Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FAZA 9. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FAZA 9. Pokaż wszystkie posty

Part 198: Rescue

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Dawno nie widziałem Tony'ego w tak dobrym humorze. To trochę podejrzane, choć mnie też ucieszyła ta wiadomość o śmierci dawnej sąsiadki. Oby już nikt nie popsuł nam życia. Niebawem wrócę do walki z przestępczością, lecz najpierw te ważniejsze sprawy. Muszę podołać w roli przyszłego tatuśka. Najpierw czeka mnie rozmowa z rodzicami.
Z zamyśleń wyrwał pisk Pepper. Brawo, geniuszu. Zrobiłeś to. Czyli koniec świata nadchodzi.

Pepper: Nie wierzę. Nie wierzę! Tony, czy to...
Tony: Aha! Przedstawiam ci najnowszy model zbroi. Oto Rescue
Pepper: Wow! Jest świetna! Mogę ją przetestować?
Tony: Hehe! Nie tak szybko... Najpierw powinnaś poznać jej funkcje... Dostosowana do misji szpiegowskich z elementami niewidzialności oraz podstawowego rdzenia mocy. Rescue sprawdza się lepiej w powietrzu ze względu na swoją lekkość, więc my z War Machine będziemy cię wspierać w walce
Pepper: Hahaha! Nie potrzebuję pomocy. Sama mogę połamać kilka kości wrogom
Rhodey: No i widzisz, co narobiłeś?
Tony: Dość długo się wahałem, ale zobaczymy, czy zrobiłem błąd... Podoba się?
Pepper: No pewnie, że tak. Hahaha! Strzeżcie się złoczyńcy! Nadchodzi Rescue!
Tony: Jazdę próbną zrobisz później
Rhodey: Żeby nie zdemolowała w jedną noc pół Nowego Jorku
Pepper: Ej! To było naprawdę wredne. Nadal jesteś zły za grzebanie w komórce?
Rhodey: Tak, lecz na szczęście nie napisałaś do niej nic głupiego
Pepper: Wiesz... Yyy...
Rhodey: Pepper...
Pepper: Chciałam to zrobić
Rhodey: Pepper!

Zacząłem się gonić z rudą, a nasz geniusz próbował nie paść ze śmiechu. Wyglądało to dosyć zabawnie, zaś jej piski tylko dawały więcej satysfakcji. Ciekawe, jak długo wytrzyma?

**Tony**

Wiedziałem, że Rhodey jedynie się z nią droczył, więc raczej nie spadnie ani jeden rudy włos z głowy. No chyba, że będzie biegał za Pep z nożyczkami.
Kiedy oni robili ze zbrojowni szkolny plan zabaw, zbadałem zwłoki w pomieszczeniu medycznym. W tym samym, gdzie leżała Katrine. Matt czekał, aż się obudzi.

Tony: Wyliże się... Nie martw się
Matt: Może i racja, ale mogła zostać bardziej ranna
Tony: Hej! Ocaliłeś ją. Jest dobrze
Matt: A czemu sprawdzasz ciało tej baby?
Tony: Chodzi mi o moce maski, czy wpłynęły jakoś na jej zachowanie, ale... Nie wierzę... FRIDAY?

<<Przepraszam cię, Tony. Twój system obronny działa na każdego przeciwnika i wymierzyłam w nią bronią>>

Matt: Tato, co się dzieje?
Tony: Pepper nie będzie zachwycona
Matt: Czemu?
Tony: Madame Mask... Ona... Ona wciąż żyje

Poczułem strach o swoją rodzinę. Zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, bo ktoś inny miał maskę. Wcześniej leżała przy ciele, więc oszustka musiała tu wrócić. Powinienem powiedzieć o tym reszcie, zaś DNA z włosa utwierdziło mnie w przekonaniu o planie wariatki.
Po wyjściu z lecznicy, nie widziałem swoich przyjaciół. Moje serce zabiło bardziej na widok starych wrogów. Mandaryn i Kontroler? Nie. Nie!

Tony: Jakim cudem wy żyjecie?! Odejdźcie stąd! FRIDAY, celuj w nich!
Pepper: Tony, co z tobą? Źle spałeś?
Tony: Odejdź, Gene! Ty... Ty nie istniejesz!
Rhodey: Tony, coś ty brał za świństwo? Nafaszerowali cię dragami w SHIELD?
Tony: Kontroler? Nie! Tylko nie to! Co ty tu robisz?! Jakim prawem nadal jesteście żywi?!
Pepper: Oprzytomnij, głupku!
Tony: FRIDAY, strzelaj!

<<Nie wykonam tego rozkazu>>

Tony: Zrób to! Nie sprzeciwiaj się swojemu stwórcy! Zabij ich!
Rhodey: Kompletnie tobie odbiło?! Posłuchaj, co ty mówisz!
Pepper: Tylko w jeden sposób wróci do normalności
Rhodey: Pepper, nie rób tego!

Zbroja była tak daleko, a wrogowie znajdowali się coraz bliżej. Wpadałem w jeszcze większą panikę, aż poczułem, jak czymś oberwałem w głowę. Klucz francuski? Mrugnąłem raz, widząc na nowo swoich bliskich.

Tony: Co.. to... było?

Ledwo spytałem, pogrążając się w ciemności

**Katrine**

Obudziłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam. Próbowałam kogoś zawołać, bo byłam zaniepokojona. Chciałam usłyszeć wyjaśnienia. Do sali wbiegł... Matt? To on mnie tu zabrał?

Katrine: Gdzie... jestem?
Matt: W bezpiecznej kryjówce, więc nic ci nie grozi... Chyba nie... Nieważne... Dobrze się czujesz?
Katrine: Dziwne... Chyba oberwałam w makówkę... Jedyne, co pamiętam, to rozkaz matki. Chciała mnie porwać... Nie udało jej się
Matt: Bo twój anioł nad tobą czuwa
Katrine: Anioł?
Matt: Taki opiekun z nieba

Cmoknął mnie w czoło i zostałam sama. Ponownie pogrążyłam się we śnie, zasypiając.

Part 197: To twoja sprawa

0 | Skomentuj

**Matt**

Szybko wskoczyłem do zbroi War Machine, by odnaleźć Katrine. Miała rację, co do obserwatora. Na pojazdach widniało logo Hydry, więc musiałem pozostać niezauważony. Niestety, ale ten pancerz nie mógł stać się niewidzialny. Mogłem tylko lecieć wysoko, zakrywając się wieżowcami.
Po dwóch godzinach, zauważyłem uciekającą dziewczynę. Ostrożnie przyjrzałem się bliżej. Tak. Znalazłem ją, ale jej matka również to zrobiła, blokując drogę ucieczki.

Madame Hydra: Już nie masz, dokąd uciec. Wróć do mnie i zostaw ojca na zawsze. Dam tobie wszystko, czego zapragniesz
Katrine: Nie! Ty kłamiesz! Nigdzie z tobą nie pójdę!
Madame Hydra: Chciałam z tobą po dobroci, lecz nie pozostawiłaś mi innego wyboru... Brać ją!
Katrine: Pomocy!
Madame Hydra: Nikt cię nie usłyszy, Katrine. Jesteś moja
Matt: Nie byłbym taki pewien!

Wystrzeliłem kilka rakiet z arsenału, które odrzuciły samochody z agentami na drugi pas ruchu. Jedni zaczęli strzelać pistoletami, choć byłem na nie odporny. Jednak coś tu nie pasowało. Wykryłem więcej oznak życia. Nie! Proszę cię, Duch! Nie mieszaj się do tego! Może stał niezauważony, ale wyczuwałem jego obecność. I tak moim zadaniem zostało uratowanie Katrine.
Nagle wszystkie auta zaczęły wybuchać jedno za drugim, że kończył mi się czas. Pewnie on podłożył ładunki. Nie chciałem z nim walczyć i od razu chwyciłem ją, zabierając do zbrojowni.

Matt: FRIDAY, w jakim ona jest stanie?

<<Niegroźny uraz głowy i utrata przytomności nie stanowią zagrożenia dla jej życia>>

Matt: Całe szczęście

<<Ostatni raz tobie pomagam w czymś tak szalonym>>

Matt: Wiem, ale potrzebowała mojej pomocy

<<I co zrobisz?>>

Matt: Muszę skłonić rodziców, by pozwolili zostać Katrine z nami

<<Mierzysz za wysokie progi, Matt>>

Matt: Ech! Taki już jestem

**Rhodey**

To była zaledwie chwila, kiedy Matt bez pozwolenia zabrał mój pancerz. Co oni chcą od mojego War Machine? No nic. Na szczęście wrócił w jednym kawałku. Pilot też. Jednak nie spodziewałem się jakiejś dziewczyny. Później go opieprzę za kradzież, bo sprawy z Ivy były ważniejsze. Widziałem, że bardzo się martwił nastolatką i nawet zdecydował zabrać ją do pomieszczenia medycznego.

Rhodey: Wybacz, że dzwonię tak późno... Obudziłem cię?
Gen. Stone: Nie mogę spać
Rhodey: Przez ciążę?
Gen. Stone: Jakbyś zgadł... Rhodey, jutro przylecę do ciebie, bo musimy pogadać twarzą w twarz. Zgodzisz się, że trzeba mieć jakiś plan. Mój ojciec wie, a twoi rodzice?
Rhodey: Heh! Niebawem się dowiedzą
Gen. Stone: Nie ukrywaj tego w nieskończoność
Rhodey: Jak się czujesz? Mdłości przeszły?
Gen. Stone: Rzygałam, jak kot! I nie! Nie czuję się lepiej!
Rhodey: Ivy, nie denerwuj się. W takim stanie nie możesz
Gen. Stone: Czekałam, aż odpiszesz na SMS-a
Rhodey: No wiem... Miałem rudy problem
Gen. Stone: Rudy?
Rhodey: Pepper naruszyła moją prywatność i zabiłbym ją, gdyby nie powstrzymał mnie jej mąż
Gen. Stone: Hahaha! Zalazła ci za skórę, co? A twój przyjaciel ma się lepiej?
Rhodey: Szybko go wypisali, ale musi na siebie uważać i ja będę miał na niego oko
Gen. Stone: Może zacznij uczyć się, jak być tatuśkiem, niż niańczyć swojego kumpla?
Rhodey: Ivy, ja...
Gen. Stone: Oj! Nie wywiniesz się. Twoi rodzice muszą poznać prawdę i przygotuj się na dziecko
Rhodey: Jeszcze mamy czas
Gen. Stone: Pozorny zawsze ubezpieczony
Rhodey: Chyba masz rację
Gen. Stone: I mam... Do zobaczenia wkrótce, Rhodey
Rhodey: Dobranoc, Ivy

Gdy rozłączyłem się, usłyszałem alarm. Świetnie. Tony miał zamiar lecieć, ale nie mogłem mu na to pozwolić. Z małymi złodziejaszkami policja sama da radę. Pomyślałem, żeby pogadać z nim na osobności. W tej sprawie nie mogłem liczyć na pomoc Pepper. Po tym, co zrobiła... Lepiej niech się cieszy życiem w jednym kawałku. Następnym razem oberwie podwójnie.

Tony: Coś nie tak?
Rhodey: Jest gorzej, niż myślałem
Tony: Co takiego?
Rhodey: Ivy tu leci
Tony: Auć!
Rhodey: A moja mama z tatą nic o tym nie wiedzą
Tony: Po raz drugi... Auć!
Rhodey: I co ja mam zrobić, Tony? Jesteś moją jedyną nadzieją
Tony: Hmm... Nie widzę tu żadnego problemu. Musicie ze sobą porozmawiać, a twoi rodzice powinni wiedzieć, co się szykuje. Hahaha!
Rhodey: To nie jest śmieszne!
Tony: Ludzie mają jeszcze większe kłopoty, a ty jedynie powinieneś powiedzieć im, co zaszło między tobą, a Ivy
Rhodey: Szaleństwo!
Tony: Być może

---**---

Mam problemy z internetem, więc wybaczcie za dłuższy poślizg, gdyby taki nastąpił :)

Part 196: Totalna katastrofa

0 | Skomentuj

**Tony**

Nie potrafiłem inaczej zareagować, niż zaśmiać się z jej słów. Wciąż pamiętałem temat ostatniej rozmowy z Rhodey'm. Na pewno podoła w byciu tatusiem, a Pep musi zrozumieć, że też szuka szczęścia w drugiej połówce. Myślałem, że mnie zabije za ten głupawy uśmieszek, ale dawno nie było na to okazji. Uwielbiam, gdy traci nad sobą kontrolę. Pierwszy raz nie czułem bólu. Może ten nowy implant będzie w stanie przekazać więcej mocy do zbroi. Coś czułem, że jeszcze dziś się mogę o tym przekonać.

Pepper: Śmiejesz się ze mnie? Poczekaj, aż wrócimy i ci wybiję te twoje perełki!
Tony: Hahaha! Pep, spokojnie... Rhodey też zasługuje, by być szczęśliwym. Naprawdę tak duży masz z tym problem?
Pepper: Tony, ty nie rozumiesz. On ma dziecko z inną kobietą!
Tony: Skąd wiesz? Oj! Na pewno Rhodey milczał w tej sprawie, więc... Włamałaś się do jego telefonu?
Pepper: Ja?! Nie!
Tony; Mów prawdę, bo jeśli się nie przyznasz, jak się dowiedziałaś, przetopię twoją zbroję
Pepper: Że, co zrobisz?! NIE! NIE RÓB TEGO! TONY!

Jej krzyki musiał usłyszeć każdy. Doktorek pojawił się błyskawicznie, a za nim wparował przyjaciel z moim synem. Świetnie, a FRIDAY wciąż stała przy łóżku bez żadnej reakcji. Wszyscy byli przerażeni, ale od razu się uspokoili, nie widząc zagrożenia.

Dr Yinsen: Co się dzieje? Czemu tak krzyczysz?
Tony: Po prostu troszeczkę pogroziłem naszej papryczce
Pepper: Papryczce?!
Rhodey: Tony, ja się cieszę, że w końcu zdrowiejesz, ale drażnić się z nią będziesz, jak wrócisz do domu
Pepper: Rhodey?
Rhodey: Tak?
Pepper: Chyba coś zgubiłeś. Hahaha!
Rhodey: Tony, pozwoliłeś jej na to?!
Dr Yinsen: Przestańcie krzyczeć... Wszystko gra?
Tony: Oczywiście
Pepper: Kto to jest Ivy?
Rhodey: Zabiję! ZABIJĘ! ODDAWAJ MI MÓJ TELEFON!
Pepper: Eee... Nie. O! Matt, zapomniałam powiedzieć, że Katrine do ciebie dzwoniła
Matt: Mamo! Dlaczego mnie nie obudziłaś?!
Dr Bernes: CISZA! Natychmiast stąd wyjdźcie i dajcie nam pracować!
Dr Yinsen: Dobrze mówisz... Poczekajcie na zewnątrz

Cała trójka wyszła za rozkazem lekarki. On jedynie sprawdził pracę nowego mechanizmu, diagnozując objawy, które mogłyby być groźne. Victoria jedynie przyglądała się zbroi w spoczynku. Sama naprawiła uszkodzenia, więc mogłem walczyć. Wystarczy tylko się stąd wydostać.
Kiedy analiza pikadełka dobiegła końca, otrzymałem do ręki wypis. Nie tego się spodziewałem.

Dr Yinsen: Nie będę cię dłużej zatrzymywał, ale musisz na siebie uważać. Twój organizm przez kilka dni może dziwnie reagować na zmiany, bo od teraz rozrusznik ładujesz raz na tydzień, więc nie zdziw się, kiedy poczujesz się senny przy braku zmęczenia. Mogą pojawić się też problemy z koncentracją, całkowite otępienie, czy zwykłe zawroty głowy... Tony, pamiętaj, żeby nie lecieć od razu na misję. Potrzebujesz przyzwyczaić się do nowej sytuacji... Będziesz dbał o siebie?
Tony: Będę uważał, lecz jako Iron Man zawsze podejmuję ryzyko... Czy mogę dostać zapasy leków dożylnych?
Dr Yinsen: W porządku... Już wcześniej o tym pomyślałem... Dzwoń, gdyby działo się coś niepożądanego i ujarzmij furię swojej żony
Tony: Hehe! Z tym ostatnim zawsze mam problem
Dr Yinsen: Powodzenia, Iron Manie

Uśmiechnął się głupawo, uwalniając mnie z kabli oraz wszelkich urządzeń. Wszedłem do zbroi i wychodziłem z helikariera, zabierając ze sobą Pepper, Rhodey'go i Matta. Wracaliśmy do domu, choć wpierw musiałem zahaczyć o zbrojownię.
Po znalezieniu się na miejscu, byłem w szoku, co zobaczyłem. Martwe ciało Madame Mask. Ktoś musi składać wyjaśnienia. Zresztą, nigdy jej nie lubiłem, ale chciałem znać prawdę, jak doszło do zabójstwa.

**Matt**

Katrine znowu dzwoniła. Pięć nieodebranych połączeń. Wykorzystałem czas, gdy FRIDAY relacjonowała przebieg walki z wariatką, by porozmawiać z ukochaną na spokojnie. Przeszedłem nieco dalej od zbrojowni. Jednak nadal nie spuszczałem ich z oczu. Mama była wściekła i to mogło się źle skończyć.

Matt: Katrine?
Katrine: Matt, czy to ty?
Matt: Spokojnie. Jestem sam... Przepraszam cię za moją mamę, ale chyba nie miała nic lepszego do roboty... Jeśli nie usłyszysz pisków, to wszyscy żyją
Katrine: Jeju! Tak źle?
Matt: Wujek się też wkurzył, bo szperała mu w telefonie... Katrine, wszystko gra?
Katrine: Uciekłam od ojca i nie mam, gdzie mieszkać... Czy to byłby problem, gdybym...
Matt: Ej! Nie ma problemu. Wpadnij do mnie
Katrine: Na kilka dni, aż się uspokoi
Matt: O co poszło?
Katrine: Chciałam z tobą pojechać na wycieczkę, a on mnie zamknął w pokoju. Uciekłam przez okno, lecz najgorsze jest to, że ktoś ciągle obserwuje każdy mój ruch
Matt: Kto?
Katrine: Moja matka

Z przerażenia upuściłem telefon na podłogę. Bałem się o nią i musiałem coś zrobić. Raczej ojciec się nie pogniewa, gdy "pożyczę" zbroję.

Part 195: Każda blizna ma swoją odrębną historię

0 | Skomentuj

**Tony**

Obudziłem się w dziwnym pomieszczeniu. Na szklanych drzwiach był znak orła, a mnie otaczały trzy postacie. Dwóch znanych mi lekarzy oraz zbroja. Wszystko wydawało się takie prawdziwe. Wstałem z łóżka, odpinając od siebie wszelkie urządzenia. Szedłem powoli po helikarierze, mijając puste pomieszczenia. Nikogo nie widziałem, lecz wydawało mi się, że kogoś słyszałem.

Pepper: Tony, jestem tu... Słyszysz mnie?
Tony: Pepper? Pepper, nie widzę cię! Gdzie jesteś?!

Biegłem najszybciej, jak się dało, próbując odnaleźć ukochaną. Miałem wrażenie niekończącego się korytarza. Przestrzeń się wydłużała, ale nie byłem w stanie wrócić do początku. Jedna ze ścian uciekała w dal, zaś ta druga próbowała mnie zatrzasnąć w pułapce.
Nagle usłyszałem hałas silnika i czyjś krzyk. Poczułem piekielny ból, rozrywający moje ciało wraz z rzeczywistością. Upadłem na kolana, krzycząc, aż wszystko popękało, niczym szkło.

Tony: Pepper!
Dr Yinsen: Tony, spokojnie... Jak się czujesz?
Tony: Gdzie ona jest?
Dr Yinsen: Przykro mi to mówić, ale nie żyje
Tony: Co?!
Dr Yinsen: Zabiłeś ją
Tony: To... To nie może być prawda... To musi być najgorszy... sen

W jednej chwili uświadomiłem sobie, iż wciąż śniłem najstraszliwsze koszmary. Gwałtownie się obudziłem, a jedna z maszyn głośno piszczała.

Dr Yinsen: Tony, Tony. Już dobrze. Oddychaj spokojnie
Tony: Pepper... czy ja ją... zabiłem?
Dr Yinsen: Oj! Musiałeś mieć bardzo zwariowany sen. Heh! Nic jej nie jest
Tony; Nie chciałbym... go znowu... przerabiać
Dr Yinsen: Nie martw się. Wszyscy żyją i tylko czekają, by z tobą się zobaczyć

Uśmiechnął się i znowu zrobiłem się senny przez jakiś lek. Poczułem, jak bicie serca zwalnia. Uspokaja się.

~*Godzinę później*~

**Pepper**

Chciałam wrócić do domu i paść na łóżko, ale nadal nie wiedziałam, co się działo z Tony'm. Rhodey na chwilę przysnął tak samo, jak Matt. Czekaliśmy na jakieś informacje. Ciągłe te piski urządzeń przyprawiały mnie o zawał. Nie chciałam go stracić.
Gdy miałam pójść po kawę, usłyszałam telefon. Dzwonił do Matta. Nie budziłam syna, więc dyskretnie sprawdziłam, kto dzwonił. Hmm... Katty? Katrine? Odebrać, czy dać jej spokój? Hmm... Odbiorę. Co mi szkodzi?

Katrine: Hej, Matt. Nie śpisz? Potrzebuję twojej pomocy
Pepper: Hej, tu mama Matta. Jeśli chcesz z nim pogadać, zadzwoń później lub powiedz, co mam przekazać
Katrine: Yyy... Zadzwonię później

Szybko się rozłączyła. Na pewno liczyła na rozmowę z kimś innym. Ciekawe, co od niego chce? Jeśli to coś niewłaściwego, nie pojedzie na wycieczkę. Tylko, czy on będzie w stanie na niej być? Trzy dni. Jedynie trzy dni.
Nagle znowu rozdzwoniła się komórka. Od Rhodey'go. A mnie nikt nie kocha? Nieważne. Miał jedno nieodebrane połączenie od jakiejś Ivy. O! I przyszedł mu SMS. Ciekawość mnie zżerała. Zdołałam odblokować ekran i odczytałam wiadomość. O mało nie spadłam z krzesła.


Spodziewasz się bliźniaków?

Co kurwa? Rhodey, do jasnej cholery! Nie wierzę! Czy ty... Boże! Zdradziłeś historię? To jest serio niemożliwe.

**Tony**

Znowu wróciła przytomność i zauważyłem jedną zmianę. Nie miałem w sobie implantu, ale żyłem. Jego miejsce zastąpiło coś innego. Trochę byłem zaniepokojony, lecz nie na tyle, by budzić resztę personelu. Dotknąłem ręką mechanizmu. Przypominał bardziej reaktor łukowy, choć spełniał funkcję poprzedniego urządzenia. Słyszałem, jak pracuje, a moje serce nie odrzuciło nowego wspomagacza. Jednak musiałem zapytać.

Tony: Co to jest?
Dr Yinsen: Nazywa się pikadełko. Ma w sobie cechy poprzednich rozruszników serca i zapewniam cię, że teraz będziesz czuł się o wiele lepiej
Tony: Dziękuję... Co z ładowaniem?
Dr Yinsen: Jedno na tydzień w zupełności wystarczy
Tony: Postaram się dbać o siebie
Dr Yinsen: Mam taką nadzieję
Tony: Mogę zobaczyć się z Pepper?
Dr Yinsen: Nie ma problemu. Już idę po nią

Przez drzwi weszła moja Pep. Była żywa i nic jej się nie stało. choć miała minę, jakby zobaczyła ducha. Usiadła przy łóżku ze spuszczoną głową. Sąsiadka zaatakowała? Czy ja o czymś nie wiem?

Tony: Pepper? Pepper, wszystko gra?
Pepper: Jak dobrze cię widzieć żywego. Tak bardzo się martwiłam o ciebie i nie próbuj mnie tak straszyć po raz kolejny, bo przyrzekam, że cię zatłukę własnymi rękoma, a do tego nie potrzeba zbyt wiele siły. Hahaha! Cieszę się, że żyjesz. Jak się czujesz?
Tony: Whoa! Jest dobrze, ale z tobą chyba nie. Mów, co cię gryzie?
Pepper: Gdyby mnie coś gryzło, to na pewno jakaś dziwna zmutowana pchła, co...
Tony: Zwolnij! Mów wolniej
Pepper: No, bo nie wiem, czy wiesz, ale...
Tony: Ktoś was skrzywdził?
Pepper: Gorzej... Rhodey chyba ma dziecko z jakąś kobietą

Part 194: Walka z demonami

0 | Skomentuj

**Pepper**

FRIDAY wyjaśniała ze szczegółami cały plan stworzenia nowego urządzenia, które zastąpi wadliwy implant. Żeby utrzymać Tony'ego przy życiu bez potrzebnej aparatury, doktorek włożył na niego zbroję. Jako, że czasu było niewiele, od razu skontaktował się z Victorią, która znajdowała się na helikarierze. Na szczęście Matt nie został ranny i mógł pójść z nami.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, Yinsen zabrał chorego do sali i za pozwoleniem Fury'ego przygotował wszystko, co potrzebował. My musieliśmy zostać, zaś lekarka czekała przed wejściem w pogotowiu.

Dr Bernes: Wcześniej wyglądał o wiele lepiej, niż teraz
Matt: To wina Madame Mask
Pepper: Jakim cudem się znalazła w zbrojowni? Dobrze, że nic ci nie zrobiła, bo przyrzekam, ale...
Matt: Ona nie żyje
Pepper: Co takiego?!
Matt: FRIDAY mnie ocaliła i teraz zrobi to samo dla taty
Rhodey: Jesteś pewny, że zabiła właściwą osobę?
Matt: No tak. Nikogo więcej nie było w pobliżu
Rhodey: Ona może zmieniać tożsamość
Matt: Wujku, będzie dobrze... Przecież nie pozbawiłaby życia niewinnej osoby
Rhodey: Może masz rację
Matt: Bo mam
Pepper: Teraz tylko, żeby Tony przeżył
Dr Bernes: Jestem przekonana, że znowu go ocali

Uśmiechnęła się do nas, dając potrzebną nadzieję na cud.

**Tony**

Nie czułem nic, ale słyszałem czyjeś głosy. Szedłem w ich stronę, lecz dźwięk stawał się coraz to mniej słyszalny, a świat ogarniała czerń. Nie miałem zbroi. Nawet byłem bez implantu. Co się dzieje? Umieram? Niemożliwe. Nigdy się nie poddaję, więc skąd ten brak energii do życia?
Nagle poczułem potężne porażenie, które wstrząsnęło moim ciałem. Przez chwilę pojawił się jasny punkt w tej ciemności. Postanowiłem iść za nim. Jednak na mojej drodze pojawili się rodzice. Martwi, bo z nich spływała krew. Dotknąłem rodzicielki, aż próbowała mi odgryźć rękę. Przeszła przeze mnie, zmieniając się w koszmarną poczwarę. Nie wiedziałem, czy śniłem, ale druga zjawa również zmieniła się w coś na rodzaj demona, który chciał mną zawładnąć. Karmił się lękami. Jeśli nie przezwyciężę lęku przed wypadkiem z przeszłości, nie obudzę się w spokoju i chyba nigdy nie ujrzę Pep.
Kiedy zjawy zaczęły krzyczeć na całe gardło. zasłoniłem uszy, a pode mną pojawiła się przepaść. Wpadłem do drugiego koszmaru. Przeklęta wyspa.

