Part 49: Peru?

0 | Skomentuj


**Tony**

Po kolejnej minionej godzinie była piętnasta. Mogłem odłączyć ładowarkę od implantu, a Pep dalej tak słodko spała. Przykryłem ją kocem, by nie narzekała na chłód.

Rhodey: Musisz to powiedzieć Yinsenowi
Tony: Niczego nie muszę
Rhodey: Lepiej tego nie lekceważ, jeśli chcesz…
Tony: Pożyć dłużej? To chciałeś powiedzieć? Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym spędzić z Pep resztę życia, a nawet nie doczekam się dzieci
Rhodey: Już mówiłem. Skoro tak bardzo ci na niej zależy, weźmiesz się w garść i coś wymyślisz. Będzie dobrze, Tony

Poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu, ale dalej nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że umieram. Wyjąłem strzykawkę z dwutlenkiem litu, którą zaaplikowałem, wstrzykując w rękę. Miała niwelować objawy, aż poczułem się w nieco lepszej formie. Jednak i tak musiałem jej pomóc z zdobyciem pierścienia.

Rhodey: Co to jest?
Tony: Dwutlenek litu. Ma łagodzić objawy do minimum
Rhodey: I co? Pomaga?
Tony: Po części daje rade. Dobra. Zajmijmy się planem. Sprzęt już mamy. Według moich obliczeń, świątynia jest na samym dnie, a dokładnie 4000 metrów pod poziomem morza. Z tego wynika, że gdyby zbroje przestały działać, tlenu nam starczy tylko na dwie godziny, a to za mało, by wypłynąć na powierzchnię
Rhodey: I co teraz?
Tony: Nic. Jak zdobędzie pierścień, będzie miała większą siłę pozostałych, więc wrócimy do domu
Rhodey: A pomyślałeś nad tym, gdyby to Gene był pierwszy?
Tony: Nie biorę tej opcji pod uwagę
Rhodey: A powinieneś. Musimy rozważyć każdą z możliwych opcji

**Pepper**

Nie chciałam się budzić ze snu, bo był piękny. Pływałam między ławicami ryb w czystym morzu bez żadnych odpadków. Wszystko grało w idealnej harmonii, aż zauważyłam, jak osuwa się świątynia, która spadła na dno. Od razu kolor wody zmienił się na zielony, a wszystkie stworzenia morskie zaczęły umierać, opadając martwe. Z ruin wyszedł strażnik.

Strażnik: Pokonaj słabości. Udowodnij, kim naprawdę jesteś
Pepper: Jestem potomkinią rodu Makluan
Strażnik: Doprawdy? W takim razie drzwi zostaną ci otworzone

Po tych słowach wróciłam do rzeczywistości. Chłopaki gadali o jakimś bodajże “planie”, bo swój wzrok skupili na stole z wyświetlonym hologramem mapy.

Tony: A gdybyśmy spróbowali tam wejść w inny sposób?
Rhodey: Niby jaki?
Pepper: Eee… Tony…
Tony: Może gdzieś w dżungli znajdzie się wejście? Niepotrzebne nam są akwalungi
Rhodey: Ale Pepper mówiła, że jest pod wodą
Tony: No tak, ale…
Pepper: Tony
Tony: Nie teraz, Pepper. Czyli też jest opcja ukrytego przejścia, ale w mieście. W jakimś zamku…
Pepper: TONY!
Tony: O! Hej, Pepper
Pepper: Grr! Nareszcie mnie słuchasz!
Tony: Jak się spało?
Pepper: W porządku, a wy? Jaki macie plan?
Rhodey: Prosty, jak drut. Znajdziemy przejście i bez wchodzenia pod wodę będziemy w świątyni
Pepper: Eee… A na jaką mapę patrzycie?
Tony: No przecież, że Ekwadoru
Pepper: To nie jest ta mapa
Tony, Rhodey: Co?!
Pepper: Zeskanowałeś mapę Peru

Oboje uderzyli się w czoło, robiąc typowego “facepalma”. Haha! Te ich miny. Idealne, by wstawić w ramkę. Im zaraz oczy wyjdą na wierzch, a szczęka padnie najniżej, jak się da.

Pepper: Haha! Szkoda, że siebie nie widzicie. Bezcenny widok
Tony: I cała robota poszła się walić
Pepper: Oj! Nie smuć się, Tonusiu. Tak nie można. Przecież nie spędziliście nad tym…
Tony, Rhodey: 4 GODZINY!
Pepper: Hahaha! Geografami raczej nie zostaniecie. Jak przez tyle godzin tu siedzicie… Zaraz… To która już godzina?
Tony: Dziewiętnasta. Nie chciałem ci przerywać snu
Pepper: Miło, ale i tak nie był zbyt ciekawy. A wy nawet trochę się nie zdrzemnęliście?
Rhodey: Tony chce, jak najszybciej zdobyć pierścień przed Gene’m
Pepper: Nie spiesz się tak. Będziemy pierwsi

Przytuliłam go, cmokając w policzek. Rhodey chyba się zawstydził, jak widział nas. Nikt mu nie broni znaleźć sobie dziewczyny, ale chyba tak łatwo nie porzuci ukochanej historii.

Pepper: To kiedy wyruszamy?
Tony: Jak wszystko będzie dopięte na ostatni guzik
Rhodey: Potrzebujemy więcej informacji. Co jeszcze wiesz?
Pepper: Najpierw przeskanujcie odpowiednią mapę. Powtórzę, głuchole. EKWADOR!
Tony: Dobra, dobra. Już szukam

Wyłączył hologram i zaczął szukać odpowiedniej mapy, gdy my z Rhodey’m planowaliśmy, co ze sobą zabrać. Im dłużej nad tym siedzieliśmy, tym bardziej chciałam mieć to z głowy.

**Gene**

Ekwador? Ciekawe. Pewnie Pepper też wie o kolejnej świątyni. Będziemy musieli zmierzyć się twarzą w twarz. Najpierw będę szedł za nimi, a później odzyskam to, co mi zostało odebrane.

**Pepper**

Ziewam. Naprawdę zaraz padnę. Na szczęście Tony znalazł odpowiednią mapę. Teraz pozostało zaplanować każdy szczegół, bo wystarczy jedno przeoczyć i możemy powiedzieć “Arrivederci”.

--**---

Hej. Dziś już trochę zwolnimy, ale tylko do przeminięcia świąt. Więc wybaczcie, ale dziś ostatnim spam i potem po jednej notce :)

Part 48: Pod wodą

0 | Skomentuj


**Pepper**

Nie wiedziałam, co zrobić. Tony był chory, a wizja testu była dość wyraźna. Musiałam podjąć odpowiednią decyzję, która nie była łatwa. Upierał się, że nic mu nie jest, bo od zdobycia pierścienia zależała siła Gene’a. Może pozbawiłam go całej mocy, ale na pewno spróbuje je odzyskać. Trzeba być czujnym. Skoro ja miałam wizję, on też dowie się o dziewiątej świątyni Makluan.

Tony: W porządku?
Pepper: Chyba tak. Nie zostawię cię tu samego
Tony: Pierścień jest ważniejszy
Pepper: Ale jesteś chory
Tony: To nic takiego. Dam radę. Zjemy coś?
Pepper: Chciałam dokończyć smażyć naleśniki, a przez alarm nie mieliśmy czasu czegoś zjeść
Tony: Masz rację

Już chciał wstać, ale go zatrzymałam.

Pepper: Leż. Zajmę się wszystkim

Poszłam do kuchni, gdzie zajęłam się sporządzaniem posiłku. Niewiele minęło czasu i danie było gotowe. Naleśniki położyłam na dużym talerzu, które miałam zamiar zanieść do salonu. Miałam taki zamiar, ale Tony musiał mi zagrodzić przejście. Prawie wpadłam na niego.

Pepper: Mówiłam ci coś!
Tony: Wybacz. Nie jestem cierpliwy
Pepper: Powinieneś odpoczywać! Jesteś blady, jak ściana!
Tony: Spokojnie. Nic mi nie jest
Pepper: Na pewno?
Tony: Zjedzmy coś, a potem pomyślimy nad misją
Pepper: Zgoda, ale pod jednym warunkiem
Tony: Jakim?

Oberwał w twarz.

Pepper: Jeśli spróbujesz jeszcze raz mnie nie posłuchać, nie będzie miło. Zrozumiano?
Tony: Tak, kochana
Pepper: Mówiłam, że możesz się tak odzywać?
Tony: Oj! Przestań. Przecież mnie kochasz, prawda?
Pepper: Prawda

Na dowód pocałowaliśmy się, lecz krótko, bo w każdej chwili mógł spaść talerz na podłogę. No dobra. Czasem powinien oberwać, by czegoś się nauczył.
Poszliśmy do salonu i zaczęliśmy konsumować jedzenie. Akurat w kuchni był dżem truskawkowy, więc tylko tym smakiem mogliśmy się delektować. Zajadaliśmy ze smakiem, aż na talerzach pozostały pustki.

Pepper: I jak smakowało?
Tony: Nie mógłbym narzekać
Pepper: Coś się nie podoba? Może sam zrobiłbyś lepsze? O nie! Do pieca cię nie puszczę. Jeszcze zemdlejesz i będę cię wiozła na ostry dyżur. Tak bardzo stęskniłeś się za doktorkiem, co?
Tony: Pepper, zwolnij. Nie nadążam za tobą
Pepper: Twój problem, Tonusiu. No dobra. Musimy być gotowi. Jeśli Gene też wie o kolejnym pierścieniu, powinniśmy mieć jakiś plan
Tony: To prawda, lecz najpierw dowiedzmy się, jak długa czeka nas podróż
Pepper: Zgoda


Wrzuciłam jedynie naczynia do zlewu i mogliśmy iść do części roboczej, czyli obecnej zbrojowni. Rhodey chyba umierał z nudów, bo odbijał jakąś piłkę, siedząc w fotelu.
Aż mnie kusiło coś powiedzieć, ale nastąpił silny ból głowy, który rozrywał od środka. Upadłam na kolana, trzymając się skroni. Znowu widziałam świątynię. Dowiedziałam się ważnych informacji o dokładnym jej położeniu. Jednak zaskoczył mnie wygląd strażnika. Zmieniał formę w zależności od lęków. W wizji zmienił się od dużej tarantuli do człowieka z zakrwawioną białą koszulą. Gdy wizja dobiegła końca, Tony pomógł mi usiąść na kanapie. Ból zaczynał mijać, a w głowie dudnił jakiś głos.


Strażnik: Pokonaj swoje słabości. Udowodnij, kim naprawdę jesteś


Potem już słyszałam normalnie.


Tony: Pepper, słyszysz mnie? Co się stało?
Pepper: Au! To naprawdę bolało. Musimy tam dotrzeć jako pierwsi
Rhodey: O czym ty mówisz? Walnęłaś się w głowę, czy Tony tak na ciebie działa, że odlatujesz?
Tony: To nie jest śmieszne, Rhodey. Trzeba powstrzymać Gene’a… Miałaś kolejną wizję?
Pepper: Tak. Czeka nas podróż do Ekwadoru. Przejdziemy przez dżunglę, a na jej końcu jest morze. Na samym dnie będzie dziewiąta świątynia Makluan
Rhodey: Eee… Czyli mamy nurkować specjalnie pod wodę?
Pepper: Jakiś problem?
Rhodey: Jak się tam dostaniemy?
Tony: Załatwię akwalungi
Pepper: A ja użyję pierścienia teleportacji, żebyśmy znaleźli się, jak najbliżej celu
Rhodey: Hmm… Wszystko brzmi ładnie i pięknie, ale potrzebujemy broni, planu, mapy… No wszystkiego na taką wyprawę
Tony: Jak zejdziemy na dno, włączymy zbroję, zaś akwalungi schowamy do plecaków, które zostawimy gdzieś przy wejściu
Rhodey: Okej. Zajmijmy się tym


**Tony**


Pepper potrzebowała odpoczynku, dlatego leżała na kanapie. Razem z Rhodey’m szukaliśmy informacji o starożytnych świątyniach, które w niewyjaśniony sposób zatonęły. Mieliśmy kilka lokalizacji, choć najtrafniejsza znajdywała się w Ekwadorze. Tak, jak Pep mówiła. Najpierw była dżungla, a na jej końcu wchodziło się do wody.
Dwie godziny później wybiła czternasta. Pepper spała w najlepsze. Musiała nabrać sił, bo bez niej nic nie zrobimy. Przez te całe szukanie zapomniałem naładować implant. To dziwne, bo przypomnienie się nie odezwało.


