Droga obyła się bez wpadania w korek. Pojazdy sprawnie
przemierzały ulice, zaś władze nie miały wezwań. Pozorny spokój wydawał się
ciszą przed burzą. Wiedział o tym każdy kto żył w Nowym Jorku. Wraz z rosnącą
liczbą złoczyńców przybywało bohaterów.
Po dotarciu do domu,
Matt poszedł do pokoju wujka. Jego pokój znajdował się na parterze, aby mógł
mieć łatwiejszy dostęp do pozostałych części budynku. Siedział na łóżku,
przeglądając stary album ze zdjęciami.
- Dzień dobry, wujku.
Jak zdrowie? – spytał zmartwiony. Martwił się o każdego, ale nie o siebie.
Każdy mu powtarzał, iż odziedziczył to po ojcu.
- Coraz lepiej. Są
momenty jak nie potrafię wstać, ale walczę. – Uśmiechnął się, odkładając album.
– Słyszałem, że byłeś w szpitalu. Twoja mama bała się o ciebie. Jak się
czujesz? – teraz i w nim odezwała się troska o młodzieńca.
- Dziś dostałem
wypis. To wina Ducha, bo pochłonął energię z baterii rozrusznika. Potem jakaś
baba mnie otruła, ale już jest dobrze. – Uspokoił członka rodziny, żeby nie
wpadał w panikę.
- Nie zadzieraj z
nim. To niebezpieczny typ. – Ostrzegł z powagą w głosie.
- Bo zabił tatę? –
zadał dość niekomfortowe pytanie. – Wiem, że to zrobił.
- Wykańczał go, ale
ostatni cios zadał sobie sam. – Wyznał prawdę dość bolesną, lecz nadal mówił. –
Wiedział, że jeśli znowu będzie walczył, doktor Yinsen mu nie pomoże. Byłem
przy tym, więc uwierz mi.
- Wujku… - Chłopakowi
zabrakło słów, ale ciekawość doprowadzała do obłędu. Pragnął poznać całą
historię. – Chcę wiedzieć wszystko.
- Nie wiem czy to
dobry pomysł, ale… No tak. Nie jesteś już dzieckiem. Dorosły z ciebie
mężczyzna. – Uśmiechnął się łagodnie, kontynuując opowieść. – Lekarz miał dość
bezmyślności twojego ojca. Ostrzegał i groził, że jeśli nie będzie go słuchał,
już nigdy mu nie pomoże. – Na moment przerwał, biorąc większy wdech. – Ale gdy
porwali ciebie, wkurzył się. Zignorował groźby i odbił cię.
- Gdybym nie
przyszedł na świat, doktor Yinsen mógłby mu pomóc. Gdyby nie ja, on nadal by
żył! Ja go zabiłem! Ja! – wykrzyczał przerażony, a z oczu wyleciało parę łez.
- Matt, nikt nie mógł
tego przewidzieć. Nawet twoja mama, a czasu nie cofniemy. Żyć nie możemy
przeszłością. Żyjmy jutrem.
- Jutro. Żyć… Mam
żyć? - zadał sobie pytanie na głos.
Szybko wymazał je z pamięci na myśl o spotkaniu z Toni. – Przepraszam, wujku.
Zdrowiej.
- Tylko nie bądź
mściwy. Tak nie postępują bohaterowie. – Dał radę dość cenną. Nie chciał o niej
zapomnieć.
- Nie będę. Nie idę w
jego ślady. – Zaparł się stanowczo, idąc do swych czterech ścian. Podszedł do
tablicy z przypiętą listą przestępców. Przyjrzał się jej uważnie i
zaktualizował dane. Zniknęło z niej pięć nazwisk.
Po zapisaniu poprawek
wskoczył pod prysznic, żeby zmyć zapach szpitala. Mnóstwo myśli przelatywało mu
przez głowę, a poznając Toni nie wiedział czy przeszłość ich ojców zniszczy
budowaną przyjaźń.
Z plątaniny umysłu
wyrwał go dźwięk telefonu. Od razu ubrał się, schodząc na dół. Chwycił za
słuchawkę telefonu.
- Halo? – spytał,
czekając na odpowiedź po drugiej stronie.
- Myślałam, że dasz
mi numer komórki, geniuszu. – Usłyszał podburzony ton lekarki.
- Toni? Przecież
spotkanie jest jutro. – Nieco zdziwił się głosem rozmówcy. Próbował zrozumieć
jaki miała cel.
- Wiem o tym, ale to
nie może czekać. Może mi otworzysz? – te słowa bardziej go zszokowały. Odłożył
słuchawkę, podchodząc do drzwi. Przed nimi dostrzegł przyjaciółkę. Otworzył bez
wahania. Wpatrywał się uważnie. Wydawała się być dalej.
- Nie uciekaj. To ja,
Matthew. Chodź. Napijesz się czegoś. – Zaproponował. Nastolatka stała w
miejscu.
- Muszę ci coś
pokazać. – Wyjęła spod kurtki sporej grubości teczkę z podpisanymi danymi Iron
Mana. – Nie chcę, żebyś tak skończył. – Rozsypała papiery i uciekła.
- Toni, poczekaj! –
wołał dziewczynę, lecz wciąż nie był silny po zabiegu. Podszedł do teczki,
patrząc na rozsypane kawałki badań. Prześwietlenia, skany, wyniki krwi, a także
opisy operacji. Na widok wyglądu uszkodzonego serca poczuł się słabo.
Mimowolnie runął na ziemię. Zanim na dobre odpłynął usłyszał krzyki matki.
Matthew zbudził się z
krzykiem we własnym pokoju. Obok siedziała rodzicielka, której przerażenie nie
znikało.
- Zemdlałeś, Matt.
Musisz odpoczywać. – Poprosiła kobieta, poprawiając okład na głowie.
- Gdzie Toni? –
zaniepokojony szukał wzrokiem lekarki. Poza Patricią nie dostrzegł nikogo.
Ciemność w pokoju.
- Nie było jej tu.
Znalazłam cię w łazience, bo długo nie schodziłeś na kolację. – Wyjaśniła, choć
chłopak nadal czuł się zagubiony. Prawda zmieszała się z fikcją.
- Zostaniesz tu?
Proszę. – Poprosił, bojąc się zamknąć oczy. Dawno nie odczuwał takiego strachu.
- Zostanę. Będę tu
tak długo, ile trzeba. – Uśmiechnęła się do niego, całując w czoło. Matt
walczył z ciałem. Usiłował wygrać i tę walkę. Niestety, lecz poniósł porażkę.
Ciemność zabrała go ze sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi