Part 23: Twarz oszustwa

0 | Skomentuj

**Tony**


Powoli ból ustawał, ale i tak musiałem spotkać się z lekarzem. Przecież mam prawo wiedzieć o własnych wynikach, czy są pozytywnie dobre. Mam nadzieję, że źle nie będzie. Pepper się rozchmurzyła i czekała, aż coś powiem. Cieszyłem się, jak często mogę z nią spędzać czas. Muszę w końcu zabrać ją na tę wycieczkę rowerową, którą planowałem razem z Rhodey’m. To musi się udać.


Tony: Muszę już iść, więc zobaczymy się później
Pepper: To coś ważnego?
Tony: Raczej tak, ale nie martw się. Wrócę szybko i przestań się smucić. Nie odejdę od ciebie
Pepper: Dobrze wiesz, że musisz pamiętać o swoim sercu. Nie jesteś nieśmiertelny
Tony: Wiem o tym


Cmoknąłem ją w policzek i wyszedłem, zamykając drzwi. Pepper bodajże wróciła do siebie, a ja zamierzałem zostać przy swoich planach, by dowiedzieć się, co przede mną ukrywał Yinsen. Wystarczyło przejść na piechotę, co mi zajęło dwie godziny. Nie chciałem prosić o pożyczenie auta. Szybko wrócę. Nie ma problemu.
Gdy byłem już na miejscu, poszedłem do jego gabinetu na końcu korytarza. Zapukałem do drzwi. Nie wiem, czy mu nie przeszkadzam.


Dr Yinsen: Można wejść

Ostrożnie chwyciłem za klamkę, otwierając je. Lekarz siedział przy swoim biurku, przeglądając stertę dokumentów z kartoteki. Chyba nie zauważył, że tu jestem. Nie chciałem mu zawracać głowy, więc już wolałem wrócić do domu.


Dr Yinsen: Zaczekaj, Tony. Dobrze, że przyszedłeś. Powinienem ci wcześniej powiedzieć o twoim stanie, bo pewnie, dlatego tu jesteś
Tony: Zgadza się. Niczego nie wiem, czy coś Vortex zrobił. Czuję się inaczej, ale to przez Extremis
Dr Yinsen: Hmm… Nie będę owijał w bawełnę. Jest gorzej, niż było wcześniej
Tony: Jak bardzo?
Dr Yinsen: Tak bardzo, że po prostu twoje serce zostało po części zainfekowane i nie dziw się, że możesz czuć się ciężko. Jeśli coś będzie się działo, natychmiast do mnie przyjdź
Tony: Nadal nie rozumiem
Dr Yinsen: Zapoznaj się z tym


Podał mi dokumentację z mojej kartoteki. Od razu zauważyłem, że to nie było normalne. Lekarz przemilczał sprawę. Nawet nie był chętny na udzielenie wszelakich odpowiedzi, a przecież musiałem wiedzieć, co mi jest.


Dr Yinsen: Czy teraz rozumiesz? Musisz zrezygnować z bycia Iron Manem. Jeśli tego nie zrobisz, umrzesz
Tony: Nie mogę zrezygnować! Muszę być Iron Manem! Nie mogę przestać ratować ludzi! PO PROSTU MUSZĘ!


Byłem wściekły, że znowu poczułem silny, ściskający ból. Od razu mnie zgięło w pół, ale dalej chciałem informacji. Jakoś trzymałem się na nogach.


Dr Yinsen: Tony, uspokój się. Chyba zapomniałem ci wspomnieć, że stres jest dla ciebie zabójczy i nie jesteś nieśmiertelny
Tony: Już druga… osoba… mi to… mówi
Dr Yinsen: Pewnie Rhodey też chce cię uświadomić
Tony: Nie on, a Pepper
Dr Yinsen: Mam nadzieję, że się przy niej zmienisz
Tony: I TAK NIE ZREZYGNUJĘ! NIE MOGĘ!
Dr Yinsen: Powiedziałem ci już, żebyś się uspokoił


Ból stał się nie do zniesienia, że upadłem na podłogę. Od razu poczułem słabsze bicie serca, a oczy się zamykały. Jedynie zdołałem zobaczyć przed sobą twarz doktorka po raz ostatni.


**Pepper**


Zeszłam do piwnicy, by sprawdzić, czy Rhodey nie kłamał, mówiąc o włamaniu. Chcę potem powiedzieć Tony’emu, w jakim stanie są jego “zabawki”. To było dziwnie, bo żadnych śladów nie było. Kłódka nie została złamana, czyli do niczego nie doszło. Chyba Rhodey za dużo pił. To dlaczego powiedział mu o tym? Po co miałby kłamać? Jest jego przyjacielem. Po co go zdenerwował? Bez sensu.
Gdy chciałam coś jeszcze zobaczyć, akurat Rhodey się pojawił w piwnicy. Wyglądał na skołowanego.


Rhodey: Pepper, co ty tu robisz?
Pepper: Chciałam sprawdzić, czy coś nie zginęło
Rhodey: Nie musiałaś. A Tony’ego nie widziałaś?
Pepper: Gdzieś wyszedł. Rhodey, a ty mi mówiłeś, że ktoś się włamał. Niby kto to mógł być?
Rhodey: Eee… Nie rozmawiałem z tobą
Pepper: Kłóciłeś się z nim
Rhodey: Co? Ja? Ty chcesz mnie w coś wrobić? Kobieto, o co ci chodzi?
Pepper: No to niedobrze. Skoro to nie byłeś ty, a ta osoba była tobą…
Rhodey: Mask
Pepper: Co?
Rhodey: Madame Mask. Może używać maski do zmiany tożsamości tak idealnie dopasowanej, że trudno znaleźć różnicę od oryginału
Pepper: Ooł
Rhodey: Co jest?
Pepper: Boję się, że coś się stanie Tony’emu
Rhodey: Skąd taka myśl?
Pepper: Przeczucie
Rhodey: A powiedział ci, gdzie idzie?
Pepper: Nie. Mówił, że wróci szybko
Rhodey: Przepraszam
Pepper: Za co?
Rhodey: Głównie za nic, ale może jeszcze spotkasz mnie nie jako mnie
Pepper: Eee…
Rhodey: Nieważne. Daj znać, jak Tony wróci. Muszę z nim porozmawiać
Pepper: A ty jesteś prawdziwy?
Rhodey: Sprawdź
Pepper: Dobra. To trochę zaboli


Uderzyłam go mocno w twarz, aż zrobił się mocno czerwony. Mówiłam, że będzie bolało.


Rhodey: Au! Trochę? To ma być trochę?! Ty mnie chciałaś skatować!
Pepper: Jesteś prawdziwy. Teraz mam pewność
Rhodey: Dobrze, że mi wierzysz
Pepper: A mówiłam coś innego?
Rhodey: Nie!
Pepper: Chyba nie chcesz oberwać mocniej? Haha!


Luźną atmosferę przerwał telefon Rhodey’go. Od razu odebrał. Próbowałam się dowiedzieć, kto dzwonił.


Rhodey: Jak to? Co się stało? Mhm… Rozumiem. Przyjedziemy. Dziękuję za informacje i do widzenia
Pepper: Kto to był?
Rhodey: Chyba już nie musimy czekać na Tony’ego. Jest w szpitalu
Pepper: Boże! Czy on z kimś walczył?
Rhodey: Nie. Po prostu zemdlał
Pepper: To pewnie przez stres. Powinien się zmienić, bo inaczej nadejdzie jego koniec. Jego i Iron Mana

Part 22: Mogłem ją stracić

0 | Skomentuj

**Pepper**


Miałam sporo czasu do obiadu, więc pomyślałam, by pobiegać po osiedlu. Jakoś wyrzucę z siebie te negatywne emocje. Poszłam przebrać się w jakiś szary dres, a do tego czarno-białe trampki. I byłam gotowa do biegu. Rozpędziłam się na pierwszej prostej, mijając kamienie oraz inne przeszkody na drodze. W odtwarzaczu grało “Breaking Benjamin- Natural life”. Idealna na przyspieszenie tempa. Czasem robiłam przerwy, ale najczęściej biegłam bez długich przystanków. W głowie próbowałam ułożyć myśli odnośnie wyznania Gene’a i furii Tony’ego. Nie powinien się obwiniać. Stres mu nie służy. Jeszcze tego brakuje, by szykować dla niego trumnę.
Po dwóch godzinach wysiłku wróciłam do domu. Na szczęście na deszcz jeszcze się nie zbierało. Gdy już otwarłam drzwi od klatki, poczułam czyjąś obecność. Ktoś stał za mną. Ostrożnie odwróciłam głowę, a moim oczom ukazała się ta sama postać, co wcześniej próbowała mnie zabić. Byłam przerażona. Nie wiedziałam, jak się bronić.


Duch: Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. Jeszcze nie dzisiaj, ale przyszedłem do ciebie, bo mam pewną sprawę
Pepper: Czego chcesz?
Duch: Możesz spać spokojnie, lecz radzę trzymać się z daleka od Tony’ego Starka. Doskonale wiesz, o kim mówię, prawda?
Pepper: Nic nie rozumiem
Duch: Znasz jego sekret i ja też o tym wiem. Jednak mi chodzi o to, żebyś była od niego, jak najdalej, jeśli nie chcesz skończyć tak samo, jak twoja matka
Pepper: Przyszedłeś tu jedynie po to, by mnie ostrzec?
Duch: Lepiej uważaj na siebie. To czego nie widzisz, może cię zranić


Po tych słowach ulotnił się. Nadal nie rozumiałam, czemu się zjawił. Nawet nic o sobie nie powiedział, ale nie zawracałam sobie tym głowy. Po prostu poszłam do domu. Szłam po schodach dosyć powoli, bo ktoś znowu się darł. Głos wskazywał na Tony’ego. Co się dzieje? Przyspieszyłam tempa i byłam gotowa wparować do jego mieszkania. Powstrzymałam się, gdy Rhodey otworzył drzwi.


Pepper: Rhodey, co się stało? Czemu się kłócicie?
Rhodey: Nie da sobie nic wmówić. Uparty, jak osioł
Pepper: Unikasz odpowiedzi na pytanie. Albo mi powiesz albo sama go zapytam
Rhodey: Niepotrzebnie mu mówiłem. Wkurzył się
Pepper: Co mu mówiłeś?
Rhodey: Ktoś się włamał do piwnicy
Pepper: Cholera. Coś zginęło?
Rhodey: Na szczęście nic, ale to go nieźle wyprowadziło z równowagi
Pepper: A czemu z nim nie jesteś?
Rhodey: Pepper, nie masz innych rzeczy do roboty?! Czasem musi zostać sam!
Pepper: Nie, kurwa! Tak się nie robi! Taki wielki z ciebie przyjaciel, że masz go w dupie
Rhodey: Ty! Uważaj, co mówisz
Pepper: Nie moja wina, że to jest prawda


Miałam dość z nim dalszej gadki i zdecydowałam zobaczyć, czy Tony nie zrobi czegoś głupiego. Rhodey wrócił do siebie, a ja weszłam do pokoju, gdzie był Tony. Był załamany, a wcześniejszy bałagan nadal był, ale w jeszcze gorszym syfie. Sam poprzewracał krzesła.


**Tony**


Byłem wściekły. Rhodey mówił, że nic nie zniknęło, ale i tak muszę zejść, by sam się upewnić. Kolejny raz ktoś czegoś szuka. Dziwne. Najpierw dziennik, a teraz to. Z całej tej furii ból wzrastał przy implancie. Był miażdżący, ale nie mogłem pozwolić, by przejął nade mną kontrolę.


Pepper: Trochę przesadziłeś z wyładowywaniem złości, wiesz?
Tony: Pepper, co ty tu robisz? Nie powinnaś być w SHIELD?
Pepper: Wzywają mnie, jak jest jakaś akcja, a tak mogę być w domu. Co? Przeszkadza ci, że tu jestem? Mogę iść
Tony: Pepper, przepraszam. Ja tak nie mogę. Ktoś ci chciał zrobić krzywdę i jeszcze kogoś świerzbią rączki w robieniu burdelu na dole
Pepper: Musisz się uspokoić


Gdy chciałem coś powiedzieć, znowu ból się odezwał, ale bardziej się spotęgował przez tą wiadomość od Rhodey’go.


Pepper: Mówiłam ci. Uspokój się. Tak będzie najlepiej i nie obwiniaj się, bo to nie twoja wina
Tony: A kogo? To ja narażam wszystkich! To ja jestem temu wszystkiemu winny! To ja… powinienem… ZGINĄĆ!
Pepper: Tony!


Krzyknąłem i upadłem na podłogę. Z trudem złapałem oddech, lecz byłem przytomny. Pepper pomogła mi wstać i położyła mnie na łóżku. Znowu tak samo. Jeśli czegoś nie zrobię, będę miał kolejne osoby na sumieniu.


Pepper: Odpocznij i niczym się nie przejmuj. Pomożemy ci. Nie jesteś sam. Masz mnie i Rhodey’go. Kogo więcej potrzeba?
Tony: Pepper, przepraszam. Po prostu nie chcę, żebyście przeze mnie umarli
Pepper: Najpierw zadbaj o siebie, a później o resztę
Tony: Znowu dobra rada. Jesteś kochana, ale naprawdę wolę, żebyście nie ryzykowali
Pepper: Takie jest życie. Bez ryzyka, nie ma zabawy. Możesz mi coś obiecać?
Tony: Co?
Pepper: Dbaj o siebie
Tony: Postaram się
Pepper: Nie śmiej się tak głupio. Lepiej się zmień, bo inaczej już nigdy się nie zobaczymy

W jednej chwili posmutniała, że musiałem ją pocieszyć. Przytuliłem ją, by nie płakała. Ile razy ma być przygnębiona? Spróbuję się zmienić. Powinienem też porozmawiać z Yinsenem o moich wynikach. Nic nie powiedział. Dlaczego teraz każdy człowiek stał się zagadką?

Part 21: Inne plany

0 | Skomentuj


**Tony**


Pepper nadal leżała nieprzytomna. Nie spuszczałem jej z oka ani na minutę. Chciałem jakoś pomóc, ale jedynie wyjście, jakie pozostało, to zbudować nową zbroję. Taką, którą szybko nie zniszczą i będzie odporna na każdego wirusa, włączając też obcą technologię. Siedziałem tak, zastanawiając się, kto chciał ją zabić.
Niespodziewanie do drzwi zapukał Rhodey.


Tony: Nie krępuj się. Otwarte


Wszedł do środka i nie był zbyt spokojny. Niczego nie rozumiałem. Pokierował się do salonu. Nie ukrywał zdziwienia, widząc że drugi raz Pep znalazła się na tej samej kanapie. Od razu usiadł obok mnie, próbując ukryć zmartwienia. I tak mi powiesz, Rhodey. Innej opcji nie ma.


Rhodey: Co się stało? Znowu Whitney się migdaliła z Gene’m?
Tony: Chciałbym, ale to nie to. Nie uwierzysz, ale ktoś chciał ją zabić
Rhodey: Co?! Ona nie żyje?
Tony: Głupku, ona żyje. Nie widzisz, że oddycha?
Rhodey: Mam nadzieję, że jej nie rozbierałeś
Tony: RHODEY, to nie jest śmieszne. Mogła zginąć
Rhodey: No to czemu tak bezczynnie tu siedzisz? Idź szukaj drania
Tony: Muszę mieć jakiś trop. Pepper coś pewnie widziała. Nawet za dużo
Rhodey: To znaczy? Co masz na myśli?
Tony: Pojechałem z nią do Jersey, by szukać jej matki. I właśnie wtedy ją straciła z rąk zabójcy, który chciał zabić Pep
Rhodey: Niedobrze. Przecież Whiplasha zniszczyły Mandroidy
Tony: Poważnie?
Rhodey: No tak. To było wtedy, jak groził, że ją skrzywdzi, a Natasha wysłała wsparcie
Tony: Jednego kłopotu mniej, ale gdybym miał zbroję, nikt, by nie zginął!
Rhodey: Tony, nie obwiniaj się
Tony: Wiedziałem, że coś jest nie tak! Wiedziałem i nie ostrzegłem Pepper na czas! To moja wina! Straciła ostatnią osobę! JA JESTEM TEMU WINNY!


Krzyczałem na całe gardło z wściekłości i bezradności. Ona mogła zginąć, a za to umarł ktoś inny. Czułem się okropnie, bo nic nie zrobiłem. Jedynie spanikowałem. Taki ze mnie bohater? Tchórz? Lekko zabolało mnie w klatce piersiowej, ale nie interesowałem się moim zdrowiem. Pep była najważniejsza. Moja anielica ma zostać przy moim boku. Przy niej mogę w spokoju zasnąć.


**Pepper**


Powoli otwierałam oczy. Wszystkie wspomnienia z ostatniej godziny wróciły do mojej głowy. Gwałtownie wstałam, chwytając się za serce. To nie mógł być koszmar. Ona odeszła, a ja znowu leżę u Tony’ego. Co to robi Rhodey? Ktoś krzyczał. Nawet nie zauważyli, że tu jestem.


Pepper: Ucisz się! Mogę wiedzieć, co ja tu robię?
Tony: Cieszę się, że się obudziłaś. Akurat rozmawialiśmy o tym
Pepper: Mi się wydawało, że krzyczeliście
Rhodey: To Tony. Wściekł się, bo nie powstrzymał zabójcy
Tony: Powiedz mi, jak mam się inaczej czuć?! Pepper, przepraszam. Powinienem ją chronić
Pepper: Wtedy ty byś leżał na jej miejscu. Nie chcę cię stracić


Rzuciłam się mu w ramiona, płacząc. Może straciłam ostatnią, najbliższą mi osobę. ale muszę zacząć wszystko na nowo. Po prostu nie mam innego wyjścia.


Pepper: Nie obwiniaj się. Nie mogliśmy tego przewidzieć, ale mogłam pomyśleć, że to pułapka


Zabrałam swoje rzeczy i zmierzałam ku wyjściu. Tony znowu mnie dogonił, a ja nie chciałam z nikim rozmawiać. No poza jedną osobą. Ta, która ostatnio namieszała mi w głowie.


Tony: Powinnaś odpocząć. Lepiej się połóż
Pepper: Dzięki za troskę, ale poradzę sobie sama


Wyszłam odłożyć wszystko do domu. Rozpakowując zawartość plecaka, przypomniał mi się cały ból, gdy moja mama opuszcza ten świat, wędrując do tego “lepszego”. Tak szybko nie wypuszczę tego z pamięci.
Kiedy zrobiłam porządek, poszłam do Gene’a. Jakoś potrafiłam odkryć, gdzie dokładnie mieszka. Hmm… pod trzynastką. Wystarczyło pójść trochę schodami do góry i byłam na miejscu. Mam nadzieję, że tej szmaty z nim nie ma. Odważyłam się zadzwonić do drzwi. Nie wiem, czy dobrze robię, ale chcę poznać prawdę.


**Gene**


Nikogo się nie spodziewałem tak wcześnie. O dziesiątej zwykle śpię, ale może to był ktoś ważny. Aha. Był. Patricia Potts znana również jako Pepper. Nawet dobrze, że sama odważyła się tu przyjść. Otworzyłem drzwi, a ona nieco nieśmiała weszła do mieszkania. Zaprowadziłem ją do salonu. Całe szczęście, że nie było Whitney, bo tym razem ja bym sprzątał rzygi Pepper. No dobra. Usiedliśmy przy wspólnym stole.


Gene: Miło, że przyszłaś. Pewnie chcesz wiedzieć wszystko o swoich mocach?
Pepper: Jakbyś mógł mi powiedzieć, mów
Gene: Wierzysz, że należysz do rodu Makluan?
Pepper: Niezbyt, ale nie rozumiem, czemu mi wtargnąłeś wtedy do głowy?
Gene: Wybacz. Po prostu chciałem się z tobą skontaktować
Pepper: Są drzwi. Nie mieszkam daleko
Gene: Wiem, wiem. Naprawdę mi wybacz. Zacznijmy od podstaw. Wielki twój przodek przed swoją śmiercią szukał swego potomka wśród swoich dzieci, ale żadne z nich nie zasługiwało na tak potężną moc, jak pierścienie Makluan. Ty też możesz je posiadać, lecz trudne są do zdobycia
Pepper: Czyli poza regeneracją jestem zwykłym człowiekiem? Więcej mi nie powiesz?
Gene: Może pomogłabyś mi w ich szukaniu?
Pepper: Mam rozumieć, że najzwyczajniej w świecie chcesz mnie wykorzystać. Nie piszę się na to
Gene: Nie zostawię cię z niczym. Będziemy dzielić się władzą. Będziesz u mojego boku jako druga z potężnego rodu Makluan
Pepper: Mogę nad tym pomyśleć?
Gene: Masz czas do namysłu. Nie myśl za długo
Pepper: Dziękuję

Odprowadziłem ją do drzwi i wyszła. Niebawem pozna wszystkie sekrety. Jeśli uważa, że będę z nią dzielić władzę, jest w wielkim błędzie. Musiałem skłamać. Powinna być trzymana na odległość i nie pozwolę, by była tak potężna, jak ja.

Part 20: To czego nie widzisz, może cię zranić

0 | Skomentuj


**Pepper**


Z całego tego pośpiechu zapomniałam wziąć swojej bluzki. Mam nadzieję, że nikt mnie nie widział z czerwonym stanikiem, jak paraduję po korytarzu. No nieważne. Wróciłam się do jego mieszkania. Cieszył się, jak głupi do sera. Jednak on już był w koszulce i sprzątał bałagan w pokoju.


Pepper: Zapomniałam wziąć bluzki. Wybacz
Tony: Nie szkodzi, a zapomniałaś jeszcze o tej pierwszej, jak się zrzygałaś na Whitney
Pepper: Haha! Faktycznie. Gdzie ja tu mam głowę? Chyba Rhodey mnie nie widział?
Tony: Skąd mam to wiedzieć? Żartuję. Nie martw się. Pewnie czyta coś z historii
Pepper: Tak późno w nocy?
Tony: Pamiętaj, że nigdy na nic nie jest za późno
Pepper: Czy ty coś sugerujesz?
Tony: Ha! Może odrobinę. Proszę, ubierz się, a ja pójdę po twoją zgubę


Szybko zapięłam guziki w górnej części ubioru, a Tony wrócił z różową bluzką. Podziękowałam mu i wróciłam do domu. Od razu zasnęłam w salonie.


~*Następnego dnia*~


Czułam się taka słaba, ale nie mogłam zrezygnować z podróży. Nie wiem, skąd te uczucie. Przecież wcześniej wszystko było w jak najlepszym porządku. Co się stało? No nic. Powoli wstawałam, aż w jednym momencie rozbolała mnie głowa.


Gene: A jednak jesteś ze mną spokrewniona
Pepper: Kim jesteś?
Gene: Spotkaliśmy się już. Nie poznajesz?
Pepper: Gene?
Gene: Widzę, że znasz moje imię. Wiem, że dziwnie się czujesz, ale to normalne. W końcu jesteś dziedziczką rodu Makluan. Nie zauważyłaś, czegoś w sobie szczególnego?
Pepper: Szybko się wyleczyłam i dobrze
Gene: Czyli odkryłaś regenerację? Cóż. Kiedyś ci wszystko wyjaśnię


Gdy wyszedł z mojej głowy, ból zniknął. Od razu poczułam się nieco lepiej, choć nie potrafiłam uwierzyć, co mi powiedział. Rozgryzę to później. Muszę odnaleźć moją mamę, dlatego spakowałam podstawowe rzeczy do plecaka, a w międzyczasie zjadłam coś na ząb i poszłam po Tony’ego. O dziwo był gotowy.
Gdy zapukałam do drzwi, miał wyposażony plecak.


