AKT XXV: Sny

1 | Skomentuj

Roberta wróciła do domu. Poszła sprawdzić, czy zasnęli. Rhodey leżał obrócony do ściany, wtulony w poduszkę. Gdy dotarła pod pokój Tony'ego, poczuła coś mokrego na podłodze. W nocy było ciężko rozpoznać, co to było. Dopiero, wchodząc do pokoju, wiedziała, że są to ślady krwi. Chłopak leżał sztywno, krzywiąc się przez koszmar. Kobieta lekko nim potrząsnęła.

Roberta: Tony, obudź się

Widział, jak leżał prawie martwy, a Stane podnosi zbroję. Wkłada nią na siebie i odlatuje.

Stane: To twój koniec, Tony. A teraz pora na twoich przyjaciół
Tony: Nie! Niee!

Whiplash uderzył z biczy, powodując ból, który spowodował, że implant przestał działać. Umarł. Stał się duchem i w tej postaci mógł widzieć działania szaleńca. Najpierw poleciał do domu Rhodey'go. Po prostu go porwał po cichu, by nie zbudzić Roberty. W razie, gdyby chłopak się obudził, ogłuszył go wazonem, uciekając z nim przez okno. Kolejne uderzenie miało być na Pepper.

Tony: Stane, dlaczego to robisz? Oni w niczym nie zawinili
Stane: Może już go nie ma, ale oni też mogli pokrzyżować mi plany. Będą cierpieć przez niego
Whiplash: Zwycięstwo

Chwycił dziewczynę i porwał do opuszczonego magazynu, gdzie miała się odbyć egzekucja. By ból objął też rodzinę uprowadzonych nastolatków, nagrał moment śmierci. Stane naładował broń, stawiając na ziemi, celując w głowy.

Stane: Tak kończą wszyscy, którzy pomagali Iron Manowi

Nastąpił strzał. Tony jako duch poczuł, jak jego pozostałość ludzka rozwarstwia się boleśnie. Najgorzej odczuli to Roberta i Virgil. Udostępnione nagranie było ciosem dla nich.

Stane: I kto teraz musi ucierpieć?
Whiplash: Hahaha! Wszyscy!

Biczownik chwycił za martwe ciała i poraził prądem, rzucając nimi o ścianę. Gdy duch zobaczył twarz swojej ukochanej, jak z jej oka wypływa pojedyncza łza, z krzykiem wraca do rzeczywistości.

Roberta: Tony, spokojnie. Musiałeś mieć bardzo realistyczny sen
Tony: Roberto, gdzie oni są? Rhodey...
Roberta: Śpi
Tony: Na pewno?!
Roberta: Nie krzycz. Na pewno śpi. Niedawno sprawdzałam
Tony: A Pepper?
Roberta: Wróciła do domu. Nie martw się. Nic nikomu się nie stało
Tony: To było okropne. Patrzeć, jak umierają
Roberta: To tylko zły sen, Tony. Wszystko jest dobrze. Oprócz tych ran. Wiem, że uciekłeś ze szkoły, ale ci to wybaczę. Ostatni raz, Tony. To miało być ostatni raz
Tony: Wiem i przepraszam, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że Stane... uciekł. A jeszcze mi się przyznał, że to on spowodował wypadek!
Roberta: Cii... już spokojnie. Spróbuj zasnąć i nie myśl o tym
Tony:  Ale on uciekł. Będzie chciał wrócić do firmy albo się zemścić
Roberta: Nie wiem, skąd taki pomysł, ale dobra. Zostaw to w spokoju. Dowiem się, co jest grane, a ty śpij i odpoczywaj

Roberta opuściła jego pokój. Tony wybrał numer do Pepper. Chciał upewnić się, że żyje. Bał się o nią. Niestety nie odbierała. Ona również pogrążyła się we śnie. Tak realnym, że strach odczuwała na całym ciele. Leżała obok swojego chłopaka, którego serce biło wolno. Miała wrażenie, że zakochała się w nieboszczyku. Była wtulona w niego i głowę miała przyłożoną do jego klatki piersiowej.

Tony: Co cię smuci?
Pepper: Twoje serce. Bije, ale zbyt wolno. Proszę cię, nie zostawiaj mnie
Tony: Pepper, zawsze... będę... z tobą
Pepper: Tony! Nie! Proszę! Zostań!

Krzyczała przerażona. Implant przygasł, a on umierał na jej oczach. To ją bolało. Chciała go jakoś uratować. Szybko wbiegła do kuchni i znalazła strzykawkę z adrenaliną. Od razu wbiła mu ją prosto w serce.

Pepper; Tony, proszę. Obudź się! Proszę! Obudź się! Potrzebuję cię! Tony!

Nagle poczuła, że ktoś za nią stał i wbił jej nóż w plecy. Zaśmiała się. To była Whitney.

Whitney: A teraz dołączysz do niego, papryczko
Pepper: Nie! Niee!

Poczuła, jak dygocze z zimna. Zbladła i upadła. Nim zamknęła oczy dostrzegła jedną łzę, jak spływa po policzku Tony'ego. Obudziła się z krzykiem. Virgil od razu wbiegł do pokoju, by uspokoić swoją córkę. Była roztrzęsiona.

Virgil: Pepper, jestem tu. To był tylko zły sen. Nie bój się
Pepper: Tatku, to było straszne
Virgil: Już spokojnie. Nie płacz. Jest dobrze. Powiedz mi, co ci się śniło? Może wtedy zaśniesz?
Pepper: Widziałam, jak... Tony umiera, a ja... od razu po nim

Mówiła drżącym głosem. Ojciec przytulił ją, pozwalając się jej wypłakać. Wiedział, że teraz go bardzo potrzebowała.

Virgil: Będę tu tak długo, aż będziesz spokojna, dobrze?
Pepper: Tak
Virgil: Jeśli chcesz być pewna, czy wszystko z nim gra, zadzwoń do niego
Pepper: To dobrze tak dzwonić w środku nocy?
Virgil: Jakoś o tym nie myślałaś, gdy tak mnie męczyłaś
Pepper: Wybacz, tatku

Uśmiechnęła się, ocierając łzy z twarzy. Wybrała numer do Tony'ego. Czekała, aż odbierze. Próbowała opanować swoje emocje. Wziąć się w garść.
5 minut później udało się nawiązać kontakt.

Pepper: Tony, słyszysz mnie? Wszystko gra?
Tony: Dobrze cię słyszeć. Nic ci nie jest?
Pepper: Jak widzisz, pytam o to samo
Tony: Żyję, jeśli taka miała być odpowiedź. Dobrze, że z tobą jest dobrze
Pepper: Jestem zdrowa. Martwiłam się o ciebie, bo miałam...
Tony: Koszmar? Ja też
Pepper: Chyba nie muszę ci wszystkiego mówić, bo mi czytasz w myślach

Zaśmiała się i odetchnęła z ulgą, że Tony żył. Oboje wrócili do rzeczywistości bez myślenia o tym, co się śniło. Jednak on martwił się.

Tony: Zobaczymy się jutro? Przyjadę do ciebie
Pepper: A jesteś w stanie?
Tony: Dam radę. O to się nie martw
Pepper: Ale chyba muszę. To wszystko moja wina. Gdybym wtedy...
Tony: Przestań. To ja zawiniłem. Mogłem w ogóle nie iść do tego łysola i zostawić to w spokoju. Niczym się nie martw. Dobranoc i nie płacz
Pepper: Skąd wiedziałeś, że płakałam?
Tony: Słyszę po twoim głosie
Pepper: To dobranoc
Tony: Dobranoc. Spotkamy się jutro
Pepper: Wiem. I będę pamiętać

Dziewczyna chciała się ułożyć ponownie do snu. Virgil ucałował ją w czoło i wyszedł. Widział, że rozmowa z chłopakiem dała jej spokój ducha. Tony również odczuł ulgę. Też był w stanie zasnąć bez zmartwień. Jednak wciąż w jego głowie siedziała ta myśl, co zrobi Stane z Whiplashem. Czy Pepper z Rhodey'm są zagrożeni?
Kiedy zamknął oczy, widział Pepper, jak anioła w białych skrzydłach i szacie. Obok niej stała inna postać oblana czernią. Walczyły ze sobą. Gdy przyjrzał się mrocznej istocie, to była Whitney. Tymczasem Stane wrócił do domu, a z nim był Whiplash. Zdziwił się na brak obecności córki.

Stane: To dziwne. Nie ma jej. Nawet nie zostawiła kartki z jakąś informacją, gdzie poszła
Whiplash: Nie obserwowałem jej, ale coś mi się zdaje, ze Iron Man będzie wiedział
Stane: Ech. Nie możesz po prostu powiedzieć, że Tony Stark?
Whiplash: Wolę mówić jego pseudonim. Nie potrzebuję znać czyjejś tożsamości, by kogoś zabić. Tylko w skrajnych przypadkach jest to potrzebne. Jaki masz plan?
Stane: Odzyskać to, co należy do mnie
Whiplash: Czyli?
Stane: Stark International

KONIEC AKTU XXV

---**--

Pozostało 5 aktów. Jak skończy się ta historia? Rozwiązanie tej zagadki niebawem.

AKT XXIV: Koniec?

3 | Skomentuj

Whiplash uciekł, a zbroja wróciła do laboratorium, choć w programie miała zapisane miejsce docelowe: zbrojownia. To było to samo miejsce.
Gdy trafił do laboratorium, Pepper przeraziła się na widok uszkodzeń zbroi. Była w środku rozszarpana. Tony przeszedł kilka kroków do stołu roboczego, gdzie zdjął cały pancerz.

Pepper: Tony!

Od razu podbiegła do niego, by go przytulić. Cieszyła się, że żył. Jednak znowu rany się otwarły, a implant szybko migotał. Nagle stracił przytomność. Upadł w jej objęciach. Podłączyła go do ładowania, bo myślała, że to obudzi Tony'ego. Gdy miał dojść do siebie, znowu zajęła się jego ranami. Po zszyciu ich, nałożyła opatrunki. Czuła, że jego serce bije zbyt szybko.
Długo czekała, żeby się obudził. Ponad 3 godziny. Wiedziała, że to przez obrażenia z walki.

Pepper: Tony, wszystko gra?
Tony: Pepper... On uciekł
Pepper:  Spokojnie, nic nie mów i nie denerwuj się niepotrzebnie
Tony: Stane... Muszę go znaleźć
Pepper: Nigdzie się nie ruszasz. Mówiłam, żebyś z nikim nie walczył. Chciałeś coś tylko sprawdzić? Co?
Tony: Whiplash
Pepper: Ty naprawdę jesteś samobójcą! Oszalałeś, by w ogóle walczyć! Przez twoją bezmyślność naraziłeś się na niebezpieczeństwo! Mogłam cię stracić!

Rozpłakała się i znowu go przytuliła. Ten strach nie chciał jej opuścić. Miała dość przeżywania tego uczucia. Kochała go ponad wszystko.

Tony: Nie martw się... Będzie dobrze. Mówiłem, że wrócę
Pepper: Musisz odpocząć
Tony: Nie mogę... Muszę... znaleźć Stane'a
Pepper: O co ci chodzi? Siedzi w kiciu, więc po co go szukać?
Tony: Whiplash... pomógł mu... uciec

Pepper przeniosła go na kanapę, gdzie się położył. Przykryła kocem, by odpoczął. Ciągle siedziała przy nim. Bardzo się martwiła, że znowu mu się pogorszy, a chciała za wszelką cenę uniknąć wizyt na ostrym dyżurze.

Pepper: Żeby to było ostatni raz. Nie chcę znowu cię widzieć w takim stanie
Tony: Po prostu musiałem coś sprawdzić
Pepper: Szukając kłopotów? Gdzie ty masz mózg? Znasz swoje zdrowie. Naprawdę zdajesz sobie sprawę, że mogłeś zginąć?!
Tony: Ale i tak mnie kochasz?
Pepper: Cokolwiek, by się stało, nie przestanę. Czyli ten Whiplash mu pomógł. A z tym prądem...?
Tony: To była pułapka, a ja w nią głupi wpadłem
Pepper: Dobrze, że żyjesz. To najważniejsze, ale nie możesz się stąd ruszać, rozumiesz?

Cmoknęła go w policzek, a on to odwzajemnił. Poczuł przyjemne ciepło, które rozpala jego martwe serce. Jednak już biło spokojnie.

Tony: Dziękuję
Pepper: Drobiazg
Tony: Nawet tak nie mów. Jestem ci wdzięczny i zawsze cię będę kochać. Nawet, jeśli umrę
Pepper: Przestań. Nie mów tak. Nie umrzesz, jak ja żyję

Przytuliła go, płacząc po cichu i ze szczęścia i smutku. Niespodziewanie, do laboratorium wtargnął Rhodey. Zawsze to on im przerywał w najlepszych momentach. Był zdziwiony, widząc zniszczoną zbroję, a przy Tony'm była dość blisko Pepper.

Rhodey: A jednak go znalazłaś. I gdzie był?
Pepper: Niby coś chciał sprawdzić, a widzisz, jak się urządził? Puszka przedziurawiona na wylot, a rany znowu musiałam zszyć
Rhodey: Dobrze się czujesz?
Tony: Teraz tak. Przy Pepper szybko wracam do zdrowia. Było coś ciekawego na lekcjach?
Rhodey: Olałem je. Siedziałem z profesorem od historii i rozmawialiśmy o II wojnie światowej
Pepper: To widać, że każdy robił coś ciekawszego, niż ty. Hahaha!

Wrócił jej humor na krótko, bo szybko spoważniała, przypominając o ucieczce Stane'a. Już nie krępowała się pokazywać swoich uczuć. Ciągle leżeli ze sobą wtuleni. W końcu była całkowicie otwarta i szczera.

Tony: Stane uciekł z pomocą Whiplasha. On to wszystko zaplanował i wie, że jestem Iron Manem. Spełnia się najgorszy koszmar. A jeśli też uwolnią Whitney?! I jak mam się tu nie denerwować?!
Pepper: Tony, spokojnie. Musisz odpocząć. Nieźle oberwałeś, a do tego twoje serce...
Tony: Nie musisz mi o tym przypominać. Dbam o siebie
Pepper: Tak bardzo, że Whiplash prawie cię zaprowadził do grobu?
Rhodey: Że co?! Mówisz poważnie?!
Tony: Muszę coś zrobić. Ach... nie mogę leżeć. Muszę działać
Pepper: Tylko, że Stane nie wie o Ravencroft, że tam siedzi Whitney. Raczej będzie chciał wrócić do firmy
Tony: Ja też tak zrobię

Odpiął się od ładowarki i zaczął wstawać na nogi. Długo nie ustał i upadł. Pepper znowu go położyła na kanapie i jedną ręką zakuła w kajdanki, a kluczyk miała przy sobie. Przykuła go do kabla ładowarki.

Pepper: Nie rób głupstw. Teraz mi nie uciekniesz
Tony: Pepper... puść mnie
Pepper: Nie ma mowy. Nie ufam ci, a nie możesz nigdzie się ruszać. Ledwo żyjesz. Wolisz leżeć tu, czy trafić do szpitala, by Roberta poznała prawdę?
Rhodey: Lepiej tu zostań. Tony, znasz ją i wiesz, co zrobi z nami. Będziemy mieli szlaban na wszystko i do fabryki już nie pójdziesz
Tony:  A co z implantem? Przecież muszę go ładować
Rhodey: Oj! Ona jest sprytna i coś wymyśli
Pepper: Nigdzie się nie ruszysz
Tony: Niech ci będzie. Nie mam wyboru
Rhodey: Nie jesteście głodni?
Pepper: Chyba chciałeś powiedzieć, że ty jesteś, a ja mam zapieprzać po rogaliki, bo już je zjadłeś?

Cała trójka się zaśmiała. Nawet Tony zmusił się do takiej, a nie innej reakcji. Pepper dała mu pieniądze, by sam poszedł kupić.

Rhodey: A ty nie idziesz?
Pepper: Ty jesteś głodny, a nie ja. Poza tym, ktoś musi popilnować "geniusza"
Rhodey: Taki geniusz, że sam nie umie o siebie zgadzać
Tony: Ej! No bez przesady. Nie potrzebuję niańki całodobowo
Pepper: Potrzebujesz. Rhodey, spadaj po rogale. My też chcemy jeść
Rhodey: Mówiłaś coś innego
Pepper: Hahaha! Kobieta...
Tony: Zmienną jest
Pepper: I prawidłowo

Rhodey wyszedł do sklepu. Apetyt wygrał ze strachem i bardziej chciał coś zjeść, niż bać się o Stane'a. Ładowanie dobiegło końca. Odłączył się od zasilania, ale dalej był przykuty, że nie mógł nigdzie się ruszyć.

Tony: Pepper, mogłabyś mnie uwolnić?
Pepper: Poproś ładnie
Tony: Prooszę
Pepper: No dobra, ale za to wrócisz do domu. Nie kombinuj nic głupiego
Tony: Dobrze. Już nic nie zrobię. Nie bój się
Pepper: Dopilnuję tego

Uwolniła go z kajdanek i pomogła mu wstać. Wciąż był słaby i jej pomoc była nieoceniona. Gdy wyszli z laboratorium, przeszli próg drzwi od domu. Po przejściu przez schody, dotarła do jego pokoju. Nigdy tam nie była i zaczęła rozglądać się, co on tam miał. W końcu położyła go na łóżku i zalecała mu leżeć w bezruchu.

Pepper: Masz szczęście. Jutro mamy wolne i jeszcze żyjesz. Jeśli znowu będziesz mnie stawiać w takiej trudnej sytuacji, zrzucę cię z dachu i to na serio
Tony: Hahaha! Trzecia próba. Ty chyba nigdy się nie zmienisz
Pepper: Zmieniłam się, ale nie całkiem tak, jak ty. Naprawdę bałam się o ciebie
Tony: Jestem nieodpowiedzialny, głupi i naiwny? Wiem to. Nie musisz mi tego udowadniać

Pocałował ją w usta i próbował zasnąć. Gdy zostawiła go w spokoju, nie potrafił zasnąć, bo myślał o ucieczce Stane'a i Pepper. Wiedział, kim była dla niego. Jego dziewczyną.

KONIEC AKTU XXIV

AKT XXIII: Ucieczka

5 | Skomentuj

Po nudnej lekcji angielskiego mieli czas na długą przerwę. Rhodey dalej czytał historię. Tym razem, to on był  "wyłączony". Nic go nie ruszało.
Jedynie, gdy szedł przez korytarz nadal zaczytany, Pepper kopnęła mu w książkę. To już go wkurzyło.

Rhodey: Pepper! Nie widzisz, że czytam?! Opanuj się!
Pepper: Panikarz. To ty wrzuć na luz i zajmij się tym, co trzeba. Jak tak będziesz się w to wchłaniał, zobaczysz, że cię okradną
Rhodey: Skończyłaś?!
Pepper: Teraz tak. Nie widziałeś Tony'ego? Znowu go wcięło
Rhodey: Nie będę go ciągle niańczył, Pepper
Pepper: A to nie twoje zadanie? Co się z tobą stało? Olałeś go całkowicie!
Rhodey: Potrzebuje spokoju. Widzę, że za bardzo się tym przejmuje. Chyba też przez Whitney
Pepper: Tą małpą się przejmuje?! Przecież mi obiecał, że to nic wielkiego! Kłamał?!
Rhodey: Nie o to mi chodzi. Była w stanie nas zabić i to jest dla niego problemem
Pepper: Następnym razem, to jej poderżnę gardło. Jak ona chciała się do tego posunąć?! No jabłko, jabłoń! To ty czytaj te swoje głupoty, a ja pójdę go poszukać
Rhodey: To dziwne, wiesz? Zamiana ról
Pepper: Być może

Uśmiechnęła się i podniosła mu książkę, by dokończył arcyciekawe czytanie. Kartki były zgniecione.

Rhodey: Świetnie. Musiałaś to zrobić?
Pepper: Ups! Tak wyszło

Znowu się uśmiechnęła, ale zostawiła Rhodey'go w spokoju. Po długiej przerwie nadeszła lekcja zastępcza zamiast W-Fu. Angielski. Po raz kolejny: nuda. Nikogo z trójki nie było na lekcjach. Rhodey chciał pochłaniać wiedzę historyczną, a Pepper wyszła ze szkoły do laboratorium, gdzie miała nadzieję znaleźć Tony'ego. Przy domu Rhodes'ów natknęła się na Robertę.

Pepper: Dzień dobry. Eee... pani Rhodes?
Roberta: A ty zapewne ta Pepper?
Pepper: Dokładnie.  Eee... ja... no szukam kogoś. Chłopak w czerwonej bluzce z czarnymi włosami

Tak się spięła, że nie zdołała wydusić z siebie, jak miał na imię.

