Elena Jones siedziała w swoim biurze, czekając na jakieś ciekawe zlecenie. Ostatnio nie zajmowała się niczym szczególnym, bo wszystkie sprawy były dość proste do rozwikłania. Ona lubiła wyzwania, dlatego ucieszyła się, słysząc wezwanie szefa.
-Mamy morderstwo. Jones, zajmiesz się tym?
-Nie ma problemu.
Zabrała aparat, notes oraz długopis z biurka. Razem z funkcjonariuszami policji wyruszyła na miejsce zbrodni. Dokładnie znajdowała się w chińskiej dzielnicy Nowego Jorku. Przed sklepem z antykami czekała na nią osoba, która odnalazła zwłoki. Podeszła do dziewczyny, co była w dość młodym wieku. Po sposobie mówienia oraz wyglądzie pasowała do piętnastolatki. Nie potrafiła uspokoić się. Ciągle przeżywała szok.
-Witaj. Jestem detektyw Jones. Mogę ci zadać kilka pytań?- mówiła dość łagodnym tonem, żeby nie przestraszyć nastolatki.
-No dobrze, ale ja nic nie zrobiłam. Przysięgam! Tylko wyprowadzałam psa i on znalazł kości!
-Spokojnie. Nie denerwuj się. Pamiętasz o której godzinie na nie natknęłaś się?- spytała, próbując zanotować jakieś szczegóły.
-Gdzieś około godziny szesnastej. Tak! Wychodziłam po obiedzie.
-W porządku, a widziałaś może kogoś, kto kręcił się w okolicy?
-Nie. Byłam sama.
-Cóż... Dziękuję za pomoc. Teraz jakoś odnajdziemy sprawcę.
Pozwoliła jej wrócić do domu, a cały plac został oznaczony żółtą taśmą jako miejsce dokonania przestępstwa. Pozostałe kości zostały odkopane. Detektyw zapisała kolejne odkrycia.
-Chłopak w wieku bodajże szesnastu lat. Prawdopodobnie został dźgnięty czymś ostrym w brzuch. Sprawca był amatorem, sądząc po braku złamań oraz innych obrażeń. Możliwe, że przyczyną zgonu było wykrwawienie.
-Trzeba ustalić, kto widział się z nim jako ostatni. Jakieś przypuszczenia, panno Jones?
-Chyba tak. Ewidentnie ktoś chciał się zemścić. Ofiara nie mogła być przypadkowa, a odnalezienie jej po latach sugeruje, iż sprawca nadal ukrywa się na wolności- stwierdziła, przyglądając się czaszce.
-Czyli szukamy wrogów.
-Ale najpierw zidentyfikujemy ciało.
Elena weszła do sklepu, gdzie rozglądała się za jakimś dowodem tożsamości. Nie znalazła nic. Poza jedną kartką. Była pomięta i w kurzu, ale w dość dobrym stanie, żeby odczytać linijki słów.
-Tony Stark- przeczytała na głos, zastanawiając się nad tym, czy odnalazła dobry trop.
Wzięła kartkę, pakując ją do worka jako dowód w sprawie. Reszta zgarnęła kości do analizy, a dziurę zasypano. Cała ekipa pojechała do centrali, a dokładnie do działu z laboratorium badawczym. Tam patolodzy mieli za zadanie ustalić przyczynę zgonu oraz poznać tożsamość zamordowanego.
Kiedy specjaliści zajmowali się tym, detektyw postanowiła pojechać pod adres, jaki znalazła na skrawku papieru. Nie musiała jechać zbyt długo, bo po jakimś kwadransie odnalazła odpowiedni dom. Dom Rhodesów. Zaparkowała przed posesją i poszła zapukać do drzwi. Otworzyła jej gospodyni domu, czyli Roberta Rhodes.
-Dzień dobry. Czy mieszka tu Tony Stark?
-Tak. Jestem jego prawną opiekunką. Czy coś się stało?
-Nazywam się detektyw Jones i pracuję nad sprawą morderstwa. Muszę z nim porozmawiać- wyjęła odznakę oraz przedstawiła swoje zamiary.
-Pewnie siedzi w fabryce. Proszę za mną.
Prawniczka zaprowadziła ją do wspomnianego miejsca, co zwykle służyło odpoczynkowi. Akurat geniusz grał w kosza ze swoim przyjacielem, zaś ich rudowłosa kumpela odpowiadała za rolę sędziego.
-Dwa do jednego! Tony, no postaraj się- usiłowała jakoś zmotywować chłopaka, a on jedynie celował piłką.
-Chwila... O! Mam!- rzucił w tablicę, aż odbiła się w jego czoło.
Ruda zaśmiała się, a Rhodey podszedł do niego. Pomógł mu wstać z podłogi.
-Żyjesz?
-Heh! No pewnie. Gramy dalej.
Już chcieli rozpocząć ciąg dalszy rozrywki, lecz pojawienie się Roberty przerwało ten zapał. Zapanowała powaga. Nie wiedzieli, co się stało, bo wraz z nią zjawił się ktoś jeszcze. Nieznajoma. Tony nie rozumiał powodu do niepokoju, choć czuł strach. Czarnoskóry zauważył, jak zbladł.
-Tony, wszystko gra?- spytał z troską.
-Roberto?- ledwo przełknął przez gardło jedno słowo.
-Tony, musisz iść ze mną- zwróciła się detektyw, a panika w nim wzrastała.
-Nie bój się. Ona chce tylko z tobą porozmawiać. Chodzi o jakąś sprawę- mama Rhodey'go starała się ukoić nerwy nastolatka, lecz bezskutecznie.
-Dobrze- zgodził się.
Przyjaciele patrzyli na tę sytuację z wielkim zdziwieniem, gdyż Tony nie mógł zrobić czegoś złego. Został zabrany na komisariat policji. Roberta pojechała z nimi, by dowiedzieć się, w co mógł został wmieszany jej podopieczny. Szesnastolatek trafił do sali przesłuchań i tam rozpoczęło się prawdziwe dla niego piekło. Zaniemówił, widząc zdjęcia kości.
-Dlaczego pani mu to pokazuje? O co tu chodzi?- nalegała na wyjaśnienia.
-Jest podejrzany o morderstwo- stwierdziła krótko.
Oczy oskarżonego nabrały ogromnego strachu, jak i szoku.
-Morderstwo? To nie mieści się w głowie!- chwycił się za makówkę, wciąż nie wierząc w to, co usłyszał.
-Niebawem poznamy tożsamość ofiary, a na razie mamy tylko to- pokazała papierek, który Tony doskonale pamiętał.
-To... To było dawno temu. Chciałem... Chciałem zadać ojczymowi Gene'a... pytania- zaczął jąkać się, a serce biło, jak szalone.
-Tony, spokojnie. Bez narzędzia zbrodni jesteś czysty. Nie zamkną cię. Nie bój się- prawniczka poklepała go pokrzepiająco po ramieniu, co niewiele dało.
-Ma rację. Na razie możesz być na wolności, ale będziesz pod ciągłą obserwacją.
Nagle rozdzwonił się telefon. Kobieta odebrała, słuchając analizy patologa.
-Czyli jednak wykrwawienie było przyczyną zgonu? No dobrze. A kim był?
-Gene Khan. Rok temu się przeprowadził z Chin i zaczął uczęszczać do Akademii Jutra. Chodził do klasy z Tony'm Starkiem, Pepper Potts, Rhodey Rhodesem, Happy'm Hoganem oraz Whitney Stane- wymienił najbardziej powiązane osoby.
-Wszystkich nie przesłuchamy.
-Dlatego wyklucz dwóch ostatnich. Mamy trójkę podejrzanych. To oni spędzali z nim najwięcej czasu. Bilingi z komórki potwierdzą, czy kontaktował się którymś z nich.
-W porządku. Dzięki za informacje, a co z narzędziem? Wiemy, czym mogła być zabita ofiara?
-Prawdopodobnie użyto czegoś ostrego. Możliwe, że nóż.
-Więc trzeba je poszukać. Bez tego ciężko kogoś przymknąć.
-Powodzenia- powiedział i rozłączył się.
Oboje powrócili do swych obowiązków. Tony wciąż nerwowo siedział na krześle. Nie czuł się za dobrze psychicznie, jak i fizycznie. Po czole spływały kropelki potu, skóra nabrała trupiej bladości, a ręce drżały. Do tego ciężko oddychał.
-Możemy na dziś skończyć? On dłużej tak nie wytrzyma.
-Zadam kilka pytań i może wracać... Tony, znałeś Gene'a Khana, prawda?
-Tak.
-Został zamordowany. Dziś znaleziono szczątki, które mają prawie rok. Powiedz mi tylko, czy pamiętasz, kiedy ostatni raz się z nim widziałeś?
-Ja... Ja nie pamiętam. Nie wiem... kiedy... to było- ucisk w klatce piersiowej wzrósł i z trudem odpowiedział na zadane pytanie.
-Już dobrze. Na dziś wystarczy. Jesteś wolny- zabrała dowody oraz pozwoliła na wyjście z pokoju.
Z pomocą pani Rhodes wrócił do domu. Miał problem ustać samodzielnie na nogach. Przez strach zginały mu się kończyny. Jedną ręką podpierał się o ramię prawniczki, aż doszli do samych drzwi. Opiekunka położyła go na kanapie, przykrywając kocem. Od razu zasnął. Ona jedynie przyglądała mu się przez chwilę, by mieć pewność, że szybko dojdzie do siebie.
Po tym, gdy miała pewność, co do stanu wychowanka, poszła sprawdzić, czy dzieciaki nadal siedziały w fabryce, grając. Nie grali. Siedzieli, jak na szpilkach. Pepper jako pierwsza zarzuciła stertą pytań.
-Gdzie Tony? Aresztowali go? W co jest wmieszany? Zabił kogoś? Okradł babkę ze sklepu? Pobił menela? No co się dzieje?!
-Nie wiem, skąd bierzesz takie pomysły, ale nie chcę wiedzieć. Tony śpi. Niby jest podejrzany o morderstwo jakiegoś Gene'a. Wiecie o kogo chodzi?
-Jasny gwint!- Rhodey chwycił się za głowę.
-Wiesz coś?
-Nie wierzę. Nie zrobiłby tego.
-Do czasu zakończenia sprawy będzie pod ścisłym nadzorem. Na pewno spróbuję mu pomóc, ale jeśli naprawdę jest winny...
-Mamo, nie kończ. Wiadomo, co to może znaczyć.
Tymczasem detektyw dość późnym wieczorem przeglądała fotografie z miejsca zbrodni. Przypomniała też sobie strach przesłuchanego oraz to, do czego się przyznał. Nie miała dowodów na winę, co też wiązało się z brakiem alibi. Wypiła kolejny kubek kawy, wpatrując się w te same obrazy, na co zwrócił uwagę jej przyjaciel po fachu. Daniel Grant.
-Nic ci to nie da, Eleno. Musisz szukać poszlak w inny sposób.
-Co proponujesz?
-Na pewno pierwsze przesłuchanie masz za sobą.
-No mam. I co z tego?
-Opowiedz mi o tym, co wiesz. Spróbuję ci pomóc.
-Dobrze wiesz, że zwykle pracuję sama.
-Ale mi nie możesz odmówić.
-Och! No zgoda.
I zaczęła mu opisywać całe śledztwo. Wspomniała o zebranych dowodach, możliwym motywie, narzędziu zbrodni i o stanie ciała, na jakie natrafiła nieletnia. Mężczyzna układał logiczny schemat w głowie. Już miał pomysł.
-Nie powiem, że masz prostą zagadkę, ale motyw zemsty jest zbyt oczywisty. Jeśli już kogoś podejrzewasz, przeszukaj jego dom, sprawdź bilingi i zobacz, czy ma dobre alibi.
-Dzięki. Zapomniałam o tym. Już się za to biorę. A ty masz jakąś sprawę?
-Napad z bronią. Prościzna- zaśmiał się, machając ręką, a następnie wrócił do stanowiska pracy.
Kobieta otrzymała kolejne dane. Tym razem listę kontaktów, jakie były nawiązywane przed śmiercią. Patolodzy nawet ustalili datę śmierci, więc mogła wykluczyć Rhodey'go Rhodesa z kręgu podejrzanych. Motywu również nie miał, ale mógł kryć sprawcę. Wiedziała, że na większość pytań nadal brakowało jej odpowiedzi. Szczególnie w sprawie ostatniego dnia ofiary. Zamknęła oczy, wymyślając możliwy przebieg wydarzeń. Zwykła rozmowa, kłótnia, a potem wściekłość. Chwycenie za nóż i dźgnięcie śmiertelnie kilka razy w brzuch. Potem ocknęła się, powracając do przeglądu danych.
Następnego dnia, chłopak otworzył oczy. Nie miał zamiaru iść do szkoły, lecz słów prawniczki nie mógł lekceważyć.
-Słuchaj, Tony. Wiem, że ta cała sytuacja cię denerwuje, ale oni mają na ciebie oko. Będą cię obserwować.
-Roberto, to nie mogłem być ja. Wierzysz mi?
-Wciąż nic na ciebie nie mają. Jeśli jesteś niewinny, niepotrzebnie się boisz. Zupełnie tak, jakbyś coś ukrywał. Chcesz mi o czymś powiedzieć?
-Eee... Nie. Na pewno nie.
-Więc do szkoły. I nie masz mi uciekać z lekcji.
-Dobra, dobra. Wiem.
Z niechęcią wziął plecak, wychodząc z przyjacielem do Akademii. Tam na nich czekała rudowłosa. Również bez entuzjazmu przyszła na godziny tortur. Pierwszy przedmiot mieli fizykę i to nawet nie odprężyło geniusza. Jednak miał obawy, że zabił Gene'a. Chciał jego śmierci po tym, jak dowiedział się, iż to on stał za śmiercią Howarda. Chciał mu wyrządzić krzywdę, ale czy byłby w stanie zabić? Każde gwałtowne otwieranie drzwi było dla niego stresujące, a wywołanie do odpowiedzi tym bardziej.
-Tony, uspokój się. Zaraz tu wybuchniesz- szturchnął go histeryk.
-Rhodey, ty mi wierzysz? Wierzysz, że nie zabiłem Gene'a?- wyszeptał po cichu.
-Nie jesteś mordercą. Nie martw się. Uniewinnią cię.
-Może masz rację. Może nie powinienem się... bać.
-Tony?
Został sparaliżowany ze strachu, widząc dyrektora oraz panią detektyw w drzwiach. Czuł kłopoty.
-Przyszłam po Tony'ego Starka.
-Panie Stark, proszę wyjść z ławki- poprosił surowym tonem dyrektor szkoły.
Miał wrażenie, że serce wyrwie się z piersi, ale posłuchał prośby. Wyszedł na korytarz.
-Tony, zostajesz aresztowany pod zarzutem zabójstwa Gene'a Khana.
-Co?!- strach sięgnął zenitu.
-Znaleziono niewielki włos, który pasuje do twojego DNA.
-Nie zabiłem go. Nie! Nie mogłem tego zrobić!- krzyczał tak głośno, że klasa profesora skupiała się na hałasach, dochodzących zza drzwi.
-Przykro mi.
-To... To nieprawda... Ktoś... mnie... wrabia.
Nagle poczuł silny ból głowy, aż skulił się przez atak. Leżał nieruchomo, przypominając sobie urywki zdarzeń. Brakowało wszystkich fragmentów. Przypomniał sobie tylko, że jakimś cudem był w dwóch miejscach na raz. W zbrojowni i w sklepie z antykami.
-Tony, dobrze się czujesz?
Nie odpowiedział na pytanie i zemdlał. Detektyw Jones wezwała pogotowie, co zabrało nastolatka do szpitala. Przez większość godzin był nieprzytomny. O całym zdarzeniu i odnalezionym dowodzie dowiedziała się pani Rhodes. Oczywiście nie uniknęło to też przyjaciołom chłopca, dlatego też pojawili się na miejscu. Pepper martwiła się bardzo o niego. Lekarz nie widział powodów do obaw.
-Musiał zemdleć przez silny stres. Nic mu nie grozi, ale powinien odpocząć. W tym stanie nie może być ponownie przesłuchiwany.
-Rozumiem, doktorze. A kiedy będzie w stanie?
-Wszystko zależy od organizmu- stwierdził, zapisując odczyty i wyszedł z sali chorych.
-Pani Rhodes, dowody wskazują na niego. Jednak bez rozmowy z nim nie dowiedziałam się zbyt wiele.
-Tony to dobry człowiek. Nie zabiłby nikogo. On... On przecież ratuje...- już chciała powiedzieć o jego sekrecie, lecz w porę czarnoskóry zasłonił jej usta, by więcej nic nie mówiła.
-Chciała powiedzieć, że jest niewinny.
-A pamiętacie, co robiliście rok temu, a dokładnie 12 czerwca o godzinie 18:40?
-Byliśmy z Tony'm w pizzerii. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Rozmawialiśmy o szkole i myśleliśmy nad imprezą urodzinową naszego geniusza. Na dowód mam paragon w domu. Tak. Trzymam takie rzeczy nie bez powodu, a poza tym, gościu z pizzerii, co nas wtedy obsługiwał może potwierdzić, że tam byliśmy- opowiedział rudzielec wersję wydarzeń.
Wszyscy zamilkli. Zdołali jakoś nadążyć za jej słowotokiem i detektyw zanotowała to, co usłyszała. Zaznaczyła jako ważne do sprawdzenia. Jeśli potwierdzi się, że byli tamtej nocy w sklepie, Tony zyska mocne alibi.
Po niecałych dziesięciu minutach, chory odzyskał przytomność. Rozglądał się, dostrzegając biel ścian, twarze przyjaciół, prawniczki i Jones. Rhodey natychmiast zawołał lekarza, by przyszedł sprawdzić stan nastolatka. Wyprosił wszystkich sali i zaczął sprawdzać reakcje źrenic.
-Jaki dziś mamy dzień?
-Piątek.
-Pamiętasz, jak się tutaj znalazłeś?
-Zemdlałem.
-Czy coś cię boli?
-Tylko głowa.
-W porządku, czyli nie masz zaników pamięci. Wszystko jest dobrze, lecz jeszcze nie pozwolę im cię męczyć. Musisz odpocząć, Tony.
-A mogę już wrócić do domu? Lepiej się czuję.
-No niezbyt. Poczekaj do jutra, dobrze?
Chłopak jedynie kiwnął głową porozumiewawczo. Kobieta z notesem postanowiła poszukać więcej poszlak we wspomnianej lokalizacji. Wiedziała, że na rozmowę z oskarżonym nie mogła nalegać ze względu na stan zdrowia.
Godzinę później, Jones znalazła się w swoim biurze, gdzie na biurku dostrzegła mnóstwo papierów. Nie miała zamiaru grzebać w nich.
