Rozdział 24: Chwile nadziei cz. 2 Nowy początek


--Miesiąc później--

Nareszcie nadszedł ten upragniony dzień. Dzień, który wszystko zmieni. Relacje między mną a Pepper. Teraz staniemy się dla siebie kimś bliższym. Przygotowywałem się do ceremonii w zbrojowni. Rhodey pomógł mi zawiązać muszkę. Sam też przy tym potrzebował pomocy.

-No i jak?

-Elegancko. Naprawdę Pepper ma szczęście, że ją wybrałeś. A księdza też zamówiłeś?

-No z tym to musiałem improwizować- zaśmiałem się, podchodząc do komputera

<<Dziś jest ten wasz dzień. Dzień, który połączy was węzłem małżeńskim. Spotykamy się tu...>>

Przerwałem puszczanie taśmy. Rhodey śmiał się z tego pomysłu.

-Nieźle geniuszu. Myślę, że jej się to spodoba. To będzie niezapomniany dzień

-Tak, zdecydowanie niezapomniany. I pomyśleć, że po tym wszystkim, co przeszliśmy przez te akcje Ducha, nadal chcemy ułożyć życie na nowo

-Minęło sporo czasu od tej walki. Ja nadal nie wierzę, że żyję, a jedną nogą byłem po tamtej stronie

-To się nazywa mieć wielkie szczęście. Chociaż wiemy, że to Duch zabił dr Yinsena. Dobrze, że to już minęło- skończyłem wspominać i przygotowywałem ozdoby

Z pomocą Rhodey'go rozwinąłem czerwony dywan, a dzięki zbroi.maskującej powiesiłem białe ozdoby blisko sufitu. Odleciałem lekko do tyłu, by zobaczyć, czy nie powiesiłem za krzywo.

-Idealnie- dumny z siebie zleciałem powoli w dół

-Ty tak się nie zachwalaj, tylko załatw też jedzenie i muzykę- zwrócił Rhodey uwagę na brakujące elementy

-Dobra, już lecę- ruszyłem do wyjścia

-Tony, bez zbroi- wskazał na ścianę, gdzie miałem ją schować

Dobrze, że zauważył. W zbroi nikt, by mnie nie wpuścił do sklepu. Szybko zrobiłem zakupy i wszelkie potrawy położyłem na stole, przykrytym białym obrusem. Stół postawiłem po prawej stronie naprzeciw skrzynki z narzędziami. Pewnie Pepper wolałaby ślub gdzieś indziej, ale zgodziła się na moją sugestię.

-Tyle wystarczy?- spytałem się niepewnie

-Wszystko jest, a muzyka?

-Z komputera włączę muzykę typową dla wesela

-I wszystko gra- uśmiechnął się Rhodey

Ciekawe, czy Pepper już gotowa?









-Pepper, jesteś już gotowa?- spytała się mnie Bobbie

-Jeszcze tylko włosy zepnę- spięłam je w kok

Bez zapowiedzi weszła do pokoju.

-Wyglądasz ślicznie. A welonu ci nie potrzeba?- zauważyła brak nakrycia głowy

-Nie cierpię welonów. Tak będzie lepiej- przyznałam

-No jak wolisz. Do twarzy ci w tej sukience- powiedziała komplement

-Dzięki, ale ona ma już swoje lata. Niezbyt typowa dla ślubu. Taka zwykła, biała i prosta bez zbędnych dodatków

-Nie przejmuj się. Olśniewasz pięknością, nawet bez sukienki- uśmiechnęła się

Zobaczymy, co Tony powie. Szkoda, że mój ojciec siedzi w pracy. Wiem, że jako agent FBI ma ciężko, ale dziś jest mój wymarzony dzień z moich snów. Nie mógł odpuścić? To przykre, choć dobrze mieć Bobbie przy sobie. Jest moją świadkową, a Tony ma pewnie Rhodey'go.

-To może już chodźmy. Spóźnimy się, a tego byś nie chciała

-No właśnie. To chodźmy- szybko wzięłam małą torebkę i założyłam czarne buty na obcasie

Wsiadłam na motor Bobbie i pojechałyśmy do zbrojowni. Właśnie. Ślub w zbrojowni? Tego nikt nie przeżył. Tylko, jak to będzie wyglądać?









Niecierpliwie zerkałem na zegarek. Czekałem, aż pojawi się moja przyszła żona. Nerwowo chodziłem po zbrojowni, a Rhodey chciał mnie uspokoić.

-Tony, jeszcze ma czas. Spokojnie. A właśnie, naładowałeś implant?

-Rhodey, błagam. Jeden dzień bez matkowania. Tak, naładowałem. Czy chociaż dzisiaj możesz przestać?

-Nie, bo ciebie trzeba niańczyć- wybuchnął śmiechem

-Milcz- poprosiłem go

Rhodey czasem przesadza. Trochę dziwne, że Roberty tu nie ma. Może ma ważną rozprawę? Akurat w taki dzień. Jest dla mnie ważna i zawsze ją traktowałem, jak drugą matkę. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk silnika motoru. Przyszła.

-Możemy zaczynać- podszedłem do panela i włączyłem dialogi

Czekałem przy "ołtarzu" na Pepper. Muzyka była powolna. Towarzyszyła jej Bobbie, a obok mnie stał Rhodey z obrączkami.

Gdy stanęliśmy obok siebie, zaczęła się prawdziwa ceremonia.

<<Moi drodzy. Zebraliśmy się tu dziś, aby połączyć tych dwoje ludzi. Dziś jest ten wasz dzień. Dzień, który połączy was węzłem małżeńskim. Czas na przysięgę>>

Trzymałem rękę po stronie serca. Czułem lekkie zdenerwowanie. Bałem się, że pójdzie coś źle. Wszystko robiłem sam z Rhodey'm.

<<Anthony Edwardzie Starku, czy przyrzekasz wierność, miłość i uczciwość małżeńską, dopóki śmierć was nie rozłączy?>>

-Tak- przełknąłem przez gardło nadal spięty

<<Patricio Virginio Potts, czy przyrzekasz wierność, miłość i uczciwość małżeńską, dopóki śmierć was nie rozłączy?>>

-Tak- odparła z uśmiechem

<<Możecie włożyć obrączki i pocałować się>>

Wyciągnęliśmy dłonie i Pepper założyła mi pierścionek na palcu mojej ręki, a ja uczyniłem to samo. Całą ceremonię zapieczętowaliśmy długim pocałunkiem.

-Brawo!- krzyknęła Bobbie, klaszcząc

Wtopiłem się w jej usta. Cieszyłem się, że nie było nic złego.

-I jak księżniczko? Czy to był ślub twoich marzeń?

-Nawet większy od marzeń- przytuliła mnie czule

-Oj Pep. Kocham cię

-Ja ciebie też

Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale rozbrzmiała się muzyka do tańca. To sprawka Rhodey'go.

-Zatańczysz?- skłoniłem się

-Z przyjemnością- chwyciła mnie za rękę

Rozkoszowaliśmy się wspólnym walcem. Byłem totalną pokraką i ciągle ją deptałem.

-Wybacz, nie umiem tańczyć- wstydziłem się do tego przyznać

-Nie szkodzi. I tak jest cudownie- położyła głowę na moim ramieniu






Myślałam, że Tony potrafi tańczyć, ale nie było to, aż takie ważne. Staliśmy się prawdziwą parą. Gdy wtuliłam się bliżej niego, czułam, jak bije mu serce. Kołysaliśmy się lekko, a on był zdenerwowany.

-Tony, nie denerwuj się. Jest dobrze

-Ja się nie denerwuję

-Tony, uczciwość- przypomniałam mu o przysiędze i od razu się przyznał

-Wybacz, ja tylko chciałem, by wszystko było idealnie

-I jest, bo jesteś ty, Rhodey i Bobbie. Trochę szkoda, że mój ojciec się nie zjawił i pani Rhodes, ale jestem z ciebie dumna z tego, ile serca włożyłeś w te przygotowania

Tańczyliśmy długo, aż do wieczora, gdy Rhodey dorwał się do jedzenia. Czasami potrafi być bardzo głodny. Nawet Bobbie wyluzowała  i niczym się nie przejmowała. To był najlepszy dzień. Dzień, który zmienił moje życie.


-------***-------

I tym oto rozdziałem zamykamy sezon drugi. Mam nadzieję, że jeszcze wytrwacie do końca opka, bo po nim startuje coś nowego.Miało być w czerwcu, ale plany się zmieniły. Poza tym zadecydowałam, ze zostaję przy IMAA i pisaniu. Nie mogę rzucić czegoś, dzięki czemu żyję :) Aha no i ważny nius. Będą po dwa rozdziały w tygodniu

6 komentarzy:

  1. Coś pięknego <3 Jaki cudowny ślub i do tego w zbrojowni, oryginalne i bardzo romantyczne :-* Też się obawiałam, że może zdarzyć się coś złego, a tu taka ceremonia :-P Jej, są już małżeństwem! Extra! Bajeczna notka!... Nie mogę się doczekać co dalej. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to miało być takim punktem, gdzie wszystko się uspokaja, ale niestety trzeci sezon, jak ruszy to zn=byt happy nie będzie. Będzie bardzo dziwny. Dzięki za komentarz :)

      Usuń
  2. Czy jego komputer ma uprawnienia do dawania ślubu? Heh, Tony taki milioner a nie stać go na wynajęcie sali na ślub xd. A tak to super notka. To ich jeden dzień w roku, w którym nic ich nie atakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Ma uprawnienia, bo bez tego ślubu by nie było. Hah.. Tony chciał być oryginalny. Jeden dzień spokoju musiał być

      Usuń
  3. Zajrzałam, przeczytałam, w końcu komentuje (Moja parafraza cytaty J.Cezara: Przybyłem, Zobaczyłem, Zwyciężyłem)
    W końcu się wyjaśniło... kto stał za tymi wszystkim morderstwami. Duch poszedł do piachu i cieszę się, Pepper go załatwiła i to koncertowo. A ślub? Należy im się chwila spokoju i radości. Ok... teraz lecę czytać kolejne sezony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh. Cezar. Oczywiście. Mam nadzieję, ze pozostałe sezony nie będą nudne przez ciągłość tych samych zdarzeń dramatu

      Usuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X