Part 28: Powrót do domu

2 | Skomentuj

**Tony**


Lekarka wyglądała na odrobinę zmęczoną, ale przyszła do nas. Przetarła oczy i popatrzyła z lekko przymkniętymi oczami.


Dr Yinsen: Cieszę się, że przyszłaś
Dr Bernes: Przerwałeś mi mój sen!
Tony: Oho! Chyba nie jest pani zadowolona
Dr Bernes: Oczywiście, że nie jestem! Powiedział, że zajmie się tobą i mam odpocząć
Tony: Jak widzę, nici ze snu
Dr Bernes: O! A ty już dobrze się czujesz?
Dr Yinsen: Wezwałem cię, bo Tony chciał z tobą porozmawiać
Dr Bernes: Ale to ty mnie wołałeś, więc słucham
Dr Yinsen: Tony?
Tony: Chciałem podziękować za uratowanie mi życia
Dr Bernes: Nie ma za co. Taką mam pracę. Czy to już wszystko?
Tony: Chcę otrzymać wypis
Dr Yinsen: Ciągle się upiera. Co robimy?
Dr Bernes: Zobaczę wyniki i sama zadecyduję
Dr Yinsen: A moje zdanie się nie liczy?
Dr Bernes: Ha! Liczy, ale w niewielkim stopniu
Tony: Hahaha!


To była zabawna sytuacja. Kłócili się, jak dzieci. Przez chwilę byłem w stanie zapomnieć o bólu, ale znowu się odezwał. Nie, aż tak uciążliwy, jak wcześniej, lecz wciąż czułem ból. Tak, jakby ktoś chciał mi wyrwać serce razem z implantem. Jego siła nie była miażdżąca, więc nie zauważyli tego. I dobrze. Muszę wrócić do domu, jak najszybciej. Chciałem sam wstać, ale nie pozwalali mi na to.


Tony: Czuję się dobrze. Mogę już wyjść
Dr Bernes: My to ocenimy
Tony: Muszę, jak najszybciej wrócić, bo ktoś grozi Pepper
Dr Yinsen: Duch?
Tony: Nie wiem, ale nikogo nie znam takiego
Dr Bernes: Ho, mówiłeś, że zostałeś zaatakowany
Dr Yinsen: To nic takiego
Tony: Ale kiedy? Kto? Czemu?
Dr Yinsen: Spokojnie. Trochę mnie postraszył
Dr Bernes: Postraszył? Mówiłeś, że uniknąłeś śmierci
Tony: Czego chciał?
Dr Yinsen: On wie, kim jestem i szukał ciebie
Tony: Mnie? Po co?
Dr Yinsen: Przedstawił się jako Duch. Próbował mnie zabić, ale jakoś uciekłem. Jednak lekko zostałem trafiony, więc nie jest źle
Tony: Przepraszam. To moja wina. Wszystko przez to, że jestem Iron Manem
Dr Yinsen: Nie przepraszaj. W pracy lekarza zawsze jest ryzyko
Dr Bernes: No dobra. Sprawdzimy twoje wyniki i zobaczymy, czy możemy cię puścić
Tony: Dziękuję, ale naprawdę muszę wrócić, jak najszybciej
Dr Yinsen: My to ustalimy
Dr Bernes: Dokładnie


Uśmiechnęli się i wyszli z sali. Nawet doktorek zmienił na bardziej optymistyczny humor. Mam nadzieję, że długo myśleć nie będą nad wypisem.


**Victoria**
.
Razem z Ho przeglądaliśmy wszelkie wyniki. Nie były ani złe ani dobre. Takie pośrednie. Co teraz? Bardziej byłam zdania, żeby pozostał jeszcze jeden dzień na obserwacji, ale wszystko zależało od niego.


Dr Bernes: Puściłbyś go dzisiaj?
Dr Yinsen: Właśnie się na tym zastanawiam. Z jednej strony te ataki mogą znowu się powtórzyć, ale i tak nie możemy go trzymać w nieskończoność
Dr Bernes: Czyli?
Dr Yinsen: Nie wiem. Wyniki są w miarę dobre, więc ja bym puścił Tony’ego wolno
Dr Bernes: Jesteś pewny, że to dobry pomysł? Nie lepiej, żeby na chwilę jeszcze poobserwować, a później wypuścić?
Dr Yinsen: Wróci sam, jeśli będzie taka potrzeba. Zgadzasz się?
Dr Bernes: Może być, ale potem mi nie żałuj tego
Dr Yinsen: Dobrze. To chodźmy


Wypis został wypełniony. Zwykle zostawiał Tony’ego dłużej, a teraz tak po prostu nie miał żadnych przeciwwskazań? Obawiam się, że będzie żałować swojej decyzji.


**Tony**


Nie musiałem długo czekać. Po kilku minutach znowu pojawili się w sali. Mogłem wszystkiego się spodziewać. Mam niewielkie szanse, bo…


Dr Bernes: Wracasz do domu. Postanowiliśmy cię dłużej nie zatrzymywać
Dr Yinsen: Jednak na razie nie ujawniaj się, że żyjesz. Wszystko rób powoli. Gdyby coś się działo, zadzwoń lub przyjdź do mnie natychmiast
Tony: Dziękuję


Otrzymałem wypis i zostałem odłączony od kardiomonitora łącznie z ładowarką. Na początku kręciło mi się w głowie, ale później było już dobrze. Cieszyłem się, że mogłem zrealizować swój plan. Akurat była godzina szósta. Poszedłem w stronę opuszczonej fabryki mojego ojca. Tam kiedyś pracował, budując wynalazki i właśnie w tamtym miejscu kiedyś nauczyłem się prostych czynności, jak składanie pierwszego auta, budowa elementów scalonych wraz z pierwszym egzemplarzem komputera.
Gdy byłem na miejscu, zapaliłem światła. Było trochę kurzu i nieładu. Teraz miałem czas, by z tego miejsca zrobić nową zbrojownię i zaprojektować zbroję Iron Mana. Zacząłem od posprzątania bałaganu. Poza kolejnym pancerzem bojowym musiałem zająć się oprogramowaniem, które pozwoli przekierować zbroję bez energii lub użytkownika w stanie krytycznym.


Tony: No to do roboty


**Victoria**


Dr Bernes: Myślisz, że to był dobry pomysł?
Dr Yinsen: Zobaczymy


**Duch**

Czyli Stark nadal żyje? Hmm… Chyba trzeba złożyć mu wizytę, ale najpierw dokończę to, co zacząłem.

Part 27: Duchy

1 | Skomentuj

**Pepper**


Rhodey miał rację. Trzeba pomścić Tony’ego, ale nie wiedzieliśmy, kto stał za jego zgonem. Podejrzenia padły na ducha, który pojawia się i znika. Na zegarku dochodziła północ, a my dalej myśleliśmy, co robić. Hmm… Chyba coś mam.


Pepper: Poszukam informacji o tym duchu w bazie FBI i SHIELD
Rhodey: I myślisz, że coś tam będzie?
Pepper: Musimy spróbować. Nie pozwolę, by zabójca tak spokojnie chodził na wolności. Po prostu mu na to nie pozwolę!
Rhodey: Pepper, opanuj się. Wiem, że ci jest ciężko, ale złość ci w niczym nie pomoże
Pepper: Ja ciebie nie rozumiem. Najpierw płaczesz, a teraz od tak jesteś spokojny? Jak ty to robisz?
Rhodey: Chcę dorwać mordercę, ale do tego potrzebujemy planu, a gdybyśmy musieli walczyć…
Pepper: Nie martw się. W piwnicy coś znajdziemy, a poza tym, jestem agentką SHIELD
Rhodey: No dobra. Niech ci będzie


Wyjęłam swój laptop na stół, zaczynając poszukiwania sprawcy morderstwa. Jak tak można? Zabił tak uczciwego człowieka, który ratował ludzi jako Iron Man. To niedopuszczalne, by zapomnieć. Tony chciałby, żebyśmy go pomścili. Akurat mieliśmy tyle planów i wszystko na nic.
Szukałam ponad godzinę, lecz nic nie znalazłam. Żadnej takiej osoby. Przecież nie mogłam jej sobie wymyślić. Widziałam, jak zabija moja mamę. a ostatnio zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko.


Rhodey: I co? Znalazłaś go?
Pepper: Nie ma nic, a dam sobie rękę uciąć, że on istnieje
Rhodey: To, że mógł mieć coś wspólnego ze śmiercią twojej mamy, nie znaczy, że teraz to była ta sama osoba
Pepper: Ale mogła być! Ostatnio ciągle chodzi za mną!
Rhodey: Wymyśliłaś go sobie. Czego się tak boisz?
Pepper: Nie wierzysz mi?! No dzięki wielkie, Rhodey. Taki z ciebie przyjaciel, że żaden!


Wściekłam się i wybiegłam z domu. Mimo późnej godziny, zrobiłam to. Czułam się okropnie. Nikt mnie nie rozumiał. Nie uwierzył mi, a ten ból po stracie Tony’ego był trudny do zniesienia. Ciągle o nim myślałam, a przecież odszedł jeszcze tego samego dnia, gdy miałam zamiar zaplanować wycieczkę do parku, ale nie udało się. Plany zatonęły w oceanie.
Próbowałam się uspokoić, siedząc na ławce przed blokiem. Kiedy tak patrzyłam w gwiazdy, przypomniałam sobie, jak poznałam Tony’ego.


Duch: A jednak mnie szukasz


Nie spostrzegłam, że ktoś się pojawił obok mnie. Od razu przeszły ciarki po plecach.


Pepper: Zabiłeś Tony’ego! Musisz za to zapłacić!
Duch: Patricio, za kogo ty mnie masz? Nawet go nie tknąłem, a nie planowałem tego robić
Pepper: Nie wierzę ci
Duch: To uwierz. Miałem ważniejsze sprawy na głowie, więc nie szukaj mnie. Ktoś inny odpowiada za jego śmierć, ale trochę dziwne, że nie żyje, skoro Whiplash został wykończony
Pepper: No to, kto mógł to zrobić?
Duch: Nie wiem wszystkiego, a trudno było go wsadzić do piachu. Uwierz mi, ale wielu próbowało i teraz ktoś tego dokonał. Ciekawe, kto?
Pepper: Czyli to nie byłeś ty?
Duch: Już ci mówiłem, że źle myślisz. Gdybym zabił Starka, wyrwałbym mu jego mechaniczne serce, zostawiając je sobie jako trofeum, więc lepiej uważaj na siebie


Po tych słowach ulotnił się. Miałam mętlik w głowie. Kto tak naprawdę odpowiada za śmierć Tony’ego?


~*4 godziny później*~


**Tony**


Próbowałem zasnąć, ale za każdym razem miałem przed oczami, jak Pepper umiera przeze mnie. Nie potrafiłem być spokojny. Wszelkie funkcje życiowe wariowały, gdy krzyczałem na całe gardło, a ból rozrywał od środka. I jeszcze te głosy.


Gene: Ona zginie
Duch: Nie uratujesz wszystkich
Gene, Duch: Oni będą cierpieć przez ciebie, Iron Manie


Byłem przerażony. Pozwoliłem, by strach zawładnął moim ciałem. Nerwowo się rozglądałem, ale ciągle słyszałem, jak oni mówią te same kwestie. I w kółko i w kółko. Jaki ze mnie bohater, skoro sam siebie zabija? Musiałbym się upewnić, że moje poświęcenie coś dało.
W jednej chwili zaprzestałem krzyczeć, a lekarz stał gdzieś z boku na miejscu twarzy wrogów, którzy zniknęli, rozpływając się w powietrzu. W końcu zamilkli i mogłem wrócić znowu do rzeczywistości.


Dr Yinsen: Tony, co się stało?
Tony: To… nic
Dr Yinsen: Jeśli chcesz wrócić do swoich przyjaciół, musisz zachować spokój
Tony: Oni… muszą… żyć
Dr Yinsen: Uspokój się. Żyją. Od Roberty będę mógł się wszystkiego dowiedzieć
Tony: To było… straszne. Miałem… zły sen. Nie chcę, żeby umarli
Dr Yinsen: Pamiętaj, że nic takiego się nie stanie.. Nie myśl o tym, tyko skup się na odpoczynku. Nabierzesz sił i wrócisz do domu, ale musisz się liczyć z wyjaśnieniami, bo tak szybko zostałeś wskrzeszony
Tony: Ile mam czekać, doktorze?
Dr Yinsen: Tyle, ile będzie trzeba
Tony: Mogę wrócić dzisiaj?
Dr Yinsen: Na razie nie jesteś w stanie. Cierpliwości, Tony. I proszę mi wybacz za mój błąd
Tony: Nic się nie stało
Dr Yinsen: Tylko on mógł kosztować twoje życie
Tony: Wiem o tym
Dr Yinsen: Zostanę tu i dopilnuję, żeby opanować kolejny atak
Tony: Przez Vortex?
Dr Yinsen: Nie znalazłem już po nim żadnych śladów, więc spokojnie. Leż i odpoczywaj
Tony: Dziękuję za kolejny raz uratowanie mojego nędznego życia
Dr Yinsen: To nie mi należą się te podziękowania, a dr Bernes. Ona cię zdołała ożywić
Tony: To proszę jej podziękować w moim imieniu
Dr Yinsen: Nie ma problemu, bo też jest na helikarierze. Victorio!

Zawołał, a w sali pojawiła się lekarka. Pamiętałem ją. To ona pozbyła się wirusa i też byłem jej wdzięczny za danie mi szansy na kolejne życie.

Part 26: Więcej, niż jeden cel

1 | Skomentuj

**Victoria**


Chciałam wierzyć, że nie mam omanów i implant zaczął działać, dlatego sprawdziłam przez stetoskop bicie serca. Chyba się udało. Organ bardzo słabo pracował, ale to już był znak. Taki, który mówi, że Tony niebawem się obudzi.


~*Godzinę później*~


Wypiłam kolejną kawę, by utrzymywać się przytomna na nogach. Cały ten strach prawie wyprowadził mnie z równowagi. Jednak chciałam powiadomić Ho o dobrej wiadomości. Nawet nie zauważyłam, jak szybko pojawił się w sali. Telefon okazał się zbędny.


Dr Bernes: Dobrze cię widzieć. Powiesz mi, co się stało?
Dr Yinsen: Uniknąłem śmierci
Dr Bernes: Nie rozumiem. Kto chciał cię zabić?
Dr Yinsen: Duch. Po prostu on wie, kim jestem dla Tony’ego i stąd ta próba zabójstwa
Dr Bernes: Gdy ty próbowałeś przeżyć, ja przeżywałam horror. Nie wiedziałam, co robić. Jesteś w stanie go zbadać?
Dr Yinsen: Teraz ty odpocznij, a ja się nim zajmę, bo widzę, że coś się udało zdziałać
Dr Bernes: Opatrzę ci rękę. Jesteś ranny. Usiądź tutaj


Podałam mu krzesło, a on nie chciał mojej pomocy. Wolał zbadać Tony’ego, czy wszystko gra, niż martwić się o siebie. Jak zwykle pokazywał powagę na twarzy. Próbowałam zrozumieć, co chciał powiedzieć.


Dr Bernes: I jak?
Dr Yinsen: Serce bije zbyt słabo, żeby implant mógł działać
Dr Bernes: A nie wystarczy, jak lekko pracuje? Mówiłeś, że...
Dr Yinsen: Wiem, co mówiłem, ale tu chodzi o coś innego. Ta mieszanka mogła go zabić
Dr Bernes: Czy możesz mi powiedzieć, co się w niej znajdowało?
Dr Yinsen: Pokażę ci


Wyjął swój podręczny dziennik i pokazał nazwy substancji. Oszalał? Adrenalina, kardiofryna, morfina, relanium i jeszcze jakieś inne, których nie znam. Naprawdę mógł go zabić, ale sam Tony tego chciał.


Dr Bernes: Trochę tego za dużo. Nie uważasz?
Dr Yinsen: Nie musisz mnie uświadamiać, bo doskonale rozumiem, jak bardzo nadużyłem mieszanek. Przepraszam
Dr Bernes: Czyli musimy czekać?
Dr Yinsen: Podam mu jedynie kardiofrynę w niewielkiej dawce
Dr Bernes: Po co? Mało ci tych leków?
Dr Yinsen: Ech… W sumie, to masz rację. Będziemy czekać
Dr Bernes: No dobrze. Pozwól, że pójdę się zdrzemnąć
Dr Yinsen: Już ci mówiłem, że się nim zajmę
Dr Bernes: Dobranoc
Dr Yinsen: Kły na noc
Dr Bernes: Ha! A karaluchy na rano


Pożegnałam się z nim i poszłam do swojego gabinetu, gdzie położyłam się na kanapie, przykrywając kocem. Na moje oko było godzinę przed północą. Byłam zmęczona, a oczy po prostu bez buntu zamknęły się.


**Ho**


Sprawdziłem wszelkie odczyty z kardiomonitora, bransoletki i bicie serca przez stetoskop. Wszystko powoli wracało do normy, a implant zaczął migotać. Na razie nic nie robiłem. Jedynie czekałem.
Nagle zauważyłem, jak jego ręka się poruszyła, a powieki się uchylają. Chyba się obudził. Nie chyba, a na pewno. Po otwarciu oczu zaczął szybko oddychać. Był przerażony. Musiałem mu podać coś na uspokojenie.


Dr Yinsen: Tony, wszystko gra?
Tony: Co… Co się stało?
Dr Yinsen: Spokojnie. Nic nikomu nie grozi. Plan się udał i uwierzyli w twój zgon. Jak się czujesz?
Tony: Ciężko
Dr Yinsen: To moja wina. Przesadziłem z ilością, więc mnie obwiniaj za złe samopoczucie. A co dokładnie cię boli? Głowa, serce?
Tony: Wszystko
Dr Yinsen: Zaraz coś na to poradzę


Po raz kolejny sprawdziłem wyniki. Serce z trudem biło. Był blady, więc raczej szybko nie wróci. Victoria dała radę go ożywić, ale wszystko zależy od Tony’ego. Jeśli nie będzie chciał wrócić, nic nie zadziała.


Dr Yinsen: Zaraz leki zaczną działać. Te na uspokojenie powinny ci pomóc. No to kiedy chcesz wrócić do domu?
Tony: Dzisiaj
Dr Yinsen: Na razie musisz zostać. Dopóki nie ustabilizuje się twój stan, nie będziesz mógł nic zrobić
Tony: Rozumiem
Dr Yinsen: Czujesz się lepiej?
Tony: Niezbyt
Dr Yinsen: Hmm… Parametry w normie. Potrzeba naładować implant


Wyjąłem ładowarkę, którą podłączyłem do mechanizmu. Powinien odpocząć. Poobserwowałem go jeszcze przez chwilę i pozostawiłem go samego. Przecież niczego nie
zrobi. Nie był w stanie nawet ruszyć głową, więc o ucieczce niech nie myśli.


**Tony**


Czułem się dziwne, ale sam chciałem upozorować własną śmierć. Miałem ważny powód, a nim była Pepper. No i Rhodey też. Są moją rodziną. Na początku nie czułem nic, lecz szybko zdołałem się uspokoić. Jednak serce było bardzo słabe. Chciałem wymyślić prosty plan, by pozbyć się niebezpieczeństwa. Wystarczy szybko stanąć na nogi, zbudować zbroję i walczyć. Mam nadzieję, że nie cierpią, aż tak bardzo, choć mi też lekko nie jest. Ledwo czuję własne życie, które na nowo chciało zgasnąć.


**Pepper**


Siedziałam w domu, zastanawiając się, dlaczego Tony umarł. Kto tego chciał? Nadal nie potrafiłam sobie tego uświadomić. Rhodey próbował również rozgryźć tę zagadkę.


Rhodey: To bez sensu. Tony nie mógł umrzeć przypadkowo? Pamiętasz może, kto chciał cię zabić?
Pepper: Myślisz, że to mógł być on?
Rhodey: Możliwe. On zrobiłby wszystko, żeby cię ochronić. Może spotkał tę osobę?
Pepper: Duch
Rhodey: Jaki duch?
Pepper: Pojawia się i znika. Myślałam, że ja jestem na celowniku
Rhodey: Widocznie musiał coś zmienić
Pepper: To co robimy?
Rhodey: Znajdziemy drania. Musimy pomścić Tony’ego

Part 25: Tak miało być

0 | Skomentuj


**Pepper**


On odszedł. Tony poszedł na tamten świat. Gdy chciałam swoje życie budować na nowo, ktoś musiał mi go odebrać. Jak to możliwe, że taki nieugięty człowiek, który nie pierwszy raz walczył jako Iron Man,  przegrał wszystko, zostawiając przyjaciół, co zawsze byli u jego boku? To okrutne. Miało być tak pięknie i ktoś musiał zabić Tony’ego. Dlaczego musiał odejść? Dlaczego się nie pożegnał? Tylko wszystko ze sobą zabiera, a nas na śmierć pozostawia. Czy to jest sprawiedliwe, że on umiera, a nasza nadzieja ucieka? Czy to możliwe, że już go nigdy nie ujrzymy, bo pod ziemią leży nieżywy? Czy jest sens pytać Boga o to samo? Ciągle cierpimy i jeszcze ci mało? A z niego nic nie pozostało? Nawet wspomnienia poszły w niepamięć. Za jaką cenę muszę przeżywać rozpacz przez kilka dźgnięć?


**Ho**


Chyba źle zrobiłem, pozorując śmierć Tony’ego. Powinienem się nie zgadzać, bo przecież mógł znaleźć inne wyjście. Miał wrócić do żywych po kilku godzinach, ale stan zgonu nadal pozostał. Czyżbym przesadził z mieszanką? Jeśli naprawdę go zabiłem, będę miał kłopoty. Zresztą, ja nie chciałem tego robić. Nalegał, bo uznał to za jedyny sposób, by zadbać o bezpieczeństwo swoich bliskich. Głównie Pepper.
Byłem w sali, sprawdzając wszelkie odczyty, które pozostały bez zmian. Nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa, a minęło ponad pięć godzin. W plan została wtajemniczona Victoria. Potrzebuję pomocy, gdyby sytuacja byłaby poza kontrolą.


Dr Bernes: Powinieneś odpocząć. Już za długo tu siedzisz. Wiem, co czujesz, ale sam tego chciał
Dr Yinsen: Tylko, że mogłem mu zaszkodzić z ilością mieszanki
Dr Bernes: Ho, nie przejmuj się. Tony jest silny. Na pewno przeżyje. Przecież ty byś nikogo nie zabił
Dr Yinsen: Jesteś pewna?
Dr Bernes: Znamy się od studiów, a poza tym, nie chciałbyś mu zrobić krzywdy. Pamiętasz, co zawsze mówiliśmy?
Dr Yinsen: “Ratować za wszelką cenę, wszelkimi środkami, wszelkimi metodami…
Dr Yinsen, Dr Bernes: By ocalić życie”
Dr Bernes: No więc nie zapominaj o tym
Dr Yinsen: Dziękuję, że tu jesteś. Na pewno chcesz z nim zostać?
Dr Bernes: Na pewno. Idź już do domu
Dr Yinsen: Nie wiem, jak mam ci dziękować
Dr Bernes: Nie musisz. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj. Pomogłeś mi, więc ja pomogę tobie. No to widzimy się jutro
Dr Yinsen: Zgoda. Dobranoc


**Victoria**


Ho wrócił do domu. Powinien odpocząć, bo przez Tony’ego prawie postawiłby się cały personel medyczny. Musieliśmy go zabrać do SHIELD. Fury o niczym nie wiedział, ale tam miał dojść do siebie. Nie ukrywam, że też martwiłam się o Tony’ego, a z tym też łączył się strach. Jeśli ktoś się dowie, że próbował go zabić, a raczej upozorował jego śmierć, trafi do więzienia lub gorzej. Ratować za wszelką cenę, wszelkimi środkami, wszelkimi metodami, by ocalić życie.


~* 9 godzin później*~

Byłam zmęczona, stojąc w jednej i tej samej sali. Nic się nie zmieniło. Jak długo to jeszcze potrwa? Tony, bądź silny. Już chciałam iść na przerwę, ale urządzenia przy jego łóżku zaczęły świrować. Nawet implant. Co się dzieje? Nie wiedziałam, jak zareagować, a na mojego pecha Ho nie odbierał. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Dobra, myśl. Skup się. No skup. Cholera! Z wariujących funkcji kardiomonitora pojawiła się pozioma linia, ciągnąca się do końca czarnego ekranu. Nie mogę nic zrobić, skoro nie wiem, co dokładnie znajdowało się w mieszance. Nienawidzę bezradności. Nie mogę pozwolić mu umrzeć. Jeśli zrobię coś nie tak, już nigdy się nie obudzi, a ja będę mordercą. Jego serce wciąż nie pracuje, a mechanizm odmawia jakiegokolwiek posłuszeństwa. Pomyślałam, by upewnić się, czy funkcje życiowe nie były błędnie pokazane. Spróbowałam wybrać po raz drugi numer do przyjaciela.

Dr Bernes: Ho, jesteś tam? Potrzebuję pomocy

Dr Yinsen: Ach... Victorio, dobrze, że dzwonisz. Tony się obudził?
Dr Bernes: Jesteś ranny?
Dr Yinsen: To nic wielkiego. Przeżyję, ale.... muszę do was dotrzeć
Dr Bernes: Dasz radę?
Dr Yinsen: Muszę, bo inaczej... umrze. Wiesz, że...
Dr Bernes: Jeśli serce nie bije, implant nie jest w stanie go utrzymać przy życiu
Dr Yinsen: Dlatego użyj defibrylatora
Dr Bernes: Mam go zabić?
Dr Yinsen: Zrób to!