**Ho**

Tony wynalazł genialny sztuczny umysł, jakim była FRIDAY. W dwie godziny zdołaliśmy stworzyć najnowsze urządzenie, co powinno dać radę zastąpić poprzedni implant. Nie potrzebowało metalu z Arktyki, a częstość ładowania skracała się do raz w tygodniu. Świetne rozwiązanie. Oby organizm Tony'ego zaakceptował nowy wspomagacz.
Po wstawieniu mechanizmu w odpowiednie miejsce, kardiomonitor pokazywał brak funkcji życiowych. Coś było nie tak. Wezwałem Victorię do pomocy. Wystarczyło zawołać i pojawiła się, jak burza.

Dr Bernes: Co się dzieje, Ho? W czym masz problem?
Dr Yinsen: Organizm nie akceptuje nowego serca. Musisz wstrzyknąć kardiofrynę na mój znak
Dr Bernes: Dlaczego ja? Ty tego nie możesz zrobić?
Dr Yinsen: Muszę nastawić pikadełko, żeby działało
Dr Bernes: Pikadełko?
Dr Yinsen: Tak nazwałem połączenie reaktora łukowego i implantu... Nie podoba ci się?
Dr Bernes: Ach! Te twoje pomysły... Jestem gotowa

Ustawiłem potrzebną energię do pobudzania mięśnia i wtedy Victoria wstrzyknęła substancję do krwiobiegu. Stan nadal pozostał bez zmian. Chyba bez defibrylatora się nie obejdzie. Strzeliłem jedno wyładowanie o średniej mocy. FRIDAY też nic nie mówiła, znając odczyty z kardiomonitora.

Dr Yinsen: Tony, wróć do nas. Jesteś nam potrzebny
Dr Bernes: Skalibrowałeś odpowiednio "pikadełko"?
Dr Yinsen: Wszystko pasuje. Problem w tym, że coś go blokuje i nie może wrócić

**Tony**

Znowu słyszałem czyjeś słowa. Miałem wracać. No tak. Jestem Tony Stark. Mam najwspanialszą żonę, o której każdy marzy i wychowujemy razem kochanego syna. Ryzykuję własnym życiem dla ich bezpieczeństwa, a świat zna mnie pod postacią Iron Mana. Musiałem walczyć i nie dać się złamać potworom.
Miałem dość przerabiania na nowo wyspy. Wiedziałem, że nie uratowałem Stane'a. Wiedziałem, że mogłem umrzeć, ale to właśnie tam Duch pokazał swoją część człowieczeństwa. Zacząłem się szarpać z łańcuchami, które znikały wraz ze zjawami.

Tony: Mam dość kręcenia się w tym chorym śnie! Chcę wrócić!

Krzyknąłem tak głośno, aż z echa utworzył się portal. Pobiegłem w jego stronę, ale on zbliżał się do mnie. Zatrzymałem się i moje ciało znalazło światełko. Rozbłysło się na wszystkie strony, a demony uciekły, bo ciemność znikała.

<<Stan stabilny... Obudził się>>

---***---

Mówiłam. Dwie notki na dzień. Jeśli komuś nie pasuje, to trudno.

Part 193: Żywy lub martwy

0 | Skomentuj

**Matt**

Kobieta w masce zaczęła zmieniać twarz. Mogła być każdym, więc z łatwością weszła do zbrojowni. Pomogę tacie w ulepszeniach systemu, żeby już nikt nie próbował go skrzywdzić. Lekko sparaliżował mnie strach. Stała jako agentka, mierząc z broni. Nie wiedziałem, jak mam się obronić. Nie miałem przy sobie nic. Na stole roboczym znalazłem tylko rękawicę.

Matt: Odsuń się, bo strzelę!
Sąsiadka: Oj! Myślisz, że się ciebie boję? Przecież ty nawet nie wiesz, jak to działa
Matt: Nie jestem sam
Sąsiadka: Czyżby?

<<Specjalny system ochrony włączono. Czy zezwalasz na użycie broni?>>

Sąsiadka: Ech! Znowu gadasz, a już myślałam, że cię uciszyłam na dobre

<<Na chwilę mnie wyłączyłaś, ale znowu działam>>

Matt: FRIDAY, zezwalam na broń

<<Cel namierzony>>

Sąsiadka: Whoa! Moment... Naprawdę chcesz skrzywdzić biedną staruszkę? Co o tym pomyśli twoja mamusia?
Matt: Wkurwiasz mnie swoim gadaniem

<<Matt, schowaj się>>

Sąsiadka: I tak pierwsza cię zabiję, lecz najpierw pozbawię twojej obrony>>

Zaczęła ostrzeliwać komputer, który miał uaktywnione pole siłowe. Szybko skoczyłem przez kanapę, ukrywając się przed tą wariatką. Chciałem jakoś ją powstrzymać, bo pole zaczęło się kruszyć. Natychmiast wystrzeliłem kilka strzałów z ukrycia, lecz ta siła mnie odrzuciła na ścianę. Nie skalibrowałem odpowiednio mocy. Jednak nie poddawałem się. Wstałem na równe nogi, strzelając w maskę.

