Part 19: Nie przekrocz granic

0 | Skomentuj

New Jersey nie było zbyt dalekie od Nowego Jorku, więc sprawa nie wydawała się trudna do organizacji. Pozostało jedynie spakować najważniejsze rzeczy i udać się pod adres, gdzie mieszka moja mama. Pomyślałam, by wpaść od razu do Tony’ego, żeby zapytać, czy byłby chętny mi potowarzyszyć w podróży.
Zapukałam ostrożnie do drzwi, które były otwarte. Powoli przeszłam przez próg.


Pepper: Tony, gdzie jesteś?
Tony: W pokoju


Chociaż raz nie odzywał się, jak nieboszczyk, ale jego pokój wyglądał, jakby po przejściu tornada. Chłopak siedział na łóżku z podpiętą ładowarką, skupiając wzrok na bransoletce. Musiałam zapytać. Nie potrafiłam uwierzyć, że…


Pepper: Ktoś się włamał?
Tony: Chyba tak, ale nic nie zginęło poza…
Pepper: Poza czym?
Tony: Poza dziennikiem mojego ojca. To była jedyna rzecz, jaka mi po nim pozostała. Nie było w nim nic cennego, ale dla mnie było czymś ważnym
Pepper: Dziwne. Zwykle biorą złoto, srebro… Praktycznie wszystko, mające wysoką cenę
Tony: Dlatego nie potrafię zrozumieć, po co komuś dziennik?
Pepper: Nie mam pojęcia. Dowiemy się, kto za tym stoi. Nie martw się
Tony: Ja się nie martwię
Pepper: No to, skąd ta mina przybitego psa?
Tony: Nie chcę mówić
Pepper: A możesz mnie wysłuchać, zanim spróbujesz wygonić?
Tony: Skąd taki pomysł. Pepper? Nie powiedziałem, że mi przeszkadzasz. Nawet cieszę się, że znowu przyszłaś, choć widzieliśmy się niedawno


Odłączył implant od urządzenia i założył bluzkę. Nie krępowałam się, a poza tym, byłam zamyślona planami na jutro.


Pepper: Czyli mogę cię o coś poprosić?
Tony: Zależy
Pepper: To dziwnie zabrzmi, ale chciałabym, żebyś pomógł mi odnaleźć moją mamę
Tony: Nie ma problemu
Pepper: Naprawdę? Nie śmiej się tak głupio
Tony: A co? Nie podoba ci się?
Pepper: Tego nie powiedziałam


Podeszłam bliżej i usiadłam obok, aż byłam w stanie usłyszeć dźwięk, działającego mechanizmu. Przytuliłam się do niego.


Pepper: Czyli pomożesz mi?
Tony: Tak. Powinienem ci wynagrodzić wszystkie krzywdy, jakie musiałaś znieść
Pepper: To nie twoja wina. Sama się w to wpakowałam. Sama jestem winna śmierci ojca
Tony: Tylko mi nie płacz, Pep. Nie możesz się obwiniać, że przez ciebie ktoś zginął. Tak po prostu nie można. W ten sposób jedynie pogarszasz sytuację
Pepper: Przepraszam, ale ciebie nie chcę stracić
Tony: Dlaczego?
Pepper: Bo… cię… kocham


Wydusiłam z siebie i odważyłam na jeden pocałunek z namiętnością, a po policzkach spłynęło kilka łez.


Tony: Też cię kocham
Pepper: Zostanie to między nami?
Tony: Jeśli tego chcesz, uszanuję twoją decyzję
Pepper: Jeszcze raz… Dziękuję


Pocałunek się pogłębił, a jego ręce błądziły po moich plecach, co było przyjemnym dreszczem. Wiedziałam, że chciał posunąć się dalej, ale to za wcześnie, jak na pierwszy etap znajomości. Jednak całkowicie o tym zapomniałam, wtulając się bardziej w Tony’ego. Czułam się taka… bezpieczna. Tak. Zdecydowanie odpowiednie słowo, by to opisać. Oczywiście moje ręce też zaczęły wędrować po jego ciele, dotykając klatki piersiowej i bez problemu został pozbawiony koszulki. Żeby było fair, rozpiął sprawnie moją bluzkę, rzucając ją na podłogę, aż przywarł ustami przy szyi. Później znowu się pocałowaliśmy i leżeliśmy wtuleni do siebie.


