Part 54: Odbiło ci?

0 | Skomentuj


**Pepper**


Tony ma za dużo przede mną tajemnic. Myślałam, że mi w pełni ufa, ale widocznie byłam w wielkim błędzie. Jak mógł mi nie powiedzieć, że umiera? Nie spodziewałam się po nim tak egoistycznego zachowania, choć Rhodey’mu powiedział. Chyba muszę zastanowić się, czy z nim chcę spędzić resztę życia.
Siedzieliśmy zniecierpliwieni przed salą, czekając na jakieś wieści o stanie Tony’ego.

Pepper: Dlaczego nikt nie wychodzi? Czemu to tak długo trwa? Co się dzieje?!
Rhodey: Bądź cierpliwa. Dr Yinsen wie, co robi. Po prostu musimy czekać. Nic więcej nie możemy zrobić

Uderzyłam go w twarz, bo te jego gadanie było bezsensowne, a za ukrywanie prawdy powinien oberwać bardziej. Moje serce zaczęło bić, jak szalone na widok biegnącej lekarki. Znaliśmy ją. Przecież zawsze towarzyszyła temu doktorkowi w okularach. Od razu zaczepiłam ją na korytarzu. Możliwe, że coś wiedziała.

Pepper: Proszę mi powiedzieć, co tam się dzieje?! Jest bardzo źle?
Dr Bernes: Nie wiem. Przepraszam… Porozmawiamy później
Pepper: NIE POZWÓLCIE MU UMRZEĆ!

Krzyknęłam, upadając na kolana, płacząc z schowaną głową w dłoniach. To nie może się tak skończyć. On musi żyć! Jeśli coś pójdzie nie tak, sama tam wparuję i będę działać bez względu na to, czy mnie do niego dopuszczą.

**Victoria**

Musiałam, jak najszybciej pojawić się na bloku, gdzie operował Ho. Nie chciałam, by posunął się do czegoś, czego później będzie żałował. Dowiedziałam się od ordynatora o operacji i zamiarach przyjaciela, które nie były dobrym rozwiązaniem, dlatego nie mogłam rozmawiać z Pepper. W ostatniej chwili przerwałam mu wyjmowanie implantu.

Dr Bernes: Stój! Nie rób tego! Zgłupiałeś do reszty?!
Dr Yinsen: Nie wiesz, co chcę zrobić
Dr Bernes: Oj! Chyba wiem. Rozmawiałam z ordynatorem. Nie możesz go pozbawić implantu!
Dr Yinsen: Jest w zbroi. Nie mogłem jej zdjąć, bo utrzymuje przy życiu, a te ustrojstwo go zabija. Przed tymi drzwiami czekają na niego bliscy, którzy chcą zobaczyć się z nim żywym. Mam im powiedzieć, że zmarnowali czas? Tego chcesz?
Dr Bernes: Czyli po pozbyciu się implantu, jego serce będzie podtrzymywać zbroja?
Dr Yinsen: Masz lepszy pomysł?
Dr Bernes: Dlatego tu jestem

Pokazałam mu, co przyniosłam. W pudełku był reaktor łukowy, który mógł zastąpić wadliwy mechanizm. Przez chwilę się temu przyglądał, zastanawiając się nad tą opcją. Kiwnął głową, że się zgadza i wzięliśmy się do roboty. Próbowaliśmy wyjąć implant bez konieczności zdejmowania zbroi. Zaczęliśmy od stopniowego wwiercania się w napierśnik, by dojść do źródła mocy. Nic nam to nie dało, bo grubość materiału uniemożliwiała przebicie się przez wnętrze powłoki.


Dr Bernes: Chyba będziemy musieli pozbyć się zbroi, jeśli chcemy włożyć reaktor łukowy
Dr Yinsen: Trzeba być gotowym na nagłe pogorszenie stanu. Dasz radę?
Dr Bernes: Nie poddam się tak łatwo

Ostrożnie pozbawiliśmy Tony’ego zbędnego balastu. I tak, jak mówił Ho. Zrobiło się naprawdę gorąco. Gwałtownie na kardiomonitorze była ciągła pozioma linia. Od razu zrobiliśmy wymianę urządzeń, by serce zatrybiło z nowym rytmem życia. Czekaliśmy... Czekaliśmy na jakiś znak, że wszystko będzie dobrze. W razie niepowodzenia mieliśmy przygotowany odpowiedni sprzęt. Na szczęście obyło się bez tego, gdy wszelkie funkcje życiowe wróciły do normy. Ho nie wiedział, co mówić, więc wydawało mi się, że czuł strach.

Dr Bernes: Udało się. Możemy być spokojni. Czemu się nie cieszysz?
Dr Yinsen: Cieszę, ale to mogło skończyć się tragicznie przeze mnie. Przepraszam
Dr Bernes: Nie przepraszaj. Chciałeś uratować go za wszelką cenę
Dr Yinsen: Tak, jak zawsze
Dr Bernes: Wykorzystanie drugiej eksperymentalnej technologii wiązało się z większym ryzykiem
Dr Yinsen: Ale zadziałało
Dr Bernes: A gdyby się nie udało? Co wtedy?
Dr Yinsen: Zawsze walczymy do samego końca, więc niech tak pozostanie

Teraz Tony mógł żyć dłużej, ale mina Yinsena sugerowała, że problem nie został rozwiązany, a reaktor był tylko tymczasowo do użytku. Zabraliśmy go na intensywną terapię na potrzebę jednodniowej obserwacji. Wyjaśniłam Pepper, że już po strachu.

**Pepper**

Lekarka podeszła do mnie i uspokoiła. Od razu nalegałam na zobaczenie się z chłopakiem. Moim chłopakiem. Już tego nie ukryję. Zbliżają się święta i to będzie najlepszy czas na nasze wspólne plany. Najpierw musi wydobrzeć. Poszłam z nią pod odpowiednią salę i nawet nie musiałam prosić o pozwolenie. Mogłam wejść na OIOM. Usiadłam obok łóżka, trzymając go za rękę.

Pepper: Jesteś powodem mojego strachu. Tak bardzo się bałam, że już cię nigdy nie zobaczę, ale… walczyłeś. Walczyłeś dla nas. Dla naszej przyszłej rodziny. Teraz wiem, z kim spędzę resztę życia. Z nikim innym nie będę szczęśliwa, jak z tobą, Tonusiu. Będę czekała, aż się obudzisz

Cmoknęłam go w czoło, trzymając mocniej za rękę, by czuł, że jestem przy nim i jak bardzo byłoby źle, zawsze będę czuwała, jak anioł. Nie chciałam wychodzić z sali, więc siedziałam, aż do zamknięcia oczu.


**Victoria**

Dr Bernes: Bardzo jej na nim zależy. Powinna się dowiedzieć, co się z nim dzieje
Dr Yinsen: Jeśli ją kocha, sam się przyzna
Dr Bernes: Na razie próbuje być idealnym kłamcą
Dr Yinsen: Tony zawsze wolał sam rozwiązywać swoje problemy. W końcu jako Iron Man dba o swoich bliskich
Dr Bernes: Ale dalszymi kłamstwami zajdzie donikąd

Part 53: Koniec tajemnic

0 | Skomentuj

**Pepper**


Rhodey nadal milczał. Zaczęło mnie to naprawdę denerwować. Zaczęłam się martwić o Tony’ego, bo wciąż nie odzyskał przytomności. Przecież wszystko poszło zgodnie z planem. Zdobyliśmy pierścień i teraz pozostało jedynie wrócić do domu. Dlaczego teraz coś się musi komplikować?


Pepper: Rhodey, powiedz coś. Co się dzieje?!
Rhodey: Chyba się budzi
Pepper: Tony, słyszysz mnie? Odezwij się
Tony: Pepper…


A jednak otworzył oczy. Ledwo, więc pomogliśmy mu wstać. Nie wiedziałam, o co chodzi. Podpierał się jedną ręką na moim ramieniu i jakoś szliśmy przed siebie. Musieliśmy przejść na drugą stronę, by bez problemu wylecieć z dżungli. Lepiej nie obijać się o drzewa, bo Rhodey nie poznał całej zbroi, co było widać w trakcie walki z strażnikiem.


**Tony**


Kończył mi się czas. Czułem, jak słabłem, a wcześniejsza utrata przytomność jedynie to potwierdzała. Rhodey wiedział, skąd te osłabienie. Pepper nie mogła o tym wiedzieć, dlatego starałem się wyglądać zdrowo. Jednak moje serce zaczynało stopniowo zwalniać, aż w jednym momencie znowu upadłem. Ponownie ogarnęła mnie ciemność.


**Rhodey**


I znowu zemdlał. Musimy, jak najszybciej wrócić do domu. Chwyciłem go sposobem matczynym i szliśmy dalej przed siebie. Ona zaraz zapyta o niego. Nie potrafię dłużej ukrywać prawdy. Niech wie, co go czeka. Po kilku minutach znaleźliśmy się w głębi dziczy, gdzie mogliśmy spotkać różnobarwne ptaki, a drzewa przypominały te, jak w lesie deszczowym.


Pepper: Ty chyba wiesz, co się z nim dzieje. Zabronił ci mówić?
Rhodey: Powinnaś się wcześniej dowiedzieć, ale myślałem, że sam powie. Ostatnio dziwnie się zachowywał
Pepper: Co masz na myśli?
Rhodey: Powiedział mi, że…
Pepper: Rhodey, mów
Rhodey: Nie jest dobrze
Pepper: To akurat zauważyłam. Miał gorączkę
Rhodey: Nic mi o tym nie mówił. Tak czy owak, musimy go zabrać do szpitala
Gene: Nie wydaje mi się


Przed nami był Gene? Coś kombinował.


Pepper: A ty tu czego?!
Gene: Przyszedłem odebrać to, co należy do mnie
Pepper: Jeśli myślisz, że dostaniesz…
Gene: O! Na razie proszę grzecznie, ale może chciałabyś, żeby coś się komuś stało? Hmm… Na pierwszy ogień pójdzie Stark


To była zaledwie chwila, gdy otoczyła nas chińska armia Tong w swoich tradycyjnych czarnych strojach ninja. Pepper była gotowa atakować i bez dłuższego namysłu użyła całej mocy pierścieni. Potężna siła przebiła ich przez drzewa, aż wpadli do wody, bo nawet ten dźwięk mogliśmy usłyszeć.


Rhodey: Wow! Jesteś niesamowita
Pepper: Szkoda, że Tony tego nie widział
Rhodey: Sprawdzę, co z nim. Komputerze, wykonaj pełny skan medyczny


<<Implant przestał działać. Serce przestało pracować>>


Rhodey: Niedobrze, a jeśli go włożę do zbroi, będzie lepiej?


<<Możliwe>>


Pepper: Wszystko gra?
Rhodey: Wracamy
Pepper: A możesz mi powiedzieć, co się dzieje?
Rhodey: Umiera
Pepper: Co?! Nie! Kłamiesz! To nie może być prawda!
Rhodey: Pepper, uspokój się. Przyznał się do tego. Nie kłamał, więc ja też cię nie oszukuję


Uzbroiłem Tony’ego i teraz ona stała się podstawą jego przetrwania. Gdy byliśmy w miejscu, gdzie drzew było mniej, polecieliśmy do miasta. Pepper milczała całą drogę, aż do momentu wylądowania w mieście. Zdjęliśmy swoje zbroje, lądując w bazie. Dopiero wtedy zauważyłem, jak ona płacze. Chyba zaczęła pojmować, czego się dowiedziała.


Pepper: Musimy coś zrobić
Rhodey: Najpierw schowaj pierścienie, a ja polecę z nim do szpitala
Pepper: Myślisz, że…
Rhodey: Nie wiem. Oby jeszcze nie było za późno. Obecnie zbroja utrzymuje go przy życiu, a dr Yinsen wie, co robić
Pepper: Jak do tego doszło? Znaczy…  Dlaczego… on umiera?
Rhodey: Nie wiem. Tego mi nie powiedział. Chcesz jechać ze mną?
Pepper: Nie… zostawię… Tony’ego
Rhodey: Pepper, będzie dobrze. Tak?
Pepper: Tak


**Pepper**


Jak mogli to przede mną ukrywać? Przecież od tego zależało jego życie. Od razu po odłożeniu pierścieni pojechałam razem z Rhodey’m. Czułam, że z Tony’m było kiepsko. Dobrze, że Gene mu nie zrobił krzywdy, bo nie wie, czy przeżyłby ze mną drugie spotkanie. Na pewno taka łagodna bym nie była dla tego chinola. Mam nadzieję, że Rhodey mnie tylko nastraszył, ale sama blada twarz i zimna skóra sugerowała wygląd trupa. Mógł zostać w domu, ale się upierał. Tak bardzo chciał zdobyć pierścień, a zapomniał o swoim zdrowiu. Następnym razem upewnię się, czy czegoś nie ściemnia.
Na zegarku była już trzynasta, kiedy znaleźliśmy się w szpitalu. Akurat natrafiliśmy na dyżur odpowiedniego specjalisty.


Dr Yinsen: Nie miałem w planie żadnych wizyt. Co się stało i czemu jest w zbroi?
Rhodey: Nie jest dobrze
Dr Yinsen: Domyśliłem się, skoro tu jesteście. Co dokładnie się dzieje?
Rhodey: Raz zemdlał, ale później już na dłużej
Dr Yinsen: Hmm… Spróbuję coś zrobić, ale najpierw muszę pozbyć się tego żelastwa
Rhodey: Proszę uważać, bo jego serce przestało bić
Pepper: Co ty mówisz?! Czemu nic mi nie powiedziałeś?!
Dr Yinsen: W takim razie nie ma czasu na dyskusję. Poczekajcie przed salą i wyjaśnijcie sobie kilka spraw


Od razu zabrał Tony’ego na operację. Byłam zarazem wściekła, jak i przerażona. Dlaczego Rhodey ukrywał to przede mną? Przecież zależy mi tak samo, jak jemu na Tony’m. Pragnę żyć z nim, a on tylko to utrudnia przez kłamstwa.

Part 52: Pokonaj swoje słabości

0 | Skomentuj


**Pepper**

Próbowałam się przebić przez barierę, która była odporna na wszelkie uderzenia z każdej strony. Na świecie pojawiały się portale, przenoszącego istoty innego wymiaru na naszą Ziemię. Ciągle byłam wpatrzona w martwych przyjaciół. Gdybym nie miała krwi Makluan, nie opanowałabym mocy pierścieni. Musiałam coś wymyślić, by jakoś zdać ten test.

Pepper: To próba przetrwania. Nie zabiłeś ich. Oni wciąż żyją. Tak! Jesteś zbyt słaby, żeby to zrobić
Gene: Swoim gadaniem tylko pogarszasz swoją sytuację

Ścisnął rękę, wzmacniając ścisk w barierze, że chciała mnie rozerwać na strzępy. Poczułam, jak przestrzeń się kurczy. Jeśli zginę w teście, nie wrócę żywa z tej świątyni.

Pepper: Prawdziwy Mandaryn wiedziałby, jak panować nad mocą, a ty zużywasz jej za dużo. Nie kontrolujesz pierścieni. Zachowujesz się, jak rozwydrzone dziecko. To ty jesteś hańbą dla rodu!

Od razu zamilkł i nic nie powiedział, choć dalej był ścisk. Myślałam, że zginę, ale udało mi się jakoś uwolnić.

Strażnik: Udowodniłaś, kim jesteś. Możesz wracać

Poczułam, jak zimny duch przeszedł przez moje ciało, ale dzięki temu znalazłam się w komnacie z pierścieniem. Tony już tam był. Przytuliłam go, jak najbardziej mogłam, a sam odwzajemnił gest. Poczułam przyjemne ciepło bicia naszych serc. Cieszyłam się, widząc Tony’ego żywego.

Pepper: Już nie chcę przeżywać tego na nowo
Tony: Ja też. Na szczęście test się skończył
Pepper: Pozostał Rhodey, bo bez niego nie weźmiemy pierścienia. Jaki miałeś lęk?
Tony: Że przeze mnie umarłaś i mówiłaś, że nie mam prawa nazywać się bohaterem, a mordercą. Pep, będę cię chronił za wszelką cenę
Pepper: Wiem o tym, Tony. Wiem. To był jedynie test. Już jest po wszystkim

**Rhodey**

Nie wiedziałem, co robić. Ludność cywilna ginęła. Niewinne rodziny z dziećmi wraz z kobietami w zaawansowanej ciąży. Dla nikogo nie mieli litości, a moja armia się gwałtownie zmniejszyła. Pozostałem sam, więc zostałem zabrany przez dwóch żołnierzy na publiczną egzekucję. Wszyscy krzyczeli wokół, że przeze mnie zginęli ich bliscy, bo źle dowodziłem. Nawet ten wzrok małej dziewczynki z małym misiem przyprawiał o zawód. Zostałem przywiązany do belki, a ręce zostały na niej skrzyżowane, by żadna próba ucieczki nie była możliwa.

Rhodey: Czyli tak mam skończyć? Nie chciałem tego. Nie chciałem, żeby tyle osób zginęło. Wasi najbliżsi. Wiem, że odpowiadam za to i powinniście mnie zabić, ale… nie każdą wojnę da się wygrać. Przepraszam, ale na razie na bycie dowódcą nie jestem gotów

Po swoich ostatnich słowach przygotowywałem się na śmierć. W głowie nerwowo odliczałem każdą sekundę, aż usłyszałem, jak przeładowuje broń, a druga osoba zasłoniła mi oczy. Wcześniej spostrzegłem siedmiu żołnierzy na plutonie, więc pewnie tyle ich pozostało. Jeden z nich kazał strzelać. Myślałem, że będzie po mnie, lecz jedynie poczułem zimny powiew powietrza.

Strażnik: Udowodniłeś, kim jesteś. Możesz wracać

Gwałtownie zbudziłem się w tym samym pomieszczeniu, co Tony i Pepper, gdzie pierścień czekał, aż go weźmiemy.

Tony: Udało ci się
Rhodey: Chyba tak, ale nie chciałbym znowu być w tej samej sytuacji
Pepper: Nie tylko ty. Co teraz? Możemy zabrać pierścień?

Znienacka wyskoczył strażnik, atakując nas z jednej strony ogniem, a druga używała wyłącznie lodu. Musieliśmy z nim walczyć. Byliśmy uzbrojeni, więc powinniśmy dać radę. Jednak dokładnie nie poznałem swojej zbroi, a na próby nie było ani sekundy. Pepper próbowała użyć każdego pierścienia, zaczynając od fioletowego. Użyła potężnej fali uderzeniowej, która wyrzuciła strażnika do tyłu. Tony strzelał z repulsorów, a ja jedynie mierzyłem z rakiet. Trochę go osłabiliśmy, ale ostatnie uderzenie rudej zmieniło przeciwnika w kupę popiołu, która zniknęła, rozpływając się w powietrzu.

Pepper: Wszyscy cali?
Tony: Tak. Teraz możemy wziąć to, po co przyszliśmy. Uczynisz ten zaszczyt?
Pepper: Z przyjemnością

Zanurzyła rękę w kolumnie, zabierając dziewiąty symbol mocy Mandaryna. Koniec przygody. Mogliśmy wrócić do domu.

**Pepper**

Nareszcie skończyliśmy test. Teraz pozostała kwestia powrotu. Zbroje nie były przygotowane na takie warunki, dlatego wzięliśmy ze sobą akwalungi, a pancerze schowaliśmy do plecaków. Powoli płynęliśmy na ląd, co było dość łatwym zadaniem, jak na pierwsze nurkowanie. To było takie przyjemne doświadczenie. Niczym we śnie, bo co jakiś czas mogliśmy przepłynąć przez wielkie ławice ryb. Byliśmy coraz bliżej powierzchni i nie mogliśmy odetchnąć z ulgą. Raczej nie. Tony zatrzymał się w miejscu.

Pepper: Ne nadążasz? Dobra, Tonusiu. Popłyniemy razem

Podpłynęłam blisko niego, a on miał zamknięte oczy. Jak można spać pod wodą? Dziwne. Próbowałam go jakoś wybudzić przez lekkie szturchanie, ale on nadal nic.

Pepper: Tony, obudź się. Słyszysz mnie? Zaraz będziemy w domu i pośpisz sobie, jak bardzo tego zapragniesz
Rhodey: Pepper, on nie śpi
Pepper: No chyba nie medytuje
Rhodey: Musimy, jak najszybciej go wydostać z wody. Pomożesz mi?
Pepper: No dobra, ale czemu się tak boisz?
Rhodey: Jest nieprzytomny. Musimy działać

Nie wiedziałam, skąd miał takie przypuszczenia, ale zrobiłam to, o co prosił. Po jakimś kwadransie wynurzyliśmy się, znajdując miejsce na końcu dżungli. Pozbyliśmy się akwalungów i zrobiliśmy chwilę przerwy. Rhodey położył Tony’ego na ziemi, sprawdzając wszelkie funkcje życiowe. Jego mina mówiła, że nie jest dobrze, a może być jeszcze gorzej.

Part 51: W próbie ognia

0 | Skomentuj
**Tony**

Strażnikiem była Pepper? O co tu chodzi? Chwila… Ona wspomniała, że jest wcieleniem naszych lęków. Krwawiła. Jej biała bluzka nasiąkała krwią. Chciałem pobiec do niej, ale nie mogłem się ruszyć. Whiplash stał gdzieś obok rudej i co jakiś czas obrywała biczami, przez które krzyczała, bo ból był nie do zniesienia. To dziwne, bo czułem się tak samo. Każdy atak na Pep był odczuwalny przeze mnie. Na tym ma polegać test?


Tony: Zostaw ją, Whiplash! Weź mnie!
Whiplash: Ja chcę, żebyś cierpiał. Stracisz swoją ukochaną i nic nie zrobisz
Pepper: Tony…


Nie miała sił krzyczeć. Była tak osłabiona, że zbladła. Nie chciałem, żeby umarła, więc szarpałem się na wszystkie strony, by ją uratować. Jednak bezskutecznie. Nie mogę pozwolić jej umrzeć. Nie mogę... Whiplash uderzał w nią coraz mocniej, aż oplótł biczami, powodując silne porażenie prądem.


Pepper: Dlaczego… mnie… zostawiłeś?
Tony: Co? Ja bym cię nigdy…
Pepper: To twoja wina, że… umieram. Rozumiesz? Żaden z ciebie…Iron Man. Jesteś mordercą
Tony: Pep, nie mów tak
Pepper: Nigdy cię… nie kochałam
Tony: Przestań! Jak możesz… tak myśleć?
Pepper: Nie zasługujesz… na miano… bohatera


Nie wiem, co się z nią stało. Pepper nigdy nie mogłaby tak powiedzieć. Zawsze była mi wdzięczna. A może się mylę? Przecież niedawno Duch ją wykorzystał, żebym tylko wyszedł z kryjówki.


**Pepper**


Tony też gdzieś zapadł się pod ziemię. Pozostałam sama. Byłam gotowa na wszystko. Przeze mnie przeszedł duch, który wywołał skryte lęki. Stałam w świątyni, gdzie Gene siedział na tronie. Miał wszystkie pierścienie, a ja byłam bezbronna. Nie mogłam się bronić.


Gene: Wielka pani Mandaryn bez pierścieni? Haha! Co za niespodzianka! Nigdy nie miałaś ze mną szans i to ja będę wprowadzał swój własny porządek. Gdybyś mi pomogła, nikt nie byłby trupem
Pepper: O czym ty mówisz?!


Przede mną pokazały się ciała moich przyjaciół, którzy umarli. Tony miał wyrwany implant, a Rhodey spaloną skórę przez ogień, który jeszcze nie gasł, próbując dostać się do narządów.


Pepper: Ty potworze! Jak mogłeś?!


Chciałam się na niego rzucić, lecz zostałam uwięziona w wodnej barierze.


Gene: Uspokój się. Nic już nie zrobisz. Przegrałaś
Pepper: Nie! Wciąż jest nadzieja
Gene: Nadzieja? Oj! Jesteś naiwna. Nie masz prawa nazywać się potomkinią rodu Makluan. Przynosisz jedynie hańbę
Pepper: NIE!
Gene: Twoje krzyki nic nie dadzą. Pogódź się z porażką
Pepper: Nigdy!

Wierzyłam, że coś da się zrobić. Musiałam najpierw się wydostać. a później odzyskać pierścienie. Gene nie może być Mandarynem, choć sama nie wiem, czy to ja ich jestem godna.



**Rhodey**


Umarłem? Nie. Zostałem przeniesiony w inne miejsce. Myślałem, że będę spadać w nieskończoność, a tu niespodzianka. Trafiłem do Afganistanu, gdzie toczyła się wojna. Strzelali z każdej strony, a ostatni dowódca umarł na moich oczach. Kazał mi dowodzić wojskiem. Teraz ode mnie zależało, jak skończy się walka. Rozważałem wiele wariantów ataku, rozstawiając najsilniejszych na obronie, lecz to nie zadziałało. Spróbowałem innej strategii, która polegała na zaskoczeniu wroga, co nie spodziewał się ataku z powietrza. Jednak myliłem się. Myśliwce zostały zniszczone. Nie chciałem się poddać, a strzały do cywili, aż zmuszały do działania. Jak mam wygrać wojnę, skoro żaden plan nie działa?


**Gene**


Wylądowałem helikopterem w dżungli, gdzie miałem czekać na ich powrót. Na pewno zdobędą pierścień, ale zanim to zrobią, upłynie sporo czasu.

**Tony**

Pepper dalej cierpiała, a podłoga zrobiła się czerwona od jej krwi. W jednej chwili Whiplash zaprzestał tortur. Po prostu zniknął, a ja mogłem pobiec do niej. Przytuliłem się do Pep, która była bez czucia. Jakby została stworzona z lodu. To nie może być ona.

Pepper: Nie licz, że ci wybaczę. Zabiłeś mnie. Widzisz? Ja już nie istnieję. Zostałeś mordercą
Tony: Nie! Nie zostałem, a ty nie jesteś moją Pep, którą pokochałem. Próbujesz ją udawać, ale ci się nie udaje.  ONA MA SERCE! Nigdy nie pozwoliłbym, żeby umarła. Jeśli byłaby prawdziwa, wiedziałbym o tym. To głupi strach! TY NIE ISTNIEJESZ!

Krzyczałem na całe gardło, a postać dziewczyny rozpadła się w kawałki szkła. Z dymu wyłonił się duch.

Strażnik: Udowodniłeś, kim jesteś. Możesz wracać

Znowu poczułem w sobie chłód przez jego przejście, aż znalazłem się w komnacie z pierścieniem. Nie mogłem go wziąć, bo Rhodey z Pepper też muszą zdać test.

Tony: Będę cię zawsze chronił i nikt nie skrzywdzi. Pokażę ci, że jestem bohaterem

**Pepper**

Wciąż byłam uwięziona w wodnej barierze, a Gene przyglądał się swoim pierścieniom. Pokazał, jak ruszył miasto, które jednym gestem uniosło się w powietrzu. Prawdziwa potomkini musi być wszechpotężna. Czy taka jestem?

Part 50: Podwodna ekspedycja

0 | Skomentuj

**Pepper**


Zrobiło się już naprawdę późno. Rhodey też zaczął ziewać ze zmęczenia, ale po Tony’m nie było tego widać. Nadal wolałabym, aby nie opuszczał bazy. Przecież ma gorączkę i naprawdę nie chcę z nim odwiedzić żadnego szpitala.


Pepper: Cóż. Plan jest taki. Mogę nas teleportować do świątyni, ale później będziemy musieli wypłynąć sami na powierzchnię
Tony: No dobra. Na mapie nie ma żadnych podejrzanych przejść
Rhodey: Jedynie trzeba przejść przez dżunglę
Pepper: Niekoniecznie. Mówiłam, że znajdziemy się w środku świątyni, lecz jeśli skończymy misję, najpierw wypłyniemy, a później zatrzymamy się w dziczy. Jakieś pytania? … No to możemy zaczynać


Byłam tak podekscytowana misją, że tylko telefon Tony’ego przywrócił mnie na ziemię. Oddalił się od nas, rozmawiając z kimś na osobności. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc poszłam odpieczętować pudełko z pierścieniami. Gen pasował i mogłam włożyć je na ręce. Jeszcze nigdy w życiu nie czułam tak potężnej mocy. Niezwykłe uczucia. Mogą mi pozazdrościć.


**Tony**


Akurat zadzwonił dr Yinsen. Nie miałem czasu, żeby z nim porozmawiać, bo czekała nas misja, ale i tak nalegał, by nie rozłączać się. Jeśli znalazł rozwiązanie, chętnie go wysłucham. Jednak jeśli dzwoni z innego powodu… Będzie dobrze, tak? Będę żyć z Pep. Będziemy rodziną.

Dr Yinsen: Witaj, Tony. Wybacz, że dzwonię o takiej porze, ale chcę wiedzieć, czy wszystko gra
Tony: Mogę kłamać?
Dr Yinsen: Zadałeś głupie pytanie. Chcę ci pomóc, a mijanie się z prawdą w niczym nie pomoże. Hmm… Czy coś się zmieniło?
Tony: Alarm nie włącza się w bransoletce. Dziwne?
Dr Yinsen: W twoim stanie można się wszystkiego spodziewać. Nie jest dobrze. To znaczy, że mamy coraz mniej czasu. Implant nie wysyła sygnału, czyli zaczyna się psuć do tego stopnia, że za kilka dni twoje serce przestanie bić
Tony: Aż tak źle? Z czego to się wzięło?
Dr Yinsen: Tak naprawdę nie znam prawdziwej przyczyny, ale musiała jakaś walka coś zmienić
Tony: Wyspa
Dr Yinsen: Słucham?
Tony: Na wyspie byłem torturowany, by ujawnić położenie skarbca i Duch prawie wyrwał mi implant
Dr Yinsen: Gratuluję, Tony. Teraz mamy odpowiedź
Tony: I co mam zrobić?
Dr Yinsen: Odpoczywaj. Nie walcz i zostań w domu
Tony: Ale ten dwutlenek litu pomaga
Dr Yinsen: Być może. Tylko, że nie likwiduje ogniwa. Proszę cię. Nic nie rób, bo zrobi się nieciekawie
Tony: Muszę wyprzedzić Mandaryna. Obowiązków Iron Mana nie można odkładać na później
Dr Yinsen: A co z twoim zastępcą?
Tony: Rhodey będzie mi pomagał. Zadzwonię, jeśli coś się zmieni
Dr Yinsen: Trzymam cię za słowo

Rozłączyłem się i podszedłem do przyjaciół. Musieliśmy tego samego dnia wyruszyć.

**Ho**

Dr Bernes: Powiedziałeś mu?
Dr Yinsen: Nie mogę zatajać tak cennych informacji. Mamy coraz mniej czasu
Dr Bernes: Ile dokładnie?
Dr Yinsen: Dwa dni

**Pepper**

Tony nalegał, żeby nas teleportować do świątyni. Zgodziłam się, upewniając, czy nie ma gorączki. Miał szczęście, bo temperatura spadła do w miarę normalnej. Zabraliśmy ze sobą akwalungi, uzbrajając się w zbroje.

Pepper: Nigdy nie posługiwałam się pierścieniami. Jeśli coś schrzanię, znajdziemy się w Peru. Hehe!
Tony: Dasz radę, Pep. Jestem tu z tobą

Jego obecność dawała mi sporo odwagi, dlatego bez wahania użyłam fioletowego pierścienia, dzięki któremu znaleźliśmy się w świątyni. Strażnika nigdzie nie było. Tony przeskanował jedynie znak na środku budowli.

<<Tłumaczenie znaku: Przetrwanie>>

Tony: Mamy test. Gdzie strażnik?
Pepper: Pojawi się. Jeszcze go do nas nie zapraszaj. Zostawmy te akwalungi i rozejrzyjmy się
Rhodey: Chyba coś mam
Pepper: Gdzie?
Rhodey: Patrz!

Na ścianach było pokazane, jak strażnik zmieniał się w różne formy strachu, pokonując ludzi ich słabościami. Ja się nie dam, choć nie wiem, jak będzie z nimi. Czego się najbardziej boją? Każdy ma mieć inną próbę. Nie możemy skapitulować. Trzeba zdobyć pierścień za wszelką cenę.

Pepper: Musimy pokonać swoje lęki, jeśli chcemy zdać test
Tony: Wiesz, jak wygląda strażnik?
Pepper: Jest wcieleniem naszych obaw. Wystarczy, że jedna osoba przegra, tracąc życie i możemy pożegnać się z pierścieniem
Tony: Damy radę. W końcu, czemu miałyby nas pokonać własne lęki?
Rhodey: Masz sporo optymizmu, jak na kogoś, kogo…
Tony: Rhodey, cicho
Pepper: Nie! Ja chcę posłuchać
Tony: Nic ważnego. Skupmy się na teście

Przeszliśmy się wzdłuż komnaty, szukając pierścienia. Dotykaliśmy ścian, próbując odkryć ukryte przejście. Jak mamy przejść test, skoro nawet nie pojawił się strażnik? Długo przeczesywaliśmy kąty świątyni, aż natrafiliśmy na przezroczystą podłogę, która zaczęła pod nami pękać.

Pepper: Wracajcie! Do tyłu! JUŻ!
Tony: Rhodey!
Rhodey: Aaa!
Pepper, Tony: RHODEY!

Krzyknęliśmy, a on po prostu spadł. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje.

**Tony**

Co to było?! W jednej chwili do naszych gardeł podszedł strach. Bałem się, co teraz będzie, skoro po Rhodey’m nie było śladu.
Nagle przeszedł przeze mnie duch. Tak zimny, że miałem wrażenie, jak ulatnia się dusza, która zmieniła się w... Pepper? Znajdywałem się w innym pomieszczeniu. W obliczu walki z Whiplashem.

Strażnik: Pokonaj swoje słabości. Udowodnij, kim naprawdę jesteś
© Mrs Black | WS X X X