Matt: FRIDAY, teraz!
Sąsiadka: Nawet, jeśli mnie zabijesz, to przyjdą następni
Matt: Kto?!
Sąsiadka: Każdy pragnie śmierci Iron Mana. Hahaha!

Ostatni raz usłyszałem jej śmiech i moc promienia z systemu obronnego przepaliła wariatkę na wylot. Krzyczała z bólu przez chwilę, aż upadła. Odetchnąłem z ulgą, choć w jednym miała rację. Są inni, co chcą zabić tatę. Komputer chyba wiedział, jak go ocalić. Zaczęła kończyć naprawdę zbroi. Dość szybko się z tym uporała. Poprosiła, żebym wszedł do pancerza. Zgodziłem się i poleciałem do szpitala.

**Pepper**

Krótko byliśmy przy Tony'm, bo znowu jego organizm starał się walczyć o życie. Stało się najgorsze. Serce przestało bić. Byłam przerażona i płakałam, czekając przed salą na poprawę sytuacji. Rhodey starał się jakoś mnie podnieść na duchu. Rozrusznik też zawodził. Co teraz?
Nagle usłyszałam dźwięk metalowych stóp. Może jej nie widziałam, ale coś mi mówiło, że zbroja chciała pomóc swojemu stwórcy.

Matt: Mamo, wszystko gra?
Pepper, Rhodey: MATT?
Matt: Wiem, jak uratować tatę... Bardzo z nim źle?
Pepper: Jest bez implantu i serce nie może odpowiednio działać same
Matt: Dlatego FRIDAY wpadła na pewien pomysł
Pepper: FRIDAY?

<<Trzeba stworzyć nowe sztuczne serce na podstawie schematów implantu i reaktora łukowego. Powinno być odporne na impuls elektromagnetyczny i silniejsze od poprzedniego. Bateria energetyczna będzie musiała mieć jedno ładowanie w tygodniu, więc Tony przestanie w końcu narzekać>>

Pepper: Wow! To świetny pomysł
Rhodey: Jeśli nie jest jeszcze za późno, trzeba powiedzieć Yinsenowi
Matt: I po to mam zbroję... Działam na kamuflażu, by nikt nie widział pancerza
Rhodey: Dobrze robisz, Matt
Pepper: Jak się czujesz?
Matt: W porządku, choć wariatka z maską zrobiła sobie strzelnicę z komputera
Pepper: Kurwa! Sąsiadka tam była?! Na pewno jesteś cały?

<<Nie wykryłam poważnych obrażeń poza niewielkim urazem głowy>>

Matt: Heh! To moja wina. Nie wiedziałem, jak działa rękawica
Pepper: Zdejmij zbroję i niech zobaczy cię lekarz
Matt: Jeśli w ten sposób będziesz spokojniejsza, to zgoda

<<Mogę działać sama. Wyjaśnię mu cały plan>>

Gdy Matt wyszedł z pancerza, doktorek poinformował nas o stanie Tony'ego. Musiał go intubować i już samodzielnie nie oddycha. Powiedział, że w szpitalu nie jest w stanie nic więcej zrobić. Chciał się poddać, ale w porę zatrzymałam specjalistę.

Pepper: Jest pomysł, choć Matt z FRIDAY to wymyślili
Dr Yinsen: O co chodzi?
Matt: Trzeba zabrać tatę do SHIELD. Tam będzie mógł pan mu pomóc. Przecież oni wiedzą o Iron Manie
Dr Yinsen: Zgadza się... Zaraz zostanie przewieziony, a przy okazji ktoś mi wyjaśni, co chcecie zrobić?

<<Ja to zrobię>>


----***----

Widzę, że chyba już nikt tu nie zagląda, ale mimo wszystko nadal piszę. Może to nie ma sensu, ale chcę zakończyć wyzwanie z 366 notkami. Więc dodaję po dwie notki dziennie. Tak. Będzie spam z mojej strony. Przepraszam. Czy jest tu ktoś może, kto deklaruje się czytać tego bloga. Jeszcze mam wiele historii innych napisanych, które znikają z Wattpada. Mam nadzieję, że ktoś wytrwa do końca ;)
© Mrs Black | WS X X X