**Pepper**
Przeklęta fizyka. Zawsze z nią muszę mieć kłopoty. Na szczęście mam przyjaciela o dobrym sercu, który ostatnio tłumaczy każde zadanie domowe. Dziś było tak samo, lecz tym razem zamiast spotkać się u mnie w domu, to siedzieliśmy w czasie lunchu na dachu Akademii Jutra. Tylko Rhodey nie zajmował się nauką, czytając jakąś książkę. O dziwo nie mówiła nic o historii. Czyżby zbrzydła mu kochanka?
Tony: I tak powinno wyglądać rozwiązanie. Teraz rozumiesz, skąd się wzięło?
Pepper: Powiedzmy, że tak
Tony: Czyli nie wytłumaczyłem jasno?
Pepper: Nie, nie. Po prostu… Tony, dziękuję. Na dziś wystarczy
Tony: Zawsze służę pomocą. Od tego się ma przyjaciół, prawda?
Pepper: Prawda
Cały świat obrócił się do góry nogami przez zdradę Gene’a. Nadal mu nie wybaczyłam. Przynajmniej zrezygnował ze szkoły. Podobno wrócił do Chin. Do tego pani Rhodes wie, że Tony jest Iron Manem oraz to, jak Rhodey ciągle go krył swoimi kłamstwami. Nie miałam odwagi przyznać się tacie, co tak naprawdę wyprawiam po szkole. Im mniej wie, tym lepiej.
Kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje, wzięłam książki pod pachę. Histeryk nie guzdrał się i wstał, lecz nasz geniusz stał w miejscu. Może był czymś zamyślony. Wszystko wyszło na jaw, jak lekko go zgięło w pół. Usłyszałam ciężki oddech. Musiałam do niego podejść.
Pepper: Wszystko gra?
Tony: Nie martw się. To nic takiego
Pepper: Obyś nie kłamał, bo oberwiesz
Rhodey: Nie marnuj sił, Pepper. Sam mu przyłożę, jeśli będzie taka potrzeba
Tony: Niepotrzebnie o tym mówicie. No chodźcie na te lekcje, bo Daniels się wścieknie
Rhodey: A ty od kiedy tak interesujesz się szkołą?
Tony: Bo zbrojownia poszła z dymem, a wrogów na razie nie ma
Wiedziałam, że nie mówił nam wszystkiego, ale przestałam drążyć temat, schodząc na korytarz. Dotarliśmy do sali, przepraszając za spóźnienie. Popatrzyła przez chwilę groźnym wzrokiem, a później wróciła do lekcji. Historia dzieł starożytnych? Nuda. Nie dostrzegłam ani jednego zainteresowanego w naszej klasie. No może poza Rhoną. Była tą nieliczną osóbką, która z przyjemnością wysłuchiwała gadania pani profesor. Sama zajęłam się czymś innym. Chwyciłam za ołówek, rysując na marginesie jakieś wzorki. Wężyki, kwiatki, strzałki i inne takie.
**Tony**
To było dziwne. Powinienem czuć się dobrze. Coś było bardzo, ale to bardzo nie tak. Przecież ostatnio dbam o siebie, więc skąd te złe samopoczucie? Nie mogłem normalnie oddychać. Dobra, Tony. Uspokój się. Przejdzie ci. Ból minie, choć narastał z większą siłą. Nie otwierałem ust, żeby przyjaciel nie zaczął matkować. Jednak przegrałem, gniotąc dłonią bluzkę blisko implantu.
Rhodey: Tony, dobrze się czujesz?
Tony: Spoko. Nie… martw... się
Rhodey: Nie brzmisz zbyt przekonująco
Tony: Zajmij się... lekcją, dobra?
Rhodey: Może lepiej pójdź do higienistki
Tony: Och! No dobra
Podniosłem rękę, trzymając ją tak długo, aż pani Daniels mnie dostrzegła. Zapytałem o wyjście do łazienki. Zgodziła się. Podziękowałem i wyszedłem, choć nawet i tam nie odczułem ulgi. Było coraz gorzej. Postanowiłem sprawdzić implant. Podniosłem lekko koszulkę do góry, widząc migoczący mechanizm. Niedobrze.
Gdy miałem już wracać do klasy, ucisk wzrósł na sile. Długo nie ustałem, padając na podłogę.
~*10 minut później*~
**Rhodey**
Tony długo nie wracał, co też dostrzegła nauczycielka. Chciała, żeby ktoś poszedł sprawdzić, co go mogło zatrzymać. Zgłosiłem się na ochotnika w celu poszukania zguby. Wybiegłem z sali, zmierzając do męskiej toalety. Drzwi były otwarte. Szybko przeszedłem przez nie, odnajdując brata na podłodze. Nie reagował. Był nieprzytomny, lecz oddychał normalnie. Nie wiedziałem, co o tym myśleć, lecz zadzwoniłem po karetkę.
Rhodey: Trzymaj się. Pomoc jest w drodze
Wróciłem tylko chwilowo na lekcję, prosząc Daniels o pojawienie się w łazience. Powiedziałem, co zdołałem dostrzec. Poprosiła zostać w klasie i popilnować reszty, dopóki nie wróci. Nie miałem nic przeciwko, choć z drugiej strony wolałem uzyskać jakieś informacje od medyków. Usiadłem do ławki, a ruda zaczęła wypytywać o każdy szczegół. Co mogłem powiedzieć?
Pepper: Co z nim? Czy to coś z implantem? Jest ranny? Żyje? Mówił coś? Powiedział, dlaczego tak dziwnie się zachowywał? Rhodey, odpowiadaj!
Rhodey: Wystarczy jedno pytanie
Pepper: Rhodey?
Rhodey: Wiem, że się martwisz i sam czuję to samo. Pewnie mama zostanie wezwana do szpitala
Pepper: Jest z nim bardzo źle?
Rhodey: Leżał bez reakcji, ale oddychał normalnie. Zupełnie tak, jakby zemdlał z przemęczenia
Pepper: Pójdziemy do niego po lekcjach?
Rhodey: No pewnie. Przecież nie zostawię Tony’ego
Pepper: Ja też
Rhodey: Pepper, mógłbym o coś spytać?
Pepper: Pytaj. Nie mam nic do ukrycia
Rhodey: Ostatnio widywaliście się bardzo często
Pepper: Jakiś problem?
Rhodey: Czy zauważyłaś coś niepokojącego?
Pepper: Nic
Rhodey: Na pewno?
Pepper: Zresztą, sam powinieneś wiedzieć lepiej, skoro mieszkacie pod jednym dachem
Miała rację, a nie widziałem, czy skarżył się na coś. Dziwna sprawa. Oby szybko się wyjaśniło. Raczej żaden z wrogów nie zawinił. W czym tkwi przyczyna?
Po powrocie pani profesor, powróciła do poprzedniego tematu. Zbyt wiele nie powiedziała, bo przerwał jej dzwonek. Wszyscy wybiegli z radością, a my chcieliśmy porozmawiać z nią. Niewiele nam zdradziła. Jedynie tyle, że Tony został zabrany do szpitala. Od razu tam poszliśmy, chociaż tam również nie poznaliśmy zbyt wiele informacji o jego stanie. Poza lokalizacją sali nie dowiedzieliśmy się niczego więcej. Przed wejściem do pokoju siedziała mama, rozmawiając z lekarzem. Dawno nie widziałem dr Yinsena. W sumie, to od wypadku. Wtedy pierwszy raz ocalił mu życie. Jeśli teraz się zjawił, musi chodzić o implant. Wahałem się, czy tam podejść, zaś przyjaciółka odważnie podeszła do nich.
Pepper: Doktorze, czy możemy się zobaczyć z Tony’m?
Dr Yinsen: Hmm… A ciebie nie kojarzę. Jesteś jego przyjaciółką?
Pepper: Tak
Dr Yinsen: W porządku, ale wejdźcie tylko na chwilę
Rhodey: Co się z nim dzieje?
Dr Yinsen: Wyniki są w normie i nie ma powodu do obaw. Wszystko gra
Rhodey: Mamo, czy on…
Roberta: Nie kłamie. Mówi prawdę
Rhodey: Więc skąd ta utrata przytomności? Na pewno nic mu nie dolega?
Dr Yinsen: Widzę, że nie zmieniłeś się, Rhodey. Ciągle opiekujesz się nim
Pepper: Niańka od siedmiu boleści
Dr Yinsen: Hahaha! Dobrze powiedziane
Bez problemu otworzyliśmy drzwi, wchodząc do środka. Akurat spał. Nic się nie działo. Był taki spokojny, a po ostatniej akcji, ciężko zachować taki stan. Pepper wyglądała na bardziej zmartwioną ode mnie.
Rhodey: Ej! Głowa do góry. Słyszałaś lekarza. Wszystko jest w dobrze
Pepper: Niby tak, ale nie uważasz, że to dziwne?
Rhodey: Po części się z tobą zgadzam, choć dr Yinsen nie okłamałby nas
Pepper: Nie wiem. Dziś pierwszy raz go widziałam na oczy
Rhodey: Przystojny, nie?
Pepper: Rhodey, przywalę!
Rhodey: Nie znajdziesz tu nic ostrego
Pepper: A może mam poszukać w torebce? Chcesz dostać nożykiem, gazem pieprzowym, paralizatorem, czy…
Rhodey: Dobra, dobra. Poddaję się
Pepper: Ha! Wygrałam
Podniosłem ręce do góry, żeby nie próbowała wyjmować swego arsenału. To straszne, bo miała niebezpieczne zabawki w zwyczajnej, damskiej torebce. Świat się zmienia. Nie da się tego ukryć.
~*Następnego dnia*~
**Tony**
Nie spodziewałem się, że znajdę się w szpitalu. Jednak szybko otrzymałem wypis. Od razu, jak się obudziłem z rana, Roberta odebrała dokument i mogłem wrócić do domu. Powiedzmy, lecz wcześniej miałem pogadankę z doktorkiem. Co mi powie? Liczyłem na jakieś wyjaśnienia. Może znał przyczynę, dlaczego zemdlałem. To akurat doskonale pamiętałem, a później jedynie czułem czyjąś obecność w sali. Pewnie moi przyjaciele dowiedzieli się, że tu trafiłem. No nic. Jestem wolny.
Dr Yinsen: Zanim stąd wyjdziesz, muszę z tobą porozmawiać
Tony: No dobrze
Dr Yinsen: Nie widzę, żebyś odczuwał ból, czyli czujesz się normalnie?
Tony: Tak
Dr Yinsen: A wiesz, jakim cudem straciłeś przytomność? Widziałeś ostatnio, czy coś się pogorszyło?
Tony: Nie, nie. Ja naprawdę nie wiem
Dr Yinsen: Ech! Będzie trudniej ustalić przyczynę… Gdyby powtórzyła się sytuacja, szybko nie wrócisz
Tony: Wiem o tym
Dr Yinsen: Może implant nie wymaga napraw, lecz uważaj na siebie
Tony: Dziękuję. Będę o tym pamiętał
Wyszedłem z sali wraz z prawniczką i pojechaliśmy do domu. Była sceptyczna, co do powrotu do szkoły, lecz błagałem, by mi pozwoliła.
Tony: Muszę mieć dobre oceny. Niebawem skończę siedemnaście lat, a później jeszcze rok i firma…
Roberta: Ja rozumiem, Tony. Jednak jeden dzień musisz odpuścić. O kolejne lata się nie martw. Wszystko się jakoś ułoży
Tony: A Rhodey?
Roberta: Jest w szkole razem z tą twoją przyjaciółką
Tony: Przyjaciółką? Masz na myśli Pepper?
Roberta: Eee… Chyba tak miała na imię
Minęła godzina i znaleźliśmy się na miejscu. Poszedłem do swojego pokoju, gdzie uruchomiłem laptopa. Położyłem na biurku, sprawdzając skrzynkę mailową. Miałem mnóstwo wiadomości. Od kogo głównie? Od Pepper. Nie nudzi jej się. Poza tym, wysłała je godzinę temu, a wystarczy odczekać minutę na kolejne powiadomienie.
Tony: Oj! Pepper, lepiej słuchaj profesora bez wypisywania, jaki on jest okropny z tą fizykę
Uśmiechnąłem się lekko, aż na ekranie wyświetliła się nowa wiadomość. Wiedziałem, że tak będzie. Nie miałem zamiaru spędzić całego dnia przy komputerze, więc wyłączyłem urządzenie i położyłem się na łóżku. Zacząłem zastanawiać się .Gdybyśmy poznali tożsamość Mandaryna wcześniej, czy nie doszłoby do zniszczenia fabryki? Dlaczego tak łatwo daliśmy sobą manipulować? Czy nie straciliśmy okazji na najlepszy atak, żeby wykończyć drania? Na te pytania usiłowałem odnaleźć odpowiedzi. Nie znalazłem żadnej.
Nagle zacząłem z trudem oddychać. Ucisk przy mechanizmie był nie do wytrzymania. Miałem wrażenie, jak rozrywa klatkę piersiową. Musiałem wytrzymać. Nie miałem innego wyjścia. Powinno przejść samo. Czy aby na pewno?
Roberta: Tony, zrobiłam wcześniejszy obiad. Zjesz może?
Nie usłyszałem pukania w drzwi, skoro wciąż walczyłem z bólem. Odpowiedziałem krótko.
Tony: Nie teraz
Roberta: A na tosty masz ochotę?
Tony: Ach! Nie
Roberta: Tony, coś nie tak?
Tony: Roberto…
Nie miałem bladego pojęcia, co powiedzieć matce zastępczej. Zamilkłem, choć niewiele to dało przez wzrost cierpienia. Wrzasnąłem głośno, lecz nie zemdlałem. Usłyszałem kogoś i ten ktoś zakrył mi usta. Już wszystko stało się jasne. Duch?
Duch: Nie krzycz i mnie słuchaj. Pewnie zastanawiałeś się, skąd te twoje dolegliwości. Teraz wiesz, że to ja maczałem w tym palce. Chciałbyś wiedzieć, czemu cię dręczę? Znudziło mi się czekanie na zlecenia i pomyślałem, że zaatakuję ciebie. Nawet Iron Man się nie pokazał, a ja już wszystko przygotowałem na jego pogrzeb. Nawet wyprasowałem garnitur na tę okazję, szybciej pranie zrobiłem i do tego poodkurzałem w domu. Myślałeś, iż nie mam zwykłego życia? Byłeś w błędzie, Anthony. Teraz zapłacisz za latającą puszkę, bo się nie pojawia. Trochę poboli tylko nie krzycz. Nie bądź baba
Wziąłem się w garść, usiłując pozbyć się jego ręki z wnętrza. Nie było to łatwe, lecz nie zamierzałem dać za wygraną. Chwyciłem za nadgarstek z lewej dłoni przeciwnika, przekręcając na drugą stronę. Wytrzymałem niezbyt długo, choć w ten sposób odnalazłem sposób na ucieczkę. Udało mi się odnaleźć siłę do wyszarpnięcia drugiej ręki. Tu pojawił się problem. Duch posiadał więcej siły, co pokazał przy wzmocnieniu ucisku. Nie dość, że bolało bardziej, to z trudem łapałem oddech.
Tony: Duch… przestań. To nic… ci… nie da
Duch: Trochę masz racji, ale przynajmniej się rozerwę
Tony: Czyli… robisz to… dla zabawy?
Duch: Myśl sobie, jak chcesz. Wkrótce z tobą skończę
Tony: Nie… poddam… się
Duch: Mądrością nie grzeszysz, Stark. Masz jakieś ostatnie słowa przed śmiercią?
Tony: Byłem… Iron… Manem
Duch: Niemożliwe
Wykorzystałem rozproszenie wroga w celu ataku znienacka. Poradziłem sobie bez problemu, wyślizgując się spod jego blokady. Od razu odczułem ulgę. Wybiegłem z pokoju, szukając czegoś mocnego. Natrafiłem na gaśnicę w kuchni. Pani Rhodes dziwnie na mnie spojrzała.
Roberta: Co ty kombinujesz?
Tony: Oddam później
Roberta: Tony, nie biegaj!
