Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W sieci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W sieci. Pokaż wszystkie posty

Rozdział 89: W niebezpieczeństwie

0 | Skomentuj

Pepper musiała w końcu poznać prawdę. Jakakolwiek, by nie była, nie mogę przed nią wszystkiego ukrywać. Moja żona ma prawo wiedzieć, co się może stać. Tylko niech nie płacze.

-Musisz znać prawdę? Naprawdę chcesz?

-Nie wymiguj się. To nie może być takie złe. Specjalnie do mnie dzwoniłeś, żeby się spotkać, więc mów. Nie czekajmy na Rhodey'go. Co się dzieje?

-No dobra. Powiem. Ja...- chciałem już wydusić to najgorsze słowo, ale powstrzymał mnie komunikat z telewizji

-Po raz kolejny nasz świat jest zagrożony. Nie jaki Centurion 2.0 chce zniszczyć Ziemię. Postawił warunki. Oszczędzi planetę, jeśli SHIELD się podda i wycofa dobrowolnie swoich agentów z terenu, gdzie jacyś naukowcy nad czymś muszą pracować. Nie wiemy, czy można im ufać, ale siły wojskowe są w gotowości

Za szybko się to dzieje. Już zbudowali broń? Nie wierzę, że SHIELD skapituluje dla dobra ludzi. Na pewno nie z Fury'm. Pewnie oni szykują się do ataku. Muszę zająć się Centurionem. by ich powstrzymać. Nie wiem, czemu chcą zniszczyć Ziemię. AIM to szaleni naukowcy, a Android pogubił się w swoich działaniach po śmierci Katrine. Muszę chyba znowu uaktywnić drużynę.

-Tony, coś się stało? Chyba odleciałeś, bo pytałam się o coś i dalej mi nie odpowiedziałeś

-A tak. Pamiętam, ale to powinno poczekać. Musimy zmierzyć się z AIM, by ocalić świat. Pora się zjednoczyć

-Ja tak nie mogę! Powiedz mi, co jest grane?! Nie ufasz własnej żonie?! Co z tobą?!- wyrzuciła z siebie niecierpliwość

-Dobra, spokojnie. Skoro tak nalegasz, powiem. Umieram, rozumiesz? Nie wiem, jak długo pożyję, ale to nie ma znaczenia, jak nie powstrzymamy pszczelarzy

Ruda przestała krzyczeć i zakryła usta, a później się odwróciła. Szlochała. Płakała? No i tego nie chciałem.

-Czyli, jak ty wtedy w tej kuchni... To przez serce?- spytała łamliwym głosem

-Pepper, nie płacz. Będzie dobrze. Proszę, podejdź bliżej- mówiłem spokojnie, by się uspokoiła

Podeszła małymi kroczkami, aż rzuciła mi się na szyję, roniąc łzy. Tego potrzebowała. Musiała dać upust emocjom. Przytuliłem ją do siebie bardziej, czując bijące od niej ciepło. Jej serce było takie żywe, a moja stało się tylko zużytym organem, które pobudza implant. Przy Pepper czułem się lepiej i mimo krzyku, nie było mi źle. Jeśli będę wszystkim się przejmować, sam wykorkuję. Nie potrzebni mi do tego wrogowie.

-Już lepiej?- spytałem, odgarniając jej włosy

-Tak, ale czemu mi wcześniej o tym nie mówiłeś?

-Bałem się twojej reakcji, a Rhodey też się o tym dowie, ale najpierw trzeba wziąć się w garść i być na nowo bohaterami- wytłumaczyłem



Clint z pozoru wyglądał na opanowanego. Nie był przejęty tym, że przez duchy przeszłości, ten wypadek mógł skończyć się tragedią. I dla mnie i dla kierowcy.
Noga przestawała mi dokuczać i to pewnie zasługa morfiny. Później przestanie znieczulać, że ból stanie się nie do zniesienia.

-Ty mnie rozumiesz? Nie uważasz za szaloną?- spytałam dociekliwie

-Daj spokój, Barbaro. Ja też tak kiedyś miałem, ale pogodziłem się z tym, co się stało i nie było to łatwe- wyraził swoją wyrozumiałość

-Opowiedz mi o tym- poprosiłam go, a on zaczął wspominać, co mu się przytrafiło

-Jeszcze zanim byłem agentem SHIELD na posyłki Fury'ego, miałem styczność z niemiłymi przyjemniaczkami. Przy nich Katrine była aniołem. Jako, że byłem w trudnej sytuacji i potrzebowałem kasy, zacząłem kraść na zlecenie. Z początku, to były zwykłe przedmioty, ale później, coraz droższe eksponaty, aż doszło do napadu na zbrojownię wojskową. I to był najgorszy dzień w moim życiu...- przerwał, zamyślając się, jak to dokończyć

-Czemu? Co się wtedy wydarzyło? Spotkałeś kogoś?- próbowałam zgadnąć, a Clint kiwnął głową, że udało mi się

-Spotkałam moich dawnych towarzyszy, którzy zostali zamienieni w sługusy AIM. Mieli chipy kontroli i mogli zrobić wszystko. Tego dnia zauważyłem, że AIM współpracowała z Hydrą, więc specyfik serum trafił w ręce naukowców. I tak narodziły się potwory. Pamiętam, jak dla własnego ocalenia, musiałem wbić mu nóż blisko serca- dokończył i znowu zaczął się zajmować męczeniem mojej nogi

Znowu odruchowo odpychałam jego ręce, by mnie tam nie dotykał. Jego przyjaciele stali się wrogami i dla własnego ocalenia zabił jednego z nich. I jak on to znosił? Jak pogodził się z brutalną przeszłością?

-Jak ty z tym żyjesz? Musiałeś zabić swojego przyjaciela, by przeżyć

-Trochę musiało minąć czasu, a często go widywałem na co dzień. Chodzący koszmar, powtarzając tę samą kwestię. Dlaczego to zrobiłeś? Nie miałeś innego wyboru? Zawsze jest jakiś wybór. I tak mi mówił każdego dnia, gdy się budziłem

-Clint, to okropne, bo ja czuję to samo. Tylko, że ja musiałam zabić ojca małej dziewczynki, ulepszonego przez serum

-Musisz z tym walczyć. Nie możesz żyć ciągle tym samym wspomnieniem- doradził

-Masz rację, ale to jest...- chciałam powiedzieć, że niemożliwe, ale dźwięk strzałów mi przerwał

Próbowałam wstać o własnych siłach, ale ból znowu wrócił. Clint zerwał się z łóżka i skamieniał przy oknie.

-Clint, co się dzieje?

-AIM walczy z wojskiem i SHIELD

-Czego oni chcą?

-Może media już o tym mówią? Jednak coś mi tu nie pasuje. Nie ma nikogo z "trójcy"

-Pewnie są zajęci. Musimy coś zrobić, Clint. Nie możemy siedzieć i nic nie robić

-Ty tak. Twoje rany muszą się zagoić i na pewno masz złamaną nogę



Akurat, gdy pomyślałem o ucieczce, pojawia się Victoria wraz z chirurgiem. To był zły moment. Nie powiedziałem Pepper wszystkiego, ale zaraz dowie się reszty. Zresztą, już dawno powinienem jej o tym powiedzieć, ale obawy nie pozwalały mi działać.

-Podjąłeś już decyzję? Nie możemy długo z tym zwlekać- spytała Victoria

-Jeszcze jej o tym... nie powiedziałem

-Tony?

Myśl, że miałem być operowany, znowu mnie osłabiła. Chciałem zasnąć. Czułem, jak serce zaczęło zwalniać. Pepper była bardziej zmartwiona, bo nie wiedziała, co miałem jej jeszcze do powiedzenia.

-Tony, nie zasypiaj. Patrz na mnie. Nie zamykaj oczu- lekko potrząsnęła mną lekarka

-Victorio, co się dzieje?- ruda wyglądała, jakby chciała krzyczeć, ale hamowała się

-Miał ci powiedzieć, że czeka go operacja

-Chciałem... ale przerwałaś... mi to- zaczęły zamykać się oczy, ale próbowałem mrugać, by do tego nie doszło

-Jaka operacja?- była znowu zmieszana, a ilość sekretów z minuty na minutę przybywało

Nie chciałem już nic mówić i zasnąć. Byłem zmęczony tym wszystkim, a serce dawało mi znaki, by odpocząć. Świat był zagrożony, a ja tylko leżę, czekając na zgon? To nieprawda. Będę działać nawet, jeśli to będzie nie wiele kosztować.
Ostatnie siły chciałem wykorzystać, by chwycić za komórkę i zadzwonić do Rhodey'go. Sprawa planety była najważniejsza.

-Pepper... podasz mi telefon? Muszę zadzwonić do Rhodey'go

-Nie jesteś w stanie z nim gadać- zabrała mi komórkę i schowała do swojej torebki

Nagle poczułem, że ktoś mi coś wstrzyknął i nie wiem, co miało to na celu, ale zrobiłem się odrobinę żywszy. To trwało krótko, bo ciało się zbuntowało i zasnąłem.  Śniłem, a raczej wspomniałem walkę, gdy  przez sabotaż Katrine byłem oskarżony o wielokrotne morderstwa.

-Jesteś winny! Nic cię nie usprawiedliwia!- wykrzyczał Fury

-Iron Man to morderca!- krzyknęła jakaś kobieta zrozpaczona z zdjęciem swego męża, który zginął przez Centuriona

-Chciałeś zabić swego najbliższego ci przyjaciela? Co się stało z Iron Manem?-  pojawił się obraz Katrine z chytrym uśmieszkiem

-Nie! To kłamstwa! To nie byłem ja! Zostałem w to wrobiony!- krzyczałem, chwytając za głowę, a cała sala zamieniła się w czarną nicość, w którą wpadłem

Gwałtownie się wybudziłem, aż kardiomonitor zaczął wariować. Odczepiłem się od niego i przestał piszczeć. Powoli zacząłem wstawać, gdy nikogo nie było w pobliżu. Musiałem dojść do zbrojowni, by nawiązać kontakt z Rhodey'm. No chyba, że udobrucham moją żonę i mi odda komórkę, którą skonfiskowała bez mojego pozwolenia.
Podpierałem się ścian i szedłem powoli przez korytarz. Jednak nie znałem zbytnio drogi do wyjścia, więc błądziłem, jak ślepiec po szpitalu. Musiałem, jak najszybciej stąd zniknąć, bo świat potrzebował ocalenia.
Gdy znalazłem drogę do wyjścia, znowu osłabłem i upadłem. Już nie potrafiłem wstać i znowu zamknąłem oczy. Nic mi się nie śniło. Tylko czarny obraz. Wszystko się zatrzymało.

Rozdział 88: Prawda nie jest niczym złym

2 | Skomentuj

**Bobbie**

Clint zabrał mnie do domu. Rana nadal mocno krwawiła, ale powinna się zagoić. Mam tylko nadzieję, że uniknę szpitala. Zawsze unikałam tego miejsca, jak tylko mogłam. Niestety Tony tak nie może. Myślałam nad sprawą z AIM. Zaatakowali po raz kolejny. Dwa razy, a jeszcze została wznowiona ochrona.
Skąd taka sugestia? A może dlatego, że przez okno widziałam na służbie z czterech agentów? Zwykle pracowali w parach. Jeszcze pamiętam, kiedy ja miałam taki patrol z Clintem. Przez zwykłe wspomnienia nie byłam w stanie walczyć. To jakaś tragedia.

-Zaatakowali znowu? Mówiłeś, że trzeba być gotowym

-No, bo trzeba. Chyba już mają, co potrzebują. SHIELD wzmocniła straże, ale to nic im nie da

-Przynajmniej chcą coś zrobić

-Ty nawet nie myśl o jakiejś akcji. Musisz dojść do siebie, by potem spróbować jakoś działać. Boli cię coś oprócz głowy i nogi?

-Nic. Zabierz mnie do domu

Położyłam się ponownie na tylnych siedzeniach, trzymając mokrą chusteczkę na głowie. Tylko to znalazł w samochodzie, który "pożyczył" i jeszcze nie oddał.
W domu znaleźliśmy się godzinę później przez korki i inne utrudnienia na drodze. Noga coraz bardziej bolała, a strach było pomyśleć, że mogła być złamana. Clint zabrał mnie do pokoju.

-Nie ruszaj się. Idę po apteczkę

-Bardzo śmieszne- czułam, że robi mi na złość, bo wiedział, że nie byłam w stanie wstać na nogach o własnych siłach

Clint był szybki i w kilka sekund pojawił się z zestawem pierwszej pomocy. Wziął nożyczki do ręki, rozciął nogawkę, by dojść do kolana. Rana była brzydka. Nie dość, że pełna krwi, to znalazły się w niej odłamki szkła. Rozpakował opakowanie ze strzykawkami. Co on chce zrobić?

-Nie bój się. To tylko morfina. Pomoże ci znieść ból. Naprawdę będzie bolało, jak diabli

-Zobaczymy- uśmiechnęłam się chytrze, a on wbił strzykawkę w kolano

Przegryzłam język między zębami. Próbowałam być silna i jakoś to wytrzymać. W porę powstrzymałam się od wulgaryzmów. Gdy coś boli, ludzie krzyczą, płaczą, a czasem też przeklinają, jak szewc potrafi.
Po zdezynfekowaniu rany na głowie, wyjął nicie chirurgiczne. Świetnie. Musi mnie zszywać. Koszmarnie.

-Nie ruszaj się, bo igła znajdzie się w oku- ostrzegł

-Przecież wiem o tym, Clint. Będziemy musieli coś zrobić

-Jakie "my"? Jak już, to ja. Tobie nie pozwolę się nadwyrężać, zwłaszcza przy podejrzeniu złamania- wbił igłę w czoło i znów przegryzałam język

-Poboli i przestanie. Dostałaś morfinę, więc jakoś przeżyjesz. Nadal nie wiem, jak ty spowodowałaś wypadek? To do ciebie nie podobne. Ty nigdy się jeszcze nie rozbiłaś

-Widocznie szczęście w końcu mija- uśmiechnęłam się z przymusu, gdy znowu wbił igłę

Ból był trudny do zniesienia, ale musiałam jeszcze wytrzymać. Najgorsze było, że nie mogłam mu powiedzieć, co było przyczyną wypadku. Wysłałby mnie do wariatkowa, gdy dowie się o tych duchach. Mam nadzieję, że szybko stanę na nogi, bo muszę coś robić. Nie mogę siedzieć bezczynnie w domu i nic nie robić. Byłam Mockingbird i muszę działać.


**Pepper**

Po skończonej rozmowie pojechałam do szpitala, gdzie pracowała Victoria. Gdy tam dotarłam, poszłam na OIOM, ale ani jej ani jego tam nie było. Co za ulga.
Później poszłam jeszcze dalej, gdzie znajduje się specjalna sala. Cyberchirurgia. I on tam leżał. Całkiem blady i wymęczony. Była z nim Roberta. Może dowiem się, co Tony próbuje przede mną ukryć? Już chciałam wejść do sali, ale uprzedziła mnie Victoria. Nie pozwoliła mi się z nim zobaczyć. Co było grane?

-Witaj, Pepper. Dobrze, że wróciłaś, bo Tony nie chce podjąć sam decyzji. Chce, żebyś zadecydowała z nim wspólnie

-Ale co się dzieje? W zbrojowni znalazłam ślady krwi. Jest ranny? Czemu tu jest, a nie ma go w domu? Przecież, to niemożliwe, żeby ktoś go skrzywdził. A może?- zaczęłam szybko mówić ze zdenerwowania

-Pepper, za dużo pytań. Po kolei. Po pierwsze: bez jego zgody nie mogę ci udzielić informacji, a po drugie: rana została opatrzona i już nie krwawi. Będzie dobrze, ale słyszałam, że czekają nas kłopoty. Ludzie się boją, widząc zaostrzony patrol SHIELD.

-No niestety. Czekają nas trudne chwile. Przeżyjemy to, jak z inwazją. Damy radę i się uda- czułam optymizm, ale zniknął, gdy spojrzałam na Tony'ego

Myślałam, by do niego wejść, ale lekarka nadal mi zabraniała. Co mam zrobić, żeby mnie wpuściła?

-Chyba mam prawo widzieć się z mężem

-No dobrze. Wejdziesz, ale nie denerwuj go. Naprawdę, nawet najmniejszy stres może mu zaszkodzić. Pogadajcie o czymś miłym, ale za nic w świecie, nie mów o tym, co się może stać z Ziemią

-Dobrze, Victorio. Nie będę go denerwować

Lekarka odsunęła się i weszłam do środka, Tony wyglądał, jakby spał. Jednak pomyliłam się. Na chwilę miał przymknięte powieki. Robił się senny. Chyba wybrałam zły moment na "pogawędki".

-Witaj znowu. Tęskniłeś?- cmoknęłam go w policzek

-Pepper... Co ty tak wcześnie?... Nie mieliśmy się spotkać jutro?- był zaskoczony i niezbyt się cieszył

-A nie cieszysz się? Myślałam, że tak będzie lepiej i Rhodey wraca do nas. To też fajna wiadomość- mówiłam tyle optymistycznych wieści, a on ani się nie uśmiechnął

-Wybacz, Pepper. Jestem... zmęczony. Przez badania tu leżę. Wiem, że chciałaś się o to spytać

Czytał mi w myślach, albo miał takie przeczucia. Faktycznie, był zmęczony i chciałam wyjść z sali, ale chwycił mnie za rękę. Coś jednak czuł.

-Zostań. Zostań ze mną- dalej nalegał

-Powinieneś odpoczywać. Niepotrzebnie przychodziłam- speszyłam się i trzymałam już klamkę, by wyjść

-Pepper, proszę. Zostań- dalej nalegał

-Zostanę, jeśli powiesz mi, co ukrywasz- postawiłam warunek

-Zgoda. Powiem wszystko, co chcesz wiedzieć. Jednak nie chcę widzieć, jak płaczesz

O co mu chodziło? Co mi chciał powiedzieć? Za dużo tej niewiedzy. Chcę tylko wiedzieć, co się z nim dzieje. Nie wierzę, że leży tu na badania. Nic z tego nie rozumiałam.

**Bobbie**

Gdy ranę miałam zszytą na głowie, krew już nie sączyła się tak bardzo, jak wtedy. Pozostała jeszcze sprawa nogi, która miała mi sprawiać najgorszy ból. Chwycił szczypce do ręki i zaczął wyciągać kawałki szkła.

-Au!- trzymałam się twardo łóżka, aż całe ciało stało się napięte

-To dopiero jeden kawałek. Zostało pięć- zaśmiał się pod nosem

-Przez ciebie tu wykituję!

-A wolałaś być w szpitalu?... Tak myślałem- kiwnął głową, widząc, że dalej zaprzeczam

Clint potrafi też zażartować, ale z mojego bólu. Nie wiem, co było w tym śmiesznego? Jednak nie chciałam narzekać. Dalej mu ufałam, a do szpitala nie zamierzałam trafić.
Zawroty głowy przestały mnie męczyć. Jedynie głowa pulsowała przez świeżą ranę. Nadal przegryzałam język, by nie przekląć w najgorszy sposób.

-Spokojnie, Bobbie. Już kończę- cmoknął mnie w policzek

-Nie mogłeś tak od razu?- znowu miałam do niego żal

-A czujesz się lepiej? Nie będziesz mi tu jęczeć?

-Niczego nie obiecuję, ale przy tobie czuję się dobrze- tym razem, to ja uśmiechnęłam się, odwzajemniając gest

Myślałam, co czeka naszą planetę. W końcu nie wzmocniliby straży w każdym sektorze, gdyby nic się nie szykowało. Może Clint coś wie?
Odważyłam się zapytać, gdy skończył się nade mną znęcać, a opatrunek był tam, gdzie trzeba.

-Co się dzieje z SHIELD? Na co tak się szykują? Android coś narozrabiał?

-Głównie całe AIM razem z nim. Zdobyli ostatni element i mogą zniszczyć Ziemię. Nie mówiłem ci już o tym?

-Mówiłeś tylko o Mallenie. No to, co jest grane?

-Szykuje się koniec świata

-Wszystko przez Mallena, czy kogoś jeszcze?

-AIM też jest w to wplątane

Pszczelarze chcą zniszczyć świat. Od kiedy szaleni naukowcy zmieniają swoje plany i zamiast zajmować się swoimi badaniami i włamaniami do magazynów biotechnologicznych, mają inny cel? Może Android coś zaplanował i oni się na to zgodzili?

-Od kiedy oni mają taki cel?

-Odkąd śmierć Katrine zmieniła Androida do powrotu dla AIM- stwierdził Clint, sprawdzając delikatnie nogę

-Zostaw!- odsunęłam gwałtownie jego dłonie, by nie sprawiał mi już bólu

Położyłam się sztywno, a głowa przestawała boleć. Clint pogłaskał mnie po włosach, że poczułam się spokojniejsza, ale koszmary mogły spowodować, że będę niezdolna do walki. To nie dawało mi spać.

-To powiesz mi w końcu, jak to się stało? Jesteś niespokojna

-Chcesz wiedzieć? Dobra. Uznasz mnie za szaloną, ale widziałam duchy dawnych osób- wyznałam prawdę, a on o dziwo nie patrzył na mnie, jak na opętaną

---**---

Dobra. Na dziś tyle. Jest jedna sprawa. Ci, co czytali na Wattpadzie, ty były rozdziały, ale bez poprawek, więc na blogu jest czytelniejsze. Powoli zmierzamy do końca opo. Jeszcze 12. Jednak liczyłabym, żeby ktoś ocenił jakiś rozdział, czy się podoba, czy nie. Mały komentarz wystarczy :)

Rozdział 87: Gotowi do końca świata

0 | Skomentuj

**Pepper**

Brałam udział w kolejnej akcji, a Tony ciągle próbował się ze mną połączyć. Nie moja wina, że AIM z jakimś robotem znowu atakują, ale tym razem Fury kazał zająć się bałaganem wraz ze wszystkimi jednostkami.
Jako Rescue próbowałam bronić ostatniego elementu broni. Wszyscy agenci walczyli na helikarierze, ale szybko padli. Pszczelarze byli o wiele bardziej silniejsi, niż kiedykolwiek.

-Zajmij się sektorem Alpha! Jeśli oni się tam dostaną, to będzie koniec świata!

-Broń jądrowa?

-Coś o wiele gorszego- odparła z niepokojem, strzelając

Tony dalej nabijał się na linię, ale nie mogłam z nim rozmawiać. Jeszcze, by się wmieszał w kłopoty. Strzeliłam repulsorami w agentów AIM, którzy zmierzali do zabezpieczonego sektora. Próbowałam ich powstrzymywać za wszelką cenę.
Nagle oberwałam jakiś działem. Android wiedział, jak mnie unieszkodliwić.

<< Wyłączono wszystkie systemy>>

-Dla twojego dobra, nie mieszaj się w to, jeśli jeszcze chcesz pożyć

-A właśnie, że będę się mieszać. Nie pozwolę wam zniszczyć świata!

-Masz nieaktywną zbroję. Co chcesz zrobić?- dotknął mnie lekko palcem w hełm, aż opadłam bezwładnie

<< Trwa restart zbroi. Pozostała minuta koma trzy minuty>>

-Dobre i to

Gdy odczekałam czas, strzeliłam w niego z unibeamu. Wparowałam szybko sektora, skąd został wykradziony ostatni element. Znowu spóźniona.

-Żegnaj, Rescue. Jeszcze się spotkamy- odleciał wraz ze skrzynią, a agenci weszli do szybowca

Fury wyglądał na wściekłego. Okazało się, że ostatni element, jaki wykradli, to był celownik największych możliwości. Mógł zabić wiele celów na raz. Co oni chcieli z tym zrobić? Generał już wiedział, co oni zaplanowali.

-Skradli wszystkie części i chcą zniszczyć Ziemię! Trzeba ich powstrzymać. Rescue, czy wasze zbroje mogą być w kosmosie?

-Pewnie tak- wtedy, to ja zadzwoniłam do Tony'ego

Czekałam, aż odbierze i nie musiałam długo czekać. Chyba bardzo się stęsknił. Ja w sumie też, ale nie bardzo o tym myślę, gdy trzeba walczyć.

-No nareszcie, Pepper. Co się z tobą dzieje?

-Przepraszam, że nie odebrałam, ale byłam zajęta. Fury się pyta, czy zbroje mogą polecieć w kosmos? Mamy duży problem

-W sumie, to tylko War Machine, jak na razie, a nasze potrzebują usprawnień. Zajmę się tym

-No dobrze. I naprawdę mi wybacz za to. Nie chciałam, żebyś się zadręczał. a teraz zagrożony jest cały świat

-Wiem o tym, Pep. Poradzimy coś na to, a poza tym chciałem z tobą o czymś porozmawiać, ale nie przez telefon. Spotkajmy się jutro

Zgodziłam się na to. Jednak zaczęłam myśleć, co może być tematem naszej tajemniczej rozmowy. Martwię się.

**Bobbie**

Od razu pożałowałam, że wstałam. Zakręciło mi się w głowie i upadłam. Z kieszeni wypadł telefon, który miał stłuczony ekran. Na szczęście nadawał się do użytku. Kierowca wyszedł bez szwanku. Chciał dzwonić po pomoc, ale ja jej nie chciałam.

-Nie... dzwoń nigdzie!- dałam mu pieniądze, żeby go przekupić

-Jesteś ranna. Potrzebujesz pomocy- odrzucił łapówkę

-Nie potrzebuję. Dam radę- znowu usiłowałam wstać, ale oparłam się, by tylko usiąść na poboczu

-Jak uważasz

-Weź to- podałam mu banknoty, a on nic już nie powiedział i wsiadł za kierownicę

Odjechał. Myślałam, że wszyscy potrzebują kasy, a tu się okazuje, że są wyjątki. Zadzwoniłam do Clinta. Tylko na jego wsparcie chciałam liczyć. Znałam jedną, zaufaną lekarkę, bo opatrywała Tony'ego po walce z Whiplashem. Zna jego sekret, a SHIELD ciągle go obserwuje. Ja wolałam ufać własnemu mężowi.

-Bobbie, jesteś tam?- odezwał się z telefonu

-Tak, jestem... Nareszcie- zakaszlnęłam, plując krwią przez rozciętą wargę

-Co się dzieje? Mówisz, jakbyś zderzyła się z tankowcem

-Z zwykłym autem. Proszę cię, żadnych lekarzy. Rozumiesz?

-Ktoś musi to opatrzyć. Ja się na tym nie znam

-Nie!- stanowczo zaprzeczyłam, a telefon po prostu stracił zasięg

Jakoś mnie znajdzie. Nie czułam się, aż tak źle, by mnie musiał opatrywać lekarz. Przeżywałam już gorsze rzeczy. Raczej nie będzie złamania. Ufam Clintowi i wiem, że mi pomoże. Najgorsza z ran była na głowie. Jednak nie miałam objawów wstrząśnienia mózgu, co było naprawdę pokrzepiające. Jedynie tylko z głowy dalej sączyła się krew i z czoła również.
Minęło pół godziny i dopiero wtedy zjawił się mój mąż. Nie przyjechał motorem, tylko autem? Od kiedy on... Aha."Pożyczył".

-Zgłupiałeś? Kraść?! - krzyknęłam na niego

-Ja bym wolał to nazywać inaczej, ale nie mówmy o tym. Lepiej, żeby lekarz zobaczył rany, bo nie wygląda za dobrze. Możesz mieć wstrząśnienie mózgu- spojrzał na nie, przewidując najgorsze

-Nic mi nie jest. Oprócz tego, że nie dam rady sama wstać

-Chyba złamałaś nogę

Lekko dotknął kolana i już syknęłam z bólu.

-Nadal uważasz, że wszystko gra? Bobbie, ja muszę cię zabrać do szpitala

Wciąż się na to nie zgadzałam. Chwycił mnie ostrożnie, zanosząc do samochodu. Wciąż błagałam, by tego nie robił.

-No dobra. Uparta jesteś. Zabiorę cię do domu, ale w razie czego, gdyby coś się działo, jedziemy do szpitala. Bez dyskusji!- uparł się, stawiając jeden warunek

-Niech ci będzie, Clint. Mówię ci, że nic mi nie jest

-To się okaże. Według mnie, masz złamanie. Jeszcze nie wiem, jakie, ale zobaczę w domu

-Dobra- zapięłam pasy i leżałam oparta o okno


**Pepper**

Tony mówił jakoś dziwne, bo miał jakąś sprawę i to nie na telefon. Muszę porozmawiać z Hill, by mi pozwoliła na jeden dzień spotkać się z nim. A co z Rhodey'm? Przez dłuższą chwilę, milczał.

-Nad czym tak myślisz?- przerwałam niezręczną ciszę

-Nad niczym. To spotkamy się jutro?- poprosił, ale już słabym głosem

-Porozmawiam z agentką Hill. Myślę, że się zgodzi. Jednak AIM chce zbudować broń na skalę masową. Zbroje przydadzą się w kosmos

-Dobrze... To do zobaczenia

Pożegnałam się z nim. Coś się we mnie obudziło. Mówił tak cicho i to mnie martwiło. Mam nadzieję, że nie przesada ze zbrojownią. Zrobię mu niespodziankę i przyjadę do niego jeszcze dziś. Na pewno będzie zadowolony. Jednak najpierw musiałam poprosić o zgodę.

-Agentko Hill. Czy mogłabym wrócić do domu?

-Tym razem, to się zgadzam. Chodzi ci o zbroję?

-I nie tylko. To też jakieś osobiste sprawy

-Rozumiem, ale później musisz wrócić. Powiedz Tony'emu, jakie części skradli i może wymyśli, jak ocalić Ziemię

-W końcu jest geniuszem. Na coś na pewno wpadnie- uśmiechnęłam się lekko, lecz zmartwienie nadal siedziało we mnie, mieszając pozytywne myśli w wielką sieć

Poleciałam Rescue do domu. Niestety dom był zamknięty, ale miałam przy sobie klucze. Gdy otworzyłam drzwi, większość rzeczy stała nie na miejscu. Włamanie? A gdzie Tony?
Musiałam zadzwonić do niego. Tym razem nie odbierał.

-No co się dzieje?- próbowałam się połączyć z mężem, ale on dalej nie odbierał

Nagle zadzwonił ktoś inny. To był Rhodey. Też zaniepokojony. Mówił, że wraca do nas.

-Rhodey, co się stało? Czemu tak szybko wracasz?!- krzyczałam, bo przerażenie przejęło nade mną kontrolę

-Zniszczyli bazę. AIM zaatakowało i wzięli jakąś skrzynię z bronią

-Czyli u ciebie też? To wyobraź sobie, że najpierw Mallen atakuje, a potem oni zjawili się na helikarierze. A jeszcze dom wygląda, jak po włamaniu!

-Uspokój się, Pepper. Gdzie Tony?

-Nie wiem. Nie ma go tu!- krzyczałam coraz głośniej, aż z oczu wypłynęły łzy

Przez chwilę serce się zatrzymało. To strach. Czułam, że coś się dzieje z Tony'm i natychmiast wybiegłam do zbrojowni. Rozłączyłam się nie chwilę z przyjacielem.
Kiedy dotarłam na miejsce, narzędzia były porozrzucane, a na podłodze krew. Czy to jego? Tylko bez takich. Nic mu nie będzie. Tylko spokojnie. Ponownie zadzwoniłam do Rhodey'go.

-Uspokoiłaś się, czy znowu będziesz się drzeć?- spytał, zwracając mi uwagę

-Jestem w zbrojowni. Tu go też nie ma! Nie rozmawiałeś z nim ostatnio?

-W Akademii przy ataku AIM chyba był ranny. Może jest w szpitalu? Naprawdę nie wiem, co się z nim dzieje. Porozmawiaj z Victorią, jak ją znajdziesz w szpitalu. Może coś będzie wiedziała?- doradził mi Rhodey, dając kolejne powody do strachu

Rozdział 86: Wewnątrz wspomnień

0 | Skomentuj


Nieco uspokoiła swoje emocje, ale ta myśl mi nie dawała spokoju. Jak on mógł mnie śledzić? Ktoś mu kazał? Mam prawo znać prawdę bez żadnych przekrętów.

-Z czyjego rozkazu mnie śledziłeś?- spytałam poważnie

-Od nikogo! Przysięgam!

-To po co to zrobiłeś? Wiesz, że nie zalicza się do normalnych zachowań?

-I mówi to osoba, która trzyma pod poduszką stertę noży

-Każdy ma jakieś urazy. Nie zmieniaj tematu. Powiedz mi, tylko czemu?

Clint wyglądał na zmieszanego. Nie potrafił ułożyć odpowiedzi w logiczną całość. Ciekawiła mnie jego obrona. Co ma mi do powiedzenia?

-No dobra. Chcesz wiedzieć? Śledziłem cię, bo zachowywałaś się dziwnie. Poleciałaś na Arktykę, gdzie Iron Man walczył z Whiplashem. I ty tylko byłaś w ukryciu i obserwowałaś. Może ty miałaś śledzić z czyjegoś rozkazu?

-Nie odwracaj kota ogonem. Pepper mnie o to poprosiła, więc wywiązałam się z tego. Czyli mam rozumieć, że się martwiłeś, czy raczej uznałeś mnie za zagrożenie?

-Barbaro, przesadziłaś. Ja nigdy tak o tobie nie myślałem. To z troski o ciebie, a teraz wpakowałaś się w niezłe bagno i musisz przyjąć moją pomoc- próbował mnie uspokoić, ale to bardziej wyprowadziło z równowagi

-Pomoc? Przecież dawałam sobie radę, jak ciebie nie było! Kiedy ja rozpaczałam i miałam koszmary, gdzie byłeś?! Gdzie byłeś, kiedy cię potrzebowałam?!- krzyknęłam, aż z oczu wypłynęły łzy

Wszystkie wspomnienia wróciły z Manhattanem, Arktyką i ostatnią walką przeciw Katrine. Tego było za wiele w mojej głowie, a jakoś musiałam nosić to w sobie ten ciężar. Sama. Po inwazji próbowałam dojść do siebie, ale to wydarzenie na trwale wdrążyło się w moją psychikę.
Bezradnie padłam na łóżko, płacząc po cichu. Jednak w końcu okazał odrobinę czułości i przytulił się do mnie.

-Zawsze byłaś silna, odkąd cię poznałem. Pamiętasz, jak byliśmy w tym samym oddziale SHIELD?

-Tak, pamiętam. To były inne czasy- otarłam policzki i przetarłam oczy

-To były czasy, kiedy się poznaliśmy. Pamiętasz naszą pierwszą misję w Monako?

-Dokładnie. Było bombowo. Cały hotel wyleciał w powietrze. Hydra wiedziała, jak zniknąć "bez hałasu"- uśmiechnęłam się, aż w końcu musiałam wybuchnąć śmiechem

Odwróciłam się w stronę Clinta i usiadłam na łóżku. Po raz kolejny poczułam, że mogę też śmiać się z przeszłości, a nie tylko nad nią ubolewać. Zawsze mi poprawiał humor i cieszę się, że znowu możemy być razem.
Była już trzecia nad ranem, a my wymienialiśmy najśmieszniejsze akcje, gdy byliśmy w SHIELD. Wyskakiwanie z łodzi po zegarek, czy używanie patelni jako ogłuszacza. W końcu, zasnęłam w jego objęciach, kładąc głowę na jego ramieniu. Było mi tak wygodnie przy nim i mogłam tak całą wieczność.

-Dziękuję, że mi przypomniałeś o tym, że przeszłość nie była, aż tak zła

-To było wiadome. Bobbie. Jest dobrze i źle



Nadal leżałem w szpitalu. Czułem się o wiele lepiej, a serce działało, jak należy. Victoria przeglądała dziennik z Robertą? Czyli ona zna prawdę? To chyba nadszedł czas, by Pepper i Rhodey też ją poznali.
Zawołałem lekarkę, bo musiałem z nią wynegocjować wyjście ze szpitala. To za ile dni będę mógł wrócić do domu?

-Victorio, kiedy mogę wrócić do domu? Już czuję się dobrze

-Właśnie widzę. No zgoda. To jutro cię wypuszczę, bo muszę jeszcze poobserwować. Czytałam twoje zapiski. Miałeś zawroty głowy i problemy z widzeniem. Te objawy nie zaliczają się do serca, tylko do twojej rany na brzuchu. Zostawiłeś ją otwartą pod opatrunkiem, ale już ją zaszyłam

-Czyli nie jestem blisko śmierci? A Roberta o tym wie?

-Tak. Właściwe, to z nią o tym rozmawiałam, żeby ci pomogła z tym. Nie możesz dźwigać takiego ciężaru zupełnie sam, Tony. Ktoś musi ci pomóc

-Ale co będzie dalej?

Obie przez chwilę zamilkły, gdy do sali wszedł jakiś mężczyzna w zielonym fartuchu. Nie bardzo go pamiętałem, ale kiedyś chyba pomógł Victorii. Jeśli się nie mylę, to był dyrektorem szpitala. No tak. Ma nawet napisane na plakietce. Żadne odkrycie.

-Tony, przedstawiam ci jednego z najlepszych chirurgów i nasz dyrektor, czyli David Kurt. Pomoże ci dojść do zdrowia, ale posłuchaj, co ma ci do powiedzenia

-No więc, jak już mnie przedstawiła dr Bernes, jestem chirurgiem, ale na pewno nie z tych najlepszych

-Skromny, jak zawsze- uśmiechnęła się Victoria

-Słyszałem o twojej sytuacji i naprawdę mi przykro, że straciłeś i ojca i matkę. Na pewno, to był dla ciebie wielki cios, a w dodatku na domiar złego, przez wypadek masz nieodwracalnie uszkodzone serce, które podtrzymuje implant. Pomyślałem, by to zamienić na reaktor łukowy

-Reaktor łukowy? A jak to działa?

Chirurg wyjaśnił, że to działa na tej samej zasadzie, co implant, czyli ma pobudzać serce do działania, ale ładowanie było zależne od wysiłku i przemęczenia. Czyli mogłoby naprawdę zmienić mi życie. Wystarczy jedno słowo, a wszystko się zmieni.

-Zgadzasz się?- spytał chirurg

-Muszę jeszcze nad tym pomyśleć. Ile mam czasu?

-Niewiele. Przejrzałem twoje wyniki i niestety zostało ci mało czasu na myślenie. Pomyśl o tym teraz

-Zgodziłbym się, ale muszę uzgodnić z moją żoną. Musi wiedzieć, na co się piszę

-Rozumiem. Dziś zostaniesz na obserwacji, a jutro zobaczymy, jak to będzie wyglądać. Przyniosę ci schemat reaktora, żebyś mógł się niemu bliżej przyjrzeć i sam ocenisz, czy będzie dobrym zastępcą implantu

-Dobrze- chwyciłem za telefon i wybrałem numer do Pepper

Była cisza w słuchawce. Może śpi? Nie wiem, co może się z nią dziać, a najgorsze było to, że cała nasza trójka była rozproszona po miastach. Próbowałem po raz kolejny się do niej dodzwonić, ale był brak sygnału. Miałem złe przeczucia.

-Coś jest nie tak. Nie odbiera!

-Uspokój się. Nic jej nie jest. Jestem tego pewna- próbowała coś zrobić Roberta, ale sama myśl, że ktoś zaatakował moją rudą, nie dawała mi spokoju




Obudziłam się wczesnym porankiem, a promienie słońca przebijały się przez okno, oświetlając cały pokój. Clint nadal spał, jak małe dziecko. Nie miałam serca go budzić. Postanowiłam bezszelestnie udać się do łazienki, by wziąć kąpiel.
Weszłam pod gorącą wodę, namydlając każdy skrawek ciała. Na chwilę podniosłam głowę do góry i zamknęłam oczy. Obrazy z Manhattanu wróciły i dźgały moją duszę na części potłuczonego szkła. Dalej ten obraz, jak Clint rzuca mi się, jak obrońca. W ostatniej chwili przypomina, że mnie kocha. Dobrze, że wrócił i żyje, ale koszmar tamtego dnia będzie jeszcze wracać. Po policzkach spłynęły łzy.
Spłukałam całą pianę i wytarłam się ręcznikiem. Spojrzałam w lustro, a tam odbicie wybuchu bomby na Arktyce i wokół niej martwi agenci.

-Dość! Dość!- chwyciłam się za głowę, próbując zmienić tok myślenia

Poczułam, jak ktoś wbija mi ostrze w brzuch i wszystkie odłamki przemieszczają się po całym ciele. Nikogo nie było obok mnie. Chciałam się otrząsnąć z niemiłych wspomnień. Za mną stał Clint.

-Obudziłam cię?

-Krzyczałaś. Co się stało?- chciał mnie objąć w pasie, a ja go odtrąciłam, dalej czując te odłamki

-Muszę się przewietrzyć

-Bobbie, co się dzieje? Mogę ci pomóc?

-Niektóre problemy trzeba rozwiązywać solo- chwyciłam za kurtkę i cały strój uzbroiłam w broń

Gdy byłam uzbrojona w "zabawki", wyszłam z domu i pojechałam motorem przez miasto. Chciałam zapomnieć o tym bólu. Zapomnieć.
 Jadąc przez ulicę zaczęłam widzieć duchy postaci. Najpierw był Whitehall.

-Odkrycia wymagają eksperymentów- trzymał martwą Whitney, a później pozostawił bombę

-Padnij!- krzyknęłam, a cała baza stanęła w płomieniach

Próbowałam nie skupiać się na tym i jechać dalej. Kolejna postać, która wyszła mi naprzeciw, to Katrine. Trzymała w rękach zakutą Pepper. W tle pojawił się Virgil.

-Gdzie byłaś, kiedy ona cię potrzebowała?! Gdzie ty byłaś?! Miałaś ją chronić!

Gwałtownie zahamowałam, zatrzymując się na poboczu. To były tylko duchy i nic nie mogły mi zrobić. Wzięłam głęboki wdech i uspokoiłam się. Ponownie uruchomiłam motor. Przez chwilę nie było żadnych postaci, aż nagle przy przyspieszeniu na linii prostej wyskoczył duch dziewczynki.

-Dlaczego mi odebrałaś tatusia? Dlaczego?!- krzyczała, płacząc

-Ciebie tu nie ma- wrzuciłam większe obroty silnika, że na liczniku wskazywało ponad 80 km/h

To była córka jednego z agentów Hydry. Misja niedaleko Bahrajnu. Musiałam wtedy podjąć trudną decyzję i zabiłam go. Był pod wpływem eksperymentalnego serum podobnego do Ekstremis.

-Dlaczego go zabiłaś? Dlaczego?!

-Nie miałam wyjścia!- krzyknęłam do ducha

Nagle uderzyłam w małe auto, wyjeżdżające z prawej strony. Gwałtownie uderzyłam w zderzak, przewracając się nad nim na drugą stronę. Leżałam na plecach, a z głowy sączyła się krew. Kręgosłup odczuwałam w kawałkach. Poczułam ból na całym ciele.
Wsparłam się ręką i powoli wstawałam. Unikałam szpitali, jak tylko mogłam, a stłuczenia mogę wyleczyć w łóżku.

Rozdział 85: Dawno, dawno temu...

0 | Skomentuj

Lekarz wpatrywał się na to "coś", co miałem na klatce piersiowej. Wyglądał bardziej na naukowca, niż na jakiegoś medyka. Może przez te okulary? Sam nie wiem.

-Widzę, że implant spełnia swoje zadanie

-Co?!

- Twoje serce jest uszkodzone i to, co masz na klatce piersiowej, pobudza je do pracy. Naprawdę, to cud, że przeżyłeś

-A co się dzieje z tatą? Gdzie on jest?!- nadal byłem zdenerwowany, aż usłyszałem, jak jakaś maszyna piszczy

-Musisz się uspokoić

Dalej krzyczałem i nerwowo rozglądałem się, szukając ojca. Wszyscy kazali mi się uspokoić, a ja nie mogłem. Nie mogłem, dopóki się nie dowiem, co z tatą.

-Gdzie on jest?! Rhodey!

-Tony, tak mi przykro, ale nie ma go

-Co?!-krzyknąłem, a po policzkach spłynęły łzy

Gwałtownie obudziłem się ze snu, a raczej koszmaru. Nie potrafiłem złapać tchu. Serce biło, jak szalone przez chwilę, aż zaczęło zwalniać. Próbowałem wstać z kanapy, ale upadłem na ziemię. W ostatniej chwili pomyślałem, by zadzwonić do Victorii. Spytać się, co robić. Dalej się dusiłem, ale chciałem oddychać w spokoju. Niestety wspomnienia to zburzyły.

-Victorio...

-Tony, co się dzieje?

-Duszę... się. Co mam... zrobić?

-Uspokój się. Zaraz tam będę

Próbowałem się opanować, ale bezskutecznie. Dodatkowo padła bateria w komórce i nie mogłem z niej korzystać. Czołgałem się po zbrojowni, by dojść do zbroi. To było trudne. Brakowało mi sił na wszystko. Na ukrywanie prawdy, walkę i życie. Czy tak mam skończyć? Przez głupi koszmar, który przypomniał mi o najgorszym dniu życia?
Próbowałem ostatkami sił, chociaż wcisnąć przycisk, by otworzyć komorę ze zbroją. Niespodziewanie pojawiła się Roberta. Skąd ona wiedziała?

-Tony, zbroja ci nie pomoże. Masz przybornik?

-Nie

-Lekarka zaraz będzie. Co się z tobą stało?

-Koszmar

Kobieta chwyciła mnie w swe objęcia i położyła na kanapie. Po kilku sekundach zjawiła się Victoria. Również pytała o to samo. Serce dalej zwalniało.

-Masz przybornik?

-Nie- wciąż się dusiłem i jedynie mówiłem jedno słowo

-Będzie potrzebny. Na razie masz tu maskę tlenową. To ci ułatwi oddychanie. Zaraz przyjdę, tylko pojadę po przybornik

-Dobrze



Jechałam najszybciej, jak się da, by uratować Tony'ego. Wiem, co się z nim działo. Naprawdę wyglądało to kiepsko. Przybornik może przywrócić pracę serca, jak należy. Jeśli będzie konieczne, tej samej nocy będę go operować.
Niestety jego dom był daleko od zbrojowni i zajazd zajął mi prawie godzinę. Miałam klucze i otworzyłam mieszkanie. Przeszukiwałam każde pomieszczenie w pośpiechu, szukając przybornika. Sprawdziłam w łazience, kuchni, na korytarzu i nic. Dopiero w sypialni znalazłam poszukiwaną rzecz.

-Trzymaj się, Tony- chwyciłam za to

Wrzuciłam pedał gazu i pojechałam do zbrojowni. Mijałam wszelkie auta prawie przez ostre wyprzedzanie, ale nie mogłam trzymać się przepisów w takiej sytuacji. Ludzkie życie było zagrożone.
Nagle zadzwoniła Roberta. Włączyłam ją na głośnik, przyczepiając telefon blisko kontrolki.

-No mów. Co jest? Poprawiło mu się?

-I tak i nie. Tony jest nieprzytomny. Sprawdziłam odczyty z bransoletki i jego serce zatrzymuje się

-Cholera!- przeklęłam, wciskając bardziej pedał gazu

-Co mam zrobić?

-Poszukaj w apteczce, czy nie ma jakiejś adrenaliny lub czegoś innego. Tylko w żadnym wypadku nie używaj defibrylatora!- wyjaśniłam jej, skręcając na kolejnej uliczce

Minęłam ostatnie skrzyżowanie z wielkim rozpędem. Dojechałam do celu w kwadrans. Nie ma to, jak szybka jazda w nocy. Wzięłam przybornik i wbiegłam do fabryki.

-Znalazłaś coś?

-Nie ma nic. Rhodey musiał zużyć ostatnie zapasy

-Już jestem- rozłączyłam się i podbiegłam do nich, wyciągając strzykawkę z mocnym środkiem, który miał pomóc przy pobudzeniu serca do działania

Wbiłam mu to prosto w serce. To działało podobnie do adrenaliny, ale była silniejsza. Tony nadal był nieprzytomny, a jego serce nie biło prawidłowo. Jednak wciąż chciało się zatrzymać, a strzykawka, tylko spowolniła proces.

-Trzeba go zabrać do szpitala. Owszem, wzięłam sporo urządzeń, ale to nie to samo. Nie ma innego wyboru

-Nie rozumiem. Czemu przez jakiś sen go tak pobudziło nerwowo?

-To musiał być mocny sen. Możliwe, ze na nowo przeżywa stare wspomnienie. Gdzie jest Pepper i Rhodey?

-Oboje poza zasięgiem. Pepper w Jersey, a Rhodey za miastem w Akademii Wojskowej. Nadal się nie odezwał

-Skontaktujemy się z nimi później, ale najpierw trzeba się nim zająć

Wzięłam go na ręce, a Roberta zabrała walizkę wraz z przybornikiem, który nadal był przydatny. Będę musiała poprosić dyrektora o konsultację i sprawdzić jego dziennik. Na szczęście znalazłam go przy nim.
Do szpitala trafiliśmy w kwadrans. Na zegarku była druga po północy. Zabrałam Tony'ego na oddział specjalnej diagnostyki, czyli na cyberchirurgię. Podłączyłam do różnych urządzeń i zaczęłam przeglądać dziennik.

-Odczyty się pogorszyły. I nic nikomu nie mówił?

-Tony nie chce nigdy nikogo martwić. Uważa, że sam potrafi zająć się sobą

-Tak się zajął, że rany nie zszył



W głowie znowu pojawił się obraz poprzedniego koszmaru. Nie potrafiłem uwierzyć, że mój ojciec odszedł na zawsze. Lekarz próbował mnie uspokoić, a z nerwów zakuło w sercu, które podtrzymywała jakaś technologia.
Dostałem coś na uspokojenie i zasnąłem, a maszyna przestała hałasować niepotrzebnie. Skupiłem się na biciu swego serca. Biło tak słabo, ale małe światełko w klatce piersiowej musiało mi dawać nowe życie.

-Razem przez to przejdziemy. Wszystko się ułoży- odezwał się Rhodey, który dalej trzymał mnie za rękę

-Rhodey- znowu otworzyłem oczy, a jego twarz najczęściej pamiętałem, bo był moim bohaterem

-Według opisu prawnego w dokumencie twojego ojca, państwo Rhodes to twoi prawni opiekunowie w razie jego śmierci- powiedział lekarz

-Widzisz? Nie jest tak źle. Teraz będziesz musiał się użerać razem ze mną z moją mamą- uśmiechnął się, a ona na niego popatrzyła groźnym wzrokiem

Z jednej strony, to była ulga, że zamieszkałem ze znanymi mi ludźmi. W końcu, to rodzina mojego przyjaciela. Matka-prawniczka, a ojciec- pilot wojskowy. Kiedyś mi opowiadał, że chciałby też być w wojsku, ale jako generał, by mieć wpływ na wojny i pokoje.

-Faktycznie. Nie jest źle- poczułem, że zrodziła się nadzieja na "lepsze jutro"

-Będzie dobrze, Tony. Roberta odpowiednio zajmie się tobą- uśmiechnął się Yinsen

-Kiedy mogę wyjść?

-Za pół roku

-Pół roku?

Lekarz przyznał się, że żartował. Miałem zostać na dwa miesiące w szpitalu, by ustabilizował się mój stan. Ciągle tęskniłem za ojcem, ale cieszyłem się, że nie byłem z tym sam.
Ponownie wybudziłem się ze snu, ale otaczało mnie to samo pomieszczenie. Ta sama sala z Robertą, ale zamiast Ho była Victoria, a Rhodey dalej na szkoleniu. Byłem w szoku, że obudziłem się w szpitalu, a nie w zbrojowni.

-Roberto, co się stało?

-Nieźle mnie wystraszyłeś. Więcej mi tak nie rób

-Ja...- przerwałem, bo znowu słabłem

-Dr Bernes, coś się dzieje z Tony'm

Byłem przytomny, ale czułem się, jak niedoszły nieboszczyk. Oczy znowu chciały się zamknąć, ale próbowałem być silny. Lekarka spojrzała na wykres funkcji życiowych. Spadał do zera, a implant również słabł.

-Tony, tylko mi nie zasypiaj- wzięła coś do ręki z przybornika i to była jakaś strzykawka

-Nie cierpię... strzykawek

-A kto lubi? Zaraz poczujesz się lepiej- wbiła mi ją do ręki

Zasnąłem ze zmęczenia. Jednak śniły mi się pewne wspomnienia. Pepper rzuca w Rhodey'go narzędziami, a on robił to samo. Potem widziałem, jak lecę przez miasto z rudą, a ona odgadła, że byłem Iron Manem. Takich chwil nie zamiotę pod dywan. Będą wiecznie trwać, bo one dawały mi iskrę życia. Co będzie miał człowiek, że cały świat zdobędzie, a życie zmarnuje? Pustkę.

Rozdział 84: Oczy strachu

0 | Skomentuj

**Victoria**

Tony wciąż nie odbierał telefonu. Wiem, że było już po północy i normalni ludzie dawno śpią, ale musiałam mu przekazać coś pilnego. To nie mogło czekać. Musiałam być ciągle dostępna w razie, gdyby coś się stało. Jego stanu nie mogłam lekceważyć.
 Siedziałam w gabinecie, popijając kawę. Do drzwi zapukał dyrektor szpitala. No tak. Zapomniałam, że chciałam z nim porozmawiać.

-Dobrze, że jesteś. Mam sprawę, jeśli można

-Już ci mówiłem, że ci pomogę. No to, co masz za problem? Zgaduję, że chodzi o jego implant?

-Nie inaczej. Przeze mnie, Tony umrze. Mogłam nie używać defibrylatora i wziąć od razu na operację. Może wtedy nie musiałby tak cierpieć?- wciąż miałam poczucie winy za mój błąd

-Zamiast dalej się nad sobą użalać, pomyśl, jak go uratować

-Nie wiem. Nie potrafię- byłam załamana i spuściłam głowę w dół

Dyrektor wyszedł naprzeciw biurka, chwytając mnie za ramię pokrzepiająco. Trochę to pomogło i ustawiłam się do porządku.

-Victorio, jesteś jego jedyną nadzieją. Nie możesz się poddać

- To pomóż mi

-Zastosuj reaktor łukowy. Nie trzeba go często ładować, bo to zależy od jego wysiłku i przemęczenia

-Już kiedyś chciałam to zrobić, ale mogło zabić i dałam mu inny implant. Po prostu zmieniłam

-Implant go zabija i każda jego zmiana, czy modyfikacja, pogarsza sprawę. Jego celem było pobudzać serce do działania, a teraz i tego nie robi. Pomyśl nad tym

On miał rację. Dyrektor nigdy się nie mylił. Może teraz reaktor został jedynym rozwiązaniem na ocalenie Tony'ego przed śmiercią? Nie byłam zbytnio przekonana do tego pomysłu, ale trzeba było spróbować.

-Pomyślę nad tym. Najpierw zobaczę, jakie zanotował odczyty w ostatnich dniach. Od tego zależy stopień późniejszego ryzyka przy wymianie implantu na reaktor łukowy. Dziękuję

-Podziękujesz, jak będziesz pewna, że się udało. No to na mnie już pora. Muszę przygotować się do operacji, więc muszę uciekać. Później się zobaczymy i zobacz się z nim

-Dobrze

Wzięłam się w garść i zapakowałam do małej walizki potrzebny sprzęt, który pomoże w każdym wypadku. Zamknęłam gabinet, poszłam na parking i pojechałam w stronę domu Tony'ego. Jednak zmieniłam trasę, gdy pomyślałam, że może przybywać gdzieś indziej. Skierowałam się do Roberty. Po niecałej godzinie, dotarłam na miejsce. Kobieta otworzyła mi drzwi. Chyba musiałabym jej powiedzieć o wszystkim. On sam nie da rady.

-Witaj, Roberto. Nie ma tu może Tony'ego? Przypuszczam, że u siebie w domu nie jest

-Słyszałam, że Pepper jest w Jersey. Pewnie siedzi w zbrojowni. A coś się stało?- spróbowała zgadnąć i chyba widziała, że coś nie gra

-Powiem, co trzeba- przeszłam przez próg drzwi i usiadłam w salonie


**Tony**

Rozmawiałem przez chwilę z ojcem, a później przygotowywałem się do lądowania. Tak naprawdę podszedłem do zbroi, by sprawdzić, czy była w całości. 
Nagle oślepił mnie blask. Hałas zepsutego silnika. Wielkie przyspieszenie i rozerwanie całego samolotu na drobne kawałki. Pole utworzone z rękawicy ocaliło mnie, ale musiałem jakoś wrócić do domu. Rozglądałem się i nigdzie nie było taty.

-Tato! Tato!- krzyczałem, dławiącym głosem

Zauważyłem, że skrzynia z częściami zbroi była niedaleko, więc ostatkami sił doczołgałem się do niej. Wyjąłem hełm.

-Aktywacja kodu... Stark...02

<< Aktywacja zakończona. Uwaga. Wykryto rozległe uszkodzenia serca i klatki piersiowej. Leczenie w trakcie>>

-Systemy nawigacyjne. Ach... zabierzcie mnie... Zabierz mnie do Rhodey'go

Wtedy straciłem przytomność. Jednak wszystkie elementy zbroi połączyły się z hełmem. Leciałem do laboratorium przez godzinę. Rhodey musiał słyszeć, jak rozbijam się niedaleko tego miejsca. Na chwilę oprzytomniałem.

-Tony, co się stało? Tony!- pytał przerażony, gdy odsłoniłem lekko twarz

-Rhodey...

-Tony! Ty jesteś ranny!

-Moje... serce- przegryzałem język przez zęby z bólu

-Trzymaj się. Nie pozwolę ci umrzeć

Po rak kolejny straciłem przytomność. Poczułem, że zostałem pozbawiony ciężaru, a całe ciało było słabe. Słyszałem tylko jakieś słowa, które mówiła jakoś kobieta. Doskonale wiedziałem, kim była.

-Musimy skontaktować się z dr Yinsenem. Tylko on może go uratować

-Skąd wiesz?

-Razem z Howardem pracowali nad czymś, co miało być ulepszoną wersją rozrusznika serca

-Mamo, obyś się nie myliła

Kiedy ostatni głos się ucinał, zobaczyłem białe światło. Czułem, że to będzie mój koniec. Mówili jakieś dziwne pojęcia związane z medycyną, a ja ich nie rozumiałem. Dopiero później obudziłem się. Rozglądałem się po sali, a Rhodey trzymał mnie za rękę.

-Tony, spokojnie. Wszystko będzie dobrze

-Gdzie... mój tata?- spytałem, mając łzy w oczach

-Tony, uspokój się- weszła do sali Roberta, czyli matka mojego przyjaciela

Znowu była cisza, ale słyszałem jeden dźwięk, który dochodził z mojej klatki piersiowej. Byłem przerażony. Jakieś okrągłe urządzenia i wydawało bicia, jakby... serca.

-Co to jest?!- krzyknąłem

-Musisz się uspokoić

-Rhodey, co się stało?!- dalej krzyczałem, bo nic nie rozumiałem

Nagle do pomieszczenia wszedł lekarz. To był ten Yinsen.

**Bobbie**

Patrzyłam przez okno i nie mogłam zasnąć. Chciałam wiedzieć, czy Katrine przed swoją śmiercią mówiła prawdę? Czy ten hologram był już przestarzały? Postanowiłam to sprawdzić.
Wzięłam go do innego pomieszczenia, czyli jakby mojej zbrojowni, bo tam zajmowałam się naprawą moich "zabawek". Kliknęłam w przycisk niebieski na okrągłej podstawce i postawiłam go na ziemi. Na nagraniu była widoczna sylwetka Katrine w masce.

Wiedziałam, że znajdziesz tę wiadomość. No, więc zdziwisz się, co mogę zrobić z twoją ukochaną, jeśli nie zabijesz prezydenta. Nie jest zbyt silna, bo mała dawka trucizny już ją osłabiła. Trochę się nie słucha i kilka "znaczków" ma przy szyi. Chcesz, by dalej cierpiała? Lepiej zrób, co ci każę, bo już jej nigdy nie zobaczysz żywej, Stark. Nie mieszaj w to SHIELD. Masz to zrobić sam.

Katrine mówiła prawdę. Akurat się otworzyła, nim Pepper wpakowała jej kulkę w serce. No właśnie. Już dawno się nie odzywała. Android dalej był aktywny, ale nie wiem, czy będzie chciał zemsty. Było już dość późno w nocy. Pewnie śpi. Ja też powinnam to zrobić. Rozwaliłam młotkiem hologram i pękł, rozsypując się na małe kawałki. Przez to zbudził się Clint.

-A ty jeszcze nie śpisz? Co tu wyprawiasz?

-Właśnie zakończyłam ostatni rozdział, gdy Katrine żyła. Hologram jest do niczego- zgniotłam go w ręce

-Nie masz, co robić? A może byś mi powiedziała, co na nim znalazłaś?

-No dobra. Zwykła pogróżka. Trochę się rozgadała o tym, jaka ona była nieobliczalna

-I musiałaś to rozwalić? No dobra. Kładź się spać. Jutro czeka nas ciężki dzień

Nie wiedziałam, co Clint miał na myśli. Ostatnio była taka cisza. Chyba, że o czymś nie wiem, ale Clint raczej się domyślił. Czeka nas ciężki dzień?

-Co masz na myśli?- odłożyłam narzędzia i poszliśmy do sypialni

-Placówka SHIELD w Jersey została zaatakowana przez Mallena. To był ciężki przypadek, jak mówi Hill. Na szczęście Stark wymyślił sposób, jak go unieszkodliwić

-Mallen nadal żyje? Po takiej ilości Ekstremis powinien dawno nie żyć- byłam w szoku

-Z Iron Manem to samo. On powinien umrzeć wtedy na Arktyce przez Whiplasha

-Chwila, moment. Skąd wiesz o Arktyce?

Coś mi tu nie grało. Skąd on miał dostęp do tylu informacji. Nie mówiłam o tym. Śledziłam Tony'ego, ale jemu nic nie powiedziałam. Byłam zaniepokojona i wyciągnęłam broń. Na jego nieszczęście nóż zbliżył się do gardła.

-Kim jesteś?!

-Barbaro, spokojnie. Co się z tobą dzieje?!- krzyknął

-Nie mogłeś wiedzieć o Arktyce. SHIELD też nie wie. Żądam wyjaśnień!

-No dobra. Śledziłem cię

Co? Nie wierzę, że to słyszę. Mój własny mąż mnie śledził? Odłożyłam nóż, ale nie skończyłam "przesłuchania".

-Czemu? Powiedz mi, czemu?!

-Uspokój się. Wszystko ci powiem

Rozdział 83: Zniszczone w ogniu, popiele i gruzach

0 | Skomentuj

Wróciłem do zbrojowni i wziąłem zbroję. Musiałem ją naprawić, bo była w sporym stopniu uszkodzona. Bluzka przesiąknęła krwią, ale rana nie wyglądała na głęboką. Jedak ból dość solidny odczuwałem.
Wziąłem do ręki apteczkę i opatrzyłem ranę. Pepper dała sobie radę i myślę, że wytrwa. Ciekawe, co się dzieje z Rhodey'm?
 Wybrałem numer do niego. Nie było zbyt późno w nocy. Dopiero dochodziła dwudziesta.

-Rhodey, jesteś tam? Słyszysz mnie?

-Hej, Tony. Właśnie skończyłem swój pierwszy dzień takiej, jakby fizycznej rekrutacji. Serio. Tu nie ma zmiłuj, a nasz oficerek wszystkich ustawia do porządku- zaśmiał się

- I cię to bawi? No nieźle. My z Pepper załatwiliśmy Mallena

-Poważnie? Nic wam nie jest?- odezwał się w nim strach

-Na szczęście siedzi w celi SHIELD. Nic nam się nie stało, ale... zresztą nieważne. Zadzwonię później. To trzymaj się- i rozłączyłem się, bo prawie bym wygadał, co się porobiło na akcji

Wziąłem narzędzia do ręki, by naprawić Centuriona. Górna strona napierśnika była poważnie naruszona. Czułem dalej ból brzucha, ale nie skupiałem na nim uwagi. Myślałem o bezpieczeństwie najbliższych. Pracę przerwałem na chwilę, gdy otrzymałem wiadomość. Kolejne współrzędne.

-Co jest grane?- spytałem się samego siebie, wbijając liczby do komputera

<< Zlokalizowano w Nowym Jorku>>

-Fatalnie, ale gdzie dokładnie?

Wszystko wskazywało na Akademię Wojskową, gdzie przebywał Rhodey. Znajdował się w Nowym Jorku, ale daleko na obrzeżach miasta. Powinienem go ostrzec. A może to jakiś żart? Z Pepper się sprawdziło. Nie chciałem tego lekceważyć, ale zbroja była nadal zepsuta. Ostatnio ciągle siedziałem z nią, więc o innej zbroi nie było mowy.
Wysłałem mu SMS-a z alarmem o zagrożeniu. Od razu rozdzwonił się telefon.

-Czy ty sobie żartujesz? Co ma się niby stać? Nie odezwał się dotąd żaden alarm. Pepper cię przestała pilnować, co?

-Pepper jest w Jersey! Ktoś mnie informuje przez anonima o jakiś atakach. Ostatnio był ten Mallen i sprawdziło się. Mówię prawdę, Rhodey. Dlaczego miałbym kłamać?

-Bo zawsze rwiesz się do walki. Powinieneś znaleźć sobie jakieś hobby

-To jest moje hobby. Budowanie zbroi i wynalazków

-Ty chyba nigdy się nie zmienisz. Zadzwonię, gdy twój informator będzie miał rację- powiedział z humorem i rozłączył się

Musiałem, jak najszybciej naprawić zbroję. Pracowałem przez dwie godziny, a Centurion nadal był w takim samym stanie. Musiałem się pospieszyć. Możliwe, że Android chce ponownie uderzyć. Po co? Zapewne po broń. On z AIM coś planuje.

-Jakie są uszkodzenia Centuriona?-spytałem system

<< Napierśnik został poważnie zniszczony. Niezalecane użytkowanie pancerza>>

-Czy pozostałe funkcje są sprawne?

<<Pozostałe funkcje działają bez zarzutów>>

Musiałem coś zrobić. Rhodey był w niebezpieczeństwie.



Zwykle ja byłem przewrażliwiony ale tym razem, to było przegięcie ze strony Tony'ego. Ktoś go informuje o planowanych atakach? To dziwne. Jednak na wypadek, gdyby okazało się prawdą, będę przygotowany. Zbroję trzymałem ukrytą pod łóżkiem jako plecak. Ostatnio zajął się kamuflażem War Machine i właśnie, to się nadaje do takich przypadków.
Leżałem sobie, drzemiąc. Drzemka zmieniła się w sen, który nie potrwał długo. Odezwał się alarm, który mógł zbudzić umarlaka.

-Wszyscy wychodzić i do broni! Uzbroić się!- wykrzyczał przez głośniki nasz oficer

Zajrzałem przez okno, by zobaczyć, kto się zbliża. Tony miał rację, a raczej jego tajemniczy informator. AIM i Android. Będzie się działo.
Wziąłem plecak i wybiegłem z koszar na dach, gdzie założyłem War Machine. Zaatakowałem pierwszych pszczelarzy, podchodzących do bramy. Strzelałem głównie z małego karabinu maszynowego, a później przełączyłem się na repulsory.

-No patrzcie! Najpierw Iron Man i Rescue, a teraz War Machine! Wiecie, co macie robić? Zdobądźcie, co trzeba, a ja się zajmę niedobitkiem!

-Czy ty mnie nazwałeś niedobitkiem?- wystrzeliłem pocisk, który odrzucił Androida parę metrów dalej

-No nieźle. Czegoś się nauczyłeś, ale i tak nas nie powstrzymasz - zaśmiał się, strzelając z unibeamu

Odrzuciło mnie trochę do tyłu, przebijając się przez drzewo. Trochę odczułem, jak coś skrzypie wewnątrz. Kręgosłup. Natychmiast wstałem i wleciałem do bazy, gdzie AIM już wynosiło jakąś skrzynię z zapieczętowanym numerem. Kolejny element broni? Co chcą stworzyć?
 Skumulowałem moc do unibeamu, wystrzeliwując wiązkę w nich. Polecieli daleko, a skrzynia została nietknięta.

<< Uwaga. Zbroja jest namierzana>>

-Co?

Ktoś wystrzelił z ogromnej rakiety, która mocno naruszyła osłonę zbroi. Gdy miał znowu wystrzelić kolejną, ktoś przebił się przez ścianę i zaatakował Androida, To był Tony. Nie wiem, co mu strzeliło do głowy, ale jego zbroja wyglądała, jak po cięciu szlifierki. To sprawka Mallena?
Wstałem z ziemi i użyłem mini rakiet, by strzelić w wroga.

-Tracicie czas, a ty- Iron Manie, nie powinieneś tu przebywać. Rozumiesz, że twój koniec jest bliski? Alfa połączy się z Omegą- strzelił z unibeamu

-Katrine już nie ma! Odejdź, jak najdalej! krzyknąłem, wyładowując ostatnie strzały z repulsorów

-Mówiłem. Tracicie tylko czas

Powtórzył znów to samo. Dopiero skojarzyłem, w co z nami pogrywa, gdy pszczelarze zabrali skrzynię i było słychać, jak odlatują. Nie udało się. Tony wziął się do kolejnego ataku, ale Android był szybszy. Rzucił się na niego, przygwożdżając do podłoża.  Uderzał w jego napierśnik. Próbowałem go powstrzymać. Uruchomił pole siłowe, którego musiałem się pozbyć. Strzelałem rakietami, aż pole rozpadło się w drobny mak.

-Komputerze. Jaki jest stan zbroi War Machine i Centurion?

<< Obie zbroje są uszkodzone. Jednak Centurion ma poważne szkody>>

-Czy jest jeszcze moc na unibeam?

<< Niewystarczająca ilość. Tarcze wyłączone>>


Nie miałem innego wyboru i musiałem polecieć na pomoc Rhodey'mu. Wiem, że zbroja nie nadawała się do użytku, a rana na brzuchu była nadal uciążliwa i świeża. Jednak on wbił się przez dziurę pozostawioną po walce przez Mallena. Krzyknąłem z bólu. To było nie do zniesienia.
Rhodey ruszył do ataku, ale widziałem, że już nie dawał rady. Strzeliłem z unibeamu w Androida, którego rzuciło z mocnym hukiem na ścianę. Akademia wyglądała, jak pobojowisko. A co Fury robi? Nie reaguje? Do czego służy te SHIELD?
Android wstał i przywalił ze zwykłych pięści w napierśnik. Upadłem i próbowałem wstać.

-Musisz mi utrudniać? Na mnie już pora. Jeszcze się spotkamy- znów uderzył i wyleciał z bazy

-Komputerze. Co ze zbroją?

<< Napierśnik konieczny do natychmiastowej naprawy>>

-Nie udało się go powstrzymać. Zawiodłem, a cała Akademia zniszczona

-Lepiej schowaj zbroję i powiedz oficerowi, co się stało

A ja nadal miałem problem ustawić się do pionu, więc Rhodey użyczył mi pomocnej dłoni.

-Nie powinieneś był tu przylatywać. Wybacz, że ci nie wierzyłem, ale wiesz, że nie potrafię zaufać w pełni po tym, jak świrowałeś w zbrojowni

Rhodey jeszcze miał w głowie te czasy, kiedy dostawałem świra. To były czasy po tej półrocznej śpiączce. Na szczęście już tego nie robię. Doszedłem do siebie.
Wyleciałem z bazy, żegnając się z przyjacielem. Chciałem dolecieć do zbrojowni w jednym kawałku, ale ból się nasilił, że zacząłem spadać głęboko w dół.

-Włącz autopilot!- krzyknąłem, kiedy uderzyłem w budynek

<< Autopilot włączony>>

Nie chcę rozbić się w środku nocy w mieście. Dziwnie się czułem. Tak słabo. Włączyłem pełną moc do silników, by szybko dotrzeć do zbrojowni. Zacząłem widzieć coraz gorzej. Obraz się zamazywał, a równowaga była zachwiana.
Po niecałej godzinie dotarłem na miejsce. Od razu zdjąłem zbroję i zmieniłem opatrunki. Tę noc chciałem przespać w zbrojowni. Położyłem się na kanapie, wpatrując się w bransoletkę. Zmierzyłem kolejne pomiary, zapisując je w dzienniku.

-Nie jest dobrze- przejrzałem wcześniejsze zapisy, które wskazywały na pogorszenie stanu

<< Centurion nie nadaje się do użytku, a dłuższe noszenie zbroi stanowi poważne ryzyko zdrowia i życia użytkownika>>

-Świetnie. Teraz komputer stał się moją niańką

<< To zwykła analiza pancerza>>

-Będziesz się ze mną kłóciła?

<< Stwierdzono poważne uszkodzenia zbroi>>

To wszystko było przez walki z Mallenem i Androidem. Komputer zaczynał zmieniać się w gadającą mądrościami humanoidalną postać. Niczym Android, ale on mówił normalnymi zdaniami. AIM ma coraz bardziej zaawansowaną technologię. Rosną w siłę.
Nie potrafię siedzieć bezczynnie, gdy komuś się dzieje krzywda. Słyszałem przez chwilę dźwięk telefonu, ale zasnąłem i nic nie dźwięczało. Oprócz jednego komunikatu systemu.

<< Wybiła północ. Alarmy o zagrożeniach wyłączone>>

Rozdział 82: Zemsta i jeszcze raz zemsta

0 | Skomentuj


Zjawiłam się na czas w Jersey, gdzie agentka Hill wyjaśniła nam stopień zagrożenia. Ciągle byłam pogrążona myślami, że zostawiłam Tony'ego samego. Kiepski z niego kłamca i widziałam, jak próbował coś przede mną ukryć. Gdy jedna z agentek mnie szturchnęła w ramię, zaczęłam słuchać, co mówią wokół.

-Musisz uważać, bo planują rozmieszczenie jednostek na całym obszarze bazy. Może mamy dopiero tylko odznaki, ale i tak nas wezmą do akcji. Chyba wiem, kto może zaatakować

-Kogo masz na myśli?

-Mallena. Dokładnie znam jego przypadek. Zmienił się w mutanta przez serum. Podobno ma halucynacje i każdego widzi jako Fury'ego

-Niedobrze. Czyli on wróci?

-Skoro zabrali wszystkich agentów do baz, to pewnie nie będzie nic prostego

Zaczęłam się zastanawiać, czemu Mallen chciałby wrócić? To na pewno nic dobrego nie wróży. Agentka może mieć rację, że dlatego zostaliśmy wezwani. Bez zbroi nie dam rady z nim walczyć, a w samej Rescue i tak nie uda się go pokonać. Pamiętam, co zrobił z Rhodey'm. Koszmar.
Moje kolejne myśli przerwał alarm. Hill podbiegła do centrali, skąd mogła połączyć się z innymi oddziałami, ale na kanałach była cisza.

-Uzbroić się i być w gotowości!- rozkazała, krzycząc do wszystkich

-Będzie zabawa- uśmiechnęła się agentka w czarnych włosach

-Jak to przeżyjemy, będziemy mogli opowiadać- chwyciłam do ręki blaster, przeładowując go

Kiedy mutant rozwalił kolejne drzwi, ruszyliśmy biegiem w jego stronę. Najpierw dowódczyni rzuciła granat dymny, który utrudnił mu widoczność. Słyszałam, jak ktoś krzyknął z bólu i twardo wylądował na podłodze. To był jeden z agentów. Został ranny. Zauważyłam krew na jego głowie, gdy dym zanikał. Hill była przerażona i kazała nam się wycofać.

-Wracać! Już! Wracać do środka!

Niestety on nie przestawał i w końcu natrafiło na mnie. Coś mruczał pod nosem i chwycił za moją szyję. Czułam, jak serce podchodzi do gardła, a trudno było mi oddychać.

-Opanuj się! Nie jestem nim! Nie jestem Fury'm!

-Nie kłam!

-Przywidziało ci się! Idź stąd!

-Jak śmiesz mi rozkazywać?!- uścisk przy szyi był coraz większy, że miałam jeszcze większe trudności z oddychaniem

-Masz ją puścić, Mallen!- strzeliła w niego "śpiochem", ale to go nie położyło

Jego skóra była twardsza, a raczej to, co się w niej wytworzyło. Nie mogłam żegnać się z Tony'm na zawsze. Obiecałam, że wrócę cała i zdrowa. więc słowa dotrzymam.
Atak na niego go rozwścieczył, że poczułam, jak pazury wbijają się w kark. Agentka próbowała coś zrobić. Użyła blastera, który nie zadziałał.

-Musisz postarać się bardziej, by mnie naprawdę zranić



Sprawdziłem liczby, które odpowiadały współrzędnym na mapie. Doskonale wiedziałem, gdzie się znajduje. Jersey. New Jersey. Tam była Pepper. Czy ten anonim chce mi coś przekazać? Tylko co?
Nagle odezwał się alarm w zbrojowni. Gdy zostało zlokalizowane miejsce, pokrywało się z poprzednimi współrzędnymi. Bez większego wahania założyłem na siebie zbroję. Natychmiast wyleciałem ze zbrojowni z prawie szybkością dźwięku. Bałem się, że coś się stało Pepper. Miałem złe przeczucia.
Po godzinie dotarłem na miejsce. Baza była opuszczona.

-Halo! Jest tu ktoś?- rozglądałem się

Odpowiedź wyszła, a raczej przebiła się przez ścianę. Wypadli agenci, a stwór, który ich atakował, to był Mallen.

-Jasny gwint! Zostaw ją!- byłem przerażony, jak trzymał Pepper za gardło

-A ciebie tu nie powinno być, Iron Manie- puścił ją i zaczął ziać ogniem

-Uciekajcie stąd! Wszyscy natychmiast!- kazałem agentom zniknąć, jak najszybciej z bazy

Agentka Hill zabrała bezpiecznie wszystkich wraz z rannymi agentami. Jednak Pepper została. Na szczęście była przytomna i pobiegła, ile miała sił, ale nie w stronę wyjścia. Chyba wiem, co planowała. Musiałem zająć się mutantem. Strzeliłem do niego z unibeamu, a jemu nic się nie stało. W odpowiedzi na to, rzucił się na mnie, przejeżdżając pazurami po napierśniku. Syknąłem z bólu.
On to zrobił.

<< Uwaga. Nastąpiło naruszenie zbroi>>

Czułem, że zostałem ranny przez jego pazury, które bez problemu mogły zranić bardziej. Strzeliłem z rakiet i to go tylko odsunęło nieco dalej.

-Ciesz się, póki możesz. Dorwę Fury'ego! Zabiję go za to, że mnie wyrzucił!- znowu zaczął biec w stronę Pepper

Od razu próbowałem go jeszcze zatrzymać, ale pojawiła się moja Rescue. Zaczęła do niego strzelać z repulsorów. Jak zwykle, ma tę swoją odwagę.
 Mallen wciąż nie został ranny i nasze ataki były nieskuteczne.

-Szybko nabrałaś sił. Nic ci nie jest?

-W porządku. Gdyby nie ty, już byłoby po mnie. Wzywamy Rhodey'go?

-Myślę, że damy radę sami. Mam pewien pomysł. Włącz ochronę przed gazem. Musisz mi tylko zaufać

-Chyba nie mam wyjścia. To działaj, Iron Manie!

Szynko poleciałem do agentki Hill, której udało się wyprowadzić agentów poza budynek. Byli bezpieczni.

-Agentko Hill, gdzie znajduje się dostęp do klimatyzacji?

-Prosto i w prawo. A czemu pytasz?

-Wiem, jak go powstrzymać

Dotarłem do odpowiedniej pomieszczenia w niecałą minutę. Znalazłem butlę z nadtlenkiem azotu o silnym stężeniu. To miało nam pomóc. Było stosowane kiedyś, gdy Hulk miał być pojmany, więc powinno się udać.
Rozpyliłem gaz nasenny, przepuszczając mieszankę przez wentylację. Rescue próbowała odeprzeć ataki Mallena. Znowu ją zaczął przyduszać, aż uwolnił Pepper z uścisku, gdy gaz był rozprzestrzeniony po całej placówce.

-Po prostu zasnął. Udało się- odetchnęła z ulgą



Jak to dobrze, ze plan Tony'ego zadziałał. Powstrzymał mutanta, ale wciąż nie wiedzieliśmy, czego chciał. Rzucił się na mnie, bo myślał, że jestem generałem. Nadal ma halucynacje, ale się zmienił, bo jego skóra była twardsza, niż przy pierwszym starciu. Dobrze, że został zamknięty w celi.

-Wymyślicie jakieś rozwiązanie, by go uratować?- spytałam dowódczyni mojego oddziału

-Był wiernym agentem. Nasi specjaliści zrobią, co się da. Może też naprawią jego psychikę? Naprawdę, był niezastąpiony w misjach, ale Ekstremis podane przez Hydrę, namieszało mu w głowie

-Trzeba coś zrobić z nim, a dalej nie wiadomo, czemu was zaatakował?- spytał Tony

- Czegoś musi szukać, tylko niemożliwe, by działał z AIM. Raczej chce zemsty- pomyślałam

-Psychicznie chorzy zawsze tego chcą. No nic. Będę czujny, gdyby coś znowu miało się wydarzyć. Dzięki alarmom dowiem się o zagrożeniu

Tony wyleciał w zbroi, a ja swoją zdjęłam i znów była plecakiem. Tylko Hill z Fury'm znali mój sekret. Znowu mnie uratował, a to zwykle ja ratuję mu tyłek. Teraz zachowywał się normalnie, ale nadal czułam, że próbował coś ukryć.
 Postanowiłam porozmawiać z dowódczynią, by pozwoliła mi wrócić. Musiałam ją jakoś przekonać. Raczej się zgodzi. Chyba, że rozkazy są dla niej ważniejsze.

-Agentko Hill. Mam ważną sprawę. Czy my musimy być na stałe w bazie, czy to jest tymczasowe na czas uciszenia sprawy?

-Chyba wiem, do czego zmierzasz. Widziałaś, że lekko nie mamy i każda pomoc się przyda. Poza tym słyszałam od Bobbie, co zrobiłaś z Duchem i naprawdę, to wymagało wielkiej odwagi. Jesteś mi potrzebna

-Ja rozumiem, ale muszę być przy Tony'm. Martwię się o niego- wyrzuciłam zmartwienia

-Chodzi o jego zdrowie? Bardzo jest źle?

-Sama nie wiem, ale coś mi nie pasuje. Jestem pewna, że coś ukrywa. Czy mogę wrócić do domu?

Agentka była zamyślona. Wahała się, co zrobić. Pewnie Fury stał się mocną rękę i gdyby odkrył złamanie zasad, mógłby ją wyrzucić lub zdegradować na niższy poziom. Zresztą sama nie wiem. Od niej zależy, co ze mną się stanie. Nie będę wzywać Rhodey'go, by go niańczył, bo ma szkolenie. Przecież oni mnie też nie wzywali specjalnie, gdy coś się stało. Zatajali prawdę.

-Nie bardzo cię mogę odesłać, bo Fury chce mieć wszystkich w bazach. Może Mallen już nie stanowi zagrożenia, ale AIM i Android coś planują. Trzeba być czujnym, a Tony'm zajmie się Rhodey

-Niestety, ale ma szkolenie. Nie będę mu zawracać głowy. Naprawdę nie mogę wrócić? To ważne dla mnie i się o niego martwię. Ostatnio zemdlał, gdy zrobił pożar w kuchni. Wiesz, jak ja się boję, gdy zostaje sam?- łzy cisnęły mi się do oczu, żaląc się z problemu

-Nie przejmuj się. Może to niezbyt rozsądny facet, ale chyba nie zrobi nic głupiego

-Nie byłabym taka pewna. Czyli muszę zostać?

-Niestety, ale musisz. Rozkazy z góry

Poszłam do koszar, gdzie padłam zmęczona. Nie mogłam zasnąć.

Rozdział 81: Rozdzieleni

0 | Skomentuj

Zdecydowanie nie umiem nic robić w kuchni. Jak mogłem dopuścić do pożaru? Pepper mnie za to zabije, jak oprzytomnieję. Kiedy? Teraz.
 Poczułem, jak ktoś rusza mi rękę, która miała bransoletkę. Teraz dokonywała pomiarów do szczegółowej diagnostyki, jak zaleciła Victoria. Otworzyłem oczy, a nade mną była Pepper. Ucałowała mnie w czoło.

-Tony, co się stało, że zemdlałeś? To przez to, że spaliłeś prawie kuchenkę? Jednak najważniejsze jest twoje zdrowie

-Sam nie wiem. Chyba stres- uśmiechnąłem się, wstając z kanapy

-Co to za pomiary dodatkowe? Po co mierzysz ciśnienie, puls i inne takie? Tony?

Nie mogłem jej powiedzieć, że umieram. Niech cieszy się, że jesteśmy razem. Musiałem wymyślić prostą i niepodejrzaną wymówkę.

-Trzeba dbać o zdrowie- pocałowałem ją w usta i miał to być namiętny pocałunek, ale przerwała

-Nie przeszkadzajcie sobie. Udawajcie, że mnie tu nie ma- odezwał się Rhodey, który jadł omlety z dżemem

-Długo już tu siedzisz?

-Odkąd zemdlałeś. Powiesz mi, co ukrywasz? Nie zachowujesz się normalnie

-I mówi to osoba, która wypiła większość wina?

Rhodey zamilknął. Wiedział, co miałem na myśli. Zaśmiałem się i już tego pożałowałem. Ukryłem ból i nikt go nie zauważył. Nawet Pepper. Nie będę im mówić prawdy. Wolę sam trzymać ten ciężar na barkach.

-To mieliśmy się pożegnać. Tak?

-Rhodey, będzie mi ciebie brak przez tyle czasu. Jednak cieszę się, że dostałeś się do Akademii. W końcu spełnisz swoje marzenie- uścisnąłem mu dłoń, gdy na chwilę odłożył widelec

-Mi ciebie też. No i Pepper, bo z kim będę się droczyć?

-Ktoś się znajdzie- uśmiechnęła się ruda

Zrobiliśmy grupowy uścisk i łza w oku się zakręciła. Naprawdę się rozdzielamy. Dobrze, że Pepper nie ma placówki zbyt daleko. Chcieliśmy płakać, ale nikt nie pozwalał na uwolnienie łez.

-Czyli to koniec drużyny?

-Tak. Zostaje oficjalnie rozwiązana- położyliśmy dłonie w znak jedności, a w powietrzu symbolicznie przecięły się więzy

Po raz kolejny przytuliliśmy się. Pepper już dłużej nie była w stanie powstrzymywać łez i wypłakała się na moim ramieniu. Próbowałem trzymać się silnie, ale emocje zrobiły swoje. Rhodey też z odwagą uronił kilka łez.
Przeze mnie nasza trójka zalała się łzami. To było smutne, że rozdzielamy się. Zbroję każdy miał przy sobie, więc w razie jakiś niepokojących ataków, mogliśmy działać w pojedynkę lub wspólnie. Ostatni raz uścisnęliśmy się.

-Powodzenia!- powiedzieliśmy mu na pożegnanie, życząc mu, jak najlepiej

-I wzajemnie- uścisnął nam dłonie i wyszedł



Tony poszedł do sypialni i położył się spać. Nie wiem, czy to ze zmęczenia, a może chce po cichu uwolnić ostatnie krople smutku?
Poszłam za nim i położyłam się obok jego głowy, zbliżając usta do niego warg. Od razu uśmiechnął się, wtulając się we mnie.

-Dobrze, że ty daleko nie wyjeżdżasz ,bo Jersey nie jest daleko

-Słyszałeś naszą rozmowę?

-Nie, bo "spałem". Naprawdę cieszę się, że będziesz ze mną- pocałował namiętnie, aż poczułam przyjemne ciepło

Czule mnie dotykał i pozwalałam mu na pieszczoty. Kiedy miał mnie znów pocałować, to nie dość, że odezwało się przypomnienie o ładowaniu, agentka Hill zadzwoniła. Trochę się wkurzyłam, bo zawsze ktoś lub coś musi nam przeszkadzać. Chyba do tego nie zdołał przywyknąć.
Wstałam z łóżka i odebrałam.

-Mów, co się stało?

-Niestety, ale musisz się zjawić, a załatwianie spraw zostawić na później

-Już zrobione. A co tym razem? Kolejny atak?

-Wszyscy agenci muszą być w wyznaczonych placówkach. To rozkaz najwyższy od Fury'ego

-Naprawdę muszę? No dobrze. Zrobię, co każe- powiedziałam smutno, bo Tony nie będzie zachwycony, a nie chcę go zostawiać samego po tym, co się stało z kuchenką

Agentka rozłączyła się. Z niechęcią wyjęłam walizkę i zaczęłam się pakować. Spakowałam to, co najważniejsze.

-Wyjeżdżasz?- był zaskoczony i przygnębiony

-Niestety. Rozkaz Fury'ego. Ostatnio ten Android wraz z AIM zaatakowali placówkę w Jersey, gdzie też należę. Wiem, że powiesz mi, jakie to niebezpieczne, ale sama wiedziałam, na co się pcham, gdy zostanę agentką. Potrzeba poświęceń

-Uważaj na siebie. Dobrze pamiętasz, jaka jesteś dla mnie ważna

-Wiem o tym- cmoknęłam go w policzek

-Będę tęsknić. Naprawdę będę. Teraz zostanę zupełnie sam. Oboje wyjeżdżacie, więc ja muszę coś ze sobą zrobić. Muszę się zająć ulepszaniem Centuriona

-Nie możesz się przemęczać, bo twoje serce...

Przerwał mi pocałunkiem, który trwał krótko. Przytulił mnie i szepnął coś do ucha.

-Kocham cię. Wróć cała i zdrowa

-Ja ciebie też kocham i to bardziej, niż ci się wydaje- cmoknęłam go w czoło



Pożegnałem się z nią jeszcze tego samego dnia. Pozostałem sam w domu. Wykorzystałem to, by zapisać pierwsze odczyty do dziennika. Odkryła, że bransoletka mierzy więcej funkcji, ale to nie był powód do problemu ukrywania prawdy. Pisałem skośnymi kreskami i liczbami. I tylko ja znałem ten szyfr.
Po zanotowaniu danych i naładowaniu implantu, wyszedłem do zbrojowni. gdzie wziąłem się za Centuriona. Postanowiłem zadzwonić do Victorii, by powiedzieć jej o wszystkim.

-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?

-No pewnie, że nie. Za godzinę mam dopiero kolejnego pacjenta. A w jakiej sprawie dzwonisz?

-Zapisuję, jak mi mówiłaś, ale Pepper widziała dane na bransoletce

-W końcu się o tym dowie. Nie możesz jej okłamywać w nieskończoność

-Wiem o tym, dlatego chcę, żebyś mi pomogła mierzyć te pomiary w inny sposób. By nikt niczego nie podejrzewał, a poza tym ostatnio zemdlałem i sam nie wiem, co było przyczyną. No i wtedy to odkryła

Lekarka przez pierwszą chwilę milczała, aż nasunęła się jej odpowiedź. Może coś poradzi dodatkowo?

-Mogło być wiele przyczyn. Mogło być to zatrucie, udar, zawał, osłabienie, czy stres. Jednak w twoim wypadku, to musiał być stres

-Niekoniecznie, bo dziś był pożar kuchenki. Może przez dym?

-Nie w twoim stanie. Mało prawdopodobne. Notuj pomiary i zapisuj objawy. Mam znajomego lekarza, który może nam pomóc. Gdyby coś się działo, użyj przybornika

-Będzie kiepsko, jak stracę przytomność, a nikogo nie będzie w pobliżu. Pepper wyjechała do Jersey, a Rhodey do Akademii Wojskowej. Na pewno szybko nie wrócą

-Rozumiem. To, jak na razie, przenieś się do Roberty i niech cię obserwuje. Wiem, że jesteś już dawno dorosły, ale to dla ciebie będzie najlepsze. Odłóż narzędzia i zostań z nią

Skąd ona wie, że siedzę w zbrojowni? Nawet nie użyłem niczego, bo z nią gadam. Na razie Centurion został wyjęty i nic z nim nie robię. W sumie, to zna moje nawyki. Wie, co zazwyczaj robię.

-Zgoda. Dziękuję i przepraszam, że dzwoniłem

-Nie przepraszaj. Nic się nie stało. Niczym się nie martw. Będzie dobrze. Jednak nie powiedziałam ci o jednej sprawie- zaczęła mówić tajemniczo

-Jakiej?

-Nie możesz już być Iron Manem- odparła stanowczo

-Drużyna rozwiązana, ale AIM ostatnio zaatakowała z Androidem. Ja muszę coś zrobić, Victorio. Był pokój i bezpieczeństwo, a teraz te obie wartości zniknęły w nicość!- pod koniec krzyknąłem, rzucając telefon o ścianę

Rozłączyło się po zderzeniu. Trochę się wkurzyłem, że praktycznie stałem się kaleką, a jedną nogą już byłem w grobie. Ja muszę być Iron Manem. Za wszelką cenę.
Chwyciłem za narzędzia i zacząłem przerabiać Centuriona, by nadawał się do lotu w kosmos. To będzie mój pierwszy i chyba ostatni projekt, nim Śmierć się zjawi. Na telefon przyszła nieznana wiadomość od anonima.

22.373.501

To były współrzędne. Gdzie to ma mnie zaprowadzić? Zacząłem przeszukiwać system. Znalazł cel i doskonale znałem to miejsce.

---**---

Dziś jeden rozdział. Wybaczcie, ale nie mam chęci po porażce w szkole. Mam nadzieję, że jutro dam więcej :)

Rozdział 80: Wyjście z cienia

2 | Skomentuj

Nie mogłam siedzieć w spokoju, gdy Tony pierwszy raz siedzi w kuchni i robi obiad. Po tym, jak chciałam włączyć mój ulubiony program, usłyszałam potężny huk. Natychmiast pobiegłam w stronę hałasu. To dochodziło z kuchni. Bałam się o niego, ale się okazało, że spuścił telefon. Stąd ten hałas.

-Co ty wyprawiasz?! Chcesz mnie przestraszyć na zawał? Myślałam, że coś ci się stało, a ty tak po prostu rzuciłeś komórkę?!

-Kat... rine- zająknął się

-Ona nie żyje! Pamiętasz, że ją zabiłam?- wciąż byłam zła na niego

-Ona... ma... sługę... Centuriona 2.0- wziął głęboki wdech i wydech, mówiąc drżącym głosem

-Uspokój się. Dokończę smażyć za ciebie- chciałam, by poszedł do salonu, a on nie chciał mnie dopuścić do patelni

-Chcę sam. Idź oglądać serial

Niechętnie się zgodziłam i pozostawiłam go w kuchni. Nie będę się upierać, więc niech robi, co tam trzeba, ale bez podpalania. Mieszkamy tu kilka tygodni i wolę, żeby obeszło się bez dzwonienia po straż.
Kiedy chciałam już odsapnąć, do drzwi dobijał się Rhodey. Darł się i walił w drzwi. Mało mu guzów? Mogę postarać się o nowe. Przekręciłam klamkę, a on wpadł zdenerwowany.

-Pepper, gdzie jest Tony?- spytał zdezorientowany

-A ty, co taki spięty?

-Pytam się!- podniósł głos

-Dobra, dobra. Nie gorączkuj się. Siedzi w kuchni. Nic mu nie jest

-Na pewno?

-Rhodey, to ja powinnam się o niego zamartwiać jako żona, a ty powinieneś to sobie już odpuścić- poprosiłam go, zamykając drzwi na klucz

Rhodey zobaczył, że nic Tony'emu się nie stało. Jedynie widział, że coś nie pasuje w jego zachowaniu.

-Hej, Rhodey. Jeszcze smażę, więc musiałbyś jeszcze poczekać. Pogadaj z Pepper, albo coś- uśmiechnął się, wlewając kolejne ciasto na patelnię

-Wszystko gra?

-A co wy się tak przejmujecie? Ze mną jest wszystko dobrze!- podkreślił dwa ostatnie słowa

-To czemu jesteś taki spięty?

Tony coś mu szepnął na ucho, a Rhodey już rozumiał, co się z nim dzieje. Poszedł do salonu, gdzie leciało moje ulubione romansidło. Od razu zaczął narzekać, jak to facet.

-Nie masz nic lepszego do oglądania?

-Dla ciebie? Nie

Zaczęliśmy walkę o pilot. Utarczki przerwał alarm z kuchni. Wiedziałam, że kupno gaśnicy nie było błędem.



Znowu działałem z AIM. Jako dawny sługa Katrine i wierna kopia naszego Iron Mana, byłem w stanie zniszczyć SHIELD. Pszczelarze udoskonalili moją broń. Dzięki niej mogłem pozbyć się każdego, kto mi stanie na drodze. Naczelny naukowiec już miał swoje plany.

-Naszym celem jest helikarier. Jednak zanim zrobimy na nich atak, trzeba pozyskać broń, by zwabić Iron Mana i całą jego bandę do kosmosu. Tam pozbędziemy się obu zagrożeń. Pytania?

-Gdzie zaczynamy?- spytałem

-Placówka SHIELD w New Jersey- oznajmił Naczelny

-I naprawdę mamy na nich pułapkę? Czemu w kosmosie?

-Są tam mniejsze szanse na przeżycie, dlatego będziemy mogli łatwo wykończyć całą trójkę za jednym zamachem

-Zróbmy tak, jak Parks, czyli za pomocą teleskopu wystrzelić laser, by zniszczyć Ziemię. Oczywiście, to będzie podpucha i dla drużyny blaszaków i SHIELD. Idealnie dwie pieczenie na jednym ogniu- powiedziałem im o swoim pomyśle

-Zgoda, ale musimy zdobyć elementy do broni i są one w Jersey. Mają je SHIELD- potwierdził zgodę na plan i wszystkie jednostki AIM wyruszyły na miasto

Dzięki temu, że mieliśmy technologię niewidzialności, nikt nie zwrócił na nas uwagi. Minął niecały kwadrans, gdy dolecieliśmy do celu. Moje ciało też mogło być niewidzialne. I wykorzystałem to. Dziwne było, że nie stał żaden strażnik przy bramie.

-To nie może być takie łatwe- czułem, że to jakiś podstęp

-Nie pękaj! Tym łatwiej dla nas

-Być może, ale nie uważasz, że coś tu nie gra?

-SHIELD jest wszędzie i nie pilnuje tak specjalnie każdej placówki na świecie- zaśmiał się, niszcząc działem bramę

-No dobrze. To chodźmy po to, co nasze

Weszliśmy do budynku, gdzie na "przywitanie" wybiegło kilka agentów z bronią . Laboratorium było naszym celem. Obeszliśmy zabezpieczenia i zgarnęliśmy pierwszy element do broni silnego rażenia. Soniczny blaster ogłuszył pozostałych agentów, szykujących się do ataku, ale nie udało im się to. W kilka sekund popadali, jak muchy i uciekliśmy ze zdobyczą. Uruchomił się alarm, który dopiero teraz się odezwał. Nie miał, kto nas zatrzymać. Szybko wskoczyliśmy do pojazdu i wzieśliśmy się w powietrze.

-Bułka z masłem


Udało mi się ugasić pożar, ale omlet był spalony i nie nadawał się do jedzenia. Rhodey widział nieco zabrudzoną kuchenkę. Na szczęście nie została spalona do czarności. Jednak Tony leżał nieprzytomny.

-Czy to stres?- spytał się Rhodey

-Nie wiem. Weźmy go stąd- poprosiłam, by mi pomógł go podnieść

Pewnie to nic poważnego. To tylko zasłabnięcie. Przez to, że prawie spaliła się kuchenka? Położyliśmy go na kanapie w salonie. Wyłączyłam telewizor, by była cisza. Rhodey się uśmiechnął, gdy "telenowela", bo tak to nazwał, zniknęła z ekranu. Sprawdziłam stan implantu, Naładowany w pełni. Może była inna przyczyna omdlenia?

-To przeze mnie tak się stało. Gdybym mu nie mówił o Androidzie i całym tym śnie, nie zrzuciłby telefonu i nie zdenerwowałby się. Poza tym, chciał zrobić dla ciebie obiad i mu nie wyszło, więc to musiało nasilić stres i zemdlał- próbował mi wyjaśnić, a ja nie wiedziałam nic o tym śnie

-Implant ma naładowany. Może faktycznie przez stres? Nawet, jak spalił prawie kuchnię, to i tak nie przestanę go kochać. Za bardzo się przejął też tym obiadem, a on nie chciał odpuścić

-Taki już jest. Teraz potrzebuje spokoju. Szkoda, że dziś się pożegnamy- przypomniał

-Już wyjeżdżasz? Tak szybko?

-Chyba pamiętasz, że po imprezie mieliśmy się rozejść, ale nie wyszło?

Chciałam się z tego śmiać, ale to nie był dobry moment. Martwiłam się o Tony'ego. Rhodey z nim został, a ja dokończyłam robić obiad. Jednak, jak miałam smażyć drugi omlet, zadzwoniła agentka Hill. Prawie krzyczała.

-Atak na bazę w Jersey! Powtarzam! Był atak w Jersey!

-Agentko Hill, co się stało?- zakręciłam gaz

-Nic ci nie jest?

-Nie byłam tam. Wiem, że tam mam służyć, ale siedzę z przyjaciółmi. Mamy sprawę do załatwienia

-Całe szczęście, bo AIM się z kimś pojawiło. Przypominało zbroję Starka

-To pewnie ten Android, o którym wspominał Rhodey

Agentka powiedziała o kradzieży broni. Czemu dopiero teraz się o tym dowiaduję?

-Kto został ranny?

-Na szczęście dostali atakiem sonicznym. Może wiecie, czemu to zrobili?

-Nie wiemy. Muszę kończyć. Zadzwoń później

-Trzymaj się- i rozłączyła się

Skończyłam przygotowywać obiad. Rhodey już wyczuł omlety z daleka, które położyłam na ławie w salonie. Tony dalej się nie obudził. Potrzebował czasu. Innego wytłumaczenia nie przyjmuję.

---**---

Dobra. Sprawa jest taka. Postaram się dawać po 4 rozdziały, ale liczę, że ktoś jakiś rozdział skomentuje i zapyta o dalsze części. Nie martwcie się, bo mam sporo innych opowiadań, które po tym opku pojawią się na blogu. Pytania? Wątpliwości?

Rozdział 79: W liczbach

0 | Skomentuj


O rany. Moja makówka. Chyba zdecydowanie przesadziłem z piciem. Mama będzie wściekła za to wino. A może już się na mnie wydarła, a ja tego nie pamiętam?
Obudziłem się, wstając powoli, bo głowa bolała okropnie. Nade mną stała Pepper.

-Otrzeźwiałeś, Rhodey? Pamiętasz coś z wczorajszej nocy?

-No coś tam pamiętam, ale niewiele. Wiem, że byliśmy w zbrojowni i świętowaliśmy twoje zwycięstwo, a potem już wszystko przez mgłę

-Aha. Czyli nie wiesz, że walczyliśmy ze sobą i prawie udusiliśmy się wzajemnie?

-Nie. A co z Tony'm? Wrócił do domu? Naprawdę przesadziliśmy. No w sumie, to ja zacząłem

-Miał tylko coś zjeść i wrócić do domu, ale nie wydaje mi się, że tam poszedł. Może spotkał się z Victorią?

Próbowałem jej słuchać, ale dzwoniło mi w uszach. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak dziwacznie. A po co Tony miałby iść do lekarki? Mieliśmy po naszej imprezie się pożegnać, a tu nie ma wszystkich w komplecie.

-A czemu miał do niej iść?

-Bo mi mówił, że dzwoniła. Rhodey, coś nie tak?

-Nie mogła dzwonić bez powodu. To coś ważnego. I poszedł na kacu?

-Wydaje mi się, że tak, lecz nie jestem pewna. Pójdę już do domu i tam na niego poczekam, a ty dojdź do siebie. Nie wyglądasz za dobrze

-Bo mi łeb rozwala!- krzyknąłem sfrustrowany

Ruda lekko się zaśmiała i pożegnała ze mną. Nie potrafię pojąć, co się wydarzyło ostatniej nocy. Naprawdę mogłem ją zabić? Przecież my zawsze się wygłupiamy. I jeszcze Tony mógł sobie zaszkodzić. W końcu ma chore serce, a ja wiem, że go skłoniłem do kolejnego kieliszka. To jeszcze pamiętam, ale późniejszych wyczynów sobie nie przypomnę. Mam nadzieję, że Victoria nie ma dla niego złych wieści, bo bez powodu, by nie dzwoniła.
Wstałem z kanapy i wziąłem kromkę chleba z pomidorem do ust. Z apteczki wyjąłem aspirynę, która miała mi pomóc z bólem głowy. Ostatni raz się upiłem. Ostatni raz.

-Kac cię męczy, co? Masz nauczkę- odezwała się mama, która mnie przestraszyła

-Mamo, co tu robisz?

-A mieszkam, wiesz?- powiedziała ironiczne

-Wybacz mi za to, co zrobiłem. Nie byłem sobą

-Wybaczam, bo otrzymałeś karę i nie będę niepotrzebnie się drzeć na ciebie, choć wczoraj mało brakowało, a byś poleciał w zbroi na miasto

Nie wierzyłem, co mi mówiła. Gdzie był rozsądek, gdy mnie poniosło za daleko? Chyba będę musiał wysłuchać wszystkiego, jakich "cudownych" wybryków narobiłem. Będzie na pewno tego sporo.



Siedziałem, wpatrując się w teczkę. Nie wierzyłem, co mi powiedziała. Umieram? Jak to? Wszystko stało się jasne po otwarciu dokumentacji. Nie znałem się na medycynie, ale czytając jej raporty medyczne z ostatnich wizyt, byłem w szoku. Diametralnie mój stan się pogorszył.

-To nie fair! Wszystko się układa, rozumiesz?! A teraz mam umrzeć?!- walnąłem pięścią w stół

-Powiedziałam, że umierasz, ale to nie musi się tak skończyć. Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Po prostu na razie zwykła obserwacja. Zapisuj w notesie wszelkie funkcje życiowe, czyli ciśnienie, puls, oddech i niepokojące objawy

-Nie mogę jej o tym powiedzieć. Może to zostać między nami?- poprosiłem, bo nie chciałem zamartwiać żony

-Nie powiem nic, jeśli tego nie chcesz, ale to będzie dla ciebie trudne. Powinieneś komuś o tym powiedzieć. Skoro nie Pepper, to może Rhodey?

-Nie, bo będzie w Akademii i powinien się skupić na szkoleniu. Mogę zaufać Robercie, ale boję się, że komuś się wygada- powiedziałem o swoich obawach i zdecydowałem, że sam zajmę się problemem

Lekarka dała mi jakiś zestaw w czarnym piórniku.

-Co to jest?- spytałem z ciekawości

-To ci uratuje życie, gdy będzie taka potrzebna. Nie przejmuj się przyszłością- doradziła

-Łatwo powiedzieć- burknąłem pod nosem

-Coś na to poradzimy. Gdybym wtedy nie zrobiła tych wyładowań, a Katrine nie szperałaby przy implancie, nie byłbyś w takiej sytuacji

-Dziękuję za wszystko- uścisnąłem jej dłoń i wziąłem ładowarkę wraz z piórnikiem

Pojechałem taksówkę do mojego domu, gdzie zastałem Pepper. Przybornik schowałem do szuflady, a urządzenie postawiłem przy łóżku. Cieszyła się na mój widok, że rzuciła mi się na szyję.

-Wreszcie jesteś. Co tak długo?

-Nie mówiłem ci, że idę do Victorii? Chyba ci o tym wspomniałem- cmoknąłem ją w policzek

-No tak. Mówiłeś. I jak wyniki?

-Wszystko gra, ale oprócz tego muszę przystopowywać ze zbrojownią. Nie mogę zbytnio się przemęczać, jak zawsze- uśmiechnąłem się, próbując kłamać, jak najlepiej

Poszedłem do kuchni, gdzie znalazłem patelnię do robienia omletów. Byłem jej to winien. Wszystkie składniki wymieszałem z małej chochli. Wlewałem na patelnię. Pepper sama chciała coś ugotować, ale nie dopuściłem jej do naczyń.

-Dziś, to ja przyrządzam obiad, więc teraz pobawię się w kucharza. Usiądź i odpocznij

-Jesteś wspaniały

-Dlatego wzięłaś ze mną ślub, bo tak myślałaś?

-Tak- cmoknęła mnie w policzek i zostawiła mnie samego



Kiedy zaczęła mi mówić, jak bardzo byłem pijany, czułem się głupio, że do tego doszło. Pepper już wytrzeźwiała, a mnie dalej trzymało. Najgorzej było z głową.

-Naprawdę chciałem lecieć w zbroi? I to pijany? To do mnie niepodobne

-Wiem, ale za to, że wypiłeś wino bez pozwolenia, musisz kupić taki sam rocznik

-Przecież to z lat sześćdziesiątych

-Nie mój problem. Na pewno znajdziesz. Nie wiem, co by było, gdyby Tony tak też balował, jak wy. Nie skończyłoby się to dobrze

-On wiedział, kiedy miał dość, ale myśmy go nakłonili, by napił się więcej- zacząłem się martwić o Tony'ego, bo przeze mnie i Pepper naprawdę mógł sobie zaszkodzić

Zadzwoniłem do niego, gdy mama wyszła z kuchni. Chciałem upewnić się, że nic mu nie jest. Odebrał, ale słabo go słyszałem, Może przez ten hałas, jakby ktoś smażył?

-Dobrze, że dzwonisz, Rhodey. Dobrze się czujesz?

-Tak. Nic mi nie jest, ale głowa jeszcze dokucza. A tobie?

-Już mniej, ale jeszcze to czuję. Czy naprawdę myśmy się tak upili?

-Heh. No chyba tak. Jesteś w kuchni?

-Tak. Robię omlety. Wpadniesz na obiad?

Chyba ja już nic nie zrozumiem. Tony robi omlety? Od kiedy facet musi stać przy garach, a nie kobieta? Musi bardzo kochać Pepper, skoro ją wyręcza z takich czynności. Gotowanie. Co jeszcze? Dziwne, jak na niego.

-Z chęcią do was przyjadę. Poza tym jutro wyjeżdżam, więc musimy się zobaczyć

-Do Akademii?- spytał z ciekawości

-Tak. A ty będziesz budował zbroję do kosmosu?

-Raczej ulepszę Centuriona na tę podróż. Jeszcze zobaczymy, ale ostatnio jest zbyt cicho. Nie uważasz, że to dziwne?

-Zawsze ty olewałeś, a teraz myślisz tak, jak ja. Mi też się wydaje i to może być cisza przed burzą. Został Android i AIM. Mamy się bać?- rozbawiło mnie to, ale później byłem poważny

Nie wiem, skąd taka zmiana. Przez wino? Przesadziliśmy wszyscy we troje. Nie mówiłem mu o tym śnie, ale już spotkaliśmy tego Androida. Nazywał siebie Centurion 2.0. Taki sam projekt, jak zbroja Tony'ego.

-Nie wiem. Trzeba być gotowym do walki. Kopia Centurion to niezbyt miły przyjemniaczek

-Pracował z Katrine. Chce zemsty?- pomyślałem

-Katrine?!- słyszałem, jak krzyknął

-Tony, co się dzieje? Tony!- próbowałem nawiązać z nim kontakt, ale przerwało

Wybiegłem z domu. Bałem się, że coś się stało.

© Mrs Black | WS X X X