Part 10: Byłbyś ze mnie dumny

1 | Skomentuj
**Tony**


Obudziło mnie czyjeś wołanie. Jeszcze była noc, dlatego nikogo się nie spodziewałem. Tym kimś była Pepper. Zdziwiłem się na jej widok. Czy to faktycznie ona? Tak. Nie miałem żadnych zwidów, ale…


Tony: Pepper? Co się stało?
Pepper: Pomyślałam, by zobaczyć, jak się czujesz
Tony: Hah! Jak widzisz, żyję
Pepper: Właśnie widzę, a poza tym, powinniśmy sobie coś wyjaśnić
Tony: Nie rozumiem
Pepper: Czy to prawda, że jesteś Iron Manem?
Tony: Skąd taki pomysł? Mam chore serce i jak mógłbym nim być?
Pepper: Przyznaj, że nie umiesz kłamać. Też ci coś zdradzę. Jutro będę mianowana na agentkę SHIELD, więc nie musisz się bać, jeśli chodzi o twój sekret
Tony: Skąd wiesz, że mam zbroję?
Pepper: Słyszałam, jak ktoś biegnie i widziałam, że to ty, a potem był taki hałas stalowych stóp. I widziałam, że chowasz zbroję do plecaka. Sprytne


Cholera. No ładnie. Powinienem bardziej uważać. Chyba czas zmienić położenie zbrojowni, bo piwnica nie daje mi warunków na tworzenie, a nie ma w niej też systemu alarmowego. Przydałby się.


Tony: Nikomu o tym nie mów
Pepper: Nawet Rhodey’mu?
Tony: On to już wie od czasu wypadku. Właśnie wtedy uratował mi życie. Ech… Długa historia. A widziałaś go może?
Pepper: Nie
Tony: Bo poprosiłem go, żeby sprawdził, jak się czujesz
Pepper: Cóż… Trochę lepiej, ale potrzebuję czasu
Tony: Najgorsze jest podejrzewanie kogoś o morderstwo i zaczynasz świrować. Podejrzewałem dawnego przyjaciela mojego ojca, a okazało się, że ten, który przyjaźnił się ze mną, a raczej udawał, to okazał się mordercą
Pepper: Jak ty to robisz, że jesteś taki spokojny?
Tony: Musiałem żyć z tą myślą, że już go nie odzyskam, ale czasem mam ochotę zabić tego, który mi go odebrał


W jednej chwili zastygnąłem, leżąc na kanapie. Miałem przed oczami cały wypadek. Znowu widziałem, jak chciałem przygotować się do lądowania, a tata rozmawiał ze Stane’m. Cholerny, Gene. Musiał to zrobić. Wtedy po ostatni raz widziałem twarz ojca, jak była żywa.
Po kilku minutach, ocknąłem się.


Pepper: Tony?
Tony: W porządku, Pepper. Coś sobie przypomniałem i uwierz mi, ale to nie było miłe
Pepper: Domyśliłam się. Wybacz, że ci tak wtargnąłem, bo musiałam sprawdzić swoje przypuszczenia
Tony: Dzięki, że nie powiedziałaś nic Rhodey’mu
Pepper: Nie miałam okazji, ale i tak mu nie powiem. Dam ci pewną radę, Tony
Tony: Jaką?
Pepper: Nie pozwól, by wróg wykorzystał twoją słabość
Tony: Wiem o tym i będę pamiętał


Poszedłem odprowadzić ją do drzwi. Przez chwilę byłem wpatrzony w jej brązowe tęczówki. Wyglądała na taką niewinną, ale jakże uroczą. Naprawdę, Tony? Zakochałeś się? Teraz musisz znaleźć idealną okazję, by się do tego przyznać.


**Pepper**


A jednak miałam rację. Tony to Iron Man. Czyli nie musiałam się bać, że powie o moim sekrecie. Jednak tak dziwnie się na mnie patrzył. Coś mi wpadło do oka? No dobra. Lepiej wycofać się i iść do domu.