Rhodey: Chcesz dla niej ryzykować?
Tony: Muszę. Ona jest godna pierścieni. Wierzę, że wykorzysta je w odpowiedni sposób
Rhodey: No niech ci będzie, ale na pewno chcesz działać w takim stanie?
Tony: Niby jakim?
Rhodey: Jesteś blady i dziwnie wyglądasz
Tony: Ostatnio nie spałem, jak trzeba. Ciągłe koszmary nie dają spokoju
Rhodey: Wiesz, że się martwię. Nie chcę cię stracić
Tony: Ja ciebie też. Was obojga
Rhodey: To może zadbasz o siebie? Ładowałeś implant?
Tony: Nie było przypomnienia
Rhodey: To dziwne
Tony: Chyba bardzo dziwne


Postanowiłem sprawdzić bransoletkę. Powinno się włączyć przypomnienie. Było 10 %. Nic dziwnego, że wyglądam na trupa. Od razu podszedłem do stolika, by podłączyć implant do ładowania. Poczułem się lepiej. Taki pełny energii. Tylko dlaczego wcześniej nie zadzwonił alarm?

--**---

No i na dziś kończymy fazę drugą. Przepraszam za dzisiejszy SPAM, ale chciałam przyspieszyć z notkami. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Jeśli macie jakieś pytania, pytajcie. Staram się, by historia była oryginalna, ale z czegoś trzeba czerpać inspiracje. Gdyby coś było nie tak, powiedzcie co. No to tyle na dzisiaj. Dziękuję za czytanie, a jutro zaczniemy fazę trzecią pełną niespodzianek :)

Part 47: Szczęście w nieszczęściu

0 | Skomentuj

**Tony**

Jeszcze przez chwilę patrzyłem na Ivana, który był kolejną ofiarą Kontrolera. Tak być nie może. Jeśli będę zmuszony zabić drania, nic mnie nie powstrzyma. Biedna jego żona i syn. Stracili kogoś tak bliskiego, a przeze mnie padła komenda likwidacji. Może gdybym nie sprowokował pszczelarza, Vanko byłby wciąż żywy? Musiałem wziąć się w garść i powiedzieć jego rodzinie, że zginął. Użyłem pozostałej energii, by odpalić moc w butach. Za drugim razem się udało. Dzięki małemu włamaniu do Projektu Pegaz, miałem adres do rodziny Vanko, która mieszka niedaleko Stark International. Po godzinie przybyłem na miejsce. Akurat na wieży zegarowej wybiła dwunasta, więc miałem sporo zaoszczędzonego czasu.
Ostrożnie podleciałem kilka metrów nie za blisko domu, a w oknie widziałem, jak kobieta trzyma swego synka, powtarzającego ciągle to samo pytanie o powrót ojca. To było dla mnie za wiele. Nie mogłem im powiedzieć prawdy. No tak. Stchórzyłem. A co? Niech ktoś inny powie tę wiadomość.
Wróciłem do zbrojowni rozczarowany całą akcją. Pep jedynie mi się rzuciła na szyję.

Pepper: Wróciłeś! Tak się cieszę, że jesteś cały!
Tony: Przecież mówiłem, że wrócę

Odłożyłem zbroję na miejsce, a Rhodey podejrzliwie mi się przyglądał.

Rhodey: Dobrze się czujesz?
Tony: Tak. Jak widać żyję. Myślałem, że będzie… gorzej
Rhodey: Z Vanko nie ma żartów
Tony: I Kontrolerem
Rhodey: Jak to? On też tam był?
Tony: Nie wiem
Rhodey: Ale mówiłeś…

Zanim zdołał dokończyć, wyszedłem ze zbrojowni do części domowej. Położyłem się na kanapie i zasnąłem. Musiałem pobyć sam.

**Pepper**

Tony zachowywał się dziwnie. Nawet Rhodey nie wiedział, co jest grane. Wcześniej nas rozłączył i nie mogliśmy nic usłyszeć. Obraz był z kamer, ale zaśnieżony. Już chciałam iść za nim, lecz Rhodey mnie zatrzymywał.

Pepper: Co robisz?! Muszę iść pogadać z Tony’m!
Rhodey: Zostaw go. Musi trochę sam posiedzieć
Pepper: Ty masz go w dupie! Jak możesz?!
Rhodey: Zaufaj mi. Teraz najlepiej będzie, jak sam pozbędzie się problemu
Pepper: Martwię się
Rhodey: A myślisz, że ja tego nie czuję? Za każdym razem, kiedy leci na misję i może nie wrócić, boję się go stracić
Pepper: Ja też, mimo że znam Tony’ego krócej od ciebie
Rhodey: Ale zależy ci na nim, tak?
Pepper: No tak
Rhodey: Więc daj mu chwilkę do namysłu
Pepper: Niech ci będzie, Rhodey

Poszłam do kuchni, by dosmażyć naleśników. Akurat zauważyłam, jak Tony spał w salonie. Pomyślałam, by go przykryć kocem, żeby biedaczek nie zmarzł. Wyglądał tak słodko, jak spał. Lekko pogłaskałam jego włosy, aż poczułam, jak ruszył głową, a na twarzy pojawił się grymas bólu. Dotknęłam czoła, sprawdzając mu temperaturę. Było ciepłe, co oznaczało gorączkę.

Pepper: Tony, słyszysz mnie? Obudź się

Lekko szturchnęłam w ramię, aż otworzył oczy. Teraz bardziej przypominał menela spod osiedlowego baru, niż normalnego człowieka. Dobra. Nie będę się z niego nabijać. Potrzebował pomocy.

Pepper: Co się z tobą dzieje? Czemu nic mi nie powiedziałeś? I poleciałeś na misję w takim stanie?
Tony: Złoczyńcy… sami się nie… powstrzymają
Pepper: Teraz masz tu leżeć. Nawet nie próbuj się ruszać
Tony: Przepraszam. Znowu jestem na twojej łasce
Pepper: Nie mów tak. Chcę ci pomóc. Mogłeś powiedzieć, że jesteś chory. Jak długo?
Tony: Nawet nie zauważyłem
Pepper: Mówisz serio?
Tony: Pepper, są ważniejsze sprawy na głowie

Położyłam jego głowę blisko mojej klatki piersiowej. Miałam ochotę się rozpłakać. Wcześniej miał poważną walkę i mógł nie wrócić.

Pepper: Bałam się, że się już nie zobaczymy
Tony: Wiem o tym

**Tony**

Jak miło poczuć dla odmiany jej żywe serce, które było takie ciepłe, aż chciało się tak leżeć w nieskończoność. Okłamałem Pepper, jeśli chodzi o chorobę. To objawy dalszego stadium umierania. Będę czuł się coraz gorzej do momentu utracenia sił na wszystko. Nie chcę nikogo ranić, dlatego pozostawię sekrety w swojej głowie.

Tony: Dobrze, że jesteś
Pepper: Ja też się cieszę, ale powiesz mi, do czego doszło na misji?
Tony: Bardzo chcesz wiedzieć?
Pepper: To mnie uspokoi, że nikt ci nie zrobił krzywdy
Tony: Doszło do… wypadku. Przeze mnie ktoś zginął… Miał rodzinę. Nie mogę być spokojny. Nie mogę
Pepper: Tony, wszystko się ułoży. Jakoś dadzą radę

Gdy miała odruch, żeby się do mnie bardziej przytulić, chwyciła się za głowę. Musiała ją rozboleć makówka.

Tony: Pepper?
Pepper: To… nic. Mam… wizję świątyni
Tony: Jak to?
Pepper: Dzięki mocy… Jest… pod wodą. Aaa! Nie!
Tony: Pepper!

**Pepper**

Widziałam dziewiątą świątynię Makluan, gdzie miał się znajdować pierścień. Test polegał na walce z samym sobą. Z własnymi słabościami, bo przez przegraną traci się życie. Po zakończeniu wizji, ból przestał naciskać, że mogłam odetchnąć na chwilę z ulgą. Musimy jakoś się tam dostać. Mandaryn nie może dostać pierścieni, bo to oznaczałoby koniec świata.

Part 46: Rosyjska marionetka

0 | Skomentuj

**Pepper**


Nerwowo rozglądałam się, czy Tony już wrócił. Niestety, ale jedynie ze mną był Rhodey. Musiał mi powiedzieć, co się stało. Na szczęście mieliśmy podgląd przez kamerę w zbroi na dalszy bieg wydarzeń.

Pepper: Czemu nie wróciliście razem? Gdzie go wcięło?
Rhodey: Powiedział, że zaraz będzie, więc trzymam go za słowo
Pepper: Ma być, bo nie ręczę za siebie
Rhodey: Fajnie się bawiliście?
Pepper: Nie twój interes
Rhodey: Oj! Nie bądź taka, Pep
Pepper: Jaka Pep? Nie zasłużyłeś sobie, żeby mnie tak nazywać
Rhodey: A to niby czemu?
Pepper: Bo nie!
Rhodey: A Tony jakoś tak mówi
Pepper: Ma do tego prawo
Rhodey: Prawo? To jakieś jaja
Pepper: Dobra. Siedź cicho. Co tam się stało? Jest ten cały Crimson Dynamo?
Rhodey: Tak, dlatego kazał mi uciekać
Pepper: To czemu sam nie wraca?
Rhodey: Ma zbroję. Poradzi sobie, chociaż…
Pepper: Chociaż co?
Rhodey: Dawno z nikim nie walczył. Oby nie wyszedł z wprawy

Nie wiedziałam, o co mu chodziło, ale i tak coś kręcił. Ciągle mijał się z prawdą. I nie wyczuwałam tego dzięki swojej mocy, lecz przez znajomość mimiki twarzy przy kłamstwie. Mrugnął nie raz okiem, wzruszając ramionami.

Pepper: Jesteś nieudolnym kłamcą. Wiesz o tym, prawda?
Rhodey: Nie muszę ci wszystkiego mówić. Zresztą, ty też nie jesteś święta
Pepper: Bardzo cię ciekawi, co tu robiliśmy? Proszę bardzo. Rzucaliśmy mąką i się bawiliśmy. Zadowolony? Teraz twoja kolej


**Tony**


Obserwowałem Vanko z powietrza, czy czegoś nie zrobi. Nadal stał w miejscu. Czeka na jakieś rozkazy? A może coś planuje? Tak czy owak musiałem być czujny. Gdy już chciałem się wycofać, rzucił we mnie kontenerem, przez który uderzyłem w ziemię. Zaczynało mi się wydawać, że dalsze myślenie działa jedynie na niekorzyść. Trzeba walczyć. No to wymierzyłem z repulsorów w giganta z zerowym rezultatem.
Niespodziewanie zostałem trafiony laserami.


Kontroler: Wkrocz do centrum i zrób odrobinę hałasu!


Miałem wrażenie, że kogoś słyszałem gdzieś w pobliżu. Vanko od razu nabrał większej chęci niszczenia, kierując się do centrum miasta. Musiałem go jakoś zatrzymać, ale był zbyt silny, więc pozostało jedynie jakoś zablokować drogę. Tak. Dobra myśl.
Ustawiłem kontenery wzdłuż drogi tak, aby powstała barykada na kilka metrów. Dzięki silnikom rakietowym był coraz bliżej. Nie! On się przez to przebił! Cholera! Co mam zrobić?!