Roberta: Chodzi ci o Tony'ego? Nie widziałam go, a powinien być w szkole i ty też
Pepper: A pani w pracy. I co?
Roberta: To moja sprawa i nie powinno cię to interesować. Wracaj na lekcje, bo inaczej twój ojciec dowie się o twoich wagarach. Oj! Ja znam Virgila Potts i raczej nie będzie zachwycony z takiej wiadomości, Pepper
Pepper: Proszę mi tu nie grozić. Nie mam czasu słuchać takich rzeczy. Muszę znaleźć Tony'ego
Roberta: A Rhodey jako jedyny został w szkole?
Pepper: Tak. Muszę już uciekać. Miło było poznać
Roberta: I wzajemnie

Ruda pobiegła do laboratorium. Nie znała kodu, bo "geniusz" znowu go zmienił na nowy. Weszła przez małe okienko do środka. Nie znalazła tam ani Tony'ego ani zbroi. Domyśliła się, że musiał ją wziąć ze sobą.
Tymczasem Tony leciał nad miastem, myśląc nad Whiplashem, który pojawił się znikąd. Szukał go. Nie tylko jego, bo też samych kłopotów. Skontaktowała się z nim Pepper.

Pepper: Tony, gdzie ty jesteś? To nie jest śmieszne. Nie przetrwam kolejnej lekcji z angla! O nie! Znowu zmieniłeś kod?! Jak często to robisz?! Specjalnie wciskałam się przez okienko!
Tony: Dobra, nie krzycz. Wrócę później
Pepper: Dobrze się czujesz? Chyba nie zamierzasz walczyć w takim stanie? Zabraniam ci!
Tony: Chcę tylko coś sprawdzić
Pepper: Coś mi tu śmierdzi i to nie brudne skarpetki pod kanapą. Ty coś kręcisz
Tony: Hahaha! Zamieniłaś się ciałem z Rhodey'm?
Pepper: Dalej mnie to nie bawi. Wracaj, jak najszybciej

Nagle zauważył biczownika na dysku. Od razu poleciał za nim. Rozłączył się z Pepper, która i tak musiała nabijać się na linię. Dalej odrzucał połączenia.
2 godziny później dotarł do więzienia, gdzie swój wyrok odsiadywał Stane.

Tony: Co ty knujesz, Whiplash?

Wszystko stało się jasne, gdy rozwalił ścianę więzienia. Akurat nie przypadkiem trafił na celę łysielca. Tony był w szoku, co widział. Od razu wyszedł z ukrycia i zaatakował Whiplasha. Nie chciał pozwolić, by pomógł Stane'owi uciec.

Tony: Whiplash, co to ma znaczyć?!
Whiplash: Nie wiem, jak mnie znalazłeś, ale znowu mi przeszkadzasz!

Rzucił się na niego z biczami, aż podniósł zbroję do góry, przebijając nią przez kolejną ścianę, ale na ty nie było końca.

Whiplash: Chyba jeszcze nigdy nie doświadczyłeś najgorszego piekła. Poczuj to

Rzucił bomby na zbroję, aż doszło do wybuchu. Na szczęście ochronił się i przeżył. Stane wyszedł z celi i zmierzał do wyjścia. Widząc Iron Mana chciał mieć tę zbroję na własność. Jak się okazało, znał jej pilota.

Stane: Wiem, że to ty, Stark. Nie ośmieszaj się i zdejmij hełm. To dziwne, że żyjesz, a już myślałem, że nigdy cię nie zobaczę
Tony: Jestem Iron Manem. Więcej nie musisz wiedzieć
Stane: Hahaha! Żałosne. Whiplash, zniszcz go
Tony: Co?! Ty z nim współpracujesz?! Nie no, to nie mieści się w głowie!
Stane: Świat potrafi zaskoczyć nas niespodziankami. Żegnaj, Iron Manie

Stane zniknął i był wolny. Tony chciał za nim lecieć, ale Whiplash go powstrzymał.

Whiplash: Nie skończyłem z tobą

Znowu mocno oberwał, że w pewnych częściach zbroja zaczęła iskrzyć.

<< Uwaga. Zbroja poważnie naruszona>>

Tony: Nie mogę uciec. Muszę go dorwać!
Whiplash: A ja ci na to nie pozwolę!

Zbroja została po raz kolejny ubiczowana, a prąd przeszedł po ciele użytkownika. Czuł, jak skóra płonie od wewnątrz.

Whiplash: Miałem cię zniszczyć w elektrowni. To była pułapka, w którą łatwo wszedłeś. Ty razem mi nie uciekniesz. Stane dostanie twoją zbroję w kawałkach, czy bez

Położył rękę na jego napierśniku, zwiększając nasilanie prądu, gniotąc zbroję. Pepper widziała, że ledwo wytrzymywała ataki biczownika. W końcu udało się skontaktować z Tony'm. Słyszała, jak krzyczał z bólu.

Pepper: Tony, co się dzieje?!
Tony: Wrócę, Pepper. Wrócę! Aaaah!
Pepper: Wynoś się stamtąd

Tony znowu się rozłączył. Chwycił za bicze i wstał z ziemi, a wroga wyrzucił przez plecy. Jednak szybko wyrzucił broń, oplatając cały pancerz. Energia spadała do rezerw. Implant był przeciążony. Whiplash był bezlitosny.

<<Przełączanie na rezerwy. Niska energia implantu>>

Whiplash: Żegnaj, Iron Manie

Rozerwał ręką napierśnik, aż były widoczne dowody.

Tony: Impuls... elektromagnetyczny! Teraz!

W kilka sekund impuls wyrzucił parę metrów dalej Tony'ego od Whiplasha. Chciał się wycofać, ale on mu to nie pozwalał. Ostatni raz wymierzył srogie baty i padł. Był wyczerpany. Czuł, jak cały świat przyspieszył, a ból kazał mu paść kolana.

<< Włączono protokół bezpieczeństwa. Powrót do zbrojowni>>

KONIEC AKTU XIII 

--**--

Suprise. Mamy kolejny dziś akt, ale na tym koniec. Jutro będą kolejne. Nie bardzo wyszedł mi obrazek w paincie, ale trudno. Peszek, orzeszek :D Jak akt?

AKT XXII: Próba

1 | Skomentuj

Nastał kolejny dzień. Również miał nie należeć do tych przyjemnych. Zwłaszcza, że czekało ich prawdziwe przesłuchanie. Nikt rozmowy z wieloma pytaniami nie nazwałby zwyczajną konwersacją. Obudziła ich przed szkołą. Dokładnie godzinę przed dziewiątą. Dla Rhodey'go to był pechowy dzień. Zaczynali historią i za nic w świecie nie chciał się spóźnić. Zeszli do kuchni, gdzie mieli śniadanie do szkoły.

Roberta: No to chcę wiedzieć wszystko, co się wczoraj wydarzyło. Nikt do mnie nie dzwonił, ale wyglądaliście, jak po bójce. W sumie, to dalej tak wyglądacie. Głównie ty, Tony. Z kim wdaliście się w taką akcję?
Rhodey: To nieważne. Grunt, że żyjemy
Roberta: Muszę wiedzieć, więc jak to było? Tony?

Tony milczał. Był zamyślony, głowiąc się nad akcją z Whitney, wyznaniem Pepper i całym wypadkiem. Nie miał ani jednego dnia od tego spokoju.

Rhodey: Chyba nie słyszy. To powiem, jak chcesz. Napadli na nas i chcieli kasy. No i mili nie byli. Musieli użyć pięści
Roberta: Jesteś gorszym kłamcą, niż był Howard. Nie kupuję tego
Rhodey: Co chcesz jeszcze wiedzieć? Nie możemy z tym poczekać? Mamy rano historię! Ja nie mogę się spóźnić!
Roberta: Powiesz, co chcę i jesteście wolni. To są ewidentne rany kłute. Czemu to zlekceważyłeś?
Rhodey: Nie jest źle. Dał radę. Mówię ci, że to się nie powtórzy. Trafiła do Ravencroft
Roberta: Ona? Mówisz o Pepper? To ona was zaatakowała?!
Rhodey: Co?! Nie! To nie ona! To Whitney!

Roberta miała mętlik w głowie. Nie spodziewała się po blondynie czegoś takiego. Nie przypuszczała, że upodobniła się do Stane'a. Tony wstał od stołu, wziął kanapki i wyszedł.

Rhodey: Tony, zaczekaj!
Roberta: Dobra, idź już, ale wrócimy jeszcze do tego. Uważajcie na siebie

Rhodey dogonił przyjaciela i dołączył do niego w autobusie. Wciąż milczał i już nie był pogrążony myślami. Po prostu nie chciał z nikim rozmawiać. Czuł się okropnie, że Pepper dla niego ryzykowała. Nie chciał, żeby sytuacja się powtórzyła.  Spełnił się jeden z najgorszych koszmarów Rhodey'go. Spóźnienie na historię.

Pepper: Hahaha! Chyba wypadłeś z formy
Rhodey: Lepiej odpuść sobie
Pepper: A co ty taki nie w sosie? Chwila... Czekaj... Bingo! Rozmowa z Robertą?
Rhodey: Trafiłaś
Pepper: Oj! Weź tak tego nie przeżywaj. Dużo ci zadawała pytań?
Rhodey: Potrafiła więcej, ale to niedopuszczalne. No spóźniłem się na historię. Koniec świata

Położył głowę na ławce zupełnie załamany. Pepper spojrzała, co za to robi Tony. Nawet ją ignorował i to mogłoby skończyć się dla niego źle.
Po 10 minutach skończyła się lekcja. Poszedł na dach, a oni za nim.

Pepper: Co się z tobą dzieje?! Jakim prawem mnie olewasz?!
Tony: Zostawcie mnie w spokoju. Chcę pobyć sam
Rhodey: Powiesz chociaż, co cię gryzie? To, co wczoraj, czy jeszcze coś innego?
Tony: Wszystko

Pepper nie dała za wygraną. Podeszła do niego i chwyciła za koszulkę. Znowu była w takim stanie, że z łatwością go zrzuciłaby z dachu. Chciała go tylko postraszyć.

Pepper: A mi nie powiesz? A podobno ci na mnie zależy
Tony: Pepper, proszę. Nie chcę być dla ciebie ciężarem. No dla was
Pepper: Przestaniesz gadać głupoty? Przeginasz, wiesz? Lepiej mi się przyznaj, co cię gryzie, bo inaczej pożegnasz się z życiem
Rhodey: Pepper, zostaw go!
Pepper: To prosty warunek. Powiesz, czy nie?
Tony: Zrób, co chcesz. Pewne sprawy wolę przemilczeć. Warte tego jest poświęcenie
Pepper: Ten plastik nafaszerował cię dragami, czy może przywalił w czaszkę? Opamiętaj się i myśl trzeźwo!
Tony: Jeśli mnie kochasz, nie zrobisz tego i nie odważysz się nigdy więcej

Pepper miała dość. Puściła go wolno i zapomniała, że nadal był ranny. Na rękach miała krew. Od razu wybiegła do łazienki, gdzie wypłakała się. Było jej wstyd, że znowu wróciła do starych zachowań, a miała zacząć od początku. Tak się o niego martwiła, aż zdecydowała się go postawić na krawędzi.

Rhodey: Chyba powinieneś uważać. Te rany dalej są otwarte. Trzeba je zszyć
Tony: Daj spokój
Rhodey: Przestaniesz? My się o ciebie martwimy
Tony: A ja się martwię o was. Mogliście zginąć. Przez głupi implant nie jestem w stanie was uratować. Pepper potrafi o siebie zadbać, ale wczoraj mogło dojść do tragedii
Rhodey: I tym się tak przejmujesz? Uspokój się. Zapomnij o tym, bo jesteś w stanie samobójcy. Chyba nie zrobisz żadnych głupstw?
Tony: Może, ale sam nie wiem. Pójdę do niej
Rhodey: Poszła do łazienki. Damskiej! Nie możesz!
Tony: A właśnie, że mogę

Tony zdecydowanie zszedł z dachu i skierował się do damskiej łazienki.

Tony: Pepper!

Dziewczyna się odwróciła z rozmazaną twarzą. Chwycił za chusteczkę i zaczął wycierać jej cały makijaż z policzków, który się rozpłynął. Dzwonek na lekcję zadzwonił, ale on chciał zostać z nią na osobności.

Pepper: Co ty tu robisz? Nie widzisz, że trafiłeś do damskiej? Czytać umiesz?
Tony: Szukałem cię. I naprawdę pragnę cię przeprosić. Naprawdę się o was martwię. Zależy mi na waszym bezpieczeństwie, a ja nie jestem w stanie was uratować. I to mnie boli. Nie te rany
Pepper: Mocno krwawią. Mogę zszyć? Pozwolisz?
Tony: A potrafisz?
Pepper: Kiedyś mój tata przyszedł nieźle poobijany i to po walce z jakimś kolesiem

Wyjęła igłę i nić chirurgiczną. Wzięła się za zszywanie rany na klatce piersiowej. Trochę ją krępował odsłonięty brzuch, ale jakoś zapomniała później o tym. Tony tylko syknął, co jakiś czas z bólu.

Pepper: Nieźle mnie wystraszyłeś. Wybacz za tamto na dachu
Tony: Szczerze? Należało mi się. Jestem okropny
Pepper: Nie mów tak. Jesteś człowiekiem- puszką na bateryjkę. To zabawne, a nie okropne. Wiem, że mnie kochasz i doceniam twoją troskę, ale najpierw zadbaj o siebie
Tony: To fakt, ale na implant jestem skazany
Pepper: Dasz radę. I pamiętaj, że nie jesteś sam

Chłopak zdecydowanym ruchem pocałował ją. Tym razem nie oberwał z "liścia". To był głęboki pocałunek. Pepper nie czuła jego złych zamiarów i tylko dlatego od niej nie zarobił w pysk.

Tony: Dziękuję
Pepper: Za co?
Tony: Za to, że mnie nie uderzyłaś
Pepper: Nie chciałeś tego z przymusu. Dalej mnie kochasz? No i najważniejsze. Czy mi wybaczasz?
Tony: Tak i jeszcze raz tak

Przytuliła go i założone szwy nie były zbyt trwałe. Wrócili na lekcje. Końcówkę angielskiego. Rhodey znowu coś czytał z historii. Ten temat, co przegapił. Tony bazgrał jakieś projekty, a Pepper robiła rysunki w podręczniku. Nuda, jak każda lekcja z prof. Green.

KONIEC AKTU XXII

---**---

Nie chcę nic wam mówić, ale powoli będziemy kończyć scenariusze. Jednak akt dodaję dzisiaj. Zadowoleni? :)

Co, by było, gdyby... Inny wypadek

5 | Skomentuj



** Z dedykacją dla Martuśki z okazji urodzin :) **
Siedzę w pokoju, przeglądając stary album ze zdjęciami. Mam 16 lat i już wiele minęło, odkąd straciłem matkę. Patrzę na te urywki z życia, gdy z całą rodziną byliśmy w komplecie, a te kolejne pozostały w niepełnym składzie. Tylko ja i mama. A co z tatą? Zaginął, a później uznano go za zmarłego. Dobra, oczy mi się zamykają, więc pójdę spać.
Śniło mi się, jak jedliśmy razem wspólny posiłek w kuchni. Mama nalewała nam zupy, którą zajadaliśmy ze smakiem. Ciągle uśmiechała się do nas. Była zawsze szczęśliwa i rzadko się smuciła. Miałem wtedy 5 lat, gdy to obserwowałem.

Howard: Jak zwykle wyszła ci przepyszna zupa, Mario. Lepszej nikt, by nie ugotował
Maria: Haha! Nie przesadzaj, bo się zaraz zarumienię. Tony, smakuje ci?
Tony: Pychotka. Mogę dokładkę?
Maria: No pewnie. Im więcej zjesz, tym lepiej. Musisz rosnąć, słońce

Pusty talerz znowu wypełnił się zupą, którą pochłaniałem w kolejne minuty. Natomiast tata zjadł jedną porcję. Uznał, że tyle mu wystarczy i wziął się za czytanie gazety w salonie. Gdy dokańczałem jeść dokładkę, jednym uchem podsłuchiwałem, o czym mówią. Zwykła ciekawość dziecka. Chyba rozmawiali o jakiejś świątyni. Niewiele o tym pamiętałem, ale chyba, to był główny temat ich rozmowy.

Howard: Chyba długo na to czekałaś
Maria: Na co?
Howard: Możemy pójść do świątyni. Tak, jak mówiłem, możesz iść ze mną
Maria: Howardzie, cieszę się, ale ktoś musi zostać z Tony'm

Klasnął dłońmi na znak entuzjazmu.

Howard: Kochanie, wszystko załatwione. Roberta zajmie się nim
Maria: No to pozostało jedynie czekać
Howard: Nie martw się. Dziś ruszamy
Maria: Haha! Zwariowałeś? Wiem, że szukasz inwestycji i prowadzisz badania, ale musimy to zaplanować
Howard: Nie martw się. O wszystko zadbałem. Wszystko będzie dobrze

Od razu usłyszałem, jak milkną, więc skupiłem się na dokończeniu obiadu. I talerz był pusty. Nie bardzo mi się podobało, że mnie zostawiają. I to nie pierwszy raz zajmują się odkryciami. Było mi przykro. Myślałem, że coś dla nich znaczę, ale widocznie mieli ważniejsze rzeczy na głowie.
Po kilku minutach, mama wróciła do kuchni.

Maria: Zuch chłopak. Myślę, że tyle ci wystarczy
Tony: Tak
Maria: Tony, mam do ciebie prośbę
Tony: Jaką? Czy coś naskrobałem?
Maria: Nie, ale proszę cię, żebyś był grzeczny u cioci Roberty
Tony: A Rhodey będzie?
Maria: No pewnie. Weźmiesz jakieś zabawki i pobawicie się
Tony: Mogę wiedzieć, dlaczego znowu zostawiacie mnie samego?
Maria: Mamy coś do załatwienia
Tony: Znowu?!
Maria: Tony, spokojnie

Przytuliła mnie, aż odczułem, jak negatywne emocje znikają.

Maria: Już lepiej?
Tony: Trochę
Maria: My cię kochamy. Pamiętaj o tym

Cmoknęła w czoło i poczułem ciepło w ciele. To było złudne. Dlaczego? Bo tak było zawsze, gdy byliśmy razem. A potem? Doszły zmiany tak wielkie, że mama przestała się uśmiechać. Wtedy, kiedy ja się bawiłem zabawkami z Rhodey'm, pani Rhodes otrzymała telefon.

Roberta: Nie rozumiem. Możesz powtórzyć? Mario, ja... Spokojnie. Jest z nami. Proszę cię, uspokój się. Jestem z tobą

Ciekawość kazała mi nadstawić uszy, by dowiedzieć się o treści rozmowy.

Rhodey: Nie licz, że nam powie
Tony: Nie liczę, ale ty już zbudowałeś wieżę?
Rhodey: Już dawno. No to...
Tony, Rhodey: Do ataku

Uderzaliśmy w swoje budowle, wyobrażając sobie, jak wyrzucamy z armat potężne kule. Z wież pozostała sterta klocków. Rhodey miał o wiele lepszą strategię, co zadecydowało o szybkim zwycięstwie. Roberta podeszła do nas.

Roberta: Fajnie się bawicie? To mam dla ciebie dobrą wiadomość, Rhodey. Tony zostaje z nami dziś na noc
Rhodey: Jupi!

O nic się nie pytałem i dokończyliśmy swoją zabawę, aż do późnego wieczora, gdy chcieliśmy już zasnąć.

**3 lata później**

Zaginięcie ojca było już uznane za śmierć. Roberta nas wspierała, ale mama nie potrafiła się uśmiechnąć. Straciliśmy kogoś, kogo kochaliśmy. Tego dnia miałem pojechać razem z mamą do jej pracy. Nie mogłem zostać z Rhodey'm, bo był u swojej babci, dlatego nie miała innego wyboru. Poza tym, miałem 9 lat i mogła mnie nie traktować tak dziecinnie. 
Właśnie siedzieliśmy w aucie. Byłem przypięty pasami do fotelika. Ciekawiło mnie, gdzie moja mama pracuje i, co robi w niej. Nigdy mi o tym nie mówiła, ale to coś z antykami. Muzeum? Chyba.
Jechaliśmy tak z niespełna 15 minut, gdy nagle wjechała na nas ciężarówka z ogromną prędkością. Auto zrobiło wywrotkę. To działo się tak szybko, że krzyk słyszałem głośno. Też krzyczałem z przerażenia. I nagle obraz zwalniał. Próbowałem być spokojny. Ogarnęła mnie ciemność.
Nagle obudziłem się w szpitalu. Całkiem białe ściany, a wzrok błądził po pomieszczeniu. Jakiś lekarz stał nade mną i świecił latarką prosto w oczy. Poczułem, jak słabo biło moje serce.

Dr Yinsen: Uspokój się. Już nic ci nie grozi
Tony: Co? Ale... gdzie? Gdzie mama?
Dr Yinsen: Mamy nie ma. Pamiętasz, co się stało?
Tony: Była droga i auto... CZY MAMA ŻYJE?
Dr Yinsen: Spokojnie. Wszystko będzie dobrze, ale niestety twoje serduszko miało niezłe kuku i...
Tony: Nie jestem naiwny
Dr Yinsen: Oj! Wiem, wiem. Powiem krótko. Tony, przeszedłeś operację i twoje serce ucierpiało. Te kółko, co masz, utrzymuje cię przy życiu
Tony: Jakie kółko?

Dopiero wtedy spostrzegłem, jak coś wydaje z siebie dźwięk. Dotknąłem tego ręką, czując pracę urządzenia. Lekarz wyjął jakąś strzykawkę i wstrzyknął mi ją, co spowodowało, że zasnąłem.

Dr Yinsen: Miałeś dużo szczęścia

Kilka łez wypłynęło z oczu. Straciłem swoją rodzicielkę. Pozostałem sam.
Ze snu wybudził mnie alarm z bransoletki. Policzki były mokre, czyli ten sam płacz, co był pod koniec snu, przerzucił się na rzeczywistość. Album położę na półki, by kiedyś jeszcze wrócić do dawnych wspomnień. A teraz trzeba iść do szkoły.

KONIEC

---**---

Wszystkiego najlepszego Martuśka :) Specjalnie napisałam dla ciebie ten scenariusz. Może jest smutny, ale niestety nie było energii, by pisać coś wesołego. Mam nadzieję, że ci się spodoba :)

AKT XXI: Rogaliki

6 | Skomentuj

Przyjaciele odetchnęli z ulgą, że zdążyli na czas. Gdyby Pepper nie obeszła zabezpieczeń, nic nie powstrzymałoby Whitney przed wyjęciem implantu. Zaczęła odzyskiwać przytomność. Oni o tym nie wiedzieli.

Tony: Ale ze mnie ofiara. Sam sobie nie daję rady
Pepper: Hahaha! Może tak troszeczkę? Nie martw się. Role się odwróciły. To ja będę cię chronić
Rhodey: Dasz radę wstać?
Tony: Zobaczymy

Zaczął powoli wstawać na nogi. Długo się nie utrzymał i upadł.

Pepper: Chodź no tu

Pomogła mu wstać bez odchyleń. Blondyna doczołgała się do noża. Była gotowa zaatakować Pepper. W porę dostrzegł ją Tony.

Tony: Pepper! Za tobą!

Odwróciła się w porę, unikając noża. Znowu z kopniaka przywaliła jej w twarz, aż wyciekała lekka strużka krwi. Tony w jednej chwili czuł, jak zatrzymuje się jego serce. Bał się, że rudej coś się stanie. Zbladł.

Pepper: Trzeba ją zabrać do Ravencroft
Tony: Co to jest?
Pepper: Mam powiedzieć tak ładnie, czy brzydko?
Tony: Ładnie?
Pepper: Szpital dla chorych umysłowo. Taki ala psychiatryk
Rhodey: A to jaka jest ta brzydka?
Pepper: Miejsce dla ludzi z popierdoloną mózgownicą. Blondi idealnie się tam nadaje. Hahaha!

Tony podszedł do Whitney i zawiązał silnie jej ręce, by przy kolejnym obudzeniu, nie była w stanie chwycić za broń.
Pepper zadzwoniła do ojca, by powiedzieć mu o całej sprawie z niedoszłą zabójczynią. Od razu została zabrana przez agentów FBI.

Pepper: Dzięki, tatku
Virgil: Możesz zawsze na mnie liczyć. Nic wam nie jest?
Rhodey: Mało brakowało, ale jest dobrze. Jedynie Tony ma niezłe skaleczenia. Raczej nie potrzebuje szczegółowej diagnostyki
Tony: Co teraz z nią będzie?
Virgil: Jest nieletnia i po odsiadce w instytucie, będzie w domu dziecka, jeśli będzie zdrowa psychicznie
Pepper: Marne szanse
Virgil: Pepper!
Pepper: No co? Stwierdzam fakty
Rhodey: Dziękujemy za pomoc
Virgil: Drobiazg. Uważajcie na siebie i wracajcie do domu. Ty też, Patricio
Pepper: Zdecydujesz się w końcu, jak do mnie mówisz?
Virgil: A czy to takie ważne? To jest takie same imię

Furgonetka FBI odjechała z Whitney. Przyjaciele zmierzali do laboratorium, gdzie zbroja automatycznie wróciła. Ładowarka przenośna również zawodziła. Miała ograniczenia czasowe, więc nic do tej pory nie mogło zastąpić tej oryginalnej. Tony próbował się uspokoić, bo ta sytuacja z Whitney nie pozwalała mu żyć w spokoju. Ta myśl, że mógł stracić Pepper, powodowała fizyczny ból.

Pepper: Przestań o tym myśleć. Już jest po wszystkim. Nie ma się, czego bać
Tony: Mogłem cię stracić. Nie wybaczyłbym sobie tego. Jestem chodząca kaleką, która potrzebuje pomocy, a innym nie potrafi jej zapewnić
Pepper: Nie przesadzaj. Uratowałeś ludzi w pociągu i pokonałeś pierwszego wroga, który pozbawił prądu w cały mieście. Jesteś bohaterem! Iron Manem, rozumiesz?!
Rhodey: Ja już to mu mówiłem. Nie przemówisz do niego
Pepper: Zamilcz, Rhodey! Nie wtrącaj się! Masz rogala

Wepchnęła mu go do ust, by uciszyć jego wtrącanie się do rozmowy. Zasmakował mu i jadł z apetytem. Dała mu całą torbę rogalików, by tylko siedział cicho.

Pepper: Smakuje?
Rhodey: Mhm
Pepper: No to jedz. Nie martw się. Nie braknie, a jak coś, to skoczę do sklepu po więcej
Rhodey: Mhm
Pepper: No i elegancko. To na czym skończyliśmy?
Tony: Wypominałaś mi, że uratowałem ludzi i jestem bohaterem, ale sama wiesz, że implant mnie zniewala. Muszę go ładować...
Pepper: Bo inaczej będzie po tobie
Tony: Dokładnie. Ty jesteś samowystarczalna. Sama potrafisz o siebie zadbać
Pepper: Tylko, że z Maggią nie dałabym rady i dobrze, że byłeś w pobliżu. Co w ogóle robiłeś tak późno w nocy?
Tony: Szpiegowałem Stane'a
Pepper: To wiele tłumaczy

Kilka minut później dotarli do laboratorium. Pepper pożegnała się z nimi i wyszła. Rhodey dalej napychał policzki słodkimi rogalikami z różnym nadzieniem. Tony podpiął się do ładowarki, by dokończyć proces ładowania implantu. Myślał o swojej bohaterce, która była powodem, że nie odczuwał ran, zadanych przez noże. Jedynie ta blisko mechanizmu nie dała się złagodzić.

Tony: Mogłem przewidzieć, że Whitney coś takiego zrobi. Poszła w ślady ojca. Zgodzisz się z tym? Rhodey? Rhodey!
Rhodey: Mhm
Tony: Możesz na chwilę przerwać konsumowanie? Wiem, że ty byś wszystko zjadł, ale proszę. Chcę pogadać

Rhodey odłożył torbę na bok, połykając kawałek rogalika.

Rhodey: Mów
Tony: Myślisz, że stała się, jak Stane?
Rhodey: No wiesz. Nie chcę ci nic mówić, ale przekonałeś się o tym na własnej skórze
Tony: Kocham ją
Rhodey: Że Whitney?
Tony: Nie! Że Pepper to jest ta jedyna. Chyba nie masz nic przeciwko?
Rhodey: Chłopie, to twoje życie. Widziałem, co się z tobą stało, gdy ta wyciągnęła na nią nóż
Tony: Mogłem ją stracić
Rhodey: A ona ciebie. Jeśli ją kochasz, powiedz jej to otwarcie. Nie mów, że się boisz?
Tony: Powiedziałem i mnie pocałowała, a jak chciałem zrobić to samo, walnęła w pysk
Rhodey: Hahaha! Ona jest taka niezależna. Nie pozwala, by ktoś ją papugował lub, jak wyczuje, co może zrobić, tak traktuje takich, jak ty
Tony: Chciałem też jej pokazać, że czuję to samo, a zamiast tego, oberwałem po twarzy
Rhodey: Ma trudny charakter. To przez rodzinę. Ma ojca, a matka po rozwodzie. Poza tym, przez FBI jest narażona na niebezpieczeństwo, dlatego często do ludzi podchodzi z dystansem
Tony: Masz rację, Rhodey

Po skończonym ładowaniu wrócili do domu. W salonie czekała na nich Roberta.

Roberta: Gdzie wyście byli?! Już późno! I do jasnej cholery, jak wy wyglądacie?!
Tony: Dużo, by mówić. Idziemy spać?
Rhodey: Chyba możemy odłożyć przesłuchanie na jutro?
Roberta: Rozmowę. Nie jesteście na komisariacie
Rhodey: Ale ja tak się czuję. Dobranoc
Roberta: Nie wywiniecie się. Dobranoc. Pogadamy jutro
Tony: No to dobranoc
Roberta: Dobra, idźcie do łóżek, zanim zmienię zdanie

KONIEC AKTU XXI

---**---

No więc jutro będzie specjalna notka. Kolejny akt dopiero w sobotę.

AKT XX: Zemsta

7 | Skomentuj

Whitney pałała nienawiścią do Tony'ego przez to, że przez niego straciła ojca. Próbowała się do niego dodzwonić i to w jednym celu. By go ostrzec, co może zrobić. By był świadomy, że ona również się zmieniła i nie była zwyczajną blondyną, co boi sobie złamać paznokcie. Była zupełnie inną osobą. Stała się, jak ojciec. Nieobliczalna. Przestała do niego dzwonić. Chciała go znaleźć i... coś zrobić.
Tony cieszył się z obecności Pepper. Była dla niego, jak anioł. Wcześniej nawet nie pomyślałby, że coś się utworzy między nimi.

Pepper: Często tak padasz?
Tony: To uciążliwe, że działam na baterię
Pepper: Hahaha! Taka zabaweczka
Tony: Można tak powiedzieć, Mówiłaś ojcu o Maggii?
Pepper: Tak i obiecał, że coś z tym zrobi. Nie wiem, czego oni chcą?
Tony: Nie pozwolę, by stała ci się krzywda. Będę cię chronić
Pepper: Nie możesz ciągle być przy mnie. Musisz przecież też dbać o siebie
Tony: Jakoś o tym nie myślałaś, gdy chciałaś mnie zrzucić z dachu
Pepper: Ej! Mieliśmy zacząć od nowa
Tony: No dobra. Po prostu chciałem ci o tym przypomnieć
Pepper: O nie, nie, nie. Nie wspominaj o przeszłości. To stare dzieje. Nie jesteś może głodny?
Tony: Heh. W sumie, nic nie zaszkodzi coś przekąsić
Pepper: Zostań tu, a ja pójdę do sklepu
Tony: Hahaha! Nie ucieknę

Pepper zostawiła go, pomagając mu usiąść na ławce. Za rogiem był sklep spożywczy nadal otwarty. Gdy ona robiła małe zakupy, ktoś zasłonił mu usta. To była ona, ale w innym wcieleniu.W masce. Tej samej, co wcześniej użył w sejfie.

Whitney: Chciałam cię ostrzec, co cię czeka, ale nie odbierałeś. Teraz, to już nie ma znaczenia. Pójdziesz ze mną

Poraziła go paralizatorem, aż upadł. Wzięła go na plecy i zabrała do opuszczonego magazynu firmy , który kiedyś służył za garaż do samochodów. Przywiązała go do krzesła, a przy nim stał stół z różnymi narzędziami. Whitney wolała go ranić nożami.
Tymczasem Pepper wyszła z rogalikami ze sklepu. Na ławce nie było Tony'ego. Od razu do niego zadzwoniła. Wiedziała, że nie był w stanie gdzieś sam iść. Podejrzewała coś strasznego.
Powoli otwierał oczy.

Whitney: Witaj, Anthony
Tony: Whitney?
Whitney: Nie inaczej
Tony: Czego chcesz?
Whitney: A jak myślisz, czego może chcieć osoba, którą pozbawiłeś ojca?
Tony: Twój chociaż żyje
Whitney: Żyje?! Wsadziłeś go do pudła na 25 lat! Miałam tyle planów, a ty je zniszczyłeś! Zapłacisz mi za to!

Chwyciła nóż do ręki i zadała mu rany na rękach, aż sączyła się z nich krew. Syknął z bólu, a do tego implant dalej się upominał, by go naładować. Ból był nie do zniesienia, a dziewczyna chciała coś jeszcze zrobić.

Tony: To u was rodzinne. Porywać kogoś. Nie możemy... normalnie... pogadać?

Ze stresu znowu mu się pogorszyło.

Whitney: Żałosne. To nie zmieni bólu, który mi zadałeś. Nie musisz się na mnie mścić, że straciłeś ojca!
Tony: Nie mszczę się
Whitney: Czyżby? To po jaką cholerę tam wtedy przyszedłeś?
Tony: Chciałem znać prawdę
Whitney: I co?  Poznałeś? Jesteś szczęśliwy?!
Tony: Nie! I proszę cię. Zemsta... ci... nie pomoże

Whitney znowu go zraniła nożami, ale tym razem przejechała ostrzem po nogach.
Gdy nastolatka "bawiła się" nożami, Pepper próbowała jakoś znaleźć Tony'ego. W tym celu pobiegła do laboratorium. Szybko wezwała Rhodey'go. Wyjaśniła, co się stało.

Rhodey: Żartujesz sobie? Porwany? No nie. Powiedz mi chociaż, gdzie to się stało?
Pepper:  Przy sklepie. Trzeba się spieszyć, bo musi mieć naładowany implant
Rhodey: A jednak się spotkaliście. I co? Pogadaliście sobie?
Pepper: Mniej więcej tak. Trzeba ją dorwać
Rhodey: Ją? Czyli kogo?
Pepper: Whitney Stane
Rhodey: Zwariowałaś do reszty?! Ona by tego nie zrobiła!
Pepper: Ech... chyba faktycznie jesteście zacofani. Nie widziałeś, jak ona się na niego patrzyła?!
Rhodey: Jakbym nie miał ciekawszych rzeczy do roboty
Pepper: Teraz, to ja się przejmuję, a ty olewasz. Uwierz mi, że ona jest gorsza ode mnie. Ja mam przynajmniej serce i Tony...
Rhodey: Wiem, do czego zmierzasz. Myślisz, że jest w stanie mu wyrwać implant? Przecież ona o tym nie wie

Pepper podeszła do fotela i włączyła namierzanie telefonu z ostatniego połączenia. Łatwo zlokalizowała miejsce. Bez czytania instrukcji potrafiła wysłać zbroję w miejsce współrzędnych.

Rhodey: Jak ty to zrobiłaś?
Pepper: Hmm... no mam ojca z FBI i często się włamuję do bazy. Ten system to łatwizna. Pentagon jest trudniejszy
Rhodey: To co teraz?
Pepper: Lecę tam. Musi dostać łomot ta wariatka. Masz może przenośną ładowarkę?
Rhodey: Zobaczę

Przyjaciel rozejrzał się, szukając odpowiedniego przedmiotu. Na szczęście znalazł.

Rhodey: Jest!
Pepper: Dobre i to. To idę, a ty zostajesz?
Rhodey: Chcę wiedzieć, kto za tym stoi
Pepper: Dalej mi nie wierzysz? A przypomnij sobie, co się ostatnio wydarzyło?
Rhodey: Okej. Teraz to ma sens

Wspólnie ruszyli mu na ratunek. Whitney już kończyła swoje "zabawy". Przejechała ostrzem przez klatkę piersiową, odkrywając implant. Biło od niego słabe światło.

Whitney: A co tu masz? Hmm... może powinnam się tego pozbyć?
Tony: Nie waż się... Whitney... ty taka nie jesteś
Whitney: Wszyscy się zmieniają. Łącznie z tobą. Kiedyś byłeś sobą, a teraz jakaś piekląca się papryczka zawróciła ci w głowie
Tony: To wypadek mnie zniszczył. Już nie... jestem taki... jak kiedyś
Whitney: A myślałam, że coś do ciebie dotrze. Tak, więc żegnaj. I pomyśleć, że cię kochałam, ale to już nie ma znaczenia. Dołączysz do Howarda, bo tak za nim tęsknisz, Żegnaj, Stark

Gdy już miała chwycić ręką, by zniszczyć implant, przez ścianę wbiła się zbroja i strzeliła do niej z repulsora, Pepper zaczęła walczyć z Whitney. Nie chciała jej odpuścić. Rhodey wolał nie przeszkadzać i zająć się uwalnianiem Tony'ego. Rozciął więzy.

Rhodey: W porządku?
Tony: Ech... Prawie
Rhodey: Pepper miała rację, że to Whitney cię porwała
Tony: Zemsta... i nic więcej
Rhodey: Będzie dobrze

Podpiął mu ładowarkę do implantu i położył go ostrożnie na ziemi. Pepper używała mocnych kopniaków, aż zdołała zrzucić maskę z jej twarzy. Whitney chciała ją zranić nożami, ale ich również została pozbawiona. Ruda wymierzyła ostatnie ciosy pięściami po twarzy z całej siły.

Pepper: Spadaj do Europy i mi się nie pokazuj na oczy. Zabiję cię, jak jeszcze raz coś mu zrobisz albo komukolwiek z nas!

Uderzyła nogą w jej twarz i upadła. Pepper podeszła do chłopaków. Zajęła się opatrywaniem ran.

Tony: Moja bohaterka
Pepper: To małpa nie ma prawa cię tknąć.Inaczej będzie miała do czynienia ze mną

KONIEC AKTU XX

---**---

Dobra. Kolejny akt za nami. Pozostało 10. Ps: Whitney nie ma spiczastych piersi, jak pachołki :D Kolejna nn wkrótce.

AKT XIX: Uczucia

5 | Skomentuj

Pepper potrafiła żartować ze wszystkiego, co jej się podobało. Nawet z takiego zagrożenia, jak Whiplash. Po skończonym ładowaniu, Tony wrócił do domu. Usiadł w pokoju i znowu pochłonęły go godziny na przeglądaniu plików z Stark International. Na początku były same raporty i projekty, co nie wzbudzało podejrzeń, ale folder Projekty Specjalne go zaintrygowały. Odkrył w nim schematy glebożerów i wszystkich jego wynalazków z schematem zbroi Mark I.

Tony: Jak to możliwe, że ma Mark I?! Nikomu nie dawałem tego, ale... miałem je przy sobie w samolocie... Nie! To nie wina Stane'a, że zmarł mój ojciec. To JA jestem winny!

Chłopak zaczął się obwiniać, że to schematy zbroi były od początku celem Stane'a. Chociaż łysielec chciał władać firmą i robić, co mu się podoba, a jego plany pokrzyżowali Starkowie. Tony próbował coś jeszcze znaleźć i jedynie, na co natrafił, to na wynalazki ojca. Wszystkie z planem zmiany dla wojskowego zbrojenia.

Tony: Skąd Stane wiedział?!
Rhodey: Może cię obserwował?

Rhodey ujawnił się i wszedł do pokoju. Przyznał, że krzyki go zaniepokoiły i nie wiedział, co się z nim dzieje.

Tony: Długo tu stoisz?
Rhodey: Odkąd zacząłeś drzeć mordę. Nie wiem, czy wiesz, ale mama zaraz wróci z pracy. Jeśli chcesz się na czymś wyżyć, rób to po cichu. Chyba nie chcesz, by się dowiedziała?
Tony: Przepraszam, ale to moja wina z tym wypadkiem. Gdybym nie zbudował tej przeklętej zbroi, mój tata, by nie zginął
Rhodey: Gdybyś jej nie zbudował, ludzie w pociągu staliby się jedynie wspomnieniem. Uratowałeś ich
Tony: Masz rację, Rhodey. Przepraszam
Rhodey: Nie masz za co. Zajmij się czymś, a firmę zostaw
Tony: Myślisz, że zarząd nie będzie robić takich wybryków z bronią?
Rhodey: Będziesz pełnoletni i coś zmienisz. Na razie zajmij się szkołą. Będzie dobrze i nie martw się. Jakbyś chciał pogadać, po prostu do mnie przyjdź
Tony: Wiele ci zawdzięczam i nigdy nie będę w stanie się odwdzięczyć. Chyba, że poświęceniem

Rhodey zostawił go w pokoju. Na dworze nadal padał deszcz. Tony zamknął pliki firmy i nie chciał do nich wracać. Miał spotkać się z Pepper. Jej, co sekundowe SMS- y przypominały mu o tym.
Nadeszła godzina ich spotkania o 18:00. Spotkali się w parku. Byli ubrani, jak na co dzień, więc trudzić się z jakimiś zmianami nie musieli. Pepper była o wiele wcześniej. Gdy już widziała, jak się zbliża, chciała się wycofać. Walkę toczyły serce i rozum. Chciała jeszcze mu zniknąć z oczu, ale było już za późno. Ich spojrzenia się spotkały. Usiedli na ławce, aż ruda zaczęła myśleć, by spróbować tej ucieczki. Bała się, jak zareaguje na jej wyznanie.

Tony: No to jesteśmy. Sami, jak chciałaś. Co teraz?
Pepper: Musimy sobie coś wyjaśnić. Po pierwsze: zapomnijmy o dawnych urazach
Tony: Mówisz o tym, jak mi groziłaś i chciałaś mnie zrzucić z dachu?
Pepper: Hahaha! Tak. Po drugie: zacznijmy od początku. Powiedzmy, że bez głupich scen
Tony: Co masz na myśli?
Pepper: Nie porywaj mnie i nie rób głupstw
Tony: Hahaha! Niestety nie mogę ci tego obiecać
Pepper: A to niby czemu?
Tony: Przez to, co mam w sobie
Pepper: Aaa... to kółeczko?
Tony: Implant
Pepper: Kółeczko
Tony: Pepper, to jest implant
Pepper: Eee... świecące kółeczko?
Tony: Implant, To jest implant
Pepper: A dobra. Mniejsza z tym

Rozbawiło go to, jak mówili o czymś, bez czego nie może żyć. Gdy spojrzał z perspektywy rudej, przyznał jej, że ma świecące kółko, które głównie było powodem głupich zachowań. Z tym łączyła się nowa tożsamość. Iron Mana.

Tony: Dobra. To zacznijmy od początku. I mów sobie, jak chcesz na implant. To co dalej, Patricio?
Pepper: Nie śmiej się, bo ci wybiję te perełki!
Tony: Dobra, dobra. Tylko bez takich. Mogę wiedzieć, skąd w tobie taka zmiana?
Pepper: W sensie?
Tony:W sensie, że się martwiłaś. Wierzę Rhodey'mu, jak mało komu. Nie kłamał, tak?

Pepper pocałowała go w usta spontanicznie. Geniusz poczuł się nieswojo. Nie wiedział, co może zrobić i ta niepewność budowała niepokój.

Tony: Pepper?
Pepper: Masz odpowiedź. To jest dowód, że się zmieniłam
Tony: Czyli ty mnie bardzo lubisz?
Pepper: Ale z ciebie geniusz, Tony. Boisz się powiedzieć tego słowa na k?
Tony: Po prostu nie mogę w to uwierzyć
Pepper: To uwierz, Ja... cię ... kocham. Dotarło?
Tony: Chyba
Pepper: No nie chyba, a na pewno

Tony był zmieszany. Nie przewidział takiego obrotu spraw. Żeby utwierdzić się dodatkowo w przekonaniu, sam chciał ją pocałować. Jednak ruda mu na to nie pozwoliła. Już był przy niej blisko i strzeliła go w policzek z "liścia".

Tony: Au! Pepper!
Pepper: Nawet mi nie próbuj
Tony: Skoro mnie kochasz, czemu cię nie mogę pocałować?
Pepper: Bo nie
Tony: Trudno cię rozgryźć, wiesz?

Nagle zadzwonił ktoś na jego telefon. Odrzucił połączenie od Whitney.

Tony: Może... skończmy tę maskaradę? Myślałem, że pogadamy normalnie
Pepper: A nie gadamy? Kogo tak olewasz?
Tony: Nieważne

Dla Pepper to nie była odpowiedź. Od razu wyrwała mu telefon z ręki, przeglądając ostatnie połączenia. Nie była zachwycona, widząc nazwę kontaktu. Nie miała zielonego pojęcia, że Tony znał Whitney o wiele wcześniej. Jednak nic nie było między nimi poważnego. Ruda źle to zrozumiała.

Pepper: Chyba się wygłupiłam, skoro jesteś zajęty
Tony: Pepper, ja...
Pepper: Lepiej już wracaj do swojej blondi, a mnie zostaw w spokoju

Gdy już chciała odejść, chwycił ją za ręce, by nie uciekła. Patrzyli sobie w oczy.

Tony: Pepper, ona jest tylko moją znajomą. Nie traktuję jej na poważnie. Ja ciebie kocham
Pepper: Czy ty ze mną w coś pogrywasz?
Tony: Skąd taki pomysł?!
Pepper Starałeś się o Whitney i ci nie wyszło, a teraz znalazłeś sobie kolejną ofiarę
Tony: Myślałem, że tylko ja mam teorie spiskowe
Pepper: Dobra. Prosto z mostu. Zależy ci naprawdę na mnie, czy masz gdzieś?
Tony: Martwiłem się o ciebie, gdy Maggia cię zaatakowała. Nadal się martwię, a ty czujesz to samo, tak?
Pepper: No tak

Tony przytulił Pepper, aż się zarumieniła. W oku zakręciła się jej łza. W jednej chwili przypomniała sobie ostatnie niemiłe wydarzenia, jakie miały miejsce przez Stane'a. Niespodziewanie odezwało się przypomnienie. Ukrywał ból i trzymał go w sobie. Ona nie dała się oszukać.

Pepper: Powinieneś już iść. Mam nadzieję, że moja teoria się nie sprawdzi
Tony: O to się nie musisz martwić. Obiecuję... że... do tego nie dojdzie

Pepper cmoknęła go w policzek.

Pepper: Spróbuję ci zaufać. Odprowadzę cię do domu

Podparł się o nią, by nie upaść. Co kolejną minutę czuł się coraz gorzej, ale przy niej miał zapewnione bezpieczeństwo.

KONIEC AKTU XIX

---**---

Coś za szybko nam idą te scenariusze, ale nieważne, Ważne, że czytacie. Jak zwykle ruda nie da sobie niczego wmówić, ale sama tworzy dziwne teorie. Macie pytania? Kolejna notka niebawem :)

AKT XVIII: Whiplash

1 | Skomentuj

Była lekcja historii. Rhodey, jak zwykle wypowiadał więcej od nauczyciela. Wyglądało tak, jakby on sam miał prowadzić lekcję. Po tej akcji z porwaniem, Pepper uświadomiła sobie, że musi być pewna swoich uczuć. Tylko w jeden sposób mogła to sprawdzić. Prawdziwa randka. Posłała kartkę dla Tony'ego z prośbą o spotkanie: Dzisiaj, park, 18:00, spotkanie, tylko MY". Chłopak zastanawiał się, o co jej może chodzić. Widział, że cała ich trójka się zmieniła, a blondyna nie potrafiła znieść jego widoku. Tony zgodził się na spotkanie, a ruda uśmiechnęła się do siebie.
Po dłuższym referacie Rhodey'go o Pearl Harbor, uczniowie mogli wyjść na przerwę.Tradycyjnie poszli na dach.

Tony: Powiem wam, że brakowało mi szkoły. To ciągłe leżenie...
Pepper: Chciałeś powiedzieć, opierdalanie się. Hahaha!
Tony: Jak zwał, tak zwał. Teraz chociaż mamy go z głowy
Rhodey: A czego się dowiedziałeś?
Tony: Prawdy. To on spowodował wypadek. Wszystko dla projektów z wojskiem
Pepper: Powiedział ci to, czy znowu twoje wymysły?
Tony: Powiedział, że nie przewidział, że przeżyję. Mnie też chciał pozbawić życia
Pepper: No to ma słuszny wyrok. Należało się temu szympansowi
Tony: Ale ona przeze mnie nie ma nikogo. Podobno musi wyjechać do Europy
Pepper: Jupi! Znaczy, o nie! I kogo będę męczyć?! To był jedyny, niezdegradowany plastik
Rhodey: Niech wyjeżdża. Mi to nie przeszkadza
Tony: Współczuję, że tak się to skończyło dla niej. Ona w niczym nie zawiniła

Gdy Pepper już chciała coś wtrącić, zadzwonił dzwonek na kolejną lekcję.Teraz to był angielski. W końcu mogła ich uczyć.

Pepper: No nie! Wróciła! Niee! Znowu to samo! Nienawidzę tego cholernego, beznadziejnego do kitu angielskiego!
Rhodey: Lepiej się ucisz, bo cię usłyszy
Pepper: Trele frele, Rhodey. Mam to gdzieś

Rzuciła papierkiem w Whitney z napisem żmija.  Później poleciała do Happy'ego jesteś głupi . W ten sposób rozpętała wojnę w klasie. Domyślili się, kto mógł tak napisać.

Happy: To, że słucham klasyków, nie znaczy, że jestem głupi!
Whitney: A ja nie jestem żmiją!

Zaczęli się ze sobą szarpać i tym razem Whitney potrafiła walczyć rękoma dość zręcznie. Pepper zadowolona patrzyła na bójkę.

Pepper: Hahaha! Teraz mogę siedzieć
Tony: Jesteś pokręcona
Rhodey: Tony, my to już wiemy od początku pierwszej klasy
Tony: Ile to potrwa?
Pepper: Hahaha! Aż się opamiętają! Ohoho! Trochę im to zajmie

Nauczycielka próbowała ich rozdzielić. Była przy nich zbyt blisko i oberwała torebką w nos. Happy stłukł jej twarzyczkę, aż cała poczerwieniała. Natomiast Whitney wolała go atakować i uderzyć tam, gdzie chłopaki się chronią najczęściej. To naprawdę bolało. Oberwać obcasem w jaja.

Rhodey: Auć! To musiało boleć. Gra nie fair
Pepper: Udała się do rodzinki

Nagle w klasie i całym mieście padło zasilanie, a bez tego nie mogli prowadzić lekcji. Walka trwała w egipskich ciemnościach.

Happy: Starczy! To nie fair!
Whitney: Wymiękasz?
Happy: To nie ma sensu. Ja spadam. Na razie
Whitney: Ej! Jeszcze nie skończyłam

Podbiegła za nim, aż uderzyła się drzwiami.

Happy: A ja tak. Dzięki, Pepper. Mogłem w końcu ją stłuc na kwaśne jabłko
Pepper: Skąd ty...?
Happy: Chęć bójek rozwalania całej lekcji? Hmm... To nie pierwszy raz, ale dzięki

Uczniowie wrócili do domu. Na szczęście na zewnątrz nie było zbyt ciemno, ale szykował się deszcz. Tony wyszedł do laboratorium z Rhodey'm i Pepper, która zniknęła z oczu nauczycielki.
Gdy już byli na terenie fabryki, zaczął padać deszcz. Szybko wbiegli do środka, wystukując kod. Tony często go zmieniał, by nikt niepożądany nie wszedł do jego "sanktuarium".

Rhodey: Co robimy? W nic nie pogramy, bo prąd siadł w całym mieście
Tony: Niekoniecznie. Mogę sprawdzić, co się stało. Ktoś musiał wyłączyć elektryczność w elektrowni. Polecę tam
Rhodey: Ej! Niedawno wyszedłeś ze szpitala. Zły pomysł. Może lepiej zostawić to służbom?
Pepper: Nie słuchaj go. Leć tam, Iron Manie!

