Part 76: Jesteśmy rodziną

2 | Skomentuj
**Tony**


Rhodey pomógł mi wstać i o dziwo nie robił mi kazania. Chyba już nie miał na to sił, a przecież wiedział, jak była ważna dla mnie Pepper. Dzięki niej moje życie nabrało sensu, aż chcę z nią być do końca. Póki Śmierć nas nie rozłączy. Tak. Przysięga małżeńska nas czeka, lecz wpierw urodzi się dziecko. Wyjaśniałem Rhodey’mu, jak bardzo chcę zobaczyć się z kobietą mego życia, a on dalej nie chciał mnie puścić wolno. Do rozmowy dołączył Yinsen. U niego było widać, że nie był zachwycony.


Dr Yinsen: A ty, gdzie się wybierasz?
Tony: Do Pepper
Dr Yinsen: Rhodey, pozwalasz mu na to?
Rhodey: Nie, bo powinien leżeć, ale…
Dr Yinsen: Ale co?
Rhodey: Jak jeden dzień się zerwie z łóżka, nic się nie stanie
Dr Yinsen: Rhodey…
Rhodey: Zresztą, gdyby coś się działo, jesteśmy w pobliżu
Tony: Dzięki, Rhodey. Ja… nie odpuszczę, doktorze
Dr Yinsen: Ech! Skoro tak bardzo nalegasz, to zgoda. Możesz do niej pójść, ale najpierw cię zbadam. Muszę mieć pewność, w jakim jest stanie twoje serce
Tony: Dobrze


Lekarz sprawdził stetoskopem, jak bije organ, a po ponownym podpięciu do kardiomonitora, widział, że nie było ani źle ani dobrze. Wahał się, czy mnie puścić, lecz później zgodził się. Jeszcze z rana ubrałem się i z pomocą przyjaciela opuściłem dom. Wsiedliśmy do karetki, jadąc do szpitala. Sama ta myśl, że zobaczę się z rudą, dawała mi siły, by szybciej wyzdrowieć. Muszę, jak najszybciej stanąć na nogi, bo złoczyńcy sami się nie powstrzymają. Ups! Zbroja nadal nie została ukończona. Jednak wolę się nią zająć, gdy będę w stanie walczyć.
Gdy minęła godzina, znaleźliśmy się na miejscu. Od razu doktorek nas zaprowadził, gdzie mieścił się oddział dla przyszłych matek. Wystarczyło dwa razy skręcić w prawo, by trafić do odpowiedniej części szpitala. Rozglądałem się po szybach w drzwiach sal, gdzie mogła leżeć Pep. Daleko nie była, bo trzecie drzwi od wejścia. Lekarz natrafił na Victorię i ci wyszli ze sobą porozmawiać, a my odwiedziliśmy naszą przyjaciółkę. Usiadłem obok niej i przytuliłem.


Tony: Dobrze… cię widzieć
Pepper: I wzajemnie. A jednak cię puścili
Rhodey: Ja nie miałem nic przeciwko. No dobra. Trochę miałem
Pepper: O! Hej, Rhodey. Fajnie, że też przyszedłeś. W końcu w komplecie. Hehe! Prawie, bo jeszcze mamy maluszka w drodze. Ciągle go roznosi i już chce wyjść
Tony: Już wiesz… jaka płeć?
Pepper: Aha! Chłopczyk!
Rhodey: No to wam gratuluję. Oby nie pozjadał wszystkich rozumów… Jak się czujesz?
Pepper: Tak dziwnie, bo inne geny, a za cztery dni rodzę
Tony: Tak szybko?
Pepper: Spokojnie. Tylko mi tu nie mdlej
Rhodey: Wczoraj przespał cały dzień. Nadal powinien odpoczywać, ale nalegał, by się z tobą zobaczyć
Pepper: To się nazywa miłość, Rhodey. Tony, chcesz posłuchać, jak bije mu serduszko?
Tony: A mogę?
Pepper: Śmiało. Nie wstydź się
Rhodey: A ja też mogę?
Pepper: Tylko Tony może, bo jest ojcem
Tony: Hehe! Sory, Rhodey


Ostrożnie przyłożyłem głowę do jej brzucha, co mimo ciąży był taki, jak wcześniej. Słyszałem, jak bije mu serduszko, a nogami kopie, jakby chciał walczyć. Mmm… Wojownik. Zdecydowanie mężczyzna godny nazwiska Stark.


Pepper: I jak?
Tony: Nie… boli cię, jak… kopie?
Pepper: W nocy przesadził, ale nie jest źle. To znaczy, że żyje i jest zdrowy. A co z tobą? Lepiej się czujesz?
Tony: Nie… narzekam
Pepper: Lepiej wróć do domu się przespać, ale zanim to zrobisz, coś ci pokażę
Tony: Co to?
Pepper: No zobacz. To nas rozrabiaka


Uśmiechnęła się, podając mi fotografię. Od razu moje serce zaczęło bić szybciej, że znowu poczułem ból. Teraz jestem pewny, że będę ojcem. Za cztery dni? Jak ja ogarnę przygotowania pokoiku dla dziecka? Jeszcze pozostała kwestia imienia.


Rhodey: Tony, uspokój się
Tony: Jestem spokojny
Rhodey: Takie wrażenia?
Tony: Mój… synek
Pepper: Nasz synek


Uścisnęła moją dłoń, a później przytuliłem się do niej, aż uroniłem kilka łez. Wciąż nie potrafię uwierzyć, ale cieszę się z tego.


**Pepper**


Nie wierzę, że Tony się popłakał, Był szczęśliwy. Już dawno go nie widziałam w takim stanie. Ostatnio jedynie starał się walczyć, by znieść ból, a dziś jest przepełniony radością. Jednak czułam, że coś było nie tak. Szepnął mi do ucha.


Tony: Nie… martw się. To normalne. I tak… będę z tobą… przy porodzie. Możesz… na mnie liczyć
Pepper: Dziękuję ci. Jesteś kochany
Rhodey: Ekhm… Nie chciałbym wam przerywać, ale muszę was zapytać, czy macie już imię dla dziecka?
Tony: Może Will?
Pepper: Nie! Zbyt królewskie
Rhodey: Albo James
Tony: Egoista
Rhodey: No co? Ładne
Tony: Ale te… musi być… wyjątkowe… A może… Matt?
Rhodey: Poważnie, Tony? Lepszego nie mogłeś wymyślić?
Pepper: Matt… Matthew… Podoba mi się
Tony: Rhodey?
Rhodey: To twoje dziecko. Mnie nie mieszaj. Niech będzie takie imię
Tony: Będziesz… ojcem chrzestnym?
Rhodey: O! Ty chyba żartujesz? No pewnie, że będę. Dzięki. A ty, Pepper? Zgadzasz się?
Pepper: Jesteśmy rodziną i tak ma pozostać
Rhodey: To w takim bądź razie, moja mama może być matką chrzestną
Pepper: Roberta? Tak? Spoko. Pasuje

Wszyscy byliśmy podekscytowani narodzinami maluszka, ale cały ten urok przerwało pojawienie się lekarzy. Victoria prosiła, by wyszli, bo musiała znowu mnie torturować. Tak. Ciągłe badania są potwornie męczące. Na pożegnanie dałam mu zdjęcie dziecka i cmoknęłam go w policzek. Uśmiechnął się, a nawet pomachał ręką. Później jedynie pokazał nimi znak serca, mówiąc bodajże trzy słowa. Będę… z… tobą. Wiedziałam, że nie kłamie. Ja to po prostu wiem.


---**---

No więc dwie notki zostały dodane i mam nadzieje, ze jutro tez wstawię kolejną. Powiem, że zbliżamy się do momentu, gdy Pep stanie się matką. Będzie się działo :)

Part 75: Dzieci z Makluańskiej krwi

0 | Skomentuj

**Tony**


Siódma godzina, a ja jeszcze nie zasnąłem. Chciałem zobaczyć się z Pepper. Niestety, wciąż był problem z poruszaniem się, ale telefon miałem pod ręką. Chciałem upewnić się, że wszystko gra i nic jej nie jest. Sięgnąłem ręką po komórkę, co też wymagało sporego wysiłku przy szwach. Jednak jakoś go dorwałem. Przez chwilę myślałem, czy to dobry pomysł, żeby dzwonić tak wcześnie? Zasnę spokojniejszy, gdy usłyszę jej głos. Odebrała.


