Part 89: Kaseta za list

1 | Skomentuj

**Victoria**

Tony nie wyglądał za dobrze, a to nie było sprawą wspomnień z wypadku. Poprosiłam Andrew, by go zabrał do pokoju. Ostrożnie podniósł chłopaka, biorąc sposobem matczynym, gdzie miał zjawić się Ho. Natychmiast do niego zadzwoniłam. Zemdlał drugi raz tego samego dnia. Coś tu nie gra. Mam nadzieję, że znajdziemy przyczynę ataku.

Dr Bernes: Zanim zjawi się odpowiedni lekarz, powiedz mi, jak do tego doszło?
Andrew: Mówił nam, dlaczego tu jest, a potem zaczął się rozglądać i krzyczał, że ten ktoś nie oszczędziłby chyba jego ojca. Nie wiem, o co chodziło, ale tak nagle zemdlał
Dr Bernes: Nadal uważam, że lęki nic z tym nie mają wspólnego. Czy mógłbyś sprawdzić, czy dr Yinsen już przyszedł? Taki w siwych włosach z okrągłymi okularkami. Jak go zobaczysz, zaprowadź lekarza do nas
Andrew: Dobrze. A będzie żyć? Wygląda prawie, jak trup
Dr Bernes: Będzie trupem, jeśli nie rozwiążemy problemu na czas
Andrew: Chciałem spytać Tony'ego, co miał na myśli, mówiąc o "pamiątce"
Dr Bernes: Najpierw idź po specjalistę, a później dowiesz się wszystkiego

Gdy Andrew miał dopilnować, by Ho trafił do odpowiedniego pokoju, sprawdziłam funkcje życiowe. Puls słabł, a oddech ledwo wyczuwalny. Musiałam zbadać implant. Może w nim tkwi przyczyna? Już chciałam przyłożyć stetoskop do klatki piersiowej, ale zjawił się przyjaciel wraz z pacjentem. Wyglądał na zdenerwowanego, bo nie wiedział, skąd u mnie taka panika. Niech lepiej sam zobaczy, co jest grane. Wystarczyło, że spojrzał przez parę sekund na mechanizm i wiedział, w jakim stanie był Tony.

Dr Bernes: Co robimy?
Dr Yinsen: Musimy wyjąć implant, by zlutować kable. Prawdopodobnie przez zbyt szybkie bicie serca doszło do zwarcia w obwodzie, przez co nie może dobrze działać
Dr Bernes: Czyli operujemy?
Andrew: Jaki implant? Operacja? Przecież on jedynie zemdlał. To musi być przez traumę, bo sam kiedyś tam miałem
Dr Bernes: Wspomniałeś o "pamiątce"
Andrew: No tak
Dr Bernes: Więc przyjrzyj się temu kółku, co świeci w nim. Właśnie taką pamiątkę otrzymał po wypadku
Dr Yinsen: Pogadacie sobie później. Trzeba działać
Andrew: Mam nadzieję, że to nie moja wina. Nalegałem, by mówił...
Dr Yinsen: Dość tej gadaniny! Musisz stąd wyjść i pozwolić nam pracować

Po wyjściu Andrew z sali zabraliśmy się za zabieg. Niby nie był skomplikowany, ale zawsze może dojść do niespodziewanych komplikacji. Ho zbiegł po sprzęt, gdy ja próbowałam znieczulić Tony'ego. Teraz powinno wystarczyć zwykłe znieczulenie miejscowe. Raczej nie będzie czuł bólu.
10 minut później, przyjaciel przybiegł z lutownicą i sprzętem chirurgicznym.

Dr Bernes: Jest znieczulony. Możemy zaczynać
Dr Yinsen: To pójdzie szybciej, bo tu nie ma bomby
Dr Bernes: Ale nie możemy tego spieprzyć
Dr Yinsen: Wiem... Damy radę
Dr Bernes: Oby, bo nie chcę go mieć na sumieniu

Znieczulenie działało, bo przy zdejmowaniu szwów nie zareagował na cięcia. To dobrze.

**Pepper**

Najpierw spokój, a teraz płacz dziecka. Kogo? Oboje płakali. Najbardziej to Lily. Od razu przytuliłam ją do siebie, uspokajając. Nawet nie zauważyłam, że Matt przestał ryczeć. Zrobiło się cicho, bo mała znowu zdołała się rozchmurzyć.

Pepper: Miałaś straszny sen? Nie martw się. Ciągle jestem przy tobie
Lily: Mama
Pepper: Lily?
Lily: Mama!
Pepper: Ty mówisz!

Byłam w szoku, ale powiedziała samodzielnie bez problemu. Od razu poszłam po kamerę i wtedy zauważyłam, jak Matt wspinał się po szafkach i szperał przy półkach w kuchni. Co jest grane? Natychmiast chwyciłam chłopczyka w pasie, by nie zrzucił talerzy z górnych szafek. Jednak on chciał dalej tam szperać i zaczął mnie kopać po nogach. Napastnik.

Pepper: A co to ma znaczyć, Matt? Żadnego mi tu buntu, jasne?

Głupio się uśmiechał, aż zaczął kopać po dolnych szafkach. Jeju! Ile on ma energii? Wzięłam kamerę, nakręcając ten moment, jak roznosiła go energia, wyżywając się na wszystkim, co popadnie.

Pepper: Nasz synek rośnie na silnego mężczyznę. Chyba udał się do ciebie. Za to Lily potrafi mówić pierwsze słowo. Chcesz ją usłyszeć?

Zabrałam Matta na ręce, trzymając kamerę, by sfilmować, jak dziewczynka pokazuje swoją zdolność. Powiedziała jedynie to samo słowo, co wcześniej, ale to wystarczyło dla udokumentowania czegoś ważnego w jej życiu.

Pepper: Teraz widzisz, że mamy zdolne dzieciaki. Tak szybko się uczą. Zupełnie same. Zobacz, jakie mądre. Jesteś z nich dumny, prawda? Ciekawe, czym ty chcesz się podzielić z nami. Tęsknimy

Uśmiechnęłam się, kończąc nagranie.

**Victoria**

Udało się bez problemów zlutować kable. Ho zasługuje na miano elektryka. Śmiał się z tego tytułu, bo przecież wcześniej sama zdobyłam zdolność sapera. Takie życie. Same niespodzianki, a ciągle się uczymy.

**Rhodey**

Przeglądałem raporty z ostatnich miesięcy. Nie było zwiększonej przestępczości, a wręcz przeciwnie, bo zmalała. I tak muszę być gotowy, gdyby świat potrzebował bohatera. Może przy okazji dowiem się, gdzie jest mój ojciec. Dopilnuję, by wrócił do nas. Do domu.

Part 88: On miał gorzej

3 | Skomentuj

**Tony**


A jednak nie będę już spał. Trochę dziwne, że o tej porze organizują spotkanie. No nic. Zobaczymy, co na nim robią. Może faktycznie dzięki temu wygram z traumą? Kto wie? Warto spróbować.
Znajdywałem się w sali terapeutycznej, co było napisane przed wejściem. W środku każdy z facetów miał uniform zakładu, a jedynie dr Bernes wyróżniała się niebieskim fartuchem szpitalnym.


Dr Bernes: O! Cześć, Tony. Już lepiej się czujesz?
Tony: Chyba tak. To twój pomysł z tą grupą?
Dr Bernes: Nie. Ja jedynie musiałam zobaczyć, ile osób dziś bierze w tym udział, a tak tu dowodzi Andrew, którego miałeś okazję już poznać. Hmm… No to nie będę wam przeszkadzać. Możecie zaczynać


Uśmiechnęła się i zostaliśmy sami. Znowu byłem zmieszany. Jak się zachować? Co mówić? Na szczęście prowadzący rozpoczął spotkanie, witając nas wszystkich po imieniu. No i musiał też wspomnieć o mnie.


