**Rhodey**
Spod choinki wyciągnęliśmy prezenty. Każda paczka była podpisania, by się nie pomylić. Usiedliśmy na kanapie, rozrywając papier. W pierwszej, jaką dostałem, była ramka ze zdjęciem. Ja, Tony i Pepper razem uśmiechnięci. Nawet nie pamiętam, żebyśmy robili ze sobą wspólną fotkę, a może skleiła na Photoshopie? Mniejsza z tym. Świetnie jej wyszło.
Rhodey: Dziękuję ci, Pepper
Pepper: Ale to nie ode mnie
Rhodey: Ty je zrobiłeś?
Tony: Pomyślałem, że chciałbyś o nas pamiętać jako o przyjaciołach
Rhodey: Dzięki, choć tego po tobie się nie spodziewałem
Pepper: Ode mnie masz coś specjalnego
Rhodey: Co?
Pepper: Otwórz i zobacz
Otworzyłem drugą paczkę, a w niej pistolet z ostrymi nabojami. Wraz do kompletu dołożone zostały ślepaki. Taki sam typ, co noszą przy sobie policjanci. Ruda wie, co dobre. Ciekawe, czy jej się spodoba mój podarunek.
Rhodey: Jest świetna
Pepper: Powiesz, jak będziesz mógł ją wypróbować w praktyce
Rhodey: Nie będę nikogo zabijać
Pepper: Strzelnica, głupku
Rhodey: No przecież wiem
Pepper: Czyżby? Dobra, a teraz zobaczę, co ty mi dałeś
Rhodey: To ci się przyda
Ruda otworzyła swój podarunek. Od razu chciałem widzieć jej reakcję. Przyglądała się okładce, a ja jedynie czekałem, co zrobi.
Pepper: “Jak mało mówić, żeby wszyscy mnie rozumieli?” To ma być jakaś parodia?! RHODEY!
I oberwałem w łeb. Auć! Pomasowałem czoło, bo róg książki był bardzo ostry, że zabolało. Razem z Tony’m się śmialiśmy, gdy ta podniosła książkę z ziemi.
Rhodey: Chyba nie zamierzasz mnie znowu tym rzucić?
Pepper: Zastanowię się. Okej, a co ty mi dałeś, Tony?
Tony: Przekonaj się sama
**Pepper**
Odłożyłam książkę, lecz spojrzałam na Rhodey’go gniewnym wzrokiem, bo miałam ochotę go zabić. Jeśli chciał rozluźnić atmosferę, poniósł porażkę. Ech! Faceci. Wszyscy tacy sami. No może nie wszyscy. Znajdą się wyjątki od reguły tak, jak zawsze. Otworzyłam ostatni mój prezent, który dostałam pewnie od narzeczonego. Mój kochany geniusz kupił mi sukienkę. Jaka ładna. Taka w niebieskie kolory z kwiatkami, ale cudna. Od razu go przytuliłam z wdzięczności.
Pepper: Jest przepiękna. Dziękuję, Tony
Tony: Dla ciebie wszystko
Rhodey: Teraz twoja kolej. Otwórz najpierw mój. Ten w zielonym
Tony: Skoro tak nalegasz. Eee… Co to jest?
Rhodey: Otwórz
Pepper: Jeśli to jakaś głupia książka, pozwól mi go tym rzucić
Tony: Hehe! Pepper, ochłoń trochę. Nic nie rób
Pepper: Poczekam przy stole. Otwieraj to
Tony: Poradnik “Jak zostać ojcem?” Rhodey, tobie chyba odbiło
Rhodey: Nowe role, nowe obowiązki
Tony: Hahaha! Niebawem się o tym przekonamy. No i ostatnia paczka od… Pepper. Mam się bać?
Pepper: Ani trochę. No już. Zobacz
Otworzył swój prezent, przyglądając się mu bliżej. Chyba się zdziwił, ale też zaczął się śmiać. Wiem, że dostał kolejną książkę do kolekcji, lecz ta była wyjątkowa. Nauczy się cennej lekcji. Geografii.
Tony: Teraz już będę wiedział… gdzie leży… Ekwador
Pepper: Tony?
Rhodey: Ej! Co się dzieje?
Jeszcze przed chwilą się uśmiechał, a teraz leżał na podłodze i zaczął się trząść. Byłam przerażona. Natychmiast zadzwoniłam do odpowiedniego specjalisty, ale nie odbierał. Nie wiedzieliśmy, co się z nim działo. Ostatnio był w takim stanie, jak ktoś podmienił… mieszanki. Mask! Musiała go zaatakować!
Pepper: Rhodey, co mamy robić?! Nie odbiera!
Rhodey: Uspokój się. Ja go przytrzymam, a ty poszukasz, czy nie ma w apteczce czegoś na uspokojenie
Pepper: Rhodey…
Rhodey: Będzie dobrze, Pepper. Szukaj w dolnej półce i spróbuj jeszcze raz się skontaktować z Yinsenem
Pepper: Dobrze
Nerwowo zaczęłam przeszukiwać szafki w poszukiwaniu leku oraz starałam się nawiązać kontakt z lekarzem.
**Victoria**
Nadal ktoś dobija się do Ho, a on na chwilę wyszedł. Taa… Na chwilę. Nie ma go już ponad trzy godziny. Może dzwoni ktoś ważny? Głupio tak ruszać czyjąś własność, ale ten dźwięk zaczął mnie powoli irytować. W słuchawce odezwał się znajomy głos… Pepper? Biedna. W Święta? Fatalny czas na straszenie najbliższych swoim stanem.
Dr Bernes: Pepper, co się dzieje? Czemu płaczesz?
Pepper: Tony… Nie wiem, co robić. Ma te same wstrząsy, co wtedy, jak była zła mieszanka. Proszę… Pomóż mi
Dr Bernes: Dojazd do was trochę mi zajmie, ale przyjadę. Niech jedna osoba go trzyma, a druga wstrzyknie lek na uspokojenie. Na pewno go ma, ale musisz być spokojna. Pepper?
Pepper: Tak?
Dr Bernes: Uspokój się. Zaraz u was będę. Gdzie jesteście?
Pepper: Opuszczona fabryka na obrzeżach miasta. Wyślę adres
Dr Bernes: Dobrze, bo przyda mi się
Pepper: A dr Yinsen?
Dr Bernes: Jeszcze nie wrócił. Nie martw się. Wiem, co robić
Pepper: Nawet, jak reaktor jest bombą?
Dr Bernes: Nawet wtedy. Trzymaj się i bądź silna
Pepper: Postaram się
Rozłączyłam się z nią i spakowałam do podręcznej torby najważniejsze rzeczy wraz z specjalną aparaturą. Wolałabym nie wysyłać Tony’ego w czasie Świąt do szpitala. Oby nie było to konieczne.
Dr Bernes: Trzymajcie się. Pomoc jest w drodze
---**---
No i zwalniamy z akcją do jednej notki dziennie. To zależy, bo niebawem powrót do szkoły, co tyczy się z wolnym czasem, a po ostatnich wpadkach z ocenami jest licho. No to na dziś koniec. Od jutra jedna notka :) Pytania?