Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przypadkowe przeznaczenie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przypadkowe przeznaczenie. Pokaż wszystkie posty

(8) Fatalna pomyłka

0 | Skomentuj
(8) Fatalna pomyłka



**Howard**

Właśnie kończyłem spotkanie z przedsiębiorcami firmy rozwiniętej wysoko technologicznej, gdy na telefonie wyświetlił się kontakt żony. Szybko ustaliłem kontrakt na nowy wynalazek i odebrałem połączenie. Maria była bardzo zdenerwowana. Mówiła złamanym głosem. Wciąż w szpitalu? Powinni dawno wypuścić Tony’ego. Yinsen zapewniał, że nic mu nie dolegało poważnego. Czyżby się pomylił?

Maria: Masz natychmiast się zjawić... w szpitalu, jasne?! Nie obchodzi… mnie firma! Teraz jesteś... potrzebny... rodzinie!
Howard: Mario, co się dzieje? Przecież powinniście być w domu
Maria: Coś jest nie tak. Musisz przyjechać… Od tego zależy życie naszego syna
Howard: Zaraz będę
Maria: Pospiesz się
Howard: Wiem o tym. Nie bój się. Już tam jadę

Schowałem dokumentację z kontraktem do teczki, zostawiając papierkową robotę swojej sekretarce. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego było z nim, aż tak źle. Uważałem, że panika ukochanej była nieuzasadniona.
Gdy znalazłem się przed szpitalem, podszedłem do sali, gdzie ostatnio rozmawiałem ze specjalistą. Nie było go. Nieco dalej siedziała Maria z rudowłosą znajomą naszego chłopca, a po lekarzu brak śladów.

Howard: Gdzie on jest?
Maria: Jeszcze nie wrócił. Ponoć przeprowadza dodatkowe badania, ale… Howard, co się dzieje? Musisz coś wiedzieć!
Howard: Uspokój się, dobra? Pogadam z lekarzem i dowiem się, do czego doszło
Maria: Jeśli eksperymentowałeś na nim, nie chcę cię znać
Howard: Mario…
Maria: Co ty mu zrobiłeś?
Howard: Nic! Przysięgam, że nie skrzywdziłem go!
Pepper: Niech pan nie krzyczy! To nie pomaga!
Howard: A, co ty wiesz?!
Pepper: Z mordercami nie rozmawiam
Howard: Nie zabiłem twojej mamy!
Pepper: A interesy z Maggią?!
Maria: CISZA! Uspokójcie się… Oboje
Pepper: Przepraszam, ale się boję
Howard: O! W końcu się pojawił
Pepper: Tony, bądź cały i zdrowy
Maria: Na pewno będzie

Przed nami pojawiła się wyczekiwana osoba wraz z chorym, który został zabrany z powrotem do sali. Mina przyjaciela dawała powody do obaw. Rozmawialiśmy na osobności, bo nie chciał, by reszta znała takie szczegóły, co miał zamiar zdradzić.

Dr Yinsen: Zawaliłeś, Howard. Chyba już o tym wiesz, prawda?
Howard: O co ci chodzi? Wszystko poszło, jak po maśle
Dr Yinsen: No nie wydaje mi się. Gdy badałem twojego syna, zauważyłem coś dziwnego w implancie, czego nie ma na schematach. Powiesz mi, co to jest?
Howard: Chciałem tylko usprawnić działanie mechanizmu
Dr Yinsen: Powodując nieregularne wyładowania? Człowieku, ona cię za to zabije, jak się dowie o tym
Howard: Dlatego nic jej nie mów
Dr Yinsen: Powiem jedynie, że Tony musi zostać na obserwacji do końca dnia, a jutro otrzyma wypis
Howard: Nie może teraz wrócić?
Dr Yinsen: Nie ma szans. Potrzebuję dokładnej analizy, co do reakcji w różnych sytuacjach. Zmodyfikowałeś jedyne sztuczne serce, jakie mieliśmy. Przez ciebie nie ma na nic szans
Howard: Co to ma znaczyć?
Dr Yinsen: Mogłeś go zabić. Lepiej przemyśl, co za bałagan zrobiłeś… Na razie dostał silne leki. Będzie spał, więc raczej nikt z nim tak szybko nie porozmawia
Howard: Wybacz mi
Dr Yinsen: Przeproś swoją rodzinę. Oni najbardziej na tym cierpią

**Pepper**

Doktorek nas uspokoił. Po prostu zasnął i nie mogłyśmy budzić chłopaka. Pozwolił na odwiedziny, więc weszłyśmy tam, zaś pan Stark znowu zniknął ze szpitala. Widocznie coś ukrywał.
Kiedy tak rozmyślałam nad jego ucieczką, na podłodze dostrzegłam kawałek papieru. Był na niej szkic czegoś o podobiźnie zbroi na człowieka. Widocznie miał zamiar stworzyć coś nowego. W celach szpiegowania, hobby, czy kolejny wynalazek dla Stark International? Wiedziałam jedno. Nie otrzymam łatwo odpowiedzi. Musiał długo spać. Bałam się, że po raz drugi jego serce przestanie bić. Ten strach nie pozwalał rozsądnie myśleć, ale miał wspaniałą mamę. Podała mi kawę i pozwoliła długo siedzieć. Nie zdołałam zauważyć, jak zapadła noc. Powoli zamykałam oczy, lecz usłyszałam czyjś głos.

Tony: Pepper…
Pepper: Tony?
Maria: Synku, miałeś spać. Odpoczywaj. Później zamartwisz się szkołą
Tony: Co się stało?
Maria: Zemdlałeś. Nie pamiętasz, jak się zdenerwowałeś?
Tony: Coś… kojarzę
Pepper: Jak się czujesz?
Tony: Dziwnie, ale… jest okej
Pepper: O lekcje się nie martw. Och! Rhodey się tym zajmie
Tony: Idź spać
Pepper: Ach! Zaraz to zrobię
Tony: Teraz
Pepper: Czy to rozkaz?
Tony: Tak
Pepper: A ty też uderz w kimę, zgoda?
Tony: Razem?
Pepper: Razem

Uśmiechnęłam się, godząc na układ. Zamknęłam oczy, zasypiając na siedząco. 

(7) Priorytet ważności

0 | Skomentuj
(7) Priorytet ważności


**Pepper**

Przestałam się głupio uśmiechać, poważniejąc z myślą o stanie przyjaciela. Wzięłam rower, jadąc do jego domu. Może niedawno tam byłam, lecz chciałam się upewnić, czy nie doszło do czegoś strasznego. Co na przykład? Użycie siły w dotkliwym stopniu.
Gdy pojawiłam się przed drzwiami, zapukałam i nawet dzwoniłam. Nikt nie otwierał. Widocznie nikogo nie było w domu. Jednak otrzymałam wiadomość SMS. Nieznany numer.
Tony jest w szpitalu. Nie martw się. To nic poważnego, ale możesz przyjść
Chyba ktoś musiał się pomylić. Pewnie ta treść nie była zaadresowana do mnie. Nie zignorowałam jej. Pojechałam do placówki medycznej, gdzie mógł przebywać przyjaciel. Raczej tak łatwo mnie do niego nie dopuszczą, dlatego przyda się małe kłamstewko.
Po pojawieniu się na miejscu, powiedziałam pani w recepcji, że szukałam brata, co tu trafił. Opisałam wygląd, jak go widziałam i pokazała mi salę, gdzie leżał. Od razu tam pobiegłam, aż uderzyłam niechcący w jakiegoś lekarza.

Dr Yinsen: Dzień dobry, Pepper. Co cię tu sprowadza?
Pepper: Czy my... Czy my się znamy?
Dr Yinsen: Zajmowałem się tobą, Rhodey'm i Tony'm po tym porwaniu. Masz prawo nie pamiętać, ale... Po co przyszłaś do szpitala? Źle się czujesz? Szukasz pomocy?
Pepper: Eee... Szukam Tony'ego. Jest tutaj?
Dr Yinsen: Jest i na razie sobie nie pogadacie
Pepper: Dlaczego?
Dr Yinsen: Jest nieprzytomny. Musi odpoczywać
Pepper: Co się stało? Jak tu trafił? Czy jego ojciec zrobił mu krzywdę?
Dr Yinsen: Ej! No spokojnie. Po prostu miał atak przez stres. Czymś bardzo się zdenerwował i tyle. Nic groźnego
Pepper: Nic groźnego?! Karetka jechała na sygnale, on jest nieprzytomny, a pan mi mówi, że to nic?!
Dr Yinsen: Uspokój się. Leży na obserwacji. Chcesz się z nim zobaczyć?
Pepper: A mogę?
Dr Yinsen: Trzymacie się blisko. Przyjaciółka, prawda?
Pepper: Chyba... Chyba tak... Przepraszam, że tak wpadłam. Nie patrzyłam, jak biegnę
Dr Yinsen: W porządku. Nic się nie stało

Uśmiechnął się, prowadząc mnie do odpowiedniej sali. Rozpoznałam panią Stark, co ciągle siedziała przy swoim synu. Wyglądała na zmartwioną. Nic dziwnego, skoro Tony nadal nie odezwał się ani jednym słowem. Doktorek spisywał coś do kart. Chyba wyniki, lecz nie byłam pewna. Bazgrał, jak kura pazurem.

Pepper: To moja wina. Proszę mi wybaczyć
Maria: Pepper, w niczym nie zawiniłaś. Wiem, bo mój mąż przesadził z ilością sekretów. Tony tylko chciał znać prawdę. Był zdeterminowany
Pepper: Bo odkryłam coś i chciałam mu pokazać
Maria: Co takiego?
Pepper: Prawdę... Naprawdę przepraszam, że znalazł się w takim stanie, ale wyjdzie z tego?
Maria: Będzie dobrze. Musi jedynie nabrać sił
Pepper: Dostałam od pani wiadomość
Maria: Ode mnie?
Pepper: To pomyłka?
Maria: Miała być do Rhodey'go. Traktują się, jak bracia i chciałam, żeby wiedział, co się stało
Pepper: Domyśliłam się
Maria: Możesz zostać, jeśli chcesz
Pepper: Nie będę przeszkadzać
Maria: Spokojnie. Ja tylko skoczę po kawę, a ty tu zostań, dobrze?
Pepper: Dobrze
Maria: Głowa do góry, Pepper. Obudzi się
Pepper: A gdzie jest jego...
Maria: Nawet nie mów mi o Howardzie. Dowiedział się, że nic mu nie jest i pojechał do firmy. Ponoć to ważne... Nie mam do niego cierpliwości
Pepper: Nie powinnam o nim mówić... Proszę wybaczyć za wścibstwo
Maria: Wybaczam

Wstała z krzesła, wychodząc z sali. Chyba powiedziałam o kilka słów za dużo. Posmutniała i raczej poszła do łazienki, niż po kawę. Źle zrobiłam, wspominając o Howardzie Starku. Jak widać musiał ranić wszystkich wokół, by siebie zadowolić. Egoista. Współczułam im życia z takim kimś.

**Maria**

Mąż coraz częściej olewał nie i synka. Chyba pora postawić mu ultimatum. Albo rodzina albo firma. Ciekawe, co wybierze? Nie mogłam ukryć swoich emocji. Rozpłakałam się, niczym małe dziecko. To wszystko mnie przerosło. Najpierw ta kłótnia o ciągłe sekrety przed rodziną, a do tego mój jedyny syn tak przejął się tym wszystkim, że nie był w stanie milczeć. Wytarłam policzki z łez i poszłam do automatu po napój.
Kiedy wyszłam na korytarz, zauważyłam Pepper na korytarzu z twarzą w dłoniach. Co się stało? Podałam jej kubek, a ona go opuściła na podłogę. Ręce drżały ze strachu.

Maria: Pepper, wszystko gra? Dobrze się czujesz?
Pepper: Musiałam wyjść. Coś się stało
Maria: Co takiego?
Pepper: Coś złego
Maria: A dokładnie?
Pepper: Jego… Jego serce
Maria: Spokojnie. Opowiedz mi... Co widziałaś?
Pepper: Na początku siedziałam tak na spokojnie. Na chwilę się obudził. Spytałam się jedynie, jak się czuje i wtedy… Wtedy maszyna zaczęła piszczeć i lekarz mnie wyprosił z sali. Powiedział, że mam czekać… To moja wina, że tam leży! Mogłam mu nie pokazywać tych danych z porwania! Mogłam nie kłócić się z nim w szkole!
Maria: Pepper, nie jesteś winna. Wszystko będzie dobrze. Tony jest silny

Przytuliłam ją, bo była bardzo roztrzęsiona. Potrzebowała wsparcia, a Howard musiał wiedzieć, co było grane. Czyżby implant zawodził? Eksperymentalna technologia, a ostatnia operacja miała naprawić poprzedni błąd. A teraz? Znowu to samo.
Nagle pojawił się dr Yinsen, który zabrał Tony’ego z oddziału. Od razu podbiegłyśmy do niego.

Maria: Doktorze, co się dzieje? Czy Tony…
Dr Yinsen: Muszę tylko zrobić kilka badań
Maria: Chodzi o implant?
Dr Yinsen: Też, lecz głównie o serce
Maria: Jeśli zrobiliście drugi błąd…
Dr Yinsen: Mario, wszystko poszło zgodnie z planem. Nie doszło do usterek. Zapewniam cię, że od razu wszystkiego się dowiesz, lecz muszę porozmawiać z Howardem
Maria: A jednak coś schrzaniliście. Znowu!
Dr Yinsen: Poczekaj przed wejściem
Maria: Poczekam, a do niego już dzwonię. Lepiej, żeby odebrał

Wkurzyłam się, bo znowu byliśmy w kiepskiej sytuacji. Obawiałam się o życie jedynego dziecka.

(6) Wszystko posiada prawo do zmiany

0 | Skomentuj

(6) Wszystko posiada prawo do zmiany

**Pepper**

Czy to możliwe, by przez kilka słów stać się inną osobą? W moim przypadku tak było. Przestałam czuć ból przy Tony'm, bo sam cierpiał. Przestałam płakać i nie zrobiłam mu krzywdy. Oboje siedzieliśmy obok siebie w spokoju. Bez nerwów. Po jakiejś godzinie, odpiął urządzenie od implantu. Zdołał się szczerze uśmiechnąć. Odczułam ulgę. Naprawdę przyjemnie było porozmawiać, jak za dawnych lat. Zjedliśmy resztkę ciastek, dopijając sokiem.

Pepper: Żyjesz?
Tony: Hahaha! Przecież widzisz, że tak. Mówiłem, że tobie ufam. Nie zrobiłaś mi krzywdy, bo tego nie chciałaś
Pepper: Współczuję ci tak żyć
Tony: Ty nie masz lepiej, bo... No wiesz
Pepper: Starałam się zapomnieć o tym, ale to zbyt trudne
Tony: Takie jest życie, Pep
Pepper: Pep?
Tony: Takie zdrobnienie od twojego imienia... Nie podoba się? Mogę dalej mówić do ciebie...
Pepper: Nie, nie. Ja nie wiedziałam, że coś takiego istnieje
Tony: Teraz już wiesz
Pepper: Może być Pep. Jak wolisz

Teraz i ja odważyłam się na lekki uśmieszek. Cieszyłam się, widząc go w pełni sił. Wyglądał zdecydowanie lepiej, niż wcześniej. Widocznie te ładowanie też pomaga utrzymać dobre poczucie humoru. Możliwe? Chyba tak. Nie ukrywałam tego, ale świetnie czuliśmy się w swoim towarzystwie. Do pełnej grupki brakowało Rhodey'go, choć bez niego również mogliśmy śmiać się do łez. Tony opowiadał swoje psoty w laboratorium.

Pepper: Hahaha! Tony, mówisz serio? Poślizgnąłeś się na maśle? Co masło robiło na podłodze?
Tony: Niedojedzona kanapka
Pepper: Oj! Z tobą ciężko nie paść na zawał. Mówię w sensie pozytywnym, bo teraz wiem o twoich problemach
Tony: Niektórzy mają gorzej. Na Rhodey'go często coś spada
Pepper: Hahaha! Skąd wiesz?
Tony: Przyjaźnimy się od małego, więc jeszcze pamiętam, jak niechcący ktoś spuścił na niego piłkę do kosza
Pepper: Auć! To musiało boleć, ale piłka lekarska jest o wiele gorsza
Tony: Chyba wolę tego nie doświadczyć

Ponownie wybuchnęliśmy śmiechem. Dawno tak nie byliśmy w stanie się dogadać. Oby pojawiło się więcej okazji na nadrobienie straconych lat.
Nagle usłyszałam ponownie donośny głos pana Starka. Wiedziałam, by lepiej uciec w tej chwili. Przytuliłam Tony'ego na pożegnanie i wyskoczyłam przez okno. Wzięłam rower, jadąc do domu, co nie znajdował się zbyt daleko. Jedynie kilka domów dalej. Nawet z daleka mogłam usłyszeć czyjś krzyk. Co tam się działo?

**Tony**

Chciałem zrozumieć powód kłótni rodziców. Nawet nie pamiętałem ostatniego dnia, gdy tak mocno się posprzeczali o sprawy firmy. Swoimi kłamstwami bardziej nas narażał, niż chronił. Dlaczego tego nie mógł pojąć? Postanowiłem zejść na dół, by złagodzić konflikt. Mama powoli się uspokajała, udając brak sprzeczki. Jakby nie poruszyli żadnego drażliwego tematu.

Tony: Mamo, co się stało? Skąd te krzyki?
Maria: Już nic, słonko. Wyjaśniliśmy sobie wszystko
Howard: Nie byłbym taki pewny, Mario... Tony, idź do siebie. To sprawy dorosłych, więc nie mieszaj się w to
Tony: Taki jesteś? Zawsze robisz to samo! Mam tego dość, rozumiesz?! Powiedz prawdę! Chcę wiedzieć... Jak bardzo namieszałeś z terrorystami?!
Maria: Tony, nie denerwuj się. Musisz uważać na...
Tony: Ja już tak dłużej nie mogę! Nie będę... Nie będę siedział cicho! Moja przyjaciółka... unikała mnie... przez jedenaście lat, rozumiesz?!
Maria: Synku, już wystarczy. Wróć do pokoju, dobrze?
Tony: Najpierw chcę znać prawdę... Tato, co ty zrobiłeś?!
Howard: Było i minęło. Koniec tematu. I z tego, co wiem, miałeś być w szkole. Nie wagaruj, bo źle się to dla ciebie skończy
Tony: Nie będę już pracował dla firmy. Nigdy
Howard: Co ty powiedziałeś?
Maria: Zuch chłopak
Tony: Rezygnuję z budowania kolejnej broni!
Howard: Przecież nasza firma od lat nie buduje...
Tony: Nie kłam! Dość kłamstw! Proszę!
Howard: Wtedy nie miałem wyboru. Grozili mi... Grozili też wam
Tony: Przestań! Od kiedy jesteśmy dla ciebie ważni?! Zawsze na pierwszym miejscu była firma! ZAWSZE!
Maria: Tony, nie mów tak. Przecież uratował cię i nas chronił... Howard, co jest grane?
Howard: Zapomnijcie o tym dla własnego dobra, jasne?
Tony: Nie ma... mowy... tato
Maria, Howard: TONY!

Miałem zawroty w głowy, a do tego poczułem silny ból przy implancie, aż upadłem na podłogę. Niepotrzebnie tak darłem się na ojca. Sam sobie zawiniłem. Wiedział to, a jednak chciał mi pomóc się pozbierać. Mama natychmiast wyjęła komórkę, dzwoniąc po pomoc. Za bardzo panikowała. Usiłowałem wstać, lecz brakowało sił.

Tony: Prze... praszam... Ja tylko... chciałem... wiedzieć
Howard: Nie zdołam wam tego wytłumaczyć. Nie odpokutuję swych win i nie naprawię niczego, ale nie traktuj mnie, jak wroga
Maria: Musisz skończyć wykorzystywać własnego syna do pracy. Ma chore serca, a do tego jest nieletni... Tony, słyszysz mnie?
Howard: Synu, wybacz mi
Tony: Jestem... winny
Howard: Nie jesteś
Maria: Zaraz przyjedzie pogotowie... Synku, uspokój się i oddychaj spokojnie
Tony: Mamo...

Więcej nic nie zdołałem powiedzieć, mdlejąc w jej ramionach.

**Pepper**

Odstawiłam rower do garażu, gdzie o dziwo stało auto taty. Wrócił przede mną z pracy? Oby nie odkrył moich wagarów, ale coś czułam, że będę się tłumaczyć. Od razu zapukałam do drzwi, bo może ktoś inny zaparkował przed domem. Eee… Głupia nadzieja. To był on. Po minie wiedziałam, co się szykuje. Uśmiechnęłam się głupawo, tuszując swój niepokój. Będzie szlaban?
Kiedy znalazłam się w salonie, do moich uszu dotarł dźwięk syreny. Nigdzie nie doszło do pożaru. Czyżby karetka? Miałam złe przeczucia, do kogo mogli jechać. Usiadłam bez słowa na kanapie, a on był naprzeciwko mnie. Zupełnie, jak na przesłuchaniu. Zdołałam do tego przywyknąć.

Virgil: Gdzie byłaś?
Pepper: No w szkole. Przecież miałam lekcje. Nie odwołali ich
Virgil: Naprawdę? A może robiłaś coś innego? Na przykład wizyta u kogoś?
Pepper: No dobra. Masz mnie. Wygrałeś, tatku… Nie byłam cały czas w szkole. Ja… Siedziałam u Rhodey’go. Chciałam mu przynieść lekcje
Virgil: Oj! Nagrabisz sobie karę, córciu
Pepper: Mówię prawdę! Dlaczego mi nie wierzysz?!
Virgil: Nie krzycz… Skoro mówisz prawdę, dlaczego podnosisz głos?
Pepper: Wybacz. Trochę dziwny dziś dzień. Nie sądzisz?
Virgil: Ech! Widziałem Rhodey’go, jak wracał prosto ze szkoły. Akurat jechałem tutaj i był sam. Nie wyglądał na chorego
Pepper: Może… Może symulował? A to kanciarz!
Virgil: Pepper, przestań. Powiedz… Co tak naprawdę się stało?
Pepper: Oj! Niech ci będzie, ale nie krzycz
Virgil: Nie będę
Pepper: Byłam u Tony’ego
Virgil: Zwariowałaś?!
Pepper: Miałeś nie krzyczeć
Virgil: Córeczko, chciałaś zerwać z nim wszelkie kontakty, bo bolała cię pamięć o śmierci mamy. Tak nagle zmieniłaś zdanie?
Pepper: Tato, możemy pogadać o tym później? Muszę do niego wrócić
Virgil: Po co?
Pepper: Zapomniałam pędzla
Virgil: Czego?!
Pepper: Ojeju! Portfela! O czym ja myślę? Hehehe!

(5) Między nami

0 | Skomentuj
(5) Między nami

**Pepper**

Znowu się zdenerwował. Widziałam po migającym świetle, że musiał źle się poczuć. Kolejny raz z mojej winy. Wyłączyłam nagranie, by ochłonął. W dodatku ktoś wszedł do domu. Usłyszałam męski głos. Od razu pomyślałam o jego ojcu, dlatego spanikowałam, wyskakując przez okno. Tak naprawdę nie uciekłam. Po prostu znalazłam się na mniejszym dachu, skąd mogłam bez problemu usłyszeć każdą rozmowę. Nie chciałam widzieć Howarda Starka na oczy. Był moim wrogiem przez to, co się stało mojej mamie.

Tony: Pepper, wracaj. On tu nie przyjdzie
Pepper: Jesteś pewny?
Tony: Poszedł do laboratorium. Chce wiedzieć, czy coś wynalazłem
Pepper: I w takim stanie możesz pracować? A w szkole jakoś ci ciężko wytrzymać
Tony: Szkoła jest nudna
Pepper: Oj! Zmieniłbyś zdanie, bo czasem może być naprawdę ciekawie
Tony: Wchodź do środka
Pepper: Zgoda, ale już nie gadamy o porwaniu, jasne? Nie chcę, żebyś się bardziej wkurzył
Tony: Jest coś jeszcze o tym?
Pepper: Kilka faktów

Wspięłam się, wskakując do środka. Zjadłam ciastko, popijając je sokiem, zaś pendrive schowałam do torebki. Wystarczy złego na dziś. Jednak nadal martwiłam się o przyjaciela. Był blady, a do tego trzymał się za serce. Do tego był dziwny pisk z… bransoletki. Faceci noszą takie rzeczy? Widocznie nie stanowiła elementu ozdoby.

Pepper: Dobrze się czujesz, Tony?
Tony: Tak… Tak… To… Ech! Nic
Pepper: Nic? Nie wydaje mi się. Jak ci mogę pomóc
Tony: Pepper…
Pepper: No powiedz!
Tony: Ciszej, bo… tu przyjdzie
Pepper: Wybacz, ale co jest grane? Nie lubię być okłamywana
Tony: Muszę… Muszę tylko… naładować to

Wskazał na kółko, co nadal emanowało światłem. Z szafki wyjął jakieś dziwne urządzenie z długim kablem. Dopiero później zorientowałam się, do czego może służyć. Od razu poczuł się lepiej, kładąc wygodnie na łóżku.

Tony: Przepraszam… Do godziny nigdzie się nie ruszę
Pepper: W porządku. Nawet nie mam zamiaru cię opuszczać. Może zgrałam pliki, które potrzebujesz, ale nie odejdę, dopóki nie zobaczę, że możesz zostać sam
Tony: Jest też mama
Pepper: Nie widziałam jej
Tony: Widocznie na chwilę wyszła do pani Rhodes
Pepper: A ona nie powinna być w biurze? Jest prawnikiem i tam jest jej miejsce!
Tony: Pepper, cii…
Pepper: Dobra, dobra. Sorki
Tony: Mało zjadłaś
Pepper: Ty też
Tony: Jesteś gościem, więc masz pierwszeństwo
Pepper: No właśnie. Ciekawe, jak nasz przyjaciel znosi pozostałe lekcje
Tony: Wiem, że trudno ci pogodzić się z utratą mamy, ale na mnie i Rhodey’go zawsze możesz liczyć… Jesteśmy przyjaciółmi
Pepper: Jesteśmy

Ścisnęłam jego dłoń, a on lekko uśmiechnął się. Mało brakowało, a pojawiłby się rumieniec.

**Tony**

Ruda chyba poczuła się nieswojo. Musiałem jakoś temu zaradzić. Chciałem dowiedzieć się, co robiła przez te jedenaście lat poza domem. Próbowałem skłonić ją do rozmowy, lecz sama zaczęła świergotać. Gadała wiele rzeczy na raz.

Pepper: Długo masz te kółko? Jak często musisz je ładować? Czy gdybyś raz nie naładował, to byłoby po tobie? Nie kopnął cię prąd przy kąpieli?
Tony: Za dużo pytań. Zwolnij
Pepper: Ale odpowiedz na nie
Tony: Pod warunkiem, że ty mi powiesz, co się z tobą działo przez tyle lat
Pepper: Zgoda, więc ty pierwszy
Tony: Implant mam praktycznie od urodzenia i zwykle ładuję go, co trzy lub cztery godziny. Eee… Nigdy nie sprawdzałem, czy przeżyłbym bez ładowania i wolę nie ryzykować. Hmm… Nie kopnął mnie nigdy prąd przy kąpieli, bo mój ojciec wynalazł specjalne mydło, żeby chronić przed porażeniem
Pepper: Wow! I Rhodey na serio nie ma o tym pojęcia?
Tony: Jesteś pierwsza
Pepper: Och! Czuję się zaszczycona
Tony: Teraz ty
Pepper: Okej. No to zacznijmy od tego, że chciałam odpocząć i zapomnieć o śmierci mamy, dlatego tata pomyślał o wyjeździe do ciotki z Francji. I tak sobie tam siedziałam długo, aż przyszedł pierwszy rok w Akademii Jutra, a obiecałam sobie, że nie będę się z tobą spotykać, bo sama twoja obecność przypominała o bólu
Tony: I nadal tak jest?
Pepper: Trochę mniej, bo wiem, że ty bardziej musisz znosić ból przez to ustrojstwo
Tony: Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie implant
Pepper: Masz jeszcze jakieś pytania?
Tony: Wystarczy… Naprawdę mi wybacz za to, co tam wtedy się stało
Pepper: Ej! Mieliśmy już o tym nie mówić
Tony: Chyba dzisiaj będę cię przepraszał, co sekundę
Pepper: Nie musisz, bo sama chciała nas chronić i… I skoczyła, broniąc ciebie
Tony: Pepper, nie płacz
Pepper: Teraz ty mi wybacz
Tony: Spokojnie. Nie bój się

Przytuliłem ją, bo poczułem, że tak należało. Trochę kabel przeszkadzał, ale jakoś mogłem dać jej wsparcie i podporę w tak trudnych chwilach. Nie mógłbym sobie wyobrazić, jak cierpiała. Ból psychiczny był gorszy od tego fizycznego, bo pozostaje na wieki. Nic go nie wyleczy. Chyba, że niepamięć.

Tony: Wszystko będzie dobrze, Pepper. Nie jesteś sama. Wypłacz się do woli
Pepper: Nie chcę... cię... skrzywdzić
Tony: Ufam ci  
© Mrs Black | WS X X X