~*Następnego dnia*~


Przygotowywałam się do uroczystości na agentkę. Ubrałam się w czarną sukienkę, podkreślając żałobę. Nie malowałam się nawet w lekkie odcienie cieni do powiek. Założyłam czarne buty na płaskim obcasie i wyszłam z mieszkania. Widziałam, że była już dziewiąta., więc miałam niewiele czasu do ceremonii.
Wsiadłam do auta i pojechałam na helikarier. Agenci byli już w galowych strojach przygotowani do pasowania. Pojawiłam się na czas. Całe szczęście.


Agentka Hill: Witaj, Patricio. Gotowa?
Pepper: Chyba tak
Agentka Hill: Wszystko gra?
Pepper: Tak, tak. Po prostu stało się coś, czego nie umiem zrozumieć
Agentka Hill: Nie martw się. Jeśli chodzi o samą ceremonię, to trwa krótko. Zostajesz wywołana, dostajesz oznakę z strojem uzbrojonego po pas i to wszystko
Pepper: Chyba nie będzie, aż tak źle
Agentka Hill: Myślę, że podołasz jako agentka SHIELD. W końcu, twój ojciec służy jako agent FBI
Pepper: Służył


Posmutniałam i poszłam na salę, gdzie generał Fury pasował “świeżaków”. Lista była wymieniana alfabetycznie. Ponad 30 minut czekałam na swoją kolej, aż w końcu…


Generał Fury: Patricia Potts!


Podeszłam odebrać odznakę wraz z innymi rzeczami, które potrzebowała, początkująca agentka. Z jednej strony, byłam z siebie dumna, ale z drugiej, zawiedziona, bo nie uratowałam mojego ojca. Wyobrażałam sobie, że stał tam w tłumie i uśmiechnął się, będąc ze mnie dumny, Nawet zasalutował.


Pepper: Byłbyś ze mnie dumny, tato


Odeszłam, uśmiechając się w tę stronę, gdzie stał jako duch. Stałam tak przez chwilę i wyszłam na korytarz. Musiałam iść do łazienki, bo znowu zachciało mi się płakać. Tak bardzo chciałam, by był ze mną. By coś powiedział, a tak pozostał jedynie wspomnieniem.
Kilka minut później, wyszłam z łazienki. Na korytarzu znowu trafiłam na agentkę Hill.


Agentka Hill: Dobrze się czujesz, Patricio?
Pepper: Cieszę się, bo mam odznakę
Agentka Hill: Raczej nie płaczesz ze szczęścia
Pepper: A muszę mówić? Niech taka wersja zostanie aktualna, dobrze?
Agentka Hill: Jak chcesz, ale możesz na mnie liczyć, jeśli masz jakiś problem
Pepper: To miłe, lecz z tym muszę poradzić sobie sama

Przetarłam oczy, odchodząc do wyjścia, znikając z helikariera. Mieli też jakąś imprezę, ale nie będę w niej uczestniczyć, skoro mój ojciec opuścił ten świat. Nie wierzę w przypadkową śmierć. To musiało być celowe działanie.

Part 9: Cel Whiplasha

1 | Skomentuj

**Pepper**


Po co on tu przyszedł? Akurat musiałam teraz pobyć sama, ale głuchy nie jest i niestety mnie usłyszał. Wyglądał na przerażonego. Lustrował moje ciało, szukając czegoś. O czym on myśli?


Tony: Pepper, co się stało? Jesteś ranna?
Pepper: Zostaw mnie
Tony: Nic ci nie jest?
Pepper: Już ci mówiłam. ZOSTAW MNIE SAMĄ!


Nadal płakałam, myśląc o tym, że mogłam go uratować. Zawsze tak jest. Mogło być inaczej. Teraz już nie mam ojca. Nie mam nikogo i muszę jakoś z tym żyć. Po prostu muszę.
Z bezsilności rzuciłam mu się na szyję, płacząc. To był taki odruch. Chciałam wyrzucić wszelkie emocje.


Pepper: Mój ojciec… On… On nie żyje! Straciłam go!
Tony: Przykro mi, ale musisz dalej żyć. Wiem, jak to jest. Sam straciłem ojca. Mówiłem ci o tym, prawda?
Pepper: Prawda
Tony: Pomożemy ci z Rhodey’m. Nie martw się. Możesz na nas liczyć
Pepper: Dziękuję
Tony: A jak test?
Pepper: Zdałam, ale nie będę się cieszyć
Tony: Wiem, że jest ci ciężko, ale dasz radę
Pepper: Dziękuję, że przyszedłeś
Tony: Drobiazg. Bałem się, że zostałaś ranna
Pepper: Polubiłby cię za troskę. Może nie spędzał ze mną zbyt wiele czasu, bo zajmował się misjami jako agent FBI, ale zawsze kochał i dbał o moje bezpieczeństwo
Tony: Dlatego wytrwasz. Będzie dobrze


Przytuliłam go jeszcze bardziej, wytężając ostatnie łzy rozpaczy. Cała złość zniknęła, zmieniając w pozytywne emocje, czyli pogodzenie się z prawdą.


Tony: Czujesz się lepiej?
Pepper: Tak. Dziękuję


Nagle odezwał się jakiś alarm. Chyba domyślałam się, że…


Tony: Muszę już iść
Pepper: Chodzi o implant?
Tony: Tak


Pożegnał się i wyszedł, a ja próbowałam wziąć się w garść.


**Tony**


Głupi, głupi, głupi. Ile razy ma do ciebie dotrzeć, że zależy ci na niej? Musiałeś kłamać? Och! Kiedyś jej powiem, że jestem Iron Manem, ale nie teraz, jak cierpi. Odwiedzę ją jutro. Jednak dobrze, że nie została przez nikogo skrzywdzona.
To był alarm o zagrożeniu. W telefonie miałem aplikację oprogramowania przenośnego systemu zbrojowni. Wykryto sygnaturę. Whiplash? Czego on chce? Dawno z nim nie walczyłem, ale musiałem się uzbroić do walki. Znowu olewam zalecenia. No trudno.
Wszedłem do pokoju, biorąc plecak z szafy, czyli moją zbroję. Zbiegłem po schodach, aktywując ją. Wzbiłem się w powietrze.
Oczywiście Rhodey raczej zauważył, że zniknąłem, bo nabijał się na linię. Przekierowałem połączenie do zbroi.


Tony: Wybrałeś zły moment na rozmowę, Rhodey
Rhodey: Gdzie cię wywiało?! Nie mów, że walczysz
Tony: Na pewno nie tańczę w klubie go go, ale będę musiał zaraz wziąć się do roboty. Whiplash się uaktywnił
Rhodey: Całkiem oszalałeś?!
Tony: Nie ja, a on. Mógłbyś zobaczyć, co się dzieje z Pepper?
Rhodey: A ty nie możesz?
Tony: Nie wkurwiaj mnie, dobrze?! Przecież jestem zajęty! Idź sprawdź, czy czegoś nie potrzebuje. Dowiedziała się o śmierci ojca i powinniśmy jej pomóc
Rhodey: Rozumiem. No to uważaj na siebie
Tony: Rhodey, ja zawsze uważam
Rhodey: Oj! Nie byłbym taki pewien


Dość szybko doleciałem do źródła zagrożenia, rozłączając się z Rhodey’m. Pan niania powrócił. Lepiej niech zajmie się Pepper.
Nagle poczułem, że zostałem trafiony. Bomby? Auć! Moje kości. Wylądowałem twardo na ziemi, a błysk z biczy sugerował o pojawieniu się Whiplasha.


Whiplash: Łatwo było cię wyciągnąć z kryjówki, Iron Manie
Tony: Ojej! Tak bardzo się stęskniłeś? Naprawdę chcesz zginąć w zgniatarce?
Whiplash: Nie powiedziałbym, że to dotyczy mnie. Zedrę z ciebie tę zbroję
Tony: Prośba i zawsze można


Jako pierwszym ruchem było strzelanie z repulsorów. Był szybszy, niż wcześniej. Chyba Mr. Fix ulepszył naszego drania. Stare metody nie działały. Trzeba było przetestować własne aktualizacje.
Zwiększyłem moc do unibeamu, wystrzeliwując wiązkę promieni, lecz nawet nie został drasnięty. Odbił je tarczą elektromagnetyczną. A jednak łatwo nie da za wygraną.


<< Uwaga! Gwałtowny spadek mocy>>


Cholera. Pozostały mi jedynie rezerwy. Tak szybko? Musiałem coś wymyślić, bo inaczej żywy nie wrócę.
Zdecydowałem się użyć pozostałej energii na równomierne użycie unibeamu i repulsorów.


<< Uwaga! Spadek mocy. Zasilanie spadło do 5%>>


I w końcu go trafiłem. Padł na ziemię. Podszedłem do niego chwiejnym krokiem.


Tony: Poddaj się!
Whiplash: Nigdy!


Oplótł zbroję biczami, porażając prądem. Czułem piekielny ból ciała Jakbym miał spłonąć od środka. Użyłem pozostałej energii, by uwolnić się z uwięzi. Udało się. Jego broń została zniszczona.


Whiplash: Nie myśl, że to koniec. Muszę dokończyć, co zacząłem
Tony: Chcesz mnie zabić?
Whiplash: Innym razem. Mr. Fix wyznaczył mi o wiele ważniejsze zadanie. Tak, więc żegnaj, Iron Manie


Upadłem i nie potrafiłem wstać, a Whiplash uciekł. Zastanawiałem się, kto był celem? Co miał dokończyć? Obym go wyprzedził. Nie chciałbym mieć nikogo na sumieniu.


<< Autopilot włączony>>

Kiedy zbroją wylądowałem na dachu bloku, schowałem ją do plecaka i zszedłem na dół. Czułem się zmęczony, więc poszedłem spać. Jednak moje myśli krążyły wokół celu Whiplasha. Kogo chce zabić?

Part 8: Czy dobrze? A czemu nie?

2 | Skomentuj

**Tony**


Obudziłem się kolejnego dnia. Czułem się o wiele lepiej, ale nie na tyle, by wracać do zbroi. Jednak nie mogłem bezczynnie leżeć, gdy miasto będzie potrzebować Iron Mana. Cieszyłem się, że dostałem wypis bez jakiś tam przeszkód, ale otrzymałem kilka ważnych uwag na temat implantu.
Kilka minut później, byłem gotowy wrócić do domu. Wyszliśmy ze szpitala, wsiadając do samochodu. Wyglądała na przygaszoną. Może znaliśmy się dość krótko, ale chciałem jakoś jej pomóc oraz odwdzięczyć za kolejne uratowanie mi życia. No, a z Rhodey’m musiałem się rozmówić.


Tony: Przepraszam, że sprawiłem ci tyle kłopotów
Pepper: Przestań. Już ci mówiłam, że to nic takiego. Cieszę się, że żyjesz. To się liczy
Tony: Wszystko gra? Wyglądasz na taką przygnębioną
Pepper: Im mniej wiesz, tym lepiej
Tony: Aż tak źle?
Pepper: Chodzi o test
Tony: Nie zdałaś?
Pepper: Nic takiego nie powiedziałam. Chodzi o coś zupełnie innego
Tony: Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów. A, co chciałaś mi powiedzieć wcześniej?
Pepper: Już nieważne. Wszystko wiem. Trzeba Rhodey’go opieprzyć, bo skazał cię na śmierć
Tony: Raz mu można odpuścić
Pepper: No chyba nie


Po godzinie, znaleźliśmy się na parkingu osiedla. Milczała i nic nie mówiła. Nie wiem, co było tego powodem. Skrywała jakieś sekrety, a ja nie przyznałem się do wszystkiego. O blaszaku dowie się później.
Gdy mieliśmy już wejść do swoich mieszkań, odważyłem się zapytać.