-Kto to zrobił? To ty, Daniel?
-Przysięgam. To nie ja- stanowczo zaprzeczył.
-Nie będę tego sprzątać. Weź mi to stąd!
-No dobra, dobra. Nie złość się. Jesteś tak dobra w rozwiązywaniu trudnych spraw, że wszyscy chcą cię wynająć.
-Nie skończyłam sprawy morderstwa, a oni nie mogą poczekać? Ech!
Westchnęła ciężko, obracając się na obrotowym fotelu. Obracała się przez krótki czas, ale to jej dało do myślenia. Wpadła na pewien trop. Kolega widział ten błysk w oku.
-A jednak coś masz. No podziel się swoją historią- zaśmiał się lekko, aż oberwał z łokcia.
-Głupek... Chyba muszę przesłuchać kolejną osobę i znaleźć w końcu te narzędzie zbrodni, a do tego muszę potwierdzić alibi z czasu zabójstwa.
-Oj! Trochę tego masz. Mogę pomóc. Mogę pojechać w te miejsce, popytać właściciela o twojego podejrzanego, jeśli chcesz.
-Dzięki, ale lepiej zajmij się swoimi zagadkami.
-Rozwiązałem każdą. Lubię sprawy zabójstw. Są ciekawe, bo mordercy są tacy oryginalni w swoim fachu, że tylko im pogratulować pomysłowości- już chciał pokazać na gębie głupawy uśmieszek, lecz się powstrzymał przez pojawienie się znanego laboranta kryminalnego.
Facet w białym kitlu przyniósł próbki oraz pełny wykaz analizy ciała.
-No jasne. Teraz to ma sens.
-To znaczy?
-Morderstwo było wykonane z motywem zemsty. Z nagrywanych rozmów wynika, że nie darzyli siebie sympatią. Tony Stark może być mordercą, ale nie musi.
-Masz podane wszystko na talerzu, a jednak istnieją wątpliwości? Co ci nie pasuje, Jones?
-Wyglądał na zdenerwowanego, jak z nim rozmawiałam, ale lekarz nie stwierdził zaników pamięci. Jeśli zabiłby Khana, pamiętałby ten dzień. Trzeba sprawdzić pizzerię. Pojedź tam, a ja rozejrzę się na miejscu zbrodni. Może coś przeoczyliśmy.
-O! Teraz mogę ci pomóc. Skąd taka zmiana?
-Bo nie dam sobie rady- stwierdziła z powagą, a on pokiwał głową, godząc się na podanie pomocnej dłoni.
Wspólnie zaakceptowali plan działania. Pojechali w zupełnie różnych kierunkach, choć cel mieli ten sam. Rozwikłać tę zagadkę. Daniel odnalazł najbardziej znaną pizzerię, gdzie chodziły zwykle dzieciaki z Akademii Jutra. Zdążył przed zamknięciem. Natrafił na właściciela, co nie spodziewał się żadnych klientów o tej porze.
-Pan zamyka? Proszę mi wybaczyć, ale to ważna sprawa.
-No więc słucham. W czym mogę pomóc?
-Jestem z wydziału śledczego. Moja znajoma prowadzi śledztwo na temat morderstwa. Zna pan może Tony'ego Starka?
Mężczyzna przez chwilę zamyślił się, pocierając palcami o bródkę.
-Hmm... Kojarzę. Często tu przychodzi z taką rudą dziewczyną i takim kolegą w szarym swetrze.
-A pamięta pan, czy byli tu 12 czerwca o godzinie 18:40?
-12 czerwca? Oj! Raczej w tamtym roku, tak?
-Zgadza się.
-Oj! No wie pan. Ciężko z pamięcią w moim wieku, chociaż wydaje mi się, że ich tu nie było. Tak. Był pusty stolik pod oknem, a tam zawsze siedzieli. Twarze częstych klientów mogę zapamiętać... Czy to wszystko?
-Tak. Dziękuję. Bardzo pan pomógł.
-Proszę bardzo. Zawsze służę pomocą. Mam nadzieję, że sprawcę dorwiecie.
-Też tego chcę.
Wyszedł z lokalu, kierując się do chińskiej dzielnicy. Od razu pragnął przekazać najnowsze wieści. Jednak spóźnił się. Detektyw już tam nie było. Zdołała sprawnie przeszukać sklep i odnalazła to, czego szukała.
-Wyprzedziłaś mnie. No nic. Zobaczymy się w biurze.
Stwierdził i pojechał do centrali. Tam zastał przyjaciółkę, która zapisywała notatki markerem na żółtych kartkach, co później nakleiła na tablicę. W worku było narzędzie zbrodni. Bez śladów krwi. Wszystko połączyła czerwonym sznurkiem, by poukładać w logiczny sposób.
-Alibi obalone. Żaden z nich nie był wtedy w pizzerii.
-Czyli go zabił.
