(11) Zatańczysz?

0 | Skomentuj
    


(11) Zatańczysz?
**Roberta**

Dzieciaki próbowały nauczyć się podstaw tańca. Obserwowałam ich z daleka, by im nie przeszkadzać. Rhodey jakoś dawał radę, zaś Tony ciągle potykał się o Pepper, wpadając na nią. Wyglądało to zabawnie, lecz później chłopak zaczął być nerwowy. Wtedy musiałam coś na to poradzić. Podałam im talerz ciastek oraz po szklance soku jabłkowego.

Roberta: Idzie wam coraz lepiej. Kiedy macie zdawać na ocenę?
Pepper: To już jutro, a my nadal stoimy na tym samym!
Tony: Nie chciałem cię deptać
Pepper: Ach! Głupie to! Rhodey, jak ty możesz ogarniać te ruchy?
Rhodey: No normalnie. Wystarczy poczuć rytm
Pepper: Idiotyzm
Tony: Też tak uważam
Roberta: Powiedziałam waszym rodzicom, że tu jesteście, więc ćwiczcie do woli

Uśmiechnęłam się, zostawiając ich samych. Pogłośnili muzykę z magnetofonu, włączając ten sam utwór. Ruda śmiała się z błędów przyjaciela, lecz mój syn dawał sobie świetnie radę. Może zamiast roli w wojsku zostanie tancerzem? Kto wie, czym jeszcze mnie zaskoczy?

**Maria**

Właśnie gotowałam obiad, gdy otrzymałam wiadomość od Roberty. Tony ćwiczył z Rhodey'm taniec? Dziwna sprawa, choć w Akademii Jutra mieli coś takiego, jak zajęcia artystyczne. No nic. Wiedziałam, że nic mu nie grozi. Przynajmniej zaczął na siebie uważać.
Kiedy sprawdziłam, czy ugotował się makaron, do kuchni wszedł mój mąż. Dawno nie rozmawialiśmy.

Howard: Mario...
Maria: Nie mam zamiaru się do ciebie odzywać. Jakie tym razem kłamstwo mi wmówisz?
Howard: To nie tak. Kochana, jesteście dla mnie ważni. Wszystko robiłem po to, by was chronić, ale z jednym zawaliłem
Maria: Co takiego masz na myśli? Jeśli znowu zmuszasz naszego syna do pracy...
Howard: Chodzi o Tony'ego, lecz nie w sprawie pracy. To ważne
Maria: Więc słucham
Howard: Zrobiłem wielki błąd
Maria: Jaki? Mów jaśniej, bo przestanę cię słuchać i znowu będziesz dla mnie jedynie powietrzem
Howard: Powiedziałem mu, jak bardzo został przeze mnie skrzywdzony. Raczej nigdy mi nie wybaczy. Prawie skazałem jedynego syna na śmierć przez modyfikację implantu
Maria: Co ty zrobiłeś? Mam rozumieć, że z twojej winy mógł umrzeć? Howard, co się z tobą dzieje?
Howard: Wybacz mi. Obiecuję nie popełnić kolejnych błędów... Mario, proszę
Maria: Co chciałbyś usłyszeć? Mam tak po prostu ci wybaczyć? A może liczysz na szybkie zapomnienie?
Howard: Mario...
Maria: Mogę tobie odpuścić pod jednym warunkiem
Howard: Jakim?
Maria: Ograniczysz pracę w firmie
Howard: Zgoda

Nie byłam w stanie długo chować urazy, mimo że popełnił bardzo poważny błąd. Mógł zabić Tony'ego. Przytuliłam go i miałam nadzieję, że zmieni się. Nasz syn potrzebował czerpać z ojca prawdziwe wzory godne naśladowania, więc musiał spędzać z nim, jak najwięcej czasu.

**Tony**

Musiałem odpocząć. Miałem, jak na jeden dzień dość tańczenia. Usiadłem, biorąc łyk soku. Myślałem, że tylko ja potrzebowałem odrobinę spokoju. Pepper też nabrała ochoty, by przerwać naukę tańca. Za to Rhodey świetnie się przy tym bawił, wywijając niezwykłe kombinacje ruchów ciała.
Nagle odezwał się pisk z bransoletki. Bateria implantu spadła do połowy. Jeszcze zdołam wytrzymać. Wziąłem głęboki wdech, wracając do swojej roli. Ledwo wstałem, wpadając na przyjaciółkę. Poważnie? Stark, co się z tobą dzieje?

Pepper: Wszystko gra?
Tony: Wybacz. Próbuję tańczyć i mi nie wychodzi
Pepper: Spoko. Nauczymy się tego. Martwię się o twoje serce. Dasz radę?
Tony: Pep, jest okej. Możemy ćwiczyć dalej
Pepper: Ale obiecaj, że przerwiesz, gdy będziesz miał dość
Tony: Zgoda

Nie skłamałem, bo i tak pragnąłem położyć się spać. Obiecałem mamie uważać na siebie, więc słowa dotrzymam. Szybko odzyskałem potrzebne siły, prosząc rudą do tańca. Na początku znowu wpadłem na nią kilka razy, że syn pani Rhodes ciągle się z nas nabijał, jakie to z nas pokraki. W końcu załapaliśmy kroki, tańcząc według rytmu muzyki. Poczułem taką wolność oraz lekkość przy jednym ruchu kończyn. Dziewczyna zdołała nadążać za mną. Chyba się uda.
Kiedy kończyła się melodia, ktoś popchnął mnie na nią, aż spaliła rumieńca.