Tony: Mogę cię o coś poprosić?
Pepper: Słucham
Tony: Nie mów Rhodey’mu
Pepper: O czym?
Tony: O tym, czego się dowiedziałaś
Pepper: Nie ma sprawy. Będę milczeć, jak grób


Przez chwilę uśmiech zagościł na jej twarzy, ale szybko znikł. Mam nadzieję, że znajdę czas na szczerą rozmowę. Chciałbym ją bardziej poznać. Niewiele wiem. Wiem natomiast, że nazywa się Pepper i nie jestem jej obojętny.
Kiedy wszedłem do domu, odłożyłem klucze na komodę przy lustrze. Wszystko było, jak w najlepszym porządku, a Rhodey siedział zaczytany z książką.


Tony: Cześć, Rhodey. Już wróciłem. Stęskniłeś się? Eee… Rhodey? Rhodey!


Od razu, jak krzyknąłem, książę się wybudził z transu.


Rhodey: O! Hej! Już cię wypisali?
Tony: Nie było podstaw, by mnie zostawiać. Jest dobrze, ale powinieneś oberwać
Rhodey: Oj! Wiem, o co ci chodzi, ale obiecuję, że następnym razem, to ja zajmę się tobą. I co ci powiedział lekarz?
Tony: Za mało odpoczywam i mam o siebie dbać
Rhodey: Dlaczego mam wrażenie, że kłamiesz? Powiesz prawdę?
Tony: Zostawisz mnie samego? Dzięki za ogarnięcie bałaganu, ale teraz potrzebuję spokoju
Rhodey: Tony, co się stało?
Tony: To nic. Idź już
Rhodey: No dobra, ale dzwoń, gdyby coś się działo
Tony: Dobra


Rhodey wyszedł. I dobrze. Nie lubię okłamywać najlepszego przyjaciela, którego traktuję, jak brata. Kłamałem z informacjami na temat mojego stanu. Gdyby wiedział, zabrałby mi klucz do piwnicy. Na szczęście udoskonaliłem zbroję, więc mogę mieć ją ze sobą jako plecak. Całkiem sprytnie, nie? No dobra. Potrzebowałem odpocząć i pomyśleć, co dalej.


**Pepper**


Chciałam, jak najszybciej zamknąć się w pokoju i z niego nie wychodzić. Zbierało mi się na płacz. Dlaczego? Przez Tony’ego. Przez to, co się dowiedziałam, bałam się o jego życie. No tak. Chyba naprawdę dopadła mnie strzała Amora. Powinnam skupić się na byciu przyszłą agentką SHIELD, a nie myśleć o płci przeciwnej.
Z rozmyśleń wyrwał mnie telefon. Prywatny. Ktoś obcy? Coś mi mówiło, że to coś ważnego.


Pepper: Tak, słucham
Agentka Hill: Dzień dobry. Mówi agentka Hill. Mówię z Patricią Potts?
Pepper: Tak, to ja
Agentka Hill: Chciałabym ci pogratulować zdania egzaminu
Pepper: Jezu! Naprawdę zdałam?
Agentka Hill: Nie ma mowy o pomyłce. Jeszcze raz gratuluję i zapraszam na uroczystość, która odbędzie się jutro
Pepper: Dziękuję za wiadomość


Agentka rozłączyła się, a mój humor odrobinę się poprawił. Chciałam zadzwonić do ojca, ale chyba był na misji, więc raczej poza zasięgiem. Dawno z nim nie miałam okazji porozmawiać. Przydałaby się jakaś ojcowska rada.
Próbowałam zadzwonić na jego komórkę. Przez dłuższy czas była cisza, ale czekałam. Czekałam, aż odbierze.
Wreszcie po długim oczekiwaniu, odezwał się ktoś po drugiej stronie. To był mi znany głos, lecz nie ten, który pragnęłam usłyszeć.


Pepper: Tata?
Agent Bernes: Niestety, ale nie. To ty, Pepper?
Pepper: Kim pan jest? Skąd pan ma telefon taty?! Gdzie on jest?!
Agent Bernes: Uspokój się. Ciężko mi mówić, o czymś takim przez telefon, lecz musisz wiedzieć, że on już nie wróci
Pepper: Co to ma znaczyć?!
Agent Bernes: Musisz mi uwierzyć, co ci powiem. Byłem jego przyjacielem, dlatego mi też jest trudno, więc przyjmij ode mnie kondolencje
Pepper: Co to ma być do cholery?! Jakiś kiepski żart?!
Agent Bernes: Chciałbym, ale twój ojciec zginął na akcji. Przykro mi. Nie dało się nic zrobić
Pepper: Co?!


