Part 343: Powrót kata i oprawcy

0 | Skomentuj

**Pepper**

Nie byłam winna jego śmierci. Wręcz przeciwnie. Próbowałam zatrzymać samobójczy cios, ale bezskutecznie. Tony będzie się cieszył z tego zwycięstwa. W końcu, zakończyła się gonitwa za wrogami. Ultimates byli ostatni. Zniszczyłam cały arsenał broni z laboratorium, choć większość wysadziłam w powietrze. Niestety, lecz bez uwagi mediów się nie obyło. Musiałam coś wymyślić. Wyszłam z budynku uzbrojona w pancerz bojowy. Zostałam zaatakowana mikrofonami z każdej strony.

Pepper: Odpowiem na dwa pytania. Więcej nie musicie wiedzieć

Czy to prawda, że Iron Man spowodował ostatni wypadek?

Pepper: Nie, bo tak naprawdę organizacja, co po cichu pracowała w Stark Solutions, odpowiada za ten zamach

Rescue, dlaczego powiedziałaś, że w Stark Solutions?

Pepper: Pepper Stark, która była więźniem terrorystów, zdecydowała się na zmianę nazwy firmy. Wszystko ustaliła z głównym właścicielem. Koniec dyskusji

Wzbiłam się w powietrze, lecąc do bazy. Trochę skłamałam, lecz nie mogłam zdradzić swojej tożsamości. Świat jeszcze nie był gotowy, by poznać prawdę.

~*Półtorej godziny później*~

**Tony**

Udało jej się. Nie dość, że wróciła cała i zdrowa, to pokonała Ultimates. Wykończyła wroga samodzielnie, choć nie wiedziałem, dlaczego zmieniła nazwę firmy. Może nawet i lepiej, bo zaczniemy nowy początek. Czułem się na siłach, więc wyszedłem z lecznicy. Pep zdjęła zbroję, przytulając mnie. Wyprzedziła moje zamiary.

Tony: Wygrałaś, Pep. Jesteś wielka
Pepper: Media nie dały spokoju, dlatego skłamałam o porwaniu
Tony: Naprawdę przegrali?
Pepper: Ich szef nie wytrzymał i popełnił samobójstwo
Rhodey: Niektórzy nie dadzą się wziąć żywcem
Pepper: O! Hej, Rhodey... Słyszeliście ogólnie, co mówiłam?
Rhodey: Ciebie nie da się nie usłyszeć
Pepper: Głupek
Tony: Co teraz będzie?
Pepper: Zajmę się firmą za ciebie, zgoda? Nie martw się. Poradzę sobie
Tony: Wierzę ci. Nie musisz mi nic udowadniać... To ty zajmiesz się biznesem, a ja popracuję nad serum
Rhodey: Pomogę przy tym
Tony: Dzięki... Dziękuję wam obojgu
Pepper, Rhodey: DROBIAZG

Przytuliłem ich, wzruszając się lekko. Trwaliśmy w tym uścisku krótko, by zająć się zadaniem. Maria pewnie siedziała z Dianą, czyli nie miałem powodu do niepokoju. Usiadłem przy komputerze, analizując schemat cząsteczek poprzedniego serum, które SHIELD stworzyło jako ostatnią próbę Extremis. Czeka nas mnóstwo pracy przy tym, ale dla cienia szansy ocalenia, warto przyjąć takie ryzyko.

**Roberta**

Dziennikarze nie mieli nic innego do roboty, niż spekulować, co do losów Stark Solutions. Chyba Tony nie widział nic złego w tym, że to jego żona wprowadziła takie zmiany. No właśnie. Dawno u nich nie byłam. Powinnam zobaczyć, czy dobrze się czuje. Nikt nie był w stanie pomóc, a czas nie zamierzał się dla niego zatrzymać.

Cały świat został oszukany.
Iron Man nic nie zrobił.
Ci, którzy go wrobili w katastrofę, zostali aresztowani.
 Policja postawi ich pod wymiar sprawiedliwości.
Nie wiadomo, czy wyjdą na wolność.

Roberta: Taa... Lepiej, żeby tam zgnili. Chyba, że któryś z nich żałuje tego, co zrobił

Wyłączyłam telewizor, idąc do łazienki. Umyłam się, a następnie poszłam położyć się do łóżka. Jednak coś mi nie dawało spokoju. Wyczuwałam czyjś wzrok. Ignorowałam instynkt, zamykając oczy. Powoli zasypiałam, lecz nagle dom znalazł się pod ostrzałem. Padłam na podłogę, chwytając za głowę. Chwilowo strzały ustały. Ostrożnie wstałam. I to był mój ostatni błąd. Przez moje ciało przeszła seria kul. Cała koszula nocna przesiąkała krwią dość mocno. Nie zdołałam dostrzec strzelca, padając na podłogę. Czułam, że umieram, więc musiałam jakoś wezwać pomoc. Doczołgałam się ostatkami sił do telefonu. Upadł na ziemię, ale wybrałam numer. Po kilku sekundach, usłyszałam głos syna.

Rhodey: Mamo? Coś się stało, że dzwonisz tak późno?
Roberta: R... Rhodey... Pomóż... mi. Ekhm!
Rhodey: Mamo, co się dzieje? Nigdy nie mówiłaś tak słabo
Roberta: Wezwij... Wezwij...
Rhodey: Halo? Jesteś tam? Mamo!

Nie dokończyłam, tracąc siły życiowe. Wydałam z siebie ostatnie tchnienie, konając.

**Rhodey**

Byłem przerażony. Bez zastanowienia wybiegłem z fabryki, kierując się do domu. Przy okazji wezwałem pogotowie i policję. Przygotowałem się na każdą ewentualność. Sprawdziłem kuchnię, salon, łazienkę, a następnie udałem się do sypialni. Była tam. Leżała przy ścianie z wieloma dziurami. Nie oddychała. Kto mógł jej to zrobić?

Part 342: Stark Solutions

0 | Skomentuj

**Maria**

Powiedziałam prawdę na głos. Nie spodziewałam, że do tego się przyznam, ale żaden z moich rodziców tego nie słyszał. Czasem bałam się przyznać, co czuję. Oby mamie udało się pokrzyżować plany tych chciwych kryminalistów.
Kiedy chciałam przekroczyć próg pomieszczenia medycznego, do części roboczej wleciała zbroja. Od razu rzuciłam się w jej ramiona.

Pepper: Whoa! Maria, co jest? Przecież żyję
Maria: Załatwiłaś ich?
Pepper: Potrzebuję dojść do szefa, a firma będzie czysta
Maria: Co to ma znaczyć?
Pepper: Trzeba skończyć z produkcją broni, a tylko oni są zagrożeniem
Maria: Czyli tata wyzdrowieje?
Pepper: Jest silny. Wygra z chorobą... Obudził się?
Maria: Właśnie miałam zamiar do niego iść... Ukrywacie coś przede mną?
Pepper: Ja też nie wiem, co zataił przed nami i chyba tak szybko się nie dowiem
Maria: Mamo!
Pepper: Dowiedzmy się razem

Odłożyła pancerz i poszłyśmy do niego. Rozmawiał z przyjacielem. Przynajmniej wyglądał lepiej, niż poprzednio. I tak martwiłam się o ojca. Ciągle groziło mu niebezpieczeństwo. Jego serce słabło, a ja mogłam tylko patrzeć. Byłam bezradna. Tak, jak mama.

Maria: Tato... Dobrze się czujesz?
Tony: Cześć, córciu... Już lepiej... Nie musisz się martwić
Maria: Ale i tak to robię... Powiedz mi, co jest grane? Chcę pomóc
Tony: Mam plan. Potrzebuję twojego zaufania
Pepper: Jak my wszyscy
Tony: Pepper?
Pepper: Powiedz nam prawdę. Jak bardzo jest źle?
Maria: Tato, prosimy cię
Tony: Dziesięć procent... Tylko tyle mi pozostało

Byłam w szoku. Mama zaczęła płakać, a ja próbowałam stłumić w sobie wszelkie uczucia. Jednak długo nie wytrzymałam. Emocje wzięły górę. Rozpłakałam się, niczym mała dziewczynka.

**Tony**

Rhodey nie dał się złamać. Dowiedział się jako pierwszy, a rodzina była wszystkim, co miałem. Jeśli ją stracę, pozostanę z niczym. Co to za życie, którym nie można się dzielić? Musiałem walczyć. Nie wiadomo, jak długo będzie trzeba. Nie zamierzałem umrzeć, dlatego Extremis musi być ukończone na czas. Pep wzięła Marię i jedynie Rhodey był ze mną. Ciągle milczał od poznania prawdy.

Tony: Rhodey... Rhodey, powiedz coś
Rhodey: A, co ja mam mówić?! Ja... Ja nie wiem, co robić... Nie chcę cię stracić... Jesteśmy braćmi
Tony: Dlatego będzie dobrze... Pepper walczyła?
Rhodey: Skąd wiesz?
Tony: Była zmęczona... Poznałem po oczach
Rhodey: Sama chciała walczyć z Ultimates. Nie wiem, czy jej się udało
Tony: Muszę z nią pogadać
Rhodey: Dobra, ale nie krzycz na nią
Tony: Nie będę, bo kocham ją nad życie

Zdałem sobie z tego sprawę dopiero za późno. Powinienem z nią sam porozmawiać. Bez córki, brata i kogokolwiek innego.

Rhodey: Nie ma jej
Tony: Co?! Gdzie ona...
Rhodey: Poszła dokończyć porachunki
Tony: Pep, co ty wyprawiasz? Życie ci niemiłe?

Miałem zamiar wstać, by włożyć zbroję, lecz ból był silniejszy od siły woli. Ledwo wstałem, upadając. Z pomocą Rhodey'go wróciłem do łóżka. Pepper, bądź cała. Błagam.

~*Pół godziny później*~

**Pepper**

Wybacz, kochany. Nie miałam innego wyjścia. Ultimates muszą się rozpaść, dlatego działam bez twojej wiedzy. Zdołałam unieszkodliwić obronę, żeby dość do szefa szajki. Nie próbował wyciągać broni. Był spokojny. Aż za spokojny. Coś kombinował i nie podchodziłam do niego.

Wejdź, Rescue. Nie bój się, a może powinnaś dla dobra swojej rodziny.

Pepper: Gdzie jesteś?!

Czekam na ciebie, Patricio Stark

Pepper: JARVIS, skan otoczenia

[[Wykryłem jedną oznakę życia]]

Pepper: Gdzie?

Jestem za tobą, suko

Niespodziewanie oberwałam z granatnika, który odrzucił mnie kilka metrów dalej. Jako jedyny mógł mówić, choć guzik interesowałam się jego słowami. Próbował rozproszyć moje myśli skupione na misji. Zaatakowałam z zaskoczenia repulsorami, obracając się na pięcie. Walczyłam zaciekle.

Pepper: Nie poddam się bez walki! I nie jestem suką!

Ale i też nie bohaterką.

Pepper: Och! Zamknij się!

Użyłam unibeamu, aż wylądował na podłodze. Usiłował wstać. Nie mogłam mu na to pozwolić. Na chwilę zrezygnowałam z walki. Musiałam poznać prawdę. Przycisnęłam go, chwytając za gardło.

Pepper: Jesteś ostatni. Lepiej powiedz mi...  Dlaczego chciałeś skrzywdzić moją rodzinę?! Dlaczego?! NO ODPOWIADAJ, DUPKU!

Wygrałaś, Stark

Pepper: Ej! Stój!

Strzelił sobie w łeb. Ani na chwilę się nie zawahał. Ultimates upadli. Pora zmienić Stark International na Stark Solutions.

---***---

Aplikacja mi w telefonie nawala. Nie wiem, co się stało i notki przez to nie są po kolei. Wybaczcie.

Part 341: Tak postępują bohaterowie

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Serce stanęło mi w gardle, słysząc niepokój rudej o Tony'ego. Czy naprawdę z nim było tak źle? Rozłączyła się, gdy chciałem poznać więcej informacji. Zdecydowałem, by im pomóc, gdyby zostali zaatakowani. Diana skończyła walkę wirtualną i razem pojechaliśmy do zbrojowni. Możliwe, że jej moce mogą się przydać.
Po dotarciu do celu, wpisałem kod. Weszliśmy do środka, zabierając pancerz War Machine, który stworzyli agenci SHIELD. Córka nie musiała brać skafandra, bo swoje umiejętności mogła wykorzystać do lotu. Poza tym, mogłem ją podrzucić. Polecieliśmy w stronę sygnału pozostałych kombinezonów.

Lightning: Dziwne, że mnie zabrałeś na tę akcję
Rhodey: Przyda się każda para rąk do pomocy
Lightning: Ultimates mogą nas zaatakować?
Rhodey: Mogą, bo naszym celem jest ochrona Rescue i Iron Mana
Lightning: No dobra. A mogę zabić tych złych?
Rhodey: Nie, córciu. Tak nie działają bohaterowie
Lightning: Ech! Wielka szkoda. Chciałam tylko wiedzieć, czy moje moce mogą odebrać komuś życie
Rhodey: Masz nikogo nie zabijać, jasne?
Lightning: Nawet, jak sytuacja będzie poza kontrolą?
Rhodey: Nawet wtedy

~*Trzy godziny później*~

**Pepper**

Nie miałam kontaktu ze zbroją męża. Widocznie stracił przytomność lub nie był w stanie mówić. Musiał mieć coraz większy problem z oddychaniem, skoro nie reagował na nic. Z drugiej strony, przydałoby się bronić przed wrogiem. Rhodey się nie mylił. Pojawią się nam na drodze.

Pepper: Mario, trzymasz się?
Maria: Nie mogę go obudzić. Co się dzieje?
Pepper: Musisz być blisko mnie, dobrze? JARVIS, podaj mi moją córkę i włącz zasilanie zapasowe

[[Uruchomiłem protokoły obronne. Włączono zasilanie zapasowe]]

Pepper: Dobra, a War Machine? Jest gdzieś blisko?

[[Potwierdzam obecność Rhodey'go Rhodesa w obszarze 5 kilometrów]]

Pepper: W porządku. Połącz mnie z nim

[[Łączenie...]]

Nagle zbroja Tony'ego oberwała w plecy. To Ultimates! Cholera! Natychmiast włączyłam pole siłowe, chroniąc Marię przed niebezpieczeństwem.

[[Osłony spadają do 30%]]

Pepper: Długo nie wytrzymają... Rhodey, gdzie jesteś?!
Rhodey: Za tobą
Pepper: Jak to?

Spojrzałam za siebie, dostrzegając przyjazny pancerz. Nie był sam. Towarzyszyła mu Diana. No w samą porę, paranoiku.

Pepper: Co tak długo?!
Rhodey: Były małe korki
Lightning: Tatku, nie ściemniaj. Powiedz, że byliśmy zajęci
Pepper: Witaj, Diano
Lightning: Hejka! Jak się trzymacie?
Pepper: Zabierz Marię do domu, dobrze?
Lightning: Wolę sobie powalczyć
Rhodey: Lightning, proszę
Lightning: O! W końcu nazwałeś mnie, jak należy i za to mogę to zrobić
Pepper: Dzięki

Oddaliły się bezpiecznie od pola bitwy, zostawiając nas samych z kilkoma zbrojami, co nie wyglądały zbyt groźnie.

Rhodey: Co z Tony'm?
Pepper: Potrzebuje ładowania
Rhodey: Na pewno tylko tego?
Pepper: Oj! Na pewno. Przestań być taki nieufny i dokopmy im!
Rhodey: Z przyjemnością

Wymierzyliśmy całą artylerię w wrogie jednostki, powodując spore obrażenia pancerzy. Ostatecznie użyliśmy unibeamu, by ich dobić. Piloci zdołali się ewakuować, nim doszło do eksplozji.

Pepper: Zabierz go do zbrojowni, a ja muszę coś załatwić
Rhodey: Co takiego?
Pepper: Odbić firmę z rąk tych naukowców
Rhodey: Poradzisz sobie sama?
Pepper: Muszę... No leć już!

Chwycił zbroję swojego brata, przyspieszając, gdy poleciałam w innym kierunku. Przy okazji zdołałam załatwić niedobitków, docierając do Stark International. Walczyłam z naukowcami do ostatniej iskry energii. Muszę wygrać. Dla Tony'ego.

~*Dwie godziny później*~

**Maria**

Dziewczyna bardzo mi pomogła. Byłam jej wdzięczna za ratunek, choć przejmowałam się stanem taty. Ciągle leżał w lecznicy z podłączonym implantem do ładowania. Na szczęście nie był sam, a mama wróci. Może ten wyjazd do Egiptu był naszym ostatnim, ale cieszyłam się, że ta jedna chwila wzmocniła więzy rodziny.

Maria: Dziękuję za ratunek
Lightning: Spoko. Nic wielkiego. Tacy są bohaterowie
Maria: I jak ci się żyje? W taki sposób?
Lightning: Eee...  No jakoś daję radę. A ty? Masz ciekawe życie, wiesz?
Maria: Czasami wolę mieć zwyczajnych rodziców. Wtedy strach byłby mniejszy o nich

Part 340: Fotografia dla pamięci

0 | Skomentuj

**Pepper**

Po tym, co nas spotkało, trudno komuś powierzyć swoje zaufanie. Nawet własnemu mężowi, dla którego wierność i uczciwość powinna być ważna w związku małżeńskim. Próbowałam skupić się na planie. Mamy zahaczyć o piramidy i wrócić do domu, gdzie na pewno Ultimates planują wykonać kolejny ruch.
Kiedy weszliśmy do zbroi, polecieliśmy w stronę Doliny Królów. Z góry widzieliśmy osady ludności, bazary, a do tego wielbłądy na pustyni.

Tony: Mario, masz aparat? Możliwe, że taka wycieczka może się nie powtórzyć
Maria: No dobra... Już się biorę za robienie zdjęć. Uśmiech, tatku!

Pierwsze zdjęcie było latającej zbroi Tony'ego. Potem obiektem zainteresowań okazały się zwierzęta, wędrujące po Saharze. Zdołała też wykonać fotografię naszej trójki.

Maria: I to będzie najlepsze
Pepper: Śliczne
Tony: Mogę zobaczyć?
Maria: Później
Tony: Według mapy, jesteśmy nad Doliną Królów. Gdzieś powinny być grobowce
Maria: Mam je!

Pstryknęła kolejną fotkę, obrazującą naszą podróż. Cieszyłam się, widząc piękno tego kraju. Inaczej wygląda w czasie wojny, ale w tej części mieliśmy spokój.
Gdy minęliśmy ostatnią piramidę, Tony leciał coraz niżej. Co on planuje?

Pepper: Tony, słyszysz mnie? Co się dzieje?
Tony: To... nic... Nie czekajcie... na mnie
Pepper: Jeśli źle się czujesz, to powiedz. Nie lubię być okłamywana
Tony: Dołączę... do was... później... Lećcie
Maria: Mamo, co się stało tacie?
Pepper: Sama nie wiem, córciu. Raczej nic dobrego

**Tony**

Przypomnienie o ładowaniu nie powinno się odezwać? Tak. To było coś innego. Pamiętałem o tym 90%. Poprosiłem JARVISA o pełny skan organizmu. Byłem przerażony, słysząc diagnozę

[[Implant coraz szybciej zużywa energię. Ładowania będą konieczne każdego dnia. Pozostało 10% do całkowitego zniszczenia mechanizmu]]

Tony: Niedobrze... Włącz autopilota

[[Autopilot włączony]]

Myślałem, że obejdzie się jeden dzień bez zmartwień. Nie udało się. Jedynie Maria zdołała zrobić kilka zdjęć, a i tak wakacje miały wyglądać o wiele inaczej. Nie mogłem okłamywać Pep, dlatego skontaktowałem się z nią przez komunikator.

Tony: Ach! Pepper... Pep, słyszysz... mnie?
Pepper: Tak. Głośno i powiedzmy, że wyraźnie
Tony: Muszę... naładować... implant
Pepper: Dlatego tak zniżyłeś lot?
Tony: Tak... Czy możesz... popchnąć mnie?
Pepper: Wiesz, że trzymam Marię
Tony: Daj... mi... ją
Pepper: Zgoda... I dziękuję
Tony: Za co?
Pepper: Za Egipt
Tony: Źle wyszło
Pepper: Nie dla mnie, bo byliśmy razem
Tony: Pep...
Pepper: Wracajmy do domu

Chwyciłem córkę, trzymając mocno w objęciach, by nie upadła. Komputer wiedział, jak sterować zbroją. Poprzez manewr orbitalny, do Nowego Jorku dotrzemy o dziesięć godzin szybciej. Oby starczyło czasu na naładowanie sztucznego serca.

Tony: JARVIS, o której... będziemy... na miejscu?

[[10 godzin, 30 minut oraz 10 sekund]]

Tony: Skąd... te dodatkowe... minuty?

[[Duży ruch w powietrzu i nie tylko przez samoloty]]

~*Pięć godzin później*~

**Rhodey**

Diana grała w jakąś grę na komputerze, a ja tylko przeglądałem najnowsze wiadomości. Powinienem powiedzieć Tony'emu, by nie pokazywał się w zbroi, bo zostanie zestrzelony. Wcześniej dzwoniłem do niego, lecz nie odbierał. Pora spróbować znowu. Po trzech sygnałach, odezwał się znajomy głos. Nie ten, który chciałem usłyszeć.

Pepper: Rhodey, jeśli nie masz nic ważnego do powiedzenia, to pogadamy, jak wrócimy
Rhodey: Nie mogę z tym czekać, bo tu chodzi o Tony'ego
Pepper: Znowu Ultimates?
Rhodey: Gdzie teraz jesteście?
Pepper: Lecimy nad oceanem. Wracamy z krótkich wakacji
Rhodey: Eee... Lepiej nie lećcie w zbrojach
Pepper: A to niby czemu? Masz z tym jakiś problem?
Rhodey: Nie ja, lecz wojsko
Pepper: Wojsko?
Rhodey: Mogą was zestrzelić, więc uważajcie na siebie... I w ogóle, co to za pomysł tak wyjeżdżać bez słowa?
Pepper: Chcieliśmy odpocząć, tak? Mamy do tego całkowite prawo i nie powinno cię to obchodzić!
Rhodey: Pepper, uspokój się
Pepper: Mam w nosie Ultimates! Chcę, żeby Tony dłużej żył!

Part 339: Wpierw poznaj wroga, a później działaj

0 | Skomentuj

**Tony**

Byłem sam w zbrojowni. Nawet JARVIS się nie odzywał. Zupełnie martwa cisza. Do tego nie znalazłem żadnych narzędzi, ładowarki, czy samych zbroi. Nie wiedziałem, co o tym myśleć.
Nagle rozbłysły światła w fabryce. Naukowcy przywiązali Pepper i Rhodey'go do osobnych platform, do których miały być oddane strzały. Moje pancerze, co wcześniej zostały zniszczone, stały przeciw swoim pilotom. Rescue przed rudą, zaś War Machine mierzył w przyjaciela. Myślałem, że egzekucje robili na pokaz. Zdziwiłem się, widząc w dłoni pilot. Ja miałem zadecydować, kiedy oddać strzał. Dlaczego? Ciało walczyło nad uzyskaniem kontroli. Miałem dysk, co nalegał na posłuszeństwo.


I tak to zrobisz, Stark., czy to będziesz ty lub my.
Oni wkrótce zginą, a twój koniec będzie wyznaczony jako ostatni.

Przegrałem. Wcisnąłem przycisk, uruchamiając maszyny do zabijania. Patrzyłem, jak giną. Już chciałem odwrócić się i nie przyglądać się cierpieniu bliskich, ale sam oberwałem kulkę w plecy. Najpierw jedna, a następnie druga, trzecia, czwarta, piąta... O dziwo osoby się zmieniały. Zabijały mnie duchy przeszłości.
Gdy przestałem śnić, gwałtownie wstałem, chwytając się za serce.

Pepper: Tony? W porządku?
Tony: Tak... Tak... Miałem tylko... zły sen
Pepper: Ostatnio chciałeś nas zabić przez to, co w nim widziałeś
Tony: Teraz tak nie będzie
Maria: Mamo? Już wstałaś?
Pepper: Tak, córciu... Głodna?
Maria: Trochę na pewno
Pepper: Heh! Zaraz pójdziemy coś kupić
Tony: Zostańcie. Sam załatwię prowiant
Pepper: Tony, zakupy to działka kobiet
Tony: Ale dla ciebie zrobię wyjątek

Cmoknąłem ją w policzek, wkładając bluzkę oraz buty. Musiałem odetchnąć świeżym powietrzem, by zapomnieć to, co widziałem. Akurat niedaleko znajdował się sklep. Kupił spore ilości wody oraz owoce. Nikt nie patrzył na mnie, jak na obcego. Po prostu każdy wpatrywał się w ekran telewizora. Mówili po arabsku. Mogłem tylko zrozumieć z obrazu. Ludzie krzyczeli, płakali lub wyładowywali swoją złość na niewinnym koszu ze śmieciami. W mediach pojawiło się zdjęcie Iron Mana, które nie wskazywało o czymś dobrym. Te budynki, co wtedy się zawaliły na nas. Zginęło mnóstwo ludzi. Czyżby obwiniali mnie za to? Postanowiłem wrócić do miejsca noclegu z zakupami.

**Rhodey**

Miałem dość Ultimates. Niszczyli naszą reputację, zwalając winę za wypadek na nas, a przecież to oni podłożyli bomby, synchronizując czas wybuchu. Potrzeba dowodów, jakich nie posiadam. Razem z Dianą pomyśleliśmy, by zadzwonić do Akademii Wojskowej. Może Ivy ma coś lepszego do powiedzenia. Udało się nawiązać połączenie za trzecim sygnałem.

Ivy: No hejka! Co tam u was słychać? Panda trafiła do zoo?
Lightning: Tak i szybko wróciła, ale potem ją zatrzymali. Polubiła mnie
Rhodey: A przez nią prawie miałem zawał
Ivy: Hahaha! Już drugi raz? Oj! A ja wam powiem, że u mnie są takie nudy i chciałabym wrócić
Rhodey: Same żółtodzioby?
Ivy: Przedszkolaki! Nie mogą złożyć broni, przejść najprostszego układu, a do tego narzekają na poranne pobudki. Ha! Niedoczekanie! Jak się Diana sprawuje?
Lightning: Uratowałam jedną z Inhumans
Ivy: Moja bohaterka. Jestem z ciebie dumna. A ty, Rhodey?
Rhodey: Ostatnio wpadłem w pułapkę, gdzie zginęli ludzie
Ivy: Słyszałam o tym, ale to nie twoja wina
Rhodey: Ktoś inny się do tego posunął. Słyszałaś może o Ultimates?
Ivy: Hmm... Pozostałość Hydry?
Rhodey: Tak jakby
Ivy: Coś się obiło o uszy
Lightning: Kiedy wracasz? Długo będziesz się użerała z tymi durniami?
Ivy: Hahaha! Jeszcze miesiąc, a potem mogę prosić o zwolnienie
Rhodey: Uważaj na siebie
Ivy: Raczej bardziej ostrożność powinna dotyczyć was. Jeśli mierzycie się z Ultimates, nie możecie działać na żywioł. Wpierw poznaj wroga
Ivy, Rhodey: A PÓŹNIEJ DZIAŁAJ
Lightning: Wow!
Ivy: Znasz tę zasadę?
Rhodey: Podstawowa przy planowaniu strategii... No dobra. Musimy kończyć, bo trzeba zrobić porządki w domu
Ivy: Zgoda, ale dzwońcie, kiedy tylko chcecie
Lightning: Pa, mamo!
Ivy: Trzymajcie się

Rozłączyłem się, biorąc do roboty. Nie kłamałem, co do sprzątania. Dawno nie robiłem ładu ze starymi gratami.

**Pepper**

Zjedliśmy posiłek, będąc syci do kolejnej pory przekąszenia czegoś dobrego. Tony zajmował się zbrojami, ładując ich zasilanie, a Maria grała na konsoli. Miałam takie dziwne przeczucie, że coś złego się wydarzy. Chyba Ultimates zaatakują ponownie.

Tony: W porządku, Pep?
Pepper: Tak... Chyba tak
Tony: Coś się stało?
Pepper: Martwię się, wiesz? Mam takie złe przeczucia, że...
Tony: Ej! Nie bój się. Wrócimy do domu cali i zdrowi. Najpierw pooglądamy piramidy, a później będziemy lecieć do Nowego Jorku
Pepper: Znowu manewr orbitalny?
Tony: Tak jest szybciej
Pepper: Taa... Może... O czym miałeś sen?
Tony: Nieważne
Pepper: Ważne, bo znowu zwariujesz
Tony: Nie tym razem... Panuję nad sobą. Nie zrobię nikomu krzywdy
Pepper: Chciałabym w to wierzyć
Tony: Więc uwierz. Naprawdę masz z tym problem?
Pepper: Zawsze

Part 338: Piasek. Wszędzie tylko piasek

0 | Skomentuj

**Roberta**

Już raz była taka sytuacja, że uznawali Iron Mana za mordercę. Historia lubi się powtarzać, lecz tym razem i Rhodey zyskał to miano. Może nie wspomnieli nic o nim w wiadomościach, ale to szybko się zmieni. Jeśli naprawdę mieli nowych wrogów, lepiej niech uważają na siebie.

