Part 45: Zostań

0 | Skomentuj

**Tony**


Moje nowe sanktuarium będzie przypominać dom, bo jest połączone z kątem domowego zaplecza, jak mała łazienka, kuchnia, czy pokój z łóżkiem, który można nazwać sypialnią. Ojciec często tu spał przez ilość pracy w fabryce, dlatego mogę spędzić tam czas nad ulepszeniem zbroi bez zmartwień, czy czegoś mi brakuje. Jednak nic mi nie zastąpi wsparcia przyjaciół. Poszedłem do części kuchennej, by zacząć przyrządzać naleśniki. Rudą, aż pokusiło zajrzeć, jak mi idzie.


Tony: Przecież niczego nie przypalę
Pepper: Ale wolałabym mieć na ciebie oko


Uśmiechnęła się, mieszając składniki, a zawartość miski wlała na patelnię za pomocą chochli. Wolałbym jej pokazać, że potrafię robić coś w kuchni, ale mi nie dała. Specjalnie ją sypnąłem mąką.


Pepper: Ej! Chcesz wojny? Proszę bardzo


Oddała, biorąc w garść biały proszek, rzucając nieopamiętanie. Próbowałem też trafić w rudą, że doszło do gonitwy po kąciku domowym. Śmialiśmy się, jak dzieci, aż zablokowałem ją rękami, trzymając mocno w talii.


Tony: Już mi nie uciekniesz
Pepper: Nie mam takiego zamiaru


**Pepper**


Swoim chytrym uśmieszkiem prawie zdradziłam swoje niecne zamiary. Jakie niecne? Taka zabawa. W końcu nie jest smutny i tak powinno pozostać. Rzuciłam go na kanapę, zaczynając od łaskotek na brzuchu. Chciał też zaatakować, ale powstrzymywałam jego ręce, jak najdłużej się da. Jednak przełamał linię obrony, że dorwał się do moich słabych punktów. Bawiliśmy się w najlepsze, dopóki nie usłyszeliśmy komunikatu ze zbrojowni.


<< Uwaga! Wykryto sygnaturę wroga. Oznaczenie: Crimson Dynamo>>


Tony: Powrót Pegaza. No ładnie
Pepper: Kim oni są?
Tony: Rosyjscy naukowcy, którzy stworzyli niezniszczalną zbroję do badań w kosmosie. Muszę tu ściągnąć Rhodey’go z powrotem. Przepraszam
Pepper: Nie masz za co przepraszać. Rozumiem. Życie z Iron Manem wymaga ciągłych poświęceń
Tony: Czego?
Pepper: Niczego. Są gorsi od Whiplasha?
Tony: Dynamo może przetrwać wszystko. Lepiej trzymać się od niego z daleka


Wrócił do kuchni, by wyłączyć gaz, a jeden z usmażonych naleśników położył na stole i szybko poszedł do części ze zbrojownią. Usiadł na fotelu, próbując nawiązać kontakt z Rhodey’m.


Tony: Rhodey, słyszysz mnie? Jak idzie ci lot próbny?
Rhodey: Hahaha! Świetnie! Poobijałem się o kilka budynków, ale żyję. A co? Stęskniliście się?
Tony: Gdzie jesteś?
Rhodey: Na obrzeżach miasta
Tony: Musisz wracać. W pobliżu uaktywnił się Vanko
Rhodey: Serio? No dobra. To wrócę, ale chyba nie będziesz chciał z nim walczyć?
Tony: Nie, dlatego wracaj do zbrojowni
Rhodey: Się robi


**Tony**


Bałem się, że dorwie go ten szaleniec z Pegaza. Akurat dziś miał swój lot próbny. Myślałem, że ten dzień obejdzie się bez alarmów. Próbowałem być spokojny, czekając na powrót przyjaciela.


Tony: W każdej chwili mogę wziąć zbroję i do niego polecieć
Pepper: Kłamałeś? Chcesz walczyć?!
Tony: Ktoś musi powstrzymać Crimson Dynamo. Na pewno nie ma dobrych zamiarów


Podszedłem do komory ze zbroją, a ona próbowała mnie zatrzymać. Widziałem, jak też czuła ten strach.


Pepper: Proszę… Zostań
Tony: Nie martw się. Chce jedynie się upewnić, że Rhodey jest daleko od niego. Jeśli będę musiał, zatrzymam Ivana, jak najdłużej się da
Pepper: Uważaj na siebie. Wrócisz, prawda?
Tony: Wrócę


Przełknąłem te słowo przez gardło, bo było wątpliwe, a nie chciałem jej okłamywać. Kocham ją i chcę z nią być na zawsze.
No to pożegnałem się z nią, wylatując przez właz do centrum lokalizacji zbroi War Machine. Niedaleko był niego Vanko. Podleciałem ostrożnie do przyjaciela, by wróg nie zauważył, jak ląduję.


Rhodey: Miałeś zostać w zbrojowni
Tony: Wolałbym się upewnić, że nie rozwalisz czegoś poza kilkoma wieżowcami
Rhodey: A tak naprawdę?
Tony: Musimy stąd znikać
Crimson Dynamo: Na to już za późno
Tony: Cholera. Rhodey, uciekaj!
Rhodey: Nie zostawię cię!
Tony: Leć! Dołączę później
Rhodey: Tony?
Tony: JUŻ!


Strzeliłem z repulsorów, by jakoś spowolnić Vanko. Byle tylko Rhodey miał czas na ucieczkę. Byłem nawet gotowy do walki, choć miałem obecnie inne zadanie. Zapewnić im bezpieczeństwo.
Poleciałem na odpowiednią wysokość, by uderzyć z całej siły w jego pancerz. Ani trochę nie został draśnięty. W jednej chwili chwycił mnie ręką, rzucając na ziemię, aż swoją nogą próbował zmiażdżyć mi głowę.


Tony: Rhodey… jesteś cały?
Rhodey: Tak. Wróciłem do bazy. A ty?
Tony: Zaraz… będę


Wstałem powoli z ziemi, aż mogłem wznieść się w powietrze. Dynamo o dziwo stał w miejscu. Musiałem rozgryźć jego cel.


**Pepper**


Rhodey już wrócił. A gdzie Tony? Oby nic mu się nie stało.

Part 44: Jak w domu

0 | Skomentuj



**Tony**


Umierałem, ale i tak chcę korzystać z życia, które jeszcze mi pozostało. Zacznę od zaplanowania randki, gdy wszyscy wyjdziemy ze szpitala. Lekarka przyniosła Rhodey'mu wypis i mógł wrócić do domu. Jednak ja musiałem się na chwilę zjawić u dr Yinsena. Poprosiłem, aby na mnie zaczekali na parkingu, kiedy będę rozprawiał się z jeszcze gorszymi wiadomościami, jakich dotąd nie poznałem.


Dr Yinsen: Pozostało ci pół roku na przeżycie
Tony: Pół roku? Jak to możliwe? Czemu tak krótko?! Mam za mało czasu, żeby znaleźć rozwiązanie!
Dr Yinsen: Nie krzycz, bo to nic ci nie da. Po prostu uspokój się
Tony: Jakie “uspokój”?! Nigdy! Nigdy nie będę spokojny, skoro umieram!
Dr Yinsen: Żadne, ale zmniejszy odczucie choroby. To dwutlenek litu, który w połączeniu z morfiną będzie skutecznie redukować efekty do minimum
Tony: Dziękuję
Dr Yinsen: Tony, nie przejmuj się. Razem z Victorią pracujemy nad rozwiązaniem. Możliwe, że stworzymy coś na podobieństwo implantu, ale bez konieczności ładowania
Tony: Żeby spowolnić śmierć? Nie dziękuję
Dr Yinsen: Będziesz żyć, więc nie myśl o najgorszym. Wykorzystaj ten krótki czas najlepiej, jak się da
Tony: Dobrze
Dr Yinsen: Trzymaj się, a w razie czego masz dzwonić
Tony: W porządku


Lekarz nie widział u mnie przeciwwskazań do zatrzymania w szpitalu, dlatego poszedłem na parking, gdzie Pepper razem z Rhodey’m byli gotowi, by jechać na osiedle.


Pepper: W porządku, Tony?
Tony: Tak, tak. Jak zwykle mi doradzał odpoczynek. Czyli to, co zawsze
Rhodey; Coś kręcisz. Wyglądasz, jakbyś dostał paczkę damskich majteczek zamiast slipek
Pepper: Hahaha! Rhodey, skąd takie myśli?
Rhodey: Chciałem jakoś rozluźnić atmosferę
Tony: Chyba ci się nie udało. Jedziemy?
Pepper: No dobra. To jedźmy, jak tak bardzo chcesz


Wsiedliśmy do auta i akurat była szósta rano na zegarku. Opierałem się ręką, myśląc na dzisiejszym dniem, a słowa Yinsena odbijały się echem.


Dr Yinsen: Wykorzystaj ten krótki czas, jak najlepiej się da


Łatwo powiedzieć. Chciałbym się śmiać i skakać z radości, ale nie potrafię. Byłem kompletnie przybity tym wszystkim, a przecież musiałem wziąć się w garść. To nie koniec Iron Mana, ale Rhodey dostanie zbroję. Wkrótce będzie zmuszony mnie zastąpić, czy będzie tego chciał czy nie.


**Pepper**


Martwiłam się o Tony’ego. Był taki cichy i chciał, jak najszybciej wrócić do domu. Jechałam ostrożnie, by nie spowodować wypadku. Rhodey lekko mnie szturchnął w ramię.


Rhodey: Zasnął. Możemy pogadać?
Pepper: Czy jest coś, o czym ja nie wiem?
Rhodey: Mówił ci, co przeżył na wyspie?
Pepper: Nie chcę mówić o tym. Ciesz się, że żyjesz, bo przez twoją głupotę byłoby po tobie
Rhodey: Głupotą nazywasz chronienie przyjaciela? Za wszelką cenę?
Pepper: Wyspa była dla niego koszmarem. Dlaczego nie możemy w końcu odpocząć?
Rhodey: Tego wymaga życie z Iron Manem
Pepper: Ciągłego poświęcenia?
Rhodey: Właśnie… Wiem, że jesteś z Tony’m bardzo blisko. Planowaliście coś razem?
Pepper: Jeszcze nie
Rhodey: Życzę wam szczęścia
Pepper: Eee… Dzięki


Po tej dziwnej rozmowie byliśmy na miejscu. Poklepałam śpiącą królewnę po policzku, by się zbudziła. Powoli otwierał oczy i wstał na nogi.


Pepper: Pobudka, książę. Jesteśmy w domu
Tony: Wybacz. Lekko mi się przysnęło
Pepper: Haha! Lekko
Tony: Zabierzemy kilka rzeczy i idziemy do zbrojowni. Mam coś dla ciebie, Rhodey
Rhodey: No nareszcie. Co to jest?
Tony: Chyba domyślasz się
Rhodey: Hmm… Zbroja?
Tony: Zobaczysz


Poszliśmy do swoich mieszkań, biorąc kilka najważniejszych drobiazgów. Ciekawe, czy Tony dalej ma ten sam plan? Wszystko skończyło się dobrze, więc będziemy razem.


**Tony**


Zabrałem wszystko, co miałem ważnego w mieszkaniu. Zdecydowałem się przenieść do zbrojowni. Powinienem wcześniej podjąć tę decyzję, ale teraz nie mam innej opcji. Zanim całkowicie odetnę się od przyjaciół, zajmę się Pep, a Iron Man wyruszy na ostatnią misję.
Dojechaliśmy we trójkę do odpowiedniego miejsca. Rhodey był podekscytowany, jak dziecko, co za prezent mu podaruję. Zgadł.


Tony: Jeszcze nie jest dopracowana, ale działa. Przedstawiam ci War Machine
Rhodey: Ha! Wiedziałem, że to majstrowałeś. Dzięki. Jest super
Tony: O Pepper nie zapomniałem. Rhodey, poleć na lot próbny
Rhodey: Czy ty chcesz zostać z nią sam na sam? Co kombinujesz?
Tony: Nie martw się. Nic nie zrobię głupiego. Po prostu musimy pobyć we dwójkę, bo wiesz


Zasygnalizowałem mu głową, informując go o powodzie takich, a nie innych planów.


Rhodey: Okej. To ja lecę. Bądźcie grzeczne, gołąbeczki


Wskoczył do zbroi, wylatując przez otwór w dachu. Zostaliśmy sami, jak planowałem. Usiedliśmy na kanapie, przytulając się do siebie.


Pepper: Cieszę się, że Rhodey żyje
Tony: Ja też. Nie przeżyłbym, gdyby coś mu się stało, a Kontroler dostanie za swoje
Pepper: Chcę być z tobą zawsze i wszędzie
Tony: Ja też

Pocałowałem ją delikatnie w usta, aż się zarumieniła. Ona jest szczęściem, które niestety przeminie. Nie będę jej ranić, dlatego utrzymam Pep w niewiedzy. Wszystko dla jej dobra.

Part 43: Wolność ciała i umysłu

0 | Skomentuj

**Victoria**


Ho potrzebował dwutlenku litu. Skąd mam to wziąć? Chyba znajdzie się w laboratorium, co oznacza jedyne wyjście. Kradzież. Jeśli chodzi o czyjeś życie, czasem potrzeba złamać kilka praw. Musiałam go dopytać, do czego mu jest potrzebny.


Dr Bernes: Musisz mieć ważny powód, żeby mnie prosić o zdobycie mieszanki
Dr Yinsen: Ważny. On niweluje objawy przy zatruciach metalami i chorobach śmiertelnych
Dr Bernes: Masz takiego pacjenta?
Dr Yinsen: Tak i raczej domyślasz się, kto to
Dr Bernes: No to jest kiepsko
Dr Yinsen: A jak z jego bratem?
Dr Bernes: Potrzebuje konsultacji psychiatrycznej. Zachowuje się dziwnie, ale może tego przyczyną było wstrząśnienie mózgu. Jednak oddycha już samodzielnie, więc źle nie jest, lecz chciał sobie zrobić krzywdę
Dr Yinsen: Znam Rhodey’go i według mnie jego zachowanie ma inną przyczynę
Dr Bernes: Kontrola umysłu?
Dr Yinsen: Możliwe
Dr Bernes: A Tony jest w stanie się z nim zobaczyć?
Dr Yinsen: Czemu pytasz?
Dr Bernes: Możliwe, że na niego jakoś wpłynie i nie będzie wariował. Chciał chronić Tony’ego, dlatego próbował się zabić
Dr Yinsen: Czyli nie jest sobą, więc powstrzymuje swoje ciało
Dr Bernes: Masz rację. Może lepiej pójść po egzorcystę?
Dr Yinsen: Victorio, nie szalej. To chłopak o zdrowych zmysłach. Zaraz przyjdę tu z Tony’m, jeśli jakoś pomoże jego obecność
Dr Bernes: Na pewno pomoże


Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam na OIOM. Musiałam porozmawiać z Rhodey’m jeszcze raz. Jeśli obecność Tony’ego coś zmieni, warto zaryzykować. Niepotrzebnie mu przypięłam ręce do łóżka, ale to był jedyny środek bezpieczeństwa, gdyby próbował na nowo szaleć. Biedny, Tony. W tak młodym wieku, a Śmierć już go do siebie woła.


**Tony**


Znowu się obudziłem w tym samym miejscu, co ostatnio. Od razu usiadłem na kanapie, a na biurku wciąż leżały kartki z wynikami. Tyle zaplanowałem wspólnej przyszłości z Pep i przez to, że umieram muszę je zmienić. Technologia mojego ojca mnie zabiła. Zamiast mi pomagać, pogrzebie żywcem.


Dr Yinsen: Przestań się tym torturować. Idziesz ze mną?
Tony: Gdzie? Żeby potwierdzić diagnozę?! Nie potrzeba!
Dr Yinsen: Tony, spokojnie. Dowiedziałem się, że z Rhodey’m jest lepiej, ale musisz uważać, by czegoś nie zrobił. Możesz do niego pójść
Tony: Chyba miałem usłyszeć coś innego
Dr Yinsen: Nie tym razem. To co? Gotowy?
Tony: Tak


Lekarz zaprowadził mnie na salę, gdzie leżał mój przyjaciel. Tym razem nie musiałem czekać i wszedłem tam od razu. Akurat zaczynał się budzić, aż odczułem ulgę. Powoli wracał do zdrowia. Gdy otworzył oczy, poczułem się spokojniejszy, choć patrzył takim dziwnym wzrokiem.


Tony: Hej, Rhodey. Jak się czujesz?
Rhodey: Tony… To naprawdę ty. Nic… ci … nie jest?
Tony: Jestem tu. Wszystko gra. A co z tobą?
Rhodey: Dobrze. Poza tym, że…
Tony: Rhodey, mów
Rhodey: Kontroler
Tony: Ten gościu z AIM?
Rhodey: Tak. On mnie zmusił, bym cię zabił
Tony: Każdemu na tym zależy, ale nie on pierwszy i ostatni. Zresztą, mój czas dobiega końca, więc nie wiem, kto będzie pierwszy
Rhodey: Co się stało?
Tony: Na mnie już pora. Niestety
Rhodey: Tony, o czym ty mówisz?
Tony: Umieram, rozumiesz? Umieram i nic nie mogę z tym zrobić


W końcu komuś się wyżaliłem. Rhodey będzie jedyną osobą, która poznała prawdę. Od razu patrzył inaczej. Czyżby ten ktoś…


Rhodey: Tak mi przykro


Przytulił mnie, jak brata, a z moich oczu wypłynęło kilka łez. Wszystko poszło na marne, lecz jeszcze nie straciłem nadziei. Mogę sam znaleźć rozwiązanie. Lekarka ciągle go pilnowała i prosiła, żebym się odsunął..


Tony: Nie zrobi mi krzywdy. Jest moim bratem
Dr Bernes: Muszę zrobić jeszcze kilka podstawowych badań. Jak dobrze pójdzie, zostanie wypisany tego samego dnia
Tony: Świetna wiadomość, ale nie może już teraz wrócić?
Dr Bernes: Musisz pozostać trochę na obserwacji. Ma niestabilną psychikę
Tony: To nie jego wina. I ktoś miał nad nim kontrolę
Dr Bernes: Co nie zmienia faktu zmieszania śmiertelnej dawki leków
Rhodey: Powstrzymywałem się
Dr Bernes: Tak czy owak musisz zostać
Rhodey: No dobrze
Dr Bernes: Tony, zostań z nim na chwilę. Aha i Pepper też chce wejść. Mam ją wpuścić?
Rhodey: Niech wejdzie
Dr Bernes: A macie zamiar się przyznać?
Tony: Do czego? Że ze mną już koniec? Nie będę jej ranić
Dr Bernes: Jak uważasz, ale i tak kiedyś się dowie


**Pepper**


Tony stanął na nogi i był z Rhodey’m. Nie wiedziałam, o czym rozmawiają, choć nie uśmiechali się. Cieszyłam się, że oboje wracają do zdrowia.


**Kontroler**


Hmm… Iron Man umrze? Wielka szkoda, lecz ma pecha. Jednak nie muszę już wykorzystywać jego przyjaciela. Jest wolny.


**Rhodey**


Przed Pepper ukrywałem, czego się dowiedziałem, lecz o mocy Kontrolera jej powiedzieliśmy. Nie zdziwiła się i cieszyła jedynie z tego, że znowu jesteśmy w komplecie.


**Tony**

Zanim dołączę do ojca, muszę udowodnić Pep swoją miłość. Będziemy razem i nawet wiem, co zrobię. Randka.

Part 42: Zero kontroli

0 | Skomentuj

**Pepper**


Była już godzina do północy, a ja nadal nie potrafiłam zmrużyć oczu do spokojnego snu. Czy mogę zasnąć bez zmartwień? Chyba nie. Muszę też pamiętać o Mandarynie, bo prędzej czy później spróbuje odnaleźć pierścienie, choć bardziej byłam ciekawa, co Tony kombinował. Hmm… Co to może być? Chce, żebyśmy byli we dwoje. O nie! Nie, Tony! Na to mamy czas. Nie powinniśmy się spieszyć. Jest zabawny, ale trochę dziecinny, jak na swój wiek. No dobra. Też się zachowuję, jak dziecko.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie telefon. O wilku mowa.


Pepper: Hej, Tony. Wiesz, która godzina? Taki geniusz, a nie zaopatrzy się w zegarek?
Tony: Nie mam ochoty dziś żartować
Pepper: Mówisz, jakbyś zobaczył truposza w Halloween
Tony: Jest grudzień
Pepper: Wiem, dlatego się dziwię. No to, co się stało?
Tony: Jestem… w szpitalu
Pepper: Nic ci nie jest?
Tony: Mnie nic, ale Rhodey’mu już tak
Pepper: O Boże! To Mandaryn?
Tony: Nie. On… chciał się zabić
Pepper: Bredzisz. Masz gorączkę?
Tony: Mówię serio. Przyjedziesz?
Pepper: No dobrze. Tylko się ubiorę. Będziesz się musiał tłumaczyć
Tony: Wiem


I rozłączył się. Nie wiedziałam, co się dzieje. Rhodey chciał popełnić samobójstwo? Nie wierzę. Jednak martwiłam się o nich, więc szybko przebrałam się w normalne ciuchy i pojechałam do szpitala. Mogłam wszystkiego się spodziewać, ale nie tego, co mi powiedział.
Żeby dowiedzieć się, gdzie mogę ich znaleźć, a zwłaszcza Tony’ego, poszłam do gabinetu dr Yinsena. Znałam drogę na pamięć, dlatego bez problemu szybko tam trafiłam. Nie pukałam i pozwoliłam sobie sama tam wtargnąć. Zauważyłam, jak Tony leżał na kanapie, wpatrując się w jakieś kartki, które trzymał w ręce. Był zdenerwowany.


Pepper: Hej! Już jestem. Dobrze się czujesz?
Dr Yinsen: Tony, odłóż to na chwilę. Twoja dziewczyna przyszła
Tony: Kto?
Pepper: Pepper. No weź oprzytomnij. Chciałeś, żebym przyszła, więc jestem. Teraz liczę na dobre wyjaśnienie, skoro ściągnąłeś mnie tu tak późno
Tony: Wybacz. Chyba nici z naszych planów. Muszę zająć się Rhodey’m
Dr Yinsen: Nie taka była umowa. Już ci mówiłem, że jest w dobrych rękach i powinieneś zmartwić się sobą
Pepper: Coś nie tak?
Tony: Proszę nie mówić
Pepper: Tajemnica? Naprawdę, Tony? Tylko po to tu jestem? To chociaż mi powiedz, jak się czuje Rhodey?
Tony: Jest po operacji i leży na OIOMie. To moja wina, że chciał się zabić! Gdybym wtedy pojechał za nim, nie zrobiłby tego! Nie walczyłby o życie! TO JA JESTEM WINNY!


Tak krzyczał, że zakuło go w klatce piersiowej, aż zemdlał. Lekarz podał mu jakieś leki dożylne i od razu zasnął.


Pepper: Bardzo z nim źle?
Dr Yinsen: Sam ci powie, a z Rhodey’m jest dobrze. Musi być pod stałą obserwacją, by nie próbował znowu kolejnego usiłowania samobójstwa
Pepper: Mogę się z nim zobaczyć?
Dr Yinsen: Na chwilę, ale nie dłużej niż 5 minut. Musi odpoczywać


Lekarz zgodził się i poszłam na OIOM, gdzie leżał mój przyjaciel. Musiałam czekać, aż mi otworzą.


**Victoria**


Nie minęło zbyt wiele czasu, aż stan uległ znacznej poprawie. Zaczął samodzielnie oddychać, co było dobrym znakiem. Po sprawdzeniu parametrów uznałam, że wszystko było w porządku. Teraz jedynie pozostało się dowiedzieć, co jeszcze brał i dlaczego chciał odebrać sobie życie.
Niespodziewanie otworzył oczy nieco zdezorientowany. Poświeciłam mu latarką, sprawdzając reakcję źrenic, które reagowały prawidłowo.


Dr Bernes: Jak się czujesz? W końcu wróciłeś do żywych
Rhodey: Gdzie… ja… jestem?
Dr Bernes: Spokojnie. Jesteś bezpieczny, ale muszę zadać ci kilka pytań. Mogę?
Rhodey: Proszę
Dr Bernes: Wiesz, że próbowałeś się zabić?
Rhodey: Wiem
Dr Bernes: A powiesz mi dlaczego?
Rhodey: Chroniłem… Tony’ego
Dr Bernes: Nie sądzisz, że to trochę dziwny sposób na obronę?
Rhodey: Musiałem. Nie… mogłem… go skrzywdzić. Czy on…
Dr Bernes: Żyje. Nic mu nie jest. Bardzo się martwi o ciebie
Rhodey: Gdzie on jest? Czy ja mu coś zrobiłem?! Miałem tego nie robić! Nie! Nie zrobię tego! NIE ZROBIĘ!
Dr Bernes: Rhodey, uspokój się!
Rhodey: Niee!


Krzyczał i zachowywał się, jakby coś go opętało od środka. Chciał chwycić za pierwsze ostre narzędzie, jakie znajdzie pod ręką. Trafiło na nożyczki. Już chciał się tym ranić, ale w porę wstrzyknęłam silny lek nasenny, co spowodowało, że rozluźnił mięśnie, zasypiając. Dopiero wtedy spostrzegłam znajomą mi osobę przed salą. Postanowiłam do niej podejść.


Dr Bernes: Witaj, Pepper. Jak zdrowie?
Pepper: Dziękuję. W porządku, ale chyba z Rhodey’m tak nie jest. Co się stało?
Dr Bernes: Sama nie wiem. Wiem tylko tyle, że połknął sporą dawkę leków nasennych, a we krwi nie ma śladów po alkoholu. A może wiesz, czy miał wcześniej jakieś urazy?
Pepper: Jedynie uderzył w drzewo i rzygał praktycznie, co chwilę. Czy to ważne?
Dr Bernes: Nawet nie wiesz, jak bardzo, choć i tak musi być skonsultowany z psychiatrą
Pepper: To nienormalne, ale będzie żyć?
Dr Bernes: Będzie, lecz ma problem z psychiką. Tego nie potrafię pojąć


Kiedy chciałam już coś powiedzieć, pojawił się Ho. Poszłam z nim porozmawiać na osobności. Oddaliliśmy się nieco od OIOMu, aż mógł mi zdradzić, co miał do powiedzenia.


Dr Yinsen: Potrzebuję dwutlenku litu
Dr Bernes: Po co ci to?
Dr Yinsen: Nie mogę ci powiedzieć, bo ona może nas podsłuchiwać, ale naprawdę muszę, jak najszybciej zdobyć tę substancję
Dr Bernes: Jak znajdę, przyniosę ci. A jest źle?
Dr Yinsen: Nawet, aż za bardzo źle
© Mrs Black | WS X X X