Wparowałem natychmiast do pokoju, lecz ślad po zjawie zniknął. Nie wyczuwałem zagrożenia, choć mierzyłem narzędziem, celując w wroga. Upuściłem butlę, słysząc głos prawniczki. Mogłem być spokojny. Duch ulotnił się.
Roberta: Wiem, że byłeś Iron Manem, bo mi o tym mówiłeś. Czy te twoje dziwne zachowanie ma coś z tym wspólnego?
Tony: Tak, Roberto. Miałem... do czynienia… z Duchem
Roberta: Mówiłam, żebyś nie biegał
Tony: Mam za… swoje
Uśmiechnąłem się, padając. W porę mnie złapała i nie uderzyłem o podłoże. To był dziwny dzień. Potrzebowałem snu. Z pomocą mamy Rhodey’go znalazłem się w łóżku. Zasnąłem.
**Pepper**
Lekcje minęły nam dość szybko. Nie zdołaliśmy zjeść lunchu, a już nastąpił koniec. Chciałam iść zobaczyć się z Tony’m, bo trochę martwiłam się. Nie odpisał na wiadomości i do tego tamten dzień zaskakiwał ciągle czymś nowym. Tym razem było odrobinę lepiej, choć jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Przez całą drogę powrotną miałam wrażenie, że ktoś nas śledził. Kto? Nie byłam w stanie rozpoznać śledzika. Raczej do przyjemnych nie należy.
Rhodey: Wszystko gra?
Pepper: Tak. To nic, ale…
Rhodey: Mama napisała mi w SMS-ie, że zasnął. Jest w domu
Pepper: To dobrze
Rhodey: Coś cię trapi? Powiedz
Pepper: Nic takiego
Rhodey: Ale bez powodu nie rozglądasz się po wszystkich stronach i nie trzymasz drugiej dłoni w torebce
Pepper: No dobra. Masz mnie… Chyba jesteśmy śledzeni
Rhodey: Niby przez kogo?
Pepper: Nie wiem i to nie daje mi spokoju. No i jeszcze ta sprawa z Tony’m, co nadal nie jest dobra. Lekarzowi coś musiało umknąć
Rhodey: Nie wydaje mi się
Po tym, jak trafiliśmy do celu, uczucie kogoś, kto chodził, jak drugi cień, zniknęło. Kobieta zaprosiła mnie na obiad. Zgodziłam się, a przy okazji zapytałam o stan przyjaciela. Martwiłam się, choć nie tylko dlatego chciałam się z nim zobaczyć. Podkradłam ciastko z salonu i poszłam do pokoju geniusza. Mogłam wejść na chwilę, bo spał. Spał, ale za to tak słodko. Miałam zamiar zrobić mu fotkę i rozesłać po całej szkole, lecz zmieniłam swój zamiar, patrząc na niego.
Pepper: Dobrze, że nic ci nie jest, a bałam się, bo ktoś mógł zrobić tobie krzywdę i wtedy obwiniałabym siebie za to, wiesz? Naprawdę cieszę się, widząc cię w odpowiednim stanie. Wrócisz jutro do szkoły i chcę znać każdy szczegół. Masz powiedzieć mi każdy sekret. Obiecujesz?
Nie odpowiedział, a ja jedynie cmoknęłam go w czoło. Trwało to chwilę i zeszłam po schodach. Wspólnie jedliśmy zupę, lecz Rhodey z tego apetytu ciągle prosił o dokładkę. Śmiałam się. Byłam szczęśliwa, bo w końcu wszyscy byli bezpieczni.
KONIEC
---***---
Oj! Brakowało mi pisania bardzo. Zatęskniłam za tworzeniem kolejnych historii, dlatego na ten jeden dzień powrócę. Nie bójcie się, bo wszystko jest gotowe do wstawienia. Widzimy się w styczniu, a ten one shot jest szczególny, bo powstał przy takim bujaniu w obłokach przy braku zajęcia. No i Remembrance oznacza wspomnienia, więc wspominam mój ukochany serial, czyli IMAA. Wczoraj skończyłam 19 lat i nadal nie zaprzestałam lubić blaszaków. Dziękuję za pomoc Tośce, która pomogła mi przy tworzeniu tego "dzieła". Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam.