Part 36: Wycieczka rowerowa cz.1

0 | Skomentuj


**Tony**


Prosiłem, żeby nie krzyczał, by niechcący nikogo nie obudzić. Powiedziałem mu, dlaczego to zrobiłem i co zaplanowałem na dziś. W końcu mieliśmy już czwartą nad ranem, czyli tego samego dnia pojedziemy rowerami na małą wycieczkę. Chcę wynagrodzić im wszystko, czego musieli ostatnio doznać przez plan, który nie wchodził powrót.


~* Kilka godzin później*~


**Pepper**


Obudziłam się o dziewiątej, bo nie spieszyło mi się z pobudką. Na spokojnie zjadłam śniadanie, przegryzając kromkę chleba z serem. Żeby się przebudzić do porządku, zaparzyłam sobie kawę, którą posłodziłam dwoma łyżkami cukru. Myślałam nad tym, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem. Ogarnęłam swój wygląd, by jakoś się prezentować. Weszłam pod prysznic w celu umycia ciała, ale i też odstresowania się. Po tym wszystkim potrzebowałam spokoju, lecz wycieczka jest po to, żebyśmy się bliżej poznali.
Gdy byłam już gotowa, ubrałam się w czarne legginsy i trampki, a do tego różowa tunika. Czyli tak, jak zawsze. Pozostało jedynie przygotować rower do jazdy, dlatego zeszłam do piwnicy. Dość szybko znalazłam się na dole, lecz w jednej chwili rozbolała mnie głowa. Musiałam oprzeć się ściany, bo wzrok był rozkojarzony. Wyczuwałam silną energię pierścieni i to z piwnicy Gene’a. Przecież miałam mu pomóc z nimi.  Nieważne. Wystarczy, że ledwo podeszłam do drzwi, a światło emanowało tą samą energią. Od razu zgarnęłam je, bo jakiś głos w mojej głowie kazał mi to zrobić. Nie miałam żadnego pudełka, więc włożyłam je tam, gdzie nikt nie powinien zerkać.  Przecież kobiecie nie ma prawa zaglądać się pod biust. Ta skrytka była najbezpieczniejsza.


**Tony**


Zdrzemnąłem się na kilka minut, a później otrzymałem wiadomość od Pepper, że jest już gotowa i mamy się zbierać.


Rhodey: Nie wolisz się zdrzemnąć? Nie wyglądasz najlepiej
Tony: Po tym, co się wydarzyło na wyspie…
Rhodey: Nie wiem, przez co musiałeś przejść
Tony: Więc milcz! Nie wiesz, co tam się działo! Gdybym coś zrobił… Stane przeżyłby kilka dni dłużej
Rhodey: Tony, uspokój się. Już jest po wszystkim
Tony: Mylisz się! Przeze mnie będziecie cierpieć. Każdego, kogo mam przy sobie, od razu umiera
Rhodey; Hej! Będziemy z tobą. Zawsze
Tony: To będziemy dziś szczęśliwi, okej?
Rhodey: Mi tego nie musisz powtarzać
Tony: No to chodźmy


Próbowałem się nie przejmować, ale na każdym kroku widziałem, jak Duch próbuje wyrwać mi implant, a Stane pada martwy. To było za wiele. Whitney straciła ojca. Czy ona o tym wie?


**Gene**


Gene: Idę poszukać pierścieni. Jednak dziennik się przydał
Whitney: To… dobrze
Gene: Wszystko gra?
Whitney: Dziwnie się czuję. Jakby ktoś… odebrał mi kogoś na kim mi zależy. Obudziłam się dziś z krzykiem. Wiesz, co widziałam?
Gene: Nie wiem, ale muszę zdobyć kolejny pierścień
Whitney: Czy ty słyszysz, co ja mówię? Krzyczałam, bo mój ojciec umarł! I cię to nie rusza?
Gene: Na każdego przyjdzie pora
Whitney: Dupek
Gene: Słucham? Przecież wiesz, że udajemy nasz związek. Tak naprawdę cię nie kocham. Ej! Zostaw ten wazon! Odłóż to!
Whitney: GNIDA!
Sąsiadka: ZAMKNĄĆ RYJA!


**Pepper**


A co oni się tam kłócą? Chyba nic ich nie łączy. Huraa! Dobra. Chłopaki już idą. Rowery gotowe. Wzięliśmy je z piwnicy i pojechaliśmy w drogę. Ja jechałam jako pierwsza, a Rhodey był na samym końcu. Na początku każdy z nas milczał, myśląc o czymkolwiek. Wszystko byle nie zagadywać do paranoika. Na szczęście siedział cicho. I chwała mu za to.


Pepper: W końcu jeden dzień spokoju. Zgodzicie się?
Tony: Jakby tak mogło być zawsze, byłoby super
Rhodey: Ale tak nie będzie
Pepper: Prosił cię ktoś o zdanie? Milcz
Rhodey: Wybacz
Pepper: A właśnie, Tony. Co sądzisz, żeby założyć rodzinę? Z Viper świetnie tworzą małżeństwo. Myślałeś kiedyś, by mieć dzieci?
Tony: Nigdy nad tym nie myślałem
Rhodey: I nie myśl. Powinieneś się skupić na byciu Iron Manem
Pepper: Ty! Skoro Duch może być szczęśliwy, Tony też może
Rhodey: Pepper, czy nie możecie pogadać o czymś normalnym? Może lepiej siedź cicho
Pepper: Ech! Tony, powiedz mu, że będę mówić GŁOŚNIEJ
Tony: Rhodey, ona powiedziała…
Rhodey: Słyszałem to!
Pepper: Dziękuję, że mnie słuchasz, ale musisz dostać nauczkę


Od razu przyspieszyłam, pedałując szybciej pod górkę. Na początku byli w tyle, ale później… Skubańce. I tak mnie nie dogonią.
Niespodziewanie skręciłam w inną stronę, a Rhodey walnął o drzewo. Ha! I się wyjebał na glebę. Super! Dopiero zaczynam prawdziwą zabawę.


Pepper: Hahaha! Rhodey, żyjesz? Ząbki w całości?
Rhodey: Co to miało być do cholery?
Pepper: Za to, że gadasz pierdoły
Rhodey: Tony…
Tony: Nic nie poradzę. Taka już jest

Part 35: Wszystko będzie dobrze

0 | Skomentuj

**Tony**


Bylem wdzięczny Viper za zajęcie się Pepper, a Duchowi musiałem kiedyś spłacić dług, skoro mnie uratował, a przeze mnie został zmuszony do zabicia Hummera. Akurat podrzucili nas niedaleko zbrojowni. Nie ukrywam, ale implant domagał się ładowania. Jednak wcześniej nie zwracałem na to uwagi, przyglądając się dziewczynie. Tak bardzo brakowało mi jej uśmiechu, bliskości, a najbardziej tego słodkiego, lecz czasem poirytowanego głosiku, jak u nastolatki.
Weszliśmy do środka i podszedłem do kanapy, gdzie znalazłem odpowiednie urządzenie. Od razu poczułem się lepiej. Poprosiłem, żaby usiadła obok. Poczułem, gdy przytuliła się do mnie, aż z jednej strony było odczuwalne przyjemne ciepło wraz z dotykiem jej delikatnych dłoni.


Pepper: Musiałeś mnie tak straszyć? Myślałam, że już po tobie i cię nigdy nie zobaczę
Tony: Przepraszam, Pepper, ale ja po prostu nie miałem innego wyjścia
Pepper: Przez ciebie mogłam umrzeć. Pojmujesz to? Taki miał być plan?
Tony: Myślałem…
Pepper: Gówno myślałeś. Jakbyś myślał, nie zrobiłbyś tego. Płakałam, jak głupia, obwiniając się, że JA JESTEM WINNA TWOJEJ ŚMIERCI
Tony: Pep, uspokój się
Pepper: Nie udobruchasz mnie! Kto wiedział o planie ?! Rhodey?
Tony: Tylko lekarze. Poza nimi nikt
Pepper: Ale Duch jakoś się dowiedział
Tony: Nie przewidziałem tego
Pepper: Tony, spójrz mi w oczy. Czy ty naprawdę mnie kochasz?
Tony: A skąd takie pytanie?
Pepper: Chyba mam prawo zapytać po tym piekle, które musieliśmy przeżyć
Tony: Kocham cię całym sercem. Pamiętaj o tym


Przytuliłem ją, gdy jej zbierało się na płacz. Poczułem się okropnie z każdego powodu, bo ciągle kuło w klatce piersiowej, a myśli były zaplątane i niemożliwe do odczytania. Ukrywałem w sobie cały ten ból. 
Kiedy skończyło się ładowanie, zostawiłem zbroję, zamykając zbrojownię. Poszliśmy pieszo do domu. Było ciemno, a po Pepper widziałem, że się bała. Na szczęście przy mnie może liczyć na bezpieczeństwo. Żaden rudy włos nie może spaść z jej głowy.


Tony: Powinienem zainwestować w auto
Pepper: Oj! Powinieneś. Wielki Iron Man, a musi na piechotę zapieprzać do domu
Tony: Może jeździ jakiś autobus?
Pepper: Wątpię o pierwszej nad ranem
Tony: A taksówki?
Pepper: Kursują non stop
Tony: No to złapmy jedną


**Pepper**


Zgodziłam się, by poczekać na przyjazd taksówki. Jednak, gdy tak stoję, akurat powiewało mroźne powietrze. Martwiłam się o Tony’ego, że zmarznie i będzie chory, jak pożyczył mi kurtkę. Nawet go nie prosiłam, a widział, że stałam w krótkim rękawku. Troszczy się o innych, lecz o siebie nie zadba.
Po godzinie czekania pojawiła się taksówka, która odwiozła nas pod blok. Znowu chłopak pokazał swój gest, płacąc za usługę. Jeszcze uprzejmy otworzył drzwi od klatki schodowej i mogliśmy pójść do swoich mieszkań. Jednak on miał inny plan.


Pepper: Myślałam, że jesteś zmęczony
Tony: Trochę jestem, ale muszę wyjaśnić coś Rhodey’mu
Pepper: Niech zgadnę… Wyjaśnisz mu wszystko, nim padnie na zawał?
Tony: To mój przyjaciel, a poza tym traktujemy się, jak bracia
Pepper: Cieszę się, że żyjesz i dzięki za wszystko
Tony: Jutro czeka nas coś więcej
Pepper: A co dokładnie?
Tony: Wycieczka rowerowa
Pepper: Jest! Nareszcie! Ups…
Tony: Śpią ludzie
Pepper: Wymsknęło mi się
Tony: Ha! Nie martw się. Nie usłyszą, bo są głusi niczym pień
Pepper: No dobrze, Tony. To o której się spotkamy?
Tony: Zadzwonię do ciebie
Pepper: A masz mój numer?
Tony: Ostatnio zhakowałem SHIELD, więc go sobie zapisałem. A ty?
Pepper: Twój zapisałam jako “intruz”
Tony: Świetna nazwa
Pepper: Czemu?
Tony: Spodziewaj się mnie niespodziewanie


Uśmiechnął się głupawo i cmoknął w policzek, aż się zarumieniłam. Jeszcze przez chwilę patrzyłam na tego przygłupa, nim zamknęłam drzwi, a późnej ułożyłam się do snu.


