Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Selene i inni goście. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Selene i inni goście. Pokaż wszystkie posty

Część 4: Czat klasowy

0 | Skomentuj
Selene padła zmęczona na łóżko przez wcześniejsze doznania. W jej głowie się nie mieściło, że znowu kochała się z Gene’m. No nic. Miłość przychodzi i odchodzi, ale i tak już mu powiedziała, że ma innego. Nieważne. Nie mogła pozbierać myśli, więc otworzyła swój laptop, błądząc w sieci. Przeglądała różne strony, aż natrafiła na wiadomość.

Selene: Zaproszenie do czatu klasowego? Dziwne. Okej. Zobaczmy, co to jest.

Zaakceptowała je i już miała wgląd na wszystkich uczestników konwersacji. Przez chwilę była zagubiona, bo tyle razy zmieniali swoje pseudonimy, że każdy zdrowo myślący człowiek pogubiłby się w tym od razu. Jednak natrafiła na jedną znajomą.

Selene: Gaduła od siedmiu boleści? O! To pewnie Pepper. Kto jeszcze? Hmm…

Gaduła od siedmiu boleści: Halo? Ktoś tu żyje? Nie wierzę, że się wszyscy uczą. No Rhodey pewnie kocha się ze swoją kochanką, ale reszta na pewno mnie tylko ignoruje, a to się źle dla was skończy! Grr! Odpiszcie!

Selene: Czyli jest gadułą nawet w internecie. Dobra. Odpiszę jej.

Ustawiła swój pseudonim jako bogini niebios.

Bogini niebios: Ty też powinnaś się uczyć. Podobno jest test z historii, a do niego nie przygotujesz się pięć minut przed lekcją.

Gaduła od siedmiu boleści pisze...

Selene: Oj! Chyba ją wkurzyłam.

Komunikat był wyświetlany ponad cztery minuty. Czyżby rozpisywała się w nieskończoność? Ruda potrafi. Trzeba je cenić za ten dar lub może dla niektórych, to przekleństwo. Na szczęście większość słów zostało ocenzurowanych, żeby prof. Klein, co jest ich wychowawcą, nie ubolewał nad tym, co czyta.

Gaduła od siedmiu boleści: Że co ku**a?! Ja ci dam! To ty, Rhodey? Ty się ze mnie nabijasz? Pier****ć historię! Popisze ktoś ze mną do cho***y? Każdy histeryk powinien skończyć w piekle. Tam wasze miejsce.
Bogini niebios: Nie jestem Rhodey’m. On pewnie zajmuje się tym, co trzeba. Dla mnie druga wojna światowa to pryszcz. Nie widzę w tym nic skomplikowanego. Rozróżniam poszczególne bitwy, dowódców i wszystko, co jest ważne.

Do czatu dołącza Rhodey.

Histeria: Bogini niebios, nie kłóć się z nią. Nie warto. Chcesz skończyć tak, jak Tośka? Tym razem, śpiewka o ADHD nie pomoże.
Gaduła od siedmiu boleści: O! Spisek przeciwko mnie? Jesteście w zmowie? Rewelacja! Teraz mamy dwóch histeryków w klasie.
Bogini niebios: Ja po prostu lubię historię i rozumiem ją.
Histeria: O! Bratnia dusza. Już cię lubię. Może poznamy się?

Selene wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Podrywy? I co tu odpisać? Najpiękniejsza i najmądrzejsza, więc każdy chciałby taką dziewczynę. Jednak była zajęta.

Selene: Co mu napisać? Eee… Nie będę się rozwijać.

Zaczęła wstukiwać słowa, które miała na myśli przekazać.

Bogini niebios: Jestem zajęta. Mam już chłopaka.
Histeria: :( Smuteczek. No trudno, ale możemy być przyjaciółmi.
Bogini niebios: Pewnie ;)
Gaduła od siedmiu boleści: Romansujcie sobie, ale nie tutaj. No i gdzie Tony? Gdzie go wcięło? A tak w ogóle, szybko doszedłeś do siebie. Mogłeś dostać mocniej. Och! Zrobiłabym zaje***tą powtórkę.

Do czatu dołączyła kolejna osoba. Nie Tony, a Happy pod dziwną nazwą. Trzy lata i widnieje ten sam pseudonim.

Lubię placki: Hejka, przyjaciele! Kto ma zadanie z fizyki na jutro?
Histeria: Nie mam. Czekam, aż Tony zrobi.
Gaduła od siedmiu boleści: Ja to samo, co on.
Bogini niebios: Było jakieś zadanie?

No tak. Rzadkością było, że ktoś wytrwałby w gadaninie profesorka do samego końca i tylko 1% klasy wiedziało o zadanej pracy domowej na następny dzień. Dziewczyna sprawdziła na zegarku czas. Godzina do północy, a lekcje zaczynają się od dziewiątej, czyli miała czas na zrobienie zadania.

Bogini niebios: A co było zadane?
Lubię placki: Jakiś test A ze strony 30.
Bogini niebios: To nie powinno być trudne.
Lubię placki: Hahaha! Każdy tak mówi, jak tego jeszcze nie zobaczył.
Bogini niebios: O ja pier***ę! Co to ku**a jest?! 20 zadań otwartych?! Leżę -_- Nienawidzę tego. Gdyby były zamknięte, postrzelałabym odpowiedzi i po sprawie.

Lubię placki rozłączył się.

Bogini niebios: Powiedziałam coś nie tak?
Histeria: Nie. Wi-Fi mu padło.
Bogini niebios: Znam ten ból.
Gaduła od siedmiu boleści: Długo mu to zajmie, czy siedzi w klopie kolejne trzy godziny?
Histeria: Zobaczę.

Niestety, lecz nieliczni wiedzieli, co tak naprawdę geniusz robił o tak późnej porze. Nie miał zatwardzenia, nie masturbował się ani też nie zajmował się szkołą. No to, co taki chłoptaś mógł robić? Walczył ze swoim nemezis, którego wszyscy znają jako Whiplash. Dostawał porządny wpierdol, ale za każdym razem podnosił się i obrywał bardziej.

Tony: Whiplash, na dziś wystarczy. Nie mam dla ciebie więcej czasu.
Whiplash: Lepiej nie lekceważ mnie, Iron Manie. Skończymy, kiedy ja na to pozwolę.
Tony: Aaa!

Poczuł piekielny ból pleców, lecz to nie był koniec. Drań rzucił mini bomby, aż doszło do potężnej eksplozji. Blaszak przebił się przez budynek. Zaraz… Nie jeden. Drugi, trzeci, czwarty i... poleciał, zderzając się z koszem na śmieci.

Whiplash: Auć! To musiało boleć. No nic. Masz dosyć?

Iron Man nie odezwał się. Nie chciał, żeby dobijał go bardziej, a jeszcze czekała pogawędka z prawniczką, czego nie uniknie. Żadna wyrzutnia rakiet mu nie pomoże. Wróg zniknął, gdyż jego metalowe serce też miało uczucia. Zostawił przeciwnika przy życiu, lecąc na pile tarczowej do szefa.
Kiedy Tony wrócił do zbrojowni, zdjął pancerz i powolnymi krokami szedł do pokoju, żeby Roberta nie dostrzegła obecności chłopaka. Udało się. Odetchnął z ulgą, wchodząc do swojego kącika. O dziwo dostrzegł przy biurku Rhodey’go.

Tony: Nie masz swojego pokoju?
Rhodey: Chciałem sprawdzić, czy zrobiłeś zadania. Został kwadrans do północy.
Tony: Rhodey…
Rhodey: Nie tylko ja liczę na twoją pomoc. Dolicz Happy’ego, Pepper i jakąś jeszcze boginię niebios.
Tony: Boginię niebios? Człowieku, co ty ćpałeś? Nie mów, że Gene ci wcisnął te chińskie ziółka.
Rhodey: Nie, nie. Taka jedna ma taki pseudonim na czacie… Tony, skąd masz te siniaki?
Tony: A jak myślisz?
Rhodey: Whiplash?
Tony: Whiplash.
Rhodey: Oj! Ile tym razem zaliczyłeś budynków?
Tony: Chyba pięć, ale nie wiem.
Rhodey: Lepiej im wytłumacz, że nie zrobisz tego.
Tony: Ej! Dam radę. Au!
Rhodey: Na pewno poradzisz sobie?
Tony: Pewnie. Tylko trochę to potrwa.
Rhodey: Spoko, więc trzymaj się.
Tony: Rhodey?
Rhodey: Tak?
Tony: Gdybyś spotkał swoją mamę, powiedz, że wyjechałem.
Rhodey: Hahaha! Już się jej tak nie bój. Będzie dobrze.

Klepnął go w plecy, że znowu poczuł ból. Fajny przyjaciel. Dobija bardziej zamiast pomóc. Syn Roberty poszedł do siebie, gdzie wrócił do czatu. Sprawdził, kto był aktywny.

Rhodey: Tylko jedna osoba? Ha! Pepper nie wytrzymała.

Przewinął historię rozmów i zobaczył, jak bogini niebios rozwijała się swoją wiedzą historyczną. Pepper zwątpiła dość szybko. Historyk zaśmiał się, bo znalazła się trzecia osoba, co potrafiła wyprowadzić ją z równowagi.

Rhodey: Hahaha! Brawo!

Do czatu dołącza lubię placki.

Lubię placki: Ej! Co z tymi zadaniami?
Histeria: Tony dopiero teraz je robi :D
Lubię placki: Co?! Dopiero teraz?!
Histeria: Wcześniej musiał pomóc znosić kartony.
Lubię placki: Kartony?
Histeria: Taa… Co w tym dziwnego?
Lubię placki: Wszystko.

Do czatu dołącza gaduła od siedmiu boleści.

Gaduła od siedmiu boleści: Co ten Tony tak się z tym smoli? Nawet dla niego to takie trudne? Ach! Kartony? Rhodey, ty perfidny kłamco. Jesteś gorszy od Gene’a.
Bogini niebios: Gene może potrafi kłamać, ale nie dorówna Lokiemu. Hahaha!
Histeria: ???
Bogini niebios: Przeczytajcie mitologię, a będziecie wiedzieć, że to bóg kłamstw.

Do czatu dołącza geniusz, na którego wszyscy czekali. Również dawno nie zmieniał swojego nicku.

Einstein: Coś mnie ominęło?
Gaduła od siedmiu boleści: Tony, nareszcie! I co z tą fizyką? Masz odpowiedzi?
Lubię placki: Witamy wśród żywych. Hehehe!
Bogini niebios: Wszyscy na ciebie czekali, wiesz?
Einstein: Wybaczcie, ale niektóre zadania są dość skomplikowane. Nawet ja nie umiem ich rozwiązać szybko.
Gaduła od siedmiu boleści: Czyli od dziś już nie jesteś Einsteinem.
Einstein: Sorki. To mnie przerosło :(

Einstein rozłączył się.

Gaduła od siedmiu boleści rozłączyła się.

Lubię placki rozłączył się.

Histeria rozłączył się.

Bogini niebios rozłączyła się.

Część 3: Mój "były"

0 | Skomentuj
Selene siedziała, myśląc nad tym, co przeczytała. No i jeszcze ta poprzednia sytuacja w szkole. Na jej twarzy gościł uśmieszek. Jednak wszystko zgasło przez znany dźwięk. Tak. To był on. Słyszała głos Gene’a. Na początku myślała, że miała omamy słuchowe. Jednak była w błędzie. Rozpoznała go po pedalskich okularkach i tej bluzie z chińskim smokiem. Właśnie sprzedawał ostatnią porcję dobrego ziółka ze Wschodu. Ostrożnie podeszła, żeby już mieć stuprocentową pewność, że to na pewno jej “były”.

Gene: Sel, kopę lat, nie sądzisz?

Selene: A jednak dalej handlujesz tym gównem.

Gene: Przynajmniej mam z tego zysk… Co u ciebie?

Selene: Zaczęłam chodzić do Akademii Jutra. No i w sumie tylko tyle.

Gene: Zmieniłaś się.

Selene: Ty również, Gene.

Gene: Nadal pamiętasz Chiny?

Selene: No było ciekawie.

Gene: Ale nie narzekałaś. Podobało ci się.

Selene: Hmm… Może.

Gene: Chcesz powtóreczkę?

Selene: Już nie jesteśmy razem.

Gene: Oj! No wiem, ale daj mi jeszcze jedną szansę. A zrobię co tylko zechcesz, moja pani.

Selene: Więc spraw, żebym krzyczała.

Gene: Da się zrobić.

Uśmiechnął się tak, jakby coś kombinował. Wszelkie zamiary zdradził, kiedy pocałował ją delikatnie w policzek, aż się zarumieniła. Poczuła chęć pożądania chinola na tyle mocno, że odwdzięczyła się, lecz pocałowała centralnie w jego wargi. Ich języki plotły się w tańcu, rozpalając gorące wnętrza. Dziewczyna wskoczyła na niego, a on zaniósł swą księżniczkę pod najbliższe drzewo.