Tony: Dzień… dobry, Pep… Mam nadzieję… że… nie przeszkadzam
Pepper: Tony. Jak to dobrze cię słyszeć żywego. Jak się czujesz?
Tony: Hmm… Powoli wracam… do zdrowia
Pepper: Właśnie słyszę. Coś cię boli?
Tony: Tylko, jak… się ruszę. To… szwy. Nic… takiego. A ty? Słyszałem… że jesteś… w szpitalu
Pepper: No tak, bo za niecałe pięć dni urodzę dziecko, a ty mi nie wierzyłeś, że będziesz ojcem. Niezły z niego napastnik. Chyba będzie chłopczyk. Masz jakieś pomysły na imiona? Eee… No wiesz. Trzeba już coś wymyślić i pokoik urządzić, ale ty teraz musisz odpoczywać bez udziału w żadnych akcjach Iron Mana. A! I nie martw się o Gene’a, bo zabiłam gnojka
Tony: Hehe! Cała ty. Gada… gada. No to… powiem ci, że… jestem… w szoku. Dziecko? Przecież… nie jesteśmy… na to… gotowi. I zabiłaś… Gene’a? Odważnie
Pepper: Wybacz. Po prostu się cieszę, że żyjesz. Chciałabym się z tobą zobaczyć, ale przez tak szybki rozwój ciąży… No wiesz. Te obce geny
Tony: Rozumiem… Przyjdę dzisiaj
Pepper: Pozwolą ci?
Tony: Muszą. Tak… mi ciebie… brak
Pepper: Ja czuję to samo, ale musisz odpoczywać. Wiele wycierpiałeś i naprawdę robili wszystko, by cię uratować… Muszę już kończyć. Będę miała robione kolejne badania. Trzymaj się, Tonusiu. Bądź zdrów
Tony: Ty też… Pep. Ty też


Rozłączyłem się, lecz w miarę byłem spokojny, ale… Naprawdę będę ojcem. Będę ojcem! Dobra. Uspokój się. Jeszcze bardziej się zdziwisz, jak zobaczysz swojego potomka. Jednak cieszę cię, że Pepper nic nie jest, a zabicie Gene’a musiało wymagać wielkiej odwagi. Szkoda, że nie mogłem tego zobaczyć. Po kilku minutach odłożyłem telefon na miejsce i zasnąłem.


**Pepper**


Lekarka pobrała mi krew do podstawowych badań. Znowu sprawdzała, czy dziecko rozwija się prawidłowo. Ja rozumiem, że moja ciąża jest bardzo specyficzna, bo nawet po ciele nie widać, czy noszę w sobie maleńkie życie. Przesadza z diagnostyką. Jednak cieszę się, że mogłam podzielić się tą dobrą nowiną z Tony’m, który przeżył operację i mam nadzieję na szybki jego powrót do zdrowia. W końcu ktoś musi mi towarzyszyć, kiedy zacznie się poród. Lekko zamknęłam powieki, aż poczułam, jak ktoś coś wbija do ręki. Nie miałam spokoju przez moje geny.


Pepper: Dużo jeszcze będzie tych badań? Jestem zmęczona
Dr Bernes: Wiem o tym, Pepper, ale robię to dla twojego dobra. Chcę, żeby nie doszło do żadnych komplikacji, bo dziecko na razie jest zdrowe. Muszę cię obserwować. Naprawdę boję się, czego można się spodziewać przy tej ciąży
Pepper: Chociaż Tony się obudził. Już wie, że będzie ojcem. Jak wyzdrowieje, pomoże mi
Dr Bernes: Chciałabyś, aby był obecny przy porodzie? Nie wiem, czy Ho mu pozwoli
Pepper: Jak go nie puści, pogadam sobie z doktorkiem. Przecież ojciec malucha powinien być świadkiem narodzin. Nie uważa tak pani?
Dr Bernes: Po części masz rację
Pepper: Po części?
Dr Bernes: Tony musi odpoczywać po operacji. Dobrze wiesz, co będzie, jak zacznie szaleć?
Pepper: Wiem, ale mimo wszystko, ma być ze mną


Byłam uparta, że lekarka nie chciała dłużej prowadzić o tym rozmowy, więc zajęła się wypełnianiem dokumentacji. Też bałam się, jak to będzie wyglądać, a w książkach nie ma takiej wiedzy. Postanowiłam zasnąć, bo może uda się nawiązać kontakt z moim przodkiem. Próbowałam skupić swoje myśli na jego postaci ze świątyni.
Całe otoczenie było zamglone, ale mogłam go dostrzec, a długi ogon był zauważalny u jaszczura. Ostrożnie podeszłam do niego i jednym gestem ręki spowodował, że upadłam na kolana. Miałam z nim kontakt wzrokowy, gdy był coraz bliżej.


Strażnik: Wezwałaś mnie? Nie dzierżysz już pierścieni, a i tak wykorzystujesz swoje moce odpowiednio. Co cię trapi?
Pepper: Noszę w sobie dziecko, które ma w sobie obce DNA, Nie wiem, jak mam się zachować w czasie ciąży. Pomożesz mi?
Strażnik: Powinnaś wiedzieć, że nie masz jednego dziecka, a więcej. Makluańskie dzieci nigdy nie rodzą się same. Czasem walczą między sobą, a teraz ich życie powierzyłaś ludziom. To wielki błąd, Patricio. Oni ci nie pomogą


Dotknął mojego brzucha, aż poczułam, że jedno serce bije bardzo szybko, a dziecko zaczęło kopać niespokojnie.


Pepper: Co mam zrobić?
Strażnik: Bądź silna, bo przez ludzkie geny jesteś słabsza. Jeśli pozwolisz sobie przegrać z bólem, umrzesz i ty i twoje dzieci. Jednak wierzę, że dasz radę, skoro przeszłaś ostatni test


Gwałtownie się obudziłam, aż poczułam zwiększoną ruchliwość dziecka. Mówił o dwójce, a wciąż odzywało się jedno. Ból brzucha zaczął mnie rozrywać na strzępy. Krzyczałam, lecz po dostaniu dawki leków przeciwbólowych, odczułam różnicę. Kopnięcia były łagodniejsze.


Dr Bernes: Co się stało?
Pepper: Na pewno mam… jedno… dziecko?
Dr Bernes: Nie zauważyłam więcej. A czemu pytasz?
Pepper: To dziwnie zabrzmi, ale… mój przodek z krwi Makluan… powiedział mi, że nie mogę mieć… jednego, a więcej
Dr Bernes: Spokojnie. Mamy na razie wszystko pod kontrolą. Śpij dobrze. Do porodu mamy pięć dni. Odpocznij i niczym się nie martw
Pepper: Dziękuję


**Tony**


~*Następnego dnia*~


Wstałem po cichu z łóżka, odłączając się od kardiomonitora. Chciałem, jak najszybciej zobaczyć się z Pepper. Potrzebowała mnie. Ja to po prostu czuję, dlatego koniec wylegiwania się. Gdy usiadłem na łóżku, zauważyłem, że przespałem cały dzień, bo była ósma rano. Jednak czułem się lepiej. Próbowałem wyjść niespostrzeżenie, ale długo nie ustałem na nogach i upadłem. Przeklęte szwy. No i obudziłem Rhodey’go.


Tony: Zanim… zrobisz mi… kazanie, musisz mnie… zrozumieć
Rhodey: Masz odpoczywać. Zero walk przez tydzień, rozumiesz?
Tony: Wiem, ale… tu chodzi o… coś innego
Rhodey: O co?
Tony: Muszę iść… do Pepper

Part 74: Problemy z genami

0 | Skomentuj


**Tony**


Gwałtownie się obudziłem w tym samym pomieszczeniu, co ze snu. Słyszałem, jak coś hałasuje po prawej stronie i to był przenośny monitor, mierzący parametry życiowe. Nerwowo się rozglądałem, bo nie wiedziałem, co się dzieje. Hałas maszyny obudził dwie osoby. To Rhodey… i dr Yinsen? Myślałem, że się mylę, ale faktycznie lekarz tu był.