Tony: Jeśli nie wrócę, wiedzcie że byliście moją rodziną
Pepper: Tony, nie pleć bzdur. Na pewno go powstrzymasz. Jesteś tam jako Iron Man
Rhodey: Jak nie dasz rady, znikaj stamtąd
Tony: Vanko jest już w centrum. Tam są setki ludzi. Nie mogę stchórzyć
Rhodey: To nie tchórzostwo. Wolę, żebyś był z nami
Tony: Przepraszam


<<Komunikacja wyłączona>>


Tony: Ivan, zatrzymaj się!


Podleciałem, uderzając z całych sił w tył pancerza, lecz bezskutecznie. Nawet nie doznał lekkich uszkodzeń. Jednak coś było nie tak. Zauważyłem przy głowie dysk kontroli. AIM? Kolejny pod władzą Kontrolera? I tak musiałem walczyć. Strzeliłem z repulsorów, aż się odwrócił.


Tony: Vanko, przestań! Nie jesteś sobą! Ktoś tobą steruje!
Crimson Dynamo: Nie wtrącaj się!


Oberwałem mocno w napierśnik, przebijając się przy okazji przez kilka budynków. Au! Mój kręgosłup! Została jedna możliwość poza dodaniem do listy wizyty u kręgarza. Muszę mu przypomnieć, kim jest. No nie! Znowu się zbliża! Ostatnia opcja. Więcej nie mam pomysłów. Do roboty, Iron Manie.
Wstałem, otrzepując zbroję z kurzu i poleciałem najbliżej Crimson Dynamo. Użyłem całej mocy do rąk, by go zatrzymać.


Tony: Zatrzymaj się! Ivan, ty taki nie jesteś! Aaa! Pamiętaj, że masz rodzinę! Zapomniałeś… co dla ciebie znaczą?! IVAN, OBUDŹ SIĘ!
Crimson Dynamo: Rodzina… Izabela i Michaił


<<  Przełączenie na rezerwy>>


Tony: Tak. Twoja rodzina!


Jego ręce opadły, że mogłem zaprzestać z nim siłowania. Z ukrycia wyszedł Kontroler. Jak mnie ten gościu wkurwiał. Przez niego Rhodey próbował sobie odebrać życie. Cała wściekłość, jaka się we mnie gotowała została wykorzystana na atak tego popaprańca.


Kontroler: Psujesz mi całą zabawę, Stark. Nieładnie tak robić
Tony: Jesteś taki słaby, że sam nie zrobiłbyś niczego. Wykorzystujesz innych
Kontroler: Uważaj, co mówisz. Vanko, zabij Iron Mana!
Tony: On już wrócił. Nie panujesz już nad nikim. To koniec


Uderzyłem go w twarz, aż się zachwiał, a hełm mu upadł na podłogę. Przywaliłbym bardziej, gdyby nie bycie na rezerwach.


Kontroler: Cóż… Mam inny plan. Potrafię się zabezpieczyć w razie problemu. Procedura anihilacji


Wcisnął jakiś przycisk i cała zbroja Crimson Dynamo zaczęła iskrzyć, a jego ręce same podchodziły mu do głowy, mierząc z… laserów.


Tony: Ivan, nie!


Chciałem jakoś go zatrzymać, ale zanim do niego doleciałem, było już za późno. Leżał na ziemi, a Kontroler zniknął. Następnym razem dorwę drania. Teraz musiałem wyciągnąć naukowca ze zbroi. I tak zrobiłem wraz ze sprawdzeniem, czy żyje. Lekko miał otwarte oczy. Trzymałem go za rękę, by był silny.


Tony: Wezwałem pomoc. Wytrzymaj jeszcze
Crimson Dynamo: Dziękuję… że mi uświadomiłeś… kim jestem
Tony: Nie martw się. Twoje poświęcenie nie pójdzie na marne. Prędzej czy później dorwę Kontrolera


Gdy już chciał coś powiedzieć, jego funkcje życiowe spadły do poziomej linii. Postanowiłem wrócić do zbrojowni, bo nie miałem serca mówić rodzinie Ivana o jego śmierci, która była z mojej winy.
© Mrs Black | WS X X X