Pepper: Gotowy?
Tony: Zawsze i wszędzie


**Tony**


Uśmiechałem się do niej. Cieszę się, że mogłem jej pomóc. Gdybym był w takiej samej sytuacji, na pewno zrobiłaby to samo. Coś mi mówiło, że mnie potrzebowała, ale coś złego wisiało w powietrzu.
Nad ranem pojechaliśmy do New Jersey. Pepper nie wyglądała najlepiej. Zbladła i przysypiała za kierownicą. Jednak wciąż chciała pokazywać silną dziewczynę.


Tony: Nie chcesz się zamienić?
Pepper: Coś się stało? Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci prowadzić
Tony: Powinnaś odpocząć. Na pewno dobrze się czujesz?
Pepper: To moja sprawa i nieważne. Nie zrezygnuję z poszukiwań mamy


Przyspieszyła pedałem gazu i nawet nie spostrzegłem, jak szybko mijaliśmy zatłoczone auta, stojące w korku na czerwonych światłach. Była zdeterminowana, więc znaleźliśmy się pod odpowiednim adresem bez większych przeszkód. Zaparkowaliśmy przed posesją, gdzie miałbym przyjemność poznać jej matkę. Ciekawe, jaka jest?


**Duch**


Patricia Potts. Tak długo czekałem, aż zechcesz zobaczyć się z Mirandą. Wpadłaś w moją pułapkę. To czego nie widzisz, może cię zranić.


**Pepper**


Zadzwoniłam do drzwi, licząc że zobaczę moją rodzicielkę. Może zdjęcia były wyblakłe, ale nie mogła się za bardzo postarzeć. Najgorsza była ta niepewność, czy znów ją ujrzę, a z tych całych wrażeń zrobiłam się blada. Tony chciał się wycofać, ale został, gdy klamka została ruszona. Serce mi waliło młotem tak szybko, że nie było w stanie być spokojne, a oczy nabrały zdumienia. Coś mi mówiło, że…


Pepper: Mama?
Miranda: Patricio, jak urosłaś. Ślicznie wyglądasz


Od razu się do niej przytuliłam. To naprawdę ona. Z oczu wypłynęło kilka łez. Poczułam jej ciepło. Udało mi się. Teraz pozostało porozmawiać. Tak długo na to czekałam.
Nagle Tony coś krzyknął.


Tony: Pepper, uważaj!


Padłam na ziemię i on zrobił tak samo. Na dachu stał jakiś facet w białym kapturze, który schował swoją broń. Po odwróceniu twarzy w stronę matki, widziałam jak upada. Upada martwa. Poczułam, jak we mnie pęka serce na milion kawałków, a sama opadam bezwładnie. Jedynie usłyszałam drugi krzyk chłopaka, nim zdołałam zamknąć oczy.


**Tony**


Biedna Pepper. Wciąż jest narażona na niebezpieczeństwo. Na szczęście przeżyła, ale jej matka nie miała go tyle i umarła. Kto chce ją skrzywdzić? Muszę zadbać o nią, by już nikt nie próbował zrobić jej krzywdy. Zabrałem ją do auta na rękach, kładąc z tyłu, a ja wsiadłem za kierownicę. Wielka szkoda, że zobaczyła na nowo swoją matkę, nim skonała na oczach rudej. Martwiłem się o nią, dlatego po przyjeździe do miasta zabrałem ją do siebie na noc, żeby miała u mnie ochronę. Położyłem Pepper w salonie, gdzie przykryłem kocem. Chyba muszę zbudować nową zbroję, a z tym wiąże się nowa zbrojownia.


**Duch**


Tym razem ci się udało, ale twoja śmierć została już zapisana.


**Gene**

Pepper ma te same geny, co ja. Albo przyłączy się do mnie i mi pomoże w poszukiwaniach pierścieni albo będzie moim wrogiem w walce o przeznaczenie.
© Mrs Black | WS X X X