Part 2: Zły początek nowej znajomości

2 | Skomentuj

Biegałam już dwie randki wokół osiedla, ale potrzebowałam chwili wytchnienia. Zrobiłam sobie przerwę, trzymając się ławki, by nabrać powietrza. Rozciągnęłam swoje obolałe kończyny i nie zauważyłam, że na ławce ktoś siedział. Oberwał ode mnie z łokcia. Ups. Chyba się uczył, a książka wpadła mu do kałuży.


Rhodey: Ej! Ślepa jesteś?! Nie widziałaś, że tu jestem?
Pepper: Wybacz. To było niechcący
Rhodey: Niechcący?! Zniszczyłaś mi moją książkę, a niedawno ją kupiłem i uwierz, ale długo na nią czekałem, a tania nie była
Pepper: Naprawdę cię przepraszam, ale cię nie zauważyłam. Czy możesz przestać się drzeć? A tak w ogóle, jestem Pepper
Rhodey: Rhodey… A ty tu mieszkasz?
Pepper: Kilka bloków dalej, ale tak
Rhodey: Pewnie już miałaś okazję natknąć się na mojego przyjaciela
Pepper: Eee… nie rozumiem
Rhodey: Przed chwilą z nim rozmawiałem i jakoś skojarzyłem, że mówił o tobie
Pepper: A co konkretnie?


Usiadłam na ławce, skupiając swój wzrok na rozmówcy. Ciekawe, że się znali. Czy to jest ten jego przyjaciel, co mieszka pod jedenastką?


Rhodey: Powiedział mi, że jest ci bardzo wdzięczny za pomoc. Nie wiem, czy wiesz, ale uratowałaś mu życie
Pepper: Bez przesady. Zrobiłam, co każdy, by zrobił


Nagle odezwał się alarm w telefonie. Musiałam wracać.


Pepper: Muszę już lecieć. To do zobaczenia
Rhodey: To pa i wybacz, że tak na ciebie nakrzyczałem, ale historia jest dla mnie ważna
Pepper:  Aha? Okey? No dobra


Trochę się zdziwiłam, czego się dowiedziałam, ale wybaczyłam mu. Od razu pobiegłam do domu. Ledwo zdołałam przejść przez drzwi i zdjąć buty, a w salonie usłyszałam dwa głosy, które się śmiały. Komentarze ojca na mój temat?! O nie! Nie! Niee! Od razu wparowałam do pokoju.


Pepper: Co tu jest grane?!
Virgil: Witaj znowu, córciu. Jak się biegało?
Pepper: Nawet dobrze, ale i tak się boję
Tony: Masz jakiś test?
Pepper: A żebyś wiedział, że tak
Tony: Powodzenia
Pepper: Dzięki. Eee… powiecie mi, co się dzieje?
Virgil: Dzwonił do drzwi, to wpuściłem go. Podobno przyszedł do ciebie na małą pogawędkę. Widzę, że sobie dajesz radę
Pepper: Ech… tak, ale czemu się śmialiście?
Virgil: Dobra. Przyznaję się. Opowiedziałem mu trochę o tobie, jaka kiedyś byłaś
Pepper: Słucham?! A pozwolenie było?!


Byłam oburzona, jak zobaczyłam, że trzyma zdjęcie, gdy udawałam karatekę. Zrobiło mi się wstyd, a chciałam sama z nim pogadać. No to wpadłam, jak śliwka w kompot.
Chwyciłam za fotografię, która cudem nie zdołała ujrzeć światła dziennego i poszłam odłożyć ją do albumu. Szybko zamknęłam się w łazience, by umyć ręce. Znowu słyszałam głośny śmiech. W środku się we mnie gotowało z podirytowania. Próbowałam to ignorować, żeby zająć się sobą.


Tony: Hahaha! Poważnie?
Virgil: To jeszcze nic. Ósma klasa była najlepsza

Miałam ochotę zabić własnego ojca. Musiałam przerwać im tę “zabawę”. Na szczęście nie doszło do najgorszego. Próbowałam się uspokoić. Wyszłam opanowana. No prawie, bo nie wiedziałam, co chciał mu powiedzieć.


Pepper: Zrobiło się już późno. Może spotkamy się jutro? Tatku, dziękuję, że przyszedłeś, ale na ciebie już pora
Virgil: Gniewasz się?
Pepper: Nic takiego nie mówię
Virgil: Nie musisz, bo po prostu widzę, że się zdenerwowałaś. Odpocznij przed testem


Szepnął mi do ucha, że większość sekretów zostały nadal skryte w mojej głowie, bo jedyną osobą, jaka będzie chciała je ujawnić, to właśnie ja.
Pożegnałam się z ojcem, przytulając go. Gdy już wyszedł, poszłam do kuchni zaparzyć kawę. Liczyłam, że nie będzie już więcej niespodzianek. Przygotowałam da nas po dwa kubki espresso. Cukiernica wraz z mlekiem leżała na stole, więc zostawiłam gościowi do wyboru, ile posłodzi, czy naleje mleka. Niech czuje się, jak u siebie w domu.
Odrobinę byłam nieśmiała po tej akcji ze zdjęciami, ale zachowałam pewną równowagę. No to zaczęliśmy rozmowę.


Tony: Wszystko gra? Chyba nie gniewasz się, że pogadałem z twoim ojcem?
Pepper:  Na pewno tak trochę, ale no trudno. Jak się czujesz? Wyglądasz na bardziej żywego
Tony: I też tak się czuję
Pepper: Spotkałam twojego przyjaciela. Straszny paranoik, bo się wkurzył, że niechcący mu wrzuciłam książkę do kałuży
Tony: Hahaha! Mówisz o Rhodey’m? Dla niego książki o historii są świętością
Pepper: I on jest naszym sąsiadem?
Tony: Razem tu przyjechaliśmy, ale ciebie tu wcześniej nie widziałem
Pepper: Możliwe, że byłam tu o wiele później. Eee… O czym ci mówił?
Tony: Twój ojciec to naprawdę fajny gość. Chyba jest ci ciężko, jak musi ciągle ryzykować swoim życiem
Pepper: Powiedział ci, gdzie pracuje?
Tony: Tak jakoś wyszło
Pepper: Rozumiem. A kawa smakuje?
Tony: Unikam kawy
Pepper: Mogłeś powiedzieć


Lekko się wkurzyłam. WKURWIŁAM! Zapraszam go na kawę i dopiero teraz ma odwagę się przyznać, że nie pije?! Co za człowiek! Ja tu się staram, a on nic?! Cholerna płeć męska! Słaba i żałosna! Dobra, Pepper. Weź się w garść. Zapomnij o tym. Masz jutro test do zdania. Będzie dobrze.


Tony: Przepraszam, ale zapomniałem. Ostatnio wszystko mi wylatuje z głowy
Pepper: Przydatne są kartki na lodówkę
Tony: Dobra. Postaram się coś takiego zrobić


Uśmiechnął się i znowu się spłoszyłam.


Pepper: Pogadamy jutro? Teraz się późno zrobiło i ee… muszę się wyspać na test
Tony: W porządku. Jeszcze raz ci życzę powodzenia
Pepper: Dzięki. To do jutra
Tony: Pa

Znowu spaliłam buraka ze wstydu. Po zamknięciu drzwi na klucz, odetchnęłam z ulgą, że cały ten cyrk nareszcie dobiegł końca i mogłam w spokoju wziąć kąpiel, by na następny dzień być odprężona i gotowa do największego testu mojego życia.

Part 1: Poznanie

5 | Skomentuj

Sobota. Typowe sprzątanie. Półki wytarłam, naczynia pozmywałam, a pranie wisi na balkonie. No to pozostało jedynie odkurzyć. Wyjęłam go z szafy, włączając urządzenie. Zaczęłam od salonu, przesuwając po dywanie odkurzacz. Wszystko szło jakoś gładko. Mieszkam tu dopiero kilka dni. Po ukończeniu Akademii Jutra, zdecydowałam się żyć na mój koszt. Oczywiście, tata często wpada mnie odwiedzić. Najczęściej w weekend, czyli dziś mógłby się zjawić.
Gdy już prawie pozbyłam się kurzu z dywanu w salonie, usłyszałam jakiś huk na klatce schodowej. Wyłączyłam urządzenie i poszłam sprawdzić, co się stało. Zauważyłam, jak ktoś leżał przy schodach, które były mokre. Widocznie ta osoba miała kolej na mycie. Co tydzień jest zmiana. Moja kolej była bodajże w następnym tygodniu.
Zeszłam na dół i zauważyłam, że to jakiś chłopak w czerwonej bluzce. Leżał twarzą do ziemi. Lekko go szturchnęłam nogą, by sprawdzić, czy żyje. Na pewno żyje. No dobra. Spokojnie, Pepper. Nie będzie trupem.
Ostrożnie odwróciłam go na drugą stronę, sprawdzając, czy oddycha. Klatka piersiowa unosiła się do góry. Dobry znak. Lekko go poklepałam po policzku.


Pepper: Halo! Słyszysz mnie?


Dla pewności przyłożyłam więcej siły, by znowu zarobił w twarz. Tym razem lekko uniósł powieki.


Tony: Au! Co się stało? Uderzyłaś mnie?
Pepper: Chciałam sprawdzić, czy żyjesz. Dobrze się czujesz?
Tony: Już tak. Przepraszam
Pepper: Nie szkodzi


Pomogłam mu wstać, ale nie mogłam pozwolić, żeby w takim stanie próbował dalej sprzątać.


Pepper: Gdzie mieszkasz?
Tony: Pod dwunastką
Pepper: Poważnie? To mieszkamy naprzeciwko siebie
Tony: Co za przypadek, a mój przyjaciel też tu mieszka, ale pod jedenastką


Po kilku powolnych krokach, jak podtrzymywał się poręczy, zdołałam doprowadzić go pod same drzwi. O dziwo nie był za ciężki, a lekki, niczym piórko.
Poszłam z nim do kanapy, gdzie nalegałam, by się położył. Wyglądał na zmęczonego. Jednak był w moim wieku, więc, skąd brak żywej energii?


Tony: Dziękuję
Pepper: Drobiazg. Jak coś, posprzątam za ciebie
Tony: Nie trzeba
Pepper: Milcz, skoro chcę ci pomóc. Powinieneś się cieszyć, że cię tam nie zostawiłam
Tony: Naprawdę ci dziękuję, ale sam dokończę, co zacząłem
Pepper: Nie! Masz tu być i już!


Wyszłam z jego mieszkania i wzięłam się za skończenie mycia klatki schodowej. Niewiele musiałam kończyć, bo jedynie nie doszedł do parteru, więc kilka minutek i było gotowe. Po skończeniu sprzątania, poszłam go poinformować, by niczym się nie przejmował. Jak na złość nie posłuchał mnie. Przygotowywał posiłek w kuchni. Czyżby gotował? Niewiarygodne.


Pepper: Miałeś leżeć! W tej chwili wracaj na miejsce!
Tony: Ale ja…
Pepper: Już!
Tony: No dobra, ale poczekaj. Mam coś dla ciebie
Pepper: Nie chcę kasy
Tony: No dobrze. Chodziło mi o coś innego


Wyjął z szafki coś w opakowaniu. Dał mi czekoladę. Mmm… truskawkowa. Moje ulubiona.


Pepper: Nie musisz
Tony: Wiem, że muszę. Dziękuję ci za pomoc
Pepper: Proszę bardzo. A mogę wiedzieć, jak się nazywasz?
Tony: Ciekawe, bo właśnie miałem zapytać o to samo. Jestem Tony, a ty?
Pepper: Mów mi Pepper
Tony: Ładnie imię
Pepper: Tak naprawdę nazywam się Patricia, ale w szkole mówiono na mnie Pepper, więc wolę tak się przedstawiać
Tony: Rozumiem. Zobaczymy się jeszcze?
Pepper: Przecież mieszkamy blisko siebie. Wpadnij kiedyś na kawę
Tony: To fajnie. Może być dziś wieczorem?
Pepper: No pewnie. No to do zobaczenia, Tony
Tony: Ty też się trzymaj, papryczko
Pepper: Pepper!
Tony: Oj! Wiem, wiem


Zaśmiałam się, a na twarzy pojawiły się rumieńce, które szybko skryłam, odwracając głowę. Gdy wyszłam z mieszkania Tony’ego, wróciłam do pokoju, żeby skończyć to, co mi przerwał. O dziwo odkurzacz był sprzątnięty do szafy. Ktoś tu był.


Virgil: Myślałem, że szybko się z tym uporasz
Pepper: Tatuś!


Uściskałam go bardzo. Czasami przez jego pracę, bałam się, że go już nigdy nie zobaczę, a jako agent FBI, to nie ma łatwo.


Pepper: Dobrze cię widzieć. Poczekasz na mnie? Akurat muszę iść pobiegać
Virgil: Nie ma sprawy. Mamy czas
Pepper: Dzięki

Cmoknęłam go w policzek i wzięłam swoje słuchawki, by pobiegać w rytm muzyki. Zbiegłam z klatki, włączając pierwszy utwór na odtwarzaczu, czyli  Mr.Probz- Waves. Próbowałam się odprężyć i skupić myśli na jutrzejszym dniu, bo spotkania z Tony’m się nie bałam, jak wypadnę. Bardziej zżerał mnie stres przez test na agentkę SHIELD. Psychologiczny, bo sprawnościowy niedawno zdałam. Tak bardzo mi zależało na spełnieniu marzeń. Jednak moje głupie myśli skupiły się na nowo poznanej osobie. Chyba dzisiaj zwariuję. Pepper Potts, jesteś niemożliwa.


---**---

Witam wszystkich w nowym opowiadaniu, które jeszcze nie skończyłam, więc to będzie dłuuga historia. Jak wrażenia po pierwszym razie? Liczę na jakieś komentarze :)

18. Niezapominajka

6 | Skomentuj

Wróciliśmy do domu. Lekarze nie mieli żadnych przeciwwskazań, więc dostaliśmy wypis. Po wyjściu ze szpitala, zaplanowaliśmy we trójkę wspólne nocowanie. Właśnie pakowałam do torby kocyk i poduszkę. Oczywiście na inne rzeczy też miałam miejsce. Tata nie bardzo był zgodny, a musiałam się go słuchać, Po tym, co się wydarzyła na balu, nie potrafił mi zaufać.


Virgil: Dokąd się wybierasz?
Pepper: Idę nocować u Tony’ego
Virgil: Masz telefon?
Pepper: Mam
Virgil: Włączony?
Pepper: Tak, tatku. Nie martw się. Pani Rhodes będzie z nami
Virgil: Tylko żadnych narkotyków, alkoholu i seksu
Pepper: Ej! Skąd ci to przyszło do głowy?! Wiem, co mogę, a czego nie
Virgil: Dobrze, córciu. Baw się dobrze
Pepper: Haha!


Uznałam, że z tym seksem, i narkotykami żartował. Nigdy nie przychodziły mu do głowy tak poronione pomysły. Wzięłam torbę i przytuliłam go, żegnając się z nim. W czasie, gdy szłam do nich, myślałam nad ostatnimi wydarzeniami. Tyle się zmieniło. Tony miał nowe serce, Iron Man dawno nie brał udziału w misji, a szkoły nie zdążyliśmy skończyć i przez tak wielki zamach mamy dłuższe wolne. Ponad miesiąc. Gene się nie kontaktował, ale w głębi duszy chciałam pozbawić drania życia. Żeby Roberta nic nie podejrzewała, mieliśmy spać w salonie, choć nasz geniusz upierał się nad zbrojownią.
Po jakimś kwadransie myśli, doszłam do ich domu. Otworzyłam drzwi, a chłopaki szukali filmów na wieczór. Gwiazdy już świeciły, więc noc nadeszła. Roberta przygotowywała dla nas ciastka, jakiś sok i wyjęła szklanki. Od razu przypomniał mi się tamten dzień, kiedy leżałam z Tony’m w zbrojowni. To był przyjeny wieczór, ale tym razem Rhodey przeszkadzał nam z jego mamą.


Pepper: Hejka. Nadal nie wiecie, co mamy oglądać? Możemy tak posiedzieć i pogadać
Rhodey: Nie! Nie! Niee! Tu nic nie ma! Żadnego kina akcji, tylko romansidła! MAMO, GDZIE JEST RESZTA FILMÓW?
Roberta: Nie drzyj się tak, Rhodey! Zapomniałeś, że zostały u wujka w Jersey?
Pepper: Haha! To dziś kino romantyczne
Rhodey: Pójdę po książkę
Tony: Rhodey, proszę cię. Już przestań ją męczyć. Mało ci, że cała zmokła, jak byłeś z nią w wannie?
Pepper: Haha! Serio?
Tony: Serio
Pepper: Historyk od siedmiu boleści
Tony: A nawet i więcej