Pepper: Już nie przesadzaj. Jeśli piśniesz, choć jedno słówko…
Tony: Spokojne. Do niczego nie doszło. Kochamy się, a tego nikt nie może nam zabronić. To kiedy wyjeżdżamy?
Pepper: Może jutro?
Tony: Dobra myśl
Pepper: Nie masz innych planów?
Tony: Dla ciebie mogę je zmienić
Pepper: Nie musisz
Tony: Owszem, muszę
Pepper: Kochany jesteś


Po raz kolejny obdarowałam go pocałunkiem, aż poczułam przyjemne ciepło, rozchodzące się po ciele, jak jego rączki ponownie rozpoczęły wędrówkę. Mam nadzieję, że nie przesadzimy. Jednak on mnie wyprzedził. Bez wahania pozbawił mnie stanika, zdejmując ramiączka. Przegiął. Tak się bawi? No dobra. Pomyślałam, by też go zaskoczyć i ręce dotarły do paska, uwalniając Tony’ego ze spodni. Muszę przystopować z namiętnością. Nie będę się z nim kochać bez zabezpieczenia. Kompletnie oszalał, jeśli myśli, że na to mu pozwolę. Od razu wstałam i ubrałam stanik, który mi rzucił gdzieś obok łóżka.


Pepper: Innym razem, Tony
Tony: Przecież wiem. Nie jestem głupi. Zrobimy to innym razem, ale najpierw znajdziemy twoją mamę
Pepper: Jestem ci wdzięczna za wszystko
Tony: I ja tobie też. Za uratowanie mi życia
Pepper: Ile razy mam ci powtarzać, że zrobiłam tak, bo tak trzeba było


Cmoknęłam go w policzek i byłam gotowa już wyjść, ale on wstał, podchodząc do mnie.


Tony: O której wyjeżdżamy?
Pepper: Nie martw się. Przyjdę po ciebie
Tony: Ładny masz uśmiech
Pepper: Eee… dzięki. To do jutra
Tony: Pa


Odetchnęłam z ulgą, że nie przekroczyliśmy granic. Kochałam go, a on mnie, ale nie byliśmy w pełni gotowi na bliskość. Ciąża jest, jak pole minowe. Trzeba uważać, żeby nie wpaść.

Part 18: Włamanie

0 | Skomentuj

**Pepper**


Jak Tony skończył zakopywać się do ziemi ze wstydu przez Rhodey’go, talerze były puste. Od razu poszłam pozmywać naczynia, by nie zostawiać tego na później. Ledwo odkręciłam wodę w zlewie, a oni bili się o pilot. Czasem nie rozumiem, ile mamy lat. Jesteśmy pełnoletni i wciąż zachowujemy się, jak dzieci. Jednak cieszę się, że mi zaufali. Dołączyłam do ich drużyny. Niech wiedzą, że mogą liczyć na moją pomoc.
Gdy naczynia były pozmywane, usłyszałam niepokojący huk. Co oni tam robią? Postanowiłam do nich zajrzeć. I co? Leżą na ziemi wciąż, bijąc się o pilota.


Pepper: Starczy! Zabieram to i nic już nie obejrzycie
Rhodey: Jeśli będziesz oglądała te babskie telenowele, pójdę stąd
Pepper: Heh! Masz pecha, bo będę oglądać
Rhodey: No to ja idę
Tony: Rhodey, czekaj


Zatrzymał go na korytarzu, gdy już chciał wyjść.


Rhodey: Masz wybór. Albo zostajesz z Pepper albo idziesz ze mną
Tony: Hmm… Trudny wybór. No to zostaję z Pep
Pepper: Grzeczny Tonuś


Cmoknęłam go w policzek, a Rhodey’go już korciło, żeby coś powiedzieć.


Rhodey: Haha! Macie się ku sobie, gołąbeczki, ale bądźcie grzeczni
Tony: Rhodey, o czym ty myślisz?
Pepper: Sugerujesz coś?
Rhodey: Oj! Wy tam wiecie, co mi chodzi po głowie


Dostał ode mnie w łeb. Niech nie próbuje tak myśleć, bo zabiję. Nie wiem, kto jest gorszy. Rhodey czy Tony? Ma szczęście, bo zjadł frytki bez głupich wymówek. Rhodey wyszedł i wrócił do domu. Tony też chciał iść, ale próbowałam go zatrzymać.


Pepper: Tak ci źle u mnie?
Tony: Nie powiedziałem tego
Pepper: Ale pewnie tak myślisz
Tony: Pepper, nie chcę robić kłopotu, więc lepiej pójdę do domu. Zresztą, mam coś do zrobienia
Pepper: Budowa nowej zbroi?
Tony: Jakbyś zgadła
Pepper: Na pewno nie chcesz zostać?


Już miał odpowiedzieć, ale odezwał się alarm, aż go zgięło w pół przez ból w klatce piersiowej. Kiwnęłam porozumiewawczo, że rozumiem, co musi zrobić i puściłam Tony’ego wolno. Poszłam do salonu, by oglądać swój serial. Oglądałam ledwie kilka minut. Nudne. Jak kobieta może być w ciąży z trzema facetami? Boże, co za świat.
Przysypiałam, czyli miałam dobry powód, by wyłączyć te pudło. Od razu położyłam się spać. Zaczęłam odpływać do innego świata.


**Tony**


Przeklęte przypomnienie. Zostałbym z nią, ale wolałbym nie robić jej większych kłopotów, niż zrobiłem do tej pory. Poszedłem do domu, bo ładowarkę miałem tam przeniesioną. Dziwne. Drzwi były otwarte. Wszedłem przez próg, rozglądając się, szukając obecności Rhodey’go. Może to on otworzył? Ma do mnie zapasowe klucze, gdyby coś się stało.
Przeszedłem dalej, błądząc wzrokiem z niepokojem. Czyżby ktoś się włamał? Nic nie zginęło, ale w pokoju miałem istny burdel. Wszystko poprzewracane, jakby tam miało być coś cennego. Naprawdę dziwne. Włamywać się w biały dzień?


Tony: Nie rozumiem. Czego szukał?


Schyliłem głowę pod biurko, sprawdzając, co mogło zginąć. Jednak było to troch niewygodne, skoro implant domagał się naładowania. Czułem coraz silniejszy ból. Pomyślałem, by wziąć ładowarkę i pomyśleć na spokojnie nad celem intruza. Na szczęście urządzenie leżało tam, gdzie wcześniej stał kosz, który obecnie leżał wyrzucony przy oknie z porozrzucanymi śmieciami.
Po kilku minutach rozpoczął się proces ładowania. Odetchnąłem z ulgą, czując, jak znika ból.


**Whitney**


Whitney: Przesadziłeś, wiesz?
Gene: Niby czemu?
Whitney: Nie uważasz, że za wcześnie realizujesz swój plan?
Gene: A ty? Długo chcesz czekać?
Whitney: Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Im bliżej Potts jest Starka, tym bardziej naraża się na mnie
Gene: A mogę wiedzieć, co ci zrobiła w tej ósmej klasie?
Whitney: To był najgorszy dzień
Gene: Czemu?
Whitney: Przykleiła mi włosy Kropelką do ławki, a do tego wszystkiego wyrwała duży kłak włosów
Gene: Stąd chęć zemsty? Whitney, znajdź lepszy powód
Whitney: Nie martw się. Mam też inny


**Pepper**


Moja drzemka trwała z dwie godziny. Powoli wstawałam, otwierając oczy. W jednej chwili przypomniało mi się, że muszę odnaleźć mamę. O ile wciąż żyje. Pepper, myśl pozytywnie. Powiesz Tony’emu, żeby ci pomógł w poszukiwaniach. Jednak na razie musiałam sprawdzić skrzynkę pocztową.
Gdy zamknęłam drzwi, zeszłam na dół po schodach. Okazało się, że mam jakieś koperty. Jeden do zapłaty rachunków, a drugi od mojej mamy. Miranda Potts. Zgarnęłam zawartość poczty i już chciałam iść do siebie, nim wpadła na mnie ta flądra. Whitney. Mogłam zmienić miejsce zamieszkania, ale całkowicie olewałam jej obecność. Spokojnie, Pepper. Tego plastiku tu nie ma. Zabierali już kosze do segregacji, pamiętasz? Po prostu omiń ją i zajmij się sobą.
Tak też zrobiłam. Poszłam do domu i z ciekawości otworzyłam list matki.


Pepper: Powiedz mi coś, co chciałabym usłyszeć

W liście nie pisało wiele. Jedynie adres i prosiła o spotkanie. Piszę się na to. Nie ma problemu. Jersey? Nie, aż tak daleko, jak myślałam.

Part 17: Witaj w drużynie

0 | Skomentuj

**Tony**


Mimo niezadowolenia lekarza, otrzymałem wypis i mogłem wrócić do domu. Na szczęście implant nie został uszkodzony, ale i tak musiałem znaleźć Whiplasha. Zrobił krzywdę Pepper. Nie wybaczę mu tego. Drań mnie popamięta.
Razem z przyjaciółmi wróciłem na osiedle. Przy okazji zobaczyłem się z Robertą. Dawno z nią nie rozmawiałem, więc wymieniliśmy kilka zdań, aż poszliśmy w swoje strony. Musiałem pomyśleć nad nową zbrojownią, bo piwnica jest za mała, a chciałbym wybudować inną zbroję. Musiałbym, skoro Mark I już do niczego się nie nadaje. Jestem bezbronny.


**Whitney**


Whitney: Gene, jak długo będziemy ciągnąć tę szopkę?
Gene: Aż zdobędę to, co będę chciał
Whitney: Nie możesz sam odnaleźć resztę pierścieni?
Gene: Od kilku miesięcy nie potrafię zlokalizować dwóch ostatnich, a poza tym, muszę się zemścić
Whitney: Tak w sumie, to też tego chcę. Zniszczę Potts. Zemszczę się za to, jak mnie poniżyła w ósmej klasie
Gene: Czyli musimy się skupić na własnym celu. Podobno Whiplash tu krążył, ale coś mi się wydaje, że Mandroidy go zniszczyły
Whitney: Skąd możesz to wiedzieć?
Gene: Dzięki pierścieniom. No to będziemy bawić się w tę szopkę jeszcze długo


**Pepper**


Tony prosił, żebym poszła z nimi do piwnicy. Nie wiedziałam, co chciał zrobić. Bałam się. Chyba nie zamknie mnie tam, jak niewolnicę? Ej! To głupie! Nie zrobiłby tego. Musi mieć inny powód.
Zeszliśmy schodami na dół, a po lewej mieliśmy włącznik światła. Od razu było jaśniej i mogliśmy iść dalej. Skręciliśmy w lewo, gdzie znajdowała się część piwnicy Tony’ego. Sprawnie otworzył kłódkę, a moim oczom ukazały się wszelkie narzędzia, kawałki starych elementów zbroi i oczywiście rowery. Wyglądała, jak zwykła piwnica. Wyobrażałam sobie, że jego przybytek będzie bardziej… naukowy.


Tony: Tutaj właśnie spędzam najwięcej czasu. Niestety, ale będę musiał się przenieść, bo nie mam warunków do dalszej pracy
Rhodey: Już ci wcześniej mówiłem, że to za duże ryzyko trzymać tu swoją zbroję. Jeszcze ktoś, by odkrył…
Pepper: U mnie wystarczyło, że widziałam, jak zmieniasz się w Iron Mana, gdy biegłeś po schodach. Więcej ostrożności
Tony: Oj! Wiem o tym, dlatego wszystko przenoszę w inne miejsce
Rhodey: Niech zgadnę… Garaż?
Tony: Nie. Akurat niedaleko znajduje się dawny warsztat mojego ojca. Wystarczy trochę nad nim popracować i nikt nie odkryje, że jestem Iron Manem
Rhodey: Wolałbym tu nie mieszkać
Tony: Chodzi o Whitney?
Pepper: Ohyda! Nie wspominaj mi o niej!
Tony: Przepraszam, Pep
Pepper: Mówiłam ci coś, Tonusiu
Rhodey: Tonusiu? Czy ja o czymś nie wiem?
Tony: Mamy taką umowę. Ja mówię do niej Pep, a ona może do mnie mówić, jak jej się podoba. Wybrała Tonuś
Rhodey: Hahaha! To brzmi, jakby babcia cię szczypała w policzek i coś mówiłaby do ciebie bez zębów
Tony: Udam, że tego nie słyszałem
Pepper: To co robimy?
Tony: Wiesz już, kim jestem i co robię, więc dołączysz do naszej drużyny
Pepper: O nie! Nie zmusicie mnie do tego, żebym zbierała zwłoki po was. Heh! Mowy nie ma
Tony: Mogłabyś nam pomagać. Chyba jesteś dobra w szukaniu informacji?
Pepper: Najlepsza
Tony: To jak? Zostajesz z nami?
Pepper: Mi pasuje, ale nie liczcie, że będę zastępować grabarza
Rhodey: Hehe! Nie musisz
Pepper: Tony wiele ryzykuje
Tony: Takie życie
Rhodey: Zaczniemy dzisiaj przeprowadzkę?
Tony: Później, bo zgłodniałem
Rhodey: Ja trochę też
Pepper: To chodźcie do mnie na obiad


Tony zamknął piwnicę i poszliśmy do mojego mieszkania. Od razu, kiedy otworzyłam drzwi, powędrowałam do kuchni. Rhodey zamknął drzwi, a ja próbowałam coś zrobić na szybko. Pomyślałam o frytkach. Wystarczy wstawić na patelnię i gotowe. Tonuś jako jedyny nie był cierpliwy i zaczął mi przeglądać przez ramię, co robię. Czułam się lekko skrępowana tak bliską obecnością chłopaka.


Pepper: Odsuń się, bo cię poparzę
Tony: Nie zrobiłabyś tego
Pepper: Czyżby?
Tony: No przecież mnie lubisz i martwiłaś się. Na pewno mogę być przy tobie bezpieczny
Pepper: Lepiej niech nie zgubi cię pewność siebie, bo któregoś dnia, przegrasz
Tony: Dobrze o tym wiem


Objął mnie w pasie i cmoknął w policzek. Zawstydziłam się, rumieniąc się, jak buraczek. To było miłe uczucie. Te motylki, tańczące w brzuchu.
Po kilku minutach dopiero zauważyłam, że zniknął. Tylko, czy naprawdę mnie przytulił? A może sama sobie wymyśliłam jako własne pragnienie? No nieważne.
Niecałą godzinę później obiad był gotowy. Każdemu nałożyłam frytki na talerz i postawiłam keczup wraz z solą. Niech mi nie mówi, że unika frytek, bo zabiję.
Siedzieliśmy tak, konsumując jedzenie, a Rhodey mówił o tym, co zrobił Tony, jak był małym dzieckiem. Uderzenie w drzwi, rozwalenie krzesła, udawanie księżniczki, a nawet skakanie bez opamiętania po stole, jak czegoś chciał. Od razu się zawstydził, że też zmienił się w buraczka.

Part 16: Niech żyje happy end

0 | Skomentuj



**Pepper**

Obudziłam się kolejnego dnia pełna energii. Od razu wstałam z łóżka bez problemu. Nie ma to, jak powitać nowy dzień. Nie czułam żadnej słabości i byłam w stanie zrobić wszystko. No bez przesady, ale czułam się, jak nowo narodzona. Ciekawe, co z Tony’m? Potrafił zażartować, lecz nie jestem pewna, jeśli chodzi o jego obrażenia.
Siedziałam tak sobie na łóżku, spoglądając bezczynnie w okno, gdy do sali wszedł doktorek Yinsen.

Dr Yinsen: Jesteś bardzo niecierpliwa. Na pewno czujesz się na siłach, by wrócić do domu?
Pepper: Spokojna głowa. Potrafię o siebie zadbać i nic mi nie jest. A wyniki to potwierdzają? Prawda, doktorku?
Dr Yinsen: Heh! Tak. Masz całkowitą rację, ale dziwię się do tej pory, jak szybko wyzdrowiałaś
Pepper: Sama nie wiem. Po prostu miałam szczęście. Czy mogę się zobaczyć z Tony’m?
Dr Yinsen: Jak już wcześniej mówiłem, miałem cię informować o jego stanie. Dziś pójdę zobaczyć, jak się trzyma
Pepper: Mogę też iść? Bardzo mi na nim zależy
Dr Yinsen: Zauważyłem, odkąd go tu zabrałaś, kiedy się o niego martwiłaś. Hmm… Możesz iść ze mną
Pepper: Dziękuję. No to jaki jest haczyk?
Dr Yinsen: Wyniki masz mniej więcej w normie, bo są nieludzkie, ale nie widzę powodu, by cię dłużej zatrzymywać
Pepper: A była tu wcześniej taka pani. Gdzie ona jest?
Dr Yinsen: Pewnie mówisz o Robercie. Chyba wyszła na chwilę. To co? Jesteś gotowa?
Pepper: Jak najbardziej tak
Dr Yinsen: W takim razie, chodźmy

Przebrałam się w swoje ubrania, które leżały przy łóżku. Lekarz pozwolił mi na prywatność i od razu po skończeniu zmiany odzieży, wyszłam ze szpitala. Pani Rhodes poszła z nami. Chyba też chciała zobaczyć, jak się miewa nasz człowieczek- puszka.
Przez całą drogę do helikariera, wszyscy byli pogrążeni w milczeniu. Yinsen przybrał formę, myślącego filozofa, a kobieta po prostu siedziała z powagą. Ja jedynie wyobrażałam sobie, jak zobaczę Tony’ego. Czy Whiplash zrobił mu krzywdę? Niech już będzie dobrze. Tylko tego chcę.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, podążaliśmy do skrzydła medycznego, gdzie miał znajdować się Tonuś. Tonuś, Tony. Wszystko mi jedno.
Przeszłam kilka kroków i doszliśmy do odpowiedniej sali z zaszklonymi drzwiami, które pokazywały wnętrze sali. On spał. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Pepper: Hej, Rhodey
Rhodey: O! Cześć, Pepper. Jak się czujesz?
Pepper: W porządku. A ty?
Rhodey: Whiplash nic mi nie zrobił. Gdyby nie pomoc Natashy, pewnie byłbym trupem
Pepper: A Tony?
Rhodey: Dochodzi do siebie. Widzę, że też przyszłaś nas odwiedzić, mamo
Roberta: Kiedyś zawału przez was dostanę. Nie mogę w to uwierzyć, że dalej pakujecie się w najgorsze bagno
Rhodey: Przez Iron Mana

Od razu zamilkłam, przyglądając się twarzy Tony’ego. Leżał spokojnie, a serce biło normalnie. Jednak musieliśmy wyjść z sali. Dwóch lekarzy zaczęło jakoś rozmowę. Nie byli zachwyceni. Kłócili się. O co?

**Tony**

Powoli otwierałem oczy. I to dość leniwie. Słyszałem, jak dwie osoby krzyczały, mówiąc coś, czego nie rozumiałem. Udawałem, że śpię, a tak naprawdę słuchałem, co mówią.

Dr Yinsen: Oszalałaś, Victorio?! Czemu wstrzyknęłaś mu Extremis?! To go mogło zabić!
Dr Bernes: Ho, ja nie miałam innego wyboru. Umierał, a wirus zżerał żywcem cały organizm
Dr Yinsen: A mieszanek nie miałaś?
Dr Bernes: Przecież wylaliby mnie, gdyby je odkryli. Posłuchaj mnie… Nie mogłam pozwolić, by umarł. Sytuacja była tak fatalna, że implant zaczął zawodzić, dlatego sprawdź, czy wszystko gra
Dr Yinsen: Sprawdzę, ale ostatni raz robiłaś coś takiego. Następnym razem, ustal to ze mną
Dr Bernes: Rozumiem, a poza tym, Extremis mogłoby wyleczyć serce Tony’ego
Dr Yinsen: Więc ryzykowałaś w końcu w jakim celu? Chciałaś go ocalić, czy ulepszyć?
Dr Bernes: Ocalić
Dr Yinsen: Miał dużo szczęścia, że serum go nie zabiło
Dr Bernes: Naprawdę mi wybacz
Dr Yinsen: Przeprosiny powinnaś skierować do jego bliskich, bo przez ciebie mógł umrzeć. Czy ty to rozumiesz?
Dr Bernes: Rozumiem
Dr Yinsen: Dobrze. Teraz sprawdzę, jak z implantem i mam nadzieję, ze uniknie operacji
Dr Bernes: A czemu od razu operacja?
Dr Yinsen: Znam działanie wirusa Vortex. Nic dobrego

Gdy Yinsen skończył mówić, lekarka wyszła z sali, a on został, przeglądając wyniki. Dalej nie otwierałem oczu. Lekarz zaczął badać przy implancie i nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu. Od razu odkrył, że cały ten czas udawałem sen.

Dr Yinsen: Udało ci się, Tony. Ładnie to tak podsłuchiwać?
Tony: Chciałem wiedzieć, dlaczego się kłócicie. Czy to prawda, że Extremis mogło mnie wyleczyć?
Dr Yinsen: To prawda, ale z drugiej strony mogło też zabić. Pozwól, że cię zbadam
Tony: Zgoda

Yinsen był lekko zdenerwowany. Stetoskopem badał bicie serca. Później sprawdził wszelkie odczyty z kardiomonitora wraz z przeglądem dokładnie całego mechanizmu, czy nie doszło do jakiś uszkodzeń.
Po skończeniu wszelkich badań, wyszedł z sali i nie odezwał się ani jednym słowem.

Part 15: Tonuś i Pep

3 | Skomentuj




**Pepper**

Przez chwilę nie oddychałam. Ani jednego tchu. Po prostu bałam się, że umrę, a życie jeszcze było przede mną. Jednak poczułam pewną zmianę. Przestałam się dusić, a lekarze byli gotowi w każdej chwili intubować. Zawsze różniłam się od innych i chyba dzięki temu znowu zaczęłam oddychać. Patrzyli na mnie ze zdumieniem w oczach, a ja odetchnęłam z ulgą, uspokajając się, bo wszelkie poparzenia zniknęły, które były spowodowane przez bicze. Lekarz w okrągłych okularkach sprawdzał odczyty, dziwiąc się, że były w normie.

Dr Yinsen: Jak się czujesz?
Pepper: Potrafię oddychać bez maski. W sumie, to mogę już wrócić do domu
Dr Yinsen: Niezwykłe, jak szybko oparzenia się zagoiły. I naprawdę jest lepiej?
Pepper: Tak. Mogę dziś wrócić?
Dr Yinsen: Jeszcze kilka dni. Masz więcej szczęścia, niż Tony
Pepper: A zawsze było z nim źle?
Dr Yinsen: Wiesz, kim naprawdę jest?
Pepper: Chodzi o Iron Mana? Niedawno to odkryłam. Jest silny, skoro z tak słabym sercem ryzykuje życiem, by ratować ludzi
Dr Yinsen: Prosiłem, żeby znalazł sobie inne zajęcie, ale nie chce zrezygnować. Cóż. Mam kogoś poinformować, że tu jesteś?
Pepper: Tylko Tony’ego
Dr Yinsen: No to będzie problem
Pepper: Dlaczego?
Dr Yinsen: Nie wiem, czy jest w stanie
Pepper: Whiplash go skrzywdził?!
Dr Yinsen: Uspokój się. Dowiem się i ci powiem, a na razie leż i odpoczywaj

Bałam się o Tony’ego. Poczułam, że mimo tak krótkiego znajomości, stworzyła się niezwykła więź. Chciałam go zobaczyć, jak najszybciej. Naprawdę bardzo szybko się wyleczyłam ze wszystkich ran. Wszyscy byli w szoku i ja też tego nie ukrywam.

**Tony**

Dziwne. Myślałem, że umarłem, a w tle słyszałem głos lekarki i mojego przyjaciela. Był przerażony, aż krzyczał na całe gardło. Nie wiem, co się ze mną działo, ale czułem się inaczej. Wirus zaczynał znikać. Powoli otwierałem oczy.

Rhodey: Tony, wszystko gra?
Tony: W porządku, Rhodey
Dr Bernes: Musiałam ci wstrzyknąć pewne serum i twój przyjaciel myślał, że cię zabiłam, ale taka jest zawsze reakcja na Extremis. Było naprawdę blisko
Tony: Extremis?
Dr Bernes: Miliony nanorurek, które są zdolne przebudować cały organizm, ale w twoim przypadku jedynie usunęło wirusa
Tony: Pepper nic nie jest?
Rhodey: Mama z nią została. Zadzwonię do niej i się dowiem
Tony: Whiplash ją skrzywdził?!
Dr Bernes: Nie myśl o tym. Musisz wydobrzeć. Potrzebuję sprawdzić, czy wirus całkowicie zniknął, a dr Yinsen chce dane o inwazyjności wirusa Vortex. Powinien wiedzieć, czy implant nie został uszkodzony
Tony: Skoro nic się nie dzieje, mogę wrócić do domu?
Dr Bernes: Nie bądź taki do przodu. Trochę poczekasz. Rhodey, pilnuj go
Tony: Nie musisz
Rhodey: Oj! Chyba muszę
Tony: Kiedyś cię zabiję
Rhodey: Zobaczymy

Lekarka wyszła z sali. Chciałem, jak najszybciej zobaczyć się z Pepper. W tamtej rzeczywistości była pięknym aniołem. Pora wyznać, co do niej czuję. Gdy będzie już po wszystkim, wynagrodzę jej wszystkie krzywdy, jakie musiała znieść. Może wycieczka rowerowa? Zobaczymy.

Tony: Rhodey, podasz mi telefon?
Rhodey: A ty, co kombinujesz? Nie próbuj mi uciekać
Tony: Heh! Innym razem. Na razie muszę zadzwonić
Rhodey: Ohoho! Już wiem, co się święci
Tony: No co?
Rhodey: Haha! Jak mogłem tego nie zauważyć? Ty się zakochałeś! Ale jaja! Haha! Serio?
Tony: No tak, więc daj mi to
Rhodey: Chłopie, tak krótko się znacie i już ją kochasz? Uważaj na rude. Mogą być fałszywe
Tony: Pierdol stereotypy. Ona jest wyjątkowa. Taka piękna, urocza, a jak się ładnie uśmiecha. Kurwa!
Rhodey: Hahaha!
Tony: Zaraz cię czymś rzucę
Rhodey: Dobrze, że Extremis cię nie wzmocniło
Tony: A co? Wolałbyś, żebym umarł?
Rhodey: Nie! Chodzi o twoje serce. Podobno dziewczyny lecą na kaleki
Tony: RHODEY?!

Rzuciłem go… wazonem? Akurat był pod ręką. Udało mu się uniknąć i niestety hałasy usłyszała lekarka.

Dr Bernes: Czy wyście powariowali?!
Rhodey: Tony oszalał z miłości
Dr Bernes: Tony, uspokój się
Tony: Sprowokował mnie!
Dr Bernes: Zupełnie, jak dzieci

Uśmiechnęła się i wyszła. Rhodey mnie porządnie wkurwił, ale jeszcze droczyliśmy się. Nigdy nie zabiłbym kogoś, komu zawdzięczam życie.
Wybrałem numer do Pep. Od teraz tak będę na nią mówić. Pep Potts.

**Pepper**

Chyba ktoś mi czytał w myślach. Chciałam zadzwonić do Tony’ego, ale zapomniałam, że NIE ZNAM JEGO MUMERU. Dobra, spokojnie. Odbiorę. Ciekawe, kto dzwoni?

Pepper: Halo?
Tony: Cześć, Pep
Pepper: Tony? Skąd masz mój numer?
Tony: Ech… No włamałem się o SHIELD
Pepper: Do SHIELD? Zgłupiałeś do reszty?!
Tony: Przepraszam, Pep
Pepper: Pepper! Nie mów do mnie, Pep
Tony: A to niby czemu?
Pepper: Nie zasłużyłeś sobie na to
Tony: Naprawdę? To poczekam
Pepper: Widzę, że humor ci dopisuje, a martwiłam się o ciebie
Tony: Ja o ciebie też, dlatego dzwonię
Pepper: Miałam starcie z Whiplashem i coś mi się wydaje, że…
Tony: Zabił twojego ojca
Pepper: Nie cierpię cię
Tony: Czemu?
Pepper: Bo czytasz w moich myślach, zboczuchu
Tony: Ja? Zboczuch? Wypraszam sobie. Po prostu zgadywałem
Pepper: Jesteś okropnym kłamcą
Tony: Dziękuję. Staram się nie wypaść z formy. Naprawdę się bałem
Pepper: Na szczęście dla nas obu skończyło się dobrze
Tony: Miałem więcej szczęścia
Pepper: Niż rozumu
Tony: Widzisz? Dopełniamy się i coś nas łączy. Muszę kończyć, ale spotkamy się, jak wrócę do domu
Pepper: Ja tak samo. Dbaj o siebie, Tonuś
Tony: Tonuś?
Pepper: Haha! Ty mówisz Pep, a ja Tonuś
Tony: Niech ci będzie

Rozłączyłam się, a na mojej twarzy widniał uśmiech. Jeszcze nigdy w życiu nie czułam takiej ekscytacji. Chciałabym się z nim spotkać. Dobrze, że nic mu nie jest.
© Mrs Black | WS X X X