16. Baluj, baluj i czasu nie żałuj cz2

3 | Skomentuj

Piątek. Moja wymarzona noc z moim księciem, który miałam nadzieję, że się zjawi. No chyba, że obowiązki puszki będą ważniejsze. Przecież mi obiecał, a był mi to winien za ostatni stres i te kłamstwa. które doprowadziły prawie do bliskiej śmierci. Nie powinnam już o tym wspominać. W końcu dziś miał być ten szczęśliwy dzień. Zostały odwołane lekcje przez imprezę szkolną. Bal maskowy.
Do sukienki brakowało mi maski. Hmm… gdzieś ją miałam schowaną. Pięć minut przeszukiwałam całą szafę, aż spostrzegłam gdzieś na jej dnie biało-złotą maskę. Pasowała idealnie. Buty również białe stały na korytarzu, więc byłam gotowa. Może było wcześnie rano, ale zadzwoniłam do Tony’ego. On miał odebrać. No odbierz… Był sygnał.
Pepper: Tony, to ty?
Tony: Pepper? Co tak szybko dzwonisz? Przecież pamiętam i jeszcze jest czas. Wiesz, która godzina?
Pepper: Twoja ostatnia, jak spróbujesz się teraz rozłączyć
Tony: Jakbym śmiał, ale mamy dopiero piątą godzinę
Pepper: Serio?
Tony: Serio. Idź spać, Pep
Pepper: Ha! Ja już wszystko mam gotowe, a ty? A najważniejsze, czy nauczyłeś się tańczyć?
Tony: Też jestem gotowy, ale z tym tańcem trudno mi stwierdzić
Pepper: Haha! Zobaczymy, jak nie będę musiała zmienić partnera. Tony, jest jeszcze jedna sprawa? Muszę ci coś powiedzieć. Nie mogłam przy Rhodey’m
Tony: Jesteś w ciąży?! Żartujesz?! Przecież myśmy tylko leżeli i nic nie robiliśmy
Pepper: Cicho! Nic z tych rzeczy! Na dziecko sobie zapracujesz innym razem
Tony: Wiążesz ze mną przyszłość? Tak bardzo mnie kochasz?
Pepper: No pewnie, że tak. Zaraz zapomnę, co miałam powiedzieć
Tony: To mów. Ja słucham
Pepper: Pamiętaj, że jeśli masz jakiś problem, mogę ci pomóc
Tony: Pepper?
Pepper: Po prostu nie chcę cię stracić, rozumiesz?! Żadnego Iron Mana przed balem, jasne?
Tony: Pewnie
Pepper: Kłamiesz
Tony: Niby czemu?
Pepper: Słyszę po twoim głosie. Proszę cię. Jedna noc bez puszki. Mogę na ciebie liczyć?
Tony: Zawsze możesz
Pepper: To śpij, skoro twierdzisz, że cię obudziłam
Tony: Nie powiedziałem tego
Pepper: Ale tak zabrzmiało
Tony: Też nie śpię. Jakoś nie potrafię zasnąć
Pepper: Coś się stało?
Nie odezwał się i rozłączyło nas. Dzięki, Tony. Teraz będę głowiła się nad tym, co przede mną ukrywasz. Bezsenność bywa wywołana z różnych przypadków. Najczęstszym jest ból. Liczyłam na dzień bez zmartwień, lecz instynkt podpowiadał o nadchodzących kłopotach.
Leżałam w łóżku, aż w końcu zamknęłam oczy. Dopiero obudziłam się o dziewiątej. Postanowiłam ubrać się i zobaczyć z chłopakami w zbrojowni. Na pewno tam będą przesiadywać.
W kilka minut byłam gotowa. Szybko przegryzłam coś na ząb i poszłam już nie tracąc na nic czasu. Zamknęłam jedynie drzwi, wychodząc z domu.
Nagle rozdzwonił się telefon. Gene? Odrzuciłam połączenie, ale on nadal dzwonił. Całkowicie wyłączyłam komórkę, by nikt mi nie przeszkadzał. Tata będzie miał mi za złe, ale trudno. Myślałam, że miałam go z głowy, ale…
Gene: O starych przyjaciołach zapominasz?
Ten głos dochodził zza moich pleców. Odwróciłam się o to był ten sam, co mnie męczył dzwonieniem. Tak. Gene Khan. Podły oszust i zdrajca.
Pepper: Powinieneś sobie odpuścić. Ja cię nie kocham i nie chcę znać. Spróbuj tu jeszcze raz się pokazać, a będzie nieprzyjemnie
Gene: Grozisz mi? Myślałem, że porozmawiamy, jak cywilizowani ludzie
Pepper: Po tym, jak prawie zabiłeś Tony’ego?! Nie ma mowy!
Chciałam, jak najszybciej uciec, ale szarpnął mnie za ramię.
Gene: Pójdziesz ze mną, albo zrobię mu krzywdę, choć Rhodes też zasłużył
Pepper: Czego chcesz?
Gene: Wiem wszystko, co się z wami dzieje, więc nie jesteście bezpieczni
Pepper: Co chcesz zrobić?
Gene: Nie będziesz wiedziała, kiedy zaatakuję. To kwestia czasu, Pepper. Pomożesz mi zdobyć pierścień?
Pepper: Czemu ja?
Gene: Bo tobie ufam
Pepper: A co? Wielki Mandaryn nie ma takiej mocy?
Gene: Na bal się szykujesz? Zapomnij o takich bzdetach. Jeśli nie pójdziesz ze mną, stanie się im krzywda
Pepper: NIGDZIE Z TOBĄ NIE PÓJDĘ!
Zaczęłam biec, ile miałam sił w nogach, jednak nie byłam w stanie go zgubić, gdy zmienił się w Mandaryna. Chwycił za rękę i unieśliśmy się wysoko. Byłam bezradna. Nie mogłam nic zrobić. Cały czas milczałam. Liczyłam jedynie na śmierć lub ratunek. Pozostała ostatnia opcja, co była najmniej prawdopodobna. Litość Khana. Nie liczyłabym na to.
Byliśmy obok świątyni, ale wejście było zasypane. Wpadłam w pułapkę.
Pepper: Ty obrzydliwy kłamco! Tu nie ma żadnego pierścienia! W co ty pogrywasz?!
Gene: Pójdziesz ze mną na bal?
Pepper: Słucham?! Najpierw mówisz, że to bzdety, a teraz sam prosisz?! Jakieś żarty?! Mowy nie ma!
Podszedł bliżej i zaczął mówić tak wrogo.
Gene: Wystarczy jeden ruch i będą ofiary. Tego chcesz?
Pepper: Czemu tak bardzo nas nienawidzisz?
Gene: Przez cały ten czas niszczyliście moje plany i udawaliście przyjaciół!
Pepper: Gene, opanuj się! Ty byłeś taki sam!
Gene: Nie mogę zmienić swego przeznaczenia, bo jest mi pisane, odkąd się urodziłem, ale ty możesz pójść swoją drogą
Pepper: Chcę wrócić do domu. Pozwolisz?
Gene: Wrócisz, jeśli pójdziesz ze mną na bal
Pepper: Mam jakieś inne wyjście?
Gene: Nie
Pepper: A mogę to przemyśleć?
Gene: Masz niewiele czasu. Do zobaczenia wieczorem
Do oczu zbierały się łzy. Sukinsyn, pieprzony drań i idiota. Nienawidziłam go całym sercem. Dopiero, kiedy zniknął, odczułam chwilową wolność, ale i ulgę, że nie umarłam, lecz strach odczuwałam, bojąc się o Tony’ego. Nie olałam zagrożenia, a Rhodey również był w niebezpieczeństwie. Opadłam na łóżko, uwalniając łzy. Wylew rozpaczy przerwał dźwięk telefonu domowego, znajdującego się na korytarzu. Zeszłam na dól po schodach. Bez wahania odebrałam, bo mógł dzwonić tata. Niekoniecznie wróg. Odpowiedź była zupełnie inna.
Pepper: Halo? Kto mówi?
Tony: Hej, Pepper. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale chyba padła ci bateria
Pepper: Tak, bo ja… No musiałam…
Tony: Wszystko gra?
Pepper: Spokojnie. Jest okej. Jak się czujesz?
Tony: W porządku. Dzięki za troskę. Za godzinę będziemy tańczyć
Pepper: Tak szybko?!
Tony: Pep, spokojnie. Kochana, nic się nie stanie, jak trochę się spóźnisz
Pepper: To już biorę się za siebie. Będziesz tam?
Tony: Będę
Pepper: A możesz w razie, czego wziąć zbroję?
Tony: Dlaczego?
Pepper: Coś mi mówi, że nie będzie tak kolorowo
Nie czekałam, aż się odezwie i rozłączyłam się. Natychmiast wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy, układając je w kok. Włożyłam ciemnoniebieską sukienkę do kolan z białymi pantofelkami, a dla dodatku jakaś torebka tego samego koloru. No i też założyłam maskę.
30 minut zajęło mi całe przygotowywanie, ale na szczęście miałam blisko do szkoły. Poszłam powolnym krokiem, rozmyślając nad czyhającym zagrożeniem ze strony Gene’a.
Dochodziła dziewiętnasta. Weszłam do Akademii, a uczniowie byli na sali, gdzie wisiały karnawałowe dekoracje, jak kolorowe wstęgi, a na ścianach sali widziałam czarne wycięte odbicia ciał, “tańczące” na niebieskim tle. Wszelkie posiłki leżały po prawej stronie. Ulubiony kącik Rhodey’go. Cała sala była przepełniona uczniami. Od razu odnalazłam moich przyjaciół w smokingach i białych maskach.
Pepper: Cześć, Nieźle wyglądacie
Tony, Rhodey: Nieźle?!
Pepper: Haha!
Rhodey: Powinnaś się cieszyć, że odciągnąłem Tony’ego z dala od zbrojowni
Pepper: Był jakiś alarm?
Tony: Komputer wykrył z godzinę temu aktywność pierścieni. Czego Gene szuka?
Pepper: Nie przejmujmy się. Ten wieczór jest nas
Tym razem miałam włączony telefon, gdyby dzwonił tata. Nic nie wiedział o balu. Nie było okazji porozmawiać o czymkolwiek. Praca, praca i jeszcze raz praca. I nic poza tym.
Nagle spostrzegłam Gene’a gdzieś daleko od nas. Potem dostałam od niego wiadomość.
Uważaj
Jedno słowo, wzbudzające strach. Natychmiast oprzytomniałam, ale chciałam ten wieczór spędzić z Tony’m.
Pepper: Zatańczysz?
Wrzuciłam telefon do torebki.
Tony: Z przyjemnością
Chwyciłam go za rękę i zaczęliśmy kołysać się w melodię powolnej piosenki. Nie pamiętałam tytułu, ale była śliczna. Mówiła o tym, że zostanę z tobą na zawsze, dopóki nie zapomnę, jak masz na imię. Tony ani razu mnie nie nadepnął. Sukces. Czyżby się nauczył?
Pepper: Powiedz mi. Brałeś kurs tańca?
Tony: Nie. Zapisałem się na samoobronę, a tańca nauczyła mnie Roberta razem z Rhodey’m
Pepper: Haha! Jakoś nie potrafię w to uwierzyć. Dziwnie się czuję, słysząc bicie twojego nowego serca. Z implantem mogliśmy chodzić bezpiecznie w ciemnościach, latareczko
Tony: Kocham cię, Pepper
Pepper: Ja ciebie też
Pocałowaliśmy się w usta. I na tym skończył się nasz taniec. Potem leciały żywiołowe utwory, że Rhodey zaczął wywijać na parkiecie. Nie powiem, ale potrafił tańczyć, a wcześniej nazwałam go łamagą. Usiedliśmy przy stole z przekąskami, obserwując ruchy przyjaciela. Uśmiechałam się, a czasem mina zmieniła się na zdumienie. Tłum klaskał, a on świetnie się bawił. Tony coś jadł i potem poszedł do łazienki, więc zostałam sama. Od razu chciałam z nim żyć, Nie dochodziło mnie, czy zostanę wywalona z męskiego kibla. Na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi. Widziałam, jak Tony bierze leki. W końcu dba o siebie.
Pepper: Dobrze, że jesteś
Tony: Ja też się cieszę, papryczko
Pepper: Ej! Nie jestem dziś zła
Tony: Ale lubię do ciebie tak mówić
Przytuliłam go i pocałowałam w policzek. Później poszliśmy do stołu, gdzie Rhodey wciągał każdy rodzaj batona. Po szalonych tańcach, wróciła jego natura.
Tony: Nieźle wywijałeś. Gdzie się tego nauczyłeś?
Rhodey: Każdy ma jakieś sekrety. A podobało się?
Pepper: To był błąd nazywać cię łamagą. Nie wiedziałam, że potrafisz tańczyć. Nauczysz mnie kiedyś?
Rhodey: Pewnie. Da się zrobić
Sięgnęliśmy po poncz, stukając kubkami
Tony, Rhodey, Pepper: Na zdrowie
Wypiliśmy jednym tchem. Jakoś dziwnie smakował. Nagle zauważyłam, jak Gene się uśmiecha, stojąc w cieniu. Wszyscy puszczali kubki na ziemię i padali nieprzytomni. Zaczęło się od nauczycieli, ale uczniów też dopadło. Poczułam, jak nogi się pode mną uginają, aż miałam zawroty głowy. Obraz się zamazywał i też upadłam.
Tony: Pepper!
Potem padł Rhodey, a ostatnie spojrzenie było błękitne. Tony też stracił przytomność. Zanim odpłynęłam na dobre, otrzymałam wiadomość.
Trzeba było mnie słuchać
I wtedy usłyszałam szyderczy śmiech, tracąc przytomność.

15. Baluj, baluj i czasu nie żałuj cz.1

1 | Skomentuj

Wszyscy byli zadowoleni. Oprócz Tony’ego. Teraz alarm w bransoletce przypominał o braniu leków. Miałam nadzieję, że tego nie będzie ignorować.


Pepper: Co godzinę musisz je brać?
Tony: Co 12 godzin po 2 tabletki. Wiem, że mam uważać
Pepper: Jak spróbujesz, choć raz nie wziąć tych leków, przyjdę do zbrojowni i zrobię ci raban
Rhodey: Pepper, nie tak nerwowo. Złość piękności szkodzi
Pepper: Udam, że tego nie słyszałam. Rhodey, o czym ty wcześniej mówiłeś?
Rhodey: Chodzi ci o bal?
Pepper: Tak. Kiedy ma być?
Rhodey: W ten piątek. A co? Wybierasz się?
Pepper: Na pewno nie z tobą. Nie licz na to. Tony, pójdziesz ze mną?
Tony: Jakoś wcześniej nie chciałaś
Pepper: Zmieniłam zdanie
Rhodey: Kobieta, zmienną jest
Tony: Haha!
Pepper: Przywalę! Tony, pójdziesz? Chyba do piątku nauczysz się jakiś tam kroków?
Rhodey: Oj! To będzie dłuuugi proces
Pepper: Nie pozwolę ci go uczyć, bo sam nie umiesz, łamago
Tony: Mogę coś powiedzieć?
Pepper: Mów
Tony: Pójdę na bal, jeśli pozwolisz, że sam zadecyduję, jak się przygotuję
Pepper: Zgoda. No to jesteśmy umówieni


Cmoknęłam go w policzek i poszłam do domu. Cieszyłam się, że znowu go widziałam żywego. Liczyłam na to, że nie prędko trafi do “ukochanego” szpitala. Szkoda mi lekarza, bo przez prawa, które niejednokrotnie musiało by złamane, by uratować Tony’ego, czy jakiegokolwiek innego pacjenta. Zawdzięczam mu życie mojego przyszłego męża. Męża? Już myślałam o tak dalekiej przyszłości. Ten cały wypadek mógł skończyć się tragicznie, a właśnie on zmienił moje życie.
Myślałam nad swoją kreacją balową, stojąc przy garderobie. Nigdy nie wyróżniałam się z tłumu, ale jakoś musiałam wyglądać. Pozostała mi jakaś ciemnoniebieska sukienka do kolan z tamtego roku. Chyba jeszcze się do niej zmieszczę? Nie jem tyle, co Rhodey.
Sprawdziłam, czy pasuje do ciała… I elegancko. Teraz pozostało czekać na ten dzień, a resztę elementów mam dawno przygotowane. Zadzwoniłam do Tony’ego, bo chciałam z nim porozmawiać. W spokoju. Bez Rhodey’go.


Pepper: Hej, Tony. Mam do ciebie sprawę
Rhodey: Hej, Pepper. Tony’ego nie ma. Zostaw wiadomość
Pepper: Rhodey!
Rhodey: Haha! Mówię serio. Nie ma go
Pepper: Tylko mi nie mów, że…
Rhodey: Tak
Pepper: Zabiję!
Rhodey: Kogo?
Pepper: Oboje będziecie leżeli w grobie! O! Grabarz i instytucje pogrzebowe się wzbogacą na waszych trupich ciałach
Rhodey: Nie przesadzaj. Tylko Unicorn napadł na bank. Da radę bez problemu
Pepper: Powinien się jeszcze oszczędzać! Nie wyzdrowiał do końca i znowu muszę myśleć za was!
Rhodey: Chyba musisz
Pepper: Idę do zbrojowni
Rhodey: Pepper, nie musisz
Pepper: A właśnie, że muszę


Rozłączyłam się, a przygotowania do balu odłożyłam na później. Szybko pobiegłam do zbrojowni, bo mimo walki z niegroźnymi zbirami, to było bezmyślne już wracać do puszki. Jestem pewna, że kiedyś stanie się jego grobem.
Po jakimś kwadransie zdołałam dobiec na miejsce. Zbroja nadal nie wróciła, a Rhodey czekał na powrót Tony’ego.


Pepper: Jeszcze go nie ma?
Rhodey: Spokojnie, Pep. On wróci
Pepper: TYLKO TONY MOŻE DO MNIE TAK MÓWIĆ! JESTEM JEGO PEP!
Rhodey: Wiem, wiem. Nic mu nie będzie. Nie martw się
Pepper: Pamiętasz, że nadal musi na siebie uważać? Rany po operacji muszą się zagoić
Rhodey: Gdyby coś się działo, włączę autopilota
Pepper: Rhodey, powiedz mi jedno. Kiedy ty ostatnio odpalałeś tę opcję?
Rhodey: Nie bój się. Tony da radę


Czekaliśmy z jakąś godzinę, aż zbroja wleciała do bazy. Wyglądała, jak po jakiejś masakrze. Pomogłam mu pozbyć się zbędnego ciężaru z ciała. Od razu zaprowadziłam go na kanapę, by się położył.


Pepper: Co się stało? To miała być walka z Unicornem? On cię prawie starł na kwaśne jabłko?
Tony: Właśnie go spotkałem i… szybko skończyła się walka… ale był jeszcze Mandaryn
Pepper: Tony, wszystko gra?
Tony: To nic wielkiego
Rhodey: Możesz mu odpuścić. Zbroja wszystko nagrała
Pepper: I dobrze
Tony: Pepper, zostawisz nas samych?
Pepper: O! Zaczynają się tajemnice!
Tony: Pepper…
Pepper: Cicho! Znowu to samo!
Tonu: Daj nam chwilkę
Pepper: Minuta!
Tony: Zgoda


Wyszłam za chwilę ze zbrojowni, ale tak naprawdę podsłuchiwałam ich rozmowę. Wiedziałam, że wszelkie sekrety zna Rhodey jako jego brat. Uważnie przysłuchiwałam się każdemu słowu.


Rhodey: Nawet nie próbuj kłamać. Nie powiem jej, ale pójdź z nią na bal. Jesteś jej to winien
Tony: Pójdę z nią na pewno, jak nie będzie żadnych alarmów
Rhodey: A co z dzisiejszą akcją? Serio napad na bank? Ten Unicorn nie ma ciekawszego zajęcia do roboty
Tony: Nie ma. Haha! Iron Man zaczyna być zbędny
Rhodey: A skąd się pojawił Mandaryn?
Tony: Szuka pierścieni. W tym banku był taki sejf pełny złotych monet, a w nich znajdował się pierścień
Rhodey: Jakoś to dziwne brzmi, wiesz? Co Makluański pierścień robił w banku?
Tony: Nie mam pojęcia, ale ciężko walczyć, jak ciągle boli w tym samym miejscu, gdzie kiedyś miałem implant
Rhodey: Nic mi nie mówiłeś
Tony: Znasz mnie. Nie chciałem cię martwić, a poza tym masz inne sprawy na głowie
Rhodey: Nie mów tak. Pamiętaj, że zawsze ci pomogę. Jesteśmy rodziną, pamiętasz?
Tony: Tak, tak. Pamiętam
Rhodey: To wszystko?
Tony: Jest jeszcze jedna sprawa
Rhodey: Jaka?
Tony: Nie czuję, żeby ten przeszczep coś zmienił na lepsze. Raczej zaszkodził
Rhodey: To niemożliwe. Masz zdrowe serce, ale musisz brać leki, by nie zostało odrzucone. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz
Pepper: MOGĘ JUŻ WEJŚĆ?
Rhodey: WŁAŹ


Musiałam udawać, że nie usłyszałam ich rozmowy, ale przejęłam się tym. Niestety zmartwień nie zdołałam przed nimi ukryć.


Tony: Pepper, co się stało?
Pepper: To nic
Tony: Teraz  ty kłamiesz
Pepper: Ha! Przyznałeś się, że nie okłamałeś! Świnia
Tony: Papryczka
Pepper: Głupol
Rhodey: Ej! Ej! Już! Spokój, bo zaraz polecicie takimi wyzwiskami, że zrobi się niezły łańcuszek. Haha!
Pepper: Fakt. Tony, co będzie z balem? Czy zechciałbyś pójść ze mną w ten piątek?
Tony: O! Jak miła. No pewnie, że pójdę
Pepper: Na pewno?
Tony: Na pewno

Wiedziałam, że kłamał, ale przytuliłam go, by czuł, że mi też mógł się wyżalić. Nie mogłam się doczekać, by z nim zatańczyć, To będzie niezapomniany wieczór. Pożegnałam się z nimi i poszłam do domu. Od razu zasnęłam, odliczając w myślach czas do balu. Obrazy mnie i Tony’ego, jak tańczymy razem do pięknej piosenki “Ashes of Eden”. Ciekawe, jaka będzie rzeczywistość?

14. Nowa zbroja

1 | Skomentuj

Tydzień później. Wróciłam do szkoły z nadrobionymi lekcjami. Profesor często pytał o Tony’ego. Ja jedynie mówiłam, że nic mu nie grozi. Prawda była zupełnie inna.
Siedziałam przy oknie, czekając na chłopaków. Rhodey napisał SMS-a, że dziś będą w szkole i miałam o nic nie pytać. Dziwne, ale dobra. Niech ci będzie, Rhodes.
Pierwsza lekcja i załapali spóźnienie studenckie, czyli 15 minut. Nauczyciel im jedynie wskazał pustą ławkę za mną i kazał usiąść. Profesor Klein dokończył lekcję tak “ciekawą”, że gryzmoły Starka były o niebo lepsze.


Pepper: Dobrze was znowu widzieć. Tony, jak zdrówko?
Tony: Nie pytaj. Czuję się dziwnie. Podobno, jak minie pół roku, nie będę odczuwał różnicy
Pepper: I tak musisz na siebie uważać. Nie możesz…
Tony:  Iron Man nie wypisuje się na emeryturę
Pepper: Bo czeka na akt zgonu. Powinnam ci wypomnieć twoją bezmyślność, bycie egoistą i pieprzonym draniem, ale to będzie dopiero na przerwie
Tony: Pepper…
Pepper: Ani słowa! Milcz!
Rhodey: O! Wkurzyłeś naszą papryczkę
Pepper: Życie ci niemiłe, Rhodey? Ja o tobie nie zapomniałam


Później nikt się nie odezwał. Milczeliśmy, zajmując się sobą. Rhodey próbował uważać na lekcji, ale bardziej był zaintrygowany historią, więc po kryjomu czytał coś o jakiś konfliktach zbrojnych. Tony dalej olewał, że siedział w klasie i kończył bazgrać projekt nowej puszki. Przepraszam. Nowoczesnej wersji pomocnika dla Iron Mana. Dla kogo ona będzie?
Godzinę później, zadzwonił dzwonek. Poszliśmy na dach. Nie pozwoliłam im nic mówić, dopóki nie skończę gadać.


Pepper: No to macie oboje przewalone. Ty pierwszy,Tony
Tony: Bardzo jesteś zła, że ukrywałem walkę z Whiplashem?
Pepper: Bardzo. Wiesz, że mogłeś uniknąć szpitala, gdybyś leżał w spokoju i odpoczywał? Wiesz, jak się bałam o ciebie, jak byłeś ledwo żywy w szkole? Wiesz o tym? Wiesz?!
Tony: Wiem i naprawdę przepraszam. To się już więcej nie powtórzy
Pepper: Bo nie masz implantu? Tony, masz nowe serce. Lepiej szanuj swoje zdrowie, bo przypominam ci, że nie będę na twoim pogrzebie
Rhodey: To ja… może wam nie będę przeszkadzać?
Pepper: Mówiłam. Siadaj na tyłku i nie ruszaj się! Z tobą też mam do pogadania, ale najpierw…


Uderzyłam Tony’ego w twarz, aż się zachwiał. Rhodey’go czekał ten sam los. Też oberwał, ale utrzymał się na nogach.


Pepper: Chyba za słabo ci przywaliłam?
Rhodey: Nie! Nie! Nie! Wystarczy!
Pepper: Haha! Dobre. Rachunki wyrównane
Rhodey: Do twojego taty nikt nie dzwonił ze szkoły?
Pepper: Chyba nie. A co? Rhodey, miałeś kłopoty? A to ciekawe
Rhodey: Mama wiedziała, że byłem w szpitalu, ale dzwonił dyrektor. Już chciała mnie wysłać do szkoły
Tony: Ha! Pamiętam. Mówiłeś, że jeszcze jeden dzień będziesz, a byłeś dłużej
Rhodey: Skąd wiesz? Przecież wtedy byłeś nieprzytomny
Tony: Roberty trudno nie usłyszeć
Tony, Rhodey, Pepper: Hahaha!


Po przerwie poszliśmy na ostatnie lekcje. Broń mnie Boże od angielskiego. Nudy, jak flaki z olejem, aż ściana nabiera nowych właściwości i jest ciekawsza od jazgotu jakiejś babki, mówiącej do swoich więźniów.
Zbawczy dzwonek zakończył mękę oraz dzień nauki. Tradycyjnie udaliśmy się do zbrojowni. Ciekawe, czy Tony zadecydował, kto będzie mu pomagał? Tak go przekonam, że zbuduje zbroję dla mnie.
Usiedliśmy na kanapie, a wszelkie alarmy były włączone. Czyli wykrywacz kłopotów aktywny.


Pepper: Ostatnio mówiłeś o nowej zbroi. Zdecydowałeś się, kto przejmie nad nią stery?
Rhodey: Myślałem, że bardziej zainteresujesz się balem maskowym? Księżniczka nie chciałaby potańczyć z naszym księciem?
Pepper: Rhodey, zabiję cię. A zasłużył sobie?
Tony: Powinnaś mi dać szansę. Chyba, że u ciebie, to jedynie zasłużyłem na oberwanie w twarz
Pepper: Hmm… Niech pomyślę… Tak
Tony: Kiedy przestaniesz mnie tak traktować?
Pepper: Jak przestaniesz myśleć jedynie o sobie
Rhodey: Chyba nigdy


Tony znowu dostał w gębę. A należało mu się? O! Należało.


Tony: Dzięki, Rhodey
Rhodey: Sorki, chłopie. Powiedziałem tylko prawdę
Pepper: Jeden uczciwy potomek Adama. Ha! Dobra. Co ze zbroją?
Tony: Nie miałem czasu, żeby ją zbudować, a jeszcze trwa proces dr Yinsena
Pepper: Ale wiesz, komu ją dasz?
Tony: Bardzo byś chciała?
Pepper: Co za pytania? No bardzo! Bardzo!


Rzuciłam się mu na szyję, błagając o pancerz. Chciałabym mu pomagać w walce z przestępcami, jak Whiplash, Unicorn, Maggia, Tong. Eee… Mandaryn? On też.


Tony: Możesz mnie puścić? Zaraz mnie udusisz
Pepper: Hah! Sorki, Tony


Zluźniłam uścisk i uwolniłam go z objęć.


Rhodey: Jeszcze będzie miała okazję cię zabić
Pepper: A tobie kiedyś wybiję zęby za ten uśmiech
Tony: Hahaha!
Pepper: Tobie też
Rhodey: Gołąbeczki
Pepper: Rhodey!
Tony: Uspokój się, Pepper. Chcecie wiedzieć, kto będzie miał nowy egzemplarz Mark I?
Pepper: Chyba na to czekamy
Tony: Rhodey
Pepper: Nie! Nie! Nie!


Zaczęłam tupać nogami ze złości.


Rhodey: Ale co?
Tony: Będziesz miał własną zbroję
Pepper: A ja?
Tony: Na ciebie jeszcze przyjdzie pora
Pepper: Czyli mi też zbudujesz? Serio?
Tony: Aha. Zgadza się
Pepper: O! Dzięki! Dzięki! Dzięki!


Znowu przytuliłam Tony’ego, ale bardziej ścisnęłam z euforii, że będę mogła latać. Od razu zwolniłam z uścisku, gdy poczuł ból. No tak. Bliznę po operacji jeszcze odczuwa. Może nie miał już implantu, ale ryzyko nadal istniało.

13. Mam marzenie

1 | Skomentuj


Nikt z nas nie mógł wejść na OIOM. Mogliśmy jedynie czekać na jakieś informacje. Po kilku minutach, z sali wyszła lekarka.


Roberta: I co z Tony’m?
Dr Bernes: Na szczęście nie był to groźny atak serca, ale on nie może się denerwować. Możliwe, że przypomniał sobie całe zdarzenie
Pepper: Czyli to przez stres?
Dr Bernes: Tak, ale i tak wypiszę go po tygodniu. Na pewno został poinformowany, co ma robić, a czego unikać
Pepper: I znowu jestem winna
Rhodey: Możemy się z nim zobaczyć?
Dr Bernes: Nie w tej chwili. Dostał silne leki
Roberta: A wiadomo, kiedy będzie rozprawa?
Dr Bernes: Nie wiem, ale chyba zrobią to szybko i sprawnie. No nic. Muszę już wracać do sali.  Nie martwcie się. Szybko stanie na nogi
Pepper: Oby
Dr Bernes: Będzie dobrze


Uśmiechnęła się i weszła do sali. Nie mogłam w to uwierzyć, że tym razem, to ja postawiłam Tony’ego w takiej sytuacji. Wolałabym siedzieć w domu, bo tam nie myślę tak negatywnie, jak w centrum batalii o życie.
Moje myśli przerwał telefon. Tata? Odeszłam kawałek od nich i odebrałam.


Virgil: Hej, Pepper. A ty nadal nie jesteś w domu? Wiesz, że masz spore zaległości w szkole?
Pepper: To tylko kilka dni
Virgil: Wszystko gra?
Pepper: A czemu pytasz?!
Virgil: Chyba płaczesz, bo ci się łamie głos i jesteś zdenerwowana
Pepper: A, jak mam nie być, kiedy mój przyjaciel leży w szpitalu?!
Virgil: Pepper, spokojnie. Lekarze się nim zajmą,a ty wracaj do domu
Pepper: Czy to rozkaz?
Virgil: Raczej prośba. No już, Pepper. Wracaj
Pepper: Dobrze. Kocham cię, tatku
Virgil: Ja ciebie też, słońce


Bez żadnych tłumaczeń wyszłam ze szpitala, kierując się do domu. Trochę było ciemno, ale nie bałam się. Dość szybko znalazłam się na mojej ulicy, trafiając pod odpowiedni adres. Otworzyłam drzwi. Od razu usłyszałam, jak tata chrapie. Leżał na kanapie. Ciężko łóżko pościelić? Dziwne. Mam ochotę sobie z kimś pożartować, a wcześniej płakałam, jakby ktoś zabrał małej dziewczynce lizaka. Musiałam się wziąć w garść. Przykryłam go kocem i poszłam do pokoju po schodach.
Po raz kolejny tok myśli przerwał dźwięk komórki. Kto tym razem? Rhodey? Zabiję go kiedyś, ale jeszcze mam czas, żeby to zrobić.


Pepper: Będziesz mnie ścigał?
Rhodey: Czemu uciekałaś?
Pepper: Poszłam do domu. Nie mogę?
Rhodey: Możesz, ale mogłaś powiedzieć, że idziesz
Pepper: Muszę ogarnąć zaległości i tobie radziłabym to samo, ale najpierw zajmij się Tony’m. Widzimy się za tydzień
Rhodey: Jakby się obudził, mam coś przekazać?
Pepper: Tylko tyle, że chcę go widzieć na dachu Akademii
Rhodey: Logiczne. No to idź spać. Jak czegoś się dowiem, zadzwonię
Pepper: Nawet w środku nocy?
Rhodey: Nawet
Pepper: Będzie dobrze, tak?
Rhodey: Będzie

Rozłączyłam się z nim i ze zmęczenia padłam na łóżko w tym, czym byłam. Śniłam, a raczej marzyłam, by z Tony’m pojechać gdzieś daleko od tego porąbanego miasta, gdzie każdy chce zabić Iron Mana. Chciałam, żebyśmy zwiedzili świat. Wycieczka dookoła świata. Zwiedzilibyśmy każdy zabytek, jak wieża Eiffla, Koloseum, czy London Eye. To byłaby niezapomniana podróż. Bez Rhodey’go. Bez matkowania niańki. Tylko ja i Tony. Bez Iron Mana i głupich zbirów. Bez alarmów. Bez szkoły. Tylko my we dwoje, bo nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
© Mrs Black | WS X X X