Pocałowałam Tony’ego w policzek, a Rhodey pobiegł po swą ukochaną. Dość szybko wrócić, bo nie zdołaliśmy się nacieszyć sobą. Przy nim musieliśmy być ostrożni. Jednak z drugiej strony, on wiedział, że się kochamy i nie była to jakaś tajemnica, ale chciałam pobyć z Tony’m zupełnie sami.
Włączyłam film i usiedliśmy na kanapie. Rhodey siedział na małym fotelu, rozkoszując się romansem ze swoją kochanką. Uśmiechał się pod nosem, a my leżeliśmy wtuleni w siebie razem z kocykiem.


Tony: Dobrze, że twój ojciec się zgodził
Pepper: Nie było łatwo, bo dalej pamięta, co się stało w szkole. A Yinsen został osądzony?
Tony: Wygląda na to, że  uniewinnili go. Dr Bernes wypowiedziała się w tej sprawie, a Roberta wywalczyła zwycięstwo
Pepper: Cieszę się. W końcu cię uratował. Gdyby nie on, nie poznałabym tak wspaniałego chłopaka
Tony: A ja nie poznałbym tak wyjątkowej rudej, jak ty
Pepper: Miło. Tony, on śpi?
Tony: To działa na niego w nocy, jak kołysanka
Pepper: Haha! Och! Wybrałeś sobie dziwnego brata


Pocałowałam go namiętnie głębokim pocałunkiem, nie odrywając ust.


Pepper: Cieszę się, że żyjesz. Chciałabym być z tobą, jak najdłużej
Tony: Pomyślimy nad tym, jak skończymy szkołę
Pepper: Nudny ten film
Tony: Zgadzam się, odkąd go włączyłaś
Pepper: Ej!
Tony: Wolę z tobą tworzyć własny romans. Bardzo cię kocham i nie pozwolę, by Gene lub ktokolwiek inny zrobił ci krzywdę
Pepper: Ja obiecuję ci to samo


Wzięłam ciastko, dzieląc je na pół. Jedną część zjadłam, a drugą wsadziłam mu do ust. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w bicie serca. Biło tak żywe, że nie przeżyłabym, gdyby to był ostatni dźwięk, jaki usłyszę.
Po raz kolejny nasze usta się zetknęły, lecz tym razem Tony odważnie wykonał namiętny pocałunek. Jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele, aż zszedł do brzucha. Zdjęłam z siebie bluzkę, pozwalając na dalsze pieszczoty. Oczywiście, nie pozostałam dłużna i również bluzka Tony’ego spadła za kanapę. Delikatnie manewrowałam rękami przy bliźnie, schodząc coraz niżej i niżej, aż uwolniłam go ze spodni. Znowu oddałam pocałunek, lecz na szyi, a ręce nadal pieściły mu brzuch, a on robił to samo. W końcu musiałam przerwać. Ojciec zabronił. Nie mogłam posunąć się dalej.


Pepper: Nie mogę
Tony: Owszem, możesz
Pepper: Ale nie jesteśmy sami
Tony: Rhodey śpi, jak zabity. Uwierz mi, a Roberta nie zwraca na nas uwagi. Nie bój się
Pepper: Nie powiesz mu?
Tony: Nie powiem
Pepper: Zgoda


Pozbawił mnie stanika, zsuwając powoli ramiączka ,a usta przyssały się do szyi. Było mi tak dobrze, lecz prawdziwa rozkosz miała dopiero nastąpić. Z lekkim wahaniem zsunęłam z niego bokserki, gdy ten lekko szarpnął za moje majtki, skrywające kobiecy skarb. Napięcie wzrastało, aż chciałam go poczuć w sobie. Zrobił to ostrożnie, ale musiałam trzymać się jego ramion, gdy nadszedł jeden spazm i cichy jęk rozkoszy. Nie chciałam, by przestawał. Biodra uniosły się wyżej. Dopiero po kilku minutach wyszedł i skryliśmy się pod kocem. Leżeliśmy wtuleni w siebie, odpoczywając.


Pepper: Dziękuję. To było wspaniałe, ale nikt nie może się o tym dowiedzieć
Tony: Spokojna głowa. Dopilnuję tego, a to będzie nasz mały sekrecik
Pepper: Może kiedyś to powtórzymy?
Tony: Na pewno

Ostatni raz go pocałowałam w usta i zasnęłam. To była niezapomniana noc, dlatego ostatni wpis w pamiętniczku oznaczyłam niezapominajką. Dobranoc.