Andrew: Pamiętajcie, że naszym celem jest walka z traumą. Pozwólcie, że opowiem naszemu gościowi, co musiałem przeżyć. Zechcesz mnie wysłuchać?
Tony: Tak. Mów. Chętnie posłucham
Andrew: No to dla urzeczywistnienia sytuacji, cofnijmy się do czasów wojny. Byłem żołnierzem w czasie misji, którą wyznaczono do Afganistanu. Byłem całkowicie przygotowany bojowo. Nie spodziewałem się żadnych niespodzianek. I nagle mój przyjaciel daje mi ostrzeżenie do wycofania się. Wrogich sił było coraz więcej, a piasek utrudniał widoczność. Nagle nastąpił atak z zaskoczenia. Teraz to ja ostrzegłem Steve’a do odwrotu, ale nastąpił strzał. W jednej chwili straciłem najbliższego mi druha i przyjaciela. Czy pogodziłem się z tym? Na początku byłem rozkojarzony, co się stało, a potem ta krew, kula… Wtedy… Wtedy już wiedziałem, do czego doszło. Najpierw rozglądałem się za mordercą, lecz okazało się, że jeden żołnierz z mojej drużyny go zabił, gdy chciał dopaść generała. Pochowałem poległego na cmentarzu. Najgorsze było przekazać rodzinie o jego śmierci. Wiecie, jak to jest? Chcemy cofnąć czas, by zmienić bieg wydarzeń. Hmm… No i po pogrzebie zostałem zwolniony ze służby, bo wojna dobiegła końca, choć tak naprawdę zostałem do tego zmuszony. Uznał generał, że potrzebuję czasu, by być gotowy znów zjawić się na froncie. I co? Nic. Zakochałem się w Rachele, aż doszło do ślubu i urodzenia synka. Nazwałem go Steve, jak po poległym przyjacielu. Myślałem, ze czeka mnie szczęście oraz zapomnienie o tym, co się wydarzyło na misji. Jednak te słowa mnie prześladowały. Winny… Przeszłość… Śmierć. Wy też tak się czujecie, prawda? Zatem rozumiecie, że musimy walczyć. Jednak… Eee… Jeszcze nie skończyłem. Zrobiłem błąd, nazywając go tym, a nie innym imieniem. Zacząłem widzieć Steve’a na każdym kroku. Tylko przez upijanie się do nieprzytomności potrafiłem zapomnieć. Zapomnieć na kilka chwil. Uwierzycie? Jest to możliwe, ale nieefektowne, by działało ciągle. Ech! No i alkoholizm oraz próba pogodzenia się z porażką, a także walka dla rodziny, są powodami, żeby zamknąć przeszłość… To wszystko. Dziękuję


Byłem w szoku, o czym mówił. Ta wojna to jakby jednorazowa walka Iron Mana. Prawie, by stracił rodzinę. I ma syna? Byłem ciekaw pewnych rzeczy.


Tony: Mogę zadać pytanie?
Andrew: Pytaj
Tony: Czy kochałeś swojego syna?
Andrew: Cóż… Trudno powiedzieć. Na początku coś czułem. Jakąś namiastkę uczuć, lecz później zaczynał mi przypominać przeszłość, dlatego odwróciłem się od niego. Moja żona dała ultimatum, że jeśli nie pójdę na terapię, odejdzie ode mnie, a ja kocham ją nad życie. Nie byłbym w stanie żyć bez niej, dlatego jestem tu i walczę… Czy ktoś chce opowiedzieć swoją historię? Może ty, Tony?
Tony: A mogę?
Andrew: Od tego tu jesteśmy. Podziel się z nami, dlaczego się tutaj znalazłeś?
Tony: To dosyć skomplikowana historia. Nie wiem, czy zrozumiecie
Andrew: Spróbujemy. No mów
Tony: Ech! To wydarzyło się, kiedy miałem 16 lat. Chciałem pokazać ojcu swój wynalazek, bo od dziecka zawsze coś konstruowałem. Nic nie wskazywało, że za chwilę coś się wydarzy. A jednak… Usłyszałem dźwięk silnika i nastąpił wybuch. Od tego dnia pozostałem sam. I jak się później dowiedziałem, mój dawny przyjaciel zabił mojego ojca, powodując ten “nieszczęśliwy wypadek”. Miałem ochotę go zniszczyć, by czuł ten sam ból, co ja. Potem poznałem Pepper i zapomniałem o zemście, lecz męczył mnie ten wypadek, a pamiątka po nim zawsze tylko przywracała te wspomnienia. Przez to próbowałem zabić swojego syna, w którym widziałem mordercę przed laty. I dlatego tu jestem. Nie chcę, by znowu się powtórzył ten atak. Najgorsza jest ta myśl, że było się w złym miejscu oraz czasie. Przeszłość trudno zaakceptować, ale jak Andrew powiedział, będziemy walczyć z traumą. Taki mamy cel


Po opowiedzeniu o swoich przeżyciach, poczułem się jakoś inaczej. Mam nadzieję, że nie będą pytać. Jednak na nic moje prośby, bo ktoś zapytał, jak się czuję z tym, że to mój ojciec zginął, a nie ja. Od razu wspomnienia wróciły z większą siłą i wydawało mi się, że wszędzie widzę Gene’a. Jakby każda z osób na spotkaniu nim była.


Gene: No co? Popełniłem błąd. To ty miałeś zginąć. Gdybyś go nie prosił, by zobaczył tę puszkę złomu, możliwe, że żyłby dalej
Tony: Nie! Nie oszczędziłbyś go
Gene: Czyżby? Tylko ciebie chciałem pozbawić życia, ale jakoś mi się nie udało. Przepraszam


Nagle poczułem, jak ktoś mną potrząsa i miałem wrażenie, że opadam z sił. I tak się stało. Upadłem, pogrążając się w ciemności. Zanim całkowicie odleciałem, widziałem twarz zabójcy, który się diabolicznie uśmiechnął.


