**Rhodey**
Zabawa trwała w najlepsze. Diana grzechotała, śmiejąc się, ale było widać, że była szczęśliwa. Ivy za to nadal nie zmęczyła się tańcem. Próbowałem nadążyć za jej ruchami, aż zacząłem papugować każdy ruch ukochanej.
Kiedy ona obracała się, ja kręciłem obok niej. I tak bez końca. Parada przeszła przez całe miasto, lecz tancerki na platformie wciąż ruszały swoimi piórami przyklejonymi do kostiumu.
Ivy: Dajesz radę?
Rhodey: Ja? No pewnie. Mogę tak całą noc
Ivy: Hahaha! Muszę cię rozczarować, ale musimy już wracać do hotelu
Rhodey: Oj! Ivy, nie psuj nam zabawy. Zobacz, jak Diana jest zadowolona
Ivy: Wracamy
Rhodey: Ostatni taniec... Prooszę
Ivy: Ale tylko jeden i idziemy spać
Rhodey: Heh! Zobaczymy
Ivy: Chodź tu do mnie, mój tancerzu
Chwyciła mnie za ręce, hipnotyzując biodrami. Brzmienie muzyki było coraz to mocniejsze przez wybijany rytm bongosów. Przyspieszała swoje ruchy, a do tego klaskała nad głową. Położyłem dłonie w pasie, naśladując porywczy taniec żony. Na koniec zaklaskałem, bijąc gromkie brawa.
Rhodey: Ivy! Ivy! BRAWO, CZIKA!
Diana: Mama! MAMA!
Rhodey: Tak, córuś. Mamusia jest seksowna, ale za to, jak porywa
Ivy: Nie proś o więcej... Idziemy
Rhodey: Zgoda
Pocałowałem ją w usta, oddając namiętny pocałunek. W tle słyszałem strzał fajerwerków. Zabawa w Rio dobiegała końca. Musiałem też delikatnie napomknąć o powrocie.
Gdy trafiliśmy do hotelu, położyliśmy dziecko do spania. Sama zmęczyła się i nie utrudniała nam zadania, więc mogliśmy na spokojnie przeprowadzić rozmowę. Zdjęliśmy maski, padając na łóżko.
Ivy: Diana śpi... Może chciałbyś trochę poszaleć, ale ze mną?
Rhodey: Nie dziś. Nie wiem, jak ty, ale ja jestem wykończony. Chętnie pójdę spać
Ivy: Rhodey?
Rhodey: Tak, Ivy?
Ivy: Czy jest coś, o czym mi nie mówisz?
Rhodey: Niby skąd taka myśl? Mówię wszystko
Ivy: Nie byłabym tego pewna... Powiedz... Co powinnam wiedzieć?
Rhodey: Ech! Muszę spotkać się z Tony'm. Obawiam się, że wpadł w niezłe bagno
Ivy: Jakiego rodzaju?
Rhodey: Żeńskiego... Pepper jest w ciąży
Ivy: O! To cudownie! I on się z tego nie cieszy?
Rhodey: Boi się, dlatego chcę mu powiedzieć osobiście, że nie ma powodu do obaw
Ivy: Ach! Trzeba było się zabezpieczać... Faceci
Rhodey: Chyba nie wyszło
Ivy: Hahaha! Czyli chcesz wracać do Nowego Jorku?
Rhodey: Trochę tak... Nie gniewasz się?
Ivy: Mieliśmy odpocząć z dala od tego miasta, pamiętasz?
Rhodey: Pamiętam
Cmoknąłem ją w policzek i zasnąłem, a raczej próbowałem.
~*Dwie godziny później*~
**Duch**
Robiłem porządek w pokoju Katrine. Może zginęła, ale wszystko pozostanie w nienaruszonym porządku. Poza wojną ze Starkami. Viper cały dzień obserwowała Pepper. Punisher był w szpitalu, mając oko na nich oboje. Tylko czekałem, aż coś się stanie.
Viper: Myślałem, że już odpuściłeś. Przecież mam wszystko pod kontrolą
Duch: W szpitalu dowie się o fałszywej truciźnie i twój plan zacznie się sypać
Viper: Nadal z nim współpracujesz?
Duch: Potrzebuję bacznego obserwatora. Chcę poznać plany Anthony'ego i je zniszczyć tak, jak on zabił Katrine
Viper: Duch, nie przywrócisz jej życia
Duch: Dlatego pamięć o naszej córce nigdy nie umrze
Zapaliłem świeczkę obok zdjęcia. Niech spoczywa w pokoju.
**Pepper**
Czułam, że Tony też nie potrafił zasnąć. Wiedziałam, jak bardzo się martwił, a wyniki miałam mniej więcej w normie. O dziwo nie wykryto żadnych toksyn, co oznaczało jedno. Viper kłamała i niczym mnie nie otruła. Co chciała przez to osiągnąć? Wstałam z łóżka, by sprawdzić, czy mój mąż faktycznie uciął sobie drzemkę na korytarzu. Lekko szturchnęłam go w ramię.
Pepper: Tony... Tony, śpisz?
Tony: Pepper...
Pepper: Idź do domu, dobrze? Poradzę sobie sama
Tony: Ale... Ale oni pojechali
Pepper: Ty zrób to samo... Proszę cię
Tony: Czekam... aż wrócisz... ze mną
Pepper: Tony!
I spadł z krzesła na podłogę. Bałam się, że to przez serce, ale... On chrapał. Po prostu mocno walnął w kimę.
Pepper: Ale mi napędziłeś stracha. No chodź
Na pewno dostanę za swoje, bo zabrałam ukochanego do sali. Leżał razem ze mną. Skoro nie miał zamiaru nigdzie iść, nie będzie spał na korytarzu. Oboje pogrążyliśmy się we śnie.
~*Następnego dnia*~
**Tony**
Leżałem na łóżku szpitalnym. Dziwna sprawa, bo nie pamiętałem, żebym zemdlał. Wszystko stało się jasne, gdy dostrzegłem rudą obok mnie. Spała, jak niemowlę. Powoli wstawałem, wychodząc z sali po wodę. Byłem bardzo spragniony. Czułem się jakoś dziwnie. Jednak po wypiciu całego kubka, odczułem lekką poprawę. Na korytarzu napotkałem jakiegoś mężczyznę. Niby zwyczajny facet, lecz nie do końca. Poznałem jego zamiary, kiedy wyciągnął broń.