Dr Yinsen: Witaj wśród żywych, Tony. Dobrze się spało?
Tony: Ja… Eee… Widziałem Pepper. Jest tu?
Dr Yinsen: Przy operacji była z tobą, ale później poszła do szpitala
Tony: Coś… jej… jest? Rhodey!
Rhodey: Uspokój się. Chce się upewnić, czy serio jest w ciąży, bo ty jej nie wierzysz na słowo
Tony: Długo… spałem?
Dr Yinsen: Tylko trzy godziny. I tak nigdzie się nie ruszasz
Tony: Chcę… iść… do Pepper
Dr Yinsen: Na razie odpocznij, a chyba zauważyłeś, że wracasz do starych nawyków
Tony: Co?
Dr Yinsen: Przykro mi. Implant był jedynym wyjściem
Tony: Poważnie?! Ach! Zniosłem… cały ten… ból. Tylko… po to, by… znowu… męczyć się… z implantem?
Dr Yinsen: Czas działał na naszą niekorzyść, ale mam dla ciebie dobrą wiadomość. Znowu możesz żyć i nie umierasz. Nikt nie został ranny, więc nie masz się czym martwić
Rhodey: Ale na rolę ojca musisz być gotów
Dr Yinsen: Rhodey, daj z tym spokój. Najpierw niech odpocznie i nabierze sił, a potem możecie dyskutować o ojcostwie
Rhodey: Jest jeszcze jedna sprawa
Tony: Co takiego?
Rhodey: Przez tydzień nie możesz walczyć. Tony, rozumiesz? Tony!


Nie mogłem w to uwierzyć. Pepper jest w szpitalu, a ja nie jestem przy niej i o byciu Iron Manem muszę na chwilę zapomnieć. Poczułem, jak serce bije szybciej, co mi sprawiało ból. Co oni mi zrobili? Na szczęście dostałem jakieś leki i się uspokoiłem, a dzięki temu również zniknęły pozostałe dolegliwości. Zrobiłem się senny. Zasnąłem.


**Pepper**


Doktorek miał rację, że ona zajmowała się sprawami ciąży. Bez problemu zostałam przyjęta i pokazała mi zdjęcie USG. Powiedziałam jej, kiedy doszło do stosunku i to, że zrobiłam test, który był pozytywny. Po skończonym badaniu miałam rozmowę z lekarką. Wyglądała na zaskoczoną. Oj! Zaraz bardziej się zdziwi, co jej powiem.


Dr Bernes: Dziwne, że po czterech dniach, dziecko rozwinęło się, jakby był czwarty miesiąc ciąży. Pierwszy raz mam z tym do czynienia. A masz mdłości?
Pepper: Jeśli liczyć takie nagłe zrzyganie się na kafelki w łazience, to tak
Dr Bernes: Hmm… Jednak wszystko jest w porządku. Rozwija się prawidłowo, ale za szybko
Pepper: Czyli jestem w ciąży? Na pewno?
Dr Bernes: No tak, dlatego zostajesz w szpitalu
Pepper: Nie mogę poczekać, aż się zacznie i wtedy przyjadę?
Dr Bernes: Nie, bo twoja ciąża jest nieludzka
Pepper: Ech! Nic dziwnego, skoro mam geny Makluan. Nie mówiłam o tym?
Dr Bernes: Raczej nie, choć teraz mamy wyjaśnienie szybkiego rozwoju płodu. Wygląda na to, że nasz dzień jest dla nich jednym miesiącem. Z tego wynika, że urodzisz za pięć dni
Pepper: O! Tak szybko? Nawet nie ma pokoiku dla dziecka
Dr Bernes: Spokojnie. Przez pierwsze dni będziesz w szpitalu, a twój mężulek…
Pepper: Nie mamy ślubu
Dr Bernes: No to twój narzeczony ci pomoże zorganizować wszystko, co potrzeba
Pepper: Na Tony’ego zawsze mogę liczyć, ale martwię się o niego
Dr Bernes: Dr Yinsen mu pomoże, a Rhodey też coś zdziała. Hmm… Więc zostajesz w szpitalu, ale powinnaś mu o tym powiedzieć, żeby sam nie zaczął panikować
Pepper: Faktycznie. Z nim nigdy nic nie wiadomo


Cieszyłam się z tego, że będę matką. Maluch dalej kopie, ale już nie prowokuje do wymiotów. Czuję, że roznosi go energia. Chyba będzie chłopczyk.


**Victoria**


Zabrałam Pepper do sali, gdzie miała leżeć, czekając na poród. Pierwszy raz będę musiała przygotować się, by pomóc kobiecie w urodzeniu dziecka, które ma obce geny. Mam nadzieję, że nie będzie cierpiała tak samo okropnie, jak wtedy Tony. Postanowiłam zadzwonić do Ho w celu spytania o jego stan. Jego przyszła żona z pewnością chciałaby się z nim zobaczyć. Akurat odebrał po pierwszym sygnale.


Dr Yinsen: Witaj, Victorio. Wysłałem do ciebie Pepper. Była z tobą?
Dr Bernes: Właśnie zaprowadziłam ją na oddział. Jest w czwartym miesiącu ciąży, bo dziecko rozwija się z obcymi genami, które nie należą do człowieka
Dr Yinsen: Wow! Tego bym się nie spodziewał. I jak z nią?
Dr Bernes: W porządku, ale musi zostać, bo potrzebuję obserwować, co się dzieje z maluszkiem
Dr Yinsen: To dobrze. Przekażę Tony’emu, jak się znowu obudzi
Dr Bernes: No właśnie. Ja właśnie dzwonię w tej sprawie. Jak się czuje?
Dr Yinsen: Rany się goją, ale trudno mu się pogodzić, że znowu ma implant
Dr Bernes: Chyba boi się powtórki z tego, co było
Dr Yinsen: Myślisz?
Dr Bernes: Pewnie tak. Jeśli Pepper, by się o niego pytała, co mam powiedzieć?
Dr Yinsen: Prawdę, że wraca do zdrowia
Dr Bernes: Na pewno nic złego się nie dzieje?
Dr Yinsen: Na razie jest w miarę spokojnie, ale lepiej jej nie martwić. Teraz, kiedy czeka na dziecko, musi zachować spokój
Dr Bernes: Masz rację. Dziękuję za informacje
Dr Yinsen: Ja również dziękuję


Rozłączyłam się, by podłączyć dziewczynę do specjalnych urządzeń, co będą w stanie kontrolować ją i maleństwo. Oby nie doszło do żadnych komplikacji. Ech! Już siódma? Chyba nic się nie stanie, jak lekko się zdrzemnę. W razie czego, są alarmy. Położyłam się na kanapie w gabinecie, zasypiając.


**Tony**

Myślałem o Pepper i implancie. Znowu wróciłem do punktu wyjścia. Tak bardzo chciałem uniknąć życia z implantem, lecz odniosłem porażkę. Zamiast w spokoju zasnąć, jak trzeba, byłem uwięziony w sieci zmartwień. Nie wiem, czy podołam w nowej roli. Nie wiem, jak długo zniosę tę bezczynność. Może już nie umrę przez coś, co mnie utrzymuje przy życiu, ale jako Iron Man zawsze mogę spotkać się ze Śmiercią. To nieuniknione, a przecież chciałbym być szczęśliwy z moją rodziną. Tą nową i starą, co zawsze będzie dla mnie ważna. Zawsze.


---**---

Hej. Chcę was poinformować, że jutro notki nie będzie przez to, bo jest studniówka, więc wybaczcie mi za to. Ostatni rok z klasą to jakoś chce sie spedzic ten czas. Jednak nie martwcie sie. Za to w sobote beda dwie notki. Uczciwie, prawda? Mam nadzieje, ze nie bedziecie sie gniewac :)

Part 73: Niepewna przyszłość

0 | Skomentuj


**Rhodey**


Nie wiedziałem, jak zacząć. Oboje byli we krwi, a Pepper wyszła spokojniejsza. Musiałem spytać o stan Tony’ego. Nadal strach istniał, ale w końcu on też był spokojny. Lekarka pojechała, a Yinsen z nami został.


Rhodey: Operacja się udała?
Dr Yinsen: Przyznaję, że było ciężko, bo pojawiło się kilka komplikacji, ale z Victorią poradziliśmy sobie. Teraz Tony musi nabrać sił. Wiele wycierpiał, a żadne leki i znieczulenie nie pomogły mu znieść bólu. Tylko wasza obecność dała tę siłę. Dziękuję wam
Rhodey: To my dziękujemy
Pepper: Teraz nie będzie miał żadnego ataku?
Dr Yinsen: Zobaczymy. Będę tu z wami, by dopilnować, że nic mu nie jest, a poza tym musi wiedzieć, że wraca do starych nawyków
Pepper: Ładowanie implantu. A coś jeszcze?
Dr Yinsen: Musi uważać na siebie i pod żadnym pozorem przez tydzień nie może walczyć
Rhodey: Tony nie będzie zachwycony
Dr Yinsen: No trudno. Operacja była bardzo inwazyjna dla jego organizmu, więc nie może się szarżować
Pepper: Ale będzie żyć?
Dr Yinsen: Będzie, jeśli sam będzie tego chciał


Lekarz zbadał stetoskopem jego bicie serca, a kardiomonitor mu pomagał ustalić, ile czasu zajmie regeneracja. Mimo zmartwień o przyjaciela, odetchnąłem z ulgą, bo żył, a ból skończył go męczyć.
Gdy chciałem coś powiedzieć, Pepper szybko pobiegła do łazienki. Nie wiedziałem, czego to była wina, ale… No przecież mówiła, że jest w ciąży. Albo tu chodzi o coś innego. Mam nadzieję, że po śmierci Gene’a nie będzie tyle problemów.


**Pepper**


Obce geny i pewnie ta przemiana musiały przyspieszyć proces ciąży. Czułam w sobie, jak coś we mnie kopie nóżkami, aż odruchowo zwymiotowałam na podłogę. Nie zdążyłam na czas wycelować w odpowiednie miejsce, że musiałam posprzątać podłogę. Liczę na urodzenie zwykłego bobaska bez jaszczurczego ogona.
Gdy skończyłam haftować, wytarłam usta, a swoje brudy sprzątnęłam z podłogi. Wyszłam z pomieszczenia, uśmiechając się, jakby nic się nie stało.


Rhodey: Dobrze się czujesz?
Pepper: Wiesz, jak to jest. Zupełnie normalne. Teraz Tony musi mi uwierzyć. Te geny i moje odrodzenie pewnie wspomogły wzrost dziecka w brzuszku
Rhodey: Eee… Jak bardzo wzrosło?
Pepper: Nie wiem. Wydaje mi się, że już zachowuje się niczym napastnik. Maluch rośnie. Raczej czwarty miesiąc, ale nie jestem pewna
Dr Yinsen: Jeśli naprawdę jesteś w ciąży, powinnaś być pod opieką odpowiedniego lekarza
Pepper: Wiem, ale nie mogę zostawić Tony’ego. Nie teraz
Dr Yinsen: Zajmę się nim i gdyby coś się działo, zadzwonię lub Rhodey ci powie
Pepper: No zgoda, ale najpierw trzeba się umówić na wizytę
Dr Yinsen: Victoria cię przyjmie bez kolejki
Pepper: Co? To ona…
Dr Yinsen: Tak. Zajmuje się takimi sprawami. Idź do niej, a my dopilnujemy, by nic złego się nie stało
Pepper: Zgoda


Poszłam im na rękę i zostawiłam Tony’ego, choć wolałabym być przy nim. Jednak zdrowie dziecka również jest ważne, o ile nie jestem w błędzie, bo zdarza się… A! Głupoty. Będę matką i Tonuś będzie babrał w pieluszkach.


**Rhodey**


Jestem w szoku. Tak szybko będę wujkiem. Ciekawe, czy będzie chłopczyk. A może dziewczynka? Tony w nowej roli zmieni swoje życie i liczę, że zadba o swoje serce. Oddychał spokojnie, lecz nadal nie otworzył oczu. Jak długo…


Rhodey: Jak długo trzeba czekać?
Dr Yinsen: Tyle, ile będzie potrzebował czasu. Nie martw się. Gdyby coś się działo, jestem tu
Rhodey: Wiem, ale chcę, żeby w pełni wyzdrowiał
Dr Yinsen: To niemożliwe, a po tej operacji nie ma zbyt wielkich szans do odzyskania pełnej sprawności
Rhodey: Czyli mam rozumieć, że nie będzie mógł chodzić?
Dr Yinsen: Nie o to mi chodziło. Mam na myśli stan jego serca, ale raczej szybko wróci do zdrowia. Odpocznij, bo na razie nic nie zdziałasz. Sam muszę się położyć po tej długiej operacji
Rhodey: W części domowej jest kanapa. Może pan tam iść, a ja będę spał na krześle
Dr Yinsen: Nie ma mowy. To niezdrowe. Jeśli tak bardzo chcesz mieć na niego oko, weźmiemy go ze sobą, ale ostrożnie. Trzeba uważać na jego rany


Lekarz miał rację, więc nie miałem nic przeciwko. Wziąłem Tony’ego ostrożnie sposobem matczynym, a specjalista zabrał ze sobą cały sprzęt. Po kilku minutach znaleźliśmy się w części domowej. Powoli położyłem go na łóżku w salonie, a nam pościeliłem posłania w innym pokoju. Próbowałem zasnąć, lecz jedynie leżałem. Znowu zacząłem się bać o przyjaciela. Napisałem SMS-a do Pepper, że przenieśliśmy się do drugiej części fabryki, gdyby chciała do nas zawitać. Później oczy same się zamknęły, odpływając do świata snów.


**Tony**


Powoli otwierałem oczy. Nareszcie nie czułem tego piekła, jak w trakcie operacji. Jednak byłem w innym miejscu. Salon? Od razu chciałem wstać, lecz narywały szwy przy klatce piersiowej. Dotknąłem je dłonią i faktycznie tam były, a serce znowu wspomagał implant. Oby nie zepsuł się po raz drugi, bo nie mam zamiaru ponownie przeżywać tego piekła. Na bransoletce wyświetliła się godzina. Piąta nad ranem? Trochę odleciałem, a teraz nie mogłem się nigdzie ruszyć. Próbowałem, lecz bezskutecznie. Byłem rozkojarzony, a znałem to miejsce. Czy ktoś tu był? Zrobiłem najgorszą rzecz, co mogłem. Starałem się krzyczeć.


Tony: Halo! Jest… tu… ktoś?


Ledwo zdołałem coś powiedzieć, ale kogoś zobaczyłem w pomieszczeniu. Pepper? Czy to możliwe? Przecież była ze mną w trakcie operacji. Uśmiechała się, trzymając swoją rękę na brzuchu. Ostrożnie podeszła do mnie.


Tony: Pepper? Czy… Czy… to… naprawdę… ty?
Pepper: Tony! Ty żyjesz!


Krzyknęła, rzucając mi się na szyję. Chyba nie mam zwidów? Nie! To musi być ona! Tylko jej serce bije takie żywe, ale czułem dwa odmienne pulsy. Dziecko? Raczej pogrążyłem się w koszmarze. Żartuję. Po prostu, jak dla mnie, trochę za wcześnie. Nie jestem gotowy na rolę ojca.


Tony: Pepper…
Pepper: Cii… Śpij, skarbie. Musisz odpocząć. Pamiętaj… Jestem przy tobie

Nagle jej twarz się rozmyła. Nie rozumiem. Nadal się nie przebudziłem? Chciałem, jak najszybciej zobaczyć się z nimi, a szczególnie z rudą. Tak naprawdę i bez przywidzeń.


---**--

Rozpoczynamy fazę czwartą. Ostatnio mam problem z pisaniem notek, ale postaram się jakoś je wstawiać. Czeka was mnóstwo niespodzianek. Pozytywnych i negatywnych.
© Mrs Black | WS X X X