**Victoria**

Zostałam wezwana przez Andrew. Od razu się pojawiłam i się zdziwiłam, widząc Tony’ego na podłodze. Zemdlał?  Dlaczego? Przecież miał naładowany implant. To raczej nie podchodzi pod traumę. Muszę wezwać Ho.

Part 87: Początek terapii

3 | Skomentuj

~*Pięć godzin później*~


**Tony**


Obudziłem się, a za oknami było ciemno. Odłączyłem się od ładowania, bo implant był naładowany do końca. Dziwnie się czułem. Dopiero dziewiętnasta? Długo spałem, lecz przydałoby się jeszcze trochę. Jednak najpierw napiszę list do Pep. Obiecałem jej, że zawsze jakiś dostanie, a ona miała za to mi wysłać kasetę z nagraniem. Hmm… O czym mogę napisać? Co może wiedzieć? Chwila… Chyba coś mam. Zacząłem pisać pierwsze zdania i nie zauważyłem, jak mnie to pochłonęło. Gdy skończyłem pisać, sprawdziłem, jak wyszedł efekt końcowy.


Kochana Pep,


Dziś zacząłem terapię. Victoria już wie, co chciałem zrobić. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo za wami tęsknię. Źle zrobiłem, udając się na leczenie od razu po ślubie. Mam nadzieję, że dajesz radę z dziećmi. Akurat siedzę przy biurku, próbując pisać ten list. Łóżko mam wygodne, ale nie czuję się za dobrze, oglądając świat zza krat. Na pewno masz lepszy widok na padający śnieg. Tak bardzo żałuję, że nie mogę cię przytulić. Poczuć twojej dłoni oraz ciepła twego serca.
Kiedy tak piszę, patrzę na ten świat, starając myśleć pozytywnie, by walczyć z lękami. Wydaje mi się, że do miesiąca pozostanę w zamknięciu. Jednak cieszą mnie dwie sprawy. Nie mam na sobie kaftana, jak szaleńcy, a lekami żadnymi nie karmią. Będę czekać na kasetę, a najbardziej na ciebie. Kocham cię. Uwierz, ale tylko te uczucie da mi siłę, by przetrwać z dala od was, bo jesteście moją rodziną.


Ps: Poproś Rhodey’go, by zadzwonił do mnie. Chcę wiedzieć, czy wrogowie wyszli z ukrycia.


Tony

Coś mi nie pasuje w tym liście. Muszę go dopracować. Nagle usłyszałem, jak drzwi się otwierają. Ktoś wszedł do pokoju i to nie była Victoria.


**Pepper**


Roberta wyszła na kolejną rozprawę, a Rhodey usiłował nawiązać kontakt z ojcem. Jedynie Matt spał w łóżeczku, a Lily zrobiła się niespokojna. Wcześniej się ciągle uśmiechała i nawet pozwoliłam jej pobawić się z braciszkiem. Siedzieli jedynie na dywanie, bawiąc się klockami, które były dawnymi zabawkami Rhodey’go. Nie wiem, co się z nią stało, ale nie powinna czuć bólu. Przecież implant działa. Przytuliłam ją do siebie, mając ją na rękach.


Pepper: Co się stało, Lily? Tęsknisz za tatusiem? Ja też, ale nie martw się. On wróci


Kręciła głową, że to nie był powód jej złego samopoczucia. Zaczęła być świadoma, co się zrobiło z jej serduszkiem. Dotykała ręką implantu, który lekko migotał. Próbowałam uspokoić malutką. Gdy chciałam zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, Rhodey wrócił do salonu. Też nie był zachwycony. Wyglądał na przybitego.


Pepper: Rhodey, wszystko gra?
Rhodey: Nie wróci
Pepper: Przykro mi, ale przecież i tak się z nim zobaczysz
Rhodey: No właśnie nie wiem, bo dzwoniłem do niego i odebrał jeden z pilotów. Powiedział, że zaginął
Pepper: Nie martw się. Wróci na pewno
Rhodey: Tylko, że on miał już lecieć do domu i od czterech dni nikt go nie widział w bazie
Pepper: Jestem z tobą. Pamiętaj, że ci pomogę, ale najpierw muszę jakoś uspokoić Lily. Nie wiem, co się dzieje
Rhodey: Pokaż


Usiadł na kanapie i podałam mu dziecko. Może mógłby mi z nią pomóc? Przyglądał się najbardziej mechanizmowi i jej twarzy. Sprawdził też czoło, dotykając je. A jeśli jest chora?


Pepper: Co mam zrobić?
Rhodey: Boi się. Chyba ma świadomość, że została ranna
Pepper: Biedna. I jak ona to zniesie?
Rhodey: Bądź przy niej. Twoja obecność jest najważniejsza
Pepper: A ty będziesz chciał go odnaleźć?
Rhodey: Będę próbował
Pepper: Pozostał jeszcze problem złoczyńców. Ktoś musi ich powstrzymać, jeśli policja nie da sobie z nimi rady
Rhodey: Powiedziałem Tony’emu, że będę War Machine, więc mogę zacząć od razu
Pepper: Zostanę z nimi, a ty zobacz, kto z wrogów pozostał
Rhodey: Na pewno jest ich niewiele. I nie martw się o Lily. Zaśnie
Pepper: Skąd możesz to wiedzieć?
Rhodey: Bo Tony zachowywał się tak samo


Rhodey wyszedł do zbrojowni, a ja zostałam z maluszkami. Przytuliłem Lily blisko siebie i głaskałam jej włosy, by była spokojniejsza.


Pepper: Wiem, że cię boli, ale wszystko będzie dobrze. Zanim twój tatuś wróci, pomogę ci, jak tylko zdołam. Jednak musisz być silna. Opowiem ci bajkę, zgoda? Zaśniesz na pewno


Zaczęłam jej wymyślać historię, która będzie przypominać etapy życia każdego człowieka od wzlotów do upadków, ale w taki dziecinny sposób. Chciałam, żeby była spokojna.
Minęła dwudziesta. Zrobiłam się senna. Zasnęłam, a ona razem ze mną.


**Tony**


Pamiętałem, że to ten sam facet, co mi pomógł wcześniej wstać. Od razu zamknąłem zeszyt, gdzie pisałem list. Nie wiedziałem, co powiedzieć, choć jedno wiedziałem.


Tony: Dziękuję
Andrew: Nie ma za co. Jak się czujesz?
Tony: Dobrze. A czemu pytasz?
Andrew: Jesteś tu nowy. Zgadza się?
Tony: Eee…
Andrew: Spokojnie. Nic ci nie zrobię. Andrew jestem
Tony: Tony. Eee… Co cię tu do mnie sprowadza?
Andrew: Pomyślałem, żeby sprawdzić, czy doszedłeś do siebie, a poza tym, zapraszam na spotkanie grupy. Właśnie się zaczęło. Zechcesz wziąć udział?
Tony: Pewnie
Andrew: Nie martw się. Znajdziesz zrozumienie wśród nas. My też walczymy z lękami

Zgodziłem się iść z nim, zostawiając wszystko na biurku. Mam nadzieję, że naprawdę znajdę te wsparcie, o którym mi mówi. Jakoś to będzie, tak? Będzie dobrze.

Part 86: W stronę zapomnienia

2 | Skomentuj


**Pepper**


Obie śmiałyśmy się do łez, ale Lily przeszła samą siebie. Jej śmiech był najgłośniejszy. Rhodey dalej nie tknął grzanek, a brudy wrzuciłam do kosza. Niech nie próbuje się śmiać, bo sam będzie kiedyś tak pomagał swojej żonie w przyszłości. No chyba, że pozostanie wierny historii.
Kobieta przyniosła nam też po szklance soku owocowego, by mieć coś do picia. Dziewczynka dalej się chichrała, patrząc na niego.


Pepper: Polubiła cię
Rhodey: Szkoda, że Matt pokazuje swoją sympatię w inny sposób
Pepper: Dziękuję ci za pomoc, Rhodey. Sama nie dałabym rady
Rhodey: Serio? Czyli Tony też się będzie tym zajmował?
Pepper: Hehe! Nie ma usprawiedliwienia. To nie przeciąży serca. Ciekawe, kiedy napisze pierwszy list i jak się czuje
Rhodey: Poradzi sobie. W końcu jest Iron Manem. Jakoś przetrwa
Roberta: Ten wyjazd miał z firmy?
Rhodey: Nie. A co? Może już w niej pracować?
Roberta: Zapomniałam mu powiedzieć, że zarząd przez długą nieobecność Stane’a, postanowił dać Tony’emu władzę w firmie… Rhodey, czemu nie jesz?
Rhodey: Nie jestem głodny
Roberta: Przecież mówiłeś…
Pepper: To Matta sprawka. Ech! Ile będziemy mogli zostać?
Roberta: Tyle, ile potrzebujesz czasu… A ty masz jeść
Rhodey: Nie chcę


Lily znowu wybuchła śmiechem, że była najgłośniejsza ze wszystkich. Chwyciłam ją na ręce i wtedy zauważyłam, że implant słabo świeci.


Pepper: Rhodey, gdzie jest ładowarka?
Rhodey: Od czego?
Pepper: Od implantu
Rhodey: Karton po lewej stronie z napisem “Elektronika”
Pepper: Dzięki. Popilnuj ją na chwilę


Po kilku minutach znalazłam poszukiwaną rzecz i podłączyłam mechanizm do ładowania. Leżała na moich kolanach, bawiąc się włosami. Była taka spokojna, a Tony zawsze odczuwał ból przy przypomnieniu. Lily jest wyjątkowa. Wyrośnie na porządną dziewczynę. Szkoda, że jego tu nie ma. Cieszyłby się z jej uśmiechu na twarzy.


**Tony**


Patrzyłem tak przez okno, myśląc o mojej rodzinie. Wybrałem zły moment na tak okrutną samotność. Martwiłem się, jak poradzi sobie z Lily, bo ma chore serduszko, czego nie da się naprawić.
Moje rozmyślenia przerwało pojawienie się lekarki. To był znak, że mam zejść do niej na wywiad psychologiczny. Przecież wie o mnie praktycznie tyle, co Yinsen. Jednak nie wie, czego chciałem dokonać. Próbą morderstwa nie można się chwalić. Gdy byłem już w gabinecie, trochę się zrobiłem nerwowy, bo tu też były białe ściany. Czułem się nieswojo. Powoli wszedłem przez drzwi, siadając przy jej biurku.


Dr Bernes: Nie denerwuj się. Nie zrobię ci krzywdy. Przecież mnie znasz
Tony: Wiem, ale…
Dr Bernes: Spokojnie. Nie będę zadawać szczegółowych pytań, bo już cię znam. Zadam kilka tych najważniejszych i jesteś wolny
Tony: No… dobrze
Dr Bernes: Tony, już ci mówiłam. Wszystko będzie dobrze… No to zacznijmy od podstaw. Co się stało, że chcesz zacząć terapię?
Tony: Ja… Ja chciałem… zabić… Matta
Dr Bernes: Chyba coś ci mówiłam. Uspokój się... A dlaczego chciałeś to zrobić?
Tony: Bałem się o Lily. Że… będzie cierpiała tak… jak ja
Dr Bernes: Rozumiem. Twoim lękiem jest pewnie wypadek, co spowodował u ciebie rozległe obrażenia serca i klatki piersiowej, a do tego doszła strata ojca
Tony: Nie musisz mi przypominać. Dzięki
Dr Bernes: Czy z tym wydarzeniem męczą cię koszmary senne?
Tony: Czasami się zdarzają, ale ostatnio były kilka dni temu
Dr Bernes: Mhm… Rozumiem. A jak się dzisiaj czujesz?
Tony: Dziwnie. W końcu ożeniłem się z Pep i zostawiłem ją razem z dziećmi
Dr Bernes: Trudno ci z tym, prawda? Od kiedy masz stany lękowe? Czy czymś się objawiają?
Tony: Od dłuższego czasu. Jak przypomnę sobie… ten samolot, widzę, jak tam siedzę i... nie mogę... nic zrobić. Gdy wracam do rzeczywistości, z trudem oddycham. Sam stres
Dr Bernes: W porządku. Tyle pytań wystarczy. No to zostaniesz z jakiś miesiąc na terapii. Zaznaczam, że żadnych leków nie będę ci jeszcze podawać, a czas twojego pobytu w zakładzie może ulec zmianie. Chcesz wrócić do pokoju?
Tony: Tak
Dr Bernes: A czy chcesz coś powiedzieć od siebie?
Tony: Nie wiem, czy pozbędę się tej traumy
Dr Bernes: Spróbuję ci pomóc. Bądź dobrej myśli


Starałem uspokoić swoje gwałtowne bicie serca spowodowane wiadomością, że terapia mi zajmie miesiąc lub dłużej. Na samą myśl bałem się, że nie wytrzymam kolejnego dnia. Poczułem się słabo, ale jakoś potrafiłem iść w stronę pokoju. Prawie… Znowu czułem, jak byłem w tym przeklętym samolocie… Traciłem ojca… Ostatnia sekunda… Wybuch i krzyk… Zatrzymałem się, oddychając głęboko, aż chwyciłem się za serce.