Chyba nie mam innego wyboru. Musiałam spróbować. Poczułam wielki strach, ale i też źródło nadziei. Ho zawsze wiedział, co należy robić. Szybko wyjęłam defibrylator, ustawiając na średnią moc uderzenia.


Dr Yinsen: Nie wahaj się. Robisz słusznie

Dr Bernes: Potrzebuję cię
Dr Yinsen: Wszystko... leży... w twoich rękach
Dr Bernes: Ho... nie potrafię
Dr Yinsen: Nie masz wyjścia
Dr Bernes: Boję się. Boję, że będzie gorzej
Dr Yinsen: Zaufaj mi. Wierzę, że potrafisz. Dasz... radę
Dr Bernes: Ho!

Krzyknęłam i już nie usłyszałam jego głosu, a do oczu nazbierały się łzy. Jednak zaryzykowałam wszystko, stawiając na jedną kartę. Uderzyłam raz bez rezultatu. Zero zmian. Zwiększyłam moc. Wciąż tak samo. Spróbowałam po raz trzeci, podkręcając prawie do zabójczej dawki. 

Gdy strzeliłam, opuściłam ręce, które zaczęły drzeć. Byłam gotowa kapitulować, ale to było za wcześnie. Miałam wrażenie, że widzę, jak implant lekko świeci. Czyżby mi się udało?

 Dr Bernes: Dziękuję ci


---**---

No to koniec balowania i bierzemy się do pracy. Przed wami otwiera się faza druga. Jako, że to będzie dożywotnie opko (chyba całe życie), podzieliłam je na fazy ( szukaj tej etykiety). Zamknęliśmy już pierwszą, więc możecie się domyślać, że jeszcze się wiele zmieni. Zaplanowałam sporo wątków i mam nadzieję, że dalej będziecie tu wpadać. Jak wrażenia? Czy coś was zaskoczyło? Pytajcie, bo kto pyta nie błądzi :)

Rocznica 100- rozdziałowego opowiadania

2 | Skomentuj

No i udało się. Mija już rok, odkąd powstało opowiadanie "W sieci". To właśnie ono było wyzwanie na 100 rozdziałów. Udało się, a dziś właśnie świętujemy początki bloga. Akurat zaczęło się w Mikołajki. Filmik pokazuje o tym, jak nasza blaszakowa trójca walczyła w imię dobra :)

http://www.dailymotion.com/video/x3h2xrt_imaa-heroes-united-break-me-down_shortfilms


Part 24: Sen śmierci

2 | Skomentuj


**Pepper**


Pojechałam z Rhodey’m do szpitala. Nie wiedziałam, dlaczego Tony zemdlał. Martwiłam się o niego. I jeszcze jakaś Mask może podszywać się pod innych? Fuuj! Czyli Tony nie był Tony’m, jak ja z nim chciałam… Kurwa! To chore! Przespałabym się z kobietą?! O! Chyba zwariuję. No dobra. Szybko pojawiliśmy się na miejscu. Rhodey powiedział, że mamy zobaczyć się z Yinsenem. W swoim gabinecie chciał nam coś powiedzieć.
Gdy dotarliśmy pod odpowiednie drzwi, weszliśmy do środka. Znowu Yinsen. To logiczne, skoro on był odpowiedzialny za życie naszego “geniusza”. Usiedliśmy przed nim przy biurku. Wyglądał na niezbyt spokojnego.


Rhodey: No to jesteśmy. Proszę nam powiedzieć, co się stało?
Dr Yinsen: Nie martwcie się. Za kilka godzin wróci do domu
Pepper: Ale co się dzieje? Gdzie on jest?
Dr Yinsen: Za bardzo się zdenerwował, bo nie chce zrezygnować z bycia Iron Manem
Rhodey: Taki już jest. Możemy się z nim zobaczyć?
Dr Yinsen: Dobrze, ale go nie denerwujcie. Dopilnujcie, by się zmienił albo jakoś pomóżcie mu dźwigać tą odpowiedzialność
Pepper: Nic mu nie jest?
Dr Yinsen: Spokojnie. Odpoczywa. Chodźcie ze mną


Wstaliśmy z krzeseł, idąc za doktorkiem. Okazało się, że Tony po prostu spał na kanapie. Wyglądał tak słodko. Jakby tak mu wsadzić mokry paluch do ucha… Nie. Nie zrobię mu tego. W końcu się uspokoił i cała agresja z niego uciekła. Tak się bałam, że coś mu się stało. Chciałabym, żeby żył. Najlepiej niech zostawi SHIELD ratowanie świata.
Podeszłam do niego, dotykając jego czoła. Było ciepłe. Czyżby był chory? Znowu pojawiły się zmartwienia.


