Część 4: Szkolna przygoda

3 | Skomentuj

Wstałem z rana dość leniwie, bo nie chciałem tak wcześnie czegoś robić. Jednak nie miałem zbyt wielkiego wyboru. Robercie nie wolno się sprzeciwić, bo zrobią się niezłe kłopoty. Wystarczy, że muszę być z nią pod jednym dachem przez wolę ojca.
Rhodey: Tony, pobudka!
Tony: Wal się! Nigdzie nie idę!
Rhodey: Jak ja nie obudzę, to ona cię ustawi do porządku
Tony: Ach! Idę, idę


Naprawdę. Wolałbym z nią nie zadzierać. Czy to przez zawód prawniczki? Może? No to wstałem z łóżka i ubrałem spodnie oraz bluzkę. Ogarnąłem lekko włosy, biorąc plecak ze sobą. Zszedłem do kuchni po śniadanie, choć Rhodey, jak zwykle dorwał się pierwszy. Kanapki błyskawicznie znikały z talerza. Zostawił jedną. Dzięki wielkie.


Tony: O której są te lekcje?
Rhodey: Na dziewiątą, a o czternastej wracamy
Tony: Hmm… 7 godzin męki
Rhodey: Pepper jest w naszej klasie.
Tony: Eee…
Rhodey: Wzięła ci wczoraj telefon i goniliśmy ją, pamiętasz?
Tony: Nie mogłeś dać jej miana złodzieja? Od razu skojarzyłbym osobę
Rhodey: Wspominałeś przy mamie o jakimś projekcie. Czy jest to, o czym ja myślę?
Tony: Wielośrodowiskowy egzoszkielet
Rhodey: ??
Tony: Hah! Zdziwiony? Powiem krótko. Zbroja
Rhodey: Nie mogłeś tak od razu?
Tony: Zrobiłem to samo, jak ty
Rhodey: Dobra, chodźmy już, bo autobus pojedzie bez nas
Tony: Gdy nad nią popracuję, będę mógł latać do szkoły i wszędzie, gdziekolwiek zechcę
Rhodey: Świetnie, ale przez twoje mądrowanie spóźnimy się!
Tony: Panikarz. Już idziemy


Wyszliśmy, a raczej pobiegliśmy. Rhodey tak kocha tamto miejsce? Nie wydaje mi się. Tu chodzi o coś zupełnie innego. O historię. Nie miał zamiaru przegapić pierwszej lekcji, bo pewnie wtedy musiał mieć romans z ukochaną. Dziwne, ale prawdziwe. Mówił, że nasza złodziejka też będzie chodziła z nami do klasy. Nawet ją polubiłem. Jak na rudzielca, nie sprawia kłopotów. Chyba to może się zmienić.
Udało nam się złapać autobus. Rhodey miał szczęście. Zdążyliśmy.

Prof. Klein: W samą porę. Dobrze, możemy zaczynać. Witam was po wakacyjnej przerwie. Nasza klasa powiększyła się o dwie nowe osoby. Jako, że pan Khan się przepisał, a nasz przezabawny uczeń wolał uczyć się w innej szkole, te dwa wolne miejsca zajmą Patricia Potts oraz Anthony Stark


Ruda wyszła z cienia i faktycznie pamiętałem ją. Mam nadzieję, że nie będzie kradła ponownie. Zresztą, niech robi, co chce. Musiałem poznać nowe otoczenie, gdzie mam spędzić te 3 lata. Zgadza się. Skończę 18 lat, wynoszę się stąd i Roberta nic mi nie zrobi. W końcu zacznę odpowiadać za siebie.


Pepper: I znów się spotykamy
Tony: Najwyraźniej, tak
Pepper: Masz szczęście, że żyjesz
Tony: A to niby czemu?
Pepper: Wydajesz się… mił… no sympatyczny. Nie chciałam mieć trupa na sumieniu. Haha!
Tony: Dobra, usiądźmy


Poszliśmy do wolnej ławki pod oknem. Rhodey siedział za nami. Bez problemu mogłem siedzieć z dziewczyną. O nie! Pomyślałem o tym!


Pepper: Powiem ci jedną rzecz, ale to najważniejszą
Tony: Jaką?
Pepper: Ja dowiem się o wszystkim i niczego nie ukryjesz
Tony: Nie byłbym taki pewny
Pepper: O! Czyli coś ukrywasz? Nie martw się. Już dziś sobie poprzeglądam twoje akta i poznam każdy twój sekret
Tony: To niemożliwe. Tylko…
Pepper: Cii… agent FBI Virgil Potts. Mówi ci to coś?
Tony: Obiło się o uszy
Pepper: Oj, młotku. To mój ojciec
Rhodey: Cicho, gołąbki! Próbuję tu czytać
Tony: Zaczyna się. Nie chcesz wiedzieć, o czym
Rhodey: Haha! Powiem jej. Chcesz wiedzieć?
Pepper: Mów
Rhodey: Niby czytam, ale bardziej analizuję przebieg bitew za czasów II wojny światowej, gdzie wtedy…


Przerwałem mu, zakrywając ręką usta. Ona reagowała na to inaczej. Może nie patrzyła ciekawskim wzrokiem, ale się śmiała. Uroczo się śmiała. Stark, wracaj na Ziemię. O czym ty myślisz?
Dobra, po lekcji organizacyjnej, co nie była historią. Tak, Rhodey się rozczarował. Kolejną lekcję 
mieliśmy W-F. Fajna sprawa. Może pogramy z Pepper? Miło z nią spędziliśmy ostatni wieczór, więc liczę na to samo. Mi się poszczęściło. Razem z Pepper byłem w tej samej drużynie, zaś Rhodey był z innymi, co ćwiczyli. Nie liczę pełnych ławek leniwców. 
I graliśmy przez niecałą lekcję. Ruda zagrywała agresywnie, lecz zdobywaliśmy punkty. Nie bardzo wiedziałem, o co chodziło w tej grze, ale wydawała się przyjemna. Przy tym zapominałem o swojej słabości i dosłownie grałem do upadłego. 
Gdy uderzyła ostatni serwis, na chwilę obraz się zamazał, aż zachwiałem się. Przypadkowo wpadłem na nią. Będzie źle.

KONIEC CZĘŚCI CZWARTEJ

Część 3: W przeszłości

1 | Skomentuj

Obudziłem się w znanym mi pomieszczeniu. Moje sanktuarium. Laboratorium, gdzie spędzam większość czasu po śmierci taty. Sam na pamiętam, jak dokładnie doszło do wypadku, ale chyba wolałbym tego nie wiedzieć. Czasem niewiedza bywa lepsza od prawdy. Mrugnąłem kilka razy, by poprawił się wzrok. Leżałem na kanapie z ładowarką, podpiętą do implantu. Straciłem ojca, a zyskałem to “coś”.


Tony: Rhodey... co się stało?
Rhodey: Biegaliśmy i padłeś na chodniku. Pepper wygrała
Tony: Jaka Pepper?
Rhodey: Oj, człowieku. Nie będę wiecznie wlókł twoich zwłok, bo lekceważysz zalecenia
Tony: Odezwała się niańka
Rhodey: Nie bawi mnie to. Jeszcze jeden taki numer, a mama nigdy nie pozwoli ci wyjść z domu
Tony: Fajnie. Czyli do szkoły też nie muszę? Hah! Super! To my na serio biegaliśmy?
Rhodey: Gadasz, jak upity. Na pewno nic nie brałeś? Mama nas zabije za alkohol przed osiemnastką
Tony: Nie przesadzaj, dobrze? To jutro szkoła? Tyle, że bez sensu, jak ja wszystko wiem. Po co miałby mnie wysyłać do szkoły?
Rhodey: Nie wiem. Niestety już nie dostaniesz odpowiedzi. Jeśli jeszcze raz mi padniesz, nie ma szans, że ci odpuszczę matkowanie. Ciebie trzeba niańczyć! Ach, dobra. Muszę gadać z mamą. Tak, kolejne przesłuchanie. Nic nie mów i leż
Tony: Chciałbym być przy tym
Rhodey: Tobie zawsze do śmiechu, ale miesiąc temu taki radosny nie byłeś
Tony: Wiesz, dlaczego? Pamiętasz, co się stało?
Rhodey: Przykro mi z powodu taty
Tony: Mogliśmy nie lecieć tym przeklętym samolotem!


Byłem wściekły, aż odczułem to przy implancie. Jak zwykle stres nie jest dobry. Nigdy nie był. Poczułem, jak siedziałem w tej okropnej maszynie, przeżywając najgorszy koszmar. To był moment. Moment w chwili bliskiej śmierci. Miałem umrzeć, ale tak się nie stało. Wynalazek, który miałem pokazać tacie, uratował mi życie. Nie tak miało być.
Z tych wszystkich wspomnień wyrwał dźwięk telefonu.


Rhodey: Tony, spokojnie
Tony: To tylko Roberta. Mamy wracać do domu
Rhodey: Naładuj się i wracamy
Tony: Niech ci będzie


Godzinę później mogłem wstać i odłączyć się od kabla. Dziwnie się czuję, bo nie bylem jako tako człowiekiem przez to świecące się kółeczko. Zyskałem nowe życie, tracąc te wcześniejsze. Czy cieszę się, że zyskałem szansę na zupełnie coś nowego? Przekonamy się.
Razem z Rhodey’m poszliśmy na niemiłą rozmowę, zwaną przesłuchaniem. Zablokowałem drzwi i poszliśmy do domu. Roberta czekała na nas w kuchni z założonymi rękami. Mamy się bać?


Roberta: Dobrze, że jesteście. Tony, jak się czujesz? Chyba nie boli, aż tak bardzo?
Rhodey: Mamo, już ci mówiłem. Myśmy tylko biegali. Przy okazji kogoś spotkaliśmy. Będzie w naszej klasie
Tony: Mów za siebie. Ja do szkoły nie mam zamiaru iść
Roberta: A właśnie, że pójdziesz! Twój ojciec powierzył mi opiekę nad tobą, więc masz chodzić do szkoły i być normalnym dzieckiem. Wiem, że wiele cię nauczył, ale musisz nauczyć się żyć z ludźmi, a większość czasu byłeś odizolowany od społeczeństwa. Szkoła to dobry wybór dla ciebie
Tony: Wolałbym pracować w laboratorium. Mam pewien projekt, który wymaga ulepszenia
Roberta: No dobra, ale i tak idziecie jutro razem. Dobra, co tak naprawdę wam się stało?
Rhodey: Już mówiłem, że wyścig
Roberta: Tony?


Niewiele pamiętałem, więc mówiłem tę samą wersję.


Tony: Tak, tak. To był wyścig. Na pewno się ścigaliśmy z taką…
Rhodey: Pepper
Tony: O! Właśnie. Z Pepper
Roberta: Kładźcie się spać, a ja sprawdzę później, czy mówiliście prawdę
Tony: Mi pasuje. Dobranoc


Poszliśmy po schodach do swoich pokoi. Z wymiennymi spojrzeniami podirytowania minęliśmy się i poszliśmy spać. Zacząłem myśleć, jak tak naprawdę wygląda szkoła?

KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ

Część 2: Tajemnica

3 | Skomentuj

Pepper: Co z nim jest nie tak?
Rhodey: Chyba za długo biegał
Pepper: Oj! Słaby z ciebie kłamca. No nieważne. Miło było was poznać. Ja już uciekam, bo mój tata nie lubi, jak wracam za późno
Rhodey: Gdzie pracuje?
Pepper: A! Ciekawski? No jest agentem FBI, więc dowiem się wszystkiego. Nic przede mną nie ukryjecie. Haha! Dobra, zajmij się tym umarlakiem
Rhodey: On żyje
Pepper: Ma szczęście. To ja spadam. Pobiegamy jutro?
Rhodey: Możemy, ale dopiero po szkole
Pepper: Ty też? Boże, co za świat. A do jakiej chodzisz?
Rhodey: Akademia Jutra
Pepper: To jakieś żarty! Ja też tam chodzę. Do klasy profesora Kleina
Rhodey: Żartujesz? Jesteśmy w tej samej klasie
Pepper: A Tony?
Rhodey: Ech, ciężko go wyciągnąć z łóżka, ale musi chodzić do szkoły. Dobra, ja też uciekam. Nie chcę mieć przesłuchania. Do zobaczenia
Pepper: Papa


To ci dopiero przypadek. Ledwo się poznaliśmy i będziemy chodzić do tej samej klasy. Poprawka. Ja już dawno się uczę, ale oni będą mieli jutro swój pierwszy raz w nowym otoczeniu. Okej, nie myślmy o tym. Trzeba zająć się Tony’m. Wiedziałem, że nie da rady, a przecież w ogóle nie powinien się przemęczać. Mam powody, by tak sądzić. 
Wziąłem go na ręce i zabrałem do laboratorium. Położyłem na kanapie, sprawdzając, gdzie zapodział ładowarkę. 
Niespodziewanie weszła mama. Będą kłopoty.
Roberta: Rhodey, co się stało? Pobił was ktoś? Czemu tak późno wróciliście?

No i tego chciałem uniknąć.

Rhodey: Za dużo pytań na raz! Nic nam się nie stało i nikt nas nie pobił! Biegaliśmy!
Roberta: Biegaliście?! Ty możesz, ale wy wyglądacie, jak po jakimś maratonie
Rhodey: Można tak powiedzieć. To był jeden wyścig

Skłamałem. Niestety…

Roberta: Mi nie wciśniesz takiej ciemnoty. Gadaj, co jest grane?

… nie dała się nabrać.


Rhodey: Możesz odpuścić?
Roberta: Jak się skończy ładowanie, macie przyjść do domu
Rhodey: Wiem o tym
Roberta: Pogadamy jeszcze dziś. Ja nie skończyłam
Rhodey: Czego? Przesłuchania? No wiem
Roberta; Nie śmiej się. Doprowadź Tony’ego do porządku
I wyszła. Nareszcie. Czasem się dziwię, jak mój ojciec, co jest pilotem wojskowym ją pokochał?
Chyba nigdy nie odważę się o to spytać. 
Znalazłem poszukiwaną rzecz, lecz najpierw musiałem sprawdzić, ile było zasilania.

Rhodey: Cholera. 10%. I ty chciałeś potem biegać? Jutro ci na to nie pozwolę, chłopie

Podniosłem koszulkę lekko do góry i podpiąłem urządzenie do implantu. Tak, to coś, co znajdowało się na klatce piersiowej było potrzebne, by żył. Można powiedzieć, że to jego drugie serce. Teraz musiałem zaczekać, aż się obudzi. Od kilku miesięcy po pewnym wypadku, jego życie nigdy nie będzie takie samo.

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

Część 1: Początek

5 | Skomentuj

Ukradła mi telefon. Jak ona mogła? Kim jest? Czemu to zrobiła? Jak zwykle musiałem odzyskać skradzioną rzecz, a Rhodey mi chciał pomóc. Na szczęście dogoniliśmy ją w porę.

Tony: Możesz mi powiedzieć po co to zrobiłaś?
Pepper: Niby co?
Tony: Zabrałaś mi
Rhodey: Tony, ona ci go ukradła. Co ty taki niekapujący?
Tony: Ech, wybacz
Pepper: No to co? Ja tu sobie biegam i może pomyliłam. Też mam biały
Tony: Na pewno nie taki, jak mój, bo on ma więcej funkcji, niż zwykła komórka
Pepper: Zauważyłam
Tony: Co to ma znaczyć? Szperałaś w nim?!
Pepper: Haha tak
Tony: Miałaś zgodę?
Rhodey: Daruj jej
Pepper: Nie, nie miałam. A co tak ważnego w nim jest?
Tony: To jest jedyny taki na świecie
Pepper: Oo, to jest powód, by go wziąć. Nawet nie miałeś siły mnie dogonić, ale chyba nie chciałeś. Mogę go zabrać? Żartuję. Masz
Tony: Dzięki. Eee…
Pepper: Pepper. Jestem Pepper Potts. Mieszkam niedaleko stąd. A wy to kto? Zaczniemy od buraka 
Tony: Co?! Ja burak?
Pepper: Hehe, bo już myślałeś, że coś ci zrobię z tym telefonem. Ja nie dziecko
Tony: Ok. Jestem Tony Stark
Pepper: No i jasne, skąd się wywyższa. Milo mi, a ty?
Rhodey: Rhodey Rhodes
Pepper: Oj! To już wiem, z kim zadarłam. Hah! Pozdrów mamę
Rhodey: Znasz ją?
Pepper: A no tak, prawniczka. To co? Może się pościgamy? Powinniście nabrać kondycji. Rhodey daje radę, ale ty, chudy, jak patyk
Tony: Przyjmuję wyzwanie
Pepper: O! To na miejsca, gotów staart

I biegliśmy, ale dziewczyna była szybka. No nie powiem, ale musiałem nabrać formy.
Chyba dzięki niej mi się uda. Nie do końca. Zrobiliśmy jedno kółko i miałem wrażenie, że słabnę. Skąd ona bierze tyle siły? No nieważne. 
Gdy już byłem w połowie drogi, przewróciłem się i zemdlałem.

Pepper: A co on taki słabiak?
Rhodey: Jak się obudzi, sam ci powie

Obudziłem się na ławce. Wzrok wrócił do normy. Ruda stała i czekała, aż wstanę. Nie musiała długo czekać. Z pomocą Rhodey’go stanąłem na nogi. Kto wygrał?
Pepper: Ha! Wygrałam. Chcecie jeszcze raz?
Tony: Zgoda
Rhodey: Stary, nie przeginaj. Wiesz, co potem będzie
Tony: Nie jestem dzieckiem. Trochę wysiłku nikomu nie zaszkodzi
Rhodey: Ale tobie, tak. Pamiętasz…
Tony: Pamiętam. No to na miejsca, gotów, staart

Przebiegliśmy kolejny dystans, ale po kilku minutach znów odczułem utratę sił. Tym razem na dłużej pogrążyłem się w ciemności.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

---**---

Witam was w moim wakacyjnym opo. Dlaczego akurat takie? Bo pisałam je w wakacje i miałam kompletnego świra, że naszła mnie wena, by napisać, jak sobie biegają i w ten sposób się poznają. I jak odczucia na początek?

AKT XXX: Finał

3 | Skomentuj

Pepper ciągle była przy Tony'm. Nie spuszczała go, nawet na minutę. Wybiła godzina ósma. Minęły kolejne godziny, a chłopak dalej się nie obudził. Roberta wstała i zbudziła Rhodey'go.

Roberta: Rhodey, pobudka! Do szkoły!
Rhodey: Naprawdę mi nie odpuścisz?
Roberta: Na zbyt wiele ci ostatnio pozwoliłam. Pora nadrobić zaległości
Rhodey: A Pepper?
Roberta: Nie jestem jej matką, ale widzisz, że nie jest w stanie nic zrobić
Rhodey: Póki Tony się nie obudzi
Roberta: Dokładnie. Chodźmy do domu, a ona się zajmie nim, jak trzeba
Rhodey: Ufasz jej?
Roberta: Tu nie potrzebne jest zaufanie. Wiem, że się martwi. To po prostu widać
Rhodey: Pepper, gdyby coś się działo, w szafce jest apteczka. W gorszym wypadku musisz go zabrać do szpitala
Pepper: Wolę tego uniknąć

Rhodey wyszedł wraz z mamą z laboratorium, choć prawidłowa nazwa to zbrojownia. Dziewczyna sprawdziła dla pewności, czy nie rany są winne jego stanu. Nadal nie widziała w nich czegoś niepokojącego. Położyła głowę blisko implantu, słuchając bicia jego serca.

Pepper: A mówiłeś, że zadzwonisz, gdy będzie już po wszystkim. Proszę cię, tylko, żebyś się obudził. Czy proszę o zbyt wiele?

W końcu prośby i błagania zostały wysłuchane. Tony powoli otworzył oczy. Poczuł, że miał lekko mokrą bluzkę. Wszystko dla niego stało się jasne, gdy zobaczył swoją dziewczynę. Chciał wstać, ale go powstrzymała.

Tony: Pepper, co się stało?
Pepper: Musisz mnie tak straszyć? Trzeba iść do szkoły, ale ty dopiero się obudziłeś. Walczyłeś z Whiplashem. Uratowałeś Rhodey'go. Przypominasz sobie?
Tony: Pamiętam. Przepraszam, że nie dałem ci znać
Pepper: Trudno. Najważniejsze, że żyjesz

Przytuliła go czule i cmoknęła w policzek. Uważała, że nie zasługiwał na pocałunek przez jego głupotę. Pomogła mu wstać, by usiadł na kanapie.

Pepper: Musiał cię nieźle potraktować. Takiego kopa energii, że nie chciałeś wstawać. Hahaha! Naprawdę, Tony. Dobrze, że wróciłeś. Idziemy do szkoły?
Tony: Trochę mną potrząsł, ale mogę iść. Tylko czemu szkoła? Co planujesz?
Pepper:  Hahaha! A skąd taki pomysł?
Tony: Już trochę cię poznałem, więc co kombinujesz?
Pepper: Zobaczysz. To co? Wstajesz?

Tony powoli stanął na nogi. Jego ciekawość zwyciężyła i z pomocą Pepper poszli do szkoły. Nie wiedział, czego mogą się jeszcze po rudej spodziewać. Była nieobliczalna, ale miała też uczucia.
Gdy zaczęła się pierwsza lekcja, siedzieli na fizyce. Tony od razu chciał być aktywny, by poprawić sytuację z ocenami. Niestety Pepper go powstrzymała.

Tony: Pepper, muszę mieć jakieś oceny. Wiesz, że uciekałem z lekcji, a do tego ta sprawa ze Stane'm...
Pepper: Dobra, cicho. Nie przeszkadzaj mi w planie. Cierpliwości

Pepper zadbała o to , by jej niespodzianka działała na jedną osobę. Rhodey'go Rhodesa. Spóźnił się na lekcję, co mu nie przeszkadzało.

Rhodey: Przepraszam, profesorze za spóźnienie
Prof, Klein: W porządku. Usiądź

Gdy zamknął za sobą drzwi, na jego głowę wylała się woda z wiadra. Oczywiście wiedział, kto to zrobił. Od razu rzucił oskarżenia na drugą ławkę od końca pod oknem.

Rhodey: Pepper!
Prof. Klein: Panno Potts, czy to pani sprawka? Proszę przeprosić kolegę
Pepper: Hahaha!
Prof. Klein: Nie śmiej się. Przeproś go
Pepper: Bo co? Pójdę na kawkę do dyrektora Nara? Hahaha! Super! Tęskniłam za tym!

Przewróciła stolik i kopnęła krzesło. Stała się dosłownie kobietą- demolką. Rhodey wyszedł do łazienki, by zmienić koszulkę, ale na korytarzu poślizgnął się o ... masło? Pepper miała dziwne pomysły, ale tego nie był koniec. Ostatnia niespodzianka czekała na niego w sali.
Gdy wrócił do ławki, pod nią znalazł węża. "Prawdziwego".

Rhodey: Aaa! Wąż!
Pepper: Hahaha!
Prof. Klein: Za drzwi! Do dyrektora!
Pepper: Tak! Tak! Taak!

Skakała, podśpiewując z radości. Wystawiła język Rhodey'mu i poszła do dyrektora. Cała klasa wybuchła śmiechem. Happy się cieszył, że mają taką uczennicę w klasie. Była wyjątkowa.

Tony: Jest niezła. Hahaha! To ci dopiero Pepper Potts
Rhodey: I ciebie to bawi?! To jest nękanie!
Tony: Oj! Weź wyluzuj. To sztuczny wąż, a bluzkę możesz zmienić. Musiała się na czymś wyżyć. Pewne tak odreagowała ostatnie wydarzenia
Rhodey: W taki sposób?!
Prof. Klein: Proszę o ciszę! Lekcja jeszcze się nie skończyła!
Rhodey: A ty się już dobre czujesz?
Tony: Nieźle. Pepper musiała mnie uzdrowić. Hahaha!
Rhodey: To fakt. Wpłynęła na ciebie bardziej, niż ja, czy mama
Tony: Powinniśmy się cieszyć. Mamy podwójne zwycięstwo. Stane'a już nie ma, a Whiplash pokonany
Rhodey: Tak, w sumie? To masz rację. Trzeba się cieszyć, ale wizyta u dyrektora? Trochę dziwny entuzjazm
Tony: Ech. Cała Pepper

Przyjaciele spotkali się na dachu po skończonej lekcji. Rhodey w końcu nie był wściekły na rudą za taki numer, którego nie zapomni do końca życia. Ruda dołączyła do nich nadal z diabolicznym uśmiechem.

Pepper: I wróciłam. Cieszycie się?
Rhodey: Mogłaś odpuścić chociaż tego węża. Miałem paść na zawał?
Pepper: Bez jaj. To miał być żart, a masło było dobre?
Rhodey: Nie jadłem
Pepper: W sensie, że było dobre do ślizgania. Hahaha!
Tony: To co teraz? Może pójdziemy do pizzerii? Ja stawiam
Rhodey: Wolę rogaliki
Pepper: Haha! A ty dalej? Ja jestem za pizzą
Tony: Przegłosowane. Będzie pizza
Pepper: Nie chcę wam psuć tej miłej atmosfery, ale czeka cię pogadanka z Robertą, Tony
Tony: O kurcze. Na śmierć o tym zapomniałam
Rhodey: Niepotrzebnie przypominasz
Pepper: Ktoś musi jej powiedzieć, co zaszło. Na pewno nie ja
Tony: Kamień, papier, nożyce

Zagrali w grę. Do trzech punktów. Przegrał Tony i nie mógł się wywinąć z tego. Z trudem zniósł, że musi mówić o swoim czynie Robercie. Bał się jej reakcji.
Po lekcji zamówili pizzę na wynos do domu, by pogadankę mieć z głowy. Jednak Rhodey jako pierwszy rzucił się na dostawę pizzy. Szybko zapłacił i zamknął mu drzwi przed nosem. Facet odjechał, a przyjaciele również dorwali się do pudełka. Brali po kawałku i jedli.

Rhodey: Lepsze są rogaliki
Pepper: Powiedział to gościu, który wpieprzył trzy kawałki na raz
Tony: Hahaha! Dobre, Pepper. Ja tam wolę pizzę. Jest pyszna, ale trochę mało dali keczupu
Pepper: Da się zrobić, Rhodey, gdzie jest kuchnia?
Rhodey: Po prawej
Pepper: Dzięki. Zaraz przyjdę

W lodówce znalazła poszukiwaną rzecz. Miała do wyboru dwa keczupy. Ostry i łagodny. Wybrała ten pierwszy. Ukryła uśmiech diablicy, by nie zdradzić swoich zamiarów. Wzięła butelkę i wycisnęła cały keczup na pizzę. Rhodey szybko się dorwał po kolejną dokładkę.

Pepper: Na zdrowie. Hahaha!
Tony: Pepper?
Pepper: Cii, jedz Rhodey. Jedz

Pikantność odczuł język, a później żołądek. Czuł, jak wypala mu gębę od środka.

Rhodey: Aaa! Parzy! Parzy!
Pepper: Hahaha!
Rhodey: Pepper, miejże litość i przestań mnie dręczyć!
Pepper: Hahaha! Dobrze, dzidziusiu

Ich euforię przerwało pojawienie się Roberty. Rhodey wypił sporą ilość wody, by nie wypaliło mu języka. Prawniczka chciała znać prawdę o śmierci Stane'a.

Roberta: Dobrze się bawicie?
Rhodey: Pepper przegina
Pepper: Ojejejeje! Już się skarżysz mamusi? Hahaha!
Tony: Powinienem ci się do czego przyznać, ale proszę cię. Nie wsadzaj mnie do więzienia, bo ja zabiłem Stane'a
Roberta: Dlaczego, Tony?
Tony: Zrobiłem to, by ochronić wszystkich, na których mi zależy, bo w końcu jestem Iron Manem

KONIEC AKTU XXX I MINISERII

--**--

No i dobrnęliśmy do końca. Cieszę się, że wam się podobało. W poniedziałek postaram się zacząć nowe opo też jako scenariusze, ale bardziej w formie perspektyw. Zobaczymy, jak wyjdzie. No to, co sądzicie o zakończeniu i całości? Czekam na wasze komentarze :)

AKT XXIX: Pomoc

3 | Skomentuj

Rhodey był przykuty do krzesła. Nie był przez Whiplasha jeszcze okaleczony, lecz to mogło się zmienić. Biczownik szybko zaczął tracić cierpliwość, czekając na Iron Mana.

Whiplash: Chyba cię zostawili. Nikt cię nie ocali. Nawet ten człowiek w puszcze
Rhodey: Przyleci tu. Jestem tego pewny, bo okazji na głupotę nigdy nie chce stracić
Whiplash; Zobaczymy, czy nie stchórzył
Rhodey: Na pewno nie. On się ciebie nie boi. Skopie ci ten twój metalowy zad i już na nikogo nie podniesiesz ręki
Whiplash: Jak na dzieciaka, którego przyjacielem jest Iron Man, masz dużo optymizmu
Rhodey: Zawsze tak było

Whiplash wzmocnił więzy na jego rękach i nogach, by nie zdołał uciec. Gdy wyszedł z kryjówki do miejsca walki, zostawił Rhodey'go z Maggią, a raczej jego przedstawicielami. Unicorn i Killershrike. Złoczyńca wysłał współrzędne do swojego przeciwnika. Tony bez wahania założył zbroję i poleciał uratować swojego przyjaciela, któremu winny był życie. Whiplash oczekiwał na niego w porcie. 
Iron Man był gotowy.

Tony: Gdzie Rhodey?!
Whiplash: Uwolnię go, jak nasza walka dobiegnie końca
Tony: Nie! To nie tak miało być!
Whiplash: Widocznie mnie źle zrozumiałeś. Dość gadania. Zwycięzca będzie tylko jeden. Walka o wszystko. Na śmierć i życie

Walka się rozpoczęła. Chłopak miał szczęście, że znał swojego przeciwnika, a rany już mu nie dokuczały. Jedynie walczył bez naładowanego implantu. Całe jego życie było w zbroi. Jeśli jeszcze chciał zobaczyć światło kolejnego dnia, musiał wygrać. Nie tylko dla siebie. Głównie dla Rhodey'go.

Whiplash: Tym razem upewnię się, że nie uciekłeś
Tony: Powtarzasz się

Strzelił z repulsora i wzniósł się w powietrze, by pozbyć się biczy. Energia zniszczyła je, ale on mógł mieć kolejne, bo takie miał ręce. 
Kiedy oni próbowali rozstrzygnąć, kto jest silniejszy, Pepper poszła do zbrojowni w obawie, że coś się stało. Potrafiła wyczuć, kiedy coś się stanie Tony'emu. To przez więź, jaką utworzyła z nim, gdy wyznali sobie skryte uczucie. Miłość. Roberta nie spodziewała się nikogo.

Pepper: Pani Rhodes? Co pani tu robi?
Roberta: Rhodey został porwany i Tony chce go uratować. Znam jego sekret i nie jestem zdumiona. Zgaduję, że ty też o tym wiedziałaś?
Pepper: Tak. To było proste. Hahaha! Nie używa modulatoru głosu
Roberta: Nie żartuj sobie. Oboje są w niebezpieczeństwie. Coś trzeba zrobić
Pepper: Niech się pani o nich nie martwi. Dadzą radę
Roberta: Skąd taka pewność?
Roberta: Bo nie od dziś ich znam

Starcie było zacięte i nie do rozstrzygnięcia. Jedyną przewagę miał Whiplash, bo wybrał takie miejsce, gdzie nikt nikomu nie pomoże. Widoczność była ograniczona. Jedyne światło wydobywało się z repulsorów i biczy. Żaden z nich nie miał ochoty kapitulować. 
Nagle Whiplash wyrzucił ponad 5 bomb na pancerz. Rozległa się potężna eksplozja.

<<Uwaga. Naruszenie osłon zbroi>>

Tony: No to się porobiło. W jakim stanie jest implant?

<<Implant wymaga ładowania>>

Tony: Nie mogę się wycofać. Muszę walczyć. Dla Rhodey'go

Wstał z ziemi, strzelając z unibeamu. Czuł się osłabiony, a jego serce próbowało znieść jeszcze ataki z biczy.

Whiplash: Już się poddajesz, Iron Manie?
Tony: Ja tak nie powiedziałem

Kolejna wiązka światła została wystrzelona w biczownika. Szybko zdołał zaplątać całą zbroję, porażając użytkownika. Czuł okropny ból, ale nadal nie zamierzał dać mu za wygraną. Znowu użył unibeamu, by się wydostać z pułapki. To go kosztowało wiele wysiłku i energii.

<<Przełączanie na rezerwy>>

Whiplash zauważył, że Tony nie da rady dłużej walczyć. Denerwowała go jego determinacja. Ponownie ruszył do ataku, unikając biczy, atakując z tyłu z repulsorów. Biczownik rzucił go na skrzynie towarowe, jednak to też nie zmusiło chłopaka do odwrotu.

Whiplash: Niby jesteś silny, ale i głupi. Podziwiam twoją upartość, młody, ale musimy to zakończyć
Tony: To zróbmy to
Whiplash: Na raz... dwa... trzy!

Ostatni raz mieli okazję do odwrotu. Żaden z nich z tego nie skorzystał. Walczyli do upadłego. Implant zaczynał się upominać o naładowanie, co powodowało silny ból, a do tego dołączyły porażenia z biczy. Jego ciało przeżywało piekło. Po raz kolejny wystrzelił z unibeamu. Zwolnił na chwilę, żeby złapać oddech. Było mu ciężko dalej walczyć. Jednak ta myśl, że jego przyjaciel był w poważnych tarapatach, dawała mu siłę do walki. Zapomniał o bólu, by wygrać. 
Whiplash ponownie doskoczył mu do gardła wraz ze swoją bronią. Znowu był uwięziony w silnym ucisku.

Whiplash: I co powiesz na to? Przegrałeś. Przestań się opierać i padnij! Skończmy to!
Tony: Ty zacząłeś, więc to skończysz!
Whiplash: To też znaczy, że wygrałem
Tony: Nie... wydaje mi się!

Uwolnił się przez impuls elektromagnetyczny, który odrzucił go bardzo daleko od Whiplasha. Poleciał na skrzynie, przebijając się przez nie. Niektóre części były poważnie uszkodzone. Biczownik nawet nie pozwolił mu wstać i z impetem dowalił mu bardziej, aż napierśnik zaczął iskrzyć. Tony już wiedział, jak się go pozbyć na dobre. Użył siły, by zniszczyć mu ręce, wyrywając bicze. Wyrzucił go daleko, a repulsorem dobił, że wpadł do wody. 
Nastąpił wybuch. Powierzchnia portu była po części zalana. Chłopak ostatkami sił doleciał do kryjówki, gdzie namierzył sygnał Rhodey'go. Podbiegł do niego i uwolnił.

Tony: Rhodey, jesteś cały? Nic ci nie zrobili?
Rhodey: Nic mi nie jest. Musisz uważać. Oni tu są
Tony: Kto taki?

Zbiry wyszły z ukrycia, atakując Iron Mana swoją bronią. Jeden uderzał z rogu na hełmie, a drugi walił piorunami z rękawic. Tony nie miał siły do dalszej walki i musiał uciec. Zabrał ze sobą przyjaciela do zbrojowni. Jakoś udało mu się nie rozbić. Kobieta przytuliła syna, bo cieszyła się, że żył.

Roberta: Już więcej mi tak nie rób! Nic ci nie jest?
Rhodey: W porządku, mamo. A muszę jutro iść do szkoły?
Roberta: No niestety, ale się nie wywiniesz

Gdy cieszyli się, że Rhodey wrócił cały i zdrowy, Tony zdjął pancerz i podszedł do ładowarki. Nie zdołał zrobić zbyt wiele kroków i stracił przytomność. Pepper od razu go podłączyła do ładowania. Jednak czuła, że to nie wystarczy. Sprawdziła jego rany i nie otworzyły się. Martwiła się o niego. Klepała go po policzku. Nie reagował. Bała się, że to coś poważnego.

Pepper: Rhodey, kto cię więził?
Rhodey: Whiplash, ale potem zastąpiło go dwóch jakiś popaprańców
Pepper: Czyli to on go tak urządził?
Rhodey: Raczej tak. Nim oni się na niego rzucili, zdołaliśmy uciec
Pepper: Rhodey, na pewno ci nic nie zrobił?
Rhodey: Na pewno. Jedynie mnie głowa boli. Ogłuszył butelką, więc nie dziwne, że to jeszcze czuję
Pepper: Stane nie żyje
Rhodey, Roberta: Co?!
Pepper: Tak. Umarł
Roberta: Jak to się stało?
Pepper: Ech... no nie mogę powiedzieć. Tony wam powie
Rhodey: Jak się obudzi

Godzinę później, wybiła piąta nad ranem. Rhodey zdrzemnął się wraz z Robertą, a Pepper czekała, aż Tony się obudzi. Zauważyła, że ładowanie dobiegło końca. Odłączyła go od urządzenia i znowu poklepała lekko po jego policzku.

Pepper: Tony, obudź się! Proszę cię! Obudź się!

KONIEC AKTU XIX

--**---

Przedostatni akt, co oznacza, że nasza przygoda dobiega końca. Jednak nie martwcie się, bo mam jeszcze inne opowiadanie, które było pisane podobnie.

AKT XXVIII: Ofiara

3 | Skomentuj

Chłopak nie spodziewał się Pepper w strefie wojny. Gdyby nie ona, już dawno, by zginął. Był wdzięczny za kolejny raz uratowania jego tyłka. Dziewczyna nie była zachwycona, że był bez zbroi. Przewidywała najgorsze.

Tony: Dziękuję za uratowanie mi życia, ale nie mogłaś być tu przypadkiem. Śledziłaś mnie?
Pepper: Wiedziałam, w co się pakujesz i potrzebowałeś pomocy. Czy zdobycie zbroi przez Stane'a przewidziałeś?
Tony: Szczerze? No przewidziałem to i dlatego miałem plan
Pepper: Tony, co ty zrobiłeś?
Tony: Zaraz się przekonasz

Wziął telefon i wszedł w opcje pancerza. Dzięki temu mógł sterować użytkownikiem i nie patrzył, jakie mogą być konsekwencje kontroli. Najpierw pozwolił mu, bo go namierzył.

Stane: Jeszcze żyjesz? Nie na długo

Wyskoczył przez to samo okno, którym wyrzucił Tony'ego. Chciał lecieć na niego, ale zbroja stała się poza jego kontrolą.

<< Systemy wyłączone>>

Stane: Nie! Niee!

Chciał jakoś się ratować. Próbował siłą wznowić działanie Mark I. Bezskutecznie. Z krzykiem spadł na drogę. Tony zdjął z niego zbroję i spojrzał na ciało pokonanego przeciwnika. Pepper była w szoku, że zdołał się posunąć do... śmierci.

Pepper: Tony, czy on...?
Tony: Już po nim
Pepper: Ty go zabiłeś! Nie mogłeś załatwić tego inaczej?! Jesteś mordercą!
Tony: Nie mów tak. Inaczej nie skończyłby się ten koszmar
Pepper: A o Whiplashu zapomniałeś?
Tony: Usmażyłem mu przewody i raczej szybko się nie pojawi
Pepper: Niestety muszę ci zniszczyć ten optymizm, bo uciekł
Tony: Cholera!

Tony włożył na siebie zbroję i wyleciał wyciągnąć wszystkich rannych ludzi z budynku. Z kwadrans mu to zajęło. Virgil na szczęście niezbyt ucierpiał. Jedynie czuł ból głowy. Pepper przytuliła swojego ojca. Od razu też uroniła kilka łez.

Virgil: Pepper, nie ściskaj mnie, aż... tak mocno. Muszę... oddychać
Pepper: Wybacz, ale cieszę się, że nic ci nie jest. Jeśli następnym razem chcesz zrobić coś szalonego, bierzesz mnie ze sobą
Virgil: W porządku. A co się stało z Stane'm? Kto go zabił?

Tony podszedł do nich jako Iron Man.

Tony: Wszyscy są bezpieczni. Co zrobić z nim?
Virgil: Zajmiemy się tym
Pepper: Tatku, zostaw to SHIELD
Virgil: Wiesz o nich od kilku dni i już myślisz, że powinni się tym zainteresować, by przejąć sprawę?
Pepper: Oj, weź. Mało masz tych zbirów? Daj im też popracować
Virgil: Powiedzmy, że się zgodzę, ale ten robot jest groźniejszy i to nim SHIELD powinna się zająć
Tony: Zgodzę się. Proszę uważać na siebie

Pożegnał się z nimi i odleciał. Na niebie było ciemno i zaczął padać deszcz. Rozejrzał się po mieście, szukając biczownika. Nie miał żadnego tropu.
Wrócił do laboratorium, gdzie odłożył zbroję i poszedł do domu. Nie chciał natknąć się na Robertę, bo przez zabicie człowieka, mogła go zamknąć w więzieniu. O dziwo nie było Rhodey'go. Kobieta chodziła nerwowo przy telefonie, czekając na jakiś znak od nich.
Gdy Tony wszedł do salonu, Roberta zaczepiła go od razu, rzucając pierwsze pytania.

Roberta: Gdzie byłeś? Już późno. Powinieneś dawno wrócić do domu, ale miałeś ogólnie zakaz opuszczania pokoju. A gdzie Rhodey?!
Tony: Whoa! Po kolei! Byłem z Pepper i nie spotkałem Rhodey'go. A nie ma go? To dziwne. On zawsze trzyma się zasad
Roberta: Jeśli coś wiesz, to mi powiedz
Tony: Ostatni raz go widziałem rano i już potem nic
Roberta: Nie wybaczę sobie, jak coś mu się stanie. Opieprzę cię później za bezmyślność, gdy wróci do domu
Tony: Poszukam go
Roberta: Nigdzie się nie ruszasz! Zostajesz!
Tony: Ale Roberto...
Roberta: Milcz! Zostajesz!

Tony nie posłuchał jej i wybiegł z domu. Była wściekła i zaczęła go gonić. Wiedziała, że nadal nie wydobrzał, więc chciała go pilnować, by nie zrobił niczego głupiego. Szybko się zmęczył przez bieganie, ale trafił do laboratorium. Niestety Roberta dogoniła go.
Chłopak podszedł do komputera i zaczął szukać sygnału z komórki Rhodey'go. Wziął głęboki wdech i nabrał powietrza.

Roberta: A więc, to tutaj ciągle przesiadujesz?
Tony: Znasz to miejsce. Muszę tu majstrować coś
Roberta: Chyba już wiem
Tony: Co?
Roberta: Wiem, kim jesteś. Jesteś Iron Manem. No jasne. Tylko ty byłbyś w stanie stworzyć coś takiego
Tony: Muszę znaleźć Rhodey'go

System ciągle namierzał zaginionego. Niespodziewanie ktoś zadzwonił do Tony'ego. Miał nadzieję, że to Rhodey. Nadzieja zgasła, słysząc znajomy głos.

Whiplash: Witaj, Iron Manie. A jednak jeszcze nie umarłeś. No nic. Tego nie unikniesz, a twój przyjaciel wpadł w niezłe bagno
Tony: Co ty mu zrobiłeś?!
Whiplash: Nie gorączkuj się. Jeszcze żyje. Jeszcze, ale nie na długo
Tony: Czego chcesz?!
Whiplash: Ciebie. Tym razem, to ja wybieram miejsce wyzwania, bo grałeś nie fair
Tony: I o to tyle krzyku?
Whiplash: Każdy czegoś chce. To jak, przyjmujesz wyzwanie? W ten sposób nie będziesz miał na sumieniu przyjaciela, a wiem, że jest dla ciebie ważny
Tony: Zgoda. To kiedy?
Whiplash: Dziś. Za godzinę. Poślę ci współrzędne, ale na pewno bez świadków. Do zobaczenia. Iron Manie

Rozłączył się. Dzięki długiej "pogawędce" zdołał namierzyć źródło sygnału. Roberta chciała wiedzieć o wszystkim.

Roberta: Kto to był?
Tony: Porywacz. Rhodey został porwany. Namierzyłem sygnał i tam polecę. Przyznaję się, Roberto. Jestem Iron Manem
Roberta: I co teraz? Co musisz zrobić?
Tony: Walczyć. Tylko tego chce i go puści
Roberta: Żyje?
Tony: Jestem pewny, że tak
Roberta: Nie pozwolę ci walczyć. Nie możesz. Nie dość, że wciąż jesteś ranny, to twoje serce tego wytrzyma
Tony: Tu chodzi o ludzkie życie. Muszę go ocalić za wszelką cenę. Przepraszam, że ukrywałem przed tobą prawdę, ale bałem się, że coś ci zrobią. Na szczęście Stane już nikogo nie skrzywdzi

Niechcący wygadał się o śmierci łysielca. Kobieta nie rozumiała, co chciał jej przekazać. Nie powiedział, co zrobił.
Tymczasem Rhodey obudził się w opuszczonym magazynie. Nie wiedział, jakim cudem się tam znalazł. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie znał twarzy porywacza. Gdy go zobaczył, zaczął się szarpać, by jakoś uciec.

Whiplash: Trochę ci to zajęło, ale nie martw się. Gdy będzie już po wszystkim, będziesz wolny
Rhodey: Czego ode mnie chcesz?
Whiplash: Nie ty jesteś celem, tylko Iron Man

KONIEC AKTU XXVIII

AKT XXVII: Atak

3 | Skomentuj

Tony nie wiedział, jak przyjąć do wiadomości, że Stane znowu mógł zniszczyć pracę jego ojca. Był zarazem i wściekły i zszokowany.

Tony: Jak to się stało?
Roberta: Ktoś z zarządu się ze mną skontaktował i mi powiedział, co się stało w firmie. Mówił, że nie jest sam. Jakiś robot w biczami
Tony: Whiplash
Roberta: Kto?
Tony: Nieważne. To co można zrobić?
Roberta: Ty nic nie rób. Wcześniej, jak gadałeś ze Stane'm, o mało nie zginąłeś, a teraz z nim jest ktoś jeszcze i na przyjemniaczka raczej nie ma, co liczyć
Tony: Ale coś trzeba zrobić!
Roberta: Przepraszam, że ci o tym mówię, ale mówiłeś prawdę. FBI postara się go zgarnąć. Nie myśl o tym. Będzie dobrze
Tony: Obyś miała rację, Roberto

Rozłączył się i próbował się opanować. Serce biło szybciej, niż zwykle. Pepper próbowała go uspokoić. Domyśliła się, co go tak zdenerwowało. Jednak chciała się upewnić, że ma rację.

Pepper: Co się stało? Chodzi o Stane'a?
Tony; Tak. Znowu sprawuje kontrolę nad firmą. Muszę ją odzyskać, póki nie zniszczył wszystkiego, co zbudował mój ojciec
Pepper: Radzę ci odpuścić. SHIELD się nimi zajmie
Tony: SHIELD? A nie FBI?
Pepper: Tajna Agencja Rozwoju Cybernetycznych Zastosowań Antyterrorystycznych. To oni nadają się do takich zadań, a nie jakieś FBI. Tak ci powiedziała?
Tony: Tak. Zajęli się tym
Pepper: To szaleństwo! Nie dadzą rady
Tony: A mówiłem ci, że jest tam Whiplash?
Pepper: Cholera! No nie żyje! Jest martwy! Co sobie myślą?! To bezmyślne!
Tony: Zajmę się tym
Pepper: A tobie już do reszty odbiło?! Zostajesz ze mną!

Dziewczyna również poczuła strach na swojej skórze, wyobrażając sobie starcie agentów FBI  z Whiplashem, a jej ojciec niestety do nich należał. Tony przytulił ją, by się uspokoiła. Oboje to przeżywali. Ona bała się o Virgila, a on chciał nie dopuścić do zamienienia Stark International w koncern zbrojeniowy.

Tony: Trzeba go powstrzymać
Pepper: Tony, ja tego nie przeżyję
Tony: Niby czego?
Pepper: Jak ty i mój tata giniecie

Z jej oczu wypłynęły łzy. Strach przekroczył wszelkie granice. Nie chciała go puścić na samobójczą misję. Objęła silnie Tony'ego w pasie, by nie zdołał uciec.

Pepper: Masz ze mną zostać
Tony: Pepper, nic mi nie będzie. W końcu mam zbroję, tak? Będzie dobrze. Obiecuję, że jeszcze mnie zobaczysz
Pepper: Nic nie obiecaj. To puste słowa. Po prostu nie pakuj się w to piekło
Tony:  Ja muszę, Pepper. Nie mam innego wyboru
Pepper: Ciągle jesteś ranny. Nie możesz...
Tony: Już nie czuję tych ran. Nie martw się. Zadzwonię, gdy będzie już po wszystkim

Pocałowała go w usta na pożegnanie. Trudno jej było puścić chłopaka na taką misję. Wiedziała, że był Iron Manem, więc jakąś obronę miał.

Pepper: Będę czekała w laboratorium
Tony: Nie wolisz zostać w domu?
Pepper: Tam będę miała pewność, że wróciłeś cały i zdrowy
Tony: Będzie dobrze

Wyszli do laboratorium, gdzie leżała zbroja Mark I w częściach. Niektóre elementy musiał naprawić. Spawał hełm, napierśnik i rękawice. W jedną godzinę był gotowy do boju. Ostatni raz pocałował rudą i wyleciał. Ona usiadła w fotelu, obserwując wszystko, co się dzieje.
Nagle wbiegł Rhodey, rozglądając się po bazie, czy był tam Tony.

Rhodey: Pepper, co ty tu robisz?
Pepper: Masz wyczucie. Pilnuję, jak widzisz
Rhodey: A gdzie Tony? Tylko mi nie ściemniaj
Pepper: A kiedyś skłamałam?! Daj spokój! Wróci. Długo to nie potrwa
Rhodey: Pepper, gdzie on jest?
Pepper: W Stark International. Chce dorwać Stane'a
Rhodey: I ty go puściłaś?!
Pepper: Nalegał, więc dałam mu wolną rękę. On wróci. Mam nadzieję, że mój tata na tym nie ucierpi. FBI też tam jest
Rhodey: Osz w dziób! Czemu oni?
Pepper: A z Whiplashem nie dadzą rady. Iron Man im się przyda
Rhodey: Whiplash?! To jest chore! On naprawdę jest samobójcą!

Tymczasem, gdy Rhodey krzyczał przez nieodpowiedzialność przyjaciela, Tony był w budynku. Na korytarzu mijał nieprzytomnych agentów i samych pracowników firmy.
Niespodziewanie został zaatakowany przez Whiplasha. Oplótł zbroję biczami, porażając całe ciało użytkownika.

Whiplash: Ułatwiasz mi zadanie, Iron Manie. Teraz mogę cię zniszczyć tu i teraz
Tony: Niedoczekanie twoje

Strzelił z unibeamu i uwolnił się z ucisku biczownika. Natychmiast poleciał do łysielca, który w spokoju siedział przy biurku. Uśmiechał się złowieszczo, realizując swój plan.

Stane: Wiedziałem, że się tu zjawisz. W końcu od dłuższego czasu mnie obserwujesz, a ja ciebie. Oddaj mi zbroję po dobroci, a Whiplash nie zrobi nikomu krzywdy
Tony: Jesteś szalony, Stane! Nie pozwolę ci zniszczyć tego, co zrobił mój ojciec! Poświęcił swoje życie dla tej firmy, a ty to niszczysz!
Stane: Howarda już nie ma. Nic nie zmienisz. Oddaj zbroję
Tony: Nie!
Stane: Whiplash! Zabij go!
Whiplash: Z przyjemnością

Biczownik rzucił bomby na pancerz. 3 sekundy i nastąpił wybuch. Przebił się przez ścianę, dobijając go jeszcze bardziej. Tony strzelał z repulsorów, by jakoś osłabić przeciwnika. Stane dzięki kamerom obserwował z bezpiecznej odległości starcie Iron Mana z Whiplashem.

Whiplash: Hahaha! A mogło być po dobroci. Cóż. Mogło być, ale już nie może!

Znowu uderzał biczami w jego pancerz, a on za wszelką cenę starał się jakoś go pozbyć bez szkodzenia agentom, którzy wciąż byli nieprzytomni. Wyrzucili go przez okno z budynku, ale z pomocą dysku mógł przemieszczać się w powietrzu. Łysielec nie widział, co się z nimi dzieje. Walka toczyła się w mieście, ale szybko przeniosła się na tereny fabryki. Tak długo walczyli, że nie zauważyli, jak Słońce zachodzi. Pepper słyszała odgłosy biczy.

Whiplash: Skończmy to! Za długo to trwa
Tony: Masz rację. Pora na koniec

Ruszyli ponownie do ataku. Whiplash zdecydowanie skoczył na niego z biczami. Pepper wyszła z fabryki i po kryjomu patrzyła na ich walkę. Była przerażona, widząc, z jakim wrogiem miał do czynienia.
Gdy biczownik rzucił bomby na zbroję, nastąpił kolejny wybuch. Iron Man poleciał blisko słupów energetycznych. Wykorzystał je przeciwko niemu.
Kiedy już miał znowu się na niego rzucić, Tony strzelił z unibeamu z całej siły. Whiplash zawinął się na przewodach i wybuchły słupy blisko niego. Fala uderzeniowa odrzuciła chłopaka daleko, dobijając go twardo o ziemię. Powoli się podnosił i wyleciał do Stark International. Stane dalej siedział za biurkiem.

Tony: To koniec, Stane! Przegrałeś!
Stane: Hahaha! Tak sądzisz?

Wstał i podszedł go od tyłu, przyczepiając minipluskwę, która poraziła cały jego system.

<<Systemy wyłączone>>

Stane: To ja wygrałem, a ty poniosłeś porażkę. Zbroja należy do mnie
Tony: Stane!

Łysielec pozbył się jego zbroi i chwycił Tony'ego za kark. Stał przy oknie i miał jedną myśl w głowie.

Stane: Chciałeś mi zniszczyć życie, a teraz, to ja zniszczę twoje. Żegnaj, Stark

Wyrzucił go przez okno i spadał w dół. Na szczęście w porę ktoś złapał Tony'ego. Nie spodziewał się niczyjej pomocy. To była Pepper.

Tony: Moja bohaterka
Pepper: Musiałam tu przyjść. Wiedziałam, że jestem ci potrzebna

KONIEC AKTU XXVII

AKT XXVI: Przejęcie

3 | Skomentuj

Następnego dnia, Tony obudził się. Czuł się nieco lepiej, ale dalej odczuwał ilość ran na ciele. Skutki po ataku Whitney szybko nie znikną w zapomnienie. Ignorował ból, bo chciał spotkać się z Pepper. Powoli wstawał z łóżka, co przy szwach było trudne. Jednak nie zamierzał się poddać i udało mu się stanąć na nogi. Trzymał się ściany, aż musiał powoli zejść do śniadanie. Przytrzymał się poręczy i jakoś poszło. Usiadł przy stole.

Roberta: Mogłeś leżeć w łóżku, a raczej powinieneś. W takim stanie...
Tony: Proszę, przestań. Nic mi nie będzie. Jest dobrze i przepraszam za wczoraj
Roberta; Nic się nie stało. Niepotrzebnie o tym wspominasz, ale z tym, że Stane uciekł? Dalej tak twierdzisz?
Tony: Tak
Roberta: Skąd to wiesz?
Tony: Ech... no eee... przeczucia
Roberta: Nie wydaje mi się. Dlaczego kłamiesz? Możesz mi zaufać. Potrafię dotrzymać tajemnic

Zawahał się, czy powiedzieć jej o Iron Manie? Była jego matką zastępczą, więc mógł powierzyć jej taki sekret. Jednak on bał się, że w ten sposób narazi ją na niebezpieczeństwo.
W kuchni zjawił się Rhodey.

Rhodey: Tony, co ty tu robisz? Miałeś się nie ruszać
Tony: To nic takiego. Chodzić mogę. Niczego sobie nie złamałem, pamiętasz?
Rhodey: Pamiętam, ale i tak musisz uważać na szwy. Znowu ci mogą pęknąć
Tony: Dobrze, "mamusiu". Widzę, że muszę mieć dwie niańki na głowie
Roberta: To zwykła troska
Tony: Przesadzacie. Naprawdę nic mi nie jest

Zjadł jedną kromkę, popijając herbatę i poszedł do łazienki przemyć twarz. Spojrzał na chwilę w lustro, widząc tam hełm Iron Mana. Ciąg przyczyn i skutków nie miał końca. Obawiał się dwóch swoich wrogów. Stane'a i Whiplasha, którzy przygotowywali atak na firmę. W celu przejęcia byli w stanie posunąć się do każdej z metod. Nawet zabijania. Jak to mówił Macciavelli: Cel uświęca środki. Przygotowywali broń, a plan był prosty. Włamać się do budynku i go przejąć. Whiplash miał wątpliwości.

Whiplash: Chcesz po prostu przejąć kontrolę nad Stark International. Kosztem ofiar?
Stane: Nie wierzę, Whiplash. I tobie to przeszkadza? Myślałem, że nie masz nic przeciwko zabijaniu. Chciałeś zabić Starka
Whiplash: To, co innego. Walka z wrogiem, który jest uzbrojony, a cywilem bezbronnym to wielka różnica. Mam swój honor, Stane. Wiem, co można, a czego nie
Stane: Jesteś słaby

Biczownik wkurzył się i zniszczył okno w pokoju Whitney, które rozprysnęło się w powietrzu.

Whiplash: Mówiłeś coś?
Stane: Czasem trzeba działać poza prawem
Whiplash: Słyszałem, jak załatwiałeś z nim interesy. Słaby to był twój obrońca, bo nie zdołał cię uratować przed odsiadką w celi
Stane: Musiał mieć słabszy dzień
Whiplash: Hahaha! Słabszy dzień? Nie wierzę, co słyszę. To jest żałosne, Stane! Taka postawa
Stane: Dobra, mamy coś do zrobienia. Wrócimy do tej rozmowy, jak zadanie będzie skończone. Wiesz, co trzeba robić
Whiplash: Wiem. To do roboty

Chwycili za swój arsenał i zaczęli realizować swój plan. Whiplash był wysoko nad ziemią i nikt go nie zauważył. Natomiast Stane potrzebował kamuflażu. Ubrał się w długi płaszcz i kapelusz. Ukrywał swoją twarz przed ludźmi, bo był znanym biznesmenem.
Gdy dotarli pod budynek, weszli tylnym wejściem, które dalej było otwarte przez ostatni wyczyn Pepper.

Stane: To będzie bułka z masłem
Whiplash: Nie wydaje mi się

Na korytarzu latały kamery strażnicze z możliwością ataku na włamywacza. Dotarli na piętro sejfu, gdzie były przydatne wynalazki do użytku. Niestabilne, ale miał to gdzieś. Chciał wiedzieć, tylko jedno. Że to zadziała.

Whiplash: Zajmę się nimi
Stane: Musisz. Trzeba je zniszczyć
Whiplash: I to ja lubię. Robić demolkę

Rzucił się z biczami na roboty, przepoławiając je na pół. Dzięki temu bez problemu przeszli do sejfu. Stane zgarnął jakieś działo jonowe, ale maski tam nie było. Wybiegł korytarzem do windy i pojechali do jego biura, skąd zarząd sprawował kontrolę. Postrzelił kilku z nich, a reszta uciekła.

Whiplash: To wszystko?
Stane: Jeszcze nie. Trzeba zająć się pozostałymi ludźmi z zarządu. Możesz?
Whiplash: Z przyjemnością

Wyrzucił ich z biura siłą, a niektórzy poczuli prąd na swoim ciele.

Stane: Teraz Stark International znowu należy do mnie. Ostatni cel to zbroja.
Whiplash: Co chwilę mi ucieka. Jednak obiecuję, że już nie wyjdzie żywy. Zedrę z niego tę zbroję
Stane: No i takiego Whiplasha znam. Bez litości

Gdy sojusz planował ostatni element swojego triumfu, Tony poszedł do Pepper. Udało mu się uniknąć Rhodey'go, a Roberta już siedziała w pracy. Pepper spoglądała przez okno, czekając na swojego chłopaka. Virgil wiedział, co do niego czuła, ale jeszcze nigdy nie miał okazji go poznać. Przez obowiązki agenta znowu zostawił córkę w domu.
15 minut później, do drzwi zadzwonił Tony. Otworzyła mu z lekkim wahaniem. Odczuwała koszmar nadal psychicznie. Zaprosiła go do pokoju, gdzie usiedli porozmawiać.

Tony: Cześć, Pepper. Jak się czujesz? Widzę, że promieniejesz
Pepper Bo jesteś ze mną. A z tobą w porządku?
Tony: Mam dość niańczenia i proszę cię. Odpuść. Jeśli będzie coś nie tak, od razu wrócę do domu

Cmoknął ją w policzek i czule przytulił.

Pepper: Jesteś kochany. Pamiętaj, że możesz liczyć na moją pomoc
Tony: Wiem o tym. A kiedyś na nią nie mogłem liczyć?
Pepper: Jak cię uważałam za totalnego bufona i niedorajdę. Tylko wiesz, że wtedy cię nie znałam
Tony: Ja ciebie też, ale chciałem cię poznać. Miałem takie przeczucie, by z tobą zacząć nową znajomość

Pepper dotknęła ręką jego implantu i znowu czuła to samo bicie serca, jak ze snu. Bała się, że się ziści ten koszmar i umrze. Tony widział, jak posmutniała.

Tony: Co cię smuci?
Pepper: Twoje serce...

Przerwała, gdy przypomniała sobie, że mówiła to samo we śnie. Chciała powiedzieć coś innego.

Tony: Nie bój się. Jestem tu i zawsze będę przy tobie
Pepper: Dobrze się czujesz?
Tony: W porządku. Nie przejmuj się. Nie umieram

Zaśmiał się, ale ją to nie bawiło. Posmutniała jeszcze bardziej. Miała ochotę płakać. Poczuł, że musi ją pocałować. Wydawało mu się, że w ten sposób uwolni ją z sieci zmartwień. Pocałunek się pogłębił i ruda chciała, by ta chwila trwała wiecznie.
Niespodziewanie zadzwoniła Roberta. Zignorował połączenie.

Pepper: Musisz wracać?
Tony: Siedzę tu od kilku minut. Jeszcze nic złego nie zrobiłem. Pozwól mi zostać
Pepper: Zostaniesz, ale dla pewności porozmawiaj z nią. To musi być coś ważnego

Chłopak zdecydował się odebrać. Kobieta próbowała mu przekazać jakoś w spokojny sposób złą wiadomość.

Tony: Roberto, co się stało?
Roberta: Miałeś rację. Stane uciekł i on...
Tony: Co robi?
Roberta: Zarząd już nie sprawuje rządu nad firmą. Stane ma kontrolę
Tony: Co?! Nie! To nie może być prawda!

KONIEC AKTU XXVI

----***---

Tak, jak już mówiłam, sojusz Stane'a z Whiplashem przejęła SI. Nie wiem, czy wiecie, ale pozostały 4 akty i witamy inne opo. Macie jakieś pytania? Notki postaram się dać jak najszybciej :)
© Mrs Black | WS X X X