Rozdział 92: Crimson Dynamo powrócił

0 | Skomentuj

Rhodes miał szczęście, że jego matka się pojawiła w pobliżu, bo gdyby nie ona, już leżałby ledwo żywy. Miałem go tylko zmusić do działania. Chcę się z nimi podroczyć, by wykończyć jednego po drugim. Najgorszy ich widok przed śmiercią będzie patrzenie, jak ginie poprzednik.
Rozejrzałem się po fabryce, szukając lokalizacji zbrojowni. Gdzieś na podłodze były zaschnięte ślady krwi. Stark musiał tu być. Drzwi były zablokowane, a nie chciałem ich niepotrzebnie rozwalać. Uruchomiłbym alarm, albo zniszczyłbym całą zbrojownię. Na początku taki miałem zamiar. Jednak ostatecznie wycofałem się i wróciłem do bazy w kosmosie.

-I jak ci poszło? Baza w ogniu?

-Ty byś chciał wszystko wiedzieć, Magnum. Byłem na takich jakby zwiadach. Znalazłem ich zbrojownię, ale są nam potrzebni, więc nie zniszczyłem jej

-Nadal chcesz ich ściągnąć do kosmosu?- spytał naczelny naukowiec

-Nadal i nie poddam się! Muszą zginąć tu w kosmosie. Broń gotowa?

-Przecież nie mieliśmy niszczyć Ziemi. Co ty znowu kombinujesz?

-Niech atrapa wygląda na groźną. Niech świat się dowie o naszej potędze

Jednak musimy zmienić plany. Pomyślałem, żeby zaatakować o wiele większy cel. Helikarier SHIELD. To na pewno ruszy ich z miejsca i polecą w kosmos.
Gdy tak myślałem nad dalszy działaniem, zaskoczyłem się na widok starego znajomego. Crimson Dynamo.

-Co on tu robi?

-Chyba też ma niedokończone porachunki z nami- pomyślał jeden ze pszczelarzy, który widział, jak Ivan ruszył w naszą stronę

-Wysłać drony!- rozkazał naczelny naukowiec, a ja zacząłem nimi dowodzić

Wyleciałem ze stacji, lecz najpierw chciałem negocjacji. Niestety mnie nie słuchał, więc wystrzeliłem ostrzegawczo, żeby się wycofał.

-Vanko, odsuń się stąd!

-Nie będziesz mi rozkazywał, głupi robocie!- rzucił się z pięściami i uderzył w moją stalową strukturę, która dla niego była prosta do zniszczenia

-Po co tu przyleciałeś?- spytałem z ciekawości

-Zemsta!- wrzasnął, wyrzucając mnie na teleskop

Drony atakowały go z całych sił, ale Ivan je rozwalał na drobne kawałki. Na kim chciał się zemścić? Z tego, co mi wiadomo, to przestał być szaleńcem, gdy wrócił do rodziny. Może chce zemsty na Iron Manie?

-Może zamiast atakować, złożę ci ofertę. Połączmy siły w walce z Iron Manem i SHIELD

-Ja chcę sam!- rzucił kolejnymi dronami w stację

-Razem go zniszczymy

-On mnie powstrzymał! Zabiję go za to!- rozerwał ostatniego drona na pół, działając agresywnie na wszystko, co się tylko rusza



Stałam sparaliżowana ze strachu. Lekarka nie ma dobrych wieści? Co to znaczy? On nie mógł umrzeć. Tak bardzo się bałam, a Rhodey odczuł to samo po jej słowach.

-Proszę, powiedz nam... Co z Tony'm? Umarł?

-Spokojnie, Pepper. Tony żyje, ale...- przerwała

-Ale co? Jakie wieści? Czemu złe? Co się stało?!- zaczęłam pytać o każdy szczegół

-Chciałam mu zastąpić implant na reaktor łukowy, ale jego organizm nie potrafi go zaakceptować. Musi dalej męczyć się z mechanizmem. Nie będę go trzymać w szpitalu. Za kilka godzin dostanie wypis, tylko pod warunkiem, że będziecie mieć na niego oko

-Czyli nadal może umrzeć?- spytał Rhodey z niepokojem

-Przykro mi. Na razie leży i odpoczywa. Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Porozmawiam z chirurgiem i ustalimy dalsze działania- oznajmiła Victoria

Z wrażeń myślałam, że zemdleję, ale po prostu usiadłam i uroniłam ostatnie łzy. To była ulga. Tony żył. Kiedy próbowałam dojść do siebie, lekarka poszła na salę pooperacyjną, gdzie go zabrała.

-Rhodey, co teraz będzie? Reaktor miał go ocalić i nic!- byłam dalej zrozpaczona

-Będzie dobrze. Chodźmy do niego. Dasz radę?- widział, jak zbladłam przez ten ciągły strach

-Tak- wstałam i poszłam z nim, gdzie leżał Tony, czyli w to samo miejsce, dokąd poszła lekarka

Niestety straciłam już siły przez te ciągłe siedzenie w szpitalu. Podparłam się ściany i poszłam po kawę. Wypiłam kilka łyków, aż odczułam poprawę. Już nie byłam taka blada, lecz strach dalej mi mącił w głowie i rozsądne myślenie.
Po wypiciu całego napoju, dotarliśmy do sali, gdzie Tony był przytomny. Nie wyglądał na umarlaka i dobrze. Obawy stały się mniejsze. Rozglądał się po sali całkiem rozkojarzony. Rzuciłam mu się na szyję i znowu się musiałam uspokoić.

- Już więcej mnie tak nie strasz

-Pepper, jest dobrze

-Naprawdę nie wiesz, jak ona się o ciebie bała. Ciągle tylko płakała- wyznał Rhodey, aż chciałam go walnąć za to

-I tego chciałam uniknąć. Twojego płaczu

-Proszę cię, nie strasz mnie tak. Nigdy więcej- uwolniłam go z uścisku i chwyciłam za rękę

-Spróbuję- uścisnął mi dłoń, uśmiechając się bez przymusu

Nie wiem, czy przeżyłabym jego śmierć. Nawet, gdybyśmy nie połączyli się węzłem małżeńskim i tak bym nie zdołała tego strawić. Wystarczy, jak często muszę go widywać w bieli ścian.

-Już sobie pogruchaliście, gołąbeczki- zaśmiał się Rhodey, by rozluźnić napiętą atmosferę

-Rhodey, gdybyśmy nie byli w szpitalu, zabiłabym cię- rozbawiła mnie trochę ta sytuacja, bo chciałam chwycić za śrubokręt, którego tu nie było

-O nie, nie, nie. Innym razem-  pokiwał palcem, uśmiechając się chytrze

-Nikt nie będzie tu nikogo mordować-  Victoria wtrąciła się również rozbawiona całą sytuacją




Nagle pojawił się oddział SHIELD. Pszczelarze walczyli z nimi, a Vanko z łatwością niszczył im kombinezony, utrzymujące ich przy życiu. Agenci padali, jak muchy. Fury chyba nie miał dziś dobrego dnia, skoro bezmyślnie wysyłał swoich ludzi na pewną śmierć.

-Wycofać się!- krzyknąłem do agentów AIM

SHIELD już nic nie robiła. Jedynie zabierali swoich ocalałych agentów do bazy. Przez głupie decyzje Fury'ego mogli umrzeć. Czy było mi ich szkoda? Nie. Sam chcę zniszczyć całą ich organizację, ale Vanko mi stał na drodze.
Włączyłem tryb maskujący, by przemknąć obok niego niezauważalnie. Udało się przedostać do bazy pszczelarzy, gdzie chciałem czekać na "świętą trójcę".

-Nawet nie próbuj do niego podchodzić! Zniszczył nam wszystkie drony! Wiesz, ile lat zajęło ich zbudowanie?!

-Pewnie sporo?- próbowałem zgadnąć

-10 lat, licząc od skradzionych schematów!- uderzył w stół z projektami

-Dobra, opanuj się! Już nie będę z nim negocjował

-To szaleniec! Nic z nim nie zdziałamy!- znowu uderzył pszczelarz w ten sam stół, unosząc się groźnie, że reszta agentów zwróciła na niego uwagę

Po części zgadzałem się z nim, ale Crimson Dynamo byłby dla nas nieocenioną siłą. Przydałby się AIM w wielu sytuacjach. Kiedyś zmusimy go do posłuszeństwa. Chipy kontroli były aktywne, więc mógłbym podlecieć do niego, spróbować go wszczepić, jeśli ochrona zbroi była na niskim poziomie.

-Nie chciałbyś go wykorzystać? Pomyśl, ile moglibyśmy z nim zrobić?- zaproponowałem naczelnemu naukowcowi, który nieco ochłonął po furii przez zniszczone drony

-Może i tak, ale to za duże ryzyko. Tak samo, jakbyś poprosił o sojusz samego Mallena, a on to kompletny wariat

-Tylko, że jego można kontrolować. Hydrze się udało

-Na początku, ale później sam ustalił sobie, kto ma nim rządzić. Nic nie kombinuj, bo i nasi agenci będą trupami przez niego

-Podobno zgarnęli Mallena i siedzi bodajże w celi o zaostrzonym rygorze. Gdyby tak SHIELD zaatakować...- zacząłem myśleć nad inną strategią

-Chyba Ivan sam na to wpadł

Nie wiedziałem, co miał na myśli, ale wszystko stało się jasne, gdy baza powietrzna stanęła w ogniu. W przestrzeni kosmicznej zostały wystrzelone kapsuły ratownicze. Nikt z nas nie reagował. Patrzyliśmy na dzieło zniszczenia .Vanko odwalał za nas robotę.

-Kończymy bujdę z apokalipsą?- spytał z Magnum

-Tak. Przejdźmy do większego przedsięwzięcia. Zaatakujmy SHIELD

-Teraz to już za późno. Kompletnie postradałeś zmysły?! Dwóch szaleńców w kilka minut opanuje sam helikarier, a ty chcesz się wtrącać?! Zły pomysł

-Mam inny plan. Niech "święta trójca" nam pomoże w walce i wykorzystamy to przeciwko nim

-Dwie pieczenie na jednym ogniu- wywnioskował naukowiec

Rozdział 91: Cięcie

0 | Skomentuj

Co tu robił Android? Nie powinien się zajmować atakiem na Ziemię? Słyszałem o jego planach. Wszyscy już o tym wiedzą. Musiałem wrócić do domu, bo trzeba ratować świat, ale tak naprawdę, to nie miałem wyboru. Placówka szkoleniowa poszła z dymem przez Androida. Teraz trzymał mnie za gardło i chciał udusić.

-Tego, co każdy chciał. Waszej śmierci. Iron Man najszybciej padnie, a z nim też Rescue i ty, War Machine

-Skąd ty...?- byłem przerażony, że znał nasze tożsamości

-Wiem? To proste. Katrine wgrała mi wszystkie informacje o was

Chwycił mnie bardziej za gardło, że z trudem złapałem oddech. Musiałem jakoś się uwolnić, ale byłem wysoko nad ziemią, więc skok skończyłby się dla mnie kalectwem. Musiałem wymyślić coś innego, co nie będzie czymś strasznym.
Nagle obluźnił uścisk, gdy zauważył moją mamę.

-Proszę... Zostaw ją!

-Nic jej nie zrobię, ale macie się ruszyć, bo zniszczymy Ziemię- z ramienia wyciągnął ostrze, którym przejechał po mojej ręce

-Musiałeś?!- syknąłem z bólu

-Musiałem. Bierzcie się w garść. Do roboty! Zniszczę was wszystkich!

-Po co ostrzegasz? Chcesz, żebyśmy cię pokonali?- nie rozumiałem, co chciał zdziałać

-To nie tak. Komunikuję koniec świata i chcę, żebyście sprawili nam zabawę- mówił, jakby się uśmiechał i puścił mnie, aż spadłem

Na szczęście nie było zbyt wysoko. Jedynie trochę się poobijałem. Android, jak się pojawił, tak zniknął. Co gorsza, w telefonie padła bateria. Za długo dzwoniłem do Pepper. Liczyłem na jej pomoc, a ona się nie pojawiła.
Wstałem na nogi i poszedłem do domu. Ledwo czułem kończyny, bo upadek nie był miękki. Mama niestety spanikowała.

-Rhodey!

-Nic mi nie jest

-Ty krwawisz!- krzyknęła bardziej, zauważając ranę

-To nic takiego- syknąłem, gdy dotknęła ręki, ale próbowałem myśleć o czymś innym, niż bólu

-Zabiorę cię do domu- podparłem się na jej ramieniu i weszliśmy do salonu, gdzie usiadłem na kanapie

Mama natychmiast znalazła apteczkę i zaczęła opatrywać ranę.

-Kto ci to zrobił?- spojrzała, pytającym wzrokiem

-Jeden z wrogów. Ten... który pracował z Katrine-  wycedziłem przez zęby, czując piekło przy przemywaniu rany

-Nie ma to, jak dwie tragedie tego samego dnia- przyznała niezadowolona z ironią

-Mamo, co się stało?- spytałem, widząc, że bardzo zbladła, do jakiego wniosku musiała dojść i nie potrafiła ukryć, co ją gryzie



Mijały kolejne godziny, aż wzrastała we mnie niepewność. Czy go jeszcze zobaczę? Dobra, spokojnie. Myśl pozytywnie, Pepper. Tony zawsze był silny i teraz też tak będzie. Wychodził już nie raz z gorszych tarapatów, ale on ma umrzeć. Może ta operacja coś zmieni? Trzeba wierzyć, że będzie dobrze.
Co chwilę sprawdzałam godzinę na telefonie równocześnie, rozglądając się, kiedy ktoś wyjdzie mi coś powiedzieć. W końcu ciszę przerwał dźwięk telefonu. Znowu Rhodey. Musiałam odebrać. Już nie dam rady.

-Cześć, Rhodey. Przepraszam, że nie odbierałam

-Potrzebowałem pomocy, ale już nie trzeba. Jest dobrze

-Rhodey, o czym ty mówisz?- nie mówił normalnie i zaczęłam się bać o niego

-Android za wszelką cenę chce, żebyśmy z nim walczyli. Mówił to do mnie, jak chciał udusić

-Nic ci nie jest?- czułam się okropnie, że mu nie pomogłam, a taka ze mnie "przyjaciółka"

-W porządku. To niegroźne draśnięcie

Było mi strasznie wstyd. Jak mogłam tak lekceważyć jego prośbę o pomoc? Jak mogłam nie wiedzieć, że ma kłopoty? Nie doszłoby do niczego, gdybym zareagowała. Niestety czasu nie cofnę. Nie chyba, że specjalnie pojadę do Budynku Baxtera, by poprosić o to Reeda Richardsa.

-Rhodey, ja... już nie dam rady. Przyjedziesz do szpitala?- prosiłam, łkającym głosem

-Pepper, co ci jest? Mama też mi nic nie mówi. Co się dzieje?

-Powinnam ci powiedzieć, bo jesteś jego najbliższym przyjacielem. Zawsze go wspierasz i mu pomagasz przez długi czas- mówiłam z płaczem, przypominając sobie, co mi powiedział mój mąż

-Ale co się stało?

Trudno mi było powiedzieć. Jak mu przekazać w najbardziej delikatny sposób? To było trudne. Sama do tej pory nie potrafię się z tym pogodzić.

-Operują go- wydusiłam z siebie

-Tony'ego? Pepper, co ty mówisz?!- był w szoku, ale jednocześnie tez przeraził się tą informacją

-On... umiera- znowu się rozpłakałam

-Co ty wygadujesz? To niemożliwe.  To... to musi być jakoś koszmar- również nie chciał w to uwierzyć

-Ja też nie chcę tego już słyszeć, ale pamiętasz, jak ostatnio zemdlał? Wszystko się sprawdza, a pomiary na bransoletce były specjalnie dodane, by bardziej obserwować jego stan- przetarłam oczy, szybko mu tłumacząc

Rhodey na chwilę zamilknął, by pewnie ułożyć to sobie w głowie. Potrzebował wsparcia, a ja nic nie zrobiłam. Mogło coś mu się stać, nawet zginąć. W końcu zaatakował go "przyjemniaczek" Katrine.

-Wiem, że ci jest ciężko. Będzie dobrze. Zaraz do ciebie przyjadę

-Będę czekać przed salą operacyjną

-Dobrze. To do zobaczenia i już nie płacz. To nie zdrowo tak ciągle płakać


Pepper była niespokojna. Pewnie przez to, co ja się teraz od niej dowiedziałem. Czy mama o tym wiedziała? Dlatego zamilkła i chciała to przede mną ukryć? Bałem się, że ruda wpadła w kłopoty, a tu coś takiego.

-Mamo, wiedziałaś, że Tony jest umierający?- spytałem, powstrzymując łzy, bo ta wiadomość mną wstrząsnęła

-Chciałam ci powiedzieć. Jednak Pepper mnie wyprzedziła. Prosiła, bym ci tego nie mówiła, a ona sama się złamała. Jego stan się pogorszył. Chciał uciec ze szpitala no i stała się tragedia. Potrafisz ruszać ręką?

-Nie zmieniaj tematu! Potrafię! Od kiedy wiesz?

-Można powiedzieć, że kilka dni temu poznałam prawdę. Mi też jest ciężko, a Pepper najbardziej przeżyła. To jej mąż, więc nic dziwnego- wyznała mama, kończąc opatrywanie rany

-Pojadę ją wesprzeć. Dam radę mimo ręki. Android chciał mnie nastraszyć, a zabić chce naszą trójkę w tym samym momencie. Mamy ratować świat

-Na razie zajmijcie się sobą i uważajcie na siebie. Muszę jechać do pracy, bo mam rozprawę psychopaty. Trzymaj się i powiedz mi, jeśli czegoś się dowiesz

Od razu wstałem i ubrałem kurtkę, bo w nocy zrobiło się zimniej. Wziąłem też klucze od auta i pojechałem do szpitala. Biedna Pepper. Tak strasznie mi jej szkoda. Taka tragedia. Mieliśmy ułożyć sobie życie, a tu kolejna katastrofa. Jedna po drugiej. Zaczynałem mieć dość bycia bohaterem, Czy na tym polega poświęcenie? Nie możemy zabrać szczęścia przez ciągły chaos?
Po godzinie dojechałem na miejsce. Niestety drogę znałem na pamięć i znalazłem zrozpaczoną rudą.

-Już jestem, Pepper- przytuliłem ją, bo wiedziałem, że w tej sytuacji potrzebowała wsparcia

-Dziękuję, że jesteś- odwzajemniła bardziej uścisk

-Wiem, że Tony jest w ciężkiej kondycji, ale trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze

-Próbuję, ale nikt do tej pory nie wyszedł! Operacja się ciągnie w nieskończoność, a niewiedza mnie pogrzebie żywcem!

-Pepper, spokojnie

-Jak mam być spokojna, kiedy Tony umiera?!- od razu z oczu wypłynęło kilka łez

Oboje baliśmy się, co się może zdarzyć. Powtarzałem w głowie pozytywną mantrę. To pewnie była niebezpieczna operacja.

-Jak ręka?- próbowała zająć się czymś innym

-Nie jest źle. Mogło być gorzej. A co dokładnie się stało, że mu się pogorszyło?

-Implant nie działa, jak trzeba i reaktor łukowy ponoć ma go ocalić. On nie może nas zostawić! On musi z tego wyjść! Ja go potrzebuję. Świat go potrzebuje!

-Pepper, będzie dobrze- usiedliśmy, czekając w miarę spokojnie na jakieś wieści

Mijały długie godziny. Po bodajże trzech godzinach od mojego przyjścia, wyszła Victoria. Bałem się, co możemy usłyszeć.

-Operacja była trudna i niestety nie mam zbyt dobrych wiadomości

-Czy on...?- Pepper cała dygotała, aż nie mogła nic powiedzieć bez jąkania

Rozdział 90: Taki miał być plan?

0 | Skomentuj

Wszyscy zostawiliśmy Tony'ego, by spał w spokoju. Naprawdę martwiłam się o niego. O jakiej operacji była mowa? Na pewno chodzi o serce. Dlaczego ja nic nie zauważyłam? Czemu byłam taka ślepa? Nie mogę w to uwierzyć, że świat się skończy, a Tony umrze. Chyba gorszej informacji nie mogłam otrzymać.
Sama zadzwoniłam do Rhodey'go. Byłam w miarę opanowana, żeby go nie przestraszyć. Nie mogę mu powiedzieć, czego się dowiedziałam.

-Hej, Pepper. Co tam u was? Jestem w domu i chciałem do was jechać...- przerwałam mu

-Nie przyjeżdżaj. Spotkajmy się w zbrojowni. Słyszałeś, co się dzieje na świecie?- spytałam

-Chyba każdy, kto ma telewizor, okno, czy plotkującego sąsiada o tym już wie. Mamy reaktywować drużynę?

-Sama nie wiem. Raczej będzie trzeba. Tylko, że musimy skontaktować się z SHIELD, by wiedzieć, gdzie znajduje się broń

-Chyba to nie będzie konieczne. Jeśli chcą zniszczyć Ziemię, muszą to zrobić z kosmosu- wydedukował

No i Tony ma swoją podróż w kosmos. Teraz będzie chciał... O nie. Nie może w takim stanie. Będzie próbował ucieczki. Muszę go powstrzymać.
Natychmiast pobiegłam do sali, gdzie miał leżeć, ale go tam nie było. Rhodey słyszał, jak zerwałam się do biegu.

-Pepper, co się dzieje? Kogo tam ścigasz?

-Spotkajmy się w zbrojowni. Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz. Trzymaj się i bezpiecznej podróży

-Pepper, ja już jestem w domu. Co ty taka bez kontaktu?

-Pa- rozłączyłam się, bo musiałam coś zrobić

Lekarka właśnie szła w moją stronę i zdecydowałam się jej powiedzieć o zniknięciu Tony'ego. Od razu pojawiło się przerażenie. Zerwała się do biegu.

-Co on sobie myśli? Chce uciec?

-Chyba chce ratować świat

-To jest bezmyślne! W jego stanie to niedopuszczalne!

-A o co chodzi z tą operacją?- przypomniałam sobie, że nie miałam wcześniej udzielonej odpowiedzi

-Implant nie działa, jak należy i jedyna opcja to wymiana na reaktor łukowy

Wspólnymi siłami szukałyśmy Tony'ego. Przeczesałyśmy każdą salę, nawet zwykły schowek na miotły i nic. Zero śladu. Dopiero później spostrzegłam kogoś, leżącego przy schodach. Chciałam sprawdzić, czy to był on. Serce biło, jak szalone.

-Znalazłam Tony'ego!- krzyknęłam

-Co z nim?- podbiegła lekarka

-Nie reaguje. Jest nieprzytomny!

-Pepper, spokojnie. Zaraz zobaczę, co się z nim dzieje- sprawdziła odczyty z bransoletki

Chciałam o coś spytać, a ona tylko go wzięła na ręce i zabrała na salę. W międzyczasie skontaktowała się z tym drugim lekarzem.



Siedziałem na stanowisku przy teleskopie w kosmosie. Rozglądałem się po stacji, czekając na pojawienie się "świętej trójcy", ale nikogo nie było. Nie wiem, co to miało znaczyć. To nie taki był plan. Przecież daliśmy im głośny sygnał do działania, a oni się nie pokazują.
Traciłem cierpliwość, że coś się zdarzy. Tylko SHIELD siedzi nam na ogonie i cała artyleria wojskowa. Krążyłem po bazie, składając myśli.

-Co cię tak dręczy? Oni przyjdą. Przecież dla nich Ziemia i ratowanie ludzi to obowiązek

-Tylko, że minęły już dwie godziny i cisza! Ile mamy czekać?! To bez sensu, Magnum!- zacząłem krzyczeć na wszystkich przez niecierpliwość

-Jesteś taki, jaki chciała byś był. Wiem, że chcesz śmierci. Żądasz rozlewu krwi, ale musisz zrozumieć. Potrzeba czasu

-Proszę, zamilcz! Ile mamy się tu czaić?! To bez sensu! Trzeba zniszczyć zbrojownię, jak akcja z unicestwieniem planety nie zadziałała, jak magnes!- strzeliłem repulsorem w agentów

Teleskop był wciąż wymierzony w miasto i został wyposażony w broń, którą skradliśmy. Gotowa do użytku, ale nasz plan nie polegał na zniszczeniu Ziemi, tylko pozbyciu się "świętej trójcy" na dobre. Oni muszą umrzeć. Stark długo nie pociągnie, a wraz z nim zniknie Rescue i War Machine.

-Skoro tak bardzo chcesz się ich pozbyć, zabij ich sam. Po co ci ta pułapka w kosmosie?- odezwał się jeden z pszczelarzy

-Bo w kosmosie jest ograniczona ilość tlenu, więc łatwiej zginą. Przecież już o tym mówiłem

-Dobra, uspokój się. Rób, jak chcesz, tylko nie mieszaj nas w swoje porażki

-Porażki?!- chwyciłem go za kark i próbowałem udusić

-Spokój!- wrzasnął naczelny naukowiec

Próbowałem się uspokoić i trzymać w sobie agresję na potrzebny atak. W końcu, to moja siła. Zdecydowałem jeszcze poczekać, ale ludzie musieli znać nasze możliwości, więc kilka pszczelarzy zostało rozproszonych po mieście, by zaatakować agentów SHIELD. Potrzebne było zamieszanie. Zrobię wszystko, by wpadli w naszą pułapkę.
Poleciałem do Nowego Jorku, wystrzeliwując się z orbity. I stało się zamieszane w centrum miasta. Podleciałem do jednego dziennikarza i wyrwałem mu mikrofon.

-Jeśli nie chcecie, by świat został zniszczony za 48 godzin, poddacie się dobrowolnie! Jeśli macie swoich obrońców, niech się pojawią!- wykrzyczałem, aż strach wynurzył się na powierzchnię z ciał ludzi

Musiałem sprawdzić, co tak zajmuje "bohaterom" ten cenny czas, który powinni wykorzystać na ratowanie Ziemi. Użyłam maskowania, by przemierzać w powietrzu niewidzialnie. Nie chciałem zmuszać ich do ataku. Miałem inny cel. W pamięci miałem wgrane wszystkie informacje o nich, dlatego z łatwością odnalazłem zbrojownię.
Gdy byłem na terenie opuszczonej fabryki, usłyszałem, ze ktoś był za mną. Odwróciłem się lekko do tyłu i spostrzegłem War Machine. Był bez zbroi, ale wiedziałem, że ten dzieciak wcielał się w niego. Nie zignorowałam go. Poleciałem go schwytać. Zaczął uciekać.

-Nie chowaj się, Rhodes! Pokaż się! Nie chcesz ratować świata?- mówiłem, kpiąc z niego

Dzieciak biegł w stronę fabryki. Od razu go dogoniłem i chwyciłem za gardło. Miałem ochotę zabić, ale chciałem, żeby cała trójka zginęła wspólnie. Musiałem go pomęczyć.




Lekarka chciała, jak najszybciej go ocudzić. Odczyty na bransoletce były bardzo złe. Słaby puls i wrażenie, jakby miał skonać. Tracił się czas. Żeby go uratowała. On musi żyć.

-Przygotuj salę operacyjną. Nie możemy zwlekać z wymianą implantu na reaktor łukowy. Albo to zrobimy, albo on umrze

-Bez paniki, dr Bernes. Zaraz do ciebie przyjdę

Byłam przerażona, bo nie wiedziałam, że jego koniec był tak bliski, a już myślałam pozytywnie. Nic z tego wyszło. Łzy cisnęły się do oczu. Chciałam być silna dla niego, ale to mnie przerastało.

-Nie pozwolisz mu umrzeć, prawda?- spytałam kompletnie roztrzęsiona

-Nie pozwolę. Zrobię to, co w mojej mocy, a zgadzasz się na operację?

-Proszę! Błagam! Ratuj go!

-Wszystko będzie dobrze, Pepper. Zajmiemy się nim. Poczekaj przed blokiem

Victoria położyła go na noszach i zabrała na operację. Czekałam przed drzwiami na jej zakończenie.

-Tony, nie możesz mnie zostawić! Potrzebuję cię! Proszę cię,wróć!- dałam upust emocjom i uwolniłam łzy

-Nie martw się, Pepper. Ona go ocali ponownie- odezwała się pani Rhodes, która też była w szpitalu

Myślałam, że sama będę musiała to znieść, ale nie byłam osamotniona. Była matka Rhodey'go. Siedziała przed blokiem, zachowując stoicki spokój. Jednak czuła obawy tak samo, jak ja. Najgorsza była ta niepewność i myśl, co się rozgrywa po tamtej stronie. Mam nadzieję, że cały ten reaktor łukowy go ocali. Przecież, jak wychodziłam, to spał, jak dziecko, a teraz nie wiadomo, czy się obudzi.

-Co mu strzeliło do głowy, by uciekać?!- spytała mnie podirytowana

-Ziemia zostanie zniszczona, a Tony nie chce być bezradny. Pewnie chciał udać się do zbrojowni

-Mimo, że ma ciebie jako żonę, dalej robi głupstwa. Zupełnie, jak dziecko

-Nigdy się nie zmieni- przyznałem z powagą

-Niestety, Pepper. Niestety- westchnęła ciężko

Nie chciałam rozmawiać z Rhodey'm, ale on ciągle się dobijał na linię. Nie byłam w dobrej kondycji psychicznej, by z nim odbyć rozmowę. Odrzucałam każde połączenie.

-Rhodey dzwoni?

-Tak. Już wrócił do domu

-Powinnam mu dać klucze, bo biedak zamarznie na kość- lekko się uśmiechnęła i wstała

-Ja tu zostanę i powiem, jak się czegoś dowiem. Tylko niech Rhodey się o niczym nie dowie. Proszę!- błagałam

-To mój syn. Nie mogę go okłamywać. Niech się dowie ode mnie, niż od kogoś innego


Rozdział 89: W niebezpieczeństwie

0 | Skomentuj

Pepper musiała w końcu poznać prawdę. Jakakolwiek, by nie była, nie mogę przed nią wszystkiego ukrywać. Moja żona ma prawo wiedzieć, co się może stać. Tylko niech nie płacze.

-Musisz znać prawdę? Naprawdę chcesz?

-Nie wymiguj się. To nie może być takie złe. Specjalnie do mnie dzwoniłeś, żeby się spotkać, więc mów. Nie czekajmy na Rhodey'go. Co się dzieje?

-No dobra. Powiem. Ja...- chciałem już wydusić to najgorsze słowo, ale powstrzymał mnie komunikat z telewizji

-Po raz kolejny nasz świat jest zagrożony. Nie jaki Centurion 2.0 chce zniszczyć Ziemię. Postawił warunki. Oszczędzi planetę, jeśli SHIELD się podda i wycofa dobrowolnie swoich agentów z terenu, gdzie jacyś naukowcy nad czymś muszą pracować. Nie wiemy, czy można im ufać, ale siły wojskowe są w gotowości

Za szybko się to dzieje. Już zbudowali broń? Nie wierzę, że SHIELD skapituluje dla dobra ludzi. Na pewno nie z Fury'm. Pewnie oni szykują się do ataku. Muszę zająć się Centurionem. by ich powstrzymać. Nie wiem, czemu chcą zniszczyć Ziemię. AIM to szaleni naukowcy, a Android pogubił się w swoich działaniach po śmierci Katrine. Muszę chyba znowu uaktywnić drużynę.

-Tony, coś się stało? Chyba odleciałeś, bo pytałam się o coś i dalej mi nie odpowiedziałeś

-A tak. Pamiętam, ale to powinno poczekać. Musimy zmierzyć się z AIM, by ocalić świat. Pora się zjednoczyć

-Ja tak nie mogę! Powiedz mi, co jest grane?! Nie ufasz własnej żonie?! Co z tobą?!- wyrzuciła z siebie niecierpliwość

-Dobra, spokojnie. Skoro tak nalegasz, powiem. Umieram, rozumiesz? Nie wiem, jak długo pożyję, ale to nie ma znaczenia, jak nie powstrzymamy pszczelarzy

Ruda przestała krzyczeć i zakryła usta, a później się odwróciła. Szlochała. Płakała? No i tego nie chciałem.

-Czyli, jak ty wtedy w tej kuchni... To przez serce?- spytała łamliwym głosem

-Pepper, nie płacz. Będzie dobrze. Proszę, podejdź bliżej- mówiłem spokojnie, by się uspokoiła

Podeszła małymi kroczkami, aż rzuciła mi się na szyję, roniąc łzy. Tego potrzebowała. Musiała dać upust emocjom. Przytuliłem ją do siebie bardziej, czując bijące od niej ciepło. Jej serce było takie żywe, a moja stało się tylko zużytym organem, które pobudza implant. Przy Pepper czułem się lepiej i mimo krzyku, nie było mi źle. Jeśli będę wszystkim się przejmować, sam wykorkuję. Nie potrzebni mi do tego wrogowie.

-Już lepiej?- spytałem, odgarniając jej włosy

-Tak, ale czemu mi wcześniej o tym nie mówiłeś?

-Bałem się twojej reakcji, a Rhodey też się o tym dowie, ale najpierw trzeba wziąć się w garść i być na nowo bohaterami- wytłumaczyłem



Clint z pozoru wyglądał na opanowanego. Nie był przejęty tym, że przez duchy przeszłości, ten wypadek mógł skończyć się tragedią. I dla mnie i dla kierowcy.
Noga przestawała mi dokuczać i to pewnie zasługa morfiny. Później przestanie znieczulać, że ból stanie się nie do zniesienia.

-Ty mnie rozumiesz? Nie uważasz za szaloną?- spytałam dociekliwie

-Daj spokój, Barbaro. Ja też tak kiedyś miałem, ale pogodziłem się z tym, co się stało i nie było to łatwe- wyraził swoją wyrozumiałość

-Opowiedz mi o tym- poprosiłam go, a on zaczął wspominać, co mu się przytrafiło

-Jeszcze zanim byłem agentem SHIELD na posyłki Fury'ego, miałem styczność z niemiłymi przyjemniaczkami. Przy nich Katrine była aniołem. Jako, że byłem w trudnej sytuacji i potrzebowałem kasy, zacząłem kraść na zlecenie. Z początku, to były zwykłe przedmioty, ale później, coraz droższe eksponaty, aż doszło do napadu na zbrojownię wojskową. I to był najgorszy dzień w moim życiu...- przerwał, zamyślając się, jak to dokończyć

-Czemu? Co się wtedy wydarzyło? Spotkałeś kogoś?- próbowałam zgadnąć, a Clint kiwnął głową, że udało mi się

-Spotkałam moich dawnych towarzyszy, którzy zostali zamienieni w sługusy AIM. Mieli chipy kontroli i mogli zrobić wszystko. Tego dnia zauważyłem, że AIM współpracowała z Hydrą, więc specyfik serum trafił w ręce naukowców. I tak narodziły się potwory. Pamiętam, jak dla własnego ocalenia, musiałem wbić mu nóż blisko serca- dokończył i znowu zaczął się zajmować męczeniem mojej nogi

Znowu odruchowo odpychałam jego ręce, by mnie tam nie dotykał. Jego przyjaciele stali się wrogami i dla własnego ocalenia zabił jednego z nich. I jak on to znosił? Jak pogodził się z brutalną przeszłością?

-Jak ty z tym żyjesz? Musiałeś zabić swojego przyjaciela, by przeżyć

-Trochę musiało minąć czasu, a często go widywałem na co dzień. Chodzący koszmar, powtarzając tę samą kwestię. Dlaczego to zrobiłeś? Nie miałeś innego wyboru? Zawsze jest jakiś wybór. I tak mi mówił każdego dnia, gdy się budziłem

-Clint, to okropne, bo ja czuję to samo. Tylko, że ja musiałam zabić ojca małej dziewczynki, ulepszonego przez serum

-Musisz z tym walczyć. Nie możesz żyć ciągle tym samym wspomnieniem- doradził

-Masz rację, ale to jest...- chciałam powiedzieć, że niemożliwe, ale dźwięk strzałów mi przerwał

Próbowałam wstać o własnych siłach, ale ból znowu wrócił. Clint zerwał się z łóżka i skamieniał przy oknie.

-Clint, co się dzieje?

-AIM walczy z wojskiem i SHIELD

-Czego oni chcą?

-Może media już o tym mówią? Jednak coś mi tu nie pasuje. Nie ma nikogo z "trójcy"

-Pewnie są zajęci. Musimy coś zrobić, Clint. Nie możemy siedzieć i nic nie robić

-Ty tak. Twoje rany muszą się zagoić i na pewno masz złamaną nogę



Akurat, gdy pomyślałem o ucieczce, pojawia się Victoria wraz z chirurgiem. To był zły moment. Nie powiedziałem Pepper wszystkiego, ale zaraz dowie się reszty. Zresztą, już dawno powinienem jej o tym powiedzieć, ale obawy nie pozwalały mi działać.

-Podjąłeś już decyzję? Nie możemy długo z tym zwlekać- spytała Victoria

-Jeszcze jej o tym... nie powiedziałem

-Tony?

Myśl, że miałem być operowany, znowu mnie osłabiła. Chciałem zasnąć. Czułem, jak serce zaczęło zwalniać. Pepper była bardziej zmartwiona, bo nie wiedziała, co miałem jej jeszcze do powiedzenia.

-Tony, nie zasypiaj. Patrz na mnie. Nie zamykaj oczu- lekko potrząsnęła mną lekarka

-Victorio, co się dzieje?- ruda wyglądała, jakby chciała krzyczeć, ale hamowała się

-Miał ci powiedzieć, że czeka go operacja

-Chciałem... ale przerwałaś... mi to- zaczęły zamykać się oczy, ale próbowałem mrugać, by do tego nie doszło

-Jaka operacja?- była znowu zmieszana, a ilość sekretów z minuty na minutę przybywało

Nie chciałem już nic mówić i zasnąć. Byłem zmęczony tym wszystkim, a serce dawało mi znaki, by odpocząć. Świat był zagrożony, a ja tylko leżę, czekając na zgon? To nieprawda. Będę działać nawet, jeśli to będzie nie wiele kosztować.
Ostatnie siły chciałem wykorzystać, by chwycić za komórkę i zadzwonić do Rhodey'go. Sprawa planety była najważniejsza.

-Pepper... podasz mi telefon? Muszę zadzwonić do Rhodey'go

-Nie jesteś w stanie z nim gadać- zabrała mi komórkę i schowała do swojej torebki

Nagle poczułem, że ktoś mi coś wstrzyknął i nie wiem, co miało to na celu, ale zrobiłem się odrobinę żywszy. To trwało krótko, bo ciało się zbuntowało i zasnąłem.  Śniłem, a raczej wspomniałem walkę, gdy  przez sabotaż Katrine byłem oskarżony o wielokrotne morderstwa.

-Jesteś winny! Nic cię nie usprawiedliwia!- wykrzyczał Fury

-Iron Man to morderca!- krzyknęła jakaś kobieta zrozpaczona z zdjęciem swego męża, który zginął przez Centuriona

-Chciałeś zabić swego najbliższego ci przyjaciela? Co się stało z Iron Manem?-  pojawił się obraz Katrine z chytrym uśmieszkiem

-Nie! To kłamstwa! To nie byłem ja! Zostałem w to wrobiony!- krzyczałem, chwytając za głowę, a cała sala zamieniła się w czarną nicość, w którą wpadłem

Gwałtownie się wybudziłem, aż kardiomonitor zaczął wariować. Odczepiłem się od niego i przestał piszczeć. Powoli zacząłem wstawać, gdy nikogo nie było w pobliżu. Musiałem dojść do zbrojowni, by nawiązać kontakt z Rhodey'm. No chyba, że udobrucham moją żonę i mi odda komórkę, którą skonfiskowała bez mojego pozwolenia.
Podpierałem się ścian i szedłem powoli przez korytarz. Jednak nie znałem zbytnio drogi do wyjścia, więc błądziłem, jak ślepiec po szpitalu. Musiałem, jak najszybciej stąd zniknąć, bo świat potrzebował ocalenia.
Gdy znalazłem drogę do wyjścia, znowu osłabłem i upadłem. Już nie potrafiłem wstać i znowu zamknąłem oczy. Nic mi się nie śniło. Tylko czarny obraz. Wszystko się zatrzymało.

Rozdział 88: Prawda nie jest niczym złym

2 | Skomentuj

**Bobbie**

Clint zabrał mnie do domu. Rana nadal mocno krwawiła, ale powinna się zagoić. Mam tylko nadzieję, że uniknę szpitala. Zawsze unikałam tego miejsca, jak tylko mogłam. Niestety Tony tak nie może. Myślałam nad sprawą z AIM. Zaatakowali po raz kolejny. Dwa razy, a jeszcze została wznowiona ochrona.
Skąd taka sugestia? A może dlatego, że przez okno widziałam na służbie z czterech agentów? Zwykle pracowali w parach. Jeszcze pamiętam, kiedy ja miałam taki patrol z Clintem. Przez zwykłe wspomnienia nie byłam w stanie walczyć. To jakaś tragedia.

-Zaatakowali znowu? Mówiłeś, że trzeba być gotowym

-No, bo trzeba. Chyba już mają, co potrzebują. SHIELD wzmocniła straże, ale to nic im nie da

-Przynajmniej chcą coś zrobić

-Ty nawet nie myśl o jakiejś akcji. Musisz dojść do siebie, by potem spróbować jakoś działać. Boli cię coś oprócz głowy i nogi?

-Nic. Zabierz mnie do domu

Położyłam się ponownie na tylnych siedzeniach, trzymając mokrą chusteczkę na głowie. Tylko to znalazł w samochodzie, który "pożyczył" i jeszcze nie oddał.
W domu znaleźliśmy się godzinę później przez korki i inne utrudnienia na drodze. Noga coraz bardziej bolała, a strach było pomyśleć, że mogła być złamana. Clint zabrał mnie do pokoju.

-Nie ruszaj się. Idę po apteczkę

-Bardzo śmieszne- czułam, że robi mi na złość, bo wiedział, że nie byłam w stanie wstać na nogach o własnych siłach

Clint był szybki i w kilka sekund pojawił się z zestawem pierwszej pomocy. Wziął nożyczki do ręki, rozciął nogawkę, by dojść do kolana. Rana była brzydka. Nie dość, że pełna krwi, to znalazły się w niej odłamki szkła. Rozpakował opakowanie ze strzykawkami. Co on chce zrobić?

-Nie bój się. To tylko morfina. Pomoże ci znieść ból. Naprawdę będzie bolało, jak diabli

-Zobaczymy- uśmiechnęłam się chytrze, a on wbił strzykawkę w kolano

Przegryzłam język między zębami. Próbowałam być silna i jakoś to wytrzymać. W porę powstrzymałam się od wulgaryzmów. Gdy coś boli, ludzie krzyczą, płaczą, a czasem też przeklinają, jak szewc potrafi.
Po zdezynfekowaniu rany na głowie, wyjął nicie chirurgiczne. Świetnie. Musi mnie zszywać. Koszmarnie.

-Nie ruszaj się, bo igła znajdzie się w oku- ostrzegł

-Przecież wiem o tym, Clint. Będziemy musieli coś zrobić

-Jakie "my"? Jak już, to ja. Tobie nie pozwolę się nadwyrężać, zwłaszcza przy podejrzeniu złamania- wbił igłę w czoło i znów przegryzałam język

-Poboli i przestanie. Dostałaś morfinę, więc jakoś przeżyjesz. Nadal nie wiem, jak ty spowodowałaś wypadek? To do ciebie nie podobne. Ty nigdy się jeszcze nie rozbiłaś

-Widocznie szczęście w końcu mija- uśmiechnęłam się z przymusu, gdy znowu wbił igłę

Ból był trudny do zniesienia, ale musiałam jeszcze wytrzymać. Najgorsze było, że nie mogłam mu powiedzieć, co było przyczyną wypadku. Wysłałby mnie do wariatkowa, gdy dowie się o tych duchach. Mam nadzieję, że szybko stanę na nogi, bo muszę coś robić. Nie mogę siedzieć bezczynnie w domu i nic nie robić. Byłam Mockingbird i muszę działać.


**Pepper**

Po skończonej rozmowie pojechałam do szpitala, gdzie pracowała Victoria. Gdy tam dotarłam, poszłam na OIOM, ale ani jej ani jego tam nie było. Co za ulga.
Później poszłam jeszcze dalej, gdzie znajduje się specjalna sala. Cyberchirurgia. I on tam leżał. Całkiem blady i wymęczony. Była z nim Roberta. Może dowiem się, co Tony próbuje przede mną ukryć? Już chciałam wejść do sali, ale uprzedziła mnie Victoria. Nie pozwoliła mi się z nim zobaczyć. Co było grane?

-Witaj, Pepper. Dobrze, że wróciłaś, bo Tony nie chce podjąć sam decyzji. Chce, żebyś zadecydowała z nim wspólnie

-Ale co się dzieje? W zbrojowni znalazłam ślady krwi. Jest ranny? Czemu tu jest, a nie ma go w domu? Przecież, to niemożliwe, żeby ktoś go skrzywdził. A może?- zaczęłam szybko mówić ze zdenerwowania

-Pepper, za dużo pytań. Po kolei. Po pierwsze: bez jego zgody nie mogę ci udzielić informacji, a po drugie: rana została opatrzona i już nie krwawi. Będzie dobrze, ale słyszałam, że czekają nas kłopoty. Ludzie się boją, widząc zaostrzony patrol SHIELD.

-No niestety. Czekają nas trudne chwile. Przeżyjemy to, jak z inwazją. Damy radę i się uda- czułam optymizm, ale zniknął, gdy spojrzałam na Tony'ego

Myślałam, by do niego wejść, ale lekarka nadal mi zabraniała. Co mam zrobić, żeby mnie wpuściła?

-Chyba mam prawo widzieć się z mężem

-No dobrze. Wejdziesz, ale nie denerwuj go. Naprawdę, nawet najmniejszy stres może mu zaszkodzić. Pogadajcie o czymś miłym, ale za nic w świecie, nie mów o tym, co się może stać z Ziemią

-Dobrze, Victorio. Nie będę go denerwować

Lekarka odsunęła się i weszłam do środka, Tony wyglądał, jakby spał. Jednak pomyliłam się. Na chwilę miał przymknięte powieki. Robił się senny. Chyba wybrałam zły moment na "pogawędki".

-Witaj znowu. Tęskniłeś?- cmoknęłam go w policzek

-Pepper... Co ty tak wcześnie?... Nie mieliśmy się spotkać jutro?- był zaskoczony i niezbyt się cieszył

-A nie cieszysz się? Myślałam, że tak będzie lepiej i Rhodey wraca do nas. To też fajna wiadomość- mówiłam tyle optymistycznych wieści, a on ani się nie uśmiechnął

-Wybacz, Pepper. Jestem... zmęczony. Przez badania tu leżę. Wiem, że chciałaś się o to spytać

Czytał mi w myślach, albo miał takie przeczucia. Faktycznie, był zmęczony i chciałam wyjść z sali, ale chwycił mnie za rękę. Coś jednak czuł.

-Zostań. Zostań ze mną- dalej nalegał

-Powinieneś odpoczywać. Niepotrzebnie przychodziłam- speszyłam się i trzymałam już klamkę, by wyjść

-Pepper, proszę. Zostań- dalej nalegał

-Zostanę, jeśli powiesz mi, co ukrywasz- postawiłam warunek

-Zgoda. Powiem wszystko, co chcesz wiedzieć. Jednak nie chcę widzieć, jak płaczesz

O co mu chodziło? Co mi chciał powiedzieć? Za dużo tej niewiedzy. Chcę tylko wiedzieć, co się z nim dzieje. Nie wierzę, że leży tu na badania. Nic z tego nie rozumiałam.

**Bobbie**

Gdy ranę miałam zszytą na głowie, krew już nie sączyła się tak bardzo, jak wtedy. Pozostała jeszcze sprawa nogi, która miała mi sprawiać najgorszy ból. Chwycił szczypce do ręki i zaczął wyciągać kawałki szkła.

-Au!- trzymałam się twardo łóżka, aż całe ciało stało się napięte

-To dopiero jeden kawałek. Zostało pięć- zaśmiał się pod nosem

-Przez ciebie tu wykituję!

-A wolałaś być w szpitalu?... Tak myślałem- kiwnął głową, widząc, że dalej zaprzeczam

Clint potrafi też zażartować, ale z mojego bólu. Nie wiem, co było w tym śmiesznego? Jednak nie chciałam narzekać. Dalej mu ufałam, a do szpitala nie zamierzałam trafić.
Zawroty głowy przestały mnie męczyć. Jedynie głowa pulsowała przez świeżą ranę. Nadal przegryzałam język, by nie przekląć w najgorszy sposób.

-Spokojnie, Bobbie. Już kończę- cmoknął mnie w policzek

-Nie mogłeś tak od razu?- znowu miałam do niego żal

-A czujesz się lepiej? Nie będziesz mi tu jęczeć?

-Niczego nie obiecuję, ale przy tobie czuję się dobrze- tym razem, to ja uśmiechnęłam się, odwzajemniając gest

Myślałam, co czeka naszą planetę. W końcu nie wzmocniliby straży w każdym sektorze, gdyby nic się nie szykowało. Może Clint coś wie?
Odważyłam się zapytać, gdy skończył się nade mną znęcać, a opatrunek był tam, gdzie trzeba.

-Co się dzieje z SHIELD? Na co tak się szykują? Android coś narozrabiał?

-Głównie całe AIM razem z nim. Zdobyli ostatni element i mogą zniszczyć Ziemię. Nie mówiłem ci już o tym?

-Mówiłeś tylko o Mallenie. No to, co jest grane?

-Szykuje się koniec świata

-Wszystko przez Mallena, czy kogoś jeszcze?

-AIM też jest w to wplątane

Pszczelarze chcą zniszczyć świat. Od kiedy szaleni naukowcy zmieniają swoje plany i zamiast zajmować się swoimi badaniami i włamaniami do magazynów biotechnologicznych, mają inny cel? Może Android coś zaplanował i oni się na to zgodzili?

-Od kiedy oni mają taki cel?

-Odkąd śmierć Katrine zmieniła Androida do powrotu dla AIM- stwierdził Clint, sprawdzając delikatnie nogę

-Zostaw!- odsunęłam gwałtownie jego dłonie, by nie sprawiał mi już bólu

Położyłam się sztywno, a głowa przestawała boleć. Clint pogłaskał mnie po włosach, że poczułam się spokojniejsza, ale koszmary mogły spowodować, że będę niezdolna do walki. To nie dawało mi spać.

-To powiesz mi w końcu, jak to się stało? Jesteś niespokojna

-Chcesz wiedzieć? Dobra. Uznasz mnie za szaloną, ale widziałam duchy dawnych osób- wyznałam prawdę, a on o dziwo nie patrzył na mnie, jak na opętaną

---**---

Dobra. Na dziś tyle. Jest jedna sprawa. Ci, co czytali na Wattpadzie, ty były rozdziały, ale bez poprawek, więc na blogu jest czytelniejsze. Powoli zmierzamy do końca opo. Jeszcze 12. Jednak liczyłabym, żeby ktoś ocenił jakiś rozdział, czy się podoba, czy nie. Mały komentarz wystarczy :)

Rozdział 87: Gotowi do końca świata

0 | Skomentuj

**Pepper**

Brałam udział w kolejnej akcji, a Tony ciągle próbował się ze mną połączyć. Nie moja wina, że AIM z jakimś robotem znowu atakują, ale tym razem Fury kazał zająć się bałaganem wraz ze wszystkimi jednostkami.
Jako Rescue próbowałam bronić ostatniego elementu broni. Wszyscy agenci walczyli na helikarierze, ale szybko padli. Pszczelarze byli o wiele bardziej silniejsi, niż kiedykolwiek.

-Zajmij się sektorem Alpha! Jeśli oni się tam dostaną, to będzie koniec świata!

-Broń jądrowa?

-Coś o wiele gorszego- odparła z niepokojem, strzelając

Tony dalej nabijał się na linię, ale nie mogłam z nim rozmawiać. Jeszcze, by się wmieszał w kłopoty. Strzeliłam repulsorami w agentów AIM, którzy zmierzali do zabezpieczonego sektora. Próbowałam ich powstrzymywać za wszelką cenę.
Nagle oberwałam jakiś działem. Android wiedział, jak mnie unieszkodliwić.

<< Wyłączono wszystkie systemy>>

-Dla twojego dobra, nie mieszaj się w to, jeśli jeszcze chcesz pożyć

-A właśnie, że będę się mieszać. Nie pozwolę wam zniszczyć świata!

-Masz nieaktywną zbroję. Co chcesz zrobić?- dotknął mnie lekko palcem w hełm, aż opadłam bezwładnie

<< Trwa restart zbroi. Pozostała minuta koma trzy minuty>>

-Dobre i to

Gdy odczekałam czas, strzeliłam w niego z unibeamu. Wparowałam szybko sektora, skąd został wykradziony ostatni element. Znowu spóźniona.

-Żegnaj, Rescue. Jeszcze się spotkamy- odleciał wraz ze skrzynią, a agenci weszli do szybowca

Fury wyglądał na wściekłego. Okazało się, że ostatni element, jaki wykradli, to był celownik największych możliwości. Mógł zabić wiele celów na raz. Co oni chcieli z tym zrobić? Generał już wiedział, co oni zaplanowali.

-Skradli wszystkie części i chcą zniszczyć Ziemię! Trzeba ich powstrzymać. Rescue, czy wasze zbroje mogą być w kosmosie?

-Pewnie tak- wtedy, to ja zadzwoniłam do Tony'ego

Czekałam, aż odbierze i nie musiałam długo czekać. Chyba bardzo się stęsknił. Ja w sumie też, ale nie bardzo o tym myślę, gdy trzeba walczyć.

-No nareszcie, Pepper. Co się z tobą dzieje?

-Przepraszam, że nie odebrałam, ale byłam zajęta. Fury się pyta, czy zbroje mogą polecieć w kosmos? Mamy duży problem

-W sumie, to tylko War Machine, jak na razie, a nasze potrzebują usprawnień. Zajmę się tym

-No dobrze. I naprawdę mi wybacz za to. Nie chciałam, żebyś się zadręczał. a teraz zagrożony jest cały świat

-Wiem o tym, Pep. Poradzimy coś na to, a poza tym chciałem z tobą o czymś porozmawiać, ale nie przez telefon. Spotkajmy się jutro

Zgodziłam się na to. Jednak zaczęłam myśleć, co może być tematem naszej tajemniczej rozmowy. Martwię się.

**Bobbie**

Od razu pożałowałam, że wstałam. Zakręciło mi się w głowie i upadłam. Z kieszeni wypadł telefon, który miał stłuczony ekran. Na szczęście nadawał się do użytku. Kierowca wyszedł bez szwanku. Chciał dzwonić po pomoc, ale ja jej nie chciałam.

-Nie... dzwoń nigdzie!- dałam mu pieniądze, żeby go przekupić

-Jesteś ranna. Potrzebujesz pomocy- odrzucił łapówkę

-Nie potrzebuję. Dam radę- znowu usiłowałam wstać, ale oparłam się, by tylko usiąść na poboczu

-Jak uważasz

-Weź to- podałam mu banknoty, a on nic już nie powiedział i wsiadł za kierownicę

Odjechał. Myślałam, że wszyscy potrzebują kasy, a tu się okazuje, że są wyjątki. Zadzwoniłam do Clinta. Tylko na jego wsparcie chciałam liczyć. Znałam jedną, zaufaną lekarkę, bo opatrywała Tony'ego po walce z Whiplashem. Zna jego sekret, a SHIELD ciągle go obserwuje. Ja wolałam ufać własnemu mężowi.

-Bobbie, jesteś tam?- odezwał się z telefonu

-Tak, jestem... Nareszcie- zakaszlnęłam, plując krwią przez rozciętą wargę

-Co się dzieje? Mówisz, jakbyś zderzyła się z tankowcem

-Z zwykłym autem. Proszę cię, żadnych lekarzy. Rozumiesz?

-Ktoś musi to opatrzyć. Ja się na tym nie znam

-Nie!- stanowczo zaprzeczyłam, a telefon po prostu stracił zasięg

Jakoś mnie znajdzie. Nie czułam się, aż tak źle, by mnie musiał opatrywać lekarz. Przeżywałam już gorsze rzeczy. Raczej nie będzie złamania. Ufam Clintowi i wiem, że mi pomoże. Najgorsza z ran była na głowie. Jednak nie miałam objawów wstrząśnienia mózgu, co było naprawdę pokrzepiające. Jedynie tylko z głowy dalej sączyła się krew i z czoła również.
Minęło pół godziny i dopiero wtedy zjawił się mój mąż. Nie przyjechał motorem, tylko autem? Od kiedy on... Aha."Pożyczył".

-Zgłupiałeś? Kraść?! - krzyknęłam na niego

-Ja bym wolał to nazywać inaczej, ale nie mówmy o tym. Lepiej, żeby lekarz zobaczył rany, bo nie wygląda za dobrze. Możesz mieć wstrząśnienie mózgu- spojrzał na nie, przewidując najgorsze

-Nic mi nie jest. Oprócz tego, że nie dam rady sama wstać

-Chyba złamałaś nogę

Lekko dotknął kolana i już syknęłam z bólu.

-Nadal uważasz, że wszystko gra? Bobbie, ja muszę cię zabrać do szpitala

Wciąż się na to nie zgadzałam. Chwycił mnie ostrożnie, zanosząc do samochodu. Wciąż błagałam, by tego nie robił.

-No dobra. Uparta jesteś. Zabiorę cię do domu, ale w razie czego, gdyby coś się działo, jedziemy do szpitala. Bez dyskusji!- uparł się, stawiając jeden warunek

-Niech ci będzie, Clint. Mówię ci, że nic mi nie jest

-To się okaże. Według mnie, masz złamanie. Jeszcze nie wiem, jakie, ale zobaczę w domu

-Dobra- zapięłam pasy i leżałam oparta o okno


**Pepper**

Tony mówił jakoś dziwne, bo miał jakąś sprawę i to nie na telefon. Muszę porozmawiać z Hill, by mi pozwoliła na jeden dzień spotkać się z nim. A co z Rhodey'm? Przez dłuższą chwilę, milczał.

-Nad czym tak myślisz?- przerwałam niezręczną ciszę

-Nad niczym. To spotkamy się jutro?- poprosił, ale już słabym głosem

-Porozmawiam z agentką Hill. Myślę, że się zgodzi. Jednak AIM chce zbudować broń na skalę masową. Zbroje przydadzą się w kosmos

-Dobrze... To do zobaczenia

Pożegnałam się z nim. Coś się we mnie obudziło. Mówił tak cicho i to mnie martwiło. Mam nadzieję, że nie przesada ze zbrojownią. Zrobię mu niespodziankę i przyjadę do niego jeszcze dziś. Na pewno będzie zadowolony. Jednak najpierw musiałam poprosić o zgodę.

-Agentko Hill. Czy mogłabym wrócić do domu?

-Tym razem, to się zgadzam. Chodzi ci o zbroję?

-I nie tylko. To też jakieś osobiste sprawy

-Rozumiem, ale później musisz wrócić. Powiedz Tony'emu, jakie części skradli i może wymyśli, jak ocalić Ziemię

-W końcu jest geniuszem. Na coś na pewno wpadnie- uśmiechnęłam się lekko, lecz zmartwienie nadal siedziało we mnie, mieszając pozytywne myśli w wielką sieć

Poleciałam Rescue do domu. Niestety dom był zamknięty, ale miałam przy sobie klucze. Gdy otworzyłam drzwi, większość rzeczy stała nie na miejscu. Włamanie? A gdzie Tony?
Musiałam zadzwonić do niego. Tym razem nie odbierał.

-No co się dzieje?- próbowałam się połączyć z mężem, ale on dalej nie odbierał

Nagle zadzwonił ktoś inny. To był Rhodey. Też zaniepokojony. Mówił, że wraca do nas.

-Rhodey, co się stało? Czemu tak szybko wracasz?!- krzyczałam, bo przerażenie przejęło nade mną kontrolę

-Zniszczyli bazę. AIM zaatakowało i wzięli jakąś skrzynię z bronią

-Czyli u ciebie też? To wyobraź sobie, że najpierw Mallen atakuje, a potem oni zjawili się na helikarierze. A jeszcze dom wygląda, jak po włamaniu!

-Uspokój się, Pepper. Gdzie Tony?

-Nie wiem. Nie ma go tu!- krzyczałam coraz głośniej, aż z oczu wypłynęły łzy

Przez chwilę serce się zatrzymało. To strach. Czułam, że coś się dzieje z Tony'm i natychmiast wybiegłam do zbrojowni. Rozłączyłam się nie chwilę z przyjacielem.
Kiedy dotarłam na miejsce, narzędzia były porozrzucane, a na podłodze krew. Czy to jego? Tylko bez takich. Nic mu nie będzie. Tylko spokojnie. Ponownie zadzwoniłam do Rhodey'go.

-Uspokoiłaś się, czy znowu będziesz się drzeć?- spytał, zwracając mi uwagę

-Jestem w zbrojowni. Tu go też nie ma! Nie rozmawiałeś z nim ostatnio?

-W Akademii przy ataku AIM chyba był ranny. Może jest w szpitalu? Naprawdę nie wiem, co się z nim dzieje. Porozmawiaj z Victorią, jak ją znajdziesz w szpitalu. Może coś będzie wiedziała?- doradził mi Rhodey, dając kolejne powody do strachu

Rozdział 86: Wewnątrz wspomnień

0 | Skomentuj


Nieco uspokoiła swoje emocje, ale ta myśl mi nie dawała spokoju. Jak on mógł mnie śledzić? Ktoś mu kazał? Mam prawo znać prawdę bez żadnych przekrętów.

-Z czyjego rozkazu mnie śledziłeś?- spytałam poważnie

-Od nikogo! Przysięgam!

-To po co to zrobiłeś? Wiesz, że nie zalicza się do normalnych zachowań?

-I mówi to osoba, która trzyma pod poduszką stertę noży

-Każdy ma jakieś urazy. Nie zmieniaj tematu. Powiedz mi, tylko czemu?

Clint wyglądał na zmieszanego. Nie potrafił ułożyć odpowiedzi w logiczną całość. Ciekawiła mnie jego obrona. Co ma mi do powiedzenia?

-No dobra. Chcesz wiedzieć? Śledziłem cię, bo zachowywałaś się dziwnie. Poleciałaś na Arktykę, gdzie Iron Man walczył z Whiplashem. I ty tylko byłaś w ukryciu i obserwowałaś. Może ty miałaś śledzić z czyjegoś rozkazu?

-Nie odwracaj kota ogonem. Pepper mnie o to poprosiła, więc wywiązałam się z tego. Czyli mam rozumieć, że się martwiłeś, czy raczej uznałeś mnie za zagrożenie?

-Barbaro, przesadziłaś. Ja nigdy tak o tobie nie myślałem. To z troski o ciebie, a teraz wpakowałaś się w niezłe bagno i musisz przyjąć moją pomoc- próbował mnie uspokoić, ale to bardziej wyprowadziło z równowagi

-Pomoc? Przecież dawałam sobie radę, jak ciebie nie było! Kiedy ja rozpaczałam i miałam koszmary, gdzie byłeś?! Gdzie byłeś, kiedy cię potrzebowałam?!- krzyknęłam, aż z oczu wypłynęły łzy

Wszystkie wspomnienia wróciły z Manhattanem, Arktyką i ostatnią walką przeciw Katrine. Tego było za wiele w mojej głowie, a jakoś musiałam nosić to w sobie ten ciężar. Sama. Po inwazji próbowałam dojść do siebie, ale to wydarzenie na trwale wdrążyło się w moją psychikę.
Bezradnie padłam na łóżko, płacząc po cichu. Jednak w końcu okazał odrobinę czułości i przytulił się do mnie.

-Zawsze byłaś silna, odkąd cię poznałem. Pamiętasz, jak byliśmy w tym samym oddziale SHIELD?

-Tak, pamiętam. To były inne czasy- otarłam policzki i przetarłam oczy

-To były czasy, kiedy się poznaliśmy. Pamiętasz naszą pierwszą misję w Monako?

-Dokładnie. Było bombowo. Cały hotel wyleciał w powietrze. Hydra wiedziała, jak zniknąć "bez hałasu"- uśmiechnęłam się, aż w końcu musiałam wybuchnąć śmiechem

Odwróciłam się w stronę Clinta i usiadłam na łóżku. Po raz kolejny poczułam, że mogę też śmiać się z przeszłości, a nie tylko nad nią ubolewać. Zawsze mi poprawiał humor i cieszę się, że znowu możemy być razem.
Była już trzecia nad ranem, a my wymienialiśmy najśmieszniejsze akcje, gdy byliśmy w SHIELD. Wyskakiwanie z łodzi po zegarek, czy używanie patelni jako ogłuszacza. W końcu, zasnęłam w jego objęciach, kładąc głowę na jego ramieniu. Było mi tak wygodnie przy nim i mogłam tak całą wieczność.

-Dziękuję, że mi przypomniałeś o tym, że przeszłość nie była, aż tak zła

-To było wiadome. Bobbie. Jest dobrze i źle



Nadal leżałem w szpitalu. Czułem się o wiele lepiej, a serce działało, jak należy. Victoria przeglądała dziennik z Robertą? Czyli ona zna prawdę? To chyba nadszedł czas, by Pepper i Rhodey też ją poznali.
Zawołałem lekarkę, bo musiałem z nią wynegocjować wyjście ze szpitala. To za ile dni będę mógł wrócić do domu?

-Victorio, kiedy mogę wrócić do domu? Już czuję się dobrze

-Właśnie widzę. No zgoda. To jutro cię wypuszczę, bo muszę jeszcze poobserwować. Czytałam twoje zapiski. Miałeś zawroty głowy i problemy z widzeniem. Te objawy nie zaliczają się do serca, tylko do twojej rany na brzuchu. Zostawiłeś ją otwartą pod opatrunkiem, ale już ją zaszyłam

-Czyli nie jestem blisko śmierci? A Roberta o tym wie?

-Tak. Właściwe, to z nią o tym rozmawiałam, żeby ci pomogła z tym. Nie możesz dźwigać takiego ciężaru zupełnie sam, Tony. Ktoś musi ci pomóc

-Ale co będzie dalej?

Obie przez chwilę zamilkły, gdy do sali wszedł jakiś mężczyzna w zielonym fartuchu. Nie bardzo go pamiętałem, ale kiedyś chyba pomógł Victorii. Jeśli się nie mylę, to był dyrektorem szpitala. No tak. Ma nawet napisane na plakietce. Żadne odkrycie.

-Tony, przedstawiam ci jednego z najlepszych chirurgów i nasz dyrektor, czyli David Kurt. Pomoże ci dojść do zdrowia, ale posłuchaj, co ma ci do powiedzenia

-No więc, jak już mnie przedstawiła dr Bernes, jestem chirurgiem, ale na pewno nie z tych najlepszych

-Skromny, jak zawsze- uśmiechnęła się Victoria

-Słyszałem o twojej sytuacji i naprawdę mi przykro, że straciłeś i ojca i matkę. Na pewno, to był dla ciebie wielki cios, a w dodatku na domiar złego, przez wypadek masz nieodwracalnie uszkodzone serce, które podtrzymuje implant. Pomyślałem, by to zamienić na reaktor łukowy

-Reaktor łukowy? A jak to działa?

Chirurg wyjaśnił, że to działa na tej samej zasadzie, co implant, czyli ma pobudzać serce do działania, ale ładowanie było zależne od wysiłku i przemęczenia. Czyli mogłoby naprawdę zmienić mi życie. Wystarczy jedno słowo, a wszystko się zmieni.

-Zgadzasz się?- spytał chirurg

-Muszę jeszcze nad tym pomyśleć. Ile mam czasu?

-Niewiele. Przejrzałem twoje wyniki i niestety zostało ci mało czasu na myślenie. Pomyśl o tym teraz

-Zgodziłbym się, ale muszę uzgodnić z moją żoną. Musi wiedzieć, na co się piszę

-Rozumiem. Dziś zostaniesz na obserwacji, a jutro zobaczymy, jak to będzie wyglądać. Przyniosę ci schemat reaktora, żebyś mógł się niemu bliżej przyjrzeć i sam ocenisz, czy będzie dobrym zastępcą implantu

-Dobrze- chwyciłem za telefon i wybrałem numer do Pepper

Była cisza w słuchawce. Może śpi? Nie wiem, co może się z nią dziać, a najgorsze było to, że cała nasza trójka była rozproszona po miastach. Próbowałem po raz kolejny się do niej dodzwonić, ale był brak sygnału. Miałem złe przeczucia.

-Coś jest nie tak. Nie odbiera!

-Uspokój się. Nic jej nie jest. Jestem tego pewna- próbowała coś zrobić Roberta, ale sama myśl, że ktoś zaatakował moją rudą, nie dawała mi spokoju




Obudziłam się wczesnym porankiem, a promienie słońca przebijały się przez okno, oświetlając cały pokój. Clint nadal spał, jak małe dziecko. Nie miałam serca go budzić. Postanowiłam bezszelestnie udać się do łazienki, by wziąć kąpiel.
Weszłam pod gorącą wodę, namydlając każdy skrawek ciała. Na chwilę podniosłam głowę do góry i zamknęłam oczy. Obrazy z Manhattanu wróciły i dźgały moją duszę na części potłuczonego szkła. Dalej ten obraz, jak Clint rzuca mi się, jak obrońca. W ostatniej chwili przypomina, że mnie kocha. Dobrze, że wrócił i żyje, ale koszmar tamtego dnia będzie jeszcze wracać. Po policzkach spłynęły łzy.
Spłukałam całą pianę i wytarłam się ręcznikiem. Spojrzałam w lustro, a tam odbicie wybuchu bomby na Arktyce i wokół niej martwi agenci.

-Dość! Dość!- chwyciłam się za głowę, próbując zmienić tok myślenia

Poczułam, jak ktoś wbija mi ostrze w brzuch i wszystkie odłamki przemieszczają się po całym ciele. Nikogo nie było obok mnie. Chciałam się otrząsnąć z niemiłych wspomnień. Za mną stał Clint.

-Obudziłam cię?

-Krzyczałaś. Co się stało?- chciał mnie objąć w pasie, a ja go odtrąciłam, dalej czując te odłamki

-Muszę się przewietrzyć

-Bobbie, co się dzieje? Mogę ci pomóc?

-Niektóre problemy trzeba rozwiązywać solo- chwyciłam za kurtkę i cały strój uzbroiłam w broń

Gdy byłam uzbrojona w "zabawki", wyszłam z domu i pojechałam motorem przez miasto. Chciałam zapomnieć o tym bólu. Zapomnieć.
 Jadąc przez ulicę zaczęłam widzieć duchy postaci. Najpierw był Whitehall.

-Odkrycia wymagają eksperymentów- trzymał martwą Whitney, a później pozostawił bombę

-Padnij!- krzyknęłam, a cała baza stanęła w płomieniach

Próbowałam nie skupiać się na tym i jechać dalej. Kolejna postać, która wyszła mi naprzeciw, to Katrine. Trzymała w rękach zakutą Pepper. W tle pojawił się Virgil.

-Gdzie byłaś, kiedy ona cię potrzebowała?! Gdzie ty byłaś?! Miałaś ją chronić!

Gwałtownie zahamowałam, zatrzymując się na poboczu. To były tylko duchy i nic nie mogły mi zrobić. Wzięłam głęboki wdech i uspokoiłam się. Ponownie uruchomiłam motor. Przez chwilę nie było żadnych postaci, aż nagle przy przyspieszeniu na linii prostej wyskoczył duch dziewczynki.

-Dlaczego mi odebrałaś tatusia? Dlaczego?!- krzyczała, płacząc

-Ciebie tu nie ma- wrzuciłam większe obroty silnika, że na liczniku wskazywało ponad 80 km/h

To była córka jednego z agentów Hydry. Misja niedaleko Bahrajnu. Musiałam wtedy podjąć trudną decyzję i zabiłam go. Był pod wpływem eksperymentalnego serum podobnego do Ekstremis.

-Dlaczego go zabiłaś? Dlaczego?!

-Nie miałam wyjścia!- krzyknęłam do ducha

Nagle uderzyłam w małe auto, wyjeżdżające z prawej strony. Gwałtownie uderzyłam w zderzak, przewracając się nad nim na drugą stronę. Leżałam na plecach, a z głowy sączyła się krew. Kręgosłup odczuwałam w kawałkach. Poczułam ból na całym ciele.
Wsparłam się ręką i powoli wstawałam. Unikałam szpitali, jak tylko mogłam, a stłuczenia mogę wyleczyć w łóżku.

Rozdział 85: Dawno, dawno temu...

0 | Skomentuj

Lekarz wpatrywał się na to "coś", co miałem na klatce piersiowej. Wyglądał bardziej na naukowca, niż na jakiegoś medyka. Może przez te okulary? Sam nie wiem.

-Widzę, że implant spełnia swoje zadanie

-Co?!

- Twoje serce jest uszkodzone i to, co masz na klatce piersiowej, pobudza je do pracy. Naprawdę, to cud, że przeżyłeś

-A co się dzieje z tatą? Gdzie on jest?!- nadal byłem zdenerwowany, aż usłyszałem, jak jakaś maszyna piszczy

-Musisz się uspokoić

Dalej krzyczałem i nerwowo rozglądałem się, szukając ojca. Wszyscy kazali mi się uspokoić, a ja nie mogłem. Nie mogłem, dopóki się nie dowiem, co z tatą.

-Gdzie on jest?! Rhodey!

-Tony, tak mi przykro, ale nie ma go

-Co?!-krzyknąłem, a po policzkach spłynęły łzy

Gwałtownie obudziłem się ze snu, a raczej koszmaru. Nie potrafiłem złapać tchu. Serce biło, jak szalone przez chwilę, aż zaczęło zwalniać. Próbowałem wstać z kanapy, ale upadłem na ziemię. W ostatniej chwili pomyślałem, by zadzwonić do Victorii. Spytać się, co robić. Dalej się dusiłem, ale chciałem oddychać w spokoju. Niestety wspomnienia to zburzyły.

-Victorio...

-Tony, co się dzieje?

-Duszę... się. Co mam... zrobić?

-Uspokój się. Zaraz tam będę

Próbowałem się opanować, ale bezskutecznie. Dodatkowo padła bateria w komórce i nie mogłem z niej korzystać. Czołgałem się po zbrojowni, by dojść do zbroi. To było trudne. Brakowało mi sił na wszystko. Na ukrywanie prawdy, walkę i życie. Czy tak mam skończyć? Przez głupi koszmar, który przypomniał mi o najgorszym dniu życia?
Próbowałem ostatkami sił, chociaż wcisnąć przycisk, by otworzyć komorę ze zbroją. Niespodziewanie pojawiła się Roberta. Skąd ona wiedziała?

-Tony, zbroja ci nie pomoże. Masz przybornik?

-Nie

-Lekarka zaraz będzie. Co się z tobą stało?

-Koszmar

Kobieta chwyciła mnie w swe objęcia i położyła na kanapie. Po kilku sekundach zjawiła się Victoria. Również pytała o to samo. Serce dalej zwalniało.

-Masz przybornik?

-Nie- wciąż się dusiłem i jedynie mówiłem jedno słowo

-Będzie potrzebny. Na razie masz tu maskę tlenową. To ci ułatwi oddychanie. Zaraz przyjdę, tylko pojadę po przybornik

-Dobrze



Jechałam najszybciej, jak się da, by uratować Tony'ego. Wiem, co się z nim działo. Naprawdę wyglądało to kiepsko. Przybornik może przywrócić pracę serca, jak należy. Jeśli będzie konieczne, tej samej nocy będę go operować.
Niestety jego dom był daleko od zbrojowni i zajazd zajął mi prawie godzinę. Miałam klucze i otworzyłam mieszkanie. Przeszukiwałam każde pomieszczenie w pośpiechu, szukając przybornika. Sprawdziłam w łazience, kuchni, na korytarzu i nic. Dopiero w sypialni znalazłam poszukiwaną rzecz.

-Trzymaj się, Tony- chwyciłam za to

Wrzuciłam pedał gazu i pojechałam do zbrojowni. Mijałam wszelkie auta prawie przez ostre wyprzedzanie, ale nie mogłam trzymać się przepisów w takiej sytuacji. Ludzkie życie było zagrożone.
Nagle zadzwoniła Roberta. Włączyłam ją na głośnik, przyczepiając telefon blisko kontrolki.

-No mów. Co jest? Poprawiło mu się?

-I tak i nie. Tony jest nieprzytomny. Sprawdziłam odczyty z bransoletki i jego serce zatrzymuje się

-Cholera!- przeklęłam, wciskając bardziej pedał gazu

-Co mam zrobić?

-Poszukaj w apteczce, czy nie ma jakiejś adrenaliny lub czegoś innego. Tylko w żadnym wypadku nie używaj defibrylatora!- wyjaśniłam jej, skręcając na kolejnej uliczce

Minęłam ostatnie skrzyżowanie z wielkim rozpędem. Dojechałam do celu w kwadrans. Nie ma to, jak szybka jazda w nocy. Wzięłam przybornik i wbiegłam do fabryki.

-Znalazłaś coś?