Tony założył zbroję i wyleciał z laboratorium. Nie wiedział, w jakie piekło się pakuje, gdy zobaczy, z kim ma do czynienia. Dopiero, dolatując do pierwszych linii wysokiego napięcia, zobaczył jego. Robota z elektrycznymi biczami.

Tony: Kim jesteś?
Whiplash: Mów mi Whiplash. A ty... zdaje się, ten Iron Man, o którym tak mówiły media?
Tony: Nie inaczej
Whiplash: Lepiej zejdź mi z drogi, bo w przeciwnym razie... poczujesz spięcie na swoim ciele
Tony: Zaryzykuję

Tony nie wiedział zbytnio jeszcze, jak walczyć w zbroi. Jednak pierwszy atak zrobił biczownik. Od razu poczuł, jak przez jego ciało przechodzą małe iskierki, które w większej ilości powodowały ból. Uderzył w niego z repulsorów i wyminął go, lecąc do elektrowni. Chciał przywrócić zasilanie, ale wróg nie dawał za wygraną.

Whiplash: Nie uda ci się mnie powstrzymać!
Tony: Założysz się?

Oplótł biczami, aż poraziła potężna dawka elektryczności. W porę się uwolnił i strzelił z repulsorów. To dalej nie skutkowało, a ból był nie do zniesienia.

Whiplash: Mogę cię smażyć godzinami. Nic nie szkodzi, że to będzie bolało
Tony: Nie poddam się

Chwycił za jego bicze i rzucił nim o ziemię. Wykorzystując czas, gdy Whiplash zbierał siły, dotarł do kontroli, gdzie załączył dźwignię, co spowodowało, że prąd wrócił w całym mieście. Nauczyciele znowu mogli wrócić na lekcje, a żaden z uczniów nie został. Whiplash był wściekły, że przeszkodził mu w planie.
Od razu, kiedy Tony wyszedł z budynku, ruszył ponownie do ataku i tym razem, to Iron Man był przygnieciony do ziemi.

Whiplash: Teraz ci nie odpuszczę za to
Tony: Przegrałeś, Whiplash. Odpuść sobie
Whiplash: O nie! Ja tak nie robię

Chwycił go za głowę i poraził cały pancerz.

<<Uwaga. Zbyt wysoki przyrost energii>>

Tony: Muszę... się... go... pozbyć. Teraz!

Strzelił z unibeamu i uwolnił się. Miał niską energię i szybko poleciał do laboratorium. Po tej walce musiał się podładować. Pepper od razu wiedziała, co musiał zrobić. Od razu go szarpnęła za rękę i podpięła implant do ładowarki.

Rhodey: Pepper... Taka ekspertka. Hahaha! Już wszystko wie
Tony: Dzięki
Pepper: Pamiętasz o kartce?

Szepnęła mu do ucha o przypomnieniu ich tajnego spotkania. Rhodey tylko na nich patrzył podejrzanie, że czegoś mu nie mówią.

Rhodey: Dobra, gołąbeczki...
Pepper: Ty! Strzelę ci w mordę!
Rhodey: Mówcie, co tam chcecie, ale powiedz mi, co się stało, że długo nie wracałeś?
Tony: Mam wroga. Whiplasha. To on odciął zasilanie
Pepper: Hahaha! Kocham go! Dzięki niemu nie było później lekcji!

KONIEC AKTU XVIII

---***----

"You greedy little bastard you will get what you deserve" Haha. Mamy nowego wroga w scenariuszach, czyli Whiplasha. Czeka was jeszcze wiele niespodzianek, a jeśli myślicie, że Stane już nie stanowi zagrożenia, to źle myślicie. CDN...

AKT XVII: Przebudzenie

15 | Skomentuj

To był szczęśliwy dzień dla całej trójki. Stane siedział za kratkami, a do pełnej euforii rudej brakowało, tylko Tony'ego. Lekarz ciągle go obserwował, bo puls znowu był nierówny. Oddech mu przyspieszył, ale otworzył oczy.

Dr Yinsen: Tony, spokojnie. Pamiętasz, jak się tu znalazłeś?
Tony: Ech... Przez Stane'a. Czy on... coś... im... zrobił?
Dr Yinsen:  Nic mi nie jest. Są cali i zdrowi. Jest dobrze. Zaraz pewnie do ciebie przyjdą z sądu
Tony: Sądu? Czemu?
Dr Yinsen: Ten, który cię tak urządził, został oskarżony i nie wiem, jaki dostał wyrok

Tony był spokojny. Pamiętał, co się stało, ale nie wiedział, ile czasu minęło. Do sali wbiegła rozentuzjazmowana Pepper, która rzuciła mu się na szyję.

Pepper: Tony, wygraliśmy!
Tony: Whoa! Pepper! Udusisz mnie!
Pepper: Sorki. Po prostu, to jest super. Stane gnije w więzieniu, a ty się w końcu nie opierdalasz na łóżku
Tony: Rhodey, czy ona...?
Rhodey: Martwiła się. Nawet bardzo. Olała dla ciebie szkołę
Pepper: A ty swoją kochankę. Hahaha!
Tony: No ja was nie poznaję. Uciekłeś z historii? Hahaha! A to ci dopiero. Już taki wzorowy uczeń z ciebie nie jest
Roberta: Muszę pogadać z lekarzem na osobności, a wy sobie pogadajcie. Tylko go tu tak nie męczcie
Tony: Nie będą

Uśmiechnął się i Roberta wyszła z sali wraz z dr Yinsenem.

Dr Yinsen: Co się stało, Roberto? Wszystko gra?
Roberta: Nie bardzo. Whitney została bez ojca i dalszej rodziny, to ma jedynie dziadków w Europie. Współczuję jej, bo ona zła nie jest, tylko Stane jest taki
Dr Yinsen: Poradzi sobie. Jak widzisz, to Tony się w końcu obudził. Szybko wróci do zdrowia. 3 dni i może być w domu
Roberta: To dobrze
Dr Yinsen: Coś cię martwi?
Roberta: Może Stane nic mu nie zrobi przez 25 lat, ale ta sytuacja może się powtórzyć
Dr Yinsen: Dobrze o tym wiem. Na lekcjach nie musi się ładować, gdy się nie zdenerwuje za bardzo. Myślę, że wytrwa w szkole
Roberta: No wiem, ale martwi mnie to, że przez stres dostanie ataku lub zmęczenia. Co wtedy?
Dr Yinsen: Tony musi się zmienić i chyba dzięki jego przyjaciółce dojdzie do zmiany
Roberta: Przy Pepper? Hahaha! Zabawne!
Dr Yinsen: Ciągle przy nim siedziała. Co jakiś czas wychodziła na kawę albo do łazienki i nic więcej. Naprawdę widzę, że coś jest między nimi.
Roberta: Być może. Znam ją tylko z opowiadań Rhodey'go i święta to ona nie jest
Dr Yinsen: Jestem pewny, że dzięki niej, to będzie inny. Zadba o siebie, ale nie może się przemęczać
Roberta: Po śmierci Howarda ciągle siedzi w laboratorium. Próbuje się jakoś pogodzić z jego stratą

Tymczasem przyjaciele dalej się śmiali i wygłupiali. W końcu, żaden z nich nie był smutny, a rozpierała ich radość. Ruda odsunęła się nieco od niego.

Tony: Dobrze was znowu widzieć
Rhodey: I wzajemnie. Wracaj szybko do zdrowia
Pepper: Nie ma kogo niańczyć, a ja dręczyć. Hahaha! Dobra, żartuję. Naprawdę się martwiłam i cieszę się, że żyjesz
Tony: A skąd taka zmiana?
Pepper: A... no zrozumiałam coś
Rhodey: Ohoho! Tony, bój się. Czuję złą aurę
Pepper: Aurę, to ty poczujesz, jak ci skopie zada

Cała trójka się zaśmiała ,a ruda miała ochotę "pobawić się" z Rhodey'm.

Tony: To nie... miejsce na... twoje... "zabawy"... Pepper
Pepper: Co się dzieje?
Tony: Nic

Założył maskę tlenową, by łatwiej mu się oddychało. Lekarz wrócił do sali, by sprawdzić kolejne pomiary.

Dr Yinsen: Tony, co się stało?
Tony: To nic... Przejdzie mi
Dr Yinsen: Zdenerwowaliście go?
Rhodey: Nie!
Pepper: W żadnym wypadku
Dr Yinsen: Musicie wyjść
Pepper: Czy to coś poważnego?
Tony: Proszę... niech zostanę
Dr Yinsen: Muszę coś sprawdzić. Muszą wyjść

Przyjaciele już byli bez zmartwień, ale znowu wróciły, gdy stan Tony'ego się pogorszył. Dr Yinsen sprawdził wpierw nogę i rana się zagoiła. Wina nie leżała przy ranie. Sprawdził puls i znowu był słaby. Zobaczył, czy coś się stało z implantem. Migotał bardzo szybko, aż stopniowo zwalniał.

Dr. Yinsen: Tony, co ty zrobiłeś?
Tony: Nic
Dr Yinsen: Na pewno to nie stres?
Tony: Na... pewno
Dr Yinsen: Nic nie rozumiem. Godzinę temu, wszystko było w normie, a teraz....? Naprawdę nie wiem

Okazało się, że przy implancie był odłamek od pocisku, co ledwie wystawał. Bardzo się głęboko wbił, co powodowało problemy z oddychaniem.

Dr Yinsen: No i mamy winowajcę. Wcześniej tego nie było
Tony: Nie... wiem
Dr Yinsen: Będzie dobrze

Wstrzyknął mu morfinę dla uśmierzenia bólu, gdy będzie wyciągał odłamek. Zasłonił zasłonę, by nikt nie widział, co zrobił. Wziął do ręki niewielki skalpel, robiąc cięcie przy klatce piersiowej. Mimo wszystko czuł ból. Przegryzał język między zębami.

Dr Yinsen: Jeszcze trochę. Wytrzymaj

Chwycił pęsetą i ostrożnie wyjął odłamek. Od razu Tony zdołał oddychać bez problemów. Nawet maska tlenowa stała się zbędna.
3 dni później został wypisany ze szpitala i wrócił do szkoły. Whitney nie była zbytnio zachwycona, gdy go widziała. Od razu przypomniała sobie, że straciła ojca.

KONIEC AKTU XVII

---**--

Bardzo się cieszę, że są osoby, które tu wpadają i czytają. Dzięki wam, tak szybko nie zawieszę tego bloga, ale o Daredevilu nadal nietknięty. Ci, co tam wpadają, bardzo przepraszam. To nasza trójca znowu razem. Jednak dla Whitney to nie jest happy 
© Mrs Black | WS X X X