**Tony**


Po pożegnaniu się z Pep postanowiłem nawiedzić Rhodey’go. Tak. Użyłem odpowiedniego słowa, skoro uznaje mnie za zmarłego. Mam nadzieję, że go nie przestraszę na śmierć. Ostrożnie zapukałem do drzwi. Nikt nie otwierał. Głuchy? Albo romansuje z kochanką. Niestety, ale nie jest człowiekiem, tylko historią. Okej. Drugie podejście, czyli dzwonek… Chyba słyszę jakieś kroki. Tak. To on. W końcu ruszył dupę z kanapy. Bez wahania otworzył z lekko przymkniętymi oczami.


Tony: Cześć, Rhodey
Rhodey: Nie znam cię


Trzasnął drzwiami. Chciałem się na niego drzeć, ale po prostu wszedłem do środka.


Tony: Znowu czytasz historię po nocy?
Rhodey: Tony? To naprawdę ty?
Tony: A myślałeś, że kto się zjawi?
Rhodey: Nie! To nie możesz być ty. Widziałem, jak umierałeś
Tony: Być może, ale wróciłem. Powinieneś dostać opieprz za to, bo nie wierzyłeś Pepper. Duch istnieje
Rhodey: Niby cię słyszę, ale nie wierzę
Tony: Ja żyję! Obudź się! Jestem tu!
Sąsiadka: ZAMKNIJ RYJA! DAJ LUDZIOM SPAĆ. ZAJEBIŚCIE, ZE ŻYJESZ, ALE MNIE TO GÓWNO OBCHODZI


Od razu przestałem krzyczeć przez zdenerwowanie starszej sąsiadki. Jednak Rhodey w końcu zaczął mi wierzyć. Przetarł oczy i uwierzył, ze ja stoję przy nim. Od razu mnie przytulił, jak brata. Zaczynał rozumieć, że żyję i mam się dobrze.

Part 34: Ucieczka

0 | Skomentuj

Ciężko jest współpracować z Duchem, ale tylko on mógł mi pomóc wrócić do Pepper. Musiałem mu zaufać, co nie było proste, lecz nie miałem innego wyboru. Wyspa blokowała wszelki sygnał z urządzeń, więc jedyną opcją było znalezienie zbroi, która miała nam zagwarantować bilet ku wolności. Żeby mogła funkcjonować, potrzebne było zasilanie. I tu pojawił się problem, bo implant pozostał na końcu rezerw. Bardzo niedobrze.
Zaczęliśmy od powrotu do twierdzy w celu poszukiwania pancerza. Rozglądaliśmy się wokół, próbując jakoś ją namierzyć.


Duch: Chyba jesteśmy zdani na siebie. Co powiesz na mały sojusz?
Tony: Nie mam… wyboru
Duch: Wiesz, dlaczego cię nie zostawiłem?
Tony: Czemu?
Duch: Bo chcę, jak najszybciej wrócić do mojej rodziny, a ty chcesz tego samego, prawda? Poza tym, Hummerowi należało się za złamanie umowy. Ech. Gdybym mógł wysłać sygnał z komórki, ona by nas znalazła i zabrała, ale nic z tego
Tony: Nie zabijesz mnie?
Duch: Jesteś mi potrzebny do ucieczki, a ty beze mnie nie przetrwasz
Tony: Dlatego… godzę się na… sojusz


Z trudem łapałem oddech, a na bransoletce wyświetlił się stan implantu. 15%. Jakoś wytrzymam. Innej opcji nie przyjmuję.


Duch: Tylko mi tu nie mdlej
Tony: Dam radę
Duch: Nie wyglądasz za ciekawie
Tony: Może dlatego, że… pozbawiłeś mnie zbroi… i grzebałeś przy implancie?
Duch: Słuszna uwaga, ale nie oceniaj mnie źle. To wszystko robię dla mojej rodziny. Mam nadzieję, że kiedyś dowiesz się, jak to jest postawić ich ponad wszystko, by walczyć dla nich za wszelką cenę


Po części rozumiałem Ducha, choć postępuje w złą stronę mimo chęci dbania o swych najbliższych. Sam poświęciłbym się dla przyjaciół, a Hummer myślał, że mnie przestraszy z wysyłaniem Killershrike’a na Rhodey’go. Przecież on już dawno uciekł z Unicornem przed Titanium Manem. Miałem okazję spotkać wielu wrogów, ale takiego Ducha poznaję pierwszy raz. Różni się od zakapiorów.
Gdy przeczesaliśmy prawie każdy kąt twierdzy, znaleźliśmy porzuconą zbroję. Od razu włożyłem ją na siebie, lecz bez zasilania była kupą złomu.


Duch: Jest zbroja. Co teraz?
Tony: Teraz trzeba… ją zasilić
Duch: Nie masz jakiegoś źródła mocy?


Postukałem palcem w implant i od razu rozumiał, że musiał mi pomóc. Potrzebowałem energii, a on sprawnej zbroi do ucieczki.


Duch: Taki z ciebie geniusz, że lepszego pomysłu nie miałeś na generator?
Tony: Było… mało czasu
Duch: Nie kryj się tym. Mogłeś wymyślić coś bardziej praktycznego, a tak zmuszasz mnie, żebym ci pomógł przeżyć
Tony: Mamy sojusz
Duch: Wiem. No dobra. Niech ci będzie. Nie wiem, czy tyle wystarczy, ale to moje zapasowe zasilanie
Tony: Nie pożałujesz
Duch: Mam taką nadzieję


Duch podał mi swój akumulator, który przerobiłem w taki sposób, żeby dostawał moc do pancerza. Zasilanie było na poziomie 60%. Musi nam wystarczyć. Od razu poczułem się lepiej.


Tony: 60%. Jeśli się nie rozbijemy, zdołamy przeżyć
Duch: Wystarczy być, jak najdalej wyspy, a wtedy będę mógł wezwać Viper
Tony: Dobra. No to do dzieła


Zdołałem uruchomić system, przekierowując całe zapasy wraz z zasilaniem od Ducha, by wystartować. Wystarczyło zaledwie kilka sekund, by uruchomił się mechanizm. Wszystko działało poprawnie. Mogliśmy wylecieć z tego przeklętego miejsca. Duch wskoczył mi na plecy, ale jakoś mogłem sterować Mark I. Po kilku minutach opuściliśmy wyspę, a sygnał był na tyle dobry, by wysłać wsparcie.


Tony: Oby wystarczyło mocy
Duch: Musi, bo trochę zajmie nawiązywanie połączenia, a jesteśmy nad terenem bezludnym


Lecieliśmy dalej nad wodą, aż wyświetlił mi się komunikat.


<< Uwaga! Moc spada do 20%>>


Tony: Ile jeszcze wytrzyma?


<<10 minut>>


Od razu przyspieszyłem, włączając moc na pełne obroty. Musiałem liczyć na to, że Viper faktycznie się zjawi. Miałem wrażenie, że zaraz się rozbiję. Silniki zaczynały gasnąć. To zły znak. No i wykrakałem. Zaczęliśmy spadać do morza. Jednak zanim do tego doszło, trafiliśmy na helikopter, który obsługiwała jego żona znana też jako Viper. Pepper też z nią była. Cała i zdrowa. Co za ulga. Od razu polecieliśmy na ląd. Przytuliłem się do mojej rudej.


Tony: Jak to dobrze, że nic ci nie jest. Tęskniłem
Pepper: A ja bardziej. Jak mogłeś upozorować swoją śmierć? Tak nie można!
Tony: Spokojnie. Już jest dobrze. A ty? Jak się czujesz?
Pepper: Znakomicie, jakby nic się nie stało, ale z tobą nie jest za dobrze. Jesteś blady
Tony: Nawet nie wiesz, co musiałem przeżyć
Pepper: Istne piekło, prawda?
Tony: Mogłoby trwać dłużej, gdyby Duch nie zareagował. Dziękuję
Duch: Nie ma za co
Viper: Dobrze postąpiłeś, a kasę ci zapłacił?
Duch: Sam ją sobie odebrałem
Viper: Co z nim?
Duch: Z Hummerem? Zginął gnida. Należało mu się
Viper: Na szczęście żyjesz i wracamy do domu
Pepper: Dziękujemy za pomoc. Myślę, że odczepią się od was
Duch: Chcielibyśmy, ale nie ze wszystkimi się rozliczyliśmy
Tony: No to wracamy. Tak, Pepper?
Pepper: Tak


Odsłoniłem swój hełm, a ona mnie pocałowała. Brakowało mi jej bliskości. Przez moją tożsamość i plan musiała ucierpieć. Jakoś wynagrodzę Pep wszelkie szkody, a Rhodey musi wiedzieć, że żyję. Chyba się nie załamał? W końcu traktujemy się, jak bracia. Dobrze, że żyjemy.

Part 33: Nie zrobię tego

0 | Skomentuj

**Tony**


Nie mogłem dać się złamać. Musiałem trzymać język za zębami. Poświęcenie Stane’a wymagało zbyt wielkiej ofiary. Duch naciskał coraz mocniej, lecz w pewnej chwili zmniejszył ścisk. Znowu gadaliśmy między sobą, czego Hummer nie mógł usłyszeć.


Duch: Lepiej mu powiedz. Ja dostanę kasę, a ty zobaczysz się z Pepper
Tony: Nie… mogę. Ach! Nie mogę… mu powiedzieć
Duch: Naprawdę chcesz umrzeć? Wiesz, że mogę ci wyrwać te mechaniczne serce, które zaraz zacznę ściskać jeszcze raz. Pomyśl o dziewczynie i przyjacielu. Naprawdę wolisz ich nigdy nie zobaczyć?
Tony: Muszę… chronić… skarbca. Hummer… jest potworem
Duch: Dało się zauważyć
Hummer: Dlaczego przestałeś?! Złam go!
Duch: Jeśli go zabiję, nim dowiesz się informacji, to co wtedy?
Hummer: Umowę uznam za nieważną
Duch: W takim razie, sam go wykończ
Hummer: Och! Jesteś beznadziejny. Nie umiesz wykonać prostej rzeczy. Żałosne
Duch: To ty jesteś żałosny! Dawaj mi kasę, a się już nigdy nie zobaczymy
Hummer: Hmm… Zrobimy inaczej. Zniszczę całe Stark International i znajdę ten pieprzony skarbiec, a ty za śmierć Starka dostaniesz wysoką cenę
Duch: Ile?
Hummer: Tyle, ile będziesz chciał
Duch: Jeśli mnie wykiwasz…
Hummer: Uspokój się. Zabijesz go, a dostaniesz potrójną stawkę, niż była wcześniej w umowie
Duch: Przykro mi, Stark. Musisz mi wybaczyć


Ponownie poczułem ścisk przy implancie i nie mogłem się uwolnić. Krzyczałem przez narastający ból, a serce zaczęło gwałtownie zwalniać. Chciałem chronić najbliższych, a sam sobie nie potrafię poradzić. Ból był nie do zniesienia, aż poczułem nad sobą oddech Śmierci. Teraz nic nie było pozorowane. Umierałem.


Hummer: Na co czekasz? Wykończ go!
Tony: Aaa!
Duch: Nie… Nie mogę, ale ciebie już tak


Wyjął rękę z mojej klatki piersiowej i strzelił w Hummera z broni, używając sporej ilości naboi dla tego sukinsyna. Całe ciało miał przedziurawione, jak ser szwajcarski. Od razu padł na podłogę i już nie wstał. Byłem w szoku. Dlaczego to zrobił? Cieszyłem się, że mogłem znowu żyć, ale i tak wciąż odczuwałem ból. Pozostali jeszcze strażnicy, którzy celowali w nas.


Duch: Jeśli spróbujecie strzelić, skończycie tak, jak wasz szef


Od razu pobiegli, uciekając nam z drogi. To zwyczajni tchórze. Mieli odwagę, dopóki nie zostali pozbawieni swego dowódcy. Duch odczepił mnie od stołu i przytrzymał, bym nie upadł. Byłem słaby, a przecież nie musiałem znieść wielu tortur, by pójść do “lepszego świata”.


Duch: Hummer ma sporo kasy w twierdzy. Wystarczy na spłatę długów i na przeżycie, więc masz szczęście
Tony: Dziękuję
Duch: No dobra. Trzeba znaleźć, co trzeba i wynosimy się stąd


**Pepper**


Bałam się o Tony’ego, że ktoś mógł mu zrobić krzywdę. Skusiłam się na wypicie herbaty, ale to mnie nie uspokoiło. Kobieta powtarzała ciągle tę kwestię związaną z powrotem. Wrócę, jeśli jej mąż się pojawi w domu. Musiałam jedynie czekać. Bez problemu zdołałam wstać na nogi, a po ranach nie było śladu. Wspaniałe geny Makluan.
Na zegarku dochodziła osiemnasta. Dość długo tu jestem. Ponad 10 godzin.


Viper: Musiałam położyć Katrine do łóżka, więc wybacz, ale obowiązki matki nie są lekkie. Czasem się uprze, by nie zasypiać… Jak się czujesz?
Pepper: Lepiej. Przepraszam za kłopoty, ale naprawdę ja chcę…
Viper: Wiem o tym. Musimy czekać. Dla pewności, co do twoich ran, musi je zobaczyć lekarz
Pepper: Nie trzeba. Jestem zdrowa
Viper: Na pewno?
Pepper: Tak
Viper: No dobrze, ale uspokój się. Wiem, że jest ci ciężko, ale może jeszcze zdarzyć się cud i go oszczędzi
Pepper: Ale mogę wiedzieć, o kim ty mówisz?
Viper: Największa kreatura, która zrobiłaby dosłownie wszystko, by dojść do celu
Pepper: Kto to?
Viper: Justin Hummer


Nie wierzyłam temu, co słyszę. Był bodajże starszy ode mnie o 3 lata i wyglądał na uczciwego człowieka. Jak to w ogóle możliwe, że stał się kimś innym? Musi oszczędzić Tony’ego, bo nie ręczę za siebie. Jak zdobędę pierwszy pierścień pokażę im, na co mnie stać.


**Tony**


Nie potrafiłem stać bez utrzymania równowagi. Powinien mnie zostawić, a nie ratować.


Tony: Zostaw… mnie. Tylko cię… spowalniam
Duch: Chcesz przeżyć, więc nie narzekaj. Nie jestem człowiekiem, za którego mnie uważasz
Tony: Chciałeś… ją zabić
Duch: Nie przeczę, lecz musiałem jakoś zwrócić twoją uwagę
Tony: Zabijaniem?
Duch: Każdy ma jakieś metody. Moje działają w ten sposób. Ona żyje, więc ciesz się


Żadnych strażników więcej nie napotkaliśmy. Poza tymi, którzy uciekli. Dotarliśmy do skarbca Hummera. Duch brał pieniądze, pakując je do walizki. Brał, ile dało się zmieścić.


Duch: Dobra. Mam, co potrzeba, a teraz musimy uciec
Tony: Jak?
Duch: Łódź nadal jest przy brzegu. Idziesz?
Tony: Tak


Już nie myślałem, co będzie później. Miałem szansę wrócić do Pep, więc musiałem z tego skorzystać. Gdy byliśmy w porcie, nastąpiła eksplozja, która zniszczyła jedyną drogę ucieczki. No i nici z planu.
© Mrs Black | WS X X X