AKT XXI: Rogaliki

6 | Skomentuj

Przyjaciele odetchnęli z ulgą, że zdążyli na czas. Gdyby Pepper nie obeszła zabezpieczeń, nic nie powstrzymałoby Whitney przed wyjęciem implantu. Zaczęła odzyskiwać przytomność. Oni o tym nie wiedzieli.

Tony: Ale ze mnie ofiara. Sam sobie nie daję rady
Pepper: Hahaha! Może tak troszeczkę? Nie martw się. Role się odwróciły. To ja będę cię chronić
Rhodey: Dasz radę wstać?
Tony: Zobaczymy

Zaczął powoli wstawać na nogi. Długo się nie utrzymał i upadł.

Pepper: Chodź no tu

Pomogła mu wstać bez odchyleń. Blondyna doczołgała się do noża. Była gotowa zaatakować Pepper. W porę dostrzegł ją Tony.

Tony: Pepper! Za tobą!

Odwróciła się w porę, unikając noża. Znowu z kopniaka przywaliła jej w twarz, aż wyciekała lekka strużka krwi. Tony w jednej chwili czuł, jak zatrzymuje się jego serce. Bał się, że rudej coś się stanie. Zbladł.

Pepper: Trzeba ją zabrać do Ravencroft
Tony: Co to jest?
Pepper: Mam powiedzieć tak ładnie, czy brzydko?
Tony: Ładnie?
Pepper: Szpital dla chorych umysłowo. Taki ala psychiatryk
Rhodey: A to jaka jest ta brzydka?
Pepper: Miejsce dla ludzi z popierdoloną mózgownicą. Blondi idealnie się tam nadaje. Hahaha!

Tony podszedł do Whitney i zawiązał silnie jej ręce, by przy kolejnym obudzeniu, nie była w stanie chwycić za broń.
Pepper zadzwoniła do ojca, by powiedzieć mu o całej sprawie z niedoszłą zabójczynią. Od razu została zabrana przez agentów FBI.

Pepper: Dzięki, tatku
Virgil: Możesz zawsze na mnie liczyć. Nic wam nie jest?
Rhodey: Mało brakowało, ale jest dobrze. Jedynie Tony ma niezłe skaleczenia. Raczej nie potrzebuje szczegółowej diagnostyki
Tony: Co teraz z nią będzie?
Virgil: Jest nieletnia i po odsiadce w instytucie, będzie w domu dziecka, jeśli będzie zdrowa psychicznie
Pepper: Marne szanse
Virgil: Pepper!
Pepper: No co? Stwierdzam fakty
Rhodey: Dziękujemy za pomoc
Virgil: Drobiazg. Uważajcie na siebie i wracajcie do domu. Ty też, Patricio
Pepper: Zdecydujesz się w końcu, jak do mnie mówisz?
Virgil: A czy to takie ważne? To jest takie same imię

Furgonetka FBI odjechała z Whitney. Przyjaciele zmierzali do laboratorium, gdzie zbroja automatycznie wróciła. Ładowarka przenośna również zawodziła. Miała ograniczenia czasowe, więc nic do tej pory nie mogło zastąpić tej oryginalnej. Tony próbował się uspokoić, bo ta sytuacja z Whitney nie pozwalała mu żyć w spokoju. Ta myśl, że mógł stracić Pepper, powodowała fizyczny ból.

Pepper: Przestań o tym myśleć. Już jest po wszystkim. Nie ma się, czego bać
Tony: Mogłem cię stracić. Nie wybaczyłbym sobie tego. Jestem chodząca kaleką, która potrzebuje pomocy, a innym nie potrafi jej zapewnić
Pepper: Nie przesadzaj. Uratowałeś ludzi w pociągu i pokonałeś pierwszego wroga, który pozbawił prądu w cały mieście. Jesteś bohaterem! Iron Manem, rozumiesz?!
Rhodey: Ja już to mu mówiłem. Nie przemówisz do niego
Pepper: Zamilcz, Rhodey! Nie wtrącaj się! Masz rogala

Wepchnęła mu go do ust, by uciszyć jego wtrącanie się do rozmowy. Zasmakował mu i jadł z apetytem. Dała mu całą torbę rogalików, by tylko siedział cicho.

Pepper: Smakuje?
Rhodey: Mhm
Pepper: No to jedz. Nie martw się. Nie braknie, a jak coś, to skoczę do sklepu po więcej
Rhodey: Mhm
Pepper: No i elegancko. To na czym skończyliśmy?
Tony: Wypominałaś mi, że uratowałem ludzi i jestem bohaterem, ale sama wiesz, że implant mnie zniewala. Muszę go ładować...
Pepper: Bo inaczej będzie po tobie
Tony: Dokładnie. Ty jesteś samowystarczalna. Sama potrafisz o siebie zadbać
Pepper: Tylko, że z Maggią nie dałabym rady i dobrze, że byłeś w pobliżu. Co w ogóle robiłeś tak późno w nocy?
Tony: Szpiegowałem Stane'a
Pepper: To wiele tłumaczy

Kilka minut później dotarli do laboratorium. Pepper pożegnała się z nimi i wyszła. Rhodey dalej napychał policzki słodkimi rogalikami z różnym nadzieniem. Tony podpiął się do ładowarki, by dokończyć proces ładowania implantu. Myślał o swojej bohaterce, która była powodem, że nie odczuwał ran, zadanych przez noże. Jedynie ta blisko mechanizmu nie dała się złagodzić.

Tony: Mogłem przewidzieć, że Whitney coś takiego zrobi. Poszła w ślady ojca. Zgodzisz się z tym? Rhodey? Rhodey!
Rhodey: Mhm
Tony: Możesz na chwilę przerwać konsumowanie? Wiem, że ty byś wszystko zjadł, ale proszę. Chcę pogadać

Rhodey odłożył torbę na bok, połykając kawałek rogalika.

Rhodey: Mów
Tony: Myślisz, że stała się, jak Stane?
Rhodey: No wiesz. Nie chcę ci nic mówić, ale przekonałeś się o tym na własnej skórze
Tony: Kocham ją
Rhodey: Że Whitney?
Tony: Nie! Że Pepper to jest ta jedyna. Chyba nie masz nic przeciwko?
Rhodey: Chłopie, to twoje życie. Widziałem, co się z tobą stało, gdy ta wyciągnęła na nią nóż
Tony: Mogłem ją stracić
Rhodey: A ona ciebie. Jeśli ją kochasz, powiedz jej to otwarcie. Nie mów, że się boisz?
Tony: Powiedziałem i mnie pocałowała, a jak chciałem zrobić to samo, walnęła w pysk
Rhodey: Hahaha! Ona jest taka niezależna. Nie pozwala, by ktoś ją papugował lub, jak wyczuje, co może zrobić, tak traktuje takich, jak ty
Tony: Chciałem też jej pokazać, że czuję to samo, a zamiast tego, oberwałem po twarzy
Rhodey: Ma trudny charakter. To przez rodzinę. Ma ojca, a matka po rozwodzie. Poza tym, przez FBI jest narażona na niebezpieczeństwo, dlatego często do ludzi podchodzi z dystansem
Tony: Masz rację, Rhodey

Po skończonym ładowaniu wrócili do domu. W salonie czekała na nich Roberta.

Roberta: Gdzie wyście byli?! Już późno! I do jasnej cholery, jak wy wyglądacie?!
Tony: Dużo, by mówić. Idziemy spać?
Rhodey: Chyba możemy odłożyć przesłuchanie na jutro?
Roberta: Rozmowę. Nie jesteście na komisariacie
Rhodey: Ale ja tak się czuję. Dobranoc
Roberta: Nie wywiniecie się. Dobranoc. Pogadamy jutro
Tony: No to dobranoc
Roberta: Dobra, idźcie do łóżek, zanim zmienię zdanie

KONIEC AKTU XXI

---**---

No więc jutro będzie specjalna notka. Kolejny akt dopiero w sobotę.

AKT XX: Zemsta

7 | Skomentuj

Whitney pałała nienawiścią do Tony'ego przez to, że przez niego straciła ojca. Próbowała się do niego dodzwonić i to w jednym celu. By go ostrzec, co może zrobić. By był świadomy, że ona również się zmieniła i nie była zwyczajną blondyną, co boi sobie złamać paznokcie. Była zupełnie inną osobą. Stała się, jak ojciec. Nieobliczalna. Przestała do niego dzwonić. Chciała go znaleźć i... coś zrobić.
Tony cieszył się z obecności Pepper. Była dla niego, jak anioł. Wcześniej nawet nie pomyślałby, że coś się utworzy między nimi.

Pepper: Często tak padasz?
Tony: To uciążliwe, że działam na baterię
Pepper: Hahaha! Taka zabaweczka
Tony: Można tak powiedzieć, Mówiłaś ojcu o Maggii?
Pepper: Tak i obiecał, że coś z tym zrobi. Nie wiem, czego oni chcą?
Tony: Nie pozwolę, by stała ci się krzywda. Będę cię chronić
Pepper: Nie możesz ciągle być przy mnie. Musisz przecież też dbać o siebie
Tony: Jakoś o tym nie myślałaś, gdy chciałaś mnie zrzucić z dachu
Pepper: Ej! Mieliśmy zacząć od nowa
Tony: No dobra. Po prostu chciałem ci o tym przypomnieć
Pepper: O nie, nie, nie. Nie wspominaj o przeszłości. To stare dzieje. Nie jesteś może głodny?
Tony: Heh. W sumie, nic nie zaszkodzi coś przekąsić
Pepper: Zostań tu, a ja pójdę do sklepu
Tony: Hahaha! Nie ucieknę

Pepper zostawiła go, pomagając mu usiąść na ławce. Za rogiem był sklep spożywczy nadal otwarty. Gdy ona robiła małe zakupy, ktoś zasłonił mu usta. To była ona, ale w innym wcieleniu.W masce. Tej samej, co wcześniej użył w sejfie.

Whitney: Chciałam cię ostrzec, co cię czeka, ale nie odbierałeś. Teraz, to już nie ma znaczenia. Pójdziesz ze mną

Poraziła go paralizatorem, aż upadł. Wzięła go na plecy i zabrała do opuszczonego magazynu firmy , który kiedyś służył za garaż do samochodów. Przywiązała go do krzesła, a przy nim stał stół z różnymi narzędziami. Whitney wolała go ranić nożami.
Tymczasem Pepper wyszła z rogalikami ze sklepu. Na ławce nie było Tony'ego. Od razu do niego zadzwoniła. Wiedziała, że nie był w stanie gdzieś sam iść. Podejrzewała coś strasznego.
Powoli otwierał oczy.

Whitney: Witaj, Anthony
Tony: Whitney?
Whitney: Nie inaczej
Tony: Czego chcesz?
Whitney: A jak myślisz, czego może chcieć osoba, którą pozbawiłeś ojca?
Tony: Twój chociaż żyje
Whitney: Żyje?! Wsadziłeś go do pudła na 25 lat! Miałam tyle planów, a ty je zniszczyłeś! Zapłacisz mi za to!

Chwyciła nóż do ręki i zadała mu rany na rękach, aż sączyła się z nich krew. Syknął z bólu, a do tego implant dalej się upominał, by go naładować. Ból był nie do zniesienia, a dziewczyna chciała coś jeszcze zrobić.

Tony: To u was rodzinne. Porywać kogoś. Nie możemy... normalnie... pogadać?

Ze stresu znowu mu się pogorszyło.

Whitney: Żałosne. To nie zmieni bólu, który mi zadałeś. Nie musisz się na mnie mścić, że straciłeś ojca!
Tony: Nie mszczę się
Whitney: Czyżby? To po jaką cholerę tam wtedy przyszedłeś?
Tony: Chciałem znać prawdę
Whitney: I co?  Poznałeś? Jesteś szczęśliwy?!
Tony: Nie! I proszę cię. Zemsta... ci... nie pomoże

Whitney znowu go zraniła nożami, ale tym razem przejechała ostrzem po nogach.
Gdy nastolatka "bawiła się" nożami, Pepper próbowała jakoś znaleźć Tony'ego. W tym celu pobiegła do laboratorium. Szybko wezwała Rhodey'go. Wyjaśniła, co się stało.

Rhodey: Żartujesz sobie? Porwany? No nie. Powiedz mi chociaż, gdzie to się stało?
Pepper:  Przy sklepie. Trzeba się spieszyć, bo musi mieć naładowany implant
Rhodey: A jednak się spotkaliście. I co? Pogadaliście sobie?
Pepper: Mniej więcej tak. Trzeba ją dorwać
Rhodey: Ją? Czyli kogo?
Pepper: Whitney Stane
Rhodey: Zwariowałaś do reszty?! Ona by tego nie zrobiła!
Pepper: Ech... chyba faktycznie jesteście zacofani. Nie widziałeś, jak ona się na niego patrzyła?!
Rhodey: Jakbym nie miał ciekawszych rzeczy do roboty
Pepper: Teraz, to ja się przejmuję, a ty olewasz. Uwierz mi, że ona jest gorsza ode mnie. Ja mam przynajmniej serce i Tony...
Rhodey: Wiem, do czego zmierzasz. Myślisz, że jest w stanie mu wyrwać implant? Przecież ona o tym nie wie

Pepper podeszła do fotela i włączyła namierzanie telefonu z ostatniego połączenia. Łatwo zlokalizowała miejsce. Bez czytania instrukcji potrafiła wysłać zbroję w miejsce współrzędnych.

Rhodey: Jak ty to zrobiłaś?
Pepper: Hmm... no mam ojca z FBI i często się włamuję do bazy. Ten system to łatwizna. Pentagon jest trudniejszy
Rhodey: To co teraz?
Pepper: Lecę tam. Musi dostać łomot ta wariatka. Masz może przenośną ładowarkę?
Rhodey: Zobaczę

Przyjaciel rozejrzał się, szukając odpowiedniego przedmiotu. Na szczęście znalazł.

Rhodey: Jest!
Pepper: Dobre i to. To idę, a ty zostajesz?
Rhodey: Chcę wiedzieć, kto za tym stoi
Pepper: Dalej mi nie wierzysz? A przypomnij sobie, co się ostatnio wydarzyło?
Rhodey: Okej. Teraz to ma sens

Wspólnie ruszyli mu na ratunek. Whitney już kończyła swoje "zabawy". Przejechała ostrzem przez klatkę piersiową, odkrywając implant. Biło od niego słabe światło.

Whitney: A co tu masz? Hmm... może powinnam się tego pozbyć?
Tony: Nie waż się... Whitney... ty taka nie jesteś
Whitney: Wszyscy się zmieniają. Łącznie z tobą. Kiedyś byłeś sobą, a teraz jakaś piekląca się papryczka zawróciła ci w głowie
Tony: To wypadek mnie zniszczył. Już nie... jestem taki... jak kiedyś
Whitney: A myślałam, że coś do ciebie dotrze. Tak, więc żegnaj. I pomyśleć, że cię kochałam, ale to już nie ma znaczenia. Dołączysz do Howarda, bo tak za nim tęsknisz, Żegnaj, Stark

Gdy już miała chwycić ręką, by zniszczyć implant, przez ścianę wbiła się zbroja i strzeliła do niej z repulsora, Pepper zaczęła walczyć z Whitney. Nie chciała jej odpuścić. Rhodey wolał nie przeszkadzać i zająć się uwalnianiem Tony'ego. Rozciął więzy.

Rhodey: W porządku?
Tony: Ech... Prawie
Rhodey: Pepper miała rację, że to Whitney cię porwała
Tony: Zemsta... i nic więcej
Rhodey: Będzie dobrze

Podpiął mu ładowarkę do implantu i położył go ostrożnie na ziemi. Pepper używała mocnych kopniaków, aż zdołała zrzucić maskę z jej twarzy. Whitney chciała ją zranić nożami, ale ich również została pozbawiona. Ruda wymierzyła ostatnie ciosy pięściami po twarzy z całej siły.

Pepper: Spadaj do Europy i mi się nie pokazuj na oczy. Zabiję cię, jak jeszcze raz coś mu zrobisz albo komukolwiek z nas!

Uderzyła nogą w jej twarz i upadła. Pepper podeszła do chłopaków. Zajęła się opatrywaniem ran.

Tony: Moja bohaterka
Pepper: To małpa nie ma prawa cię tknąć.Inaczej będzie miała do czynienia ze mną

KONIEC AKTU XX

---**---

Dobra. Kolejny akt za nami. Pozostało 10. Ps: Whitney nie ma spiczastych piersi, jak pachołki :D Kolejna nn wkrótce.

AKT XIX: Uczucia

5 | Skomentuj

Pepper potrafiła żartować ze wszystkiego, co jej się podobało. Nawet z takiego zagrożenia, jak Whiplash. Po skończonym ładowaniu, Tony wrócił do domu. Usiadł w pokoju i znowu pochłonęły go godziny na przeglądaniu plików z Stark International. Na początku były same raporty i projekty, co nie wzbudzało podejrzeń, ale folder Projekty Specjalne go zaintrygowały. Odkrył w nim schematy glebożerów i wszystkich jego wynalazków z schematem zbroi Mark I.

Tony: Jak to możliwe, że ma Mark I?! Nikomu nie dawałem tego, ale... miałem je przy sobie w samolocie... Nie! To nie wina Stane'a, że zmarł mój ojciec. To JA jestem winny!

Chłopak zaczął się obwiniać, że to schematy zbroi były od początku celem Stane'a. Chociaż łysielec chciał władać firmą i robić, co mu się podoba, a jego plany pokrzyżowali Starkowie. Tony próbował coś jeszcze znaleźć i jedynie, na co natrafił, to na wynalazki ojca. Wszystkie z planem zmiany dla wojskowego zbrojenia.

Tony: Skąd Stane wiedział?!
Rhodey: Może cię obserwował?

Rhodey ujawnił się i wszedł do pokoju. Przyznał, że krzyki go zaniepokoiły i nie wiedział, co się z nim dzieje.

Tony: Długo tu stoisz?
Rhodey: Odkąd zacząłeś drzeć mordę. Nie wiem, czy wiesz, ale mama zaraz wróci z pracy. Jeśli chcesz się na czymś wyżyć, rób to po cichu. Chyba nie chcesz, by się dowiedziała?
Tony: Przepraszam, ale to moja wina z tym wypadkiem. Gdybym nie zbudował tej przeklętej zbroi, mój tata, by nie zginął
Rhodey: Gdybyś jej nie zbudował, ludzie w pociągu staliby się jedynie wspomnieniem. Uratowałeś ich
Tony: Masz rację, Rhodey. Przepraszam
Rhodey: Nie masz za co. Zajmij się czymś, a firmę zostaw
Tony: Myślisz, że zarząd nie będzie robić takich wybryków z bronią?
Rhodey: Będziesz pełnoletni i coś zmienisz. Na razie zajmij się szkołą. Będzie dobrze i nie martw się. Jakbyś chciał pogadać, po prostu do mnie przyjdź
Tony: Wiele ci zawdzięczam i nigdy nie będę w stanie się odwdzięczyć. Chyba, że poświęceniem

Rhodey zostawił go w pokoju. Na dworze nadal padał deszcz. Tony zamknął pliki firmy i nie chciał do nich wracać. Miał spotkać się z Pepper. Jej, co sekundowe SMS- y przypominały mu o tym.
Nadeszła godzina ich spotkania o 18:00. Spotkali się w parku. Byli ubrani, jak na co dzień, więc trudzić się z jakimiś zmianami nie musieli. Pepper była o wiele wcześniej. Gdy już widziała, jak się zbliża, chciała się wycofać. Walkę toczyły serce i rozum. Chciała jeszcze mu zniknąć z oczu, ale było już za późno. Ich spojrzenia się spotkały. Usiedli na ławce, aż ruda zaczęła myśleć, by spróbować tej ucieczki. Bała się, jak zareaguje na jej wyznanie.

Tony: No to jesteśmy. Sami, jak chciałaś. Co teraz?
Pepper: Musimy sobie coś wyjaśnić. Po pierwsze: zapomnijmy o dawnych urazach
Tony: Mówisz o tym, jak mi groziłaś i chciałaś mnie zrzucić z dachu?
Pepper: Hahaha! Tak. Po drugie: zacznijmy od początku. Powiedzmy, że bez głupich scen
Tony: Co masz na myśli?
Pepper: Nie porywaj mnie i nie rób głupstw
Tony: Hahaha! Niestety nie mogę ci tego obiecać
Pepper: A to niby czemu?
Tony: Przez to, co mam w sobie
Pepper: Aaa... to kółeczko?
Tony: Implant
Pepper: Kółeczko
Tony: Pepper, to jest implant
Pepper: Eee... świecące kółeczko?
Tony: Implant, To jest implant
Pepper: A dobra. Mniejsza z tym

Rozbawiło go to, jak mówili o czymś, bez czego nie może żyć. Gdy spojrzał z perspektywy rudej, przyznał jej, że ma świecące kółko, które głównie było powodem głupich zachowań. Z tym łączyła się nowa tożsamość. Iron Mana.

Tony: Dobra. To zacznijmy od początku. I mów sobie, jak chcesz na implant. To co dalej, Patricio?
Pepper: Nie śmiej się, bo ci wybiję te perełki!
Tony: Dobra, dobra. Tylko bez takich. Mogę wiedzieć, skąd w tobie taka zmiana?
Pepper: W sensie?
Tony:W sensie, że się martwiłaś. Wierzę Rhodey'mu, jak mało komu. Nie kłamał, tak?

Pepper pocałowała go w usta spontanicznie. Geniusz poczuł się nieswojo. Nie wiedział, co może zrobić i ta niepewność budowała niepokój.

Tony: Pepper?
Pepper: Masz odpowiedź. To jest dowód, że się zmieniłam
Tony: Czyli ty mnie bardzo lubisz?
Pepper: Ale z ciebie geniusz, Tony. Boisz się powiedzieć tego słowa na k?
Tony: Po prostu nie mogę w to uwierzyć
Pepper: To uwierz, Ja... cię ... kocham. Dotarło?
Tony: Chyba
Pepper: No nie chyba, a na pewno

Tony był zmieszany. Nie przewidział takiego obrotu spraw. Żeby utwierdzić się dodatkowo w przekonaniu, sam chciał ją pocałować. Jednak ruda mu na to nie pozwoliła. Już był przy niej blisko i strzeliła go w policzek z "liścia".

Tony: Au! Pepper!
Pepper: Nawet mi nie próbuj
Tony: Skoro mnie kochasz, czemu cię nie mogę pocałować?
Pepper: Bo nie
Tony: Trudno cię rozgryźć, wiesz?

Nagle zadzwonił ktoś na jego telefon. Odrzucił połączenie od Whitney.

Tony: Może... skończmy tę maskaradę? Myślałem, że pogadamy normalnie
Pepper: A nie gadamy? Kogo tak olewasz?
Tony: Nieważne

Dla Pepper to nie była odpowiedź. Od razu wyrwała mu telefon z ręki, przeglądając ostatnie połączenia. Nie była zachwycona, widząc nazwę kontaktu. Nie miała zielonego pojęcia, że Tony znał Whitney o wiele wcześniej. Jednak nic nie było między nimi poważnego. Ruda źle to zrozumiała.

Pepper: Chyba się wygłupiłam, skoro jesteś zajęty
Tony: Pepper, ja...
Pepper: Lepiej już wracaj do swojej blondi, a mnie zostaw w spokoju

Gdy już chciała odejść, chwycił ją za ręce, by nie uciekła. Patrzyli sobie w oczy.

Tony: Pepper, ona jest tylko moją znajomą. Nie traktuję jej na poważnie. Ja ciebie kocham
Pepper: Czy ty ze mną w coś pogrywasz?
Tony: Skąd taki pomysł?!
Pepper Starałeś się o Whitney i ci nie wyszło, a teraz znalazłeś sobie kolejną ofiarę
Tony: Myślałem, że tylko ja mam teorie spiskowe
Pepper: Dobra. Prosto z mostu. Zależy ci naprawdę na mnie, czy masz gdzieś?
Tony: Martwiłem się o ciebie, gdy Maggia cię zaatakowała. Nadal się martwię, a ty czujesz to samo, tak?
Pepper: No tak

Tony przytulił Pepper, aż się zarumieniła. W oku zakręciła się jej łza. W jednej chwili przypomniała sobie ostatnie niemiłe wydarzenia, jakie miały miejsce przez Stane'a. Niespodziewanie odezwało się przypomnienie. Ukrywał ból i trzymał go w sobie. Ona nie dała się oszukać.

Pepper: Powinieneś już iść. Mam nadzieję, że moja teoria się nie sprawdzi
Tony: O to się nie musisz martwić. Obiecuję... że... do tego nie dojdzie

Pepper cmoknęła go w policzek.

Pepper: Spróbuję ci zaufać. Odprowadzę cię do domu

Podparł się o nią, by nie upaść. Co kolejną minutę czuł się coraz gorzej, ale przy niej miał zapewnione bezpieczeństwo.

KONIEC AKTU XIX

---**---

Coś za szybko nam idą te scenariusze, ale nieważne, Ważne, że czytacie. Jak zwykle ruda nie da sobie niczego wmówić, ale sama tworzy dziwne teorie. Macie pytania? Kolejna notka niebawem :)

AKT XVIII: Whiplash

1 | Skomentuj

Była lekcja historii. Rhodey, jak zwykle wypowiadał więcej od nauczyciela. Wyglądało tak, jakby on sam miał prowadzić lekcję. Po tej akcji z porwaniem, Pepper uświadomiła sobie, że musi być pewna swoich uczuć. Tylko w jeden sposób mogła to sprawdzić. Prawdziwa randka. Posłała kartkę dla Tony'ego z prośbą o spotkanie: Dzisiaj, park, 18:00, spotkanie, tylko MY". Chłopak zastanawiał się, o co jej może chodzić. Widział, że cała ich trójka się zmieniła, a blondyna nie potrafiła znieść jego widoku. Tony zgodził się na spotkanie, a ruda uśmiechnęła się do siebie.
Po dłuższym referacie Rhodey'go o Pearl Harbor, uczniowie mogli wyjść na przerwę.Tradycyjnie poszli na dach.

Tony: Powiem wam, że brakowało mi szkoły. To ciągłe leżenie...
Pepper: Chciałeś powiedzieć, opierdalanie się. Hahaha!
Tony: Jak zwał, tak zwał. Teraz chociaż mamy go z głowy
Rhodey: A czego się dowiedziałeś?
Tony: Prawdy. To on spowodował wypadek. Wszystko dla projektów z wojskiem
Pepper: Powiedział ci to, czy znowu twoje wymysły?
Tony: Powiedział, że nie przewidział, że przeżyję. Mnie też chciał pozbawić życia
Pepper: No to ma słuszny wyrok. Należało się temu szympansowi
Tony: Ale ona przeze mnie nie ma nikogo. Podobno musi wyjechać do Europy
Pepper: Jupi! Znaczy, o nie! I kogo będę męczyć?! To był jedyny, niezdegradowany plastik
Rhodey: Niech wyjeżdża. Mi to nie przeszkadza
Tony: Współczuję, że tak się to skończyło dla niej. Ona w niczym nie zawiniła

Gdy Pepper już chciała coś wtrącić, zadzwonił dzwonek na kolejną lekcję.Teraz to był angielski. W końcu mogła ich uczyć.

Pepper: No nie! Wróciła! Niee! Znowu to samo! Nienawidzę tego cholernego, beznadziejnego do kitu angielskiego!
Rhodey: Lepiej się ucisz, bo cię usłyszy
Pepper: Trele frele, Rhodey. Mam to gdzieś

Rzuciła papierkiem w Whitney z napisem żmija.  Później poleciała do Happy'ego jesteś głupi . W ten sposób rozpętała wojnę w klasie. Domyślili się, kto mógł tak napisać.

Happy: To, że słucham klasyków, nie znaczy, że jestem głupi!
Whitney: A ja nie jestem żmiją!

Zaczęli się ze sobą szarpać i tym razem Whitney potrafiła walczyć rękoma dość zręcznie. Pepper zadowolona patrzyła na bójkę.

Pepper: Hahaha! Teraz mogę siedzieć
Tony: Jesteś pokręcona
Rhodey: Tony, my to już wiemy od początku pierwszej klasy
Tony: Ile to potrwa?
Pepper: Hahaha! Aż się opamiętają! Ohoho! Trochę im to zajmie

Nauczycielka próbowała ich rozdzielić. Była przy nich zbyt blisko i oberwała torebką w nos. Happy stłukł jej twarzyczkę, aż cała poczerwieniała. Natomiast Whitney wolała go atakować i uderzyć tam, gdzie chłopaki się chronią najczęściej. To naprawdę bolało. Oberwać obcasem w jaja.

Rhodey: Auć! To musiało boleć. Gra nie fair
Pepper: Udała się do rodzinki

Nagle w klasie i całym mieście padło zasilanie, a bez tego nie mogli prowadzić lekcji. Walka trwała w egipskich ciemnościach.

Happy: Starczy! To nie fair!
Whitney: Wymiękasz?
Happy: To nie ma sensu. Ja spadam. Na razie
Whitney: Ej! Jeszcze nie skończyłam

Podbiegła za nim, aż uderzyła się drzwiami.

Happy: A ja tak. Dzięki, Pepper. Mogłem w końcu ją stłuc na kwaśne jabłko
Pepper: Skąd ty...?
Happy: Chęć bójek rozwalania całej lekcji? Hmm... To nie pierwszy raz, ale dzięki

Uczniowie wrócili do domu. Na szczęście na zewnątrz nie było zbyt ciemno, ale szykował się deszcz. Tony wyszedł do laboratorium z Rhodey'm i Pepper, która zniknęła z oczu nauczycielki.
Gdy już byli na terenie fabryki, zaczął padać deszcz. Szybko wbiegli do środka, wystukując kod. Tony często go zmieniał, by nikt niepożądany nie wszedł do jego "sanktuarium".

Rhodey: Co robimy? W nic nie pogramy, bo prąd siadł w całym mieście
Tony: Niekoniecznie. Mogę sprawdzić, co się stało. Ktoś musiał wyłączyć elektryczność w elektrowni. Polecę tam
Rhodey: Ej! Niedawno wyszedłeś ze szpitala. Zły pomysł. Może lepiej zostawić to służbom?
Pepper: Nie słuchaj go. Leć tam, Iron Manie!

Tony założył zbroję i wyleciał z laboratorium. Nie wiedział, w jakie piekło się pakuje, gdy zobaczy, z kim ma do czynienia. Dopiero, dolatując do pierwszych linii wysokiego napięcia, zobaczył jego. Robota z elektrycznymi biczami.

Tony: Kim jesteś?
Whiplash: Mów mi Whiplash. A ty... zdaje się, ten Iron Man, o którym tak mówiły media?
Tony: Nie inaczej
Whiplash: Lepiej zejdź mi z drogi, bo w przeciwnym razie... poczujesz spięcie na swoim ciele
Tony: Zaryzykuję

Tony nie wiedział zbytnio jeszcze, jak walczyć w zbroi. Jednak pierwszy atak zrobił biczownik. Od razu poczuł, jak przez jego ciało przechodzą małe iskierki, które w większej ilości powodowały ból. Uderzył w niego z repulsorów i wyminął go, lecąc do elektrowni. Chciał przywrócić zasilanie, ale wróg nie dawał za wygraną.

Whiplash: Nie uda ci się mnie powstrzymać!
Tony: Założysz się?

Oplótł biczami, aż poraziła potężna dawka elektryczności. W porę się uwolnił i strzelił z repulsorów. To dalej nie skutkowało, a ból był nie do zniesienia.

Whiplash: Mogę cię smażyć godzinami. Nic nie szkodzi, że to będzie bolało
Tony: Nie poddam się

Chwycił za jego bicze i rzucił nim o ziemię. Wykorzystując czas, gdy Whiplash zbierał siły, dotarł do kontroli, gdzie załączył dźwignię, co spowodowało, że prąd wrócił w całym mieście. Nauczyciele znowu mogli wrócić na lekcje, a żaden z uczniów nie został. Whiplash był wściekły, że przeszkodził mu w planie.
Od razu, kiedy Tony wyszedł z budynku, ruszył ponownie do ataku i tym razem, to Iron Man był przygnieciony do ziemi.

Whiplash: Teraz ci nie odpuszczę za to
Tony: Przegrałeś, Whiplash. Odpuść sobie
Whiplash: O nie! Ja tak nie robię

Chwycił go za głowę i poraził cały pancerz.

<<Uwaga. Zbyt wysoki przyrost energii>>

Tony: Muszę... się... go... pozbyć. Teraz!

Strzelił z unibeamu i uwolnił się. Miał niską energię i szybko poleciał do laboratorium. Po tej walce musiał się podładować. Pepper od razu wiedziała, co musiał zrobić. Od razu go szarpnęła za rękę i podpięła implant do ładowarki.

Rhodey: Pepper... Taka ekspertka. Hahaha! Już wszystko wie
Tony: Dzięki
Pepper: Pamiętasz o kartce?

Szepnęła mu do ucha o przypomnieniu ich tajnego spotkania. Rhodey tylko na nich patrzył podejrzanie, że czegoś mu nie mówią.

Rhodey: Dobra, gołąbeczki...
Pepper: Ty! Strzelę ci w mordę!
Rhodey: Mówcie, co tam chcecie, ale powiedz mi, co się stało, że długo nie wracałeś?
Tony: Mam wroga. Whiplasha. To on odciął zasilanie
Pepper: Hahaha! Kocham go! Dzięki niemu nie było później lekcji!

KONIEC AKTU XVIII

---***----

"You greedy little bastard you will get what you deserve" Haha. Mamy nowego wroga w scenariuszach, czyli Whiplasha. Czeka was jeszcze wiele niespodzianek, a jeśli myślicie, że Stane już nie stanowi zagrożenia, to źle myślicie. CDN...

AKT XVII: Przebudzenie

15 | Skomentuj

To był szczęśliwy dzień dla całej trójki. Stane siedział za kratkami, a do pełnej euforii rudej brakowało, tylko Tony'ego. Lekarz ciągle go obserwował, bo puls znowu był nierówny. Oddech mu przyspieszył, ale otworzył oczy.

Dr Yinsen: Tony, spokojnie. Pamiętasz, jak się tu znalazłeś?
Tony: Ech... Przez Stane'a. Czy on... coś... im... zrobił?
Dr Yinsen:  Nic mi nie jest. Są cali i zdrowi. Jest dobrze. Zaraz pewnie do ciebie przyjdą z sądu
Tony: Sądu? Czemu?
Dr Yinsen: Ten, który cię tak urządził, został oskarżony i nie wiem, jaki dostał wyrok

Tony był spokojny. Pamiętał, co się stało, ale nie wiedział, ile czasu minęło. Do sali wbiegła rozentuzjazmowana Pepper, która rzuciła mu się na szyję.

Pepper: Tony, wygraliśmy!
Tony: Whoa! Pepper! Udusisz mnie!
Pepper: Sorki. Po prostu, to jest super. Stane gnije w więzieniu, a ty się w końcu nie opierdalasz na łóżku
Tony: Rhodey, czy ona...?
Rhodey: Martwiła się. Nawet bardzo. Olała dla ciebie szkołę
Pepper: A ty swoją kochankę. Hahaha!
Tony: No ja was nie poznaję. Uciekłeś z historii? Hahaha! A to ci dopiero. Już taki wzorowy uczeń z ciebie nie jest
Roberta: Muszę pogadać z lekarzem na osobności, a wy sobie pogadajcie. Tylko go tu tak nie męczcie
Tony: Nie będą

Uśmiechnął się i Roberta wyszła z sali wraz z dr Yinsenem.

Dr Yinsen: Co się stało, Roberto? Wszystko gra?
Roberta: Nie bardzo. Whitney została bez ojca i dalszej rodziny, to ma jedynie dziadków w Europie. Współczuję jej, bo ona zła nie jest, tylko Stane jest taki
Dr Yinsen: Poradzi sobie. Jak widzisz, to Tony się w końcu obudził. Szybko wróci do zdrowia. 3 dni i może być w domu
Roberta: To dobrze
Dr Yinsen: Coś cię martwi?
Roberta: Może Stane nic mu nie zrobi przez 25 lat, ale ta sytuacja może się powtórzyć
Dr Yinsen: Dobrze o tym wiem. Na lekcjach nie musi się ładować, gdy się nie zdenerwuje za bardzo. Myślę, że wytrwa w szkole
Roberta: No wiem, ale martwi mnie to, że przez stres dostanie ataku lub zmęczenia. Co wtedy?
Dr Yinsen: Tony musi się zmienić i chyba dzięki jego przyjaciółce dojdzie do zmiany
Roberta: Przy Pepper? Hahaha! Zabawne!
Dr Yinsen: Ciągle przy nim siedziała. Co jakiś czas wychodziła na kawę albo do łazienki i nic więcej. Naprawdę widzę, że coś jest między nimi.
Roberta: Być może. Znam ją tylko z opowiadań Rhodey'go i święta to ona nie jest
Dr Yinsen: Jestem pewny, że dzięki niej, to będzie inny. Zadba o siebie, ale nie może się przemęczać
Roberta: Po śmierci Howarda ciągle siedzi w laboratorium. Próbuje się jakoś pogodzić z jego stratą

Tymczasem przyjaciele dalej się śmiali i wygłupiali. W końcu, żaden z nich nie był smutny, a rozpierała ich radość. Ruda odsunęła się nieco od niego.

Tony: Dobrze was znowu widzieć
Rhodey: I wzajemnie. Wracaj szybko do zdrowia
Pepper: Nie ma kogo niańczyć, a ja dręczyć. Hahaha! Dobra, żartuję. Naprawdę się martwiłam i cieszę się, że żyjesz
Tony: A skąd taka zmiana?
Pepper: A... no zrozumiałam coś
Rhodey: Ohoho! Tony, bój się. Czuję złą aurę
Pepper: Aurę, to ty poczujesz, jak ci skopie zada

Cała trójka się zaśmiała ,a ruda miała ochotę "pobawić się" z Rhodey'm.

Tony: To nie... miejsce na... twoje... "zabawy"... Pepper
Pepper: Co się dzieje?
Tony: Nic

Założył maskę tlenową, by łatwiej mu się oddychało. Lekarz wrócił do sali, by sprawdzić kolejne pomiary.

Dr Yinsen: Tony, co się stało?
Tony: To nic... Przejdzie mi
Dr Yinsen: Zdenerwowaliście go?
Rhodey: Nie!
Pepper: W żadnym wypadku
Dr Yinsen: Musicie wyjść
Pepper: Czy to coś poważnego?
Tony: Proszę... niech zostanę
Dr Yinsen: Muszę coś sprawdzić. Muszą wyjść

Przyjaciele już byli bez zmartwień, ale znowu wróciły, gdy stan Tony'ego się pogorszył. Dr Yinsen sprawdził wpierw nogę i rana się zagoiła. Wina nie leżała przy ranie. Sprawdził puls i znowu był słaby. Zobaczył, czy coś się stało z implantem. Migotał bardzo szybko, aż stopniowo zwalniał.

Dr. Yinsen: Tony, co ty zrobiłeś?
Tony: Nic
Dr Yinsen: Na pewno to nie stres?
Tony: Na... pewno
Dr Yinsen: Nic nie rozumiem. Godzinę temu, wszystko było w normie, a teraz....? Naprawdę nie wiem

Okazało się, że przy implancie był odłamek od pocisku, co ledwie wystawał. Bardzo się głęboko wbił, co powodowało problemy z oddychaniem.

Dr Yinsen: No i mamy winowajcę. Wcześniej tego nie było
Tony: Nie... wiem
Dr Yinsen: Będzie dobrze

Wstrzyknął mu morfinę dla uśmierzenia bólu, gdy będzie wyciągał odłamek. Zasłonił zasłonę, by nikt nie widział, co zrobił. Wziął do ręki niewielki skalpel, robiąc cięcie przy klatce piersiowej. Mimo wszystko czuł ból. Przegryzał język między zębami.

Dr Yinsen: Jeszcze trochę. Wytrzymaj

Chwycił pęsetą i ostrożnie wyjął odłamek. Od razu Tony zdołał oddychać bez problemów. Nawet maska tlenowa stała się zbędna.
3 dni później został wypisany ze szpitala i wrócił do szkoły. Whitney nie była zbytnio zachwycona, gdy go widziała. Od razu przypomniała sobie, że straciła ojca.

KONIEC AKTU XVII

---**--

Bardzo się cieszę, że są osoby, które tu wpadają i czytają. Dzięki wam, tak szybko nie zawieszę tego bloga, ale o Daredevilu nadal nietknięty. Ci, co tam wpadają, bardzo przepraszam. To nasza trójca znowu razem. Jednak dla Whitney to nie jest happy 

AKT XVI: Sąd

5 | Skomentuj


Whitney wyszła z firmy, podążając do domu. Stane przeglądał pocztę i natrafił na niepokojące pismo z urzędu. Wiedział, że z tych kłopotów musi jakoś się wyciągnąć. Wynajął świetnego obrońcę.

Stane; Nikt nie może o tym wiedzieć

Mija tydzień. Tony nadal nie odzyskał trwałej przytomności, a rozprawa musiała się odbyć w wyznaczonym terminie. Lekarz musiał też się stawić, ale nie był w stanie, gdy chłopakowi mogłoby się coś stać w czasie jego nieobecności. Pepper z Rhodey'm byli przygotowani i ubrani stosownie do urzędu. Roberta przyszła do szpitala, by wiedzieć, czy był w stanie zeznawać.

Roberta: Za godzinę mamy rozprawę. Pamiętajcie, by mówić szczerze i bez imaginacji. Głównie to się tyczy ciebie, Pepper
Pepper: Dobra, dobra. Kumam, o co chodzi
Rhodey: Będą zadawali dużo pytań?
Roberta: Chyba tak. Wiem, jakiego obrońcę wybrał Stane. Na pewno ten sam, gdy była mowa o katastrofie samolotu. Był podejrzany i cudem nic na niego nie znaleźli
Pepper: Tym razem się nie wywinie. Dopilnuję tego. Szkoda, że Tony nie może
Dr Yinsen: Muszę go obserwować, ale dokumentację wam dam

Lekarz dał Robercie teczkę z wszystkimi dokumentami o stanie chorego. Godzinę później pojawili się w sali rozpraw. Na widok Stane'a, Pepper miała ochotę znowu go potraktować gazem pieprzowym. Nienawidziła go za to, co zrobił. Sprawdziła się najgorsza diagnoza. Śpiączka.

Sędzia: Zebraliśmy się tu dziś, aby zadecydować o losie pana Stane'a. Jako, że oskarżyciel nie może być obecny, proszę prokuratora o postawienie zarzutów
Prokurator: Wysoki Sądzie, członkowie ławy przysięgłych. Postaram się dziś dowieść Państwu, że oskarżony jest człowiekiem winnym i jego wina jest oczywista. Zarzuty postawione mu są: uszkodzenie ciała, pozbawienie niepełnoletniego wolności, zmuszanie go do pracy w celu zarobkowym oraz narażenie na utratę zdrowia i życia
Sędzia: Dziękuję. Głos oddaję obronie
Obrońca: Dowiodę Państwu, że oskarżenia te są bezpodstawne oraz, że mój klient jest niewinny i nie popełnił zarzucanych mu czynów
Sędzia: O tym zadecyduje ława przysięgłych. Proszę usiąść

Roberta próbowała wymyślić odpowiednią strategię, by dowody wskazywały na jego winę. Pepper chciała się pohamować, a Rhodey jej pomagał.

Rhodey: Opanuj się, dobra? Wrzuć na luz i uspokój się
Pepper: Zabiję tego gnojka!
Roberta: Pepper, cicho. Będzie dobrze. Nie ujdzie mu to na sucho

Prokurator zaczął mówić swoją kwestię.

Prokurator: Szanowni Państwo. Przypomnijmy sobie po krótce, kim jest Obadiah Stane. Jest to szanowany szef firmy Stark International, który odniósł zyski na rynku zbrojeniowym. Po śmierci Howarda Starka był sądzony w sprawie katastrofy samolotu, więc wydaje mi się, że umorzenie sprawy byłoby nieporozumieniem
Obrońca: Proszę nie mówić o starych sprawach. Skupmy się na tej obecnej. Jak na razie nic nie wskazuje na jego winę
Sędzia: Dobrze. Proszę wezwać pierwszego świadka. Patricię Potts

Ruda wstała i podeszła do barierki. Serce biło, jak szalone. Bała się, że przegrają sprawę, a zależało jej na sprawiedliwości. Podała legitymację dla potwierdzenia tożsamości.

Sędzia: Patricia Potts, lat 16. Mieszka w Nowym Jorku, zgadza się?
Pepper: Tak, zgadza się
Sędzia: Proszę pamiętać, że za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna. Zrozumiała pani?
Pepper: Tak, zrozumiano
Sędzia: Proszę nam powiedzieć, jak doszło do wypadku?
Pepper: To było tydzień temu. Tony długo nie wracał i z moim przyjacielem musieliśmy go znaleźć. 4 godziny już go nie było
Sędzia: Co było dalej?
Pepper: Poszliśmy do firmy, gdzie miał być no i tam natrafiliśmy na Stane'a i Tony chciał uciec, ale przez to go strzelił w nogę
Sędzia: To wszystko?
Pepper: Może dodam jeszcze to, że miał mieć przerwę, a jej mu nie dał. Miał pracować, mimo że źle się czuł
Sędzia: Rozumiem. Są jakieś pytania do świadka?
Obrońca: Mój klient powiedział, że został na niego użyty gaz pieprzowy przez panią. Czy uważa pani, że nastąpiło zagrożenie życia i potrzebna była obrona konieczna?
Pepper: Miał przy sobie broń. Jak miałam zareagować?!
Sędzia: Czy to wszystkie pytania?
Obrońca: Tak, Wysoki Sądzie
Sędzia: W takim razie przesłuchajmy ostatniego świadka. Jamesa Rhodesa

Pepper wróciła do ławki, gdzie Roberta skupiała się na słowach obrońcy i pytaniach. Rhodey podszedł przed sąd. Stane zachowywał powagę, choć w duszy się śmiał. Czuł zbliżające się zwycięstwo.

Sędzia: James Rhodes, lat 16. Mieszka w Nowym Jorku, zgadza się?
Rhodey: Tak
Sędzia: Proszę pamiętać, że za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna. Zrozumiał pan?
Rhodey: Tak
Sędzia: Co robił pan, gdy doszło do tego tragicznego zdarzenia?
Rhodey: Byłem tam z poprzednio przesłuchiwaną Patricią i wszystko, co powiedziała, ja też to widziałem. Bałem się o mojego przyjaciela, bo znałem jego stan zdrowia
Sędzia: Rozumiem. Czy są jakieś pytania?
Obrońca: Nie
Sędzia: Dobrze, teraz możemy przesłuchać oskarżonego, co miało być na początku, ale proszę mi wybaczyć za pomieszanie kolejności. Proszę, żeby pan Stane został teraz przesłuchany

Łysielec wstał i sędzia naciska na niego masę pytań, by dociec, czy był winny.

Sędzia: Wiemy, kim pan jest i też to, że w czasie zdarzenia był pan w firmie. Czy to prawda, że osoba nieletnia była zmuszana do pracy w celu zarobku?
Stane: Nie, Wysoki Sądzie
Pepper: Kłamca! Ty go biłeś!
Sędzia: Spokój. Czy wiedział pan o problemach zdrowotnych poszkodowanego?
Stane: Nie miałem o tym pojęcia
Pepper: Znowu kłamie!
Rhodey: Pepper, cicho!
Sędzia: A dlaczego został użyty paralizator?
Stane: Wiem, że zrobiłem źle, ale po naszej rozmowie o wypadku, Tony się wściekł i bałem się, że coś zrobi głupiego i właśnie to był powód użycia paralizatora. Mam dowód na kamerze

Na sali rozpraw zostało włączone nagranie, ale tylko do momentu porażenia Tony'ego, bo później została uszkodzona. Pepper dalej była niepohamowana, ale w porę się uspokoiła. Miała ochotę mu przywalić.

Sędzia: Dlaczego nagranie jest uszkodzone?
Stane: Nie wiem
Sędzia: Dobrze. Przejrzałem dokumentację medyczną i obdukcję lekarską, która wskazuje na poważne uszkodzenia ciała, co łamie artykuł 444 i za to należy się zapłata za koszty leczenia przez wyrządzone szkody. Co ma do powiedzenia obrońca?
Obrońca: Mój klient jest niewinny. Dowodzi to fakt, że poszkodowany przyszedł do firmy bez przymusu, a użycie gazu mogło spowodować utratę wzroku, a poza tym, nie wiedział o problemach zdrowotnych Tony'ego Starka, co wskazuje na to, że nie zmuszał go do pracy ponad jego siły

Sędzia poszedł na rozmowę z ławą przysięgłych. Była przerwa w rozprawie. Pepper od razu wyszła na korytarz, by ochłonąć. Była wściekła, że obrońca obalił większość oskarżeń i czuła, jak ponoszą porażkę.

Rhodey: Musisz się opanować, jeśli chcesz mieć to, jak najszybciej z głowy
Pepper: Przepraszam. Po prostu dalej Tony jest nieprzytomny. Ile to jeszcze potrwa? Już minął tydzień!
Roberta: Musisz być spokojna i nie rzucaj wszystkich myśli. Wiem, że jesteś wkurzona, ale twoje samosądy bez dowodów mogą nam zaszkodzić. Chcesz, żeby Stane zgnił w więzieniu?
Pepper: Wszyscy tego chcemy
Rhodey: To chodźmy zakończyć ten koszmar

Wszyscy pojawili się w sali rozpraw, a sędzia miał już werdykt ostateczny.

Sędzia: Podjęliśmy ostateczną decyzję w sprawie oskarżonego. Sąd po rozpoznaniu sprawy uznaje Obadiaha Stane'a za winnego. Jako, że drugi raz jest sądzony o przestępstwo, będzie stosowna kara. Jak już wcześniej było mówione, to płaci za koszty leczenia poszkodowanego. Dodatkowo, poza grzywną zostaje kara więzienia za złamanie prawa do wolności i życia oraz narażenie na utratę zdrowia i życia, zostaje skazany na 25 lat

Przyjaciele byli zadowoleni z kary, bo uznali ją za sprawiedliwą. Pepper miała ochotę krzyczeć z radości, ale dopiero wyrzuciła swój entuzjazm, gdy wyszli z sądu. Przytuliła Rhodey'go i Robertę.

Pepper: Tak! Tak! Taaak!
Rhodey: Udało się
Roberta: No i mamy zwycięstwo. Jak się obudzi, powiemy mu o tym
Pepper: Jupi! Wygraliśmy! Ta łysa pała zgnije w pierdlu! Tak!
Rhodey: Dobra. Już wiemy, że się cieszysz. Zaraz z tej euforii coś rozwalisz

KONIEC AKTU XVI

---**---

Stane został osądzony. Po raz drugi Katari się bawiła w sąd ( w Unprotected było- kto czytał, ten wie). Szukałam po necie, jak to wygląda i ten artykuł 444 naprawdę istnieje. Myślicie, że kara była słuszna, czy miałaby być łagodniejsza? Podzielcie się swoją oceną na ten temat

Z okazji 15 aktów :)

AKT XV: Kłamca

5 | Skomentuj

Whitney już chciała rzucić się na Happy'ego za złośliwy dla niej komentarz. Pani profesor krzyknęła na nich, ale blondyna musiała wymierzyć pierwsze ciosy. Jednak on był silniejszy i łatwo ją zgiął.
Na szczęście dzwonek przerwał ich utarczki. Rhodey od razu wybiegł z klasy. Miał być na kolejnej lekcji, czyli angielski, ale środki Pepper nadal męczyły nauczycielkę.
Nagle zadzwoniła do niego Roberta. Nie wiedział, w jakiej sprawie dzwoni.

Rhodey: Co się stało? Obudził się, czy jest źle?
Roberta: Będzie rozprawa. Załatwiłam na następny poniedziałek. Tony nie musi być obecny, ale wolałabym, gdyby w niej uczestniczył. Tylko on wie o tym, jak to się stało, bo jest poszkodowany
Rhodey: Może Pepper ma jakieś dobre wieści? Czyli naprawdę Stane będzie sądzony?
Roberta: Tak będzie najlepiej. Jakie masz lekcje?
Rhodey: Nie idę. Chcę zobaczyć, co się z nim dzieje. Martwię się
Roberta: Wiem o tym, ale nie możesz przez to olewać szkoły. Będzie dobrze. Nie martw się
Rhodey: Nie potrafię, a poza tym Pepper już tak długo tam siedzi
Roberta: Rozumiem. Odpuszczę ci i możesz do niego iść
Rhodey: Dzięki, mamo
Roberta: Raz ci odpuszczę.To idź

Rozłączył się i wyszedł ze szkoły. Whitney zauważyła, że nie został na historii, którą wręcz ubóstwiał. Wiedziała, że coś ukrywa i domyśliła się, gdzie może iść. Śledziła go po kryjomu. Rhodey czuł czyjś wzrok na plecach, bo miał wrażenie gęsiej skórki. Chciał zgubić ogon i poszedł w tłok głównej ulicy, gdzie taksówki zapychają pasy uliczne, tworząc korki.

Whitney: Cholera! Głupie! Nie martw się. Jeszcze się dowiem, co przede mną ukrywasz

Zrezygnowana wróciła do domu, udając przed ojcem, że źle się poczuła i musiała się zwolnić. By żaden z jego pracowników nie zobaczył jej w centrum handlowym, została w domu, myśląc dlaczego Rhodey uciekł z ulubionej lekcji?
Gdy próbowała poznać powód, chłopak dotarł do szpitala. Tony'ego już nie było na sali pooperacyjnej. Postanowił znaleźć dr Yinsena. Zamiast tego natrafił na Pepper z kubkiem kawy.

Rhodey: Hej, Pepper. Gdzie go zabrali?
Pepper: Rano go przenieśli na cyberchirurgię
Rhodey: Coś się zmieniło?
Pepper: Obudził się na chwilę, ale znowu zasnął. Nie jest źle, ale najgorsze może być to, że będzie w śpiączce przez tydzień
Rhodey: Naprawdę się o niego martwisz. Nie płacz. Tony jest silny i wyjdzie z tego, a Stane zapłaci za to
Pepper: Czyli będzie rozprawa w sądzie? Twoja mama na serio to zrobiła?
Rhodey: Tak. Za tydzień się osądzą. Oj! Kasą na pewno nie wybrnie. Prawie go zabił i złamał podstawowe prawa człowieka, czyli do życia i wolności
Pepper: On musi za to zapłacić!
Rhodey: Spokojnie. Już nie płacz. Wszystko się ułoży. Dobrze, że jesteś przy nim. To pójdziemy do niego?
Pepper: Tak. To chodźmy

Otarła policzki z łez i zaprowadziła go na cyberchirurgię, gdzie Tony dalej miał na ustach maskę tlenową i leżał nieprzytomny, podpięty do kardiomonitora, a przy łóżku miał przenośną ładowarkę. Dr Yinsen zadbał o wszystko. Był przy nim i sprawdzał parametry życiowe.

Dr Yinsen: Witaj, Rhodey. Jedyny pilny uczeń, jak widzę

Uśmiechnął się do nich, dając im nadzieję, że ma dobre dla nich wieści w sprawie przyjaciela.

Rhodey: Nie, aż tak pilny. Nie zostałem na historii
Pepper: To poważne przewinienie, Rhodey. Porzucić kochankę?
Rhodey: Najpierw płaczesz, a teraz się śmiejesz. Zdecydujesz się wreszcie?
Pepper: Zacytuję twoje słowa: Kobieta, zmienną jest
Dr Yinsen: Dobrze, że przyszedłeś. Dzięki tobie w końcu nie płacze. Sprawdziłem jego stan i jest stabilny. Myślę, że za kilka dni się obudzi
Rhodey: No dobrze. Ale ile trzeba czekać?
Dr Yinsen: Cierpliwości. Wszystko jest na dobrej drodze
Rhodey: A mogę się o coś zapytać?
Dr Yinsen: Słucham cię,  Rhodey
Rhodey: Czy osoba, która mu to zrobiła, jest szansa, że pójdzie do więzienia?
Dr Yinsen: To zależy od wielu czynników. A wiecie, kto to był?
Pepper: Stane

Pepper nie ukrywała nazwiska "mordercy". Miała ochotę sama wymierzyć sprawiedliwość. Już jej do głowy przyszło wykraść zbroję Iron Mana, by zaatakować łysielca. Szybko wyleciało to z głowy, bo chciała dla niego najgorszej kary.

Dr Yinsen: No to musiał mieć "niezły" powód, by go tak załatwić
Pepper: Zmuszał go do pracy. Nie pozwolił nawet na przerwę, a do tego jego serce...
Dr Yinsen: Spokojnie. Wiem. To wszystko wyjaśnia

Niespodziewanie Tony się obudził, ale zaczął się dusić. Lekarz wyprosił ich z sali, by spróbować działać. Wiedział, że przyczyna leżała u chirurgów, którzy wyjęli mu implant.

Dr Yinsen: Tony, spokojnie. Już nic ci nie grozi. Uspokój się
Tony: Nie... nie! On... ich... skrzywdzi!
Dr Yinsen: Nie bój się. Są tutaj. Zobacz
Tony: Rhodey... Pepper
Dr Yinsen: Wszystko będzie dobrze

Chłopak nadal czuł ścisk i zdecydował się mu dać coś na uspokojenie. Oddech był spokojny, a puls normalny. Sprawdził, co z implantem i sercem. Spełniał swoją funkcję, a wina leżała przy poprzedniej operacji. Tony zasnął. Pepper była zaniepokojona tym, co widziała.

Pepper: Czy on...?
Dr Yinsen: Sytuacja opanowana. To był, tylko niegroźny atak paniki. Powoli będzie się oswajać z tym, co mu się przytrafiło. Nie ma powodów do obaw. Żyje
Pepper: Co za ulga
Rhodey: Za tydzień będzie rozprawa w sprawie tego ataku
Dr Yinsen: Raczej nie pozwolę mu opuścić szpitala zbyt szybko nawet z powodu sądu. Gdyby znowu się obudził w panice, uspokajajcie go, ale pod żadnym pozorem, nie denerwujcie
Pepper: Wiemy o tym
Dr Yinsen: Wystawię stosowne dokumenty, by dowieść, jak bardzo został pokrzywdzony. Myślę, że sprawcę spotka sprawiedliwy wyrok i pieniądze nie zamkną tej sprawy. Jeśli chcecie, to możecie być przy nim
Pepper: Dobrze i ja postaram się, by miał najgorszy wyrok kary
Rhodey: Za tydzień się dowiemy, jak to się skończy dla łysielca

Dr Yinsen poszedł do swojego gabinetu, by wypełnić dokumentację medyczną. Gdy on zajmował się papierkową robotę, przyjaciele siedzieli przy Tony'm, mając nadzieję, że szybko wróci do zdrowia. Tymczasem Whitney poszła wieczorem do firmy swojego ojca. Nie spodziewał się jakichkolwiek wizyt i bał się, że przyszli po niego. Wiedział, co zrobił, ale nie raz wyplątał się z sądu. Sprawa z katastrofą samolotu również go dotyczyła jako podejrzanego i nic mu nie udowodniono.

Whitney: Hej, tatku. Masz może dzisiaj czas? Możesz mnie pochwalić, bo nie opuściłam ani jednej godziny
Stane: Możesz na tydzień odpuścić. Masz wolne. Czy ty walczyłaś z kimś? Masz spuchnięte ręce
Whitney: Mała sprzeczka w klasie na muzyce. Od kiedy się ty interesujesz? Czy coś się stało? Jesteś zestresowany
Stane: Sprawy firmy. Wojsko nie chce czekać na nowe bronie kolejny tydzień, a Stark mi nie pomoże
Whitney: A to niby czemu? Chociaż... to serio dziwne. Nie było go w szkole
Stane: Chyba szybko nie wróci. Miał wypadek
Whitney: I ja nic o tym nie wiem?! Jak to się stało?!
Stane: Już Roberta do mnie dzwoniła z podejrzeniem, że ja coś zrobiłem. Dobrze wiesz, że pracowałem

Blondyna była zmieszana. Stane łatwo jej wmówił historyjkę z wypadkiem.

Whitney: W którym szpitalu?
Stane: Nie wiem, ale to nie moja wina. Wierzysz mi?
Whitney: Tak

KONIEC AKTU XV

---**---
Dobrnęliśmy do połowy "Od początku do końca". Jeśli macie pytania, pytajcie.

AKT XIV: Miłość

5 | Skomentuj

Pepper z Rhodey'm ciągle siedzieli przy Tony'm, którego stan w końcu się ustabilizował. Żaden z nich nie chciał iść do szkoły. Nie byli w stanie myśleć o nauce, gdy ich przyjaciel prawie mógł umrzeć przez Stane'a. Roberta wiedziała, jak im było ciężko, ale nie mogła pozwolić, by zaniedbywali obowiązek ucznia.

Roberta: Już jest wszystko pod kontrolą. Dr Yinsen odpowiednio się nim zajmie. Wiecie, że jutro musicie wstać do szkoły. Nie możecie tu ciągle przebywać
Rhodey: On musi za to zapłacić! Mogłem mu wybić z głowy ten pomysł
Roberta: Obwinianie się nic tu nie pomoże. Musi odpocząć. Naprawdę, to była ciężka noc, a wy musicie iść do szkoły
Pepper: Nie... nie można

Ruda już nie ukrywała swoich uczuć. Nie miała ochoty na nic. Żałowała, że chciała go zrzucić z dachu, chamsko się do niego odnosiła i miała ochotę wyrwać mu implant. Chciała zacząć z czystą kartą zupełnie od nowa ich znajomość. Na jej twarzy był żal i smutek. Była zrozpaczona, widząc go nieprzytomnego, a wcześniej w karetce patrzyła, jak umierał.

Rhodey: Pepper, spokojnie. Będzie dobrze. Najgorsze mamy za sobą
Pepper: Rhodey, ja...
Rhodey: Nie przepraszaj. Widzę, że w końcu nie jest ci on obojętny. Teraz wiesz, jak ja się czułem, gdy był dzień katastrofy samolotu
Pepper: Jak długo mamy czekać?
Rhodey: Tyle, ile będzie trzeba

Pepper wybiegła do łazienki, czując kolejną falę łez, napływającą do oczu. Z torebki wyjęła telefon i zadzwoniła do ojca. Wiedziała, że o pierwszej w nocy będzie w pracy, ale chciała poprosić o coś. Mężczyzna z zaspanymi oczami odebrał.

Virgil:  Pepper, jest za wcześnie. Czemu dzwonisz?
Pepper: Możesz mi załatwić usprawiedliwienie na cały tydzień?
Virgil: Ty płaczesz? Co się stało? Znowu Maggia?
Pepper: Gorzej... Muszę ci mówić powód?
Virgil; Źle się czujesz?
Pepper: Tak. To mogę na ciebie liczyć?
Virgil: Oczywiście, skarbie. A to coś poważnego?
Pepper: Chyba tak
Virgil; Trzymaj się jakoś i nie płacz. Wrócę do domu i...
Pepper: Nie ma mnie tam. Nie mogę... wrócić
Virgil: Co się dzieje?
Pepper: Nie mogę... Po prostu nie mogę

Rozłączyła się i pozwoliła na wylew łez. Czuła się chora przez miłość. Nie wiedziała, jak komukolwiek o tym powiedzieć. Rhodey pewnie, by ją wyśmiał, bo nigdy nie mówiła niczego na poważnie. Dopiero ta tragedia diametralnie ją zmieniła.

Pepper: Przepraszam.... Naprawdę... przepraszam

Gdy odrobinę się uspokoiła, wróciła do sali chorego.

Pepper: Nie muszę iść do szkoły. Tata mi napisze usprawiedliwienie
Roberta: Będziesz miała zaległości
Pepper: Wiem
Rhodey: Jesteś pewna, by nie iść? Na jak długo?
Pepper: Tydzień, ale ty musisz być, bo od kogoś muszę później odpisać lekcje
Rhodey: Też nie chcę iść, ale znasz moją mamę. Stanowcze nie
Roberta: Zrobimy tak. Będziesz chodził na te najważniejsze lekcje przez tydzień, a resztę możesz olać. Tylko tydzień, Rhodey
Rhodey: To mi w zupełności wystarczy. Zadzwoń, gdyby się obudził. Cokolwiek, by się działo, dzwoń nawet w środku nocy
Pepper: Dobrze. To powodzenia
Rhodey: I wzajemnie

Ruda pozostała sama przy łóżku, gdzie leżał Tony. Poczuła, że musi go chwycić za rękę, by czuł jej obecność. Przy Rhodey'm i komukolwiek innym nie chciała pokazywać otwarcie swoich uczuć. Teraz była przy nim sama.

Pepper: Przepraszam, jaka dla ciebie byłam. Obiecuję, że się zmienię. Nie pozwolę, by znowu ktoś cię skrzywdził, tylko proszę. Obudź się! Otwórz oczy!

Cmoknęła go w czoło i już chciała uwolnić rękę, ale odczuła uścisk. To był odruch, który wskazywał na to, że jej błagające tony zostały wysłuchane. Tony powoli otwierał oczy. Przed sobą widział Pepper. Nie był długo przytomny i ledwo ją zobaczył i znów ogarnęła go ciemność. Pepper cieszyła się, że choć na chwilę mogła zobaczyć jego oczy. Przypomniała sobie, jak on jej powiedział, jakie ładne ma oczy, aż uznała to za jakiś podryw. Teraz to na twarzy malowała się lekka radość z uśmiechem. Została przy nim z nadzieją, gdy znowu otworzy oczy.
Tymczasem dr Yinsen słuchał wyjaśnień dyrektora w sprawie ich bezmyślnych działań.

Dr Yinsen: Jesteś świetnym chirurgiem, a wyjęliście mu implant? Nie wiem, co by było, gdybym pojawił się później
Dyrektor: Przepraszam za ten błąd
Dr Yinsen: Który mógł kosztować ludzkie życie
Dyrektor: To, jak mamy działać przy zatrzymaniu akcji serca bez defibrylatora?
Dr Yinsen: Kiedyś nie było tak zaawansowanej technologii i ludzie własnymi rękami próbowali coś zrobić, aż stworzono pierwsze maszyny
Dyrektor: Nic nie było skuteczne, a tobie się udało. Jak ty to zrobiłeś?
Dr Yinsen: Znam się na tej technologii, bo ją stworzyłem. Widziałem, jaki był błąd i go naprawiłem. Dobrze, że nie użyliście defibrylatora. Jedno uderzenie i leży w grobie
Dyrektor: Czas działał na naszą niekorzyść. Obiecuję, że to już nigdy się więcej nie powtórzy
Dr Yinsen: Najlepiej robić masaż serca i zastosować adrenalinę lub w ostateczności większą dawkę kardiofryny
Dyrektor: Rozumiem, a co z nim teraz będzie?
Dr Yinsen: W najgorszym wypadku, to śpiączka, ale w lepszym świetle, się obudzi za kilka dni
Dyrektor: Chyba następnym razem po prostu zadzwonię do ciebie. Pracujesz tu w szpitalu, tak?
Dr Yinsen: Zgadza się. Znajdziesz mnie na cyberchirurgii. Implant nie jest moim jedynym wynalazkiem, ale też mam inne, jak protezy kończyn, czy implanty płuc... No cóż. Pójdę zobaczyć, co się z nim dzieje
Dyrektor: Nie pozwiesz nas za błąd lekarski?
Dr Yinsen: Nie, ale następnym razem być może tak

Lekarz opuścił gabinet dyrektora i poszedł do sali pooperacyjnej. Gdy dr Yinsen zajmował się Tony'm, Pepper dalej przy nim czuwała.
Następnego dnia odbywała się ulubiona lekcja rudej, czyli muzyka. Whitney zauważyła, że z ich trójki był, tylko Rhodey. Zapomniał, że miał jej powiedzieć o śladach krwi, czy należały do Tony'ego.

Whitney: Niemożliwe. Zrobiła sobie wolne?
Rhodey: Nie tylko ona
Whitney: Co z tobą? Wyglądasz tak, jakbyś dostał szlaban
Rhodey: Pamiętasz, że miałem ci zadzwonić?
Whitney: No tak, pamiętam. Co z tą krwią? To była krew?
Rhodey: Tak. No i znaleźliśmy Tony'ego
Whitney: No i gdzie był? Pewnie teraz Pepper mizia się z nim

Zaśmiała się blondyna i nie wiedziała, czego się może dowiedzieć. Ukrył przed nią prawdę.

