Część 7: Światło

1 | Skomentuj

**Tony**
No i skończyliśmy. W pełnej okazałości model Mark I. Ulepszyliśmy go o kilka drobiazgów. Miał jeden cel. Ratować życie. Chciałem go dziś przetestować, ale było już późno w nocy.
Spojrzałem na bransoletkę. Świetnie. Jutro szkoła, a my siedzieliśmy z tym do drugiej nad ranem. To dziwne, bo nie czuję zmęczenia.


Tony: Dodałem możliwość kamuflażu, czyli bycie niewidzialnym, ale najlepsze jest to, że może zmieniać się w plecak, więc mogę go nosić ze sobą. Co tym sądzisz?
Rhodey: Kawał dobrej roboty. Musimy wracać do domu. Trzeba spaać
Tony: Dobra, nie ziewaj, bo zaraz ja… ooo zacznę ziewaać. Mówiłem?
Rhodey: Mówiłeś. Przetestujesz po szkole
Tony: Hmm…
Rhodey: O nie! Nie myśl o tym. Nie możesz!
Tony: Nic nie mówię. Zobaczymy. To choodźmy spaać


Zamknąłem drzwi, blokując je kodem i poszliśmy do domu. Do swoich pokoi. Umyłem jedynie ręce i padłem na łóżko w tym, czym byłem. Zasnąłem.


Następnego dnia w szkole


**Pepper**


No i gdzie oni są? Lekcja zaraz się zacznie, a ja nie mam zamiaru siedzieć sama. O! Ktoś przyszedł. Patrzę i patrzę i… Jest Rhodey. Sam? Dziwne. Od razu weszliśmy do klasy, czekając na Tony’ego.


Pepper: A jego, gdzie wcięło?
Rhodey: Chyba jest zajęty
Pepper: Ty nie umiesz kłamać
Rhodey: Zobaczysz, że kiedyś cię ciekawość zgubi
Pepper: Haha! Już zgubiła. To powiesz mi, gdzie jest?


**Tony**

Testowałem zbroję, lecąc nad miastem. Nie było, aż tak źle, ale ciągle wpadałem na te same budynki i ptaki, przypominające bilbordy. Gdyby Rhodey był w laboratorium, miałbym lepsze zorientowanie w terenie. Niestety dla niego zasady są święte. Szczególnie od Roberty.


<<Uwaga. Nadlatujące zagrożenie>>


Tony: Gdzie?


Poczułem, jak ktoś we mnie uderza czymś ostrym.


Tony: O! Już widzę


Nie zwróciłem na to uwagi i leciałem do bazy. Nie szukałem kłopotów. Próbowałem się dodzwonić do Rhodey’go. Przydałaby się jakaś strategia. Gościu na pile tarczowej nie dawał spokoju. Nie chciał pozwolić mi uciec.


Tony: Ej! Nie szukam kłopotów. Kim ty jesteś?
Whiplash: Mów mi Whiplash. Wszedłeś na mój teren i musisz otrzymać karę
Tony: Karę?


Rzucił na mnie bicze, porażając cały system. Nie wiedziałem, że ktoś taki może być wrogo nastawiony. Zdołałem się uwolnić, marnując energię unibeamu. Szybko wzbiłem się w powietrze, przyspieszając, by zgubić tego szaleńca. Rhodey, odbierzesz w końcu?


**Pepper**


Skończyły się lekcje, a Tony nie zjawił się na żadnej z nich. Rhodey jakoś się nie martwił, ale później twarz w powagi zmieniła się na niepokój.


Pepper: Wszystko gra?
Rhodey: Tak. Odprowadzić się do domu?
Pepper: Nie potrzeba, ale chętnie coś zjem. Jeśli ci to nie przeszkadza, mogłabym przyjść do was na obiad?
Rhodey: Pewnie. Nie ma problemu. Mama nie będzie widziała sprzeciwu
Pepper: Ona zajmuje się sprawą wypadku samolotu?
Rhodey: Eee… jaki wypadek?
Pepper: Oj! Nie wymigasz się. Dobrze wiesz, jaki. Nie mówiłam, że w jeden dzień będę znała wasze sekrety?
Rhodey: Chyba mówiłaś. Dobra, to chodźmy


Obiad był przykrywką, by odkryć ich tajemnicę. Wiem, że coś ukrywali. Poszłam do jego domu. Na stole leżały ciastka. Zjadłam kilka, a on wyjadł resztę, aż na białym talerzu były widoczne jedynie okruszki. Ma ten apetyt.


Rhodey: Zaraz przyjdę, a ty rozgość się
Pepper: Dzięki


Poczekałam chwilę, jak wyszedł z domu. Potem wstałam i szłam za nim w odpowiednim odstępie, by mnie nie widział. Dotarłam na teren jakiejś fabryki, ale opuszczonej. Szłam dalej, aż do metalowych drzwi. Sprytnie wkradłam się i schowałam za jakąś starą kanapą. Przez wejście w dachu wleciało coś na podobiznę robota, ale nie do końca. Tam był człowiek. Po zdjęciu zbroi ujrzałam twarz. Tony?


Rhodey: I jak tam lot próbny?
Tony: Nie było źle, ale spotkałem kogoś
Rhodey: Właśnie widzę, że coś… Ej, co się dzieje?


Zajrzałam przez kanapę i widziałam, jak on mdleje. Rhodey od razu wiedział, co robić. Zauważyłam, jak bierze jakieś urządzenie i podłącza do czegoś, co ma na klatce piersiowej.


Pepper: O cholera. Co to jest?

KONIEC CZĘŚCI SIÓDMEJ

Część 6: Jedyna

1 | Skomentuj

**Pepper**
Zamknęłam laptop służbowy od taty, kasując dane wyszukiwania. Z dalszym wyrazem zszokowania myślałam nad tym, co pisało w aktach Tony’ego. Jaki wypadek? Stracił ojca, a matka? Pewnie, gdyby żyła, mieszkałby z nią. Widzę, że nie jestem jedyną osobą, której los podłożył kłody pod nogi. Moja mama nie wróciła już od 6 lat. Po prostu przyszła, spakowała swoje rzeczy i wyszła bez mówienia powodu.
Poszłam do swojego pokoju, gdzie chciałam zadzwonić do Tony’ego. Jednak pewnie mieli pogadankę z Robertą, więc to był zły moment na rozmowę.


Pepper: Zadzwonię innym razem, albo…


Przeszło mi przez myśl szpiegowanie. To jeden ze sposobów, by odkryć, jaką skrywa tajemnicę. Położyłam się w łóżku i zasnęłam.


**Tony**


Musiała nam wszystko popsuć. Mogliśmy spędzić fajnie czas z nową kumpelą, a ona tak po prostu pisze SMS-a, by wrócić do domu. Jeszcze tylko 3 lata. Aż trzy! Do tego czasu zwariuję z dwoma niańkami pod jednym dachem. 
Zamiast pójść na przesłuchanie, poszedłem do laboratorium. Chciałem dokończyć zbroję. Rhodey od razu dołączył. Chyba nigdy nie zostawi mnie samego, a czasem tego potrzebuję. Do przemyśleń i cichego spokoju.


Tony: Zbroja prawie gotowa. Jeszcze tylko kilka usprawnień i będzie działać, jak marzenie
Rhodey: Chyba o czymś zapomniałeś
Tony: O czym?
Rhodey: Mieliśmy gadać z mamą
Tony: No właśnie. Mieliśmy, ale mam ważniejsze rzeczy na głowie. Pepper nas wyprzedziła i zdobyła nasze numery bez pytania. Jest niezła
Rhodey: Bo ma ojca jako agenta FBI
Tony: Fakt, ale zaimponowała mi. O rany! Powiedziałem to?
Rhodey: Haha! Tak, powiedziałeś. Oj, Tony, Tony…
Tony: Rhodey, nie kończ
Rhodey: Chyba się zakochałeś
Tony: Odwołaj to


Zaczęliśmy się ze sobą droczyć, siłując na ręce. Był silniejszy. To fakt, ale musiałem się wygadać. Czasem moje usta mówią, co chcą i nie mam nad tym kontroli. Lekko się poszarpaliśmy, czego efektem było wylądowanie na podłodze. Śmialiśmy się.


Tony: Przyznaję
Rhodey: No powiedz to
Tony: Zakochałem się
Rhodey: Chłopie, to nie koniec świata
Tony: Nie uważasz, że to dziwne? Znamy się ledwo 2 dni. 2 dni!
Rhodey: Miłość przychodzi i odchodzi
Tony: Ciekawe, kiedy ty porzucisz swoją kochankę? Haha!
Rhodey: Nigdy! Będę jej wierny, aż do końca

Znowu się zaśmialiśmy. Niestety gadanina z Robertą nas nie uniknęła. Przyszła specjalnie do laboratorium.


Roberta: Chyba coś do was mówiłam! Mieliście przyjść do domu! Po cholerę tu siedzicie?!
Tony: Muszę się naładować
Roberta: Jakoś nie widzę ładowarki na wierzchu. Oj! Nagrabicie sobie
Rhodey: Kiedy tata wraca?
Roberta: Będzie leciał do Europy. Rhodey, jak wróci, to wróci. Macie na głowie szkołę i lepiej zajmijcie się tym i nie siedźcie tu. Kolacja gotowa


Już więcej nic nie mówiła i poszła. Całe szczęście, że nie zauważyła zbroi na wierzchu. To kilka elementów, ale miałbym przerąbane. Cholerny przypał.


Tony: Muszę, jak najszybciej skończyć zbroję
Rhodey: Najpierw trzeba udobruchać mamę, bo będzie bardziej spięta, że coś robimy bez jej wiedzy
Tony: Nie przejmuj się Robertą. Każdy ma lepsze i gorsze dni
Rhodey: Kobiety
Tony: No ba. Pomożesz mi?
Rhodey: Dobra, ale w razie czego, to twój pomysł
Tony: Zgoda


Siedzieliśmy z kilka godzin nad projektem. W pewnej chwili pomyślałem, by miała inne zastosowanie. Ocaliła moje życie, więc może taki będzie miała cel? Z chodzeniem do szkoły jakoś się pomęczę. Dla Pepper warto. Cholera! Ja myślę o niej!

KONIEC CZĘŚCI SZÓŚTEJ

Część 5: Śledzik FBI

5 | Skomentuj

Jak nie pada na chodniku, teraz ja jestem ofiarą. Kiedyś przywaliłabym za coś takiego, ale stałam się inną osobą. Nie byłam wściekła, a bardziej mnie rozbawiła jego niezdarność. Pomogłam mu wstać, a Rhodey od razu do nas podbiegł.
Tony: I tak wygraliśmy
Rhodey: Coś ty brał? Znowu musimy cię zbierać
Pepper: Haha! Tak zawsze?
Rhodey: A żebyś wiedziała
Tony: To co teraz? Zagrajmy w coś jeszcze
Pepper: Jak wytrzeźwiejesz


Puściłam mu oczko i poszłam do szafki. Do szafki, by zmienić strój. Cała koszulka przepocona. Jednak zawsze przy sobie trzymałam jakąś zapasową. 
Gdy zmieniłam bluzkę, moje ucho usłyszało, jak jeden z nich się drze. Później się ściszył. Ciekawa schowałam się za ścianą, podsłuchując tematu rozmowy.

Rhodey: Przeginasz, Tony. Znowu robisz to samo. Mama mnie zabije, jak coś ci się stanie!
Tony: Musisz się drzeć?! Jeszcze ktoś nas usłyszy!
Rhodey: Masz na myśli ją
Tony: Dobra, wyjaśnię ci coś i lepiej mnie posłuchaj. JA NIE POTRZEBUJĘ NIAŃKI!
Rhodey: Oj! Chyba potrzebujesz i teraz przymknij mordę
Tony: Wybacz, ale odpuść mi, choć jeden dzień
Rhodey: Wiesz, że nie mogę. Musisz na siebie uważać. Chyba nie muszę ci przypominać?
Tony: Nie


W końcu oboje uciszyli się. Rhodey go niańczy. Faktycznie przesadza. Ile ma lat? Cztery? No nieważne. Poszli do szatni się przebrać. Ja już wyszłam na korytarz, by pójść dać książki do szafki. Mogłam wrócić do domu, bo przez jeden dzień organizacyjny mieliśmy spokój, ale jutro zacznie się prawdziwa nauka. Gdybym poprosiła tatę o indywidualne, wyśmiałby mnie, a tak naprawdę wolałby, bym poznawała ludzi. Siedząc w domu, marnujesz się. No jasne. Musi mieć rację. 
Pomyślałam, żeby pogadać z Tony’m i Rhodey’m. Chyba się nie pokłócili? O! Poszli na dach. Ja też tam pójdę.


Pepper: Hejka! Stęskniliście się? Haha!
Tony: Chciałbym ci podziękować za grę
Pepper: O! Jak miło. Dzięki. Przyjemnie się grało, aż na mnie poleciałeś. Chyba się nie zabujałeś?
Rhodey: Lepiej o tym nie myśl, Tony
Pepper: Mogę was o coś spytać?
Tony: Wal
Pepper: Możemy dziś gdzieś wyskoczyć? Poznalibyśmy się bardziej albo chodźmy pobiegać. Zgadzacie się, czy macie ciekawszą propozycję?
Tony: Jestem za bieganiem
Rhodey: Nie radzę
Pepper: Ja też wolę coś innego, bo znowu padniesz
Tony: No niech wam będzie. Hmm… może chodźmy do kafejki? Jest niedaleko szkoły. Ja stawiam


Gdy Rhodey już miał coś powiedzieć, musiał zerknąć na telefon, jak usłyszał dźwięk. SMS? Od kogo?


Rhodey: Niestety, ale my musimy wracać. Pogadamy jutro i na pewno się spotkamy
Tony: Błagam, nie mów, że…
Rhodey: Mama
Tony: Pepper, ratuj mnie od tej złej kobiety
Pepper: Haha! Co ona taka zła? Ja rozumiem, że prawniczka, ale chyba nie może być, aż tak źle?
Tony, Rhodey: Może
Pepper: Szkoda. To ja też pójdę. Pa
Tony: A może wymieńmy się numerami?
Pepper: Niepotrzebnie. Mam was od wczoraj w komórce


Uśmiechnęłam się i pobiegłam do domu. Nie było, aż tak późno, a jego nie było w domu, więc mogłam pogrzebać w bazie danych FBI. Dowiem się, jaki sekret skrywa pan Anthony Stark. W kilka minut uzyskałam dostęp do jego kartoteki.


Trwa dochodzenie w sprawie wypadku samolotu.
Przyczyny katastrofy: nieznane
Sprawca: nieznany
Ofiary śmiertelne: Howard Stark- ojciec Anthony’ego


Pepper: Ja pierdole. Co?!


Opieka nad nim została przejęta przez państwo Rhodes’ów. Nieznane są uszkodzenia fizyczne Anthony’ego.


Pepper: Po raz kolejny. Ja pierdole!


Zakryłam sobie usta, hamując niedowierzanie. Nie wiedzą wszystkiego, ale sam mi powie, co się stało.

KONIEC CZĘŚCI PIĄTEJ

Część 4: Szkolna przygoda

3 | Skomentuj

Wstałem z rana dość leniwie, bo nie chciałem tak wcześnie czegoś robić. Jednak nie miałem zbyt wielkiego wyboru. Robercie nie wolno się sprzeciwić, bo zrobią się niezłe kłopoty. Wystarczy, że muszę być z nią pod jednym dachem przez wolę ojca.
Rhodey: Tony, pobudka!
Tony: Wal się! Nigdzie nie idę!
Rhodey: Jak ja nie obudzę, to ona cię ustawi do porządku
Tony: Ach! Idę, idę


Naprawdę. Wolałbym z nią nie zadzierać. Czy to przez zawód prawniczki? Może? No to wstałem z łóżka i ubrałem spodnie oraz bluzkę. Ogarnąłem lekko włosy, biorąc plecak ze sobą. Zszedłem do kuchni po śniadanie, choć Rhodey, jak zwykle dorwał się pierwszy. Kanapki błyskawicznie znikały z talerza. Zostawił jedną. Dzięki wielkie.


Tony: O której są te lekcje?
Rhodey: Na dziewiątą, a o czternastej wracamy
Tony: Hmm… 7 godzin męki
Rhodey: Pepper jest w naszej klasie.
Tony: Eee…
Rhodey: Wzięła ci wczoraj telefon i goniliśmy ją, pamiętasz?
Tony: Nie mogłeś dać jej miana złodzieja? Od razu skojarzyłbym osobę
Rhodey: Wspominałeś przy mamie o jakimś projekcie. Czy jest to, o czym ja myślę?
Tony: Wielośrodowiskowy egzoszkielet
Rhodey: ??
Tony: Hah! Zdziwiony? Powiem krótko. Zbroja
Rhodey: Nie mogłeś tak od razu?
Tony: Zrobiłem to samo, jak ty
Rhodey: Dobra, chodźmy już, bo autobus pojedzie bez nas
Tony: Gdy nad nią popracuję, będę mógł latać do szkoły i wszędzie, gdziekolwiek zechcę
Rhodey: Świetnie, ale przez twoje mądrowanie spóźnimy się!
Tony: Panikarz. Już idziemy


Wyszliśmy, a raczej pobiegliśmy. Rhodey tak kocha tamto miejsce? Nie wydaje mi się. Tu chodzi o coś zupełnie innego. O historię. Nie miał zamiaru przegapić pierwszej lekcji, bo pewnie wtedy musiał mieć romans z ukochaną. Dziwne, ale prawdziwe. Mówił, że nasza złodziejka też będzie chodziła z nami do klasy. Nawet ją polubiłem. Jak na rudzielca, nie sprawia kłopotów. Chyba to może się zmienić.
Udało nam się złapać autobus. Rhodey miał szczęście. Zdążyliśmy.

Prof. Klein: W samą porę. Dobrze, możemy zaczynać. Witam was po wakacyjnej przerwie. Nasza klasa powiększyła się o dwie nowe osoby. Jako, że pan Khan się przepisał, a nasz przezabawny uczeń wolał uczyć się w innej szkole, te dwa wolne miejsca zajmą Patricia Potts oraz Anthony Stark


Ruda wyszła z cienia i faktycznie pamiętałem ją. Mam nadzieję, że nie będzie kradła ponownie. Zresztą, niech robi, co chce. Musiałem poznać nowe otoczenie, gdzie mam spędzić te 3 lata. Zgadza się. Skończę 18 lat, wynoszę się stąd i Roberta nic mi nie zrobi. W końcu zacznę odpowiadać za siebie.


Pepper: I znów się spotykamy
Tony: Najwyraźniej, tak
Pepper: Masz szczęście, że żyjesz
Tony: A to niby czemu?
Pepper: Wydajesz się… mił… no sympatyczny. Nie chciałam mieć trupa na sumieniu. Haha!
Tony: Dobra, usiądźmy


Poszliśmy do wolnej ławki pod oknem. Rhodey siedział za nami. Bez problemu mogłem siedzieć z dziewczyną. O nie! Pomyślałem o tym!


Pepper: Powiem ci jedną rzecz, ale to najważniejszą
Tony: Jaką?
Pepper: Ja dowiem się o wszystkim i niczego nie ukryjesz
Tony: Nie byłbym taki pewny
Pepper: O! Czyli coś ukrywasz? Nie martw się. Już dziś sobie poprzeglądam twoje akta i poznam każdy twój sekret
Tony: To niemożliwe. Tylko…
Pepper: Cii… agent FBI Virgil Potts. Mówi ci to coś?
Tony: Obiło się o uszy
Pepper: Oj, młotku. To mój ojciec
Rhodey: Cicho, gołąbki! Próbuję tu czytać
Tony: Zaczyna się. Nie chcesz wiedzieć, o czym
Rhodey: Haha! Powiem jej. Chcesz wiedzieć?
Pepper: Mów
Rhodey: Niby czytam, ale bardziej analizuję przebieg bitew za czasów II wojny światowej, gdzie wtedy…


Przerwałem mu, zakrywając ręką usta. Ona reagowała na to inaczej. Może nie patrzyła ciekawskim wzrokiem, ale się śmiała. Uroczo się śmiała. Stark, wracaj na Ziemię. O czym ty myślisz?
Dobra, po lekcji organizacyjnej, co nie była historią. Tak, Rhodey się rozczarował. Kolejną lekcję 
mieliśmy W-F. Fajna sprawa. Może pogramy z Pepper? Miło z nią spędziliśmy ostatni wieczór, więc liczę na to samo. Mi się poszczęściło. Razem z Pepper byłem w tej samej drużynie, zaś Rhodey był z innymi, co ćwiczyli. Nie liczę pełnych ławek leniwców. 
I graliśmy przez niecałą lekcję. Ruda zagrywała agresywnie, lecz zdobywaliśmy punkty. Nie bardzo wiedziałem, o co chodziło w tej grze, ale wydawała się przyjemna. Przy tym zapominałem o swojej słabości i dosłownie grałem do upadłego. 
Gdy uderzyła ostatni serwis, na chwilę obraz się zamazał, aż zachwiałem się. Przypadkowo wpadłem na nią. Będzie źle.

KONIEC CZĘŚCI CZWARTEJ

Część 3: W przeszłości

1 | Skomentuj

Obudziłem się w znanym mi pomieszczeniu. Moje sanktuarium. Laboratorium, gdzie spędzam większość czasu po śmierci taty. Sam na pamiętam, jak dokładnie doszło do wypadku, ale chyba wolałbym tego nie wiedzieć. Czasem niewiedza bywa lepsza od prawdy. Mrugnąłem kilka razy, by poprawił się wzrok. Leżałem na kanapie z ładowarką, podpiętą do implantu. Straciłem ojca, a zyskałem to “coś”.


Tony: Rhodey... co się stało?
Rhodey: Biegaliśmy i padłeś na chodniku. Pepper wygrała
Tony: Jaka Pepper?
Rhodey: Oj, człowieku. Nie będę wiecznie wlókł twoich zwłok, bo lekceważysz zalecenia
Tony: Odezwała się niańka
Rhodey: Nie bawi mnie to. Jeszcze jeden taki numer, a mama nigdy nie pozwoli ci wyjść z domu
Tony: Fajnie. Czyli do szkoły też nie muszę? Hah! Super! To my na serio biegaliśmy?
Rhodey: Gadasz, jak upity. Na pewno nic nie brałeś? Mama nas zabije za alkohol przed osiemnastką
Tony: Nie przesadzaj, dobrze? To jutro szkoła? Tyle, że bez sensu, jak ja wszystko wiem. Po co miałby mnie wysyłać do szkoły?
Rhodey: Nie wiem. Niestety już nie dostaniesz odpowiedzi. Jeśli jeszcze raz mi padniesz, nie ma szans, że ci odpuszczę matkowanie. Ciebie trzeba niańczyć! Ach, dobra. Muszę gadać z mamą. Tak, kolejne przesłuchanie. Nic nie mów i leż
Tony: Chciałbym być przy tym
Rhodey: Tobie zawsze do śmiechu, ale miesiąc temu taki radosny nie byłeś
Tony: Wiesz, dlaczego? Pamiętasz, co się stało?
Rhodey: Przykro mi z powodu taty
Tony: Mogliśmy nie lecieć tym przeklętym samolotem!


Byłem wściekły, aż odczułem to przy implancie. Jak zwykle stres nie jest dobry. Nigdy nie był. Poczułem, jak siedziałem w tej okropnej maszynie, przeżywając najgorszy koszmar. To był moment. Moment w chwili bliskiej śmierci. Miałem umrzeć, ale tak się nie stało. Wynalazek, który miałem pokazać tacie, uratował mi życie. Nie tak miało być.
Z tych wszystkich wspomnień wyrwał dźwięk telefonu.


Rhodey: Tony, spokojnie
Tony: To tylko Roberta. Mamy wracać do domu
Rhodey: Naładuj się i wracamy
Tony: Niech ci będzie


Godzinę później mogłem wstać i odłączyć się od kabla. Dziwnie się czuję, bo nie bylem jako tako człowiekiem przez to świecące się kółeczko. Zyskałem nowe życie, tracąc te wcześniejsze. Czy cieszę się, że zyskałem szansę na zupełnie coś nowego? Przekonamy się.
Razem z Rhodey’m poszliśmy na niemiłą rozmowę, zwaną przesłuchaniem. Zablokowałem drzwi i poszliśmy do domu. Roberta czekała na nas w kuchni z założonymi rękami. Mamy się bać?


Roberta: Dobrze, że jesteście. Tony, jak się czujesz? Chyba nie boli, aż tak bardzo?
Rhodey: Mamo, już ci mówiłem. Myśmy tylko biegali. Przy okazji kogoś spotkaliśmy. Będzie w naszej klasie
Tony: Mów za siebie. Ja do szkoły nie mam zamiaru iść
Roberta: A właśnie, że pójdziesz! Twój ojciec powierzył mi opiekę nad tobą, więc masz chodzić do szkoły i być normalnym dzieckiem. Wiem, że wiele cię nauczył, ale musisz nauczyć się żyć z ludźmi, a większość czasu byłeś odizolowany od społeczeństwa. Szkoła to dobry wybór dla ciebie
Tony: Wolałbym pracować w laboratorium. Mam pewien projekt, który wymaga ulepszenia
Roberta: No dobra, ale i tak idziecie jutro razem. Dobra, co tak naprawdę wam się stało?
Rhodey: Już mówiłem, że wyścig
Roberta: Tony?


Niewiele pamiętałem, więc mówiłem tę samą wersję.


Tony: Tak, tak. To był wyścig. Na pewno się ścigaliśmy z taką…
Rhodey: Pepper
Tony: O! Właśnie. Z Pepper
Roberta: Kładźcie się spać, a ja sprawdzę później, czy mówiliście prawdę
Tony: Mi pasuje. Dobranoc


Poszliśmy po schodach do swoich pokoi. Z wymiennymi spojrzeniami podirytowania minęliśmy się i poszliśmy spać. Zacząłem myśleć, jak tak naprawdę wygląda szkoła?

KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ

Część 2: Tajemnica

3 | Skomentuj

Pepper: Co z nim jest nie tak?
Rhodey: Chyba za długo biegał
Pepper: Oj! Słaby z ciebie kłamca. No nieważne. Miło było was poznać. Ja już uciekam, bo mój tata nie lubi, jak wracam za późno
Rhodey: Gdzie pracuje?
Pepper: A! Ciekawski? No jest agentem FBI, więc dowiem się wszystkiego. Nic przede mną nie ukryjecie. Haha! Dobra, zajmij się tym umarlakiem
Rhodey: On żyje
Pepper: Ma szczęście. To ja spadam. Pobiegamy jutro?
Rhodey: Możemy, ale dopiero po szkole
Pepper: Ty też? Boże, co za świat. A do jakiej chodzisz?
Rhodey: Akademia Jutra
Pepper: To jakieś żarty! Ja też tam chodzę. Do klasy profesora Kleina
Rhodey: Żartujesz? Jesteśmy w tej samej klasie
Pepper: A Tony?
Rhodey: Ech, ciężko go wyciągnąć z łóżka, ale musi chodzić do szkoły. Dobra, ja też uciekam. Nie chcę mieć przesłuchania. Do zobaczenia
Pepper: Papa


To ci dopiero przypadek. Ledwo się poznaliśmy i będziemy chodzić do tej samej klasy. Poprawka. Ja już dawno się uczę, ale oni będą mieli jutro swój pierwszy raz w nowym otoczeniu. Okej, nie myślmy o tym. Trzeba zająć się Tony’m. Wiedziałem, że nie da rady, a przecież w ogóle nie powinien się przemęczać. Mam powody, by tak sądzić. 
Wziąłem go na ręce i zabrałem do laboratorium. Położyłem na kanapie, sprawdzając, gdzie zapodział ładowarkę. 
Niespodziewanie weszła mama. Będą kłopoty.
Roberta: Rhodey, co się stało? Pobił was ktoś? Czemu tak późno wróciliście?

No i tego chciałem uniknąć.

Rhodey: Za dużo pytań na raz! Nic nam się nie stało i nikt nas nie pobił! Biegaliśmy!
Roberta: Biegaliście?! Ty możesz, ale wy wyglądacie, jak po jakimś maratonie
Rhodey: Można tak powiedzieć. To był jeden wyścig

Skłamałem. Niestety…

Roberta: Mi nie wciśniesz takiej ciemnoty. Gadaj, co jest grane?

… nie dała się nabrać.


Rhodey: Możesz odpuścić?
Roberta: Jak się skończy ładowanie, macie przyjść do domu
Rhodey: Wiem o tym
Roberta: Pogadamy jeszcze dziś. Ja nie skończyłam
Rhodey: Czego? Przesłuchania? No wiem
Roberta; Nie śmiej się. Doprowadź Tony’ego do porządku
I wyszła. Nareszcie. Czasem się dziwię, jak mój ojciec, co jest pilotem wojskowym ją pokochał?
Chyba nigdy nie odważę się o to spytać. 
Znalazłem poszukiwaną rzecz, lecz najpierw musiałem sprawdzić, ile było zasilania.

Rhodey: Cholera. 10%. I ty chciałeś potem biegać? Jutro ci na to nie pozwolę, chłopie

Podniosłem koszulkę lekko do góry i podpiąłem urządzenie do implantu. Tak, to coś, co znajdowało się na klatce piersiowej było potrzebne, by żył. Można powiedzieć, że to jego drugie serce. Teraz musiałem zaczekać, aż się obudzi. Od kilku miesięcy po pewnym wypadku, jego życie nigdy nie będzie takie samo.

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
© Mrs Black | WS X X X