Dr Bernes: Tony, co się dzieje?
Tony: To… nic
Dr Bernes: Jeśli to moja wina, przepraszam
Tony: Nie… To tylko moja… Dam radę


Upierałem się, że sam dojdę do sali bez niczyjej pomocy. Jednak nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa i upadłem. Powoli wstawałem, ale cały świat wirował. Nie umiałem utrzymać równowagi. Poczułem wzrok innych osób, co zbiegli się tak nagle. Na szczęście Victoria ich przegoniła poza jedną osobą, co widziałem przez mgłę. On i lekarka pomogli mi wstać, że mogłem się podeprzeć ręką i jakoś dzięki nim doszedłem do miejsca docelowego. Leżałem na łóżku, a na bransoletce wyświetliła się potrzeba ładowania. Pozostałem tylko z Victorią, która podpięła implant do ładowania.


Dr Bernes: W porządku?
Tony: Tak
Dr Bernes: Wypadek, czy po prostu implant?
Tony: I jedno… i drugie
Dr Bernes: Przepraszam. Nie powinnam cię zmuszać pierwszego dnia do traumatycznych wspomnień. To mój błąd. Jeśli coś się będzie działo, przy łóżku masz przycisk. W każdej sali jest jeden, że każdy pacjent może mnie wezwać, jeśli zaszłaby taka potrzeba

Pożegnała się, zamykając drzwi. Poczułem się zmęczony, a przecież nie postawiłem pierwszych kroków do leczenia.

Part 85: Pierwsze kroki

3 | Skomentuj


**Tony**


Dość szybko znalazłem się na oddziale, bo był połączony z szpitalem jako dodatkowy budynek. Sam nie wiedziałem, jak zniosę tę terapię bez Pepper, Rhodey’go no i dzieci. Będzie ciężko, ale wygram walkę i będę zdrowy psychicznie.
Gdy zaprowadziła mnie do mojego pokoju, zauważyłem kilka rzeczy. Biurko z lampką, a przed nim małe łóżko z niewielką szafką na ubrania. Miałem też widok na zewnątrz, lecz jedynie przez kraty. W końcu znalazłem się na oddziale otwartym. Rhodey wcześniej przyniósł potrzebne rzeczy, które będą podstawą do przetrwania w tych czterech ścianach.


Dr Bernes: Jak się czujesz?
Tony: Niby dobrze, ale…
Dr Bernes: Wiem. Niedawno wziąłeś ślub, a teraz jesteście oddzieleni od siebie. Ho będzie cię odwiedzał, gdyby coś złego się działo. Powinnam wcześniej z tobą przeprowadzić wywiad, ale nie wiem, czy jesteś w stanie. Może najpierw zaaklimatyzuj się w nowej przestrzeni. a później porozmawiamy, zgoda?
Tony: Zgoda
Dr Bernes: Nie przejmuj się. Telefon zawsze jest na korytarzu. Możesz dzwonić, do kogo chcesz, ale na razie przebierz się


Zamknęła drzwi, ale nie na klucz. Po prostu je domknęła, żebym mógł pobyć przez chwilę sam. Czyli tu teraz jest moje miejsce? Wśród wariatów i psychopatów. Będę tęsknił za przyjaciółmi, a szczególnie za Pepper. Jest jedynym powodem, dla którego jeszcze moje serce chce bić.

**Pepper**

Co robię? Płaczę. A Rhodey? Jak zwykle opanowany. Nie wiem, jak to przeżyję, ale chyba Tony’emu będzie też trudno. Zdecydował się leczyć, ale nic mi o tym nie powiedział. Czułam się okropnie. Niby mam obrączkę na palcu, a ze ślubu pozostanie mieszane wspomnienie. Gdy wtedy patrzyłam mu w oczy, byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. A teraz? Teraz muszę poradzić sobie z dziećmi. Żeby nie przegapił ich życia, będę każdego dnia wysyłać nagranie. Kaseta za list. List za kasetę. Uczciwy układ.
Kiedy skończyłam płakać, zabrałam maluchy i pojechałam z przyjacielem do domu. Musiałam zabrać pozostałe rzeczy. Prosiłam, by był ze mną, bo bałam się tego pustaka, co mu przyjdzie do głowy.