~*Następnego dnia*~

**Pepper**

Świetny pomysł, Pepper. Wybierzmy się do Egiptu. Geniusz tak wszystko zaplanował, że nie lecieliśmy samolotem, a w zbrojach. Maria była ze mną, zaś on wyznaczał nam kurs. Mogłam się nie zgodzić, choć zasłużyliśmy na jeden dzień odpoczynku. Przyspieszyliśmy maksymalnie, bo dwadzieścia godzin lotu nie wytrzymają zasilania w pancerzach. Skróciliśmy dystans, wykonując manewr orbitalny.

Pepper: Dobrze się czujesz?
Maria: Lepsza byłaby podróż samolotem
Pepper: Wiem o tym, lecz w ten sposób też dotrzemy. Wytrzymaj jakoś
Maria: Zgoda

Pół drogi było za nami. Zostało dziesięć godzin. Mario, bądź silna. Nikt nie mówił o wygodnym lataniu wokół Ziemi.

Pepper: Och! Następnym razem bierzemy zwykły transport... Tony, słyszysz mnie? Nienawidzę tak latać
Tony: Niebawem będziemy na miejscu. Nie bój się

~*Dziesięć godzin później*~

**Tony**

Wszystko poszło zgodnie z planem. Ultimates w niczym nam nie przeszkodzili. Mam nadzieję, że zbrojownia da radę sama obronić nasz dom. Pozostało jedynie poinformować Rhodey'go o naszym wyjeździe. Przez chwilową amnezję zupełnie o tym zapomniałem.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, byliśmy na pustyni. Nie było żadnej żywej duszy. Pepper musiała to skomentować.

Pepper: Poważnie? Lecieliśmy tak daleko po to, żeby podziwiać piasek? Gdzie są piramidy? Gdzie Sfinks? Ach! Co to za Egipt bez tego?!
Tony: Pepper...
Pepper: Wracamy do domu
Tony: Nawet nie zameldowaliśmy się, a ty już chcesz wracać?
Pepper: Nie takie miały być wakacje. Wszędzie tylko piasek, piasek i jeszcze raz PIASEK!
Maria: Czyli nici z wakacji?
Tony: Miasto jest pięć kilometrów stąd. Nie poddawajmy się tak łatwo

[[Przełączenie na zasilanie zapasowe]]

Pepper: Wszystko gra?
Tony: Jestem na rezerwach. A ty?
Pepper: Też, ale zaczynają się kończyć
Tony: Zmodyfikuję skafandry, gdy znajdziemy się w domu
Maria: Eee... Co mamy teraz zrobić?
Tony: Moc wystarczy na dotarcie do miasta

Zaczynałem przysypiać, bo lot kosztował mnóstwo energii. Ruda też ziewała, a Maria zasnęła w jej objęciach. Zdołaliśmy odnaleźć miejsce do noclegu, płacąc za jeden dzień. Odłożyliśmy zbroje, zmniejszając je do kształtu plecaka. Zerkałem przez okno na widoki.

Pepper: Nie chcesz spać? Powinieneś odpocząć, Tony
Tony: Zaraz się położę, Pep... Brakowało miejsc w samolocie, dlatego nie było innego sposobu, by odbyć tak daleką drogę do Egiptu
Pepper: Przecież najważniejsze jest to, żebyśmy byli razem we trójkę... Bezpieczni
Tony: Dobranoc, mój aniele
Pepper: Śpij dobrze, książę

Uśmiechnąłem się, obracając na prawą stronę. Spoglądałem przez chwilę w dal, myśląc nad tym rozwiązaniem z serum oraz zniszczeniem Ultimates dla dobra moich bliskich.

[[Za godzinę będzie nowy dzień. Zalecam sen, panie Stark]]

Tony: Zaraz pójdę... Czy stan implantu się zmienił?

[[90% stanu uszkodzeń]]

Tony: Poważnie? Mam coraz mniej czasu

[[Dlatego lepszym rozwiązaniem byłaby naprawa wadliwej technologii]]

Tony: Za późno, JARVIS. Nie zdążę w ciągu dwóch tygodni

[[Jako Iron Man nigdy nie dawałeś za wygraną]]

Tony: Wszystko się zmieniło... Jutro zwiedzimy piramidy i wracamy do domu

[[Obawiam się, że może być mały problem]]

Tony: Jaki?

[[Potrzeba generatora o średniej mocy, by podładować moc w zbroi. Czas ukończenia ładowania wyniesie sześć godzin]]

Tony: Sześć? A nie dałoby się jakoś skrócić?

[[Niezbyt, dlatego jutro nie wrócicie do Nowego Jorku]]

Tony: Chyba, że wezwę na pomoc Rhodey'go

Miałem zamiar do niego zadzwonić, lecz zabrakło zasięgu na kontakt. Na szczęście implant nie wymagał zasilania. Jedno dobre. Może jeden dzień nie wystarczy, żeby wynagrodzić szkody, ale coś da.
Kiedy położyłem się obok żony, zamknąłem oczy. Próbowałem śnić o czymś miłym. Zamiast tego pojawił się kolejny koszmar. Koszmar, który przestrzegał przed potęgą Ultimates.

Part 337: Co złego, to nie my

0 | Skomentuj

**Tony**

Zwariowałem? Chyba tak, ale... Znałem to miejsce. Byłem tu kiedyś? A do tego ta rudowłosa dziewczyna, czy też lepiej powiedzieć "kobieta". Miałem takie wrażenie, że kiedyś się spotkaliśmy. No dobra. To mega dziwne. Niczego nie pamiętam poza tym chorym snem. Przyniosła jakiś album, pokazując zdjęcia. Dużo mówiła i rzadko robiła przerwę, by złapać oddech. Powoli wracała pamięć. Nawet zamknąłem oczy, obrazując wspomnienia.

Pepper: I jak? Przypominasz coś sobie?
Tony: Tak... Tak! Teraz pamiętam! Dziękuję

Przytuliłem żonę, bo właśnie ja okazałem się tym szczęściarzem, który poprosił ją o rękę. Obym nigdy więcej nie doznał takiej amnezji.

Pepper: Dobrze, że wróciłeś. Nie rób tego więcej, jasne?
Tony: Co masz na myśli?
Pepper: Nie chcę, żebyś umarł
Tony: Dlatego mam plan. Masz do mnie pełne zaufanie?
Pepper: Raczej powinnam je mieć jako twoja żona
Tony: Zgadza się, Pep
Pepper: Powiedz... Co ci się się śniło?
Tony: Nie chcę o tym wspominać. Za dużo złego widziałem w tym koszmarze... Każdy umierał, a Duch mnie zmuszał do masowej egzekucji
Pepper: Chociaż wróciłeś do nas. To najważniejsze
Tony: Naukowcy podjęli kolejny ruch?
Pepper: Nie. Nadal pozostają w ukryciu... Oni chcą naszej śmierci, rozumiesz? Posuną się do wszystkiego. Nazywają siebie Ultimates z tego tytułu, bo mają technologię dawnych wrogów. Bomby elektromagnetyczne, dyski kontroli. To dopiero początek, Tony. Nie możemy ich ignorować
Tony: Nawet nie miałem takiego zamiaru. Musimy jedynie obmyślić plan działania
Pepper: Coś wykombinowałeś, geniuszu?
Tony: Najpierw chcę cię przeprosić za moje zachowanie. Nie byłem sobą i...
Pepper: Wybaczam ci wszystko, bo w miłości można zagoić stare rany. Najważniejsze, że żyjesz
Tony: JARVIS, wykonaj pełny skan organizmu. Czy mogę zrobić im krzywdę?

[[Wykryłem jedynie uszkodzenia mechanizmu ratunkowego, który polegał na wysłaniu impulsu, gdyby serce zaczęło zawodzić. Żadnych zmian w mózgu nie zarejestrowałem]]

Powinienem być spokojny, a jednak Ultimates wciąż pozostali utrapieniem. Maria przyszła do lecznicy, rzucając się w moje ramiona. Też bałem się o nią, dlatego kontratak powinien odbyć się, jak najszybciej.

Tony: Pep, mogę cię o coś zapytać?
Pepper: Zależy od pytania
Tony: Wyjedziemy na wakacje? Jestem wam to winien. Zresztą, zbroje będziemy mieć ze sobą, gdyby doszło do ataku
Maria: Tato, ty tak na serio?
Tony: Tak, córeczko. W ten sposób zrehabilituję się za kłamstwa oraz ciągle walki ze względu na bycie Iron Manem
Pepper: Świetny pomysł... A gdzie mamy lecieć?
Tony: Egipt
Pepper: Zawsze marzyłam o podróży do Egiptu
Tony: Więc ustalone. Chyba, że ty masz coś przeciwko, Mario?
Maria: Nie, nie! Jest okej. Jedziemy na wakacje. Jupi!
Pepper: Kiedy?
Tony: W jedną noc załatwię bilety. Pasuje?
Pepper: Czyli chcesz jutro? Jestem za
Maria: I ja też!

~*Czterdzieści minut później*~

**Roberta**

W wiadomościach mówili o tajemniczej eksplozji wieżowców. Zginęli ludzie, choć większość została ranna dość dotkliwie. Czy Rhodey z Tony'm brali w tym udział? Wydawało mi się, że tak. Nie próbowałam dzwonić do syna, bo pewnie zajmował się czymś ważnym.
Nagle zauważyłam, jak ktoś z Stark International oddał głos w sprawie tragedii.

Jesteśmy zdruzgotani ilością ofiar.
To był dla nas zwykły dzień, który przerodził się w koszmar.
Niestety, ale nasi bohaterowie za to odpowiadają.
Iron Man zawalił konstrukcję.
 Nie przypuszczaliśmy, że posunie się do czegoś takiego.
Tu nie usprawiedliwi go walka ze złoczyńcą, bo w swoje nieumyślne zachowanie,
osierocił wiele dzieci.
Mój przyjaciel pracował w sąsiedniej firmie.
W imieniu Stark International składam kondolencje.

Byłam w szoku. Oczerniali ich, zrzucając winę o tę katastrofę. Teraz musiałam skontaktować się z Rhodey'm. O dziwo odebrał.

Rhodey: Mamo, co się stało?
Roberta: A musiało, że dzwonię?
Rhodey: No raczej
Roberta: Byłeś z Tony'm przy Stark International?
Rhodey: No tak. Wtedy zawalił się na nas budynek. Mamo, czy my...
Roberta: Uznają Iron Mana za winnego
Rhodey: Jak to?
Roberta: Przykro mi, ale został uznany za mordercę
Rhodey: Przeklęci Ultimates. To ich sprawka! Nie mów o tym Tony'emu, zgoda?
Roberta: A źle z nim?
Rhodey: Niezbyt dobrze się czuje. Na razie jest z Pepper, ale...
Roberta: Nie musisz tłumaczyć. Wszystko rozumiem

Rozłączyłam się, powracając do oglądania wiadomości. Oboje narobili sobie wrogów. Trudne te życie bohatera.

---***---

 Witajcie w ostatniej części z dwupartówką. Już niewiele zostało, by zakończyć to opowiadanie, a mam jeszcze kilka do wstawienia, o których mówiłam w zeszłym roku.

Part 336: Zaćmienie

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Zadałem dosyć kłopotliwe pytanie. Pepper miała mętlik w głowie. Uważałem, że warto podjąć ryzyko, jeśli istnieją szanse na całkowite wyleczenie. Najpierw musieliśmy skupić się na Ultimates. Pewnie coś planują. Nie uwierzą w szybką śmierć. Wyślą jakiś zespół do oględzin, a gdy dowiedzą się, że przeżyliśmy, przylecą do zbrojowni dokończyć dzieła.
Gdy wyszedłem z pokoju medycznego, odezwał się alarm. Znowu w porcie.

Rhodey: JARVIS, co mamy?

[[Wykryłem potężną energię w tamtym obszarze]]

Rhodey: Diana wróciła?

[[Jest pan w błędzie. Pojawił się nowy Inhumans]]

Rhodey: Ultimates mogą na niego polować... PEPPER, ZOSTAŃ Z TONY'M
Pepper: CHCĘ WALCZYĆ
Rhodey: NAJPIERW MU POMÓŻ. MARIA NIE DA SOBIE RADY
Pepper: EJ!
Rhodey: ZARAZ WRÓCĘ

Uzbroiłem się w pancerz, śledząc źródło mocy. Przemieszczało się, zmieniając swoje położenie. Jednak ktoś mnie wyprzedził, walcząc z oprychami. Nie mogłem w to uwierzyć.

Rhodey: Diana?

**Lightning**

Och! Kiedy on się nauczy mojej ksywki? Tak trudno zapamiętać? Lightning! Lightning, do cholery! Medusa prosiła, żebym pomogła nowej przemienionej dziewczynie z mojej drugiej rodziny. Bez taty dawałam sobie radę, smażąc obwody w broni. Teraz tak łatwo mnie nie pokonają. Nahrees nauczyła kolejnych sztuczek, co z pewnością przydadzą się podczas walki.
Gdy odrzucałam ich na sporą odległość, nastolatka uciekała w popłochu. Jeszcze nie znałam jej mocy. Była przerażona przemianą.

Lightning: Tatku, zajmiesz się nią?
Rhodey: A nie lepiej rozprawić się z Ultimates?
Lightning: Kim?
Rhodey: Taką mają nazwę
Lightning: Eee... Mów, jak chcesz. Najważniejsze, by polegli
Rhodey: Wiadomo

Wystrzelił z repulsorów, rozpraszając wrogów od nas, zaś ona nadal biegła w tym samym kierunku. Próbowałam ją złapać, lecz ciągle przybywało więcej ludzi z tej tajemniczej organizacji. Cóż... Pora pokazać nową sztuczkę. Wytworzyłam w dłoniach kulę energii, która rosła coraz bardziej, aż wybuchła, porażając elektronikę.

Rhodey: Diana, coś ty zrobiła?!
Lightning: Ups?

No tak. Zbroja padła, jak zużyta bateria. Przynajmniej powstrzymałam tych złych, tak? Medusa pojawiła się z Lockjaw i Blackboltem przy nowej Inhumans. Królowa uspokajała ją, zabierając do Attilanu. Misja wykonana. Uratowałam nieludzkie życie. Może zaczną mnie nazywać, jak powinni? Podeszłam do ojca, dając mu energię do uruchomienia tej puszki.

Lightning: Żyjesz?
Rhodey: Ech! Tak... Już zniknęli?
Lightning: Teraz będą musieli jej pomóc w poznaniu mocy
Rhodey: Dobrze cię widzieć, córciu. Martwiłem się, że zrobili ci krzywdę
Lightning: Taa... Te gnojki spróbują kogoś dotknąć, a spalę im wnętrzności w pył!
Rhodey: Ej! Lightning, spokojnie. Nie tak nerwowo
Lightning: Sorki
Rhodey: Zaczynasz mi przypominać Pepper
Lightning: Hahaha!
Rhodey: To nie jest śmieszne
Lightning: Oj! Przecież żartowałam
Rhodey: Naprawdę? Jakoś nie mogę w to uwierzyć
Lightning: Dzwoniłeś do mamy?
Rhodey: Byłem zajęty, a ona też się nie odezwała
Lightning: Trenowanie idiotów pochłania czas i cierpliwość
Rhodey: Hahaha! Ze mną nie miała problemu
Lightning: O! Więc tak ją poznałeś? Opowiesz mi?
Rhodey: Innym razem. Wracam do zbrojowni
Lightning: Lecę z tobą
Rhodey: Okej. Lepiej trzymaj się mocno
Lightning: Potrafię sama

Uśmiechnęłam się głupawo, uderzając w podłoże. Chyba mu szczęka opadła. Nie odezwał się ani jednym słowem.

Lightning: Co? Zatkało kakao?

**Tony**

To był sen. Prawdziwy koszmar. Pragnąłem się z niego obudzić. Moje prośby zostały wysłuchane, bo otwierałem oczy. Jedna osoba pochylała się nade mną. Kim ona była? Miała na palcu obrączkę, więc ożeniła się. Kto był tym szczęściarzem? Dziwnie się czułem. Niby ją kojarzyłem, ale słabo.

Pepper: Tony, nareszcie się obudziłeś!
Tony: Dlaczego płaczesz? Ktoś umarł?
Pepper: Ty, głupku. Mało brakowało, wiesz? Cudem cię odratowaliśmy
Tony: Chwila... Jakie "my"? Czy ja cię znam?
Pepper: Tony...
Tony: Skąd znasz moje imię?
Pepper: JARVIS, przeskanuj go! Co jest z nim nie tak?!
Tony: JARVIS? Do kogo ty mówisz?

[[Pan Stark doznał tymczasowej amnezji, co może być spowodowane sennym koszmarem]]

Pepper: Długo to potrwa?

[[Zależy od długości snu]]

Tony: Gadasz do komputera? Jesteś chora!

--***---

No i kończymy kolejną fazę. Pozostały nam dwie ostatnie. Teraz zrobię coś, na co chyba wszyscy czekają. Tony całkowicie będzie zdrowy. Tak. Odważyłam się na ten krok, choć lubię go męczyć. Historia będzie zataczać koło. Pamiętajcie ;)

Part 335: Za wolność umysłu!

0 | Skomentuj

**Pepper**

Mogliśmy krzyczeć, a on leżał bez jakiejkolwiek reakcji. Zupełnie tak, jakby był zamknięty w sobie. Myślał o czymś przez cały czas, nie zwracając uwagi na to, co się działo wokół niego. Pozorny spokój, który zamienił się w dramat. Zaczął świrować. Jak bardzo? Wstał, wymachując skalpelem.

Tony: Odejdźcie! Zostawcie mnie w spokoju!
Maria: Tato, co ci jest? Nie poznajesz nas?
Pepper: Jemu odbiło. Nie wiem, skąd to się wzięło... Tony, odłóż skalpel na miejsce. Nie zrobimy ci krzywdy
Tony: Zostawcie mnie! Zabiliście moją rodzinę! Nie... Nie zabijecie Iron Mana! Nie... zabijecie
Maria: Mamo?

Wstrzyknęłam mu w ramię środek uspokajający. Rozluźnił rękę, puszczając ostre narzędzie chirurgiczne na podłogę. Nadal nie spał, lecz ciągle dokuczał mu ból. Widziałam po wyrazie twarzy, że nie czuł się najlepiej. Poprosiłam córkę, by z nim została. Poszłam sprawdzić zapasy lekarstw. Nie potrafiłam odnaleźć morfiny. Skończyła się.

Rhodey: W porządku?
Pepper: Teraz już tak... Dziwne, że nie słyszałeś krzyków. Spałeś, czy jak?
Rhodey: Ech! No troszkę przysnąłem
Pepper: Lepiej wróć do domu. Sytuacja opanowana
Rhodey: Pepper, wiesz o Dianie. Inhumans ją chronią w Attilanie, a ja tam nie mogę z nią być. Do tego Ivy nadal się nie odezwała. Zaczynam się też martwić potrójnie
Pepper: Ale Tony wydobrzeje. Tak, jak zawsze
Rhodey: Nie jestem tego taki pewien

Naszą rozmowę przerwało wtargnięcie nastolatki. Była przerażona. Nie pytałam o nic. Jedynie pobiegłam do pomieszczenia, gdzie leżał nasz chory. Rhodey również zrobił to samo.

Pepper: Co jest grane, córciu?
Maria: Zobacz
Rhodey: Pepper? Niby panujesz nad sytuacją, prawda?

Zwątpiłam, widząc rozwalone narzędzia po całej sali. Nie mógł uspokoić swoich nerwów. Leki nie zadziałały zbyt długo. Tony, co się z tobą dzieje?

**Tony**

Przypomniałem sobie ponownie ten koszmar. Bałem się, że ich skrzywdzę, dlatego uciekałem. Nie mogłem się zatrzymać. Byłem przerażony też siłą tych zbirów ze Stark International. Serce biło zbyt szybko i w każdej chwili mogło zaprzestać działania. Musiałem jakoś opanować negatywne emocje. Usiłowałem słuchać głosów. Od kogo? Od przyjaciół.
Kiedy poczułem silny ból w klatce piersiowej, upadłem na podłogę. Ledwo dostrzegałem kogokolwiek, czy cokolwiek. Tylko przez słuch rozpoznałem Pepper, Marię i Rhodey'go.

Pepper: Tony, spokojnie. Zaraz ci pomożemy
Tony: Pep... Wybacz... Wybaczcie mi... oboje
Pepper: Oddychaj bez nerwów. Wszystko będzie dobrze
Tony: Ach! I tak... umrę
Rhodey: Chłopie, trzymaj się

Te słowa usłyszałem jako ostatnie, tracąc przytomność. W końcu umysł przegrał z ciałem. Ponownie w mojej głowie rozgrywał się koszmar. W pomieszczeniu, które bodajże było magazynem, znajdywały się różne postacie. Znałem każdego. Pośrodku stała platforma, a przy niej ściana pełna broni. Duch wybierał osobę, mówiąc krótko o niej.

Duch: Obadiah Stane. Modyfikował wynalazki twoje i ojca w broń. To oczywiste, że zginął z twojej ręki

W miejscu oprawcy pojawiło się moje ciało. Trzy sekundy i padł strzał z ręki sędziego, kim ja byłem. Potem wybrał Gene'a. Zmienił mi oręż na miecz. Położył skazańca, nakazując ścięcie winnego. Bez jakiejkolwiek chwili namysłu wymierzyłem cios.

Duch: Kto będzie następny, Anthony? Jak dużo krwi ma przelać się przez twoje dłonie? Nie odejdziesz tak łatwo do domu. Nie wrócisz tam nigdy

Niespodziewanie zgasły światła. Usłyszałem dźwięk karabinu, a następnie pojawiło się oświetlenie, ukazując resztę ciał. Ułożyły napis.


Jesteś mordercą, Iron Manie

**Rhodey**

Z Tony'm sytuacja wyglądała fatalnie. Pepper drugi raz uciskała klatkę piersiową, usiłując przywrócić krążenie. Coś zatrzymywało go od powrotu do rzeczywistości. Kolejny koszmar? Możliwe, a po tej śpiączce, mógł doznać urazu głowy. Mógłby zostać dłużej w szpitalu, wykryliby to i wyleczyliby mojego brata.
Kiedy ruda traciła siły, wyczułem puls.

Rhodey: Możesz przestać. Udało się
Pepper: Rhodey, ja mam... Ja mam tego dość... On ciągle może umrzeć, a my tylko spowalniamy to, co nieuniknione. Czy coś takiego ma nadal sens?
Rhodey: Nie poddawaj się. Może jego serce słabnie, ale wola walki tak szybko nie zniknie. Będzie walczył dalej, a my mamy mu pomóc w tym
Pepper: Więc mam wierzyć, że będzie lepiej?
Rhodey: Wspomniałaś wcześniej o serum
Pepper: Za duże ryzyko
Rhodey: A może warto je podjąć?

Part 334: Samobójcza misja

0 | Skomentuj

**Tony**

Próbowałem nawiązać kontakt z drużyną. Wciąż cisza. Musieli zagłuszać każdy sygnał przy użyciu EMP, chociaż zbroje jakoś były na chodzie. Niestety, lecz to może szybko się zmienić. Nawet zmieniłem kanał, lecz ciągle zanikało połączenie z War Machine oraz bazą.
Nagle dostrzegłem eksplozję jednego z budynków. Później zapalił się następny. To pułapka.

Tony: Rhodey, uciekaj! Rhodey!

Nie był świadomy zagrożenia. Musiałem coś zrobić. Użyłem pola siłowego, co raczej długo nie zniesie potężnego wybuchu. Fala zbliżała się nieuchronnie, wysadzając trzeci wieżowiec. Pozostały dwa obok Stark International.
Gdy miała podpalić się kolejna konstrukcja, zepchnąłem Rhodey, by nie oberwał.

[[Uwaga, Wyczerpywanie się energii zbroi. Stan poniżej 20%]]

Tony: Ach! Cała moc... do pola siłowego!

[[Wykonuję...]]

Na kilka sekund mieliśmy ochronę, aż wybuchł ostatni budynek, odrzucając nas daleko. Poczułem ból w plecach, a do tego towarzyszyły mi zawroty głowy. Straciłem kontrolę nad zbroją. Rozbiłem się.

[[Uwaga. Spada konstrukcja]]

Tony: Widzę. Ach! Muszę... wytrzymać...  Rhodey, słyszysz mnie? Rhodey!
Rhodey: Tony? To ty? Co się stało?!
Tony: Długo... nie wytrzymam... Zaraz nam... spadnie na łeb... Przydałaby się... twoja pomoc. Aaa!

[[Przypomnienie. Zalecane naładowanie implantu]]

Tony: Poczułem... Dzięki

Ból rozprzestrzenił się po całym ciele, zaś moc w pancerzu spadła do stanu krytycznego. Dłużej nie mogłem utrzymać ścian. Zostałem przygnieciony.

Tony: JARVIS... Ile mocy?

[[Tylko 15%]]

Zanim całkowicie opadłem z sił, zdołałem uderzyć raz z repulsora w niebo. Oby zobaczył znak.

**Rhodey**

Mogłem domyślić się, że nie wszystko pójdzie, jak po maśle. Teraz większość wieżowców stała w gruzach. To było coś w rodzaju reakcji łańcuchowej. Widocznie podłożyli bomby, synchronizując czas do wybuchu. Jeden istniał pozytyw. Wrócił kontakt z bazą. Krzyków rudej nie można ignorować.

Pepper: Rhodey, błagam! Odezwij się! Jesteś mi potrzebny!
Rhodey: Pepper, coś nie tak?
Pepper: Znajdź szybko Tony'ego! Kończy mu się energia w zbroi i implancie, a do tego nie odpowiada!
Rhodey: Zaraz go znajdę
Pepper: Chciałam was ostrzec, ale straciłam kontakt
Rhodey: Wiem, bo myśmy ledwo nawiązaliśmy ponownie rozmowę, a potem znowu zniknął sygnał
Pepper: Proszę cię! Znajdź Tony'ego!
Rhodey: Nie bój się. Wrócę z nim

Zacząłem przeszukiwać gruzy z nadzieją na odnalezienie przyjaciela w dobrym stanie. Jednak jego żona sugerowała złe prognozy. Musiałem, jak najszybciej odnaleźć Iron Mana, bo będzie kiepsko.
Kiedy odrzuciłem większość skał, zobaczyłem element napierśnika. Reaktor ledwo świecił. Niedobrze.

Rhodey: Znalazłem go, Pepper!
Pepper: Jak się trzyma?
Rhodey: Zaraz zobaczę... Tony, słyszysz mnie?
Tony: R... Rhodey?
Rhodey: Nie ruszaj się. Już cię stamtąd wyciągam

Wyrzuciłem bloki, dokopując się do nóg. Pozostałe odłamki odsłoniły resztę elementów zbroi. Pomogłem mu wstać, skoro nieźle oberwał. Od razu poleciał na autopilocie.

~*Dwadzieścia minut później*~

**Pepper**

Zdjęłam zbroję Tony'ego, podłączając mechanizm do ładowania. Był ledwo przytomny. Wyglądał bardzo źle. Na szczęście nie umarł, a mało brakowało.
Gdy on odpoczywał, próbowałam dowiedzieć się, na czym polegała porażka planu. Histeryk niewiele powiedział. Tylko o zakłóceniach i tych wybuchach.

Pepper: Jakim cudem znali nasze zamiary?
Rhodey: Są nieźli. Można powiedzieć, że to zbiorowa organizacja
Pepper: Ultimates
Rhodey: Słucham?
Pepper: Opis pasuje. Zobacz, co było w bazie SHIELD
Rhodey: Znowu zhakowałaś do nich dostęp?
Pepper: I tak już nie istnieją. Nie pamiętasz inwazji?
Rhodey: Trudno zapomnieć
Pepper: Okej... Przejdę do sedna. Bogacą się, tworząc repliki technologii AIM, Hydry plus kilka broni od Mr. Mixa. Głównie nienawidzą nas za to, że wykończyliśmy ich przyjaciół w wojnie z obcymi
Rhodey: Ultimates... Kiedy zabiją swój cel, zaprzestaną swoich działań?
Pepper: Znajdą nowych wrogów lub po prostu rozpadną się
Rhodey: Wolę drugą wersję
Pepper: Ja też

Wróciłam do ukochanego, sprawdzając jego stan w pomieszczeniu medycznym. Maria rozmawiała z nim, a raczej usiłowała nawiązać kontakt.
© Mrs Black | WS X X X