Part 348: Extremis cz.2

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Pepper dalej krzyczała. Przez chwilę zamilkła, lecz później znowu zaczęła się złościć. JARVIS wykonał pełny skan organizmu, potwierdzając zmiany widoczne również wewnątrz. Extremis w pełni wyleczyło serce. Ogólnie ciało było silniej umięśnione, a innych oznak nie zdiagnozowano. Przy nawet niewielkiej dawce łatwo o niespodzianki.

Pepper: Naprawdę jesteś zdrowy
Tony: A nie mówiłem? Opłaciło się ryzyko... Czy przestaniesz krzyczeć?
Pepper: Już się uspokoiłam
Rhodey: Na chwilę
Pepper: Milcz
Maria: Co teraz, tatku?
Tony: Będę żył tak długo, aż zestarzeję się z wami
Maria: Hahaha! Jakoś nie mogę wyobrazić sobie ciebie bez włosów i zębów
Tony: Oj! Do tego długa droga... JARVIS, czy Extremis miało jakiś dodatkowy wpływ na organizm?

[[Niewystarczająca ilość danych]]

Tony: No dobra. Zróbmy test

Zaczął podnosić ciężary, sprawdzając siłę. Potrafił unieść wiele przedmiotów, więc posiadał nadludzkie zdolności. Później przebiegł od pierwszej do drugiej ściany. Szybkość uległa niewielkiemu przyspieszeniu, niż poprzednio. Potem milczał i to nas zastanawiało najbardziej. Co sprawdzał?

**Tony**

Zupełnie czułem się inaczej. O wiele lepiej bez mechanicznego serca. Dawno nie posiadałem w sobie tyle energii. Musiałem poznać nowe zdolności, bo raczej nie stanę się drugim Kapitanem Ameryką. Nie mogłem czytać w myślach ani przenosić przedmiotów za pomocą umysłu. Zanim skończyłem eksperymenty, usłyszałem dzwoniący telefon Pep. Dziwna sprawa.

Pepper: Wszystko gra, Tony?
Tony: Kto dzwoni?
Pepper: Ty
Rhodey: Przecież... Przecież nie wyjął telefonu
Tony: Bingo! Mam łączność z technologią. Może uda mi się dogadać ze zbroją?

Pojawił się błysk w oku, zaś części pancerza leciały w moją stronę, pokrywając ciało. Dziwactwo. Widziałem, jak zaniemówili. Też byłem w szoku. Nie spodziewałem się takich mocy.

Pepper: Jak ty to zrobiłeś?
Tony: Już wam mówiłem. Mam więź z technologią. Rozumiem ją
Maria: Wow! A kanały możesz przełączać bez pilota?
Tony: Pewnie tak
Maria: Hahaha! Koniec z kupowaniem baterii
Pepper: I ciebie bawi coś takiego? On mógł zginąć! Rhodey powiedział, że umarłeś na kwadrans. Mówił prawdę?
Tony: Tak było
Pepper: Na pewno nic ci nie jest?
Tony: Pep, w końcu nie mam tej słabości. Nie umieram, więc powinnaś się cieszyć
Pepper: Masz rację
Maria: Mamo?
Pepper: Muszę na chwilę wyjść. Wybaczcie
Tony: Skarbie, zostań z nami

Za późno. Szybko opuściła zbrojownię, udając się do domu. Myślałem, że będzie spokojniejsza, gdy przestanę być ofiarą losu. Myliłem się. Pozostało bez zmian.

Rhodey: Daj jej chwilę samotności
Tony: Powiedzcie mi... Czy ja powiedziałem coś nie tak?
Rhodey: Ona się boi
Maria: Ma rację. Potrzebuje teraz spokoju

**Pepper**

Zdenerwowałam się i musiałam napić się mocnej kawy, po której szybko nie zasnę. Tony tego nie rozumiał. Co z tego, że wyleczył serce, skoro przy obowiązkach Iron Mana, każda akcja wiązała się ze śmiercią? Zaczęłam płakać, przypominając sobie te momenty, kiedy życie ukochanego wisiało na włosku. Przez różnych wrogów i nie tylko.

Pepper: Dlaczego... Dlaczego ty nadal nie rozumiesz? Tak trudno pojąć ten strach o twoje życie? Tak trudno?

Wzięłam spory łyk kofeiny, kojąc psychiczny ból. Nie mogłam mu pozwolić, by dalej latał na bezmyślne akcje. Wkrótce sam wykończy swój organizm. Extremis nie dało nieśmiertelności. Wciąż mógł umrzeć, jak zwyczajny człowiek. I to mnie bolało najbardziej.
Gdy chciałam położyć się do łóżka, pojawił się czerwony punkt na ścianie, zatrzymując na środku mojego czoła. Natychmiast padłam, unikając strzału. Jednak ciągle byłam pod ostrzałem.

Pepper: RHODEY! TONY! POMÓŻCIE! AAA!

Krzyknęłam, by bardziej zwrócić uwagę na zagrożenie, a przy okazji spłoszyć snajpera. Serce podskoczyło do gardła przez narastający strach. Na szczęście pojawili się w kuchni. Rhodey jako War Machine wybiegł za fabrykę, a Tony sprawdził, czy oberwałam.

Tony: Jesteś cała?
Pepper: Tony... On... On tu nadal jest
Rhodey: PUNISHER!
Pepper: O nie. Nie! Nie idź tam!
Tony: Spokojnie, Pep. Zaraz go przegonimy. Nie wychylaj się, dobrze?
Pepper: Zgoda
Tony: Kocham cię
Pepper: Ja ciebie też

Od razu poleciał pomóc przy odstraszeniu strzelca. Nie słyszałam nic. Poza tykaniem bomby.

Part 347: Extremis cz.1

0 | Skomentuj

**Tony**

Po raz kolejny przejrzałem dane, które zdołałem zgromadzić o powstaniu pierwszej wersji serum. Nawet, gdybym zapytał Kapitana Amerykę o recepturę, na pewno jej nie zna, choć właśnie Extremis zmieniło go w bohatera o wolność. Wystarczyła minimalna dawka, co również wiązała się z ryzykiem. Wymieszałem odczynniki, dodając je w niewielkich ilościach. Niebieska próbka zabarwiła się na zielono. Czy to dobrze? Substancję pobrałem do strzykawki. Trochę miałem obawy. Jeśli bardziej sobie zaszkodzę, Pep nigdy mi nie wybaczy.

Rhodey: Możesz jeszcze zrezygnować, Tony. Mamy jeszcze czas, by znaleźć inne rozwiązanie. Na pewno chcesz ryzykować?
Tony: W każdej walce... stawka była... wysoka
Rhodey: Nie rób tego... Zastanów się, nim będziesz żałował
Tony: Jestem gotowy

Wstrzyknąłem w ramię serum, wprowadzając do krwiobiegu. Nic się nie działo. Wszystko było, jak wcześniej. Czyżbym powinien wziąć większą dawkę?
Nagle poczułem, jak moje ciało umiera. Upadłem na podłogę, tracąc przytomność.

**Rhodey**

Wiedziałem, że to nie był najlepszy pomysł, ale musiał robić po swojemu. Zależało mu, by wyleczyć chore serce, a teraz umierał. Nie wyczuwałem pulsu. No dobra. Bez paniki.

Rhodey: Tony! Tony, błagam cię! Powiedz coś!

[[Jest nieprzytomny, a serce przestało bić]]

Rhodey: Co?!

[[Przyczyną jest Extremis]]

Rhodey: No wiem, ale... Co ja mam zrobić?

[[Proszę czekać]]

Rhodey: Mam czekać?! Cholera! On zaraz umrze!

Miałem nie wpadać w panikę, lecz sytuacja przerosła wszelkie obawy. Pepper nie mogła tu wejść. Zablokowałem wejście do zbrojowni i czekałem.

Rhodey: Tony, walcz... Proszę cię. Wygrasz tę walkę... Na pewno wygrasz

**Pepper**

Siedziałam z Marią w salonie, przeglądając zdjęcia z Egiptu. Śmiałam się, widząc te miny, jak spaliśmy. Wtedy też robiła fotki? Trochę niegrzecznie, lecz wybaczalne. W końcu nie popełniła żadnego przestępstwa. Najbardziej spodobała mi się fotografia, gdy wracaliśmy do domu. I te ujęcie powinno być oprawione w ramkę oraz postawione w salonie.

Pepper: Jak na jeden dzień, masz sporo fotek
Maria: Heh! Robiłam je nawet wtedy, gdy słodko chrapaliście
Pepper: Ja nie chrapię
Maria: Hahaha! Ktoś na pewno wydawał takie dźwięki w czasie snu
Pepper: To Tony
Maria: Możliwe... Może pójdziemy do niego?
Pepper: Szczerze? Sam do nas przyjdzie
Maria: Raczej zasiedzi się w warsztacie i go tak łatwo nie wyciągniemy
Pepper: Hahaha! Też racja
Maria: Więc idziemy?
Pepper: Tak

Schowałam album i wyszłyśmy z części domowej. O dziwo przejście do drugiego kawałka fabryki było zablokowane. Dziwne. Co oni tam wyrabiają?

~*Piętnaście minut później*~

**Rhodey**

To trwało zbyt długo. Minął kwadrans, a on nadal się nie obudził. Poza tym, na kamerach dostrzegłem rudą i jej córkę. Będą kłopoty. Już chciałem iść po adrenalinę, gdy ciało zamieniło się w kokon. JARVIS wciąż nie wykrył oznak życia, a coś się działo. Jakaś przemiana? Wstrzymałem się, obserwując ten proces.

Pepper: OTWIERAĆ TE DRZWI! WYŁAZIĆ STĄD! JUŻ!
Rhodey: JARVIS, blokada nadal działa?

[[Powinna być nie do przejścia... Uwaga.]]

Rhodey: Co jest?

[[Zaraz dojdzie do eksplozji. Proszę się schować]]

Rhodey: Dobra

Schroniłem się za kanapą, zerkając lekko przez mebel, co się działo. Kokon pękał, powodując mocny wybuch. Schowałem głowę, przeczekując chwilowo atak. Później mogłem zobaczyć, czy coś się zmieniło. Na moje nieszczęście siła wybuchu rozniosła się na tyle, że rozwaliła drzwi i Pepper mogła wejść do środka. Krzyczała, aż bałem się, że rzuci czymś we mnie. Jednak bardziej przejęła się Tony'm, który powoli otwierał oczy. Żył, ale implant odpadł od klatki piersiowej.

Tony: Zadziałało
Rhodey: Już myślałem, że z tego nie wyjdziesz. Piętnaście minut byłeś martwy
Pepper: Martwy?! Coś ty powiedział?! Do jasnej cholery! Tak było?! Co wyście zrobili?!
Tony: Ale jestem zdrowy
Maria: Nie masz implantu?
Tony: Nie
Rhodey: Chłopie, mogłeś zginąć!
Tony: Stawka była wysoka, ale było warto
Pepper: Tony... To Extremis?
Tony: Tak

Przytuliliśmy go, ciesząc się z jego powrotu do żywych. Wyglądał na silniejszego, niż wcześniej. Czy przestanę niańczyć przyjaciela, skoro ma zdrowe serce? Zależy, czy nie wywinie jakiejś głupoty.

Part 346: Zranienie duszy i ciała

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Niepotrzebnie to powiedziałem na głos. Był tak wściekły, aż rzucał wszystkim, co miał pod ręką. Wazon, niewielka lampa z komody, klucze do domu, a do tego zaczął bić pięściami w ścianę. Musiałem go uspokoić, zanim dostanie ataku ze stresu. Ostrożnie podszedłem do niego, kładąc rękę na ramieniu.

Rhodey: Tony, opanuj się. To nie twoja wina
Tony: Ten bydlak... On chodzi na wolności i przez niego ona zginęła?! Ile osób ma umrzeć z mojej winy?!
Rhodey: Złość ci tylko szkodzi. Pamiętasz, że masz na siebie uważać?
Tony: Była niewinna, Rhodey... Jak... Jak on mógł?
Rhodey: Już dobrze. Dorwiemy drania, ale najpierw wróćmy do zbrojowni
Tony: Dzięki... za... pomoc
Rhodey: Nie znamy się od wczoraj... No chodź... Pepper traci zmysły, bo nie wie, gdzie się szwendasz
Tony: Przeproszę... ją... Muszę
Rhodey: Jak się czujesz?
Tony: Jest okej
Rhodey: Nie kłam
Tony: Wolę kłamać... niż być... znowu ofiarą

Widziałem, że z trudem oddychał, ale nie chciał sobie pomóc. Sam zszedł po schodach, trzymając się za implant prawą ręką, a lewą próbować chwycić poręcz. Długo nie ustał i spadł ze schodów. Podbiegłem do niego, a on nie miał zamiaru wstawać. Zdołał usiąść i nic więcej nie robił.

Rhodey: Daj sobie pomóc. Wyglądasz kiepsko, a do tego zraniłeś sobie dłonie, gdy uderzałeś pięściami
Tony: Nic.. mi... nie będzie
Rhodey: Pepper na ciebie czeka z Marią. Nie zamierzasz wrócić do nich?
Tony: Nie... Nie będę... ranił... kolejnych osób
Rhodey: Nikogo nie skrzywdzisz, bo kochasz rodzinę, którą masz. Nie byłbyś w stanie zrobić im krzywdy. Ty taki nie jesteś, Tony... Wstaniesz?
Tony: Ech! Tak

Powoli się wyprostowywał, lecz nie poszedł w stronę drzwi wyjściowych. Był w kuchni. Co on kombinował? Wszystko stało się jasne, gdy wyjął z lodówki szkocką. Chyba nie próbował wypić całej? Odbiło mu. Tego byłem pewny. Wlał do szklanki alkohol, podnosząc go do góry.

Tony: Za bycie... egoistycznym dupkiem. Za... bycie mordercą
Rhodey: Alkohol tylko pogorszy sytuację. Nie próbuj tego pić
Tony: A właśnie, że... to robię
Rhodey: Nie przy mnie

Wziąłem mu szkło, rzucając je o podłogę, a whiskey schowałem tam, gdzie należało jej miejsce. Padł na kolana, nie zważając na ostre kawałki rozbitego naczynia. Specjalnie zadawał sobie fizyczny ból, bo nie wystarczył ten przy sercu. Ja też cierpiałem, ale jakoś nie pokazywałem tego przez twarz. Ukrywałem głęboko w sobie, choć zamierzałem dopaść mordercę.
Gdy miałem podnieść brata, usłyszałem płacz. Łzy spadały na podłogę, zatrzymując się na odłamkach szkła. Jedynie, co zrobiłem, to przytuliłem Tony'ego. Uspokajałem, lecz i tak Pepper bardziej mogła mu pomóc.

**Pepper**

Czekałam w zbrojowni, aż Rhodey wróci. Może odnalazł zgubę? Nie myliłam się. Zobaczyłam, jak przechodził przez przejście, podtrzymując mojego męża, by nie upadł. Natychmiast żądałam wyjaśnień, ale wpierw złapałam go, nim się przewrócił. Walczył z kimś? Bez zbroi? Rhodey, co ty powiesz? Położyłam ukochanego na kanapie, przykrywając kocem. Dopiero wtedy dostrzegłam ranne dłonie. Wyjęłam z apteczki plastry, bandaże oraz wodę utlenioną w celu opatrzenia skaleczeń.

Pepper: Co wyście zrobili?! Biliście się?!
Rhodey: Pepper, ty tego nie zrozumiesz. Znalazłem Tony'ego w domu mojej mamy, która... Ona nie żyje przez Punishera, a on się obwinia za jej śmierć!
Pepper: Tony?
Tony: Mówi prawdę
Pepper: Co ty zrobiłeś?
Tony: Wyrzuciłem... mój... gniew
Rhodey: Nawet chciał się upić, ale mu na to nie pozwoliłem
Pepper: Przynajmniej nie jest pijany... Dobra robota, Rhodey
Tony: Wybaczcie mi... za wszystko... Za to, jak... cierpieliście... z mojej... winy. Za to, jak... znosiliście... moje szaleństwa
Pepper: Już dawno ci wybaczyłam

Zawinęłam bandażami zranione miejsca, przemywając głębsze rany. Szybko się z tym uporałam i położyłam rzeczy na miejsce. Współczułam im z powodu Roberty. Była uczciwa, surowa, lecz zawsze pomagała w potrzebie.

Pepper: Odpoczywaj, dobrze?
Tony: Nie uciekam... Już nie
Pepper: I tak trzymaj

Uśmiechnęłam się lekko, całując geniusza w czoło. Maria nadal nie zeszła do zbrojowni. Widocznie wolała zostać w części domowej. To w sumie i nawet lepiej, bo nie powinna się niczym przejmować.

~*Dwie godziny później*~

**Tony**

Oni nie wiedzieli, jak trudno poradzić sobie z koszmarem w rzeczywistości. Roberta zginęła z mojej winy. Była związana z naszą działalnością, więc Castle pociągnął za spust, pozbywając się niewinnej osoby. JARVIS poszukiwał Punishera, co obecnie interesowało Rhodey'go. Chciał wykorzystać oszczędzoną energię w celu powalenia wroga. Jednak ja potrzebowałem skończyć pracę nad serum. Wstałem, mieszając ze sobą odczynniki.

Rhodey: Wiem, że Pepper poszła do Marii, ale powinieneś odpuścić na chwilę
Tony: Nie mogę... Te serum... to jedyna... nadzieja
Rhodey: Rozumiem cię, choć trochę przesadzasz. Możesz tego nie przeżyć
Tony: JARVIS?

[[Szanse są pół na pół]]

Rhodey: Co nie znaczy, że pozwolę na umyślne samobójstwo
Tony: Ja wiem, co muszę... zrobić

--**---

No i teraz otwiera nam się ostatnia dwupartówka oraz próba zmian życia. Czy jemu się uda z serum? Jakie będą skutki? Wszystko w kolejnych notkach ;)

Part 345: Strzał

0 | Skomentuj

~*Następnego dnia*~

**Natasha**

Punisher powrócił, przez co Clint nie mógł być spokojny. Długo przesiadywał nad ulepszeniami swoich strzał. Nie zwracał na nic uwagi. No poza wiadomościami, więc nie miałam ani chwili, by mu powiedzieć o ciąży. Ciągle bałam się jego reakcji, a kiedy strach ustaje, on jest w innym miejscu. Daleko ode mnie. Jednak tym razem musiałam coś zrobić. Zeszłam do pracowni.

Natasha: Jak długo będziesz tu siedział? Nadal nic nie zjadłeś. a śniadanie to najważniejszy posiłek dnia
Clint: Nie jestem głodny
Natasha: Zapomniałeś. że wycofaliśmy się z agencji? Mieliśmy żyć, jak normalni ludzie
Clint: Wiem, ale Frank Castle nie jest zwykłym przestępcą. Ostatnio zabił niewinną kobietę, co potwierdził mój znajomy. Zawsze pakował kulkę w łeb bandytom. Nigdy nie zamierzał ukarać zwykłego cywila
Natasha: A może to nie był zwykły człowiek?
Clint: Czyli nie pomylił się?
Natasha: Raczej nie... Clint, muszę ci coś powiedzieć
Clint: Poczekaj, aż skończę tę strzałę
Natasha: Nie... Nie mogę... To ważne
Clint: A, co może być ważniejszego od złapania groźnego kryminalisty?
Natasha: Jestem w ciąży
Clint: Słucham?!
Natasha: Nie przesłyszałeś się. Będziesz tatusiem

Był w szoku, czego nie zdołał przede mną ukryć. Dawno nie widziałam u niego takiej miny. Bardziej wyglądał na przerażonego. Chyba źle zrobiłam, mówiąc o tym akurat teraz. Pomyślałam, że przytulę męża i jakoś ukoję jego nerwy.

Natasha: Nie cieszysz się? Na pewno będziesz wspaniałym ojcem
Clint: Chłopiec, czy dziewczynka?
Natasha: Dziewczynka
Clint: Natasha, ja nie wiem, czy damy radę
Natasha: Będzie dobrze. Nie przejmuj się

Uśmiechnęłam się, opuszczając pracownię. Wierzyłam w Clinta, że podoła wyzwaniom rodzicielskim. Jeśli Tony i Rhodey poradzili sobie, to on nie będzie musiał się niczego obawiać. Zresztą, Punisher był na celowniku innych herosów. My mogliśmy zająć się swoimi sprawami.

**Pepper**

Wstałam równo o dziewiątej z łóżka, lecz Tony'ego już nie było. Gdzie on się podział? Od razu pomyślałam o zbrojowni. choć zapach z kuchni sugerował, iż przyrządzał jakieś danie. Wyszłam z sypialni, schodząc po schodach. Pomyliłam się, co do osoby. Maria smażyła jajecznicę.

Pepper: Już wstałaś? Mogłaś jeszcze spać
Maria: Trochę zgłodniałam
Pepper: Widziałaś tatę?
Maria: Nie... Może jest zajęty czymś w fabryce
Pepper: Może
Maria: Ej! Przecież nie zrobi nic głupiego
Pepper: Córciu, nie byłabym taka pewna

Przegryzłam jabłko i poszłam do części roboczej. Tylko Rhodey leżał na kanapie. Nie wrócił do domu na noc? Dziwne. Rzuciłam poduszką w celu zbudzenia księżniczki. Dość szybko się ocknął, wstając gwałtownie i rozglądał się, skąd nadszedł atak.

Pepper: Był tu Tony?
Rhodey: Pepper, nie wiem, bo spałem... Musiałaś mnie budzić?
Pepper: W domu się śpi, a nie tutaj!
Rhodey: Dobra... Nie krzycz, bo mi głowę rozsadzi
Pepper: Piłeś?
Rhodey: Nie!
Pepper: Więc mogę dręczyć cię dalej
Rhodey: Nie mam pojęcia, gdzie może być. Gdybym wiedział, nie zataiłbym tego przed tobą
Pepper: No nie wiem, Rhodey... JARVIS. widziałeś mojego męża?

[[Przykro mi, pani Stark. Nie zaobserwowałem żadnego ruchu wcześniej]]

Pepper: Zaraz zwariuję. No gdzie on jest?!
Rhodey: A zbroja została?
Pepper: Tak
Rhodey: Więc nie mógł pójść daleko

Rhodey miał rację. choć bardziej zastanawiało mnie, dlaczego nic mi nie powiedział. Wyszedł bez słowa. Tony, gdzie jesteś? Daj jakiś znak życia.

**Tony**

Źle zrobiłem, nie mówiąc Pep, dokąd poszedłem. Chciałem porozmawiać z Robertą. Zawsze mogła doradzić, co robić w trudnej sytuacji. Na miejscu zobaczyłem posesję obklejoną żółtą taśmą, należącą do policji. Co tu się stało? Okno rozbite w drobny mak, mnóstwo szkła na podłodze, a do tego dziury. Bałem się wejść do środka, lecz jakoś przekroczyłem próg drzwi. Nikogo nie znalazłem, a w sypialni odkryłem więcej śladów po zbrodni. W ścianie odnalazłem dziury po pociskach. Strzelanina? To nie wszystko. Nie brakowało krwi w pomieszczeniu. Czy Rhodey o tym wiedział? To ukrywał przede mną?

**Rhodey**

Poszedłem do domu mamy. Musiałem poszukać innych śladów po mordercy. Pragnąłem wymierzyć własną sprawiedliwość. Nie spodziewałem się tu znaleźć Tony'ego. Stał obok ściany, gdzie wcześniej leżała moja rodzicielka we krwi. Po chwili się odezwał.

Tony: Wiedziałeś o tym, prawda? Wiedziałeś i nic nie powiedziałeś!
Rhodey: Nie chciałem cię denerwować
Tony: Roberta nie żyje?
Rhodey: Zabił ją wczoraj i nie mogłem jej ocalić
Tony: Kto... Kto mógł być do tego zdolny?
Rhodey: Punisher
Tony: On?! Przecież ona... Ona nie była zła!
Rhodey: Widocznie się pomylił

Part 344: Iron Man 2.0

0 | Skomentuj


**Rhodey**

Nie żyła. Nawet lekarz to stwierdził, gdy przyjechał. Nie było dla niej ratunku. Straciła jakiekolwiek szanse na przeżycie. Na razie Tony nie mógł się o tym dowiedzieć. W obecnym stanie lepiej, żeby nie próbował walczyć, czy winić się z powodu śmierci mojej mamy. Policja zabezpieczyła dowody, lecz nie dostrzegli tego, co ja. W ścianie znalazłem fragment pocisku, który pozwoli zidentyfikować strzelca. Wyszedłem z domu, pozwalając im pracować. Musiałem wrócić do zbrojowni. Przyjaciel nadal siedział przed komputerem, Maria zasnęła, a ruda przeglądała dane z firmy. Przynajmniej są zajęci. I dobrze.

Rhodey: Wybaczcie, ale na chwilę musiałem wyjść
Pepper: Nieźle cię wykurzyło, Rhodey
Tony: Wszystko gra?
Rhodey: Tak... A jak wam idzie?
Pepper: Ech! Dużo tego, ale chyba ogarniam
Tony: No ja niestety tego nie powiem, Pepper. Czeka mnie mnóstwo pracy
Rhodey: Idźcie spać. Zajmijcie się tym jutro
Pepper: Tylko po to tu wróciłeś? My wiemy... Ekhm... To znaczy, ja wiem, kiedy iść spać, lecz nasz geniusz ma swoje zasady
Tony: Muszę wiedzieć, jak to działa. Mam niewiele czasu
Rhodey: Przecież mówiłem, że ci pomogę
Tony: Do północy znajdź sobie zajęcie
Rhodey: Już mam

Podszedłem do wolnego stanowiska, skanując odłamek. Byli zajęci, więc nie zwracali na mnie uwagi. Musiałem wiedzieć, komu "podziękować" za śmierć rodzicielki.

Rhodey: JARVIS, możesz sprawdzić pochodzenie pocisku? Tylko nic im nie mów

[[Rozumiem... Już szukam]]

Rhodey: Ultimates upadli. Kto mógł być zdolny do ataku?

[[Jeden wynik pasuje]]

Rhodey: Czyli?

[[Pocisk należy do broni wojskowej]]

Rhodey: Wojsko? Nie, nie. To niemożliwe. Nie skrzywdziliby jej

[[Ustaliłem jedynie źródło pistoletu snajperskiego]]

Rhodey: Więc ktoś skradł jeden z nich i zaczął w nią strzelać? Musiał mieć jakiś motyw... Przeszukaj aktywnych przestępców

[[Do obecnych zagrożeń kwalifikuje się Frank Castle, znany też jako Punisher]]

Rhodey: Punisher... Możesz go namierzyć?

[[Jest poza zasięgiem]]

Rhodey: I tak nadal nie wiem, dlaczego ją zabił

**Tony**

Wiedziałem, że Rhodey coś ukrywał. Nigdy tak długo nie siedział w bazie. Nie licząc przypadków mojej głupoty. Co mogło się stać, że nie wraca do domu? Chyba Roberta musiała go przerazić. Zawsze musieliśmy jej słuchać. Mówiłem o tworzeniu serum, lecz warto też zająć się usprawnieniem zbroi. Kilka elementów należało zastąpić na lepsze.
Kiedy skończyłem analizować strukturę molekularną Extremis, oberwałem z liścia od żony.

Pepper: Zgłupiałeś do reszty?! Idź spać!
Tony: Nie krzycz, bo obudzisz Marię
Pepper: Już dawno poszła do domu. Nawet tego nie zauważyłeś
Tony: Ale nie musisz mnie bić
Rhodey: Oj! Chyba musi, bo masz się oszczędzać. Zapomniałeś o tym?
Tony: Nie macie nic lepszego do roboty, niż ciągle gadać te same teksty? Zaczyna się to robić nudne

Niepotrzebnie powiedziałem swoje myśli na głos. Ponownie dostałem w twarz od ukochanej.

Tony: Wy tego nie rozumiecie. Muszę być gotowy, jeśli kolejny wróg się pojawi. Jak nie chcecie, żebym walczył w zbroi, będę działać poza nią
Pepper: Co to znaczy?
Tony: Zobaczcie

Włożyłem opaskę z małym, niebieskim szkiełkiem kwadratowym na oko. Służyła do kontroli pancerza za pomocą myśli. Skupiłem się na skafandrze, aż wstał ze stołu. Szedł w naszą stronę. Wszystko szło dobrze. Do czasu użycia repulsorów. Źle ją skierowałem, bo celowała w Pepper.

Tony: Dość! Zatrzymaj się!

Krzyczałem w mojej głowie, ale i też przez gardło. Pancerz upadł obok niej, rozpadając się na części.

Tony: To dopiero początek. Gdy Extremis będzie gotowe, może pomóc przy kontroli
Rhodey: Zachowujesz się, jak Kontroler. Dlaczego? Nie możesz zrezygnować i iść na emeryturę? Przecież są też inni bohaterowie
Pepper: Rhodey ma rację. Nie możesz dźwigać tego ciężaru zupełnie sam
Tony: Może i tak, ale nie zamierzam siedzieć bezczynnie do kolejnej katastrofy. Widzieliście, co było z Ultimates. Nie wiadomo, kto jeszcze wyjdzie z cienia
Rhodey: Punisher
Tony: On? No nie wiem, Rhodey
Pepper: Och! Skończymy tę dyskusję jutro. Teraz wszyscy grzecznie idziemy spać
Tony: Pep...
Pepper: Spróbuj się nie posłuchać, a oberwiesz dwa razy mocniej
Tony: Nie złość się, dobra?
Pepper: Na ciebie muszę, a Rhodey też nie jest święty... Dobranoc, panowie
Tony, Rhodey: DOBRANOC, SADYSTKO
Pepper: Ej! Który to był?!
Tony: Śpij dobrze, kochana
Pepper: Tak lepiej

Rhodey położył się na kanapie, choć mógł wrócić do domu, a my z Pep udaliśmy się do sypialni.

Part 343: Powrót kata i oprawcy

0 | Skomentuj

**Pepper**

Nie byłam winna jego śmierci. Wręcz przeciwnie. Próbowałam zatrzymać samobójczy cios, ale bezskutecznie. Tony będzie się cieszył z tego zwycięstwa. W końcu, zakończyła się gonitwa za wrogami. Ultimates byli ostatni. Zniszczyłam cały arsenał broni z laboratorium, choć większość wysadziłam w powietrze. Niestety, lecz bez uwagi mediów się nie obyło. Musiałam coś wymyślić. Wyszłam z budynku uzbrojona w pancerz bojowy. Zostałam zaatakowana mikrofonami z każdej strony.

Pepper: Odpowiem na dwa pytania. Więcej nie musicie wiedzieć

Czy to prawda, że Iron Man spowodował ostatni wypadek?

Pepper: Nie, bo tak naprawdę organizacja, co po cichu pracowała w Stark Solutions, odpowiada za ten zamach

Rescue, dlaczego powiedziałaś, że w Stark Solutions?

Pepper: Pepper Stark, która była więźniem terrorystów, zdecydowała się na zmianę nazwy firmy. Wszystko ustaliła z głównym właścicielem. Koniec dyskusji

Wzbiłam się w powietrze, lecąc do bazy. Trochę skłamałam, lecz nie mogłam zdradzić swojej tożsamości. Świat jeszcze nie był gotowy, by poznać prawdę.

~*Półtorej godziny później*~

**Tony**

Udało jej się. Nie dość, że wróciła cała i zdrowa, to pokonała Ultimates. Wykończyła wroga samodzielnie, choć nie wiedziałem, dlaczego zmieniła nazwę firmy. Może nawet i lepiej, bo zaczniemy nowy początek. Czułem się na siłach, więc wyszedłem z lecznicy. Pep zdjęła zbroję, przytulając mnie. Wyprzedziła moje zamiary.

Tony: Wygrałaś, Pep. Jesteś wielka
Pepper: Media nie dały spokoju, dlatego skłamałam o porwaniu
Tony: Naprawdę przegrali?
Pepper: Ich szef nie wytrzymał i popełnił samobójstwo
Rhodey: Niektórzy nie dadzą się wziąć żywcem
Pepper: O! Hej, Rhodey... Słyszeliście ogólnie, co mówiłam?
Rhodey: Ciebie nie da się nie usłyszeć
Pepper: Głupek
Tony: Co teraz będzie?
Pepper: Zajmę się firmą za ciebie, zgoda? Nie martw się. Poradzę sobie
Tony: Wierzę ci. Nie musisz mi nic udowadniać... To ty zajmiesz się biznesem, a ja popracuję nad serum
Rhodey: Pomogę przy tym
Tony: Dzięki... Dziękuję wam obojgu
Pepper, Rhodey: DROBIAZG

Przytuliłem ich, wzruszając się lekko. Trwaliśmy w tym uścisku krótko, by zająć się zadaniem. Maria pewnie siedziała z Dianą, czyli nie miałem powodu do niepokoju. Usiadłem przy komputerze, analizując schemat cząsteczek poprzedniego serum, które SHIELD stworzyło jako ostatnią próbę Extremis. Czeka nas mnóstwo pracy przy tym, ale dla cienia szansy ocalenia, warto przyjąć takie ryzyko.

**Roberta**

Dziennikarze nie mieli nic innego do roboty, niż spekulować, co do losów Stark Solutions. Chyba Tony nie widział nic złego w tym, że to jego żona wprowadziła takie zmiany. No właśnie. Dawno u nich nie byłam. Powinnam zobaczyć, czy dobrze się czuje. Nikt nie był w stanie pomóc, a czas nie zamierzał się dla niego zatrzymać.

Cały świat został oszukany.
Iron Man nic nie zrobił.
Ci, którzy go wrobili w katastrofę, zostali aresztowani.
 Policja postawi ich pod wymiar sprawiedliwości.
Nie wiadomo, czy wyjdą na wolność.

Roberta: Taa... Lepiej, żeby tam zgnili. Chyba, że któryś z nich żałuje tego, co zrobił

Wyłączyłam telewizor, idąc do łazienki. Umyłam się, a następnie poszłam położyć się do łóżka. Jednak coś mi nie dawało spokoju. Wyczuwałam czyjś wzrok. Ignorowałam instynkt, zamykając oczy. Powoli zasypiałam, lecz nagle dom znalazł się pod ostrzałem. Padłam na podłogę, chwytając za głowę. Chwilowo strzały ustały. Ostrożnie wstałam. I to był mój ostatni błąd. Przez moje ciało przeszła seria kul. Cała koszula nocna przesiąkała krwią dość mocno. Nie zdołałam dostrzec strzelca, padając na podłogę. Czułam, że umieram, więc musiałam jakoś wezwać pomoc. Doczołgałam się ostatkami sił do telefonu. Upadł na ziemię, ale wybrałam numer. Po kilku sekundach, usłyszałam głos syna.

Rhodey: Mamo? Coś się stało, że dzwonisz tak późno?
Roberta: R... Rhodey... Pomóż... mi. Ekhm!
Rhodey: Mamo, co się dzieje? Nigdy nie mówiłaś tak słabo
Roberta: Wezwij... Wezwij...
Rhodey: Halo? Jesteś tam? Mamo!

Nie dokończyłam, tracąc siły życiowe. Wydałam z siebie ostatnie tchnienie, konając.

**Rhodey**

Byłem przerażony. Bez zastanowienia wybiegłem z fabryki, kierując się do domu. Przy okazji wezwałem pogotowie i policję. Przygotowałem się na każdą ewentualność. Sprawdziłem kuchnię, salon, łazienkę, a następnie udałem się do sypialni. Była tam. Leżała przy ścianie z wieloma dziurami. Nie oddychała. Kto mógł jej to zrobić?

Part 342: Stark Solutions

0 | Skomentuj

**Maria**

Powiedziałam prawdę na głos. Nie spodziewałam, że do tego się przyznam, ale żaden z moich rodziców tego nie słyszał. Czasem bałam się przyznać, co czuję. Oby mamie udało się pokrzyżować plany tych chciwych kryminalistów.
Kiedy chciałam przekroczyć próg pomieszczenia medycznego, do części roboczej wleciała zbroja. Od razu rzuciłam się w jej ramiona.

Pepper: Whoa! Maria, co jest? Przecież żyję
Maria: Załatwiłaś ich?
Pepper: Potrzebuję dojść do szefa, a firma będzie czysta
Maria: Co to ma znaczyć?
Pepper: Trzeba skończyć z produkcją broni, a tylko oni są zagrożeniem
Maria: Czyli tata wyzdrowieje?
Pepper: Jest silny. Wygra z chorobą... Obudził się?
Maria: Właśnie miałam zamiar do niego iść... Ukrywacie coś przede mną?
Pepper: Ja też nie wiem, co zataił przed nami i chyba tak szybko się nie dowiem
Maria: Mamo!
Pepper: Dowiedzmy się razem

Odłożyła pancerz i poszłyśmy do niego. Rozmawiał z przyjacielem. Przynajmniej wyglądał lepiej, niż poprzednio. I tak martwiłam się o ojca. Ciągle groziło mu niebezpieczeństwo. Jego serce słabło, a ja mogłam tylko patrzeć. Byłam bezradna. Tak, jak mama.

Maria: Tato... Dobrze się czujesz?
Tony: Cześć, córciu... Już lepiej... Nie musisz się martwić
Maria: Ale i tak to robię... Powiedz mi, co jest grane? Chcę pomóc
Tony: Mam plan. Potrzebuję twojego zaufania
Pepper: Jak my wszyscy
Tony: Pepper?
Pepper: Powiedz nam prawdę. Jak bardzo jest źle?
Maria: Tato, prosimy cię
Tony: Dziesięć procent... Tylko tyle mi pozostało

Byłam w szoku. Mama zaczęła płakać, a ja próbowałam stłumić w sobie wszelkie uczucia. Jednak długo nie wytrzymałam. Emocje wzięły górę. Rozpłakałam się, niczym mała dziewczynka.

**Tony**

Rhodey nie dał się złamać. Dowiedział się jako pierwszy, a rodzina była wszystkim, co miałem. Jeśli ją stracę, pozostanę z niczym. Co to za życie, którym nie można się dzielić? Musiałem walczyć. Nie wiadomo, jak długo będzie trzeba. Nie zamierzałem umrzeć, dlatego Extremis musi być ukończone na czas. Pep wzięła Marię i jedynie Rhodey był ze mną. Ciągle milczał od poznania prawdy.

Tony: Rhodey... Rhodey, powiedz coś
Rhodey: A, co ja mam mówić?! Ja... Ja nie wiem, co robić... Nie chcę cię stracić... Jesteśmy braćmi
Tony: Dlatego będzie dobrze... Pepper walczyła?
Rhodey: Skąd wiesz?
Tony: Była zmęczona... Poznałem po oczach
Rhodey: Sama chciała walczyć z Ultimates. Nie wiem, czy jej się udało
Tony: Muszę z nią pogadać
Rhodey: Dobra, ale nie krzycz na nią
Tony: Nie będę, bo kocham ją nad życie

Zdałem sobie z tego sprawę dopiero za późno. Powinienem z nią sam porozmawiać. Bez córki, brata i kogokolwiek innego.

Rhodey: Nie ma jej
Tony: Co?! Gdzie ona...
Rhodey: Poszła dokończyć porachunki
Tony: Pep, co ty wyprawiasz? Życie ci niemiłe?

Miałem zamiar wstać, by włożyć zbroję, lecz ból był silniejszy od siły woli. Ledwo wstałem, upadając. Z pomocą Rhodey'go wróciłem do łóżka. Pepper, bądź cała. Błagam.

~*Pół godziny później*~

**Pepper**

Wybacz, kochany. Nie miałam innego wyjścia. Ultimates muszą się rozpaść, dlatego działam bez twojej wiedzy. Zdołałam unieszkodliwić obronę, żeby dość do szefa szajki. Nie próbował wyciągać broni. Był spokojny. Aż za spokojny. Coś kombinował i nie podchodziłam do niego.

Wejdź, Rescue. Nie bój się, a może powinnaś dla dobra swojej rodziny.

Pepper: Gdzie jesteś?!

Czekam na ciebie, Patricio Stark

Pepper: JARVIS, skan otoczenia

[[Wykryłem jedną oznakę życia]]

Pepper: Gdzie?

Jestem za tobą, suko

Niespodziewanie oberwałam z granatnika, który odrzucił mnie kilka metrów dalej. Jako jedyny mógł mówić, choć guzik interesowałam się jego słowami. Próbował rozproszyć moje myśli skupione na misji. Zaatakowałam z zaskoczenia repulsorami, obracając się na pięcie. Walczyłam zaciekle.

Pepper: Nie poddam się bez walki! I nie jestem suką!

Ale i też nie bohaterką.

Pepper: Och! Zamknij się!

Użyłam unibeamu, aż wylądował na podłodze. Usiłował wstać. Nie mogłam mu na to pozwolić. Na chwilę zrezygnowałam z walki. Musiałam poznać prawdę. Przycisnęłam go, chwytając za gardło.

Pepper: Jesteś ostatni. Lepiej powiedz mi...  Dlaczego chciałeś skrzywdzić moją rodzinę?! Dlaczego?! NO ODPOWIADAJ, DUPKU!

Wygrałaś, Stark

Pepper: Ej! Stój!

Strzelił sobie w łeb. Ani na chwilę się nie zawahał. Ultimates upadli. Pora zmienić Stark International na Stark Solutions.

---***---

Aplikacja mi w telefonie nawala. Nie wiem, co się stało i notki przez to nie są po kolei. Wybaczcie.

Part 341: Tak postępują bohaterowie

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Serce stanęło mi w gardle, słysząc niepokój rudej o Tony'ego. Czy naprawdę z nim było tak źle? Rozłączyła się, gdy chciałem poznać więcej informacji. Zdecydowałem, by im pomóc, gdyby zostali zaatakowani. Diana skończyła walkę wirtualną i razem pojechaliśmy do zbrojowni. Możliwe, że jej moce mogą się przydać.
Po dotarciu do celu, wpisałem kod. Weszliśmy do środka, zabierając pancerz War Machine, który stworzyli agenci SHIELD. Córka nie musiała brać skafandra, bo swoje umiejętności mogła wykorzystać do lotu. Poza tym, mogłem ją podrzucić. Polecieliśmy w stronę sygnału pozostałych kombinezonów.

Lightning: Dziwne, że mnie zabrałeś na tę akcję
Rhodey: Przyda się każda para rąk do pomocy
Lightning: Ultimates mogą nas zaatakować?
Rhodey: Mogą, bo naszym celem jest ochrona Rescue i Iron Mana
Lightning: No dobra. A mogę zabić tych złych?
Rhodey: Nie, córciu. Tak nie działają bohaterowie
Lightning: Ech! Wielka szkoda. Chciałam tylko wiedzieć, czy moje moce mogą odebrać komuś życie
Rhodey: Masz nikogo nie zabijać, jasne?
Lightning: Nawet, jak sytuacja będzie poza kontrolą?
Rhodey: Nawet wtedy

~*Trzy godziny później*~

**Pepper**

Nie miałam kontaktu ze zbroją męża. Widocznie stracił przytomność lub nie był w stanie mówić. Musiał mieć coraz większy problem z oddychaniem, skoro nie reagował na nic. Z drugiej strony, przydałoby się bronić przed wrogiem. Rhodey się nie mylił. Pojawią się nam na drodze.

Pepper: Mario, trzymasz się?
Maria: Nie mogę go obudzić. Co się dzieje?
Pepper: Musisz być blisko mnie, dobrze? JARVIS, podaj mi moją córkę i włącz zasilanie zapasowe

[[Uruchomiłem protokoły obronne. Włączono zasilanie zapasowe]]

Pepper: Dobra, a War Machine? Jest gdzieś blisko?

[[Potwierdzam obecność Rhodey'go Rhodesa w obszarze 5 kilometrów]]

Pepper: W porządku. Połącz mnie z nim

[[Łączenie...]]

Nagle zbroja Tony'ego oberwała w plecy. To Ultimates! Cholera! Natychmiast włączyłam pole siłowe, chroniąc Marię przed niebezpieczeństwem.

[[Osłony spadają do 30%]]

Pepper: Długo nie wytrzymają... Rhodey, gdzie jesteś?!
Rhodey: Za tobą
Pepper: Jak to?

Spojrzałam za siebie, dostrzegając przyjazny pancerz. Nie był sam. Towarzyszyła mu Diana. No w samą porę, paranoiku.

Pepper: Co tak długo?!
Rhodey: Były małe korki
Lightning: Tatku, nie ściemniaj. Powiedz, że byliśmy zajęci
Pepper: Witaj, Diano
Lightning: Hejka! Jak się trzymacie?
Pepper: Zabierz Marię do domu, dobrze?
Lightning: Wolę sobie powalczyć
Rhodey: Lightning, proszę
Lightning: O! W końcu nazwałeś mnie, jak należy i za to mogę to zrobić
Pepper: Dzięki

Oddaliły się bezpiecznie od pola bitwy, zostawiając nas samych z kilkoma zbrojami, co nie wyglądały zbyt groźnie.

Rhodey: Co z Tony'm?
Pepper: Potrzebuje ładowania
Rhodey: Na pewno tylko tego?
Pepper: Oj! Na pewno. Przestań być taki nieufny i dokopmy im!
Rhodey: Z przyjemnością

Wymierzyliśmy całą artylerię w wrogie jednostki, powodując spore obrażenia pancerzy. Ostatecznie użyliśmy unibeamu, by ich dobić. Piloci zdołali się ewakuować, nim doszło do eksplozji.

Pepper: Zabierz go do zbrojowni, a ja muszę coś załatwić
Rhodey: Co takiego?
Pepper: Odbić firmę z rąk tych naukowców
Rhodey: Poradzisz sobie sama?
Pepper: Muszę... No leć już!

Chwycił zbroję swojego brata, przyspieszając, gdy poleciałam w innym kierunku. Przy okazji zdołałam załatwić niedobitków, docierając do Stark International. Walczyłam z naukowcami do ostatniej iskry energii. Muszę wygrać. Dla Tony'ego.

~*Dwie godziny później*~

**Maria**

Dziewczyna bardzo mi pomogła. Byłam jej wdzięczna za ratunek, choć przejmowałam się stanem taty. Ciągle leżał w lecznicy z podłączonym implantem do ładowania. Na szczęście nie był sam, a mama wróci. Może ten wyjazd do Egiptu był naszym ostatnim, ale cieszyłam się, że ta jedna chwila wzmocniła więzy rodziny.

Maria: Dziękuję za ratunek
Lightning: Spoko. Nic wielkiego. Tacy są bohaterowie
Maria: I jak ci się żyje? W taki sposób?
Lightning: Eee...  No jakoś daję radę. A ty? Masz ciekawe życie, wiesz?
Maria: Czasami wolę mieć zwyczajnych rodziców. Wtedy strach byłby mniejszy o nich

Part 340: Fotografia dla pamięci

0 | Skomentuj

**Pepper**

Po tym, co nas spotkało, trudno komuś powierzyć swoje zaufanie. Nawet własnemu mężowi, dla którego wierność i uczciwość powinna być ważna w związku małżeńskim. Próbowałam skupić się na planie. Mamy zahaczyć o piramidy i wrócić do domu, gdzie na pewno Ultimates planują wykonać kolejny ruch.
Kiedy weszliśmy do zbroi, polecieliśmy w stronę Doliny Królów. Z góry widzieliśmy osady ludności, bazary, a do tego wielbłądy na pustyni.

Tony: Mario, masz aparat? Możliwe, że taka wycieczka może się nie powtórzyć
Maria: No dobra... Już się biorę za robienie zdjęć. Uśmiech, tatku!

Pierwsze zdjęcie było latającej zbroi Tony'ego. Potem obiektem zainteresowań okazały się zwierzęta, wędrujące po Saharze. Zdołała też wykonać fotografię naszej trójki.

Maria: I to będzie najlepsze
Pepper: Śliczne
Tony: Mogę zobaczyć?
Maria: Później
Tony: Według mapy, jesteśmy nad Doliną Królów. Gdzieś powinny być grobowce
Maria: Mam je!

Pstryknęła kolejną fotkę, obrazującą naszą podróż. Cieszyłam się, widząc piękno tego kraju. Inaczej wygląda w czasie wojny, ale w tej części mieliśmy spokój.
Gdy minęliśmy ostatnią piramidę, Tony leciał coraz niżej. Co on planuje?

Pepper: Tony, słyszysz mnie? Co się dzieje?
Tony: To... nic... Nie czekajcie... na mnie
Pepper: Jeśli źle się czujesz, to powiedz. Nie lubię być okłamywana
Tony: Dołączę... do was... później... Lećcie
Maria: Mamo, co się stało tacie?
Pepper: Sama nie wiem, córciu. Raczej nic dobrego

**Tony**

Przypomnienie o ładowaniu nie powinno się odezwać? Tak. To było coś innego. Pamiętałem o tym 90%. Poprosiłem JARVISA o pełny skan organizmu. Byłem przerażony, słysząc diagnozę

[[Implant coraz szybciej zużywa energię. Ładowania będą konieczne każdego dnia. Pozostało 10% do całkowitego zniszczenia mechanizmu]]

Tony: Niedobrze... Włącz autopilota

[[Autopilot włączony]]

Myślałem, że obejdzie się jeden dzień bez zmartwień. Nie udało się. Jedynie Maria zdołała zrobić kilka zdjęć, a i tak wakacje miały wyglądać o wiele inaczej. Nie mogłem okłamywać Pep, dlatego skontaktowałem się z nią przez komunikator.

Tony: Ach! Pepper... Pep, słyszysz... mnie?
Pepper: Tak. Głośno i powiedzmy, że wyraźnie
Tony: Muszę... naładować... implant
Pepper: Dlatego tak zniżyłeś lot?
Tony: Tak... Czy możesz... popchnąć mnie?
Pepper: Wiesz, że trzymam Marię
Tony: Daj... mi... ją
Pepper: Zgoda... I dziękuję
Tony: Za co?
Pepper: Za Egipt
Tony: Źle wyszło
Pepper: Nie dla mnie, bo byliśmy razem
Tony: Pep...
Pepper: Wracajmy do domu

Chwyciłem córkę, trzymając mocno w objęciach, by nie upadła. Komputer wiedział, jak sterować zbroją. Poprzez manewr orbitalny, do Nowego Jorku dotrzemy o dziesięć godzin szybciej. Oby starczyło czasu na naładowanie sztucznego serca.

Tony: JARVIS, o której... będziemy... na miejscu?

[[10 godzin, 30 minut oraz 10 sekund]]

Tony: Skąd... te dodatkowe... minuty?

[[Duży ruch w powietrzu i nie tylko przez samoloty]]

~*Pięć godzin później*~

**Rhodey**

Diana grała w jakąś grę na komputerze, a ja tylko przeglądałem najnowsze wiadomości. Powinienem powiedzieć Tony'emu, by nie pokazywał się w zbroi, bo zostanie zestrzelony. Wcześniej dzwoniłem do niego, lecz nie odbierał. Pora spróbować znowu. Po trzech sygnałach, odezwał się znajomy głos. Nie ten, który chciałem usłyszeć.