Gene: Tu nikt nie będzie nam przeszkadzać.

Podszedł bliżej, składając pocałunki wzdłuż jej szyi. Swoimi dłońmi ściskał jej piersi, na co ta jęczała z rozkoszy.

Selene: Pieprz mnie, do cholery!

Gene: Mam pominąć grę wstępną?

Selene: Tak!

Gene: Dobrze, kochanie.

Bez dłuższego cackania podwinął jej sukienkę i zerwał bieliznę. Ufnie rozchyliła nogi i pozwoliła mu wejść w siebie. Poczuła się nieziemsko, że musiała chwycić się od drzewo, żeby nie odlecieć.

Selene: Tak… Taak! Szybciej! Ach! Mocniej!

Krzyczała coraz głośniej, a oddech przyspieszył wraz z biciem serca. To trwało kilka sekund, bo wnętrze eksplodowało. Wydawało jej się, że pływa w chmurach niczym bogini, wrzeszcząc na cały głos.
W końcu rozkosz rozlała się po ich ciałach, a oni opadli pod drzewem wycieńczeni.Dziewczyna siedziała, dysząc ciężko. W końcu otworzyła oczy i spojrzała na Chińczyka beznamiętnie. Wstała powoli, poprawiła ubranie i fryzurę.

Selene: To był ten jeden raz. Już nie jestem z tobą i nigdy nie będę.

Gene: Bo co? Masz innego?

Selene: Tak, ale to już nie twoja sprawa. Żegnaj, Gene.

Dziewczyna szybkim krokiem ruszyła do domu.

Część 2: Chodź na solo, szmato!

0 | Skomentuj
W końcu zbawienny dzwonek ogłosił koniec lekcji. Chyba każdy z uczniów chciał być świadkiem wielkiego widowiska, jak dwie dziewczyny tłuką się na korytarzu, na którego końcu musiało być okno. Zebrała się spora grupka gapiów, otaczająca miejsce pojedynku. Happy nawet miał swój interes, robiąc zakłady. Najwięcej szmalu obstawili na Pepper, lecz Tośka również posiadała swoich faworytów. Selene, Tony i Rhodey również byli obserwatorami. Wszyscy jedynie czekali na rozpoczęcie walki.

Kiedy pojawiły się rywalki, stanęły na środku.

Happy: Znacie zasady. Nie ma zasad.

Selene: Zaraz… To one mogą walczyć, aż do usranej śmierci?

Happy: Każdego szkoda.

No i rozpoczął się pojedynek jednym uderzeniem gongu. Tośka agresywnie wymachiwała pięściami w swoją przeciwniczkę, aż oberwała lewym sierpowym w ryj. Żaden ząbek na szczęście nie poleciał, ale wkurzyła papryczkę. To była poważna walka. Śmiertelnie poważna, dlatego nie mogły udawać. Tośka wykorzystała swoją siłę nóg do zwalenia wroga. Zrobiła haka, pozbawiając jej równowagi.

Pepper: O kurwa! Przegięłaś, szmato!

Tośka: Chwila… Jak ty mnie nazwałaś?!

Rhodey: Boże, proszę cię. Nie pozwól mi tu zginąć!

Pepper: Zamknij się, Rhodey! Rozpraszasz mnie swoimi modłami! Idź pierdolić litanię gdzie indziej!

Tak zagadała się z nim, że nie zauważyła, jak rywalka wyrwała rurę ze ściany. Do tej pory się zastanawiam, jak to było do chuja możliwe.

Tośka: I leżysz, dziwko!

Jednym ciosem uderzyła w jej łeb, aż ponownie pocałowała podłogę. Publiczność nieco się odsunęła, by nie oberwać metalem w ryj lub, co się tyczyło facetów, to w klejnoty. Ruda wstała wkurwiona na maxa, dlatego wyrwała drzwi z takim impetem, aż tynk poleciał z sufitu na głowę. Rhodey oberwał nim i stracił przytomność. Tony natychmiast zabrał przyjaciela z dala od tłumu, lecz bójka trwała dalej. Wejście do klasy, co było w rękach Pepper zostało wyrzucone. Tym razem i niebieskowłosa została porządnie znokautowana.

Pepper: Masz dość?

Tośka: Au! Czekam na mocniejsze doznania, wariatko. A tak w ogóle, o co poszło?

Pepper: Serio? Ty też nie pamiętasz? Auć! To kurwa bolało.

Toska: To co? Rozejm?

Pepper: Tak.

Wyrzuciła z hukiem drzwi przez okno, aż zrobiło się jaśniej. Rozczarowani widzowie tylko buczeli, a później rozeszli się. Happy też nie był zachwycony, gdyż cały hajs mu zabrali z puszki i nic nie zarobił.

Selene: I jak to wyjaśnimy nauczycielom?

Pepper: Spoko. Mój tatuś powie, że miałam atak ADHD i dyrektor uspokoi resztę.

Selene: Poważnie? Masz coś takiego?

Pepper: Hahaha! Żartuję, ale zawsze tak mu ściemniamy z ojcem… Tony, co z paranoikiem? Jeszcze żyje?

Tony: Będzie miał guza na głowie, ale będzie dobrze. Gorzej, jak będę musiał tłumaczyć się Robercie.

Pepper: Oj! Nie chcę być przy tym.

Selene: O kim on mówi?

Pepper: Najgroźniejsza ze wszystkich. Roberta Rhodes, czyli mamusia tego chłoptasia, co tu leży.

Tośka: Czy ktoś mi przypomni, o co poszło?

Tony: Nie pytaj. Nie słuchałem.

Selene: Chyba coś o chińskich bajkach. I nie dziwię się, bo Chiny to zło wcielone...

Tośka: Aha! To standardzik. Niepotrzebnie tak się złościłam.

Pepper: Ja też.

Parsknęły śmiechem i we czwórkę opuścili szkołę. Nie przez okno, ale normalnym wyjściem. Geniusz wziął kumpla na plecy i szedł z nim do domu, Pepper wróciła też do swojego kącika, Tośka rozdzieliła się z nimi na pasach, a Selene poszła do parku. Otrzymała kolejne SMS-y od Niego. Nie była w stanie dłużej tego ignorować. Chciała przemyśleć całą sprawę na spokojnie.

Część 1: Nowa

0 | Skomentuj
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, gdzieś w pewnej dolinie, księżniczka… Zaraz… Co ja pierdole? A! To nie ten tekst. Wybaczcie, ale jestem pod wpływem debilizmu, także proszę o wyrozumiałość, drodzy czytelnicy. Ekhm… O! Tu jest to dziadostwo. No to od początku. Było to dość dawno, ale jeszcze pamiętam, co się wydarzyło. Nie byłam, aż tak naćpana, żeby zapomnieć. No bez kitu. Było zajebiście, ale o tym, czy ta historia miała happy end, musicie przekonać się sami. Zaczynajmy.
Nasza popieprzona “święta trójca” siedziała na lekcji. Oczywiście nie wszyscy, bo Stark wypieprzył do łazienki na trzy godziny. Happy już myślał, że zrobi klocka w gacie, aż pojawiła się nadzieja. Wreszcie ktoś otworzył te cholerne drzwi.

Happy: O! W końcu mogę… iść?

Zdziwił się, widząc uczennicę o długich brązowych lokach i błękitnych oczach. Przez chwilę przyglądał się jej, ale później stracił cierpliwość. Wstał i pobiegł do drzwi.

Prof. Klein: Panie Hogan, a pan dokąd?

Happy: Do łazienki! Ja już nie wytrzymam! Ach! Gdzie ten Tony?!

Prof. Klein: Proszę wrócić na miejsce… Klaso, mamy nową uczennicę. Ktoś chętny oprowadzić ją po szkole?

Cisza. Jedynie Happy machał rękami przed twarzą profesorka, co mogło każdego wyprowadzić z równowagi. Dziewczyna za pozwoleniem nauczyciela znalazła wolną ławkę pod oknem. Za plecami miała Pepper, która była wręcz ciekawa, kim była owa uczennica. Tak ciekawa, że pewnie po lekcji wskoczy na włam do FBI i będzie miała wszystko na tacy.

Nagle wbiegł Tony, uderzając chłopaka prosto w mordę drzwiami.


Tony: Przepraszam, że tak długo, ale mam pewne problemy.

Prof. Klein: Prostata w takim wieku? Proszę sobie nie żartować, panie Stark.

Pepper: Hahaha! Ja pierdolę!

Radość rudej była słyszalna w całej klasie i z niedowierzania głupoty przyjaciela walnęła się trzykrotnie o ławkę. No głowa musiała ją na pewno mocno napierdalać.

Prof. Klein: Panie Hogan, teraz może pan wyjść.

Happy: Złamałeś mi nos, kretynie!

Tony: Sorki. To było niechcący.

Happy: Taa… Już ja ci dam niechcący, jak złamię ci żebro, kolego.

Prychnął i wyszedł. Tony wrócił na swoje miejsce, co znajdowało się w środkowym w rzędzie, skąd miał idealny widok na swego rudzielca. No i też na tą nową. Dziewczyna musiała pokazać swe wścibstwo, więc zagadała do nieznajomej.

Pepper: Ej! Jak masz na imię?

Selene: Selene, a ty?

Pepper: Pepper.

Selene: Nazywasz się pieprz?

Pepper: To taka ksywka, ale tak do mnie gadają. Przyjęło się i tyle… Skąd jesteś? Przeprowadziłaś się? Coś nie halo u twoich starych? Czemu akurat Akademia Jutra? Ty w ogóle jesteś Amerykanką?

Selene: Jeju! Ty zawsze tak dużo gadasz?

Pepper: Przyzwyczaj się, bo jestem twoją sąsiadką z ławki.

Selene: Jaką kurwa sąsiadką?! Siedzisz za mną i już!

Prof. Klein: Panno Khan, jakiś problem?

Selene: Oczywiście, że nie, panie Profesorze.

Pepper: Khan? Co? Nie! Nie może być! Jesteś siostrą Gene’a Khana? Tego Khana, co rzucił tę budę dla plantacji narkotyków w Chinach?

Tośka: Ej! Troszkę ciszej. Ja tu czytam.

Wtrąciła się niebieskowłosa, przeglądając swoje czytadełko.

Selene: Co czytasz?

Tośka: Death Note.

Pepper: Chińskie bajki.

Tośka: Ty, ruda? Żadne chińskie. Jak już, to japońskie.

Selene: Błagam, nie wspominaj mi o Chinach…

Pepper: A co do nich masz?

Selene: Nie pytaj...

Tony, słysząc kłótnię, o której nie chciałby mieć pojęcia, zaczął szkryfać kolejny schemat latającej puszki. Rhodey też ignorował wszystkich wokół, czytając jakąś książkę o historii.

Pepper: Zostaw ją. Ona będzie mędrkować dalej.

Tośka: A uwierz, że będę, gaduło.

Pepper: Taka jesteś? Super. Idziemy na solówkę. Tylko ty i ja.

Selene: Błagam. Będziecie się bić o nic?

Tośka: Zawsze mam z nią na pieńku. Taka tradycja od pierwszej klasy.

Pepper: Taa… Czas tobie wybić pierdoły z głowy.

Wymieniły się zabójczymi spojrzeniami, zaś Selene wolała nie być pobita przez dwie wariatki.

Selene: Nie wiedziałam, że tak będzie ciekawie już pierwszego dnia.

Tony: Ty na serio jesteś siostrą Gene’a Khana? Dobrze słyszałem?

Na chwilę oderwał się od kartki, nawiązując kontakt z brązowowłosą.

Selene: Nie jestem jego siostrą, ale znamy się. Tylko, że coś nam nie wyszło i praktycznie jest dla mnie nikim. Wiesz, jak to jest, kiedy ci wypisuje SMS-y, żebyś wrócił?

Tony: Taa… Przerabiałem to z taką jedną blondyną i skończyłem z nią. Szczerze? Znienawidziła mnie i próbuje mnie zabić na każdym kroku.

Selene: Czy one będą się biły?

Tony: Pewnie po lekcjach, ale Pepper wygra. Jeśli mam sobie przypomnieć, jak mi przywaliła nie raz, to ciężko było się pozbierać.

Selene: Hahaha! Dziewczyny górą.

Tony: A tak w ogóle nawet się nie przedstawiłem. Jestem Tony.

Selene: Miło mi… Selene.

~~~~~*****~~~~
Tak jak mówiłam. To bardzo dziwne opowiadanie i napisane specjalnie dla Selene, której postać pojawia się tutaj. Przez to, że blog nie jest oznaczony dla dorosłych, ale dałam informacje o nieodpowiednich treściach dla nieletnich, Blogger może się przyczepić i zablokować bloga czy usunąć posta. Tak czy owak, czytanie na własne ryzyko.
PS: Nie polecam pisać w upalne dni. Wtedy tylko może ci odbić.
© Mrs Black | WS X X X