Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowy początek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowy początek. Pokaż wszystkie posty

Część 8: Drań

3 | Skomentuj

**Pepper**
Byłam w szoku. Prawie mogli mnie usłyszeć. Oni? Raczej Rhodey. Ostrożnie wyszłam z ukrycia, by go nie przestraszyć. Niestety nie udało się.


Pepper: Możesz mi powiedzieć, co to jest?
Rhodey: Aaa! Pepper! Co ty tu robisz?!
Pepper: Szłam za tobą. Chciałam odkryć prawdę. Wiedziałam, że wy coś ukrywacie przede mną. Liczę na wyjaśnienia
Rhodey: To przez wypadek. Prawie stracił życie, ale dzięki tej zbroi zdołał dolecieć do mnie, bym go zabrał do szpitala. Jeden ze specjalistów znalazł sposób, żeby uratować Tony’ego. To, co u niego widzisz, to implant
Pepper: Wow. A mieliście zamiar mi o tym powiedzieć?
Rhodey: Pewnie kiedyś tam poznałabyś prawdę
Pepper: Nic mu nie będzie?
Rhodey: Spokojnie. Szybko dojdzie do siebie


Godzinę później


**Tony**


Słyszałem, jak ktoś coś mówił, ale raczej wyraźny szum w uszach. Whiplash nieźle mnie urządził. Rhodey nie wie, że musiałem walczyć. To był mój pierwszy lot w zbroi, więc nie znałem wszystkich jej możliwości. Jednak następnym razem sprawdzę, czy ktoś nie ma tu swojej kryjówki. 
Obudziłem się, a tam był Rhodey i Pepper. Pepper? Chyba mam zwidy. Co…


Tony: Co ty tu robisz?
Pepper: A jednak żyjesz? To dobrze
Tony: Rhodey, wpuściłeś ją?! Wyjaśnij!
Rhodey: Uspokój się, dobra? Sama mnie śledziła i znalazła laboratorium. Nie denerwuj się i powiedz mi, co się stało? Zbroja jest poważnie uszkodzona
Tony: To nic wielkiego. Nie przeginaj, Rhodey. Nic się nie stało, ale trudno było go zgubić. Gdyby znalazł to miejsce, byłbyś w niebezpieczeństwie. Ja… Nie mogłem… Nie mogłem na to pozwolić
Pepper: Już więcej się tak nie narażaj, Tony. Naprawdę cieszę się, że żyjesz. Jesteś zły, że poznałam prawdę?
Tony: O czym ty mówisz?!
Pepper: Słyszałam nieco o wypadku. Naprawdę współczuję. Pamiętaj, że ci pomogę, jeśli będziesz potrzebował pomocy
Tony: Ty też będziesz mnie chciała niańczyć?!
Pepper: Nie. Ja się...no… martwię
Rhodey: Odpocznij i nie goń tego wariata
Tony: Dość! Skończ z tym! Możesz w końcu być moim przyjacielem?!
Rhodey: No przecież jestem
Tony: Chyba ci się pomyliło


Byłem wściekły i odpiąłem się od ładowarki. Założyłem zbroję, ignorując ostrzeżenia o uszkodzeniach pancerza. Chciałem pobyć sam. Dlaczego Rhodey tak musi mnie męczyć tym matkowaniem? Nie jestem dzieckiem, a po śmierci ojca jakoś daję radę. Jakoś, bo czasem mi się wydaje, że te nowe życie nie ma sensu.
Poleciałem w nocy przez miasto, unikając ostatniego miejsca, gdzie starłem się z biczownikiem. Jeszcze odczuwałem ból pleców po poprzednim starciu. 
Niespodziewanie zostałem zaatakowany. I znowu on?


Whiplash: Już się stęskniłeś za mną, blaszaku? Chyba zapomniałeś, by nie wlatywać ma mój teren! Zapłacisz mi za to!
Tony: Odpuść, Whiplash. Nie chcę walczyć
Whiplash: Wielka szkoda, bo mnie nabrała ochota, by twoja głowa była moim kolejnym trofeum do kolekcji


Gdy chciałem uciec, zaplątał mi biczem jedną nogę, aż rzucił o skrzynie w porcie. Jak mam unikać tego idioty, skoro wszędzie ma swój “teren” ?
Bił coraz to mocniej bez opamiętania, a komunikaty wyświetlały się na czerwono. Użyłem repulsorów, by się uwolnić z uwięzi biczy, ale na krótko. Znowu ruszył do ataku, porażając cały pancerz. Największe piekło czułem w pobliżu klatki piersiowej. Rozrywało od środka, a on się śmiał. Czułem, jak implant przestawał działać.
Niespodziewanie nastąpiła eksplozja. Leżałem na ziemi w zniszczonej zbroi. Nie przyjmowała żadnych poleceń. Oprócz jednego.


Tony: Auto….pilot. Włącz


<<Autopilot został włączony. Uwaga. Systemy medyczne wykrywają poważne uszkodzenie implantu>>


Zbroja miała wylądować w bazie. Serce tak zwolniło, że straciłem przytomność. Ciemność.


**Pepper**


Pepper: Musisz dać mu odrobinę spokoju. Musi mieć też prywatność. Nie uważasz, że za bardzo wchodzisz na jego głowę?
Rhodey: Wybacz, że musiałaś tego słuchać, ale martwię się o niego
Pepper: Niepotrzebnie. Jak na taki wypadek, trzyma się nieźle
Rhodey: Nigdy nie zapomnę widoku tego ciała. Umierał na moich oczach. Nie chcę znowu tego widzieć
Pepper: Wrócił


Zauważyłam, jak zbroja ląduje w pomieszczeniu. Była w o wiele gorszym stanie, niż poprzednio. Znowu walczył? 
Ostrożnie podeszłam, aż serce zabiło mi mocniej. Strach się ujawnił. Nie bez powodu. Padł na ziemię i nic nie powiedział. Rhodey zdjął zawartość, by sprawdzić, co było z Tony’m. Bluzka we krwi, a ten implant bardzo szybko migotał.


Rhodey: Tony, słyszysz mnie? Błagam, nie rób mi tego
Pepper: Trzeba go zabrać do szpitala. Ktoś musi się nim zająć!
Rhodey: Wiem o tym


Zabraliśmy Tony’ego i pojechaliśmy z mamą Rhodey’go do szpitala. O nic nie pytała. Na pewno zacznie, gdy oddamy go w odpowiednie ręce. Bałam się. 
Szybko dojechaliśmy na miejsce i pierwszy lekarz na dyżurze zajął się nim. Mam nadzieję, że nie zareagowaliśmy za późno.

KONIEC CZĘŚCI ÓSMEJ

Część 7: Światło

1 | Skomentuj

**Tony**
No i skończyliśmy. W pełnej okazałości model Mark I. Ulepszyliśmy go o kilka drobiazgów. Miał jeden cel. Ratować życie. Chciałem go dziś przetestować, ale było już późno w nocy.
Spojrzałem na bransoletkę. Świetnie. Jutro szkoła, a my siedzieliśmy z tym do drugiej nad ranem. To dziwne, bo nie czuję zmęczenia.


Tony: Dodałem możliwość kamuflażu, czyli bycie niewidzialnym, ale najlepsze jest to, że może zmieniać się w plecak, więc mogę go nosić ze sobą. Co tym sądzisz?
Rhodey: Kawał dobrej roboty. Musimy wracać do domu. Trzeba spaać
Tony: Dobra, nie ziewaj, bo zaraz ja… ooo zacznę ziewaać. Mówiłem?
Rhodey: Mówiłeś. Przetestujesz po szkole
Tony: Hmm…
Rhodey: O nie! Nie myśl o tym. Nie możesz!
Tony: Nic nie mówię. Zobaczymy. To choodźmy spaać


Zamknąłem drzwi, blokując je kodem i poszliśmy do domu. Do swoich pokoi. Umyłem jedynie ręce i padłem na łóżko w tym, czym byłem. Zasnąłem.


Następnego dnia w szkole


**Pepper**


No i gdzie oni są? Lekcja zaraz się zacznie, a ja nie mam zamiaru siedzieć sama. O! Ktoś przyszedł. Patrzę i patrzę i… Jest Rhodey. Sam? Dziwne. Od razu weszliśmy do klasy, czekając na Tony’ego.


Pepper: A jego, gdzie wcięło?
Rhodey: Chyba jest zajęty
Pepper: Ty nie umiesz kłamać
Rhodey: Zobaczysz, że kiedyś cię ciekawość zgubi
Pepper: Haha! Już zgubiła. To powiesz mi, gdzie jest?


**Tony**

Testowałem zbroję, lecąc nad miastem. Nie było, aż tak źle, ale ciągle wpadałem na te same budynki i ptaki, przypominające bilbordy. Gdyby Rhodey był w laboratorium, miałbym lepsze zorientowanie w terenie. Niestety dla niego zasady są święte. Szczególnie od Roberty.


<<Uwaga. Nadlatujące zagrożenie>>


Tony: Gdzie?


Poczułem, jak ktoś we mnie uderza czymś ostrym.


Tony: O! Już widzę


Nie zwróciłem na to uwagi i leciałem do bazy. Nie szukałem kłopotów. Próbowałem się dodzwonić do Rhodey’go. Przydałaby się jakaś strategia. Gościu na pile tarczowej nie dawał spokoju. Nie chciał pozwolić mi uciec.


Tony: Ej! Nie szukam kłopotów. Kim ty jesteś?
Whiplash: Mów mi Whiplash. Wszedłeś na mój teren i musisz otrzymać karę
Tony: Karę?


Rzucił na mnie bicze, porażając cały system. Nie wiedziałem, że ktoś taki może być wrogo nastawiony. Zdołałem się uwolnić, marnując energię unibeamu. Szybko wzbiłem się w powietrze, przyspieszając, by zgubić tego szaleńca. Rhodey, odbierzesz w końcu?


**Pepper**


Skończyły się lekcje, a Tony nie zjawił się na żadnej z nich. Rhodey jakoś się nie martwił, ale później twarz w powagi zmieniła się na niepokój.


Pepper: Wszystko gra?
Rhodey: Tak. Odprowadzić się do domu?
Pepper: Nie potrzeba, ale chętnie coś zjem. Jeśli ci to nie przeszkadza, mogłabym przyjść do was na obiad?
Rhodey: Pewnie. Nie ma problemu. Mama nie będzie widziała sprzeciwu
Pepper: Ona zajmuje się sprawą wypadku samolotu?
Rhodey: Eee… jaki wypadek?
Pepper: Oj! Nie wymigasz się. Dobrze wiesz, jaki. Nie mówiłam, że w jeden dzień będę znała wasze sekrety?
Rhodey: Chyba mówiłaś. Dobra, to chodźmy


Obiad był przykrywką, by odkryć ich tajemnicę. Wiem, że coś ukrywali. Poszłam do jego domu. Na stole leżały ciastka. Zjadłam kilka, a on wyjadł resztę, aż na białym talerzu były widoczne jedynie okruszki. Ma ten apetyt.


Rhodey: Zaraz przyjdę, a ty rozgość się
Pepper: Dzięki


Poczekałam chwilę, jak wyszedł z domu. Potem wstałam i szłam za nim w odpowiednim odstępie, by mnie nie widział. Dotarłam na teren jakiejś fabryki, ale opuszczonej. Szłam dalej, aż do metalowych drzwi. Sprytnie wkradłam się i schowałam za jakąś starą kanapą. Przez wejście w dachu wleciało coś na podobiznę robota, ale nie do końca. Tam był człowiek. Po zdjęciu zbroi ujrzałam twarz. Tony?


Rhodey: I jak tam lot próbny?
Tony: Nie było źle, ale spotkałem kogoś
Rhodey: Właśnie widzę, że coś… Ej, co się dzieje?


Zajrzałam przez kanapę i widziałam, jak on mdleje. Rhodey od razu wiedział, co robić. Zauważyłam, jak bierze jakieś urządzenie i podłącza do czegoś, co ma na klatce piersiowej.


Pepper: O cholera. Co to jest?

KONIEC CZĘŚCI SIÓDMEJ

Część 6: Jedyna

1 | Skomentuj

**Pepper**
Zamknęłam laptop służbowy od taty, kasując dane wyszukiwania. Z dalszym wyrazem zszokowania myślałam nad tym, co pisało w aktach Tony’ego. Jaki wypadek? Stracił ojca, a matka? Pewnie, gdyby żyła, mieszkałby z nią. Widzę, że nie jestem jedyną osobą, której los podłożył kłody pod nogi. Moja mama nie wróciła już od 6 lat. Po prostu przyszła, spakowała swoje rzeczy i wyszła bez mówienia powodu.
Poszłam do swojego pokoju, gdzie chciałam zadzwonić do Tony’ego. Jednak pewnie mieli pogadankę z Robertą, więc to był zły moment na rozmowę.


Pepper: Zadzwonię innym razem, albo…


Przeszło mi przez myśl szpiegowanie. To jeden ze sposobów, by odkryć, jaką skrywa tajemnicę. Położyłam się w łóżku i zasnęłam.


**Tony**


Musiała nam wszystko popsuć. Mogliśmy spędzić fajnie czas z nową kumpelą, a ona tak po prostu pisze SMS-a, by wrócić do domu. Jeszcze tylko 3 lata. Aż trzy! Do tego czasu zwariuję z dwoma niańkami pod jednym dachem. 
Zamiast pójść na przesłuchanie, poszedłem do laboratorium. Chciałem dokończyć zbroję. Rhodey od razu dołączył. Chyba nigdy nie zostawi mnie samego, a czasem tego potrzebuję. Do przemyśleń i cichego spokoju.


Tony: Zbroja prawie gotowa. Jeszcze tylko kilka usprawnień i będzie działać, jak marzenie
Rhodey: Chyba o czymś zapomniałeś
Tony: O czym?
Rhodey: Mieliśmy gadać z mamą
Tony: No właśnie. Mieliśmy, ale mam ważniejsze rzeczy na głowie. Pepper nas wyprzedziła i zdobyła nasze numery bez pytania. Jest niezła
Rhodey: Bo ma ojca jako agenta FBI
Tony: Fakt, ale zaimponowała mi. O rany! Powiedziałem to?
Rhodey: Haha! Tak, powiedziałeś. Oj, Tony, Tony…
Tony: Rhodey, nie kończ
Rhodey: Chyba się zakochałeś
Tony: Odwołaj to


Zaczęliśmy się ze sobą droczyć, siłując na ręce. Był silniejszy. To fakt, ale musiałem się wygadać. Czasem moje usta mówią, co chcą i nie mam nad tym kontroli. Lekko się poszarpaliśmy, czego efektem było wylądowanie na podłodze. Śmialiśmy się.


Tony: Przyznaję
Rhodey: No powiedz to
Tony: Zakochałem się
Rhodey: Chłopie, to nie koniec świata
Tony: Nie uważasz, że to dziwne? Znamy się ledwo 2 dni. 2 dni!
Rhodey: Miłość przychodzi i odchodzi
Tony: Ciekawe, kiedy ty porzucisz swoją kochankę? Haha!
Rhodey: Nigdy! Będę jej wierny, aż do końca

Znowu się zaśmialiśmy. Niestety gadanina z Robertą nas nie uniknęła. Przyszła specjalnie do laboratorium.


Roberta: Chyba coś do was mówiłam! Mieliście przyjść do domu! Po cholerę tu siedzicie?!
Tony: Muszę się naładować
Roberta: Jakoś nie widzę ładowarki na wierzchu. Oj! Nagrabicie sobie
Rhodey: Kiedy tata wraca?
Roberta: Będzie leciał do Europy. Rhodey, jak wróci, to wróci. Macie na głowie szkołę i lepiej zajmijcie się tym i nie siedźcie tu. Kolacja gotowa


Już więcej nic nie mówiła i poszła. Całe szczęście, że nie zauważyła zbroi na wierzchu. To kilka elementów, ale miałbym przerąbane. Cholerny przypał.


Tony: Muszę, jak najszybciej skończyć zbroję
Rhodey: Najpierw trzeba udobruchać mamę, bo będzie bardziej spięta, że coś robimy bez jej wiedzy
Tony: Nie przejmuj się Robertą. Każdy ma lepsze i gorsze dni
Rhodey: Kobiety
Tony: No ba. Pomożesz mi?
Rhodey: Dobra, ale w razie czego, to twój pomysł
Tony: Zgoda


Siedzieliśmy z kilka godzin nad projektem. W pewnej chwili pomyślałem, by miała inne zastosowanie. Ocaliła moje życie, więc może taki będzie miała cel? Z chodzeniem do szkoły jakoś się pomęczę. Dla Pepper warto. Cholera! Ja myślę o niej!

KONIEC CZĘŚCI SZÓŚTEJ

Część 5: Śledzik FBI

5 | Skomentuj

Jak nie pada na chodniku, teraz ja jestem ofiarą. Kiedyś przywaliłabym za coś takiego, ale stałam się inną osobą. Nie byłam wściekła, a bardziej mnie rozbawiła jego niezdarność. Pomogłam mu wstać, a Rhodey od razu do nas podbiegł.
Tony: I tak wygraliśmy
Rhodey: Coś ty brał? Znowu musimy cię zbierać
Pepper: Haha! Tak zawsze?
Rhodey: A żebyś wiedziała
Tony: To co teraz? Zagrajmy w coś jeszcze
Pepper: Jak wytrzeźwiejesz


Puściłam mu oczko i poszłam do szafki. Do szafki, by zmienić strój. Cała koszulka przepocona. Jednak zawsze przy sobie trzymałam jakąś zapasową. 
Gdy zmieniłam bluzkę, moje ucho usłyszało, jak jeden z nich się drze. Później się ściszył. Ciekawa schowałam się za ścianą, podsłuchując tematu rozmowy.

Rhodey: Przeginasz, Tony. Znowu robisz to samo. Mama mnie zabije, jak coś ci się stanie!
Tony: Musisz się drzeć?! Jeszcze ktoś nas usłyszy!
Rhodey: Masz na myśli ją
Tony: Dobra, wyjaśnię ci coś i lepiej mnie posłuchaj. JA NIE POTRZEBUJĘ NIAŃKI!
Rhodey: Oj! Chyba potrzebujesz i teraz przymknij mordę
Tony: Wybacz, ale odpuść mi, choć jeden dzień
Rhodey: Wiesz, że nie mogę. Musisz na siebie uważać. Chyba nie muszę ci przypominać?
Tony: Nie


W końcu oboje uciszyli się. Rhodey go niańczy. Faktycznie przesadza. Ile ma lat? Cztery? No nieważne. Poszli do szatni się przebrać. Ja już wyszłam na korytarz, by pójść dać książki do szafki. Mogłam wrócić do domu, bo przez jeden dzień organizacyjny mieliśmy spokój, ale jutro zacznie się prawdziwa nauka. Gdybym poprosiła tatę o indywidualne, wyśmiałby mnie, a tak naprawdę wolałby, bym poznawała ludzi. Siedząc w domu, marnujesz się. No jasne. Musi mieć rację. 
Pomyślałam, żeby pogadać z Tony’m i Rhodey’m. Chyba się nie pokłócili? O! Poszli na dach. Ja też tam pójdę.


Pepper: Hejka! Stęskniliście się? Haha!
Tony: Chciałbym ci podziękować za grę
Pepper: O! Jak miło. Dzięki. Przyjemnie się grało, aż na mnie poleciałeś. Chyba się nie zabujałeś?
Rhodey: Lepiej o tym nie myśl, Tony
Pepper: Mogę was o coś spytać?
Tony: Wal
Pepper: Możemy dziś gdzieś wyskoczyć? Poznalibyśmy się bardziej albo chodźmy pobiegać. Zgadzacie się, czy macie ciekawszą propozycję?
Tony: Jestem za bieganiem
Rhodey: Nie radzę
Pepper: Ja też wolę coś innego, bo znowu padniesz
Tony: No niech wam będzie. Hmm… może chodźmy do kafejki? Jest niedaleko szkoły. Ja stawiam


Gdy Rhodey już miał coś powiedzieć, musiał zerknąć na telefon, jak usłyszał dźwięk. SMS? Od kogo?


Rhodey: Niestety, ale my musimy wracać. Pogadamy jutro i na pewno się spotkamy
Tony: Błagam, nie mów, że…
Rhodey: Mama
Tony: Pepper, ratuj mnie od tej złej kobiety
Pepper: Haha! Co ona taka zła? Ja rozumiem, że prawniczka, ale chyba nie może być, aż tak źle?
Tony, Rhodey: Może
Pepper: Szkoda. To ja też pójdę. Pa
Tony: A może wymieńmy się numerami?
Pepper: Niepotrzebnie. Mam was od wczoraj w komórce


Uśmiechnęłam się i pobiegłam do domu. Nie było, aż tak późno, a jego nie było w domu, więc mogłam pogrzebać w bazie danych FBI. Dowiem się, jaki sekret skrywa pan Anthony Stark. W kilka minut uzyskałam dostęp do jego kartoteki.


Trwa dochodzenie w sprawie wypadku samolotu.
Przyczyny katastrofy: nieznane
Sprawca: nieznany
Ofiary śmiertelne: Howard Stark- ojciec Anthony’ego


Pepper: Ja pierdole. Co?!


Opieka nad nim została przejęta przez państwo Rhodes’ów. Nieznane są uszkodzenia fizyczne Anthony’ego.


Pepper: Po raz kolejny. Ja pierdole!


Zakryłam sobie usta, hamując niedowierzanie. Nie wiedzą wszystkiego, ale sam mi powie, co się stało.

KONIEC CZĘŚCI PIĄTEJ

Część 4: Szkolna przygoda

3 | Skomentuj

Wstałem z rana dość leniwie, bo nie chciałem tak wcześnie czegoś robić. Jednak nie miałem zbyt wielkiego wyboru. Robercie nie wolno się sprzeciwić, bo zrobią się niezłe kłopoty. Wystarczy, że muszę być z nią pod jednym dachem przez wolę ojca.
Rhodey: Tony, pobudka!
Tony: Wal się! Nigdzie nie idę!
Rhodey: Jak ja nie obudzę, to ona cię ustawi do porządku
Tony: Ach! Idę, idę


Naprawdę. Wolałbym z nią nie zadzierać. Czy to przez zawód prawniczki? Może? No to wstałem z łóżka i ubrałem spodnie oraz bluzkę. Ogarnąłem lekko włosy, biorąc plecak ze sobą. Zszedłem do kuchni po śniadanie, choć Rhodey, jak zwykle dorwał się pierwszy. Kanapki błyskawicznie znikały z talerza. Zostawił jedną. Dzięki wielkie.


Tony: O której są te lekcje?
Rhodey: Na dziewiątą, a o czternastej wracamy
Tony: Hmm… 7 godzin męki
Rhodey: Pepper jest w naszej klasie.
Tony: Eee…
Rhodey: Wzięła ci wczoraj telefon i goniliśmy ją, pamiętasz?
Tony: Nie mogłeś dać jej miana złodzieja? Od razu skojarzyłbym osobę
Rhodey: Wspominałeś przy mamie o jakimś projekcie. Czy jest to, o czym ja myślę?
Tony: Wielośrodowiskowy egzoszkielet
Rhodey: ??
Tony: Hah! Zdziwiony? Powiem krótko. Zbroja
Rhodey: Nie mogłeś tak od razu?
Tony: Zrobiłem to samo, jak ty
Rhodey: Dobra, chodźmy już, bo autobus pojedzie bez nas
Tony: Gdy nad nią popracuję, będę mógł latać do szkoły i wszędzie, gdziekolwiek zechcę
Rhodey: Świetnie, ale przez twoje mądrowanie spóźnimy się!
Tony: Panikarz. Już idziemy


Wyszliśmy, a raczej pobiegliśmy. Rhodey tak kocha tamto miejsce? Nie wydaje mi się. Tu chodzi o coś zupełnie innego. O historię. Nie miał zamiaru przegapić pierwszej lekcji, bo pewnie wtedy musiał mieć romans z ukochaną. Dziwne, ale prawdziwe. Mówił, że nasza złodziejka też będzie chodziła z nami do klasy. Nawet ją polubiłem. Jak na rudzielca, nie sprawia kłopotów. Chyba to może się zmienić.
Udało nam się złapać autobus. Rhodey miał szczęście. Zdążyliśmy.

Prof. Klein: W samą porę. Dobrze, możemy zaczynać. Witam was po wakacyjnej przerwie. Nasza klasa powiększyła się o dwie nowe osoby. Jako, że pan Khan się przepisał, a nasz przezabawny uczeń wolał uczyć się w innej szkole, te dwa wolne miejsca zajmą Patricia Potts oraz Anthony Stark


Ruda wyszła z cienia i faktycznie pamiętałem ją. Mam nadzieję, że nie będzie kradła ponownie. Zresztą, niech robi, co chce. Musiałem poznać nowe otoczenie, gdzie mam spędzić te 3 lata. Zgadza się. Skończę 18 lat, wynoszę się stąd i Roberta nic mi nie zrobi. W końcu zacznę odpowiadać za siebie.


Pepper: I znów się spotykamy
Tony: Najwyraźniej, tak
Pepper: Masz szczęście, że żyjesz
Tony: A to niby czemu?
Pepper: Wydajesz się… mił… no sympatyczny. Nie chciałam mieć trupa na sumieniu. Haha!
Tony: Dobra, usiądźmy


Poszliśmy do wolnej ławki pod oknem. Rhodey siedział za nami. Bez problemu mogłem siedzieć z dziewczyną. O nie! Pomyślałem o tym!


Pepper: Powiem ci jedną rzecz, ale to najważniejszą
Tony: Jaką?
Pepper: Ja dowiem się o wszystkim i niczego nie ukryjesz
Tony: Nie byłbym taki pewny
Pepper: O! Czyli coś ukrywasz? Nie martw się. Już dziś sobie poprzeglądam twoje akta i poznam każdy twój sekret
Tony: To niemożliwe. Tylko…
Pepper: Cii… agent FBI Virgil Potts. Mówi ci to coś?
Tony: Obiło się o uszy
Pepper: Oj, młotku. To mój ojciec
Rhodey: Cicho, gołąbki! Próbuję tu czytać
Tony: Zaczyna się. Nie chcesz wiedzieć, o czym
Rhodey: Haha! Powiem jej. Chcesz wiedzieć?
Pepper: Mów
Rhodey: Niby czytam, ale bardziej analizuję przebieg bitew za czasów II wojny światowej, gdzie wtedy…


Przerwałem mu, zakrywając ręką usta. Ona reagowała na to inaczej. Może nie patrzyła ciekawskim wzrokiem, ale się śmiała. Uroczo się śmiała. Stark, wracaj na Ziemię. O czym ty myślisz?
Dobra, po lekcji organizacyjnej, co nie była historią. Tak, Rhodey się rozczarował. Kolejną lekcję 
mieliśmy W-F. Fajna sprawa. Może pogramy z Pepper? Miło z nią spędziliśmy ostatni wieczór, więc liczę na to samo. Mi się poszczęściło. Razem z Pepper byłem w tej samej drużynie, zaś Rhodey był z innymi, co ćwiczyli. Nie liczę pełnych ławek leniwców. 
I graliśmy przez niecałą lekcję. Ruda zagrywała agresywnie, lecz zdobywaliśmy punkty. Nie bardzo wiedziałem, o co chodziło w tej grze, ale wydawała się przyjemna. Przy tym zapominałem o swojej słabości i dosłownie grałem do upadłego. 
Gdy uderzyła ostatni serwis, na chwilę obraz się zamazał, aż zachwiałem się. Przypadkowo wpadłem na nią. Będzie źle.

KONIEC CZĘŚCI CZWARTEJ
© Mrs Black | WS X X X