Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FAZA 12. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FAZA 12. Pokaż wszystkie posty

Part 273: Braterska kotwica

0 | Skomentuj

**Pepper**

Bez problemu poradziłam sobie, rozpakowując zakupy. Położyłam każdy produkt na stole i porządkowałam je, układając do odpowiednich miejsc. Tyle jedzenia powinno wystarczyć na kilka tygodni. Tony nadal nalegał na uwolnienie z kajdanek. Mówiłam prawdę, bo nigdzie nie mogłam znaleźć kluczyka.
Gdy wszystko stało na swoim miejscu, zaczęły drżeć mi mi ręce. Ledwo chwyciłam za kubek, który roztrzaskał się na małe kawałki. Straciłam kontrolę nad ciałem. Miałam zawroty głowy, aż upadłam z hukiem na podłogę. Zemdlałam.

**Tony**

Wołałem Pepper, ale nie reagowała. Bałem się, że coś mogło stać się rudej. FRIDAY podała palnik, pozbywając się uwięzi. Od razu pobiegłem w stronę kuchni. Byłem przerażony. Leżała bez ruchu, a do tego możliwe, że mogła być chora. Blada z wysoką temperaturą. Postanowiłem zabrać ukochaną do łóżka. Chwyciłem ją ostrożnie, by nie zrobić żadnej krzywdy.
Po dotarciu do sypialni, przykryłem chorą kołdrą, żeby odpoczęła. Powinna zwalczyć, jak najszybciej infekcję. Wszystko dla dobra dziecka. Głaskałem Pep po czole, bo musiała wiedzieć, że czuwam.
Nagle zadzwonił telefon. To Rhodey. Nareszcie sam zechciał wybrać numer.

Rhodey: Cześć, Tony. Dzwoniłeś, prawda? Dawno się nie słyszeliśmy, co?
Tony: I to bardzo dawno... Jesteś na miesiącu miodowym z Ivy?
Rhodey: Zgadłeś... Będziemy w Rio przez miesiąc, ale jestem ciekaw, co u was się dzieje... Tylko nie mów mojej żonie, bo nie miałem z nikim się kontaktować
Tony: W porządku, Rhodey. Rozumiem... Co mogę powiedzieć? No dużo cię minęło, lecz sam zauważysz zmiany. Jednak powiem ci, że po raz drugi będę tatusiem
Rhodey: Wow! Gratuluję, chłopie! Trzeba to uczcić!
Tony: Ej! Bądź ciszej, bo obudzisz Pepper
Rhodey: No dobra... Wybacz, ale tym razem zaplanowaliście ciążę?
Tony: Ech! Zabezpieczyłem się i nic nie dało... Rhodey, mam do ciebie jedną sprawę
Rhodey: Wszystko gra?
Tony: Nie do końca, bo ostatnio... Ostatnio Duch pragnie wojny, więc raczej nie dojdzie do porozumienia
Rhodey: Chyba przemilczyłeś coś jeszcze. Nie bój się, Tony. Każdy sekret zostanie między nami
Tony: Pamiętasz, jak umarłem?
Rhodey: Trudno zapomnieć
Tony: Trzeci raz muszę walczyć o życie
Rhodey: Nie rozumiem
Tony: Pikadełko jest na tyle uszkodzone, że nie utrzyma mnie dłużej przy życiu, niż rok
Rhodey: Pepper wie?
Tony: Tak
Rhodey: Och! Współczuję ci, ale nie martw się. Wygrasz tę walkę
Tony: Mam taką nadzieję
Rhodey: Muszę kończyć, bo Diana znowu szaleje. Nie może usiedzieć w miejscu... No to trzymaj się, walcz i pozdrów rudą ode mnie
Tony: Dzięki

Rozłączyłem się, zaś swoimi myślami błądziłem, szukając dobrego rozwiązania tak kiepskiej sytuacji. Nim się zorientowałem, zasnąłem.

~*Cztery godziny później*~

**Mr. Fix**

Viper zdecydowanie ułatwia mój plan do zrealizowania. Wmówienie otrucia niebezpieczną mieszanką to świetny pomysł na wyprowadzenie przeciwnika z równowagi. Ja za to wymyśliłem coś specjalnego dla Iron Mana. Poznał już możliwości wirusa Vortex, a ten element przyprawi blaszaka o piekielny ból.

Whiplash: Co to jest?
Mr. Fix: Wkrótce poznasz moc technologii. Z łatwością powali naszego wroga. Możesz być pewny, że będzie bardzo cierpiał
Whiplash: Ha! Miód dla moich uszu, szefie
Mr. Fix: Dlatego uzbrój się w cierpliwość. Niebawem zaatakujemy, więc oszczędzaj siły
Whiplash: Ja zawsze jestem gotowy do ataku
Mr. Fix: Cieszę się... Skoro nudzisz się w bazie, pozwalam na zwiady
Whiplash: Zwiady? Chcę walczyć!
Mr. Fix: I będziesz. Od razu, gdy cię rozpozna, przyleci do ciebie. On taki już jest

**Pepper**

Nie mogłam dłużej wylegiwać się w łóżku. Musiałam zrobić porządki w domu i zbrojowni. Dziwne, że Tony mnie zaniósł, aż na samą górę. Myślałam, że będę leżeć gdzieś indziej, ale tutaj było zdecydowanie lepiej. Zasnął obok, przechylając głowę na lewy bok. Szepnęłam mu do ucha.

Pepper: Śpisz?
Tony: Czuwam
Pepper: Hahaha! No jasne, harcerzyku... Jeśli chcesz spać, to nie będę przeszkadzać
Tony: Pep, zostań... Jesteś chora
Pepper: Czuję się lepiej
Tony: Bo dałem leki, które są bezpieczne podczas ciąży
Pepper: Oj! Nie martw się o mnie. Sam powinieneś zająć się sobą
Tony: Rozmawiałem z Rhodey'm... Masz od niego pozdrowienia
Pepper: Jak miło, że pamięta
Tony: Jest w Rio de Janeiro
Pepper: Rio? O! To będą mieć mnóstwo zabawy
Tony: Połóż się, zgoda?
Pepper: Tylko, jeśli będziesz spał ze mną
Tony: A gdybym tego nie zrobił?
Pepper: To będziesz spał na dworze
Tony: Jaja sobie robisz?
Pepper: Hahaha! Jak zawsze... Wskakuj
Tony: Przekonałaś mnie

Położył się na łóżku, przykrywając kołdrą. Odłożyłam swoje plany na później.

**Tony**

Wieczorem zajmę się tworzeniem drugiego komputera. Nie powinno to zająć zbyt długo, skoro wystarczy jedynie zmienić głos na męski. Tutaj jako wzorzec wystarczył mój zmarły ojciec. Brakowało mi taty i mamy, ale dorosłem. Mam własną rodzinę, którą będę chronić każdego dnia. Jedynie po zgaśnięciu źródła mocy w implancie, ktoś inny przejmie opiekę nad nimi. Kto? Rhodey też na swój nowy dom, więc odpada. Jeśli nikogo nie znajdę, Pep z maluchem będą musieli poradzić sobie sami.

Part 272: Zalążek fałszu

2 | Skomentuj

**Tony**

Chyba powinienem stworzyć dla FRIDAY sztuczną inteligencję o płci męskiej. Może wtedy nie będzie tak słuchać dosłownie Pepper. Nie miałem kluczyka od kajdanek. Ruda musiała go mieć ze sobą. Jak wróci z zakupów, rozmówię się z nią, ale najpierw...

Tony: Rozkuj mnie

<<Nie mogę robić nic wbrew jej woli>>

Tony: Ej! To ja jestem twoim twórcą, więc mnie masz słuchać, jasne?

<<Niepotrzebnie się denerwujesz. Sam sobie szkodzisz>>

Tony: Co takiego się stało, że mam nigdzie nie iść?

<<Umierasz>>

Tony: Znowu sobie żartujesz? FRIDAY, mów prawdę

<<Popatrz na to>>

Wyświetliła skan pikadełka, pokazując jego budowę przed atakiem i po nim. Byłem w szoku. Nie myliła się. Nie wyglądało to dobrze. Źródło gasło coraz szybciej, zaś sam rdzeń był poważnie uszkodzony.

<<Nadal uważasz, że kłamię?>>

Tony: Jak długo... Jak długo pożyję?

<<Rok>>

Tony: Rok? Czyli nie zdołam nacieszyć się dzieckiem

<<To są wstępne kalkulacje, Tony. Wszystko może się zmienić>>

Tony: Możesz wybrać numer do Rhodey'go?

<<Chcesz z nim porozmawiać o tym?>>

Tony: Przydałoby się

~*Dwie godziny później*~

**Pepper**

Zdołałam kupić wszystko, co miałam na liście. Oby komputerowa niańka sprawdziła się lepiej, niż ta prawdziwa. Tony nie powinien opuszczać domu w takim stanie. Zadbam o niego oraz o nasze maleństwo. Czułam w sobie dziewczynkę, bo była spokojna, choć mogłam się mylić.
Gdy szłam już do kasy, poczułam lekkie ukłucie w ramię. Cały obraz zaczął się zamazywać.

Viper: Słodkich snów, Potts
Pepper: Do diaska... Jestem... Stark

Długo nie utrzymałam równowagi, upadając na podłogę. Zdołałam dostrzec znajomą sylwetkę, zanim na dobre odpłynęłam.

**Viper**

"Trucizna" krążyła w jej krwiobiegu. Teraz pozostało zakiełkować kłamstwo, potęgując strach. Szybko się ocknęła w garażu. Nie mogłam zabrać więźnia do domu. Powinna poczuć zagrożenie.

Pepper: Co... Co się stało? Gdzie... ja.. Ej! EJ! WYPUŚĆ MNIE! SŁYSZYSZ?! WYPUŚĆ MNIE!
Viper: Nie krzycz, dobrze?
Pepper: Co ty zrobiłaś, Viper? Czego chcesz?
Viper: Przez twojego męża straciłam córkę
Pepper: A ja syna. I co? Jakoś nie porwałam ciebie, czy... otrułam
Viper: Widzę, że czujesz się inaczej. Zbladłaś, pocisz się, a do tego wywar wpływa na twój układ nerwowy
Pepper: Jak mogłaś mnie otruć?!
Viper: Wiesz, jak ciężko starałam się o jedno dziecko? To był niewyobrażalny wielki trud, a kiedy wszystko się układało, pojawił się Matt, który zniszczył całą utopię!
Pepper: Miłości tak łatwo nie zwalczysz!
Viper: Wiem, ale zemsta musi być... Jesteś wolna i lepiej uważaj, żeby trucizna nie zaszkodziła twojemu bachorowi. Działa, jak wirus, lecz Tony'ego nie zarazisz. Atakuje silny organizm, a on... Jest słaby i żałosny! Idź już!
Pepper: Puszczasz mnie wolno? Dlaczego?
Viper: Mam inne sprawy na głowie, niż torturowanie ciebie. Lepiej zadbaj o męża, bo Duch coś szykuje na niego
Pepper: Och! On też się mści?
Viper: Żegnaj

Rozcięłam więzy, wskazując na drogę, by mi zeszła z oczu. Widziałam, jak zaczęła się bać. Przez chwilę czułam szybsze bicie serca kobiety. Plan idzie dość gładko. Wystarczy jedynie czekać, aż sama nastraszy Starka. Dwie pieczenie na jednym ogniu.

~*Godzinę później*~

**Pepper**

Zdziwiłam się zachowaniem Viper. Tak po prostu mnie otruła, zwracając od razu wolność. Sama odczuwała stratę córki, lecz miałam te same uczucie po stracie obojga dzieci. Córki i syna.
Po dotarciu do zbrojowni, nie mówiłam o tym dziwnym spotkaniu z żoną Ducha. Przemilczałam sprawę, kładąc torby z zakupami obok kanapy.

Tony: Nie mogę się skontaktować z Rhodey'm, a czekam na ciebie dość długo, aż zdejmiesz te głupie kajdanki... FRIDAY zdradziła diagnozę. Tak bardzo się boisz? Sama powinnaś zadbać o siebie. Nosisz w sobie maleńkie życie
Pepper A ty masz chore serce
Tony: Przeżyję rok i koniec
Pepper: Rok?
Tony: Tak powiedziała
Pepper: FRIDAY?

<<Wszystko ma prawo zmian, więc oszacowałam tylko wstępne dane>>

Tony: Pepper, rozkuj mnie
Pepper: Muszę?
Tony: Musisz, bo inaczej...
Pepper: Będziesz mnie torturował?
Tony: Jakbyś zgadła
Pepper: Heh! Typowe

Szukałam kluczyka, lecz musiał mi wypaść w sklepie. Cmoknęłam go w policzek, zostawiając na chwilę geniusza z wyrazem twarzy, błagającym o litość.

Tony: PEPPER!
Pepper: ZGUBIŁAM KLUCZYK. UPS?
Tony: EJ!
Pepper: POCZEKASZ JESZCZE

Part 271: Największą bronią jest strach

2 | Skomentuj

**Pepper**

Zabrałam wszystkie rzeczy, które później mogą okazać się przydatne. Natasha dała mi pozostałą własność po lekarce. Poprosiła, żebym zaczekała jeszcze, bo wróg był coraz bliżej. Sama zaczęłam odczuwać jego obecność. Poza paralizatorem nie miałam ze sobą innej broni, dlatego pożyczyła jeden pistolet na ostre naboje.

Natasha: Na mój znak, uciekacie. Nie wcześniej, jasne?
Pepper: Dzięki za pomoc
Natasha: Nie pozwolę ci stracić życia. Wam obojgu... No już... Biegnij!

Szybko wykonałam rozkaz, ruszając do wyjścia ewakuacyjnego. Od razu usłyszałam strzały z karabinu. Zdołałam je uniknąć, chroniąc też Tony'ego. Dobrze, że był lekki, ale z taką sporą ilością walizek oraz urządzeń, trudno o dobry sprint. Minęliśmy strzelca w następnym korytarzu. Agentka próbowała go zatrzymać, choć on sprawnie uniknął jej. Ponownie celował w nas. Krzyknęłam z bólu, gdy kula trafiła w ramię. Wtedy opuściłam chorego z rąk.

Natasha: Nie zatrzymuj się! Musisz biec! Pepper, dasz radę! WSTAŃ!

Ostatni krzyk był tak pobudzający, że zabrałam w sobie siły, ignorując ból. Wzięłam męża sposobem matczynym, dobiegając do wyjścia. Rozwaliłam zamek w drzwiach. Cholera! Za wysoko! Bez spadochronu nie przeżyjemy, chociaż... Wszystko leżało przygotowane. Znalazłam tylko jeden plecak.

Pepper: Tony, musisz zaufać własnej żonie, rozumiesz? Nie wiem, czy to przeżyjemy, więc zacznij się modlić

Odliczyłam do trzech, skacząc z nadzieją na miękkie lądowanie. Bez trudu pociągnęłam za linkę i spadaliśmy dość wolno. Jednak szpieg tak łatwo się nie poddał. Znowu padły strzały w naszym kierunku. Jedną ręką objęłam Tony'ego, zaś drugą oddałam strzały w przeciwnika. Celowałam prawidłowo, lecz był kuloodporny. Żadna kula nie zrobiła mu krzywdy.
Nagle ktoś inny w niego mierzył, lecz z lądu. Musiał mieć bardzo dobre oko.

Natasha: Odczep się od nich, popaprańcu! PEPPER, LEĆ ZA STRZAŁAMI Z ZIEMI! TAM BĘDZIESZ BEZPIECZNA
Pepper: ZWARIOWAŁAŚ?! ON MNIE ZABIJE!
Natasha: TO CLINT!
Pepper: Clint?
Natasha: SPADOCHRON ZARAZ SIĘ ROZLECI. MUSISZ SKOCZYĆ BEZ NIEGO
Pepper: TO SAMOBÓJSTWO!
Natasha: NIE MARUDŹ TYLKO SKACZ!
Pepper: Boże, pozwól nam żyć, bo mamy dziecko do wychowania... Błagam... AAA!

Bałam się, że zginę, ale przynajmniej nie byłam sama, Może był nieprzytomny, ale sam fakt, że był ze mną, dawał wsparcie. Myślałam o najgorszym. Całe życie przeleciało dwukrotnie przed oczami, aż spadliśmy na sam dól. Zakryłam oczy przez strach.

Pepper: Jestem... w niebie?
Clint: Trochę daleko ci do tego
Pepper: Hawkeye!
Clint: Natasho, mam ich. Możesz wrócić do domu
Natasha: Dobra robota
Clint: Udało się wspólnymi siłami
Natasha: Hahaha! Spotkajmy się na miejscu, a Pepper z Tony'm odstaw do fabryki
Clint: Będą tam bezpieczni?
Natasha: Na pewno będą
Pepper: Dziękuję
Clint: Spoko. Bohaterowie sobie pomagają
Pepper: Chyba tak
Clint: Podrzucę was do zbrojowni, dobra?
Pepper: Właśnie tam musimy być, jak najszybciej
Clint: Okej, więc ustalone

Powoli wstałam z siatki, która zamortyzowała upadek. Teraz pozostało wrócić do domu.

**Duch**

Plan zawiódł. Punisher nie dorwał Starka. Musiałem wymyślić inny pomysł, a moja żona coś pichciła w kuchni. I nie był to obiad. Chciałem się zapytać, lecz rozpoznałem niektóre składniki obok garnka. Trucizna?

Duch: Co robisz?
Viper: A nie widać? Robię małą niespodziankę
Duch: Nie zjem tego
Viper: Oj! To nie dla ciebie, Duch... Specjalny wywar dla Patricii Stark
Duch: Wciąż chcesz zemsty za Katrine?
Viper: A ty? Poniosłeś porażkę i już mu odpuszczasz? Żałosne... Bardzo żałosne
Duch: Przynajmniej nie bawię się w wiedźmę z "Królewny Śnieżki"
Viper: Ej!
Duch: Co dokładnie chcesz zrobić? Otrujesz ją, a potem...
Viper: Nie zabiję jej, a to... nie jest trucizna... Pamiętasz może słabość Iron Mana?
Duch: Jego serce. I co w tym takiego? Wkrótce umrze bez naszej pomocy
Viper: Jak zostało napisane... Duch, on boi się straty swojej żony, a skoro jest w ciąży, strach będzie miał wyższą poprzeczkę, który znowu spowoduje u niego atak serca. Będzie myślał, że życie Pepper oraz dziecka jest zagrożone, więc wpadnie w panikę... Jednak, żeby mój plan nie wyszedł na jaw, gotuję coś, co ma objawy zatrucia, ale nią nie jest
Duch: Wow! Zaskakujesz mnie swoim umysłem
Viper: Strach jest największą bronią. Bywa nie do opanowania i łatwo manipulować taką osobą, bo uwierzy we wszystko. Bomba pod nogami, zatrute powietrze, aż zacznie bać się własnego cienia

~*Godzinę później*~

**Tony**

Obudziłem się w zbrojowni. Nie miałem pojęcia, jak tutaj się znalazłem. Nigdzie nie widziałem Pepper. Byłem sam, ale za to przykuty kajdankami do ładowarki, by nie ruszyć się z kanapy ani na krok.

<<Pepper poszła zrobić zakupy. Niebawem wróci>>

Tony: Mogła poczekać na mnie

<<Ty nie możesz nic robić i nie rozkuję cię. Nigdy>>

Tony: To żart? Nie śmieszny, wiesz?

<<Mówiłam na serio>>

Part 270: Szpieg w ukryciu

0 | Skomentuj

**Tony**

Nie mogłem przyjąć tego do wiadomości. Matt nie żyje, bo mnie ocalił? Straciliśmy drugie dziecko w tym samym wieku. Co będzie z trzecim? Nie byłem w stanie uspokoić swych emocji. Krzyczałem z rozpaczy, bo znowu moja wina leżała przy śmierci.
Kiedy Pepper próbowała jakoś ukoić te nerwy, głaszcząc ręką po włosach, musiałem zapytać o ciało.

Tony: Mogę... z nim... się... pożegnać?
Pepper: Ciało zniknęło. Pewnie tak dzieje się z Makluańczykami, więc mojego też nie zobaczysz
Tony: Pepper... Nawet... Nawet tak... nie myśl... Jesteś... ze mną, prawda?
Pepper: Jestem, Tony i zawsze będę przy tobie. Teraz musisz wyzdrowieć... Uspokój się
Tony: Straciliśmy nasze ostatnie dziecko! Wszystko przeze mnie, bo zamiast go zabrać do szpitala, wziąłem na akcję ratunkową! Victoria też zginęła z mojej winy! Wszyscy giną z ręki Iron Mana! WSZYSCY!

Nagle poczułem silny ból przy implancie, że z trudem mogłem oddychać. Zacząłem bać się o własną żonę, żeby ona nie została skrzywdzona z mojej ręki. Powoli pogrążałem się w ciemności, zamykając oczy.

**Natasha**

Tony nie ułatwiał mi zadania. Miałam kryć jego obecność na helikarierze, a swoim krzykiem zbudził generała ze snu. Oj! Będzie piekło. Zdecydowałam się mówić po części prawdę, gdyby zapytał, co się działo w bazie powietrznej.
Gdy natrafiłam na niego przed wejściem do skrzydła medycznego SHIELD, zaczęły się pytania.

Natasha: Nic się nie dzieje, generale
Generał Fury: Ale jednak coś jest na rzeczy, że słyszałem czyjeś krzyki. Przesłuchujesz kogoś? Chyba mówiłem, by nie stosować broni
Natasha: Czasem trzeba
Generał Fury: Co tutaj robisz? Twoje miejsce jest przy agentach, a nie medykach
Natasha: Przyszłam odwiedzić kogoś
Generał Fury: Hmm... Kogoś? A kim jest ten "ktoś"?
Natasha: Pepper Stark
Generał Fury: Dziwne
Natasha: Co?
Generał Fury: Dlaczego akurat tutaj trafiła?
Natasha: Rozmawiałam z nią i nagle słabo się poczuła. Zabrałam ją do lekarza na tym skrzydle. Powiedział jej, że jest w ciąży
Generał Fury: Brakuje nam agentów, a teraz ona nie może walczyć... Świetnie. Po prostu świetnie... Jak Clint?
Natasha: Czeka na mnie w domu
Generał Fury: Mhm... Gdybyś zauważyła coś podejrzanego, od razu melduj się w centrali
Natasha: Dobrze, generale

Odetchnęłam z ulgą, wracając do rudej. Usiłowała zbudzić Tony'ego, który zemdlał. Wezwałam medyków do sali, co zaczęli opanowywać całą sytuację.

~*Trzy godziny później*~

**Viper**

Przygotowywałam cały arsenał sztyletów, noży oraz broni palnej. Duch myślał, że miałam zamiar uczestniczyć w jakieś wojnie. Po części ta misja miała doprowadzić do jej wygranej. Mój mąż wolał mnie nie słuchać, skupiając swoją uwagę na dźwięku w słuchawkach. Moment... To sprzęt szpiegowski. Podsłuchiwał czyjąś rozmowę? Kogo?

Viper: Duch, co ty wyprawiasz?
Duch: Cicho... Szukam informacji
Viper: Wszędzie umieściłeś podsłuch?
Duch: Tylko w głównych punktach... Na razie wiem, że Stark jest z gadułą na helikarierze w sali obserwacji... Miał drugi atak... Pepper w ciąży? No nieźle
Viper: Jesteśmy od nich daleko. Jakim cudem to słyszysz?
Duch: Nie tylko oni mają szpiegów
Viper: Duch, z kim się zadajesz?
Duch: Jedna osoba zabrała maskę i może być każdym. Namierzyłem sygnaturę i zawiązałem z nim umowę. Jest niezawodny w takich sprawach. Zwykle likwiduje cel, ale dałem mu kasę oraz sprzęt na jego prawdziwe zadanie. Likwiduje przestępców oraz tych, którzy mu przeszkadzają
Viper: Chyba wiem, o kim mówisz. Frank...
Duch: Castle, ale wystarczy Punisher

**Natasha**

Ciągle byłam przy Pepper, bo potrzebowała wsparcia w tak trudnych chwilach. Na szczęście atak minął. Jednak wciąż bała się o pogorszenie sytuacji. Wiedziałam wiele na temat stanu Tony'ego. Niech wycofa się z obowiązków blaszaka, bo szybciej skończy w trumnie.
Niespodziewanie wyczuwałam bliskie zagrożenie. Na helikarierze był szczur. Fury nalegał, żeby informować, ale nie byłam pewna, co do swoich przeczuć.

Pepper: Wszystko gra?
Natasha: Raczej ciebie powinnam o to zapytać
Pepper: Jest dobrze, ale Tony...
Natasha: Nie da łatwo za wygraną. Nie pierwszy raz walczy o przeżycie
Pepper: Wtedy miał wsparcie, bo dwóch cudotwórców znało jego mechanizm
Natasha: Spokojnie, Pepper. Jakoś to będzie
Pepper: Zachowujesz się dziwnie. Coś nie tak?
Natasha: Obawiam się, że mamy szpiega na poziomie szpitalnym
Pepper: Przecież wszyscy są...
Natasha: Nie z SHIELD, ale jakiś inny
Pepper: Znowu Mask?
Natasha: Ona nie żyje, a maska jest strzeżona
Pepper: Czego może chcieć?
Natasha: Nie mam pojęcia. Musimy uważać
Pepper: Zostaję przy Tony'm, a ty bądź za drzwiami, dobrze?
Natasha: Dobra myśl

Zgodziłam się, bo w ten sposób mogłam z łatwością dostrzec wroga. Założyłam specjalne okulary, sprawdzając przez różne spektra, czy obcy znajdował się blisko nas.

**Pepper**

Musiałam zmienić plan. Mój mąż nie mógł być dłużej w tym miejscu. Potrzebował wrócić, jak najszybciej do domu. Jeśli pojawił się szpieg, co ma jakiś cel, pewnie ma związek z Iron Manem. Im szybciej stąd uciekniemy, tym lepiej. Może nadal nie czuł się na siłach, ale od czegoś miał mnie.

Part 269: Twoje dni są policzone

0 | Skomentuj

**Pepper**

Dość krótko rozmawiałam z agentką, ale dowiedziałam się najistotniejszych rzeczy. Szkoda mi, Matta. Uratował Tony'ego, używając całej mocy. Musiał mieć poważne rany, skoro wykrwawił się.
Kiedy spakowałam ze sobą wszystko, co potrzebowałam, pojechałam na helikarier. Zdążyłam przed północą, choć Fury nie mógł znać mojego celu przybycia. Natasha już czekała na mnie przy wejściu. Pokazała mi, gdzie leżał mój mąż. Wystarczyło skręcić dwa razy w prawo, aż natrafiłam na skrzydło medyczne dla agentów SHIELD.

Natasha: Wciąż nie odzyskał przytomności. Gdyby się obudził, nie mów mu o śmierci syna
Pepper: Zabraliście jego ciało?
Natasha: Tak, ale już go nie ma
Pepper: Jak to?
Natasha: Po prostu rozpłynęło się w powietrzu
Pepper: Strażnik będzie się tłumaczył... I co mam zrobić?
Natasha: Trzymaj Tony'ego z dala od kłopotów. Pora, by Iron Man poszedł na zasłużoną emeryturę
Pepper: Nie zgodzi się
Natasha: Więc przekonaj męża dla dobra was wszystkich
Pepper: Mówiłaś, że nie jest z nim dobrze. Nadal chodzi o ten atak?
Natasha: Przekonasz się, jak sama zobaczysz

Otworzyła drzwi, a ja ostrożnie przez nie przeszłam. Nie wiedziałam, jaka reakcja będzie odpowiednia. Powinnam cieszyć się, że przeżył, ale z drugiej strony, coś tu nie pasowało. Implant miał sporo pęknięć, a światełko z niego było słabe. Wyglądał, jakby nie miał zamiaru nigdy się nie obudzić.

<<Przez cały czas mówiłam prawdę. On cię okłamał>>

Pepper: FRIDAY?

Dopiero później zauważyłam zbroję, stojącą obok łóżka. Tylko ona znała prawdę, jak bardzo Tony tym razem sobie zaszkodził.

Pepper: FRIDAY, liczę na wyjaśnienia

<<Pikadełko jest uszkodzone w tak dużym stopniu, że niebawem przestanie spełniać swoją funkcję>>

Pepper: A nie można tego naprawić?

<<Wcześniej można było coś zdziałać, ale teraz jest za późno na pomoc>>

Pepper: Czy on... Umrze?

<<Wystarczy jedna poważna akcja i go stracisz, dlatego niech zrezygnuje z bycia Iron Manem>>

~*Następnego dnia*~

**Viper**

Wciąż nie miałam żadnych wieści od męża oraz córki. W telewizji cały czas mówili o wybuchu Akademii Jutra. Miałam nadzieję, że Katrine nic się nie stało i wróci bezpiecznie do domu.
Nagle usłyszałam, jak ktoś chodził po korytarzu. O piątej rano? Chyba mu odbiło. Sprawdziłam, czy miałam rację, wyczuwając obecność Ducha. Tak. To był on.

Viper: Gdzie Katrine? Nie mogłeś zadzwonić, że tak późno wrócisz?
Duch: Wybacz, Viper. Musiałem przemyśleć kilka spraw, a Katrine...
Viper: Co z nią? Tylko nie mów, że znowu zadaje się z...
Duch: Ona nie żyje! Zabili ją i nie zdążyłem na czas! Chciałem zamordować jej chłopaka, lecz po jego ciele nie ma żadnego śladu
Viper: Moja córka... nie żyje? To wszystko wina Iron Mana! Zawsze on stoi za ofiarami! Zabiję go! Zabiję!
Duch: Kochanie, uspokój się
Viper: Jakie "uspokój"?! Kurwa! Tony Stark ma zdychać, jasne?!
Duch: Z tego, co wiem, nie jest w dobrej formie. Podsłuchałem część rozmowy Pepper
Viper: Duch?
Duch: Tak?
Viper: Jesteś genialny!
Duch: Nie rozumiem... Viper, coś ty wymyśliła?
Viper: Zemstę

**Pepper**

Nie mogłam zasnąć. Bezsilnie upadłam na podłogę. Lekko zakręciło mi się w głowie. Może to z tych wrażeń. Tych złych, choć prawda okazała się inna. Straciłam syna, a kolejne maleństwo rozwijało się w brzuszku. Lekarz SHIELD potwierdził, że byłam w ciąży. Leżałam w oddzielnej sali i nalegałam na bycie przy mężu bez przerwy. Uzyskałam zgodę pod warunkiem, żeby niczym się nie przejmować, bo dziecko silnie odczuwało emocje matki.

~*Dwie godziny później*~

**Tony**

Obudziłem się, otwierając leniwie oczy. Nie bardzo pamiętałem, jak znalazłem się na helikarierze. Czy Fury wiedział o moim pobycie? Jednak komuś zawdzięczam życie. Nie jemu.
Już chciałem wstać, ale Pep mocno trzymała mnie za rękę, a do tego ból w klatce piersiowej zaniechał odruchu ucieczki.

Pepper: Zostań tu, Tony. Jesteś w bardzo kiepskim stanie, ale dobrze cię znów widzieć
Tony: Pepper...
Pepper: Cii... Nic nie mów... Odpoczywaj
Tony: Dobrze się czujesz? Bardzo zbladłaś
Pepper: Maluch nie jest spokojny
Tony: Chwila... Jaki maluch?
Pepper: Matt będzie miał braciszka albo siostrzyczkę
Tony: Matt?

Byłem skołowany. Powinienem się cieszyć o zostaniu ojcem po raz drugi, lecz zareagowałem w dość dziwny sposób. Przypomniałem sobie, że on bardzo ucierpiał. Czy nadal żył?

Tony: Gdzie on jest?
Pepper: Odpoczywa po operacji
Tony: Operowali go?
Pepper: Oj! Chyba nic nie kojarzysz... Może przyjdę do ciebie później
Tony: Zaczekaj... Powiedz mi prawdę
Pepper: Naprawdę chcesz wiedzieć?
Tony: No mów!
Pepper: Ech! Matta już nie ma na tym świecie. Zginął, ratując ciebie
Tony: Co takiego?

---**---

No tak. Wrzesień i szkoła, ale ja mam jeszcze miesiąc czasu na wybranie szkoły wyższej, czy ogólnie jakiś studiów. Notki nadal będą się pojawiać. Już tak niewiele pozostało. Mniej niż 100 notek. Jeśli macie pytania, to pytajcie. Aha i mam prośbę, bo nie wiem, czy prosiłam was o to. Petycja w sprawie trzeciego sezonu IMAA. Ktoś chce pomóc? Kliknijcie tutaj . Dziękuję ;)

Part 268: Bez życia

2 | Skomentuj

**Natasha**

Cholera! Użyłam złej mieszanki. Zamiast mu pomóc, jedynie pogorszyłam sytuację. Dusił się tak mocno, że w każdej chwili mógł przestać oddychać, a serce również zakończyłoby pracę. Musiałam coś wymyślić. Wstrzyknęłam niebieską, która przywróciła prawidłowy oddech, lecz znowu coś zaczęło się pieprzyć. Nie mogłam wyczuć pulsu.

Matt: Przestań eksperymentować i pomóż mu!
Natasha: Tylko, że ja nie znam się na tych lekach. Zostały stworzone przez dr Bernes, więc nie wiem, która jest odpowiednia
Matt: Więc ja spróbuję
Natasha: Co ty chcesz zrobić?
Matt: To, co trzeba... Jeśli mam nadal mieć ojca, mogę zaryzykować swoim życiem
Natasha: Wciąż mocno krwawisz. Nic nie próbuj, jasne?
Matt: Mogę go uratować! Mogę!

Pozbył się napierśnika i położył ręce obok mechanizmu. Nie wiedziałam, co zamierzał zrobić. Dopiero, kiedy zauważyłam, jak kolejne rany się otworzyły na głowie, zrozumiałam, jaki miał cel. Chciał użyć swej mocy regeneracji na Tony'm. Chciał uratować ojca.

Natasha: To samobójstwo! Musisz przestać!
Matt: Aaa! Nie... Nie poddam się
Natasha: Matt!

Krzyknęłam na chłopaka, ale był uparty. Słabł, a do tego z każdą próbą wysiłku tracił sporo krwi. Musiałam interweniować. Usiłowałam go odciągnąć od zbroi, lecz nie dał się. Był zbyt pewny siebie, żeby zaprzestać swoich działań.
Nagle zauważyłam, jak blaszak otwiera oczy, oddychając dość głęboko. Matthew zdziałał cuda.

Natasha: Brawo, młody. Spisałeś się na medal... Matt?

Gwałtownie upadł na podłogę, krwawiąc jeszcze intensywniej, niż wcześniej. Jego ojciec nie był w stanie pomóc, gdyż przez atak potrzebował odpoczynku. Matt umierał i w obecnej sytuacji Tony nie mógł o tym wiedzieć. Oboje stracili przytomność, lecz z ust chłopaka wylewała się czerwona ciecz. Krwawienie wewnętrzne, a tu już nie ma ratunku.
Zabrałam Iron Mana na helikarier, transportując go specjalnym pojazdem do bazy. Fury nie mógł wiedzieć o nim. Pepper już tak.

**Katrine**

Za drzwiami usłyszałam odgłosy walki. Czyżby pojawił się mój tata z Mattem? Kto zdoła mnie ocalić w ostatniej chwili? Przez poprzednie tortury nie mogłam wstać. Nie byłam w stanie nigdzie uciec, a oni nadal nie poznali jego słabości. Prawdziwą słabością Ducha była mama. Gdyby ktoś próbował coś jej zrobić, zaczynałby zabijać bez opamiętania.
Nagle nastąpił wybuch i drzwi od sali przewróciły się na ziemię. Do walki ruszył biczownik, używając swojej broni.

Duch: Uciekaj! Zajmę się nimi!
Katrine: Tato... nie... mogę
Duch: Walcz, Katrine! Walcz!

Mam zmusić ciało do czegoś ponad własne siły? Chciałam walczyć, lecz nie potrafiłam ruszyć jakiejkolwiek części ciała. Doznałam paraliżu, który starałam się zerwać. Podpierałam się rękami, wstając. To trwało przez chwilę, aż Whiplash oplótł całe moje ciało, porażając prądem. Bolało gorzej, niż przy wcześniejszym przesłuchaniu i do tego byłam kilka metrów nad podłogą z betonu. Znałam jego plan. Mój koniec był bliski.

Duch: Katrine!
Whiplash: Hahaha! Jest moja! Teraz będziesz patrzył, jak ginie! To prawie, że zaszczyt
Duch: Ty gnido! Pożałujesz, że ze mną zadarłeś!

Wystrzelił z broni, której strzały odbiły się od tarczy. Szefuńcio złomu zwiał, gdzie pieprz rośnie. Porażenie wzrosło z mocą, że poczułam, jak skóra płonie, a organy wewnątrz zmieniają się w węgiel. Puścił mnie, kiedy zaczęłam mdleć. Upadłam w ramiona ojca. Whiplash też uciekł.

Katrine: Ekhm... Tato?
Duch: Mówiłem, żebyś walczyła. Dlaczego się poddajesz?
Katrine: Oni... Oni chcieli... znać... twoją słabość
Duch: Od Starka znają, więc wiedzą, jak go wykończyć... Katrine, musisz wytrzymać. Zabiorę cię do szpitala. Będziesz żyła
Katrine: Nie, tato... Ja... Ja nie... mam... szans
Duch: Katrine!

Krzyknął, a ja jedynie zamknęłam oczy, pogrążając się w wiecznej ciemności. Żałowałam jednej rzeczy. Nie pożegnałam się z Mattem.

**Duch**

Katrine umarła. Zemszczę się na Starku. On mnie popamięta, a szczególnie Matthew. Miał tu być i mi pomóc w ratowaniu mojej córki. Bardziej przejmował się cholernym ojcem, niż przyszłością z nią. Jeszcze tej samej nocy znajdę ich i rozliczę porachunki.

~*Pięć godzin później*~

**Pepper**

Pozostała godzina do północy i nadal nie wrócili. Nie wiedziałam, co im tak zawracało głowę. Wszystko stało się jasne, kiedy odebrałam telefon od Natashy. Musi coś wiedzieć. Chciałam zasypać ją setką pytań, lecz sama zaczęła tłumaczyć, co się wydarzyło z Tony'm i Mattem.

Natasha: Wybacz, że dzwonię tak późno. Miałam do ogarnięcia kilka spraw. Tony żyje i jest na helikarierze. Lekarze nie znają się na nowym implancie, więc zjaw się, jak najszybciej. A, co do twojego syna, on... nie żyje. Próbował ratować twojego męża
Pepper: Natasho... Mówisz na serio? Ryzykował własnym życiem dla niego?
Natasha: Tak... Wykrwawił się na śmierć
Pepper: A mogę teraz przyjść?
Natasha: Nie widzę przeszkód, ale weź wszystko, co potrzebuje. Ledwo udało się go uratować, ale nie jest z nim za dobrze

Part 267: Piorunująca balerina

0 | Skomentuj


**Pepper**

Próbowałam zrozumieć, co Matt chciał przekazać. Zaczął od wybuchu Akademii Jutra, porwaniu Katrine, a na koniec dodał, że Duch zgodził się na tymczasowy rozejm, więc z jego rodziną chyba nigdy nie będziemy w zgodzie. Ostatnie słowa, jakie powiedział, uświadomiły mnie, że Tony miał atak i potrzebował, jak najszybszej pomocy. Trochę ciężko, skoro lekarze nie żyją, a tylko oni znali się na technologii, która go utrzymuje przy życiu.

Pepper: Matt, nie panikuj. Po prostu zachowaj spokój
Matt: Mamo, ja nie chcę stracić też taty. Co mogę zrobić?
Pepper: A nie jesteś ranny? Przecież byłeś w szkole, gdy doszło do wybuchu
Matt: No tak, ale... przeżyję. Leczę się
Pepper: To dobrze... Może rozmawiać?
Matt: Niezbyt
Pepper: Zasilanie ma w zbroi, ale pikadełko miało automatycznie użyć impulsu, by zakończyć atak
Matt; Ale nic się nie dzieje! Muszę ratować Katrine, a bez niego nie poradzę sobie!
Pepper: Matt, spokojnie... Wezwę Natashę. Ona doprowadzi twojego ojca do porządku
Matt: Mówiłaś, że przez generała był w kiepskim stanie... A jeśli znowu powtórzy się to, co było wtedy?
Pepper: Musimy zaryzykować... Rozłączam się, bo muszę z nią porozmawiać
Matt: Dobrze
Pepper: Nic nie rób i czekaj na nią. Potem masz wrócić do domu

Zakończyłam rozmowę, nawiązując połączenie z agentką.

**Natasha**

Fury znowu był wściekły, krzycząc na wszystkich. Najgorzej przeżywali to stażyści, czy nowi agenci SHIELD. Schowałam próbki do małej walizki, które mogłam wziąć do kieszeni przez możliwość pomniejszenia przedmiotu.
Gdy miałam zamiar wrócić do Clinta, co na pewno czekał na mnie z utęsknieniem w domu, otrzymałam nieodebrane połączenia od Pepper. Postanowiłam oddzwonić. Szybko odebrała.

Natasha: Hej! Nie spodziewałam się, że będziesz dzwoniła. Pewnie masz ważny powód, co?
Pepper: Jakbyś zgadła
Natasha: Hmm... Tony ma kłopoty?
Pepper: Dość poważny, a żaden z lekarzy nie może mu pomóc, bo nie znają tej technologii, a nie chcę go wysyłać na śmierć
Natasha: Wiem o Yinsenie, ale Bernes...
Pepper: Też nie żyje
Natasha: Biedna... Musiała nie wytrzymać
Pepper: Chyba tak. Straciła dwie osoby
Natasha: Czytałam raport... No to, co się dzieje z twoim mężem?
Pepper: Doznał ataku i na pewno z winy Ducha. Musiał bardzo się zdenerwować
Natasha: Pepper, nie jestem cudotwórcą. Niby, jak mogę pomóc?
Pepper: Znajdź rzeczy od Victorii. Może coś ma, co mu pomoże
Natasha: Hmm... Raczej coś zostawiła... Poczekaj chwilę

Włączyłam ją na tryb głośnomówiący, by bez problemu grzebać w rzeczach. Zaczęłam od szafki w laboratorium. W jednej z książek znalazłam dziurę. Tam dopatrzyłam się przybornika z nazwą "na wszelki wypadek". To musi być to.

Pepper: I co? Masz coś?
Natasha: Tak... Znalazłam, a teraz podaj mi miejsce, gdzie leży
Pepper: Już wysyłam
Natasha: Dobra... Mam
Pepper: Dziękuję
Natasha: Jeszcze nie dziękuj. Podziękujesz, jak przeżyje

Szybko rozłączyłam się, bo nie mogłam więcej tracić czasu.

~*Trzy godziny później*~

**Katrine**

Skończyło się zadawanie tak idiotycznych pytań, że tylko "geniusz" mógłby je wymyślić. Nie wiedziałam, co takiego znałam, a chcieli ze mnie wydobyć siłą. Whiplash, co chwilę obracał się na pile tarczowej, uderzając z biczy, aż moje ciało odmawiało posłuszeństwa.
Nagle oberwałam po raz kolejny w kręgosłup, że upadłam na podłogę wciąż skuta w kajdany. Słabłam z każdą chwilą. Ból narastał w partiach ciała, lecz nie krzyczałam. Jedynie zagryzałam język między zębami.

Mr. Fix: Masz dość?
Katrine: Nic... wam nie... powiem
Mr. Fix: Jesteś uparta i nie poddajesz się, ale my chcemy poznać jedną odpowiedź. Chcesz być wolna, więc współpracuj
Katrine: Co... chcecie wiedzieć?
Mr. Fix: To bardzo proste pytanie
Katrine: Mów
Mr. Fix: Jaka jest słabość Ducha? Poza tobą, co może go zabić?
Katrine: Nic
Mr. Fix: Nie uznaję takiej odpowiedzi... Co powoduje, że twój ojciec zaczyna się bać?
Katrine: Nic!
Mr. Fix: Oj! Niegrzeczna... Whiplash?
Whiplash: Z przyjemnością pokażę jej, co robimy za nieposłuszeństwo

Oberwałam mocniej z bicza w plecy, aż spięcie przeszło po kończynach. Zwijałam się z bólu, bo dłużej nie mogłam tego znieść.

Mr. Fix: Wystarczy... Dajmy jej chwilę namysłu
Katrine: Ja... Ja naprawdę... nie wiem
Mr. Fix: Nie kłam! Musisz znać słabość ojca! Co go może zabić?!
Katrine: Nie wiem
Whiplash: Mam ukarać dziewuchę?
Mr. Fix: Na razie wystarczy. Musi być żywa do czasu przybycia tatuśka

**Natasha**

Przez korki znalazłam blaszaka o godzinę za późno. Jego syn powiedział, że kilka minut temu stracił przytomność. Zdjęłam mu hełm, sprawdzając puls. Słaby. Musiałam użyć odpowiedniej strzykawki. Tyle mieszanek. Która przywróci odpowiednie bicie serca? Która nie zabije i postawi Tony'ego na nogi? Nie mogłam bawić się w zgadywanki. Czas uciekał. Wstrzyknęłam tą o kolorze zielonym, czekając na poprawę.

Part 266: Kto chce wojny?

2 | Skomentuj

**Katrine**

Paraliż powoli ustępował, aż odzyskałam pełną władzę w kończynach. Zostałam odpięta od stołu i zabrana do miejsca na coś w rodzaju sali przesłuchań. Czego oni chcieli? Przecież ten robot tylko gadał o zabiciu blaszaka i taty. Jednak wiedziałam jedno. To oni doprowadzili do wybuchu w Akademii Jutra.
Gdy zostałam zakuta w specjalne kajdany na nadgarstki oraz kostki stóp, facet z czerwonym okiem rozpoczął zadawanie podstawowych pytań. Byłam w pełni opanowana, bo ktoś mnie stąd uratuje.

Mr. Fix: Nazwisko?
Katrine: Ghost
Mr Fix: Imię?
Katrine: Katrine
Mr. Fix: Imiona rodziców?
Katrine: Po co wam to wiedzieć?
Mr. Fix: Ty masz tylko odpowiadać, jasne? Jeśli tego nie zrobisz, Whiplash porazi cię na krześle
Katrine: O! Teraz wiem, komu zawdzięczam ten ból w plecach... Dzięki, koleżko
Whiplash: Ona w ogóle się nie boi
Mr. Fix: Spokojnie, mój przyjacielu. Wszystko się zmieni
Katrine: Mój ojciec was zabije. Wiem to, bo z Maggią tak postąpił
Mr. Fix: Ach! Droga, Katrine. My jesteśmy gorsi od ich i zapewniam cię... Na razie nie stanie ci się krzywda. Rób, co trzeba, a będziesz wolna
Katrine: Kłamiesz! Zabijecie mnie, bo wiem o was!
Whiplash: Bystra dziewczynka
Mr. Fix: Milcz, puszko!
Whiplash: O! Wypraszam sobie, ale nie jestem tą puszką sardynek!
Mr. Fix: Whiplash, uspokój się! Przez ciebie będę zmuszony do szukania nowej kryjówki!
Katrine: Kiedy mnie puścicie? Nie wiem nic, co chcecie wiedzieć
Mr. Fix; Oj! Ty wiesz więcej, niż ci się zdaje

Poczułam uderzenie bicza, które spowodowało piekielne porażenie prądem. Znowu traciłam czucie, ale nie miałam zamiaru się poddać. Nic ze mnie nie wyciągną.

**Duch**

Pieprzony Stark. Znowu przez niego mam same problemy, choć przy pierwszym porwaniu sam zawiniłem. Nie chciałem jej stracić, więc leciałem, usiłując namierzyć za pomocą fragmentu bicza, gdzie mogłaby być Katrine. Powinienem ją odnaleźć jakoś na obrzeżach miasta lub jeszcze w innym miejscu. Anthony znał wszystkie kryjówki Whiplasha, ale zerwałem z nim współpracę. Katrine nie będzie żadną ofiarą.
Nagle ktoś we mnie uderzył. Rozejrzałem się, ale nikogo nie było, lecz na pojeździe znalazł się ślad krwi. Chciałem sprawdzić, kto próbował ze mną zadrzeć nosa. Wylądowałem, natrafiając na młodego Starka. A to ci niespodzianka.

Duch: Dlaczego mnie śledzisz?
Matt: Raczej ty leciałeś za mną. Muszę odnaleźć Katrine. Nie wybaczę sobie, jeśli stała się jej krzywda
Duch: Naprawdę? A mówiłem, żebyś dbał o nią! Zawiodłeś, Matthew na całej linii. Nie licz, że nadal będę godził się na wasz związek
Matt: Duch, ja chciałem dla niej dobrze
Duch: Och! Zamknij się!

Chwyciłem go za gardło, przygwożdżając do ściany, aż uderzył się w głowę, która zaczęła mocniej krwawić. Nie zwracałem na to uwagi i rzuciłem chłopaka na kolejny mur. Przewrócił się, a z ust pluł krwią. Każdego szkoda.

Tony: Zostaw go! Odsuń się... od mojego.. syna!
Duch: Stark? Ciebie nie powinno tu być. Lepiej uciekaj, bo skończysz w takim stanie, jak on!
Tony: Przestań, Duch! On... nie zawinił... w niczym... Pomogę ci... znaleźć... Katrine
Matt: Tato, nic mi nie jest. Ekhm... Gorzej z tobą
Tony: Poradzę sobie
Duch: Skąd wiesz, gdzie jest przetrzymywana?! Ubzdurałeś sobie, że w ten sposób ocalisz Matta przed śmiercią! Ha! Żałosne!
Tony: Naprawdę wiem... gdzie... szukać
Matt: Tato!

No i blaszak runął w dół, ale jakoś wstał na nogi, chroniąc chłopaka swym ciałem. Idiota z niego.

**Matt**

Nie wiedziałem, co robić. Gdybym użył mocy, ujawniłbym swoje pochodzenie. Stałbym się dziwolągiem wśród innych. Chciałem ratować ukochaną, dlatego musiałem zakończyć ten spór. Ojciec ledwo oddychał i starał się mnie ochronić przed Duchem.

Matt: Współpracujcie razem, bo nic wam nie da działanie w pojedynkę!
Tony: Duch, posłuchaj... Walczymy z ... Fixem... Razem
Duch: Po co?! Znowu wszystko zepsujesz!
Matt: Do cholery! Macie być drużyną! Jeśli tego nie zrobicie, będzie za późno na ratunek! Ja kocham Katrine i nie chcę jej stracić przez wasze kłótnie!
Tony: Ma rację... Ostatni raz?

Podał mu rękę, czekając na to, czy zgodzi się, by ponownie zadziałać po tej samej stronie, a może nadal zgrzytać zębami. Duch podał dłoń, godząc się na rozejm. Pomogłem wstać tacie, zaś moje rany ponownie zaczęły znikać, choć długo tego stanu nie zdołam utrzymać.
Kiedy zbroja znów wzbiła się w powietrze, ponownie spadła, uderzając o ziemię. Co jest grane?

Duch: Nie będę czekać, aż się pozbierasz, więc gadaj... Gdzie oni są?
Tony: Ach! Śródmieście... Ostatni... port
Duch: Jak chcesz wyrównać rachunki, lepiej ogarnij się szybko
Tony: Zgoda

Duch zniknął, a ja próbowałem pomóc ojcu. Mogłem użyć swojej mocy, żeby go wyleczyć, ale przy Lily źle wyszło. Istniało jeszcze jedno ryzyko. Nie przeżyłbym tego. Postanowiłem zadzwonić do mamy. Może mi powie, co byłem w stanie zdziałać.

**Pepper**

Zbroja była sprawna, lecz serce Tony'ego biło zbyt szybko. Martwiłam się, a do tego Matt dzwonił. Odebrałam, choć bałam się, co mogę usłyszeć.

Part 265: Uprowadzona

0 | Skomentuj


**Matt**

Powoli wstawałem zmieszany całym chaosem. Wszędzie wyły alarmy pojazdów ratunkowych, które przyjeżdżały na miejsce wybuchu. Ciągle nie widziałem Katrine, a raczej nie mogła uciec. Coś tu było bardzo nie tak. Minąłem ciało Rhony, które leżało spalone na węgiel. To był horror, szukając jakiegoś ocalałego. Podpierałem się ściany, by nie upaść. Moje zdolności regeneracyjne działały wolno po tak potężnej eksplozji. Gdyby nie geny Makluan, dołączyłbym do przyjaciółki Katty i innych.
Gdy zdołałem wydostać się na zewnątrz, dostrzegłem pięć karetek, sześć wozów strażackich i trzy policje. Przez hałas nie mogłem się skupić na leczeniu ran, co obficie krwawiły. Najbardziej ucierpiała głowa oraz prawa ręka.

Tony: Matt! Matt, jesteś cały?!
Matt: Tata?

Zauważyłem, jak stał w swojej zbroi, a za nim pojawił się Duch. No to i tak będę martwy. Będzie wypytywał o swoją córkę. I co mu powiem? Że nie wiem, gdzie może być? Taka odpowiedz go nie zafascynuje.

Tony: Dobrze, że żyjesz, ale lepiej niech zobaczy cię lekarz
Matt: Nie trzeba. Wyleczę się w domu
Duch: Gdzie jest Katrine?
Matt: Szukałem jej, ale nie znalazłem
Duch: To gdzie ty byłeś?!
Tony: Ej! To nie jego wina... Matt, wrócisz jakoś do domu?
Matt: Chyba... Chyba tak
Tony: Gdyby coś się działo, zaczekaj na mnie, bo muszę sprawdzić bombę, która wybuchła.... Ktoś przeżył poza tobą?
Matt: Nie wiem
Tony: To zaraz się przekonamy... Wracaj do domu
Matt: Dziękuję, że tu jesteś
Tony: Trzymaj się

I później już nie zobaczyłem ojca. Wszedł w strefę ognia, ale w zbroi powinien znieść wszystkie przeszkody. Dziwne, że wspomniał o bombie. Kto mógł być do tego zdolny? Czy to ma związek ze zniknięciem dziewczyny? Więcej nie zadawałem sobie pytań, lecąc do domu. Wszyscy byli zajęci, więc nikt nie mógł mnie zauważyć.

**Tony**

Razem z Duchem szukaliśmy ocalałych oraz śladów po ładunku. Zaczęliśmy od szatni. W żadnej z szafek nie było nic podejrzanego. Poszliśmy dalej. Sprawdziliśmy klasę chemiczną i tu też bez niespodzianek. W jakiś sposób musiała się znaleźć w środku. Moment... Biuro dyrektora. Zdołaliśmy znaleźć resztki po tym pomieszczeniu, co najbardziej ucierpiało. Mężczyzna nie żył, a na biurku leżała walizka. Przeskanowałem ją. Pochodzi z Stark International.

Tony: Widocznie dyrektor Nara chciał odebrać jakąś przesyłkę dla szkoły
Duch: Nie obchodzi mnie to! Chcę wiedzieć... Gdzie jest Katrine?!
Tony: Uspokój się. Znajdziemy ją... FRIDAY, namierz ostatnie miejsce, gdzie przebywał Matt. Wiesz, jak szukać?

<<Oczywiście... Ostatnia lokalizacja znajdowała się na korytarzu przed wejściem do sali anglojęzycznej>>

Tony: Byliśmy w pobliżu. Sprawdźmy jeszcze raz

Pokierowałem Ducha do położenia możliwego tropu, żeby odnaleźć jego córkę. Był wściekły, a wolałbym uniknąć z nim walki. Mr. Fix tego chciał. Chciał nas skłócić. Co na tym zyska? Wszystko. Coś, jakby dwóch największych jego wrogów miała pozabijać się nawzajem.
Kiedy przeszukiwaliśmy korytarz, natrafiliśmy na martwych uczniów oraz jednego z nauczycieli. Raczej nikt nie przeżył, ale Duch coś odnalazł.

Duch: Poznajesz?
Tony: Kawałek bicza... Whiplasha. Cholera!
Duch: Ten skurwiel ją porwał, rozumiesz?! To na pewno z twojej winy! Drugi raz została uprowadzona! Zabiję cię lub twojego syna, jeśli już jej nie zobaczę żywej!
Tony: Teraz wiemy, że żyje
Duch: Kurwa! Zrozum jedno! Do bomby dodał zapalnik i wszystko poszło z dymem, a ten jego sługus ją zabrał, bo Fix ma coś do ciebie!
Tony: Niby co?! Prawie zabił Matta! Też jest ofiarą!
Duch: Ofiarą?! Nie ma mowy, Stark! Ona ma żyć!
Tony: On chciał nas skłócić! Nie widzisz tego?! Taki miał plan!
Duch: Skończ chrzanić, Anthony!
Tony: Więc uspokój się!

<<Tony, wracaj do zbrojowni. Prawdopodobieństwo ataku się zwiększa>>

Tony: Wiem... Duch, znajdziemy... ją, ale musimy... działać... razem
Duch: Ja z tobą?! Koniec tego! Nigdy więcej, Stark! Sam odnajdę córkę!
Tony: Tylko ja... wiem, kiedy... Whiplash... się ujawnia
Duch: I co z tego?! Teraz działam sam! Nie pozwolę, żebyś spieprzył kolejną akcję!
Tony: Jest... ważna... dla ciebie... i mojego syna
Duch: Więc lepiej nie przeszkadzaj i gnij w swojej bazie
Tony: Duch!

Nie zdołałem nic więcej powiedzieć. Ucisk przy implancie narastał, że nie mogłem oddychać. Musiałem odpuścić, ale i tak chciałem odnaleźć Katrine.

~*Dwie godziny później*~

**Katrine**

Piekielnie bolała mnie głowa, a całe ciało było jakby sparaliżowane Nie czułam ani jednej kończyny. Tylko lekko obróciłam się, szukając jakiegoś detalu, gdzie byłam. Jakieś rażące lampy nade mną, a ręce przykute do stołu. Czułam się, jak w sali z horrorów. Mieli mnie torturować? Proszę bardzo. Drugie porwanie w moim życiu też zdołam znieść.
Nagle drzwi się otworzyły. Weszły dwie osoby.

Whiplash: Nareszcie się obudziłaś, dziewczynko. Wybacz za ten paraliż, ale nie możesz stąd uciec, dopóki mój pan nie wypełni planu
Katrine: Czego... on... chce?
Whiplash: Śmierci Iron Mana i Ducha
Katrine: O nie

---***---

Pora rozpocząć fazę 12 z hukiem. Tę część opowiadania zatytułowałam "Człowiek kontra technologia", więc możecie się domyślić, że głównym wrogiem będzie... Nie zdradzę. Domyślcie się sami ;)
© Mrs Black | WS X X X