Krótka historia z lat szkolnych "świętej trójcy"

2 | Skomentuj
Opowiadanie zostało napisanie za czasów gimnazjum, więc styl miałam inny. Nie bijcie za błędy. To było za czasów, gdy zaczęłam poznawać IMAA. Stąd na początku ustaliłam inne imiona. W oryginale:

Tony- Drake
Pepper- Paige
Rhodey- James

PS: Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Z okazji 100 partów opko zostaje opublikowane. Czekam na komentarze. Miłego czytania :)

"Puls nadziei"

Tony, Pepper i Rhodey są na sali gimnastycznej. Właśnie grają w zbijaka. Był poniedziałek. Pepper nie ćwiczyła, zaś chłopaki byli razem w drużynie. Mieli podział na chłopaki i dziewczyny. Pepper siedziała na ławce, przypatrując się grze. Gene również ćwiczył. Zawsze grał agresywnie na lekcjach W-fu. Jako pierwszy, Gene rzucił piłką. Piłka leciała z szybką prędkością, aż natrafiła na Tony'ego. Trafiła go w brzuch. Zaczął ciężko oddychać, ale postanowił kontynuować grę. Wiedział, czym ryzykuje. Gene zdobywa punkt. Znowu rzuca podkręconą piłką, lecz tym razem centralnie celował w kardiostymulator. Trafił. Tony poczuł się słabo. Ciężko oddychał. Stracił czucie w nogach i powoli upadał na podłogę, aż był w pozycji leżącej.


-Tony? Tony, obudź się. Tony!- zaczęła panikować Pepper
-Odsuńcie się- powiedział nauczyciel


Zajął się ratowaniem Tony'ego. Pepper była przerażona. Rhodey zadzwonił po pogotowie. Nauczyciel sprawdził jego czynności życiowe. Oddech zanikał, a puls był słaby. Stracił przytomność. Pogotowie pojawiło się na miejsce, gdy minęło 15 minut. Cała szkoła widziała i słyszała zamieszanie. Na sali nie było defibrylatora, czy maski tlenowej, dlatego specjalistyczną pomoc mogli udzielić tylko lekarze. Lekarz wszedł na salę i szybko zajął się ratowaniem życia poszkodowanego. Użyli dwukrotnie defibrylatora, lecz to nie zmieniło stanu zdrowia Tony'ego. Wyprowadzili go ze szkoły na noszach. Pepper chciała pojechać z nimi.


-Czy mogę z Wami jechać?- zapytał Pepper
-Dobrze. Wsiadaj- podał jej rękę, lekarz


Dziewczyna podziękowała. Rhodey nie wszedł do karetki, bo nie było miejsca. Postanowił odwiedzić przyjaciela po lekcjach. Karetka jechała na sygnale. Pepper trzymała rękę Tony'ego. Bardzo martwiła się o przyjaciela.
Gdy dotarli do szpitala, zabrali go na salę operacyjną. Na sali Tony odzyskał przytomność. Jednak od razu dostał ataku serca. Lekarze próbowali ratować jego życie. Szybko wzięli się do defibrylacji. Pierwsza próba nie zadziałała, a druga również była z takim samym rezultatem. W końcu trzecie uderzenie spowodowało gwałtowne przywrócenie bicia serca. Przyjaciele mieli obawy o stan Tony'ego. Pepper czekała, aż skończy się operacja. Jego ojciec został poinformowany, żeby przyjechał do syna.
Po 2 godzinach skończyli operować rannego. Chłopak leżał na sali pooperacyjnej. Był przytomny. Pepper spytała się o stan przyjaciela.


-Co z nim?- spytała zmartwiona
-Niewiele brakowało do śmierci, ale przeżył.
-Czy nic mu nie jest?- spytała Pepper
-Na razie jest w stanie stabilnym. To cud, że przeżył.- odpowiedział lekarz


W pewnym momencie wbiegł ojciec Tony'ego. Wyglądał na przerażonego. Również Rhodey przyjechał do szpitala. Pepper była wciąż roztrzęsiona. Podszedł do niej Rhodey.


-Co z Tony'm?
-Żyje, ale cudem przeżył.


Rhodey zauważył, że ona płacze.


-Czemu płaczesz, Pepper?- spytał Rhodey
-Bo, bo przeżył... cudem- odpowiedziała jękiem
-Spokojnie, Pepper. Powiedz, czy już się obudził?
-Tak.
-Zaprowadź mnie do niego.
-Dobrze.- otarła łzy


Pepper zaprowadziła Rhodey'go do Tony'ego. Był przytomny, nawet pełen życia.


-Tony, stary. Ty żyjesz! Jak się czujesz?


Tony zauważył łzy na policzkach Pepper.


-Czemu płaczesz?- spytał ją Tony
-To, to tylko pyłek. Wpadł mi do oka- broniła się, kłamiąc go
-Widać, że czujesz się o wiele lepiej.- zauważył Rhodey
-No niby tak, ale jeszcze muszę być na jakiś czas do obserwacji. Jednak czuję się świetnie. Rhodey, podejdź bliżej.- powiedział Tony


Rhodey posłuchał prośby przyjaciela.


-O co chodzi?- spytał Rhodey
-A raczej, o kogo. Chodzi mi o Pepper. Możesz mi powiedzieć, czemu tak się dziwnie zachowuje?- spytał zaskoczony zachowaniem przyjaciółki
-Po prostu martwiła się o ciebie. Wiesz, że było naprawdę gorąco? Mogłeś nie żyć, gdyby nie szybka pomoc lekarzy- stwierdził Rhodey
-Naprawdę, aż tak było źle? Tylko ona tak się o mnie martwiła, a mój ojciec?
-Pojechał do siebie, gdy uzyskał informacje na temat twojego stanu zdrowia.
-Czyli nic więcej?- zdziwił się reakcją ojca
-Tony, on martwi się o ciebie. Gdy przyszedłem do szpitala, on był przerażony twoim stanem- powiedział Rhodey
-Najbardziej martwicie się wy: Ty i Pepper. Co z Gene’m?
-Ten dupek, to nic nie dostał. Żadnej kary, tylko ostrzeżenie- wściekł się Rhodey
-Nie martw się. Zrobię z nim porządek.


Pepper wtrąciła się do rozmowy.


-Ekhm. A o mnie zapomnieliście?- zirytowała się Pepper
-Nie, nie. Ja chciałem pogadać tylko z Rhodey'm. Nie obrażaj się, Pepper- prosił Tony
-Nie zamierzasz chyba z nim walczyć?- wspomniał mu o rozmowie, Rhodey
-Czy ty chcesz z nim walczyć, Tony?! Chcesz się zabić?!- krzyczała Pepper
-Pepper, to nie tak, jak myślisz. Po prostu muszę z nim dokończyć to, co zacząłem. Chcę po prostu wiedzieć, czy zrobił to niechcący.
-On nas nienawidzi! Przejrzyj na oczy!- krzyknęła znowu Pepper
-Pepper ma rację. Na pewno chciał zrobić ci krzywdę.- popierał Pepper, Rhodey
-Może i tak, ale muszę wiedzieć. Nie zamierzam z nim walczyć, tylko chcę poznać prawdę- powiedział Tony


Lekarz wszedł do sali. Chciał sprawdzić stan Tony'ego.


-Witaj Tony. Jak się czujesz?
-Już lepiej, dziękuję.
-Czy miewasz jakieś ataki serca?
-Często, ale takie lekkie.
-Hmm... Serce bije w normie. Puls jest OK, ale oddech jakiś słabo odczuwalny- sprawdził bicie serca i oddech
-To nic takiego. Ja żyję- zapewnił Tony
-Dobrze- potakiwał lekarz
-Kiedy mogę wrócić do domu?
-Już niedługo. Po 2 dniach wrócisz do domu. Czy na pewno czujesz się dobrze?
-Tak, na pewno. Dziękuję.
-Za co?
-Za uratowanie mi życia tyle razy.
-Nie ma za co- opuścił salę, lekarz


Pepper była znowu zmartwiona. Opierała się ręką i myślała nad dalszym planem przeciwko Gene’owi. Jednak Rhodey ją wyprzedził. Wyszedł wieczorem o 19:00 ze szpitala. Pepper poszła za nim, śledząc go. Tony został sam. Lekarz wszedł do jego sali, by go poinformować.


-Witaj znowu, Tony. Widzę, że twoi przyjaciele już poszli. Szkoda.
-O co chodzi?- spytał zaniepokojony
-To był taki mały żart, ale nie po to tu przyszedłem. Chciałem ci powiedzieć, że twoje serce jest przeciążone. Dłużej tak nie wytrzyma. Przykro mi, ale będziesz musiał zrezygnować ze szkoły, tylko odpoczywać w domu.
-Ale ja muszę chodzić do szkoły. Rozumie mnie pan, doktorze? Ja nie mogę tak siedzieć w domu bezczynnie.
-Niestety będziesz musiał. Jeśli nie będziesz słuchał moich zaleceń, nawet nie przeżyjesz tygodnia.
-Czyli ja umieram?- spytał się Tony
-Niestety, to prawda- poinformował go


Lekarz zmierzał ku wyjściu. Tony zapytał zdenerwowany.


-Ile mi jeszcze zostało?
-Tydzień.


Lekarz opuścił salę. Tony myślał nad słowami lekarza. Tymczasem Rhodey był w szkole. Pepper trzymał się w dalekiej odległości. Widziała, jak Rhodey rozmawiał z Gene’m.


-A jednak jesteś. Nikt cię nie śledził?- spytał go Gene
-Nie, chyba nie- odpowiedział Rhodey
-Chodźmy- zaprowadził go Gene do sali gimnastycznej


Pepper poszła za nimi. Schowała się za drzwiami. Obserwowała ich z ukrycia. Słyszała krzyki.


-Czemu to zrobiłeś?!- krzyknął Rhodey
-Niby co? A to, że Tony... No sam chciał. Wielki bohater- śmiał się
-Mogłeś go zabić!- zaczął szarpać go Rhodey
-Ej, ej daleko ode mnie. Nie chciałem go zabić, a poza tym nie musiałbym się z nim użerać. Byłoby dobrze, gdyby naprawdę zginął.


Rhodey wściekł się. Zaczął z nim walczyć, aż doszło do walki na śmierć i życie. Rhodey uderzał do pięścią w twarz, a Gene ciągle walił go w brzuch. W końcu jęki i obrazy walki przestały interesować Pepper. Od razu wkroczyła, by ich rozdzielić. Zdążyła w samą porę. Rhodey leżał przy ścianie, a Gene po raz kolejny uciekł, jak tchórz. Pepper opatrywała rany Rhodey'go.


-Zwariowałeś? Co ty wymyśliłeś, co?- wściekła się Pepper
-Chciałem mu powiedzieć, że przez niego Tony leży ciężko chory.
-I do tego doszło, że zaczęliście się walić?! Pomyślałeś, co by było, gdybym go nie przegoniłam?- spytał go Pepper
-A właśnie, Pepper. Czemu mnie śledziłaś?!- krzyknął Rhodey
-Nie chciałam, żebyś zrobił coś głupiego. Jednak nie zdążyłam. Dobrze się czujesz?- spytała, opatrując jego czoło
-Nie, nic mi nie jest. Wracajmy do Tony'ego.
-Masz rację, ale co mu powiemy, jak zobaczy plastry na czole?
-Powiemy mu prawdę.


Po 20 minutach, przyjaciele byli już w szpitalu. Widzieli, że Tony wyglądał nieco inaczej.


-Cześć, Tony. Sorki, że musiałeś na nas czekał, ale Gene bił się z Rhodey’m.
-Co, czemu?- spytał przyjaciela, Tony.
-No, bo tak wyszło. Powiedziałem mu, że przez niego mogłeś zginąć.


Tony zbladnął.


-Dobrze się czujesz?- zaniepokoił się Rhodey
-Tak, tak, ale jest coś, o czym musicie wiedzieć- zaczął mówić przygnębiony
-Co się stało, Tony?- spytała Pepper
-Był u mnie lekarz i powiedział...- nie potrafił powiedzieć żadnego słowa
-No mów, co jest?- dopytywała Pepper
-Powiedział, że będę musiał zrezygnować ze szkoły.
-No, ale to nie jest aż tak źle- uspokoiła się
-Ty nie rozumiesz. On powiedział, że... ja umieram- wykrztusił z siebie Tony


Teraz Pepper była blada. Była zdziwiona. Gdy to usłyszała, straciła przytomność. Tony poczuł się słabo.


-Tony?- zmartwił się Rhodey


Oboje mieli ledwo odczuwalny puls i straconą przytomność. Szybko zawołał lekarza, który zawiadomił innych specjalistów do pomocy przy ratowaniu nich. Wbiegł do sali, gdzie leżeli nieprzytomni, Tony i Pepper. Rhodey był przerażony stanem swoich przyjaciół. Na szczęście po 15 minutach byli już przytomni. Szybka pomoc lekarzy uratowała im życie.


-Dziękuję- podziękował Rhodey
-Nie ma za co.
-Czy to prawda, że Tony umiera?- spytał zmartwiony
-To prawda, Przykro mi. Został mu tydzień życia.


Była już środa. Czas leciał nieubłaganie. Ostatni dni były kłębkiem nerwów. Ciągle ktoś miał zagrożone życie, a walka z Gene’m mogła skończyć się tragicznie. Pepper obudziła się w tym samym czasie, co Tony.


-Tony, ja nie wiedziałam. To już wiadome?- spytała zaniepokojona
-Tak, Pepper. Zostały mi 4 dni życia. I co ja mam zrobić?- powiedział spokojnym głosem, Tony
-O czym zawsze marzyłeś?- spytała go Pepper
-No nie wiem. W ostatnich dniach życia chciałbym dłużej żyć, ale to niemożliwe- posmutniał Tony
-Stary, weź tak nie przesadzaj. Będzie dobrze- powiedział Rhodey
-Nie rozumiesz, Rhodey. To koniec. Ja umieram, ale w ostatnich dniach chciałbym być w wami.
-O, to miłe- wzruszyła się Pepper
-Co lekarz jeszcze powiedział?- zapytał przyjaciel
-Że moje serce dłużej tak nie wytrzyma i, że jeśli nie będę słuchać jego zaleceń, nie przeżyję tych dni.


Lekarz wszedł do sali.


-Witajcie znowu. Jak się czujecie, Tony, Pepper?- kierował pytania do przyjaciół
-Jest dobrze- powiedział Tony
-Mówisz, ze jest dobrze, a wiesz, że umierasz?!- zdenerwowała się Pepper, patrząc na Tony'ego
-Pepper, zadałem ci pytanie. Jak się czujesz?- zapytał po raz kolejny lekarz
-Dobrze, ale naprawdę dobrze- patrzyła gniewnym wzrokiem na Tony'ego
-Czy coś się stało?- spytał ją lekarz
-Nie, po prostu dowiedziałam się, że Tony umiera, a wy nic nie robicie, by przedłużyć mu życie!- wściekła się Pepper
-Pepper, spokojnie. To nie jest ich wina, tylko moja. To ja byłem w fabryce ojca. To ja ćwiczyłem na W-Fie, ryzykując życie, i  to ja mam uszkodzone serce.- wyżalił się Tony
-Co będzie dalej, doktorze?- zapytał się zmartwiony Tony
-No, jak już mówiłem. Musisz odpoczywać.
-Dobrze- potakiwał głową Tony


Do szpitala trafili poszkodowani wypadku. Lekarz opuścił salę, by udzielić potrzebnej pomocy. Gdy wybiegł z sali, Tony zaczął rozmowę.


-Chcecie mi pomóc?- spytał obojętnie
-Niby w czym?- zdziwiła się Pepper
-A z resztą, nieważne- odwołał prośbę.


Była już noc. Pepper spała, a Rhodey na chwilę wyszedł z sali, by kupić colę dla siebie i Pepper, która ciągle trwała przy łóżku chorego. Tony niespostrzeżenie uciekł ze szpitala. Zabrał tylko jedzenie i picie.Nikt nie zauważył, że ktoś opuścił teren szpitala. Poszedł w stronę domu, ale po dłuższym namyśle zmienił trasę na szkołę. Zadzwonił do Gene’a. Skopiował numer z telefonu przyjaciela.


-Gene, przyjdź teraz do szkoły. Nie pytaj o szczegóły, tylko przyjdź.


Skończył rozmowę, odkładając telefon. Czekał na pojawienie się Gene’a. Po 2 godzinach przyszedł.


-Tony, a ty nie w szpitalu?- spytał zdziwiony
-Nie i tam nie wrócę. Chcę z tobą pogadać.
-Niby o czym. O tym, że celowo uderzyłem cię piłką?!- powiedział, śmiejąc się
-Czyli Rhodey miał rację. Ty naprawdę chciałeś mnie zabić!- zrozumiał Tony
-No, brawo, brawo- klaskał dłońmi
-Jak widzisz, nie jestem trupem.
-Ale nim będziesz. Oj biedaku. Niewiele ci zostało i w ostatnie chwile spotykasz się ze mną- znowu śmiał się Gene
-Skąd wiesz, że ja umieram?- zapytał zaniepokojony
-Przecież widzę, że ledwo się trzymasz. I jeszcze głupi, uciekłeś ze szpitala. Brawo- poklaskiwał dłońmi
-Nie masz żadnych wyrzutów sumienia, że o mało, co nie wpędziłeś mnie do grobu?!- zirytował się Tony
-Nie mam, a nawet cieszę się, ze wkrótce umrzesz. To tylko strata czasu, Tony, że tu jesteś. Ja wiem, jak możesz przedłużyć sobie życie- powiedział Gene
-Jak?- zaciekawił się Tony
-Nie, jak. Wcale. Haha!- śmiał się Gene
-Bałwan z ciebie.
-Co powiedziałeś?- spytał groźnie, wyciągając pięści
-...że bałwan... z ciebie - zaczął ciężko oddychać
-Ojej. Czyżbyś już konał na moich oczach? To chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu!- zażartował wrogo Gene
-Nie...ja muszę...naładować...rozrusznik- podpierał się ściany, aż osunął się oparty na ścianie.
-No to masz pecha- zaśmiał się znowu
-Pomóż mi
-Ja, tobie? To chyba jakiś żart!- zdziwił się Gene
-Czemu, czemu...mnie...nienawidzisz?
-Wiesz, czemu. Powiem ci, czemu. Zawsze byłeś najlepszy w zbijaka. Zazdrościłem ci, aż w końcu musiałem zrobić coś, co nie pozwoli ci grać na W-Fie. Postanowiłem, chyba wiesz, co?- opowiadał mu Gene
-Co?- spytał ciekawy
-To ja byłem i jestem winny twojego wypadku.
-Kłamiesz!- zirytował się Tony.


Gene zabrał Tony'ego do schowka na miotły.


-Tu nikt cię nie znajdzie. Ha i pamiętaj, ze to ja jestem najlepszy w zbijaka. Nie żałuję tego, że te odłamki tak ci uszkodziły serce. Ha! Wcale- zamknął go w schowku i uciekł ze szkoły


Tymczasem rankiem, czyli w czwartek, Pepper zauważyła zniknięcie przyjaciela.


-Rhodey, ty nie wiesz, gdzie jest Tony?- spytała zaniepokojona
-Nie wiem. Przecież tu był- wskazał na puste łóżko


Pepper postanowiła go poszukać. Rhodey był na lekcjach w szkole. Przyjaciółka najpierw poszła go poszukać w jego domu. Zapukała do drzwi. Otworzył jej ojciec Tony'ego.


-Dzień dobry. Czy zastałam Tony'ego?
-Nie, to ty nie wiesz, że jest w szpitalu?- spytał zaskoczony
-A raczej, był. On uciekł!- poinformowała go Pepper
-Jak to uciekł? Kiedy?- zapytał, o szczegóły
-Nie wiem, ale chyba wczoraj wieczorem. Nie wie pan, gdzie on może być teraz?- zapytała zmartwiona
-Już jest 10:00. Powinniście mieć lekcje. Czy miał już naładowany rozrusznik?- zapytał ją ostatni raz
-Nie miał- odpowiedziała zdenerwowana
-Cholera. On musi mieć go naładowany, bo inaczej jego serce przestanie bić!- zmartwił się ucieczką syna


Rhodey był na W-Fie. Pepper wbiegła do szkoły wściekła i spóźniona.


-Pepper, spóźniłaś się!- zwrócił uwagę nauczyciel
-Ja wiem, przepraszam- przeprosiła, dysząc
-Znalazłaś go? - spytał zaniepokojony
-Nie ma go w domu, a ze szpitala nie dzwonili. Musimy go znaleźć i to szybko- wyciągnęła Rhodey’go z sali i pobiegła z nim na korytarz przy szafkach
-Co się stało?- spytał przyjaciółkę
-On nie ma naładowanego mechanizmu. Rhodey, my musimy go znaleźć. Jego ojciec już o tym wie, że uciekł. Wiesz, gdzie może być?!- zdenerwowała się
-Nie wiem.


Nagle usłyszeli oddechy.


-Słyszysz to?- spojrzała na Rhodey'go
-Ktoś tu dyszy- podszedł do schowka
-To zamek na klucze. Trzeba iść po woźnego- pobiegła po klucze


Woźny dał jej klucze o nic więcej nie pytając.


-Mam- powiedziała, przeszukując klucze
-Już nie dyszy- zaniepokoił się Rhodey
-Otwieraj, no otwieraj się!- krzyczała zdenerwowana
-Daj to- wziął jej klucze


Otworzył schowek i ujrzeli zaginionego przyjaciela. To był Tony.


-Tony- ucieszyła się na widok przyjaciela
-Musimy go stąd zabrać. I to szybko- zabrał ciało Tony'ego, zabierając go do domu


Pepper dzwoniła i waliła w drzwi agresywnie. Po raz pierwszy Rhodey opuścił lekcje. Był z przyjaciółką, by pomóc jej przy Tony'm. Ojciec chorego otworzył drzwi. Był zaskoczony, widząc stan swego syna.


-Tony? A jednak go znaleźliście. Gdzie on był?- spytał zdenerwowany
-W schowku woźnego na miotły.Nie wiem, skąd on się tam wziął?!- spanikowała Pepper
-Jak się obudzi, to się dowiemy- powiedział ojciec Tony'ego


Zabrali go do środka. Ojciec chorego podłączył rozrusznik do ładowania. Położyli go na jego łóżku. Wszyscy zastanawiali się, "skąd się wziął w tym schowku?". Mieli najgorsze scenariusze w głowie.


-A co, jeśli to Gene go tam wrzucił?!- zdenerwowała się Pepper
-Możliwe, ale poczekajmy z tym do jutra.


Był piątek. Tony obudził się powoli otwierając oczy.


-Tony. Ty żyjesz! Tak się cieszę, że nic ci nie jest.
-Gdzie, gdzie ja jestem? Tato?- spytał oszołomiony
-Jesteś w domu, Tony. Dobrze, że żyjesz. Gdzie ty byłeś wczoraj w nocy?- zapytał zmartwiony
-No, nigdzie... w szpitalu byłem- bronił się zdenerwowany
-Czemu byłeś w schowku?! Czy to Gene cię tam zamknął?!- zdenerwowała się Pepper
-Nie, to nie tak, jak myślisz
-No to, więc jak, Tony?- spytał go Rhodey
-Chciałem poznać prawdę, czy Rhodey ma rację. Spotkałem się z Gene’m i nic mi nie zrobił. Po prostu nie naładowałem rozrusznika. To on wsadził mnie do schowka, by nie patrzyć na mnie. On mnie nienawidzi, bo zawsze byłem leszy do niego w zbijaka. A najlepsze jest to, że to on spowodował ten wypadek w fabryce!- opowiedział im Tony
-I co, kto ma rację?- spytał wrogo Rhodey
-No, ty Rhodey. Przepraszam was za wszystko. Czyli za 2 dni już odejdę stąd. Będzie mi was brak- posmutniał Tony
-Nie, tak nie będzie. Zapamiętasz ten czas, jak najlepiej- spochmurniała Pepper
-Co masz na myśli?
-Razem spędzimy ten czas, jak najlepiej.


Lekarze dowiedzieli się od ojca Tony'ego, że chory przebywa teraz w domu, a w nocy uciekł do szkoły, by spotkać się z Genem. Powiedział im o szczegółach.
Pepper spełniła obietnicę. Następnego dnia, czyli w tzw. sobotę puszczali latawce, mieli piknik i świetnie bawili się na trampolinach. Ostatnie dni życia spędził, jak wymarzył swój wyjazd na wakacje z przyjaciółmi. Pojechali do Brazyli na karnawał w Rio de Janeiro. W niedzielę miał urodziny i ostatni dzień życia. Miał upieczony tort z napisem "Najlepszego Tony".


-Wszystkiego najlepszego!- krzyknęli  wiwatując Rhodey, Pepper i ojciec Tony'ego.
-Dziękuję- podziękował Tony


Powoli otwierał prezenty. Dostał pamiątkę z karnawału, bransoletkę z imionami przyjaciół, oraz ciastka od mamy Pepper.


-Naprawdę tylko tyle mogliśmy dla ciebie zrobić- posmutniała Pepper
-Wiem, Pepper. Za to wam dziękuję, że mogę być z wami w tym ostatnim moim dniu- wyżalił się Tony
-Najlepszego Tony- przytulił go Rhodey
-Jeszcze raz, dzięki wielkie- wzruszył się


Była już 14:00. Tony powoli tracił siły.


-Tony?- zaniepokoiła się Pepper
-Spokojnie. Nie dzwońcie po lekarza. Tak miało być- powoli zaczął oddychać i tracił siły
-Czyli to już koniec?- miała łzy w oczach
-Tak...Pepper, ale...te...ostatnie...dni- wykrztusił z siebie, Tony
-Przecież jest jeszcze nadzieja. Tak?- traciła nadzieję


Tony upadł na podłogę. Pepper trzymała go za rękę.


-Nie pozwolę na to, żebyś odszedł bez pożegnania- lekkim humorem zażartowała Pepper
-Ja wiem, ...że...nie będzie łatwo. Zrozum...Ja umieram...Dziękuję...Wam- powiedział ostatnie słowa w swoim życiu i opuścił rękę Pepper


Tony umarł. Gene został mistrzem gry w zbijaka, a nikt nie dowiedział się, że to on był winny śmierci Tony'ego.


KONIEC

---**---

I jak się podobało? Dodałam jeszcze jeden bonus, czyli filmik.


Wspaniała historia o księżniczce Tony i księciu Pepper

Rescue- bohaterka czy latający kłopot?

Dziękuję mojej ekipie za pomoc przy nagraniu parodii. Wystąpiły w rolach:

Narrator: Ivy Stone
Księżniczka Tony: Anna Katari
Książę Pepper: Joy pulpen
Czarownica Gene: Agata Wiśniewska
Król: Agata Wiśniewska
Królowa: Martuśka Strugalla

Part 100: Druga przeszkadzajka

0 | Skomentuj

**Pepper**

Myślałam, że oszaleję, jak to wszystko wolno trwało. Chciałam już go poczuć w sobie. Poczuć, że staliśmy się jednością, a on dalej się ślimaczył niczym mucha w smole. Jeśli ktoś nam teraz przerwie, zabiję bez litości. Zabiłam dwie osoby, więc nie stanowi to kłopotu.
Zamyśliłam się... Co ma być, to będzie. Nie zauważyłam, jak byłam bez majtek i wtedy poczułam kilka jego palców, które cholernie są zwinne. Wsunął je, poruszając nimi wewnątrz, a później wysunął. Byłam tak podniecona, że musiałam się o coś chwycić. Akurat natrafiłam na róg kanapy. Błagałam, by robił tak dalej. Coraz mocniej, szybciej... Aż doprowadził mnie do szaleństwa.

Pepper: Błagam... Zrób to... Jestem tylko twoja
Tony: Jak zechcesz, księżniczko

Tak... Czułam te pożądanie, a on razem ze mną. Wariowałam... Chciałam, żeby był we mnie. Kiedy wysunął po raz ostatni swoje palce, powoli zbliżał się... Tak powoli, że KURWA ZNOWU KTOŚ PRZESZKODZIŁ. Spojrzałam, kto tak skrzypnął drzwiami. RHODEY? TRZYMAJCIE, BO ZAMORDUJĘ!

Pepper: Co to kurwa ma być?!
Rhodey: Wybacz. Przeszkodziłem wam?
Pepper: A jak myślisz?
Rhodey: Eee... Ładny masz tyłeczek, Pepper, ale może się ubierzesz. Muszę z tobą porozmawiać
Pepper: JA CIĘ ZABIJĘ!

<<Tony nie miał prezerwatyw>>

Tony: Jak ty...

<<Włączyłeś hibernację na 10 minut>>

Tony: Kurwa mać!
Rhodey: Oj! Uspokój się. Chyba nie chcesz mieć kolejnych bachorków? Zapominasz o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. Tony, co się z tobą dzieje?
Pepper: Tony, mam propozycję. A raczej Rhodey się tym zachwyci
Tony: Pepper...
Pepper: Chcesz się bzykać z moim mężem? Nie wstydź się. Wiem, że ci się podoba, bo ja już mam dość. Zostawię was samych

Chwyciłam koc z ziemi, przykrywając się nim i wszelkie swoje ubrania wzięła ze sobą do łazienki. Cholera, Pepper! Kogo ty poślubiłaś?! Bezmózgiego geniusza?!

**Tony**

Byłem w szoku. Niczego nie rozumiałem. Pep już na dość i ja też, ale z propozycji nie skorzystam. Cieszę się, że widzę mojego przyjaciela, lecz trafił na zły moment. Od razu spytałem, jaką ma do nas sprawę.

Rhodey: Dziwne. Nic nie wiesz? Pepper nic ci nie mówiła? Moment... Przecież nie skończyłeś terapii. Skończyłeś?
Tony: Niby tak, ale pod warunkiem, że będzie mnie pilnowała, a ty MUSIAŁEŚ NAM PRZERYWAĆ?!
Rhodey: Wybacz, ale to to ważne. Kontroler powrócił
Tony: Co? Ale? Nie! Wkręcasz mnie? To niemożliwe!
Rhodey: Przez niego, mój ojciec leży w szpitalu wojskowym w Jersey. Ma złamane przedramię i coś z głową, bo przez chwilę nic nie pamiętał. Na szczęście żyje, ale Kontroler nadal pozostał na wolności
Tony: Niemożliwe. Czemu teraz się ujawnił? Czego chciał? Poczekaj...

Szybko wziąłem swoje ubrania, przebierając się. Po kilku minutach znowu kontynuowaliśmy rozmowę. Teraz byłem przekonany, że muszę wrócić do akcji, by nie było więcej ofiar.

Tony: Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałeś?!
Rhodey: Uspokój się. Byłeś na terapii. Nie chciałem cię denerwować, więc nie dzwoniłem
Tony: Czego on chciał od twojego ojca?
Rhodey: Był przynętą na mnie, bo interesowała go zbroja War Machine
Tony: Rani ludzi, bo potrzebuje pancerza?! To głupie! Jeśli go spotkam, przysięgam... że... dorwę drania. Słyszysz?! Dorwę... Kontrolera... Dorwę... go
Rhodey: Tony!

Byłem wściekły, aż poczułem ten ścisk przy implancie. Chwyciłem się za miejsce bólu, oddychając w miarę spokojnie. Choć efekty stresu zniknęły, dalej czułem się słabo.

**Rhodey**

Niepotrzebnie mu mówiłem. Przeze mnie znowu odbija się to na jego zdrowiu. Mogłem przemyśleć, co chcę powiedzieć, a nie gadać na żywioł. Poniosło mnie. Ledwo stał na nogach, podtrzymując się stołu roboczego. Pomogłem mu dojść do kanapy, by tam się położył. Niefortunnie ponownie zjawiła się Pepper. Nie będzie zachwycona.

Pepper: Dobra. Już możesz mnie normalnie oglądać. Eee... Chłopaki, czy coś nie gra? Tony!

Podbiegła do nas przerażona. I znowu musiała się uspokoić.

Tony: W porządku. To... nic
Pepper: Nie kłam
Tony: Zwykły atak. Dam radę. I tak... muszę pracować
Rhodey: Wykluczone! Nie pozwalam
Pepper: Ja też
Tony: Nie rozumiecie? Kontroler stanowi zagrożenie i jako Iron Man muszę zbadać sprawę, ale nie sam
Rhodey: Pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć
Tony: Nie będę cię w to mieszał
Rhodey: Przykro mi. Już jestem wmieszany do tej sprawy. Nie wymigam się
Pepper: Jako twoja żona, jestem z tobą bez względu na cenę
Tony: Ktoś musi zająć się dziećmi, gdyby coś poszło nie po mojej myśli, a Duch może mieć informacje, które pomogą ustalić następny ruch Kontrolera. Nie chcę was narażać
Rhodey: Ale Duch też ma rodzinę
Tony: Tylko, że ma zawsze takie samo ryzyko w swojej "pracy"

Wstał z kanapy i podszedł do stanowiska z narzędziami. Chciał budować zbroję. Nie mogę pozwolić, by lekceważył zalecenia. Yinsen mnie powiesi, jak znowu będzie musiał go operować lub gorzej. Wypisywać akt zgonu. Postanowiłem pomóc mu, a Pepper też była chętna, bo jesteśmy drużyną. Działamy razem albo wcale. Skoro mój ojciec został w to wplątany, czuję się zobowiązany do brania udziału w planie Tony'ego. Tylko, czy dobrze robi? Co to za plan?

---***---

100 partów. Uwierzycie? A to nie koniec przygód naszych bohaterów. Jeszcze na dziś przygotowałam specjalną notkę. Pojawi się po południu.
© Mrs Black | WS X X X