkołę. Rozglądał się rozkojarzony. Chyba był zagubiony.

Matt: Gdzie... ja... jestem?
Dr Yinsen: Spokojnie. Jesteś w szpitalu... Nie wiem, czy wiesz, ale pozbawiałeś się energii życiowej
Matt: Próbowałem... ją uratować
Dr Yinsen: Tylko, że w ten sposób mogłeś stracić życie... Czujesz się lepiej?
Matt: Tak
Pepper: Matt, nie kłam
Matt: Ale ze mną już dobrze. Gorzej z Lily
Pepper: Jak to?
Dr Yinsen: Co chcesz przez to powiedzieć?
Matt: Pamiętam, że źle się czuła
Dr Yinsen: Jak?
Matt: Bolało ją
Pepper: Musiała naładować implant i teraz czuje się lepiej
Dr Yinsen: Nie wydaje mi się. Wolę być pewny, że na nią jakoś nie wpłynął ten ich "eksperyment"
Pepper: Przecież widziałabym, jak kłamie, skoro...
Dr Yinsen: Wiem o kłamstwach Tony'ego. Kiedyś potrafiłem mu zaufać, a teraz...
Pepper: Teraz go nie ma
Dr Yinsen: Tak ci się tylko... wydaje
Pepper: Coś pan mówił?
Dr Yinsen: Nic ważnego... Jeśli wyniki będą za godzinę w normie, mogę cię wypisać
Matt: To świetnie
Dr Yinsen: Ale powiedz swojej siostrze, żeby się u mnie zjawiła na kontrolę
Matt: No dobrze, a coś nie tak?
Dr Yinsen: Po prostu chcę wiedzieć, czy radzi sobie
Matt: Mamo, pójdziesz po nią?
Pepper: Pójdę... Wrócę później. Trzymaj się, Matt

Ucałowałam go w czoło i pojechałam do domu. Wiedziałam, że mój syn był w odpowiednich rękach, więc nie musiałam się zbytnio martwić jego zdrowiem. Jednak gdzieś te zmartwienie nadal istniało.

**Lily**

Przykryłam tatę kocem, a implant miał naładowany. Świecił taką żywą energią, której dawno u niego nie widziałam, ale wciąż się nie obudził.
Gdy już chciałam poprosić FRIDAY o skan medyczny, usłyszałam stukanie obcasa. Pewnie mamy.

Lily: Mamo, czy to ty?
Pepper: Lily? Ne powinnaś się pakować do szkoły?
Lily: Chyba mam teraz lepsze zajęcie... Co z Mattem?
Pepper: Obudził się i dziś prawdopodobnie go wypiszą. Dr Yinsen prosił, żebyś się u niego stawiła

Podeszła do mnie i chyba udawała ślepą. Raczej nie wierzyła, kto tam leżał. Widziałam, że była zmieszana. Musi zrozumieć, że on żyje.

Part 152: Niszczysz mnie!

0 | Skomentuj
**Tony**

Zdjąłem zbroję, by rozejrzeć się, czy był ktoś w domu. Niemożliwe, żeby się rozpłynęli w powietrzu. Musiał ktoś być. Sprawdziłem każdy pokój, ale ani śladu po żonie i dzieciach. Postanowiłem poczekać na nich w zbrojowni. Zresztą, musiałem naładować implant.

**Katrine**

Po moim powrocie do domu, nie rozpoczął wojny ze mną. Jednak spokój nie potrwał długo. Od razu po śniadaniu chciałam zobaczyć się z Mattem, ale ojciec już znał moje zamiary. Właśnie siedziałam w pokoju, przeglądając internet.

Duch: Nie myśl sobie, że zapomniałem, co zrobiłaś
Katrine: Jeśli nie chcesz mieć wbitego noża w flaki, zostawisz mnie i jego w spokoju
Duch: Grozisz mi? Własnemu ojcu? Tak okazujesz wdzięczność, że daję ci żyć pod moim dachem? Nie zabiłabyś mnie. Jesteś zbyt słaba

Gwałtownie obróciłam się w jego stronę, patrząc zabójczym wzrokiem. Czyżby specjalnie sprowokował?

Katrine: Ty jeszcze nie znasz moich możliwości. Jeszcze nie wiesz, co mogę zrobić, ale uwierz mi... Mogę cię zabić. Mogę go tego dojść, jeśli spróbujesz po raz kolejny skrzywdzić Matta
Duch: Mogłaś zakochać się w kimś innym. W kimś, kto nie jest moim wrogiem
Katrine: Ty każdego uznajesz za wroga. Szczególnie własną rodzinę
Duch: Próbuję was chronić
Katrine: Mam ci przypomnieć, że przez twoje długi mogłam zginąć?! Mam ci wypominać, ile razy nas zdradziłeś?! Chcesz tego?! Chcesz?!
Duch: Przykro mi
Katrine: Ha! Przykro? I ja mam ci w to uwierzyć? Po tym, jak go skrzywdziłeś?! Kłamałeś o Nefarii! Zatajasz przed nami prawdę! Mam tego dość!

Wstałam z krzesła, wybiegając z pokoju. Ledwo zdołałam trafić do kuchni, gdzie mama przygotowywała obiad, aż poczułam, jak przenika czyjaś ręka przez moją klatkę piersiową.

Viper: Kochanie, co ty wyrabiasz? Zostaw ją. Mało wycierpiała?
Duch: Nie mów, że ją popierasz. Przecież ona jest nam niewdzięczna! Powinna trafić do poprawczaka, bo groziła, że mnie zabije
Katrine: Teraz... wielce się... skarżysz, tato

Wyjął ze mnie dłoń, że mogłam na spokojnie nabrać powierza do płuc. Jednak kłótnia dalej musiała trwać. Stałam przy mamie, czekając na jego kolejny ruch. Kipiała w nim nienawiść. Tak samo, jak we mnie. Nienawidziłam go. Myślałam, żeby zabić własnego ojca. On powinien się nazywać despotą, a nie ojcem. I to nie był głupi pomysł na strzelenie mu kulki w łeb.

Katrine: Skończyłeś?
Duch: Chyba ty... Jesteś naiwna, Katrine. Myślałem, że będziesz na tyle mądra, aby zrozumieć, czym tak naprawdę jest życie. Poczujesz je, kiedy ktoś spróbuje ci je odebrać
Katrine: Poczułam... Już raz i dlatego cię nienawidzę. Nie chcę żyć z takim ojcem!
Duch: A ja z córką, którą kiedyś dla mnie byłaś
Katrine: O! Teraz żałujesz, że żyję?! Świetnie! Zabij mnie! Proszę bardzo! Oszczędzisz mi bólu! No dalej! Nie bądź tchórzem!

Na tyle podniosłam głos, aż sam popadł w furię i wściekłość. Uderzył mnie w policzek. Teraz wiedziałam, jak powinnam go ocenić.

Viper: Oszalałeś?! Uspokójcie się! Oboje! Nie pozwolę, by drugie dziecko żyło w takich warunkach!
Duch: Co ty bredzisz? Jakie dziecko?
Viper: Nasze... Jestem w ciąży

**Lily**

Doktorek w końcu pozwolił na widzenie. Powoli wstałam, by nie wylądować na podłodze. Ostrożnie przeszłam przez próg drzwi, spoglądając na nieprzytomnego brata. Ciągle się nie obudził. Teraz wiedziałam, że źle zrobiłam. Nie powinnam krzyczeć wtedy na niego.

Pepper: Wszystko gra, Lily?
Lily: Martwię się, bo przeze mnie jest w takim stanie
Pepper: W porządku... Wydobrzeje. W końcu ma te geny, tak?
Lily: No tak
Dr Yinsen: Lily, możesz na chwilę do mnie podejść?
Lily: Coś naskrobałam?
Dr Yinsen: Nie. Po prostu muszę cię zbadać, czy nic ci się nie stało
Lily: Nie trzeba
Pepper: A może niech wróci do domu?
Lily: Raczej powinnam przy nim zostać
Pepper: Nie bój się. Zadzwonię, jeśli coś, by się zmieniło
Lily: Na pewno?
Pepper: Tak... Poza tym masz jutro szkołę
Lily: Ech! No dobrze, ale masz dzwonić
Pepper: Będę

Przytuliła mnie na pożegnanie i wróciłam do domu. Gdy weszłam przez fabrykę, w głowie pojawiły się urywki wspomnień. Bieganie z Mattem, bo rodzice broili, wejście do nowego domu, droga do szkoły... A później te siedzenie przy liście przez odejście mojego taty.
Gdy już chciałam przejść przez wejście do części domowej, usłyszałam jakiś hałas ze zbrojowni. Pomyślałam, żeby to sprawdzić.

**Tony**

Tak bardzo myślałem nad ułożeniem dobrego wytłumaczenia, jaki cudem żyję, że zapomniałem, co miałem zrobić. Kiedy miałem już wstać, zauważyłem zszokowaną twarz Lily. No tak. Widziała mnie niedawno jako trupa. Ma prawo być w szoku.

Lily: T... Tato? Czy... Czy to ty?
Tony: Chyba nie spodziewałaś się, że zobaczymy się tak szybko?

Poczułem, jak się rzuca w moją stronę i przytula. Tak bardzo się cieszyłem, czując jej bicie serca. Najważniejsze było życie mojej córki. Nie spodziewałbym się, czy mi wybaczy, Raczej nie powinienem o to prosić.

Part 151: Gra warta świeczki

0 | Skomentuj

**Pepper**

Martwiłam się o Matta. Pewnie zużył sporo energii, by spróbować swoich sił w uzdrowieniu Lily z chorego serca. Zaryzykował dla niej, bo pewnie wciąż męczy go poczucie winy za to, co kiedyś zrobił własnej siostrze. Widziałam, jak na jego twarzy był grymas bólu, a ten ciągły niepokój przypominał złe sny.
Nagle się obudził, krzycząc przerażony. Rozglądał się, badając pomieszczenie, w którym się znajduje.

Pepper: Matt, wszystko w porządku?
Matt: Ja...
Pepper: Spokojnie. Już wróciłam, a Lily zasnęła. Nie zrobiłeś jej krzywdy... Miałeś jakiś zły sen?
Matt: Mamo...
Pepper: Dlaczego to zrobiłeś? Czemu tak bardzo narażałeś swoje życie?
Matt: Ja... musiałem

Ledwo odpowiedział i znów zemdlał. Był blady i słaby. Jak długo próbowali "eksperymentować"? Próbowałam jakoś ocudzić Matta, lecz same poklepywanie po twarzy nie skutkowało. Gdy już chciałam mu zmierzyć temperaturę, obudziła się Lily. Również w jej oczach był widoczny strach. Jednak zdołała się uspokoić bez mdlenia.

Lily: Mamo, co się dzieje z Mattem? Dalej się nie obudził?
Pepper: Tylko na chwilę. Nie wiem, co się dzieje, ale raczej ma związek z waszym "eksperymentem"
Lily: Chyba tak
Pepper: Jak się czujesz? Lepiej?
Lily: Jest okej. Nie martw się, choć na początku czułam się dziwnie... Co z nim będzie?
Pepper: Lekarz się nim zajmie. Nie potrafię mu pomóc

Chwyciłam syna sposobem matczynym, zabierając do najbliższego szpitala. Wsiadłam z nim, a ona też chciała jechać. Wolałam ją zostawić w domu. Jednak po długim gadaniu, wzięłam też drugiego pasażera.

~*Godzinę później*~

**Lily**

Martwiłam się o własnego brata. Trochę musiałam skłamać, że nic mi nie jest, ale po części czułam się dziwnie. Mogliśmy tego nie robić. Mam jedynie nadzieję, że się obudzi, a doktorek mu pomoże.
Mama oddała Matta w odpowiednie ręce. Pozostało nam jeszcze uzyskać informacje. Nie musiałyśmy zbyt długo czekać, skoro po jakimś kilku minutach zjawił się specjalista.

Dr Yinsen: Gdybym nie wiedział o specyficzności, którymi są geny, uznałbym to za zwykłe osłabienie przez brak snu
Pepper: Ale?
Dr Yinsen: Ale przyczyna tkwi w osłabieniu układu immunologicznego. Coś musiało się stać, że organizm zaczął słabnąć. Możliwe, że w jakiś sposób pozbawiał się energii do życia
Pepper: Czy to w ogóle możliwe?
Dr Yinsen: Chyba tak. Przy was są same niespodzianki
Pepper: Czyli, co można zrobić?
Dr Yinsen: Chłopak potrzebuje czasu na odzyskanie utraconej energii. Wystarczy cierpliwie czekać. Organizm sam się wyleczy. Spokojnie
Lily: Spokojnie? Przeze mnie mógł zginąć!
Dr Yinsen: Skąd taki wniosek, Lily?
Lily: Chciał mnie wyleczyć!

Krzyknęłam, a on jedynie wrócił do sali. Usiadłam na krześle, zasłaniając twarz, by nie widziała, że płaczę. Na szczęście wcześniej zdołał jakoś się wyleczyć z ran.

**Tony**

Whiplash zaczynał mi działać na nerwy. Nie miałem ochoty z nim wdawać się w konflikt akurat po niedawnej operacji. Musiałem się oszczędzać. Przyspieszyłem, lecąc szybciej do bazy, ale ten był uparty. Rzucił we mnie bombami, które spowodowały wybuch. aż uderzyłem mocno w budynek.

<<Tony, wracaj do zbrojowni. Nie jesteś w stanie walczyć>>

Tony: Wiem, ale... on się nie odczepi

<<Osłony zostały naruszone. Lepiej stąd zmiataj albo będzie po tobie>>

Biczownik nie dawał za wygraną, używając biczy. Widziałem, jak chciał nimi uderzyć, lecz sprytnie uniknąłem ataku. Może uniki na dłuższą metę nie miały żadnego sensu. Nie miałem innego wyboru, więc zaryzykowałem swoich sił w walce. Zacząłem od strzałów z rękawic.

Whiplash: Nareszcie się ruszyłeś, Iron Manie
Tony: Lepiej zniknij mi z oczu, bo gorzko pożałujesz, że ze mną zadarłeś
Whiplash: Tak? A może lepiej martw się swoją rodziną? Raczej nie są ognioodporni
Tony: Co ty zrobiłeś?! Gadaj!

Wystrzeliłem z furią rakiety, a ten stał na swojej pile tarczowej bez żadnego draśnięcia. Wyprowadził mnie z równowagi. Miałem ochotę go zniszczyć, jeśli naprawdę ich skrzywdził.
Zacząłem strzelać z repulsorów, choć ten atak nic mu nie zrobił. Spróbowałem jeszcze raz wystrzelić wiązkę promieni, lecz został on powstrzymany. Całą moją zbroję oplótł biczami, powodując silne porażenie. Puścił je na chwilę, a one dalej były owinięte wokół pancerza. Postanowiłem skumulować moc do unibeamu, by je zniszczyć. Wykorzystałem raz i skutecznie wyrzuciło go daleko, więc mogłem wykorzystać ten czas, by od niego uciec.

<<Włączyć autopilota?>>

Tony: Nie trzeba. Dam radę

<<Moc spadła do 10%>>

Tony: Dość szybko

<<Włączam dodatkowy napęd>>

W jednej chwili wyleciałem, znikając Whiplashowi z oczu. Od razu poleciałem do zbrojowni. Pewnie spotkam Lily, bo Pep raczej nie będzie chciała tam schodzić.
Gdy wylądowałem w bazie, nie znalazłem ani żywej duszy. Gdzie oni są?

---**---

No to mamy kolejną notkę. Jako, że jest marzec, a rok nauki kończę w kwietniu (w maju matury), postaram się teraz nadrobić stracone party w przerwę świąteczną. Mam nadzieję, że opo się wam nie znudziło. Pozostało 215 notek :)

Part 150: Na lepsze lub gorsze

3 | Skomentuj

**Pepper**

Gdy pojawiliśmy się pod domem Roberty, Lily zemdlała i teraz oboje potrzebowali pomocy. Zapukałam do drzwi. Wiedziałam, że było trochę późno na wizyty, ale sprawy SHIELD nie mogły czekać, zaś oni nie powinni zostać sami w tak kiepskim stanie. Na szczęście otworzyła drzwi. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, lecz wzięła ją z podłogi, zanosząc do salonu. Ja wzięłam Matta, kładąc na sąsiedniej kanapie.

Pepper: Przepraszam, że zjawiam się z nimi nie w porę, ale...
Roberta: Co się stało?
Pepper: Lily chciała wyzdrowieć
Roberta: Rozumiem... Zajmę się nimi... A mogę wiedzieć, gdzie idziesz? Wolę później nie szukać cię po całym mieście
Pepper: Helikarier SHIELD
Roberta: W porządku
Pepper: Lily musi mieć naładowany implant. Zapomniałam wziąć ładowarki. Przepraszam, ale... Jakoś dzisiaj jestem pogubiona w tym wszystkim
Roberta: Nie martw się. Chyba znajdę jakąś starą od Tony'ego
Pepper: Dziękuję
Roberta: Rodzina powinna sobie pomagać, prawda?
Pepper: Prawda

Ucałowałam dzieci w czoło i wsiadłam do samochodu, jadąc do Fury'ego.

~*Dwie godziny później*~

**Tony**

Lekarz sprawdził, jak funkcjonuje implant i zbadał stabilność kylitu. Wszystko wskazywało na to, że wrócę kolejnego dnia do domu. Jednak musiałem pomyśleć, co im powiem. Co powiem Pepper? Dzieciom? Przez szopkę z listami będą zagubieni tak, jak ja przy przebudzeniu w grobie.

Dr Yinsen: Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia
Tony: Coś nie tak, doktorze? Wydawało mi się, że wszystko gra. Żyję i nie mam żadnego ataku, a kylit działa z implantem
Dr Yinsen: Masz rację, ale musisz się zmienić. Musisz, jeśli chcesz dożyć ślubu swoich dzieci
Tony: Co? To... ja... umieram?
Dr Yinsen: Nie powiedziałem tego. Po prostu zadbaj w końcu o siebie. Przecież chciałeś pokazać swojej córce, jak ma żyć. Niech nie uczy się na twoich błędach. Skup się na swojej rodzinie. Umrzesz tak, jak każdy człowiek. W odpowiednim czasie
Tony: Tylko, że mogę zginąć w jakiejś walce
Dr Yinsen: Prawda, lecz wszystko możesz zmienić
Tony: Chcę dla nich żyć. Bardzo, ale jest jeden problem... Moja tożsamość, która sprowadza na nich jedynie zagrożenia
Dr Yinsen: Posłuchaj mnie, Tony. Wygrałeś z lękami i uratowałeś Lily od śmierci, poświęcając się dla niej. Żyj z balansem. Musisz zrównoważyć swoje życie. I nie mówię ci tego jako twój lekarz, lecz jako przyjaciel
Tony: Dziękuję. Będę o tym pamiętał

Leżałem spokojnie, przypominając sobie twarze moich bliskich. Tych, których opuściłem, raniąc boleśnie. Najbardziej ucierpiała Pep. Moja kochana Pep. Jak ty przeżyjesz mój powrót?

~*Następnego dnia*~

O dziewiątej otrzymałem wypis, ale musiałem uważać. Podziękowałem za pomoc, a radę, jaką mi dał, zachowam w sercu. Chciałem dotrzymać słowa, by nie robić żadnych głupot i zacząć dbać o swoje serce. Przecież chcę widzieć dorastanie moich dzieci.
Włożyłem zbroję, lecąc w stronę zbrojowni. FRIDAY w międzyczasie sprawdzała, czy ktoś za mną nie leci. A ten "ktoś", mam na myśli Whiplasha.

<<W końcu stanąłeś na nogi. I co im powiesz?>>

Tony: Prawdę, choć dziwnie to będzie wyglądało

<<Wracasz z martwych. Jesteś pewny, żeby im dzisiaj się pokazać?>>

Tony: Tak... Jestem

Wzniosłem się wyżej w powietrze, przyspieszając. Nagle zauważyłem Whiplasha. Natychmiast włączyłem tryb zwiadowczy, by mnie nie zauważył. Ledwo wstałem na nogi, a już miałbym walczyć z tym draniem? Naprawdę chciałem się zmienić, więc próbowałem go uniknąć za wszelką cenę. Ominąłem biczownika, lecz ten uderzył we mnie piłą tarczową. Nie szukałem kłopotów.

Whiplash: Dałem się nabrać, ale zaskoczyłeś mnie, Stark. Ciągle żyjesz, a Mr. Fix mi wmawiał, że jesteś martwy. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę... Teraz mogę dokończyć z tobą porachunki
Tony: Nie chcę z tobą walczyć
Whiplash: A szkoda, bo ja właśnie na to oczekuję

**Pepper**

Fury wyjaśnił, jak poważna była sytuacja, skoro najtrudniejszy system zabezpieczeń został w łatwy sposób rozpracowany. Po skończeniu spotkania, co skończyło się dosyć późno, bo o dziesiątej, wróciłam do Roberty i dzieci. Nadal były nieprzytomne. Zaczynałam się na poważnie martwić.

Roberta: I jak było?
Pepper: Muszę znaleźć Blizzarda. Taką misję otrzymał każdy agent w okolicy
Roberta: Dobrze wiedzieć, że panują nad sytuacją
Pepper: Dalej się nie obudziły?
Roberta: Lily przez chwilę, ale implant ma naładowany... Nie martw się o nią, choć z Mattem chyba wygląda gorzej
Pepper: To znaczy?
Roberta: Wygląda, jakby ktoś zabrał mu energię do życia. Czy to w ogóle możliwe?
Pepper: Chciał użyć swojej mocy, by ją wyleczyć, więc pewnie stracił energię... Tyle zaryzykował
Roberta: Jest silny. Da radę, a ona już dochodzi do siebie
Pepper: Coś mówiła?
Roberta: Nic
Pepper: Naprawdę dziękuję za pomoc
Roberta: Proszę bardzo

Uśmiechnęła się, a ja podeszłam do dzieci. Wyglądały na takie spokojne, ale nie potrafiłam być taka. Sprawdziłam, co się z nimi dzieje. Implant Lily działał, więc wszystko grało, ale Matt był bardzo blady. Jednak zaczął się nerwowo ruszać. Jakby miał niespokojny sen. Jakiś koszmar.
© Mrs Black | WS X X X