VII: Awaria

0 | Skomentuj
**Pepper**

Szukałam po mieszkaniu dodatkowego zasilania, ale nic takiego nie było. W dodatku nie mogłam ułożyć myśli. Jaką wiadomość chciał przekazać lekarz? Czy to bardzo złe? Powinnam obudzić Toby'ego, a raczej Tony'ego w jego ciele. Znowu spał. Wiedziałam, że czuł się słabo, ale bardzo szybko się zmęczył. No nic. Musiałam zbudzić śpiącą królewnę.
Gdy znalazłam się w pokoju, chłopak dobrowolnie ruszył swoje cztery litery, wstając na równe nogi. Chyba sam zdołał zauważyć, że coś nie pasowało. Zresztą, umarły też mógłby usłyszeć potężny grzmot.

Pepper: Wszystko gra?
Tony: Tak. Jest w miarę... dobrze
Pepper: Dobrze, że nie musiałam cię wyrywać z łóżka... Mam do ciebie ważną wiadomość
Tony: Jaką?
Pepper: Musimy pojechać do szpitala
Tony: Pepper, nie ruszam się z domu
Pepper: A właśnie, że to zrobisz. Lekarz dzwonił i niepokoi się twoim stanem. Masz tam być, jasne?
Tony: Ech! Skoro nalegasz
Pepper: Proszę cię, Tony
Tony: A mogę mieć jedną prośbę?
Pepper:  Nie pomogę w niczym głupim
Tony: Nie mów przy innych, kim naprawdę jestem
Pepper: Rhodey też nie może wiedzieć?
Tony: Nie wiem, jak byłby w stanie to znieść
Pepper: Więc zjawisz się tam?
Tony: Bo poprosiłaś

Uśmiechnął się głupawo, aż zauważyłam, jak krzywił się z bólu, trzymając za klatkę piersiową.

Pepper: Tony?
Tony: Nic mi nie jest... Zagramy?
Pepper: Boję się o twoje życie, a ty chcesz grać? Przecież prądu nie mamy
Tony: Kiedyś ludzie wykładali karty na stół i dobrze się czuli w towarzystwie, a do tego świetnie się bawili
Pepper: Nie będę cię ogrywać w pokera
Tony: Hahaha! Mam lepszy pomysł
Pepper: Ale od razu, jak skończymy, jedziemy do szpitala
Tony: Oj! Jesteś uparta, ale zgoda
Pepper: Co polecasz za rozrywkę na początek?
Tony: Hmm... Zaraz coś poszukam

Poprosił o cierpliwość, więc czekałam, kładąc się leniwie na łóżko.

**Tony**

Domyślałem się, skąd ten zanik prądu. Pewnie Mr. Fix przywrócił Whiplasha do życia i zrobił niezły bałagan w elektrowni. No jasne, więc Rhodey był na misji. Gdybym mógł skontaktować się z nim w jakiś sposób, zrobiłbym to. Przed nim też nie będę zatajać prawdy, choć jeszcze przez kilka dni będę go unikał.
Gdy otworzyłem dolną szafkę, dmuchnąłem na kurz i kichnąłem. Dawno nie byłem w tym domu. Jakieś... trzynaście lat? O ile się nie pomyliłem z datą śmierci mojej matki. Dobrze, że gry leżały w tym samym miejscu, gdzie zawsze. Wziąłem pierwsze pudełko z brzegu. Ta gra powinna spodobać się Pepper.

Pepper: "Guess who?"
Tony: Chyba lubisz coś takiego
Pepper: Hahaha!
Tony: Co cię bawi?
Pepper: Że wciąż pamiętasz
Tony: Pamiętam wszystko, co powinienem wiedzieć o tobie
Pepper: Naprawdę?
Tony: Nie kłamię... No dobra, więc zaczynaj

Wyjąłem dwie plansze z pudełka. Wziąłem niebieska, a dla niej pozostała czerwona.

Tony: Pasuje do ciebie
Pepper: Zamknij się

Zaśmiała się głupawo, losując postać, którą miałem odgadnąć. Z pomocą Extremis mógłbym poznać przestępcę bez odwracania karty, ale nie byłem w swoim ciele.

Hmm... Nie wiedziałem, że masz takie rupiecia starej daty

Tony: Nie mów przy niej

I tak wie, kim jestem

Pepper: Tony, do kogo ty mówisz?
Tony: Eee... Czy to ważne? Jesteśmy sami

Taa... Sami. Wciskaj dalej jej taką ciemnotę

Tony: Nie przeginaj
Pepper: Ej! przecież nic nie powiedziałam
Tony: Wybacz... Gramy?
Pepper: Jeśli skończyłeś odgrywać wariata

Już nic nie mówię. Grajcie sobie, ale uważaj na siebie. Jeśli lekarz coś odkrył, to może być coś groźnego. Lepiej szybko zrealizuj swój plan. Jeszcze dziś... Tej nocy

Tony: Szaleństwo
Pepper: Wcale nie
Być może

Nagle odczułem ten sam ból, co wcześniej. Zaczął narastać, lecz nadal olewałem swój stan. Chciałem spędzić czas z ukochaną i powiedzieć, co do niej czuję. Duch Toby'ego może nie być w błędzie. Musiałem przyspieszyć. Nawet Rhodey powinien poznać wiadomość, którą mu nie przekazałem w ostatniej bitwie.

Pepper: Eee... Tony, twój ruch
Tony: Mówiłaś coś? Przepraszam, ale zamyśliłem się
Pepper: Nie pierwszy i na pewno nie ostatni... Zapytam cię jeszcze raz. Czy twoja postać jest mężczyzną?
Tony: Yyy... Daj chwilkę

Odwróciłem kartę z podobizną, by zobaczyć, jak wygląda.

Tony: Kobieta
Pepper: Odpowiadaj tak lub nie
Tony: No to nie
Pepper: Okej. Teraz ty
Tony: Czy twoja postać jest kobietą?
Pepper: Tak... Czy twój charakter nosi okulary?
Tony: Moment…

Przyjrzałem się, szukając odpowiedzi. Znowu odczułem ból, lecz zdołałem go zamaskować przed rudą.