Rhodey: Nie pytałem. Wrócił do domu
Whitney: Ty coś kręcisz, Rhodey
Rhodey: Możemy skupić się na lekcji?!
Whitney: A co ty taki nerwowy? Dobra, dobra. Już milczę, ale wiem, że nie mówisz mi wszystkiego
Rhodey: Na podłodze był keczup
Whitney: Kłamca! Wcześniej mówiłeś mi coś innego!
Happy: Zamknij się! Teraz leci fajna etiuda
Whitney: Żałosne, jak można czegoś takiego słuchać
Happy: Twój jazgot nie jest miły dla uszu
Whitney: Że jak?!

KONIEC AKTU XIV


---***---

Powoli dochodzimy do połowy scenariuszy, co oznacza, że powinniście się przygotować na pewną niespodziankę. Cieszę się, że są osoby, które jeszcze wchodzą na tego bloga. Nawet nie wiecie, jak wiele to dla mnie znaczy. Praktycznie ten blog po części jest drugą połówką życia. Ok. Notki postaram się dawać regularnie, czyli jutro powinna być kolejna :)

AKT XIII: Puls

7 | Skomentuj

Sanitariusz w karetce podpiął go do kardiomonitora, by sprawdzić jego funkcje życiowe. On również nie znał tej technologii. Rhodey trzymał Tony'ego za rękę, by dać mu poczucie spokoju, gdy w szoku się zbudzi. Sanitariusz dopytywał się, co dokładnie się wydarzyło.

Sanitariusz: Powiecie mi, jak to się stało, że został postrzelony?
Rhodey: Próbował uciec
Sanitariusz: Był więziony?
Pepper: Co to za pytanie?! Ratujcie go!

Po jej policzku spłynęła łza, którą szybko wytarła.

Rhodey: Nie wstydź się uczuć. Wszyscy czujemy ten strach
Pepper: To nie to. Po prostu coś mi wpadło do oka
Rhodey: Mów, jak chcesz
Sanitariusz: Nie wygląda zbyt dobrze. Jego serce bije zbyt słabo. Czy ten metal już miał?
Rhodey: Tak. To pomaga mu z sercem

Nagle Tony otworzył oczy. Widział rozmazany obraz i był przerażony. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Czuł, że umiera.

Sanitariusz: Halo, słyszysz mnie? Wiesz, gdzie jesteś?
Tony: Ach... nie czuję... serca
Rhodey: Tony, spokojnie

Jego twarz znowu nabrała zdziwienia. Dość gwałtownie jego serce zatrzymało się, a on nie oddychał i znowu był nieprzytomny. Chcieli uderzać z defibrylatora, ale Rhodey powstrzymał ich. Na kardiomonitorze pojawiła się ciągła linia. Pepper znowu chciała się rozpłakać. Coś w niej pękło. Czuła jakąś więź, której nie mogła dłużej zaprzeczać. Kochała go.

Rhodey: To go zabije! Podajcie mu coś!
Sanitariusz: Trzeba coś zrobić. On umiera
Rhodey: Adrenalina!
Sanitariusz: No to spróbujmy

Wyjął strzykawkę z apteczki i wbił mu ją prosto w serce. Rezultat był zerowy. Dodatkowo musiał intubować chłopaka, bo dalej był niewydolny oddechowo. Rhodey zadzwonił do Roberty. Musiał jej powiedzieć o całym zajściu, by skontaktowała się ze specjalistą.

Rhodey: Mamo! Tony jest w ciężkim stanie! Musisz zadzwonić do dr Yinsena!
Roberta: Powoli, Rhodey. Co się stało?
Rhodey: Był  u Stane'a, bo chciał coś wiedzieć o wypadku. Przetrzymywał go i postrzelił w nogę
Roberta: Oszalał?! Czy w waszym wieku wszyscy muszą szaleć?! Jesteście w szpitalu?
Rhodey: Właśnie jedziemy, ale proszę cię. Wezwij go!
Roberta: Spokojnie. Zadzwonię i przyjadę do was. Będzie dobrze, Rhodey. Musisz być spokojny
Rhodey: Nie da się, gdy widzę, jak umiera!

Roberta rozłączyła się. Gdy ona wzywała wsparcie, sanitariusz robił masaż serca. Stan dalej nie ulegał poprawie, a ruda miała ochotę krzyczeć. Obwiniała się, że to przez nią poszedł do łysielca i stała się tragedia.
5 minut później dojechali do szpitala. Sanitariusz nie przestawał uciskać i z pomocą drugiej osoby zabrali Tony'ego na salę operacyjną. Liczył się czas. Wciąż nie zaprzestawał masażu serca. Roberta w porę zjawiła się w szpitalu.

Roberta: Aż tak źle? Rhodey, to wszystko wina Stane'a?! Czy on zwariował?! Jak on mógł?!
Rhodey: Tak, to on. Kiedy się pojawi lekarz?
Roberta: Nie wiem. Trzeba czekać. Ja tego tak nie zostawię i go pozwę za to!
Rhodey: Dobrze, że zawsze noszę przy sobie apteczkę. Dzięki temu mogłem jakoś zatrzymać krwawienie, ale jego serce wciąż nie pracuje

Sanitariusze dojechali pod blok operacyjny, uciskając dalej klatkę piersiową. Na korytarzu spotkali dyrektora.

Dyrektor: W jakim jest stanie? Trzeba operować?
Sanitariusz: Rana postrzałowa przy kolanie, a serce przestało bić. Nie oddycha. Nie mogłem użyć defibrylatora ze względu na to coś, co ma na klatce piersiowej
Dyrektor: Fatalnie. Natychmiast na blok! Nie mamy innego wyjścia, ale ja nie znam się na tej technologii
Roberta: Specjalista będzie lada moment
Pepper: On musi żyć!
Dyrektor: Myślę, że ma dla kogo walczyć. Będzie żyć, jeśli będzie tego chciał

Lekarz otworzył drzwi i w biegu pojechali z nim na blok. Dalej próbowali przywrócić krążenie. Wstrzyknęli mu kardiofrynę raz dożylnie. Na chwilę był stabilny. Serce znów pracowało, ale zbyt słabo, że znowu mogło się zatrzymać. Zdecydowali się wyjąć implant. Nie wiedzieli, jak to pogorszy jego stan. Kardiomonitor zaczął piszczeć i puls był nierówny.

Dyrektor: Cholera! To nie tak miało być! Adrenalina! Na raz... dwa... trzy!

Wbił mu strzykawkę prosto w serce.  Niespodziewanie w sali pojawił się odpowiedni lekarz. Ho Yinsen.

Dr Yinsen: Co wyście zrobili?! Chcecie go zabić?!
Dyrektor: Brak krążenia. Serce zatrzymane i nie oddycha. Co mieliśmy robić?
Dr Yinsen: Zajmę się tym, a wy weźmiecie za kulę w nodze
Dyrektor: Dobrze. Mam nadzieję, że znasz się na tym?
Dr Yinsen: To ja stworzyłem mechanizm, dlatego tylko ja mogę coś z nim zrobić, bo wiem, jak on działa

Lekarz wziął sprawy swoje ręce. Gwałtownie znowu nie było pulsu. Dr Yinsen wiedział, co musiał zrobić. Dał większą dawkę kardofryny, która bardzo szybko zadziałała. Włożył implant ostrożnie i ustawił jego napięcie potrzebne do pobudzenia zniszczonego organu. Chirurgom udało się wyjąć pocisk, a raczej jego odłamki bez naruszana nerwów i ścięgien. Sytuacja była opanowana.

Dr Yinsen: Za kilka godzin powinien się wybudzić. Potrzebuje maski tlenowej, bo jego organizm się zbuntuje po przebudzeniu. Wszystko przez to, że robiliście na nim eksperymenty
Dyrektor: Jego kolega mówił, że zabije go defibrylator. To co mieliśmy za wybór? Ratujemy ludzi, a nie pozwalamy im umierać
Dr Yinsen: Wiem o tym. Na szczęście powinno być dobrze. Już więcej tego nie róbcie!
Dyrektor: A nie lepiej napisać na kartce, co możemy zrobić w takiej sytuacji?
Dr Yinsen: Bez obeznania się z jego budową i całym schematem działania, nic nie zrobicie

Dr Yinsen zabrał go na salę pooperacyjną, gdzie miał dojść do siebie. Cała trójka już tam czekała na niego. Lekarz pozbył się rurki, która miała mieć na celu sztuczne oddychanie. Podał mu maskę tlenową. Roberta chciała wiedzieć, jak poszło.

Roberta: Jest już dobrze? Będzie mógł szybko wrócić do domu?
Dr Yinsen: To nie takie proste. Operacja z nogą się udała, ale z sercem była skomplikowana. Narazili go na utratę życia i teraz będą decydujące godziny
Pepper: Dziękuję

Odetchnęła z ulgą i razem z Rhodey'm czekała, aż Tony się wybudzi z narkozy.

KONIEC AKTU XIII

-----**---

Witajcie po krótkiej przerwie tzw zawieszeniu. Myślałam, że potrwa to dłużej, ale kryzys twórczy i zapału do pracy może się pojawić znowu. Na szczęście wróciłam i notki znowu się będą pojawiać.
PS: Będzie specjalny one shot z okazji urodzin pewnej czytelniczki :)

Zawieszenie po raz drugi

4 | Skomentuj
Blog zostaje zawieszony. Jest wiele powodów, ale niestety nie wyobrażam sobie dalszego prowadzenia strony. Nie da rady. Katari się odmeldowuje. Nie wiem, kiedy tu wrócę. Możliwe, że Wdowa zajmie się resztą notek. Jeszcze raz was przepraszam. Po prostu potrzebuję przerwy. Nie wiadomo, jak długa miałaby być.

PS: Blog o Daredevilu też zostanie zawieszony ( po czwartym rozdziale)  do odwołania.

~Katari



© Mrs Black | WS X X X