**Tony**
Po kolejnej minionej godzinie była piętnasta. Mogłem odłączyć ładowarkę od implantu, a Pep dalej tak słodko spała. Przykryłem ją kocem, by nie narzekała na chłód.
Rhodey: Musisz to powiedzieć Yinsenowi
Tony: Niczego nie muszę
Rhodey: Lepiej tego nie lekceważ, jeśli chcesz…
Tony: Pożyć dłużej? To chciałeś powiedzieć? Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym spędzić z Pep resztę życia, a nawet nie doczekam się dzieci
Rhodey: Już mówiłem. Skoro tak bardzo ci na niej zależy, weźmiesz się w garść i coś wymyślisz. Będzie dobrze, Tony
Poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu, ale dalej nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że umieram. Wyjąłem strzykawkę z dwutlenkiem litu, którą zaaplikowałem, wstrzykując w rękę. Miała niwelować objawy, aż poczułem się w nieco lepszej formie. Jednak i tak musiałem jej pomóc z zdobyciem pierścienia.
Rhodey: Co to jest?
Tony: Dwutlenek litu. Ma łagodzić objawy do minimum
Rhodey: I co? Pomaga?
Tony: Po części daje rade. Dobra. Zajmijmy się planem. Sprzęt już mamy. Według moich obliczeń, świątynia jest na samym dnie, a dokładnie 4000 metrów pod poziomem morza. Z tego wynika, że gdyby zbroje przestały działać, tlenu nam starczy tylko na dwie godziny, a to za mało, by wypłynąć na powierzchnię
Rhodey: I co teraz?
Tony: Nic. Jak zdobędzie pierścień, będzie miała większą siłę pozostałych, więc wrócimy do domu
Rhodey: A pomyślałeś nad tym, gdyby to Gene był pierwszy?
Tony: Nie biorę tej opcji pod uwagę
Rhodey: A powinieneś. Musimy rozważyć każdą z możliwych opcji
**Pepper**
Nie chciałam się budzić ze snu, bo był piękny. Pływałam między ławicami ryb w czystym morzu bez żadnych odpadków. Wszystko grało w idealnej harmonii, aż zauważyłam, jak osuwa się świątynia, która spadła na dno. Od razu kolor wody zmienił się na zielony, a wszystkie stworzenia morskie zaczęły umierać, opadając martwe. Z ruin wyszedł strażnik.
Strażnik: Pokonaj słabości. Udowodnij, kim naprawdę jesteś
Pepper: Jestem potomkinią rodu Makluan
Strażnik: Doprawdy? W takim razie drzwi zostaną ci otworzone
Po tych słowach wróciłam do rzeczywistości. Chłopaki gadali o jakimś bodajże “planie”, bo swój wzrok skupili na stole z wyświetlonym hologramem mapy.
Tony: A gdybyśmy spróbowali tam wejść w inny sposób?
Rhodey: Niby jaki?
Pepper: Eee… Tony…
Tony: Może gdzieś w dżungli znajdzie się wejście? Niepotrzebne nam są akwalungi
Rhodey: Ale Pepper mówiła, że jest pod wodą
Tony: No tak, ale…
Pepper: Tony
Tony: Nie teraz, Pepper. Czyli też jest opcja ukrytego przejścia, ale w mieście. W jakimś zamku…
Pepper: TONY!
Tony: O! Hej, Pepper
Pepper: Grr! Nareszcie mnie słuchasz!
Tony: Jak się spało?
Pepper: W porządku, a wy? Jaki macie plan?
Rhodey: Prosty, jak drut. Znajdziemy przejście i bez wchodzenia pod wodę będziemy w świątyni
Pepper: Eee… A na jaką mapę patrzycie?
Tony: No przecież, że Ekwadoru
Pepper: To nie jest ta mapa
Tony, Rhodey: Co?!
Pepper: Zeskanowałeś mapę Peru
Oboje uderzyli się w czoło, robiąc typowego “facepalma”. Haha! Te ich miny. Idealne, by wstawić w ramkę. Im zaraz oczy wyjdą na wierzch, a szczęka padnie najniżej, jak się da.
Pepper: Haha! Szkoda, że siebie nie widzicie. Bezcenny widok
Tony: I cała robota poszła się walić
Pepper: Oj! Nie smuć się, Tonusiu. Tak nie można. Przecież nie spędziliście nad tym…
Tony, Rhodey: 4 GODZINY!
Pepper: Hahaha! Geografami raczej nie zostaniecie. Jak przez tyle godzin tu siedzicie… Zaraz… To która już godzina?
Tony: Dziewiętnasta. Nie chciałem ci przerywać snu
Pepper: Miło, ale i tak nie był zbyt ciekawy. A wy nawet trochę się nie zdrzemnęliście?
Rhodey: Tony chce, jak najszybciej zdobyć pierścień przed Gene’m
Pepper: Nie spiesz się tak. Będziemy pierwsi
Przytuliłam go, cmokając w policzek. Rhodey chyba się zawstydził, jak widział nas. Nikt mu nie broni znaleźć sobie dziewczyny, ale chyba tak łatwo nie porzuci ukochanej historii.
Pepper: To kiedy wyruszamy?
Tony: Jak wszystko będzie dopięte na ostatni guzik
Rhodey: Potrzebujemy więcej informacji. Co jeszcze wiesz?
Pepper: Najpierw przeskanujcie odpowiednią mapę. Powtórzę, głuchole. EKWADOR!
Tony: Dobra, dobra. Już szukam
Wyłączył hologram i zaczął szukać odpowiedniej mapy, gdy my z Rhodey’m planowaliśmy, co ze sobą zabrać. Im dłużej nad tym siedzieliśmy, tym bardziej chciałam mieć to z głowy.
**Gene**
Ekwador? Ciekawe. Pewnie Pepper też wie o kolejnej świątyni. Będziemy musieli zmierzyć się twarzą w twarz. Najpierw będę szedł za nimi, a później odzyskam to, co mi zostało odebrane.
**Pepper**
Ziewam. Naprawdę zaraz padnę. Na szczęście Tony znalazł odpowiednią mapę. Teraz pozostało zaplanować każdy szczegół, bo wystarczy jedno przeoczyć i możemy powiedzieć “Arrivederci”.
--**---
Hej. Dziś już trochę zwolnimy, ale tylko do przeminięcia świąt. Więc wybaczcie, ale dziś ostatnim spam i potem po jednej notce :)