Tony: Nie nosi
Pepper: Tak lub nie?
Tony: Ech! Nie!

Wziąłem głęboki wdech, wypuszczając powietrze. Próbowałem nie myśleć, jakie piekło gotowało się przy sercu. Zjawa chciała się wtrącić, ale przyłożyłem palec do ust, dając mu znak, by milczał przez następne godziny.

Spoko. Gadajcie sobie

Tony: Czy twoja postać ma białą bluzkę?
Pepper: Każda taką ma. Nie zauważyłeś?
Tony: No... chyba... nie
Pepper: Ubieraj się
Tony: Ej!
Pepper: Nie marudź. Nie kończymy... rundy
Tony: A co... z umową?
Pepper: Bardzo zbladłeś i już nie ukryjesz nic przede mną
Tony: Pepper, proszę
Pepper: Bez dyskusji! Idziesz teraz!
Tony: Wezmę leki i... będzie po... problemie

Wstałem z kanapy, zmierzając do kuchni po lekarstwa, które dostałem na swoją przypadłość. Lekko się chwiałem, lecz starałem się utrzymać równowagę. Skąd taka słabość?
Kiedy chwyciłem za pudełko tabletek, cały obraz zaczął się kręcić w różne strony, zamazując swoje prawdziwe kształty. Esy floresy stworzyły jedną plamę, a ucisk w klatce piersiowej wzrósł na tyle, że zgięło mnie w pół. Upuściłem pudełko, tracąc kontrolę nad ciałem, aż znalazłem się na podłodze. Huk nie obył się bez uwagi. Pepper od razu pobiegła sprawdzić, skąd dochodził hałas.

Pepper: Tony? Tony, to twoja sprawka?

Potem zdołałem zobaczyć, jak weszła do pomieszczenia z przeraźliwym spojrzeniem.

Pepper: Mój Boże! Tony!

Podbiegła i jedynie, co później usłyszałem, to własny oddech, który stawał się coraz trudniejszy do wykonania. Dusiłem się, a z bólu pogrążyłem się w ciemności. Nie poczułem już nic.

**Pepper**

Nie byłam w stanie zachować spokoju. Wiedziałam, że to nie było jego ciało, a jakieś umarłe. Jednak ten strach istniał, bo dla mnie ciągle żył. Jego duch wciąż pozostał w tej formie. Jeśli postać Toby'ego znowu umrze, nie dowiem się, co mój przyjaciel chciał mi przekazać.

Pepper: Błagam cię! Ocknij się! Przestań udawać i otwórz oczy! Tony, proszę

Sprawdziłam, czy oddychał, bo puls ledwo wyczuwałam na nadgarstku. To tak, jak wtedy w kawiarni. Deja vu. Powinien szybko się pojawić w szpitalu. Gdyby nie awaria, zadzwoniłabym po Rhodey'go i wysłałby mi Rescue. W takich wypadkach mogę wrócić do zbroi. Tylko na natychmiastową chwilę. Trudno. Trzeba improwizować.
Ostrożnie chwyciłam Tony'ego sposobem matczynym, wynosząc z domu. Zrobiło się chłodniej, więc wzięłam koc ze sobą. Nie mógł zmarznąć i tak niosłam go do szpitala. Żadna taksówka się nie zatrzymała. Był spory ruch na drodze oraz popsuta sygnalizacja świetlna jedynie mogła doprowadzić do wypadków. Fakt, że mieliśmy wciąż dzień, ale stłuczka zawsze może się wydarzyć.
Niespodziewanie zauważyłam na niebie zbroję Rhodey'go. Była lekko pokiereszowana, co mogłam dostrzec, gdy wylądował. Śledził mnie? Niemożliwe.

Pepper: Co ty tu robisz? Kto cię tak urządził?
Rhodey: Ech! Whiplash. Nikt inny... Pepper, to jest ten twój psychopata? Dlaczego mu pomagasz?
Pepper: Zmieniły się plany
Rhodey: Czyli?
Pepper: Potrzebuję twojej pomocy
Rhodey: Nie ty, a on! Mowy nie ma! Niech zdycha!
Pepper: Rhodey!
Rhodey: Przepraszam, ale nie zrozumiem, dlaczego chcesz ratować kogoś, kto chciał ci zrobić krzywdę?
Pepper: Jeśli uznasz mnie za wariatkę, to spoko. Nie obrażę się, ale musisz coś wiedzieć... Tony jest w ciele Toby'ego... No teraz gadaj wszystkim, że mi odbiło
Rhodey: Skąd taki pomysł? Musiałaś źle spać
Pepper: Tony, pokaż się... Tony?
Rhodey: Widzisz? Nikogo tu nie ma. Zostaw tego śmiecia i wracaj do domu. Mam dość słuchania gadki twojego ojca, że nie upilnowałem ciebie
Pepper: Nie zrobię tego! Potrzebuje pomocy, bo może umrzeć!
Rhodey: Skąd wiesz?! Ile się znacie?! Kilka godzin?! Ty nic o nim nie wiesz!
Pepper: Zawsze pomagałam każdemu w potrzebie, dlatego byłam Rescue! Zapomniałeś o tym?!
Rhodey: Pepper, ostatni raz proszę, bo zabiorę cię siłą do twojego ojca
Pepper: Zawsze ratowaliśmy świat i ludzi! Ratowaliśmy każdego! Nie patrzyliśmy na nic! To była nasza misja! Gdybym go teraz zostawiła na śmierć, czułabym się winna!
Rhodey: Zgoda. Zabiorę was, ale pod jednym warunkiem
Pepper: Jakim?
Rhodey: Wrócisz do domu
Pepper: Tylko jeśli wszystko będzie z nim w porządku
Rhodey: Teraz ty stawiasz umowę? Nie ma szans! Albo to zrobisz albo on pożegna się z życiem... Więc?
Pepper: Daj pomyśleć
Rhodey: Byle szybko, bo według skanu medycznego, serce przestało bić
Pepper: Cholera! Trzeba się pospieszyć
Rhodey: To długo nie myśl

Byłam przerażona tym, co usłyszałam. Przez przyjaciela zostałam postawiona w dość niekomfortowej sytuacji. Nie mogłam pozwolić umrzeć ciału Toby'ego. Musiałam zgodzić się na wszelkie warunki.