Rhodey: Wszystko gra?
Pepper: A jak myślisz, Rhodey? Ja tego nie przeżyję. Nie dam rady
Rhodey: Musisz, bo Tony również walczy. On was kocha, dlatego chciał pójść na terapię
Pepper: Ale zaraz po ślubie? Dlaczego?
Rhodey: Chyba planuje do przodu. Gdyby coś się stało… Zresztą, moja mama ci pomoże z dziećmi, ale najpierw weźmy twoje rzeczy

Rhodey miał rację. Oboje przeżywaliśmy trudną próbę, lecz jakoś wytrwamy. Gdy byliśmy na piętrze, gdzie znajdywały się nasze mieszkania, co chwilę rozglądałam się, czy Whitney gdzieś nie grasuje. Przyjaciel pomógł mi z rzeczami, a na Tony’ego drzwiach był napis “Na sprzedaż”. Widocznie on szybciej się z tym uporał.
Jak weszliśmy przez drzwi, położyłam łóżeczka na kanapie, a Rhodey zaczął przenosić ubrania z szaf do kartonów. Trochę nam to zajmie, ale trzeba rozpocząć nowy etap życia.

**Tony**

Otrzymałem odpowiednie ubrania z zakładu. Zdjąłem z siebie garnitur, ubierając białą bluzkę, spodnie i buty. Wyglądałem jakbym był chory psychicznie, ale trudno. Będę musiał się przyzwyczaić. Niewykluczone, że terapia potrwa z miesiąc. Zależy, co powie Victoria.

**Pepper**

Była już dwunasta i akurat wtedy uporaliśmy się z sprzątaniem pozostałych rzeczy, jak elektronika, przenośny sprzęt, czy reszta ciuchów. Dzieci dalej były spokojne. Chciałabym być nieświadoma czasem pewnych wydarzeń. Po skończeniu zaklejaniu kartonów, wynosiliśmy je do bagażnika. Od lekarki miałam ładowarkę do implantu Lily, by nie musiała w nocy specjalnie być w zbrojowni. Jak skończyliśmy wszelkie porządki, Rhodey też wyczyścił swoje mieszkanie, naklejając kartkę o sprzedaży. Po tym wszystkim pojechaliśmy do domu pani Rhodes. Mam nadzieję, że nie będziemy sprawiali kłopotu. Jednak przywitała nas ciepło.

Roberta: Witajcie. Przepraszam, że nie byłam na ślubie, ale niedawno wróciłam i rozprawa się przedłużyła. Niestety, ale mój klient został uznany za winnego
Rhodey: Nie przejmuj się, mamo. I tak jesteś najlepszą prawniczką
Roberta: To miłe z twojej strony, a co tu robicie?
Pepper: Tony musiał wyjechać na miesiąc
Roberta: Coś się stało?
Pepper: Musi coś załatwić, a my jeszcze nie mamy pokoju dla dzieci. Chciałam poprosić, czy mogę…
Roberta: Nie ma problemu. Nawet nie pytaj. Wchodźcie, bo zaraz zamarzniecie. Dobrze, że śnieg jeszcze nie zdążył spaść
Pepper: Dziękuję, a pani mąż…
Roberta: Jest na wojnie. Nie wiem, kiedy wróci
Rhodey: Nie napisał nic?
Roberta: Ciągle cisza. Eee.. Zjecie coś?
Rhodey: Padam z głodu
Roberta: Haha! Jak zawsze

Miło z jej strony, że nie widzi problemu, żeby zatrzymać się na chwilę. Weszliśmy do środka, przechodząc do salonu. Maluszki położyłam na łóżku, zaś wszystkie kartony postawiliśmy w przedpokoju. Trochę ich było. Roberta coś przygotowywała w kuchni. Chciałam jej pomóc, ale Lily zaczęła płakać. Dobra. Chyba czas zmienić pieluchę… Chwila… Minęły zaledwie sekundy… Matt też?

Pepper: Rhodey, bierz pieluchy. Pomożesz mi
Rhodey: Czemu ja?
Pepper: Och! Nie zrzędź, tylko mi pomóż

Od razu pobiegłam do dzieci, instruując przyjaciela, co ma robić. Wiem, że tego nie chciał, ale nie miał wyboru. Przyznaję, że spuściły nam niezłą bombę, a Lily się uśmiechała, ciesząc z tego. Po kilku minutach była “czysta”, a Rhodey dalej walczył z Mattem. Bawiło mnie to, lecz pomogłam mu. Już go odrzuciło na bok. Moja wina, ile jedzą? Przecież zjadły kilka papek w szpitalu. Na szczęście uporaliśmy się z bałaganem. Gdy pani Rhodes przyniosła nam ciepłe grzanki, Rhodey nie miał ochoty jeść. Aż tak poczuł zapaszki brudnej pieluszki, że stracił apetyt?
© Mrs Black | WS X X X