-Nie ma nic. Rhodey musiał zużyć ostatnie zapasy

-Już jestem- rozłączyłam się i podbiegłam do nich, wyciągając strzykawkę z mocnym środkiem, który miał pomóc przy pobudzeniu serca do działania

Wbiłam mu to prosto w serce. To działało podobnie do adrenaliny, ale była silniejsza. Tony nadal był nieprzytomny, a jego serce nie biło prawidłowo. Jednak wciąż chciało się zatrzymać, a strzykawka, tylko spowolniła proces.

-Trzeba go zabrać do szpitala. Owszem, wzięłam sporo urządzeń, ale to nie to samo. Nie ma innego wyboru

-Nie rozumiem. Czemu przez jakiś sen go tak pobudziło nerwowo?

-To musiał być mocny sen. Możliwe, ze na nowo przeżywa stare wspomnienie. Gdzie jest Pepper i Rhodey?

-Oboje poza zasięgiem. Pepper w Jersey, a Rhodey za miastem w Akademii Wojskowej. Nadal się nie odezwał

-Skontaktujemy się z nimi później, ale najpierw trzeba się nim zająć

Wzięłam go na ręce, a Roberta zabrała walizkę wraz z przybornikiem, który nadal był przydatny. Będę musiała poprosić dyrektora o konsultację i sprawdzić jego dziennik. Na szczęście znalazłam go przy nim.
Do szpitala trafiliśmy w kwadrans. Na zegarku była druga po północy. Zabrałam Tony'ego na oddział specjalnej diagnostyki, czyli na cyberchirurgię. Podłączyłam do różnych urządzeń i zaczęłam przeglądać dziennik.

-Odczyty się pogorszyły. I nic nikomu nie mówił?

-Tony nie chce nigdy nikogo martwić. Uważa, że sam potrafi zająć się sobą

-Tak się zajął, że rany nie zszył



W głowie znowu pojawił się obraz poprzedniego koszmaru. Nie potrafiłem uwierzyć, że mój ojciec odszedł na zawsze. Lekarz próbował mnie uspokoić, a z nerwów zakuło w sercu, które podtrzymywała jakaś technologia.
Dostałem coś na uspokojenie i zasnąłem, a maszyna przestała hałasować niepotrzebnie. Skupiłem się na biciu swego serca. Biło tak słabo, ale małe światełko w klatce piersiowej musiało mi dawać nowe życie.

-Razem przez to przejdziemy. Wszystko się ułoży- odezwał się Rhodey, który dalej trzymał mnie za rękę

-Rhodey- znowu otworzyłem oczy, a jego twarz najczęściej pamiętałem, bo był moim bohaterem

-Według opisu prawnego w dokumencie twojego ojca, państwo Rhodes to twoi prawni opiekunowie w razie jego śmierci- powiedział lekarz

-Widzisz? Nie jest tak źle. Teraz będziesz musiał się użerać razem ze mną z moją mamą- uśmiechnął się, a ona na niego popatrzyła groźnym wzrokiem

Z jednej strony, to była ulga, że zamieszkałem ze znanymi mi ludźmi. W końcu, to rodzina mojego przyjaciela. Matka-prawniczka, a ojciec- pilot wojskowy. Kiedyś mi opowiadał, że chciałby też być w wojsku, ale jako generał, by mieć wpływ na wojny i pokoje.

-Faktycznie. Nie jest źle- poczułem, że zrodziła się nadzieja na "lepsze jutro"

-Będzie dobrze, Tony. Roberta odpowiednio zajmie się tobą- uśmiechnął się Yinsen

-Kiedy mogę wyjść?

-Za pół roku

-Pół roku?

Lekarz przyznał się, że żartował. Miałem zostać na dwa miesiące w szpitalu, by ustabilizował się mój stan. Ciągle tęskniłem za ojcem, ale cieszyłem się, że nie byłem z tym sam.
Ponownie wybudziłem się ze snu, ale otaczało mnie to samo pomieszczenie. Ta sama sala z Robertą, ale zamiast Ho była Victoria, a Rhodey dalej na szkoleniu. Byłem w szoku, że obudziłem się w szpitalu, a nie w zbrojowni.

-Roberto, co się stało?

-Nieźle mnie wystraszyłeś. Więcej mi tak nie rób

-Ja...- przerwałem, bo znowu słabłem

-Dr Bernes, coś się dzieje z Tony'm

Byłem przytomny, ale czułem się, jak niedoszły nieboszczyk. Oczy znowu chciały się zamknąć, ale próbowałem być silny. Lekarka spojrzała na wykres funkcji życiowych. Spadał do zera, a implant również słabł.

-Tony, tylko mi nie zasypiaj- wzięła coś do ręki z przybornika i to była jakaś strzykawka

-Nie cierpię... strzykawek

-A kto lubi? Zaraz poczujesz się lepiej- wbiła mi ją do ręki

Zasnąłem ze zmęczenia. Jednak śniły mi się pewne wspomnienia. Pepper rzuca w Rhodey'go narzędziami, a on robił to samo. Potem widziałem, jak lecę przez miasto z rudą, a ona odgadła, że byłem Iron Manem. Takich chwil nie zamiotę pod dywan. Będą wiecznie trwać, bo one dawały mi iskrę życia. Co będzie miał człowiek, że cały świat zdobędzie, a życie zmarnuje? Pustkę.

Rozdział 84: Oczy strachu

0 | Skomentuj

**Victoria**

Tony wciąż nie odbierał telefonu. Wiem, że było już po północy i normalni ludzie dawno śpią, ale musiałam mu przekazać coś pilnego. To nie mogło czekać. Musiałam być ciągle dostępna w razie, gdyby coś się stało. Jego stanu nie mogłam lekceważyć.
 Siedziałam w gabinecie, popijając kawę. Do drzwi zapukał dyrektor szpitala. No tak. Zapomniałam, że chciałam z nim porozmawiać.

-Dobrze, że jesteś. Mam sprawę, jeśli można

-Już ci mówiłem, że ci pomogę. No to, co masz za problem? Zgaduję, że chodzi o jego implant?

-Nie inaczej. Przeze mnie, Tony umrze. Mogłam nie używać defibrylatora i wziąć od razu na operację. Może wtedy nie musiałby tak cierpieć?- wciąż miałam poczucie winy za mój błąd

-Zamiast dalej się nad sobą użalać, pomyśl, jak go uratować

-Nie wiem. Nie potrafię- byłam załamana i spuściłam głowę w dół

Dyrektor wyszedł naprzeciw biurka, chwytając mnie za ramię pokrzepiająco. Trochę to pomogło i ustawiłam się do porządku.

-Victorio, jesteś jego jedyną nadzieją. Nie możesz się poddać

- To pomóż mi

-Zastosuj reaktor łukowy. Nie trzeba go często ładować, bo to zależy od jego wysiłku i przemęczenia

-Już kiedyś chciałam to zrobić, ale mogło zabić i dałam mu inny implant. Po prostu zmieniłam

-Implant go zabija i każda jego zmiana, czy modyfikacja, pogarsza sprawę. Jego celem było pobudzać serce do działania, a teraz i tego nie robi. Pomyśl nad tym

On miał rację. Dyrektor nigdy się nie mylił. Może teraz reaktor został jedynym rozwiązaniem na ocalenie Tony'ego przed śmiercią? Nie byłam zbytnio przekonana do tego pomysłu, ale trzeba było spróbować.

-Pomyślę nad tym. Najpierw zobaczę, jakie zanotował odczyty w ostatnich dniach. Od tego zależy stopień późniejszego ryzyka przy wymianie implantu na reaktor łukowy. Dziękuję

-Podziękujesz, jak będziesz pewna, że się udało. No to na mnie już pora. Muszę przygotować się do operacji, więc muszę uciekać. Później się zobaczymy i zobacz się z nim

-Dobrze

Wzięłam się w garść i zapakowałam do małej walizki potrzebny sprzęt, który pomoże w każdym wypadku. Zamknęłam gabinet, poszłam na parking i pojechałam w stronę domu Tony'ego. Jednak zmieniłam trasę, gdy pomyślałam, że może przybywać gdzieś indziej. Skierowałam się do Roberty. Po niecałej godzinie, dotarłam na miejsce. Kobieta otworzyła mi drzwi. Chyba musiałabym jej powiedzieć o wszystkim. On sam nie da rady.

-Witaj, Roberto. Nie ma tu może Tony'ego? Przypuszczam, że u siebie w domu nie jest

-Słyszałam, że Pepper jest w Jersey. Pewnie siedzi w zbrojowni. A coś się stało?- spróbowała zgadnąć i chyba widziała, że coś nie gra

-Powiem, co trzeba- przeszłam przez próg drzwi i usiadłam w salonie


**Tony**

Rozmawiałem przez chwilę z ojcem, a później przygotowywałem się do lądowania. Tak naprawdę podszedłem do zbroi, by sprawdzić, czy była w całości. 
Nagle oślepił mnie blask. Hałas zepsutego silnika. Wielkie przyspieszenie i rozerwanie całego samolotu na drobne kawałki. Pole utworzone z rękawicy ocaliło mnie, ale musiałem jakoś wrócić do domu. Rozglądałem się i nigdzie nie było taty.

-Tato! Tato!- krzyczałem, dławiącym głosem

Zauważyłem, że skrzynia z częściami zbroi była niedaleko, więc ostatkami sił doczołgałem się do niej. Wyjąłem hełm.

-Aktywacja kodu... Stark...02

<< Aktywacja zakończona. Uwaga. Wykryto rozległe uszkodzenia serca i klatki piersiowej. Leczenie w trakcie>>

-Systemy nawigacyjne. Ach... zabierzcie mnie... Zabierz mnie do Rhodey'go

Wtedy straciłem przytomność. Jednak wszystkie elementy zbroi połączyły się z hełmem. Leciałem do laboratorium przez godzinę. Rhodey musiał słyszeć, jak rozbijam się niedaleko tego miejsca. Na chwilę oprzytomniałem.

-Tony, co się stało? Tony!- pytał przerażony, gdy odsłoniłem lekko twarz

-Rhodey...

-Tony! Ty jesteś ranny!

-Moje... serce- przegryzałem język przez zęby z bólu

-Trzymaj się. Nie pozwolę ci umrzeć

Po rak kolejny straciłem przytomność. Poczułem, że zostałem pozbawiony ciężaru, a całe ciało było słabe. Słyszałem tylko jakieś słowa, które mówiła jakoś kobieta. Doskonale wiedziałem, kim była.

-Musimy skontaktować się z dr Yinsenem. Tylko on może go uratować

-Skąd wiesz?

-Razem z Howardem pracowali nad czymś, co miało być ulepszoną wersją rozrusznika serca

-Mamo, obyś się nie myliła

Kiedy ostatni głos się ucinał, zobaczyłem białe światło. Czułem, że to będzie mój koniec. Mówili jakieś dziwne pojęcia związane z medycyną, a ja ich nie rozumiałem. Dopiero później obudziłem się. Rozglądałem się po sali, a Rhodey trzymał mnie za rękę.

-Tony, spokojnie. Wszystko będzie dobrze

-Gdzie... mój tata?- spytałem, mając łzy w oczach

-Tony, uspokój się- weszła do sali Roberta, czyli matka mojego przyjaciela

Znowu była cisza, ale słyszałem jeden dźwięk, który dochodził z mojej klatki piersiowej. Byłem przerażony. Jakieś okrągłe urządzenia i wydawało bicia, jakby... serca.

-Co to jest?!- krzyknąłem

-Musisz się uspokoić

-Rhodey, co się stało?!- dalej krzyczałem, bo nic nie rozumiałem

Nagle do pomieszczenia wszedł lekarz. To był ten Yinsen.

**Bobbie**

Patrzyłam przez okno i nie mogłam zasnąć. Chciałam wiedzieć, czy Katrine przed swoją śmiercią mówiła prawdę? Czy ten hologram był już przestarzały? Postanowiłam to sprawdzić.
Wzięłam go do innego pomieszczenia, czyli jakby mojej zbrojowni, bo tam zajmowałam się naprawą moich "zabawek". Kliknęłam w przycisk niebieski na okrągłej podstawce i postawiłam go na ziemi. Na nagraniu była widoczna sylwetka Katrine w masce.

Wiedziałam, że znajdziesz tę wiadomość. No, więc zdziwisz się, co mogę zrobić z twoją ukochaną, jeśli nie zabijesz prezydenta. Nie jest zbyt silna, bo mała dawka trucizny już ją osłabiła. Trochę się nie słucha i kilka "znaczków" ma przy szyi. Chcesz, by dalej cierpiała? Lepiej zrób, co ci każę, bo już jej nigdy nie zobaczysz żywej, Stark. Nie mieszaj w to SHIELD. Masz to zrobić sam.

Katrine mówiła prawdę. Akurat się otworzyła, nim Pepper wpakowała jej kulkę w serce. No właśnie. Już dawno się nie odzywała. Android dalej był aktywny, ale nie wiem, czy będzie chciał zemsty. Było już dość późno w nocy. Pewnie śpi. Ja też powinnam to zrobić. Rozwaliłam młotkiem hologram i pękł, rozsypując się na małe kawałki. Przez to zbudził się Clint.

-A ty jeszcze nie śpisz? Co tu wyprawiasz?

-Właśnie zakończyłam ostatni rozdział, gdy Katrine żyła. Hologram jest do niczego- zgniotłam go w ręce

-Nie masz, co robić? A może byś mi powiedziała, co na nim znalazłaś?

-No dobra. Zwykła pogróżka. Trochę się rozgadała o tym, jaka ona była nieobliczalna

-I musiałaś to rozwalić? No dobra. Kładź się spać. Jutro czeka nas ciężki dzień

Nie wiedziałam, co Clint miał na myśli. Ostatnio była taka cisza. Chyba, że o czymś nie wiem, ale Clint raczej się domyślił. Czeka nas ciężki dzień?

-Co masz na myśli?- odłożyłam narzędzia i poszliśmy do sypialni

-Placówka SHIELD w Jersey została zaatakowana przez Mallena. To był ciężki przypadek, jak mówi Hill. Na szczęście Stark wymyślił sposób, jak go unieszkodliwić

-Mallen nadal żyje? Po takiej ilości Ekstremis powinien dawno nie żyć- byłam w szoku

-Z Iron Manem to samo. On powinien umrzeć wtedy na Arktyce przez Whiplasha

-Chwila, moment. Skąd wiesz o Arktyce?

Coś mi tu nie grało. Skąd on miał dostęp do tylu informacji. Nie mówiłam o tym. Śledziłam Tony'ego, ale jemu nic nie powiedziałam. Byłam zaniepokojona i wyciągnęłam broń. Na jego nieszczęście nóż zbliżył się do gardła.

-Kim jesteś?!

-Barbaro, spokojnie. Co się z tobą dzieje?!- krzyknął

-Nie mogłeś wiedzieć o Arktyce. SHIELD też nie wie. Żądam wyjaśnień!

-No dobra. Śledziłem cię

Co? Nie wierzę, że to słyszę. Mój własny mąż mnie śledził? Odłożyłam nóż, ale nie skończyłam "przesłuchania".

-Czemu? Powiedz mi, czemu?!

-Uspokój się. Wszystko ci powiem

Rozdział 83: Zniszczone w ogniu, popiele i gruzach

0 | Skomentuj

Wróciłem do zbrojowni i wziąłem zbroję. Musiałem ją naprawić, bo była w sporym stopniu uszkodzona. Bluzka przesiąknęła krwią, ale rana nie wyglądała na głęboką. Jedak ból dość solidny odczuwałem.
Wziąłem do ręki apteczkę i opatrzyłem ranę. Pepper dała sobie radę i myślę, że wytrwa. Ciekawe, co się dzieje z Rhodey'm?
 Wybrałem numer do niego. Nie było zbyt późno w nocy. Dopiero dochodziła dwudziesta.

-Rhodey, jesteś tam? Słyszysz mnie?

-Hej, Tony. Właśnie skończyłem swój pierwszy dzień takiej, jakby fizycznej rekrutacji. Serio. Tu nie ma zmiłuj, a nasz oficerek wszystkich ustawia do porządku- zaśmiał się

- I cię to bawi? No nieźle. My z Pepper załatwiliśmy Mallena

-Poważnie? Nic wam nie jest?- odezwał się w nim strach

-Na szczęście siedzi w celi SHIELD. Nic nam się nie stało, ale... zresztą nieważne. Zadzwonię później. To trzymaj się- i rozłączyłem się, bo prawie bym wygadał, co się porobiło na akcji

Wziąłem narzędzia do ręki, by naprawić Centuriona. Górna strona napierśnika była poważnie naruszona. Czułem dalej ból brzucha, ale nie skupiałem na nim uwagi. Myślałem o bezpieczeństwie najbliższych. Pracę przerwałem na chwilę, gdy otrzymałem wiadomość. Kolejne współrzędne.

-Co jest grane?- spytałem się samego siebie, wbijając liczby do komputera

<< Zlokalizowano w Nowym Jorku>>

-Fatalnie, ale gdzie dokładnie?

Wszystko wskazywało na Akademię Wojskową, gdzie przebywał Rhodey. Znajdował się w Nowym Jorku, ale daleko na obrzeżach miasta. Powinienem go ostrzec. A może to jakiś żart? Z Pepper się sprawdziło. Nie chciałem tego lekceważyć, ale zbroja była nadal zepsuta. Ostatnio ciągle siedziałem z nią, więc o innej zbroi nie było mowy.
Wysłałem mu SMS-a z alarmem o zagrożeniu. Od razu rozdzwonił się telefon.

-Czy ty sobie żartujesz? Co ma się niby stać? Nie odezwał się dotąd żaden alarm. Pepper cię przestała pilnować, co?

-Pepper jest w Jersey! Ktoś mnie informuje przez anonima o jakiś atakach. Ostatnio był ten Mallen i sprawdziło się. Mówię prawdę, Rhodey. Dlaczego miałbym kłamać?

-Bo zawsze rwiesz się do walki. Powinieneś znaleźć sobie jakieś hobby

-To jest moje hobby. Budowanie zbroi i wynalazków

-Ty chyba nigdy się nie zmienisz. Zadzwonię, gdy twój informator będzie miał rację- powiedział z humorem i rozłączył się

Musiałem, jak najszybciej naprawić zbroję. Pracowałem przez dwie godziny, a Centurion nadal był w takim samym stanie. Musiałem się pospieszyć. Możliwe, że Android chce ponownie uderzyć. Po co? Zapewne po broń. On z AIM coś planuje.

-Jakie są uszkodzenia Centuriona?-spytałem system

<< Napierśnik został poważnie zniszczony. Niezalecane użytkowanie pancerza>>

-Czy pozostałe funkcje są sprawne?

<<Pozostałe funkcje działają bez zarzutów>>

Musiałem coś zrobić. Rhodey był w niebezpieczeństwie.



Zwykle ja byłem przewrażliwiony ale tym razem, to było przegięcie ze strony Tony'ego. Ktoś go informuje o planowanych atakach? To dziwne. Jednak na wypadek, gdyby okazało się prawdą, będę przygotowany. Zbroję trzymałem ukrytą pod łóżkiem jako plecak. Ostatnio zajął się kamuflażem War Machine i właśnie, to się nadaje do takich przypadków.
Leżałem sobie, drzemiąc. Drzemka zmieniła się w sen, który nie potrwał długo. Odezwał się alarm, który mógł zbudzić umarlaka.

-Wszyscy wychodzić i do broni! Uzbroić się!- wykrzyczał przez głośniki nasz oficer

Zajrzałem przez okno, by zobaczyć, kto się zbliża. Tony miał rację, a raczej jego tajemniczy informator. AIM i Android. Będzie się działo.
Wziąłem plecak i wybiegłem z koszar na dach, gdzie założyłem War Machine. Zaatakowałem pierwszych pszczelarzy, podchodzących do bramy. Strzelałem głównie z małego karabinu maszynowego, a później przełączyłem się na repulsory.

-No patrzcie! Najpierw Iron Man i Rescue, a teraz War Machine! Wiecie, co macie robić? Zdobądźcie, co trzeba, a ja się zajmę niedobitkiem!

-Czy ty mnie nazwałeś niedobitkiem?- wystrzeliłem pocisk, który odrzucił Androida parę metrów dalej

-No nieźle. Czegoś się nauczyłeś, ale i tak nas nie powstrzymasz - zaśmiał się, strzelając z unibeamu

Odrzuciło mnie trochę do tyłu, przebijając się przez drzewo. Trochę odczułem, jak coś skrzypie wewnątrz. Kręgosłup. Natychmiast wstałem i wleciałem do bazy, gdzie AIM już wynosiło jakąś skrzynię z zapieczętowanym numerem. Kolejny element broni? Co chcą stworzyć?
 Skumulowałem moc do unibeamu, wystrzeliwując wiązkę w nich. Polecieli daleko, a skrzynia została nietknięta.

<< Uwaga. Zbroja jest namierzana>>

-Co?

Ktoś wystrzelił z ogromnej rakiety, która mocno naruszyła osłonę zbroi. Gdy miał znowu wystrzelić kolejną, ktoś przebił się przez ścianę i zaatakował Androida, To był Tony. Nie wiem, co mu strzeliło do głowy, ale jego zbroja wyglądała, jak po cięciu szlifierki. To sprawka Mallena?
Wstałem z ziemi i użyłem mini rakiet, by strzelić w wroga.

-Tracicie czas, a ty- Iron Manie, nie powinieneś tu przebywać. Rozumiesz, że twój koniec jest bliski? Alfa połączy się z Omegą- strzelił z unibeamu

-Katrine już nie ma! Odejdź, jak najdalej! krzyknąłem, wyładowując ostatnie strzały z repulsorów

-Mówiłem. Tracicie tylko czas

Powtórzył znów to samo. Dopiero skojarzyłem, w co z nami pogrywa, gdy pszczelarze zabrali skrzynię i było słychać, jak odlatują. Nie udało się. Tony wziął się do kolejnego ataku, ale Android był szybszy. Rzucił się na niego, przygwożdżając do podłoża.  Uderzał w jego napierśnik. Próbowałem go powstrzymać. Uruchomił pole siłowe, którego musiałem się pozbyć. Strzelałem rakietami, aż pole rozpadło się w drobny mak.

-Komputerze. Jaki jest stan zbroi War Machine i Centurion?

<< Obie zbroje są uszkodzone. Jednak Centurion ma poważne szkody>>

-Czy jest jeszcze moc na unibeam?

<< Niewystarczająca ilość. Tarcze wyłączone>>


Nie miałem innego wyboru i musiałem polecieć na pomoc Rhodey'mu. Wiem, że zbroja nie nadawała się do użytku, a rana na brzuchu była nadal uciążliwa i świeża. Jednak on wbił się przez dziurę pozostawioną po walce przez Mallena. Krzyknąłem z bólu. To było nie do zniesienia.
Rhodey ruszył do ataku, ale widziałem, że już nie dawał rady. Strzeliłem z unibeamu w Androida, którego rzuciło z mocnym hukiem na ścianę. Akademia wyglądała, jak pobojowisko. A co Fury robi? Nie reaguje? Do czego służy te SHIELD?
Android wstał i przywalił ze zwykłych pięści w napierśnik. Upadłem i próbowałem wstać.

-Musisz mi utrudniać? Na mnie już pora. Jeszcze się spotkamy- znów uderzył i wyleciał z bazy

-Komputerze. Co ze zbroją?

<< Napierśnik konieczny do natychmiastowej naprawy>>

-Nie udało się go powstrzymać. Zawiodłem, a cała Akademia zniszczona

-Lepiej schowaj zbroję i powiedz oficerowi, co się stało

A ja nadal miałem problem ustawić się do pionu, więc Rhodey użyczył mi pomocnej dłoni.

-Nie powinieneś był tu przylatywać. Wybacz, że ci nie wierzyłem, ale wiesz, że nie potrafię zaufać w pełni po tym, jak świrowałeś w zbrojowni

Rhodey jeszcze miał w głowie te czasy, kiedy dostawałem świra. To były czasy po tej półrocznej śpiączce. Na szczęście już tego nie robię. Doszedłem do siebie.
Wyleciałem z bazy, żegnając się z przyjacielem. Chciałem dolecieć do zbrojowni w jednym kawałku, ale ból się nasilił, że zacząłem spadać głęboko w dół.

-Włącz autopilot!- krzyknąłem, kiedy uderzyłem w budynek

<< Autopilot włączony>>

Nie chcę rozbić się w środku nocy w mieście. Dziwnie się czułem. Tak słabo. Włączyłem pełną moc do silników, by szybko dotrzeć do zbrojowni. Zacząłem widzieć coraz gorzej. Obraz się zamazywał, a równowaga była zachwiana.
Po niecałej godzinie dotarłem na miejsce. Od razu zdjąłem zbroję i zmieniłem opatrunki. Tę noc chciałem przespać w zbrojowni. Położyłem się na kanapie, wpatrując się w bransoletkę. Zmierzyłem kolejne pomiary, zapisując je w dzienniku.

-Nie jest dobrze- przejrzałem wcześniejsze zapisy, które wskazywały na pogorszenie stanu

<< Centurion nie nadaje się do użytku, a dłuższe noszenie zbroi stanowi poważne ryzyko zdrowia i życia użytkownika>>

-Świetnie. Teraz komputer stał się moją niańką

<< To zwykła analiza pancerza>>

-Będziesz się ze mną kłóciła?

<< Stwierdzono poważne uszkodzenia zbroi>>

To wszystko było przez walki z Mallenem i Androidem. Komputer zaczynał zmieniać się w gadającą mądrościami humanoidalną postać. Niczym Android, ale on mówił normalnymi zdaniami. AIM ma coraz bardziej zaawansowaną technologię. Rosną w siłę.
Nie potrafię siedzieć bezczynnie, gdy komuś się dzieje krzywda. Słyszałem przez chwilę dźwięk telefonu, ale zasnąłem i nic nie dźwięczało. Oprócz jednego komunikatu systemu.

<< Wybiła północ. Alarmy o zagrożeniach wyłączone>>

© Mrs Black | WS X X X