Matthew Stark pozostał przez tydzień w szpitalu na zagojenie
ran pooperacyjnych. Nowy wspomagacz spełniał swoje zadanie, a nawet był
silniejszy. Po minionym czasie rekonwalescencji udał się na cmentarz. Złożył
kwiaty, mówiąc w myślach swoją prośbę do ojca. Wiedział, że nadal obserwował go
w chmurach.
- Obiecałem być
lepszy od ciebie. I taki będę. – Wypowiedział te słowa na głos. Po drugiej
stronie cmentarza rozpoznał Toni, zapalającą znicz na grobie Ho Yinsena. Nie
chciał przeszkadzać, więc trzymał się z boku. Nie chciał podsłuchiwać, lecz
mimo wszystko uszy wyłapały słowa.
- Wybaczam ci, tato.
Wybaczam. – Wyrzuciła z siebie wszelkie emocje, a także roztargane sumienie.
Młody Stark nie mógł nic zrobić, a bolał go widok płaczącej kobiety.
- Toni. – Zacisnął
rękę w pięść i wyszedł ze cmentarza. Powrócił do swojego pokoju, gdzie wisiała
lista ze złoczyńcami. Popatrzył na nią, zastanawiając się nad odpowiednim
posunięciem. Odpuścił sobie vendettę. – Nie jestem mściwy. – Wziął kartkę i
potargał na strzępki. Wyrzucił ją do kosza. – Nie będę tobą. Będę sobą. –
Postanowił otwarcie, czyszcząc pliki powiązane z szukaniem działalności
przestępczej.
Gdy wyszedł ze swoich
czterech ścian, rodzina siedziała przy stole. Z uśmiechem zajadał potrawę
przyrządzoną przez matkę. Nie zamierzał targać się na szalone misje. Wiedział,
iż z tym mógł jeszcze zaczekać. Nie był na nie jeszcze gotów.
- Więc naprawdę nie
chcesz być Iron Manem? Jestem w szoku. – Zdziwił się wujek, którego stan
poprawił się. Mógł wrócić do zbroi, a o tym najbardziej marzył. Paraliż nie
groził mu.
- Mam na to czas.
Najpierw zacznę od naprawy firmy taty, żeby nie było produkcji broni. Myślałem
o zapleczu medycznym. Technologia ułatwiająca życie ludziom i otwarta dla
szpitali w całym kraju. – Zasugerował swój pomysł na biznes.
- Widać, że doktor
Yinsen cię zmieniła. Bardzo mnie to cieszy, skarbie. Tak trzymaj. – Uśmiechnęła
się ciepło do niego.
- Szczerze? Mam po
uszy szpitali. Chcę żyć z dala od tego miejsca. – Zaśmiał się. – Ale tylko tam
mogę odwiedzić Toni i takie powodowanie wypadków… - Zaczął knuć dziecinny plan,
lecz zmienił to przez spojrzenie matki. – Taki żart.
- No ja myślę, bo
zarobiłbyś spory szlaban. Wierz mi, Matt. Nie chcesz tego. – Zagroziła
rodzicielka. Cały stół wybuchnął śmiechem. Humor prysnął na dźwięk dzwonka do
drzwi.
- Otworzę. – Wstał
chłopak, kierując się do drzwi. Przez wizjer rozpoznał gościa. Od razu otworzył
drzwi. Dziewczyna rzuciła mu się w ramiona, wypłakując w jego ramię. – Hej. Już
dobrze. Jestem tu.
- Matt, ja… Ja nie
poradzę sobie w roli ojca. To nie dla mnie. – Wyrzuciła z żalem. – Popełniam
tyle błędów.
- Ale ktoś musi mnie
składać do kupy. – Zażartował, a wrogie spojrzenie Toni skłoniło do
zaprzestania. – Przepraszam. Ja też nie jestem gotowy do bycia Iron Manem.
Jednak ty nadajesz się na lekarza jak mało kto. Walczyłaś o mnie. Gdyby nie
twoja upartość, nie wróciłbym do domu. Jesteś moją bohaterką. – Przytulił ją do
siebie, aż lekarka poczuła się bezpieczna.
- Dziękuję. – Nie
zamierzała odrywać się z uścisku. Trwali w nim najdłużej jak tylko mogli. W
końcu wciąż związani byli przeznaczeniem, a ich historia dopiero miała swój
początek.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi