Part 110: Poza granicami

0 | Skomentuj


~*Kwadrans później*~

**Pepper**

Lily się obudziła, a wraz z nią też Matt. Delikatnie przetarła oczy, siadając na kanapie. Lekarka przygotowała im bułki, bo mogły już jeść twardsze rzeczy. Do tego dostały też sok jabłkowy, który popijały przez słomkę.

Pepper: Dziękuję, że się nimi zajęłaś
Dr Bernes: Nie ma sprawy. A jak się Tony czuje?
Pepper: Powoli zdrowieje. Mam nadzieję, że go wypuści
Dr Bernes: Ho ostatnio się zdenerwował, przeglądając wyniki z poprzedniego miesiąca. Widzi, że Tony go nadal nie słucha, ale musi zacząć, bo inaczej... Wiesz, co chcę powiedzieć?
Pepper: Tak
Lily: Mamo, możemy iść do taty?
Pepper: Dajcie mu odpocząć. Jeszcze się z nim zobaczycie
Lily: Nie! Ja nie będę czekać!
Pepper: Lily, zostań
Lily: Nie!

Zeszła z kanapy, biegnąc na równych nogach. Pobiegłam za nią, bo nie powinna teraz przy nim być. Dr Yinsen się nim zajmie, jak trzeba. Sama musi uważać na swoje serce. Tony będzie musiał coś zrobić, skoro niebawem pójdzie do szkoły, a ładowarki nie pozwolę jej dźwigać. On zawsze znajdywał jakiś sposób na ułatwienie życia. I teraz też tak będzie.
Złapałam Lily przed wejściem do sali, a Rhodey siedział, przysypiając na krześle.

Lily: Mamo, proszę. Chcę się z nim zobaczyć. Pozwól mi
Pepper: Ech! No dobrze. To chodźmy razem. Może lekarz nie będzie miał nic przeciwko
Lily: Ja go przekonam. Au!
Pepper: Co się stało?
Lily: Implant
Pepper: Jeśli sobie żartujesz...
Lily: Nie! Naprawdę... mnie... boli

Chwyciłam ją sposobem matczynym i weszłam na oddział cyberchirurgii. Poprosiłam o ładowarkę do Lilu i zgodził się pomóc. Tony od razu się zmartwił, co się z nią działo, ale zdołałam go uspokoić. Oddałam małą w ręce specjalisty, by porozmawiać z mężem.

Pepper: Bardzo się o ciebie martwi. Już nie śmieje się, gdy musi mieć naładowany implant. Czuje ten ból, Tony. Tak, jak ty
Tony: Pomogę jej
Pepper: Najpierw musisz wyzdrowieć
Tony: Już lepiej się czuję. A Lily?
Pepper: Nie martw się. Lekarz się nią zajmuje... Jak z tobą? Wciąż cię boli?
Tony: Trochę, ale to mi szybko przejdzie
Pepper: Mam nadzieję, bo niebawem zbliża się nasza rocznica
Tony: Pamiętam o tym doskonale

Naszą rozmowę przerwało pojawienie się doktorka z Lily. Uśmiechała się, podbiegając do swojego tatusia.

Dr Yinsen: Dałem jej bransoletkę, którą też ma Tony, że może się ładować z daleka od ładowarki. Nie zawiedzie, skoro przy nim nie zawiodła. A ty masz się nie stresować. Tylko przez to, że masz taką troskliwą żonę, dostajesz dziś wypis
Tony: To żart?
Dr Yinsen: Nie żartuję. Trafiłeś tu przez stres, a masz jedynie kilka zadrapań, co nie są żadnym zagrożeniem. Będziesz odpoczywał w domu, a Pepper będzie miała na ciebie oko
Lily: Jupi! Wracasz z nami!
Dr Yinsen: No to jedynie, co mogę wam powiedzieć, to uważajcie na siebie. Jednak na razie musicie wyjść z sali
Lily: Zobaczymy się później, tatku

Przytuliłyśmy go czule i wyszłyśmy, zostawiając go z lekarzem. Cieszyłam się, że dostał wypis. Dość szybko się zdecydował, żeby wypuścić Tony'ego. Myślałam, że będzie musiał leżeć tam dłużej. Jednak będę miała na niego oko. Dziewczynka zbudziła Rhodey'go, szturchając w jego ramię.

Rhodey: Ej! Mam jeszcze czas. Kto czego chce?
Lily: Pobudka
Rhodey: Lily?
Pepper: Chcieliśmy ci powiedzieć, że Tony dziś wychodzi ze szpitala
Rhodey: Tak szybko? To dziwne
Pepper: Mówił, że nie ma się stresować, a będzie dobrze
Rhodey: No nie wydaje mi się
Pepper: Rhodey, zbliża się rocznica. Ja chcę go widzieć w domu
Lily: Ja też
Rhodey: Czyli dzisiaj wraca?
Pepper: Tak. A co? Masz z tym jakiś problem?
Rhodey: Nawet się cieszę, choć mi się wydaje, że nie wydobrzał do końca
Pepper: Spokojnie, panikarzu. Moja w tym głowa, żeby doszedł do siebie
Lily: Ja też będę się nim opiekować
Pepper: Widzisz? Nie masz się czym martwić. Tony wyzdrowieje

Uśmiechnęłam się, wiedząc, że teraz nikt nie zepsuje nam naszych planów.

**Tony**

Zostałem odpięty od kroplówki i reszty urządzeń, a dla pewności znowu zbadał bicie serca, czy współpracuje z implantem. Gdy był pewny, że nic nie stoi na przeszkodzie do wręczenia wypisu, zalecał odpoczynek.

Dr Yinsen: Gdyby coś się działo, nie zwlekaj z objawami, bo może być naprawdę źle i nie mogę zawsze zapewnić twoim bliskim, że cię uratuję. Masz jedno życie. Pamiętaj
Tony: Rozumiem, ale proszę mi wybaczyć. Jako Iron Man muszę ratować ludzi
Dr Yinsen: Wiem, jakie ty masz obowiązki, Tony. Jednak na pierwszym miejscu musisz postawić zdrowie i rodzinę. Dobrze ci radzę
Tony: Coś jeszcze muszę wiedzieć?
Dr Yinsen: Dbaj o Lily. Ma bransoletkę, która zastąpi ładowarkę, ale musi też na siebie uważać. Pewnie ją nauczysz życia z implantem. Tylko pamiętaj, by nie lekceważyła tych samych zaleceń, co ty
Tony: W porządku. Zajmę się nią
Dr Yinsen: Liczę na ciebie. A to twój wypis
Tony: Dziękuję

Ubrałem swoją bluzkę i wyszedłem z sali, żegnając się z lekarzem. Zauważyłem, że Lily, Pepper i Rhodey czekali już na mnie. A Matt? O! Chyba go widzę. Znowu biega, jak wariat. W szkole nauczyciele z nim nie wytrzymają. Tak. Wkrótce zawitają do Akademii Jutra. Jednak najpierw muszę zorganizować rocznicę, by Pep doskonale pamiętała ten dzień.

Part 109: Córeczka tatusia

0 | Skomentuj

**Lily**

Na bransoletce taty wyświetla się godzina piąta, a ja nadal nie byłam senna. Usłyszałam z niej pisk. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale on otworzył oczy, dotykając ręką implantu. Nie chciałam, by coś mówił, więc oddychał w miarę spokojnie przez maskę tlenową.

Tony: Lily...
Lily: Jestem tu, tatku. Odpoczywaj. Nic nie mów. Chcesz zobaczyć się z mamą?
Tony: Tak
Lily: A przynieść ci coś?
Tony: Zawołaj...  lekarza
Lily: Dobrze

Lekko odsłonił usta. Nawet się uśmiechnął.

Tony: Rośniesz... Jestem... z ciebie... dumny
Lily: Cieszę się. Zdrowiej

Cmoknęłam go w policzek i pobiegłam po doktorka. Widziałam, jak rozmawiał z mamą. Jej też szukam. Od razu szarpnęłam za fartuch. Wtedy mnie zauważyli, przerywając swoją gadkę.

Pepper: Lily, co się stało?
Lily: Ma pan tam iść
Dr Yinsen: Coś nie tak?
Lily: Ma pan tam iść
Dr Yinsen: No dobra. Idę, idę... Victorio, zajmiesz się Lily?
Lily: Nie idę spać!
Dr Bernes: A powinnaś. Matt już śpi. Pora na ciebie
Pepper: Proszę cię, kochana. Idź
Lily: Nie mogę. Tata jest chory
Pepper: Oj! Wiem o tym, ale przyjdziesz do niego, jak odpoczniesz. Zrobisz to dla mnie?
Lily: No dobrze, mamusiu

Poszłam razem z lekarką do braciszka, który faktycznie zasnął. Usnęłam obok niego, zamykając oczy.

**Tony**

Moja kochana córeczka. Tak szybko rośnie i daje radę z implantem. Od razu, jak stąd wyjdę, wyjdziemy gdzieś razem. Może na jakąś pizzę? Jednak na razie muszę wyjść ze szpitala. Nie ukrywałem swego złego samopoczucia. Nawet lekarz zauważył, że coś nie gra. Zaczął badać stetoskopem klatkę piersiową.

Dr Yinsen: Jak się czujesz? Boli cię coś?
Tony: Boli, ale... tylko... serce
Dr Yinsen: Bardzo?
Tony: Średnio
Dr Yinsen: Nic dziwnego, skoro bardzo przeciążyłeś je przez silny stres, Co cię tak zdenerwowało?
Tony: Poniosłem... porażkę... Pozwoliłem... na śmierć... przyjaciela
Dr Yinsen: To raczej nie Rhodey, bo żyje. Po raz kolejny ci uratował życie
Tony: Mogę... wezwać... Pepper?
Dr Yinsen: Najpierw podam leki, które powinny zadziałać. Pamiętaj, że musisz odpoczywać. Inaczej cię stąd nie wypuszczę
Tony: Dobrze
Dr Yinsen: Tylko spokojnie, Tony. Jak dobrze pójdzie, szybko dostaniesz wypis
Tony: Dziękuję... za wszystko
Dr Yinsen: Masz jedno życie. Dbaj o siebie i go nie zmarnuj

Poprosił, wychodząc z sali. Pepper przeszła przez drzwi dość niepewnie, ale usiadła obok mojego łóżka. Myślałem, że będzie na mnie krzyczeć, a ona po prostu zaczęła płakać na mój widok i musiała mnie przytulić. Widziałem, jak się zmartwiła, bo nie wyglądałem za ciekawie. Jeszcze pozostało kilka zadrapań wraz z siniakami na ciele po starciu z Andrew. Nie walczyłem z nim, a cała akcja... skończyła się... jego śmiercią. Od razu wróciły wspomnienia z wcześniejszej walki.

Pepper: Tony, przepraszam. Nie chciałam
Tony: Nie... twoja... wina. A Rhodey... ci... powiedział?
Pepper: O całej akcji z Kontrolerem? Wiem, co się stało. Nie przejmuj się, Tony. Naprawdę ci współczuję, jakie piekło musiałeś przeżyć. Masz moje wsparcie
Tony: To... moja... wina
Pepper: Ej! Nie denerwuj się. Wszystko się ułoży. Jestem z tobą

Zbliżyła się do moich ust, całując z taką namiętnością, że nasz pocałunek się pogłębił. Jednak nie byłem w stanie oddychać. Musiałem przerwać. Chwyciłem za maskę tlenową, by nabrać powietrza do płuc.

Pepper: Dobrze się czujesz?
Tony: Mhm
Pepper: Spokojnie. Już cię zostawiam samego

Wyszła z sali, a ja myślałem, by do niej pobiec, lecz nie miałem zbyt wiele siły. Spróbuję za kilka godzin, ale teraz znowu potrzebuję snu.

**Rhodey**

Wstałem obolały z krzesła i poszedłem po kawę. Pepper była przy dzieciach, a lekarz zniknął w swoim gabinecie. Mam nadzieję, że Tony szybko stanie na nogi. Po wzięciu kawy z automatu, wróciłem pod salę. Nagle koś zadzwonił na mój telefon. Zerknąłem na wyświetlacz. To mama. Może coś się zmieniło z tatą? Nadal się martwiłem o niego.

Rhodey: Hej, mamo. Coś się stało, że dzwonisz?
Roberta: Wróciłam do domu z twoim ojcem. Na szczęście szybko doszedł do siebie, ale na rok wyłączyli go ze służby. A u was, co tam słychać?
Rhodey: Jesteśmy w szpitalu, ale niebawem wrócimy
Roberta: Niech zgadnę... Tony znowu o siebie nie dba lub miał kolejną misję Iron Mana
Rhodey: Obie są poprawnie... Czyli już wróciliście? I co będzie teraz?
Roberta: Nie martw się. Znajdę mu jakieś zajęcie, by nie zwariował, a poza tym, może zająć się maluchami, gdybym nie była pod ręką
Rhodey: No dobrze
Roberta: Bardzo z nim źle?
Rhodey: Teraz już nie, ale wcześniej mógł umrzeć
Roberta: A ja chciałam, żeby przejął spadek po ojcu, którym jest firma
Rhodey: Poważnie? To świetnie. Przynajmniej nie będzie tak często walczył
Roberta: Powinien z tym skończyć... Muszę kończyć, ale odezwij się później
Rhodey: No dobra. To dzięki. Pa
Roberta: Pa

Rozłączyłem się i dokończyłem swoją kawę. Już siódma? Cóż... To w sumie jest możliwe, bo operacja była długa, a dzieciaki roznosiła energia. Ciekawe, co potem z nimi zrobią? Pójdą do szkoły, przedszkola, czy na razie zostaną w domu? Jedno jest pewne. Nie są zwyczajne, co czyni z nie wyjątkowe.

**Pepper**

Maluchy w końcu były spokojne, ale jedynie Lily wyglądała, jakby chciała płakać. Dalej się przejmowała stanem Tony'ego. Głaskałam ją po czole, by była spokojniejsza.

Part 108: Druga runda cz.2

0 | Skomentuj

**Pepper**

Po jakiś dwóch godzinach dojechałam na miejsce. Maluchy same odpięły pasy, wychodząc z auta. Były na tyle samodzielne, że ze wszystkim już potrafiły dać sobie radę. Weszliśmy do szpitala, a o Tony'm, czy Rhodey'm nikt nic nie mówił. Na szczęście dzieciaki dorwały Victorię, jak ledwo wyszła z jakiejś sali.

Lily: MAMA!
Pepper: Widzę, Lily... Witaj, Victorio
Dr Bernes: Dobrze was widzieć. Jak tam się czuje nasz aniołek?
Lily: Dobrze, a tatuś?
Dr Bernes: Nie wiem. Nawet nie miałam pojęcia, że tu jest. Zapytajmy Ho

Poszliśmy razem z nią do gabinetu dr Yinsena. Było pusto, więc ostatni możliwy trop byłby oddział cyberchirurgii. Tak... Jest tam. A Tony? Rozglądałam się, szukając męża. Niepodziewanie z sali wyszedł specjalista.

Dr Bernes: Cześć, Ho. To prawda, że leży tu gdzieś Tony?
Dr Yinsen: Tak. Jest już po operacji i na razie jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo
Pepper: Co się stało?
Dr Yinsen: Jakaś walka Iron Mana. Tyle mi wiadomo. Chcesz się z nim zobaczyć?
Pepper: Tak. Proszę mnie tam zaprowadzić
Dr Bernes: To ty go odwiedź, a ja dopilnuję twoje maluchy
Pepper: Czy to...
Dr Bernes: Nie. Żaden problem
Pepper: Dziękuję
Dr Bernes: Nie ma za co

Uśmiechnęła się, prowadząc dzieci do swojego gabinetu. Niepewnie przeszłam przez drzwi do sali, gdzie leżał Tony. Był podłączony do różnych urządzeń wraz z kardiomonitorem, zaś na ustach miał maskę tlenową. Wyglądał na takiego spokojnego, ale o Rhodey'm nie powiedziałabym tego samego.

Pepper: Wszystko gra?
Rhodey: Nie, bo jak ma być dobrze, skoro Tony ledwo żyje, a Andrew popełnił samobójstwo?
Pepper: Poważnie? I to wszystko wina Kontrolera?
Rhodey: Stąd pewnie rozłączył komunikację z tobą. Ty nawet nie masz pojęcia, jaki to był horror. Wiesz, że zabiłem Kontrolera?
Pepper: Należało się sukinsynowi. Nie martw się. Nikomu nie powiem, bo sama mam dwie zbrodnie na sumieniu. Przez to, jak wtedy Lily została porwana, zabiłam Whitney, która była temu winna
Rhodey: I jak się z tym czujesz?
Pepper: Normalnie. Ci, którzy chcą skrzywdzić moją rodzinę, będą mieli ze mną do czynienia
Rhodey: Czyli uważasz, że dobrze zrobiłem?
Pepper: Jak dla mnie, to tak... Co mówił lekarz o Tony'm?
Rhodey: Że żyje i bez mojej szybkiej reakcji, mógłby umrzeć

Nagle zauważyłam, jak rusza dłonią a później lekko uniósł powieki. Nie mogliśmy go denerwować, więc nic mu nie mówiliśmy o walce. Jego serce biło tak słabo. Musimy uważać, co mówimy, by nie doszło do ataku. Chwyciłam Tony'ego za rękę, całując w nią.

Pepper: Nic nie mów, Tony. Musisz odpoczywać
Rhodey: Dobrze cię widzieć żywego. Pogadamy, jak wydobrzejesz
Pepper: Tony, spokojnie. Śpij

Cmoknęłam go w policzek i wyszłam z sali zawołać lekarza.

**Rhodey**

Ledwo się obudził i znowu zasnął. Potrzebował odpoczynku, skoro cudem wyrwał się ze szponów śmierci. Jednak coś było nie tak. Puls był nierówny. Od razu wybiegłem, wołając specjalistę, ale Pepper zdołała mnie wyprzedzić, bo szedł w moją stronę.

Dr Yinsen: Pepper mówiła, że się obudził
Rhodey: Tak, ale coś się dzieje
Pepper: Rhodey?
Dr Yinsen: Co dokładnie?
Rhodey: Coś z sercem

Szybko pobiegł do sali, analizując sytuację na kardiomonitorze. Kazał nam wyjść. Nie wiedziałem, co się dzieje. Pepper miała ochotę płakać i musiałem ją uspokoić. Była roztrzęsiona tym, co się działo z Tony'm.

Pepper: Uratuje go, prawda?
Rhodey: Będzie dobrze. Nie bój się. Tony to twardziel. Wszystko się jakoś ułoży
Pepper: Mam nadzieję

Czekaliśmy przed salą, licząc na poprawę sytuacji. Tak byłem zamyślony, że nie zauważyłem, jak Lily biegnie z Mattem po korytarzu. Biegli w naszą stronę. Dziewczynka bez wahania wparowała do jego sali. Lekarka jej nie zatrzymała.

Dr Bernes: Chyba chciała się z nim zobaczyć
Pepper: Martwi się
Dr Bernes: W końcu jest jego córką, a Matt woli się bawić, by zapomnieć o tym, co się wokół niego dzieje

**Lily**

Weszłam do sali taty. Nie wiedziałam, co było grane. Doktorek go badał i podał mu jakieś leki do kroplówki. Powoli podeszłam do łóżka. Chwyciłam ojca za rękę, by czuł, że jestem przy nim.

Lily: Co z tatą?
Dr Yinsen: Śpi. Dostał leki i powinien poczuć się lepiej. A ty? Jak się czujesz?
Lily: Dobrze

Już minęło kilka dni, że mówiłam bezbłędnie, co znaczy, że jeszcze trochę i pójdę do szkoły. Niestety czułam, jak jego serce bije słabo. Doktorek starał się mnie uspokoić, ale nie byłam taka pewna, czy faktycznie nie było powodów do zmartwień.

Lily: Musi być dobrze
Dr Yinsen: Spokojnie. Zrobiłem wszystko, by wrócił do zdrowia. Reszta pozostała w jego rękach
Lily: A kiedy wróci do domu?
Dr Yinsen: Na razie potrzebuje odpoczynku
Lily: Ale, co mu jest? Nikt nic mi nie mówi!
Dr Yinsen: Nie denerwuj się, bo znajdziesz się w tej samej sytuacji, co twój ojciec
Lily: Bo się zdenerwował?
Dr Yinsen: Jesteś jeszcze dzieckiem i możesz nie wszystko zrozumieć, choć ty jesteś mądrą dziewczynką
Lily: Proszę mówić. Na pewno zrozumiem
Dr Yinsen: No dobrze. Chodzi o to, że przez zbyt silny stres, implant źle działa, przez co nie może prawidłowo funkcjonować. Ty też masz implant, więc ci mówię, jakie są skutki
Lily: A mama wie?
Dr Yinsen: Dowie się i nie martw się, Lily. Szybko wróci do zdrowia... Chcesz przy nim zostać?
Lily: Tak
Dr Yinsen: Muszę porozmawiać z twoją mamą. Zaraz przyjdę. Gdyby coś się działo, powiedz mi lub komuś, kto będzie w pobliżu
Lily: Dobrze

Zostałam przy tacie, trzymając go ciągle za rękę. Bałam się, że szybko do domu nie wróci, a doktorek jedynie kłamał.

Part 107: Druga runda cz.1

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Leciałem najszybciej, jak się da, by zdążyć na czas, nim jego serce przestanie bić. Na szczęście dość szybko znalazłem odpowiedni szpital. Wbiegłem w zbroi, szukając odpowiedniego specjalisty.

Rhodey: Potrzebny mi dr Yinsen! Zawołajcie go! Szybko!

Byłem przerażony stanem Tony'ego. Ciągle miałem przed oczami całą tę akcję, jak Andrew popełnia samobójstwo, a mój przyjaciel próbuje zabić Kontrolera, ale upada, a ja kończę cały ten horror jedną bronią.
Czekałem, aż ktoś się nim zajmie i to czekanie trwało kwadrans. Pani z recepcji prosiła o cierpliwość, lecz jego stan był na tyle poważny, że... No właśnie. Musiałem sprawdzić, czy nadal żyje. Nie czułem pulsu. Szybko zdjąłem zbroję, którą odesłałem do zbrojowni, by zająć się ratowaniem przyjaciela.

Rhodey: No dalej, Tony. Trzymaj się. Nie umieraj mi tu!

Udrożniłem drogi oddechowe, rozpoczynając uciskanie klatki piersiowej. Czułem, że nikt mi nie pomoże. Musiałem sam działać. Nie poddawałem się. Dalej starałem się go ocalić. Na chwilę przerwałem, sprawdzając, czy jest poprawa. Niestety, ale nadal bez zmian. Cholera! Co robić? Sprawdziłem też implant, który... nie działał. No pięknie. Gorzej być nie może. Wznowiłem czynności ratownicze, aż do moich uszu dotarł znany głos.

Dr Yinsen: Ktoś mnie wołał?
Rhodey: No nareszcie. Co tak długo?!
Dr Yinsen: Przeprowadzałem skomplikowaną operację... W jakim jest stanie?
Rhodey: Umiera
Dr Yinsen: Spokojnie, Rhodey. Już się nim zajmuję

Chwycił go z podłogi, zabierając na salę operacyjną. Pobiegłem za nim i usiadłem przed blokiem, czekając na zakończenie operacji. Bałem się, że coś pójdzie nie tak, a na złość dzwoni Pepper. No odbiorę. Powiem, co ma wiedzieć.

Rhodey: Właśnie miałem zamiar do ciebie dzwonić
Pepper: Taa... Akurat... Lepiej mów, co jest grane, bo przyjdę i ci przywalę, że szybko się nie pozbierasz! Czemu zbroje wróciły puste? Co się stało?!
Rhodey: Przyjedź do tego samego szpitala, co zawsze
Pepper: Rhodey?
Rhodey: I co? Dalej chcesz mnie zabić?
Pepper: Już do was jadę. A żyjecie?
Rhodey: Ja tak, ale Tony...
Pepper: Kontroler coś mu zrobił?!
Rhodey: Nie krzycz, tylko przyjedź bez dzieci
Pepper: Nie mam, z kim je zostawić. Będą ze mną... Aha! I wiem, że mieliśmy dobrą jakość rozmowy, więc wy na złość się rozłączyliście?
Rhodey: Pepper, jak chcesz tu przyjechać, to teraz, a później ci powiem, do czego doszło
Pepper: Bardzo z nim źle?
Rhodey: Yinsen go operuje
Pepper: Boże! Ale to... Kontroler?
Rhodey: Dowiesz się wszystkiego, jak pogadamy

Rozłączyłem się i nieco odetchnąłem z ulgą, że powiedziałem jej o tej akcji. No prawie, ale niebawem pozna wszelkie szczegóły.

**Ho**

Operowałem go już ponad trzy godziny. Zdołałem przywrócić krążenie, ale implant nadal źle funkcjonował. Mówiłem mu tyle razy, że stres jest dla niego zabójczy i znowu mnie nie słucha. Sprawdziłem, jaką wadę ma mechanizm. Jedynie zauważyłem, jak źle działa przez błędne ustawienia urządzenia przy funkcji podtrzymywania życia. Postanowiłem zresetować ustawienia implantu i uderzyłem z defibrylatora o średniej mocy. Teraz pozostało czekać... O! Jest! Całe szczęście. Odczyty na kardiomonitorze były słabe, ale pokazywały, że żył.

Dr Yinsen: No to wróciłeś do nas. I tym razem będę miał na ciebie oko

Zabrałem go na cyberchirurgię. Już myślałem, że sam nie dam rady. Gdy wyjechałem z łóżkiem z sali, Rhodey mnie zaczepił, licząc na informacje. To był dziwny dzień, bo każdy lekarz był zajęty, a nawet Victoria. Musiałem sobie poradzić sam.

Rhodey: I co z nim?
Dr Yinsen: Żyje. Gdyby nie twoja szybka reakcja, nie zdołałbym nic zrobić
Rhodey: A czemu nie ma innych lekarzy? Co się stało?
Dr Yinsen: Sam nie wiem. Może są bardzo zajęci, ale na szczęście dałem radę... Pepper już wie?
Rhodey: Przyjedzie i się dowie. A mogę być przy nim?
Dr Yinsen: Tak, ale go nie denerwuj, gdyby się obudził... Czy wyście mieli jakąś akcję Iron Mana?
Rhodey: Tak jakby, lecz on nie walczył w zbroi
Dr Yinsen: Samobójca
Rhodey: To samo mu powiedziała FRIDAY
Dr Yinsen: FRIDAY?
Rhodey: Jego komputer

Pozwoliłem Rhodey'mu być przy Tony'm. Zabrałem chłopaka na cyberchirurgię, gdzie będę mógł obserwować działanie implantu. Znowu miał więcej szczęścia, niż rozumu. Mimo bycia ojcem, ciągle zachowuje się tak samo.

**Tony**

Widziałem, jak mijam całe swoje życie. Tak ma być? Przed śmiercią mam zobaczyć to, co przeżyłem? Każde wspomnienie, jakie wiąże się z danym wydarzeniem?

**Pepper**

Było już tak późno, ale musiałam zobaczyć się z Tony'm i dowiedzieć się od Rhodey'go o całej walce z Kontrolerem. Zabrałam maluchy, a jako, że były duże, łóżeczka transportowe stały się zbędne. Wzięłam je na ręce, wychodząc ze zbrojowni. Pojechałam autem do szpitala. Lily jako jedyna wyglądała na bardzo zmartwioną całą sytuacją.

Pepper: Nie martw się, Lily. Wszystko będzie dobrze
Lily: Nie! On cierpi
Pepper: Czemu tak mówisz?
Lily: Widziałam, jak z nim źle... Mamo? Będzie żyć?
Pepper: Na pewno będzie
Matt: Bruum! Brum, bruum!
Pepper: Tylko ty nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji?
Matt: Bawię się. To źle?
Lily: Głupek
Matt: Małpa
Pepper: Ej! Przestańcie. Bądźcie poważni. Wasz tata miał wypadek i może z tego nie wyjść

Part 106: Błąd

0 | Skomentuj

**Tony**

Nie wiem, jak to Rhodey widział, ale nie będę walczyć z moim przyjacielem. Przyleciałem go uratować, a nie próbować swoich sił w walce, dlatego zdjąłem zbroję. Andrew nadal mnie atakował, okładając pięściami, bo przez chwilę zapomniał o swojej broni. Muszę mu jakoś uświadomić, że nie jest pod niczyją kontrolą. Starałem się go trzymać z daleka, broniąc jedynie rękami.

Tony: Andrew, spójrz na mnie! Przypomnij sobie, kim jesteś. Pamiętasz, że masz rodzinę?
Andrew: Przestań!
Tony: Nie będę z tobą walczył
Andrew: A ja nie przestanę, dopóki z tobą nie skończę
Tony: Andrew, proszę cię! Przypomnij sobie!
Rhodey: Tony, to nic nie da. Trzeba zniszczyć hełm!

Znowu zaczął strzelać do Kontrolera, a marionetka wciąż trzymała się w pobliżu. War Machine starał się zniszczyć jego "zabawkę", ale ciągle się chronił Andrew. Nie zwracał na to uwagi, używając całego arsenału. Wciąż trzymał furię przez wcześniejsze porwanie ojca? Rhodey, ja ciebie nie poznaję.

**Rhodey**

Tak długo czekałem, by się zemścić za to, co zrobił mojemu ojcu. Gdyby nie on, nie pałałbym taką nienawiścią, bo zawsze planowałem swoje kolejne posunięcie. Jednak tu cel był prosty. Zemsta. Gdy Kontroler był już zbyt pewny swojej wygranej, Andrew znajdował się od niego dalej, że bez problemu strzeliłem repulsorem w jego hełm. I o to mi chodziło. Tracił władzę nad przyjacielem Tony'ego. Teraz mógł mu próbować przywrócić pamięć.

Kontroler: Andrew, zastrzel go! Słyszysz? Rozkazuję ci zabić Starka! Zrób to!
Rhodey: Uszkodziłem twój hełm. Straciłeś nad nim kontrolę
Kontroler: Andrew, zabij Tony'ego Starka! Na co czekasz? Zrób to teraz!

Tony, pospiesz się, bo Kontroler się nie poddaje.

**Tony**

Już nie miałem farta, bo znowu mierzył do mnie z pistoletu, lecz wahał się, czy pociągnąć za spust. On walczy! Podniosłem ręce na znak kapitulacji, czekając na rozwój wypadków.

Tony: Andrew, proszę cię. Przypomnij sobie o Rachele. Jest twoją żoną, pamiętasz? I masz syna Steve'a. Czy dla nich jesteś w stanie się zmienić? Nikt cię nie kontroluje. Proszę cię, odłóż broń i wróćmy do domu
Andrew: Przykro mi, ale muszę to zrobić
Kontroler: Tak. Zrób to!
Rhodey: Zamknij się!

Uderzył go z rękawicy, że lekko się zachwiał. Moja ostania nadzieja. Musi pamiętać swoich najbliższych lub samych przyjaciołach.

Tony: Andrew, a mnie pamiętasz? Pomogłeś mi w terapii z lękami
Andrew: T... Tony... Ja... Przepraszam... Musimy się pożegnać
Tony: Nie! Nie rób tego!
Andrew: Żegnaj, Tony. Byłeś moim przyjacielem

Chwila... Czy on przypomniał sobie, kim jest? To dlaczego prosi o wybaczenie i się żegna? Nie! On przyłożył sobie broń do skroni, trzymając za spust. Andrew, nie rób tego.

Tony: Andrew, proszę. Odłóż broń
Andrew: Przykro mi
Tony: ANDREW!

Nastąpił strzał, a mój krzyk rozniósł się po całym pomieszczeniu. Odzyskał kontrolę, by nie został na nowo wykorzystany. W jednej chwili poczułem zarazem wściekłość, jak i przerażenie tym, co się stało na moich oczach. Niepotrzebnie zdejmowałem zbroję, bo mogłem mu odebrać broń przez jeden strzał z repulsora. Ach! Głupi ja! Teraz już nic nie zrobię. Przegrałem.

Kontroler: Widzisz, Stark? Przez ciebie każdy musi cierpieć, bo jesteś Iron Manem
Tony: Ty gnido! Zabiję cię, draniu!

Chwyciłem za pistolet, biegnąc z furią w jego stronę. Kiedy w niego wycelowałem, czułem szybkie bicie serca. Ta adrenalina, która w ułamku sekundy ulotniła się. Nagle zatrzymałem się przez silny ból przy implancie. Krzyknąłem, padając na podłogę. Cholera! Było tak blisko. Mogłem zabić Kontrolera, ale moje serce nie wytrzymało tego wszystkiego. Wzrok miałem zamglony i z trudem oddychałem.

Kontroler: I co, Iron Manie? Taki z ciebie bohater, że pokonała cię druga słabość. Wygrałem, prawda? Pokonałem cię
Rhodey: Zapomniałeś o mnie jeszcze, dupku. To za ojca! Za to, co mu zrobiłeś!

Może obraz był niewyraźny, ale usłyszałem dźwięk przeładowania karabinu ze zbroi War Machine. Poza tym zdołałem też wychwycić krzyk Kontrolera, który przebił się przez ten hałas. Zabił go bez namysłu. Nie spodziewałbym się, że posunie się do czegoś takiego. Gdy skończyła się mu amunicja, ciało wroga padło z hukiem na podłogę. Wyglądało podobnie, jak Duch pokonał Hummera, lecz tu było więcej dziur. Rhodey przez chwilę patrzył na to, czego dokonał, a później podbiegł do mnie. Podobno, jak się umiera, widzi się twarze swoich dzieci. Chyba mogę potwierdzić te wierzenia. Czułem, że to mój koniec. Jego rękę miałem pod głową, zaś drugą trzymał przy implancie. On też nic nie zrobi. Śmierć jest nieunikniona.

Tony: W końcu... nadeszła... sprawiedliwość, prawda? Przepraszam... że musiałeś... go zabić
Rhodey: Nie musisz mi tego mówić, Tony... Tony, słyszysz mnie? Tony!

Zamknąłem oczy, pogrążając się we wspomnieniach o dzieciach. Widziałem ich twarze, a później była jedynie ciemność.

**Rhodey**

Cholera! Jest z nim kiepsko. Na pewno to wina stresu, choć zawsze jakoś się trzymał. A teraz? Nie słyszałem bicia jego serca.

Rhodey: FRIDAY, pełny skan medyczny

<<Nastąpił arak serca, przez co implant nie działa prawidłowo i doszło do utraty przytomności>>

Rhodey: Niedobrze. Muszę się pospieszyć, bo w każdej chwili jego serce może przestać bić!

Od razu chwyciłem go, lecąc do szpitala, gdzie lekarze będą w stanie mu pomóc. Poprosiłem FRIDAY, by zabrała pustą zbroję Tony'ego do zbrojowni. Pepper pewnie będzie w szoku, ale później jej powiem, co się stało. Najpierw muszę oddać Tony'ego w odpowiednie ręce. Ktoś, kto go ocali po raz kolejny.

Part 105: Ryba łapie haczyk

0 | Skomentuj
Controller 4
**Pepper**

Tony walił w panel, jakby FRIDAY coś mu zrobiła. Miałam wrażenie, że zaraz zrobi największą głupotę świata. Nie rozumiałam jego zachowania. Przecież nie powinien być zdenerwowany, skoro jedynie był na mieście.

Pepper: Tony, uspokój się
Rhodey: Chłopie, weź w tak to nie wal. Co ona ci zrobiła?
Tony: Nic!
Pepper: To przestań krzyczeć! Mów, co jest grane?
Tony: Chodzi o Andrew... Zaginął
Pepper: Skąd wiesz?

Znowu walnął w to samo miejsce, lecz z większą siłą. Był wściekły, ale czemu? Czyżby spotkał się z nim i... Nie rozumiem, a nie mógł się denerwować, by nie mieć ataku. Chciał nam coś powiedzieć, ale koś zadzwonił na numer Tony'ego. Natychmiast odebrał i był przerażony. Nawet Rhodey dawno nie widział go w takim stanie. Co się dzieje?

Tony: Dlaczego to robisz?! DLACZEGO?

Rzucił telefonem o ścianę, aż lekko go ścisnęło przy implancie. Od razu go przytuliłam najsilniej, jak się da, by mi nie uciekł. Bałam się, że coś sobie zrobi.

Pepper: Tony, co się dzieje?
Tony: Przepraszam... Zdenerwował mnie... telefon. I to... nie byle jaki, bo od Kontrolera
Rhodey: Zgaduję, że chcesz go znaleźć?
Tony: Podał mi miejsce spotkania
Pepper: Nie! Ja cię nigdzie nie puszczę! Słyszysz? Nie puszczę!
Tony: Jestem Iron Manem. Moim zadaniem jest ratowanie ludzi, a Andrew to przyjaciel. Nie mogę go zostawić, gdy jest zagrożone jego życie... FRIDAY, jak daleko jest Kontroler?

<<2 godziny>>

Pepper: FRIDAY, nie!

<<Pomagam mu, bo tak trzeba>>

Rhodey: Nie martw się, Pepper. Polecę z nim
Tony: Nie! Nie chcę, żebyś ryzykował. To moja wina, więc będę sam walczyć

<<Jesteś samobójcą>>

Tony: Co? Teraz jesteś przeciwko mnie? Zdecyduj się

**Tony**

Po długiej kłótni, a raczej próbie negocjacji z przyjaciółmi, zabrałem War Machine na akcję ratunkową. Jednak wolałbym nikogo więcej nie narażać. Jeśli przeze mnie znowu ktoś umrze, jak Ivan Vanko, nie wybaczę sobie, że dałem żyć mordercy. Pożegnałem się z Pep, obiecując powrót. Tylko, czy na pewno wrócę? Nie byłem przekonany, co do tych słów.
Po dwóch godzinach dotarliśmy ma miejsce. Musieliśmy uważać na zastawione pułapki.

Tony: Wybacz, że na was nakrzyczałem
Rhodey: W porządku. Rozumiem cię. Czułem się podobnie, jak Kontroler porwał mi ojca
Tony: Wiesz, co się z nim dzieje?
Rhodey: Leży nadal w Jersey i dochodzi do siebie. Musi jedynie odpoczywać, a wróci do domu... A ty dobrze się czujesz? Pamiętaj, że masz się nie denerwować
Tony: Jest okej. Gdyby coś się działo, znasz procedury?
Rhodey: Znam. I pomyśleć, że obiecałeś jej powrót w jednym... Chwila... Tam ktoś jest
Tony: FRIDAY, skan otoczenia

<<Wykryłam dwie osoby. Obie są żywe>>

Tony: No raczej nie chciałbym walczyć z zombie

Rozejrzeliśmy się po opuszczonym magazynie, bo stamtąd dochodził sygnał. Ostrożnie szliśmy przed siebie, szukając Andrew oraz Kontrolera. Wciąż pusto. Poza skrzyniami pełnych nielegalnej broni nie było tu nic ciekawego.

Rhodey: Może FRIDAY się pomyliła?
Pepper: Chłopaki, nie poddawajcie się. Tam na pewno ktoś chodzi. Uważajcie na siebie
Tony: Przecież dobrze wiemy, z kim trzeba walczyć
Pepper: Macie wrócić cali i zdrowi. Rozumiecie?
Tony: Pepper, coś cię przerywa. Skontaktujemy się z tobą po akcji
Pepper: Tony!

<<Komunikacja wyłączona>>

Rhodey: Czemu to zrobiłeś?
Tony: Nie będę jej dawać złudnej nadziei, że wrócimy
Rhodey: Eee... Tony?
Tony: Nawet mi nie mów, że źle robię
Rhodey: Tony!
Tony: Co?!
Rhodey: Chyba nie musimy już ich dłużej szukać
Tony: Hę?

Zauważyliśmy Andrew, ale nie był sam. Za nim szedł Kontroler, który miał na sobie hełm, co oznaczało, że kogoś musiał kontrolować. O nie! Nie! On jest pod wpływem jego urządzenia. Cholera! Musimy coś zrobić! Był bezwolny. Nie chciałem z nim walczyć. Zatrzymałem się, mierząc w wroga, ale Andrew stanął mi na drodze.

Tony: Puść go wolno!
Kontroler: Ja? A to niby czemu? Myślisz, że po co go porwałem? Jest jedną z twoich słabości. Tak zwani przyjaciele, prawda? Walcz. Iron Manie, jeśli chcesz wygrać. Andrew, ty masz go zniszczyć!
Andrew: Tak, panie
Tony: Rhodey, nie możemy z nim walczyć
Rhodey: Ale musimy. Przykro mi
Tony: War Machine, nie! To nie taki miał być plan!

Musiałem jakoś powstrzymać Andrew bez robienia mu jakiejkolwiek krzywdy. Przecież ma rodzinę tak samo, jak ja. Musi do nich wrócić. Nagle zaczął strzelać bronią w pancerz, ale przecież na takie ataki byłem odporny. Zwykły pistolet. Nic mi nie zrobi.

Tony: Andrew, przestań! Nie chcesz tego! Proszę cię! Spójrz na mnie!

Odsłoniłem hełm, by widział moją twarz, żeby sobie przypomniał, kim jestem. Jednak na nic. Nie udało się. Dalej atakował, a Rhodey walczył z Kontrolerem, który nadal bronił się swoją marionetką. Byłem bezradny. Zrobiłem najgłupszą rzecz na świecie, co mógłby zrobić Iron Man. Pozbawiłem siebie zbroi, pozwalając na wszelkie jego ataki.

Part 104: Porwanie

0 | Skomentuj

**Tony**

Kompletnie byłem zamyślony, że nie usłyszałem wołania Lily. Przed chwila widziałem, jak zasypia. Czemu się obudziła? A! Matt biega po całym pomieszczeniu bez zmęczenia, śmiejąc się, zaś Pepper próbowała go złapać.

Lily: Boli?
Tony: Lily, śpij
Lily: Nie umiem
Tony: Dlaczego? Musisz zasnąć, by mieć siły na zabawę
Lily: Ale Matt wariuje
Tony: No tak. Może chcesz przenieść się do cioci Roberty?
Lily: Nie
Tony: No dobrze
Lily: Ale boli cie?
Tony: Co ma boleć?
Lily: To

Wskazała na implant i jako jedyna wiedziała, że coś było ze mną nie tak. Nie chciałem nikogo martwić. Skłamałem, że czuję się dobrze, aż oberwałem od niej w twarz. Zdecydowanie ma ten charakter mojej rudej.

Lily: Tata, nie kłam
Tony: Nie chcę cię martwić. Po prostu powinnaś skupić się na sobie. A ty się dobrze czujesz?
Lily: Tak. Lepiej
Tony: Cieszę się i wybacz, że musisz przechodzić przez ten sam ból, co ja
Lily: To nie twoja wina. Nikogo, a bracisiek mnie lubi. Ty teś maś go lubić
Tony: Ja was oboje kocham. Tak bardzo, że jestem w stanie się poświęcić, byście byli bezpieczni
Lily: Tatusiu?
Tony: Tak, słonko?
Lily: Uwaziaj na siebie
Tony: Będę, Lily. Będę

Ucałowałem ją w czoło, trzymając stale w objęciach. Matt dalej biegał, jak diabełek, co przeszkadzało Lily we śnie. Ostrożnie położyłem malutką do łóżeczka, przykrywając kocem, a ładowarkę mogłem odłączyć, bo godzina już minęła. Postanowiłem pomóc Pepper w złapaniu łobuza, zastawiając na niego pułapkę w przejściu do salonu. Czekałem... Czekałem... O! Chyba się zbliża, bo ktoś stłukł wazon. Jest łobuz! Teraz wystarczy go dorwać... Szybki jest, ale zdołałem złapać Matta, by mi nie uciekł.

Matt: Ne!
Tony: Jakie ne? Daj swojej siostrzyczce spać. One tego potrzebuje. Nie rozumiesz?
Matt: Ja sie tylko bawie. Psiujeś wsistko!
Pepper: Dzięki, że go chwyciłeś. Co z Lily?
Tony: Śpi
Pepper: Może ty też powinieneś? Nie wyglądasz za dobrze
Tony: Naładuję implant i będzie po sprawie
Pepper: Mam nadzieję
Tony: Pep, nie martw się. Nic mi nie jest

To czasem boli, by okłamywać najbliższych. Niestety, ale ją muszę utrzymać w niewiedzy. Tak musi być.

**Kontroler**

Chyba muszę zmienić plan. Niech Blizzard siedzi w Vault. Raczej poradzę sobie sam w pokonaniu Starka. Teraz ja mam przewagę, a on dowie się, czym jest ból. Nawet wiem, co zrobić. Hmm... Mam kogoś na celowniku. Iron Manie, już jesteś martwy.