Tony: Rhodey?
Pepper: Musiałeś na mnie wpaść. Aż tak ci się podobam? Hahaha! Oj! Tony, jesteś taki…
Tony: Romantyczny?
Pepper: Dziecinny
Tony: Ja? Dziecinny? Wypraszam sobie, ale ja taki nie jestem
Pepper: Żartowałam
Tony: Poważnie? Bo brzmiałaś tak poważnie
Pepper: Hahaha! Nauczyłam się tak gadać, bym mówiła wiarygodnie
Tony: Więc chciałbym też poznać tajniki twoich metod

Mrugnąłem do niej, a następnie podzieliłem się szczerym uśmiechem. Oby jutrzejszy występ wyszedł lepiej. Bez wpadek, deptania oraz zaliczania ciągłej gleby.

(10) Teatralne przedstawienie

0 | Skomentuj
(10) Teatralne przedstawienie
**Rhodey**


Nie miałem kontaktu z Tony’m, czy Pepper. Oboje nie pojawili się w szkole, lecz następnego dnia zobaczyłem ich na lekcjach. Wylosowaliśmy role, otrzymując tekst do nauczenia. Mieliśmy na to dzień. Jednak dla takich, jak my, nie stanowiło to zbyt dużego wyzwania. No może bez liczenia przyjaciela, dla którego słowa wydawały się czarną magią. Z liczbami łatwiej nawiązywał wspólny język, ale sztuka? Nie dla Tony’ego Starka.
Gdy wyszliśmy na dach ćwiczyć scenę, oboje stali nieśmiało i tylko spoglądali gdzieś w dal. Klasnąłem mocno w dłonie, by się zbudzili.


Rhodey: No dobra, moi mili. Mamy zadanie do wykonania. Pobudka i działamy!
Pepper: Już, już
Tony: Och! Pospałbym sobie może tak… z dwie doby?
Rhodey: Oj! Co wyście takiego robili? Goniliście stado kóz?
Tony: To nie jest śmieszne… Zerwałem noc. Musiałem
Pepper: Chyba nie w laboratorium?
Tony: Nie mogłem zasnąć, więc trochę pracowałem
Pepper: Tony, przecież miałeś tego nie robić
Tony: A do tego ta rozmowa z tatą
Pepper: Co ci powiedział?
Rhodey: Możemy pogadać o tym później? Raz przećwiczmy kwestie. Zobaczmy, na czym stoimy?
Pepper: Powinieneś się bardziej interesować, Rhodey. Jesteście przyjaciółmi, zgadza się? Masz go wspierać, a nie olewać jego kłopoty
Tony: Pepper…
Pepper: Co? Taka jest prawda
Tony: Dobra… Przećwiczymy pierwszy akt


Wyjęliśmy swoje książki, otwierając na odpowiedniej stronie. Ruda stanęła obok niego, a ja odgrywałem rolę pirata.


Rhodey: Do abordażu, kamraci! Do abordażu!
Pepper:  Eee… Rhodey, tego nie ma w tekście. Coś ty wziął za sztukę?
Rhodey: A to nie miało być o piratach?
Tony: Ech! Skupmy się wszyscy. To miał być monolog Hamleta. Każdy ma jedną część… Jeszcze raz
Rhodey: A! Tutaj jest!


Czytałem reklamę żelek? Co ona robiła w “Hamlecie”? Widocznie musiałem zasnąć i zapomniałem, że ją tu włożyłem. Pewnie miała mi pomóc odnaleźć odpowiedni fragment. O! To ten. Starałem się wczuć w rolę, wykazując część aktorstwa, którego i tak mi brakowało.


Rhodey: Ekhm… Być albo nie być! Oto jest pytanie! Kto postępuje godnie… Ten, kto biernie stoi pod gradem… zajadłych strzał… losu? Nie! To jest głupie! Nie będę tego czytał! Pepper, teraz ty. Ja się poddaję na razie
Pepper: Hahaha! A myślałam, że dłużej wytrzymasz
Rhodey: Pokaż, co potrafisz
Pepper: Ekhm… Doczesny zamęt? Niepewni wolimy wstrzymać tę chwilę. I z tych chwil urasta długie, potulnie przecierpiane życie. Bo gdyby nie ten wzgląd, którz by chciał znosić
to, czym nas chłoszcze i znieważa czas: Gwałty ciemiężców, nadętość pyszałków, męki wzgardzonych uczuć, opieszałość prawa, bezczelność władzy i kopniaki, którymi byle zero upokarza cierpliwą wartość? Któż by się z tym godził, gdyby był w stanie przekreślić rachunki nagim sztyletem? Któż by dźwigał brzemię życia, stękając i spływając potem, gdyby nam woli nie zbijała z tropu…
Tony: Dość! Ej! Powiedziałaś za dużo
Pepper: Sorki, ale te takie dziwne. Nie widziałam końca… Tony, kończ te dziadostwo
Tony: Eee… I gdyby lęk ten... nie kazał nam raczej... znosić zło znane niż rzucać się w nowe? Tak... to świadomość czyni nas tchórzami i... naturalne rumieńce porywu namysł... rozcieńcza w chorbliwą bladość, a naszym ważkim i szczytnym zamiarom... refleksja plącze szyki, zanim któryś zdąży przerodzić się w czyn
Rhodey, Pepper: HAHAHAHA!
Tony: Co?
Pepper: Nic, nic. Nieźle to zagrałeś
Tony: Czytałem tekst. Nic wielkiego
Rhodey: Dobra, więc skończyliśmy. Możesz powiedzieć, co się stało


**Tony**


Wracając do klasy, zwierzyłem się przyjacielowi, do czego doszło wczoraj. Powiedziałem też o poprzedniej kłótni, przez którą trafiłem do szpitala. Omówiłem sprawę niezbyt szczegółowo. Wystarczyło, by znał podstawy. Nie wspomniałem jedynie o implancie. Pep też nie wiedziała.
Gdy usiedliśmy do ławki, nauczycielka wyjaśniła, że chciała poznać nasze możliwości w grupach. Za ten kiepski teatrzyk wystawiła nam oceny? Byliśmy w szoku. Lekko się zdenerwowałem, ale jakoś ochłonąłem.


Rhodey: Tony, wybacz, że nie zachowałem się, jak powinien przyjaciel
Tony: W porządku. Nic się nie stało
Rhodey: Mogłeś mi wcześniej powiedzieć, co zaszło między tobą, a twoim tatą. Może… Może nie musiałbyś znowu z nim rozmawiać na ten temat
Tony: Nie wydaje mi się, Rhodey. Tak miało być


Nauczycielka wyczytała alfabetycznie, mówiąc przyznane punkty za scenkę. Mieliśmy jedną próbę, a ona potraktowała to na poważnie. Nienawidziłem szkoły. Niesprawiedliwie dostaliśmy po dwójce, choć myślałem, iż podwyższy do trzech punktów. Myliłem się. Nie była tak wspaniałomyślna. Musieliśmy pogodzić się z taką oceną, ale zaproponowała zadanie na poprawę. Co tym razem? Też sztuka, ale… Co konkretnie?


Rhodey: Taniec?
Pepper: Taniec?!
Tony: Tylko nie... to


Miałem wrażenie, jak nogi się pode mną ugięły. Wszystko przez niusa od pani z zajęć teatralnych. Co tańczenie ma wspólnego z aktorstwem? Porażka.  

(9) Rachunek sumienia

0 | Skomentuj


(9) Rachunek sumienia

**Tony**

Obudziliśmy się w podobnym czasie, zaś lekarz nie widział powodów, by mnie dłużej trzymać. Otrzymałem wypis. Razem z Pepper i mamą wróciłem do domu. Chciałem tego samego dnia pojawić się w szkole, ale rodzicielka wolała nie ryzykować. Czułem się o wiele lepiej, a z ojcem miałem wiele do pogadania. Pragnąłem poznać prawdę za wszelką cenę.
Kiedy znalazłem się na miejscu, pożegnałem przyjaciółkę.

Tony: Widzimy się jutro?
Pepper: Pewnie. Nie mogę się doczekać... Wybacz, że przeze mnie masz na pieńku z tatą
Tony: To nie twoja wina, Pep
Pepper: A jednak będziesz do mnie tak mówić, co?
Tony: Nie podoba się?
Pepper: Podoba... Zdrowiej
Tony: Już jestem zdrowy
Pepper: Ale nie pracuj
Tony: Mam jeden projekt
Pepper: Chodzi o zbroję?
Tony: Co? Skąd wiesz, że...
Pepper: Widziałam kartkę na podłodze. Całkiem ciekawe, wiesz? Jak zbudujesz, chcę mieć jazdę próbną
Tony: Raczej lot, ale okej

Uśmiechnąłem się głupawo, wchodząc do domu. O dziwo było otwarte. Czułem zapach spalenizny z laboratorium. Widocznie nad czymś pracował. Od razu chciałem tam zajrzeć, lecz coś mnie powstrzymało. Poszedłem do pokoju, zajmując się dalszym projektowaniem wynalazku.
Nagle usłyszałem dźwięk telefonu. To był Rhodey.

Rhodey: Hej, Tony. Wysłałem ci na maila wszystkie notatki z lekcji. Miałem przynieść zeszyty, ale nie było cię w domu. Wszystko gra?
Tony: Mama miała ci napisać SMS-a, że jestem w szpitalu
Rhodey: Chłopie, coś ty najlepszego narobił?
Tony: Już wróciłem i wszystko gra. Po prostu miałem małą kłótnię z tatą
Rhodey: No to chyba nie będziesz zachwycony, ale pani Daniels wyznaczyła każdemu rolę do przedstawienia
Tony: Serio? Rhodey, ja się w to nie bawię!
Rhodey: Hahaha! No wiem. Sam cię zgłosiłem na ochotnika
Tony: Zabiję cię
Rhodey: Nie no, ale tak naprawdę, to jutro mamy losować role
Tony: Już jutro? Boże! Co ona wymyśliła?
Rhodey: Hmm... To jedno z zadań na zdanie semestru. Każdy otrzyma kwestię do odegrania
Tony: Ech! Ja mam ważniejsze sprawy, niż zabawa w aktora
Rhodey: Oj! Nie masz wyboru. Jak wszyscy, to wszyscy. Dobra. Ja już uciekam, bo mam do zrobienia lekcje z angola, więc trzymaj się
Tony: Na razie

Rozłączyłem się, pochłaniając się pracy. Głównie dopracowywałem szczegóły projektu. Długo nie myślałem nad tym, co miałem tworzyć. Odpłynąłem, wyobrażając sobie, jaką mam rolę. Padło na księcia, zaś ruda otrzymała tekst dla księżniczki. Mówiła tak uroczo, ale za dużo, jak na jedną minutę.

Tony: Pepper, ty gaduło

Powiedziałem sam do siebie opinię o przyjaciółce. Z zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nie spodziewałem się wizyty ojca.

Howard: Tony, możemy pogadać?

No i masz. A może nie miałem na to czasu? Nie zignorowałem go. Czekałem, co powie.

**Pepper**

Zabiję Rhodey'go. Tak sobie żartował z tym teatrem, że miałam ochotę udusić żarłoka gołymi rękami. Jednak odpuściłam jeden dzień szkoły. Na szczęście tatuś siedział w biurze, czekając na cynk o przestępcach. Zostawił mi talerz pełny kanapek oraz sok na stole. Kochałam jego troskę. Starał się zapełnić pustkę po śmierci mamy. Nawet dawał radę.
Po zjedzeniu posiłku, sprawdziłam skrzynkę mailową. Otrzymałam wiadomość od wychowawcy. Głównie prośba o usprawiedliwienie ostatniej nieobecności. Co dalej? Pisał też o obowiązkowej obecności na zajęciach teatralnych. Oj! Coś dużo tych niusów, jak na jeden dzień. I jeszcze informacja od przyjaciela.

Nie mam zamiaru też ci wysyłać zadań. Zjaw się w szkole

Taa… No jasne. Już lecę na zawołanie. Wolałam uderzyć w kimono, niż siedzieć na lekcjach. Zwłaszcza w dzień z podwójną fizyką, jedną chemią i matą. Jakiś koszmar.

**Howard**

Nie miałem innego wyjścia. Rozmowa z synem była konieczna. Lepiej mieć z nim dobre relacje, dopóki znalazł się czas na naprawę błędów z przeszłości. Głównie chodziło o implant. Tony nie odezwał się ani jednym słowem. Widocznie uspokoił się, choć nie powinienem go denerwować. Maria nalegała na wyjaśnienie mu pewnych tajemnic.

Howard: Tony, wybacz mi, co zrobiłem. Naprawdę nie chciałem, by ktoś stracił życie… Synu, rozumiesz?
Tony: Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Mam lekcje do odrobienia, więc lepiej się streszczaj
Howard: Mogłeś stracić życie ponad dwa razy. Trzeciego razu nie byłbym w stanie przeżyć. Zależy mi na tobie i twojej mamie, dlatego wysłuchaj mnie uważnie… Stane miał haka na firmę i wiedział, że implant jest eksperymentem. Po drugiej modyfikacji… Synu, nie wiedziałem, jak bardzo zepsuje układ działania mechanizmu
Tony: Przejdź do sedna. Mam dość słuchania twoich wyjaśnień
Howard: Maggia chciała ten wynalazek wykorzystać do broni i nie mogłem na to pozwolić. Stąd doszło do porwania, a Patricia Potts straciła życie. Wiem, ile wyrządziłem szkód wam wszystkim, ale staram się jakoś naprawić, choć nie da się wyleczyć każdej rany
Tony: I co mam powiedzieć, tato? Bo nie rozumiem... Czego ty ode mnie oczekujesz?
Howard: Żeby przeszłość niczego nie psuła
Tony: Mogłeś pomyśleć o tym wcześniej
Howard: Wiem o tym… Nie miałem zamiaru cię skrzywdzić, Tony
Tony: Ja nie cierpię, ale Pepper. Ją powinieneś przepraszać oraz jej ojca. To od nich oczekuj wybaczenia… Czy to wszystko? Mogę wrócić do lekcji?
Howard: Możesz

Wycofałem się, bo mało brakowało, a znowu wpadłby w gniew. Żałowałem wielu podjętych decyzji, lecz najbardziej bałem się utracić to, co zbudowałem z żoną przez tyle lat. Rodziny.

(8) Fatalna pomyłka

0 | Skomentuj
(8) Fatalna pomyłka



**Howard**

Właśnie kończyłem spotkanie z przedsiębiorcami firmy rozwiniętej wysoko technologicznej, gdy na telefonie wyświetlił się kontakt żony. Szybko ustaliłem kontrakt na nowy wynalazek i odebrałem połączenie. Maria była bardzo zdenerwowana. Mówiła złamanym głosem. Wciąż w szpitalu? Powinni dawno wypuścić Tony’ego. Yinsen zapewniał, że nic mu nie dolegało poważnego. Czyżby się pomylił?

Maria: Masz natychmiast się zjawić... w szpitalu, jasne?! Nie obchodzi… mnie firma! Teraz jesteś... potrzebny... rodzinie!
Howard: Mario, co się dzieje? Przecież powinniście być w domu
Maria: Coś jest nie tak. Musisz przyjechać… Od tego zależy życie naszego syna
Howard: Zaraz będę
Maria: Pospiesz się
Howard: Wiem o tym. Nie bój się. Już tam jadę

Schowałem dokumentację z kontraktem do teczki, zostawiając papierkową robotę swojej sekretarce. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego było z nim, aż tak źle. Uważałem, że panika ukochanej była nieuzasadniona.
Gdy znalazłem się przed szpitalem, podszedłem do sali, gdzie ostatnio rozmawiałem ze specjalistą. Nie było go. Nieco dalej siedziała Maria z rudowłosą znajomą naszego chłopca, a po lekarzu brak śladów.