-Za łatwe.
-No fakt, a ja znalazłam nóż w koszu na śmieci. O dziwo bez śladów krwi.
-Ktoś chce zmylić trop.
-Albo ofiara zginęła w inny sposób.
-Przecież wyniki potwierdzają wykrwawienie.
-Ale niekoniecznie z brzucha. Uraz mógł pochodzić z głowy. Muszę sprawdzić czaszkę. Tam należy szukać odpowiedzi.
Zdecydowanym krokiem poszła do laboratorium. Kości nadal leżały na stole i mimo postawienia ekspertyzy medycznej ciągle czegoś szukali. Detektyw za pozwoleniem mogła przyjrzeć się czaszce zmarłego. Tak, jak myślała.
-Jest pęknięcie. Oberwał czymś mocnym, aż złamał się nos i jej kość musiała przebić mózg. Stąd te krwawienie. Wszystko się zgadza.
-Masz rację, choć wciąż potrzebujemy narzędzia, jakim wykonano atak.
-Niekoniecznie. Jutro sprawdzę, czy będę mogła porozmawiać z Tony'm. Powie mi wszystko, jeśli nie zechce trafić do więzienia za utrudnianie śledztwa.
Kiedy detektyw powróciła do swoich papierów, Tony rozmawiał z przyjaciółmi. Musiał im powiedzieć wszystko. Czuł, że tylko oni mu pomogą oczyścić go z zarzutów. Jedynie Roberta nie była przy tej wymianie zdań. Próbowała zasięgnąć informacji o stanie podopiecznego.
-Pytała was o to, co się stało rok temu?
-Tak, ale powiedziałam, że byliśmy w pizzerii.
-Skłamałaś, Pepper. Wiesz o tym. Przez to będą same kłopoty.
-To miałam mówić prawdę? O tym, że byliśmy w Peru? O tym, jak długo siedziałeś w laboratorium, a może wspomnieć, że jesteś Iron Manem?
-Wystarczy. Chyba zrozumiał... Tony, ty coś pamiętasz?
-Urywki, ale ona może mieć rację. Mogłem zabić Gene'a.
-Ej! Nie mów tak. Nie zrobiłbyś tego.
-Whitney się pod ciebie podszyła albo Kontroler cię zmusił do morderstwa. Nie widzę innego wytłumaczenia- rudzielec wciąż upierał się przy swoim.
-Whitney? Nie. Raczej nie. To byłem ja. Jestem winny.
-Niby skąd taka pewność? Najpierw mówisz, że nie mogłeś tego zrobić, a teraz się przyznajesz do zabicia? Chłopie, pomyśl logicznie. Byłeś w zbrojowni z nami. Rozmawialiśmy o tym, że odnajdziesz ojca. Gene sam ci przecież mówił. Nie zabił go tylko porwał.
-Więc popełniłem błąd.
-Tony...- wtrąciła się Pepper, lecz nie zdołała zbyt wiele z siebie wydusić, gdyż pojawił się lekarz z prawniczką.
Doktor pozwolił mu opuścić szpital, lecz pod jednym warunkiem. Nie mógł się przemęczać pracą, dlatego matka Rhodey'go miała dopilnować, by nie przesiadywał zbyt długo w laboratorium. Zgodził się, choć obowiązki Iron Mana wszystko mogło zmienić na gorsze i nawet surowy zakaz nie zmieniłby jego zamiarów.
Po opuszczeniu placówki medycznej, Pepper wróciła do domu, a oni poszli w swoją stronę. Bez trudu trafili pod odpowiedni adres. Jako, że zbliżała się noc, domownicy zasnęli. Jednak miasto nocą dopiero się budzi, a Elena padła na biurko śpiąca i wyczerpana. Ucieszyła się z jednej drobnostki. Wkrótce sprawa zostanie rozwikłana do końca.
Kiedy nastał kolejny poranek, detektyw wstała, rozprostowując kości. Rozmasowała też obolały kark, bo przysnęła w niezbyt wygodnej dla kręgosłupa pozycji. Daniel już pił kawę na przebudzenie, a myśląc o koleżance też przyniósł ciepły napój. Położył przy stercie papierów.
-Dzięki.
-Jak się spało?
-Niezbyt wygodnie, ale nie narzekam. Poświęcenie dla pracy przede wszystkim.
-Tylko nie przesadzaj.
-Dzięki za pomoc.
-Drobiazg. Teraz pozostało rozwikłać morderstwo. Radziłbym ci przesłuchać tę dziewczynę, co kłamała. Ona też coś musi wiedzieć.
-Masz rację. Zaraz się tym zajmę.
Sprawnym ruchem opróżniła zawartość kubka i pojechała do szpitala. Przyjaciel towarzyszył jej, gdyż mógł z łatwością rozpoznać, czy ktoś zataja prawdę. Zjawili się w placówce jeszcze przed dziewiątą. Najpierw zapytali w recepcji, czy pacjent nadal znajdował się w sali chorych. Dowiedzieli się, że został wypisany poprzedniego dnia, więc mogli pojechać pod dom Rhodesów, zanim dzieciaki pójdą do szkoły.
-Poczekaj chwilę. Ty zajmij się swoim podejrzanym, a ja pojadę przesłuchać jego przyjaciółkę.
-Zgoda. Może tak być.
Mężczyzna zapłacił za taksówkę, jadąc do domu rudowłosej. Dzięki zdobytym danym trafił w odpowiednie miejsce. Delikatnie zapukał do drzwi. Otworzyła Pepper. Tylko ona była w mieszkaniu.
-Dzień dobry. Jestem detektyw Grant z wydziału zabójstw i chciałbym zadać ci kilka pytań- wyjął odznakę, potwierdzając tożsamość.
-Eee... No dobrze- dziewczyna czuła się zmieszana, choć nadal nie miała zamiaru mówić prawdy.
Zaprowadziła faceta do salonu. Od razu dostrzegł, jak usiłowała ukryć drżące dłonie. Bała się.
-Mam niewiele czasu. Muszę iść do szkoły, a tata mnie zabije, jak zobaczy nawet jedno spóźnienie, więc proszę się sprężać i na pewno odpowiem na każde pytanie- zaczęła swój słowotok, aż detektyw pogubił się.
-W porządku. To zajmie kilka minut... 12 czerwca, godzina 18:40. Co wtedy robiłaś?
-Ach! Znowu to samo? Już mówiłam bodajże pana znajomej, że byłam z przyjaciółmi w pizzerii.
-Kłamałaś, co potwierdził właściciel lokalu. Wiesz, że za utrudnianie śledztwa można pójść do więzienia?
-Ale mówię, jak było.
-Nie ze mną takie numery. Lepiej powiedz, co naprawdę robiłaś.
-Okej. Wpadłam... Ja zabiłam Gene'a. Przyznaję się. Walnęłam go wazonem i zakopałam ciało. Proszę mnie aresztować.
-Dziwne. Nikt nie przyznałby się do winy, a w szczególności ktoś, kto jedynie próbuje ponownie zmylić trop.
-O czym pan mówi?
-W koszu został znaleziony nóż bez śladów krwi oraz odcisków palców.
Dziewczyna zaczęła pojmować, iż nie mogła kryć chłopaka. Mogła pójść też i za to do więzienia na kilka lat. Musiała przyznać się do prawdziwej wersji wydarzeń. Musiała, bo w przeciwnym razie byłoby jeszcze gorzej. Zebrała w sobie odwagę, wyjaśniając każdy szczegół.
-No dobra. Powiem wszystko.
-Mam nadzieję, że nie spróbujesz już kłamać?
-Nie. Przyznam się do wszystkiego.
-Więc słucham.
-Ja, Tony i Rhodey siedzieliśmy w laboratorium. Jeden z nas tak fascynuje się nauką i stworzył do tego specjalne miejsce. Tam spędzamy mnóstwo czasu, a tamtego dnia rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Coś było o szkole, ale głównie z hsiterykiem próbowaliśmy pomóc geniuszowi, bo dowiedział się okrutnej prawdy. Wszyscy zostaliśmy oszukani. Wykorzystał nas.
-O kim mówisz? O Khanie?
-Tak. Był odpowiedzialny za spowodowanie wypadku.
-Czyli Tony Stark go zabił?
-Nie! Cały czas był z nami. Nie miałby kiedy wyjść. Ciągle byliśmy przy nim, żeby nie próbował zrobić czegoś głupiego.
-A jednak ktoś dokonał morderstwa. Wszystko wskazuje na niego.
-No tak, ale nie zrobił tego. Pani Rhodes może potwierdzić, że tam byliśmy. Teraz nie kłamię. Nie chcę, żeby Tony poszedł do więzienia. On nie zabił Gene'a! Ktoś go wrabia!
Grant przez chwilę zastanowił się nad słowami nastolatki. Miały sens, a podłożenie fałszywego narzędzia zbrodni tylko to potwierdzało. Jednak ona wiedziała, jak został zabity, co nadal było podejrzane. Postanowił ją sprowokować.
-Mamy nagranie z kamer i był tam. Twarz została rozpoznana, że tamtej nocy Tony Stark przyszedł do sklepu z antykami, żeby się zemścić.
-Co?! Nie! Niemożliwe!
-Są dowody, a wasze alibi niewiele wam daje. Właśnie w tej chwili detektyw Jones aresztuje twojego przyjaciela i zabiera na komisariat. Może dostać 20 lat za morderstwo.
-Niech pan ją zatrzyma! Aresztuje niewinnego! Jest taka osoba w mieście, co może podszyć się pod każdego. Ma taką maskę i kiedyś były z nią kłopoty. Madame Mask mogła wrobić Tony'ego. Proszę to sprawdzić.
Nagle rozdzwonił się telefon. To był numer Jones.
-Chyba sprawa się komplikuje.
-Daniel, nie musisz mi tego uświadamiać. Coś tu nie pasuje do reszty.
-Zapytałaś pani Rhodes, gdzie wtedy się znajdowali?
-Mówiła o jakimś laboratorium.
-Czyli dziewczyna powiedziała prawdę.
-Rozmawiasz z nią?
-Tak właściwie, to już skończyłem. Dowiedziałem się o istnieniu jakiejś Madame Mask. Mówi ci to coś?
-O cholera! Wszystko jasne tylko jaki mogłaby mieć motyw?
-Złapiemy ją, to się dowiemy.
-Jest mały problem, bo pozostaje nieuchwytna.
-A co zrobiłaś z chłopakiem?
-Jest czysty na razie. Nie trafi do aresztu, choć wciąż pozostaje w kręgach podejrzanych... Pogadamy w centrali. Trzymaj się.
-Pa.
Specjaliści od morderstw zostawili nastolatków w spokoju. Gaduła natychmiast po wyjściu Daniela pobiegła do szkoły. Na szczęście zdążyła równo z dzwonkiem wejść do klasy. Jedynie jej przyjaciele spóźnili się o pięć minut. Nauczycielka historii nie miała im tego za złe. Jedynie wskazała na wolne miejsca, by usiedli. Tony wyglądał na bardziej spokojnego, niż ostatnio. Nadal miał wrażenie, że to on wykonał śmiertelny cios. Nie wierzył, że zamieszana mogła być Whitney, choć przez działanie maski nie byłaby wtedy sobą.
-Nie mógłbym być w dwóch miejscach na raz, prawda?
-Tony, jesteś niewinny. Wiesz to i nie próbuj myśleć inaczej. Jeśli Mask stoi za tym, zostaniesz oczyszczony z zarzutów- Rhodey usiłował jakoś poprawić jego nastawienie do sprawy.
-Pepper, powiedziałaś o niej?
-Tylko, że Mask może zmieniać się w kogo zechce. Powiedziałam, że byliśmy w laboratorium i całe szczęście, że Roberta potwierdziła alibi. Jesteśmy czyści.
-Ale nadal tego nie pojmuję. Po co miałaby to robić?- geniusz nie rozumiał zachowania blondynki.
Niespodziewanie w drzwiach stanęła Jones.
-Spokojnie, Tony. Nie przyszłam po ciebie, a po nią- wskazała na Whitney, siedzącą za Happy'm.
-Po mnie? Co ja zrobiłam?- czuła się pogubiona.
-Wszystkiego się dowiesz. Proszę za mną.
Pepper już chciała to jakoś skomentować, lecz w porę się powstrzymała. Jednak nie zdolała ukryć swojego uśmieszku diablicy. Podejrzana została zabrana do sali przesłuchań. Nie była sama. Obadiah Stane również się pojawił. Nie wyglądał na zachwyconego. Nic dziwnego, skoro jego córka miała postawione poważne zarzuty. Mimo wszystko chciał pomóc.
-Co robiłaś rok temu 12 czerwca o godzinie 18:40?
-Nie pamiętam. To było dawno.
-Jeśli nie macie żadnych dowodów, możecie ją uwolnić.
-Panie Stane, przeszukaliśmy jej pokój i wiemy, że mogła zmienić się w każdego. Poza maską znaleźliśmy też metalowy pręt, na którym były ślady krwi, pasujące do ofiary.
-Oszczerstwo! To... To nieprawda! Nikogo nie zabiła!
-Jednak wszystkie dowody potwierdzają to. Przykro mi. Whitney Stane zostanie postawiona pod sąd, który ustali odpowiedni wyrok.
Nastolatka zaczęła płakać. Załamała się. Zaczęła nienawidzić ten dzień, kiedy pierwszy raz wcieliła się w Madame Mask. Tony Stark został oczyszczony z zarzutów, zaś sprawczyni otrzymała wyrok 25 lat. Elena zamknęła sprawę i mogła wrócić do domu. Podziękowała koledze za pomoc i sowicie wynagrodziła jego wsparcie. Zrobiła mu jego ulubioną kawę w największym kubku, jaki znalazła. Dla innych to happy end, a dla niektórych niesprawiedliwość. Wszystko, co dobre kiedyś się kończy.
---***---
Tak. To jest one shot kryminalny. Baardzo długi. Nie umiem zliczyć, jak długo go męczyłam. Łącznie 2 dni. Dziękuję Agacie za pomoc przy detalach. Mam nadzieję, że będzie się podobać. Wesołych Świąt, a na Sylwerstra jeszcze się zobaczymy ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi