Część 9: Chwila spokoju

3 | Skomentuj

**Rhodey**
Stało się najgorsze. Lekarz po sprawdzeniu bicia serca, od razu zadecydował o przewiezienie na blok. Było bardzo źle. To moja wina. Niepotrzebnie się z nim kłóciłem.


Roberta: Co z nim?
Lekarz: Atak serca. Trzeba go operować, bo umrze


Bez większego gadania zabrał go na salę operacyjną. Czekaliśmy, aż dramat dobiegnie końca. Atak? A to drań. Ten Whiplash. To na pewno on go zaatakował. Musieliśmy jedynie mieć nadzieję, że Tony będzie żył. Pepper była zmartwiona, a twarz ukrywała w dłoniach. Płacze?


Rhodey: Wszystko będzie dobrze.  Po wypadku też tak było, ale…
Pepper: Rhodey, to moja wina. Powinnam nic nie mówić
Rhodey: Przestań. To ja powinienem się zmienić. Zagubiłem się, ale przez troskę o niego. Chciałem zapewnić mu bezpieczeństwo
Pepper: On musi żyć! Musi!
Roberta: Nie martwcie się tym. Lepiej powiedzcie mi, jak to się stało?
Rhodey: Nie wiemy. Znaleźliśmy go w takim stanie
Roberta: Gdzie?
Pepper: Obok fabryki
Rhodey: Mamo, przepraszam. Myśmy się pokłócili i dlatego znikł. Jak znaleźliśmy Tony’ego, był cały we krwi. Nie wiem, kto mógł mu to zrobić


3 godziny później


Lekarz w końcu wyszedł udzielić nam informacji. Bałem się, co możemy usłyszeć. Nie wyglądał, jakby to były dobre wieści. Niemożliwe. Nie mógł nam tego zrobić. Przecież to Tony. Łatwo się nie podda.


Roberta: Doktorze, co z Tony’m?
Lekarz: Cóż, mieliśmy pewne komplikacje przez to, co ma na klatce piersiowej, ale specjalista od tego został już poinformowany i zjawi się jeszcze dziś. Chłopak miał szczęście. Mógł się wykrwawić, ale żyje. To najważniejsze
Roberta: Można się z nim zobaczyć?
Lekarz: Nie bardzo, bo leży na intensywnej terapii, ale jedna osoba na pewno będzie mogła wejść. Jednak jeszcze się nie wybudził z narkozy
Rhodey: Dziękujemy
Lekarz: Taka praca


Poszliśmy do odpowiedniej sali, gdzie leżał Tony. Miał maskę tlenową, a rana została opatrzona, że już nie krwawiła. Pepper zakrywała usta dłonią, a po policzkach spłynęły łzy. Chyba coś czuję, że oboje czują do siebie coś więcej, niż przyjaźń. Powinni ze sobą porozmawiać.


Rhodey: Trzymasz się?
Pepper: Tak, tak. Nie martw się. Rzęsa mi wpadła do oka
Rhodey: A już myślałem, że do siebie pasujecie
Pepper: Co sugerujesz?
Rhodey: Mówił o tobie
Pepper: Naprawdę?


**Pepper**


Miałam wrażenie, że mam nadzieję na wspaniałe życie z chłopakiem u boku. Tylko, czy naprawdę czuje to samo? Musi wyzdrowieć, bo chcę mu to powiedzieć. Powiem mu. Tak, powiem, że zależy mi na nim.
Gdy chciałam do niego iść, pojawił się jakiś lekarz w okrągłych okularach. Zabrał Tony’ego z sali. Nie wiedziałam, co się dzieje. Znowu strach wrócił.


Rhodey: Nie bój się. On zrobi porządek z implantem. Nic mu nie grozi
Pepper: Mam nadzieję, bo chciałabym z nim jeszcze porozmawiać
Rhodey: Będziesz miała nie jedną na to okazję. Kochasz go?
Pepper: Chyba tak. A co ci mówił?
Rhodey: Haha! Jednak do siebie pasujecie. On się w tobie zakochał
Pepper: Rhodey, nie robisz mnie w balona?
Rhodey: Szpital to nie miejsce na żarty Uwierz mi. Zaimponowałaś mu
Pepper: Chciałabym to od niego usłyszeć
Rhodey: I usłyszysz


Uśmiechnął się, klepiąc pokrzepiająco po ramieniu. Poczułam się lepiej, aż byłam ciekawa, czym zaimponowałam Tony’emu.


Godzinę później
2 godziny później
3 godziny później
4 godziny później

KONIEC CZĘŚCI DZIEWIĄTEJ

Ivy Stone- nowa uczennica Akademii Jutra

5 | Skomentuj
UWAGA NA WULGARNY JĘZYK!!!

**Z dedykacją dla Oli, która pomogła w rozwoju opo o Daredevilu, a każda rozmowa dawała większe powody, by nadal coś tworzyć. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :)**

Ivy Stone- nowa uczennica Akademii Jutra


**Z dedykacją dla Oli, która pomogła w rozwoju opo o Daredevilu, a każda rozmowa dawała większe powody, by coś tworzyć. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin**


Nowy Jork. Tak, jak zawsze ta monotonność dnia była nużąca. Dorośli szli do pracy, jakieś dzieci grały na ulicy, a nasza “święta trójca” zerkała przez okno na właśnie tych ludzi, gdy męczyli się śmiertelnie przez nudę, towarzyszącą przez lekcję profesor Green. Tony wiedział, że siedzi w klasie, ale ignorował to i dalej kończył projekt najnowszej zbroi Iron Mana. Rhodey również nie skupiał się na gadaninie nauczycielki, tylko siedział, czytając jakąś książkę o historii współczesnej, którą wypożyczył z biblioteki. Natomiast nasza ukochana Pepper, sprawiająca kłopoty, zastanawiała się, jak urozmaicić lekcję. Rzucanie papierkami, zrobienie kawału Rhodey’mu przez przyklejenie głowy do ławki za pomocą taśmy klejącej, a może…  Niestety potok myśli przerwało pojawienie się dyrektora.


Dyrektor: Przepraszam, że przeszkadzam w lekcji, ale chciałbym wam przedstawić naszą nową uczennicę. Oto Ivy Stone. Mam nadzieję, że mile ją przyjmiecie i pomożecie koleżance w poznaniu nowego otoczenia
Pepper: Już się do tego palę
Dyrektor: Słyszałem to, panno Potts
Pepper: Widać, że słuch nie szwankuje. To dobrze
Dyrektor: Ech. Proszę usiądź w jakiejś ławce. Akurat jest wolna obok panny Potts
Pepper: Grr!


Zgniotła papierek, aż ze złością rzuciła go na Tony’ego, przerywając mu “super zajęcie”. Ivy nieco nieśmiała usiadła obok rudej. Nie wiedziała, że siedzi z samą diablicą w ławce. Pepper olewała na maxa jej obecność, zajmując się wpatrywaniem w rysunki przyjaciela. Nadal był nieostrożny.  Co chwilę zerkała mu przez ramię. Wiadomo, że czuł te spojrzenie rudej i musiał w końcu spytać o cel tego działania.


Tony: Pepper, nudzi ci się?
Pepper: A, jak myślisz, geniuszu? Cholernie umieram z nudów. A ty, jak zwykle jesteś nieostrożny. Chowaj to migiem do torby!
Rhodey: Pepper, cicho! Próbuję tu czytać
Pepper: A mnie to kurwa nie obchodzi! Ja chcę stąd wyjść!
Prof. Green: Panno Potts, czy jest jakiś problem?
Pepper: Ugh!
Ivy: Jeszcze 5 minut. Wytrzymasz
Pepper: Prosił cię ktoś, żebyś się odezwała?!


Już wymierzyła pięścią w twarz brązowookiej dziewczyny, która zdołała przewidzieć jej agresywny atak. Klasa patrzyła zaciekawiona na dalszy rozwój wypadków. Tony był zaciekawiony zdolnościami Ivy, a Rhodey’ego nie obchodziło, co się działo wokół niego. Wolał skończyć czytać, zanim dzwonek ich zaskoczy. Poza tym, wiedział, jaka Pepper jest i nie chciał się mieszać w bójki klasowe.


Tony: Pepper, co się z tobą dzieje?
Pepper: A po co się głupio pytasz?
Rhodey: Oho! Ruda coś już spsociła. Zatęskniłaś za dyrektorem Nara? Haha!
Pepper: Rhodey!


Wściekła się na niego, aż zarobił w łeb z książki, którą od niego “pożyczyła”. Cała Pepper Potts. Nie dziwne, skoro ojciec ledwo z nią wytrzymuje. No dobra. Uciekłam od naszej trójki i całego hałasu, rozpętanego w klasie. Nawet Rhodey był zmuszony do interwencji, a poza tym, był sam ofiarą jej dziwnego zachowania. Ivy nie była zbyt wzruszona sytuacją, a wręcz była ciekawa, czy płeć kobieca wygra tę walkę. Niestety, nie była równa. Tony chciał pomóc przyjacielowi, broniąc go od szablozębnej wariatki. Szablozębnej? Czy to odpowiednie słowo? Tak, bo raz próbowała ugryźć histeryka, ale zdołał zarobić w twarz raz z “liścia”.
Na szczęście zadzwonił oczekiwany dzwonek wybawienia. Wszyscy ruszyli do wyjścia, przeciskając się przez drzwi.
Nowa uczennica usiadła sama gdzieś na jakiejś ławce przy szafkach, trzymając się za głowę, Wyglądała na zagubioną, bo była dopiero pierwszy dzień w szkole. Jednak ktoś chciał jej pomóc. Tym kimś był geniusz. No niby geniusz, bo nim pomyśli,  najpierw zrobi. Doskonale wiedział, że igra z ogniem. Dlaczego? Pepper nie będzie zachwycona, widząc, jak zarywa do Ivy. Hmm… chyba już to zauważyła, bo skryła się za szafkami, podsłuchując ich rozmowę.


Pepper: Oj! Dostanie wpierdol


Odważnie podszedł do dziewczyny. Pepper naprawdę nie cieszyła się z tego widoku.


Tony: Hej! Wszystko gra?
Ivy: Chyba tak
Tony: Nie przejmuj się. Ona tak zawsze
Ivy: Chyba za mną nie przepada
Tony: Oj! Przestań. Będzie dobrze. Jeszcze się do ciebie przekona
Ivy: Być może, a poza tym, to mój pierwszy dzień
Tony: Uwierz mi, że wiem, jak to jest. Nie martw się. Jeśli potrzebowałabyś pomocy, chętnie ci jej udzielę
Ivy: Dziękuję. Jak mam do ciebie mówić?
Tony: Tony. Tyle wystarczy na sam początek


Głupawo się uśmiechnął, a ten widok spowodował, że nasza papryczka się piekliła. Bardzo.


Tony: A ty?
Ivy: Mów mi Ivy
Tony: Miło mi cię poznać, Ivy
Ivy: I wzajemnie


Podali sobie dłonie na znak zawarcia nowej znajomości. Oprowadził ją po szkole, pokazując, gdzie znajduje się dane pomieszczenie. Ivy powoli zaczęła orientować się w nowej przestrzeni  i nie czuła się tak obco, jak na pierwszych godzinach. Nastąpiła długa przerwa. Tony, Rhodey i Pepper poszli na dach Akademii, gdzie zwykle jadali swoje posiłki. Tony miał kanapkę z szynką, Rhodey jadł z rybą, a Pepper zasmakowała w pomidorze.


Tony: No nieźle, Pepper. Mało brakowało, a trafiłabyś do dyrektora
Pepper: Rhodey mnie sprowokował!
Rhodey: Taa… Od razu na mnie. Uczepiłaś się tej nowej, a ja jedynie odpierałem twoje ataki
Pepper: Haha! Jakoś ci się nie udało


Niespodziewanie, Tony zachwiał się, obrywając mocno w twarz.


Tony: Ała! Pepper! Za co to?
Pepper: Przecież wiesz!
Tony: Nie wiem! Możesz mi powiedzieć?
Pepper: Nie udawaj niewiniątka!
Rhodey: Kobieto, ochłoń trochę. No zluzuj, bo nas pozabijasz
Pepper: Jak mogłeś, Tony?!
Tony: Co ja znowu zrobiłem?!
Pepper: Kochasz mnie, tak?
Tony: No tak. Co za głupie pytanie. A co? Już mi nie wierzysz?
Pepper: Ale kochasz?
Tony: Przecież wiesz, że jesteś moim światem. No i zbrojownia, moje zabawki…
Rhodey: Stary, lepiej się bardziej nie pogrążaj
Pepper: Milcz, palancie! Zamknij mordę i czytaj te swoje popierdolone książki!
Tony: Kochana, ochłoń trochę


Już chciał ją przyciągnąć do siebie, by przytulić, a ona po prostu uderzyła go z łokcia. No to musiało się tak skończyć.


Pepper: Nie mów tak do mnie!
Tony: Powiesz mi wreszcie, czemu się wściekasz?
Pepper: Widziałam, jak mnie zdradzasz z inną! Taki jesteś?! To ja cię rzucę dla Happy’ego
Rhodey: Hahaha! Tony, lepiej walcz o swoje przyszłe małżeństwo
Pepper: Och! Zabiję się, Rhodey! Twoja mamusia ci nie pomoże


Chwyciła za coś z ziemi. Raczej było ostre. No jasne. Kamień. Oryginalne. Rhodey krzyczał, żeby go nie kamieniowała, a Tony się z tego śmiał, ale później zobaczył, że ta zabawa niegrzecznej dziewczynki skończyłaby się mocnymi ranami, więc pobiegł za nimi. Miał sporo szczęścia. Oboje mieli. Pepper się pohamowała, a kamień wrzuciła do swojej szafki, rezerwując go na lepszą okazję. Jednak pech chciał, że natknęła się na Ivy.


Ivy: Ej!


Szarpnęła ją za rękę, by zatrzymała się. Pepper nie była zachwycona. Ooł. Czyżby się szykowała bójka? Nie wiem. Popatrzę, co się tutaj dzieje.


Pepper: Masz jakiś problem?
Ivy: Chyba ty. Chcesz zrobić komuś krzywdę? Dziewczyno, opanuj się
Pepper: Nie mów mi, co mam robić!
Tony: Ivy, proszę. Lepiej z nią nie zadzieraj
Pepper: O! Już jesteście na TY?!
Rhodey:Oj! Mogłeś jej nie mówić


Nagle odezwał się dźwięk telefonu. Alarm. Miasto potrzebowało Iron Mana. Tony od razu pobiegł do zbrojowni wraz z Rhodey’m, a Pepper zrobiła to samo. Darowała “świeżakowi” siniaków.
Kilka minut później, zbroje wyleciały na miasto w celu odnalezienia sprawcy niepokoju. Okazało się, że to był Whiplash.
Gdy oni lecieli na akcję, Ivy widziała biczownika w centrum. Nie bała się zareagować.


Ivy: I czego tu szukasz, złomie? Nie wątpię, że chcesz kłopotów, więc proszę bardzo


Rzuciła się na niego, używając swoich zdolności, jak spryt, który dawał jej szansę na dobry plan, a przewidywanie ruchów pozwoliło uniknąć wszelakich ataków robota, rzucający nieopamiętanie swoimi biczami. Szybkość połączona z siłą spowodowała zniszczenie ich, więc mogła dobić wroga zwykłymi ciosami pięścią. Whiplash nie zdołał wyrzucić bomb i zniknął, odlatując na pile tarczowej.
Kilka minut po zniknięciu przeciwnika, pojawiła się blaszana trójca.


Tony: Rhodey, widzicie go? Gdzie ten drań?
Rhodey: Nie ma go na radarze. Pepper?
Pepper: Ech! Tchórz nam spierdolił, a kurwa chciałam mu przywalić
Tony: Musisz przeklinać?
Pepper: Oj! Nie wybaczę ci zdrady
Tony: Nie zdradziłem cię!
Rhodey: Skończycie się już kłócić? Chyba musicie coś zobaczyć


Rhodey zauważył, jak dziewczyna strzepywała pył z kurtki. Odwróciła się w ich stronę. Iron Man zdębiał. Czyli? Wyglądał, jakby szczęka opadła mu w dół.


Tony: Nie wierzę. Ivy?
Ivy: Cześć, Tony
Tony: Eee… dziewczynko. Chyba mnie z kimś pomyliłaś
Ivy: Za to powinieneś oberwać, ale jestem troszeczkę zmęczona. Walka z Whiplashem nie była ani za łatwa ani za trudna
Tony: Jak ty to zrobiłaś?
Ivy: Każdy ma jakieś sekrety
Tony: Jestem pod wielkim wrażeniem. Powinniśmy cię bardziej poznać
Pepper: No dobra. Faktycznie umiesz skopać tyłek. A wiesz, kim my jesteśmy?
Ivy: Tak. Widziałam, że musieliście szybko zniknąć, a lekcje miały jeszcze być. Poza tym, Whiplasha się spodziewałam po ostatnich porachunkach Mr. Fixa i Hummera


Rhodey nie bardzo chciał, by nowo poznana osoba, co jemu też zaimponowała nadludzkimi mocami, miała od razu poznać ich tajemnicę. Jednak po dłuższym namyśle, zgodził się na propozycję Tony'ego.
No to udali się do zbrojowni. Pepper chwyciła Ivy, bo wiedziała, że Tony'ego ciągnęło do szatynki. Lot minął w milczeniu. Dopiero, gdy dotarli na miejsce, geniusz pozwolił Ivy na poznanie jego sanktuarium, a ich kryjówki, gdzie szukali kłopotów.


Tony: Witaj w naszym drugim domu. To właśnie jest zbrojownia. Właśnie tutaj spędzany czas po szkole i uzbrajamy się na akcję. Nasza drużyna już trwa 3 lata i w sumie każdy z nas ma ksywkę. Ja jestem Iron Manem
Ivy: Łatwo się domyślić po wyposażeniu
Rhodey: War Machine do usług
Pepper: I Rescue!
Ivy: A ja to po prostu Ivy. Trochę się dziwię, że od razu mi zaufaliście
Tony: Wiemy, że nikomu nie zdradzisz naszego sekretu. No to witamy w klubie blaszaka, Ivy


Pozostały dzień minął na luźnych rozmowach. Ivy opowiedziała im trochę o sobie, a oni zrobili to samo. Pepper w końcu nie była zła, a nawet cieszyła się, że nie była jedyną kobietą, co musiała znieść męską część grupy.


KONIEC

Część 8: Drań

3 | Skomentuj

**Pepper**
Byłam w szoku. Prawie mogli mnie usłyszeć. Oni? Raczej Rhodey. Ostrożnie wyszłam z ukrycia, by go nie przestraszyć. Niestety nie udało się.


Pepper: Możesz mi powiedzieć, co to jest?
Rhodey: Aaa! Pepper! Co ty tu robisz?!
Pepper: Szłam za tobą. Chciałam odkryć prawdę. Wiedziałam, że wy coś ukrywacie przede mną. Liczę na wyjaśnienia
Rhodey: To przez wypadek. Prawie stracił życie, ale dzięki tej zbroi zdołał dolecieć do mnie, bym go zabrał do szpitala. Jeden ze specjalistów znalazł sposób, żeby uratować Tony’ego. To, co u niego widzisz, to implant
Pepper: Wow. A mieliście zamiar mi o tym powiedzieć?
Rhodey: Pewnie kiedyś tam poznałabyś prawdę
Pepper: Nic mu nie będzie?
Rhodey: Spokojnie. Szybko dojdzie do siebie


Godzinę później


**Tony**


Słyszałem, jak ktoś coś mówił, ale raczej wyraźny szum w uszach. Whiplash nieźle mnie urządził. Rhodey nie wie, że musiałem walczyć. To był mój pierwszy lot w zbroi, więc nie znałem wszystkich jej możliwości. Jednak następnym razem sprawdzę, czy ktoś nie ma tu swojej kryjówki. 
Obudziłem się, a tam był Rhodey i Pepper. Pepper? Chyba mam zwidy. Co…


Tony: Co ty tu robisz?
Pepper: A jednak żyjesz? To dobrze
Tony: Rhodey, wpuściłeś ją?! Wyjaśnij!
Rhodey: Uspokój się, dobra? Sama mnie śledziła i znalazła laboratorium. Nie denerwuj się i powiedz mi, co się stało? Zbroja jest poważnie uszkodzona
Tony: To nic wielkiego. Nie przeginaj, Rhodey. Nic się nie stało, ale trudno było go zgubić. Gdyby znalazł to miejsce, byłbyś w niebezpieczeństwie. Ja… Nie mogłem… Nie mogłem na to pozwolić
Pepper: Już więcej się tak nie narażaj, Tony. Naprawdę cieszę się, że żyjesz. Jesteś zły, że poznałam prawdę?
Tony: O czym ty mówisz?!
Pepper: Słyszałam nieco o wypadku. Naprawdę współczuję. Pamiętaj, że ci pomogę, jeśli będziesz potrzebował pomocy
Tony: Ty też będziesz mnie chciała niańczyć?!
Pepper: Nie. Ja się...no… martwię
Rhodey: Odpocznij i nie goń tego wariata
Tony: Dość! Skończ z tym! Możesz w końcu być moim przyjacielem?!
Rhodey: No przecież jestem
Tony: Chyba ci się pomyliło


Byłem wściekły i odpiąłem się od ładowarki. Założyłem zbroję, ignorując ostrzeżenia o uszkodzeniach pancerza. Chciałem pobyć sam. Dlaczego Rhodey tak musi mnie męczyć tym matkowaniem? Nie jestem dzieckiem, a po śmierci ojca jakoś daję radę. Jakoś, bo czasem mi się wydaje, że te nowe życie nie ma sensu.
Poleciałem w nocy przez miasto, unikając ostatniego miejsca, gdzie starłem się z biczownikiem. Jeszcze odczuwałem ból pleców po poprzednim starciu. 
Niespodziewanie zostałem zaatakowany. I znowu on?


Whiplash: Już się stęskniłeś za mną, blaszaku? Chyba zapomniałeś, by nie wlatywać ma mój teren! Zapłacisz mi za to!
Tony: Odpuść, Whiplash. Nie chcę walczyć
Whiplash: Wielka szkoda, bo mnie nabrała ochota, by twoja głowa była moim kolejnym trofeum do kolekcji


Gdy chciałem uciec, zaplątał mi biczem jedną nogę, aż rzucił o skrzynie w porcie. Jak mam unikać tego idioty, skoro wszędzie ma swój “teren” ?
Bił coraz to mocniej bez opamiętania, a komunikaty wyświetlały się na czerwono. Użyłem repulsorów, by się uwolnić z uwięzi biczy, ale na krótko. Znowu ruszył do ataku, porażając cały pancerz. Największe piekło czułem w pobliżu klatki piersiowej. Rozrywało od środka, a on się śmiał. Czułem, jak implant przestawał działać.
Niespodziewanie nastąpiła eksplozja. Leżałem na ziemi w zniszczonej zbroi. Nie przyjmowała żadnych poleceń. Oprócz jednego.


Tony: Auto….pilot. Włącz


<<Autopilot został włączony. Uwaga. Systemy medyczne wykrywają poważne uszkodzenie implantu>>


Zbroja miała wylądować w bazie. Serce tak zwolniło, że straciłem przytomność. Ciemność.


**Pepper**


Pepper: Musisz dać mu odrobinę spokoju. Musi mieć też prywatność. Nie uważasz, że za bardzo wchodzisz na jego głowę?
Rhodey: Wybacz, że musiałaś tego słuchać, ale martwię się o niego
Pepper: Niepotrzebnie. Jak na taki wypadek, trzyma się nieźle
Rhodey: Nigdy nie zapomnę widoku tego ciała. Umierał na moich oczach. Nie chcę znowu tego widzieć
Pepper: Wrócił


Zauważyłam, jak zbroja ląduje w pomieszczeniu. Była w o wiele gorszym stanie, niż poprzednio. Znowu walczył? 
Ostrożnie podeszłam, aż serce zabiło mi mocniej. Strach się ujawnił. Nie bez powodu. Padł na ziemię i nic nie powiedział. Rhodey zdjął zawartość, by sprawdzić, co było z Tony’m. Bluzka we krwi, a ten implant bardzo szybko migotał.


Rhodey: Tony, słyszysz mnie? Błagam, nie rób mi tego
Pepper: Trzeba go zabrać do szpitala. Ktoś musi się nim zająć!
Rhodey: Wiem o tym


Zabraliśmy Tony’ego i pojechaliśmy z mamą Rhodey’go do szpitala. O nic nie pytała. Na pewno zacznie, gdy oddamy go w odpowiednie ręce. Bałam się. 
Szybko dojechaliśmy na miejsce i pierwszy lekarz na dyżurze zajął się nim. Mam nadzieję, że nie zareagowaliśmy za późno.

KONIEC CZĘŚCI ÓSMEJ
© Mrs Black | WS X X X