Howard: Gdzie on jest?
Maria: Jeszcze nie wrócił. Ponoć przeprowadza dodatkowe badania, ale… Howard, co się dzieje? Musisz coś wiedzieć!
Howard: Uspokój się, dobra? Pogadam z lekarzem i dowiem się, do czego doszło
Maria: Jeśli eksperymentowałeś na nim, nie chcę cię znać
Howard: Mario…
Maria: Co ty mu zrobiłeś?
Howard: Nic! Przysięgam, że nie skrzywdziłem go!
Pepper: Niech pan nie krzyczy! To nie pomaga!
Howard: A, co ty wiesz?!
Pepper: Z mordercami nie rozmawiam
Howard: Nie zabiłem twojej mamy!
Pepper: A interesy z Maggią?!
Maria: CISZA! Uspokójcie się… Oboje
Pepper: Przepraszam, ale się boję
Howard: O! W końcu się pojawił
Pepper: Tony, bądź cały i zdrowy
Maria: Na pewno będzie

Przed nami pojawiła się wyczekiwana osoba wraz z chorym, który został zabrany z powrotem do sali. Mina przyjaciela dawała powody do obaw. Rozmawialiśmy na osobności, bo nie chciał, by reszta znała takie szczegóły, co miał zamiar zdradzić.

Dr Yinsen: Zawaliłeś, Howard. Chyba już o tym wiesz, prawda?
Howard: O co ci chodzi? Wszystko poszło, jak po maśle
Dr Yinsen: No nie wydaje mi się. Gdy badałem twojego syna, zauważyłem coś dziwnego w implancie, czego nie ma na schematach. Powiesz mi, co to jest?
Howard: Chciałem tylko usprawnić działanie mechanizmu
Dr Yinsen: Powodując nieregularne wyładowania? Człowieku, ona cię za to zabije, jak się dowie o tym
Howard: Dlatego nic jej nie mów
Dr Yinsen: Powiem jedynie, że Tony musi zostać na obserwacji do końca dnia, a jutro otrzyma wypis
Howard: Nie może teraz wrócić?
Dr Yinsen: Nie ma szans. Potrzebuję dokładnej analizy, co do reakcji w różnych sytuacjach. Zmodyfikowałeś jedyne sztuczne serce, jakie mieliśmy. Przez ciebie nie ma na nic szans
Howard: Co to ma znaczyć?
Dr Yinsen: Mogłeś go zabić. Lepiej przemyśl, co za bałagan zrobiłeś… Na razie dostał silne leki. Będzie spał, więc raczej nikt z nim tak szybko nie porozmawia
Howard: Wybacz mi
Dr Yinsen: Przeproś swoją rodzinę. Oni najbardziej na tym cierpią

**Pepper**

Doktorek nas uspokoił. Po prostu zasnął i nie mogłyśmy budzić chłopaka. Pozwolił na odwiedziny, więc weszłyśmy tam, zaś pan Stark znowu zniknął ze szpitala. Widocznie coś ukrywał.
Kiedy tak rozmyślałam nad jego ucieczką, na podłodze dostrzegłam kawałek papieru. Był na niej szkic czegoś o podobiźnie zbroi na człowieka. Widocznie miał zamiar stworzyć coś nowego. W celach szpiegowania, hobby, czy kolejny wynalazek dla Stark International? Wiedziałam jedno. Nie otrzymam łatwo odpowiedzi. Musiał długo spać. Bałam się, że po raz drugi jego serce przestanie bić. Ten strach nie pozwalał rozsądnie myśleć, ale miał wspaniałą mamę. Podała mi kawę i pozwoliła długo siedzieć. Nie zdołałam zauważyć, jak zapadła noc. Powoli zamykałam oczy, lecz usłyszałam czyjś głos.

Tony: Pepper…
Pepper: Tony?
Maria: Synku, miałeś spać. Odpoczywaj. Później zamartwisz się szkołą
Tony: Co się stało?
Maria: Zemdlałeś. Nie pamiętasz, jak się zdenerwowałeś?
Tony: Coś… kojarzę
Pepper: Jak się czujesz?
Tony: Dziwnie, ale… jest okej
Pepper: O lekcje się nie martw. Och! Rhodey się tym zajmie
Tony: Idź spać
Pepper: Ach! Zaraz to zrobię
Tony: Teraz
Pepper: Czy to rozkaz?
Tony: Tak
Pepper: A ty też uderz w kimę, zgoda?
Tony: Razem?
Pepper: Razem

Uśmiechnęłam się, godząc na układ. Zamknęłam oczy, zasypiając na siedząco. 

(7) Priorytet ważności

0 | Skomentuj
(7) Priorytet ważności


**Pepper**

Przestałam się głupio uśmiechać, poważniejąc z myślą o stanie przyjaciela. Wzięłam rower, jadąc do jego domu. Może niedawno tam byłam, lecz chciałam się upewnić, czy nie doszło do czegoś strasznego. Co na przykład? Użycie siły w dotkliwym stopniu.
Gdy pojawiłam się przed drzwiami, zapukałam i nawet dzwoniłam. Nikt nie otwierał. Widocznie nikogo nie było w domu. Jednak otrzymałam wiadomość SMS. Nieznany numer.
Tony jest w szpitalu. Nie martw się. To nic poważnego, ale możesz przyjść
Chyba ktoś musiał się pomylić. Pewnie ta treść nie była zaadresowana do mnie. Nie zignorowałam jej. Pojechałam do placówki medycznej, gdzie mógł przebywać przyjaciel. Raczej tak łatwo mnie do niego nie dopuszczą, dlatego przyda się małe kłamstewko.
Po pojawieniu się na miejscu, powiedziałam pani w recepcji, że szukałam brata, co tu trafił. Opisałam wygląd, jak go widziałam i pokazała mi salę, gdzie leżał. Od razu tam pobiegłam, aż uderzyłam niechcący w jakiegoś lekarza.

Dr Yinsen: Dzień dobry, Pepper. Co cię tu sprowadza?
Pepper: Czy my... Czy my się znamy?
Dr Yinsen: Zajmowałem się tobą, Rhodey'm i Tony'm po tym porwaniu. Masz prawo nie pamiętać, ale... Po co przyszłaś do szpitala? Źle się czujesz? Szukasz pomocy?
Pepper: Eee... Szukam Tony'ego. Jest tutaj?
Dr Yinsen: Jest i na razie sobie nie pogadacie
Pepper: Dlaczego?
Dr Yinsen: Jest nieprzytomny. Musi odpoczywać
Pepper: Co się stało? Jak tu trafił? Czy jego ojciec zrobił mu krzywdę?
Dr Yinsen: Ej! No spokojnie. Po prostu miał atak przez stres. Czymś bardzo się zdenerwował i tyle. Nic groźnego
Pepper: Nic groźnego?! Karetka jechała na sygnale, on jest nieprzytomny, a pan mi mówi, że to nic?!
Dr Yinsen: Uspokój się. Leży na obserwacji. Chcesz się z nim zobaczyć?
Pepper: A mogę?
Dr Yinsen: Trzymacie się blisko. Przyjaciółka, prawda?
Pepper: Chyba... Chyba tak... Przepraszam, że tak wpadłam. Nie patrzyłam, jak biegnę
Dr Yinsen: W porządku. Nic się nie stało

Uśmiechnął się, prowadząc mnie do odpowiedniej sali. Rozpoznałam panią Stark, co ciągle siedziała przy swoim synu. Wyglądała na zmartwioną. Nic dziwnego, skoro Tony nadal nie odezwał się ani jednym słowem. Doktorek spisywał coś do kart. Chyba wyniki, lecz nie byłam pewna. Bazgrał, jak kura pazurem.

Pepper: To moja wina. Proszę mi wybaczyć
Maria: Pepper, w niczym nie zawiniłaś. Wiem, bo mój mąż przesadził z ilością sekretów. Tony tylko chciał znać prawdę. Był zdeterminowany
Pepper: Bo odkryłam coś i chciałam mu pokazać
Maria: Co takiego?
Pepper: Prawdę... Naprawdę przepraszam, że znalazł się w takim stanie, ale wyjdzie z tego?
Maria: Będzie dobrze. Musi jedynie nabrać sił
Pepper: Dostałam od pani wiadomość
Maria: Ode mnie?
Pepper: To pomyłka?
Maria: Miała być do Rhodey'go. Traktują się, jak bracia i chciałam, żeby wiedział, co się stało
Pepper: Domyśliłam się
Maria: Możesz zostać, jeśli chcesz
Pepper: Nie będę przeszkadzać
Maria: Spokojnie. Ja tylko skoczę po kawę, a ty tu zostań, dobrze?
Pepper: Dobrze
Maria: Głowa do góry, Pepper. Obudzi się
Pepper: A gdzie jest jego...
Maria: Nawet nie mów mi o Howardzie. Dowiedział się, że nic mu nie jest i pojechał do firmy. Ponoć to ważne... Nie mam do niego cierpliwości
Pepper: Nie powinnam o nim mówić... Proszę wybaczyć za wścibstwo
Maria: Wybaczam

Wstała z krzesła, wychodząc z sali. Chyba powiedziałam o kilka słów za dużo. Posmutniała i raczej poszła do łazienki, niż po kawę. Źle zrobiłam, wspominając o Howardzie Starku. Jak widać musiał ranić wszystkich wokół, by siebie zadowolić. Egoista. Współczułam im życia z takim kimś.

**Maria**

Mąż coraz częściej olewał nie i synka. Chyba pora postawić mu ultimatum. Albo rodzina albo firma. Ciekawe, co wybierze? Nie mogłam ukryć swoich emocji. Rozpłakałam się, niczym małe dziecko. To wszystko mnie przerosło. Najpierw ta kłótnia o ciągłe sekrety przed rodziną, a do tego mój jedyny syn tak przejął się tym wszystkim, że nie był w stanie milczeć. Wytarłam policzki z łez i poszłam do automatu po napój.
Kiedy wyszłam na korytarz, zauważyłam Pepper na korytarzu z twarzą w dłoniach. Co się stało? Podałam jej kubek, a ona go opuściła na podłogę. Ręce drżały ze strachu.

Maria: Pepper, wszystko gra? Dobrze się czujesz?
Pepper: Musiałam wyjść. Coś się stało
Maria: Co takiego?
Pepper: Coś złego
Maria: A dokładnie?
Pepper: Jego… Jego serce
Maria: Spokojnie. Opowiedz mi... Co widziałaś?
Pepper: Na początku siedziałam tak na spokojnie. Na chwilę się obudził. Spytałam się jedynie, jak się czuje i wtedy… Wtedy maszyna zaczęła piszczeć i lekarz mnie wyprosił z sali. Powiedział, że mam czekać… To moja wina, że tam leży! Mogłam mu nie pokazywać tych danych z porwania! Mogłam nie kłócić się z nim w szkole!
Maria: Pepper, nie jesteś winna. Wszystko będzie dobrze. Tony jest silny

Przytuliłam ją, bo była bardzo roztrzęsiona. Potrzebowała wsparcia, a Howard musiał wiedzieć, co było grane. Czyżby implant zawodził? Eksperymentalna technologia, a ostatnia operacja miała naprawić poprzedni błąd. A teraz? Znowu to samo.
Nagle pojawił się dr Yinsen, który zabrał Tony’ego z oddziału. Od razu podbiegłyśmy do niego.

Maria: Doktorze, co się dzieje? Czy Tony…
Dr Yinsen: Muszę tylko zrobić kilka badań
Maria: Chodzi o implant?
Dr Yinsen: Też, lecz głównie o serce
Maria: Jeśli zrobiliście drugi błąd…
Dr Yinsen: Mario, wszystko poszło zgodnie z planem. Nie doszło do usterek. Zapewniam cię, że od razu wszystkiego się dowiesz, lecz muszę porozmawiać z Howardem
Maria: A jednak coś schrzaniliście. Znowu!
Dr Yinsen: Poczekaj przed wejściem
Maria: Poczekam, a do niego już dzwonię. Lepiej, żeby odebrał

Wkurzyłam się, bo znowu byliśmy w kiepskiej sytuacji. Obawiałam się o życie jedynego dziecka.

(6) Wszystko posiada prawo do zmiany

0 | Skomentuj

(6) Wszystko posiada prawo do zmiany

**Pepper**

Czy to możliwe, by przez kilka słów stać się inną osobą? W moim przypadku tak było. Przestałam czuć ból przy Tony'm, bo sam cierpiał. Przestałam płakać i nie zrobiłam mu krzywdy. Oboje siedzieliśmy obok siebie w spokoju. Bez nerwów. Po jakiejś godzinie, odpiął urządzenie od implantu. Zdołał się szczerze uśmiechnąć. Odczułam ulgę. Naprawdę przyjemnie było porozmawiać, jak za dawnych lat. Zjedliśmy resztkę ciastek, dopijając sokiem.

Pepper: Żyjesz?
Tony: Hahaha! Przecież widzisz, że tak. Mówiłem, że tobie ufam. Nie zrobiłaś mi krzywdy, bo tego nie chciałaś
Pepper: Współczuję ci tak żyć
Tony: Ty nie masz lepiej, bo... No wiesz
Pepper: Starałam się zapomnieć o tym, ale to zbyt trudne
Tony: Takie jest życie, Pep
Pepper: Pep?
Tony: Takie zdrobnienie od twojego imienia... Nie podoba się? Mogę dalej mówić do ciebie...
Pepper: Nie, nie. Ja nie wiedziałam, że coś takiego istnieje
Tony: Teraz już wiesz
Pepper: Może być Pep. Jak wolisz

Teraz i ja odważyłam się na lekki uśmieszek. Cieszyłam się, widząc go w pełni sił. Wyglądał zdecydowanie lepiej, niż wcześniej. Widocznie te ładowanie też pomaga utrzymać dobre poczucie humoru. Możliwe? Chyba tak. Nie ukrywałam tego, ale świetnie czuliśmy się w swoim towarzystwie. Do pełnej grupki brakowało Rhodey'go, choć bez niego również mogliśmy śmiać się do łez. Tony opowiadał swoje psoty w laboratorium.

Pepper: Hahaha! Tony, mówisz serio? Poślizgnąłeś się na maśle? Co masło robiło na podłodze?
Tony: Niedojedzona kanapka
Pepper: Oj! Z tobą ciężko nie paść na zawał. Mówię w sensie pozytywnym, bo teraz wiem o twoich problemach
Tony: Niektórzy mają gorzej. Na Rhodey'go często coś spada
Pepper: Hahaha! Skąd wiesz?
Tony: Przyjaźnimy się od małego, więc jeszcze pamiętam, jak niechcący ktoś spuścił na niego piłkę do kosza
Pepper: Auć! To musiało boleć, ale piłka lekarska jest o wiele gorsza
Tony: Chyba wolę tego nie doświadczyć

Ponownie wybuchnęliśmy śmiechem. Dawno tak nie byliśmy w stanie się dogadać. Oby pojawiło się więcej okazji na nadrobienie straconych lat.
Nagle usłyszałam ponownie donośny głos pana Starka. Wiedziałam, by lepiej uciec w tej chwili. Przytuliłam Tony'ego na pożegnanie i wyskoczyłam przez okno. Wzięłam rower, jadąc do domu, co nie znajdował się zbyt daleko. Jedynie kilka domów dalej. Nawet z daleka mogłam usłyszeć czyjś krzyk. Co tam się działo?

**Tony**

Chciałem zrozumieć powód kłótni rodziców. Nawet nie pamiętałem ostatniego dnia, gdy tak mocno się posprzeczali o sprawy firmy. Swoimi kłamstwami bardziej nas narażał, niż chronił. Dlaczego tego nie mógł pojąć? Postanowiłem zejść na dół, by złagodzić konflikt. Mama powoli się uspokajała, udając brak sprzeczki. Jakby nie poruszyli żadnego drażliwego tematu.

Tony: Mamo, co się stało? Skąd te krzyki?
Maria: Już nic, słonko. Wyjaśniliśmy sobie wszystko
Howard: Nie byłbym taki pewny, Mario... Tony, idź do siebie. To sprawy dorosłych, więc nie mieszaj się w to
Tony: Taki jesteś? Zawsze robisz to samo! Mam tego dość, rozumiesz?! Powiedz prawdę! Chcę wiedzieć... Jak bardzo namieszałeś z terrorystami?!
Maria: Tony, nie denerwuj się. Musisz uważać na...
Tony: Ja już tak dłużej nie mogę! Nie będę... Nie będę siedział cicho! Moja przyjaciółka... unikała mnie... przez jedenaście lat, rozumiesz?!
Maria: Synku, już wystarczy. Wróć do pokoju, dobrze?
Tony: Najpierw chcę znać prawdę... Tato, co ty zrobiłeś?!
Howard: Było i minęło. Koniec tematu. I z tego, co wiem, miałeś być w szkole. Nie wagaruj, bo źle się to dla ciebie skończy
Tony: Nie będę już pracował dla firmy. Nigdy
Howard: Co ty powiedziałeś?
Maria: Zuch chłopak
Tony: Rezygnuję z budowania kolejnej broni!
Howard: Przecież nasza firma od lat nie buduje...
Tony: Nie kłam! Dość kłamstw! Proszę!
Howard: Wtedy nie miałem wyboru. Grozili mi... Grozili też wam
Tony: Przestań! Od kiedy jesteśmy dla ciebie ważni?! Zawsze na pierwszym miejscu była firma! ZAWSZE!
Maria: Tony, nie mów tak. Przecież uratował cię i nas chronił... Howard, co jest grane?
Howard: Zapomnijcie o tym dla własnego dobra, jasne?
Tony: Nie ma... mowy... tato
Maria, Howard: TONY!

Miałem zawroty w głowy, a do tego poczułem silny ból przy implancie, aż upadłem na podłogę. Niepotrzebnie tak darłem się na ojca. Sam sobie zawiniłem. Wiedział to, a jednak chciał mi pomóc się pozbierać. Mama natychmiast wyjęła komórkę, dzwoniąc po pomoc. Za bardzo panikowała. Usiłowałem wstać, lecz brakowało sił.

Tony: Prze... praszam... Ja tylko... chciałem... wiedzieć
Howard: Nie zdołam wam tego wytłumaczyć. Nie odpokutuję swych win i nie naprawię niczego, ale nie traktuj mnie, jak wroga
Maria: Musisz skończyć wykorzystywać własnego syna do pracy. Ma chore serca, a do tego jest nieletni... Tony, słyszysz mnie?
Howard: Synu, wybacz mi
Tony: Jestem... winny
Howard: Nie jesteś
Maria: Zaraz przyjedzie pogotowie... Synku, uspokój się i oddychaj spokojnie
Tony: Mamo...

Więcej nic nie zdołałem powiedzieć, mdlejąc w jej ramionach.

**Pepper**

Odstawiłam rower do garażu, gdzie o dziwo stało auto taty. Wrócił przede mną z pracy? Oby nie odkrył moich wagarów, ale coś czułam, że będę się tłumaczyć. Od razu zapukałam do drzwi, bo może ktoś inny zaparkował przed domem. Eee… Głupia nadzieja. To był on. Po minie wiedziałam, co się szykuje. Uśmiechnęłam się głupawo, tuszując swój niepokój. Będzie szlaban?
Kiedy znalazłam się w salonie, do moich uszu dotarł dźwięk syreny. Nigdzie nie doszło do pożaru. Czyżby karetka? Miałam złe przeczucia, do kogo mogli jechać. Usiadłam bez słowa na kanapie, a on był naprzeciwko mnie. Zupełnie, jak na przesłuchaniu. Zdołałam do tego przywyknąć.

Virgil: Gdzie byłaś?
Pepper: No w szkole. Przecież miałam lekcje. Nie odwołali ich
Virgil: Naprawdę? A może robiłaś coś innego? Na przykład wizyta u kogoś?
Pepper: No dobra. Masz mnie. Wygrałeś, tatku… Nie byłam cały czas w szkole. Ja… Siedziałam u Rhodey’go. Chciałam mu przynieść lekcje
Virgil: Oj! Nagrabisz sobie karę, córciu
Pepper: Mówię prawdę! Dlaczego mi nie wierzysz?!
Virgil: Nie krzycz… Skoro mówisz prawdę, dlaczego podnosisz głos?
Pepper: Wybacz. Trochę dziwny dziś dzień. Nie sądzisz?
Virgil: Ech! Widziałem Rhodey’go, jak wracał prosto ze szkoły. Akurat jechałem tutaj i był sam. Nie wyglądał na chorego
Pepper: Może… Może symulował? A to kanciarz!
Virgil: Pepper, przestań. Powiedz… Co tak naprawdę się stało?
Pepper: Oj! Niech ci będzie, ale nie krzycz
Virgil: Nie będę
Pepper: Byłam u Tony’ego
Virgil: Zwariowałaś?!
Pepper: Miałeś nie krzyczeć
Virgil: Córeczko, chciałaś zerwać z nim wszelkie kontakty, bo bolała cię pamięć o śmierci mamy. Tak nagle zmieniłaś zdanie?
Pepper: Tato, możemy pogadać o tym później? Muszę do niego wrócić
Virgil: Po co?
Pepper: Zapomniałam pędzla
Virgil: Czego?!
Pepper: Ojeju! Portfela! O czym ja myślę? Hehehe!
© Mrs Black | WS X X X