Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W głębi umysłu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W głębi umysłu. Pokaż wszystkie posty

11. Szala życia

5 | Skomentuj


Lekarz milczał. Nic nie mówił. Chcieliśmy wiedzieć, co się dzieje z Tony’m. Denerwowała mnie ta cisza i musiałam się odezwać.

Pepper: Proszę, mówić! Co z Tony’m?!

Dr Yinsen: Leży na OIOMie. Umiera. Przez porażenie prądem doszło do zaburzenia w pracy implantu, a odłamki wbiły się przez skórę, docierając do naczyń. Nie będę ściemniać, ale jest bardzo źle. Stracił dużo krwi. Usunąłem jedynie odłamki, tylko, że implant nie będzie prawidłowo działać
Roberta: I co będzie teraz?
Dr Yinsen: To od ciebie zależy, Roberto. Zdecyduj, co mam zrobić. Obie opcje są ryzykowne. Albo będzie żył bez implantu, albo czeka go przeszczep
Rhodey: Mamo, proszę. Nie pozwól mu umrzeć
Roberta: Nie pozwolę. Ile zostało czasu?
Dr Yinsen: Niewiele
Pepper: Ale nie umrze dziś?
Dr Yinsen: Musimy wierzyć, że organizm zniesie uszkodzenia


Razem z lekarzem podeszliśmy pod OIOM. Tony wyglądał na ledwo żywego. Leżał zaintubowany. Nie mogliśmy z nim porozmawiać. a Roberta siedziała w pokoju lekarskim. Chcieliśmy wiedzieć, co tak naprawdę zaszło na akcji. Strach i tak myśl, że już nigdy go nie zobaczę, była tak silna, bo nikt nie wiedział, czy będzie happy end tej historii.


Pepper: Nie możesz umrzeć, Tony. Ja miałam cię chronić. To moja wina, że tu leżysz. Mogłam wtedy nie wychodzić. TO JA JESTEM WINNA!


Chwyciłam go za rękę i drugą dłonią wytarłam policzki z łez. Nie chciałam, żeby ten dzień był ostatni, kiedy widzę żywego mojego chłopaka. Słabł, a twarz straciła żywe kolory.
Yinsen znowu się pojawił w sali. Nie mogliśmy dłużej zostać, więc wyszliśmy na korytarz. Tam czekała Roberta, siedząc z powagą. Nic nie chciała mówić.


Rhodey: I co ci powiedział? Mamo, odpowiedz. Co się dzieje z Tony’m?
Roberta: Naprawdę chcecie wiedzieć?
Pepper: Przeżyjemy wszystko
Roberta: Nie wydaje mi się
Pepper: Mów! Przepraszam… Niech pani mówi do cholery!
Rhodey: Pepper!
Roberta: Skoro chcecie, to wam powiem. Zdecydowałam, że Tony przejdzie przeszczep
Pepper: Czyli będzie miał nowe serce? Nie mogli tak od razu, tylko wpadli dopiero wtedy, jak umiera?! Co to kurwa ma być?!
Rhodey: Pepper, uspokój się
Roberta: To ostateczne rozwiązanie


Już chciałam coś powiedzieć, ale usłyszałam pisk kardiomonitora. Natychmiast wybiegli z nim na korytarz. Lekarz próbował przywrócić bicie serca, uciskając klatkę piersiową. Od razu pobiegliśmy pod salę operacyjną. Drugi raz ten sam koszmar. On umierał. Po raz kolejny umierał. Znowu płakałam, a każda minuta stawała się koszmarem. Cały świat zaczął się walić. Co godzinę wzrastała niepewność, czy jeszcze zobaczę żywego mojego bohatera.


Rhodey: Pepper, spokojnie. Uratują go
Pepper: Pani Rhodes, ja przepraszam. Poniosło mnie
Roberta: W porządku. Rozumiem cię. Nie tylko tobie jest trudno. Musiałam zadecydować o czyimś życiu i to była najtrudniejsza decyzja, którą musiałam podjąć. Mam nadzieję, że będzie dobrze
Rhodey: A co powiedział jeszcze?
Roberta: Że z każdej strony było ryzyko, jak organizm zaakceptuje zmiany. Musimy czekać
Pepper: Naprawdę proszę mi wybaczyć. Głupio się zachowałam
Rhodey: O! Jak Pepper się do czegoś przyznaje, już coś musi być nie tak
Pepper: Rhodey, nie żartuj sobie. Nie w tej chwili
Rhodey: Chciałem rozluźnić atmosferę
Roberta: To nie miejsce na takie rzeczy


Czekaliśmy długo. Minęły dopiero 2 godziny i już nie raz wybiegła jakaś pielęgniarka z krwią. To nie wróżyło nic dobrego. Strach się zwiększał z każdą, niepewną minutą.
Musiałam pójść po kawę. Zmęczenie zaczynało mi dokuczać, a musiałam być przy Tony’m. Rhodey również poszedł ze mną. Ledwo trzymałam kubek, bo ręce zaczęły drżeć. Wszystko przez stres.


Rhodey: Powinnaś odpocząć. Powiem ci to, czego się dowiem
Pepper: Ja muszę tu być! Skoro jestem temu winna, muszę wiedzieć, w jakim będzie stanie
Rhodey: Przestań!
Pepper: Miałam go pilnować! Obiecałam, że zajmę się nim!
Rhodey: Spokojnie. Niczym się nie martw. Czasami wystarczy wierzyć w cuda
Pepper: Rhodey?
Rhodey: Wszystko będzie dobrze


Trochę mnie uspokoił, ale nie na tyle, by zapomnieć, do czego doszło przez Iron Mana. Gdyby nie był blaszakiem, nie musiałby tak często walczyć o życie. Jakbym była wtedy w zbrojowni, włączyłabym autopilota i po sprawie. Nie walczyłby z nikim.
4 godziny później, Yinsen wyszedł z sali. Co miał tym razem do powiedzenia?


Pepper: Czemu tak długo?!
Rhodey: Co z nim?
Roberta: Operacja się udała?
Dr Yinsen: Po kolei. Organizm się buntował, a wcześniej stracił sporą ilość krwi. Jednak żyje, ale to jeszcze nie koniec
Roberta: Można się z nim zobaczyć?
Dr Yinsen: Tak, ale na krótko. Musi odpoczywać
Pepper: A dlaczego wcześniej nie mógł mieć nowego serca? Przecież wystarczyłoby je wymienić i nie musiałby się w ogóle męczyć z implantem
Dr Yinsen: Nie mogłem tego zrobić. Uszkodzenia były na tyle poważne, że wymiana organu skończyłaby się śmiercią, a poza tym liczył się czas. Coś musiało pobudzać mięsień do działania


Poszliśmy z nim na OIOM, gdzie Tony powoli otwierał oczy, patrząc wokół siebie. Nie potrafił być spokojny. Na twarzy miał maskę tlenową, a kardiomonitor pokazywał bicie nowego serca. Przy łóżku wisiały dwa worki z krwią. Wyglądał na bardzo osłabionego. To cud, że przeżył.


Tony: Co… się… stało?
Pepper: Miałeś operację
Tony: Pepper… gdzie… jest implant? Pepper!
Pepper: Tony, spokojnie. Musieli ci go usunąć. Zagrażał twojemu życiu i zamiast tego, masz nowe serce
Tony: Co?
Pepper: Rhodey, powiedz mu coś
Rhodey: Później cię opieprzę za bezmyślność, bo najpierw musisz dojść do siebie. Dobrze cię widzieć wśród żywych
Pepper: Dobrze, że żyjesz


Ucałowałam go w czoło i wyszłam na korytarz. Czy będzie lepiej bez implantu? A może gorzej?


Rhodey: Skubaniec, a jednak przeżył
Pepper: Myślałeś, że nie da rady?
Rhodey: I mówi to osoba, która ciągle płakała i obwiniała się za cały wypadek
Roberta: On mu powie, jakie czekają go zmiany, a wy mi powiecie, co ukrywacie? Od początku was obserwowałam, czego tak bardzo strzeżecie i zauważyłam, że często chodzicie do fabryki
Rhodey: Co w tym dziwnego? Gramy w kosza
Pepper: Serio, Rhodey? Mogłeś wymyślić wszystko, ale walnąłeś o koszu?
Roberta: Czyli coś ukrywacie? Wiedziałam
Rhodey: Nie! My… My tylko…
Roberta: Lepiej się nie tłumacz, Rhodey, bo bardziej się wkopujesz
Rhodey: Mamo…
Pepper: Kurwa! Ty już zamknij japę! Tony będzie składał tłumaczenia!
Roberta: Jak przeżyje
Pepper: Będzie żyć. Nie zostawiłby nas bez pożegnania
Rhodey: Nie byłbym taki pewny
Pepper: Rhodey, on robił gorsze świństwa
Roberta: Gdyby coś poszło nie tak, wy mi powiecie o sekrecie

Teraz to ja byłam optymistycznie nastawiona, że Tony da radę i dojdzie do siebie. Chciałam już nigdy nie przeżywać tego samego, dlatego cieszyłam się ze zmian.

10. Nie ma nadziei

1 | Skomentuj


Niechętnie obudziłam się, by wstać do szkoły, Ciągle miałam obraz snu przed oczami, a w dodatku był piątek. Ostatni dzień tygodnia, kiedy uczniowie kończą naukę i cieszą się wolnym weekendem. Dosyć leniwie usiadłam na łóżku, sprawdzając czas. 10:00? Zaspałam!
W biegu wzięłam rzeczy i wparowałam do klasy, niczym burza. Nabąknęłam przeprosiny bez tłumaczenia o spóźnienie. Akurat była fizyka. Nic mi nie powiedział, tylko wskazał na ławkę. Zauważyłam, że Gene również dopiero przyszedł. Myślałam, że rzuci szkołę. Czego jeszcze chce? A Tony? Siedział w tym samym rzędzie, co Rhodey. Rozejrzałam się, czy “przyjaciel” czegoś nie kombinuje. Coś mi mówiło o kłopotach. Przeczucie.
Byłam poddenerwowana, zerkając z każdej strony, czy coś się nie wydarzy.


Tony: Pepper, wszystko gra?
Pepper: Lepiej milcz
Tony: Jesteś na mnie zła?
Pepper: Mówiłam. Cicho!
Tony: No, ale jesteś, czy nie?
Pepper: Zamknij się! Tak, jestem zła! Nie widzisz? A ty, jak zwykle nieostrożny. Kolejna zbroja?
Tony: Można tak powiedzieć


Rhodey od razu przestał zwracać uwagę na lekcję i przysłuchał się naszej rozmowie. Tak nagle zrobił się ciekawski. No ciekawe.


Rhodey: Dobrze słyszałem? Mówisz o nowej zbroi?
Pepper: Haha! I już przyleciał. Oj! Ty już sobie myślisz, że to dla ciebie? Nie rób sobie nadziei. Tony, dla kogo będzie nowy egzemplarz Mark I ?
Tony: Jeszcze nie wiem, ale Rhodey się przyda do pomocy
Pepper: Ej! To było wredne. Uważasz, że nie dam sobie rady?
Tony: Nie powiedziałem tego
Pepper: A walcie się


Odwróciłam się obrażona i tylko czekałam, aż cierpienie zmaleje, gdy zadzwoni zbawczy dzwonek. Eureka! Godzinę później odezwał się mój ulubiony dźwięk,  a Rhodey od razu wybiegł, bo kolejną lekcją miała być historia. Historyk od siedmiu boleści. Również chciałam wyjść, ale wolałam pogadać z Tony’m.


Pepper: Nadal chcesz kłamać?
Tony: Pepper, przepraszam. Jeśli będziesz chciała mieć zbroję…
Pepper: Nie chodzi mi o tę puszkę, tylko o ciebie. Dobra, przepraszam, że się wkurzyłam, ale nie lubię, gdy ktoś kłamie
Tony:Chodź tu do mnie


Rzuciłam się w jego ramiona i odczułam spokój. Cieszyłam się, że był z nami. Wszystko było tak pięknie, ale zepsuła jego bezmyślność. Dlaczego akurat to? Wyszło na jaw, że coś ukrywał. Ledwo stał na nogach, ale czuł ból w klatce piersiowej. Odsunął się ode mnie, próbując ukryć wszelkie objawy.


Pepper: Proszę cię, nie kłam. Może lepiej usiądź?
Tony: Pepper…


I upadł. Niedobrze. Trzymał się za implant, a na twarzy znowu ten grymas bólu. Nie wiedziałam, jak mam o tym myśleć. Uklękłam przy nim, by sprawdzić, co się dzieje. Dusił się.


Pepper: Tony, spokojnie. Spróbuj oddychać, a ja pójdę po Rhodey’go


Natychmiast pobiegłam po przyjaciela. Nic mu nie mówiłam, tylko znalazłam go i szarpnęłam za rękę. Widział moje zdenerwowanie, więc raczej szybko zrozumiał powagę sytuacji. Zrozumiał, czego się mogę bać.
Gdy byliśmy w sali, Tony leżał nieprzytomny. Nie reagował. Sprawdziłam implant. Był w kiepskim stanie. Odłamki wbiły się dosyć głęboko. Rhodey pobiegł po nauczyciela, gdy ja próbowałam coś zaradzić. Wciąż krzywił twarz z bólu i z trudem oddychał. Byłam przerażona widokiem, umierającego chłopaka. Miałam nadzieję, że Gene nie był temu winny. Tu nie chodziło o dawne zauroczenie, ale o starą przyjaźń. Nie mogłabym pozwolić, by ten jeden błąd skończyłby się taką porażką. Tony musiał żyć.


Pepper: To tak nie może się skończyć. Tony, musisz wytrzymać. Oddychaj spokojnie. Po prostu oddychaj


W końcu pojawił się Rhodey z profesorem Kleinem. Nic mu nie tłumaczyliśmy, bo nie było na to czasu. Widział, że sytuacja była poważna. Chwycił za telefon i zadzwonił po pomoc.


Prof Klein: Jak to się stało?
Rhodey: Nie wiem. Zemdlał, tak? Pepper?


Nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Czułam się martwa.


Rhodey: Pepper!
Pepper: Cholera! No zemdlał! Kiedy będzie pogotowie?!
Prof. Klein: Trzeba poczekać, aż przyjedzie. Nie wiecie, czy coś mu zaszkodziło?
Rhodey: To nie może być zatrucie. Pepper, co z tobą?
Pepper: Długo im to zajmie?!
Rhodey: Nie płacz. Pomoc jest w drodze
Pepper: On nie może umrzeć, rozumiesz?! On musi żyć!


Płakała z rozpaczy, a nadzieja umierała jako ostatnia. Sprawdziłam, czy nadal oddychał, bo posiniały usta, co nie wskazywało na nic dobrego. Nawet nie wyczuwałam pulsu, a implant słabo świecił. Wraz z jego blaskiem słabło serce Tony’ego.
Czekaliśmy 20 minut do przyjazdu karetki. Mieliśmy dużo szczęścia. Zjawił się odpowiedni lekarz. Ho Yinsen. Skąd wiedział, że tu chodziło o niego? No nic. Najważniejsze, że był. Sprawnie sprawdził wszelkie funkcje życiowe i coś wstrzyknął dożylnie, że znowu oddychał normalnie. Dla ułatwienia mu tego zdania dał maskę tlenową na twarz. Położył na noszach, podłączając do kardiomonitora.


Dr Yinsen: Dzieciaki, bez kłamstw. Jak to się stało?! Znowu pobicie?
Pepper: Nie! Po prostu zemdlał
Rhodey: Co z nim będzie?
Dr Yinsen: Jest gorzej, niż było wcześniej i bez operacji raczej się nie obejdzie
Rhodey: Mama mnie zabije
Pepper: Rhodey, stul dziób!
Prof. Klein: Skoro zemdlał, po co od razu operacja?
Dr Yinsen: Nie mam czasy na tłumaczenia. Jeśli go nie zabiorę na czas do szpitala, umrze. To sytuacja zagrożenia życia


Poszliśmy z nim do karetki. Najpierw musieliśmy minąć gapiów, a w nich Gene’a. Chyba tylko ja odczułam te wrogie spojrzenie. Na szczęście szybko wsiedliśmy do pojazdu i pojechaliśmy, jak najszybciej do szpitala, mijając zatłoczona auta na drogach. Tony musiał z kimś walczyć. Coś zataił przed nami. Co?
Rhodey siedział z powagą, a Yinsen obserwował dziwne wykresy na urządzeniu, zapisując dane na papierze, zbierając informacje potrzebne do szczegółowej diagnostyki przed operacją. Trzymałam Tony’ego za rękę, by czuł moją obecność, ale i wsparcie, że nie zostawię go w najgorszym momencie.


Dr Yinsen: Nauczyciela nie ma. Możecie mi powiedzieć, co tak naprawdę się stało?
Pepper: Zemdlał
Dr Yinsen: Jak to wyglądało?
Pepper: Trzymał się za implant i po prostu upadł. Potem się dusił i nic nie mówił
Dr Yinsen: Rozumiem
Rhodey: Będzie żyć, prawda?
Dr Yinsen: Zrobię wszystko, by go ocalić, ale powiedzcie mi jedno. Czy nie pracował może pod wysokim napięciem?
Rhodey: Whiplash?
Dr Yinsen: Co?
Pepper: Jasna cholera! Znowu kłamał!
Dr Yinsen: Nic wam nie mówił?
Pepper, Rhodey: Nic
Dr Yinsen: Rhodey, powiadom Robertę. Potrzebuję jej zgody na leczenie
Rhodey: Dobrze
Pepper: Mogę jakoś pomóc?
Dr Yinsen: Wystarczająco wiele zrobiłaś. Nie denerwuj się. Spróbuję ocalić Tony’ego po raz kolejny


Rhodey zaczął nawijać przez słuchawkę o całej sytuacji. Obie strony krzyczały, gdy ja próbowałam się opanować i przeanalizować całą sytuację. Czyżby ten alarm o rzekomych kłopotach, to był powrót Whiplasha? Nikt inny nie byłby w stanie tak śmiertelnie porazić prądem, jak ten mały, chciwy drań.
Jechaliśmy na sygnale, by szybciej dotrzeć do szpitala, ale auta ciągle wpadały w korki i traciliśmy czas. Stało się najgorsze. Gwałtownie klatka piersiowa się uniosła i opadła bezwładnie. Na monitorze nie było żadnych oznak życia. To był koszmar. Gorszy od ataku Mandaryna.


Dr Yinsen: Bez paniki. Zaraz będzie po wszystkim


Rozciął bluzkę nożycami i przyłożył stetoskop, by sprawdzić bicie serca, czy faktycznie zaprzestało pracy, bo czasem maszyny pokazują coś mylnego. Przyłożył 4 małe dyski równomiernie na klatce piersiowej. Nie wiedzieliśmy.


Pepper: Co to jest?
Dr Yinsen: Odsuńcie się
Pepper: To defibrylator?
Dr Yinsen: W pewnym sensie tak
Rhodey: To go zabije!
Pepper: Rhodey, zamknij ryja!
Dr Yinsen: Ja wiem, co robię. W końcu, to mój wynalazek. Będzie dobrze


Uderzył raz.


Dr Yinsen: Sprawdzam… Mamy go. Serce znowu bije. Co z Robertą? Przyjedzie do szpitala?
Rhodey: Będzie, jak skończy rozprawę
Dr Yinsen: W porządku, Mamy coś do obgadania. To bardzo ważne
Rhodey: Musi być ta operacja?
Dr Yinsen: Jego organizm jest na tyle zbuntowany, że jedynie szybka interwencja chirurgiczna zdoła mu ocalić życie


Godzinę później dotarliśmy na miejsce. Natychmiast Tony’ego zabrał na salę operacyjną.  Zamknęły się drzwi. My jedynie czekaliśmy na informacje.


Pepper: Myślisz, że walczył z Whiplashem?
Rhodey; Wszystko pasuje. Teraz musimy jedynie czekać
Pepper: Choć raz Gene nie jest winny
Rhodey: Pepper, ja ciebie nie rozumiem. Ciągle go bronisz?
Pepper: Nie!
Rhodey: Nadal coś do niego czujesz?
Pepper: Zamknij się! Już nic do niego nie czuję. Kocham Tony’ego, dotarło?
Rhodey: Dotarło. Kurcze. Faktycznie był na tyle głupi, by walczyć z Whiplashem?
Pepper: Znasz go. Nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił


Przerwaliśmy rozmowę, gdy prawniczka pojawiła się w szpitalu. Podbiegła pod blok, gdzie siedzieliśmy, czekając na dobre wieści.


Roberta: Tony tak kocha szpitale? Dobra, a teraz na poważnie. Co się stało?!
Rhodey: Zemdlał w szkole
Roberta: I już go operują?!
Pepper: Jest fatalnie z implantem. On umrze
Rhodey: Pepper, nie mów tak. Będzie dobrze
Pepper: Będzie dobrze, będzie dobrze. To już nie działa!
Roberta: Może pojedź do domu? My tu będziemy, a czegoś się dowiemy, od razu damy ci znać
Pepper: Nie! Ja tu muszę być!


2 godziny później. Wyszedł Yinsen. Znowu mnie była poważna, a ręce z białymi rękawiczkami zacierał z nerwów. Co się stało? Niech coś powie? Wstaliśmy, jak poparzeni, licząc na informacje. Tony nie mógł umrzeć. Nie zostawiłby nas bez pożegnania.

9. Koszmar

1 | Skomentuj

Siedziałam, patrząc na pociemnione niebo. Wszystko było poszarzałe, a ludzie uciekali w popłochu. Nie wiedziałam, kto był za to odpowiedzialny. Gdy zauważyłam białe blaski promieni, spostrzegłam Mandaryna, który niszczył wszystko, siejąc spustoszenie. Szukałam Tony’ego i Rhodey’go w zawalonym budynku. Szłam przed siebie, a słabe światło implantu wskazało mi drogę, gdzie iść. Przed nim był duży blok ściany, przygniatający ich obu. Pozbyłam się przeszkody i wyciągnęłam chłopaków spod gruzów. Sprawdziłam, czy żyją. Przez chwilę były oznaki życia, lecz szybko zniknęły, zmieniając ledwo żywą twarz w trupią bladość. Brak pulsu zaznaczył obecny stan śmierci. Płakałam, ale z oczu wylewały się czerwone łzy, plamiące na dłoń swoją krwią.
Nagle znowu niebo zmieniło kolor na jeszcze mroczniejszy. Czerwień wymieszana z czernią. Pojawiały się portale, wyrzucające dziwne istoty z innych wymiarów, a ich celem stali się zwykli ludzie. Ja tylko obserwowałam i nie mogłam nic zrobić. Stworzenia niszczyły ludzkie życia po jednym strzale z jakiejś broni. Nie potrafiłam się ruszyć, by uciec. Ciało zamieniło się w kamień, co szybko rozpadło się na kawałki.
Obudziłam się i wiedziałam, że to był sen, ale krzyknęłam ze strachu. Sprawdziłam zegarek. Druga nad ranem? Nawet tata się zerwał. Wtargnął do pokoju z bronią.


Virgil: Łapy precz od mojej córki!
Pepper: Odłóż to!
Virgil: Pepper, co się stało?
Pepper: Miałam zły sen

Usiadł na łóżku i mnie przytulił. Bałam się, że ten sen również się spełni. Miałam dość przeżywania najgorszych myśli. Nie chciałabym, żeby Tony umarł. Gdy się uspokoiłam, zamknął drzwi i ponownie zasnęłam. Wiedziałam, że to moje błędy doprowadziły do tragedii, ale próbowałam wszystko naprawić.

8. Za kłamstwo

3 | Skomentuj


Jeszcze przez chwilę leżałam obok Tony’ego. Chciałam się uspokoić, ale ponownie poczułam, jak jego serce słabnie. W dodatku znowu czuł ból, a światło implantu zbladło. Martwiłam się, ale on nic nie mówił.


Pepper: Nic nie ukrywaj, Tony. Mów, co się dzieje?
Tony: To… nic
Pepper: Przecież widzę, że coś cię boli. Możesz być ze mną szczery?
Tony: To przez implant


Uderzyłam go z “liścia”. Jak on mógł przede mną ukrywać swój stan zdrowia? Boi się, ze wróci do szpitala?


Tony: Pepper…
Pepper: Okłamałeś mnie! Jak mogłeś?! Poświęcam się dla ciebie. Próbuję ci pomóc, ale ty tego nie chcesz! Po co jestem potrzebna?!
Tony: Pepper, ja… przepraszam. Nie chciałem cię martwić
Pepper: A jednak to robisz. Wiesz, że nie chcę cię stracić?
Tony: Wiem
Pepper: Więc czemu lekceważysz swój stan? Chcesz jeszcze pożyć?
Tony: Ej! Nie płacz. Będę żyć z wami i dla was


Przytulił mnie, a ja się wypłakałam. Odczułam ulgę, ale chwilowo. Musiałam sprawdzić, czy bardzo było źle z implantem. Ostrożnie dotknęłam mechanizmu, przesuwając ręką, by zobaczyć, czy odłamki się przesunęły. Byłam bardzo delikatna, ale mimo to odczuwał ból.


Pepper: Powinieneś wrócić do szpitala. Nie wygląda najlepiej. Chyba, że nie chcesz tam być, spotkaj się z Yinsenem
Tony: Proszę cię. Przestań. Nic mi nie będzie
Pepper: Chcesz oberwać za kolejne kłamstwo?
Tony: Nie
Pepper: A głodny?
Tony: Mogę coś zjeść
Pepper: No to jedzmy


Poszła po talerz i nalałam też sok do szklanki. Pomogłam mu usiąść na kanapie, bo nadal nie czuł się na siłach. Jednak naprawdę polubił kocyk. Sięgnął po ciastka, a uśmiech wymuszał na twarzy.


Pepper: I jak? Lepiej?
Tony: Przy tobie zawsze jest inaczej
Pepper: Mam taką nadzieję. Smakuje?
Tony: Pewnie. Kupiłaś w sklepie? Nie musiałaś
Pepper: Haha! Z waszej kuchni. Nie musiałam się włamywać
Tony: Aha. Powiedzmy, że nie było pytania
Pepper: Zaraz przyjdę, tylko zobaczę, jak idzie Rhodey’mu. Zostaniesz tu?
Tony: Przecież zostanę
Pepper: Bo cię zabiję
Tony: I tak umrę
Pepper: Nie umrzesz


Pocałowałam Tony’ego i poszłam do histeryka po notatki. Zamiast siedzieć przy zeszytach, jadł ciastka. Zdziwił się, jak mało ich zostało. Mina, jak pobitego psa. Od razu zgłodniał. Przepisze jedno zdanie i ma smaka na jedzonko. Co za człowiek. No dobra. Niech mu będzie, choć z drugiej strony, jakbym zakosiła ciastka, nie spaliłby się dom.


Pepper: Jak zwykle głodny
Rhodey: Każdy ma prawo jeść. Nie będę pracował z pustym żołądkiem
Pepper: Rhodey, nie tłumacz się, bo to ci nic nie da. Skończyłeś te notatki?
Rhodey: Jutro ci dam. A gdzie Tony?
Pepper: W zbrojowni. No to smacznego
Rhodey: Mmm… Dzięki


Po wymianie kilku zdań, wróciłam do bazy. Jednak Tony’ego tam nie było. Zbroja też zniknęła.


Pepper: Och! Zabiję go! W takim stanie poleciał na akcję?


Usiadłam na fotelu, sprawdzając, skąd odezwał się alarm i z kim miał do czynienia. Miałam nadzieję, że nie będzie głupi. Moment. Tony Stark. On jest głupi. Nie może walczyć. Jednak sok wypił i ciastka zjadł. Może nic mu nie będzie? Zadzwoniłam do Rhodey’go.


Pepper: Rhodey, mamy problem!
Rhodey: Co się stało?
Pepper: Tony zniknął! Wziął zbroję! Rhodey, on nie może!
Rhodey: Pepper, spokojnie. Wróci
Pepper: Nie rozumiesz, że poleciał na akcję?! Jest w kiepskim stanie. Z implantem się pogorszyło
Rhodey: Zaraz tam będę, ale uspokój się. Nie byłby taki głupi…
Pepper: Mamy na myśli Tony’ego Starka. On jest głupi, bezmyślnym idiotą, który…
Rhodey: Pepper, starczy! Już tam idę
Pepper: Czekam
Rhodey: Będzie dobrze
Pepper: Mam taką nadzieję
Rhodey: Jest w zbroi. Da radę
Pepper”: Oby


10 minut później zjawił się Rhodey. Od razu chciał wiedzieć, co miałam na myśli w sprawie Tony’ego. Był opanowany, ale to długo nie potrwa. Przetarłam oczy, wycierając je z łez.


Rhodey: No to, co się dzieje? Aż tak źle?
Pepper: Jest słaby i ciągle skarżył się na ból
Rhodey: Skarżył? Niemożliwe
Pepper: Sama odkryłam, że ściemnia!
Rhodey: Dobra, spokojnie. Rany jeszcze się nie zagoiły. To normalne, że je jeszcze odczuwa
Pepper: Ale odłamki się przesunęły!
Rhodey: Uspokój się! Zaraz wróci
Pepper: O wilku mowa


Przez właz wleciała zbroja. Nie była uszkodzona, więc raczej nie walczył. Nie potrafiłam mu zaufać, a to podstawa do budowania relacji. Kocham go, a on nie bardzo chce wiedzieć o tym.
Gdy Tony odłożył zbroję, usiadł na kanapie i wziął kocyk. Urocze, ale opieprz musiał dostać.


Pepper: Gdzie cię wywiało?! Ja tu zawału prawie dostałam!
Rhodey: Odezwał się alarm?
Tony: Alarm był, ale nic groźnego. Zostawiłem porachunki z złodziejami dla policji. Poza tym, chciałem pomyśleć nad czymś
Pepper: Masz przed nami sekrety? Nie lepiej nam się wyżalić? Ja ci mówię o wszystkim!
Tony: Nie! Nie powiedziałaś, że kochałaś Gene’a!
Pepper: To było dawno i krótko! Nie wypominaj mi ciągle o tym!

Oberwał w twarz. Po prostu wyprowadził mnie z równowagi. Jak długo będzie mi wypominał? Wiem, że przeze mnie znalazł się w takim stanie. Wybiegłam w płaczem i pobiegłam do domu. Znowu kłamał. Czy ja się dla niego liczę, choć trochę?
© Mrs Black | WS X X X