Pepper: Nie zgadzam się
Rhodey: Umrze, zanim trafi do szpitala. Lepiej dobrze się zastanów lub olej tego gostka
Pepper: Nie... Nie mogę. Rhodey, błagam. Zrób coś. Chociaż pomóż mi przywrócić mu życie
Rhodey: Powiedziałem, co masz zrobić i nie zgodziłaś się
Pepper: Nie bądź potworem i zrób coś!
Rhodey: Odsuń się od niego
Pepper: Co ty robisz?!
Rhodey: Jedyne możliwe rozwiązanie

Położyłam chorego z kocem na chodniku, a Rhodey przybliżył repulsory do klatki piersiowej. Zrobił strzał, lecz nic się nie zmieniło. Ponowił próbę. Kolejne uderzenie... Wrócił.

Rhodey: Ma niewiele czasu i jedynie szybka operacja pozwoli przeżyć twojej ofierze
Pepper: Ofierze?! Tak będziesz się do niego odnosił?! Ale... Dziękuję za pomoc
Rhodey: Na pewno dasz radę pójść sama?
Pepper: Nie mam innej opcji do wyboru
Rhodey: Masz... Polecisz ze mną
Pepper: Chcesz, żebym wróciła do ojca, ale nie mogę. Nie mogę, kiedy ktoś potrzebuje mojej pomocy. Zresztą, chciał mi coś powiedzieć i tobie też
Rhodey: Mnie?
Pepper: Przypomnij sobie inwazję
Rhodey: Tony miał nam coś do powiedzenia, ale...
Pepper: Nie zdążył i teraz jest w innym ciele
Rhodey: Udowodnij
Pepper: Co?
Rhodey: Że mówisz prawdę
Pepper: Jak lekarze go uratują, wtedy dowiesz się prawdy

Chwyciłam chłopaka tym samym sposobem, co poprzednio i szłam przed siebie. Chłód również doskwierał moje ciało, ale nie przejmowałam się tym. Po prostu dalej nie rezygnowałam z wyznaczonego celu. Czułam też wzrok War Machine nad sobą. Po co leciał za mną?

Pepper: Odejdź
Rhodey: Whiplash pokonany, a elektrycy naprawiają szkody, więc nie jestem na razie nikomu potrzebny
Pepper: Nie musisz mnie śledzić
Rhodey: Ale ja tego nie robię
Pepper: Niańczyć też nie
Rhodey: Wygrałaś
Pepper: Nie rozumiem
Rhodey: Nie pozwolę ci marznąć i nie wymigasz się
Pepper: Ej! Zostaw!

Nie zdołałam się wyszarpać z silnego ucisku, aż wzbiliśmy się w powietrze. Teraz czułam jeszcze większe zimno, bo leżałam na metalowym ramieniu zbroi razem z chorym. Przez lot zaczęłam zastanawiać się, czy tego samego dnia powiedzieć, że kochałam go. Myślałam także nad dobrym usprawiedliwieniem nieobecności w domu, skoro już Rhodey musiał zabawiać się w moją osobistą niańkę. Również błądziłam myślami przy zmianie decyzji. Mam znowu być Rescue, by pomagać ludziom w potrzebie? Skończyć użalać się nad sobą, zapominając o tragedii, która się niedawno wydarzyła? Rozpocząć nowy rozdział w życiu, porzucając wszelkie troski i zmartwienia?
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, przyjaciel zdjął zbroję, odsyłając ją do zbrojowni. Na korytarzu znalazłam odpowiedniego lekarza. Nic nie mówiłam i od razu zabrał Toby'ego na salę operacyjną. Gryzłam się z poczuciem winy. Gdybym szybciej zareagowała, może nie byłoby, aż tak źle? Usiedliśmy przed blokiem, czekając na zakończenie ingerencji chirurgicznej.

Rhodey: Nic więcej nie mogliśmy zrobić. Pora dać działać lekarzom
Pepper: Przepraszam, że na ciebie krzyczałam, ale nie mam bladego pojęcia, jak mam wyjaśnić całe te zamieszanie z duchem. Na pewno myślisz sobie, że przeżywam coś w rodzaju traumy, lecz od razu tobie powiem, bo jesteś w błędzie
Rhodey: Pepper?
Pepper: Tak, Rhodey?
Rhodey: Wszystko będzie dobrze
Pepper: Te słowa bardziej kłamią, a powinny dawać nadzieję
Rhodey: Wiem o tym i ja powinienem przeprosić za to, jak cię potraktowałem. Po prostu straciliśmy Tony'ego i nie chcę, żeby to też spotkało ciebie
Pepper: Czy mój tata mówił coś jeszcze?
Rhodey: Poza skłonieniem cię do powrotu, powiedział...
Pepper: No weź dokończ!
Rhodey: Powiedział, że gdybyś nie chciała iść po dobroci, mam sprowadzić siłą
Pepper: Na pewno zrobiłbyś to
Rhodey: Wybacz
Pepper: Trudno... Stało się

~*Pięć godzin później*~

Operacja nadal trwała. Zero informacji o tym, co się działo po tamtej stronie. Wypiłam dwie kawy z automatu, zaś Rhodey skusił się na jeden kubek gorącej czekolady. Tata zdołał w tym czasie zadzwonić po piętnaście, a nawet więcej razy. Naprawili usterki, więc mógł ponownie mnie męczyć. Jednak nie miałam dla niego czasu.
Gdy wypiłam kolejny kubek, poszłam po następny. Zawróciłam, słysząc otwierane drzwi. Nie mogłam oderwać oczu ze zdziwienia. W klatce piersiowej emanowało niebieskie światełko. Chciałam poznać jakieś wieści. Dowiedzieć się czegokolwiek, ale lekarz nie znalazł czasu na rozmowę. Od razu zabrał chorego na specjalną salę. Znałam te miejsce. Tam kiedyś Tony przebywał, gdy coś złego stało się z implantem. Te same światło, co Toby miał w piersi. Musiałam wiedzieć, dlaczego zaryzykowali wszczepieniem eksperymentalnej technologii. Naszym oczom pokazał się doktorek- śmieszek. Zawsze żartował, choć tym zwykle mógł przyprawić o niejeden zawał. Poszliśmy za nimi, siadając przy sali.

Pepper: Nie wierzę... Jak mogli być do tego zdolni?
Rhodey: Też jestem w szoku. Nie mówiłaś mi, że choruje na serce
Pepper: Bo uznawałeś go za psychola
Rhodey: Ty tak myślałaś na początku
Pepper: Fakt, ale później zmieniłam zdanie... Chyba pójdę po kolejną kawę
Rhodey: Chyba wystarczy, jak na jeden dzień
Pepper: Oj! Nic się nie stanie, jak wypiję trzecią
Rhodey: Stanie, bo już nie będziesz mogła stać
Pepper: Cicho... Chyba ktoś wychodzi

No i miałam rację. W końcu odważył się pojawić kardiolog razem z drugim specjalistą. Chciałam zadać jedno z tych trudniejszych pytań, lecz wpierw on doszedł do głosu. Słuchaliśmy, co miał nam do powiedzenia.

Kardiolog: To twój przyjaciel?
Pepper: Pomógł przynieść tu Toby'ego... Co z nim? Żyje? Dlaczego ma implant? Czy to dr Yinsen wszczepił mu te urządzenie? Nie było innego wyjścia?
Dr Yinsen: Pepper w swoim żywiole
Pepper: Dzień dobry. Widzę, że pan mnie pamięta
Dr Yinsen: Jesteś wyjątkowa ze swoim gadulstwem. Trudno cię nie zapamiętać, bo moje uszy zniosły tyle twoich krzyków, pisków i pytań
Pepper: Dziękuję za pamięć, więc słucham wyjaśnień
Kardiolog: Chłopak nie ma kontaktu z rodziną, a ona ostatnio uratowała mu życie
Dr Yinsen: Hmm... Rozumiem... Witaj, Rhodey. Dalej masz szlaban?
Rhodey: Szybko z niego zrezygnowała
Pepper Ekhm! Do rzeczy, doktorze
Kardiolog: Powiedz im
Dr Yinsen: Zostałem wezwany, bo to był dosyć dziwny przypadek. Serce przestało pracować i nie reagowało na leki, czy defibrylację. Jedynym sposobem na ratunek było wszczepienie implantu. Wiecie, co to jest, czyli pomijam wyjaśnianie działania sztucznego serca... Jednak żyje i obudził się. Jest bardzo słaby, więc możecie wejść na chwilę
Pepper: Jedna ulga, ale bez implantu nie mogło być innej opcji? Przecież można zrobić przeszczep
Kardiolog: Musiałby czekać pół roku, a może i dłużej. Zależy od wielu czynników, więc poradziłem się dr Yinsena w sprawie mechanizmu. Organizm bardzo dobrze zniósł pierwsze godziny ze wspomagaczem. Za kilka dni wróci do prawie pełnej sprawności, bo raczej o sukcesach w sporcie może pomarzyć
Pepper: Ale Tony jakoś dawał radę
Rhodey: Pepper, nie kłam. Wcale nie dawał, skoro przez cały ten czas lekceważył zalecenia
Dr Yinsen: Zgodzę się z tobą, Rhodey, a przy wrodzonej wadzie serca nie można liczyć na zbyt wiele
Pepper: Umrze?
Dr Yinsen: Nic takiego nie powiedziałem, ale tak. Umrze
Kardiolog: Weź tak nie dramatyzuj. On żartuje
Pepper: No tak. Zapomniałam, że pan taki już jest w swojej naturze. Żartować z czyjegoś nieszczęścia. Bardzo śmieszne. Ubaw po pachy
Dr Yinsen: Nie moja wina, jaki jestem
Pepper: Ma pan całkowitą rację
Dr Yinsen: Czy to ironia?
Pepper: Hmm... Niech pomyślę... No tak
Kardiolog: Chcecie się z nim zobaczyć, czy nie potrzebujecie tego?
Pepper: Ja chcę!
Kardiolog: To proszę

Skończyłam drażnić się ze specem od dziwnych ustrojstw, co wszczepiał swoim pacjentom z różnymi schorzeniami. Chłopak leżał i kontaktował ze światem, rozpoznając nas. Uśmiechnął się blado, lecz prosił, żebyśmy usiedli. Wyglądał o niebo lepiej, niż wtedy w domu.

Pepper: Jak się czujesz?

Tak wcześniej zasypałam pytaniami, a teraz straciłam odwagę na zapytanie o samopoczucie.

Tony: W porządku, choć czuję się inaczej
Pepper: Przerabiasz ten sam temat, co przed Extremis?
Tony: Dokładnie
Rhodey: Skąd wiesz, że gadasz z Tony'm?
Tony: Hej, Rhodey. Masz prawo nie wierzyć, ale zaraz dowiesz się wszystkiego... Pep, przytrzymaj go
Rhodey: Ej! Co jest grane?
Pepper: Ratuję cię do zjechania na glebę
Rhodey: Czemu?
Pepper: Możesz się mu pokazać?
Tony: Tak

**Tony**

Z odwagą wyszedłem z ciała, ujawniając postać ducha. Drugi duszek nadal milczał. Zupełnie, jakby zapadł się pod ziemię. Rhodey lekko się zachwiał, lecz podpora w postaci rąk rudej pomogła przy asekuracji przed upadkiem. Na pewno czuł się niezręcznie, ale miał dowód, że moja ukochana nie ześwirowała. Była zdrowa na umyśle.

Tony: Teraz wierzysz
Rhodey: Jak? Jak ty... Co?
Tony: Wszedłem do innego ciała, które niedawno umarło i jego duch nadal jest w nim. Nie obyło się bez kłótni, ale wyjaśniłem, że mam ważne zadanie do wykonania
Pepper: Słuchaj, Rhodey. Słuchaj i nie wywiń orła

Puściła go i sam musiał się trzymać, żeby nie upaść.

Rhodey: Okey, okey. Wszystko rozumiem, więc dokończ swoją misję
Tony: Najpierw Pepper powiem, a potem tobie, więc wyjdź
Rhodey: Tony?
Tony: Na chwilę
Rhodey: Och! Niech wam będzie
Pepper: To nie potrwa długo
Tony: Zobaczymy

Uśmiechnąłem się głupawo i zostałem sam na sam z ukochaną. Wtedy zjawa ponownie otworzyła usta.

Co knujesz?

Tony: Koniec planu
Pepper: Jakiego?
Tony: Mówię do drugiego ducha
Pepper: O! To powiedz mu, że się z nim witam

Jak miło
Tony: Też cię wita

Ale kłamca

Tony: Heh! No dobra...Pepper, jest taka sprawa. Ciągle coś nam przerywało i musisz wiedzieć

Nie próbuj jej całować

Tony: Oj! Zrobię, co zechcę
Pepper: Tylko nie przeginaj, bo ojciec mnie zabije
Tony: A ty musisz myśleć o jednym? Pep, dorośnij
Pepper: Dorosłam... Co jeszcze powiedział?

Powiedz jej, że ma fajną dupę i chętnie bym…

Tony: Ej! Nie mów tak o niej!
Pepper: Hahah! Nie muszę go słyszeć, by wiedzieć, co powiedział. Ochrzaniłabym go, ale ty jesteś o niego zazdrosny, a to jest urocze

Widzisz? Nic nie psuję. Pomagam

Tony: Taa... Przejdźmy do sedna
Pepper: Czekam wystarczająco długo
Tony: Kocham cię

Tony, tak się nie wyznaje dziewczynie miłości. Zero romantyzmu

Tony: Nie wtrącaj się
Pepper: Hahaha! Niech się pokaże
Tony: Nie może
Pepper: Szkoda
Tony: Słyszałaś, co ci powiedziałem?
Pepper:  Że mam się nie wtrącać?
Tony: Tak... Eee... Nie to. To wcześniej
Pepper: Że mnie kochasz?
Tony: Bingo!
Pepper: Spodziewałam się czegoś innego

Myślałem, że zapadnę się pod ziemię ze wstydu, bo nic te wyznanie nie znaczyło. Duszek nabijał się z mojej bezradności i miałem ochotę strzelić mu w pysk. Jednak przez obecną sytuację jedynie zignorowałem śmiech, próbując odnaleźć resztki siebie, składając lepsze słowa do takiego wyznania.

Tony: Kocham cię i chciałbym żyć z tobą, ale niestety przegrałem walkę
Pepper: Niekoniecznie

Przytuliła mnie, roniąc kilka łez, a do ucha szepnęła kilka, lecz bardzo znaczących słów.

Pepper: Ja też cię kocham, głupku
Tony: Głupku?
Pepper: Nikt normalny nie kradnie ciała z kostnicy, by powiedzieć jakieś wyznania... Co Rhodey'mu masz do powiedzenia?
Tony: Zawołaj go. Teraz jego kolej
Pepper: Najpierw to

Zbliżyła swoje usta niebezpiecznie blisko, oddając delikatny pocałunek. Potem jedynie uśmiechnęła się, wychodząc z sali. Zgodnie z prośbą mogłem porozmawiać z przyjacielem. Nadal wyglądał na rozkojarzonego oraz zdezorientowanego wiadomością.

Tony: Wszystko gra?
Rhodey: Wciąż nie mogę tego pojąć... Dlaczego to zrobiłeś?
Tony: Gdyby Overlord mnie nie zabił...
Rhodey: Przecież wybuchł statek
Tony: To też, ale nieźle oberwałem z jego broni, a Makluańska technologia wyprzedza naszą o kilkaset lat
Rhodey: Możliwe, ale powiedz, co chciałeś mi przekazać
Tony: Opiekuj się rudą
Rhodey: Co takiego?
Tony: Masz zająć się Pepper
Rhodey: Niby jak? Co mam zrobić?
Tony: Pilnuj jej, żeby nie ganiała, szukając niebezpieczeństwa. Może zrezygnowała z ratowania świata, ale...
Rhodey: Wiem, że martwisz się o naszą przyjaciółkę
Tony: Moją dziewczynę
Rhodey: A! To dlatego miałem wyjść
Tony: Nie musisz wszystkiego wiedzieć
Rhodey: Hahaha!

Tony, wracaj do ciała. Kończy ci się czas

Tony: Jeszcze chwila
Rhodey: Chwila, na co?
Tony: Obiecaj, że będziesz o nią dbał. Masz dopilnować, by nikt nie próbował zrobić jej krzywdy
Rhodey: Obiecuję
Tony: Szybko zawołaj ją, bo zaczynam znikać
Rhodey: Znikasz?
Tony: O nie! Potrzebuję więcej czasu!

Nikogo nie przekupisz. Przykro mi. Pora stąd znikać

Tony: Nie! Nie!
Rhodey: Uspokój się
Tony: Rhodey, pożegnaj... Pożegnaj ją ode mnie... Powiedz jej
Rhodey: Na pewno powiem
Tony: Żegnajcie

Rozpłynąłem się w powietrzu, znikając. Jednak coś było nie tak.

VI: Jestem tu

0 | Skomentuj

**Tony**

Rozpoznałem głos drugiego rozmówcy. Z nikim innym nie rozmawiała poza Rhodey'm. Byłem ciekaw, czy mówili coś o mnie. Może chciała mu powiedzieć o swoich obawach? No nic. Pozostało mi tylko podsłuchać konwersację.

Pepper: Nie spodziewałam się, że znowu będziesz próbować do mnie dzwonić
Rhodey: Twój ojciec poprosił, żebym...
Pepper: Aha! Teraz jesteś moją niańką! Super!
Rhodey: Pepper, nie rozumiesz. On martwi się o ciebie. Nadal nie wróciłaś do domu
Pepper: Mam coś do załatwienia... A tak przy okazji, Rhodey. Sprawdź, czy ktoś z wrogów się uaktywnił
Rhodey: A jednak. Chcesz wrócić do Rescue?
Pepper: Nie o to mi chodziło. Sprawdź, bo to ważne
Rhodey: Możesz powiedzieć, co się z tobą dzieje?
Pepper: Wszystko gra
Rhodey: Wiem, kiedy kłamiesz
Pepper: Ech! Chyba wpadłam w kłopoty. Pomogłam komuś, kto być może chce rozliczyć porachunki po Iron Manie
Rhodey: Nie rozumiem
Pepper: Ja też nie! Boję się, że trafiłam na jakiegoś psychola. Gada sam do siebie i jeszcze przeglądał ostatnie zgony ze szpitala
Rhodey: Skoro boisz się go, to wracaj do domu
Pepper: Nie mogę
Rhodey: Żartujesz? Pepper, teraz naprawdę się pogubiłem. Czego ty chcesz?
Pepper: Bo muszę upewnić się, czy mam rację. Przedstawił się jako kuzyn Tony'ego
Rhodey: Wierzysz mu?
Pepper: Tata powiedział, że nie miał żadnego kuzyna i jestem w domu Starków. Od razu go rozpoznałam, ale nic nie mówiłam
Rhodey: Eee... Nie wiem, jak mam pomóc. To skomplikowane
Pepper: Zachowuje się dziwnie, ale przez chwilę...
Rhodey: Pepper?
Pepper: Przez chwilę... On... On przypominał...
Rhodey: Tony'ego? Niemożliwe
Pepper: Ja... Ja już nic nie wiem. Przepraszam
Rhodey: Ej! Poczekaj!
Pepper: Czego?! Mam dość, rozumiesz?! Mam dość!
Rhodey: Potrzebujesz pomocy, bo sama nie możesz zapomnieć
Pepper: A może tego nie chcę?! A może chcę pamiętać?! Niech do nas wróci!
Rhodey: Pepper, spokojnie. Jeśli chcesz pogadać, spotkajmy się w zbrojowni
Pepper: Nie!
Rhodey: A do mnie przyjdziesz?
Pepper: Do domu, ale żadnej fabryki, jasne?
Rhodey: Spoko. Trzymaj się, a ja muszę uciekać
Pepper: Twoja mama?
Rhodey: Gorzej... Babcia przyjechała z wizytą
Pepper: Auć!
Rhodey: Gdyby coś się działo, dzwoń
Pepper: Dzięki... Za wszystko

I tymi słowami zakończyła rozmowę. Słyszała, jak mówiłem do siebie w kuchni i teraz uważa mnie za jakiegoś psychopatę? Muszę to jakoś naprawić. Ostrożnie przeszedłem przez drzwi. Opuściła telefon z rąk i z przerażonym spojrzeniem patrzyła na moje wcielenie jako ducha.

Pepper: T... Tony?
Tony: Nie bój się. Jestem tu z tobą
Pepper: Jestem chora... Jestem chora! Nie powinnam cię widzieć! Ty odszedłeś! Ciebie tu nie ma! To moja chora wyobraźnia cię tworzy!
Tony: Pep, spokojnie... Chciałem ci coś wyjaśnić
Pepper: Niby co? Ukradłeś czyjeś ciało? Słyszałam wszystko, co mówiłeś! Kim jesteś?!
Tony: Tym samym, który zginął w trakcie inwazji
Pepper: Nie jesteś Tony'm! Skończ ściemniać i mów prawdę!

Dotknąłem jej dłoni, badając palcami ciało ukochanej. Z pewnością poczuła lekki dreszcz, lecz nie chciałem zrobić żadnej krzywdy. Uspokajała się, lecz serce nadal biło mocno. Dotknęła je, aż nasze dłonie ze sobą się splotły. Drugą ręką wodziłem po twarzy, czując przyjemne ciepło.

Pepper: Naprawdę jesteś Tony'm?
Tony: Nie kłamię. Jak mam ci to udowodnić?
Pepper: Prawdziwy Tony wie, że marzyłam o byciu agentką SHIELD. Wie, czy złożyłam papiery, a może zmieniłam plany? No to jaka jest odpowiedź?
Tony: Nie jesteś agentką, bo zostałaś Rescue, a po inwazji nie miałaś jeszcze czasu na rejestrację. Zresztą, do bycia agentką potrzebujesz tytułu naukowego. Studia, a ty nie znosisz nauki
Pepper: Tak... Tak! Masz rację! Rany!To ty! Powiedz mi, co robisz w ciele martwego chłopaka?
Tony: Muszę ci coś powiedzieć. Coś, co zostało przerwane przez Overlorda. Nawet Rhodey powinien poznać pewną wiadomość, ale najważniejsza jesteś ty
Pepper:  Więc zamieniam się w słuch
Tony: Bo ja... Ko…

Nie zdołałem dokończyć, gdy zacząłem znikać. Nie trzymałem się w formie ducha. Jeśli nie wejdę do ciała na czas, bezpowrotnie rozpłynę się w powietrzu. Wyznanie musiało poczekać.

Pepper: Co się dzieje?
Tony: Powiem ci... Później

Pomachałem, uśmiechając się i szybko wróciłem do fizycznej formy. Nie wiedziałem, co się działo. Toby raczej nie powiedział o tym haczyku.

Jak poszło?

Tony: Dlaczego mi nie powiedziałeś o limicie czasowym?

Dotknąłeś jej, prawda?

Tony: No i? Co w tym złego?

Zużyłeś pewną część energii, więc mogłeś ulotnić się na dobre. Lepiej pilnuj tego

Tony: Mogłeś powiedzieć

Przyznałeś się do swojej tożsamości?
Tony: Tak

Więc nie zdziw się, że może o tym zapomnieć
Tony: Co takiego?!

Nie denerwuj się. Może pamiętać, ale nie do końca
Tony: Jak to?

Może nadal nie wierzyć w zobaczenie znanego ducha. Ludzie nie są świadomi ich istnienia

Tony: Muszę spróbować znowu

Nie teraz, bo jesteś wyczerpany. Musisz odpocząć

Tony: Serio? Ech! Całe życie mam spędzić w łóżku?

Jutro zaczniesz działać, ale dziś daruj sobie dalsze spacery
Tony: Masz rację

I muszę cię przed czymś ostrzec
Tony: Przed czym?

Długo nie pożyjesz i to wina choroby

Tony: Cholera! Mogłem wziąć ciało twojego brata

A ja ci nie pozwolę
Tony: Wiem o tym

Położyłem się do łóżka, przykrywając kocem i zasnąłem.

**Pepper**

Spojrzałam w lustro. Nie widziałam tej zjawy, która naprawdę była moim zmarłym przyjacielem. Chciał coś powiedzieć, ale nie zdołał tego zrobić. Może wyjaśni mi później, co to za wiadomość. Postanowiłam zostać z nieznajomym w jego domu. Od razu wzięłam telefon z łazienki i poszłam zobaczyć, gdzie znajdowało się ciało zmarłego. Leżał tam, gdzie poprzednio.
Nagle na komórkę dobijał się tatuś. Nie odbierałam, bo nie miałam nastroju do rozmowy. Po tym, co przeżyłam na własnej skórze, zgrywałam niedostępną. Jednak tak łatwo nie chciał odpuścić. Na domiar złego drugi numer też domagał się pilnego kontaktu. Nieznany. Pomyślałam, żeby nie ignorować kolejnego rozmówcy i odebrałam.

Pepper: Halo! Czy coś się stało? Kto mówi?
Kardiolog:  Dzwonię ze szpitala i jestem lekarzem Toby'ego. Przepraszam, że akurat dzwonię do ciebie, ale może znalazłabyś go i przyprowadziłabyś do szpitala?
Pepper: Znowu?
Kardiolog: To ważne
Pepper: Co się stało?
Kardiolog: Nie jest dobrze
Pepper: To znaczy? Co takiego?
Kardiolog: Jest źle
Pepper: Tyle to sama wiem
Kardiolog: Jako, że ostatnio twoja szybka reakcja uratowała mu życie, możesz poznać diagnozę
Pepper: Jaką?

Lekarz przez chwilę zamilkł. Nie wiedziałam, co chciał przekazać. Wiedziałam, że był chory. Ciało, gdzie duch Tony'ego znalazł sobie kącik. Jeśli stanie mu się coś złego, zanim przekażę mu to, co miałam do powiedzenia, a on też chciał przyznać się do czegoś ważnego, stracę szansę na wszystko. Głównie na miłość.

Pepper: Halo! Jest pan tam jeszcze?
Kardiolog: To nie jest rozmowa na telefon, ale znajdź go
Pepper: Proszę mi powiedzieć, jak bardzo jest z nim źle? Ma raka? Doznał innych obrażeń? Umiera?
Kardiolog: Whoa! Zwolnij trochę, Pepper. Nikt cię nie goni
Pepper: Więc chcę wiedzieć wszystko, co się dzieje z Tony'm
Kardiolog: Chyba z Toby'm
Pepper: Przepraszam. Bardzo mi kogoś przypomina
Kardiolog: Rozumiem... Otóż prawda jest taka, że...
Pepper: Co? Halo! Słyszy mnie pan? Halo!

Cały prąd padł w mieszkaniu, ale telefon automatycznie stracił zasięg. Na niebie zauważyłam pioruny, deszcz i zachmurzone niebo. Akurat w tak ważnym momencie musiało zerwać słup. Połowa Nowego Jorku też pozostała bez prądu.

V: Coś jest nie tak

0 | Skomentuj

**Tony**
Próbowałem skupić swoje myśli na czymś innym lub po prostu zasnąć bez chaosu w głowie. Jednak siła wspomnień zalała umysł, włączając migawkę z ostatniej walki. Walki, gdzie ostatni raz walczyłem.

Pepper: Tony, zmiataj stamtąd! Już nic nie zdziałasz!
Rhodey: Ona ma rację! Uciekaj, bo to zaraz wybuchnie!
Overlord: Już nie zdołasz uciec, Iron Manie
Tony: Nie mogę się połączyć przez Extremis, by rozbroić bombę! Pepper, Rhodey... Musicie wiedzieć, że... Aaa!
Pepper, Rhodey: TONY!
Pepper: Tony, słyszysz mnie? Powiedz coś!

Doszło do eksplozji, a ja runąłem w dół, zamykając oczy. Nawet Extremis nie zadziałało i moje serce przestało bić. W ułamku sekundy umierałem, a Pepper nie chciała mi dać odejść. Czułem jej ręce, uciskające klatkę piersiową oraz każdą łzę, jaka spadła na pancerz. Odczuwałem zarówno ból psychiczny, jak i ten fizyczny. Najbardziej bolało słyszeć krzyk ukochanej. Rhodey zachowywał spokój, ale ona tak nie potrafiła. Walczyła do samego końca.

Pepper: Tony, błagam! Nie umieraj!

Była zrozpaczona, lecz nie chciała zaprzestać czynności ratowniczych. Długo walczyła za mnie. Nie wiedziałem dokładnie, jak długo.

Rhodey: Pepper, dość! To koniec!
Pepper: Nie! Ja się nie poddam, rozumiesz?! Nigdy! Nigdy nie dam za wygraną! Będę walczyć!
Rhodey: Ale on odszedł

Chwycił za jej dłonie, aż sama opuściła głowę z kolejnymi łzami w oczach. Patrzyła na moją twarz.

Pepper: Uratowaliśmy świat, ale...
Rhodey: Dla Tony'ego było za późno na ratunek
Pepper: Tony
Rhodey: Musimy jakoś z tym żyć
I te słowa usłyszałem jako ostatnie, kończące wspomnienie.

**Pepper**

Gdy wyszłam z łazienki, musiałam zaspokoić swoją chęć myszkowania po jego domu, a najbardziej w jego komputerze. Musiałam wiedzieć, czy ojciec miał rację. Tony nie miał żadnego kuzyna? Poznałam oszusta, który może zagrażać mi i Rhodey'mu? Słyszałam, jak chrapał w łóżku, a laptop leżał zamknięty na stole. Wpierw upewniłam się, czy na pewno spał, bo niektórzy udają, żeby przypadkiem coś podsłuchać.
Kiedy byłam pewna, że mogłam zabrać komputer, ostrożnie wzięłam go ze sobą. Po cichu opuściłam pokój, przechodząc do kuchennego pomieszczenia. Tam uruchomiłam urządzenie, by móc zajrzeć, co ostatnio szukał w internecie. Miałam szczęście, bo historia nadal była świeża. Z ostatniego dnia kilka adresów pozostało. Głównie jakaś strona zaszyfrowana. Obeszłam ją w pięć sekund. Byłam w szoku, znajdując listę ostatnich zgonów. Na liście był ktoś o imieniu Toby.

Pepper: Toby Smith

Zmarł zaledwie wczoraj i miał tyle samo lat, co ja. Jednak nie przypominał Toby'ego, którego poznałam. Raczej nie miał brata bliźniaka lub szukał czegoś, bo ktoś potrzebował. A! Bzdura! Nikt normalny nie szuka po prosektorium zwłok. No dobra. Gdy się obudzi, zapytam. Zapytam? I co on sobie wtedy pomyśli? Grzebałam w laptopie, bo zachowywał się dziwnie i od początku kłamał, aż chciałam zadzwonić po gliny, a jako, że mój ojciec należy do FBI, to zjawiłby się błyskawicznie go aresztować? Ech! Musiałam to zdecydowanie rozegrać w inny sposób. Trzeba zachować większą ostrożność.
Nagle usłyszałam, jak ziewnął i prawdopodobnie zaczął wstawać na nogi. Musiałam szybko odłożyć... Niech to! Szedł w moją stronę. No dobra. Zostawię urządzenie w kuchni. Szybko przebiegłam do łazienki, chowając się przed Toby'm. Tylko, czy on tak miał na imię? Niczego nie mogłam potwierdzić. On też nie.

**Tony**

Od razu się obudziłem przez ostrzeżenie ducha. Gdyby nie jego głos w mojej głowie, spałbym dalej. W końcu nadal brakowało mi sił. Poszedłem tam, gdzie miałem odnaleźć swoją zgubę.

Tony: Naprawdę szperała w laptopie? Po co?

Mówiłem ci, że coś podejrzewa

Tony: To niedobrze. Musimy mieć jakiś plan

Plan? Może pora powiedzieć jej prawdę?

Tony: Żartujesz sobie? I co mam powiedzieć? Cześć. Jestem Tony. Na pewno mnie znasz, bo byliśmy przyjaciółmi, a teraz jestem w czyimś ciele.
Zabawne, co? Już uważa mnie za dziwaka

Pepper: Toby, dlaczego masz w umywalce pełno włosów?

Tony: O wilku mowa... Wybacz, ale musiałem podciąć końcówki

Udawaj idiotę, a daleko zajdziesz
Tony: Ech! Jest problem

Weź komputer i schowaj w jakimś bezpiecznym miejscu

Tony: To i tak nie ma znaczenia. Ty nigdy nie poznałeś córki agenta FBI. Patricia Potts tak łatwo nie odpuszcza

Rhodey: Pepper, dość! To koniec!
Pepper: Nie! Ja się nie poddam, rozumiesz?! Nigdy! Nigdy nie dam za wygraną! Będę walczyć!

Ponownie przypomniałem sobie ostatnią migawkę z bitwy. Głównie słowa Rescue. To bolało. Zrobiłem, co trzeba i schowałem laptop na najwyższej półce. Później znowu położyłem się do łóżka, kontynuując odpoczynek.

Dziwne uczucie, co? Chcesz coś zrobić, ale nie masz na to siły

Tony: Przed Extremis też tak miałem

A może masz ochotę do niej pójść, lecz jako duch?

Tony: Oj! Zły pomysł

Chociaż spróbuj

Tony: Jeśli nie pójdzie po mojej... Zaraz... Ty chcesz mnie wyrzucić z ciała

Już nie

Tony: Jaki tym razem haczyk?

Żaden

Tony: Musi jakiś być

Masz rację, bo jest, ale…

Tony: Aha! Miałem rację

Idź do niej i pokaż się, że dbasz o nią jako duch
Tony: Trochę to straszne

Spoko. Nie padnie na zawał. Chyba w domu masz apteczkę?

Tony: No mam, choć adrenaliny nie posiadam

To usta-usta i po sprawie. Hahaha! Idź już

Tony: Życz mi szczęścia

Nie trzeba. Dasz radę

Zdecydowałem się wyjść z ciała, by tylko porozmawiać z Pepper. Miałem nadzieję, że mnie nie znienawidzi. Zresztą, niech robi, na co ma ochotę. Może nawet przeklinać, pluć w twarz. Ma prawo być wściekła.
Kiedy przeszedłem przez pokoje, dotarłem do łazienki. Siedziała na wannie i wyglądała na zmartwioną. Jeśli teraz mnie zobaczy, może źle to znieść. Okej. Pora działać. Raz śmierci się patrzy w oczy. Raz, więc powtórki nie będzie.
Już miałem wejść, gdy ktoś zadzwonił na jej telefon. Musiałem wycofać się na bezpieczną odległość, choć jako duch nie powinienem się bać.
© Mrs Black | WS X X X