~*Pięć godzin później*~

**Tony**

Wybiła szesnasta. Czekałem na Andrew w pobliskiej kawiarni. Pepper wspomniałem jedynie, że idę na miasto i nic poza tym. Nerwowo zerkałem w każdą stronę, szukając go. Jednak nie musiałem długo czekać, bo zjawił się na czas. Uścisnęliśmy sobie dłonie na przywitanie.

Andrew: Witaj. Tony. Dobrze cię znów widzieć
Tony: I wzajemnie. Cieszę się, że wróciłeś do swojej rodziny
Andrew: Ty również. No to opowiadaj, co tam u ciebie?
Tony: Dzięki tobie jakoś walczę z lękami. Daję radę, a dzieciaki broją. Ostatnio chciałem się kochać z Pepper i nam przerwały
Andrew: Hahaha! Nam na szczęście z Rachele nigdy nie przytrafiło się coś takiego
Tony: To masz szczęście... Co zamawiasz?
Andrew: Zwykła kawa. A ty?
Tony: Nie mogę tego pić, więc wezmę gorącą czekoladę
Andrew: No dobra. Pójdę zamówić
Tony: Nie! Ja pójdę, ale najpierw mi powiedz, jak tam ci się żyje?
Andrew: A powiem ci, że bardzo dobrze. Steve wyrósł nie do poznania. Niebawem pójdzie do pierwszej klasy. Twoje maluchy też?
Tony: Jeszcze trochę i będą mogły się uczyć, choć same wiele umieją
Andrew: Nie dziwię się. Heh! To są dopiero szkraby. Nim się obejrzysz, będą ci podwędzać piwo z lodówki
Tony: Steve już tak robi?
Andrew: Haha! Nie, ale raczej, jak podrośnie, może to zrobić
Tony: Ale nie musi... Dobra, idę zamówić to, co trzeba. Na pewno kawa?
Andrew: Tak
Tony: Może coś do jedzenia? Nie krępuj się. Ja stawiam
Andrew: Dzięki, ale jestem świeżo po obiedzie, a kawę wypiję z grzeczności
Tony: Hahaha! No dobrze

Wstałem od stolika, podchodząc do lady, zamawiając zwykłą kawę oraz gorącą czekoladę. Nie musieliśmy długo na to czekać, bo akurat było niewielu klientów. Podziękowałem, płacąc i wróciłem do naszego stolika. Gdy tam wróciłem, coś mi nie pasowało. Andrew zniknął. Jeśli poszedł do łazienki... Z rzeczami? Nie. To niemożliwe. Próbowałem dodzwonić się na jego komórkę. Nie odpowiada. Zacząłem się martwić. Przeprosiłem kelnerkę, wychodząc z kawiarni. Wciąż Andrew nie odbierał ode mnie połączeń. Co się dzieje? Poszukam go w zbrojowni.

**Pepper**

Nareszcie Matt siedział w miejscu. Czekałam na powrót Tony'ego, a zamiast tego zjawił się Rhodey. Czego chce? Postanowiłam z nim porozmawiać. Już chciał coś powiedzieć, ale drzwi do zbrojowni się otworzyły. Usłyszałam jakiś hałas. Tony? No ładnie. Co jest grane? Od razu z przyjacielem poszliśmy do części roboczej, zostawiając na chwilę maluchy same, co było ryzykowne. Nie ma mowy, że puszczę Tony'ego na jakąś akcję. Prędzej on lub Rhodey kopnie w kalendarz. Czekałam na wyjaśnienia.

Part 103: Obowiązki rodzicielskie

0 | Skomentuj

**Pepper**

Obudziłam się o dziesiątej po długim braku snu. Nie widziałam przy sobie Tony'ego. Musiał szybciej wstać. No nic. Dołączę do niego. Przetarłam oczy i swoimi nogami poszłam do łazienki, która była zajęta. Ech! Muszę poczekać.

**Tony**

Tak, jak myślałem. Coś jest nie tak z implantem. Skąd ta usterka? Czyżby stres? Możliwe, ale na razie trzeba dorwać Kontrolera. Ostatni raz popatrzyłem na mechanizm, który słabo świecił, lecz jakoś żyłem. W lustrze widziałem swoją niewyraźną twarz. Przemyłem ją i wyszedłem z łazienki. O! Pepper już wstała? Na przywitanie dostała ode mnie buziaka w policzek.

Tony: Cześć. Jak się spało?
Pepper: Dobrze. A tobie?
Tony: Hehe! Nie narzekam. Ech! Co chcesz zjeść na śniadanie?
Pepper: Nie trudź się, Tony. Sama sobie zrobię
Tony: Oj! Wiem, że jesteś samowystarczalna, ale chcę być miły
Pepper: To może dziś mi pomóż z dziećmi i bez żadnych akcji Iron Mana. Czy wyraziłam się jasno?
Tony: Jasne, jak słońce

Uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni przygotować proste śniadanie, jak jajko z bekonem. Dość szybko przygotowałem, a na złość zadzwonił telefon. Jednak odebrałem. Może to Rhodey?

Andrew: Hej, Tony
Tony: Andrew? Nie spodziewałem się, że będziesz dzwonił. Wybrałeś kiepski moment. Robię dla żony śniadanie
Andrew: Heh! Znam to. Wybacz, że ci przeszkadzam
Tony: Eee... Już nie szkodzi. Dobrze cię znów słyszeć. Może się spotkamy?
Andrew: Dobry pomysł, bo właściwie wróciłem do domu, który ledwo poznaję, ale Rachele się ucieszyła z mojego powrotu. Nawet widzi, że jestem zdrowy
Tony: Cieszę się. Fajnie, że ze sobą macie znowu dobre relacje
Andrew: A u ciebie? Co słychać?
Tony: Dzisiaj mnie czeka prawdziwy sprawdzian, czy nadaję się na ojca
Andrew: Hehe! Dasz radę. Jestem tego pewny, a jeśli chodzi o traumę, to jak jest?
Tony: Panuję nad tym, a Mattowi już wybaczyłem. Więcej ci powiem, gdy się zobaczymy. O której?
Andrew: Dzisiaj? O szesnastej, jeśli nie masz nic przeciwko
Tony: Spoko, ale najpierw zajmę się dziećmi
Andrew: Rozumiem. Dasz radę i powiem ci jedną wskazówkę
Tony: Jaką?
Andrew: Jak zmieniasz pieluchę, nie próbuj tego wąchać
Tony: Kurde. To też muszę robić?
Andrew: Hahaha! Nie uciekniesz przed tym. Nie bój się. Przyzwyczaisz się
Tony: Oby. No to do zobaczenia
Andrew: Trzymaj się

Rozłączyłem się akurat w takim momencie, że przybiegły rozbrykane dzieci, a Pep wyszła z łazienki. Chwyciła Matta, usadzając go na kolana, zaś Lily usiadła na moich. Chcieliśmy je nakarmić, ale same wzięły łyżki, jedząc jajecznicę. Widziałem, że urosły im zęby. Za szybko robią się duże. Niebawem pójdą do przedszkola, gdy my zajmiemy się swoją pracą.

**Pepper**

Dzieci same się rządziły i jadły bez naszej pomocy. Naszym pociechom bardzo szybko urosły ząbki. Jak tak dalej pójdzie, będziemy musieli coś z nimi zrobić. Tony pewnie chce szukać Kontrolera, a ja jedynie czekam, aż SHIELD pozwoli mi brać udział w jakiejś akcji.

Tony: Smakuje?
Matt: Dobje
Lily: Mi teś śmakuje
Tony: A tobie, Pepper?
Pepper: Nie pogardzę. Pyszne. A ty nie jesz?
Tony: Nie jestem głodny

Nalał sobie wodę do szklanki, wypijając całość za jednym zamachem. Czułam, że coś przede mną ukrywał. Nie wiedziałam jedynie, co? Nie chciałam go pytać wprost. Powinnam śledzić własnego męża? Chyba nie mam innego wyjścia. Albo nie będzie to konieczne.
Po zjedzeniu śniadania, dzieci nabrudziły na stole, ale Tony zdołał mnie wyprzedzić, sprzątając po nich. Wyręczał ze wszystkiego, że jedynie pozostała mi zmiana pieluch.

Pepper: Tony, musisz mi pomóc. Dzieciaki narobiły w pieluchy
Tony: Chwila. Daj nastawić pranie
Pepper: Tony!
Tony: Dobra. Idę, idę

Dołączył razem ze mną w salonie, gdzie dzieciaki śmiały się, bo zawsze je bawiło to, jak spuszczają swoje śmierdzące bomby. Mam nadzieję, że Tony nie zemdleje przez ich zapaszek.

**Tony**

Pep zajęła się Mattem, a ja wziąłem Lily do zmiany pieluchy. Nie mogę tego wąchać, bo odlecę. Muszę zatkać nos. No dobra. Jakoś to będzie. Miewałem gorsze wyzwania. Ruda poinstruowała mnie, co robić po kolei. Według jej instrukcji najpierw zdjąłem brudną pieluchę, aż dziewczynka zaczęła się chichrać, bo nie zdołałem uniknąć tego nieprzyjemnego zapaszku. Lekko się skrzywiłem, lecz dalej chciałem jej pomóc. Na szczęście po kilku minutach mogłem odetchnąć z ulgą. Brudy wyrzuciliśmy do kosza, zatykając nos. Lily dalej się śmiała.

Pepper: Musi mieć naładowany implant
Tony: Skąd wiesz?
Pepper: Bo ostatnio było tak samo. Możesz się nią zająć?
Tony: Pewnie. Nie ma sprawy. Jednak jesteś pewna, że chodzi o implant?
Pepper: Sam zobacz

Chwyciłem małą na ręce, sprawdzając jej serduszko. Mechanizm słabo świecił, więc podłączyłem go do ładowania, jak Pepper chciała. Matt za to biegał pełny energii po całym domu.

Tony: Jak się czujesz?
Lily: Dobzie, ale ty nie
Tony: Skąd możesz to wiedzieć?

Położyła rękę na moim implancie i spojrzała mi w oczy z zmartwieniem. Zacząłem ją głaskać po włosach, by nie zawracała sobie mną głowy. Lily czuła się lepiej, zasypiając na moich rękach. Jedną położyłem pod jej główkę, zaś drugą dałem na brzuch. Pepper próbowała złapać Matta i na szczęście nie usłyszała, jak rozmawiałem z małą. Mam ważniejsze teraz sprawy na głowie, niż myślenie o swoim stanie zdrowia. Muszę poznać bardziej dzieci i pokonać Kontrolera.

Part 102: Rozwiązany schemat

0 | Skomentuj

**Tony**

Mimo przyspieszenia w butach, u celu znalazłem się dopiero o dwudziestej trzeciej. Trochę zbyt późno na odwiedziny. Trudno. Nie mogę czekać. Stałem w zbroi przed drzwiami, ale wpierw zadzwoniłem na dzwonek. Usłyszałem czyjeś kroki. To musi być Viper. Ha! Nie myliłem się. Zerknęła przez wizjer bez pokazywania twarzy.

Viper: Czego chcesz, Iron Manie? O tej porze nikogo nie wpuszczam, bo Katrine śpi
Tony: Wybacz. To ważne. Muszę zobaczyć się z Duchem
Viper: Męża nie ma. Wyszedł
Tony: Viper, nie kłam. Tu chodzi o Kontrolera, dlatego potrzebuję pomocy
Viper: Wiesz, która godzina?
Tony: Wiem... Ja...

Nie dokończyłem, bo akurat odważyła się otworzyć drzwi pod warunkiem zdjęcia zbroi i położeniem jej w korytarzu. Nie bardzo ufałem rodzinie Ducha, ale dla powstrzymania Kontrolera, zaufam im, że nic nie zrobią ze zbroją. 
Wszedłem do środka, wykonując jej nakaz. Od razu poszedłem schodami powoli, by nie zbudzić małej Katrine. Po kilku minutach znalazłem się w jego pokoju, a Viper wyjaśnia mu krótko, dlaczego przyszedłem. Pozwolił mi zostać, gdy jego żona wyszła z pokoju.

Duch: Zaskoczyłeś mnie, Stark. Wielki Iron Man potrzebuje mojej pomocy? Chyba musisz być bardzo zdesperowany
Tony: Chodzi o Kontrolera. Co wiesz?
Duch: A! Żądasz, że ci powiem wszystko?
Tony: Posłuchaj mnie, Duch. Mam rodzinę, która może być w niebezpieczeństwie. Nie wiem, czego on dokładnie chce, dlatego pomóż mi go powstrzymać, nim będzie za późno
Duch: Masz rodzinę? Nie wierzę
Tony: To uwierz. Mam córkę i syna. Dla nich jestem w stanie poświęcić swoje życie, stając w obronie rodziny. Czy teraz rozumiesz, jak ważne są twoje informacje?
Duch: Hmm... No nie powiem, ale przekonałeś mnie, choć nie pomyślałbym, że Iron Man byłby w stanie tak wiele zaryzykować
Tony: A ty?
Duch: Ze mną, to coś innego. Pomogę ci rozgryźć cel Kontrolera, ale najpierw mi powiedz, co do tej pory zrobił poza wynajęciem Hummera
Tony: Co?

Byłem w szoku. Hummer współpracował z AIM? Ta sprawa robi się coraz bardziej skomplikowana, lecz musimy wiedzieć, jaki zrobi kolejny ruch naprzód.

**Rhodey**

Godzina do północy i dopiero wtedy znalazłem się w zbrojowni. Nie szukałem kłopotów na własną rękę. Chciałem zasnąć. Najpierw zdjąłem z siebie zbroję War Machine. Pepper przysnęła w fotelu. Lekko ją szturchnąłem.

Rhodey: Pepper, już po testach. Obudź się
Pepper: Tony, nie teraz. Już mam dość
Rhodey: Pepper!

Gwałtownie się zerwała, aż uderzyła głową o panel. Auć! To musiało boleć. Zaczęła masować bolące miejsce. Jednak nie była wściekła. Jedynie widziałem po niej zmęczenie. Pewnie bachorki nie dadzą jej spać.

Rhodey: Żyjesz?
Pepper: Au! Tak. A gdzie Tony? Potrzebuję go
Rhodey: Przecież ładuje implant
Pepper: Nie, Rhodey. On nie wrócił do zbrojowni. Pozwoliłeś mu działać samemu?! Szuka Kontrolera?!
Rhodey: Myślałem, że wrócił ze mną. Polecę go poszukać
Pepper: Zostań... Poczekamy na niego
Rhodey: Jesteś pewna, że nic się nie stało?
Pepper: Tak. Zresztą, zbroja wysłałaby sygnał alarmowy, a na razie parametry życiowe są w normie. Bądźmy cierpliwi

Mogłem przewidzieć, że będzie chciał działać beze mnie. Lepiej niech szybko wróci, bo następnym razem będę go pilnować, jakby był dzieckiem.

**Tony**

Powiedziałem Duchowi, co do tej pory zrobił Kontroler. Wspomniałem też o skutkach jego działań. Próbował zrozumieć schemat taktyki wroga. Nie było to łatwe zadanie, ale musieliśmy od czegoś zacząć.

Duch: Mówisz, że najpierw chciał wykorzystać twojego przyjaciela, by cię zabić i się powstrzymał przez próbę samobójczą. Dobrze zrozumiałem?
Tony: Tak. Na szczęście lekarze zdołali go uratować
Duch: Potem następuje atak Vanko i gdy przypomina sobie, kim jest, Kontroler zabija Crimson Dynamo. Tak?
Tony: Zgadza się
Duch: A jako ostatnie z działań było porwanie Davida Rhodesa w celu zdobycia zbroi War Machine. Prawda?
Tony: Prawda. I co o tym myślisz? Czego on chce? Co zrobi teraz?
Duch: Hmm... Dobre pytanie. Jeśli zaczął od ataku na Rhodesa i skończył na porwaniu jego ojca, można przypuścić, że teraz szuka nowego sojusznika do swojego planu. Skoro Vanko zawiódł, pewnie pójdzie po Blizzarda, który obecnie przebywa w Vault
Tony: Wow! No nieźle. Sporo wiesz, ale czemu wcześniej mówiłeś, że wynajął Hummera?
Duch: Wszystko się zgadza. Chyba wiem, co chce osiągnąć
Tony; Co takiego?
Duch: Po prostu chce ciebie zabić, raniąc innych. Dość znany schemat, więc zapłacił Hummerowi, by uczestniczył w jego planie. Potem wynajął mnie. To proste, Anthony. Jeśli ty zginiesz, łańcuch ofiar zostanie przerwany
Tony: Czyli on chce mojej śmierci? Tak po prostu? Ale przecież chciał zbroję War Machine
Duch: Faktycznie, lecz tylko w celu, by mieć równe szanse na zabicie Iron Mana
Tony: Cholera! Trzeba powiadomić SHIELD, że może dojść do ucieczki więźnia
Duch: Zaczekaj... Może ci pomogłem, ale musisz mi obiecać, że nie wmieszasz mojej rodziny w to niebezpieczeństwo. Jasne? Jeśli on do mnie zadzwoni z groźbą, to ja zabiję ciebie
Tony: Rozumiem. Dziękuję za wszystko

Wyszedłem i wziąłem zbroję z korytarza. Od razu wyleciałem do bazy, gdzie po powrocie nikt na mnie nie czekał. Byłem sam, ale zrobiłem się senny, więc zasnąłem, upadając na podłogę.

**Pepper**

Rhodey w końcu zasnął na kanapie, a ja nadal nie potrafiłam zmrużyć oczu. Lekko wstałam z fotela na dźwięk, jak coś opada metalowego na ziemię. To zbroja Tony'ego. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Czekałam na niego i wreszcie się doczekałam. Trzecia nad ranem. Rhodey długo nie wytrzymał, więc śpi na kanapie. Jednak dla Tony'ego też znajdę miejsce. Najpierw poprosiłam FRIDAY o odblokowanie pancerza.

<<Zbroja odblokowana. Może być zdjęta>>

Pepper: Tony, ocknij się. Słyszysz mnie?

<< Śpi>>

Pepper: Na pewno?

<<Nie bój się. Z nikim nie walczył. Po prostu zasnął>>

Jeśli mnie chce okłamać, nie podaruję jej tego. Jednak pozbawiła go zbroi, zostawiając ją na podłodze. Wzięłam męża sposobem matczynym do części domowej. Położyłam Tony'ego w jego pokoju, a dla pewności, że nic się nie stało, zasnęłam wtulona obok niego.

**Tony**

Śniłem, a raczej pogrążyłem się w innym świecie. Widziałem, jak Lily i Matt są na tyle dorośli, by pójść do Akademii Jutra. Lily była bardzo mądra, że swoją wiedzą przerastała nauczycieli, zaś Matt jako rozrabiaka jedynie sprawiał kłopoty, przez które często trafiał do dyrektora na dywanik. Razem śmialiśmy się, upominając go, by starał się hamować. On jedynie wybiegł ze szkoły, a my pobiegliśmy za nim. Nastąpiło uderzenie... Auto uderzyło w niego z olbrzymią prędkością. Pepper krzyczała, a Lily jedynie płakała, wtulając się we mnie. Chciałem ją uspokoić... Niestety, ale dramatu nie było końca. Ktoś w ułamku sekundy pociągnął za spust, raniąc ją. Oberwała w tył głowy, umierając na moich rękach. Byłem zagubiony, co się działo. Kompletnie nie wiedziałem, dlaczego tak się stało.

Kontroler: Powinieneś umrzeć. Nie widzisz, że sprawiasz innym ból?

Nagle cały świat rozpadł się na kawałki, trafiając do tego przeklętego samolotu. Słyszałem krzyk ojca i to, że oskarżał mnie o wypadek. Chwyciłem się za głowę, nie wierząc w jego słowa. On nigdy, by tak nie powiedział. Zacząłem biec po samolocie, szukając sprawcy. Jednak nastąpił wybuch i ten dźwięk przywrócił mnie do rzeczywistości. Musiałem uspokoić swój oddech. To był sen. Tylko sen.

Pepper: Tony, co się dzieje?
Tony: Miałem... zły... sen. Co tu robisz?
Pepper: Zabrałam cię, bo padłeś mi w zbrojowni. Na pewno dobrze się czujesz?
Tony: Na pewno

Wstałem z łóżka, idąc do łazienki. Przemyłem twarz, by wierzyć, że ten koszmar w końcu się skończył. Coś mi mówiło, by sprawdzić działanie implantu. Położyłem na nim rękę, czując wolne bicie serca. Znowu czułem się słabo. Nie wiedziałem, co się dzieje. Ponownie ułożyłem się obok Pep, obejmując ją ramionami, by czuła, że jest ze mną bezpieczna.

**Pepper**

Jeśli Tony coś ukrywa, muszę wiedzieć, czy na pewno mogę mu ufać. Przecież powinniśmy sobie ufać, ale raczej w tym związku się nie da.

Part 101: Nowa zbroja Iron Mana

0 | Skomentuj


**Rhodey**

Wzięliśmy się do roboty. Pomagaliśmy mu, jak się dało, ale ciągle był zdenerwowany. Szybko oddychał, a ręce mu drżały. Wiem, że chciał dopaść Kontrolera, ale musi się uspokoić, bo w takim stanie nic nie zdziała.

~*Osiem godzin później*~

**Tony**

Dzięki pomocy Rhodey'go i Pepper udało się stworzyć nową zbroję dla Iron Mana. Zespawałem wszystkie elementy, a pancerz przetestuję jeszcze dzisiaj na patrolu z War Machine. Zbroja mogła zmieniać swoje zastosowanie w zależności od potrzebnych warunków. Jednak do pełnej funkcjonalności potrzebuję testów uzbrojenia. Barwy były nadal te, co wcześniej, czyli żółty i czerwony. Udoskonaliłem pole siłowe, by chronić nie tylko siebie, ale też innych. FRIDAY ma większy dostęp do tajnych danych, a przez szyfrowanie, zbrojownia nie powinna zostać odkryta.

Tony: Dziękuję wam za pomoc. Gdyby nie wy, nie skończyłbym budowę zbroi
Rhodey: Drobiazg. Zawsze możesz na nas liczyć
Tony: To chyba nie będziesz miał nic przeciwko, jak będę cię prosił, żebyś poleciał ze mną na patrol?
Pepper: Macie zostać. Oboje!
Tony: Pepper, muszę sprawdzić, jak działa, bo trzeba wrócić do walki. Teraz liczy się każda sekunda, żeby dorwać Kontrolera
Rhodey: Nie bój się. Nie będziemy walczyć
Pepper: Jesteście okropni! Po teście macie od razu wracać. FRIDAY, wyłącz alarmy

<<Przykro mi, ale słucham jedynie mojego twórcy lub Rhodey'go, gdyby coś poszło nie tak>>

Komputer mówił tak z powagą, że od razu rzuciła mi się na szyję, roniąc łzy. Przytuliłem się do niej. Przecież nic złego nam się nie stanie. Potrzebuję jedynie przetestować Mark II.

**Rhodey**

Po kilku minutach założyliśmy swoje zbroje, żegnając się z Pepper. Zdołał ujarzmić jej złość i uspokoił. Wylecieliśmy ze zbrojowni, lecąc na opuszczony poligon wojskowy, który kiedyś wykorzystał Stane do testowania glebożerów. Pamiętam ten dzień. Wtedy pierwszy raz chciał powstrzymać sprzedaż wynalazków, jakie zostały przerobione na broń.
Z zamyśleń wyrwał mnie głos przyjaciela. Dotarliśmy na miejsce o dwudziestej pierwszej. FRIDAY dalej mogła nas informować o alarmach wraz z kłopotami w mieście. Zaczął od repulsorów, strzelając do tarczy. Wszystko poszło nam sprawnie, aż przystanął w bezruchu.

Rhodey: Wszystko gra?
Tony: Zbroja przetestowana. Wszystko działa, jak należy, więc możemy lecieć na patrol
Rhodey: Pepper wolałaby...
Tony: Nie mów! Ona nie chce żadnych akcji Iron Mana!
Rhodey: Tony, uspokój się. Wracajmy. Niech nie robi nam potem awantury
Tony: Hahaha! Boisz się jej?
Rhodey: Irytuje
Tony: Haha! No dobra. Zresztą i tak muszę Pep pomóc z dziećmi. Zobaczyć, jak się Lily trzyma
Rhodey: Będziesz uczył jej życia z implantem?
Tony: Obiecałem, że pomogę. Eee... Rhodey, czy mogę cię o coś zapytać?
Rhodey: No mów
Tony: To ma zostać między nami
Rhodey: Spoko. Słowo harcerza
Tony: Przecież nie byłeś harcerzem
Rhodey: Ech! Ale wiesz, o co mi chodzi? Nikomu nie powiem. No to cię słucham, przyjacielu

Podszedł do mnie, odkrywając twarz i szepnął coś do ucha. Miałem ochotę się śmiać, jak to usłyszałem.

Rhodey: Żartujesz? Taki masz problem?
Tony: Jestem kiepskim ojcem. Nie dam sobie rady
Rhodey: Oj! Jak ja już babrałem w pieluchach, to ty też sobie poradzisz. Jeśli nie będziesz spędzał czasu z dziećmi, nie zrozumiesz, czego chcą
Tony: Wow! Nie znałem cię z tej strony
Rhodey: Jak widzisz, mało o mnie wiesz. Wracamy?
Tony; Niech będzie

**Tony**

Rhodey mnie rozumie, ale Pep nie mogła się dowiedzieć o naszej rozmowie. Bałem się, że jako Iron Man będę zaniedbywać dzieci. Wylecieliśmy z poligonu i kierowaliśmy się do zbrojowni. Jednak w połowie drogi musiałem odłączyć się od niego. Nawet nie zauważył, jak zniknąłem, bo szybkość w butach była szybsza od War Machine. W końcu mogę walczyć. Jestem gotowy na starcie z Kontrolerem, lecz najpierw potrzebuję informacji. Musze namierzyć sygnaturę...

<<Musisz działać na własną rękę, Tony?>>

Tony: Znajdź Ducha i nie mów reszcie, że go szukam

<<Źle robisz>>

Tony: Nie oceniaj mnie, FRIDAY. Potrzebuję informacji, by Rhodey mógł wziąć udział w moim planie

<<A na czym on polega? Co wymyśliłeś?>>

Tony: Niebawem się dowiesz. Znalazłaś go?

<<Przedmieście: 2 godziny drogi>>

Tony: Przyspiesz maksymalnie

<<Wariat>>

Tony: Coś ci powiedziałem już. Nie oceniaj mnie

<<Wybacz, ale ostrzegam cię, że zużyjesz za dużo mocy. I gdzie potem ci zostanie na walkę?>>

Tony: Rezerwy

<<Tony, to implant>>

Tony: Wiem, a przecież nie chcę walczyć z Duchem. Jedynie potrzebuję rozgryźć Kontrolera. Co chce osiągnąć?

<<Rob, co chcesz>>

Tony: Chcę ratować rodzinę! Muszę powstrzymać każdego, kto spróbuje ich skrzywdzić! Każdego
© Mrs Black | WS X X X