---**---

FINAŁ. KONIEC PAMIĘTNICZEK. I jak reakcja?

17: Przebudzenie

5 | Skomentuj


Ktoś mnie wołał. Z początku słyszałam jedynie szum, aż wyostrzył się słuch. Tym kimś był mój tata. Piekielnie rażąca biel lampy i ścian? Szpital. Jak to się stało? Czułam się bezsilna, jakby ktoś pozbawił energii jednym tchem.


Pepper: Tatku… co się… stało?
Virgil: Pepper, tak się bałem o ciebie
Pepper: Czemu?
Virgil: Zostałaś otruta
Pepper: Jak?! Kto?! Kiedy?!
Virgil: Cii… spokojnie. Już jest dobrze. Wypłukali z ciebie truciznę. W ponczu znaleźliśmy jakiś proszek. Pewnie narkotyki
Pepper: Co z innymi? Ucierpiał ktoś? To było na balu, tak?
Virgil: O którym nic mi nie powiedziałaś. Dobrze, że ktoś zadzwonił po pogotowie, bo byście zmarli w ciągu dwóch godzin
Pepper: O kurcze. Nic ci nie mówiłam, bo nie było czasu o tym porozmawiać. Ciągle praca i praca. Dopiero, jak dzieje się coś złęgo, widzisz, że istnieję, a tak całkowicie mnie olewasz
Virgil: Córciu, wiesz, jaką mam pracę. Odpowiadam za bezpieczeństwo. Postaram się jakoś zmienić
Pepper: Faceci dużo obiecują, a mało robią
Virgil: Bo Tony taki jest?
Pepper: Co? Skąd? Jak?
Virgil: Zadajesz za dużo pytań. Po prostu wziąłem ci komórkę. Od razu rzuciło mi się w oczy serduszko obok imienia
Pepper: Jaki prawem ruszałeś mój telefon?!
Virgil: Ktoś ci groził. Znalazłem pogróżki i nie ma szans, że ten gnojek pozostanie na wolności
Pepper: Nie! Proszę! Błagam! Nie mieszaj się do tego!
Virgil: Chcesz mi coś powiedzieć?
Pepper: Co z Tony’m i Rhodey’m?


Zamilkł. Nic nie mówił. Od razu chciałam się z nimi zobaczyć. Nalegałam na odpowiedź. Musiałam wiedzieć, co się z nimi dzieje.


Pepper: MÓW, CO JEST GRANE?!
Virgil: Nie krzycz tak, Pepper. Jesteś w szpitalu i inni ludzie leżą tu chorzy
Pepper: To mi odpowiedz
Virgil: Nic im nie będzie. Zostaną na 2 dni tak, jak ty
Pepper: A reszta?
Virgil: Nie zdołali wszystkich uratować. Połowa uczniów i nauczycieli nie uzyskała szybko pomocy. Zgon stwierdzono na miejscu


Nie mogłam w to uwierzyć, a Gene był winny. Pamiętałam ten jego szyderczy uśmiech. Śmiał się, gdy umieraliśmy. Drań. Zasługiwał na najgorszą karę.


Pepper: Mogę się z nimi zobaczyć?
Virgil: A jesteś w stanie stać o własnych siłach?
Pepper: Chyba tak


Powoli wstawałam z łóżka i szłam do ich sali. Szłam przez korytarz, szukając znajomej twarzy prawniczki. Nie minęło zbyt wiele czasu, aż ją znaleźliśmy. Podparłam się ramienia taty, gdy czułam utratę równowagi. Roberta jedynie patrzyła zmartwionym wzrokiem.


Pepper: Dzień dobry, pani Rhodes. Co z chłopakami? Mogę się z nimi zobaczyć?
Roberta: Miałaś najwięcej szczęścia. Jeszcze się nie obudził, ale lekarze mówią, że będą przytomni kilka godzin
Pepper: Żyją?
Roberta: No pewnie, że żyją. Nie martw się. Nie umarli. Virgil, co z resztą?
Virgil: Nie jest dobrze. Połowa szkoły zmarła na miejscu
Roberta: To okropne. Kto mógł do tego odpuścić?
Pepper: Ktokolwiek był winny, zapłaci za to
Virgil: Pepper, nie rób nic głupiego
Pepper: Zrobię, co należy


Naszą rozmowę przerwał lekarz. Rozmawiał z nią na osobności. Krótka wymiana zdań. Potem facet w fartuchu poszedł do jakiejś sali. Pewnie tam leżał Tony i Rhodey. Chcieliśmy wiedzieć, czego się dowiedziała.


Virgil: Roberto, sytuacja jest poważna. Postaram się, jak najszybciej złapać sprawcę, ale masowy zamach w szkole nie pasuje do typowych terrorystów
Roberta; Rób, co uważasz za słuszne, ale uważaj na siebie. Pamiętam, jak byłeś poparzony. Do tej pory nie wiem, kto ci to zrobił
Pepper: Coś już wiadomo? Powiedział jakieś inne informacje?
Roberta: Obudzili się. Dochodzą do siebie i jutro zostaną wypisani


Poszłam do sali, gdzie leżał Tony. Leżał, jakby spał, ale tak naprawdę czuwał, czy coś się nie wydarzy. Czy był w stanie wracać? Usiadłam obok łóżka, a tata został z Robertą.


Pepper: Tony, słyszysz mnie? Nie śpij, bo cię okradną
Tony: Pepper
Pepper: Jak się czujesz?
Tony; Dobrze, bo pierwszy raz nikt mnie nie kroił, więc w miarę jest w porządku. A ty?
Pepper: Może być. Martwiłam się. To moja wina, że zostaliśmy otruci
Tony: Nie obwiniaj się. Skąd mogłaś wiedzieć?
Pepper: Gene znowu się pojawił i groził mi, że zrobi wam krzywdę. I pozwoliłam mu na to. Przepraszam
Tony: Cii… nie płacz. Wszystko będzie dobrze
Pepper: Tyle osób zginęło. Połowa Akademii, ale pocieszająca jest śmierć pani Green
Tony: Życzyłaś jej śmierci?
Pepper: Zawsze, ale teraz nie czuję tej satysfakcji. Tony, Gene nas otruł. Mogliśmy zginąć. Chcesz być z kimś takim w związku.? Z kobietą, która sprowadza na rodzinny dom wszystkie nieszczęścia świata z puszki Pandory?
Tony: Pepper, spokojnie. Będę z tobą
Pepper: Pomóż mi się pozbyć Gene’a
Tony: Dlatego miałam wziąć zbroję?
Pepper: Bałam się, że zrobi ci krzywdę
Tony: Nie przejmuj się tym
Pepper: A co z Rhodey’m?
Tony: Wszystko gra
Pepper: Cieszę się


Przytuliłam go, a z oka popłynęła jedna łezka. Później pożegnałam się z nim, gdy lekarz wszedł do sali. Cieszyłam się, że widziałam go żywego, ale Gene musiał za to zapłacić. Od razu, jak o tym sobie przypomniałam, wyświetlił się jego kontakt. Odrzuciłam połączenie.Szybkim krokiem poszłam do sali. Nie zdołałam do niej dojść, gdy sparaliżował mnie przerażający głos.


Gene: Lepiej uważaj, żeby ci się nic nie stało
Pepper: Wiem, że nas otrułeś. Drań!
Gene: Spróbuj coś powiedzieć o tym, chociaż swojemu ojcu, czy Robercie, a zrobię wam takie piekło o wiele gorsze od narkotyków
Pepper: Odejdź od nas. Nienawidzę cię! Zejdź mi z oczu
Gene: A mogłaś tego uniknąć. Powinnaś się cieszyć, że żyjesz. W ostatniej chwili dałem odtrutkę. Tylko ty ją dostałaś, ale nie chciałem ci zrobić krzywdy
Pepper: Jesteś chory. Powinieneś się leczyć
Gene: Jeszcze się spotkamy

I zniknął, a raczej użył pierścienia teleportacji. Bałam się, co jeszcze na nas przygotował. Nie wierzyłam, że nie chciał mnie skrzywdzić. Myślałam nad tym, jak na zawsze pozbyć się Gene’a z życia. Czy jedynym sposobem była śmierć? Jedno jest pewne. Khan znowu powróci i moim zadaniem było go zabić.
© Mrs Black | WS X X X