Welcome to the Avengers- Impreza powitalna

Ten dzień zapamiętam do końca życia. Czy warto? Przekonajcie się sami. Nie ściemniam z żadnymi szczegółami. To tak naprawdę wyglądało. No to zacznijmy od początku. Tony Stark zasłużył sobie na miano bohatera przez ocalenie świata, walcząc przeciwko Makluańczykom. Nick Fury z SHIELD dał mu propozycję, by dołączył do jego specjalnego programu o nazwie Avengers. Wielu herosów już znajdowało się w tej organizacji, lecz potrzebowali kogoś, kto byłby w stanie nimi dowodzić. On nadawał się na przywódcę. Nawet Kapitan Ameryka to potwierdził.
Gdy szef agencji dowiedział się, że młody Stark zgodził się na wzięcie udziału w projekcie, mieszkańcy wieży Mścicieli zaczęli organizować imprezę powitalną. Chcieli w ten sposób przywitać nowego członka drużyny. Przygotowania trwały zaledwie kilka minut przy szybkości Quicksilvera.



-No dobra. Tyle wystarczy- stwierdziła Wanda.
-Jeszcze musimy zebrać dodatkowe towarzystwo- uśmiechnął się Clint, jakby coś knuł.
-W porządku, więc powiadom resztę- skierował Kapitan swoje słowa do łucznika, który jedynie kiwnął głową, biorąc ze sobą łuk wraz z kołczanem.



Nie szedł na misję, a jednak wziął ze sobą swój sprzęt. Po co? Strzały były mu potrzebne, żeby wysłać zaproszenia. To takie oryginalne. Niepotrzebnie zakładali wspólny czat do kontaktu. Hawkeye zlokalizował pierwszego bohatera, jakim był Daredevil. Akurat odpoczywał po starciu z Hand. Natychmiast wyskoczył z łóżka, słysząc odgłos strzały.



-Co jest, do cholery? Nadal nie mają dość?



Wstał i podszedł do okna. Dotknął szpica, gdzie była kartka z wiadomością. Nie mógł jej przeczytać, bo był niewidomy. Widocznie łucznik musiał to przeoczyć.



-To jakiś żart? Elektra!- zawołał dziewczynę, by mu pomogła odczytać to, co zostało zapisane na papierze.



Nie musiał długo na nią czekać, bo zjawiła się błyskawicznie w pokoju.



-Słucham cię. Coś się stało?
-Przeczytaj to.
-Zostałeś zaproszony na imprezę powitalną z okazji przyjęcia nowego członka w szeregi Avengers. Impreza odbędzie się dziś o 18:00 w wieży Mścicieli. ~Kapitan Ameryka.
-Idziesz ze mną?- zapytał partnerkę.
-Ale ja nie mam zaproszenia.
-Nie szkodzi. Nie potrzebujesz tego.



I tak każda strzała trafiła w okno mieszkalne herosów Nowego Jorku. Martwy Basen też otrzymał zaproszenie, lecz był zajęty podwójną randką ze Śmiercią i Thanosem. Doctor Strange również odnalazł inwitację, lecz przez chaos w świecie demonów nie mógł się pojawić, zaś Punisher najpierw musiał załatwić swoje sprawy.
Kiedy wymierzył kolejną kulkę w łeb bandycie, strzała poleciała w jego kierunku, aż wbiła się w dach. Frank sprawdził kartkę.



-Zaproszenie na imprezę powitalną? Nie mówią nic o zakazach, więc będzie ciekawie- stwierdził kat, trafiając kolejnego zbira w łepetynę.



O dziwo do Kun Lun też trafiła karteczka. Danny zaśmiał się w sobie, myśląc nad tym, co może się wydarzyć tego wieczora. Spakował ze sobą mały “prezent” i poleciał do Nowego Jorku. W wieży pojawili się prawie wszyscy goście wraz z tym specjalnym. Tony wszedł w garniturze, bo myślał, iż powinien pokazać się z jak najlepszej strony. Nie wiedział, w jak wielkim był błędzie. Został ciepło przywitany przez Wandę.



-Witamy w Avengers. Cieszymy się, że zechciałeś do nas dołączyć.
-Dzięki.
- No to, co? Są już wszyscy?- zapytał Clint, wchodząc do wieży.
-Iron Fist się spóźnia, Hulk przyszedł, a Tetchala nie mógł się zerwać z konferencji w ONZ.
- W końcu jest królem Wakandy. Nic dziwnego- nastolatek rozumiał, jakie miał obowiązki.
-O! Hej, Tony. Dawno się nie widzieliśmy- uścisnął mu dłoń na przywitanie.
-Od inwazji trochę minęło- podrapał się w głowę, wspominając dawne zdarzenia.
-Fajnie, że będziemy w tej samej drużynie.
-Ty też do nich należysz? Myślałem…- nie zdołał dokończyć, gdyż do rozmowy wtrąciła się Natasha.
-A o mnie już zapomniałeś?
-Natasho, pięknie dziś wyglądasz. Czy bolało, jak spadłaś z nieba?
-Oj! Nie przy ludziach, Clint.
-Kapitan już na ciebie czeka. Wejdź- mutantka zaprowadziła geniusza do salonu, gdzie dostrzegł zielonego, siłującego się przy stole z Benem.



