Do sukienki brakowało mi maski. Hmm… gdzieś ją miałam schowaną. Pięć minut przeszukiwałam całą szafę, aż spostrzegłam gdzieś na jej dnie biało-złotą maskę. Pasowała idealnie. Buty również białe stały na korytarzu, więc byłam gotowa. Może było wcześnie rano, ale zadzwoniłam do Tony’ego. On miał odebrać. No odbierz… Był sygnał.
Pepper: Tony, to ty?
Tony: Pepper? Co tak szybko dzwonisz? Przecież pamiętam i jeszcze jest czas. Wiesz, która godzina?
Pepper: Twoja ostatnia, jak spróbujesz się teraz rozłączyć
Tony: Jakbym śmiał, ale mamy dopiero piątą godzinę
Pepper: Serio?
Tony: Serio. Idź spać, Pep
Pepper: Ha! Ja już wszystko mam gotowe, a ty? A najważniejsze, czy nauczyłeś się tańczyć?
Tony: Też jestem gotowy, ale z tym tańcem trudno mi stwierdzić
Pepper: Haha! Zobaczymy, jak nie będę musiała zmienić partnera. Tony, jest jeszcze jedna sprawa? Muszę ci coś powiedzieć. Nie mogłam przy Rhodey’m
Tony: Jesteś w ciąży?! Żartujesz?! Przecież myśmy tylko leżeli i nic nie robiliśmy
Pepper: Cicho! Nic z tych rzeczy! Na dziecko sobie zapracujesz innym razem
Tony: Wiążesz ze mną przyszłość? Tak bardzo mnie kochasz?
Pepper: No pewnie, że tak. Zaraz zapomnę, co miałam powiedzieć
Tony: To mów. Ja słucham
Pepper: Pamiętaj, że jeśli masz jakiś problem, mogę ci pomóc
Tony: Pepper?
Pepper: Po prostu nie chcę cię stracić, rozumiesz?! Żadnego Iron Mana przed balem, jasne?
Tony: Pewnie
Pepper: Kłamiesz
Tony: Niby czemu?
Pepper: Słyszę po twoim głosie. Proszę cię. Jedna noc bez puszki. Mogę na ciebie liczyć?
Tony: Zawsze możesz
Pepper: To śpij, skoro twierdzisz, że cię obudziłam
Tony: Nie powiedziałem tego
Pepper: Ale tak zabrzmiało
Tony: Też nie śpię. Jakoś nie potrafię zasnąć
Pepper: Coś się stało?
Nie odezwał się i rozłączyło nas. Dzięki, Tony. Teraz będę głowiła się nad tym, co przede mną ukrywasz. Bezsenność bywa wywołana z różnych przypadków. Najczęstszym jest ból. Liczyłam na dzień bez zmartwień, lecz instynkt podpowiadał o nadchodzących kłopotach.
Leżałam w łóżku, aż w końcu zamknęłam oczy. Dopiero obudziłam się o dziewiątej. Postanowiłam ubrać się i zobaczyć z chłopakami w zbrojowni. Na pewno tam będą przesiadywać.
W kilka minut byłam gotowa. Szybko przegryzłam coś na ząb i poszłam już nie tracąc na nic czasu. Zamknęłam jedynie drzwi, wychodząc z domu.
Nagle rozdzwonił się telefon. Gene? Odrzuciłam połączenie, ale on nadal dzwonił. Całkowicie wyłączyłam komórkę, by nikt mi nie przeszkadzał. Tata będzie miał mi za złe, ale trudno. Myślałam, że miałam go z głowy, ale…
Gene: O starych przyjaciołach zapominasz?
Ten głos dochodził zza moich pleców. Odwróciłam się o to był ten sam, co mnie męczył dzwonieniem. Tak. Gene Khan. Podły oszust i zdrajca.
Pepper: Powinieneś sobie odpuścić. Ja cię nie kocham i nie chcę znać. Spróbuj tu jeszcze raz się pokazać, a będzie nieprzyjemnie
Gene: Grozisz mi? Myślałem, że porozmawiamy, jak cywilizowani ludzie
Pepper: Po tym, jak prawie zabiłeś Tony’ego?! Nie ma mowy!
Chciałam, jak najszybciej uciec, ale szarpnął mnie za ramię.
Gene: Pójdziesz ze mną, albo zrobię mu krzywdę, choć Rhodes też zasłużył
Pepper: Czego chcesz?
Gene: Wiem wszystko, co się z wami dzieje, więc nie jesteście bezpieczni
Pepper: Co chcesz zrobić?
Gene: Nie będziesz wiedziała, kiedy zaatakuję. To kwestia czasu, Pepper. Pomożesz mi zdobyć pierścień?
Pepper: Czemu ja?
Gene: Bo tobie ufam
Pepper: A co? Wielki Mandaryn nie ma takiej mocy?
Gene: Na bal się szykujesz? Zapomnij o takich bzdetach. Jeśli nie pójdziesz ze mną, stanie się im krzywda
Pepper: NIGDZIE Z TOBĄ NIE PÓJDĘ!
Zaczęłam biec, ile miałam sił w nogach, jednak nie byłam w stanie go zgubić, gdy zmienił się w Mandaryna. Chwycił za rękę i unieśliśmy się wysoko. Byłam bezradna. Nie mogłam nic zrobić. Cały czas milczałam. Liczyłam jedynie na śmierć lub ratunek. Pozostała ostatnia opcja, co była najmniej prawdopodobna. Litość Khana. Nie liczyłabym na to.
Byliśmy obok świątyni, ale wejście było zasypane. Wpadłam w pułapkę.
Pepper: Ty obrzydliwy kłamco! Tu nie ma żadnego pierścienia! W co ty pogrywasz?!
Gene: Pójdziesz ze mną na bal?
Pepper: Słucham?! Najpierw mówisz, że to bzdety, a teraz sam prosisz?! Jakieś żarty?! Mowy nie ma!
Podszedł bliżej i zaczął mówić tak wrogo.
Gene: Wystarczy jeden ruch i będą ofiary. Tego chcesz?
Pepper: Czemu tak bardzo nas nienawidzisz?
Gene: Przez cały ten czas niszczyliście moje plany i udawaliście przyjaciół!
Pepper: Gene, opanuj się! Ty byłeś taki sam!
Gene: Nie mogę zmienić swego przeznaczenia, bo jest mi pisane, odkąd się urodziłem, ale ty możesz pójść swoją drogą
Pepper: Chcę wrócić do domu. Pozwolisz?
Gene: Wrócisz, jeśli pójdziesz ze mną na bal
Pepper: Mam jakieś inne wyjście?
Gene: Nie
Pepper: A mogę to przemyśleć?
Gene: Masz niewiele czasu. Do zobaczenia wieczorem
Do oczu zbierały się łzy. Sukinsyn, pieprzony drań i idiota. Nienawidziłam go całym sercem. Dopiero, kiedy zniknął, odczułam chwilową wolność, ale i ulgę, że nie umarłam, lecz strach odczuwałam, bojąc się o Tony’ego. Nie olałam zagrożenia, a Rhodey również był w niebezpieczeństwie. Opadłam na łóżko, uwalniając łzy. Wylew rozpaczy przerwał dźwięk telefonu domowego, znajdującego się na korytarzu. Zeszłam na dól po schodach. Bez wahania odebrałam, bo mógł dzwonić tata. Niekoniecznie wróg. Odpowiedź była zupełnie inna.
Pepper: Halo? Kto mówi?
Tony: Hej, Pepper. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale chyba padła ci bateria
Pepper: Tak, bo ja… No musiałam…
Tony: Wszystko gra?
Pepper: Spokojnie. Jest okej. Jak się czujesz?
Tony: W porządku. Dzięki za troskę. Za godzinę będziemy tańczyć
Pepper: Tak szybko?!
Tony: Pep, spokojnie. Kochana, nic się nie stanie, jak trochę się spóźnisz
Pepper: To już biorę się za siebie. Będziesz tam?
Tony: Będę
Pepper: A możesz w razie, czego wziąć zbroję?
Tony: Dlaczego?
Pepper: Coś mi mówi, że nie będzie tak kolorowo
Nie czekałam, aż się odezwie i rozłączyłam się. Natychmiast wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy, układając je w kok. Włożyłam ciemnoniebieską sukienkę do kolan z białymi pantofelkami, a dla dodatku jakaś torebka tego samego koloru. No i też założyłam maskę.
30 minut zajęło mi całe przygotowywanie, ale na szczęście miałam blisko do szkoły. Poszłam powolnym krokiem, rozmyślając nad czyhającym zagrożeniem ze strony Gene’a.
Dochodziła dziewiętnasta. Weszłam do Akademii, a uczniowie byli na sali, gdzie wisiały karnawałowe dekoracje, jak kolorowe wstęgi, a na ścianach sali widziałam czarne wycięte odbicia ciał, “tańczące” na niebieskim tle. Wszelkie posiłki leżały po prawej stronie. Ulubiony kącik Rhodey’go. Cała sala była przepełniona uczniami. Od razu odnalazłam moich przyjaciół w smokingach i białych maskach.
Pepper: Cześć, Nieźle wyglądacie
Tony, Rhodey: Nieźle?!
Pepper: Haha!
Rhodey: Powinnaś się cieszyć, że odciągnąłem Tony’ego z dala od zbrojowni
Pepper: Był jakiś alarm?
Tony: Komputer wykrył z godzinę temu aktywność pierścieni. Czego Gene szuka?
Pepper: Nie przejmujmy się. Ten wieczór jest nas
Tym razem miałam włączony telefon, gdyby dzwonił tata. Nic nie wiedział o balu. Nie było okazji porozmawiać o czymkolwiek. Praca, praca i jeszcze raz praca. I nic poza tym.
Nagle spostrzegłam Gene’a gdzieś daleko od nas. Potem dostałam od niego wiadomość.
Uważaj
Jedno słowo, wzbudzające strach. Natychmiast oprzytomniałam, ale chciałam ten wieczór spędzić z Tony’m.
Pepper: Zatańczysz?
Wrzuciłam telefon do torebki.
Tony: Z przyjemnością
Chwyciłam go za rękę i zaczęliśmy kołysać się w melodię powolnej piosenki. Nie pamiętałam tytułu, ale była śliczna. Mówiła o tym, że zostanę z tobą na zawsze, dopóki nie zapomnę, jak masz na imię. Tony ani razu mnie nie nadepnął. Sukces. Czyżby się nauczył?
Pepper: Powiedz mi. Brałeś kurs tańca?
Tony: Nie. Zapisałem się na samoobronę, a tańca nauczyła mnie Roberta razem z Rhodey’m
Pepper: Haha! Jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Dziwnie się czuję, słysząc bicie twojego nowego serca. Z implantem mogliśmy chodzić bezpiecznie w ciemnościach, latareczko
Tony: Kocham cię, Pepper
Pepper: Ja ciebie też
Pocałowaliśmy się w usta. I na tym skończył się nasz taniec. Potem leciały żywiołowe utwory, że Rhodey zaczął wywijać na parkiecie. Nie powiem, ale potrafił tańczyć, a wcześniej nazwałam go łamagą. Usiedliśmy przy stole z przekąskami, obserwując ruchy przyjaciela. Uśmiechałam się, a czasem mina zmieniła się na zdumienie. Tłum klaskał, a on świetnie się bawił. Tony coś jadł i potem poszedł do łazienki, więc zostałam sama. Od razu chciałam z nim żyć, Nie dochodziło mnie, czy zostanę wywalona z męskiego kibla. Na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi. Widziałam, jak Tony bierze leki. W końcu dba o siebie.
Pepper: Dobrze, że jesteś
Tony: Ja też się cieszę, papryczko
Pepper: Ej! Nie jestem dziś zła
Tony: Ale lubię do ciebie tak mówić
Tony: Ale lubię do ciebie tak mówić
Przytuliłam go i pocałowałam w policzek. Później poszliśmy do stołu, gdzie Rhodey wciągał każdy rodzaj batona. Po szalonych tańcach, wróciła jego natura.
Tony: Nieźle wywijałeś. Gdzie się tego nauczyłeś?
Rhodey: Każdy ma jakieś sekrety. A podobało się?
Pepper: To był błąd nazywać cię łamagą. Nie wiedziałam, że potrafisz tańczyć. Nauczysz mnie kiedyś?
Rhodey: Pewnie. Da się zrobić
Sięgnęliśmy po poncz, stukając kubkami
Tony, Rhodey, Pepper: Na zdrowie
Wypiliśmy jednym tchem. Jakoś dziwnie smakował. Nagle zauważyłam, jak Gene się uśmiecha, stojąc w cieniu. Wszyscy puszczali kubki na ziemię i padali nieprzytomni. Zaczęło się od nauczycieli, ale uczniów też dopadło. Poczułam, jak nogi się pode mną uginają, aż miałam zawroty głowy. Obraz się zamazywał i też upadłam.
Tony: Pepper!
Potem padł Rhodey, a ostatnie spojrzenie było błękitne. Tony też stracił przytomność. Zanim odpłynęłam na dobre, otrzymałam wiadomość.
Trzeba było mnie słuchać
I wtedy usłyszałam szyderczy śmiech, tracąc przytomność.