Próbowałam się otrząsnąć z tego, co się stało kilka minut temu. Najbardziej bałam się o Matta. Ojciec wiedział o jakimś wypadku. O co chodzi? Poszliśmy do mojego pokoju, bo tylko tam czułam się bezpieczna.
Katrine: Wiedziałeś?
Duch: Obserwowałem ciebie i jego. Chciałem być pewny, że się z tobą nie spotka
Katrine: Co to był za wypadek?
Duch: Zostali potrąceni przez kogoś, kto należy do Hydry i właśnie tam twoja mama wróciła... Zanim przyszłaś na świat, poznałem ją na jednym zleceniu, a nasz zleceniodawca był wspólny, więc nie raz się na siebie natknęliśmy, aż... pojawiłaś się ty... Kontrolowałem cię nie bez powodu. Po prostu chciałem cię chronić
Katrine: A Matt?
Duch: Chciałem go oddzielić do ciebie, bo wasze spotkania narażały cię na ich atak
Katrine: Ale... Ale czego oni chcą?
Duch: Madame Hydra już ci powiedziała. Chciałam rozwiązać twój problem
Byłam w szoku, do czego się przyznał. Dla pewności, czy mówił prawdę o wypadku, zadzwoniłam do chłopaka. Nie odbierał.
Katrine: I co teraz?
Duch: Musimy wyjechać
Katrine: Nie! Nie musimy!
Duch: Katrine, to jedyne wyjście
Katrine: Nie! Zawsze jest też inna opcja do wyboru!
Znowu narastała we mnie złość. Nie chciałam zmieniać miejsca zamieszkania przez dwulicową matkę. Chciałam żyć, jak normalna nastolatka. Czy to musi być takie trudne?
**Rhodey**
Odpadło pięć kolejnych kadetów. Wszyscy na maratonie. Na szczęście dobiegłem te ostatnie kółka, ale brakowało mi tchu. Musiałem odpocząć. Gdy znalazłem się na mecie, zatrzymałem się, biorąc głęboki wdech. Rozejrzałem się, ilu pozostało. Dziesięciu? No ładnie. Chyba na samym końcu zostanie nas jeszcze mniej.
Z rozkazu ustawiliśmy się w szeregu.
Gen. Stone: Spodziewałam się mniejszej grupki. Jednak nadal może się to zmienić... Pięć minut przerwy i ruszacie na tor. Zrozumiano?!
Zgodziliśmy się, krzycząc chórem. Myślałem, że nasza pani generał da nam spokój, lecz bardzo się myliłem. Kazała spakować następnym kadetom swoje rzeczy. Za co? Nakryła tę czwórkę na chlaniu wódki, a do tego podobno wrzeszczeli w nocy, łażąc po placówce, aż ją zbudzili. Została siódemka razem ze mną.
Pięć minut później, zostaliśmy wysłani na tor przeszkód.
Gen. Stone: Jeśli uważacie, że to, co dla was przygotowałam jest pryszczem, zmienicie zdanie w połowie toru. Uważajcie na wszelkie niespodzianki. Na miejsca... gotów... START!
Wszyscy wybiegliśmy, jak najszybciej. Na początku musieliśmy przejść przez druty kolczaste, czołgając się pod nimi. Jeden z kadetów utknął nogą w drucie. Mogłem go zostawić i przejść dalej, ale nie. Zawróciłem, pomagając mu wyplątać się z drutów. Nic nie powiedział. Jedynie dziwnie spojrzał i mnie wyprzedził.
Gen. Stone: Rhodes, do cholery! Ruszaj się! Koniec udawania samarytanina! Masz trasę do przejścia!
Zignorowałem to, przechodząc przez kolejną pułapkę, którą były opony. Przeskoczyłem przez nie, a po ścianie się wspiąłem z liną. Tylko ja byłem w tyle i jeszcze jakiś kadet. Nie spodziewałem się następnej przeszkody. Było nim... pole minowe? Faktycznie zostawiła nam niespodzianki. Zatrzymałem się, jak większość, a jedynie jeden nie wierzył, że są bomby. Przeszedł swobodnie przed siebie, aż nastąpił wybuch. Zasłoniłem usta z przerażenia.
Gen. Stone: Nic mu nie będzie. Przeżyje
Rhodey: To... To prawdziwe bomby?
Gen. Stone: Realistyczne atrapy. Jak na nią wpadniecie, możecie się poobijać, choć zależy od siły wyrzutu... Ktoś chce skapitulować? Nie? No to ruszać do przodu, kadeci!
Przynajmniej nie użyła tego słowa, jakim się określa amatorów.
Gen. Stone: I ty też, żółtodziobie
Rhodey: NIE JESTEM ŻÓŁTODZIOBEM!
Wkurzyłem się i zacząłem manewrować ostrożnie między minami. Domyślałem się, gdzie mogła je podłożyć. Granie w "Sapera" nie poszło na marne.
**Tony**
Przez to, że FRIDAY nie odblokowałaby zbroi, zjadłem małe śniadanie, popijając wodą. Nie musiałem nic mówić, bo po skanowaniu mogła wiedzieć, czy zrobiłem, co trzeba, Gdy była już pewna, że tak było, mogłem polecieć na patrol. Zacząłem od poszukiwań Hydry, a dokładnie skupiłem się na Viper. Była trudna do odnalezienia. Znajdowała się poza zasięgiem.
Tony: Przypuśćmy, że Hydra stoi za wypadkiem, a doniesienie na doktorka? Kto może stać za tym?
<<Nie mam bladego pojęcia, choć mógłbyś zacząć od sprawdzenia innych wrogów>>
Tony: Blizzard odpada, a Whiplash jest robotem
<<Widocznie ten ktoś pozostaje nieuchwytny przez zmianę tożsamości>>
Tony: Myślisz, że ma maskę?
<<Nie wiem>>
Tony: Poszukaj jej sygnatury
<<Jest... Uwaga! Wykryto wroga>>
Tony: Aaa!
Krzyknąłem przez silne porażenie prądem. Cholera! Zapomniałem włączyć kamuflaż. Teraz Whiplash może dokończyć, co zaczął. Poszukiwania muszę odłożyć na później. Najpierw pozbędę się tego trutnia.
---**---
Z przykrością was zawiadamiam, że do zakończenia matur (prawdopodobnie dopiero 19 maja) blog pozostanie nieaktywny. Sama w tym czasie nie będę pisać żadnych nowych notek w zeszycie, choć plany mam. Wiem, że musicie długo czekać, ale wytrwacie. O ile ktoś jeszcze to czyta.
Wooo nie spodziewałam się tego po Viper bym to inaczej ujęła, ale postanowiłam, że w internetowych ni będę przekonać. Czy to znaczy, że przez ten cały czas Duch był dobrym ojcem ? A o tak jestem do niego trochę złowrogo nastawiona za pobicie Matta. FRIDAY to teraz jak taka matka się stała :D no na początku miała mu matkę przypominać, Ale stworzył ją na wzór Pep. Stop zapomniałam co miałam na myśli. Ooo Whiplash, Maska, Hydra ale się nazbierało tego ooo będzie się działo :D
OdpowiedzUsuńNo z tym Duchem trochę pomieszałam, ale teraz wychodzi, że to on jest tym dobrym duszkiem. Jednak nadal jest wrogiem Iron Mana mimo sojuszu (tymczasowy) FRIDAY ma przypominać Pep, więc dobrze, że się martwi. Jest ludzka. Hehe. Wrogowie przybyli. Fajnie, że czytasz, ale długo musisz czekać na kolejny part ;)
Usuń