Pepper: Ma gorączkę. Czemu nic nam pan nie powiedział?
Dr Yinsen: No, bo nie jest chory
Rhodey: Chwila. Chyba się budzi
Pepper: Tony?


Widziałam, jak ociężale próbował unieść powieki, ale ta reakcja o niczym nie świadczyła. Oczy nadal pozostały zamknięte.


Pepper: Co się dzieje?
Dr Yinsen: Zaraz sprawdzę, tylko muszę po coś iść. Zostaniecie tu?
Pepper: No pewnie
Dr Yinsen: Wrócę za chwilę. Gdyby coś się złego działo, wołajcie
Rhodey: Oby to nie było konieczne
Dr Yinsen: Niestety, ale nie możemy być pewni wszystkiego


Miał rację. Nie mogliśmy być w pełni optymistami. Czasami trzeba pomyśleć racjonalnie. Coś, co może naprawdę się zdarzyć i niekoniecznie musi być dobre.


**Rhodey**


Pepper bardzo przejmowała się Tony’m. A przecież nie powinna. Dr Yinsen mówił, że nic mu nie jest i może wrócić do domu. Tylko nadal się nie budzi. Coś jest nie tak.


Rhodey: Nie martw się. Nawet nie zauważysz, że się obudzi
Pepper: Może, ale nie wydaje ci się to dziwne?
Rhodey: Co konkretnie?
Pepper: Doktorek jest jakiś tajemniczy. Nie mówi nam wszystkiego. A co, jeśli Tony umiera?
Rhodey: Hej! Nawet nie próbuj tak myśleć. Przecież oddycha


Kilka minut później pojawił się lekarz. Nie miał niczego przy sobie, a mówił, że po coś idzie. Czemu kłamał? Już niczego nie rozumiem. Od razu podszedł sprawdzić, co się dzieje z Tony’m. Widział zmartwienie na twarzy Pepper, a jego mina nie mówiła nic szczególnego poza powagą. Jednak zaczął klepać go po policzku. Chciał obudzić Tony’ego.


Dr Yinsen: Dobra, Tony. Koniec drzemki. Halo! Słyszysz mnie? Możesz już wrócić do domu. Tony?


Nie reagował na nic. Żaden odruch, a nawet wołanie nie poskutkowało. Zaczynałem się bać o przyjaciela. Ta niepewność mnie dobijała. Yinsen sprawdził odczyty z bransoletki, aż doszedł do funkcji życiowych. Nawet zbadał implant, który… zgasł?


Rhodey: Doktorze, co z nim? Tylko proszę mi nie wciskać ciemnoty, że…
Dr Yinsen: Przykro mi, Rhodey
Pepper: Nie! Nie! To nie może być prawda!
Dr Yinsen: Nic nie da się zrobić
Pepper: Przecież wszystko było dobrze. Jak to możliwe?
Dr Yinsen: Nie wiem, ale Vortex niczego ze sobą nie zostawił, choć trochę uszkodził serce
Rhodey: Pieprzony drań! Cholerny Whiplash!
Pepper: Nie! Niee!


Rozpłakała się, trzymając swoją głowę przy jego klatce piersiowej. Ja też nie ukrywałem swojej rozpaczy. Może byłem facetem, ale umarł mój przyjaciel. Mój brat, który stracił cały świat. Jak mogłem do tego dopuścić? Mogłem go jakoś ocalić, ale Śmierć przyszła do niego, gdy myśmy byli tego nieświadomi. Lekarz jedynie wypisał akt zgonu. Ruda w pewnym momencie była tak załamana, że krzyczała na całe gardło, płacząc jeszcze bardziej, niż na początku.


Pepper: I co będzie teraz, Rhodey?
Rhodey: Musimy… jakoś… żyć
Pepper: Rhodey, spokojnie
Rhodey: Nie mogę… Pepper. Po prostu nie mogę

Wciąż płakałem, ale dała mi swoje wsparcie. Oboje to przeżywaliśmy i nikt z nas nie znał odpowiedzi na dwa pytania. Jak to się stało? Dlaczego?
© Mrs Black | WS X X X