Pepper: Rhodey, jeśli nie masz nic ważnego do powiedzenia, to pogadamy, jak wrócimy
Rhodey: Nie mogę z tym czekać, bo tu chodzi o Tony'ego
Pepper: Znowu Ultimates?
Rhodey: Gdzie teraz jesteście?
Pepper: Lecimy nad oceanem. Wracamy z krótkich wakacji
Rhodey: Eee... Lepiej nie lećcie w zbrojach
Pepper: A to niby czemu? Masz z tym jakiś problem?
Rhodey: Nie ja, lecz wojsko
Pepper: Wojsko?
Rhodey: Mogą was zestrzelić, więc uważajcie na siebie... I w ogóle, co to za pomysł tak wyjeżdżać bez słowa?
Pepper: Chcieliśmy odpocząć, tak? Mamy do tego całkowite prawo i nie powinno cię to obchodzić!
Rhodey: Pepper, uspokój się
Pepper: Mam w nosie Ultimates! Chcę, żeby Tony dłużej żył!

Part 339: Wpierw poznaj wroga, a później działaj

0 | Skomentuj

**Tony**

Byłem sam w zbrojowni. Nawet JARVIS się nie odzywał. Zupełnie martwa cisza. Do tego nie znalazłem żadnych narzędzi, ładowarki, czy samych zbroi. Nie wiedziałem, co o tym myśleć.
Nagle rozbłysły światła w fabryce. Naukowcy przywiązali Pepper i Rhodey'go do osobnych platform, do których miały być oddane strzały. Moje pancerze, co wcześniej zostały zniszczone, stały przeciw swoim pilotom. Rescue przed rudą, zaś War Machine mierzył w przyjaciela. Myślałem, że egzekucje robili na pokaz. Zdziwiłem się, widząc w dłoni pilot. Ja miałem zadecydować, kiedy oddać strzał. Dlaczego? Ciało walczyło nad uzyskaniem kontroli. Miałem dysk, co nalegał na posłuszeństwo.


I tak to zrobisz, Stark., czy to będziesz ty lub my.
Oni wkrótce zginą, a twój koniec będzie wyznaczony jako ostatni.

Przegrałem. Wcisnąłem przycisk, uruchamiając maszyny do zabijania. Patrzyłem, jak giną. Już chciałem odwrócić się i nie przyglądać się cierpieniu bliskich, ale sam oberwałem kulkę w plecy. Najpierw jedna, a następnie druga, trzecia, czwarta, piąta... O dziwo osoby się zmieniały. Zabijały mnie duchy przeszłości.
Gdy przestałem śnić, gwałtownie wstałem, chwytając się za serce.

Pepper: Tony? W porządku?
Tony: Tak... Tak... Miałem tylko... zły sen
Pepper: Ostatnio chciałeś nas zabić przez to, co w nim widziałeś
Tony: Teraz tak nie będzie
Maria: Mamo? Już wstałaś?
Pepper: Tak, córciu... Głodna?
Maria: Trochę na pewno
Pepper: Heh! Zaraz pójdziemy coś kupić
Tony: Zostańcie. Sam załatwię prowiant
Pepper: Tony, zakupy to działka kobiet
Tony: Ale dla ciebie zrobię wyjątek

Cmoknąłem ją w policzek, wkładając bluzkę oraz buty. Musiałem odetchnąć świeżym powietrzem, by zapomnieć to, co widziałem. Akurat niedaleko znajdował się sklep. Kupił spore ilości wody oraz owoce. Nikt nie patrzył na mnie, jak na obcego. Po prostu każdy wpatrywał się w ekran telewizora. Mówili po arabsku. Mogłem tylko zrozumieć z obrazu. Ludzie krzyczeli, płakali lub wyładowywali swoją złość na niewinnym koszu ze śmieciami. W mediach pojawiło się zdjęcie Iron Mana, które nie wskazywało o czymś dobrym. Te budynki, co wtedy się zawaliły na nas. Zginęło mnóstwo ludzi. Czyżby obwiniali mnie za to? Postanowiłem wrócić do miejsca noclegu z zakupami.

**Rhodey**

Miałem dość Ultimates. Niszczyli naszą reputację, zwalając winę za wypadek na nas, a przecież to oni podłożyli bomby, synchronizując czas wybuchu. Potrzeba dowodów, jakich nie posiadam. Razem z Dianą pomyśleliśmy, by zadzwonić do Akademii Wojskowej. Może Ivy ma coś lepszego do powiedzenia. Udało się nawiązać połączenie za trzecim sygnałem.

Ivy: No hejka! Co tam u was słychać? Panda trafiła do zoo?
Lightning: Tak i szybko wróciła, ale potem ją zatrzymali. Polubiła mnie
Rhodey: A przez nią prawie miałem zawał
Ivy: Hahaha! Już drugi raz? Oj! A ja wam powiem, że u mnie są takie nudy i chciałabym wrócić
Rhodey: Same żółtodzioby?
Ivy: Przedszkolaki! Nie mogą złożyć broni, przejść najprostszego układu, a do tego narzekają na poranne pobudki. Ha! Niedoczekanie! Jak się Diana sprawuje?
Lightning: Uratowałam jedną z Inhumans
Ivy: Moja bohaterka. Jestem z ciebie dumna. A ty, Rhodey?
Rhodey: Ostatnio wpadłem w pułapkę, gdzie zginęli ludzie
Ivy: Słyszałam o tym, ale to nie twoja wina
Rhodey: Ktoś inny się do tego posunął. Słyszałaś może o Ultimates?
Ivy: Hmm... Pozostałość Hydry?
Rhodey: Tak jakby
Ivy: Coś się obiło o uszy
Lightning: Kiedy wracasz? Długo będziesz się użerała z tymi durniami?
Ivy: Hahaha! Jeszcze miesiąc, a potem mogę prosić o zwolnienie
Rhodey: Uważaj na siebie
Ivy: Raczej bardziej ostrożność powinna dotyczyć was. Jeśli mierzycie się z Ultimates, nie możecie działać na żywioł. Wpierw poznaj wroga
Ivy, Rhodey: A PÓŹNIEJ DZIAŁAJ
Lightning: Wow!
Ivy: Znasz tę zasadę?
Rhodey: Podstawowa przy planowaniu strategii... No dobra. Musimy kończyć, bo trzeba zrobić porządki w domu
Ivy: Zgoda, ale dzwońcie, kiedy tylko chcecie
Lightning: Pa, mamo!
Ivy: Trzymajcie się

Rozłączyłem się, biorąc do roboty. Nie kłamałem, co do sprzątania. Dawno nie robiłem ładu ze starymi gratami.

**Pepper**

Zjedliśmy posiłek, będąc syci do kolejnej pory przekąszenia czegoś dobrego. Tony zajmował się zbrojami, ładując ich zasilanie, a Maria grała na konsoli. Miałam takie dziwne przeczucie, że coś złego się wydarzy. Chyba Ultimates zaatakują ponownie.

Tony: W porządku, Pep?
Pepper: Tak... Chyba tak
Tony: Coś się stało?
Pepper: Martwię się, wiesz? Mam takie złe przeczucia, że...
Tony: Ej! Nie bój się. Wrócimy do domu cali i zdrowi. Najpierw pooglądamy piramidy, a później będziemy lecieć do Nowego Jorku
Pepper: Znowu manewr orbitalny?
Tony: Tak jest szybciej
Pepper: Taa... Może... O czym miałeś sen?
Tony: Nieważne
Pepper: Ważne, bo znowu zwariujesz
Tony: Nie tym razem... Panuję nad sobą. Nie zrobię nikomu krzywdy
Pepper: Chciałabym w to wierzyć
Tony: Więc uwierz. Naprawdę masz z tym problem?
Pepper: Zawsze
© Mrs Black | WS X X X