Thor jedynie czekał, aż groszek zakończy pojedynek o najsilniejszego mocarza roku. Minął też Pietro, co swoją szybkością prawie przewrócił wszystkie szklanki.



-Bracie!- zwróciła mu uwagę siostra.
-Ups? Wybaczcie. Już znikam.



Przyspieszył maksymalnie, przechodząc do innych pokoi. Niestety nie spostrzegł ściany. Wyrosła znikąd i wpadł na nią, zostawiając ślad w postaci odbitego ciała.



-I znowu ups?- zaśmiał się głupawo, a Steve z powagą podszedł do szybciora, podając szpachlę oraz cement.
-Zalep to i nie ma być żadnego śladu, jasne?
-Się robi, szefie.



Przez to, jak się zmęczył, musiał powoli pracować. Tony lekko się uśmiechnął, widząc tę sytuację. Była nawet zabawna. Od razu zatęsknił za Pepper. Gdyby nie poleciała na sesję szkoleniową SHIELD, byłaby z nim. O Rhodey’m była podobna historia. No nie do końca, bo musiał zostać w domu przez stanowczy rozkaz mamy, a jej nie można się sprzeciwiać.
Gdy skończył rozmyślać, pojawili się ostatni herosi. Danny, Frank, Elektra oraz Daredevil. Wszyscy ubrani elegancko. Czy strój żołnierski też się w to wlicza? Tak, ale bez broni, co zmieniało postać rzeczy, patrząc na Castle i jego “zabaweczki”. Karabin snajperski, granaty przy pasie i nie tylko. Zawsze mógł w spodniach chować nóż. Na szczęście nikt nie kazał się mu rozbroić, bo wszystko było pod kontrolą. Bohaterowie chwycili za kieliszki pełne szampana i wstali, tworząc krąg. Kapitan zaczął przemawiać.



-Witam wszystkich w tym szczególnym dniu, bo dziś przyjmujemy pod swoje skrzydło nowego herosa, które świat nazywa Iron Manem. Od tej pory, to Tony Stark będzie znany jako Avenger- wzniósł do góry szkło wraz z innymi uczestnikami uroczystości i stuknęli się symbolicznie raz.



Jednym haustem wysuszyli kieliszki słodkiego napoju i rozpoczęli zabawę. Zielony siłacz gamma wrócił do swojej rywalizacji, co skończyło się pękniętym stołem. Pękł na pół, a wraz z nim znalazła się sterta odłamków szkła na podłodze. Steve popatrzył na nich gniewnym wzrokiem.



-Reed zapłaci. Hehehe! Chyba nie będzie mu szkoda kasy na coś takiego.
-W to nie wątpię.



Już chciał im rzucić miotłę, lecz został powstrzymany przez Punishera. Znowu Matt się z nim droczył, co mogło się skończyć tylko jednym. Bijatyką.



-Ja ci kurwa dam oszczędzać takie gnidy! Z pierdla spierdolą i co zrobisz? No jak im nie przywalisz porządnie, to się nie chwal, że wygrałeś!
-A ty byś nawet zabił własną matkę, gdybyś tego chciał!
-Ej! Odczep się. To była dobra kobieta.
-Panowie, przestańcie!- gospodarz usiłował rozdzielić ich siłą, lecz bezskutecznie.
-Pieprz się, Rogers! Taki gnojek nie będzie mnie pouczał! Wykańczam do końca robotę! Moment… Gdzie mój granat?! Kurwa rozjebie ci mózg, Murdock!
-Ej! To nie ja!
-No i zaczęło się- skomentował Kapitan, którego cierpliwość była na granicy.



Frank walił pięściami po twarzy prawnika, co mu sprawiało przyjemność. Steve próbował coś zdziałać i nawet Tony chciał jakoś pomóc załagodzić spór. Jedyny sposób był prosty. Odnaleźć zgubę zabijaki.



-Widział ktoś może granat?- zawołał, choć nikt się nie odezwał.



Tymczasem podarunek Danny’ego wylądował na stole. Natasha, Elektra oraz Clint spróbowali dobrego ziółka. Poczuli niewyobrażalnego kopa energii, że mieli zamiar odrobinę zaszaleć. Tak odrobinę, że z kuchni zrobiła się strzelnica. Wdowa malowała czerwone kropki po ścianach, gdzie miał trafiać łucznik, co też tyczy się dziewczyny z sai.



-Wygra ten, kto trafi najwięcej kropek- ustaliła reguły gry.
-Zgoda. Niech wygra najlepszy.



I tak rozpoczęła się zwyczajna gra, co miała im przynieść mnóstwo radości. To była wielka rywalizacja, gdyż trafili po tyle celów na raz. Domagali się rewanżu, co nikogo nie zdziwiło. Raczej nikt na nich nie zwracał uwagi. Większe zainteresowanie kręciło się wokół naparzających się po mordach. Przebili się przez tę ścianę, co wcześniej załatał Quicksilver.



-Ej!



A spór nadal nie został zażegnany. Bili się do upadłego. Nastolatek nadal próbował odnaleźć granat.



-O kurde. Niedobrze.



Znalazł go. Był w rękach dziecka Wandy. Bawiło się nim, jakby nie było niczym niebezpiecznym. Tony chciał odzyskać zagubioną zabaweczkę. W tym celu poprosił matkę chłopczyka o pomoc. Jednak zanim miał zamiar zapytać, Kapitan też odnalazł zgubę. Natychmiast wyrwał z rąk maluszka. Jednak już bez zawleczki. Myślał tak szybko, że postanowił pozbyć się ładunku z dala od ludzi. W tym celu wyskoczył przez balkon wraz ze swoją tarczą na ulicę. Wokół niego zebrało się mnóstwo gapiów.



-Nic się nie stało. Sytuacja pod kontrolą. Nikt nie został ranny.



Bohater odetchnął z ulgą, bo nic złego się nie wydarzyło. Zdołał wrócić do wieży, gdzie zrobiło się jeszcze większe zamieszanie, niż poprzednio. Tym razem Frank zostawił Daredevila w spokoju, puszczając go wolno.



-Dziś cię oszczędzę, ale jutro mogę nie być taki dobroduszny.
-Jak zawsze.
-Mówiłeś coś?
-Nic, nic.



Rozdzielili się. Matt poszedł umyć twarz do łazienki. Czuł zapach krwi na swoim ciele, zaś Elektra kończyła już definitywnie zawody. Z zamkniętymi oczami trafiła w dwa cele. Clint chciał ją przebić, próbując tej samej metody. I też mu się udało, ale pomylił strzały.



-Clint, no co ty? Oszalałeś? To śmierdzi- zatkała nos wojowniczka.
-Fuuj! Masz też śmierdzące strzały?- odór odczuła Natasha.
-Mój najnowszy prototyp.
-Nie tłumacz się. Zrobiłeś to specjalnie, żeby skończyć grę.
-Nieprawda. Przez omyłkę wybrałem złą strzałę.
-I mam ci w to uwierzyć? W życiu!- obraziła się Elektra.
-Mam też inne. Zobacz.
-Clint, nie!



No i smród doszedł też do innych gości. Nawet Hulk skusił się o wpuszczenie świeżego powietrza. Mógł otworzyć okno. To przecież takie proste, ale on wolał zrobić coś w swoim stylu. Wybił pięścią, a wszystkie odłamki poleciały na ulicę. Wszyscy myśleli, że Kapitan znowu skoczy, a Frank jedynie go namawiał.



-Ha! No co, Kapitanku? Dość wysokich lotów, jak na jeden wieczór?
-Ej! Blondasku, zaproś swojego brata na imprezę. Miejsc nie brakuje, a chętnie bym go zmiażdżył.
-Wybacz, przyjacielu, ale jest na czarnej liście. Nie może.
-Oj! Szkoda jelonka.
-Hulk, co ty… Hulk!



Wyrzucił gromowładnego na ulicę przez utworzoną dziurę, a zabawa dopiero się rozkręcała.



-Nic nie zrobisz, Kapitanie?- spytał Iron Man
-Potłuką się i wrócą.
-Potrzebują większego placu zabaw- zaśmiał się i w głowie już miał pewien projekt, jak mogłoby wyglądać takie miejsce.



Resztę wieczoru skończyło się na zużyciu chińskich prochów, wypiciu czterech butelek whiskey oraz udawaniu, jak wspaniale potrafią tańczyć. Tańczyli, jak słoń w składzie porcelany. Idealne określenie po tym, ile zniszczeń narobili swoimi ruchami. Policja nie interweniowała ani razu, gdyż zajmowała się innymi sprawami, a Fury również miał w nosie zachowanie Avengersów. Dopóki nie wywołali trzeciej wojny światowej lub międzygalaktycznego konfliktu, mógł zostawić wszystko w rękach Kapitana Ameryki. Jednak on też schlał się, jak świnia. Nie pamiętał, kiedy, bo tacy kawalarze podmieniali mu oranżadę na coś mocniejszego. Smakowało tak samo. Jak mógł zauważyć? A co tyczy się reszty? Albo poszli grzecznie spać na podłodze albo wylecieli z hukiem przez okno. Tak. Raczej wybrali drugą opcję. A ja? Byłam jedynie obserwatorem i wszystko mam nagrane na jednej taśmie. Agenci SHIELD będą mieli rozrywkę, a oni nauczkę.

---**---

Odpowiadam na wyzwanie od IvyStone. Mam nadzieję, że było śmiesznie :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X