Opuściłam telefon, który z hukiem spadł na podłogę. Zaczęłam płakać i nie mogłam się powstrzymać od krzyku rozpaczy. To bolało. Ta strata najbliższej mi osoby. Teraz zostałam sama, a cała rodzina leży w grobie. Dlaczego ja muszę cierpieć ?! Dlaczego ja?!
Moje krzyki były tak donośne, że ktoś wbiegł do pokoju, gdzie leżałam na ziemi.


Pepper: Tony?

Part 7: Muszę zostać

2 | Skomentuj


**Tony**


Obudziłem się, otwierając ociężale oczy. Po kilku mrugnięciach, obraz stał się na tyle wyraźny, że wiedziałem, gdzie się znajduję. Jednak swój wzrok skupiłem na postaci, stojącej obok. Dr Yinsen? I co ja narobiłem?


Dr Yinsen: Chyba mieliśmy umowę. Mieliśmy się spotykać raz w miesiącu, a już się stęskniłeś. No dobra, ale teraz to na poważnie. Znowu ignorujesz moje zalecenia. Jak przez pierwsze lata miałeś implant, jakoś przymykałem na to oko, ale teraz nie jesteś już dzieckiem
Tony: Przepraszam, ale to było raz
Dr Yinsen: Jakoś ci nie wierzę. Sprawdziłem twój implant i wygląda na to, że nie ładowałeś go w pełni od zeszłego tygodnia. Można wiedzieć, czemu zachowujesz się tak bezmyślnie?
Tony: Po prostu pomyślałem, że nic się nie stanie, jak raz, czy dwa sobie odpuszczę
Dr Yinsen: To źle myślałeś, Tony. A żyć jeszcze chcesz?
Tony: Tak
Dr Yinsen: Więc nie zachowuj się, jak głupie dziecko i dbaj o siebie. Jeszcze jedna taka akcja, a możesz trafić do kostnicy
Tony: Rhodey powiedziałby to samo. Może tu wejść?
Dr Yinsen: Nie ma go. Nie uwierzysz, ale pewna dziewczyna bardzo się o ciebie martwiła i to jej powinieneś zawdzięczać życie. Gdyby cię tu nie zabrała, byłoby źle. Naprawdę, ale bardzo źle, że mógłbyś już nigdy się nie obudzić
Tony: Jaka dziewczyna?


Nagle ktoś otworzył drzwi i wychylił głowę. Znałem ją. Pepper? Kto, by pomyślał, że drugi raz zawdzięczam jej życie. A gdzie jest Rhodey? Zwykle, to on się martwi, a teraz ma mnie w dupie? Nieprawdopodobne.


Pepper: Mogę wejść?
Dr Yinsen: Nie ma sprawy. Sprawdziłem, co trzeba i do domu wróci jutro
Tony: Jak to jutro? Nie mogę dzisiaj? Przecież czuję się dobrze
Dr Yinsen: To jedynie chwilowe. Dostałeś leki, a jeszcze nie ustabilizowałem implantu, żeby pobudzało serce. Prawie go zepsułeś. Wiesz o tym?
Pepper: Czyli mógł umrzeć?
Dr Yinsen: Tak, dlatego dobrze, że go tu zabrałaś. Uratowałaś mu życie
Tony: Dziękuję ci i przepraszam za kłopot
Pepper: Niby jaki? Zrobiłam, co musiałam. Nie ma sprawy
Tony: Chciałaś się wynieść, prawda?
Pepper: Zmieniłam zdanie
Tony: Naprawdę?
Pepper: Tak, ale chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje. Chciałabym ci jakoś pomóc
Tony: Nie potrzebuję drugiej niańki
Dr Yinsen: Jeśli mogę się wtrącić, ktoś musi cię pilnować, bo sam nie dajesz rady dbać o zdrowie. Ja mam jej powiedzieć o twoim stanie, czy sami sobie pogadacie?
Tony: Sami
Dr Yinsen: W porządku, więc zostawiam was na chwilę


**Pepper**


Lekarz zostawił nas samych. Tony miał mi wiele do wyjaśnienia. Ma chore serce? I to jest ten wielki sekret? Mógł umrzeć, a Rhodey nie chciał go zabrać do szpitala, który się okazał potrzebny. Mam nadzieję, że będzie dobrze, bo nie wygląda najlepiej. Chyba potrzebuje odpocząć.


Pepper: Dobrze cię znów widzieć. Masz szczęście, bo kuchnia nie poszła z dymem
Tony: Martwiłaś się
Pepper: Jesteś w błędzie
Tony: Czyżby? On mi mówił, że się martwiłaś i musiał cię uciszać
Pepper: Haha! Na serio mu wierzysz?
Tony: Tak, bo niby czemu miałby kłamać?
Pepper: Żebyś w końcu się przejął. Dobra. Eee… Chcę wiedzieć wszystko
Tony: O czym?
Pepper: Chcę wiedzieć, czemu tak ciągle mdlejesz? Co to za kółko? Naprawdę masz duże kuku?
Tony: Whoa! Pepper, zwolnij trochę. Zacznijmy od początku. Miałem wypadek, w którym straciłem ojca i na taką “pamiątkę” mam nieodwracalnie uszkodzone serce, które podtrzymuje właśnie te kółko, czyli implant
Pepper: Wow! Dość sporo wycierpiałeś. Teraz rozumiem, a twój “kochany” przyjaciel nie chciał, żebym cię zabrała do szpitala
Tony: To dziwne. Gdzie on jest?
Pepper: Pewnie ogarnia twoje mieszkanie, jak prawie puściłeś je z dymem. Co gotowałeś? Czułam makaron. O! Zjadłabym makaron
Tony: Akurat trafiłaś. Właśnie to chciałem zrobić
Pepper: Mmm… Przez ciebie mam na to smaka
Tony: To idź coś zjedz
Pepper: Nie mogę
Tony: Dlaczego?


Nie zdołałam dokończyć, bo do sali wszedł lekarz. Musiałam go zostawić, ale na pewno jeszcze wrócę. Chciałam się do czegoś przyznać, ale to byłby mój największy błąd. Nie mogłam się zakochać po tak krótkiej znajomości.
Siedziałam na korytarzu, myśląc nad tym, co mi powiedział.


**Tony**


Byłem ciekaw, co Pepper chciała mi powiedzieć, ale doktorek zwykle zjawia się nie w porę. Zamiast mnie opieprzać za bezmyślność, sprawdził wszelkie parametry, które były prawie w normie. Zaznaczył, że “prawie”. Był dość krótko i jedynie implant podłączył do jakiejś maszyny. Nie wiem, dlaczego, ale nie zamierzałem zawracać sobie tym głowy. Musiałem pogadać z Rhodey’m. Miał szczęście, bo odebrał za pierwszym sygnałem.


Rhodey: Hej, Tony. Wiedziałem, że dasz radę. Jak tam?
Tony: Jesteś dupkiem, wiesz? Jak mogłeś pozwolić Pepper, by mnie taszczyła do szpitala? Przez ciebie podobno mogłem umrzeć. Rozumiesz to?
Rhodey: Cholera. Nie wiedziałem. Dobrze wiesz, że wolałem uniknąć szpitala, ale jest już dobrze?
Tony: Jutro wrócę, a kuchnia cała?
Rhodey: Nie martw się. Jest cała i wybacz, że zlekceważyłem twój stan. Myślałem, że samo ładowanie wystarczy
Tony: I pomyliłeś się. Muszę już kończyć. Do zobaczenia jutro
Rhodey: Pa

Odłożyłem telefon na małą szafkę przy łóżku i zasnąłem. Byłem zmęczony, a poza tym, chciałem odpłynąć do świata snów.


---**---

No i wracamy po dość długiej przerwie a skoro próbne matury minęły, bierzemy się do pracy. I jak notka?
© Mrs Black | WS X X X